Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
Akty najwyższej rangi gwarantują wolność zgromadzeń. Sprawa Parady Równości pokazuje jednak, że w praktyce władze mogą sięgać po przepisy luźno związane z manifestacjami - także w poszukiwaniu pretekstu do ich zakazania
Taki zarzut postawili w skardze do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka organizatorzy zakazanej Parady Równości z roku 2005. Zarzucili warszawskim władzom samorządowym instrumentalne zastosowanie przepisów o zgromadzeniach.
Sposób na gejów
Trasa parady biegła od Sejmu do placu Defilad w centrum Warszawy. Miejski inżynier ruchu 3 czerwca 2005 r. - z upoważnienia prezydenta - odmówił zezwolenia na nią, powołując się na dodatkowe wymagania dotyczące marszów ulicznych wynikające z prawa o ruchu drogowym. Obarczył organizatorów winą za niedostarczenie "projektu organizacji ruchu".
W tej sytuacji organizatorzy zmienili taktykę i postanowili zorganizować kolejno kilka wieców na placach stolicy, co nie wymagało zgody władz, a tylko poinformowania ich. Prezydent miasta 9 czerwca 2005 r. zakazał jednak także sześciu wieców organizowanych przez działaczy wspierających środowiska homoseksualistów. W uzasadnieniu stwierdził, że ponieważ nie będą się odbywać wyłącznie poza pasem jezdni, ale także na chodnikach, muszą być zastosowane bardziej rygorystyczne przepisy prawa o ruchu drogowym.
Prezydent wskazał też, że zgody odmówił w celu uniknięcia zamieszek. Złożono bowiem kilka innych wniosków o pozwolenie na wiece tego samego dnia, ale o zupełnie innym wydźwięku ideowym, pod hasłem: "Przeciwko propagowaniu związków partnerskich".
Ułomna procedura
Organizatorzy oczywiście się odwołali. Samorządowe Kolegium Odwoławcze uchyliło zakaz parady (wytknęło pewne naruszenia proceduralne), a wojewoda sześć decyzji zakazujących wieców. Upłynęło już jednak sporo czasu po (nielegalnej) paradzie i oba organy umorzyły dalsze postępowanie jako bezprzedmiotowe.
Z kolei z zastosowaniem do wieców dodatkowych rygorów prawa o ruchu drogowym rozprawił się później polski Trybunał Konstytucyjny. Stwierdził, że ograniczenie wolności zgromadzeń nałożone tą ustawą jest nie do pogodzenia z polską konstytucją i orzekł niekonstytucyjność przepisu w części obejmującej zgromadzenia.
Unieważnienie zakazów nic konkretnie nie dało organizatorom zakazanych manifestacji.
Generalnie organizację manifestacji, wieców i procedurę w tych sprawach określa prawo o zgromadzeniach. Decyzje w tym zakresie należą do zadań zleconych gminy, a organem odwoławczym jest wojewoda.
Zgromadzenia publiczne (na otwartej przestrzeni dostępnej dla nieokreślonych imiennie osób) nie wymagają żadnego pozwolenia, a tylko zawiadomienia gminy, by wiadomość dotarła do niej nie później niż na trzy dni, a najwcześniej 30 dni przed datą zgromadzenia.
Wyśrubowane rygory
Na ten ściśle określony okres (ani wcześniej, ani później) powoływali się organizatorzy parady przed Trybunałem w Strasburgu: że procedura odwoławcza nie zapewnia jej zakończenia przed planowaną datą zgromadzenia. Zwłaszcza, gdy władze uznają zgromadzenia za"imprezę" - w rozumieniu prawa o ruchu drogowym - nie jest możliwe spełnienie wymogów wobec nich stawianych w trakcie 30 dni przewidzianych na złożenie wniosku.
Strasburg nie uwzględnił zarzutu polskiego rządu, że skoro decyzje prezydenta uchylono, organizatorzy nie są ofiarami - w rozumieniu konwencji - i Strasburg nie ma potrzeby (i prawnej możliwości) angażować się wspór.
- Prawo do skutecznego środka odwoławczego wymaga, aby była możliwość uzyskania ostatecznej decyzji władz przed datą planowanego zgromadzenia - powiedział ETPCz. Trybunał wytknął polskim władzom (i polskiemu prawu), że choć organizatorów parady wiązały napięte terminy, takich terminów nie ma dla władz. Tymczasem od odpowiedniego (zaplanowanego) czasu manifestacji, publicznego wyrażenia opinii, zależy ich waga społeczna czy polityczna.
