Dodaj nową odpowiedź
Polska nie będzie się wstydzić swojego Podziemia
wiatrak, Pon, 2012-05-28 17:08 Antyfaszyzm | Historia | PublicystykaW związku z faktem, iż jeden z naszych czytelników poruszył kontrowersyjną tematykę Narodowych Sił Zbrojnych zamieszczamy tekst działacza polskiego podziemia niepodległościowego dotyczący tej formacji.
Słuchałem niedawno głębokich uwag znakomitego profesora Bourgin o ciągłości ideologicznej dziejów Francji od Wielkiej Rewolucji do Komuny Paryskiej. Na całej tej przestrzeni czasu spotykamy te same przewodnie idee wolności, równości i braterstwa, zabarwione tylko inaczej w zależności od warunków epoki. Tę ciągłość profesor Bourgin wyjaśnił dziedziczeniem, przechodzeniem z ojca na syna czy z dziada na wnuka dążeń, jakie wykrystalizowały się we Francji pod koniec XVIII wieku.
Ta ciągłość ideologiczna była źródłem siły dla motoru dziejów Francji. Podobna też ciągłość ideowego klimatu Polski porozbiorowej była i jest siłą napędową naszego życia zbiorowego. Od Insurekcji Kościuszkowskiej do sierpniowego powstania warszawskiego 1944 te same idee ożywiają polskie społeczeństwo i zmuszają pokolenie za pokoleniem rzucać hekatombę ofiar dla idei tych urzeczywistnienia. Ojcowie dzieciom, dziadowie wnukom przekazują wizję wolności i sprawiedliwości, dla wizji tej każą żyć, pracować, o jej urzeczywistnienie walczyć i, jeśli trzeba, umierać.
To czyni z Polski naród nieujarzmiony. Naród, który niejedną już przegrał bitwę o swój los, ale nigdy nie uznał się za pokonanego.
Dziadowie i ojcowie nasi oddali pokoleniu dziś schodzącemu z widowni legendę powstania styczniowego i zrywu rewolucji 1905 roku. My oddajemy następnym pokoleniom wysiłek roku 1918 i krwawą epopeję lat 1939-1945.
Po każdym poderwaniu się narodu polskiego do walki przychodził okres, gdy zwycięscy zaborcy usiłowali przez zbezczeszczenie wysiłku i ofiary przegranej walki przerwać ten proces ideowej ciągłości. Znajdowali też wśród Polaków mniej lub więcej agentów, którzy ten nakaz gorliwie przeprowadzali, a nawet ochotników, którzy za misję swą przyjmowali zadanie oderwania narodu od jego tradycji walki i skierowania woli idących pokoleń na drogi „realizmu”, „pozytywizmu” czy innych form pogodzenia się z niewolą i znalezienia racji swego bytu poza prądem historycznym. Dziś jesteśmy znów po przegranej batalii i wobec nowego wysiłku zaborców, ich agentów i wolontariuszy, robiących wszystko, co w ich mocy, by zohydzić nasz ostatni poryw w obronie niepodległości i realizowania w Police sprawiedliwości społecznej, zgodnie z własnymi o niej pojęciami.
Specjalnego studium i specjalnej odprawy domaga się obfita już literatura pseudohistoryczna, rewidująca polski stosunek do zaborców, a caratu w pierwszym rzędzie. Tutaj chcę zatrzymać się tylko nad drobnym szczegółem tej kampanii oszczerczej, bo wobec wyraźnie złej woli autorów nie można jej nazwać rewizjonistyczną, która rozwija się w prasie reżimowej wokół jednego ze wstydliwych zakątków naszej ostatniej historii wojennej. Zmusza mnie do tego i temat, i wprowadzenie w grę mego nazwiska.
Proces działaczy Narodowych Sił Zbrojnych przed sądem wojskowym w Warszawie przypomniał rzeczy smutne, ale dobrze znane wszystkim działaczom Polski Podziemnej. Obrzydliwe zakłamanie reżimu, który sądzi Kasznicę i jego kolegów, gdy innych wodzów tegoż ruchu faszystowskiego w Polsce przedwojennej za to, że zgodzili się służyć reżimowi, obdarza – jak B. Piaseckiego – prawem działalności politycznej przy swym boku, krępuje moje pióro: nie chciałbym w żadnym razie utożsamić się z cynicznymi oskarżycielami Kasznicy. Ale wobec perfidnego zużytkowywania zeznań oskarżonych w kierunku tworzenia kłamliwej wersji o jedności podziemia polskiego z NSZ, konieczne jest jak najbardziej stanowcze zaprzeczenie temu kłamstwu.
