Publicystyka

Białoruś: wezwanie do akcji przeciw budowie elektrowni atomowej

Publicystyka

Poniżej zamieszczamy apel, jaki białoruscy anarchiści umieścili na stonie mińskich Indymediów. Wobec faktu, że również i polski rząd przymierza się do budowy w naszym kraju elektrowni nuklearnej, przypadająca na 26 kwietnia rocznica katastrofy czernobylskiej powinna stać się okazją dla wspólnego zaprotestowania przeciwko podobnym planom po obu stronach granicy.

Kilka lat temu władze Białorusi, wbrew zdrowemu rozsądkowi i interesowi mieszkańców kraju, podjęły decyzję o budowie na terenie kraju elektrowni jądrowej. Decyzję tą wsparło aktywnie miedzynarodowe lobby jądrowe. Realizacją projektu ma się zająć rosyjska korporacja Rosatom. Budowa będzie prowadzona w pólnocno-zachodniej Białorusi, w rejonie aktywnym sejsmicznie, kilkadziesiąt kilometrów od jeziora Narocz - największego jeziora na Białorusi. Koszty projektu to ponad 4 miliardy dolarów, które możnaby przeznaczyć na rozwój alternatrywnych źrodeł energii.

Trudno się dziwić, ze decyzja o uruchomieniu elektrowni jądrowej budzi na Białorusi sprzeciw - do tego kraju trafiło 70% trujących pyłów radioaktywnych po awarii reaktora w Czarnobylu. Jej włądze wydają się być jednak całkowicie niezaniepokojone tym faktem: chcą zafundować mieszkańcom bombę z opóźnionym zapłonem w kraju, gdzie na 1/3 terytorium w lasach nadal nie wolno zbierać grzybów i jagód, a na polach - hodować roślin i zwierząt.

Anarchistyczna grupa "Antyatomowego sprzeciwu" występuje przeciw energetyce jądrowej w jakiejkolwiek postaci, a zwłaszca - budowie elektrowni atomowej na terytorium Białorusi. W przeciwieństwie do części białoruskich elit politycznych, w tym sił "opozycji", które poparły pomysł budowy elektrowni, anarchiści nie wierzą w "bezpieczeństwo" takiego obiektu, biorac pod uwagę jego zależność od politycznego reżimu, który go buduje, i który będzie kontrolował jego funkcjonowanie.

Działalnośc grupy opiera się na zasadach antyautorytarnych, nie współpracuje ona z żadnymi partiami politycznymi, a jedynie z organizacjami ekologicznymi i oddolnymi inicjatywami obywatelskimi.

Co roku, 26 kwietnia, w rocznice awarii w Czarnobylu, na Białorusi organizowany jest pochód pod hasłem “Чарнобыльскі шлях”(Czarnobylski szlak) upamiętniajacy tę katastrofę oraz ludzi, którzy stracili życie usuwając jej skutki. Anarchiści biorą udział w tej akcji pod hasłami ekologicznymi i antyatomowyumi od 1996 r.

W tym roku jednak demonstracja ta bedzie miała charakter nie solidarnosciowo-żałobny, ale protestacyjny: w kraju, gdzie w wyniku poprzedniej awarii straciły życie tysiące ludzi, a setki tysięcy zachorowały lub zostały inwalidami znowu chcą budowac elektrownię jądrową! Co więcej - robią to wedle wszelkich reguł autorytarnego państwa policyjnego, nie pytajac się ludności o zdanie, tylko stawiając ją przed faktem dokonanym.

26 kwietnia 2009 r. anarchisci wezmą po raz kolejny udział w "Czarnobylskim szlaku", chcą też podjąć kampanie informacyjną, której celem będzie prezentacja ich stanowiska w tej sprawie, ostrzeżenie jak największej liczby o grożącym im niebezpieczeństwie oraz budowa obywatelskiego sprzeciwu. W obecnej sytuacji to jednak za mało. "Antyatomowy sprzeciw" wzywa więc społeczność międzynarodową do wsparcia ich walki i apeluje do anarchistów, ekologów i ludzi na całym świecie o zorganizowanie 26 kwietnia akcji solidarnosciowych z antyatomowym ruchem na Białorusi.

"Wzywamy do zdecentralizowanego, międzynarodowego dnia akcji w dowolnej formie, które pomogą poinformować ludzi o naszym problemie i zatrzymać dzialania bialoruskich władz i ich sponsorów z międzynarodowej agencji ds. rozwoju energetyki atomowej (MAGATE).

Jeśli planujecie już akcję 26 kwietnia w sprawie lokalnych problemów związanych z energetyką jądrową, włączcie w jej tematykę żądanie wycofania planów budowy elektrowni jądrowej na Białorusi. Jeśli możecie - weźcie udzial w "Czarnobylskim szlaku" w Mińsku i innych akcjach na Białorusi.
Razem możemy wywalczyć prawo do życia na czystej i ekologicznie bezpiecznej planecie!"

Informacje o akcjach solidarnosciowych prosimy przesyłać na adres: antiatombel@riseup.net

http://www.czsz.bzzz.net

Brukowa polityka mieszkaniowa

Publicystyka

Teoretycznie zagwarantowanie dachu na głową to jedno z podstawowych zadań samorządu terytorialnego. Gmina bowiem jest wspólnotą mieszkańców. Tymczasem władze lokalne, zarządzają miastami i gminami jak przedsiębiorstwem. W takim przypadku problem zapewnienia potrzebującym mieszkań nie jest rozwiązywany w sposób dosłowny, ale rozpatruje się go tylko w kategoriach ekonomicznych, podejmując jedynie kroki minimalizujące ewentualne koszty tego zadania, najlepiej przerzucając je na samych zainteresowanych. Dlatego "eksmisja na bruk", jest tak samo czymś codziennym, a z perspektywy władz lokalnych naturalnym, jak "zwolnienie z pracy na bruk".

Jednym ze statystycznych efektów tak pomyślanej polityki jest to, iż ilość orzekanych przez sądy eksmisji przewyższa znacznie ilość wybudowanych mieszkań komunalnych, czy nawet socjalnych pozostających do dyspozycji władz samorządowych. W skali kraju dysproporcję tą pokazują np. dane za 2005 r. Z 7596 orzeczonych wówczas przez sądy eksmisji, zrealizowano (do lokali socjalnych, pomieszczeń tymczasowych i innych miejsc) niecałe 25%.

