Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
Pan Hetman z Elbląga
Do Giżycka oddalonego o 230 km od Elbląga, osiem szwaczek z firmy Hetman Truso musiało wyjechać już w niedzielę 22 grudnia 2002 r. O godz. 6 rano miały się stawić w nieistniejącej filii firmy do pracy. W poniedziałek zjawiła się tam osoba z listą obecności, po podpisaniu której kobiety spędziły bezczynnie osiem godzin w nieogrzewanym pokoiku (przed Wigilią mrozy sięgały kilkunastu stopni). Ponieważ delegując je do pracy, pracodawca nie wypłacił diet, zaliczek i noclegu (choć miał taki obowiązek), noc spędziły na dworcu, by na drugi dzień ponownie pojawić się o 6 rano. Gdy z powodu choroby nie stawiły się 27 grudnia 2002 r., pomimo zwolnień lekarskich zostały zwolnione dyscyplinarnie.
To nie jest cytat z książki o XIX-wiecznym kapitalizmie. To prawdziwe ponure zdarzenie, którego finał - być może pozytywny dla zwolnionych szwaczek - dopisze prokuratura i sąd.
Przypomnijmy: Hetman Truso Sp. z o.o. powstała w 1996 r. z prywatyzacji zakładów odzieżowych Truso. Właścicielem i prezesem spółki stał się Jan Przez-polewski. Od tego też czasu pensje w firmie systematycznie były obniżane, a od półtora roku zaczęto je wypłacać nieterminowo i w ratach. Czarę goryczy przelał fakt niewypłacenia pensji za listopad, a przed świętami Bożego Narodzenia pracownicy otrzymali jedynie zaliczki w wysokości od 250 zł do 500 zł. Kobiety postanowiły założyć związek zawodowy. Poinformowany o tym prezes spółki zwolnił dyscyplinarnie dwie szwaczki, a osiem pozostałych z komitetu założycielskiego z dnia na dzień oddelegował do nieistniejącego oddziału firmy w Giżycku. Po dwóch dniach koczowania na dworcu chore kobiety wróciły do domu i poszły na zwolnienie lekarskie, za co zostały dyscyplinarnie zwolnione.
Wypłata - 150 zł
Na tym zwolnienia się nie skończyły. Prezes Przezpolewski, wykorzystując przestój w pracy 18 grudnia ub.r., podczas którego miało się odbyć jego spotkanie z załogą, zwolnił pozostałe członkinie NSZZ Solidarność, a 8 stycznia br. poinformował o dyscyplinarnym zwolnieniu 96 osób (trzech z czterech zespołów), co zdaniem związkowców oznacza w praktyce likwidację zakładu.
Przy stanowiskach pracy nie wolno było ze sobą rozmawiać (majstrowe ciągle chodziły i pilnowały), o urlopie nie można było nawet myśleć - no chyba że ktoś wybłagał i wypłakał, no to dostał - mówi Elżbieta Chojnicka, jedna ze zwolnionych pracownic Hetmana. Z wypłatami pensji od półtora roku były straszne problemy. Po 100 - 150 zł, a nawet mniej. Po pieniądze trzeba było chodzić i prosić się w kadrach, że nie ma na chleb. Często dostawał ten, kto był pierwszy w kolejce.
Wszelkie rozmowy z szefem o pieniądzach strasznie go denerwowały. Po co przychodzicie, pieniędzy nie ma, jak będą to dam, a w ogóle to mój zakład i będę w nim robił, co chcę - opowiada Barbara Chmielewska, druga ze zwolnionych pracownic, które założyły związek.
Panie dodają, że zwróciły się do związku o pomoc, bo - jak same mówią - mamy tylko zawodowe wykształcenie, nie znamy się na tym wszystkim. Pracujemy po 20 i więcej lat i zależy nam na pracy. Co miałyśmy robić?
Inspekcja Pracy potwierdza zarzuty
Janusz Śniadek, który spotkał się ze zwolnionymi, postępowanie zarządu tej spółki nazywa barbarzyństwem. Dodał, że takie sytuacje są coraz powszechniejsze z dwóch powodów: małej skuteczności w egzekucji prawa pracy oraz ostatniej nowelizacji kodeksu pracy i związanej z tym nagonki na związki zawodowe. Państwo stwarza klimat do takich działań.
Szefowi elbląskiej "S" Mirosławowi Kozłowskiemu takie postępowanie nie mieści się w głowie. One przyszły do Zarządu Regionu z płaczem. W obronie szwaczek zorganizował 6 stycznia br. pikietę, a 11 stycznia największą w Elblągu od wielu lat manifestację. Dla pseudopracodawców wybiła godzina zero! - ostrzegał w swoim przemówieniu. Takie przypadki jak w Hetmanie będą w Elblągu piętnowane publicznie - dodał Kozłowski.
