Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
so oozy.... (niezweryfikowane), Nie, 2007-12-23 22:59
Wybacz, ale twierdzenia, że Indianie (tu też przydały by się konkrety; jakie plemiona?) nie znali "idei człowieczeństwa" nie kupuję. Jak masz pewne dowody, że tak było, napisz - chętnie zweryfikuję zdanie. (Czyjej "idei człowieczeństwa" mieli zresztą nie znać? Tej definiowanej przez zachodniego człowieka XXI wieku z wyższym wykształceniem? Odrębności człowieka od tego, co nie jest człowiekiem, w ogóle?)
O ile rozumiem - a nie jestem znawcą, a raczej amatorem - to nie tyle granica ludzkie - nieludzkie była u nich po prostu zniesiona, co pozbawiona nieodwołalności i jednoznaczności; podważony był też w związku z tym antropocentryzm. Stąd to, że u części plemion słowo, które anglojęzyczni antropologowie łączą z angielskim "people", mogło odnosić się tak do zwierząt, jak i ludzi (swojego plemienia albo i nie). Tyle że tu nie widzę problemu: nie wiem, czemu miałoby to się nieodwołalnie łączyć z odmówieniem praw, które sobie się daje, innym plemionom. To już jest całkiem inna kwestia hierarchizacji. Widzę natomiast, dlaczego taka konceptualizacja przemawia czasem do zwolenników Deep Ecology - zwierzęta miałoby się tu "nobilitować" do rangi, którą współcześnie nadaje się tylko ludziom.
W ogóle problem plemienia, jego cech konstytutywnych, wymagał by tu gruntownego prześledzenia. Wspólnoty indiańskie funkcjonowały, o ile wiem, zwykle gdzieś w okolicach gens albo plemienia, ale granice przynależności nie musiały być (o czym Szu pisał) stabilne. Czy poczucie więzi musi wiązać się z trwałym, przewidywalnym, nieodwołalnym procesem wyłączenia? Czy każde, choćby najbardziej niedefiniowalne i względne poczucie tożsamości, ma izolować?
Little Big Horn nie był ani pierwszym, ani odosobnionym przypadkiem współpracy; Dakota choćby regularnie spotykali się i organizowali ponadplemiennie; kanadyjskie First Nations podobno też. Jak sądzę, w jakieś tam "tribal feeling", które nie łączy się z przypisaniem sobie nieodwołalnego autorytetu, zakłada swoją relatywność (a do tego mogłaby prowadzić chociażby tendencja nie separowania człowieka od innego życia, czy kultury od natury) nie musi być wpisana ksenofobia czy szowinizm.
Nie mam pojęcia, jakie to formy organizacji życia (czy "zdobycze cywilizacyjne") "tradycyjne", tj przed kontaktem z białym człowiekiem, północnoamerykańskie struktury plemienno-klanowe miałyby koniecznie wykluczać. Nie wiem nic o jakichkolwiek próbach, które chciałyby je godzić - nie będą zresztą podjęte, bo formy obecne są z gruntu odmienne od "tradycyjnych", o których zresztą prawie nic nie wiadomo. Niepokoi mnie trochę asertywność takich twierdzeń: przedstawiają coś jako fakt, a my tylko sobie tu teoretyzujemy.
Żeby w ogóle myśleć o odgrzewaniu (a więc redefinicji) zjawiska plemiona albo klanu w kontekście obecnych etapów cywilizacji - coś, czego w żadnym razie nie uznałbym a priori za niemożliwe, ani za pożądane czy niepożądane - trzebaby gruntownie zaktualizować, przetworzyć i zrewitalizować pewnie i aparat pojęciowy.... Zaryzykuję (bez absolutnej pewności) twierdzenie, że "Tribal community feeling" nie musi wykluczać innych (w tym bardziej całościowych) form organizacji życia. Na pewno nie musi zablokować "rozwoju" (czy raczej dynamiki) kultury
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
Wybacz, ale twierdzenia, że
Wybacz, ale twierdzenia, że Indianie (tu też przydały by się konkrety; jakie plemiona?) nie znali "idei człowieczeństwa" nie kupuję. Jak masz pewne dowody, że tak było, napisz - chętnie zweryfikuję zdanie. (Czyjej "idei człowieczeństwa" mieli zresztą nie znać? Tej definiowanej przez zachodniego człowieka XXI wieku z wyższym wykształceniem? Odrębności człowieka od tego, co nie jest człowiekiem, w ogóle?)