Problem ten dotyczy też Poznania. Pod koniec 2006 roku oczekujących z wyrokami eksmisji rodzin było łącznie blisko 1000 i każdego roku przybywa ich przynajmniej kolejnych 100. Jeżeli do tego dodamy eksmisje przeprowadzone nielegalnie (bez stosownych wyroków) zarówno przez prywatnych właścicieli, spółdzielnie mieszkaniowe, a nawet samo miasto, to okaże się, że dysproporcja pomiędzy potrzebami, a zdolnością miasta do ich zaspokojenia, jest ogromna. W omawianym roku jedynie 4% eksmitowanych zakwaterowano w innych lokalach. Teoretycznie na przełomie 2006 i 2007 roku Poznań posiadał 390 mieszkań socjalnych i ponad 1300 lokali o obniżonym standardzie, do których, w miarę ich zwalniania, trafiali i trafiają eksmitowani.

Musimy także pamiętać, iż lokal socjalny, to nie to samo, co komunalny. Cechuje go znacznie obniżony standard. Ustawowo eksmitowanym rodzinom gmina musi zagwarantować, i tylko tymczasowo, lokal, w którym pokoje nie mogą mieć mniej niż 5 m. kw. na osobę, czyli np. na 5 osobową rodzinę wystarczy mieszkanie często niespełna 30 metrowe. Mieszkania socjalne nie muszą być wyposażone we wszystkie media i urządzenia sanitarne. Bywa, że za nadające się do zamieszkania oficjalnie uznaje się lokale usytuowane w rozwalających się barakach czy, w sensie dosłownym, kontenerach. Osiedla takie lokalizowane są np. - jak proponował jeden z białostockich projektów - poza miastem, w okolicach oczyszczalni ścieków. Przez pewien czas taką "brutalność" postępowania z eksmitowanymi, ustawodawca nie tylko dopuszczał, ale nawet nakazywał! W takim przypadku biednym się nie pomaga, ale ich karze za to, że są biednymi.

Oczywistym jest, że osoby potrzebujące, powinny trafiać do mieszkań o odpowiednim standardzie, przydzielanych na czas nieokreślony, gwarantując w ten sposób stabilizacje życiową - czyli do mieszkań komunalnych. Tymczasem od 1998 roku do 2007, przez 10 lat, w Poznaniu wybudowano łącznie jedynie 330 mieszkań komunalnych. To w porównaniu z tym, że - jak samo miasto przyznaje - w Poznaniu mamy 1300 lokali o obniżonym standardzie należących do samorządu, że na przydział lokalu oczekuje ok. 1000 eksmitowanych z wyrokami i niewiadoma liczba bez wyroków, oraz że w niektórych kwartałach miasta panuje przeludnienie i tak dalej, jest ilością dowodzącą małego zainteresowania władz miasta, z prezydentem Grobelnym na czele, tym problemem. Dodajmy jeszcze, że z tych 330 nowopowstałych lokali komunalnych, aż 287 zbudowano w ostatnich trzech latach (2005-2007). Bynajmniej nie oznacza to radykalnego zwrotu w polityce mieszkaniowej miasta podyktowanego troską o tych, którzy utracili dach na głową. Prawdziwym powodem, dla którego władze lokalne rozpoczęły inwestować w budownictwo komunalne, jest chęć stworzenia w śródmieściu luksusowych siedlisk dla zamożnych po gruntownym odremontowaniu, co atrakcyjniejszych kwartałów. Renowacja odbywa się pod hasłem "rewitalizacji", która w naszym mieście oznacza jedynie "uburżuazyjnienie". W efekcie do nowych mieszkań komunalnych trafiają przede wszystkim wykwaterowani, często pod przymusem, dotychczasowi mieszkańcy secesyjnych kamienic. Mieszkali oni w często znośnych warunkach i nie byli (czy są) najbardziej potrzebującymi.

Równocześnie najpierw gwałtowny boom na rynku budownictwa mieszkaniowego doprowadził do wywindowania cen mieszkań do poziomu nieosiągalnego dla gorzej sytuowanych (czyli nie posiadających zdolności kredytowych) rodzin, będących najczęstszymi "klientami" Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych, działającego w imieniu miasta. Ceny wzrosły w ciągu 3-5 lat nawet dwu, trzykrotnie, a wcześniej też nie były niskie. Z drugiej strony postępujący kryzys na rynku nieruchomości spowodował, że mamy do czynienia z gwałtownie rosnącą ilością pustostanów - lokali, których nikt za obecną stawkę już kupić nie chce. Do tego przybywa gospodarstw domowych, które nie radzą sobie ze spłatą zadłużenia, w tym kredytowego i hipotecznego, zaciągniętego pod zakup domu czy mieszkania. Jak podawały w połowie czerwca 2008 roku gazety, już 1,2 mln. Polaków (czyli faktycznie tyleż rodzin) ma kłopoty z regulowaniem zadłużenia, wykazując więcej niż dwumiesięczne zaległości. Sięgały one wówczas 7 mld. zł. Dla porównania rok wcześniej, w połowie 2007 roku, tego typu zaległości wynosiły niespełna 5 mld. zł.

W efekcie należy się spodziewać narastającej fali konfliktów lokatorskich, wywołanych większą ilością eksmisji z powodu zarówno presji właścicieli, chcących uzyskać większy dochód z nieruchomości, jak też zadłużenia samych mieszkańców oraz miejskiej polityki przesiedleń, a także z powodu oddalającej się perspektywy pozyskania własnego lokum (problem ceny i dostępu do kredytu), przy jednoczesnej świadomości istnienia niewykorzystanej substancji mieszkaniowej.

Z tej perspektywy akt samowolnego zajęcia kamienicy przy Żydowskiej i późniejsze nagłośnienie przeprowadzonej przez miasto ewikcji, miało i ma głębokie znaczenie polityczne. Wskazał kierunki bezpośrednich akcji niezbędnych do podjęcia ze społecznego punktu widzenia, zwłaszcza w obliczu narastającego kryzysu.

