Dodaj nową odpowiedź

Dobrobyt z wyzysku

Publicystyka

Co czuje osoba zwolniona z pracy? Na pewno strach o przyszłość własną i swoich bliskich. Dotąd, pewność jutra w państwach zachodniej Europy gwarantowały osłony socjalne, ale powoli odchodzi to w przeszłość. W Hiszpanii oraz Grecji, mimo cięć budżetowych, sytuacja pracowników pogarsza się nie z miesiąca na miesiąc, ale z tygodnia na tydzień. Ludzie tam tracą pracę w zastraszająco szybkim tempie i nie znajdują nowego zatrudnienia. Inne kraje europejskie również mają poważne problemy z ubożejącym szybko społeczeństwem. Mimo tego, wszechobecne ponadnarodowe firmy, korporacje oraz banki nadal notują zyski, poprzez niskie płace, braku funduszy socjalnych, zatrudnienia pracowników poprzez firmy zewnętrzne. Niewielka grupka uprzywilejowanych ludzi decyduje o życiu większości na świecie, czy są to politycy czy biznesmeni, łączy ich jedno: brak zrozumienia dla podstawowych praw ludzkich, jakim są prawo do mieszkania w godnych warunkach, do godnej pracy, a co za tym idzie także godnej płacy. Nie są to hasła populistyczne, jak twierdzą zwolennicy wolnego rynku, ale podstawowe elementy naszego życia. Nie możemy w połowie żyć, w połowie jeść i w połowie mieszkać. Niestety dziś taką formę pracy oferują nam pracodawcy, na pół gwizdka, przy biernej roli państwa.

Upadek mitu „American Dream”

Jedną z cech charakterystycznych mieszkańców Stanów Zjednoczonych jest silny indywidualizm. Objawia się on m.in. w posiadaniu własnej broni na wypadek najścia na dom przez intruza. Jednak w drugiej połowie 2008 roku, przedstawiciele amerykańskiej klasy średniej obawiali się najbardziej w swoich domostwach nie złodzieja czy mordercy, ale osoby komornika w asyście policji. Był to znak niechybnego pożegnania się z dachem nad głową, z perspektywą wylądowania wprost na ulicy jeszcze tego samego dnia. Oczywiście dotyczyło to osób zwolnionych z pracy, mających długi wynikłe z zaciągniętego kredytu hipotecznego. Aspiracje, ambicje tych ludzi zostały przyhamowane raz na zawsze. Marzenia o lepszym życiu, statusie społecznym rozsypały się niczym domek z kart. W mgnieniu oka zmienili swoje wspaniałe domy z wypielęgnowanymi trawnikami na mieszkanie w samochodzie lub schronisku dla bezdomnych. Częstym krajobrazem amerykańskich przedmieść stały się teraz opustoszałe domy jednorodzinne. Pewien Amerykanin biorący udział przy eksmisjach, przyznał ekipie telewizyjnej, kręcącej dla stacji „Planet” dokument o światowym kryzysie, że przed 2008 rokiem nie miał za dużo pracy. Wykonywał ją tylko raz dziennie, ale po załamaniu się amerykańskiego rynku nieruchomości liczba zleceń zwiększyła się do trzydziestu eksmisji na dzień. Powodem było to, że ludzie tracili pracę i nie byli w stanie spłacać kredytu hipotecznego.

