Blog
"Obrona Skłotu Kalenderpanden"-"Los Buntownika"cz.8 co poniedziałkowego cyklu
Griks, Wto, 2010-03-30 02:10 Blog | Ruch anarchistyczny
Jako, że książka "Los Buntownika" Marka Griksa jest już skończona i poprawiona, korzystając z życzliwości stron: www.positi.blogspot.com , www.cia.bzzz.net , www.pl.indymedia.org , www.anarchista.org , www.czsz.bzzz.net , http://anarchipelag.wordpress.com , oraz forów: www.wegetarianie.pl/XForum.html , http://an-arche.pl , www.forumveg.pl , http://forum.empatia.pl i innych (jeśli chcielibyście dołączyć do tej listy dajcie znać !) kontynuujemy co poniedziałkowy cykl publikowania najciekawszych rozdziałów książki. Ponadto w każdy wtorek w audycji "Polonia Aktywna" będziemy czytać ją w formie słuchowiska dla tych co czytać nie mogą lub wolą posłuchać.
PS:Wciąż szukamy wydawcy, który by chciał się zająć jej papierową wersją. więcej informacji, fragmentów etc. na www.positi.blogspot.com O to część siódma.("Obrona Skłotu Kalenderpanden") Miłego czytania !!!
OBRONA SKŁOTU KALENDERPANDEN
Tak se gadaliśmy, aż w pewnym momencie dało się słyszeć głos płynący z głośników.
– Właśnie podsłuchaliśmy przez radio, że bastardy z ME zaczęli mobilizację. Od teraz mamy jakieś 2-3 godziny na przygotowanie obrony. Wszyscy Ci, którzy muszą wrócić do swych domów niech zrobią to teraz, zaś wszystkim, którzy mogą zostać by bronić tego miejsca z góry dziękujemy. Zacznijmy budować barykady!!! – zakończył okrzykiem.
– Ho! Ho! A jednak coś będzie się działo – powiedział Miner zacierając ręce.
– A my, niewierne Tomasze wątpiliśmy – zaśmiałem się.
– Teraz już rozumiem po co ten film – by zagrzewał do walki.
– A party i koncert, by przyciągnąć ludzi.
– I wszystko utrzymane w najskrytszej tajemnicy, by bastardy się nie dowiedziały.
– To jest organizacja, no nie?
– No, no, no…
Wszyscy zaczęli wychodzić ze skłotu. Jedni po to by zacząć budować barykady, drudzy by powrócić do swoich domów. Tych ostatnich jednak było zdecydowanie mniej. W wirze pracy szybko trafiła mi się robota. Zacząłem wynosić specjalnie wcześniej ze sobą zespawane stemple – metalowe rury, które zespawane ze sobą, tworzyły coś na kształt gwiazdy. Z takich konstrukcji szybko powstała barykada, którą było trudno przejść, przesunąć, przeforsować, czy zniszczyć. Gdy z kimś wynosiłem taką metalową konstrukcje, zobaczyłem jak jeden z nas siedzi w małej koparce. Z dziką radością w oczach rozwalał nią płytki chodnikowe oraz kostkę brukową. Potem budowano z nich barykady lub rozbijano na mniejsze kawałki, by te czekały na kupkach jako przyszła amunicja. Zastanawiało mnie skąd oni wytrzasnęli taką koparkę.
To co ujrzałem było zadziwiająco nieprawdopodobne, a jednak piękne i (bo) rzeczywiste. Ci leniwi punkowcy, których znałem z ciągłego przesiadywania w barze i nieustannego przechylania piwa, tym razem pracowali z tak niespodziewanym u nich zapałem. Kobiety z poświęceniem nosiły ciężkie płyty chodnikowe. Każdy pracował. Tym razem nie było takich, którym się nie chciało. Każdy dokładnie wiedział, po co tutaj został. Barykady były budowane ze wszystkiego, co było pod ręką. Najczęściej były to płytki chodnikowe niszczonej ulicy, która zresztą przez rozkopanie też stała się przeszkodą. Mimo że raczej nikt tego nie koordynował, robota szła całkiem sprawnie. Wiadomo było co robić. Każdy pomysł, każda uwaga rozpatrywana była szybko przez ogół. W ten sposób płyty były podawane „murarskim sznureczkiem”. Jedni je demontowali z chodnika, drudzy podawali je sobie z rąk do rąk, a inni układali z nich coraz większe mury barykad. Robota wrzała jak w ulu. Nigdy w swoim życiu nie widziałem tak sprawnie, tak dobrze, z tak wielką energią i ochotą pracujących ludzi, a co dopiero punków. Ci ludzie są zdolni do wielu rzeczy – zależnie od sytuacji. Wszyscy czuliśmy wielką potrzebę przeciwstawienia się złu i bronienia tak ważnego miejsca dla nas. Czuło się też ducha historii. Może trochę przesadzam lecz takie porównania podsunęły mi rozgrywające się przed oczami zdarzenie. To było prawie jak powstanie warszawskie. Budując z zapałem kolejne barykady czułem się niczym mały Gavroche. To uczucie jedności, które wszyscy czuliśmy, było dla nas bardzo ważne. Było nas tak wielu, kocioł narodowości i języków, niby tyle różnic, a właśnie wtedy czuliśmy tak bardzo tę więź, która nas łączy niczym rodzinę. To uczucie jedności wywierało wrażenie nie tylko na mnie. Wszyscy byliśmy jak bracia. Gdy jeden niósł coś ciężkiego, zaraz ktoś inny nie pytając mu pomagał. Gdy ktoś zmęczył się kopaniem, szybko zastępował go następny. Nie wyobrażam sobie by jakikolwiek system pracy mógłby być lepszy.
Oczywiście jak zwykle zdarzały się również wyjątki jak np. ten, który właśnie opiszę:
Obok jednej z barykad zobaczyłem skrzynkę elektryczną. Od razu w mej głowie zaświtał całkiem niezły pomysł. Parę kabli rzuconych luzem na tę barykadę, do tego ze dwie tabliczki ostrzegające: „Uwaga prąd” i myślę, że to wszystko zatrzymałyby gliniarzy na dłuższy czas, nawet, jeśli w przewodach nie byłoby prądu. Zanim by to sprawdzili minęłoby sporo czasu. Zresztą nie wiadomo, czy w ogóle by im się to udało, jeśli my byśmy dobrze bronili barykady. Chciałbym to zobaczyć jak policyjni specjaliści od elektryki sprawdzają kable pod gradem kamieni (ha! hhhhhha!).
Z tym oto pomysłem udałem się do Wojtka, Polaka, który znał wszystkich z Kalenderpanden i który mógł szybko zdobyć potrzebne rzeczy, bo wiedział co, gdzie jest i z kim gadać w razie czego. Przedstawiłem mu pomysł, wysłuchał i rzekł po angielsku:
– To dobry pomysł, godny zrealizowania, ale ja nie mogę Ci pomóc, bo ty nie mówisz dobrze po angielsku. Znajdź grupę, która Ci w tym pomoże i zróbcie to.
Gdy to usłyszałem szlag mnie trafił. Ja rozumiem, że ktoś może bać się używać polskiego w takich miejscach, ale będąc ze mną sam na sam i w tym przypadku to już lekka paranoja. Wkurzyło mnie to niezmiernie. Jeszcze w takiej sytuacji. Rozumiem jeśliby chodziło o jakieś tam duperele, a nie o wspólną obronę. Tym bardziej, że sam potwierdził, iż idea jest dobra i warta zrealizowania. Nigdy potem już nie odezwałem się do tego bufona.
Koniec końców pomysł postanowiliśmy zrealizować sami z Minerem. Rzuciliśmy na barykadę parę kabli, które udało nam się zdobyć. Potem wsadziliśmy końce do skrzynki elektrycznej tak, że w sumie to rzeczywiście wyglądały na podłączone do prądu.
Potem wzięliśmy się za ulepszanie głównej barykady, od ulicy, od której najbardziej prawdopodobne było, że stamtąd uderzą bastardy. Powstały tam takie konstrukcje, iż razem stwierdziliśmy, że gliniarze musieliby być głupi, by właśnie je chcieć sforsować. Oprócz najeżonych zespawanych ze sobą stempli, które nosiłem wcześniej, było tam też kilka, których podstawą były mury zrobione z płytek chodnikowych. Były też takie ze śmietników, śmieci i gratów. Jedna przy samym skłocie zrobiona była z zespawanych łańcuchami beczek. Od jednej strony w ogóle nie barykadowaliśmy. Most zwodzony podniesiony przez nas do góry jakimś mechanicznym trikiem był już wystarczającą przeszkodą.
Wydarzenia biegły tak szybko jak szybko powstawały barykady.
