Wydarzenia

Filtruj według wyrażeń
Filtruj według rodzajów wydarzeń
miesiąc | tydzień | tabela | przeglądaj
«Środa Sierpień 22, 2007»
Początek:13:00
Koniec:14:00
22.08.2007 WROCŁAW Konsulat Brytjski ul.Olawska 2 godzina 13.00 Protest przeciw zabijaniu niedźwiedzi czarnych w Kanadzie na czapy dla gwardzistow straży królewskiej w Wielkiej Brytanii [inline:1]Protest jest częścią kampanii europejskiego oddziału organizacji PETA (People for the Ethical Treatment of Animals), której celem jest wezwanie Jej Wysokości Królowej Elżbiety i Brytyjskiego Ministerstwa Obrony do zatrzymania barbarzyńskich polowań na niedźwiedzie czarne w Kanadzie. Prawie 200 brytyjskich eurodeputowanych okazało współczucie i wsparło inicjatywę swoimi podpisami, apelując o zastąpienie prawdziwych futer w czapach gwardzistów sztucznymi. Jedna czapa gwardzisty to życie jednego niedźwiedzia a rocznie zabija się 100 niedźwiedzi! Wiele z nich zostaje postrzelonych kilka razy zanim umrą. Niektórym udaje się uciec i wykrwawiając się, powoli umierają. Kiedy zabite zostają niedźwiedzice ich młodym pozostaje jedynie śmierć z głodu. Chcemy ukazać straszną prawdę, jaka stoi za tradycją noszenia futrzanych czap przez gwardzistów Straży Królewskiej w Wielkiej Brytanii. Brytyjskie Ministerstwo ma krew na rękach, pozwalając na rzeź niedźwiedzi by wykonać z ich futra ozdobne czapy, kiedy istnieją materiały z których można uszyć tę część stroju gwardzistów, nie zadając nikomu krzywdy'- mówią aktywiści PETA w Polsce oraz Stowarzyszenia BASTA z Wrocławia. 'Tradycja nie jest usprawiedliwieniem aby torturować i zabijać zwierzęta!' PETA Europe i aktywiści w Polsce apelują do Królewskiej Gwardii o zaprzestanie noszenia czap wykonanych z niedźwiedziego futra! Więcej informacji, e-maile z apelem oraz zdjęcia i film: www.unbearablecruelty.co.uk Internetową petycję o zaprzestanie szycia czap gwardzistów z naturalnego futra znajdziecie na: http://www.unbearablecruelty.co.uk/petition.asp
Początek:19:30
Koniec:21:00
FILM: SACCO I VANZETTI ŚRODA 22 SIERPNIA O GODZ. 19:30 23 sierpnia 1927 Sacco i Vanzetti zostali mordowani przez państwo. 22 sierpnia zapraszamy do infoszopu przy ul. Targowa 22 w Warszawie na pokaz filmu Giuliana Montalda "Sacco i Vanzetti". Przed filmem odbędzie się krótka prelekcja o historii sprawie. Proces Sacco i Vanzettiego - Panowie sędziowie, wy wiecie, że jestem niewinny. Powtarzam to od siedmiu lat. Skazujecie dwóch niewinnych ludzi - krzyczał Nicola Sacco skazany wraz z Bartolomeo Vanzettim przez amerykański sąd stanu Massachusetts na karę śmierci za morderstwo pierwszego stopnia. W tym czasie Vanzetti żegnał się z rodziną: - Żegnaj droga żono, kochane dziecko i moi przyjaciele. Żegnaj mamo. On również zapewniał o swojej niewinności: - Nigdy nie dopuściłem się żadnej zbrodni, a jedynie grzechów. Jestem niewinny, nie popełniłem ani tej zbrodni, ani żadnej innej. W dniu egzekucji wokół więzienia Charlestown zgromadził się tłum podekscytowanych gapiów, a także zwolennicy obu skazanych. 