Blog

Microsoft: Pomóż dziecku rozumieć serwer

Blog

Nowa ksiązka firmy Microsoft pomaga dziecku rozumieć do czego służy serwer.

Mam mówi do dziecko:
Czy wiesz czym jest serwer?
Założę się, że tak!
Serwer to takie śmieszne pudełko, które zaprzyjaźnia ze sobą komputery.

Firma Microsoft pewnie chce przekonać pracujące kobiety, aby zgodziły się na telepracę i zainstalowały w domu (na swój koszt) domowy serwer.

Kiedy mamusia i tatuś kochają się bardzo tatuś chce dać mamusi specjalny prezent.

Więc kupuje jej "Serwer Domowy".

http://www.joemonster.org/art/8553/Jak-zrobic-dziecku-papke-z-mozgu

trzeba nam... inżynierów

Blog | pedagogika emancypacyjna

Testowo wersja dźwiękowa (hiperblog podcast 1(1)/2008):Obejrzałem poranny wywiad w "jedynce" z panią minister edukacji. Wartościowej treści w dyskusji niewiele, ale do tego już przywykłem i bełkot nadają nieustannie wszystkie gadające stacje telewizyjne. Ale bełkotliwy wywiad z minister edukacji dziwi. I wśród masy nieistotnych pytań i nieistotnych odpowiedzi, bo ile można słuchać, czy będą podwyżki i ileż można słuchać wykrętów, jakby minister nie mogła powiedzieć wprost. Ale taki już widać los polityków, grać, mówić półprawdy, nie mówić niczego a potem i tak się wypierać...Nie miałem jednak pisać o politykach w ogóle, ale w szczególności. Pani minister powiedziała właściwie tylko o jednej istotnej sprawie- o maturze. Ucieszyło mnie, że nareszcie zaczniemy podchodzić do licealistów i innych uczniów szkół maturalnych jak do ludzi, a nie podludzi ubranych w mundurki (tu już się rozpędziłem, bo licealiści mundurowani nie są, choć w pewnym technikum kiedyś co ranek musiałem zakładać piękny zielony mundur...). Otóż zasada będzie taka- do jakiej szkoły wejdziesz, taką skończysz. Co oznacza, że uczniowie będą mieli taką maturę, jaka obowiązywała w momencie rozpoczęcia przez nich średniej edukacji i nie można tych warunków zmieniać. A przypominam sobie, kiedy w drugiej klasie liceum straszono mnie, że będę pisał obowiązkową maturę z matematyki. Mnie się udało, ale dwa lata młodsi koledzy, zdziwili się w drugiej klasie, dowiadując o obowiązkowej matematyce, którą i tak w kolejnych latach (do "nowej matury") wycofano, bo byli eksperymentalnym rocznikiem nowej matury. Teraz na ten eksperyment, przynajmniej w uczelnianych komisjach rekrutacyjnych, a zdarzyło mi się raz być sekretarzem jednej z nich, mówi się "nowa matura 2002".Nie wszystkie jednak niebełkotliwe wypowiedzi pani minister cieszą. Co prawda nie będzie zmian zaskakujących uczniów, ale modyfikacje będą. Na razie są plany reformy matury w taki sposób, by była zunifikowana, bez wersji podstawowych i rozszerzonych, bez wielu przedmiotów do wyboru, żeby poziom był rzeczywiście porównywalny i żeby uczelnie mogły spokojnie zestawić kandydatów. Matematyka będzie obowiązkowa, ponieważ pani minister uważa, że największym problemem polskiej edukacji jest niechęć do studiów inżynierskich. Trzeba nam zatem... inżynierów, a powszechnie wiadomo, że tylko obowiązkowa matura z matematyki zachęci do inżynierskich studiów. Pani minister wie, bo z wykształcenia jest nauczycielem matematyki. Komentarze wykładowców politechnik, jakoby to poziom nauczania matematyki na długo przed szkołą średnią i przez cały okres jej trwania, powodował ogromny odsiew na studiach inżynierskich, nie robią na pani minister żadnego wrażenia.Trzeba nam inżynierów, jednolitej matury. Niech przyszli poloniści poczują chęć zostania budowniczymi mostów, bo może rzeczywiście stracą nieco czasu na lekturę i studiowanie gramatyki oraz uczenie się języków obcych, a kto wie, czy niektórzy nie zasilą liczby studentów politechniki pierwszego roku, którzy odpadają po pierwszym semestrze, ale może z niektórych inżynierów zrobić da się.I chociaż uważam, że szanse rozwojowe polskich nauk ścisłych są dość marne, ze względu na poziom kształcenia w szkołach i finansowanie nauki, a nie ze względu na nieubieganie się o politechniczne studia, to obawiam się, że przymusowa technicyzacja nie ma najmniejszego sensu. Mówię to jako były uczeń, który przez pierwsze dwa lata licealnej matematyki był uczniem dobrym i pojętnym, wolałem jednak zgłębianie losów Józefa K. niż kreślenie sinusoidy na maturalnym egzaminie. Wszechstronna edukacja byłaby wspaniała i wzorem renesansowego mózgu jest dla mnie Stanisław Lem, ale w postrenesansie mamy już za dużo informacji i zbyt kiepskich twórców systemu oświaty (o dużej liczbie kiepskich belfrów, błędnie nazywanych pedagogami, nie wspomnę), żeby nam się udało taśmowo Lemów produkować.I raczej widzę przymusową matematykę na maturze, jak przymusowe szkolne wykopki, o których opowiadała mi mama, które wcale nie spowodowały, że została studentką Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, niż jako receptę na odbudowę inteligentnej, mądrej Polski...zrzut ekranu z gry "Team Fortress 2" skopiowany z: http://www.linuxcrypt.net/?p=53Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska. -->