Solidarność złożyła wszelkie stosowne doniesienia (do PIP, sądu pracy, prokuratury). Najszybciej zareagowała elbląska Państwowa Inspekcja Pracy, która w przeszłości wielokrotnie karała elbląską spółkę. W wyniku kontroli potwierdziła wszystkie zarzuty związkowców i sama skierowała sprawę do prokuratury. Inspektorzy, aby wejść na teren zakładu, musieli wezwać policję. Fakt wysłania ośmiu pracownic do Giżycka PIP określiła jako ciężkie i złośliwe naruszenie praw pracowniczych i godności człowieka. Stwierdziła też w swoim protokole, że w 2002 r. 134 osoby nie korzystały z urlopów wypoczynkowych i nie płacono za nadgodziny. PIP wydał polecenie natychmiastowego wypłacenia zaległych pensji.
Lokalni politycy milczą
Kobiety z Hetmana znosiły taką sytuację niezwykle długo, gdyż w Elblągu bezrobocie wynosi 28 proc. Mimo że sprawa toczy się ponad miesiąc, żaden z lokalnych polityków ani samorządowców - z prezydentem Elbląga na czele - nie zainteresował się problemami szwaczek.
Pomimo wielu prób żadnemu dziennikarzowi nie udało się skontaktować z prezesem Janem Przezpolewskim. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że przypadek Hetmana jest głośny, bo jego pracownice postanowiły upomnieć się o swoje prawa, a postępowanie prezesa Przezpolewskiego jest delikatnie mówiąc - prostackie. Jednak w ogromnej większości pracodawcy łamiący prawo są niezwykle przebiegli i inteligentni. Zastraszani pracownicy z braku innej pracy rzadko domagają się swoich praw, godząc się na poniżanie swojej godności i głodowe pensje. Związkowcy z poszczególnych regionów doskonale znają takie przypadki. Czy można zatem się dziwić, że z niechęcią czy nawet wrogością odnoszą się do pracodawców? (gwizdy na ostatnim zjeździe krajowym Solidarności). Przewodniczący Kozłowski zwraca uwagę, że pracodawców nie można mierzyć jedną miarą, jednak przy powszechności tego zjawiska i przychylności władz państwowych dla tego typu patologii - trudno będzie zrozumieć prostą zależność, że choć pracodawcy i pracownicy stoją po dwóch stronach barykady, to tak naprawdę barykada jest jedna, a jedni na drugich są skazani.
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
Co wydarzyło sie w Hetmanie?
(Artykuł z Tygodnika Solidarność nr 4/2003)
Pan Hetman z Elbląga
Do Giżycka oddalonego o 230 km od Elbląga, osiem szwaczek z firmy Hetman Truso musiało wyjechać już w niedzielę 22 grudnia 2002 r. O godz. 6 rano miały się stawić w nieistniejącej filii firmy do pracy. W poniedziałek zjawiła się tam osoba z listą obecności, po podpisaniu której kobiety spędziły bezczynnie osiem godzin w nieogrzewanym pokoiku (przed Wigilią mrozy sięgały kilkunastu stopni). Ponieważ delegując je do pracy, pracodawca nie wypłacił diet, zaliczek i noclegu (choć miał taki obowiązek), noc spędziły na dworcu, by na drugi dzień ponownie pojawić się o 6 rano. Gdy z powodu choroby nie stawiły się 27 grudnia 2002 r., pomimo zwolnień lekarskich zostały zwolnione dyscyplinarnie.
To nie jest cytat z książki o XIX-wiecznym kapitalizmie. To prawdziwe ponure zdarzenie, którego finał - być może pozytywny dla zwolnionych szwaczek - dopisze prokuratura i sąd.
Przypomnijmy: Hetman Truso Sp. z o.o. powstała w 1996 r. z prywatyzacji zakładów odzieżowych Truso. Właścicielem i prezesem spółki stał się Jan Przez-polewski. Od tego też czasu pensje w firmie systematycznie były obniżane, a od półtora roku zaczęto je wypłacać nieterminowo i w ratach. Czarę goryczy przelał fakt niewypłacenia pensji za listopad, a przed świętami Bożego Narodzenia pracownicy otrzymali jedynie zaliczki w wysokości od 250 zł do 500 zł. Kobiety postanowiły założyć związek zawodowy. Poinformowany o tym prezes spółki zwolnił dyscyplinarnie dwie szwaczki, a osiem pozostałych z komitetu założycielskiego z dnia na dzień oddelegował do nieistniejącego oddziału firmy w Giżycku. Po dwóch dniach koczowania na dworcu chore kobiety wróciły do domu i poszły na zwolnienie lekarskie, za co zostały dyscyplinarnie zwolnione.
