Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
Czytelnik CIA (niezweryfikowane), Czw, 2012-01-26 13:59
Czy jeśli zmienimy pojęcie własności na pojęcie użytkowania, nie rozwiąże to wielu problemów? Powyżej był przykład z kamieniem na którym ktoś usiadł i został i użyty w niewłaściwy sposób - ktoś kto siedzi na kamieniu tylko go użytkuje, ale gdy ten ktoś rości sobie prawo do tego, żeby tylko on siadał na kamieniu, to już jest własność i sums sumarum kradzież i aby to roszczenie (mniej lub bardziej urojone) wyegzekwować taki właściciel potrzebuje państwa, aby pilnowało kamienia z którego on nie korzysta, ale czuje się jego właścicielem.
Jeśsli komuś przyjdzie do głowy uzna ć, że zachód słońca jest jego własnością intelektualną i użyje państwa do egzekwowania praw do owej wydumanej własności, to wszyscy przed zachodem słońca (poza tymi którzy zapłacą za jego podziwianie) mamy schodzić do piwnic w imie "świętej własności prywatnej"?
Własność podlega ograniczeniom czy ktoś tego chce czy nie, jeśli posiadanie stanowi przeszkodę dla społeczność w jej rozwoju tym gorzej dla własności. Dzisiejsi obrońcy "świętej własności prywatnej" nie rozumieją, że ich tzw. własność jest tylko tak długo chroniona jak długo nie pojawi się ktoś silniejszy by ją sobie zawłaszczyć. Niejeden prywatny właściciel płacze po spotkaniu z interesami wielkich korporacji... Owszem wszystko można sprowadzić do pieniądza, ale trzeba pamiętać, że pieniądz jest bytem umownym i jego wartość bardziej opiera się na naszej wierze weń, niż na jakichś bardziej realnych przesłankach. Jeśli zamienimy pojęcie własności na użytkowanie, a pieniądz sprowadzimy do roli uniwersalnego przelicznika, bez nadawania mu jakiejkowiek wartości, zrobimy krok we właściwym kierunku. Wtedy będzie możliwe by wszyscy mogli używać różnych rzeczy według potrzeb np samochodu na przemieszczenie się z punktu A do punktu B... Posiadanie kilku samochodów wydaje mi się być takim samym bezsensem jak posiadanie wielkich ilości ziemi, której się nie użytkuje. Jedyną realną wartością jest praca, zyski z posiadania czegoś czego się nie użytkuje są po prostu okradaniem innych z możliwości użytkowania i niczym więcej.
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
Pytanie
Czy jeśli zmienimy pojęcie własności na pojęcie użytkowania, nie rozwiąże to wielu problemów? Powyżej był przykład z kamieniem na którym ktoś usiadł i został i użyty w niewłaściwy sposób - ktoś kto siedzi na kamieniu tylko go użytkuje, ale gdy ten ktoś rości sobie prawo do tego, żeby tylko on siadał na kamieniu, to już jest własność i sums sumarum kradzież i aby to roszczenie (mniej lub bardziej urojone) wyegzekwować taki właściciel potrzebuje państwa, aby pilnowało kamienia z którego on nie korzysta, ale czuje się jego właścicielem.
Jeśsli komuś przyjdzie do głowy uzna ć, że zachód słońca jest jego własnością intelektualną i użyje państwa do egzekwowania praw do owej wydumanej własności, to wszyscy przed zachodem słońca (poza tymi którzy zapłacą za jego podziwianie) mamy schodzić do piwnic w imie "świętej własności prywatnej"?
Własność podlega ograniczeniom czy ktoś tego chce czy nie, jeśli posiadanie stanowi przeszkodę dla społeczność w jej rozwoju tym gorzej dla własności. Dzisiejsi obrońcy "świętej własności prywatnej" nie rozumieją, że ich tzw. własność jest tylko tak długo chroniona jak długo nie pojawi się ktoś silniejszy by ją sobie zawłaszczyć. Niejeden prywatny właściciel płacze po spotkaniu z interesami wielkich korporacji... Owszem wszystko można sprowadzić do pieniądza, ale trzeba pamiętać, że pieniądz jest bytem umownym i jego wartość bardziej opiera się na naszej wierze weń, niż na jakichś bardziej realnych przesłankach. Jeśli zamienimy pojęcie własności na użytkowanie, a pieniądz sprowadzimy do roli uniwersalnego przelicznika, bez nadawania mu jakiejkowiek wartości, zrobimy krok we właściwym kierunku. Wtedy będzie możliwe by wszyscy mogli używać różnych rzeczy według potrzeb np samochodu na przemieszczenie się z punktu A do punktu B... Posiadanie kilku samochodów wydaje mi się być takim samym bezsensem jak posiadanie wielkich ilości ziemi, której się nie użytkuje. Jedyną realną wartością jest praca, zyski z posiadania czegoś czego się nie użytkuje są po prostu okradaniem innych z możliwości użytkowania i niczym więcej.