NSZ tak samo, jak komuniści, i z podobnych powodów, zostali postawieni poza nawias Polski Podziemnej. Polska Podziemna przyjęła zasady demokracji i postępu społecznego i położyła je jako fundament niepodległości. NSZ wyznawał ideologię faszystowską, wrogą demokracji i postępowi społecznemu, komunizm niósł uzależnienie Polski od Rosji i metody polityczne tak bliźniaczo podobne do faszystowskich, że również nie mógł się znaleźć w organizacji, która kierowała walką narodu polskiego w czasie tej wojny. To są fakty znane każdemu. To jest także jeden z fragmentów, ustalających ideową treść dziedzictwa ostatniej epopei narodu polskiego. Propaganda reżimowa usiłuje tę treść zniekształcić i plamą NSZ zamącić blaski legendy dla pokolenia, które dopiero dorasta.
Bezpośrednim zaczepieniem dla tej akcji posłużyło zeznanie Kasznicy o istnieniu czarnych list NSZ, list osób, które były mordowane skrytobójczo przez bojówki NSZ. Na listach tych widniało i moje nazwisko. Interwencja Delegatury Rządu Podziemnego zmusiła NSZ do zniszczenia karty z moim nazwiskiem… Kasznica stwierdza także, że zniszczył pozostałe arkusze, ale ten ostatni moment reżimowi specjaliści od plugawienia wysiłku polskiego skrzętnie pomijają milczeniem, budując natomiast na pierwszej części zeznania Kasznicy obraz sielanki między PPS i NSZ, pomyłkowego przez „głupotę polityczną autora listy” wciągnięcia mego nazwiska do spisu skazanych na śmierć i przyjaznej atmosfery między Delegaturą Rządu a NSZ. Wniosek jasny: podziemie było jedno, gdzie zbrodnia, bratobójstwo i konszachty z Niemcami przeplatały się wzajemnie.
Owe konszachty z Niemcami… Od pierwszego dnia wkroczenia wojsk sowieckich na ziemie polskie szukała NKWD i jej „polskie” ramię Bezpieki śladów jakichkolwiek kontaktów władz polskich z Niemcami. Wszystkie badania pierwszych aresztowanych Polaków, w szczególności funkcjonariuszy podziemnego państwa polskiego, szły w tym właśnie kierunku. Chciałoby się wspólnikom Hitlera znaleźć choćby cień współdziałania podziemia polskiego z Niemcami. Byłoby to usprawiedliwieniem i procesu moskiewskiego, i represji wobec AK, i całego zachowania się wobec bojowników niepodległości. I oto wpadli na NSZ. Jakaż gratka. Teraz udowodnić tylko ścisły związek NSZ z podziemiem i nowi władcy mają wszystkie argumenty w ręku. Tylko akurat, gdy już wszystko szło tak dobrze, wyskakuje ewenement z owymi kartotekami i interwencją Delegatury Rządu przeciwko mordom politycznym uprawianym przez NSZ. Jakieś dziwne było to współdziałanie, gdy jednocześnie NSZ sporządzał listy skazańców, obejmujące nazwiska czołowych działaczy podziemia polskiego i uprzątał ich skrytobójczo.
Ujawnienie tego faktu na chwilę wprowadziło zamęt w szeregach reżimowych. Stąd zapewne ujawnienie oficjalne nie tylko mojego nazwiska, ale przepuszczenie w sprawozdaniach wzmianki o zniszczeniu trzydziestu arkuszy z różnymi nazwiskami. Ale po kilku dniach pada komenda pepeerowskiego „Głosu Ludu”: traktować wniesienie nazwisk podziemia na listy proskrypcyjne NSZ jako gafę mało uświadomionych politycznie eneszetowców, a akcent położyć na fakt skreślenia z tych list nazwiska Zaremby. Kampania potoczyła się dalej.