Jarosław Urbański
www.rozbrat.org

Kobiety między rynkiem a kościołem. Polityczna ekonomia ustawy bioetycznej

Publicystyka

Jarosław Gowin ogłosił projekt ustawy bioetycznej, a nam wszystkim po raz kolejny zrzedła mina. Ustawa została przygotowana w kontekście dwóch nurtów dyskusji: krytyki kościoła katolickiego wobec procedury in vitro i właściwie żądania jego zakazania oraz ratyfikacji Konwencji Bioetycznej Rady Europy. Krytyka in vitro nasiliła się w momencie zapowiedzi minister Kopacz o refundacji wspomagania zapłodnień in vitro. Konwencję z 1997 Polska dotychczas przyjęła, ale jej nie ratyfikowała. Formułuje ona podstawowe prawa związane z postępem biologii i medycyny. Jako główny cel określa ochronę godności i tożsamości osoby ludzkiej i gwarantuje każdej osobie bez dyskryminacji poszanowanie dla jej integralności oraz innych podstawowych praw i wolności wobec zastosowań biologi i medycyny. W odniesieniu do praw i wolności konwencja powołuje się na wcześniejsze międzynarodowe deklaracje praw człowieka. W konwencji są tylko dwa artykuły związane z tworzeniem embrionów poza organizmem kobiety. Jeden z nich stanowi, że badania naukowe mogą być przeprowadzane tylko na zarodkach, które pozostały po procedurze zapłodnienia in vitro, a tworzenie embrionów specjalnie na potrzeby eksperymentów jest zabronione. Drugi mówi, że przy zapłodnieniu pozaustrojowym nie można z góry wybierać płci przyszłego dziecka. Konwencja mówi poza tym o podstawowych prawach pacjenta, takich jak prawo do informacji, czy prawo do wcześniejszego wyrażenia woli co do przyszłego leczenia na wypadek utraty zdolności wyrażania woli w przyszłości. Poza tym zabrania wywoływania dziedzicznych zmian genetycznych u potomstwa. Artykuł 11 mówi o zakazie wszelkich form dyskryminacji ze względu na dziedzictwo genetyczne.

Graffiti w przestrzeni publicznej cz. 1

Publicystyka

Przez kontrowersje które narosły wokół graffiti w ciągu ostatnich paru, czy też dziesiątek lat, oraz to jak niektórzy odnoszą się do tej formy aktywności w przestrzeni publicznej, pozwoliłem sobie korzystając w większości z własnej pracy socjologicznej na temat graffiti, przybliżyć pewne aspekty tej kultury.

Prócz prawie, że tych samych, lub podobnych dat powstawania wszelkich dziedzin hip hopowej subkultury, niewątpliwie istnieją ważniejsze związki, z których wynika samo powiązanie z nią graffiti. Mianowicie rap jak i break dance znalazły swe początki w czarnych dzielnicach Stanów Zjednoczonych, tak samo malowanie zapoczątkowane zostało przez czarną młodzież Bronxu.
Nawet, jeśli w historii graffiti, tak trudnej w sumie do sprecyzowania, ponieważ są to przede wszystkim przekazy ustne, uznaje się różnych prekursorów, to już nie zaprzeczalnie, na większą skalę twórczość ta została zaadaptowana przez młodzież z getta.
Tak samo Break Dance zaadaptowany został przede wszystkim do środowiska tej samej młodzieży związanej głównie z ulicą, która często stawała się dla tych młodych ludzi drugim domem. Tam też poddawani byli wykluczeniu społecznemu oraz dyskryminacji, które w latach 70’-tych jeszcze mocno dotykało czarnoskórą młodzież, albo mogli znaleźć sobie sposób na wydostanie się z getta, co nie wielu się w końcu udawało.

To, co nie było dostępne dla nich ze względu na nierówności w państwie Amerykańskim, sami sobie zrekompensowali, zaczęli tworzyć swoją własną przestrzeń życiową adaptując do tego rap jako muzykę opisującą trudy życia w getcie, wyrażającą wszelkie niepokoje, ale także pozytywy życia. W ten sam sposób zaadaptowano break dance, który także stał się częścią tej kultury, gdzie przy muzyce rapowej można było pokazać swoje umiejętności. Tym samym tak rap – ze względu na możliwość kariery muzycznej, jak i break dance – ze względu na możliwości pokazania się czy to w klubie, czy na ulicy, czy nawet podjęcia pracy w zespołach tanecznych, które następnie udzielały się w teledyskach różnych zespołów (z czasem nie tylko tych rapowych).
Podobnie było z graffiti, było ono przestrzenią, którą zaznaczano swoje terytoria, pewnym wyrazem przynależności, który nakreślał przestrzeń życia pewnej odizolowanej od społeczeństwa grupy, jaką byli ci młodzi sfrustrowani często beznadziejnością sytuacji ludzie.

Były to być może jedne z pierwszych prób wyrażenia siebie, swojej osobowości w bezimiennym, wciąż rozrastającym się mieście gdzie narastała alienacja. Poprzez graffiti podobnie jak poprzez taniec (break dance) można było wyrazić siebie, to, co się czuje szczególnie, dlatego właśnie, że początki tego tańca to czysta improwizacja i poszukiwania stylu, jaki posiada on obecnie. Te same próby poszukiwania siebie, swojego stylu i osobowości widzimy często na naszych rodzimych murach jako efekt mniej lub bardziej udanych prób z farbą w sprayu.

Wszystko to w prosty sposób spowodowało, że kulturę, która dostępna była wtedy, jak i staje się teraz na naszych oczach, tą która dostępna była/jest tylko dla wybranych, poprzez niemożność jej „dosięgnięcia” ze względu na wykluczenie, czy to społeczne, czy ekonomiczne, sprowadzono właśnie do tych, którzy powinni być jej odbiorcami. Nie stworzyło to może podwalin pod konfrontacje z państwem, czy też nie ukazało nowych wykluczonych[1], ale spowodowało kulturę „niższą” dla tych, którym brakowało jej w ogóle. Wtedy graffiti pozostawało zrozumiałe tylko dla pewnej wybranej grupy osób, jak i dzieje się do dziś[2]. Z czasem jednak, kiedy „oficjalna” kultura zaczęła „pochłaniać” graffiti, wtedy poczęło ono wymykać się na nowo, starając się tworzyć nową świadomość i co może bardziej istotne, tworzyć sztukę bardziej zrozumiałą.
Przykładem może być tutaj twórczość wykonywana na „Cans Festival” 2008, gdzie mury pewnego, wyznaczonego miejsca stają się galeriami sztuki, gdzie ściany stają się obrazami które zmuszają do myślenia.
Gdzie prócz „zwykłych” obrazów ukazujących kunszt twórczości, ukazują się obrazy niosące za sobą komentarz do bieżących wydarzeń społecznych.

Ale co ważniejsze dzieła te przestają być tylko robione na ścianach a tworzyć zaczyna się instalacje trójwymiarowe, konstruowane w pełni przez samych malujących.

