Dodaj nową odpowiedź
Stawianie anarchizmu z głowy na nogi
XaViER, Wto, 2013-01-15 17:54 Publicystyka | Ruch anarchistycznyZapewne wielu i wiele z was, podobnie jak ja, spotykało się z kompletnym brakiem zrozumienia dla idei i ruchu anarchistycznego. Dotyczy to nawet osób uważających się za anarchistów. Brak świadomości co do istoty tego, czym jest anarchizm, za czym się opowiada, przeciwko czemu jest itd. prowadzi często do idiotycznych nieporozumień i jałowych sporów. Postaram się krótko spisać kilka uwag na ten temat.
Anarchizm to przede wszystkim ruch społeczny
Kiedy sięgamy po pierwsze lepsze opracowanie dotyczące anarchizmu, najczęściej trafimy tam na mniej lub bardziej krytyczne analizy poglądów osób, które uważane są za głównych myślicieli anarchizmu. Przejawiają się zawsze te same nazwiska - Godwin, Stirner, Proudhon, Bakunin, Kropotkin, Malatesta, w nowszych publikacjach pojawi się także Bookchin albo nawet Chomsky. W lepszych opracowaniach pojawi się także Emma Goldman. Czytając tego rodzaju teksty odnosimy wrażenie, że anarchizm to głównie filozofia polityczna, zbiór mniej lub bardziej oderwanych od rzeczywistości pomysłów panów w długich brodach, którzy rozprawiali na temat idealnego, utopijnego społeczeństwa.
Jest to postawienie anarchizmu na głowie. Choć nie da się zaprzeczyć wpływowi jakie te osoby wywarły na ruch anarchistyczny, to, jak zauważył zresztą sam Kropotkin, anarchizm jest przede wszystkim ruchem społecznym, ruchem ludzi, kobiet i mężczyzn, poddanych władzy, wyzyskowi, targanych rozpaczą i spychanych w nędzę materialną i duchową. Sprowadzanie anarchizmu do pożółkłych papierów kilku mędrców, to czynienie z żywego ruchu zatęchłej trupiarni. Niektórzy mają ambicje ścigać się z marksizmem czy liberalizmem na płaszczyźnie intelektualnej, kto więcej ksiąg napisał i kto jest bardziej szanowany w murach akademii. To jest zupełnie ślepa uliczka. Bakunin sam stwierdził, że Marks był lepiej obeznany w sprawach teoretycznych. Mimo to mylił się w wielu bardzo istotnych kwestiach praktycznych. Teoria jest istotna, ale czynienie z anarchizmu nurtu głównie teoretycznego jest absurdem, bo anarchizm akurat najsilniejszy w teorii nie był i pewnie nie będzie.
Siła anarchizmu bierze się z praktycznych rozwiązań, które do dziś zadziwiają teoretyków. Anarchiści pisali własny Kapitał nie w londyńskiej bibliotece, ale na ulicach Barcelony i kolektywach rolniczych Aragonii. Działa ten ruch bowiem zgodnie z powiedzeniem “specjaliści mówią, że coś jest niemożliwe i wtedy przychodzi ktoś, kto o tym nie wie i to robi”. Teoretycy zarządzania twierdzili, że nie ma możliwości budowy dużej organizacji bez rozbudowanej biurokracji. Anarchosyndykaliści zrzeszeni w IWA-AIT pokazali, że jest to jednak możliwe.
Wielu socjaldemokratów nawet dziś mówi, że trzeba czekać aż państwo coś załatwi czy zrobi za nas, bo “od tego jest”. Anarchiści nie mają żadnych złudzeń co do państwa i podejmują wiele inicjatyw nie oglądając się na nie. Dlatego, nawet w tych czarnych dniach dla całej lewicy w Polsce, to anarchiści mają stosunkowo dobre, jak na obecne warunki, zaplecze materialne. Pewien wierzący socjaldemokrata zarzucił anarchistom, że demoralizują ludzi rozdając biednym jedzenie w formie akcji Food Not Bombs, podczas gdy POWINNO to robić państwo. Tymczasem powołaniem państwa wcale nie jest pomoc ludziom, ale trzymanie ich w ryzach. Jeśli czasem pomaga, to tylko dlatego, że klasa rządząca boi się buntu społecznego, albo potrzebuje zdrowej i wykształconej siły roboczej dostarczanej na rynek pracy. Uzależnianie się od kaprysów biurokracji państwowej i brak rozbudowanego niezależnego zaplecza organizacyjnego to głupota i oddawanie pola przypadkowym siłom kontrolującym państwo.