Trzeba więc przypomnieć jak sprawy wówczas stały i jak odbywały się owe kontakty Delegatury z NSZ. Jest to jeden z najbardziej ponurych fragmentów życia konspiracyjnego. Z różnych stron kraju, specjalnie zaś często z powiatu grójeckiego, napływały do naszego ośrodka centralnego wiadomości o zagadkowych morderstwach. Ciosy spadały często na naszych działaczy terenowych. Wymordowano tak całą rodzinę socjalistyczną. Potem skrupulatne dochodzenia na miejscu doprowadziły nas do wniosku, że jest to dziełem oddziałów mianujących się i wywodzących z szeregów przedwojennego ONR. Stało się jasnym, że niektóre elementy tej organizacji weszły na drogę bratobójstwa i współpracy z Niemcami. W tym też czasie jeden z moich znajomych zaalarmował mnie, że wskutek kampanii, jaką przeprowadzałem w naszym piśmie WRN przeciwko tym potwornym przejawom politycznego zdziczenia i praktycznego współdziałania z Niemcami przez grupy mianujące się polskimi, wydano na mnie wyrok śmierci i przeprowadzane są inwigilacje domu, w którym mieszka moja rodzina oraz kilku adresów moich punktów konspiracyjnych. W domu nie bywałem w tym okresie wcale, adresów zaś konspiracyjnych nikt poza najbliższymi nie znał, więc osobiście byłem spokojny. Tylko los rodziny nie był zabezpieczony, bo ten adres był dostępny dość łatwo, a przykład wymordowania całej rodziny w Grójeckim nie mógł uspakajać.
Sprawa morderstw NSZ była kilkakrotnie podejmowana przez naszą organizację wobec centralnych organów wojskowych i cywilnych. Rzeczywiście „robiliśmy piekło” z tej sprawy. Przecież pozostawienie jej swemu biegowi musiałoby prowadzić do aktów zemsty z naszej strony, a dalej już automatycznie potoczyłyby się samosądy. Mieliśmy jednak swe państwo podziemne i organy tego państwa zobowiązaliśmy do odnalezienia ośrodków NSZ, odnalezienia winnych, ukarania ich i zapobieżenia dalszemu szerzeniu się tych zbrodni. Nasze naciski, poparte zebranymi informacjami, doprowadziły do tego, że organy naszego departamentu spraw wewnętrznych znalazły kontakt z górą NSZ i otrzymały zapewnienie, że ta zbrodnicza akcja zostanie poniechana, a spisy nazwisk osób przeznaczonych do likwidacji zniszczone. Okazało się przy tym, że w spisach tych figurują wśród wielu innych także nazwiska komunizantów i komunistów. Wszystkie te spisy zostały na żądanie Delegatury Rządu zniszczone. Potwierdza to zeznanie Kasznicy.
Taki był rzeczywisty przebieg tego ponurego incydentu. Taka jest prawda, którą, nieudolnie zresztą, chcą zniekształcić oprycznicy Radkiewicza. I chociaż samo zjawisko zorganizowania zbrodniczej akcji bratobójczej niewątpliwie jest haniebne, to właśnie fakt, że podziemie zareagowało na to zjawisko i potrafiło je opanować, że piekło podniesione z tego powodu dało swe pozytywne skutki, jest wymownym świadectwem iż kierownictwo Polski Podziemnej stanęło na wysokości zadania. Dalekie też było ono od przyjęcia hotentockiej moralności, panującej w obyczajach dzisiejszych władców Polski, kiedy wystąpiło w obronie życia nie – tylko działaczy niepodległościowych, ale także komunistów i komunizantów, stojąc na straży dobrych obyczajów, by nożem i pałką nie rozstrzygać politycznych sporów. Jakże daleko jesteśmy od tego dzisiaj, kiedy klika rządząca Polską oszczerstwo, więzienie i zabójstwo przeciwników politycznych uczyniła codziennym zjawiskiem naszego życia!
Na próżno więc zeznania Kasznicy i kolegów usiłuje propaganda reżimowa zużyć jako materiał dla poniżenia, splugawienia polskiego podziemia. W tym, jak w tysiącu innych wypadków, przed oczyma naszymi wyrasta obraz, który swym napięciem tragicznym i przykładem wysokiej moralności politycznej będzie wbrew zamiarom zamówionej propagandy promieniował, utrwalając przyciągający blask legendy epopei tej wojny i zmagania się z okupacją. I w tym wypadku jak w tysiącu innych Polacy nie potrzebują się wstydzić swego podziemia – mogą być z niego dumni.
Zygmunt Zaremba
„Światło”, zeszyt 3-4, kwiecień 1948