Dodaj nową odpowiedź
Dramat Magdy
Czytelnik CIA, Wto, 2012-02-07 10:08 PublicystykaZastanawiałem się od czego zacząć, jak ugryźć ten temat, podejść do tej sprawy. Nie mogłem jednak go nie poruszyć z powodu wagi problemu, jaka z niej wynika. W końcu wydawać by się mogło, że to bardziej sprawa medialna, kryminalna i show byłego detektywa Rutkowskiego niż problem dotykający szerszego ogółu społeczeństwa. Czy jednak? Matka Magdy postąpiła rzeczywiście niegodnie, zakopując dziecko w gruzach dawnego budynku kolejowego, na skraju parku imienia Żeromskiego w Sosnowcu. Każdemu należy się godny pochówek. Co do reszty zdarzeń, nie mnie osądzać tą dziewczynę oraz jej postępowanie. Być może było, tak jak mówiła. Niemniej jednak nie żyła ona w próżni, z dala od skupisk ludzkich, jak pustelniczka. Problem niej samej musiał istnieć już dużo wcześniej, tylko sąsiedzi nie chcieli widzieć oraz wiedzieć, co dzieje się za ich ścianą. Nie jest to problem odosobniony.
Dwoistość charakteru polskiego społeczeństwa, z jednej strony nas to nie obchodzi, bo to nie nasza sprawa, bo to nie nasze dziecko, a z drugiej wielki dramat, szkoda małego dziecka, wielkie współczucie przy kamerach telewizji, czyni nas ludźmi emocjonalnie wypalonymi, zdatnymi mówić tylko ogólnikowe frazesy przed dziennikarzami. TVN świetnie to pokazuje, jak można zrobić z tego lub podobnego nieszczęścia show medialne, przerywanego reklamami. Czy naprawdę jesteśmy jeszcze w stanie odczuć jakkolwiek emocje? Otóż moim zdaniem, nie. Przez to, że nie tyle wypala nas telewizja karmiąca dwadzieścia cztery godzin newsami w pogoni za każdą sensacją (na nią już też nie mamy nawet czasu), ale przede wszystkim praca. Sfrustrowani, bezradni czekamy do dziesiątego każdego miesiąca na wypłatę, zastanawiając się czy starczy nam na czynsz i inne rachunki, jedzenie o innych rzeczach nie wspominając. Warunki pracy, brak pewności, co będzie za tydzień, dwa, trzy tygodnie, miesiąc, rok z nami oraz naszymi rodzinami sprawia, że nie interesują nas inni oraz ich problemy. Zamykamy się coraz bardziej w swoich domach, mieszkaniach, przerzucamy wszystko inne na organizacje pozarządowe, tak jakby od nas nie zależało nic.
Samych organizacji nie tworzą ludzie o szlachetnych zaletach, a często trafiają tam osoby równie sfrustrowane, co reszta społeczeństwa, po zawodowych klęskach, którym nic się lepszego nie trafiło. Takie osoby są mało skuteczne, poza przerzucaniem papierów z jednego na drugi kraniec biurka, wysłuchiwaniem dramatów ludzkich i przytakiwaniem, że jest faktycznie źle, ale nie mogą nic zrobić nie mając środków na pomoc, a potem odsyłają od przysłowiowego Annasza do Kajfasza.
Wracając do sprawy półrocznej Magdy, nie jest to sprawa wyłącznie jej młodych rodziców czy dziadków. To także sprawa nas wszystkich. Katarzyna W. (bo teraz w mediach się tak mówi o niej, ze względu na to, że jest zatrzymana na dwa miesiące), matka małej dziewczynki już zresztą osądzona medialnie i przez resztę naszego „chrześcijańskiego” społeczeństwa, będzie - czego jestem pewien - zaszufladkowana, jako typowa osoba z patologicznej rodziny. Oczywiście tak jest najłatwiej, najprościej wytłumaczyć naszą bierność. A z czego się bierze ta patologia? Z biedy, bezradności, z brak perspektyw. Przy zmniejszeniu z roku na rok nakładów na opiekę zdrowotną, społeczną, edukację, przy zamykaniu szkół, przedszkoli oraz żłobków taka sytuacja będzie się pogłębiać.