Dziesiątki i setki inicjatyw oplatających świat są związane lub wychodzą z ruchu anarchistycznego albo są nim inspirowane. Tak też było i dawniej. To anarchiści współtworzyli ruch robotniczy od samego początku. Nie przesadzając z hiperekonomizmem wielu marksistowskich odłamów, anarchiści wprowadzali do ruchu pracowniczego na dziesiątki lat przed tzw. falą kontrkultury i “nowej lewicy” lat 60. wątki ekologiczne, albo, jak dziś byśmy je nazwali, feministyczne, walczyli z rasizmem w ruchu robotniczym, tworząc wspólne “kolorowe” związki zawodowe itd. W ramach ruchu anarchosyndykalistycznego rozwijano koncepcje przemysłu na małą skalę, “zielonego syndykalizmu”. To wszystko rozwijało się w łonie ruchu robotniczego, w tej jego części na którą mieli wpływ anarchiści, gdy zarówno socjaldemokracja, jak i komuniści byli w większości zaczadzeni wizjami scentralizowanej hiperindustrializacji i jednocześnie coraz bardziej militaryzowali swój język.
To anarchistki hiszpańskie, o czym zawsze będę przypominał, stworzyły silną rewolucyjną organizację kobiecą, która była gotowa zbrojnie walczyć o swoją wolność i godność. W latach 30. - kiedy większość organizacji lewicy była zdominowana przez facetów w typie macho.
Przykładów można podawać wiele. Anarchiści więc byli pionierami zagadnień, które dziś na lewicy wydają się być oczywistościami. I nie dokonywali tego podawani za przykład bez końca teoretycy anarchizmu, ale zwyczajni szeregowi aktywiści i aktywistki, których nazwisk już dziś nikt nie pamięta.
Tak więc, dobre opracowanie anarchizmu musi rozpoczynać się i zawierać przede wszystkim opis anarchizmu jako ruchu społecznego, a nie koncentrować się jedynie na teoretykach, czy jak to jest w niektórych książkach - artystach. Także aktywiści anarchistyczni nie powinni czuć się gorsi (a czasem odnoszę takie wrażenie, tak się czują), tylko dlatego, że anarchizm mało zaznaczył się w rozwoju dysput teoretycznych. Libertarianie i marksiści potrafią godzinami i latami rozprawiać o swoich świętych tekstach. Pokazują czasem swoją wyższość, bo “doskonale zrozumieli istotę rzeczy”, albo z zupełnie niezrozumiałego powodu twierdząc, że ich ideologia “nie jest ideologią, ale nauką” i dlatego wszyscy pozostali powinni ukorzyć się przed takim ostatecznym argumentem. Walka o to czyja teoria jest bardziej naukowa osiąga czasami poziom groteski.
Anarchizm, może właśnie dzięki temu, że nie posiada nadmiernie rozbudowanej teorii, nie stara się stworzyć idealnie domkniętego, wszystko wyjaśniającego systemu filozoficznego czy naukowego, może właśnie dlatego uniknął wielu pułapek. Nie oznacza to oczywiście pogardy do nauki, czy pracy teoretycznej. Oznacza to jednak wezwanie do jedności teorii i praktyki. Aby jednak ocenić prawdziwe znaczenie i dokonania anarchizmu, należałoby przede wszystkim przestudiować historię ruchu, a dopiero w drugiej kolejności można zapoznać się z klasykami. Anarchizm jest bowiem przede wszystkim ruchem społecznym, a dopiero potem filozofią polityczną.
