Dodaj nową odpowiedź
Hotel (Kontener) na Przeworskiej
Czytelnik CIA, Wto, 2012-03-20 09:05 Lokatorzy | PublicystykaUlica Przeworska w Warszawie, to mała boczna uliczka, znajdująca się na Grochowie. Nie zwraca na siebie uwagę postronnych osób, które przechodzą ulicą Chrzanowskiego lub jadą autobusem linii 123 w kierunku Dworca Wschodniego. To właśnie tam na końcu tej niewielkiej uliczki od 1 kwietnia do ostatnich dni października rozgrywa się dramat ludzi eksmitowanych.
Miejscem tego dramatu jest „hotel” robotniczy, a właściwie barak, z brakiem dostępu do osobnej łazienki, kuchni nie mówiąc już o pokojach oddzielonych między sobą cienką ścianą działową. Są one na ogół małe, zaniedbane, a meble wyglądają jakby były wyciągnięte ze śmietnika, część z nich zresztą po wielokrotnym użyciu lądują ostatecznie w kontenerze, by zastąpiono „nowymi”, równie atrakcyjnymi, co poprzednie. Hotel na Przeworskiej przeszedł ostatnio pozorny lifting, nie zmienia to jednak jego obskurnego charakteru i wyglądu tego miejsca.
Trzy lata temu właścicielka tego przybytku, niejaka pani Dorota stanęła w przetargu na noclegi dla osób eksmitowanych z mieszkań komunalnych dzielnicy Warszawa – Śródmieście. Wygrała i w grudniu 2009 roku władze dzielnicy podpisały z nią umowę. Trafiają na Przeworską również osoby z orzeczoną eksmisją do tzw. pomieszczeń tymczasowych z warszawskich spółdzielni mieszkaniowych, a także z prywatnych kamienic. Miejsca te załatwiają sami komornicy. Właścicielka ma z nimi dobre układy, a korzyść z tego procederu jest potrójna. Ma ją administracja spółdzielni, władze dzielnicy, prywatni właściciel kamienic, pozbywając się w ten sposób „kłopotliwych” lokatorów, komornik, w końcu sprawa ulega przyspieszeniu i na samym końcu właścicielka „hotelu”, do którego osoby są eksmitowane. Na pewno korzyści z tego, co zrozumiałe, nie mają sami poszkodowani, czyli eksmitowani. Raz, tracą miejsce zamieszkania bezpowrotnie, dwa, nie mają prawa do lokalu socjalnego, a trzy, że po upływie maksymalnie miesiąca, dwóch, kończy się im pobyt i musza już sami opłacać swój pobyt w tym „hotelu”, mniej więcej 660 zł miesięcznie za łóżko, albo wysupłać większą sumę pieniędzy. Osoby po eksmisji z tej samej przyczyny dla której nie mogli wcześniej płacić za mieszkanie, nie będą wstanie opłacać swojego pobytu na Przeworskiej. W ten sposób lądują na bruk, przy bezradność ośrodka pomocy społecznej, której „życzliwi” pracownicy radzą im udanie się do noclegowni. Eksmisja na raty nie rozwiązuje problemu mieszkaniowego w Warszawie, a wręcz przeciwnie pogłębia go, stając się jedynie łatwym środkiem na usuwanie lokatorów z ich mieszkań. Ludzi traktuje się, jak śmieci zsyłając ich to tego baraku przy torach kolejowych, którego nie śmiem bez brania w cudzysłów nazywać hotelem.
„Hotel” na Przeworskiej jest straszakiem na dłużników, jak przedstawia to burmistrz dzielnicy Śródmieście dziennikarce Gazety „Stołecznej”, Małgorzacie Zubik opisującej w swoim artykule – „Hotel – bat na lokatorów ze Śródmieścia”, losy osób tam trafiających i samo miejsce. Czynsze są w Warszawie zbyt wysokie i nie wprost proporcjonalne do sytuacji materialnej większości mieszkańców stolicy. Pochłaniają dużą cześć dochodu, nie licząc rachunków za media. Nie wszyscy pracują w korporacjach, na intratnych posadach, a zarabiają mniej, poniżej tego, co dają z siebie w pracy. Słyszałem historię o osobach, mających długi mieszkaniowe, przed którymi stała perspektywa eksmisji, a mając przysłowiowy nóż na gardle spłaciło ów dług dość szybko. Nie mam pojęcia czy później płaciły czynsz regularnie, ale z dużym prawdopodobieństwem nie robiły tego nadal. Dług pewnie został spłacony pożyczką z banku lub od osób prywatnych. Koło się zamyka. Niestety dla władz samorządowych nie jest to ważny problem, lepiej go rozwiązać odesłaniem eksmitowanych do baraku na Przeworskiej na kilka tygodni. Co potem nastąpi, ich już to nie interesuje. Powinna jednak interesować szerszą opinię publiczną. Ulica Przeworska 1 może stać się adresem miejsca zamieszkania dla każdego z nas. Nie ma się, co oszukiwać, przy dzisiejszym systemie pracy, który wymusza tzw. elastyczność, a gwarantuję tylko niepewność dnia codziennego, braku zabezpieczeń socjalnych ze strony państwa, nie posiadając żadnych oszczędności, bo nie ma z czego, łatwo popaść w dług mieszkaniowy. Wtedy sąd i komornik będą nad nami wisieć niczym miecz Damoklesa.
RobertHist