Dlaczego tak się stało? Co było tego powodem? Rynek finansowy jest ważną częścią amerykańskiej gospodarki. To właśnie w Stanach Zjednoczonych istnieją najpotężniejsze banki oraz korporacje finansowe na świecie, ich lobbyści nie opuszczają murów amerykańskiego kongresu ani na jeden dzień. Są w stałym pogotowiu, by dbać o interesy swoich zleceniodawców. Są bardzo skuteczni, ale również dlatego, że wzajemna zależność biznesu i polityki jest bardzo silna w Stanach i ma długą tradycję. Postać Henry’ego Paulsona, związanego ze wspomnianym już bankiem inwestycyjnym „Goldman Sachs”, jest tego świetnym dowodem. Pełnił on rolę dyrektora generalnego i przewodniczącego rady nadzorczej tego banku. W 2006 roku zrezygnował z zajmowanej tam posady, ponieważ prezydent George W. Bush mianował go w swojej administracji sekretarzem skarbu. Jeszcze będę o nim wspominał. To właśnie banki inwestycyjne, na czele z „Goldman Sachs” odegrały istotną rolę w wywołaniu kryzysu w Ameryce. „Goldman Sachs” pojawił się na giełdzie w połowie lat 90-tych, gdy prezydentem Stanów Zjednoczonych był Bill Clinton, z którym Amerykanie kojarzą czasy prosperity, a tak naprawdę były to czasy największych machlojek w sektorze finansowym. Polityką tego banku była maksymalizację zysków (skutkowało to profitami dla członków zarządu). Inne banki inwestycyjne poszły za przykładem Goldman Sachs przesuwając uczciwość w emitowaniu akcji danej spółki na plan dalszy. Zaczęła się gra o wysoką stawkę, mianowicie o nowych klientów. Prezydent Bill Clinton oraz jego następca George W. Bush swoimi decyzjami o zmianie prawa bankowego ułatwili instytucjom finansowym udzielanie kredytów hipotecznych bez żadnych zabezpieczeń, dzięki czemu mało zarabiający Amerykanin mógł zamieszkać w domu, na który de facto nie było go stać. Skomplikowaną rzeczą jest opisywać z ekonomiczną dokładnością jak powoli była nadmuchiwana bańka spekulacyjna na amerykańskim rynku nieruchomości, bo wszyscy wiemy, że cel był jeden - największe zyski dla finansjery z Walter Street. Pęknięcie tejże bańki widzieliśmy na własne oczy, skutki również były tragiczne dla wielu obywateli USA, którzy z dnia na dzień tracili swoje domy, a na ich miejsce pojawiali się nowi mieszkańcy lub w wielu przypadkach domy pozostawały puste. Amerykańskie prawo eksmisyjne nie chroni praw mieszkańców przed wyrzuceniem na bruk, można uznać je wręcz za antyludzki akt prawny.

Potem nastąpiły wydarzenia, które przeczą zasadzie głoszonej przez kapitalistów: niezależność wolnego rynku od działań państwa. Mianowicie jedną z naczelnych zasad kapitalistycznego systemu jest brak interwencji państwa w wolny rynek, który powinien być regulowany przez prywatny kapitał. Gdyby władze amerykańskie nie raczyły interweniować w ratowanie banków inwestycyjnych takich jak: Goldman Sachs, Morgan Stanley czy słynny Lehman Brothers (który i tak upadł), dokładając do nich z pieniędzy podatników, one z pewnością by upadły, pociągając w otchłań resztę amerykańskiej gospodarki. Politycy z waszyngtońskiego Kapitolu oraz administracji prezydenta Busha Jr. przestraszyła taka wizja przyszłości. Wiedzieli doskonale, że amerykańscy bankowcy mogą pociągnąć ich ze sobą na samo dno. Trudno zatem było oczekiwać innej reakcji ze stronny Bena Bernanke, obecnego przewodniczącego Amerykańskiego Banku Centralnego (FED-u) oraz Henry’ego Paulsona, których celem nadrzędnym nie było ratowanie bezpośrednich ofiar polityki kredytowej banków inwestycyjnych, ale samych instytucji finansowych, z którymi byli powiązani w przeszłości. Plan Paulsona (od nazwiska sekretarza skarbu) była najbardziej kosztowną interwencją finansową w rynek bankowy. Dzięki temu banki inwestycyjne oraz inne podmioty finansowe przetrwały prowadząc nadal tą samą politykę maksymalizacji zysków, ale tym razem kosztem pracowników, przy ostrożnej kontroli przychylnej im od zawsze państwowej administracji.

