Dodaj nową odpowiedź

Konsumpcjonizm w ekologicznych barwach

Blog | środowisko

Konsumpcjonizm w ekologicznych barwachJeszcze żadna idea nie osiągnęła tak totalnej dominacji nad ludzkością jak konsumpcjonizm. Jej nieodparta atrakcyjność pozbawia jej wyznawców rozumu i zdrowego rozsądku. Stworzyła wielkie nierówności i stanowi zagrożenie dla samej tkanki społecznej. Jej wpływ jest znacznie potężniejszy niż jakiejkolwiek religii, dociera do każdego zakątka świata.

Staliśmy się pokoleniem maniaków zakupów. Reklamy bombardują nas z każdego medium, przekonując, że im więcej kupimy, tym szczęśliwsze będzie nasze życie. Robienie zakupów kojarzy się nam z rozrywką, spełnieniem i manifestacją własnej tożsamości. Niestety, tak rozbuchana konsumpcja powoli zabija naszą planetę. Nie wystarczy przerzucić się na produkty “etyczne” lub “zielone”, trzeba po prostu kupować mniej.

Statystyczny Brytyjczyk co siedem tygodni wyrzuca śmieci ważące tyle samo co on sam. Jeśli całe sześć miliardów ludzi na Ziemi konsumowałoby w tym samym tempie, potrzebowalibyśmy dwóch dodatkowych planet takich jak Ziemia, aby zapewnić im niezbędną energię, ziemię uprawną, wodę i surowce naturalne.

Dawniej tylko elity oddawały się nadmiernej konsumpcji. Dziś stało się to przywilejem mas. Na świecie aż 1,5-2 mld osób kupuje więcej, niż naprawdę potrzebuje. Już dawno zakupy przestały być pozyskiwaniem towarów niezbędnych do przeżycia, a stały się powszechnym sposobem spędzania wolnego czasu, terapią antystresową i główną przyjemnością w życiu wielu ludzi. Znane marki pozwalają nam stać się kimś innym, identyfikować się z ich prestiżem. Prawda jest jednak taka, że jesteśmy nadal tylko sobą, a jedyna zmiana polega na tym, że mamy ochotę na następną markową rzecz, bo poprzednia już nam się opatrzyła.

Kapitalizm nie będzie w stanie dalej poszerzać zasięgu modelu gospodarki konsumpcyjnej, bo już teraz zagraża ona systemowi, który utrzymuje nas przy życiu. Jeśli konsumpcjonizm objąłby większe rzesze ludzkości, nastąpiłaby katastrofa. Zdaniem doradcy brytyjskiego rządu Jonathona Porritta nie mamy innego wyjścia, jak mniej konsumować i narzucić sobie pewną ascezę.

Niektórzy już to zrozumieli. Powstają stowarzyszenia świadomych osób, które chcą nałogowi zakupów wypowiedzieć wojnę. Wśród nich amerykański ruch Froogles, który umożliwia zainteresowanym darmową wymianę przez internet niepotrzebnych już rzeczy. Organizacja Buy (Less) zachęca do oddawania pieniędzy na cele charytatywne i wydawania mniej na zakupy. Od 1993 r. w listopadzie obchodzimy już w 55 krajach dzień bez zakupów. W 2005 r. w San Francisco powstała grupa The Compact propagująca ograniczenie marnotrawstwa i liczby niepotrzebnych rzeczy. Dzięki internetowi osoby o podobnych poglądach na konsumpcjonizm mogą się organizować i wymieniać doświadczeniami. Ich liczba rośnie. Odnoszą się krytycznie do inicjatyw takich, jak popierana przez muzyka z U2 Bono akcja Red, których podstawowym celem jest zachęcanie ludzi do wydawania większych kwot pieniędzy, tak aby cząstkę z każdego zakupu przeznaczyć na szlachetne cele. Argumentują, że naszym odruchem powinno stać się kupowanie jak najmniej, wyłącznie rzeczy koniecznych.

No i oczywiście musimy zmienić podejście do rzeczy materialnych. Według felietonistki “The Spectator” taka przemiana już się w nas dokonuje. Jej zdaniem w umysłach wielu konsumentów zapaliło się malutkie światełko ostrzegawcze. Ostentacja i obnoszenie się z modnymi markami wciąż mają się dobrze, ale znacznie częściej do panteonu mody trafiają marki, które sprzedają się jako “zielone”. Snobizm polega na tym, żeby zakupy nosić w płóciennej torbie z napisem “nie jestem plastikową reklamówką”. Największe sieci sklepów robią, co mogą, by także otrzeć się o zielony wizerunek. Sprzedają towary ze znakiem “fair trade” (czyli, krótko mówiąc, wyprodukowane bez szkody dla środowiska i wyzysku siły roboczej), pakują sprawunki w torby podlegające biodegradacji, starają się wyeksponować “organiczne” włókna i barwniki użyte do produkcji odzieży, a nawet reklamują to, że z roku na rok coraz więcej dostaw przypływa kontenerowcami, a nie przylatuje szkodliwymi dla środowiska samolotami.

Zielony wizerunek stał się potężną dźwignią marketingową. Symbole statusu, które obowiązywały od lat - najszybszy samochód, futro z najrzadszego zwierzęcia, największe klejnoty - spadają z łoskotem z piedestału. Wyuzdana konsumpcja ustępuje miejsca świadomej konsumpcji. Nadal chodzi o status, ale jego odcień ma kolor zielony. Niepostrzeżenie zbieranie mil na koncie w liniach lotniczych stało się wysoce kompromitujące (już lepiej zbierać do pojemników w ogrodzie deszczówkę). To samo dotyczy ogromnych samochodów z napędem na cztery koła. Nie wiadomo, kiedy stały się synonimem obciachu. Według waszyngtońskiej firmy badania rynku Hartman Group głównym trendem rynkowym obecnej dekady będzie całkowita zmiana definicji jakości. Firma przewiduje, że w 2007 r. przedstawiciele wszystkich największych marek na rynku zaczną brać pod uwagę upadek dawnych symboli statusu. Jej zdaniem konsumenci są skłonni zapłacić nawet o 40 proc. więcej za towary oferujące zielony lub etyczny wizerunek.

Do nas należy wybór, czy chcemy naprawdę konsumować mniej, czy tylko przybrać zielone przebranie.

Tekst Agnieszki Mitraszewskiej, który pochodzi z zagranicznego źródła - “The Observer”.

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.