Dodaj nową odpowiedź

Stanowisko wyborcze "Dalej!" - było rozsyłane

"Dalej!" miało w tej sprawie jasność.

1. Uczestnictwo w wyborach parlamentarnych w państwie burżuazyjnym nigdy nie było i nie jest jakimś aktem zawierzenia, hołdem czy paktem z partią, na którą oddajemy swój głos. Zdajemy też sobie sprawę z ograniczoności wyboru, przed jakim nas się stawia raz na kilka lat; z tego, że sprawy dla nas zasadniczej - wyboru między kapitalizmem a socjalizmem - nie da się dokonać w ramach burżuazyjnej demokracji parlamentarnej (burżuazja raczej do takich wyborów nie dopuści, co zrozumiałe - co nie znaczy, że nie może się, mimo to, tak zdarzyć - pod oddolną presją). 

2. Mając na uwadze powyższe, możemy wybory takie pryncypialnie zignorować, bądź poszukać możliwości interwencji, choćby pomieszania szyków formacjom burżuazyjnym w ramach ich parlamentarnych układanek - tylko tyle, czy aż tyle. 
Oczywiście, gdybyśmy mieli możliwość zagłosować na ugrupowanie choćby po części wyrażające stanowisko lewicy społecznej, sprawa byłaby jasna i warta oddaniu na takie ugrupowanie głosu - żeby w najbliższej kadencji stanowisko takie było przedstawiane z trybuny parlamentu, itd.
Niestety, nie mamy takiej oferty wyborczej.

3. Wzywanie do absencji wyborczej, bądź oddawania głosu nieważnego ma sens jedynie wtedy, gdy istnieje jakiś żywiołowy świadomy lub żywiołowy ruch tak stawiający sprawę. Ruch taki pojawia się niekiedy wówczas, gdy wybory są ewidentnie sfałszowane, tj. nie są przestrzegane nawet burżuazyjne normy parlamentarne. Najistotniejsze jest jednak to, że się w ogóle pojawia. 

4. Obecnie nie mamy takiego zjawiska. Ludzie po części wierzą, że w ramach tych wyborów mogą coś rozstrzygnąć. A dotąd, dokąd w to wierzą, nie możemy tego ignorować, zwłaszcza że fakt, iż sami, w lewicowej mniejszości, nie zagłosujemy - nie wpłynie ani na postawę tych ludzi, ani też postawa nasza nie wzbudzi zainteresowania. W tej sytuacji wzywanie do absencji, czy oddania głosu nieważnego jest wołaniem na puszczy, czy też naiwną i bezużyteczną próbą wykazania, jacy to jesteśmy pryncypialni - ale tylko we własnym gronie. A w gruncie rzeczy oddaniem narzuconego nam meczu walkowerem. Stąd też byłoby skrajnym chciejstwem oczekiwanie, że głosy nieważne czy głosy nieobecnych będą zaliczone na rzecz negacji kapitalizmu, czy jako głosy za socjalizmem. I prawdę tę trzeba przyjąć do wiadomości.

5. Jeśli zgodzimy się z powyższym i nie damy się ponieść tzw. "kretynizmowi parlamentarnemu", tj. nie uznamy głosowania w wyborach parlamentarnych w państwie burżuazyjnym za sprawę najważniejszą w szeroko rozumianej walce klasowej - czy to przez pryncypialną odmowę w głosowaniu, czy uznanie za konieczność głosowania na "mniejsze zło" (w obu wypadkach jest to przejawem owego "kretynizmu") - staje przed nami brutalne pytanie, co możemy w kontekście wyborów parlamentarnych osiągnąć z punktu widzenia udrożnienia walki klasowej? Jaki wybór może tę walkę wzmóc, świadomość toczącej się walki pogłębić, stworzyć dla jej prowadzenia bardziej dogodne warunki z punktu widzenia świata pracy najemnej?

6. Pytanie to ma głęboki sens w obu wypadkach - zarówno wtedy, kiedy jesteśmy w stanie poprzez naszą propagandę oddziaływać choćby na niewielkie sektory społeczeństwa, jak i wtedy, kiedy nasz głos jest słabo słyszalny, bądź w ogóle. W drugim wypadku rozważania nad proponowanym wyborem mają funkcją wewnętrzną w każdej organizacji politycznej - służą klaryfikacji poglądów, a to z kolei ułatwi wypracowanie decyzji wówczas, gdy głos ten może być szerzej słyszany.