W pewnym momencie zobaczyłem jak ludzie plądrują barakowóz należący do firmy, która miała przejąć remont Kalenderpanden. Znaleziono tam całą dokumentację, która natychmiast została zniszczona.
Jon, ten łysy wypierdolił szybę w stojącym obok biurowcu i już z kimś wszedł do środka, jednak zaraz ktoś ich opierdolił:
– Co Wy robicie?! Jeśli gliniarze kogoś zaaresztują, to mogą ich również oskarżyć o kradzież rzeczy z sąsiednich budynków. A to robi duuuuży problem. Tych biurowców nie możemy plądrować.
Kilka osób poparło jego słowa, więc Jon przestał siać zniszczenie. Pewnie słusznie, bo wtedy naprawdę mogliby nas wziąć i przedstawić jako bandytów, a nie skłotersów. To zaś wcale nie byłoby dobre.
Cały czas na zewnątrz było słychać nadawane na żywo właśnie z Entrepodok radio PATAPOE. Jakiś didżej puszczał jakieś pokręcone techno, przy czym dawał też komentarze po holendersku.
– Mogliby chociaż teraz puścić jakiegoś punka albo inną zagrzewającą muzykę – stwierdził Miner i tu miał rację.
W pewnym momencie muzyka całkiem ucichła i przez głośniki dało się słyszeć głos mówiący najpierw po holendersku, potem po angielsku:
– Właśnie jak się dowiedzieliśmy policja M1 zmobilizowała swoje siły i za jakąś dłuższą chwilę zaatakują od strony wschodniej. Jesteśmy przygotowani, niech tylko podskoczą!!! – wykrzyczał, po czym znów poleciała pokręcona muzyka a la PATAPOE.
– Zachodniacy! Nawet teraz nie puszczą człowiekowi nic zagrzewającego do walki – stwierdził Miner i tu też miał rację.
– Jakiś „neroniasty” artysta wykorzystuje zdarzenie i myśli, że ma swoje 5 minut – dodałem.
– Bo pewnie ma.
– No tak, tylko czemu kosztem naszych uszu. Ha! Ha! – tak podśmiewaliśmy się też trochę dla dodania sobie otuchy i by rozluźnić napięcie i atmosferę oczekiwania. Walka miała się zacząć niebawem.
„ Jak będzie przebiegała? Czy uda nam się wygrać? Czy nie ryzykuję za bardzo? Przecież mogą mnie zaaresztować i deportować. Może dowiedzą się o moim zakazie w Niemczech?”. Przeżegnawszy się myślałem dalej: „Wszystko będzie dobrze, jest nas siła. Mam nadzieję, że tym razem policja będzie musiała odejść z kwitkiem. Tyle tak mocnych barykad postawionych, tylu ludzi do obrony zjednoczonych. Musimy ich w końcu przegonić! Ktoś musi stawiać opór złu. Kto jak nie my i kto jak nie Ty?!!”. Myślę, iż każdy sobie myślał na swój sposób podobnie. Każdy miał nadzieję na nasz sukces. Jakby nie to, nie byłoby tu nas wszystkich, nie byłoby już od kilku miesięcy prowadzonej kampanii obronnej (masa plakatów, ulotek informacji, demonstracje, dużo pozytywnych artykułów w prasie, dużo pozytywnych wypowiedzi w radio i telewizji). Zresztą samo istnienie i działalność Kalenderpanden było jedną z dobrych wizytówek skłotingu w tym mieście. Był dostrzegany i doceniany przez ludzi również z zewnątrz, „spoza naszego środowiska”, jako interesujące miejsce kulturalne z różnorodną, ciekawą ofertą.
Wielu ludzi, którzy poznali to miejsce, od razu stawali się jego przyjaciółmi, co tłumaczy tak wielu zaangażowanych w jego obronę. Gdyby nie nasza nadzieja, nie byłoby też tego zapału, tych barykad i tylu walczących i ryzykujących coś na swój sposób (a może i sytuację) ludzi.
Skłotów, praw do wszystkiego, co Ci się należy, społecznej sprawiedliwości, wolności itd. nikt Ci nie da za darmo. Nie zrobią tego ani politycy, ani policja, ani kolejne wybory. To wszystko musimy wywalczyć sobie sami. Jeśli Ty, ja nie będziemy walczyć o to razem, jeśli sobie tych rzeczy nie wywalczymy, nigdy nie będziemy ich mieli. I nie jest najważniejsze, czy zwyciężymy. Najważniejsze to się nie poddawać w walce o lepszy świat, może wtedy nie będzie on coraz gorszy. Naszym zwycięstwem zawsze będzie to, że mówimy stanowcze NIE w obliczu draństwa (istota ruchu punk?).
Z różnymi emocjami wyczekiwania, wypatrując z dali bastardów pakowaliśmy przed walką do kieszeni ostatnią prowizoryczną amunicję. Najlepsze były śruby: ciężkie, małe i mocne. W większości pochodziły ze splądrowanego barakowozu, gdzie była ich masa. Cały czas płyty chodnikowe były rozbijane specjalnym młotem na mniejsze kawałki, gotowe do rzucania.
Bastardów wypatrywaliśmy od strony budowy, bo stamtąd wydawała nam się najlogiczniejsza droga by ominąć chociaż część barykad. W pewnym momencie lotem błyskawicy po ludziach rozeszła się wieść, iż gliniarze zamierzają już za chwilę nadjechać i uderzyć prosto od strony największych barykad.
– Skąd mamy aż tak dokładne informacje? – zapytałem zaciekawiony Minera, gdy biegiem przemieszczaliśmy się na początkowe barykady.
– Widziałeś tego gościa z „zachodniej elity”, który stał przy wejściu z krótkofalówką?
– No, widziałem.
– Mają oni ustawione CB radio na kanale policyjnym i podsłuchują rozkazy i wszystko o czym gadają bastardy.
– Sprytne.
– Na dodatek rozszyfrowują też i tłumaczą specjalne kody, których używa policja i myśli, że nikt ich nie zna.
– To się nazywa organizacja! Myślisz, że przepowiednia się sprawdzi?
– Policja nie wie, iż ich podsłuchujemy, więc myślę, że się sprawdzi.
– Ja uważam, że to głupie ze strony bękartów, że atakują z tej strony. Myślę, że to może być jakiś podstęp. Pewnie tak naprawdę zaatakują od innej strony, a po tej stronie może tylko odwracają uwagę. – wytłumaczyłem sobie to w ten sposób.
Jednak przepowiednie spełniły się szybko. Bastardy nadjechały w sile kilkunastu opancerzonych suk wypełnionych świniami oraz jednej armatki wodnej. My, przygotowani na ich atak, staliśmy z kamieniami tuż za drugą z barykad, które były murami zbudowanymi z płyt chodnikowych. Na samym początku dało się słyszeć głos głównego bastarda:
– Macie ostatnią szansę na opuszczenie tego terenu. Jeśli nie zrobicie tego, będziemy zmuszeni użyć wobec was siły. Jeśli się rozejdziecie, nikt nie zostanie aresztowany.
– Nigdy nie ufaj policji!!! – zaraz ktoś krzyknął w odpowiedzi.
Tymczasem ja z Minerem przeprowadziliśmy szybką rozmowę. On zaczął :
– Ty, czemu my stoimy dopiero za drugą barykadą?
– No właśnie chyba nie po to budowaliśmy tą pierwszą, by teraz tak ją oddać!
– Co to to nie! – rzekł z przekonaniem Miner i naszą reakcją na policyjne kłamstwa było przeskoczenie przed drugi z murów, w obronie pierwszego, od razu rzucając w stronę wysypujących się z suk gliniarzy. Zaraz za nami przeskoczyli też inni, także rzucając w stronę najeźdźców i wspólnie krzycząc ile sił w gardłach: „NO JUSTICE NO PEACE JUST FUCK THE POLICE” (bez sprawiedliwości nie będzie pokoju, pierdolić policję – popularne hasło na wielu demonstracjach). Przez moment wraz z Minerem mogliśmy się poczuć jako bohaterowie tej chwili, bo to dzięki nam pierwsza barykada nie została łatwo zdobyta i długo potem jej broniliśmy.
Holenderscy gliniarze jak zwykle zachowywali się dziwnie. Stanęli kordonem 15-20 metrów przed barykadą i robiąc uniki przed kamieniami niczym automaty czekali na rozkaz. Tak bez żadnej reakcji dawali się obrzucać jakieś 10-15 minut. Pewnie dowódca kazał im podnieść statystyki wśród rannych, a ci debile posłuchali. „Rozkaz to rozkaz” przecież.
