Dodaj nową odpowiedź
Tajemnica śmierci przywódców Frakcji Czerwonej Armii
Czytelnik CIA, Czw, 2007-09-13 23:19 BlogCiekawy artykuł pojawił się w gazecie:
Niewykluczone, że służby specjalne podsłuchiwały siedzących w celach przywódców Frakcji Czerwonej Armii i słyszały, jak popełniają samobójstwa 18 październik 1977 r. Więzienie w Stammheim, w którym osadzono twórców Frakcji Czerwonej Armii (RAF). Strażnicy otwierają celę Andreasa Baadera i widzą, jak leży w kałuży krwi. Martwi są także Jan Carl Raspe i Gudrun Ensslin. Irmgarda Möllera znajdują ciężko rannego - zadał sobie kilka ciosów nożem w klatkę piersiową.
Jak się okazało, adwokat terrorystów przemycił do podobno doskonale strzeżonego więzienia rewolwery - to nimi posłużyli się Baader i Raspe. Ensslin powiesiła się na kablu od głośnika.
Gdy zdumieni strażnicy oglądali ciała, funkcjonariusze badeńskiego Krajowego Urzędu Krajowego dokonali w dzienniku służbowym dziwnego wpisu. Napisali mianowicie, że ich koledzy, którzy w więzieniu prowadzili "akcję specjalną", mają przekazać im wszelkie informacje o samobójstwie.
30 lat po tamtych wydarzeniach przez Niemcy przetacza się nowa dyskusja o RAF. Dziennikarze "Spiegla", którzy badali przez dwa lata tę sprawę, twierdzą, że za słowami "akcja specjalna" kryje się podsłuchiwanie osadzonych terrorystów RAF. Pluskwy zainstalowano w ich celach, a także w salach, w których spotykali się z obrońcami na trzy lata przed ich śmiercią. W ten sposób służby chciały poznać tajemnice RAF. Tak zdobyte informacje miały udaremnić kolejne zamachy i uratować życie pojmanych zakładników. A jesienią 1977 r. RAF przystąpił do ofensywy. Podsłuchiwaniem zajmował się nieznany bliżej oddział straży granicznej wyspecjalizowany w walce radioelektronicznej. Wspierali go sprzętem i wiedzą agenci wywiadu zagranicznego BND.
Sprawa jest głośna, bo zbiorowe samobójstwo przywódców RAF nie zostało do końca wyjaśnione. Gdy Baader, Ensslin i Raspe targnęli się na swoje życie, niemieccy komandosi z grupy antyterrorystycznej GSG 9 świętowali swój pierwszy sukces. Było nim odbicie maszyny Lufthansy, którą palestyńscy sojusznicy RAF uprowadzili z Majorki aż do Mogadiszu, by zmusić rząd w Bonn do wypuszczenia ze Stammheim Baadera i innych.
Mniej więcej w tym samym czasie komando RAF przy francusko-belgijskiej granicy zabiło porwanego kilka dni wcześniej Hansa Martina Schleyera, szefa związku pracodawców. Chcieli go wymienić na osadzonych kolegów.
Czy uwięzieni terroryści postanowili odebrać sobie życie w obliczu klęski, chcąc się unieśmiertelnić? A może to rząd, tak jak miał doradzać ówczesny premier Bawarii Franz Josef Strauss, kazał zabić terrorystów w odwecie za śmierć zakładników? Żadna z tych wersji nie została ostatecznie potwierdzona.
Jeśli faktycznie, jak twierdzi "Spiegel", agenci podsłuchiwali Baadera i towarzyszy, to nie mogli nie słyszeć, jak w nocy z 17 na 18 października ci porozumiewają się przez swój system łączności zbudowany cichcem na bazie przewodów więziennego radiowęzła i instalacji elektrycznej. Musieli wiedzieć o planie popełnienia samobójstwa, musieli słyszeć, jak Baader odbezpiecza i repetuje pistolet. Dlaczego nie interweniowali? Gdzie są nagrania z podsłuchu?
Odpowiedzi nie ma. Jak podaje "Spiegel", wiele dokumentów ma ciągle gryf "ściśle tajne". Być może sprawą zajmie się komisja śledcza Bundestagu - o jej powołanie apeluje m.in. Horst Herold, ówczesny szef Federalnego Urzędu Kryminalnego, który wprawdzie domagał się podsłuchiwania pojmanych terrorystów, ale jak mówi, o "akcji specjalnej" w Stammheim nic nie wiedział.
Źródło: Gazeta Wyborcza