Upadek mitu American Dream mówiący o lepszym, bogatszym życiu, pełniejszym dla wszystkich według zdolności czy osiągnięć, jest bolesną nauczką dla samych Amerykanów, ale nie dla kasty bankowców. Układy na styku biznesu i polityki od lat decydują o losach tego państwa. Własne zdolności, osiągnięcia to za mało. Cenę tego amerykańskiego snu płacą zwykli obywatele pozostawieni na łasce i niełasce tamtejszego systemu opieki społecznej, który nie gwarantuje nic poza strawą oraz miejscem w noclegowni. Na ironię losu zakrawa fakt, że największymi beneficjentami pomocy państwowej w USA, kraju do szpiku kości liberalnego, byli nie obywatele, ale największe banki komercyjne. Niestety pogrążonemu w problemach społeczeństwu amerykańskiemu media będą dawać kolejną porcję tematów zastępczych związanych z wyborami prezydenckimi. One niczego nie rozwiążą, wiedzą o tym dobrze uczestnicy Ruchu Okupacji Wall Street, z którego nieustanie przegania ich policja. Oni jednak wracają tam z powrotem. Mają ku temu powód, ostatnie dane pokazują wzrost bezrobocia w ich kraju. Tymczasem Wal-Mart ma nadal zyski ze sprzedaży w swoich sklepach.

Dał nam przykład Wal-Mart jak wyzyskiwać ludzi mamy

Wal-Mart to znana sieć sklepów oferująca towary o bardzo niskich cenach. Klientami sklepów sieci Wal-Mart są osoby o małych dochodach. Jest jednym z największych pracodawców w Stanach Zjednoczonych, zatrudnia 1,8 mln osób. Ma swoje sklepy również na terenie sąsiedniej Kanady oraz Meksyku. Od dawna krytykowany za wyzysk swoich pracowników Wal-Mart chce wejść na polski rynek i przejąć sklepy należące do niemieckiego giganta, sieci Real. Wal-Mart osiąga zyski dzięki niskim płacom, braku osłon socjalnych oraz zakazowi zakładania związków zawodowych. Robert Greenwald nakręcił film dokumentalny o znamiennym tytule „Wysoki koszt niskich cen”, gdzie pokazuje ciemne strony handlowego giganta. Sieć ta nie zaprzestała traktować swoich pracowników jak współczesnych niewolników. Niestety znajduje również naśladowców w europejskich sieciach supermarketów, które stosują podobną politykę zatrudnienia, m.in. w Polsce.

Euronędza

Po tym jak kraje zachodnioeuropejskie zaczęły mieć problemy z kryzysem finansowym polscy internauci nie kryli satysfakcji z tego dając upust swojej głupocie na wszelakich forach internetowych. Wynikało to z tego że jedni ślepo wierzą w amerykański model rozwoju, a drudzy zazdroszczą europejczykom ich zdobyczy socjalnych. Niestety ten jedyny pozytywny element, który odróżniał większość krajów starego kontynentu od Stanów Zjednoczonych, powoli zostaje ograniczany przez cięcia finansów publicznych. Hiszpanie czy Grecy wyrażają swój gniew na ulicach. Trudno im się dziwić. Z dnia na dzień dowiadywali się, że ich kraje mają problemy gospodarcze, a rządy oszukiwały i przyzwalały na oszustwa sektora finansowego, za które oni teraz muszą płacić wysoką cenę. Niechęć zwykłych Hiszpanów jest nie tylko kierowana do obecnych polityków, ale również do współsprawcy kryzysu w ich kraju, byłego już premiera Jose Marii Aznara. Ten były polityk konserwatywnej Partii Ludowej był szefem hiszpańskiego rządu przez osiem lat (lata 1996 – 2004). Dwie pełne kadencje parlamentarne. Doprowadził do obniżenia obciążeń dla przedsiębiorstw, wprowadzając elastyczne formy zatrudnienia (skąd my to znamy), co doprowadziło do obniżenia pensji i gorszych warunków pracy. Sprzyjał amerykańskiemu kapitałowi finansowemu, który silnie inwestował w hiszpański sektor bankowy. Kiedy przyszło załamanie ze Stanów Zjednoczonych, te właśnie hiszpańskie banki odczuły to jako pierwsze. Z dnia na dzień zwalniano ludzi z pracy. Nie zapobiegło to dalszym cięciom, obniżaniu wynagrodzeń. Pomimo interwencji „lewicowego” premiera Jose Luisa Rodrigueza Zapatero ratujących sektor bankowy i wzywania Komisji Unii Europejskiej do ocalenia hiszpańskiej gospodarki, nie udało się zapobiec rozprzestrzenianiu się kryzysowi w jego kraju. Banki upadały, ludzie tracili pracę, państwo zaczęło ciąć wydatki na pomoc socjalną i naukę. Młodzi Hiszpanie czuli i wciąż czują się oszukani przez swoich polityków, a teraz nowy rząd dał im na dokładkę podwyżkę czesnego za studia, cofając im jednocześnie państwowe dotacje.