Państwo chce kontrolować temperaturę

Świat | Blog | Gospodarka | Ironia/Humor | Technika

Chodzi o państwo Kalifornia, które planuje zmusić właścicieli domów do instalacji termostatów, które mogą być zdalnie (radiowo) kontrolowane przez państwo, czy też koncesjonowane firmy energetyczne. Oczywiście nie zawsze, ale w przypadku “zagrożenia”, które nie jest dobrze zdefiniowane. Chodzi o to, że w pewnych przypadkach państwu potrzebne jest kontrolowanie zużycia energii, aby zapewnić jej dopływ tam, gdzie będzie “bardziej potrzebna”. I ma zamiar osiągnąć to przez regulację zużycia energii (ogrzewania lub klimatyzacji) w domach prywatnych właścicieli. Aby zrealizować ten szczytny cel (prąd dla szpitali zamiast to schładzania willi), państwo musi zmusić właścicieli domów do założenia odpowiednich energetycznych smyczy, które w pewnych sytuacjach pozbawią właściciela możliwości decydowania o temperaturze we własnym domu. (Art. pochodzi z Miasik.net)

"S": Czego chcą górnicy

Blog

"Solidarność" w Budryku wie, czego chcą górnicy. Górnicy chcą się dzielić obowiązkami domowymi z swoimi żonami. Na stronie Solidarności w Budryku:

http://www.solidarnoscbudryk.pl/news2.php

Aktywista ATTAC przeciw strajkującym w Budryku

Blog

Marek Szolc z ATTAC Katowice od 21 lat działa w Solidarności. Pracuje w Budryku. Jest antyglobalistą i zwolennikiem "społecznej gospodarki rynkowej" (zgodnie z programem ATTAC). Był gościem Ogólnopolskiej Konferencji Pracowniczej.

Szolc napisał na portalu wiadomości.24, że policja powinna złamać strajk w Budryku.

W stylu podobnym do neoliberalnych publicystów z GW, Szolc w grudniu napisał o strajku w Budryku:

Od ponad 2 tygodni trwa strajk na Kopalni Budryk. Sądzę, że jedyną strategią jego organizatorów jest trwanie w nim. Nie wiedzą co mają zrobić, gdyż są uzleznieni od nadziei, którą rozbudzili w górnikach.

Wydarzenia na kopalni Budryk wskazują, że komitet strajkowy był przekonany, że wystarczy kilka dni strajku, aby zmusić zarząd do ustępstw. Pewnie nikt z nich nie przewidział scenariusza, że tych postulatów nie da się osiągnąć. Można więc założyć, że organizatorzy wiedzieli jak rozpocząć strajk, jednak nie mają bladego pojęcia jak go zakończyć, zaspakając przy tym rozbudzone oczekiwania strajkujących.

Obawiam się, że Ci ludzie zatracili całkowicie poczucie rzeczywistości. Dlatego trwają uparcie przy swoich racjach, nie patrząc na to, że kopalnia generuje coraz większe straty. Myślę też, że nie ma co liczyć na to, że organizatorzy sami zakończą ten strajk. Obawiam się, że tego nie zrobią, ponieważ zbyt bardzo rozbudzili nadzieję załogi, która przystąpiła do strajku. Najprawdopodobniej boją się też przyznać, że nie są w stanie nic więcej osiągnąć niż to, co udało się zrobić Solidarności oraz pozostałym związkom zawodowym w porozumieniu z JSW, tyle, że bez strajku! I na tym właśnie polega ta zasadnicza różnica! Przyznając się do porażki musieliby też odpowiedzieć, na jakże ważne, pytanie: po co właściwie był ten strajk?

Co więc można zrobić, aby zakończyć ten beznadziejny stan? Wydaję mi się, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem, w tak patowej sytuacji, pozostaje odcięcie organizatorów od strajkującej załogi. To oczywiście wymaga podjęcia interwencji ze strony państwa. Skoro jednak mamy do czynienia z strajkiem nielegalnym, który przedłuża się w nieskończoność, służby interwencyjne powinny podjąć niezbędne działania prawne, aby na kopalni ludzie mogli normalnie pracować. Uważam, że dla związków zawodowych w takiej sytuacji, sprawą najważniejszą powinna być ochrona stabilnego zatrudnienia.

Chętni mogą napisać do Szolca w tej sprawie: http://www.attac.org.pl/?lg=pl&kat=4&dzial=151&typ=1

Prowokująca i obrazoburcza Kasia Tusk na porażających zdjęciach!

Kraj | Blog | Ironia/Humor

Wczoraj w "Naszym Dzienniku" - ogranie prasowym pana Tadeusza Rydzyka opublikowany został artykuł, w którym ciska się gromy na 20-letnią dziewczynę za to, że podczas zabawy zrobiła sobie śmieszna zdjęcie z kumplem przebranym za biskupa. Poniżej wypisałem z tego niedługiego artykułu szereg charakterystycznych zwrotów a propos tego "incydentu":


  • porażające zdjęcia
  • brak ukształtowania pewnych postaw
  • przekraczanie granic dopuszczalnych dla dobrego obyczaju czy kultury
  • dotknięcie uczuć religijnych
  • prowokacja i obraza uczuć religijnych
  • Powinni [kasia i jej rodzina - przyp.red.] za to otrzymać społeczną naganę
  • źle świadczy o ojcu
  • szokowanie z wykorzystaniem symboliki religijnej

Orwellowska rzeczywistość w Warszawie

Blog

Dziś czytałam ciekawy artykuł o meldunkach.