Takich sytuacji, może nie tak spektakularnie medialnych jak ta, jest coraz więcej. Godzimy się na to wszystko, tłumacząc sobie, bo przecież jest kryzys, więc muszą być cięcia finansowe, a z tych oszczędności będziemy korzystać, jako społeczeństwo. Nic bardziej mylnego. To nie jest żadne usprawiedliwienie. Pogłębi jedynie dysproporcję między bogatymi a biednymi. Są bowiem rzeczy, które państwo nie bacząc na nic, musi gwarantować swoim obywatelom, inaczej staje się fasadą, kombinatem do zarabiania pieniędzy, miejscem bezwzględnego wyzysku, krainą geograficznie-historyczną, miejscem przypadkowej zbiorowości, która żyje obok siebie, jak wolne atomy. Zresztą Polska stała się już dawno taką fasadą i jako państwo kompromitowało się nieraz i pewnie nieraz jeszcze będzie to robiło.
Zresztą naszym władzom państwowym oraz samorządowym na tym zależy. Bo w końcu źle wyedukowanymi, nie znającymi swoich praw ludźmi, łatwiej manipulować, i ich kontrolować, nazywając to jeszcze społeczeństwem. Wtedy niczym w teorii Darwina, w tym systemie, słabsze jednostki giną, silniejsze przetrwają. Są przecież sami sobie winni. Przy tak skompromitowanym obecnym systemie pomocy społecznej i źle pojętym indywidualizmie, mała Magda i jej bliscy nie mogli liczyć na interwencję z zewnątrz. Przecież to była normalna rodzina, mówią ich sąsiedzi. Ja na miejscu dziennikarzy zadał bym pytanie. Co wiedzą także sąsiedzi o tej sprawie? Wtedy sprawa wyglądałaby inaczej. No, ale wtedy nie byłoby tak prosto przedstawić sprawy w telewizji. Mielibyśmy do czynienia z winą, która obciążałaby nie tylko matkę, ale i inne osoby. Lepiej mieć jedną winowajczynię i żądać jej ofiary. Reszta jest mało ważna.
Nie mówiono także w kontekście tej sprawy, o innych przypadkach, gdzie rodzice nie są w stanie materialnie wychowywać dzieci, chodź emocjonalnie są z nimi związane, czują strach oraz bezradność, która towarzyszy im codziennie. Często to doprowadza ich do dramatycznych decyzji i sytuacji, z odebraniem im ich dzieci przez opiekę społeczną włącznie. Ich dzieci, wysłane do domu dziecka, z którego wychodzą po latach, są tak samo bezradne wobec życia, jak przedtem ich rodzice, potem sami mają dzieci i stają często przed podobną tragedią. Jak widać nikomu z decydentów nie zależy na przerwaniu tego zamkniętego kręgu. Jeśli już udaje się rodzicom materialnie przetrwać dzięki temu, że mieszkają kątem u rodziców, uważani są za prawdziwych szczęściarzy.
Nie interesuje mnie w tej sprawie show pana Rutkowskiego, relacji medialne, ale to, co liczy się w sprawie małej Magdy najbardziej, a co umyka opinii publicznej - dramat jej matki. Nawet jeśli Katarzyna W. była niedojrzała emocjonalnie, niezrównoważona psychicznie o czym się mówi, to przecież, jak pisałem wyżej, nie żyła w próżni. Ktoś mógł zareagować, interweniować. Ktoś z bliskich czy sąsiadów. Lepiej jednak być sędzią w takich sprawach, dobrze się wtedy czujemy i usprawiedliwiamy swoją bierność. Zaczynamy przypominać, jako społeczeństwo, chór z greckich tragedii. Śpiewamy to samo, co inni, bez namysłu, jaka jest prawda. Kiedy nas samych dotyka tragedia, trafiamy na mur obojętności i koło się zamyka.
RobertHist