Oczywiście nie miały by te dzieła większego sensu i siły przekazu, jeśli by nie interesowano się nimi, ale zainteresowanie jest ogromne (przyklad na ostatnim zdjeciu)

Widać tym samym, że miejsca takie zamieniają się w prawdziwe centra kulturowe i to dzięki graffiti właśnie. Poprzez sprowadzenie sztuki ulicznej w takie miejsca tworzy się dla nich całkiem nową tożsamość co często ratuje te miejsca przed upadkiem czy zupełnym wyburzeniem w imię „ładniejszego” otoczenia, czy też po to aby postawić tam po prostu nowy supermarket.

Bibliografia:
[1] Drozdowski Rafał „Obraza na obrazy. Strategie społecznego oporu wobec obrazów dominujących”. Poznań: Wydawnictwo Naukowe UAM, s. 112
[2] Drozdowski Rafał „Obraza na obrazy. Strategie społecznego oporu wobec obrazów dominujących”. Poznań: Wydawnictwo Naukowe UAM, s. 130

Charkiewicz: "Plan socjalny" prezesa Wituckiego

Gospodarka | Publicystyka

Polski neoliberalny kapitalizm uciska nas dla naszego dobra, ale także przedstawia ucisk jako zbawienie. Najlepiej to widać na świeczniku, gdzie sytuują się najlepiej, wręcz bezkolizyjnie dostosowani do nowego systemu, w których przypadku nie ma żadnej różnicy, wahań czy niespójności między człowiekiem a systemem.

Maciej Witucki jest modelowym podmiotem polskiego kapitalizmu: nieskażony komuną czterdziestolatek po studiach we Francji, były prezes Centertela i Banku Lukas, obecnie Grupy Telekomunikacja Polska, uczestnik spotkań wspólnoty z Taize, ojciec trojga dzieci, opiekuńczy tatuś, katolik, zasłużony społecznik (prezes Polskiego Forum Obywatelskiego), biznesmen roku 2008. Pieniądze, kariera, rodzina składają się na nowy hegemoniczny wzór męskości Polaka, bogatego biznesmena.

Wywiad prezesa Wituckiego dla ostatniego w 2008 "Magazynu Dziennika" zatytułowany został nomen omen "Kryzys, którego nie widać". Cóż więc widać, jaki obraz świata wyłania się z miejsca na stanowisku Prezesa? Prezes Witucki opowiada, że kapitalizm ma się dobrze. Tylko masy przedobrzyły z chciwością w kupowaniu domów na kredyt, a koledzy bankierzy zachłysnęli się wiecznie rosnącymi zyskami. Nie zgłębiali wiedzy profesjonalnej, nie odrobili pracy domowej z derywatyw i nie wiedzieli co sprzedają, w przeciwieństwie do prezesa Wituckiego. W jego wypowiedzi moralna krytyka chciwości uzupełnia się z wiarą w koniunkturalne cykle kapitalizmu. Teraz mamy małą korektę, po której wszystko wróci do normy. "Kryzys oczyści system, w którym nie wszyscy są warci przetrwania. Od kilku lat słyszę, że powinno być 10 banków na świecie, a jest ich dużo więcej". Duch darwinizmu społecznego jest zakorzeniony w ekonomii, nic więc dziwnego, że pilny uczeń i zarazem szef największego monopolu telekomunikacyjnego przekłada doktrynę przetrwania najsilniejszych na środowisko biznesowe.

Prezes Witucki przewiduje, że już wkrótce wskutek globalnego spadku koniunktury także polską gospodarkę i społeczeństwo czeka zapaść. Ale nie martwi się o przyszłość firmy, na której czele stoi. Usługi telekomunikacyjne to artykuły pierwszej potrzeby. Dzięki opłatom abonamentowym firma nie ma kłopotu z płynnością gotówki, a klient masowy jest statystycznie mniej ryzykowny. Mogłoby się wydawać, że skoro firma ma się świetnie, a jej perspektywy rozwoju są świetlane, także pracownicy powinni spać spokojnie. Niestety, przed firmą stoją wielkie zagrożenia.

Pierwsze z nich to szefowa Urzędu Komunikacji Elektronicznej. W ramach dbania o wolny rynek unijni i domowi regulatorzy usiłują wpłynąć na otwarcie rynku dla konkurencji, a to nie wróży dobrze monopoliście, jakim jest TP. Prezes nie lubi państwowych regulacji. Nie wiadomo, czy państwo wycofa się z form kontroli, wprowadzanych teraz by ratować banki. Wspieranie firm przez państwo w czasach kryzysu Prezes jak najbardziej popiera. Uważa jednak, że państwo wydaje pieniądze bez sensu na ratowanie banków samochodowych, zamiast na przykład na autostrady i elektrownie atomowe, czy też - co byłoby szczególnie korzystne - na infrastrastrukturę telekomunikacyjną, co im prezes usilnie podpowiada. "Współcześnie kołem zamachowym rozwoju cywilizacji jest infrastruktura teleinformatyczna... ten projekt będzi wymagał określonych wyrzeczeń. On będzie się wiązał z uproszczeniem procedur (czytaj: wywłaszczeniem opornych, zawieszaniem konstytucjonalnego prawa do zdrowego środowiska), z ewentualnymi krótkimi zawirowaniami, ale to jest w imię wyższego dobra. O czyje wyższe dobro chodzi, tego Prezes nie precyzuje. Trudno jednak nie dostrzec, że odwołanie do rzekomego wspólnego zbiorowego interesu służy mobilizacji nas wszystkich do wdrażania interesu uprzywilejowanej grupy społecznej którą reprezentuje...

Drugie zagrożenie to akcjonariusze, których oczekiwania są wysokie ...funduszy nie interesują cykle koniunkuralne. Fundusze interesuje zwrot z inwestycji. To są ludzie zdecydowani, pragmatyczni, knkretni i bardzo potrzebujący dzisiaj gotówki". Prezes dobrze wie, z której strony jego kapitalistyczna kromka chleba jest posmarowana masłem. Lekcja z lektury dzieł Adam Smitha, który tłumaczył, że celem rzeźnika nie jest nakarmienie ludzi, ale maksymalizacja zysków, nie poszła na marne. W dobie finansowego kapitalizmu TP nie jest po to, żeby dostarczać jak najlepsze telekomunikacyjne usługi jak największej liczbie klientów i stawać do konkurencji na rynku z innymi firmami. TP jest po to, żeby maksymalizować wartość akcji i zyski inwestorów.