Po tym czasie do akcji wkroczyła armatka wodna. Mimo początkowego popłochu szybko wzbudziła w nas również złość i wolę walki. Schowany za barykadą, tak jak inni rzucałem w nią i bastardów kamieniami. Szybko się zorientowaliśmy (może co bardziej doświadczeni już to wiedzieli), że oprócz zmoczenia i ewentualnie przewrócenia, to ta armatka nie jest w stanie nam nic zrobić. Niestety była tak opancerzona, że mimo naszych celnych rzutów, my także nie czyniliśmy jej żadnej szkody. Taki nieszkodzący nikomu pojedynek trwał zacięcie przez jakiś czas. Być może bastardy chciały nas w ten sposób przestraszyć, a może zmęczyć. Na szczęście jednak chyba bardziej nas rozśmieszyli oraz dodali nam wiary w siebie i w ich debilizm.
Ci chyba w końcu skapowali się, że wystawiają się tylko na pośmiewisko, bo po jakiejś godzinie takiej walki, nagle zaczęli do nas strzelać gazem. To było straszne. W jednym momencie wszyscy zaczęli uciekać. Ja też. Gdy biegłem w kierunku Kalenderpanden uciekając przed chmurą gazu ulatniającą się z kanistra na przedzie barykad, nagle musiałem się przedrzeć przez chmurę wydostającą się z pocisków rzuconych na tyły barykad. Tym razem nie obyło się bez łez i kaszlu. „Wszędzie gaz, cały teren w gazie. Przecież te ch...e nas poduszą!” – myślałem uciekając jak najszybciej w kierunku skłotu. Na szczęście powietrze za główną barykadą było już czyste, a gdzieniegdzie stały miski z wodą, gdzie można było się wypłukać z gazu. Zostały one wcześniej przygotowane na taką ewentualność.
Byłem pewien, że po tym ataku bastardy podejdą przynajmniej pod główną barykadę i zagazowując nas sukcesywnie szybko osiągną zwycięstwo. „To już koniec!” – myślałem w...ony wypłakując oczy. Gdy jednak przejrzałem na nie zobaczyłem, że walka wciąż trwa. I to wcale nie na tyłach barykad, ale także w środku. Nasz opór uratowali Ci rozsądni i przezorni, którzy mieli ze sobą maski przeciwgazowe lub choćby pozaciągane na twarze bandany nawilżone białym octem winnym, które to również neutralizowały gaz. Oni to, uodpornieni wciąż walczyli, dzięki czemu tylko dwie pierwsze, te najmniejsze barykady zostały zdobyte. Jednak i oni mieli prawo się zmęczyć, więc było jasne, że sami mają niewielkie szanse na to, by bronić pozostałych barykad przez dłuższy czas. Na szczęście ktoś wpadł na pomysł, by podpalić główną największą barykadę, po to, by dym neutralizował działanie gazu. Pogoda nam sprzyjała. Jakby na zamówienie wiatr zwiewał cały dym prosto na gliniarzy. Wszyscy Ci, którzy przed momentem uciekali z płaczem, teraz z większym zapałem znosili i podrzucali wszystko co nadawało się do spalenia. Płonąca barykada, walka, opór i ta jedność, która panowała między nami – nigdy nie zapomnę tych chwil.
Na początku trochę wątpiłem, że tym wielkim ogniskiem zlikwidujemy skutek gazu, ale rzeczywiście na nasze szczęście tak się stało. Dzięki temu bez płaczu mogliśmy wrócić na pole walki. Ze zwiększoną energią rzucaliśmy w gliniarzy dalej czym popadnie. Oni zaś nadal strzelali do nas gazem. Gdy udało im się trafić w pobliże walczących, szybko odrzucaliśmy kanistry z gazem z powrotem w bastardów. Trzeba było taki pocisk szybko złapać, bo po chwili zaczynał się kręcić i wypuszczać gaz. Wtedy było już za późno i wówczas lepiej gdy nie stałeś zbyt blisko. Ciągle lecący dym pomagał, ale jednak nie w takich wypadkach. Jeszcze nie raz się krztusiliśmy, jeszcze nie raz zakręciła się łza w oku sztucznie wywołana. Dzięki ciągle podsycanemu ogniowi nie było to już aż tak bardzo dokuczliwe jak na początku. Również nasze organizmy uodporniły się bardziej na tę truciznę.
Walczyliśmy już z nimi długi czas. W trakcie na skłocie mieliśmy możliwość napicia się kawy lub herbaty, odpoczęcia przez chwilkę oraz nabrania sił i energii do dalszej walki.
Gdy zaczęło świtać, gliniarze przestali nas gazować. Choć było to mało realne wszyscy chyba mieliśmy cichą nadzieję, że sobie odpuszczą, że to już koniec, że WYGRALIŚMY. Tak bardzo chcieliśmy, by było to prawdą, że nawet zaczęliśmy w to wierzyć.
– To tryumf anarchii nad tyranią! – cieszył się Miner.
– Tak bym chciał by było to prawdą – odpowiedziałem z nadzieją w głosie lecz nagle ktoś zaczął krzyczeć:
– Przegrupowują się na tę stronę!
– Tam ich widać – wołał jakiś Hiszpan pokazując palcem na teren między budynkami, za budową.
– Chyba któryś z nich w końcu zaczął myśleć strategicznie – zaśmiał się Inżynier.
– Myślisz, że będą rozpieprzać ten płot oraz ten cały plac budowy? – zapytałem.
– A co im tam.
– Pewnie zobaczyli, że nie ma tu barykad, więc im łatwiej pójdzie.
– Oni nie muszą się liczyć z tą budową.
– Nie muszą się liczyć z niczym.
– Tu to długo się nie obronimy. Rozwalą płot i już nas mają – mówił z obawą Harnaś. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, iż jeśli zaatakują od tej strony to nie mamy szans. Widmo przegranej patrzyło nam w oczy, daleko, po drugiej stronie budowy.
Nagle gościu, który podsłuchiwał komunikaty podał przez wszędzie słyszane radio:
– To podstęp! Właśnie chcą wjechać wielkim spychaczem od strony głównej. Tamci „emejowcy” po drugiej stronie budowy stoją tylko po to by odwrócić naszą uwagę od punktu ataku!
Po tym obwieszczeniu prawie wszyscy ruszyli czym prędzej z powrotem bronić barykad na głównej ulicy.
Prawie wszyscy, bo kilka osób zostało, by w razie czego widzieć, czy gliniarze, nie zdecydują się jednak zaatakować od strony budowy.
Spychacz był bardzo ogromny, solidny i pewnie przystosowany do tego typu akcji. Obrzucanie go nie czyniło mu żadnej szkody. W pierwsze barykady, które były zbudowane z płyt wjechał rozwalając je na boki. Smutny był to widok, tym bardziej, iż dużo energii włożyliśmy w budowę tych często podwójnych, wysokich murów. Pocieszające jedynie było to, że jedynie po wezwaniu na pomoc i wynajęciu tego potwora, psom udało się zdobyć te barykady.
Mimo jednak całego swego impetu, siły, mocy i odporności, gdy spychacz próbował przeforsować płonącą jeszcze, największą z barykad, nie szło mu już tak gładko. Chociaż napierał całą swoją mocą, chociaż coraz cofał się by wziąć „rozbieg” i raz za razem powtarzał najazd, płonąca barykada nieugięcie broniła wjazdu na Kalenderpanden. Podbudowani tym, że nie idzie im tak łatwo ze zdwojoną siłą i energią rzucaliśmy w tego „potwora”. Mieliśmy wciąż nadzieję, że w końcu uda nam się w jakiś sposób uszkodzić lub może złamać upór psychiczny tego, który kierował spychaczem.
Muszę powiedzieć, iż od tego ciągłego rzucania całkiem nieźle wyrobiła nam się celność. Coraz mniej było chybionych i słabych rzutów.
Nie wiem jak bezpieczne jest siedzenie w takim spychaczu, jednak bycie w miejscu, które jest obrzucane z taką energią przez ludzi, którzy bronią swego mieszkania i miejsca do robienia rzeczy dobrych na pewno nie należało do przyjemności. Zawsze mnie zastanawiało jak bezdusznym chamem trzeba być by pracować w takiej policji. Po jakimś czasie spychacz się wycofał.
- Hura !
- Wspaniale !
- Znowu ich pokonaliśmy. - wszędzie wznosiły się okrzyki radości.