Anarchizm, czyli rozproszenie władzy
W dyskusjach, zwłaszcza z tzw. “libertarianami”, a mówiąc po ludzku, skrajnymi liberałami ekonomicznymi, którzy zawłaszczyli niedawno pojęcie libertarianizmu utożsamianego dotychczas z anarchizmem (w tym zwłaszcza jego socjalnymi odłamami), przewija się często argument, że prywatyzacja jest najlepszą drogą do wolności, ponieważ rzekomo prowadzi do ograniczenia a nawet “likwidacji państwa”. Anarchiści uważają to za absurd. Nie jest bowiem istotna forma prawna, ale rzeczywiste stosunki władzy. Przejęcie kontroli nad danym zasobem przez biurokratów prywatnych z rąk biurokratów państwowych nie tylko w relacjach władzy niewiele zmienia, ale nawet może pogłębić jej koncentrację. Prywatyzacja już w samej nazwie zakłada wykluczenie, ustanawia monopol posiadania, a w warunkach istnienia państwowego prawa własności - monopol państwowo ustanowiony i wspierany. Z użytkowania danego zasobu wykluczeni w momencie prywatyzacji pozostają biedniejsi i często średniozamożni. Np. prywatyzacja lasu oznacza, że może z niego korzystać, jak za dawnych lat, “książę pan”, może go nawet spalić, jeśli chce, ale mieszkańcy okolicznych wsi nie mogą zbierać chrustu.
W dodatku zapominamy, że prawo własności, jego definicję musi wymuszać jakiś aparat przymusu, tak więc poza pojedynczymi teoretykami, większość “libertarian” to tzw. minarchiści, którzy wcale nie chcą likwidacji państwa, tylko zależy im na tym, aby państwo chroniło akurat te interesy, które są dla nich ważne (czyli w efekcie nie różnią się od pozostałych etatystów, kłócą się tylko o to czym państwo powinno, a czym nie powinno się zajmować). W tym przypadku chodzi o ochronę prawa własności, więc postulują pozostawienie państwowego aparatu represji i likwidację wszystkich innych agend rządowych z socjalnymi na czele. Cóż to za wolnościowość - pytają anarchiści - kiedy zostawia się nietkniętą pałę policjanta, a nawet ją się wzmacnia i jednocześnie likwiduje szpitale. I to w sytuacji, kiedy ludzie okradzeni z owoców swojej pracy przez kapitalistów za pomocą państwowo ustanowionego prawa własności, nie są w stanie się utrzymać? Jaki w tym sens? Anarchiści jeśliby już chcieli ograniczać państwo to z wręcz przeciwnej strony - zaczynaliby od zmniejszenia aparatu represji.
Ale skrajny liberalizm nie widzi całości problemu, tylko jeden jego element; nie źródła, lecz skutki. Jeśli zacznie likwidować tzw. socjal, utrzymując nierówności społeczne, to jednocześnie będzie musiał wzmocnić instytucje aparatu represji, bo ludzie zaczną się buntować ze względu na brak dostępu do usług publicznych, pojawią się coraz częstsze naruszenia własności prywatnej i wolność skończy się pałowaniem i strzelaniem do zdesperowanych ludzi, tak jak to miało miejsce jeszcze nie tak dawno temu w Europie i wciąż ma miejsce w krajach tzw. Południa. Akcja wywołuje reakcję. Decyzje mają swoje konsekwencje, nie zawsze zgodne z założeniami teoretyków.
Anarchiści nie lubią podatków, biurokracji, centralizacji. Ale państwa nie zlikwiduje się ograniczając podatki dla bogatych, jeśli nie zlikwiduje się przyczyn istnienia państwa - nierówności polityczno-ekonomicznej. Zauważmy, że tam gdzie jest największa nierówność, tam państwo jest najsilniejsze, żeby tej nierówności bronić. Korea Północna to idealny przykład skrajnej nierówności. Tam nawet nie musi być podatków, bo państwo i tak bierze, co chce. Natomiast jeśli ograniczamy podatki tak, żeby służyły bogaceniu się jednych, a biednieniu pozostałych, to nie jest to żadne likwidowanie państwa, tylko dawanie większej władzy bogatym i możnym tego świata. Skrajni liberałowie zdają się nie rozumieć, że kapitał to skoncentrowana władza. Kto ma kapitał ma władzę, a pozostawianie bogactwa w rękach bogatych nie likwiduje władzy, ale ją wzmacnia. To, co bogaty zaoszczędzi na podatkach, będzie mógł przeznaczyć na przekupienie polityków, żeby wierniej mu służyli, albo wynajęcie lepiej uzbrojonych ochroniarzy, którzy będą wymuszali posłuszeństwo. Państwo także posiada władzę nie z abstrakcyjnego nadania boskiego, ale przede wszystkim dlatego, że posiada skoncentrowany kapitał, którym może dysponować. Koncentracja kapitału zawsze prowadzi do koncentracji władzy. System, który tego nie uwzględni jest skazany na powielanie błędów poprzedników.
