Dodaj nową odpowiedź

Wybacz, ale twierdzenia, że

Wybacz, ale twierdzenia, że Indianie (tu też przydały by się konkrety; jakie plemiona?) nie znali "idei człowieczeństwa" nie kupuję. Jak masz pewne dowody, że tak było, napisz - chętnie zweryfikuję zdanie. (Czyjej "idei człowieczeństwa" mieli zresztą nie znać? Tej definiowanej przez zachodniego człowieka XXI wieku z wyższym wykształceniem? Odrębności człowieka od tego, co nie jest człowiekiem, w ogóle?)

O ile rozumiem - a nie jestem znawcą, a raczej amatorem - to nie tyle granica ludzkie - nieludzkie była u nich po prostu zniesiona, co pozbawiona nieodwołalności i jednoznaczności; podważony był też w związku z tym antropocentryzm. Stąd to, że u części plemion słowo, które anglojęzyczni antropologowie łączą z angielskim "people", mogło odnosić się tak do zwierząt, jak i ludzi (swojego plemienia albo i nie). Tyle że tu nie widzę problemu: nie wiem, czemu miałoby to się nieodwołalnie łączyć z odmówieniem praw, które sobie się daje, innym plemionom. To już jest całkiem inna kwestia hierarchizacji. Widzę natomiast, dlaczego taka konceptualizacja przemawia czasem do zwolenników Deep Ecology - zwierzęta miałoby się tu "nobilitować" do rangi, którą współcześnie nadaje się tylko ludziom.

W ogóle problem plemienia, jego cech konstytutywnych, wymagał by tu gruntownego prześledzenia. Wspólnoty indiańskie funkcjonowały, o ile wiem, zwykle gdzieś w okolicach gens albo plemienia, ale granice przynależności nie musiały być (o czym Szu pisał) stabilne. Czy poczucie więzi musi wiązać się z trwałym, przewidywalnym, nieodwołalnym procesem wyłączenia? Czy każde, choćby najbardziej niedefiniowalne i względne poczucie tożsamości, ma izolować?

Little Big Horn nie był ani pierwszym, ani odosobnionym przypadkiem współpracy; Dakota choćby regularnie spotykali się i organizowali ponadplemiennie; kanadyjskie First Nations podobno też. Jak sądzę, w jakieś tam "tribal feeling", które nie łączy się z przypisaniem sobie nieodwołalnego autorytetu, zakłada swoją relatywność (a do tego mogłaby prowadzić chociażby tendencja nie separowania człowieka od innego życia, czy kultury od natury) nie musi być wpisana ksenofobia czy szowinizm.

Nie mam pojęcia, jakie to formy organizacji życia (czy "zdobycze cywilizacyjne") "tradycyjne", tj przed kontaktem z białym człowiekiem, północnoamerykańskie struktury plemienno-klanowe miałyby koniecznie wykluczać. Nie wiem nic o jakichkolwiek próbach, które chciałyby je godzić - nie będą zresztą podjęte, bo formy obecne są z gruntu odmienne od "tradycyjnych", o których zresztą prawie nic nie wiadomo. Niepokoi mnie trochę asertywność takich twierdzeń: przedstawiają coś jako fakt, a my tylko sobie tu teoretyzujemy.

Żeby w ogóle myśleć o odgrzewaniu (a więc redefinicji) zjawiska plemiona albo klanu w kontekście obecnych etapów cywilizacji - coś, czego w żadnym razie nie uznałbym a priori za niemożliwe, ani za pożądane czy niepożądane - trzebaby gruntownie zaktualizować, przetworzyć i zrewitalizować pewnie i aparat pojęciowy.... Zaryzykuję (bez absolutnej pewności) twierdzenie, że "Tribal community feeling" nie musi wykluczać innych (w tym bardziej całościowych) form organizacji życia. Na pewno nie musi zablokować "rozwoju" (czy raczej dynamiki) kultury

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.