Wtedy nie ważne było, czy spowodowało to załamanie psychiczne gościa w spychaczu, czy też nieskuteczność jego ataków, czy grad kamieni, który spadł na napastnika, czy może wszystko naraz. Najważniejsze było to, że znowu im się nie udało. By sobie to zrekompensować bastardy zaatakowały nas tą śmieszną armatką wodną z filmującą nas kamerą, która nie była już aż tak zabawna. To było zagranie poniżej pasa. Mając nasze twarze mogli kogokolwiek z nas aresztować potem na ulicy. Mogli każdego zaaresztowanego za błahostkę albo za nic potem sprawdzać, czy nie był zbyt aktywny podczas obrony skłotu.
Wku...ło nas to niezmiernie, lecz co poradzisz ? Ci co mieli cokolwiek, zakryli swe twarze. Jako, że ja nic nie miałem zdjąłem tylko swoje okulary i założyłem kaptur. To wszystko co mogłem zmienić by uczynić się mniej rozpoznawalnym.
Nie dziwne, iż po takim zagraniu, kamera ta stała się głównym celem. Ktoś przyniósł całe pudełko śrubek ze splądrowanego baraku. Dzięki ciągłej praktyce i ich stałemu ciężarowi już prawie za każdym razem udawało nam się trafić w tę kulę szpiegulę. Przerywałem jedynie wówczas gdy musiałem odskoczyć przed tym prysznicem. W sumie to i tak byłem już nieźle mokry. Woda oprócz tego, że strzelała do nas, zgasiła także naszą płonącą barykadę. Po jakimś czasie i armatka wymiękła przy naszym oporze.
Chyba mieli już nas naprawdę dosyć. Wszyscy mieliśmy cichą nadzieję, że w końcu dadzą sobie spokój z tym ich oblężeniem. Byliśmy już nieźle zmęczeni. Oni na pewno też. Myślałem, iż fajnie by było by chociaż zrobili sobie przerwę, by człowiek mógł się trochę przespać. Oczywiście były to tylko moje głupie myśli, bo jakiekolwiek dogadywanie się, zaufanie itp. nie wchodziło w grę. Przecież na pewno tylko marzą by nas przekręcić. To, że takie myśli zawitały w mej głowie dobrze świadczyło o moim zmęczeniu.
Było już całkowicie jasno. Tym razem bastardy zaatakowały prawie całymi swoimi siłami. Na przedzie z impetem jechał spychacz. Tym razem uderzył w barykadę z taką prędkością i siłą, iż coś w niej ruszyło, coś w niej pękło
Widząc to ze zdwojoną siłą go atakowaliśmy. „Potwór” machając swoją wielką łychą sukcesywnie rozwalał to co zbudowaliśmy. Za nim stanęła armatka i z nią też toczyliśmy walkę. Jakby tego było mało, zaczęli także strzelać do nas gazem. Ja, będąc wraz z innymi z boku barykady, na terenie budowy, za płotem, tym razem na szczęście nie obrywałem. Widząc co się dzieje, rzucaliśmy jeszcze częściej i mocniej. We wściekłości na strzelającą wodę przestaliśmy w ogóle zwracać uwagę. Widziałem gościa, który został przewrócony przez wodę. Wstając odrzucił im brukowca w rewanżu i pokazując środkowy palec nawet nie zamierzał się odsunąć przed następnym strumieniem.
Niestety. Mimo całego naszego bohaterstwa, spychacz coraz bardziej rozwalał naszą barykadę. Stało się prawie jasne, że już nie za długo będziemy się w stanie bronić. Wówczas podbiegł do mnie Arek, który walczył od frontowej strony barykady.
- Griks! Nam już w radiu podziękowali. Spadamy. Wszyscy już poszli. Zostali już tylko ci, którzy mogą być zaaresztowani. Wszyscy ci, którzy mogą mieć kłopoty odeszli już grupą.
- Dobra. To może ich dogonimy ?
- Daj spokój. Będzie tylko wyglądało, że uciekamy.
- Patrz. Dużo osób wraca jak my pojedyńczo. Myślę, że bezbieczniej byłoby utworzyć grupę.
- To choć dołączymy do tamtych. - co zrobiliśmy przyśpieszając kroku. Całe szczęście. Nagle jeszcze przed chwilą idący za nami Hiszpan krzyknął do nas:
- Uciekajcie ! Tajniacy ! Uciekajcie ! - przy czym sam gonił ile sił. Już go prawie mieli gdy wskoczył do kanału widocznie w tym widząc ratunek.
Nie wiem jak to się skończyło, bo sam mało nóg nie zgubiłem. Wraz z Profesorem pobiegliśmy w kierunku bloku. Modliłem się by nie było domofonu. Był...
...ale na szczęście drzwi były otwarte. Czyli jeszcze lepiej. Zamknęliśmy się na klatce i postanowiliśmy przeczekać złe chwile.
- Co za ciulowa akcja.- stwierdziłem.
- Wiesz, że koło nich przechodziliśmy ?
- No. Ciekawe co z tamtym.
- Hiszpanowi granicy nie zamkną. Nam by mogli.
- Drugi raz przez zieloną. Tylko nie to. - Uświadomiłem sobie tę nie ciekawą ewentualność. Po jakimś czasie opóściliśmy klatkę i ostrożnie, bezpiecznie, bocznymi uliczkami udaliśmy się do domów, by po odpoczynku śledzić i oprotestować kolejne eksmisje, które miały nastąpić podczas tej fali.
Jedno w tej całej obronie było zadziwiające. Tak jak całe miasto nawet i eksmisje były „pokojowe”. Gdy byłem w mieście X parę lat temu na demonstracji przeciwko ewikcjom wagenburgów na własne oczy widziałem jak koktajle mołotowa całymi kratami pakowane były na busa. Wśród aktywistów były popularne także proce. Tak na wszelki wypadek, by w razie ataków policji nie czuć się bezbronnie.
Tu, w Amsterdamie mimo płonących barykad i kilku godzinnego oporu, nikt nie myślał o tak niebezpiecznej broni. Amsterdam niczym usposobienie Holendrów był spokojnym miastem. Szybko się nauczyłem, że ktokolwiek agresywny, używający przemocy widziany był przez większość jako idiota, a nie bohater.
Dlatego nawet strategia obronna skłotersów była dużo bardziej pokojowa niż w mieście X. Może to dzięki temu ruch skłoterski utrzymuje się tu mocno od dziesięcioleci podczas gdy w mieście X już prawie go nie ma. Co prawda policja w mieście X też jest bardziej agresywna co samo przez się nakręca spiralę przemocy.
Na zakończenie zagadka: miasto X to ???
Gwoli ścisłości uważam, że wszystko powinno mieć jakiś balans i element radykalny jest także bardzo potrzebny w jakimkolwiek ruchu społecznym. Organizacje walczące o prawa zwierząt nie byłyby aż tak silne bez Animal Liberation Front. Ruch alterglobalistyczny, antykapitalistyczny, ekologiczny, czy anarchistyczny nie miałby takiej siły bez czarnego bloku, Earth Liberation Front, Earth First i innych radykałów opierających swe działania na akcji bezpośredniej. Antifa zaś dba na ulicach o bezpieczeństwo nie tylko inaczej działających antyrasistów ale także inaczej wyglądających czy urodzonych w innym kraju. Nawet słynący z metod Non Violent Mahatma Ghandi nie odrzucał popierających go bardziej radykalnych Hindusów. Także Martin Luter King współpracował z Czarnymi Panterami, bo zdawał sobie sprawę, że inaczej marsz na Waszyngton nie był by możliwy. Silni będziemy jedynie wtedy gdy bez względu na strategie będziemy wzajemnie się wspierać i uzupełniać we wspólnej walce.
W Sierpniu 80 bez zmian
Lewica Wolnosciowa, Pon, 2010-03-29 19:33 BlogJak donosi portal lewica.pl 26 marca w Rudzie Śląskiej odbył się zjazd związku zawodowego Sierpień 80. Rewolucji nie było, przewodniczącego Ziętka zastąpił naturalnie przewodniczący Ziętek. Powszechnie wiadomo, że władza w tym związku zawodowym trzymana jest dożywotnio. W imię demokracji naturalnie, o której tyle mowa w nowej Uchwale Programowej związku. Uchwała ładnie wygląda na papierze, ale liczą się czyny nie słowa (stalinowska konstytucja na ten przykład uchodziła za najbardziej demokratyczną na świecie).
Pewnym novum, choć nie zaskoczeniem, była obecność specjalnego wysłannika prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który został zaproszony na zjazd przez Sierpień, ale nie miał czasu żeby przybyć osobiście. Na wszelki wypadek, gdyby miało mu to przysporzyć parę narodowo-socjalnych wyborców z Sierpnia w zbliżających się wyborach, wysłał Tadeusza Wronę, powszechnie znienawidzonego prawicowego prezydenta Częstochowy, który został odwołany w referendum przez mieszkańców. Gość zjazdu Sierpnia 80 był m.in. oskarżany o oddanie miasta we władanie kleru.