Zmniejszanie kosztów operacyjnych i zwiększanie zysków zawsze dobrze wpływa na giełdowe notowania i na przychylne nastawienie głównych akcjonariuszy (France Télécom, amerykańskie fundusze) do Zarządu i Prezesa. Toteż Prezes zamierza zadbać o swój i właścicieli TP interes w ten sposób, że zwolni blisko 5 tysięcy osób, z tego 2.3 tys., w 2009 roku. W latach 1995 – 2005 zatrudnienie w TP SA zmniejszyło się z 75 tys. do 25 tys. osób, a w Grupie TP o połowę. Kolejne zwolnienia obejmą co najmniej co 5-ego pracownika/pracowniczkę. Aby ten wypróbowany zabieg był sprawnie przeprowadzony, strawny dla rządu i polityków, a także trudny do odrzucenia przez pracowników i aby prezes nie utracił swego wizerunku katolika-biznesmena, masowe zwolnienia są dokonywane pod nazwą Planu Socjalnego.

Kryzys, to nie tylko strata, ale także korzyść. Prezes Witucki lubi cytować to chińskie przysłowie, bo pojawia się w wywiadach z nim wielokrotnie. Nic dziwnego, przegląd informacji o TP pokazuje historię firmy jako pole nieustępliwej i bezwzględnej walki o zyski. Tym razem kryzys jest okazją do pozbycia się pracowników, której nie wolno zmarnować.

Istnieje jednak ryzyko, że zbiedniali klienci zmniejszą konsumpcję telekomunikacyjnych usług. Na to Prezes ma także rozwiązanie. Nie chodzi jednak o obniżki cen i tańsze usługi, ale o "dostarczenie narzędzia obliczonych na lepsza kontrolę abonamentu z alertami o przekroczeniu kolejnych progów".

– Nie zrezygnują z tego co mają? pyta sceptyczny dziennikarz.
- Nie, ale to zbuduje u nich komfort i poczucie bezpieczeństwa, że w trudnym momencie są w stanie zapanować nad fakturą. Zawsze mogą przestać dzwonić, tylko odbierać rozmowy.

Kasa z abonamentu i tak wpadnie do kufrów Tepsy, tym więcej im dłużej utrzyma pozycje rynkowego monopolisty. Zwróćmy uwagę jak logika zarządzania zyskiem kształtuje relacje władzy między klientami czy pracownikami a firmą. Pracownicy i klienci traktowani są jako dyspozycyjne zasoby siły roboczej, albo siły nabywczej, które należy efektywnie wykorzystać, aby maksymalizować zyski. Następuje proces uprzedmiotowienia pracownicy czy klienta oraz upodmiotowienia firmy. Tak jak chłop pańszczyźniany nie mógł unikać płacenia daniny panu, tak samo współczesny hiperkonkurencyjny kapitalizm usługowy wypracował techniki pochwycenia klientów. Pionierami nowej pańszczyzny, nowego modelu relacji z klientami były firmy telefonii komórkowej. Najpierw korzystna oferta na przynętę, a potem drobnym drukiem zapis o długoterminowej umowie na niekorzystnych dla klienta warunkach, której nie można zerwać bez ponoszenia dodatkowych kosztów. W każdej sytuacji, klient zostaje czy odchodzi, firma na tym wygrywa. Klient czy klientka są traktowani jak łowna zwierzyna, a na straży systemu stoi państwowo-rynkowy aparat (sądy, rejestry i egzekutorzy długów). Na analogicznych zasadach pańszczyźnianego obowiązku płacenia daniny zreorganizowany został system ubezpieczeń emerytalnych.

O Planie socjalnym czy dostarczaniu komfortu można mówić szczerze, z uśmiechem na ustach, bez zmrużenia oka. "Dziennik" nie opublikował wywiadu z prezesem Wituckim po to by go zdemaskować, ale dlatego, że mówi jako pokrewna dusza i w ramach tej samej siatki pojęciowej i moralnej co redaktorzy i redaktorki. Taki sam wywiad mogłaby opublikować "Wyborcza" czy "Rzeczpospolita", tam także doskonale pasuje neoliberalno-biznesowa nowomowa.

Polskie ekonomiczne elity, w tym prezes Witucki czy jego koledzy z banków i innych firm, nowi polscy bogaci nie doszli do majątku przez pomnażanie odziedziczonego kapitału, za pomocą wojny, kolonialnej ekspansji, nie przez rozwój nowych technologii jak Bill Gates. Zaczęli od niczego. Nie ma historycznych precedensów, aby w tak krótkim czasie grupa ludzi mogła zgromadzić tak wielki majątek na taką skalę. Ich dostęp i kontrola nad terytorium, zasobami, ludnością, życiem ludzi jako środkami do pomnażania zysku - były zorganizowane dyskursywnie. Polskie elity, a szczególną rolę odgrywała tu "Gazeta Wyborcza", dokonały medialnego majstersztyku kamuflując neoliberalizm i prezentując rynek jako zbawienie i panaceum na wszystkie społeczne i ludzkie problemy. Taka romantyczna wizja rynku maskowała wolnorynkowy totalitaryzm i ułatwiła przeobrażanie instytucji społecznych i ludzi pod jednym tylko kątem kreowania możliwości do pomnażania zysku. Akumulacja kapitału ma zawsze społeczne i ekologiczne koszty, którymi, np. w okresie liberalnego państwa dobrobytu w pewnym stopniu dzieliły się firmy i gospodarstwa domowe, za pomocą redystrybucji dochodów państwa.

Polskich elit liryczny i nader dla nich korzystny obraz kapitalizmu zakładał, że nie ma społecznych czy ekologicznych kosztów maksymalizacji zysków, są tylko zyski i nierozumne opory. Jak twierdzi prof. Balcerowicz, jednostki, które krytykują rynek w imię demokracji to jakieś wynaturzenia.

Dyskurs transformacji, który stworzył warunki i otworzył ochronny parasol prawa nad pomnażaniem bogactwa bez ograniczeń, odtwarzał dobrze znane wzory narracji o wygnaniu z raju. W opowieści elit, z Europy czy Zachodu zostaliśmy wykluczeni za grzechy komunizmu, by po wyjściu z komunistycznego piekła przejść przez czyściec transformacji i zasłużyć na rozgrzeszenie za posłuszeństwo regułom neoliberalnej katechezy. Powszechne urynkowienie państwa, społeczeństwa, jednostek, dyskursu publicznego przedstawiano jako jedyną możliwą wersję kapitalizmu i utożsamiano go z prawami człowieka, demokracją, powszechnym dobrobytem i postępem cywilizacyjnym – jednym słowem, z powrotem do raju. Jednocześnie jakiekolwiek krytyki były delegitymizowane jako odstępstwa od neoliberalnej wiary i stygmatyzowane jako zapędy komunistyczne.