Tak więc nie tyle należy “zmniejszać podatki”, co zlikwidować państwo i wszelką skoncentrowaną władzę, w tym ekonomiczną. Rozproszyć ją wśród ludzi, aby mogli decydować o swoim życiu. Wtedy w sytuacji równości i wolności ludzie będą sami decydować na co przeznaczyć wspólne środki i podatki przymusowe staną się zbędne. Nie inaczej. Obecnie zaś w sytuacji kiedy bogactwo jest transferowane od biednych i średniozamożnych do posiadaczy i zarządców skoncentrowanego kapitału, większości ludzi nie będzie często stać, żeby samemu utrzymać usługi publiczne, które są niezbędne do funkcjonowania danych społeczności. To kapitał, zwłaszcza finansowy, w efekcie decyduje co, gdzie i jak się produkuje, ponieważ to on dysponuje skoncentrowaną siłą ekonomiczną. Gdyby przedstawić rynek w kategoriach politycznych - ten, kto posiada dużą władzę ekonomiczną ma przykładowo 100000 głosów, a zwykły zjadacz chleba od 1 do 10 głosów, w zależności od stanowiska. W dodatku skoncentrowany kapitał posiada często w swoich rękach środki nie tylko produkcji, ale także kontroluje kanały dystrybucji. Ma także ogromne możliwości wpływu na oczekiwania konsumentów za pomocą propagandy, zwanej czasem dla niepoznaki reklamą i PR. Takich środków na propagandę nie posiadają nawet rządy. Dla przykładu - Microsoft na promocję swojego najnowszego systemu operacyjnego Windows 8 przeznaczył 1,5 miliarda dolarów. W tej sytuacji mówienie o demokracji na rynku, albo twierdzenie, że to “ludzie decydują”, jest żałosną próbą zamaskowania realiów i stworzenie pozorów, że ludzie mają równy wpływ na rzeczywistość.
Dodatkowo anarchizm czasami jest wulgaryzowany i sprowadzany do prymitywnego antyetatyzmu. Tymczasem anarchizm, wbrew pozorom, nie sprowadza się do ideologii antypaństwowej. Anarchizm oznacza zaś sytuację “bez władzy”, a nie “bez państwa”. Państwo jest tylko jedną z wielu form koncentracji władzy polityczno-ekonomicznej. Nie ma więc dla anarchistów w efekcie żadnego znaczenia czy prawo wymusza prywatny ochroniarz (często bardziej nawet brutalny) czy państwowy policjant; czy posłuszeństwo wymusza “głowa rodziny”, czy grupa uzbrojonych bandytów. Dlatego anarchizm, w przeciwieństwie do libertarianizmu skupiającego się niemal wyłącznie na kwestiach ekonomicznych i sprowadzających niemal wszystko do gospodarki i praw własnościowych, jest ideą znacznie szerszą i ogarniająca różne kwestie życia społecznego.
Anarchizm jest wielkim propagatorem wolności umów, ale te umowy muszą być dokonywane pomiędzy równymi i wolnymi jednostkami, czy grupami. W sytuacji nierówności społeczno-ekonomicznej nie ma mowy o żadnej wolności umów. W sytuacji kiedy jedni posiadają władzę a inni nie, gdy jedni mogą sobie wynająć lepiej uzbrojoną agencję ochrony, bo mają na to środki, a inni nie, nie ma mowy o żadnej wolności. Umowa zawarta pod przymusem, także pod przymusem popadnięcia w biedę lub w sytuacji groźby śmierci głodowej w razie jej nie zawarcia, jest nieważna i żaden anarchista nie przywiązuje do niej wagi.
