Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
To że prawica i pseudwolnościowcy spod sztandarów "nowej lewicy" podszywają się pod rzeczywisty ruch dążący do strukturalnych zmian rzeczywistości, wydaje się być oczywiste dla każdego w miarę trzeźwo patrzącego na ostatni ciąg wydarzeń polityczno-społecznych. Wszelkich koniunkturalnych "pływaków" - którzy czują swoim politycznym nosem możliwość zbicia kapitału (nie ważne czy politycznego czy ekonomicznego) na niezadowoleniu ludzi - nigdy nie brakowało i zapewne nigdy brakować nie będzie. Ale jest pewna rzecz na którą - chyba mimochodem i niezbyt świadomie - Giereja zwrócił uwagę.
Abstrahując całkowicie od "zaproponowanego" przez niego podziału (który jest nie tylko anachroniczny, ale i paranoiczny, a przede wszystkim jest jedną z przyczyn zjawisk, które do protestów doprowadzają) daje się obronić teza o rodzeniu się pewnego "ponad politycznego" ruchu wolnościowego. Mam takie poczucie, że diagnoza dzisiejszej rzeczywistości, jest tożsama wśród naprawdę z pozoru bardzo różnych ludzi. a dzieje się tak chyba dlatego, że pewne rzeczy (jak twardniejący "miękki totalitaryzm", wyalienowanie i rosnąca - coraz słabiej ukrywana - arogancja władzy, biednie społeczeństw przy jednoczesnym wzroście obciążeń na nie nakładanych) widać gołym okiem i polityczne poglądy nie mają na tym poziomie aż takiego znaczenia (oczywiście one są zauważalne na poziomie dyskusji o wyjściach z tego stanu rzeczy, ale diagnoza bywa podobna). Nie chcę tu wchodzić w dyskusję o tym czym jest lub czym nie jest UE, ale myślę że np. przy takich tematach jak wzrastające ograniczenia swobód obywatelskich ruchy wolnościowe (w tym rzeczywistym znaczeniu tego pojęcia) śmiało mogą współdziałać np. z niektórymi ruchami kibiców (nie wszyscy to faszyści) czy przy ACTA, która pokazała, że czasem można iść w jednym marszu. A takich mianowników jest coraz więcej. Kwestie praw pracowniczych, lokatorskich, rozwoju lokalnych miejscowości, wszechobecna, moim zdaniem wręcz już zalegalizowana, korupcja etatystyczno-urzędnicza, wiek emerytalny, ograniczenia wolności słowa (które dotykają każdej z antyrządowych stron publicznego dyskursu) - to wszystko są tematy, które mogą łączyć. Pewnie nie trwale, ale może się kiedyś okazać, że wbrew pozorom tak wiele nas nie dzieli. A jeśli nawet dzieli, to może się okazać, że potrafimy ze sobą bezkonfliktowo współżyć.
Bo to właśnie polityka i politycy najwięcej na naszych podziałach i walkach zyskują. My się bijemy na ulicach po mordach, a oni w ciepełku kominków, przy szklaneczkach whisky, oddzieleni kordonami policji i ochroniarzy, siedzą przy wyłączonych(!) telewizorach i planują kolejne wakacje...
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
Kolejne wakacje polityków
To że prawica i pseudwolnościowcy spod sztandarów "nowej lewicy" podszywają się pod rzeczywisty ruch dążący do strukturalnych zmian rzeczywistości, wydaje się być oczywiste dla każdego w miarę trzeźwo patrzącego na ostatni ciąg wydarzeń polityczno-społecznych. Wszelkich koniunkturalnych "pływaków" - którzy czują swoim politycznym nosem możliwość zbicia kapitału (nie ważne czy politycznego czy ekonomicznego) na niezadowoleniu ludzi - nigdy nie brakowało i zapewne nigdy brakować nie będzie. Ale jest pewna rzecz na którą - chyba mimochodem i niezbyt świadomie - Giereja zwrócił uwagę.
Abstrahując całkowicie od "zaproponowanego" przez niego podziału (który jest nie tylko anachroniczny, ale i paranoiczny, a przede wszystkim jest jedną z przyczyn zjawisk, które do protestów doprowadzają) daje się obronić teza o rodzeniu się pewnego "ponad politycznego" ruchu wolnościowego. Mam takie poczucie, że diagnoza dzisiejszej rzeczywistości, jest tożsama wśród naprawdę z pozoru bardzo różnych ludzi. a dzieje się tak chyba dlatego, że pewne rzeczy (jak twardniejący "miękki totalitaryzm", wyalienowanie i rosnąca - coraz słabiej ukrywana - arogancja władzy, biednie społeczeństw przy jednoczesnym wzroście obciążeń na nie nakładanych) widać gołym okiem i polityczne poglądy nie mają na tym poziomie aż takiego znaczenia (oczywiście one są zauważalne na poziomie dyskusji o wyjściach z tego stanu rzeczy, ale diagnoza bywa podobna). Nie chcę tu wchodzić w dyskusję o tym czym jest lub czym nie jest UE, ale myślę że np. przy takich tematach jak wzrastające ograniczenia swobód obywatelskich ruchy wolnościowe (w tym rzeczywistym znaczeniu tego pojęcia) śmiało mogą współdziałać np. z niektórymi ruchami kibiców (nie wszyscy to faszyści) czy przy ACTA, która pokazała, że czasem można iść w jednym marszu. A takich mianowników jest coraz więcej. Kwestie praw pracowniczych, lokatorskich, rozwoju lokalnych miejscowości, wszechobecna, moim zdaniem wręcz już zalegalizowana, korupcja etatystyczno-urzędnicza, wiek emerytalny, ograniczenia wolności słowa (które dotykają każdej z antyrządowych stron publicznego dyskursu) - to wszystko są tematy, które mogą łączyć. Pewnie nie trwale, ale może się kiedyś okazać, że wbrew pozorom tak wiele nas nie dzieli. A jeśli nawet dzieli, to może się okazać, że potrafimy ze sobą bezkonfliktowo współżyć.
Bo to właśnie polityka i politycy najwięcej na naszych podziałach i walkach zyskują. My się bijemy na ulicach po mordach, a oni w ciepełku kominków, przy szklaneczkach whisky, oddzieleni kordonami policji i ochroniarzy, siedzą przy wyłączonych(!) telewizorach i planują kolejne wakacje...