Absurdalny przepis - możesz zapłacić nawet 500 zł kary

Mieszkasz w Warszawie, ale zameldowany jesteś nadal u rodziców w Radomiu? Wynajmujesz mieszkanie w Łodzi, ale właściciel nie chce cię zameldować i w dowodzie masz wpisany meldunek w Mielcu? Uważaj, w twoich drzwiach może pojawić się nagle policjant i wlepić ci mandat - nawet 500 złotych!

Taka niemiła niespodzianka spotkała Michała (nazwisko do wiadomości redakcji).

- Mieszkam w Warszawie od kilku lat - opowiada Michał. - Na początku wynajmowałem mieszkanie, ale zameldowany byłem cały czas u rodziców poza Warszawą. Od kilku miesięcy mam własne mieszkanie, ale jeszcze nie zdążyłem się zameldować. Niedawno składałem w Urzędzie Wojewódzkim w Warszawie wniosek o paszport. Ponieważ robiłem to poza miejscem zameldowania, musiałem podać, dlaczego. Wyjaśniłem, że nie mam czasu jechać do Lublina, gdzie jestem zameldowany, bo na stałe mieszkam w Warszawie. Urzędniczka zaśmiała się i powiedziała, że mogę mieć przez to kłopoty. Też się zaśmiałem i zapomniałem o całej sprawie.

Po kilku tygodniach do mieszkania Michała zapukał dzielnicowy. Poinformował go, że Michał nie dopełnił obowiązku meldunkowego i w związku z tym dostanie mandat - 100 złotych.

- Przecież takich osób jak ja są w Warszawie dziesiątki tysięcy! - denerwuje się Michał. - A w całej Polsce zapewne parę milionów. Zresztą kto melduje się za każdym razem, gdy wyjeżdża na kilka dni ze swojego miasta?

Przepis to przepis - trzeba go przestrzegać

Według ustawy z 1974 roku, która nadal obowiązuje, musimy się zameldować na pobyt stały lub czasowy, jeśli przebywamy poza miejscem stałego zameldowania dłużej niż trzy doby. Zgodnie z taryfikatorem za niedopełnienie tego obowiązku można dostać mandat w wysokości od 50 do 500 złotych.

- Ten przepis wprowadzono, by ograniczyć swobodę obywateli - mówi Wojciech Bartelski, burmistrz dzielnicy Warszawa- Śródmieście - W rzeczywistości państwa komunistycznego miało to głęboki sens. Teraz jednak kraj gwarantuje obywatelowi szereg wolności, a ten przepis ją skutecznie ogranicza. Meldunek trzeba złożyć - w przeciwnym wypadku grozi kara.

- Jeśli urzędnik dowie się, np. od sąsiadów, że ktoś przebywa pod konkretnym adresem od dłuższego czasu bez zameldowania, ma obowiązek wszcząć odpowiednią procedurę, czyli powiadomić o tym policję - mówi Anna Broś-Milc, wicedyrektor Wydziału Spraw Administracyjnych Urzędu Miasta w Krakowie. - Policja sprawdza taki sygnał i poucza osobę o obowiązku zameldowania. Nigdy nie wystawia jednak mandatów!

Często jest tak, że ktoś wynajmuje mieszkanie i czasem właściciel nie chce zameldować najemcy, albo że ktoś już urządza się w mieszkaniu, ale jeszcze nie ma aktu notarialnego.

- Wtedy dobrze jest zgłosić się do urzędu, wytłumaczyć sytuację i rozpocząć procedurę meldunkową - radzi Anna Broś-Milc. - Bowiem według nowych przepisów meldunek jest jedynie potwierdzeniem stanu istniejącego, nie wymaga zgody właściciela lokalu.

Możesz nie przyjąć mandatu

- Wykroczenia przeciwko obowiązkowi meldunkowemu podlegają ustawie z 20 maja 1971 r. - Kodeks wykroczeń (Dz. U. Nr 12, poz. 114, z późn. zm.). W myśl art.147 § 1, osoby, które nie dopełnią obowiązku meldunkowego, powinny się liczyć z możliwością ograniczenia wolności, grzywną lub naganą - informuje nas natomiast Maciej Wewiór, rzecznik Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego. - Każda osoba, której policja wypisze mandat, może odmówić jego przyjęcia. Sprawa będzie wówczas rozpatrzona przez Sąd Grodzki. Natomiast podpisanie się pod mandatem i jego przyjęcie sprawia, że staje się on prawomocny. Przepisy Ustawy o ewidencji ludności i dowodach osobistych nie obligują urzędników do powiadamiania policji o niedopełnieniu przez obywatela obowiązku meldunkowego - dodaje rzecznik.

Zdaniem konstytucjonalisty profesora Marka Chmaja to orwellowska rzeczywistość , a sam przepis już dawno powinien być zmieniony.

Jest szansa na zmianę absurdalnych przepisów

- Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy w 2008 roku, w dobie otwartych granic, takie przepisy są nam potrzebne - mówi Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Wszystko wskazuje na to, że potrzebne nie są. Poseł Janusz Palikot z PO rozmawiał w tej sprawie z ministrem spraw wewnętrznych i administracji Grzegorzem Schetyną, a ten z kolei zlecił badanie prawne możliwości zniesienia obowiązku meldunkowego. I jeśli nie będzie zasadniczych przeszkód - a raczej nie będzie - w najbliższych tygodniach powstanie projekt ustawy likwidującej obowiązek meldunkowy. Do tego jednak czasu osoby, które mieszkają poza swoim miejscem zameldowania w każdej chwili mogą się spodziewać wizyty dzielnicowego i mandatu.