O ile rozumiem - a nie jestem znawcą, a raczej amatorem - to nie tyle granica ludzkie - nieludzkie była u nich po prostu zniesiona, co pozbawiona nieodwołalności i jednoznaczności; podważony był też w związku z tym antropocentryzm. Stąd to, że u części plemion słowo, które anglojęzyczni antropologowie łączą z angielskim "people", mogło odnosić się tak do zwierząt, jak i ludzi (swojego plemienia albo i nie). Tyle że tu nie widzę problemu: nie wiem, czemu miałoby to się nieodwołalnie łączyć z odmówieniem praw, które sobie się daje, innym plemionom. To już jest całkiem inna kwestia hierarchizacji. Widzę natomiast, dlaczego taka konceptualizacja przemawia czasem do zwolenników Deep Ecology - zwierzęta miałoby się tu "nobilitować" do rangi, którą współcześnie nadaje się tylko ludziom.
W ogóle problem plemienia, jego cech konstytutywnych, wymagał by tu gruntownego prześledzenia. Wspólnoty indiańskie funkcjonowały, o ile wiem, zwykle gdzieś w okolicach gens albo plemienia, ale granice przynależności nie musiały być (o czym Szu pisał) stabilne. Czy poczucie więzi musi wiązać się z trwałym, przewidywalnym, nieodwołalnym procesem wyłączenia? Czy każde, choćby najbardziej niedefiniowalne i względne poczucie tożsamości, ma izolować?
Little Big Horn nie był ani pierwszym, ani odosobnionym przypadkiem współpracy; Dakota choćby regularnie spotykali się i organizowali ponadplemiennie; kanadyjskie First Nations podobno też. Jak sądzę, w jakieś tam "tribal feeling", które nie łączy się z przypisaniem sobie nieodwołalnego autorytetu, zakłada swoją relatywność (a do tego mogłaby prowadzić chociażby tendencja nie separowania człowieka od innego życia, czy kultury od natury) nie musi być wpisana ksenofobia czy szowinizm.
Nie mam pojęcia, jakie to formy organizacji życia (czy "zdobycze cywilizacyjne") "tradycyjne", tj przed kontaktem z białym człowiekiem, północnoamerykańskie struktury plemienno-klanowe miałyby koniecznie wykluczać. Nie wiem nic o jakichkolwiek próbach, które chciałyby je godzić - nie będą zresztą podjęte, bo formy obecne są z gruntu odmienne od "tradycyjnych", o których zresztą prawie nic nie wiadomo. Niepokoi mnie trochę asertywność takich twierdzeń: przedstawiają coś jako fakt, a my tylko sobie tu teoretyzujemy.
Żeby w ogóle myśleć o odgrzewaniu (a więc redefinicji) zjawiska plemiona albo klanu w kontekście obecnych etapów cywilizacji - coś, czego w żadnym razie nie uznałbym a priori za niemożliwe, ani za pożądane czy niepożądane - trzebaby gruntownie zaktualizować, przetworzyć i zrewitalizować pewnie i aparat pojęciowy.... Zaryzykuję (bez absolutnej pewności) twierdzenie, że "Tribal community feeling" nie musi wykluczać innych (w tym bardziej całościowych) form organizacji życia. Na pewno nie musi zablokować "rozwoju" (czy raczej dynamiki) kultury