7. Zrekapitulujmy: udział w burżuazyjnych wyborach parlamentarnych nie jest w najmniejszej mierze jakimś "paktowaniem" z burżuazją, ani legalizacją ich rządów. Przynajmniej dotąd, dokąd przytłaczająca większość społeczeństwa tak tego nie postrzega, a nasza absencyjna postawa nie jest w stanie zmienić poglądów w tej sprawie przytłaczającej większości społeczeństwa ani o milimetr. Generalnie - pokazywanie figi w kieszeni może być tylko zabawne (w najlepszym razie), jeśli nie jest ewidentną manifestacją politycznej bezradności. Udział w burżuazyjnych wyborach parlamentarnych można poniekąd przyrównać do uczestnictwa w strajku - strajk nie jest owym "bojem ostatnim", lecz jedynie jednym ze starć, mającym bardzo określone, ograniczone cele. No, chyba że jest to strajk generalny, mający wspomóc proces obalania władzy na rzecz istniejących już zalążków władzy alternatywnej.

8. Ważne zastrzeżenie: w swojej pracy "Dziecięca choroba ’lewicowości’…" Lenin odróżniał jednak i odmiennie wartościował postawę ultralewicową od reformistycznej. O ile ultralewicowość uznawał jedynie za dziecięcą chorobę, to reformizm postrzegał jako chorobę śmiertelną. 

"….Jesteśmy komunistami - pisali w swym manifeście komunardzi-blankiści półtora wieku temu - dlatego, że chcemy dopiąć swego celu nie zatrzymując się na etapach przejściowych, nie uciekając się do kompromisów, które oddalają tylko dzień zwycięstwa i przedłużają okres niewolnictwa".

"Co za dziecinna naiwność - wysuwać jako argument teoretyczny własną niecierpliwość!" - odpowiadał im Fryderyk Engels w artykule "Program komunardów-blankistów".

Bo też za odmową udziału w wyborach parlamentarnych stoi często nieuświadomione pragnienie rozstrzygnięcia historycznej, długotrwałej walki klasowej w jednym starciu, bez wypracowywania raz po raz nowej strategii, częściej jeszcze doraźnej taktyki - co byłoby możliwe jedynie we własnym gronie lewicowych rewolucjonistów, niestety - już bez uczestnictwa mas. A przecież chodzi głównie o te własne masy, o dopomożenie im w dziele klasowego wyzwolenia. Nawiasem mówiąc, to właśnie jest zadaniem partii rewolucyjnej - nie zastępowanie mas, lecz udrożnienie ich walki, dopomożenie im, stąd partia rewolucyjna musi być narzędziem - aż tyle i tylko tyle (bo tylko tyle jest w rewolucji dla partii możliwe, jeśli odróżniamy rewolucję od puczu, spiskowego przewrotu).

"Naturalnie, bardzo młodym i niedoświadczonym rewolucjonistom, jak również rewolucjonistom drobnomieszczańskim nawet w bardzo podeszłym wieku i ogromnie doświadczonym, wydaje się nadzwyczaj ’niebezpiecznym’, niezrozumiałym i niesłusznym ’pozwalać na kompromisy’" (Lenin).

I dalej tenże Lenin powiada: "Ułożyć taką receptę albo taką ogólną regułę ("żadnych kompromisów"!), która by się nadawała dla wszystkich wypadków, jest niedorzecznością. Trzeba mieć własną głowę na karku, aby umieć się zorientować w każdym poszczególnym wypadku. Na tym też polega między innymi rola organizacji partyjnej i zasługujących na to miano przywódców partyjnych, by w drodze powolnej, uporczywej, różnorodnej, wszechstronnej pracy wszystkich myślących przedstawicieli danej klasy wytwarzać niezbędną wiedzę, niezbędne doświadczenie, niezbędne - poza wiedzą i doświadczeniem - wyczucie polityczne pozwalające na szybkie i trafne rozwiązywanie skomplikowanych kwestii politycznych."

Przedtem Lenin odwołuje się do doświadczenia robotników, którzy już nie raz brali udział w strajkach i stąd wiedzą, że 99,9% strajków z punktu widzenia całości walki klasowej ma na celu jedynie zdobycze taktyczne!

"…Z całą stanowczością odrzucić wszelki kompromis z innymi partiami. . . wszelką politykę lawirowania i ugodowości" - piszą niemieccy lewicowcy w broszurze frankfurckiej.

Rzecz dziwna, że mając takie poglądy, lewicowcy ci nie potępiają stanowczo bolszewizmu! Przecież to niemożliwe, aby niemieccy lewicowcy nie wiedzieli, że w całej historii bolszewizmu, zarówno przed jak i po Rewolucji Październikowej, pełno jest wypadków lawirowania, porozumienia, kompromisów z innymi partiami, między innymi z partiami burżuazyjnymi!" - to również cytat ze wspomnianej "Dziecięcej choroby…" autorstwa Lenina.

