Dodaj nową odpowiedź
Bunt. Sprawa Litwinienki
Tomasso, Sob, 2007-09-01 00:52 Blog | politykaDo kin wchodzi bardzo ciekawy dokument, obnażający ciemne strony aparatu władzy w Rosji. Kontrowersyjny dokument o byłym agencie FSB, Aleksandrze Litwinience, zmarłym w Londynie po otrzymaniu śmiertelnej dawki radioaktywnego polonu. Film o antyputinowski przekazie, nad którym prace rozpoczęły się jeszcze przed śmiercią Litwinienki, obnaża politykę Kremla i metody działania FSB (dawnego KGB). Litwinienko krótko przed śmiercią oświadczył, że padł ofiarą zemsty prezydenta Putina, którego politykę ostro krytykował. W polskich kinach od 31 sierpnia 2007.
[video] Bunt. Sprawa Litwinienki - trailer, zapowiedz filmu.
:: Tekst Jacka Szczerba, który obiektywnie ocenił film ::
“Bunt. Sprawa Litwinienki” Andrieja Niekrasowa, który ma dzis swoją polską premierę to interesujący dokument nakręcony w słusznej sprawie. Ale nawet w nim nie uniknięto filmowych chwytów na pograniczu manipulacji. Putin ma swojego Michaela Moore,a.
Sprawa Aleksandra Litwinienki (1962-2006) jest znana. Był agentem rosyjskich służb specjalnych (FSB, następczyni KGB), który na konferencji prasowej w 1998 r. ogłosił, że nakłaniano go do czynów sprzecznych z prawem - miał zamordować przeciwnika Putina, rosyjskiego miliardera, emigranta Borysa Bierezowskiego. Potem oskarżył rosyjskie służby o zorganizowanie zamachów bombowych na domy mieszkalne w Moskwie w 1999 r. Oficjalnie winą za zamachy obciążono Czeczenów, co dało Rosjanom pretekst do wznowienia interwencji w Czeczenii. Litwinienko został w styczniu 1999 r. aresztowany. Sądzono go, ale uniewinniono. Wkrótce po zwolnieniu wyjechał przez Turcję do Wlk. Brytanii, gdzie poprosił o azyl polityczny. Zmarł w londyńskim szpitalu 23 listopada 2006 r., otruty radioaktywnym polonem 210, który podano mu prawdopodobnie w herbacie podczas spotkania z dwoma Rosjanami 1 listopada 2006 r.
Jednym z owych Rosjan był dawny kolega z FSB Andriej Ługowoj. Na łożu śmierci Litwinienko obwieścił, że za jego zabójstwem stoi prezydent Rosji Władimir Putin.
Narodowa znieczulica
Film Niekrasowa o Litwinience to rzecz interwencyjna, odważna w odsłanianiu kulis władzy w Rosji. Był przygotowywany przez pięć lat. Są w nim unikalne materiały, w tym emigracyjne rozmowy z samym Litwinienką, ale też wypowiedzi jego żony i współpracowników.
“Bunt” był pokazywany na festiwalu w Cannes, ale do jego dystrybucji w Rosji raczej nie dojdzie. Dlaczego? Ano choćby dlatego, że jest w nim mowa o dawnych związkach, choć tylko pośrednich, Putina z kartelami narkotykowymi i o udziale tegoż w gigantycznym przekręcie sprzed lat: na Zachód sprzedawano rosyjskie surowce, a uzyskane w ten sposób pieniądze miały pójść na zakup żywności dla najuboższych Rosjan. Stało się jednak inaczej - trafiły do kieszeni grupy osób, w tym ponoć obecnego prezydenta Rosji.
Ale są w “Buncie” rzeczy jeszcze mocniejsze, bo świadczące o narodowej znieczulicy. Dziennikarka Anna Politkowska mówi do kamery o tym, że napisała artykuł ujawniający wstrząsające powiązania jednego z ludzi z ekipy Putina. I co? I nic, tekst nie wywołał żadnej publicznej burzy. A Politkowska, wiadomo, 7 października 2006 r. została zastrzelona przed swoim domem. Czasem dramatyzm jest w “Buncie” doprawiony niezamierzonym czarnym humorem. Niekrasow spotyka się z Ługowojem, jednym z tych, którzy pewnie podali Litwinience polon w herbacie. I co Ługowoj proponuje reżyserowi dokumentu? Herbatę, oczywiście.
