Dodaj nową odpowiedź
Jak stworzyć układ a nawet z nim walczyć by pomnażać pieniądze i władzę
Yak, Nie, 2007-10-14 16:53 Publicystyka | Tacy są politycy | WyboryTKM („Teraz Kurwa My”), „Pampersi”, „Czerwona pajęczyna”, „Grupa trzymająca władzę”, „Układ”, a na końcu Bliźniacy-Kartofle. To dość smutny katalog różnych wcieleń oligarchicznego systemu, który sprzedawany jest pod zarejestrowaną nazwą „Demokracja”. Od strony personalnej, mamy do czynienia z bardzo ograniczoną liczebnie grupą wyjadaczy politycznych, którzy wypróbowali już wszystkie kombinacje, zmiany barw i przekonań, którzy bardzo się starają, by w kolejnych wyborach wyborcy nie byli w stanie sobie przypomnieć, że zostali już oszukani tak wiele razy przez tych samych ludzi.
Wykorzystywanie publicznych pieniędzy dla prywatnych celów jest bezdyskusyjne cechą wszystkich polityków, którzy w którymkolwiek momencie po 1989 r. dorwali się choćby na moment do stanowiska dającego władzę. Dzielenie polityków na uczciwych i nieuczciwych świadczy o całkowitym niezrozumieniu obecnie funkcjonującego systemu politycznego. Jedyny sensowny podział polega na odróżnieniu tych polityków, którzy kradną po to, by zaspokoić swoje potrzeby materialne (wille, samochody, udziały w korporacjach medialnych), od tych, którzy kradną by zaspokoić swoje chore ambicje polityczne i nienasyconą żądzę władzy.
Czym się różnią przekręty Fundacji Prasowej „Solidarność” Kaczyńskich od przekrętów Fundacji „Porozumienie bez barier" i „Amicis Europae" Kwaśniewskich? Czym się różnią powiązania władz AWS z projektem Telewizji Familijnej („TV PULS”) od powiązań władz SLD z imperium medialnym „Agory”? Oprócz przynależności do tego lub innego konkurencyjnego wobec innych gangu, różnica polega też na sposobie wydawania zdobytych na naiwnych obywatelach pieniędzy: można pieniądze ładować w biznes, albo na budowę ruchów politycznych służących zaspokajaniu potrzeb swojego ego.
Lech i Jarosław Kaczyńscy, pierwsi aferzyści III RP, nie inwestowali w wille i drogie samochody. Jeśli wierzyć słowom Jarka – nie ma on konta bankowego, nie ma prawa jazdy i mieszka z mamą. Co się więc stało z miliardami starych złotych, które bracia zarobili w prowadzonych przez siebie spółkach „Telegraf” i Fundacji Prasowej „Solidarność”?
Lech Kaczyński był członkiem Rady Nadzorczej "Telegrafu" od września 1990 roku do lutego 1991. W czasie gdy w niej zasiadał, kapitał spółki wzrósł ponad osiemdziesięciokrotnie, do kwoty blisko 2 milionów dolarów. Pieniądze te pochodziły od firm należących do skarbu państwa. Fundacja Prasowa Solidarność braci Kaczyńskich, dysponując kapitałem założycielskim 180 zł (sic!), nabyła „Express Wieczorny” – jeden z największych wówczas dzienników w Polsce o nakładzie przewyższającym nakład „Wyborczej” i „Życia Warszawy”. Bank Przemysłowo-Handlowy (wówczas jeszcze własność RP) przekazał Fundacji jako darowiznę kwotę równą kosztom trzymiesięcznej pracy redakcji, prawie 2 mld. starych zł. Następnie, Fundacja wynajęła bankowi BPH budynek przy Alejach Jerozolimskich 125/127, pobierając czynsz za 10 lat z góry, pomimo iż nieruchomość nie stanowiła własności fundacji. Składane deklaracje podatkowe wskazywały na to, że wynajem budynków przynosił same straty. Uzyskane w ten sposób pieniądze zasilały działalność partii Kaczyńskich Porozumienie Centrum.