Trzeba wspomnieć, że to właśnie wśród nich jest najwyższe bezrobocie w UE. Wielu hiszpańskich studentów o małych dochodach może nie ukończyć swoich kierunków. Taka sama sytuacja jest w Grecji, gdzie „lewicowy” rząd oszukiwał nie tylko międzynarodowe organizacje, ale przede wszystkim samych Greków, na których przerzucił odpowiedzialność, za swoje wcześniejsze działania. Cięcia w wydatkach publicznych nie pomogły ani Hiszpanii, ani Grecji, Włochom czy Portugalii, ale za to zwiększyły ubóstwo wśród obywateli tych państw. Spełniając wolę Międzynarodowego Funduszu Walutowego, tak silnie powiązanego ze Stanami Zjednoczonymi (i to nie tylko siedzibą w stolicy tego kraju) oraz Europejskiego Banku Centralnego w usztywnianiu wydatków, europejskie rządy zapędziły się w jeszcze większe kłamstwa, by tylko uzasadnić tym swoje działania. Pokazały jednak swoim obywatelom, że zawsze stały po stronie bogatych, ratując wyłącznie ich interesy. Jestem ciekaw jak wytłumaczą to, że amerykańskie korporacje, firmy oraz banki mają nadal krociowe zyski ze swojej działalności na terenie Europy? Pozwalają na ucieczki dużych firm ze swoich krajów do Chin czy Indii, byle tylko zwiększyć swoje zyski i nie płacić podatków. Przykładem niechże będzie duma Holandii, firma Philips, która już jakiś czas temu przeniosła całą produkcję do ChRL. Była ona jeszcze do niedawna najważniejszym holenderskim pracodawcą. Wciąż dobrze trzymają się jeszcze państwa Skandynawskie, które pomimo rzekomo rozbuchanego systemu socjalnego nie tną wydatków. One jednak nie były głównym celem amerykańskiej spekulacji. Już widać gołym okiem, że polityka cięć, przerzucania na zwykłych ludzi odpowiedzialności za własne błędy oraz przymykania oczu na malwersacje finansistów zarówno krajowych, jak i powiązanych z obcym kapitałem (na ogół pochodzącym z USA) przez europejskich polityków, skończyć się może nie najlepszym finałem, nieszczęśliwie dla samych europejczyków.

