Dodaj nową odpowiedź

IMPLIKACJE

(suplement do artykułu "Zaślepienie teoretyczne")

O różnicy pomiędzy wartością dodatkową a dodaną pozwólmy wypowiedzieć się cetesowi (w dialogu z tarakiem):
"Wg mnie powstały one w innych celach, w innych warunkach, a do określania wysokości płacy nie mają żadnego zastosowania.
Wartość dodana to różnica pomiędzy poniesionymi kosztami na wytworzenie produktu, a ceną za jaki zostanie sprzedany. Natomiast wartość dodatkowa, to różnica pomiędzy opłaconym czasem pracy robotnika a nie opłaconym czasem jego pracy.
Jednak jest prawdą Pana stwierdzenie, że nie sposób ściśle określić, ile czasu pracy potrzeba na zarobienie przez pracownika na utrzymanie jego i jego rodziny."

Co prawda, to prawda. Ale spójrzmy na to z innej strony: wartość dodatkowa to to, co pozostaje po odjęciu kosztów kapitału stałego oraz kosztu płacy roboczej (kapitału zmiennego) od ceny towaru. Wydaje się jasne i oczywiste, że skoro najpierw opłaca się środki produkcji (w tym siłę roboczą), to wartość dodatkowa (zysk kapitalisty) okazuje się wypadkową, czyli tym, co biedakowi pozostało potem, jak inni kapitaliści oraz rozbuchana roszczeniowo klasa robotnicza wyrwą z jego, biedaczka, krwawicy.
Ale rzeczywistość nie jest tak prosta, jak umysłowość socjaldemokraty - świadomego czy nieświadomego.
Kapitalista przystępuje do biznesu z oczekiwaniem, że jego zysk wyniesie "godziwą" wysokość, tj, co najmniej przeciętną w danej gałęzi produkcji. Czyli, to raczej koszty kapitału stałego oraz stopa zysku (stopa wyzysku) są zaplanowane, zaś jako wypadkowa pozostaje już tylko wysokość płacy roboczej.
Tak więc, w tym sensie, myli się cetes twierdząc, że wartość dodatkowa nie wpływa na określenie wysokości płacy roboczej. Marks właśnie pokazał to, że jak najbardziej wpływa, a my tutaj tylko przytoczyliśmy fragment jego rozumowania.
Tarak nie czyta Marksa z założenia, ale skoro cetes dowodzi swoimi wpisami, że czyta Marksa, ba, nawet Lenina, to powinien zwrócić uwagę na te elementy wywodów Marksa. Koncepcja Marksa ma charakter całości bardzo spójnej i piętrowo złożonej, a każde zdanie "Kapitału" to - wbrew pozorom - nie opis a la Orzeszkowa w "Nad Niemnem", gdzie można pominąć opisy przyrody bez szkody dla fabuły, ale nagłówki, za którymi kryją się lata przemyśleń i cała historia dialektyki. Czytanie "Kapitału" to nieustanny dialog z jego autorem, w trakcie którego otrzymujemy odpowiedzi, o ile tylko potrafimy postawić pytanie.

Tak więc, wracając do naszego wywodu, stopa wartości dodatkowej określa poziom płacy roboczej w społeczeństwie. Kapitalista nie ruszy małym palcem, jeśli nie ma nadziei na otrzymanie tzw. stopy zwrotu od wyłożonego kapitału. Od czego jest uzależnione oczekiwanie kapitalisty? To oczekiwanie, to jest jego żądanie życia na poziomie, który umożliwia mu rozwój cywilizacyjny społeczeństwa burżuazyjnego. Wyobrażenie o tym, jaki poziom życia jest "godny" biznesmena, jest uwarunkowane wychowaniem w klasowym obrazie świata. Polega to na tym, że oczywiste i nie podlegające wątpliwości jest to, że jedni żyją na poziomie "godziwym", a inni - "darmozjady" wg. taraka, które leniuchowałyby na plaży od rana do wieczora, gdyby nie zapobiegliwość kapitalisty, który owych leni zapędza do fabryki - muszą się zadowolić tym, co wynika z takiego obrazu społeczeństwa. Obraz ten, jak powiedzieliśmy, już na wejściu do systemu produkcji, jest klasowo określony, zdefiniowany i jasno wyznacza poziom aspiracji poszczególnych grup społecznych.
Oczekiwania kapitalisty, co do wysokości stopy wyzysku, ups, sorry, "godziwego" zysku, zderzają się ze społecznie udupionymi oczekiwaniami robotnika, co do jego poziomu życia. Podział zysku (wartości dodatkowej) jest założony już na wstępie. Tak się szczęśliwie dla kapitalisty zdarza, że ten założony na wstępie podział wypracowanego dochodu społecznego, zgadza się z tym podziałem, który wynika z "wolnej konkurencji" na rynku pracy.