23 sierpnia 1927 r. zaraz po północy na krześle elektrycznym został stracony Sacco, za nim Vanzetti, a przed nimi Celestino Madeiros, portugalski strzelec skazany za inne morderstwo. Swe ostatnie słowa Sacco wykrzyczał po włosku: - Niech żyje anarchia! Tak zakończyło się siedmioletnie śledztwo w sprawie morderstwa kasjera i jego ochroniarza, przewożących pieniądze przeznaczone na wypłaty dla robotników fabryki obuwia. Sześć lat niepewności, czy wyrok śmierci zostanie wykonany, sześć lat błagania, by sprawiedliwości stało się zadość. ...całe zajście trwało kilka minut Było kwietniowe popołudnie 1920 r. Dochodziła trzecia. Na ulicy w South Braintree stali klienci, robotnicy oraz dwaj mężczyźni opierający się o płot oddzielający firmy Rice & Hutchins oraz dwie fabryki Morill, w których wyrabiano obuwie. Kasjer Frederick A. Parmenter i jego ochroniarz Alexander Berardelli, jak co tydzień przewozili główną ulicą pieniądze przeznaczone na wypłaty dla robotników fabryki Slater i Morill. W pewnym momencie Berardelli, który kierował ciężarówką, zahamował, aby przepuścić dwóch przechodniów. Wtedy właśnie poczuł, że ktoś przyłożył mu pistolet między żebra. Wystrzelono kilka razy i wyrzucono ochroniarza z samochodu do rowu. Kasjer Parmenter, widząc co się święci, chwycił kasetkę z pieniędzmi i zaczął uciekać ulicą. Bandyta ruszył w pościg i zastrzelił kasjera drugim strzałem. W tym czasie drugi sprawca oddał jeszcze kilka strzałów do Berardelliego i raz wystrzelił w powietrze. Z bocznej przecznicy wyjechał samochód. Przestępcy wrzucili pieniądze do nadjeżdżającego pojazdu i odjechali pośpiesznie z miejsca napadu. Całe zajście trwało kilka minut. Cztery miesiące wcześniej, rankiem w Wigilię Bożego Narodzenia 1919 r, w Bridgewater, robotniczym miasteczku kilkadziesiąt mil na południe od Bostonu, furgonetka przewożąca pieniądze dla pracowników zakładu obuwniczego White Shoe została zatrzymana na drodze. Ze stojącego nie opodal samochodu wyskoczyli mężczyźni wyglądający na cudzoziemców. Dwóch z nich oddało strzały, jeden w kierunku kierowcy furgonetki. Ponieważ pociski nie dosięgły celu, a kierowca furgonetki również zaczął strzelać, napastnicy zdali sobie sprawę, że ich zamiar się nie powiedzie i odjechali. W toku śledztwa policja z Bridgewater w lokalnym warsztacie naprawczym znalazła samochód, który kila dni wcześniej przyprowadzono do naprawy. Policja podejrzewała, że jego posiadaczem lub przynajmniej kierowcą był Włoch o nazwisku Boda, a samochód wykorzystano do napadu na furgonetkę przewożącą pieniądze dla robotników. Policjanci poprosili dyskretnie Johnsonów prowadzących warsztat, by jak najszybciej poinformowali ich, gdy ktoś zgłosi się po pojazd. Wieczorem piątego maja rzeczywiście senior Boda przyszedł odebrać samochód. Towarzyszyli mu Sacco i Vanzetti oraz inny Włoch o nazwisku Orciani. Kiedy Boda rozmawiał z panem Johnsonem, jego żona pod pretekstem przyniesienia mleka poszła do sąsiadów i powiadomiła policję o wizycie właścicieli pojazdu. W międzyczasie Johnson zwrócił uwagę Body, że samochód nie ma prawdziwej tablicy rejestracyjnej. Po krótkiej wymianie zdań Włosi domyślili się, że Johnson poinformował już policję i opuścili pospiesznie warsztat. Boda i Orciani odjechali motorem, a dwaj pozostali poszli pieszo. Jeszcze tego wieczoru Sacco i Vanzetti zostali aresztowani. Jak się okazało, byli uzbrojeni. Przewieziono ich do lokalnego komisariatu policji i oskarżono o nielegalne posiadanie broni, do czego się przyznali. Zapytano ich o powód wizyty w Bridgewater oraz gdzie przebywali w ciągu ostatnich dni. Policja jeszcze nic