Dodaj nową odpowiedź
Dominika: Liberalny feminizm a anarchofeminizm
oski, Sob, 2007-04-07 20:05 PublicystykaTulipany podarowane z okazji Dnia Kobiet już zwiędły, a kwiaciarnie wróciły do normalnego rytmu pracy. Media przestały mówić o sytuacji kobiet, skończyły się wykresy porównujące wielkości wynagrodzeń mężczyzn i kobiet, a słupek bezrobocia kobiet znów nie ujrzy światła dziennego przez kolejny rok. Na ulicach większości miast odbyły się Manify, albo jak kto woli Marsze Solidarności Kobiet, których celem się zwrócenie uwagi na ich sytuację, dyskryminacje oraz nie zawsze przestrzegane prawa.
Feministka - kim jest?
Już coraz mniej popularny jest wizerunek feministki jako plującej jadem, nienawidzącej mężczyzn hetery, którą fascynuje palenie staników i zapuszczanie włosów na nogach. Teraz obrazem feministki jest zadbana kobieta z klasy średniej, która wspina się na szczeble kariery zawodowej. Czy skoro feminizm wyszedł z klasy średniej to najlepiej czuje się w jej obrębie? Niekoniecznie. Jak wiemy obraz kreowany przez media nie ma często żadnego pokrycia z rzeczywistością. Być może z powodu takiego obrazu feministki niewiele kobiet jest w stanie tak o sobie powiedzieć. Inicjatywy podejmowane przez ruchy kobiece nie są zbytnio rozpowszechnione, często skierowane do wąskiej grupy osób. Feminizm trąci lekko elitaryzmem i daleko mu do ruchu masowego.
Feminizm - anarchizm
Ruch feministyczny dąży do równego dostępu kobiet do wszystkich sektorów życia publicznego, równych płac i dostępu do stanowisk zawodowych oraz do... władzy. Czy w tym momencie napotykamy na sprzeczność między anarchizmem a feminizmem? Nie. Anarchiści od zawsze koncentrowali się na nierównościach, wykluczonych grupach społecznych i postulowali równość. Już w "Katechizmie rewolucyjnym" Bakunin pisał: "wolność jest absolutnym prawem wszystkich dorosłych mężczyzn i kobiet" oraz "równość mężczyzny i kobiety we wszystkich prawach politycznych i społecznych. Usunięcie opartej na prawie miejskim i majątku legalnej rodziny. Wolne małżeństwo." Może więc nurt anarchizmu zwany anarchofeminizmem jest niepotrzebny, skoro sam anarchizm zakłada już równość kobiet i mężczyzn? Według mnie nie. Anarchofeminizm skupia się na krytyce władzy pod kątem sytuacji kobiet. Odnajduje podobieństwo opresyjności patriarchatu i władzy.
Różnice pomiędzy liberalnym feminizmem a anarchofeminizmem
Liberalny feminizm, mimo że dominujący w tej chwili w dyskursie feministycznym, jest słaby. Słaby przez swoje własne założenia, nie jest moim feminizmem, nie jest czymś z czym może utożsamić się każda kobieta. Nie jest, mimo że żadna kobieta nie chce być dyskryminowana. Liberalny feminizm skupia się na dostępie do kierowniczych stanowisk, na dostępie do władzy równym mężczyznom. Zapominają przy tym jednak o kobietach biednych, wykluczonych społecznie. Liberałki mówią za to o tzw. „szklanym suficie” (gdy istnieje możliwość awansu i jest w zasięgu naszej ręki lecz po chwili uderzamy głową w sufit, nie widziałyśmy go wcześniej, bo jest ze szkła, ale nas nie przepuści, bo jesteśmy kobietami).
Dostęp do kierowniczych stanowisk zaprząta jednak umysły kobiet z klasy średniej, brak natomiast mowy o działalności związkowej, której prowadzenie mogłoby przynieść wymierne korzyści pracownicom czy analiz zarobków kobiet i mężczyzn na analogicznych i nie koniecznie kierowniczych stanowiskach. Liberalne feministki uważają, że gdy na skutek parytetu lub kwot (określona odgórnie liczba kobiet na listach wyborczych) w parlamencie zasiądzie większa niż do tej pory liczba kobiet, władza w końcu zajmie się ich problemami. A co z "władza deprawuje"? No właśnie nic. Nie wierzę, by obecność kobiet w parlamencie zamieniała cokolwiek w sytuacji pracujących za minimum socjalne i ledwie wiążących koniec z końcem kobiet. Kiedy ktoś raz dojdzie w władzy z miejsca zapomina o swoich wyborcach, a płeć nie ma tu nic do rzeczy.