Przypatrzmy się sprawie bliżej. Każdy kapitalista usiłuje jak najdrożej sprzedać swój produkt. Wykorzystuje najrozmaitsze sposoby, aby podnieść stopę zysku. Można to robić albo podnosząc jakość towaru (podnosząc technologię, uciekając się do wynalazczości, finansując kampanię marketingową itp.), ale dużo prościej jest oszukiwać na jakości towaru. Środki na finansowanie podnoszenia jakości mają tylko wielkie firmy, mali konkurenci muszą uciekać się do szukania możliwości cięcia kosztów, bo zasięg im dostępnego rynku zbytu i zasób kapitałowy są zbyt małe, aby konkurować z wielkimi.
Bezpośredni producent, czyli robotnik, należy do wielkich czy do małych konkurentów? Pytanie retoryczne.
Robotnicy zrzeszeni w wielkich organizacjach są w stanie wpłynąć na rynek, przynosząc nie tylko zagrożenia związane z wielkością, ale i korzyści związane z tą samą cechą. Zupełnie tak samo, jak wielkie firmy. Korzyść to stabilność i jakość zasobu, jakim jest siła robocza. Wada - dla kapitału - to możliwość dyktowania przez siłę roboczą warunków płacy, czyli: wysokości wartości dodatkowej, a więc: stopy zysku (stopy wyzysku).

Komunizm to nie syndykalizm. Komunizmem nie jest ograniczanie się do kwestii płacy roboczej. Marks stawia sprawę w szerszym kontekście. Interesuje go społeczny wymiar stosunków produkcji, interesuje go wartość dodatkowa, a nie tylko kapitał zmienny. Robotnik nie jest bowiem kapitalistą, który pomnażać ma i sprzedawać swój "kapitał ludzki", czyli swoją siłę roboczą. Siła robocza bowiem nie jest kapitałem, człowiek nie jest "kapitałem ludzkim", żaden człowiek. Tymczasem rozumowanie takich socjaldemokratów, jak tarak, kupuje za dobrą monetę ten burżuazyjny sposób widzenia świata, wąski i ograniczony, jak to możliwe tylko w tej sprowadzonej do pieniądza perspektywie.
Tutaj zresztą tarak nie różni się od cetesa, który domaga się, aby robotnik miał swój udział zysku kapitalisty. Czyli cetes, wraz z innymi zwolennikami tzw. udziału pracowniczego wszelkiego typu, włącznie z częścią syndykalistów i innych zwolenników "ekonomii partycypacyjnej", stawia robotnika w schizofrenicznej sytuacji: jako kapitalista in spe, czyli w oczekiwaniu na gruszki na wierzbie, tj. obietnice gównianego udziału w podziale zysku, robotnik jest motywowany do tego, aby sam siebie wyzyskiwał jak najbardziej jako siłę roboczą. Taki zresztą jest sens spółdzielczości w warunkach kapitalizmu, zauważymy przy okazji.

Dodajmy mimochodem, że w podziale wartości dodatkowej - wtórnym podziale tej wartości, czyli już z kieszeni "prywatnego" dochodu kapitalisty, finansowane są usługi reszty społeczeństwa, która nie bierze udziału w bezpośrednim procesie produkcyjnym.
Pytanie za dziesięć punktów: czy ta reszta społeczeństwa oczekuje, że robotnik będzie maksymalizował czy minimalizował swoje żądania płacowe, biorąc pod uwagę fakt, iż koszt płacy umniejsza wartość dodatkową?

Płace robocze idą z reguły na zaspokojenie potrzeb podstawowych, w mniejszym stopniu na zaspokojenie potrzeb zaopatrzenia się w usługi wyższego rzędu, czyli te, których dostarczycielami są grupy społeczne pracujące umysłowo. Poza chłopstwem, inne grupy społeczne nie są zainteresowane wzrostem płac roboczych. Konflikt między klasą robotniczą a chłopstwem można jednak rozbudzić poprzez zróżnicowanie dochodowe społeczeństwa. W tej sytuacji wieś nastawia się na sprzedawanie mniej i drożej, a nie więcej i taniej. Ogólna sprzeczność klasowa społeczeństwa burżuazyjnego oddziałuje również na charakter stosunków produkcji w pozostałościach po poprzednich systemach społecznych.