konkretnego nie ustaliła, ale gazety już zaczęły spekulacje na temat ich ewentualnych powiązań ze sprawcami napadów na konwojentów pieniędzy. Bodę i Orciano także aresztowano, ale po przesłuchaniu obydwu wypuszczono. Kiedy Sacco i Vanzetti przebywali w areszcie, przesłuchiwano świadków zajść w Bridgewater i South Braintree. Sacco przedstawił swoje alibi. Twierdził, że pracował w wigilię świąt Bożego Narodzenia, więc nie mógł popełnić przestępstwa w Bridgewater. Jednakże okazało się, że miał on dzień wolny 15 kwietnia. Obciążono go więc zarzutem morderstwa w South Braintree. Vanzetti, sprzedawca ryb, mimo iż twierdził, że na pewno 14 i 15 kwietnia sprzedawał ryby, został oskarżony o popełnienie dwóch zbrodni. Ławę przysięgłych kompletował prokurator Fred Katzman. Od samego początku był zdeterminowany w swych pomysłach. "Ukrzyżować tych przeklętych radykałów" - powtarzał. Miał poparcie dwunastu konserwatywnych sędziów przysięgłych i sędziego Webstera Thayera, który tak mówił po procesie: "Czy widzieliście, co zrobiłem z tymi anarchistycznymi sukinsynami?" Kłopoty oskarżonych nie kończyły się tylko na wrogo nastawionej ławie przysięgłych. W akcie desperacji oskarżeni zwrócili się o pomoc do anarchistycznych grup z Nowego Jorku. Poradzono im, by poprosili Freda Moore`a, aby podjął się on ich obrony przed sądem. Był to jednak najgorszy wybór. Nie tylko dlatego, że ściągnęli z Kalifornii zatwardziałego radykała z długimi włosami. Na niekorzyść działał również fakt, że sędziowie ze stanu Massachusetts krzywo patrzyli na prawników z innych niż oni okręgów. Akt balistyczny Strażnik Berardelli zmarł na ulicy. Obok niego znaleziono cztery puste łuski naboi. W zwłokach Berardellego tkwiły cztery pociski kalibru 32. Jeden z nich przebił prawe płuco i zatrzymał się na kości biodrowej. Pewne było, że to on spowodował śmierć. Drugiego strażnika, umierającego Parmentera umieszczono w szpitalu. Trafiły go dwie kule. Ranny zmarł cztery godziny później. Szef policji miejskiej w Massachusetts kapitan Proctor zabezpieczył wszystkie kule i łuski. Chodziło o łuski firmy Peters, Remington i Winchester. W procesie Sacco i Vanzettiego te właśnie pociski, naboje, pistolety i rewolwer nabrały decydującego znaczenia. Biegły od spraw balistyki na pytanie prokuratora: czy kula oznaczona symbolem III, która spowodowała śmierć Berardellego, została wystrzelona z pistoletu Sacco, odpowiedział: "Skłaniam się do mniemania, iż pocisk został wystrzelony z tego automatycznego pistoletu Colta. Na dnie lufy pistoletu znajduje się ślad rdzy, którego odbicie znalazłem na pociskach". Biegły powołany przez obrońcę oskarżonych był odmiennego zdania. On również oddał strzały porównawcze z pistoletu Sacco. Przed sądem oświadczył, stanowczo, że jest niemożliwe by "kula III" kiedykolwiek została wystrzelona z pistoletu Sacca. Jego zdaniem lufa, z której wyszła śmiercionośna kula, nie miała na dnie śladu rdzy, ale była po prostu zardzewiała w całości. Drugi biegły powołany przez obrońcę stwierdził wprost: "Kula III nie została wystrzelona z pistoletu Sacca. Nie mogłem na kuli III zobaczyć żadnych znaków, które dałyby się porównać z kulą pochodzącą z tej broni..." W 1923 r., kiedy to odrzucono wnioski o wznowienie postępowania, obrońca oskarżonych jeszcze raz nawiązał do "aktu balistycznego" dramatu