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
artykuł z RZ
Urzędnicza praktyka ogranicza wolność zgromadzeń
Akty najwyższej rangi gwarantują wolność zgromadzeń. Sprawa Parady Równości pokazuje jednak, że w praktyce władze mogą sięgać po przepisy luźno związane z manifestacjami - także w poszukiwaniu pretekstu do ich zakazania
Taki zarzut postawili w skardze do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka organizatorzy zakazanej Parady Równości z roku 2005. Zarzucili warszawskim władzom samorządowym instrumentalne zastosowanie przepisów o zgromadzeniach.
Sposób na gejów
Trasa parady biegła od Sejmu do placu Defilad w centrum Warszawy. Miejski inżynier ruchu 3 czerwca 2005 r. - z upoważnienia prezydenta - odmówił zezwolenia na nią, powołując się na dodatkowe wymagania dotyczące marszów ulicznych wynikające z prawa o ruchu drogowym. Obarczył organizatorów winą za niedostarczenie "projektu organizacji ruchu".
W tej sytuacji organizatorzy zmienili taktykę i postanowili zorganizować kolejno kilka wieców na placach stolicy, co nie wymagało zgody władz, a tylko poinformowania ich. Prezydent miasta 9 czerwca 2005 r. zakazał jednak także sześciu wieców organizowanych przez działaczy wspierających środowiska homoseksualistów. W uzasadnieniu stwierdził, że ponieważ nie będą się odbywać wyłącznie poza pasem jezdni, ale także na chodnikach, muszą być zastosowane bardziej rygorystyczne przepisy prawa o ruchu drogowym.
Prezydent wskazał też, że zgody odmówił w celu uniknięcia zamieszek. Złożono bowiem kilka innych wniosków o pozwolenie na wiece tego samego dnia, ale o zupełnie innym wydźwięku ideowym, pod hasłem: "Przeciwko propagowaniu związków partnerskich".
Ułomna procedura
Organizatorzy oczywiście się odwołali. Samorządowe Kolegium Odwoławcze uchyliło zakaz parady (wytknęło pewne naruszenia proceduralne), a wojewoda sześć decyzji zakazujących wieców. Upłynęło już jednak sporo czasu po (nielegalnej) paradzie i oba organy umorzyły dalsze postępowanie jako bezprzedmiotowe.
Z kolei z zastosowaniem do wieców dodatkowych rygorów prawa o ruchu drogowym rozprawił się później polski Trybunał Konstytucyjny. Stwierdził, że ograniczenie wolności zgromadzeń nałożone tą ustawą jest nie do pogodzenia z polską konstytucją i orzekł niekonstytucyjność przepisu w części obejmującej zgromadzenia.
Unieważnienie zakazów nic konkretnie nie dało organizatorom zakazanych manifestacji.
Generalnie organizację manifestacji, wieców i procedurę w tych sprawach określa prawo o zgromadzeniach. Decyzje w tym zakresie należą do zadań zleconych gminy, a organem odwoławczym jest wojewoda.
Zgromadzenia publiczne (na otwartej przestrzeni dostępnej dla nieokreślonych imiennie osób) nie wymagają żadnego pozwolenia, a tylko zawiadomienia gminy, by wiadomość dotarła do niej nie później niż na trzy dni, a najwcześniej 30 dni przed datą zgromadzenia.
Wyśrubowane rygory
Na ten ściśle określony okres (ani wcześniej, ani później) powoływali się organizatorzy parady przed Trybunałem w Strasburgu: że procedura odwoławcza nie zapewnia jej zakończenia przed planowaną datą zgromadzenia. Zwłaszcza, gdy władze uznają zgromadzenia za"imprezę" - w rozumieniu prawa o ruchu drogowym - nie jest możliwe spełnienie wymogów wobec nich stawianych w trakcie 30 dni przewidzianych na złożenie wniosku.
Strasburg nie uwzględnił zarzutu polskiego rządu, że skoro decyzje prezydenta uchylono, organizatorzy nie są ofiarami - w rozumieniu konwencji - i Strasburg nie ma potrzeby (i prawnej możliwości) angażować się wspór.
- Prawo do skutecznego środka odwoławczego wymaga, aby była możliwość uzyskania ostatecznej decyzji władz przed datą planowanego zgromadzenia - powiedział ETPCz. Trybunał wytknął polskim władzom (i polskiemu prawu), że choć organizatorów parady wiązały napięte terminy, takich terminów nie ma dla władz. Tymczasem od odpowiedniego (zaplanowanego) czasu manifestacji, publicznego wyrażenia opinii, zależy ich waga społeczna czy polityczna.