Anarchiści także nie uznają żadnych praw narzucanych im z góry, przez historię czy tradycję, wspólnotę religijną, państwo, czy firmę ochroniarską. Nie ma tu żadnego znaczenia czy to będzie prywatna czy państwowa władza. Uważają oni bowiem, że tylko takie ustalenia są ważne, w których podejmowaniu brali udział lub na które wyrazili zgodę. Żadne “święte prawa własności” i inne tego rodzaju quasi-religijne bzdury ich nie dotyczą, bo to nie oni brali udział w ich stanowieniu, ani nie mają wpływu na ich ewentualną zmianę. Ba, większość ludzi nie brała udziału w tworzeniu tychże “świętych” praw i nikt nie pytał ich, czy się zgadzają akurat z taką ich definicją. Dlatego anarchiści uważają, że ludzie powinni decydować na drodze czy to konsensusu, czy innych rozwiązań takich jak demokracja bezpośrednia o prawach, którym będą podlegać. W dodatku zawsze uważają, że mogą ogłosić secesję i odejść z danej grupy czy wspólnoty, jeśli stanowione w niej prawa im nie odpowiadają. Oczywiście wtedy godzą się z faktem, że wraz z obowiązkami tracą także przywileje związane z uczestnictwem w takiej grupie.
Tak więc anarchiści wraz z państwem domagają się likwidacji wszystkich opresyjnych instytucji i praw, które czynią z ludzi poddanych.
Anarchizm społeczny i indywidualistyczny
Anarchizm dzieli się na dwie tradycje - anarchizmu społecznego i anarchizmu indywidualistycznego. Anarchiści społeczni uważają, że jednostka, jakkolwiek niepowtarzalna, nie może istnieć w oderwaniu od kontekstu społecznego i dlatego ważne jest to, jak funkcjonuje otoczenie społeczne w którym jednostka się znajduje. Anarchiści społeczni dążą za pomocą zbiorowych wysiłków do zmiany społecznej w kierunku wolnościowym. Anarchiści indywidualistyczni mają bardzo różne opinie na ten temat, ale generalnie uważają, że całe społeczeństwo jest ze swej strony opresyjne, dlatego jednostka powinna mieć zapewnione jak najwięcej swobody. Nie jest jednak do końca jasne, jak społeczeństwo ma tę swobodę zapewnić jednostce, skoro ze swej natury jest opresyjne. Niektórzy indywidualiści popadają z tego powodu w eskapizm i albo próbują budować (pozornie) wyizolowane od reszty społeczeństwa “wspólnoty indywidualistów”, albo wręcz idą na “emigrację wewnętrzną”. Część popada w nihilizm i wypowiada wojnę całemu społeczeństwu jako takiemu - z tego nurtu wyszło kilku terrorystów. Kropotkin zabawnie opisywał francuskich anarchoindywidualistów z którymi miał styczność, jako brodatych studentów rzucających bomby, gdzie popadnie bez ładu i składu i przeciwstawiał ich dużemu ruchowi anarchosyndykalistycznemu w Hiszpanii, który potrafił wywrzeć realny wpływ na rzeczywistość.
Inni indywidualiści godzą się, że nie istnieje wolność absolutna jednostki i próbują na tyle na ile to możliwe poszerzyć pole indywidualnej wolności w społeczeństwie i często zbliżają się w praktyce do anarchistów społecznych.
Generalnie jednak anarchizm indywidualistyczny jest kierunkiem głównie teoretycznym. Sam ze swojej natury nie jest skłonny do tworzenia, czy brania udziału w dużych ruchach społecznych, dlatego jest skazany na marginalizację i ogranicza się do roli “strażnika świętego ognia indywidualnej wolności” i napominanie wszystkich innych, którzy ich zdaniem ten święty krąg naruszają.
