Dodaj nową odpowiedź

Mam jedno "ale", boję się

Mam jedno "ale", boję się trochę, że zostanę (kolejny raz) źle zrozumiany. Postaram się wyłożyć swoją opinie możliwie przystępnie, jeśli jednak ktoś nie załapie sensu to z góry przepraszam i proszę o nie szczucie psami tylko o kulturalne pytania.

Otóż tekst jest spoko, prawdziwy i tak dalej ale niepokoi mnie fragment zawierający zdanie Pracownicy z Europy Zachodniej nie będą mogli zachować swoich pensji, gdyż będą musieli konkurować z tanią siłą roboczą z Polski. - to dość dziwny wniosek jak na materiał dotyczący wyzysku robotników, trąci delikatnie sugestią, że robotnicy w krajach uboższych niejako zobligowani są do walki o prawa pracownicze w krajach bogatszych. Oczywiście jest w tym pewna racja, solidarność klasy robotniczej to potężne narzędzie mogące służyć walce o jakkolwiek rozumianie rewolucyjne zmiany - poprawność polityczna i dyplomacja specjalnie dla CIA ;) Czy jednak robotnicy w krajach takich jak Polska (czy dowolnych innych wyzyskiwanych przez tzw. zachód) są cokolwiek winni robotnikom "zachodnim"? Czy "zachodnia" klasa robotnicza walczy o prawa robotników w krajach uboższych? Dwa pytania i jedno proste "nie" jako odpowiedź - "zachodni" proletariat nie tylko nie angażuje się w walke o prawa robotników w Europie Wschodniej, Azji Wschodniej czy Afryce ale bezmyślnie korzysta z bezwzględnego wyzysku robotników w ubogich rejonach świata. Praktycznie nic już nie produkujące społeczeństwa "zachodu" od lat cieszą się względnie stabilnym modelem "państwa dobrobytu" opartym na systemie socjalnym finansowanym faktycznie z eksploatacji biednych krajów i ich mieszkańców - ten "dobrobyt" polega na tworzeniu fikcyjnej gospodarki (abstrakcyjnych) usług i tanim imporcie niezbędnych produktów, nie ma w tym żadnej zasługi klasy robotniczej czy związków zawodowych, to wynik polityki realizowanej przez korporacje oraz państwa. Prosty podział świata na "producentów" i "konsumentów" tłumaczy prawie całość opisywanych tu zjawisk, aby osiągać zyski potrzebna jest nie tylko możliwość taniego wytwarzania ale także rynek zbytu. "Zachód" wraz ze swym konsumpcyjnym stylem życia i wybujałym do granic absurdu systemem kredytowym (wszystko na raty, kup dziś zapłać jutro....) to nic więcej jak tylko rynek zbytu. Oczywiście aby utrzymać taki układ pod kontrolą potrzebna jest konsumpcyjna gospodarka, której zadniem nie może być produkcja dóbr i usług czy zaspokajanie potrzeb społeczeństwa, gospodarka ta ma tylko utrzymać pozorny wizerunek kapitalistycznego modelu pracy. Niewątpliwie "zachodni" robotnicy faktycznie pracują, często jest to dość ciężka czy stresująca praca, problem jednak w tym, że praktycznie nic nie produkują - zajmują się handlem i usługami, im wyższy "poziom" danej gospodarki tym wyższy poziom abstrakcji i absurdu... Praca ta nie przynosi realnych korzyści zaspokajających potrzeby społeczeństwa a jednak potrzeby "zachodnich" społeczeństw wydają się być zaspokojone w stopniu wystarczającym. Jak to jest możliwe? Oczywiście wszyscy znamy odpowiedź na to pytanie - dzięki eksploatacji biedniejszych krajów. Iluzoryczna "wartość" wytwarzana przez "zachodnie" społeczeństwa staje się cholernie realna gdy nazywana jest dolarem, funtem czy euro, doskonale służy jako środek płatniczy za prawdziwe niezbędne produkty. Nie wolno także zapominać o stosowanym przez niektóre kraje "zachodnie" elementu pseudosocjalnego czyli rozbudowanym systemie socjalnym finansowanym przez zyski z zewnętrznej eksploatacji oraz ekspansji ekonomicznej (czasem wspieranej przez armie) służącym nie tylko stabilizacji społeczeństwa ale także utrzymaniu poziomu konsumpcji. Czy przyzwyczajone do konsumpcji społeczeństwa "zachodnie" przez lata względnego dobrobytu przejmowały się losem mieszkańców biednych regionów świata? Raczej nie, czasem jakaś symboliczna akcja... nawet wyzysk imigrantów w ich własnych krajach niewiele ich obchodził... Dlaczego teraz zaczynają się przejmować? Bo nawet sektor usług eksportowany jest już do krajów biedniejszych a systemy socjalne są coraz bardziej rozchwiane. Zachowują się podobnie jak związki zrzeszające etatowych pracowników,którzy ignorują problem pracy tymczasowej do czasu gdy "śmieciowi" nie zajmują ich miejsc pracy - przymykają oczy na wyzysk, który im nie zagraża, a gdy zaczyna im zagrażać to szukają sojuszników wśród ofiar własnej (świadomej lub nie) działalności. Pewien gość powiedział kiedyś, że rewolucyjną koniecznością jest aby "zachodni" robotnicy potrafili wystąpić przeciwko swoim własnym interesom - ten moment jeszcze nie nadszedł.... System ulega coraz bardziej widocznej przemianie, prawdopodobnie wkrótce "państwa dobrobytu" przejdą do historii, może wtedy "zachodni" proletariat zdoła zrozumieć o co biega w tym parszywym świecie.

Nie jesteśmy im nic winni. Walczmy dla siebie, nie dla nich. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ten art powstał pod wpływem jakiegoś "zachodniego" ruchu robotniczego.

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.