Sacco - Vanzetti. Ale również i tym razem wysiłki jego okazały się bezskuteczne. Wątpliwe alibi Podczas procesu Sacco twierdził, że nie był w pracy w dniu, gdy popełniono morderstwo, czyli 15 kwietnia. Mówił, że tego dnia pojechał do Bostonu do konsulatu włoskiego, aby zasięgnąć informacji o warunkach uzyskania paszportu, gdyż planował powrót do Włoch. Antonio Dentamore, świadek obrony, twierdził, że oskarżony Sacco został mu przedstawiony tego właśnie dnia około 14.45. Rozmawiał z nim przez dwadzieścia minut między innymi o paszporcie i wyjeździe do Włoch. Zapytany, jak może udowodnić, że było to 15 kwietnia, odpowiedział, że spotkanie dobrze pamięta, gdyż tego dnia szedł na bankiet wydany na cześć wydawcy, którego gazeta popierała Włochy w czasie wojny. Właśnie wychodził na bankiet, gdy w konsulacie zjawił się Sacco. Świadek obrony - pani Alphonsine Brini zeznała, że 15 kwietnia widziała Vanzettiego ze sprzedawcą ryb - Josephem Rosenem, między godziną 11.30 a 12. Vanzetti miał jej pokazywać płótna na sprzedaż. Ona również dobrze pamiętała, że miało to miejsce 15 kwietnia, gdyż było to w pierwszym tygodniu po jej wyjściu ze szpitala. Sprzeczne zeznania dróżnika Oskarżenie bazowało między innymi na zeznaniach świadków, którzy twierdzili, że widzieli oskarżonych w czasie napadu na kasjera wiozącego pieniądze dla robotników z fabryki Slater i Morill. Przedstawiono ławie przysięgłych dowody, że zaraz po napadzie sprawcy uciekali samochodem, mijając przejazd kolejowy oraz kilka miasteczek znajdujących się w sąsiedztwie miejsca zdarzenia. Obu oskarżonych widziało wiele osób, które później zidentyfikowały ich podczas procesu. Świadkowie twierdzili, że 15 kwietnia widzieli Włochów w samochodzie przed popełnieniem morderstwa, inni mówili że widzieli ich podczas ucieczki. Jednym ze świadków był dróżnik z South Braintree - Michael Levangie. Na początku mówił, że nikogo nie widział. Był za bardzo przerażony, aby cokolwiek zobaczyć: - Zobaczyłem tylko wylot lufy broni bandytów i pospieszyłem do budki dróżniczej, do której oni zaczęli strzelać. W sądzie jednak Levangie opowiedział inną historię. Prowadzony pytaniami przez oskarżyciela Harolda P. Williamsa mówił, że widział człowieka w samochodzie. Zeznał, że to jeden z oskarżonych prowadził samochód. Miał on ciemną karnację, wystające kości policzkowe, czarne włosy i krzaczaste wąsy, nosił kapelusz i żołnierski płaszcz. - Widział pan tego mężczyznę? - zapytał Williams świadka. - Tak - odpowiedział M. Levangie. - Tego z wąsami - dodał i wskazał na Vanzettiego. Obrona szybko zdołała obalić zeznania Levangiego. Zbyt wielu innych świadków twierdziło, że kierowcą pojazdu był blondyn. Jednak prokurator Katzman obstawał przy zeznaniach Levangiego. W swojej końcowej mowie do lawy przysięgłych postawił retoryczne pytanie: - Czy zeznania dróżnika Levangiego powinny być odrzucone tylko dlatego, że nie zgadzają się z zeznaniami pozostałych? Jeden ze świadków twierdził, że widział, gdy Sacco strzelał do Berardelliego. Oskarżenie twierdziło, że łuska od kuli, która zabiła ochroniarza, mogła pochodzić z rewolweru znalezionego później u oskarżonego. Jednakże powołany ekspert nie był w stanie stwierdzić, z jakiego rewolweru wystrzelono pocisk, mimo że ślady na nim zgadzały się z tymi na pistolecie