Natomiast Kaczyński przesłał pozdrowienia i życzył owocnej pracy.
Wytarcie ręki - wyraża więcej niż tysiąc słów
mateusz_, Pią, 2010-03-26 20:52 Świat | Blog | Ironia/HumorGeorge W. Bush po raz kolejny powrócił na szklane ekrany. Mass-media prześcigają się w doniesieniach o następnej wpadce byłego prezydenta (bo ma ich na koncie cały pakiet), tym razem "higienicznej".
Kilka dni temu Bush i Clinton udali się wraz z amerykańską delegacją sprawdzać jak przebiega odbudowa Haiti. Fundacja obu wymienionych panów zgromadziła już 37 mln USD pomocy od 200 000 darczyńców, m.in. prezydenta Baracka Obamy. Być może traktują to jako symboliczne zadośćuczynienie szkód gospodarczych wyrządzonych przez USA dla tego kraju podczas sprawowania swoich prezydentur, a może nawet część tej kwoty trafi do naprawdę potrzebujących. Lepiej późno niż wcale. Ale nie to tym miał być ten wpis.
Po przylocie na Haiti obaj panowie udali się do ocalałych mieszkańców, zdobyli się nawet na delikatne uściśnięcia rąk wyciąganych do nich przez tłum bezdomnych. Georgowi było to szczególnie nie w smak. Tuż po zabraniu ręki, nieświadomy obecności kamer z niechęcią wytarł ją o koszulę zdziwionego przyjaciela. W końcu higiena to podstawa.
Sympatycy byłego prezydenta twierdzą, że tym gestem po prostu pospieszał Clintona, który ma tendencję do spóźniania się... Zobaczmy sami.
Nacjonalistyczny hip hop - ostatni krok do pełnego skurwienia ongiś pięknej kultury
Jakub Raszewski, Pią, 2010-03-26 13:11 Blog | Kultura | Rasizm/NacjonalizmW kulturze hip hopowej siedzę już od 12 lat. Wkręciłem się w to, należąc do drugiego pokolenia słuchaczy rapu, tego które pod koniec lat 90 jako pierwsze nosiło szerokie spodnie ku drwinom wszystkich, i które było świadkiem eksplozji mody na baggy jeansy gdy poszło do liceum. Pamiętam pierwsze numery Ślizgu, pierwsze skateparki, pierwsze płyty Molesty, Wzgórza, Tymona, Snuz. Pamiętam kserowane graff i rap ziny, oraz szablony Public Enemy na moim osiedlu z roku 97.
Jak sięgam pamięcią, hip hopowcy zawsze mieli silne antyrasistowskie poglądy i byli w dość dużej opozycji do (nazi) skinów. Za krok w kolanach i przekrzywioną czapeczkę (tak się kiedyś nosiło) można było dostać wpierdol od drecholi, skinoli i innych faszyzujących pojebów. Niechęć ta była z resztą odwzajemniona, czego dobrym dowodem może być sytuacja jaka ostatnio mi się przydarzyła. Otóż rok temu, gdy spotkałem znajomą na pl. Jana Pawła II (we Wrocławiu) czekając na nocny autobus, opowiedziała mi podekscytowana, że jej znajomi przed chwilą „klepnęli” jakiś rasistów w autobusie. Gdy wpierw zwrócono im uwagę by przestali krzyczeć swoje hasła i to nie pomogło, skończyło się na bardziej bezpośredniej perswazji, której skutek był taki, że jeden z rasistów trzymał się kurczowo siedzeń by nie zostać wyciągniętym z autobusu, a drugi próbował szukać schronienia u kierowcy. Ci jej znajomi należeli to starej gwardii wrocławskiego hip hopu, do pierwszego pokolenia, które tworzyło ekipy takie jak INS, B2B, ODK i inne…
A jak wygląda to teraz? Całkiem niedawno miałem wątpliwą przyjemność widzieć teledysk składu Zjednoczony Ursynów, na którym typ nawija na tle grobu ideologa polskiego nacjonalizmu i antysemityzmu Romana Dmowskiego, a w rogu powiewa flaga z falangą – symbolem grup takich jak ONR czy NOP, które na pochodach wraz z neofaszystowskim Blood & Honour krzyczą „biała siła!”. Dzisiaj słyszałem kawałek składu Rap Addix w którym panowie szczycąc się swoim nonkonformizmem, nawijają teksty których nie powstydzili by się boneheadzi, którzy jeszcze 10 lat temu by ich napierdalali – pogarda dla tolerancji, niszczenie lewactwa etc.
Mój ziomek opowiedział mi o typie z jego osiedla, który chodzi w „elo czapeczce” i klei naklejki NOPu. Ja sam malowałem kiedyś kolejki z kolesiem, który nawet nie ukrywał tego, że jara się Ku Klux Klanem. Gdy zapytałem się go kiedyś (zaraz przed zerwaniem znajomości) jak się czuje będąc częścią czarnej kultury, odpowiedział, że sprzęt na jakim czarni tworzyli muzykę został stworzony przez białych….
Nie chce tu teraz umoralniać i prawić długich kazań. Zadam jedynie kilka pytań, na które muszą sobie odpowiedzieć wszystkie hip hopowe głowy:
- czy można być rasistą i słuchaczem czarnej muzyki jednocześnie?
- czy można czerpać z dorobku czarnej kultury i sympatyzować z grupami nacjonalistycznymi, które w teorii odcinają się od rasizmu, lecz wspólnie z rasistowską Zadrugą i Blood & Honour organizują manifestacje przeciwko kolorowym imigrantom, na której wznoszone są hasła „biała siła”?
- czy można być przeciwko imigrantom, a jednocześnie słuchać muzyki, która w Stanach, Francji, Niemczech i wielu innych miejscach, została tworzona w znacznej mierze właśnie przez imigrantów?
- jak można pogodzić postulat środowiska hip hopowego dotyczący legalizacji marihuany, a jednocześnie sympatyzować z grupami nacjonalistycznymi, które organizują kontry dla Marszów Wyzwolenia Konopi a palaczy nazywają bydłem?
- jak można krzyczeć HWDP i sympatyzować z grupami, których faszyzujący program polityczny zakłada zaostrzenie prawa, większą kontrolę społeczeństwa, ograniczenia wolności słowa, eliminację wrogów politycznych – jednym słowem państwo policyjne
– jak można być częścią kultury tolerancyjnej religijnie (MC’s przechodzący na Islam) i jednocześnie być sympatykiem grup tworzących naklejki o treści „obronimy katolicyzm” opatrzone zdjęciem lufy pistoletu?
Nie chciałbym być źle zrozumiany – wspomniani przeze mnie wykonawcy tworzą dość średni rap, a przykłady z życia wzięte stanowią dość rzadki, bardziej kliniczny przypadek. Niemniej, warto tego typu zjawiskom lepiej się przyglądać i chuchać na zimne. A to dlatego, że system ekonomiczny zaczyna szwankować, a historia już raz pokazała, że gdy kapitalizm się chwieje, na scenę wkracza faszyzm, jako opium dla ludu i strażnik interesów klas posiadających.
JP & No Pasaran na 100%
Rote161
***
Zemsta pracownika
Czytelnik CIA, Czw, 2010-03-25 16:58 Blog | Prawa pracownikaNa kilkaset tysięcy złotych kosztów naraziła swojego byłego pracodawcę w Warszawie zatrudniona tam kobieta. Ostatniego dnia pracy, wychodząc z firmy, połączyła się w zakładzie z wysokopłatnym numerem telefonicznym i zostawiła na weekend odłożoną słuchawkę. W ten sposób doprowadziła firmę do zapaści finansowej.
(...)
w Miejskim Domu Kultury w Świebodzicach, na firmowym portalu, tam gdzie zwykle były miejskie zapowiedzi kulturalne, pojawiło się logo MDK i krótki przekaz z rażącymi błędami ortograficznymi. Wszystko za sprawą informatyka, który został zwolniony z pracy. (...)
W czasie kryzysu, gdy pracownicy częściej tracą pracę niż awansują, stanowią dla byłych pracodawców potencjalne zagrożenie. Bywa, że zwolnienie z pracy motywuje do wszczęcia kroków prawnych przeciwko szefowi, którego podejrzewano o łamanie przepisów prawnych. Większość takich spraw trafia do sądu pracy lub Państwowej Inspekcji Pracy, która po wstępnej selekcji kieruje takie przypadki do policji. - W 2009 roku wałbrzyska policja przeprowadziła 9 spraw, które dotyczyły przestępstw przeciwko prawom pracowników. Dotyczą one zwykle niepłacenia składek do ZUS lub zlecania pracy ponad siły - wyjaśnia komisarz Magdalena Korościk, oficer prasowy wałbrzyskiej policji. W 2010 roku zajęli się już jedną taką sprawą.
artykuł z : http://biznes.onet.pl/zemsta-bylego-pracownika,18563,3196779,1,prasa-det...