Pomimo zaklinania rzeczywistości przez konserwatywny rząd Davida Camerona, Brytyjczycy jakoś nie wierzą w swoją świetlaną przyszłość, jak wtedy gdy bez zastanowienia zadłużali się i kupowali akcje islandzkich banków, które były powiązane z amerykańskim rynkiem nieruchomości, poprzez posiadanie dużej ilość tzw. toksycznych aktywów banków inwestycyjnych, które w momencie wybuch kryzysu stały się bezwartościowe. Dziś codziennością jest zamykanie sklepów jeden po drugim, nawet na prestiżowych ulicach brytyjskich miast. Spadek konsumpcji na Wyspach, tak przestraszył rząd Camerona, że ten zapewnia, że gospodarka kraju się odbije natychmiast po zakończeniu najbliższych Igrzysk Olimpijskich, byle tylko zwiększyć konsumpcję wśród społeczeństwa. To podobnie jak u nas z Euro 2012. Na razie Brytyjczycy są wstrzemięźliwi we wpadaniu w zakupowy szał i są bardzo oszczędni w wydatkach.

Zgoda na wyzysk jaką zastosował hiszpański rząd premiera Jose Marie Aznara wobec swoich obywateli przez różnej maści podmioty gospodarcze o różnym pochodzeniu kapitału może być ostrzeżeniem dla premiera Donalda Tuska, który stosuje tę samą taktykę u nas. Pewnie nie wyciągnie z tych doświadczeni żadnej lekcji stawiając jak inni światowi politycy wyższość wolnego rynku nad ludzkimi potrzebami.

Syndrom zamykanych sklepów, czyli coraz częstsza rzeczywistość zielonej wyspy

Tak wygląda witryna sklepu z zabawkami na ulicy Nowy Świat w Warszawie. Tak, tak! Sklep nie przechodzi remontu, splajtował.

Na warszawskim, Nowym Świecie nieopodal salonu Empik odstrasza przechodniów swymi zalepionymi witrynami sklep z zabawkami, który niedawno splajtował. Jeszcze nie tak dawno otwierał swoje podwoje dla młodych klientów. Widać było ich mało, bo choć zabawki cieszą oko dziecka, to już nie bardzo jego rodziców. Portfele Polaków są chudsze niż rok wcześniej, pensje są coraz niższe, za to wymagania pracodawców coraz wyższe. Kwitują to ogólnikowym stwierdzeniem o kryzysie i panujących normach zatrudnienia na rynku pracy. Polscy pracodawcy głoszą publicznie swoje teorie ekonomiczne, że jeżeli będą płacić niższe podatki czy składki na ZUS, to na pewno będą bogatsi. A skoro tak, to będą nas chętnie zatrudniać. Już to widzę! Obecnie mają wolną rękę w kwestii zatrudniania. Wedle swego widzi misie, bo na przykład nie mamy doświadczenia, najlepiej trzydziestoletniego, mając zaledwie dwadzieścia pięć lat, zawierając z nami często umowy śmieciowe, każąc się nam przekwalifikowywać piętnaście razy w roku, młodym z łaski swojej pozwalają pracować kilka dni na próbę nie płacąc ani grosza, po czym zwalniają, przyjmując następnych naiwnych. Co z tego, że kodeks pracy mówi inaczej! Jeśli nawet udowodnimy złamanie prawa pracy, wynajmą dobrego adwokata, który na ogół wybroni ich przed sądem, a potem z płaczem pójdą do programu TV Polsat: „Państwo w Państwie” i wyżalą się na antenie jak są gnębieni przez urzędników oraz nieżyczliwych im pracowników, którym się nie chciało nic robić. Menadżerowie, prezesi wielki firm czy kierownicy sklepów sieci supermarketów raczej takich scen nie odstawią, ale za to mogą nam również zatruć życie w pracy dokładając nam nowych obowiązków, bo na przykład firma podlega w chwili obecnej restrukturyzacji, więc trzeba było zwolnić część pracowników. W imię zysku dla centrali firmy.