Źródło: Alert24.pl

Dziennikarski bolszewizm

Blog

W pociągu EC rozdają darmowe kopie prawicowego brukowca "Dziennik". Czytam artykuł Artura Ciechanowicza o Barracku Obama i nagle czytam, że Obama to "Bolszewik". Hmm... Chyba o tym liberał Obama nic nie wie. Czekamy na zniesienie kapitalizmu w USA.

Dalej czytam w "Dzienniku", jak Zbigniew Brzeziński popiera Obamę. Więc nie wiem - czy Brzeziński także jest "bolszewikiem"?

Dzisiaj na onecie możemy przeczytać apel o zniesienie "demoralizującego, bolszewickiego podatku". Chodzi o pieniądze, które gminy bogatsze przekazują do budżetu państwa na rozwój biedniejszych regionów.

Dać biednym regionom pieniądze na rozwój to jest "bolszewizm"? W takim razie, trzeba uznać Unię za związek bolszewicki.

Pewnie Onet może znaleźć banner o "bolszewickiej Unii" gdzieś na portalu "Nacjonalista" i umieścić go na swojej stronie.

Irlandzka armia wcale nie jest gejowska!

Świat | Blog | Ironia/Humor | Militaryzm

Wideo wrzucone na YouTuba przez żołnierzy z irlandzkiego kontyngentu w Libanie zostało przez firmę usunięte na prośbę rządu. Jak można przeczytać na irlandzkich indymediach, niektórzy uważają, że gdy Minister obrony - Willie O'Dea został poinformowany i obejrzał materiał, dostrzegł w nim odniesienie do własnych wąsów.

Filmik został wykasowany, ponieważ widz może odnieść mylne wrażenie, że całe irlandzkie siły są w istocie „trochę gejowskie”. Obrońcy wolności słowa w irlandzkiej armii zamieścili w związku z tym swoje dzieło na innym serwisie, przy czym dzięki interwencji ministerstwa zyskało ono niemałą popularność.

Wierzejski to kataklizm

Kraj | Blog

"Może do nas przyjechać nawet milion osób o zaburzonej tożsamości psycho-seksualnej, w większości mających poważne (kliniczne) problemy z panowaniem nad własnym popędem seksualnym. Przyjadą w jednym celu. Na pewno nie politycznym. Polityką na co dzień zajmuje się w tym środowisku jedynie bardzo wąska grupa aktywistów-rewolucjonistów o skrajnie lewackich, nihilistycznych poglądach. (...) Oni tu jadą w celach seksualnych, to oczywiste. Stąd na pierwszym miejscu zadań organizacyjnych »przyjazna« baza hotelowa" - pisze w swoim blogu homofob Wierzejski.

"Przyjazd tak potężnej grupy osób z zaburzeniami psychicznymi, często zarażonych różnymi chorobami wenerycznymi (a niemało z AIDS) to prawdziwy kataklizm" - uważa ten kretyn.

Dziennikarze, nie krzywdźcie górników

Blog

Polecam artykuł Sławomira Sierakowskiego w dzisiejszej Gazecie Wyborczej.

Sierakowski: Dziennikarze, nie krzywdźcie górników

09.01.2008

Artykuł Aleksandry Klich i Józefa Krzyka opublikowany w ostatniej „Gazecie Świątecznej”, a dotyczący strajku w kopalni „Budryk”, miał być połączeniem reportażu o strajku z tekstem publicystycznym na temat sytuacji górnictwa w Polsce - a jest manifestem politycznym. Dowodzi tego już tytuł: „Górnicy, odbierzcie władzę związkowcom” i podtytuł: „Oni krzywdzą was i Śląsk. Spychają nas do przemysłowego skansenu”.
Tekst rozpoczyna się od opisu dwóch migawek z telewizji. Migawka pierwsza: „Wysmarowani węglem mężczyźni krzyczą, że chcą pracować, nie strajkować. Ale nie pracują, tylko siedzą na podłodze zdewastowanego przez siebie korytarza dyrekcji kopalni. Na ścianie napis sprejem: „Sz., ty chuju”. Sz. to jeden z dyrektorów kopalni”. Pomińmy to, że Sz. wcale nie jest jednym z dyrektorów, ale związkowcem z „Solidarności”, która - mówiąc oględnie - stara się żyć z dyrekcją w zgodzie i pokoju. Zabawniejszy jest zarzut pod adresem strajkujących, że zamiast pracować, strajkują, deklarując przy tym chęć pracy. To jakby powiedzieć choremu, który domaga się leczenia, że bezczelnie leży w łóżku, zamiast tańczyć. I na dodatek deklaruje, że chce być zdrowy.
Druga migawka pokazuje wzruszonych górników łamiących się przez płot opłatkiem z żonami w czasie Wigilii. „Czyjego serca - pytają autorzy - nie poruszy człowiek zmuszony spędzać święta z dala od rodziny? (...) Okazało się, że sceny z telewizji nie wzruszają już nawet mieszkańców Śląska, choć organizatorzy strajku bardzo by tego chcieli. Zanim święta się zakończyły, na forach internetowych pojawiły się złośliwe wpisy: »Ludzie, nie kompromitujcie się! Przyzwyczailiście się tam, na Śląsku, do luksusów. Macie zapłaconą ciężką pracę, wczesną emeryturę, dlaczego chcecie kokosów? Czy choć raz nie moglibyście być solidarni z resztą Polaków?«”.
Od kiedy to profesjonalni dziennikarze przedstawiają problem za pomocą migawek telewizyjnych i oceniają w oparciu o opinie internautów?

Ile zarabia górnik?

