Dodaj nową odpowiedź

CZY TAKA FORMA WAM ODPOWIADA?

W USZACH TYLKO WIATR

Z cyklu "Jaja jak czerwone berety"

Dobrze jest już na wstępie przyjąć pewne rzeczy do wiadomości. Ruch komunistyczny jest obecnie w stanie rozkładu. Nie tylko w Polsce, ale również na świecie. O poziomie zerowym marksizmu w Polsce pisano już w roku 1981 (patrz: "Nowa Gazeta Mazowiecka"). Od tego czasu zmieniło się niezbyt wiele. Zresztą - raczej na gorsze.

Encyklopedia PWN pod hasłem "robotnicy" zamieszcza następującą notkę:
"robotnicy, zbiorcza nazwa różnych kategorii pracowników najemnych, przede wszystkim fizycznych, żyjących ze sprzedaży swej siły roboczej za płacę roboczą i pełniących w procesie produkcji funkcje wykonawcze.
Pojawienie się robotników jako klasy było związane z rozwojem kapitalizmu i industrializacją, która spowodowała masowy napływ do manufaktur i fabryk zubożałych chłopów i 'ludzi luźnych' z innych warstw społecznych, którzy nie znajdowali miejsca w tradycyjnej strukturze społeczno-zawodowej. Do klasy robotniczej zalicza się przede wszystkim robotników przemysłowych, chociaż często, zwłaszcza w mowie potocznej, określenie to obejmuje wszelkich najemnych pracowników fizycznych, a więc np. robotników rolnych, leśnych, pozbawionych własności narzędzi pracy pracowników zakładów rzemieślniczych, pracowników transportu itd. Od początku XIX w. skład i położenie klasy robotniczej były przedmiotem studiów uwzględniających, z jednej strony, materialne warunki pracy i życia, z drugiej - kształtowanie się swoistego stylu życia i odrębnej świadomości klasowej. Większość autorów, nie tylko o orientacji socjalistycznej, zwracała uwagę zwłaszcza na upośledzenie klasy robotniczej w porównaniu z innymi klasami i warstwami społecznymi oraz na szybki wzrost jej liczebności. Od lat 40. XIX w. stwierdzenia takie stawały się punktem wyjścia rozważań o doniosłej roli klasy robotniczej w historycznym procesie przekształceń społecznych. Do ugruntowania i rozpowszechnienia tego poglądu przyczynili się najbardziej K. Marks i F. Engels; stworzyli oni teorię rozwoju społecznego, w której szczególna rola została przypisana klasie robotniczej jako sile sprawczej nie tylko upadku kapitalizmu, lecz i ostatecznego wyjścia ludzkości z epoki podziału na klasy. U podłoża tej koncepcji znajdowała się - oprócz wielu arbitralnych założeń historiozoficznych - diagnoza sytuacji społeczno-ekonomicznej, która na gruncie ówczesnego kapitalizmu wydawała się uzasadniona. Obejmowała ona m.in. następujące tezy: 1) klasa robotnicza jako klasa pod każdym względem upośledzona społecznie, której położenie stale się pogarsza, jest zainteresowana w rewolucji antykapitalistycznej, nie ma bowiem niczego do stracenia; 2) rozwój nowoczesnego przemysłu spowoduje, iż będzie to klasa coraz liczniejsza, lepiej zorganizowana i zdyscyplinowana; 3) charakter produkcji kapitalistycznej będzie sprzyjał wytwarzaniu się więzów solidarności robotniczej, tym bardziej, że wyobcowani ze swoich społeczeństw robotnicy pozostaną niepodatni na idee solidaryzmu narodowego i niechętni wszelkim burżuazyjnym 'przesądom'. Przez kilka następnych dziesięcioleci bieg wydarzeń zdawał się tę diagnozę potwierdzać, czego dowodem jest rozwój rewolucyjnego ruchu robotniczego oraz rosnący udział klasy robotniczej wśród ogółu aktywnych zawodowo. Pojęcie klasy robotniczej zaczęło występować w myśli społecznej w podwójnym charakterze: odnosiło się do kategorii społeczno-zawodowej, jednocześnie stało się kategorią ideologiczną, której istnienie uniezależniło się w dużym stopniu od społecznych realiów wskazujących na dezaktualizację marksowskiej diagnozy. Okazało się bowiem, że położenie klasy robotniczej w ustroju kapitalistycznym w ciągu dłuższego okresu historycznego nie pogarsza się, lecz na ogół poprawia, a znaczna część robotników nie jest wyobcowana ze swoich społeczeństw, lecz w dużym stopniu podziela ich systemy wartości i akceptuje zasady ładu ekonomiczno-politycznego. W połowie XX w. okazało się również, iż prognoza liczebnego wzrostu klasy robotniczej była trafna tylko do pewnego momentu; w najbardziej rozwiniętych krajach kapitalistycznych udział klasy robotniczej w całości populacji od kilku dziesięcioleci utrzymuje się na stabilnym poziomie lub obniża się. Wszystkie te zmiany nie oznaczają, że klasa robotnicza przestaje być kategorią społeczną o dużym znaczeniu lub że nie ma cech zasługujących na baczną uwagę badaczy i polityków społecznych; tworzy też nadal własne organizacje i programy, choć coraz rzadziej odwołują się one do jej szczególnej misji historycznej i teorii walki klas. Najwięcej trudnych problemów społecznych stwarza położenie klasy robotniczej w krajach rozwijających się, w których sytuacja przypomina pod wieloma względami warunki wczesnego kapitalizmu, oraz w tzw. krajach postkomunistycznych, w których nastąpił krach związanych z klasą robotniczą schematów ideologicznych, ale zachowują żywotność wywiedzione z nich oczekiwania socjalne, a zarazem brak jest warunków ekonomicznych do takich jej przeobrażeń, które dokonały się w rozwiniętych krajach kapitalistycznych. "
(źródło: http://encyklopedia.pwn.pl/haslo/3968156/robotnicy.html)
Tyle PWN.