Winę za bezrobocie, bezdomność, ubóstwo czy inne społeczne i polityczne problemy przypisywano jednostkom, protestującym grupom, politycznym konkurentom: roszczeniowym górnikom, leniwym kasjerkom, rozwydrzonym pielęgniarkom, rozpaskudzonym nauczycielom, skorumpowanym lekarzom, ekologom, którzy wolą chronić komary niż ludzi, parafialnym PiSowcom, populistycznej Samoobronie czy pozostałościom socjalistycznej mentalności. Z jednej strony neoliberalizm jako model regulacji czy model rządzenia w okresie zaawansowanego finansowego kapitalizmu nie był nazwany, a więc nie można było go poddać dekonstrukcyjnej analizie i podważyć rynek jako model prawdy i regulatywny ideał. Elita nadal więc opowiada liryczne opowieści o liberalizmie, co pozwala nie dostrzegać, że już odszedł w histryczny niebyt i w co się przeobraził. Z drugiej strony jakiekolwiek alternatywy nie były dopuszczane do głosu. Ludziom udostępniona została tylko jedna możliwa ścieżka – dostosowanie siebie do projektu przedsiębiorczej, wielozadaniowej, dyspozycyjnej w trybie 24/24 jednostki, w przypadku kobiet super matki i taniej posłusznej pracowniczki/mikrobizneswoman. Rola bogatego biznesmena jest zarezerwowana do reprezentacji męskości. Nowy darwinizm społeczny, który w politycznej praktyce przekłada się na rasizm klasowy, stawia jako wzór zdrowia, siły i sprawności i nowy eugeniczny ideał bogatą, przedsiębiorczą, inwestująca w siebie jako formę kapitału, zdolną do życia na własny rachunek jednostkę, której niepotrzebna jest solidarność społeczna.

Włoski filozof Giorgio Agamben wskazuje na upowszechnienie metod stanu wyjątkowego. W stanie wyjątkowym jedno po drugim prawa chroniące ludzi czy uprawnienia są zawieszane, natomiast ludzie są nadal w mocy suwerena, który dysponuje życiem. Prototyp tej figury, homo sacer, można zabić, ale nie można poświęcić. Teoria włoskiego filozofa pomaga nam zinterpretować co się dzieje tu i teraz w Polsce. W 1990 zaczęło się od uchwalenia w trybie nadzywczajnym tak zwanego planu Balcerowicza, od odebrania kobietom prawa do dysponowania swoim ciałem (zakaz aborcji), odebraniem prawa do świeckiej edukacji, odebraniem prawa do pracy, potem praw do mieszkania, do czystego środowiska, do bezpiecznych emerytur, do powszechnej opieki zdrowotnej. Wprawdzie większość tych praw jest zapisana w Konstytucji z 1997, ale de facto mogą z nich korzystać tylko jednostki dysponujące siłą nabywczą. Rządzeni jesteśmy przez segregacje na użyteczne, przyczyniające się do pomnażania bogactwa czy dysponujące siłą nabywczą jednostki, i na ludzkie odpady. Z nieużytecznymi można zrobić wszystko, prawo ich nie chroni. Potrzebny jest jednak dyskurs maskujący i formy kamuflażu, które zredukują opór społeczny, uczynią ucisk łatwiejszym i bardziej strawnym. Tak więc masowe zwolnienia z pracy to Plan Socjalny.... Do zbędnych będą należeć wszyscy ci, których zwolnienie najbardziej się firmom opłaca: młodzi pracownicy, bo im się daje niewielkie odprawy, ludzie po 50-tce, przed ochronnym wiekiem emerytalnym, bo potem już ich zwolnić się nie da, pracownicy, którzy odmawiają pracy po godzinach, młode kobiety, podejrzane o niecny proceder zachodzenia w ciążę...

W ramach ekonomicznego porządku w imię maksymalizacji bogactwa zawieszane jest prawo i zasady moralne. Toteż takie wypowiedzi jak prezesa Wituckiego uchodzą płazem, nie dziwią, bo ten język został upowszechniony i znormalizowany jako jedyny reżim prawdy w ramach którego można mówić, żeby móc mówić z trybuny sejmowej czy z telewizora, a także z akademickiego pulpitu. Komentując niedawne protesty w Grecji minister Boni twierdził że u nas to nie grozi, bo wszyscy (sic) Polacy są zajęci bogaceniem się. Wraz z nowym gimnazjalnym przedmiotem o przedsiębiorczości język ten i tzw. wolny rynek jako regulator prawdziwości każdej myśli i stwierdzenia schodzi pod strzechy. Niestety, z bogactwem wprost przeciwnie, bynajmniej nie spływa z góry na społeczne doły.

Wypowiedź prezesa Wituckiego pokazuje jakimi wartościami faktycznie kieruje się on w życiu zawodowym i na jakich wartościach zbudowany jest ‘wolny rynek’ i neoliberalna Polska, zwłaszcza, że identyczne poglądy upowszechnia i wdraża wiele innych członków i członkiń polityczno-biznesowo-intelektualnych elit. Podobnie jak Balcerowicz, także Maciej Witucki wywiera wpływ na politykę i dyskurs publiczny za pomocą tworzenia instytucji tzw. społeczeństwa obywatelskiego. Wizja modernizacji Polski i model elit politycznych lansowany w Polskim Forum Obywatelskim (PFO), któremu prezesuje, jest tworzona z perspektywy interesów biznesu, które utożsamiane są z interesem narodowym i obywatelskim. Nazwiska tych samych profesorów, biznesmenów, członków byłych i obecnego rządu pojawiają się w radach nadzorczych firm, radach programowych neoliberalnych think tanków i wśród współautorów ich publikacji, którzy często zmieniają posady z akademickich na rządowe czy biznesowe, a bywa, że łączą te trzy jednocześnie. Nie jest to postrzegane jako forma politycznej korupcji i zagrożenie demokracji. Wprost przeciwnie, wszystko jest w najlepszym porządku. W domenie edukacji publicznej Katarzyna Hall, współpracowniczka prezesa Wituckiego z narodowo-neoliberalnego think tanku, Polskiego Forum Obywatelskiego (łatwo pomylić z Forum Obywatelskiego Rozwoju Balcerowicza), a obecnie minister w rządzie PO/PSL, wdraża eugeniczną reformę edukacji, gdzie możliwości zdobycia wykształcenia dopasowywane są do zdolności jednostek. Uczniowie uznani za mało zdolnych nie są użyteczni, a środki finansowe mają być skoncentrowane na najzdolniejszych dzieciach. Motorem w PFO, organizacji, której prezesuje Maciej Witucki, jest Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową, a członkami rady, podobnie jak w balcerowiczowskim FOR są biznesmeni i profesorowie. Wśród członków władz i współautorów raportów powtarzają się nazwiska: Boni, Hübner, Koźmiński, Balcerowicz, Hausner...Widać jak neoliberalna doktryna wzajemnie wspiera się z władzą ekonomiczną i polityczną. Efektem jest upowszechnienie totalitaryzmu rynkowego i kasacja demokracji.

