Dodaj nową odpowiedź
Czy w Polsce potrzebna jest aksamitna rewolucja liberalna?
oski, Sob, 2012-08-25 19:46 Klerykalizm | PublicystykaProfesor W. Krysztofiak na swoim blogu wzywa do antyklerykalnej, aksamitnej rewolucji, mającej na celu wprowadzenie liberalnych zasad do debaty publicznej. Jest to kolejny głos protestu w obliczu ofensywy ideologicznej Kościoła, nieustannie obrażającej uczucia ateistyczne. Niestety, to ateiści, racjonaliści, agnostycy są represjonowani i szykanowani. Zdaje się, że w Polsce kochać kler mogą jedynie ministranci – często wbrew swej woli.
Trudno się nie zgodzić, że debata publiczna daleka jest od standardów liberalnych. Słusznie zauważa Krysztofiak, że mamy do czynienia raczej z publiczną przestrzenią milczenia, przestrzenią skolonizowaną przez bełkotliwy monolog polityków i kleru. Nie ma za bardzo co mówić o standardach. Chamstwo i ignorancja uchodzą za błyskotliwość, przebłysk inteligencji. Rozkwitają idiotyczne pseudo-koncepcje, wspierane przez kato-prawicę.
Można powiedzieć, że Kościół przyczynia się do zaniżenia poziomu życia publicznego i prywatnego. Jest jedną z instytucji odpowiedzialnych za cenzurę i przemoc w Polsce. Nie jest on jednak jedyną instytucją, nie cała wina leży po jego stronie.
Ktoś może powiedzieć, że lepsza mniejsza cenzura od większej, mniej represyjna władza od bardziej. Bunt przeciwko dominacji Kościoła nie ma więc na celu uzdrowienia totalnego, ale jedynie polepszenie warunków. Jest jednym z kroków ku liberalnemu społeczeństwu. Przestrzeń publiczna jest chora, diagnoza wskazuje na wielość różnych zarazków – będziemy tępić jedne po drugich, aż pacjent wyzdrowieje.
Wydaje się jednak, że taki punkt widzenia nie do końca jest słuszny. Nawet w wersji umiarkowanej, gdzie kościół jest jednym ze współwinnych.
Po pierwsze, za Marksem wiemy, że rozwój narkomani jest uwarunkowany warunkami egzystencji. Religia, jako opium, jest w pewnym sensie czymś koniecznym. Usunięcie ćpunów z przestrzeni publicznej nie rozwiązuje problemu. Może przyczynić się do wzrastania podziemnych sił antydemokratycznych, w których światopoglądzie to, co racjonalne zostanie utożsamione z represyjnym systemem. Również pogadanki umoralniające, czy edukacyjne na niewiele się zdają.
Po drugie, ci którzy oddają się halucynacjom, są tymi w systemie, którzy zostali najgorzej doświadczeni przez panujące warunki. Dla nich liberalne podejście do tożsamości jest opowieścią z bajki. Możliwości auto-kreacji są ściśle związane z wolnym czasem i odpowiednim zasobem portfela.
Tym samym ci, którym odmówiona została możliwość kreowania tożsamości, obdarzeni „lepką tożsamością” ludzie, dostrzegają w „liberałach” uprzywilejowanych, obcych. Ci obcy dodatkowo podważają to, co im zostało: tradycyjne normy, proste i jasne. Ich tożsamość, której nie mogą się pozbyć, a która marginalizuje ich. Określeni mianem „barbarzyńców”, stają się nimi – i z tego czerpią swoją siłę.
Tożsamość, a raczej stosunek do niej, jest obecnie wyznacznikiem statusu klasowego. Liberalna bajka, ale i imperatyw, potęguje wykluczenie wykluczonych, których nie stać na auto-kreację, którzy mają tylko twarde, „lepkie” tożsamości (jak dowodzi tego między innymi Z. Bauman, 2000).
Trzecią sprawą, jest samo funkcjonowanie polskiej demokracji. Milczenie społeczeństwa zostało wypracowane przed długie lata nie tyle realnego socjalizmu, co realnego kapitalizmu. Elity polityczne skutecznie stosowały metody prowadzące do „wyuczonej bezradności”. Ignorowanie protestów, czy ich siłowe rozwiązywanie; niedopuszczanie do debaty realnych przeciwników. Udowadniając, że demokracja to jedynie plebiscyt. Niezależnie od problemu, władza zawsze wie lepiej. A społeczeństwo – jest reliktem socjalizmu.
Cenzura dotyczyła przede wszystkim głosów krytycznych wobec transformacji ustrojowej, praktyki i ideologii neoliberalizmu. Bycie przeciwko kapitalizmowi oznaczało bycie zapóźnionym cywilizacyjnie. Wprawdzie Marksa mało kto czytał, a ci, którzy dopuszczali się takiej zbrodni, zasługiwali na ekskomunikę. Królowanie dogmatów ideologii neoliberalnej zostało otoczone taką czcią, jak dogmatów religijnych. Wydaje się, że obie religie cieszyły się ze śmierci debaty publicznej. Wspólnie określając formalne warunki dostępu.
Wykluczenie społeczeństwa z debaty publicznej, umożliwiło odgrzania najbardziej reakcyjnych „narracji” zarówno w sferze ekonomicznej, jak i obyczajowej. Rozkwit irracjonalizmów w życiu publicznym, wydaje się w pewnym sensie powiązany z cenzurą dotyczącą krytyki systemu kapitalistycznego. Obrona systemu za pomocą blokowania refleksji krytycznej, okazała się samobójstwem dla obyczajowych liberałów. Polityczne wytworzenie „sfery milczenia” i panowania „dogmatu” neoliberalnego zostało z powodzeniem wykorzystane przez kler do szerzenia innych dogmatów.
Pojawia się pewna hipoteza, że wojna cywilizacyjna z jednej strony ujawnia klasowy konflikt, z drugiej go maskuje. Próba redukowania problemów Polski do dominacji Kościoła i walki z zabobonem, jedynie wzmacnia procesy tabuizacji problemów ekonomicznych. Jako taka stanowić może element walki klasowej – przeciwko wykluczonym. W podwójnym znaczeniu: ponowieniu wykluczenia „kulturowego” i utrudnianie rozpoznania mechanizmów wykluczania.
Co bardziej bystrzy liberałowie dostrzegli, że aby urealnić utopię liberalną, muszą stać się socjalistami. Muszą rozpoznać materialne warunki możliwości własnej ideologii.
Jeżeli już rozpoczynać wojnę z religią, to warto zacząć od religii kapitalistycznej. Wtedy jednak kategoria lumpeninteligenta może zacząć się odnosić do trochę innych osób.