Wypłata - 150 zł
Na tym zwolnienia się nie skończyły. Prezes Przezpolewski, wykorzystując przestój w pracy 18 grudnia ub.r., podczas którego miało się odbyć jego spotkanie z załogą, zwolnił pozostałe członkinie NSZZ Solidarność, a 8 stycznia br. poinformował o dyscyplinarnym zwolnieniu 96 osób (trzech z czterech zespołów), co zdaniem związkowców oznacza w praktyce likwidację zakładu.
Przy stanowiskach pracy nie wolno było ze sobą rozmawiać (majstrowe ciągle chodziły i pilnowały), o urlopie nie można było nawet myśleć - no chyba że ktoś wybłagał i wypłakał, no to dostał - mówi Elżbieta Chojnicka, jedna ze zwolnionych pracownic Hetmana. Z wypłatami pensji od półtora roku były straszne problemy. Po 100 - 150 zł, a nawet mniej. Po pieniądze trzeba było chodzić i prosić się w kadrach, że nie ma na chleb. Często dostawał ten, kto był pierwszy w kolejce.
Wszelkie rozmowy z szefem o pieniądzach strasznie go denerwowały. Po co przychodzicie, pieniędzy nie ma, jak będą to dam, a w ogóle to mój zakład i będę w nim robił, co chcę - opowiada Barbara Chmielewska, druga ze zwolnionych pracownic, które założyły związek.
Panie dodają, że zwróciły się do związku o pomoc, bo - jak same mówią - mamy tylko zawodowe wykształcenie, nie znamy się na tym wszystkim. Pracujemy po 20 i więcej lat i zależy nam na pracy. Co miałyśmy robić?
Inspekcja Pracy potwierdza zarzuty
Janusz Śniadek, który spotkał się ze zwolnionymi, postępowanie zarządu tej spółki nazywa barbarzyństwem. Dodał, że takie sytuacje są coraz powszechniejsze z dwóch powodów: małej skuteczności w egzekucji prawa pracy oraz ostatniej nowelizacji kodeksu pracy i związanej z tym nagonki na związki zawodowe. Państwo stwarza klimat do takich działań.
Szefowi elbląskiej "S" Mirosławowi Kozłowskiemu takie postępowanie nie mieści się w głowie. One przyszły do Zarządu Regionu z płaczem. W obronie szwaczek zorganizował 6 stycznia br. pikietę, a 11 stycznia największą w Elblągu od wielu lat manifestację. Dla pseudopracodawców wybiła godzina zero! - ostrzegał w swoim przemówieniu. Takie przypadki jak w Hetmanie będą w Elblągu piętnowane publicznie - dodał Kozłowski.
Solidarność złożyła wszelkie stosowne doniesienia (do PIP, sądu pracy, prokuratury). Najszybciej zareagowała elbląska Państwowa Inspekcja Pracy, która w przeszłości wielokrotnie karała elbląską spółkę. W wyniku kontroli potwierdziła wszystkie zarzuty związkowców i sama skierowała sprawę do prokuratury. Inspektorzy, aby wejść na teren zakładu, musieli wezwać policję. Fakt wysłania ośmiu pracownic do Giżycka PIP określiła jako ciężkie i złośliwe naruszenie praw pracowniczych i godności człowieka. Stwierdziła też w swoim protokole, że w 2002 r. 134 osoby nie korzystały z urlopów wypoczynkowych i nie płacono za nadgodziny. PIP wydał polecenie natychmiastowego wypłacenia zaległych pensji.
Lokalni politycy milczą
Kobiety z Hetmana znosiły taką sytuację niezwykle długo, gdyż w Elblągu bezrobocie wynosi 28 proc. Mimo że sprawa toczy się ponad miesiąc, żaden z lokalnych polityków ani samorządowców - z prezydentem Elbląga na czele - nie zainteresował się problemami szwaczek.
Pomimo wielu prób żadnemu dziennikarzowi nie udało się skontaktować z prezesem Janem Przezpolewskim. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że przypadek Hetmana jest głośny, bo jego pracownice postanowiły upomnieć się o swoje prawa, a postępowanie prezesa Przezpolewskiego jest delikatnie mówiąc - prostackie. Jednak w ogromnej większości pracodawcy łamiący prawo są niezwykle przebiegli i inteligentni. Zastraszani pracownicy z braku innej pracy rzadko domagają się swoich praw, godząc się na poniżanie swojej godności i głodowe pensje. Związkowcy z poszczególnych regionów doskonale znają takie przypadki. Czy można zatem się dziwić, że z niechęcią czy nawet wrogością odnoszą się do pracodawców? (gwizdy na ostatnim zjeździe krajowym Solidarności). Przewodniczący Kozłowski zwraca uwagę, że pracodawców nie można mierzyć jedną miarą, jednak przy powszechności tego zjawiska i przychylności władz państwowych dla tego typu patologii - trudno będzie zrozumieć prostą zależność, że choć pracodawcy i pracownicy stoją po dwóch stronach barykady, to tak naprawdę barykada jest jedna, a jedni na drugich są skazani.
Marek Lewandowski