9. Wracając zaś do naszych "baranów", tj. czyli wyboru, jaki nam, społecznym krwiodawcom, teraz, w najbliższych wyborach, zaoferowali rodzimi społeczni krwiopijcy: co możemy zrobić, jeśli nie chcemy pozostać bezczynni?

Konstruktywnego - niewiele. Możemy jednak choćby wspomóc destrukcję, zamieszanie w obozie parlamentarnej burżuazji, a tym samym nieznacznie - ale jednak! - udrożnić walkę klasową, choćby przez wspomożenie procesu likwidacji resztek feudalizmu w Polsce - tych, które są jednym z filarów kapitału (jakkolwiek brzmi to paradoksalnie). 

Przeciwko kościelnym latyfundiom występuje Palikot. Nie wnikamy, czym jest powodowany, motywowany - w tym wypadku jest to dla nas drugorzędne. (Interesuje nas głównie DYNAMIKA, na jaką skazany będzie Palikot). Możemy jednak oszacować, że Palikot procentowo nie zdobędzie wystarczającej liczby głosów, aby stać się partnerem koalicyjnym dla PO i w ten sposób wzmocnić formację stricte liberalną. A nawet gdyby tak się stało, dla zachowania swojej partii w całości musiałby przede wszystkim dbać o to, by mu PO nie odebrała jego parlamentarzystów. Tym bardziej musiałby o to zabiegać, gdyby pozostał w opozycji. O odróżnianie się od innej partii opozycyjnej - PiS - nie musi zabiegać, bo na tym w ogóle zbudował swoją formację.
Wiele wskazuje więc na to, że RPP - jeśli w ogóle wejdzie do parlamentu - wręcz skazane jest na odgrywanie roli "enfant terrible" (okropnego dziecka) w całym tym Sejmie. Tak więc, głosując na Palikota przynajmniej podważamy "jedność moralno-polityczną" "bandy czworga", czyli na gruncie polskiego kapitalizmu zgodną polityczną reprezentację społecznych krwiopijców. To już coś - jeśli będziemy w stanie później to wykorzystać.

Palikot jest też skazany na walkę o pewne, nader istotne, swobody - jak choćby prawo do aborcji. Jeśli z tego się wycofa - RPP zostanie tym łatwiej pożarte przez PO. A sprawa aborcji - co oczywiste - jest stokroć ważniejsza dla kobiet niezamożnych, w tym robotnic - tego tłumaczyć nie trzeba, to oczywiste.

Można wątpić, czy Palikot w Sejmie cokolwiek w tym względzie wywalczy. Ale poprzez swoje tego rodzaju programowe manifestacje nagłaśnia problem i… kompromituje lewicowych przebierańców z SLD, jak również "postępowców" z grona PO. 

Z tego też względu mniej ważny jest program gospodarczy Palikota - nie będzie miał możliwości go realizować a otwarcie wspierać liberalne posunięcia PO też za bardzo nie może - bo mu RPP przejmie PO.

Oczywiście, moglibyśmy zawierzyć społecznym sloganom PiS-u. Ale z 3 milionów mieszkań obiecanych przez PiS dwie kampanie temu - czy choćby jedno oddano do użytku? Chodzi o mieszkania wybudowane - choćby pośrednio - pod auspicjami państwa, co mogłoby istotnie obniżyć ceny prywatnych developerów. Odpowiedź na to pytanie, jest zarazem odpowiedzią na te o wiarygodność tego rodzaju społecznych obiecanek czynionych w ogóle przez wszystkie partie burżuazyjne w Polsce.

10. Oczywiście, przy opcjonalnym nakłanianiu do głosowania na Palikota narażamy się na ryzyko tego rodzaju, że nasza taktyka wyborcza okaże się niezrozumiała nawet dla lewicy i okrzyknięci zostaniemy burżuazyjnymi reformistami, że Palikot okaże się jedynie agentem PO i zrezygnuje z frondowania po dostaniu się do parlamentu itp., itd. 
Tym nie mniej, ryzyko jest warte podjęcia, bo wydaje się jedynym wyborem pozwalającym na rezygnację z politycznej bierności w najbliższych wyborach parlamentarnych. Bierności, która w tym wypadku kompletnie nic nie daje lewicy, prócz pogrążania się w jeszcze głębszy niebyt.

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.