Przy okazji czytania wywiadu z prezesem Wituckim nieodparcie nasuwają się analogie między technikami neoliberalnego i biznesowego PR, a metodami sprawowania władzy przez nazistów, w jaki sposób panowali nad masami i życiem codziennym poddanych Trzeciej Rzeszy, a jak rynek i państwo organizują życie ludzi dzisiaj. Poddani zostali skategoryzowani jako podmioty użyteczne (wówczas posłuszni nowej władzy aryjscy Germanie, na których w zamian za uprzywilejowanie i opiekę spoczywał obowiązek poświęcenia życia jaki i obowiązek reprodukcji) i jako ludzkie odpady (wówczas Żydzi, Cyganie, komuniści, geje, Słowianie, niepełnosprawni). Nieodzownym elementem sprawnego systemu zarządzania zagładą była propaganda. Z jednej strony propaganda wobec niemieckich robotników nastawiona była na stworzenia przeświadczenia o upodmiotwieniu. Jak pisze Walter Benjamin, nazizm, który odbierał prawa pracownicze, wykorzystał rewolucyjne symbole, marsze i sztandary, aby wzbudzić przeświadczenie, że robotnicy sa uwłasnowalniani. (Analogicznie dzisiaj funkcjonuje propaganda przedsiębiorczości). Z drugiej zaś strony nazistowska propaganda nastawiona była patologizację Żydów, aby ustanowić supremację niemieckiego Ja i pozyskać społeczną zgodę na zagładę. (Dzisiaj patologizowani są bezrobotni, ludzie z niskimi dochodami, emigranci). Jednocześnie wobec ofiar kreowano fikcje, karmiono je nadzieją, że celem transportu nie jest zagłada ale przesiedlenie... Na bocznicy w Sobiborze wymalowano stosowne drogowskazy, o kierunku dalszej podróży do Białegostoku i Wołkowyska, zasadzono kwiatki, grała orkiestra, stała ekipa sprzątaczy, którzy przywracali porządek, aby nowy "transport" nie spostrzegł że coś jest nie tak... Dzisiaj taka rolę kreowania fikcji i zamazywania rzeczywistości odgrywa polityczny PR i marketing. Profesor Balcerowicz, prezes Witucki czy minister Boni twierdzą że kapitalizm ma się dobrze, wszyscy się bogacą i wszyscy korzystają. Ukrytą zasadą organizacyjną był i jest nadal podział na użytecznych i nieużytecznych, segmentacja grup ludzkich, oddzielanie jednych od drugich, aby odtworzyć hierarchie władzy, zerwać więzi solidarności społecznej – a wszystko podporządkowane ekonomicznej efektywności i maksymalizacji zysku.

Kryzys, jak słusznie zauważa prezes Witucki, wkrótce przeniesie się na polskie firmy i gospodarstwa domowe. Kryzys przyczyni się do intensyfikacji konkurencji między firmami o rynki i dostęp do kapitału, a między jednostkami o pracę i środki do życia. O tym prezes Witucki nie mówi otwartym tekstem, ale widać że już się sposobi do konkurencji o dostęp do publicznych funduszy. Jeśli dominacja rynkowych reguł gry, w tym konkurencyjności i społecznego darwinizmu będzie utrzymana, oznacza to wojnę wszystkich ze wszystkimi. Tak jak firmy pochwytują jednostki i ich siłę nabywczą czy siłę robocza przez system kontraktów i brak alternatyw, neoliberalne państwo chwyta i nie puszcza poddanych sobie obywateli (nie można pójść do szkoły, pracy, szpitala, otworzyć konta w banku czy umrzeć bez PESELu czy NIPu) i kategoryzuje nas pod kątem ekonomicznej użyteczności, jako płatników podatków i jako wydatki z budżetu, a nie jako podmioty polityczne. Wydatki trzeba minimalizować, albo - jak w przypadku zaciąganych w Banku Światowym pożyczek na odprawy dla górników - wydawać środki na czasowe kontrolowanie wybuchów społecznego protestu. Kiedy trzeba było minimalizować problemy z bezrobociem i zyskiwać poparcie, a przynajmniej minimalizować sprzeciwy wobec neoliberalnej transformacji, wtedy przepisy o wcześniejszym przechodzeniu na emerytury były użyteczne. Teraz stają się ciężarem. Ludźmi można machać jak chorągiewką. Nasze życie ma znaczenie o tyle o ile przyczyniamy się do wzrostu dochodów firm czy państwa.

Dopiero co minister Rostkowski i premier Tusk zaciągnęli w Banku Światowym kolejną pożyczkę – blisko 1 mld euro. To tylko pierwsza transza z pożyczki opiewającej na 3.75 mld euro. Do spłacenia będzie ok. 20 miliardów złotych. Jak wynika z listu ministra Rostkowskiego do szefa Banku Światowego, pożyczka jest konsultowana z Komisją Europejską, z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, z Narodowym Bankiem Polski. Ale zaciągniecie długu nie było konsultowane z tymi które i którzy będą go spłacać. Nie toczyła się na ten temat dyskusja w Sejmie czy w mediach. Jednym z głównych celów tej pożyczki jest stabilizacja finansów państwa i rozwój sektora prywatnego. W czasach kryzysowych, kiedy kurczą się możliwości pomnażania zysków, trzeba otwierać przed inwestorami nowe możliwości, tworzyć nowe rynki, na przykład na usługi medyczne. Podmiotem politycznym neoliberalnego państwa nie jest obywatel czy obywatelka, ale duża zasobna firma. Z takiego politycznego rozdania i układu sił wynika, że odpowiedzią na kryzys będzie wojna społeczna, bo niemożliwy jest sojusz społeczeństwa z państwem, które porzuciło swoich obywateli i obywatelki, a z podatków i pożyczek, które to my będziemy spłacać – dogadza bankom i wielkim firmom.