Klich i Krzykowi nie podobają się żądania finansowe strajkujących. Pytają: „Czy rzeczywiście górnicy zarabiają za mało?” Dyrekcja kopalń podaje, że średnio jest to 5 tys. zł brutto, a górnicy mówią, że dostają 2 tys. na rękę. „Skąd ta różnica? Ano z dodatków, których związkowcy nie podają. Górnik dostaje dodatkową pensję („barbórkę”) w grudniu, a potem na początku roku tzw. 14 pensję. Do tego 11 zł w talonach na posiłek regeneracyjny za przepracowaną dniówkę. Pensja rośnie też, zgodnie z ustawą, gdy pracuje się w soboty i niedziele”. I problem rozstrzygnięty! A sprawa wygląda tak: średnie górnicze wynagrodzenie wynosi 4600 zł, w które wliczane są wymienione wyżej dodatki. Ale cały fałsz z tymi danymi polega na tym, że jest to stawka za 30/31-dniowy miesiąc pracy, czyli razem z sobotami i niedzielami! Ci, którzy nie pracują w weekendy, często nie dostają nawet tych 2 tys. Nowi na kopalni dostają 1200 zł miesięcznie.

Górnik po 20 latach harówki pod ziemią jest atrapą człowieka. Kazać pracować mu jeszcze w soboty i niedziele, żeby dobił do stawki, o której dziennikarze dowiedzieli się z migawek telewizyjnych - to po prostu nieludzkie. A talony na posiłki regeneracyjne obejmują wiele zawodów, w których pracuje się w warunkach szkodliwych i uciążliwych - nie jest to górniczy przywilej. Należy też pamiętać, że po 25 latach pracy w kopalni górnik nie jest w stanie już nic robić. W górniczej pensji mieści się więc premia za powolne fizyczne samowykończenie. Nie przypadkiem czas przepracowany przez górnika na powierzchni nie jest mu wliczany do wcześniejszej emerytury.
Dziennikarze „Gazety” piszą: „Różnice między kopalniami sięgają kilkuset złotych i wynikają z tego, że jedne kopalnie radzą sobie lepiej, a inne gorzej. Najwięcej dostają pracownicy Jastrzębskiej Spółki Węglowej - producenta wysokogatunkowego węgla koksowego.” Ale nie wspominają - a jest to przecież główny powód strajku! - że choć Budryk przynosi największe zyski ze wszystkich kopalń, górnicy zarabiają tam najmniej.

Cytowana jest opinia prof. Marka S. Szczepańskiego: „Trzeba szanować pracę górników, ale to zawód odchodzący. Górnicy nigdy nie będą już zarabiać tyle, ile w czasach węglowego eldorado. Zresztą proszę pamiętać, że ci ludzie sami sobie tę pracę wybrali”. Jasne, mogli wybrać pracę w eleganckich i czystych agencjach reklamowych. W kraju z bezrobociem przez ponad dekadę wynoszącym prawie 20% mało kto mógł i może przebierać w ofertach pracy. Ponadto specyfika regionu, którą prof. Szczepański zna przecież najlepiej, polega na silnym rodzinnym i środowiskowym przywiązaniu do zawodu górniczego. To jest fakt społeczny, z którym socjolog powinien się liczyć.

Po co są związki?

W tekście Klich i Krzyka pojawia się dyżurny argument o Polakach, którzy mają dość dopłacania do nierentownej branży. To skomplikowany problem, którego nie można załatwiać stereotypową hipotezą. Dotowanie kopalni, wcale nie musi oznaczać, że państwo dokłada do górnictwa. Pamiętajmy, że kopalnie wpłacają do budżetu dziesiątki milionów złotych. Jastrzębska Spółka Węglowa, do której został właśnie przyłączony Budryk, to jedna z najbogatszych spółek górniczych w Europie. „Nasza spółka zamknie ten rok zyskiem sięgającym niemal 180 mln zł” - chwali się wiceprezes Ozon („Dziennik Zachodni” z 24 października 2007). W raporcie finansowym JSW za rok 2005 można przeczytać, że samego podatku dochodowego spółka zapłaciła 180 mln zł.

Na węglu opiera się cała polska gospodarka - kolej, transport, fabryki, niemal wszystko. Na węglu opiera się także bezpieczeństwo energetyczne państwa. Dotowanie górnictwa oznacza więc dotowanie wszystkich tych gałęzi, ale dostaje się tylko górnikom!

Mylą się ci, którzy twierdzą, że sprawę można załatwić, zamykając kopalnie i importując węgiel. Poza Polską w Europie prawie nie ma złóż węgla nadającego się do produkcji koksu. A sprowadzanie go z Australii, USA, Kolumbii czy Syberii, to ekonomiczny nonsens (Henryk Nykiel, „Co z tym węglem?!”, „Rynki Zagraniczne” z listopada 2007).
Cały tekst atakuje uruchamia schemat naiwnego górnika, który daje się wodzić za nos spryciarzom ze związków zawodowych. Dziwne, że dziennikarze „Gazety” sięgają po starą śpiewkę rodem z PRL o związkowych wichrzycielach żerujących na łatwowierności robotników. Do tego dochodzi druga śpiewka z tej samej płyty -o dobru ogółu zagrożonym przez partykularne roszczenia strajkujących.