Jak widać, z punktu widzenia burżuazyjnej (i do pewnego stopnia obiektywnej) nauki sprawa jest jasna, jak słońce. Plamy na słońcu nie zmieniają przecież stanu rzeczy.
To, co było oczywiste dla nauki, było również oczywistym dla marksistów, takiego formatu jak Lenin czy Trocki.
Lew Trocki żył dłużej od Lenina mógł zatem spokojnie skonstatować ten stan rzeczy. Uznał więc dogmat o liczebnym wzroście klasy robotniczej za nieaktualny. Nie zaprzestał jednak działalności politycznej. Nie skapitulował. Nawet klasa, która jest w mniejszości, może przecież odgrywać rolę wiodąca. Kłania się wspomniana przez Lenina sztuka polityki i kwestia sojuszy. Nie tylko zresztą w ramach jednolitego frontu robotniczego. Ważne, by nie oddawać w obce ręce inicjatywy. Do tego potrzebna jest jednak rewolucyjna partia robotnicza, w pełni zasługująca na to miano.
A dziś takich ze świecą szukać.

Co innego twierdzą (post)trockiści. Uginając się pod rygorystycznym wymogiem demokracji i uzurpując sobie prawo występowania w imieniu przytłaczającej większości społeczeństwa, nie zamierzają oni bynajmniej odstąpić od zużytego dogmatu, gdyż w ich mniemaniu byłaby to kapitulacja na całej linii. Ze względów propagandowych poszli na łatwiznę. Przyjęli "potoczną" charakterystykę klasy robotniczej, obejmującą "wszelkich najemnych pracowników fizycznych". I rozszerzyli ją o - bagatelka! - pracowników niefizycznych, np. o umysłowych, a nawet o, uwielbiane przez Anatola Łunaczarskiego i "Pracowniczą Demokrację", baletnice.
W ten sposób werbalnie stworzyli "klasę pracowników najemnych", inaczej zwaną "klasą pracującą" lub "klasą pracowniczą".

Przy okazji odcięli się od marksowskiej teorii wartości, podmieniając marksowską kategorię "wartość dodatkowa" (wytwarzana przez robotników) "neutralnym", ekonomicznym pojęciem "wartość dodana" - nie przypisanym do konkretnej grupy społecznej czy zawodowej. Ewentualnie określenia te uznano za synonimy.

Taka podmiana kategorii potrzebna była do zamulenia sprawy i poszerzenia "klasy robotniczej" do "klasy pracowników najemnych", "klasy pracującej" czy "klasy pracowniczej".

Czyż takie rozwinięcie marksizmu nie wydaje się śmieszne?
Co by nie mówić, w ich wydaniu marksizm jest, delikatnie mówiąc, nieco pocieszny.

Skoro tak, to samookłamywanie i pocieszanie zostawmy innym. Jak widzimy, burżuazyjna nauka nie zwraca na te (post)trockistowskie wywijasy szczególnej uwagi.