Z mojej perspektywy, mimo całej sympatii dla niektórych indywidualistów, koncentrowanie się na tym nurcie anarchizmu, przedstawianego czasem nawet jako równie ważnego, co anarchizm społeczny, nie ma sensu. Z perspektywy, jaką uważam za najbardziej istotną dla anarchizmu - perspektywy ruchu społecznego - indywidualizm stanowi marginalny, głównie teoretyczny prąd, często dość jałowy i depresyjny, bo nie dający nadziei na ucieczkę z tej “klatki zniewolenia przez społeczeństwo”. Kilku teoretyków, bez najczęściej żadnych praktycznych dokonań, nie jest w stanie nawet równać się z dokonaniami setek tysięcy anarchistów społecznych. Indywidualiści często zajmują wygodną pozycję recenzenta zza biurka dokonań anarchistów społecznych (i wszystkich innych nurtów politycznych). To bardzo wygodne i paternalistyczne stanowisko. Nic konkretnego nie robią, więc sami błędu nie popełnią, zawsze więc będą mogli uchodzić za nieskalanych przez brud tego świata świętych, a swoją biernością jedynie wspierając istniejący porządek.
Anarchizm społeczny nie wierząc w absolutną wolność w oderwaniu od uwarunkowań społecznych, uważając, że człowiek to istota społeczna, która od chwili narodzin jest zależna od innych, musi godzić się na ograniczenia. Natomiast chodzi o dążenie do takiego społeczeństwa w którym równowaga pomiędzy wspólnotą a potrzebami indywidualnymi jest zachowana. Nie istnieje idealne społeczeństwo, ale istnieje droga ku niemu. Współzależność jest częścią naszej ludzkiej kondycji i wcale nie musi być wszechogarniająco opresyjna. Dlatego anarchiści społeczni zamiast na wyłącznie krytyce, skupiają się na rozwoju takich form organizacyjnych w których głos jednostki, na ile to możliwe, jest znaczący. Z tego powodu istotna jest idea decentralizacji (im mniejsza grupa podejmuje decyzje, tym bardziej głos jednostki jest słyszalny) i federalizmu. Dlatego także anarchiści społeczni przyznają jednostce możliwość secesji z grupy z zapewnieniem mu przynajmniej minimum środków, aby mógł dalej żyć poza nią.
Nie ma ostatecznego celu
Anarchiści uważani są często za utopistów, ponieważ sądzi się, że dążą do budowy raju na ziemi, stanu idealnej anarchii. Nic bardziej mylnego. Anarchizm wcale nie zakłada ostatecznego celu, uważa, że zawsze będzie wiele do zmiany, że jesteśmy wciąż na drodze ku królestwu wolności, ale nigdy tam nie dotrzemy.
Ważne jest jedynie to ile udało nam się dokonać, ile władzy wśród ludzi rozproszyć. Anarchiści proponują wiele różnych koncepcji ekonomiczno-politycznych, jak może być zorganizowane lepiej społeczeństwo. Najważniejsze jednak dla anarchisty jest nie to, żeby jego idealny plan został co do joty wprowadzony w życie, ale aby to ludzie podejmowali decyzję świadomie o wyborze spośród kilku możliwych opcji. I żeby zawsze, w razie niepowodzenia danej koncepcji mogli wybrać inną.
Anarchiści uważają, że ludzie mają prawo do pomyłek i do eksperymentów, bo tylko tak można dojść do lepszych rozwiązań. Proponują, ale nie narzucają. W czasie Rewolucji Hiszpańskiej istniał cały wachlarz rozwiązań funkcjonujących równolegle - jedne gminy działały na zasadach mutualistycznych, inne likwidowały pieniądz i stosowały zasadę “od każdego według sił, każdemu według potrzeb”, inni zaś skłaniali się ku rozwiązaniom anarchokolektywistycznym. Dzięki tej różnorodności ludzie mogli się uczyć i swobodnie testować różne rozwiązania, wybierając te, które akurat lepiej im służyły, porzucać projekty, potem do nich wracać po ich ulepszeniu.
Gigantyczna energia społeczna, która uległa wówczas wyzwoleniu została stłumiona przez lewicowych i prawicowych etatystów - frankistów i stalinistów. Ale ujawnienie siły tejże różnorodności już nigdy nie zostanie wytarty z kart historii. W sprzyjających warunkach, ktoś tę pracę podejmie na nowo, być może w lepszej formie, bo człowiek nie zadowala się ochłapami, ale wciąż dąży do pełniejszego rozwoju swoich możliwości, do wolności i równości. Anarchiści najpełniej wyrażają te aspiracje.
Xavier Woliński
--
Zapraszam na Facebooka:
http://www.facebook.com/wolnelewo
i bloga: http://wolnelewo.pl