Tajny plan Unii... czyli Totalna kontrola finansowa greckich obywateli
von_frankenstein, Czw, 2010-03-25 16:54 Świat | BlogNiestety stało się to, o czym niektórzy jakiś czas temu przebąkiwali a inni po prostu pukali się w czoło bądź wyśmiewali tych którzy o tym głośno mówili.
Od 1 Stycznia 2011 Obywatele Grecki zostaną poddani Totalnej Kontroli Finansowej. Od początku 2011 wszystkie płatności w gotowce powyżej 1.500 euro będą przestępstwem a każda transakcja powyżej tej kwoty będzie mogła być dokonana tylko kartą kredytową bądź przelewem z konta bankowego.
I nie są to jakieś teorie spiskowe ale fakty. Decyzje zostały juz podjęte w lutym tego roku przez greckiego ministra finansów George Papaconstantinou.
Grecja została na życzenie Komisji Europejskiej potraktowana jako, "królik doświadczalny" a Bruksela chce na przykładzie Grecji sprawdzić jak zareagują obywatele Grecji na nowe przepisy. I bynajmniej na Grecji się nie skończy gdyż już w kolejce stoją Hiszpania, Portugalia i Holandia.
Przepisy te w drastyczny sposób ograniczą obieg pieniądza w Grecji a wygląda na to ze końcowym efekcie, w bliżej nieokreślonej przyszłości pieniądze jako takie całkowicie znikną z rynku. To znaczy, że płatność gotówką będzie całkowicie zabroniona.
Niestety to nie koniec "atrakcji" jakie Komisja Europejska zafunduje Grecji. Dodatkowo od 01.01.2010 Grecy muszą dla urzędów skarbowych przechowywać wszystkie rachunki ze swoich wydatków i muszą one obejmować co najmniej 30 % rocznych dochodów. Muszą to być rachunki z indywidualnym numerem podatkowym (nadanym przez Urząd Skarbowy), w przeciwnym razie na delikwenta zostanie nałożony karny podatek w wysokości 10 %.
Oprócz tego wszyscy Grecy oraz wszyscy przedsiębiorcy z tego kraju muszą posiadać własne konta a wszelkie transakcje będą zapisane i ewidencjonowane przez odpowiednie urzędy.
Podobnie z rachunkami na "papierze" powyżej 3000 euro. Nie będą one uznawane, jeżeli nie będą certyfikowane i zapisane w formie elektronicznej.
Takie przepisy będą prawdziwa udręką dla przeciętnego Greka a unijni urzędnicy będą mieli totalną kontrolę nad naszymi finansami, bo po wprowadzeniu pieniędzy wirtualnych, będą wiedzieli co, gdzie, kiedy i ile kupiliśmy. Będą to wiedzieli na podstawie analizy transakcji z naszego konta. Praktycznie będą mieli totalny wgląd w nasze prywatne życie.
I to chyba jeszcze nie koniec atrakcji jakie w zanadrzu mają eurokołchoźnicy ....
Kopertex, Majtex...
Kurka nioska, Śro, 2010-03-24 19:02 Blog | Prawa pracownikaDo składania kopert lub... zbierania danych i wyłudzania pieniędzy! Poniżej jedna z takich ofert. Zwykle wyglądają one podobnie - różnią się zwykle poszczególnymi cyframi i fałszywymi danymi firmy:
Zapraszamy do zapoznania się z naszą FIRMĄ , istniejemy od 2007 r na polskim rynku zajmujemy się produkcją arkuszy kopertowych.
W Polsce współpracuje z nami około 7.000 osób w systemie chałupniczym.
Pracę którą oferujemy jest bardzo przyjemna , w miarę umiejętności łatwa.Pracę taką
może podjąć każdy, można ją traktować jako pracę
dorywczą ale też jako jedyne źródło dochodu .
Są to ludzie którzy na dzień dzisiejszy mają podpisane z nami umowy na
stałe bezterminowo , a pozostała część pracuję na umowę zlecenie lub umowę o dzieło .Zachęcamy do zapoznania się z naszą ofertą i podjęcia słusznej decyzji i zacząć z nami współpracę.
Nasza Propozycja dla Państwa to składanie Kopert:
Praca jest bardzo prosta. Na krawędziach zaznaczonych na arkuszu należy posmarować klejem,
i złożyć arkusz w wyznaczonych miejscach. Zaletą naszej firmy jest fakt -DOSTAWA I ODBIÓR GOTOWYCH
WYROBÓW. Nasz pracownik będzie, raz w miesiącu dostarczał surowiec i
odbierał gotowy produkt w miejscu zamieszkania chałupnika.
W przypadku, gdy nie zostaną sklejone wszystkie kopert w jeden miesiąc, zostaje wypłacone wynagrodenie
Tylko za sklejone koperty! Bez innych konsekwencji.
W przesyłce jest dostarczony również klej.
Zapewniamy dostawy materiału i odbiór gotowych kopert raz w miesiącu.
Propozycje:
a) Za złożenie 6000sztuk kopert formatu A4 płacimy 1200zł NETTO
lub druga propozycja
b) Za złożenie 6000sztuk kopert formatu A5 płacimy 700zł NETTO
Gdy Państwo zdecydują się podjąć pracę w naszej firmie,prosimy przesłać
swoje dane i wybrać jeden z powyższych wariantów a lub b! a Towar
zostanie wysłany w ciągu 2-3 dni roboczych
Zaletą naszej Firmy "Kopertex" jest to że nie trzeba płacić za koszty wysyłki oraz nie trzeba wpłacać
pieniędzy na materiał próbny!
Jedyna mała wpłata to symboliczne 8zł
na identyfikator przyszłego pracownika!
Jest to konieczne,gdyż wysyłając kuriera do Państwa opłacamy koszta!
Po wpłaceniu symbolicznych 8zł
mamy pewność ze Państwo odbiorą towar i
zaczną z nami współprace!
Mielismy przypadki,że wysyłaliśmy towar a przyszli pracownicy nie odbierali paczki i ponosiliśmy duże straty związane z kosztami wysyłki!
Prosimy o wyrozumiałość!
Podsumowując jak będzie wyglądać nasza współpraca z Państwem:
Przesyłają Państwo swoje dane,wcześniej nalezy dokonać symbolicznej
wpłaty 8zł na identyfikator pracownika Firmy "Kopertex",po otrzymaniu wpłaty paczka będzie u Państwa w ciągu 2-3dni roboczych,przyjedzie do Państwa kurier z umową oraz z towarem
Podpisanie umowy w obecności kuriera,jedną umowę Państwo zachowujecie a
drugą zabiera kurier i przekazuje nam!
Dlaczego pobierana jest opłata 8zł na identyfikator?
1. Inwestując tę symboliczna kwotę stajesz się dla nas bardziej wiarygodny, wiemy że faktycznie chcesz zarobić pracując przy kopertach i że warto przekazać Tobie nasze materiały - wiedzę i doświadczenie.
2. Wiele osób brało od nas materiały, nie podejmowało pracy. Ponosiliśmy
wówczas znaczne straty.
3. Kwota 8zł zostanie zwrócona przy wypłacie
4. Wszystkie duże firmy tak pracują.
W momencie, gdy Państwo złożyli już koperty, przyjeżdża kurier i odbierając paczkę wypłaca Państwu pieniądze, a Państwo tylko podpisują pokwitowanie odebrania wynagrodzenia.
o to dane gdzie należy dokonać wpłaty 8zł
Firma Kopertex
ul.Chełmońskiego 27
33-100 Tarnów
numer konta 65 1240 2294 1111 0010 3013 6657 Bank PKO S.A.
Przelew może być zrealizowany zarówno z konta bankowego jak i za pomocą poczty jeśli ktoś nie posiada konta w banku.
UWAGA!!
W tytule przelewu należy wpisać imię i nazwisko!
NIP: 649-47-29-84
Regon: 35645428
Wpis do ewidencji gospodarczej 4455656
Firma wpisana do Rejestru Przedsiębiorców
prowadzonego przez Sąd Rejonowy Tarnów
Wydział VIII Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego
POZDRAWIAMY
UWAGA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Prosimy ustrzec się przed oszukańczymi firmami które oferują chałupnictwo, każą sobie wpłacać
za materiał próbny minimum 50zł lub wysyłać kopertę zwrotną!!!!
