Dodaj nową odpowiedź

Trzecia perspektywa

Kultura ogólnie mówiąc, zdaje się być naszym (ludzkim) polem komunikacji, dialogiem prowadzonym wewnętrznie przez nasz gatunek. Do tego celu używamy głównie języka, w formie pisanej i mówionej, a także obrazów i dźwięków, w różnych kombinacjach.

Z konsumpcjonizmem widzę inny niż Autor problem. Sama 'konsumpcja ponad miarę' jest czymś znanym od antyku, jeśli nie wcześniej, związanym z tymi którzy mają bogactwo i nie znają umiaru. Pewnie w dzisiejszych czasach na tych, którzy nie mają również w znacznie większym stopniu rzutuje się, czy sztucznie tworzy ten sam popęd za konsumowaniem ponad miarę - nie przeczę. Jednak zasadnicznym dla mnie problemem, jest sama natura konsumpcjonizmu - kluczowe jest pytanie o to, co staje się towarem?. Autor słusznie moim zdaniem doszukuje się powiązania między kulturą popularną a konsumpcją, ale nie definiuje tego zbyt trafnie.

Oto mamy kulturę, nasz dialog prowadzony przez symbole, który służył celom różnym na przestrzeni wieków, tym dobrym, najlepszym, jak i złym, ale specyficzną sytuacją naszych czasów jest wszechobecne towarowanie kultury, opakowywanie jej we wspomniane kolory i plastiki, twarze 'gwiazd', kontrowersje grające na emocjach, dodawanie marketingu na zimno kalkulowanego, a dającego coraz częściej fałszywy obraz naturalności i spontaniczności.

Zbyt wyświechtanym obrazem jest już też mówienie o masowej kulturze jako o tej jednolitej papce tworzącej jednakowych odbiorców. Od dekad marketing operuje na znacznie bardziej wyszukanym poziomie i traktuje konsumenta jak indywiduum, trafia w nisze i wstające naturalnie trendy niczym dobry spekulant na giełdzie kultury. Ten konsumpcjonizm może dojść do pozornie wspaniałego poziomu zróżnicowania, dając każdemu "coś dla niego".

To dla mnie prawdziwe wyzwanie dla wszelkiej kultury. Wejście w tryby systemu komercyjnego jest skaptalizowaniem danej idei jako towar i nie musi się to wcale odbywać na tak wielką skalę. Istotą jest zarobek na idei, co nieustannie sprowadza kulturę w najlepszym wypadku do kompromisu, a zwykle zatracenia samej idei.

Odpowiadając nieco na komentarz Czytelnika, chciałbym dodać coś o telewizji i mediach w ogóle.
Dialog odbywa się na różne sposoby i każde medium, którego używamy ma swoje ograniczenia a nawet poniekąd dyktuje kształt treści i naturę odbioru. Weźmy pod uwagę słowo pisane - książkę - łamie barierę odległości w naszym dialogu, ale również czasu. Dyktuje pewien standard zarówno dla autora jak i czytelnika. Treść jest czymś co czytelnik weryfikuje znacznie skrupulatniej niż np. 30 sekundową wypowiedź pełną obrazów, poprzedzoną dżinglem. Pisanie i czytanie jest znacznie poważniejszą umysłowo aktywnością w kulturze aniżeli obraz. Mówię to jako grafik komputerowy z wieloletnim doświadczeniem, więc nie jestem jakoś spaczony do obrazu. Za fakt uważam, że telewizja z natury nie wymaga żadnego zaangażowania i przez obrazy i bardzo ograniczone ramy czasowe, dyktuje więcej emocji niż wartościowej treści. Nie przeczę, że znajdzie się tu i tam (ale w dziwnych godzinach lub na mniej znanych kanałach) wartość kulturowa w telewizji, ale zwykle medium to zakłada, że nie potrafimy utrzymać uwagi na jednym temacie dłużej niż 5 minut, oraz że statyczny obraz znudzi nas po 5 sekundach.

Internet rozumiem jako coś bardzo innego niż oba w/w media. Brak mu skrupulatności i spójności tradycyjnego pisma, ale jest w dalszym ciągu (o co moim zdaniem warto walczyć) w dużej mierze tworzone przez tych, którzy w kulturze aktywnie uczestniczą, a nie jak telewizja odgórnie kreowane dla biernego odbiorcy jako efekt kalkulacji na statystykach oglądalności i badania rynku. W tym tkwią możliwości dla bardzo wysokiej wartości Internetu jako medium, ale wiadomo, że z drugiej strony kreuje tony bezsensu i dna, a także nie jest wolne od postępującej komercjalizacji i konsolidacji korporacyjnej. Swoją drogą, naturalną odpowiedzią na ten proces jest deepweb, sieć poniekąd piracka, niczym literatura podziemia.

Ostatnia kwestia jaką chciałem poruszyć to elitarność i egalitarność.
Wspomniałem, że telewizja zwykle zakłada, że nasza uwaga jest niezwykle krótka, zakłada też niemal brak wiedzy i na dłuższą metę operuje zwykle na podstawie rynkowych obliczeń, a nie kulturowej wartości. Myślę, że znacznie lepszym podejściem do dialogu jest zakładanie, że odbiorca ma potencjał intelektualny i stawianie przed nim wyzwań. Czy jest to egalitaryzm? Czy Autor na prawdę przemyca tutaj poczucie wyższości nad motłochem? Wyższości nad tym co nam się serwuje - jak najbardziej. Aczkolwiek Ci, którzy są odbiorcami nie są w stanie sami, oglądalnością i jej brakiem wykreować coś co postawi przed nimi wartościowe wyzwanie. Myślę, że sam rynek nie da takich efektów.

Sam szukam tego co uważam za najlepsze, co jest podejmowaniem pewnego wysiłku, ale nie odwołuję się przy tym do elit. Nie traktuję konsumentów czegoś, co uważam za zblazowane jak motłochu, gdyż właśnie zakładanie, że obiorcy = motłoch tworzy te zblazowane obrazy. Uważam, że nie ma na to prostej odpowiedzi, ale pewne z nich, jak uważanie konsumentów za przewidywalne bydło, są zbyt proste i nie wnoszą nic nowego w istniejące środowisko.

W temacie krytyków kultury gorąco polecam N. Postmana.

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.