Czym zdaniem autorów zajmują się związki zawodowe? „Licytują się, żeby w radykalizmie przebić pozostałe. (...) Jak jest spokój, związkowiec traci sens życia, pozycję towarzyską, obecność w mediach, prestiż, zarobki. A wielu z nich ma skromne wykształcenie i poza związkiem trudno by im było się odnaleźć”. Z tekstu dowiadujemy się, że nawet biskup skrytykował „populizm związkowców”. Dziennikarze litują się za to nad biednym dyrektorem Dominikiem Kolorzem, który „po kolejnej rundzie nieudanych negocjacji z zarządem Kompanii stwierdził, że przyszedł czas, by w spór zaangażował się rząd”. Autorzy współczują: „To był szantaż”. Na tym przecież polega strajk! Niestety moralne oceny biskupów i dziennikarzy nie zawsze wystarczają. Gdyby strajk nie był ekonomicznym zagrożeniem, nie miałby sensu.
Co zatem powinni robić związkowcy? „Powinni - mówi cytowany w tekście prof. Jacek Wódz - współtworzyć przyszłość branży, tak jak to się dzieje w Irlandii, wspomagać komunikację między zarządem firmy a załogami, wpływać na wybór technologii, rozwój firmy, kształcenie młodych ludzi”. Tak jest, związkowcy powinni bronić pracodawcy, zajmować się komunikacją między zarządem i załogą, czyli w praktyce tłumaczyć pracownikom, że z dyrekcją nie ma co zadzierać. Zabawne jest też zdziwienie autorów, że związków w kopalniach jest wiele. A strajk powinien być nieuciążliwy.

Czy kopalnie trzeba zamknąć?

„Związkowcy - piszą dziennikarze - przyzwyczaili górników, iż walka o prawa pracownicze to głównie bój o wyższe pensje”. A lepiej „wydać więcej pieniędzy na inwestycje w nowe technologie - tak jak to się robi we Wrocławiu czy w Poznaniu - niż uruchomić strumień dotacji dla przemysłu, który przeżywa swój zmierzch”. To bzdura do siódmej potęgi - bo tyle mniej więcej zer potrzeba, by przekształcić polskie górnictwo w źródło wysokowartościowego węgla, na który jest dziś na świecie świetna koniunktura. Tyle że jest to zadanie państwa, chodzi bowiem o sumy, których się nie uzbiera ani z zysków kopalń, ani z pensji górniczych.

Inaczej bowiem, niż twierdzą dziennikarze „Wyborczej”, koniunktura na górnictwo wcale się nie kończy. Wystarczy choć pobieżnie przejrzeć informacje w prasie ekonomicznej. Światowa produkcja węgla rośnie o 5 proc. rocznie, nieco mniej tylko rosną obroty tym surowcem. Największe zapotrzebowanie jest na węgiel koksowy - i tu pojawia się kłopot. Bo choć Polska posiada największe i najprężniejsze koksownie w Europie, choć krajowe zapotrzebowanie rośnie bardzo szybko (dlatego właśnie maleje eksport, a nie dlatego, że przestaje się opłacać, jak sugerują autorzy!), i choć zasobów węgla koksowniczego mamy pod dostatkiem, to jest problem z wielomiliardowymi inwestycjami, jakie potrzebne są na udostępnienie nowych złóż i poziomów wydobywczych.

Jastrzębska Spółka Węglowa próbuje dziś wracać do pomysłów inwestycyjnych sprzed lat. W kopalni „Zofiówka” ma być wybudowany nowy szyb - na razie prowadzone są prace badawcze. W tym roku kopalnia „Pniówek” ma być rozbudowana o nowe pole wydobywcze. Problem w tym, że węgiel z tego pola będzie dopiero za dziesięć lat. Na razie kopalnie wykorzystują „resztówki”, które przed laty zostały pozostawione ze względu na nieopłacalność wydobycia. Nie ma problemu z popytem na polski węgiel, jest problem z podażą! Czy to ma być zmierzch górnictwa w Polsce? Czy rzeczywiście - jak doradzają autorzy - Śląsk powinien się przerzucić na „edukację i turystykę”?

Wróćmy po raz ostatni do mantry dziennikarzy „Gazety”: „Związkowcy bez wstydu mówią, że górnika nie interesuje, co dzieje się w Polsce, ale ile zarabia. Że chodzi o to, by wyszarpać, ile się da. Ta postawa jest głęboko nie w porządku wobec reszty kraju”. Otóż, gdyby rzeczywiście chodziło o interes ogółu, polskie górnictwo zostałoby odpowiednio dofinansowane, by wykorzystać światową koniunkturę.

Problem polega na tym, że łatwo się mówi o roszczeniach górniczych, a nie słychać nic o obowiązkach państwa. Nie sposób też w Polsce, ciągle zdominowanej przez neoliberalny sposób myślenia elit, postulować większej progresji podatkowej, która dałaby państwu większe pieniądze na inwestycje. Gdyby większe podatki płacili ci niewysmarowani węglem, czyści dziennikarze, pracownicy agencji reklamowych itp., byłby z tego z pewnością pożytek nie tylko dla pensji górniczych, ale i dla ogółu.
To ciekawe, że kapitalista działa, żeby osiągnąć zysk - i to jest normalne, a pracownik zawsze „domaga się”, „rości” i chce komuś zabrać. O zysku kapitalisty z góry wiadomo, że zostanie zainwestowany, co oczywiście będzie prospołeczne. Natomiast pracownik wszystko, co dostaje, to jakby zabrał innym, a może nawet ukradł. I nie kapitaliście, tylko oczywiście nam, biednym obywatelom.

Mały bunt w PPP

Blog

Kapitalista Tadeusz Zgierski planuje radykalną czystkę w PPP.

Do członków i sympatyków Polskiej Partii Pracy!!!

Towarzysze!

Wstąpiliśmy do Polskiej Partii Pracy widząc w niej obiecującą siłe polskiej radykalnej lewicy mającą oparcie w klasie robotniczej. Wierzyliśmy że razem, robotnicy, młodzież, postępowi intelektualiści, kobiety, uciskane mniejszości seksualne i rasowe będziemy w stanie "ruszyć z posad bryłę świata".