Cele naszej Firmy "Kopertex"
Jednym z najważniejszych celów działalności firmy jest spełnianie wymagań naszych klientów. Dlatego też w roku 2007 wdrożyliśmy System Zarządzania Jakością według normy PN-EN ISO 9001:2000 w zakresie produkcji arkuszy kopertowych oraz sprzedaży detalicznej w krajach UNI EUROPEJSKIEJ.
Zapewniamy solidność i wynagrodzenie!
Zapraszamy do odwiedzenia naszej firmy osobiście!
No i co z tego? Chcą tych 8 zł, bo trzeba mieć identyfikator, tak? CO Z TEGO!? A no to, że każdą firmę stać na taki wydatek, szczególnie taką, którą pisze się używając caps locka. Podkreśliłam najważniejsze punkty tej pseudooferty. Oto zadanie dla tych, którzy mogliby się w wielkiej desperacji na to nabrać. Proszę wpisać podany numer NIP i REGON:
http://www.stat.gov.pl/regon/
I co teraz?
Szkoda, że nie mam już innej ściemy, w której oszuści poszukujący kogoś do składania kopert, długopisów, czy czegoś tam, żądali ksera obu stron dowodu osobistego i wszystkich danych niezbędnych do podpisania umowy. Wszystko trzeba było wysłać w kopercie ze znaczkiem zwrotnym i czekać na... No, wolę nie wiedzieć...
Dlaczego o tym piszę? Przecież nikt by się na to nie nabrał, nie? Nabiorą się naiwniacy, którzy desperacko poszukują pracy. Ale to tylko przykład - i to z tych hardkorowych. Na co dzień ci wszyscy desperaci wysyłają dziesiątki CV firmom, które nawet nie podają swojej nazwy, numeru telefonu, NIC. Wystarczy rzucić w miarę atrakcyjną stawkę i już mamy setki zgłoszeń na stanowisko, które nie istnieje - albo inaczej - istnieje, ale nazywa się ono Frajer. Jak się zorientować, że prawdopodobnie zakwalifikowałeś się na to stanowisko? Po ilości spamu na skrzynce odbiorczej e-mail lub twojego telefonu. Ale to jeszcze pół biedy...
Miejska apokalipsa
Czytelnik CIA, Pon, 2010-03-22 22:06 BlogTekst jednego z uczestników sobotniej demonstracji w obronie Rozbratu - odpowiedź na zarzuty pojawiające się w mediach i komentarzach internetowych
Miejska apokalipsa
Minęły dwa dni od kolejnej demonstracji w obronie Rozbratu. 26 marca odbędzie się licytacja terenu, która doprowadzić może do zniknięcia z mapy Poznania tego miejsca. Miejsca, które sądząc po opiniach, budzi sporo emocji i sporo kontrowersji. Miejsca, które bezsprzecznie zasługuje na przetrwanie.Czas zatem na przegląd prasy, która uroczyła poznaniaków licznymi artykułami, opatrzonymi ładnymi zdjęciami. Czasem lepiej, czasem gorzej, media starają się opisać zjawisko jakim jest Rozbrat. Wychodzi jak wychodzi, ale nie to jest tutaj najsmaczniejszym kąskiem. Otwierając komentarze pod artykułami w prasie na temat demonstracji, jak i na tematy związane z Rozbratem, mam nieodparte wrażenie, że komentujący to osoby, albo wiedzące wszystko (czyli nic), albo ci, którym Rozbrat wyrządził jakąś krzywdę.
Po sobotniej demonstracji na forach gazet i portali internetowych nastąpił wysyp nieprzychylnych komentarzy. Wysyp ten oczywiście w żaden sposób nie jest miernikiem opinii publicznej, szczególnie, że w dużej części "produkują" je miejscowi neofaszyści, aczkolwiek część z nich można potraktować jako przyczynek do rozważań.
Począwszy od postów powołujących się na święte prawo własności - choć jak wiadomo jego definicji jest więcej – z którymi można się zgadzać lub nie zgadzać, w zależności od swoich własnych przekonań, przechodzimy następnie do części, gdzie najistotniejszym faktem całej demonstracji jest spalenie kukieł oraz umieszczenie napisów na budynku.
Niektórzy komentatorzy traktują spalenie kukły polityka jako czyn zbrodniczy, oburzający i godzący w porządek publiczny. Nie zauważając przy tym faktu, że demonstracje mają swoją dynamikę, swoje tempo i nie raz, na różnych demonstracjach w różnych częściach Polski i świata płonęły czyjeś kukły i jakoś nie robi się z tego problemu podstawowej rangi. O przepraszam, nie podstawowej, podstawowym problemem komentujących są dwa napisy na budynku Urzędu Miejskiego. Rzeczywiście ta ohydna zbrodnia sprawi, że Poznań będzie wyglądał jak podmiejska kloaka.
Trzeba mieć duży tupet, a mało wyobraźni, żeby z 3 godzinnej demonstracji wyciąć fragment i skomponować z tego swoją piosenkę. Transparenty, krzyczane hasła, postulaty, oraz tezy przymocowane do drzwi Urzędu Miejskiego to tylko dodatek, nieważne czy słuszne czy jakiekolwiek...ale jak śmieli pomalować coś na fasadzie budynku? Oczywiście nawet nie ma chwili zastanowienia, że to, czy napis na budynku szpeci czy nie, jest tylko kwestia estetyczną, czyli niezbyt rzeczową w kontaktach władza – obywatel. Ponadto usunięcie go ze ściany nie wymaga wyburzenia tejże.
Żadnej refleksji nad tym, że grupa społeczna, działająca dość prężnie, robiąca sporo wartościowych rzeczy, jest ignorowana jako partner w rozmowach, sprowadzana do poziomu „dziecięcej choroby”, lub ujmowana w kategoriach legalności, tak jakby np. pomaganie ludziom zwalnianym z pracy, lub rozdawanie posiłków za darmo, mogło być rozważane w kategorii legalne/nielegalne.
Zamiast myślenia, zdziwienie, że jak mogli – ano mogli, jeżeli w ten sposób władze rozmawiają z obywatelami, jeżeli władze ignorują głosy grup społecznych, to czemu dziwić się, że obywatele stają się coraz radykalniejsi. Radny Kręglewski już coś bąka o terrorze i szantażu... jaki terror? jaki szantaż? to co wydarzyło się na pl. Kolegiackim, to naprawdę nie jest forma szczególnego radykalizmu i nie wiem, kto może odczytywać jako szantaż i terror, fajerwerki odpalone w stronę budynku, spalone kukły czy też dwa napisy na ścianie. Chyba tylko mroczna wyobraźnia może podsuwać takie obrazy. Z drugiej strony, nie ma nic złego w tym, że władza jest poddawana krytyce, w różny sposób. Zadaniem władzy lokalnej jest ułatwiać obywatelom życie, pomagać, służyć, a nie zamykać się w partyjnej polityce i nie reagowanie na potrzeby mieszkańców miasta.
Bo tak, my związani z Rozbratem, jesteśmy obywatelami tego miasta i mamy prawo do realizacji swoich potrzeb, jeśli nie chce się nas wysłuchać sięgamy, po głośniejsze środki i formy wyrazu czy tez sprzeciwu. Obywatelami którzy pracują i chcąc nie chcąc utrzymują władzę.
Dym z placu już dawno zniknął, napisy zostaną zamazane, pozostanie jednak problem, z którym władza nie potrafi sobie poradzić, manewrując i klucząc, ile tylko się da. List wysłany przez Rozbrat w maju zeszłego roku, dalej pozostaje bez odpowiedzi, powodując zaostrzanie konfliktu, w czym nie widzę nic dziwnego, ignorowanie zawsze budzi rozczarowanie a w efekcie różnorodne formy sprzeciwu.
W morzu agresywnych, przepełnionych nienawiścią wypowiedzi, trudno znaleźć racjonalne argumenty przeciwko Rozbratowi. Przypuszczam, że z komentujących niewiele osób było na Rozbracie, po to by poznać to miejsce. Przypuszczam, że wielu z nich nie próbuje nawet władzy się przyglądać, uważając pewnie, że władza ma zawsze rację, i że należy jej zaufać.
Ci którzy bywali, byli także na demonstracji i przemawiali podczas jej trwania, podkreślając wartości tego miejsca, wartości realizowane bez żadnych odgórnych przykazów, wytycznych, bez pieniędzy wyciąganych od miasta.