Stojąc na gruncie tradycyjnej, wąskiej, ortodoksyjnej interpretacji podstawowych kategorii marksistowskich musimy zmierzyć się z otaczającą nas rzeczywistością.
Inaczej będziemy równi śmieszni, jak oni.
A tu sprawy mocno się skomplikowały. Nie da się już podziału społecznego sprowadzić, jak chcą (post)trockiści i antyglobaliści, do dwóch antagonistycznych klas, z których jedna ma przytłaczającą większość - 99%, a druga - wszystkie bogactwa tego świata, stanowiąc zaledwie 1%.
Podział społeczny nie jest aż tak przejrzysty. Proste, propagandowe recepty od lat okazują się całkowicie nieskuteczne.

Ich kolejne, komunistyczne wydanie serwuje dziś, jak gdyby nic się nie stało, portal internetowy "Socjalizm teraz" za pośrednictwem Nathalie Arthaud - rzeczniczki prasowej Lutte Ouvriere, korzystając z usług tłumacza-korespondenta - Michała Nowickiego (zob. http://socjalizmteraz.pl/archives/4295) - oraz zaostrzającej się sytuacji kryzysowej, w której ugrzązł kapitalizm.
Spóźnione wejście LO na arenę jest uzasadnione równie spóźnioną próbą wyjścia z izolacji, w jakiej znalazła się ta organizacja na francuskiej scenie politycznej.
Można by retorycznie spytać - jakim kosztem LO chce przełamać izolację i wyjść na szerokie wody?
Czyż nie kosztem marksizmu?

No, ale jeśli ktoś szuka aprobaty na nowej radykalnej lewicy, musi się upodobnić do pozostałych i krakać jak te wrony. Najwyraźniej LO chce złapać wiatr w żagle i zająć miejsce Nowej Partii Antykapitalistycznej. Stąd ten gładki i propagandowy tekst w ustach rzeczniczki prasowej.
Czego to biurokracja partyjna kobietom do ust nie wkłada...
Nie wińmy za to kobiet.
To tylko dowód przyspieszonej degeneracji tej partii, jak wielu innych.
Nie przypadkiem francuska klasa robotnicza coraz przychylniej patrzy na Marine Le Pen. Iluż to byłych działaczy LO znalazło się w jej szeregach?

Wszystkiemu winne jest sekciarstwo i izolacjonizm LO, partii, która od lat odcina się od ofensywnej taktyki jednolitego frontu robotniczego, uważając ją za kompletnie zużytą i zwyczajnie nieprzydatną w obecnych realiach.
Ma się rozumieć trockiści, za swoim mistrzem, za jedyną słuszną do niedawna uznawali tylko taktykę jednolitego frontu robotniczego "od góry", uznając taktykę jednolitego frontu robotniczego "od dołu" za stalinowską i rozbijacką. LO i tak wyłamała się z reszty trockistowskiej rodzinki. Po pierwsze - nie weszła w skład IV Międzynarodówki, po drugie - w ogóle odrzuciła taktykę jednolitofrontową. Zwłaszcza, że ta ewoluowała od robotniczej do ogólnospołecznej, by nie powiedzieć - ponadklasowej.
Zresztą na gruncie robotniczym francuscy trockiści nie nadawali tonu. Od początku byli zmarginalizowani przez stalinowców i socjaldemokratów/socjalistów. Z tego obszaru poststalinowskich komunistów wypierają dziś francuscy nacjonaliści spod sztandarów Marine Le Pen. Stąd też (post)trockiści, nie chcąc zadowolić się ochłapami, deklarują swoją gotowość na rozciągnięcie podmiotu politycznego na "klasę pracowników najemnych".

Ruch ten już wcześniej wykonały wszystkie liczące się tendencje posttrockistowskie. Dziś już bez wyjątku.

Ofensywna taktyka jednolitego frontu robotniczego "od dołu" i, jeśli to jest możliwe, "od góry" przynajmniej pozwoliłaby rewolucyjnej organizacji zachować swoją robotniczą twarz.
Potwierdzenie jej skuteczności w połączeniu ze sztuką polityki to tylko kwestia czasu.

CZAS RUSZYĆ Z KOPYTA. Znów krzyknąć - POSZŁY KONIE PO BETONIE! - nie oglądając się za siebie.

W uszach tylko wiatr.

Włodek Bratkowski
21 lipca 2013 r.

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.