Niestety, rok 2007 który miał być rokiem przełomu dla polskiej radykalnej lewicy okazał się rokiem dwóch poważnych porażek. Najpierw Partia dostała w wyborach dużo mniej głosów niż to było obiecywane. Potem od PPP odcieła się Europejska Partia Lewicy a przecież bez międzynarodowych kontaktów nie da się zbudować prawdziwie lewicowej internacjonalistycznej partii!
Naszym zdaniem te porażki spowodowane są nierozliczeniem się z prawicową przeszłością Sierpnia 80 i sekciarsko-dyktatorskim podejściem do innych sił lewicowych. Niestety wszelkie próby zmiany tego stanu rzeczy są blokowane przez biurokracje związkową i aparatczyków ślepo posłusznych "wielkiemu wodzowi" Ziętkowi.
Jeśli chcemy żeby Polska Partia Pracy stała się autentyczną partią lewicową której nie trzeba się wstydzić trzeba podjąć następujące działania:

1. Usunąć działaczy wywodzących się ze skrajnej prawicy ZCHN i KPN oraz odpowiedzialnych za współprace ze skrajną prawicą!

2. Na miejsce jednoosobowej dyktatury przewodniczącego wprowadzić kolektywne kierownictwo na bazie Rady Programowej (choć oczywiście kol. Ziętek powinien pozostać na stanowisku przewodniczącego jako symbol związku z klasą robotniczą)!

3. Autonomia sekcji akademickiej, feministycznej, LGBT i ekologicznej które muszą mieć zapewnioną odpowiednią reprezentację we władzach Partii - PPP nie może być tylko i wyłącznie reprezentacją związku zawodowego górników ale wszystkich grup uciskanych, dyskryminowanych i wykluczonych!

4. Nawiązać współprace z innymi siłami radykalnej lewicy (poza LiD!) a zwłaszcza RACJA Polskiej Lewicy, Młodzi Socjaliści i Zieloni 2004 (aż do zjednoczenia w perspektywie włącznie)!

5. Opracować nowy prawdziwie lewicowy program!
Ze względu na atmosferę terroru i zastraszania panującą w PPP a przejawiającą się w represjach i usuwaniu wszystkich poddających w wątpliwość dyktat obecnego kierownictwa nie możemy na razie wystąpić z otwartą przyłbicą. Tą drogą prosimy jednak o kontakt towarzyszy z Wrocławia, Krakowa, Kielc i innych miast o których wiemy że myślą podobnie jak my. Razem jesteśmy silni!! Porozumiejmy się aby wspólnie opracować nowy prawdziwie rewolucyjny program i demokratyczny statut i zażądać jego uchwalenia przez kongres Partii.

Apelujemy do członków Rady Programowej by podjęli dyskusję nad naszymi postulatami.
Na rzecz nowoczesnej europejskiej lewicy!
Kontaktujcie się
rewolucyjna_PPP@vp.pl
lub na adres naszego sympatyka:
T. Zgierski
Skrytka pocztowa 75
02-783 Warszawa

Dyskusja publiczna w Polsce tonie w nienawiści oraz pieprzeniu, chrzanieniu

Blog

Chrzanienie, pieprzenie to bynajmniej nie tylko kolokwializm, ale również termin naukowy. Esej "On Bullshit" (dokładnie: "O Gównoprawdzie") amerykańskiego filozofa Harry'ego G. Frankfurta zrobił niebywałą karierę w świecie nauki i nie tylko, trafiając na listę dziesięciu najlepiej się sprzedających książek naukowych w USA po jego opublikowaniu przez wydawnictwo uniwersytetu Princeton. W pracy tej autor definiuje to pojęcie, pozwalając je odróżnić od blefu, humbugu i kłamstwa. "Odra" (październik 2007) drukuje esej Frankfurta jak i pracę Leszczyńskiego pt. "O skutkach intelektualnego niedbalstwa".

Jak definiuje Leszczyński na podstawie Frankfurta, "pierdolenie, chrzanienie to wypowiedź lub ciąg wypowiedzi sformułowanych bez troski o związek z faktami (prawdziwość bądź fałszywość), wyłącznie po to, aby osiągnąć pewien efekt, którym może być na przykład chwilowe zaciekawienie słuchaczy, wpłynięcie na ich poglądy lub emocje, promocja pewnych postaw czy też ukazanie siebie w pewnym świetle."

Obawiam się że ten kraj tonie w chrzanieniu. Leszczyński pisze np. o chrzanieniu politycznym: "jest wysoce sprofesjonalizowane stosowane z wielką umiejętnością, znawstwem i kunsztem, nie będzie więc przesady w stwierdzeniu iż mamy tu do czynienia z doskonałym rzemiosłem na którego opanowanie poświęca się dużo czasu i pieniędzy. Zauważy ktoś że bez tego nie byłoby polityki, pierdolenie stanowi bowiem jedną z jej cech istotnych i to taką co do której zwykle panuje cicha umowa, aby nie brać jej poważnie." Mówi on o całej kulutrze chranienia, opierającej się na trzech wielkich filarach: egzaltacji, arogancji i ignorancji.

W ogóle zadziwia mnie ile w tych wszystkich dyskusjach katolicy vs. niekatolicy jest nienawiści, jadu, braku szacunku, agresji. Dla przykładu ostanio nabrzmiał spór na linii posłanka Senyszyn- katolicy. Pani Senyszyn wnioskując z gruntownej lektury jej bloga, za swoją polityczną idée fixe obrała zwalczanie wpływów Kościoła Katolickiego w życiu publicznym: szkolnictwie, służbie zdrowia (antykoncepcja etc.), chce ograniczyć jego finansowanie z pieniedzy podatników. Jej komentarze są przepojone brakiem sympatii wręcz nienawiścią i agresją.