Sacco. Na miejscu zdarzenia znaleziono kapelusz, który mógł należeć do Sacco. Podczas procesu zapytano go, czy to jego kapelusz. - Wygląda jak mój - odpowiedział. - Czy w domu miał pan kapelusz taki jak ten, gdy pana aresztowano? - Tak, sądzę, że to mój kapelusz. Następnie poproszono oskarżonego, aby założył kapelusz. - Nie wiem - odpowiedział. - Jak na mój kapelusz, jest za brudny. Nigdy nie noszę brudnych kapeluszy. Chyba zawsze mam przy sobie pięćdziesiąt centów na nowy, ale ten jest za brudny, i poza tym mój kapelusz jest bardziej szary. Gdy ponownie zapytano Sacco, czy to jego kapelusz, odpowiedział: - Chyba tak, ale jest brudny. Dlaczego skłamali? Podczas przesłuchania w policyjnym komisariacie Sacco i Vanzetti zaprzeczyli, że znali seniora Bode, właściciela samochodu i że byli w warsztacie u Johnsonów. Vanzetti podczas procesu zmieniał wyjaśnienia ze śledztwa. Twierdził, że był u Johnsonów. Zapytany, dlaczego korzystał z samochodu Body, odpowiedział, że chciał nim przewieźć literaturę anarchistyczną w bezpieczniejsze miejsce niż jego dom. Wtedy oto właśnie pierwszy raz poznano poglądy polityczne Vanzettiego. Vanzetti wyjaśniał, dlaczego skłamał policji, gdy go aresztowano. - Ponieważ groziłaby mi deportacja - tłumaczył. Sacco i Vanzetti skłamali, gdyż zostaliby deportowani, gdyby wyszło na jaw, że w 1917 r. uciekli do Meksyku, aby uniknąć służby wojskowej. Natomiast jeśli chodzi o rewolwer, Vanzetti powiedział, że nie chciał mieszać w sprawę swych przyjaciół, od których kupił broń cztery lata wcześniej w Bostonie. - To był niebezpieczny czas w Ameryce - wyjaśniał ławie przysięgłych. Twierdził, że posiadał broń w celach samoobrony, ponieważ często pobierał znaczne kwoty pieniędzy na zakup ryb. Sacco również nie mówił prawdy policji, gdyż, jak wyjaśnił przed sądem, nie chciał wydać swych przyjaciół socjalistów - anarchistów. - Oni mieli literaturę socjalistyczną w domu - tłumaczył. Sześcioletnie oczekiwanie 14 lipca 1921 r. skazano obu oskarżonych na karę śmierci. Przez sześć lat zdołano odroczyć najgorszy dla nich moment - wykonania wyroku śmierci poprzez składanie wniosków o wznowienie postępowania. W międzyczasie Portugalczyk Celestino Modeiros przyznał, że był zamieszany w napady na kasjerów. Wyznał również, że Sacco i Vanzetti nie mieli z nimi nic wspólnego. Jednak sędzia Thayer nie uznał winy Portugalczyka i 15 kwietnia 1927 r. zatwierdził wyrok śmierci na Sacco i Vanzettim. Opinia publiczna zmusiła gubernatora Massachusetts, by powołał niezależną komisję w celu ponownego zbadania sprawy. Jej członkowie uznali jednak Sacco i Vanzettiego winnymi popełnienia morderstwa w Suuth Braintree. Skazanych przygotowano do egzekucji 10 sierpnia. Obcięto im włosy, aby w ten sposób ułatwić przepływ prądu. Nieoczekiwanie nadeszła wiadomość, że egzekucję odroczono o dwanaście dni, ale i ta iskierka nadziei zgasła bardzo szybko. Wyrok jednak wykonano 23 sierpnia. Zaraz po tym ciała złożono w trumnach. Ostatnie wyrazy szacunku oddano Włochom podczas pogrzebu, na którym zgromadziły się tysiące ich zwolenników. Wszyscy chcieli w ten sposób zamanifestować swój protest przeciwko skazaniu na śmierć dwóch najprawdopodobniej niewinnych ludzi i podkreślić wstrząsającą pomyłkę amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Przedruk „Prawo i Życie”