Jak widać, pojęcie wartości dodatkowej odbija sprzeczności klasowe wraz z wynikającymi z nich stosunkami społecznymi szerszymi niż bezpośredni konflikt między klasą kapitalistów a klasą robotniczą. Charakter kosztu produkcji, jakim jest płaca robocza, stawia ją w ostrym przeciwieństwie do zysku kapitalisty.
Tymczasem, wracając do wartości dodanej, która obejmuje jednocześnie płace (w tym płace innych niż robotnicy grup społecznych) i zyski kapitalistów, tych wszystkich kategorii społecznych nie przeciwstawia sobie. Jej przekaz, to ten sam przekaz, który zawiera się w pojęciu wartości nowowytworzonej. Jedyne przeciwstawienie, z którym mamy tu do czynienia, to jest przeciwieństwo między poprzednim cyklem obrotowym kapitału a obecnym. Przeciwieństwo leży w tym, co wyszarpaliśmy od przyrody w poprzednim cyklu, a tym, co zdołaliśmy wyszarpać w obecnym.
To "więcej", to jest nasz "sukces cywilizacyjny".

Ujęcie Marksowskie mówi nam o kosztach tego sukcesu, w sensie społecznym. Zaś ujęcie burżuazyjne (wartość dodana) mówi nam o rzekomo zobiektywizowanym przyroście produkcji i usług.
Ale, co w naszym ujęciu ma charakter zasadniczy - kategoria wartości dodanej zamazuje rozróżnienie między pierwotnym a wtórnym podziałem dochodu narodowego i dochodów. Dlatego, naszym zdaniem, spełnia ona funkcje ideologiczną, o której mowa w artykule (co - jak widać nie do wszystkich dotarło). A mianowicie chodzi o to, że posługiwanie się kategorią wartości dodanej i utożsamianie jej z wartością dodatkową wynika z ideologicznego założenia, że klasa robotnicza i klasa pracownicza to jedno i to samo. Że nie ma żadnej różnicy między robotnikami a wszelkiego rodzaju pracownikami najemnymi. Z analizy pojęć wartości dodatkowej i wartości dodanej wynikają ważne implikacje mówiące o tym, że różnice te istnieją i manifestują się na poziomie rozróżnienia między pierwotnym a wtórnym podziałem wartości nowowytworzonej. Czyli, mówiąc inaczej, rozróżnienie to dotyczy dokładnie różnicy w obrazie świata, jaki jest tworzony na podstawie różnej interpretacji procesu produkcji społecznej. Koncepcja Marksowska opiera się na konstatacji, że siła robocza jest kosztem i że ten koszt jest naszym naturalnym kosztem zawłaszczania zasobów przyrody. Nie pozwala nam na zapomnienie skąd (z przyrody) się wywodzimy i dążenie do zniesienia klasy robotniczej jako wyniku obalenia systemu kapitalistycznego jest podyktowane pragnieniem, aby społeczeństwo solidarnie ponosiło ten koszt. Jeśli tylko jest to koszt obciążający (przerzucony na) klasę robotniczą, reszcie społeczeństwa zbyt łatwo się wydaje, że dla niej marnotrawienie zasobów przyrody jest bezkosztowe (skoro nie ona go ponosi).
Wartość dodana sprowadza swoje implikacje do czysto kapitalistycznego sposobu rozumowania (skażonego zmysłem interesu), a mianowicie, że rzecz sprowadza się do podziału wartości dodanej między dwie grupy: pracowników najemnych, stanowiacych 99% społeczeństwa) i kapitalistów (1%). Walka o podział wartości dodanej nie wymaga zmiany systemu kapitalistycznego, przynajmniej w hasłach i sloganach, co powoduje, że 99% społeczeństwa, miotane niekoniecznie zbieżnymi interesami rzeczywistymi, może łudzić się, że jest zjednoczone fundamentalnym interesem klasowym - wydarciem kapitalistom maksymalnej części zysku. To, oczywiście, przyciąga jednostki i grupy, które niekoniecznie są antykapitalistyczne, ale rozumując na sposób burżuazyjny, mogą czuć się sojusznikami niesprecyzowanych klasowo ciał organizujących sprzeciw społeczny.

Wartość dodana, skojarzona z doktryną marksowską, to prosta (prostacka) gra na przyciąganie sojuszników politycznych dzięki naciąganiu ideologicznemu.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
11 sierpnia 2013 r.

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.