No dobrze, czy to wszystko znaczy, że “Bunt” jest w swym demaskatorstwie filmem znakomitym? Otóż nie do końca. Najmniejszym z jego grzeszków jest narcyzm autora. Niekrasow uwielbia się filmować, pcha się przed obiektyw, zwłaszcza w pierwszej części dzieła, jakby to on był tu bohaterem. Wygląda to chwilami niesmacznie.
Wyświęcanie agenta
Słabością nieco większą jest przykrajanie materiału faktograficznego, tak by lepiej pasował do stawianej tezy. Na przykład: oglądamy, jak rosyjska władza pałuje demonstrantów. Reżyser jest tym oburzony - słusznie. Ale dziwnym trafem nie akcentuje, że ci demonstranci to zatwardziali sympatycy ZSRR, bo gdyby to zrobił, nie wzbudzaliby takiego współczucia widza jako ofiary pałowania.
Po trzecie, są tu chwyty montażowe w duchu genialnego propagandzisty Eisensteina. Widzimy scenę lamentu na religijnym pogrzebie Litwinienki (ten przed śmiercią przeszedł na islam), a zaraz potem Putina kreślącego znak prawosławnego krzyża. Widz od razu chwyta, gdzie ma do czynienia z prawdziwą duchowością, a gdzie z religijną obłudą. Oburzony jest gotów zawołać: Putin, ty morderco, jak śmiesz się modlić! Następna kwestia to wizerunek bohatera. Wiadomo, że o zmarłych należy mówić wyłącznie dobrze, a już tym bardziej o Litwinience, który zachował się bohatersko. Tyle że tu chcą, żebyśmy uwierzyli, że on był wprost święty.
17 listopada 1998 r. Litwinienko (z prawej) podczas konferencji prasowej w Moskwie oskarża swoich przełożonych o zlecanie porwań i morderstw. Mówi, że FSB wydała mu polecenie zabicia rosyjskiego oligarchy z Londynu Borysa Bierezowskiego.
Niekrasow przekonuje nas do niego na różne sposoby - bierze nas nawet na wzruszenie, serwując sentymentalne obrazki z Litwinienką spacerującym z żoną i dzieckiem. Bardzo współczuję rodzinie zamordowanego agenta i ani myślę go zniesławiać, ale funkcjonariusz jakichkolwiek służb specjalnych w jakimkolwiek kraju chyba najmniej nadaje się na świętego. To jest robota, w której trudno się “nie ubrudzić”. Taka jest po prostu jej natura.
Wielkie interesy
A w “Buncie” pojawia się właściwie tylko jedna rysa na wizerunku Litwinienki. Jego kolega z FSB wspomina, że nagrali wspólnie wywiad dla telewizji o ciemnej stronie swej pracy. Materiał, który przechowywał potem Litwinienko, miał być wyemitowany tylko w wypadku ich śmierci. Jakież było więc zdziwienie agenta, gdy nagle zobaczył to na ekranie telewizora. Dlatego nazywa Litwinienkę “świnią”. Jak Litwinienko tłumaczył zaistniałą sytuację - z filmu nie wynika.
Te realizatorskie wpadki w “Buncie” są bolesne. Dokument wymaga bowiem kryształowej uczciwości - manipulacja, nawet delikatna, natychmiast demoluje jego moralizatorskie przesłanie. Wie coś na ten temat niejaki Michael Moore.
I jeszcze jedno. Obejrzawszy “Bunt”, trudno nie zadać sobie podstawowego pytania: Dlaczego właściwie Rosjanie zdecydowali się zabić w Londynie Litwinienkę (jeśli to rzeczywiście oni zrobili)? I to dziś, w czasach gdy media całego świata natychmiast robią z tego typu zdarzenia aferę na cztery fajery. Czy on naprawdę aż tak bardzo zagrażał Rosji? A może jej włodarze mieli po prostu pewność, że Wlk. Brytania (czy szerzej ujmując - Zachód) ograniczy się tylko do protestów dyplomatycznych, a w gruncie rzeczy nie zrobi nic. Nie odważy się zadrzeć z Rosją, bo nazbyt jej zależy na dobrych z nią stosunkach. Mają przecież wspólnie do zrobienia wielkie interesy.
I to jest chyba w tym wszystkim najstraszniejsze.
Jacek Szczerba