Od samego początku jestem związany z Rozbratem, przekroczyłem już 40-stkę, pracuję od kilkunastu lat, nie realizuję swojego świata w kredycie i siedzeniu przed telewizorem, wolę inne formy aktywności. Zniesmaczony jestem poziomem internetowych dyskusji, na szczęście to tylko internet, w życiu codziennym spotykam wielu ludzi, różnych ludzi, rozumiejących co oznacza działalność Rozbratu, uważających, że zniknięcie tego miejsca to spora strata dla miejskiej tkanki.
Zniesmaczony jestem także sposobem zarządzania miastem, jego forma i przekształceniami w coś co zwykłego obywatela sprowadza do roli podatnika, portfela, z którego wyciąga się pieniądze.
Na Starym Rynku w dniu demonstracji zawisł baner „Kontenery dla biednych, centrum dla bogatych, zamiast debaty uderzenia pał. Poznań, miasto know-how". Właśnie taka wizja miasta mi nie odpowiada, Rozbrat jest tylko częścią problemu, inne społeczne problemy czekają tuż za rogiem.
(MD) źródło: www.rozbrat.org
Poznań: Kolejne filmy Obin.tv
Yak, Nie, 2010-03-21 17:50 BlogKolejne filmy Obin.tv z demonstracji w obronie Rozbratu.
Przygotowania do demonstracji:
Wieszanie billboardu:
Opinie zebrane podczas demonstracji w obronie Rozbratu:
Ostrzał poznańskiego Urzędu Miasta
Czytelnik CIA, Nie, 2010-03-21 12:59 BlogFilm obin.tv pokazujący ostrzał racami budynku Urzędu Miasta w czasie demonstracji w obronie skłotu Rozbrat:
Policjanci przejęli bez nakazu tysiące dokumentów procesowych
Czytelnik CIA, Sob, 2010-03-20 18:42 BlogPolicjanci z Komendy Rejonowej Policji Warszawa IV, mieszczącej się przy ul. Żytniej wtargnęli do Lex Nostrum Sp. o.o., która reprezentuje m.in. interesy tysięcy osadzonych występujących przeciwko Skarbowi Państwa w związku z naruszeniem dóbr osobistych dotyczących warunków tymczasowego aresztowania i odbywania kary.
Policja przejęła materiały procesowe i dowodowe w toczących się i przygotowywanych postępowaniach przed dziesiątkami sądów w kraju, a także przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu.
Działania policji nie były poparte nakazem prokuratorskim.
Świadczy to o działaniu policji bez właściwego nadzoru, co musi budzić niepokój w demokratycznym państwie prawa Unii Europejskiej i przywołuje najgorsze wspomnienia okresu PRL, oraz ostatnie działania reżimu Łukaszenki na Białorusi w stosunku do Związku Polaków na Białorusi.
Maciej Lisowski
Prezes Lex Nostrum Sp. z o.o.
Źródło: http://wolnemedia.net/?p=20689
Więcej informacji:
Tak działa mafia? - http://wolnemedia.net/?p=20650
Ciąg dalszy afery w białostockiej prokuraturze” - http://wolnemedia.net/?p=20296
„Wykończyć biedę” w ramach Międzynarodowego Festiwalu Filmowego “Globale”
Tomasso, Czw, 2010-03-18 21:04 bieda | Blog | film | globale | kino | neoliberalizm | philipp diaz | recenzje filmów | wrocław | wykończyć biedę? | wyzyskW ramach Międzynarodowego Festiwalu Filmowego “Globale” we Wrocławiu, zorganizowano trzeci pokaz filmowy. Tym razem zaprezentowany został dokument Philippe Diaza pt „Wykończyć biedę”.Jak zwykle przy tego rodzaju wydarzeniach, na seans przybyła dość wąską grupa odbiorców (~30 osób), lecz ci, którzy z jakiegoś powodu nie dotarli na miejsce, mają czego żałować. Film Diaza ukazał to, czego większość [...]
Wpis: „Wykończyć biedę” w ramach Międzynarodowego Festiwalu Filmowego “Globale” pochodzi ze strony: Tomasso.pl
Ocalmy Rozbrat.Wywiad nr 4.(3,2,1)
Griks, Czw, 2010-03-18 01:32 Blog
Publikując ten ostatni z przeprowadzonych w 2008 roku czterech wywiadów chciałbym was zaprosić do zabawy, współpracy w tworzeniu reportażu, które te i inne wywiady mają tworzyć. Wideo uczestniczące (participatory video) to film, w którego proces produkcji angażują się także ludzie nim zainteresowani. Ta metoda jest najczęściej wykorzystywana przez aktywistów, by zmniejszyć podział pomiędzy filmującym, a filmowanymi, by zaangażować zainteresowaną społeczność w tworzenie filmu, a przez to umożliwić jej wpływ na końcowy efekt. Dzięki temu oczekiwania są dużo lepiej spełnione, a wideo jest też bardziej rzeczywiste. Razem możemy więcej ! Tak więc do rzeczy: do wszystkich którzy chcą wziąć udział:
Jak na razie wywiadów udzieliły cztery osoby. Mniej więcej odpowiedziały one na te same pytania. Dlatego nie ma sensu zamieszczać wszystkich odpowiedzi,bo reportaż będzie za długi, a odpowiedzi będą się powtarzały. Należy wybrać najlepsze odpowiedzi mając na uwadze by nie dominowała jedna(2) osoba. Ponadto wyselekcjonować należy esencję, czyli to co najlepsze, najbardziej konkretne, inspirujące itp. Miłej zabawy :)
Co do przyszłości i następnych kroków. Szczególnie do osób związanych z Rozbratem. Zastanówcie się co byście chciały(li) przekazać w tym filmie, jakie pytania mam zadać, jakie miejsca, sytuacje chcieli(ły)byście bym sfilmował. Kogo powinienem przepytać itp. Poczujcie, że to jest także Wasze dzieło, które to przede wszystkim Wam ma służyć.
Czy ktoś ma jakieś pomysły ? Np. "Final Strike"(tak demo jest zatytułowane w angielskiej wersji) oznacza także odpalenie zapałki i dlatego tym obrazem chciałbym zacząć film... Czekam na wasze inspiracje :)
Już za chwilę będę w Poznaniu. Być może jeśli odnajdziemy się w tym tłumie i będzie czas to może będziemy mogli przedyskutować projekt. W tym momencie kontaktujmy się internetowo. Zapraszam wszystkich do zabawy, współpracy, współtworzenia. Mam nadzieję, że wspólnie uda nam się ten ciekawy eksperyment.
Filmik za główny cel ma przypominać że 20 marca odbędzie się wielka demonstracja w obronie Rozbratu.
To już czwarty z opublikowanych wywiadów przeprowadzonych na Rozbracie, w 2008 roku zaraz po szczycie klimatycznym COP 14 w Poznaniu.Jest to też kolejny krok "Ducha Skłoterskiego"(Spirit Of Squatters) w kierunku realizacji reportażu o tym centrum kulturalnym. Te cztery wywiady mają się złożyć na materiał na krótki inspirujący filmik na temat tego skłotu, jego działalności, obrony itp.
Miłego oglądania...
Wywiad nr 4 oraz wcześniejsze możecie obejrzeć tutaj:
http://positi.blogspot.com/2010/03/ocalmy-rozbratwywiad-nr.html
Wal-Mart nie chce czarnych klientów
zulka, Śro, 2010-03-17 18:50 Blog | Rasizm/NacjonalizmW minioną niedzielę, klienci sieciowego supermarketu Wal-Mart w New Jersey usłyszeli komunikat: "Uwaga! Wszystkie czarne osoby muszą natychmiast opuścić sklep". Kierownictwo sklepu, w reakcji na zdziwienie klientów, zaczęło ich po chwili przepraszać.
- To incydent nie do przyjęcia. Zrobimy wszystko, by w przyszłości zapobiec podobnym sytuacjom - powiedziała rzeczniczka Wal-Martu, Ashley Hardie.
Źródło:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,7671556,Rasistowskie_komu...
Wywiad-Ocalmy Rozbrat
Griks, Wto, 2010-03-16 10:48 BlogFilmik za główny cel ma przypominać że 20 marca odbędzie się wielka demonstracja w obronie Rozbratu.
To już trzeci z opublikowanych wywiadów przeprowadzonych na Rozbracie, w 2008 roku zaraz po szczycie klimatycznym COP 14 w Poznaniu.Jest to też kolejny krok "Ducha Skłoterskiego"(Spirit Of Squatters) w kierunku realizacji reportażu o tym centrum kulturalnym. W przyszłości cztery wywiady mają się złożyć na materiał na krótki inspirujący filmik na temat tego skłotu, jego działalności, obrony itp.
Pod poniższym linkiem możecie zobaczyć też wcześniejsze wywiady:
http://positi.blogspot.com/2010/03/ocalmy-rozbratwywiad-nr-3.html