Znana sieć handlowa Tesco postanowiła w ciągu maja i czerwca tego roku zwolnić 3 tyś. swoich pracowników, co stanowi 10% ogółem zatrudnionych. Decyzja polskiego zarządu firmy była zaskoczeniem dla pracowników. W ciągu trzech lat sieć otworzyła 100 sklepów na terenie kraju, ale nie zwiększyła zatrudnienia. Tesco chce zatrudnić na miejsce zwalnianych pracowników osoby wynajmowane przez agencje zewnętrzne, dzięki czemu, nie musząc im płacić za wykonywaną pracę, zwiększają jeszcze bardziej swoje zyski. Za ostatni rok obrót handlowy wyniósł dla brytyjskiej sieci 12,1 mld obrotu (wzrost o 8,8% r/r). Otwarto także 51 kolejnych sklepów sieci Tesco. Co ciekawe, w Wielkiej Brytanii trend jest odwrotny - Tesco przyjmuje nowych pracowników.

Wszystko składa się w logiczną całość. W Wielkiej Brytanii panuje bezrobocie, spada konsumpcja, więc zyskami z Polski, sieć Tesco ratuje rodzimy rynek. To efekt wychwalanej pod niebiosa przez naszych ekonomistów globalizacji. Nie tylko wspomniane Tesco tak czyni, Carrefour już to zrobił, a inne sieci handlowe również są na drodze do zatrudniania pracowników przez agencje zewnętrzne, byle tylko nie mieć obciążeń finansowych z racji zatrudnienia.

Edukacja, spekulacja

Pamiętam jak co roku w orędziu noworocznym prezydent Aleksander Kwaśniewski wychwalał rosnącą liczbę studiujących w naszym kraju. Jak atrakcyjnym jesteśmy miejscem dla zagranicznych inwestorów. Prawda była taka, że młodych Polaków oszukiwano i sami siebie oszukiwali. Od początku wiara, że studia dadzą świetną pracę, potem awans na dobrze płatnym stanowisku, osobisty rozwój, w końcu musiała zderzyć się z brutalną rzeczywistością. Zagraniczni inwestorzy nie chcieli dziwnym trafem spełniać marzeń młodych Polaków o wspaniałym życiu. Chcieli zysków dla siebie, a młodzi Polacy byli tani, dobrze wykształceni, a także ambitni. Sprzyjało temu dodatkowo wprowadzone przez rząd Leszka Millera elastyczne formy zatrudnienia. Faktycznie tak jak w Hiszpanii pracownicy fizyczni zarabiali mało, umysłowi pracujący w wielkich firmach mieli godziwe płace, ale jednak dalekie od pensji swoich zachodnich kolegów, którzy wykonywali takie same lub podobne czynności.

Konsumpcję na studia nakręcały media, politycy, pracodawcy i przede wszystkim same wyższe uczelnie. Powstawały jak grzyby po deszczu. Nawet w małych miastach takich jak Siedlce istnieje przynajmniej jedna wyższa uczelnia. Wyższe szkół wszelakiego biznesu, sukcesu czy marketingu rodem z barejowskiej komedii oferują w zamian za duże czesne banalną formę nauczania i pewność zakończenia ich z tytułem mgr przed nazwiskiem. Pracodawcy dziś pomstują na młodych mając ich za niedouczony motłoch, który sam nie wie czego chce od życia i jeszcze śmie żądać pracy. Sztuczny pęd do wiedzy zniszczył polskie uniwersytety, zdewaluował wyższe wykształcenie, robiąc z niego nieomalże korporacyjny biznes, na którym wykorzystywana jest naiwność młodych ludzi. Pracodawcy dokładają swoją własną cegiełkę do dobijania polski uniwersytetów chcąc uczynić z nich kuźnię taniej siły roboczej dla swoich firm. Teraz to nauki ścisłe powinny rządzić, mówią ekonomiści pokroju Roberta Gwiazdowskiego oraz Witolda Orłowskiego. Zapominają o tym! Przemysł w Polsce przestał de facto istnieć (poza górnictwem), a sektor budowniczy ma się coraz gorzej. Za nim wyrośnie nam nowe pokolenie inżynierów, speców techniki, będziemy rajem wyzysku dla innego rodzaju biznesu.

RobertHist

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.