Marzenie o równym dostępie do władzy stało się z czasem marzeniem o przejęciu władzy. Organizacje feministyczne organizują akcje namawiające do głosowania na kobiety, a część feministek widzi w Partii Kobiet szansę na własną reprezentację w strukturach władzy. Manuela Gretkowska powiedziała jakiś czas temu: "Nie wiesz na kogo głosować? To glosuj na siebie!" Nie miała jednak na myśli głosowania na swoją własną kandydaturę, lecz na inną kobietę. Skąd jednak pewność, że kandydatka zaraz po otrzymaniu mandatu nie wycofa się z przedwyborczych obietnic? Tym bardziej, że Partia Kobiet nie deklaruje się nawet jako partia feministyczna.
Liberalny feminizm analizuje kulturę masową, skupia się na reklamach proszków i jedzenia, bo w nich "zadowolone z życia" w patriarchalnym społeczeństwie kobiety z uśmiechem na twarzy gotują obiad mężowi, czy piorą skarpetki gromadki dzieci. Nie neguje potrzeby analizy kulturowej, rozkładania na czynniki pierwsze każdego stereotypu. Często jednak odnoszę wrażenie, że jest to temat zastępczy. Bo czy naprawdę najważniejsze jest to czy ludzik na sygnalizacji świetlnej ma spódniczkę, albo czy bilbord zachęcał „wszystkich klientów” a o klientkach zapomniał? Czy na pewno słowo „ktosia”, czyli „ktoś” w formie żeńskiej jest potrzebne? Zdaję sobie sprawę, że język kształtuje sposób postrzegania świata, ale czy w natłoku ważniejszych spraw nie jest jedynie tematem zastępczym?
Liberalne feministki martwią się o aborcję, bo jej zakaz jest zaprzeczeniem podmiotowości kobiety. Całkowity jej zakaz najbardziej uderzy w kobiety z niższych warstw społecznych, co na szczęście widzą i rację miała Kinga Dunin pisząc, że aborcja nie jest o tyle kwestią moralności co dwóch tysięcy „na skrobankę”. Anarchofeminizm odrzuca wszelką władzę i dominację nie tylko w sferze prywatnej, ale również politycznej, bo żadna anarchistka nigdy nie będzie chciała, by ktoś nią rządził, nawet jeśli byłyby to kobiety.
Liberałki wierzą w „równość szans”, która ma zlikwidować wszystkie problemy. Czy jednak koedukacyjne, bezpłatne szkolnictwo sprawi, ze odsetek wykształconych kobiet i mężczyzn we wszystkich warstwach społecznych wyrówna się? Czy samotna kobieta z dwójką dzieci ma takie same szanse na zostanie dyrektorem jak nieobciążony jakimikolwiek więzami rodzinnymi mężczyzna? Raczej nie, bo co to za dyspozycyjność przy mogącym w każdej chwili zachorować dziecku? A na zatrudnienie opiekunki może sobie pozwolić niewiele kobiet...
Reasumując, ruch feministyczny nigdy nie zdobędzie szerszego poparcia, jeśli wciąż będzie utrwalany obraz feministki jako kobiety z klasy średniej, która po pracy „bawi się z koleżankami z biura w feminizm”. Ruch feministyczny odnajdzie siłę, gdy podejmie się analizy sytuacji kobiet z perspektywy ich sytuacji materialnej oraz statusu społecznego, gdy zrozumie, że pewne sytuacje wynikają nie tylko z płci, ale również klasy społecznej. Stanie się ruchem ważnym i zauważalnym, gdy zrozumie i wyjdzie na przeciw potrzebom kobiet, które życie klasy średniej znają jedynie z telewizji. Ale największym wyzwaniem dla ruchu feministycznego jest to, by każda kobieta mogła się z tym ruchem utożsamić i aktywnie wziąć w nim udział, czując że jest tam, gdzie być powinna.
Tekst pochodzi ze strony Grupy Socjalnych Anarchistów