Dodaj nową odpowiedź
„Państwo w państwie – czyli Szyszko wygrywa z resztą świata”
Fran, Wto, 2007-02-13 15:26 Ekologia/Prawa zwierząt | PublicystykaWarszawa, Augustów, Rospuda, Polska — Dziś, 9 lutego 2007 r., wojewoda podlaski wydał pozwolenie na budowę drogi ekspresowej. Oznacza to, że inwestor – Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad - uzyskał ostatecznie zielone światło dla rozpoczęcia wycinki lasu w Dolinie Rospudy. Ogłaszamy alarm dla polskiej przyrody!
Greenpeace.pl
Tak, więc minister (swojego) środowiska Jan Szyszko wraz z wojewodą podlaskim wydali „prawny” wyrok na jedyny w swoim rodzaju zakątek dzikiej przyrody. Nad skandalicznością tej decyzji i możliwych skutkach można się rozpisywać w nieskończoność. Ja chciałbym przeanalizować jak minister Jan Szyszko został „jedno-osobowym państwem w państwie”.
Cała sprawa została nagłośniona przez media (a w szczególności przez Gazetę Wyborczą) już latem. Rozpoczęła się akcja „Ratujmy Dolinę Rospudy!”, zakrojona na szeroką skalę. Wtedy też zaczęły się petycje i protesty wszelakich środowisk (od artystów po organizacje pozarządowe). Grupy niezależnych ekspertów z kraju i zagranicy kolejno i jednogłośnie zgadzali się: budowa drogi tędy zniszczy wspaniały zakątek przyrody i skaże na śmierć zwierzęta i rośliny żyjące tam. Na nic jednak to wszystko wobec ministra Szyszko.
W końcu pomoc przyszła „z góry” wyższej, niż minister w Polsce, a przynajmniej tak się wszystkim wydawało. Sama Komisja Europejska stwierdziła, że budowa ta jest niezgodna z prawem UE. Dała Polsce czas na ustosunkowanie się wobec tej decyzji, co zostało zupełnie zignorowane (13.02.2007). Czekają więc nas podatników (!) drakońskie kary za arogancję i przestępczą działalność ministra, wybranego przecież w demokratycznych wyborach przez Polaków.
Tyle, jeśli chodzi o krótką historię sprawy autostrady Via Baltica. Teraz warto się zastanowić, jak więc K. - wyborca partii ministra może cokolwiek zmienić skoro nawet sam prezydent może sobie tylko pogadać. Skoro K. podpisał wszystkie możliwe petycje, wysłał stosy listów i pojechał "Pociągiem do Rospudy" – to, co jeszcze może zrobić? Wydaje się, że nic już nie pozostaje.
Jego minister zignorował wszystko i przy tym złamał jakąkolwiek tylko się nawinęła zasadę demokracji. Protesty obywateli, wielotysięczne petycje, apelował prezydent i Unia Europejska – i co? Szyszko wie lepiej i wychodzi na to, że może wszystko.
Nasuwa się pytanie, dlaczego tak jest? K. głosuje w wyborach i płaci podatki, a tu okazuje się, iż członek rządu śmieje się jemu i reszcie świata w twarz. Gdzie odpowiedzialność, praworządność, lojalność wobec wyborców? Jeżeli „Państwo to dobrowolne zrzeszenie obywateli, którzy potem udzielają mandatu wybranym, by reprezentowali ich interesy”, to coś tu chyba nie pasuje…
Sprawa Rospudy bez wątpienia ukazuje jak skandaliczny jest stopień alienacji państwa od wyborców. Nawet nie minister, który wyborców ogląda w telewizji, ale bliższy szaremu człowiekowi wojewoda ma wszystkich protestujących gdzieś. Gdzie jest sens chodzenia na wybory? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi.
Martwi mnie, że jeżeli jeden minister może być autonomiczny i decydować o życiu i śmierci środowiska naturalnego to, dlaczego nie mogą tego zrobić inni? Niekoniecznie wydając wyrok na przyrodzie, ale np. na kilku takich, których i tak widzą tylko w telewizji…