Nie inaczej ma się sprawa z drugiej strony. Każdy chyba zna poziom mowy nienawiści i agresji występujący w niektórych środowiskach katolickich (por. Alina Cała, "Radio Maryja" http://or.org.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=72&Itemid=67 ). Przy tej erupcji nienawiści blog p. Senyszyn jest wręcz głosem delikatności. Inni hierarchowie odmawiają niekatolikom nawet prawa do publicznego określenia swoich problemów (por. "Życiński o liście polskiej lesbijki", http://www.gazetawyborcza.pl/1,76842,4805270.html ).

Sprawa jest prosta jak drut: w tym kraju żyją katolicy jak i niekatolicy. Jedni drugich od lat nie szanują, wręcz nienawidzą. Większość chce by innowiercza mniejszość żyła wg zasad wyznania większości. Obawiam się, że stąd bierze się zastój i stagnacja w polskiej polityce- cóż bowiem można powiedzieć o poprzednim rządzie ponad to iż była to przepychanka katolików z niekatolikami?

Stosując Brzytwę Ockhama, odcinając redundancje możnaby stwierdzić iż p. Senyszyn w niemiły, arogancki wobec katolików sposób domaga się poszanowania tego że jakaś spora część tego narodu nie jest wyznania katolickiego wobec czego np. nauka religii w środku zajęć a nie na ich końcach jest krzywdząca dla niekatolików. Zaś katolicy generalnie tego prawa do bycia niekatolikiem nie uznają, osoby takie uznając za zepsute. Prawdziwy naród polski widzą jako wyłącznie katolicki. Innowierców nie szanują, a już na pewno nie ich prawa. Tu nie ma dyskusji i argumentacji, tu jest tylko niechęć, nienawiść i wrogość, polana chrzanieniem.

Całość tej debaty możnaby ograniczyć do kilkunastu podpunktów, argumentów obu stron i opisu emocji. Nie zrobił tego jednak nikt. Giniemy w gigantycznym informacyjnym chaosie, z czego spora część informacji ma niską wartość. Ciężko czytać codzienną prasę, bowiem nikt obiektywnie nie porządkuje, nie katalogizuje wydarzeń. Angloamerykański standard "newspaper of record", gazety odnotowującej wszystkie ważniejsze wydarzenia, nie istnieje, na polski tłumaczy się go jako "gazeta opinii", co jest błędem semantycznym- to nie to samo!

Zamiast tego mamy różne "Wybiórcze", piszące o tym, o czym dziennikarze i komentatorzy akurat mają przemożną ochotę napisać, i zwykle jeszcze temat nie jest opisany wyczerpująco. A podobno nieodłącznym elementem cywilizacji Zachodu jest mania katalogizowania i porządkowania. Nie ma jej za wiele u nas, a jak piszą niektórzy, nie mamy w istocie z tą cywilizacją tak wiele wspólnego jak wielu sądzi.

Giniemy więc w bałaganie, i stoimy niemal w miejscu. Co mądrzejsi stąd uciekają- nauczeni doświadczeniem nie liczą na poprawę. Wszak wystarczy spojrzeć na jakość argumentacji w polskiej prasie i porównać ją np. z brytyjskim Guardianem. Tu królują epitety i chrzanienie, tam liczy się argumenty i dorobek nauki.

Ras Fufu
Wspólnota Ras Tafari, Warszawa
http://rasfufu.salon24.pl/

Tomasz Lis lubi już PiS

Blog

Wielki prześladowany przez PiS-owski rząd publicysta i dziennikarz Tomasz Lis, który niedawno robił z siebie męczennika, bo zwolnili go z Polsatu, co miało być wynikiem, jak wówczas sugerował Lis, zakulisowych działań PiS-owców. Biedak zszedł nawet "do podziemia" - robiąc wywiady wideo na portalu gazeta.pl (tak naprawdę jednak chodziło o to, aby najwierniejsi fani Lisa nie zapomnieli o tej marce). Teraz jak gdyby nigdy nic przyjął propozycję robienia programu publicystycznego w TVP rządzonej wciąż przez... "PiS-owski układ", który podobno jego - pierwszego dysydenta IV RP, tak niemiłosiernie prześladował.

Lis doszedł do porozumienia z Andrzejem Urbańskim, prezesem zarządu TVP, a będącego czołowym działaczem PiS, bliskim współpracownikiem Lecha Kaczyńskiego (był m.in. Szefem Kancelarii Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego). A skoro ręki która karmi się nie gryzie, bojownik Tomasz Lis dzielnie broni i wychwala pod niebiosa w wywiadzie dla Gazety Wyborczej PiS-owskiego prezesa telewizji, którą tak ostro wcześniej krytykował za upolitycznienie. Jak widać na tym przykładzie punkt widzenia zależy od punktu siedzenia oraz źródła finansowania. Ale czego się spodziewać po człowieku, dla którego szczytem politycznej klasy jest Tony "pudel Busha" Blair?

Polska słusznie nie chce tarczy

Blog

Artykuł w temacie tarczy antyrakietowej w Polsce.

Nowy polski rząd ponownie przygląda się planom tarczy antyrakietowej proponowanym przez amerykańską administrację, tym razem ze słuszną dozą sceptycyzmu - pisze w gazecie "New York Times".

http://www.dziennik.pl/swiat/article102618/New_York_Times_Polska_sluszni...

Kanał XML