Nieruchomości przekazał PC z naruszeniem prawa kierownik urzędu rejonowego, naciskany przez ministrów w Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy Jarosława Kaczyńskiego i Sławomira Siwka. Do dziś, według rejestrów gruntów gminy Warszawa Ochota, Fundacja Prasowa Solidarności jest właścicielem jednej z przekazanych jej wtedy działek. Na jednej z nich stoi obecnie wielki biurowiec z siecią restauracji i sklepów na dole i biurami na kilkudziesięciu piętrach. Sąd badający tą sprawę w 1994 r. uznał, że w sprawie przekazania nieruchomości w dzierżawę „były naciski z Kancelarii Prezydenta, głównie od Jarosława Kaczyńskiego". Kaczyński za bezprawne naciski nie został nigdy oskarżony.
W końcu, „Ekspress Wieczorny” został sprzedany firmie prasowej ze Szwajcarii za 25 miliardów starych złotych. Z tych pieniędzy PC finansowało swoją kampanię wyborczą w roku 1993.
Budowa lotniska pod Warszawą w Modlinie była kolejnym pomysłem na finansowanie działalności PC. Przedsięwzięcie miało polegać na tym, że wojsko nieodpłatnie przekaże w ręce władz samorządowych teren lotniska, a one wniosą go do spółki z udziałem czterech fundacji, m.in. Fundacji Solidarności. 60 proc. udziałów z przyszłego przedsiębiorstwa miało zasilać fundację PC. To przedsięwzięcie się jednak nie powiodło z powodu kłótni braci z prezydentem Wałęsą.
Epopeja przywłaszczania sobie publicznych pieniędzy przez „antykorupcyjnych” polityków jest tak długa i barwna, że nie sposób przytoczyć w krótkim artykule wszystkich jej szczegółów.
Bracia Kaczyńscy byli jednymi z pierwszych aferzystów, członkowie ich fundacji i partii mieli powiązania z takimi „pionierami badającymi granice legalności” jak Bagsik i Gąsiorowski z Art. B, a ich dokonania były kopiowane przez tłumy naśladowców z SLD, AWS, UW, itd… Sędzia, który prowadził sprawę o malwersacje związane z funduszem FOZZ (w którą była zamieszana spółka „Telegraf” braci Kaczyńskich) otrzymał stanowisko Wiceministra Sprawiedliwości w rządzie PiSu za zamknięcie sprawy bez wyjaśnienia powiązań obciążających braci.
W historii działań Porozumienia Centrum można znaleźć wszystkie elementy i sztuczki, które były później z powodzeniem wykorzystywane przez kolejne ekipy polityczne: ustawianie przetargów, lewe prywatyzacje, naciski polityczne w celu "załatwienia" spraw zgodnie z interesami grupy rządzącej, kierowanie wyrokami sędziów, branie łapówek za parasol polityczny, pompowanie publicznych pieniędzy do prywatnych spółek, itp. itd...
Walka schizofrenicznych bliźniaków z korupcją III RP jest w istocie ich walką z systemem, który sami stworzyli i który pozwolił im zagrabić pieniądze potrzebne na rozwinięcie skrzydeł na scenie politycznej. Nie da się tego wytłumaczyć w kategoriach racjonalnych. Aferzyści z SLD byli ukontentowani dalszym rozwijaniem metodologii braci Kaczyńskich dla własnych celów i budowaniem swoich majątków. Bracia Kaczyńscy w swoim szale władzy chcą pokonać monstrum korupcji, którego sami byli akuszerami. Jedynym skutkiem takiej schizofrenicznej operacji może być pożarcie własnego ogona. To może dostarczyć interesującego spektaklu, jednak dopóki społeczeństwo będzie się koncentrowało na oglądaniu spektaklu władzy, nic się nie zmieni w maszynce do grabienia publicznych pieniędzy, którą nazywa się „demokracją”.