Opór niewątpliwie się pojawi. Problem w tym, żeby nie skupił się na atakach na te czy inne osoby, w czym do tej pory celował polski dyskurs publiczny czy na odgrywaniu starego spektaklu w nowych dekoracjach, ale aby polegał na zmianie wartości politycznych i opierał się na innej organizacji, rynku, państwa i społeczeństwa, gdzie nie rynek i pomnażanie bogactwa nielicznych jednostek, ale niepodzielne, uniwersalne prawa człowieka, w tym prawa kobiety-człowieka, solidarna dbałość o wspólne dobra społeczne i trwałe podstawy do życia byłyby składnikami nowej politycznej architektury.

Komentowany artykuł: http://www.dziennik.pl/gospodarka/article288374/Kryzys_ktorego_nie_widac...

Dane o TP SA: http://tiny.pl/vrxg

Maciej Witucki jest także przewodniczącym rady programowej Polskiego Forum Obywatelskiego, które inicjuje dyskusje o kierunkach rozwoju Polski w obszarze gospodarki, polityki, nauki, edukacji oraz tożsamości Polaków. Co roku w ramach Forum odbywa się Kongres Obywatelski. www.pfo.net.pl

Giorgio Agamben. Homo Sacer. Suwerenna władza i nagie życie. Warszawa: Pruszyński i Spółka, 2008.

Walter Benjamin, Dzieło sztuki w dobie reprodukcji technicznej, w tenże Twórca jako wytwórca. Wydawnictwo Poznańskie, 1975.

Ewa Charkiewicz

Tekst pochodzi ze strony Think Tanku Feministycznego (www.ekologiasztuka.pl/think.tank.feministyczny/).

Przemówienie Stasa Markiełowa na pikiecie przeciw pobiciu dziennikarza lokalnej gazety

Publicystyka

W listopadzie 2008 r., Michaił Beketow, redaktor lokalnej gazety „Chimkinska Prawda”, który popierał protesty mieszkańców i krytykował władze, został ciężko pobity pod swoim domem. Zorganizowano wtedy protest w tej sprawie. Na wiecu mówiono ogólnie o represjach wobec działaczy politycznych w Rosji. Film został nagrany na tym właśnie wiecu.

Czuję się dziwnie, bo jestem prawnikiem wszystkich tych, którzy znaleźli się w tej strasznej sytuacji. Mam dość widzieć nazwiska swoich przyjaciół w kronikach kryminalnych. Jeszcze poprzedniej niedzieli byłem u Michaiła Beketowa w jego domu. Żalił mi się, że jest sam przeciw wszystkim. Okazało się, że to prawda. Mam już dość dostawać sprawy kryminalne, w których głównym punktem oskarżenia jest to, że oskarżeni są członkami antify. Ludzie są nie tylko oskarżani, ale aresztowani i trzymani za to w areszcie tak jak Aleksej Olesinow. * Dość mam czytać o przypadkach kryminalnych, takich jak przypadek Filatowa, który został zabity przed klatką swojego domu. To już nie jest nawet robota prawnika, ale próba przeżycia. Beketowowi potrzebna jest krew do transfuzji, a nam potrzebna jest obrona. Potrzebujemy obrony przed faszystami i mafijną władzą, również przeciwko organom „sprawiedliwości”, które zazwyczaj tylko im pomagają. Wszyscy potrzebujemy się bronić. Ale rozumiemy doskonale, że jeśli nie obronimy się sami, nikt nas nie obroni. Ani bóg, ani car, ani prawo - tylko my sami.

Dopiero, gdy będziemy umieli pracować razem i bronić siebie nawzajem, uda nam się zwyciężyć. Mam nadzieję, że tak się stanie, bo inaczej się zebraliśmy na darmo.

* Aleksej Olesinow został aresztowany 6 października, nie wiadomo dlaczego. Postawiony mu zarzut to "chuliganstwo". Choć to nie jest poważny zarzut, policja nie wypuściła go z aresztu. Potem policja uzasadniła areszt faktem, że jest antyfaszystą.

Spirala nienawiści, narastanie ideologii syjonistycznej i reakcje na nią

Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm

Obecną sytuację w Gazie często porównuje się do apartheidu, czy do formy nienawiści równej z nazizmem. Choć porównanie do Apartheidu może być bardziej stosowne i na temat, to porównanie do nazizmu często jest używane jako przykład zinstytucjonalizowanej przemocy i nienawiści. W przypadku Izraela, porównania tego używa się aby wyrazić myśl, że ludzie, którzy kiedyś byli ofiarami nienawiści z powodu religii i narodowości, stali się sprawcami nienawiści wobec innych.

Oczywiście są różnice pomiędzy ideologią, a praktyką tych reżimów i są one warte dyskusji, ale pozostawię tę kwestię na boku. W tym artykule raczej chciałam napisać o innej kwestii, mianowicie o tym, jak ukształtowały się i zyskały siłę rasistowskie i agresywne formy syjonizmu. Jak sprawcy przemocy syjonistycznej przeszli od roli ofiar do roli oprawców.

Historia syjonizmu oraz utworzenia państwa Izrael i jego rozwoju jest oczywiście zbyt skomplikowana, aby ją wyczerpująco opisać w krótkim tekście, ale możemy omówić pewne zdarzenia z historii.

Syjonizm jako pomysł utworzenia kraju dla Żydów istniał od zamierzchłych czasów, ponad 3 tys. lat. Ale do XIX wieku był to pomysł raczej romantyczny. Jako zorganizowany, poważny ruch polityczny, kierujący się celem stworzenia państwa w Palestynie, ukształtował się w czasach narodzin nacjonalizmu w Europe (w drugiej połowie XIX wieku). Jego rozwój był bezpośrednio skorelowany ze wzrostem gwałtownego antysemityzmu w Europie.

Syjonizm występował i występuje w różnych odmianach ideologicznych.

Pomysł utworzenia państwa przez osiedlenie się na cudzym terenie wymagał pewnej rasistowskiej wizji, która ostatecznie mogła usprawiedliwić wyparcie lokalnej społeczności, nawet przy użyciu siły (choć niektórzy syjoniści chcieli mieszkać obok Arabów). Jednak nie było to czymś charakterystycznym wyłącznie dla syjonistów. W XIX wieku i na początku XX wieku, była to swoista norma w niektórych europejskich i amerykańskich krajach. Syjonizm, będąc ideologią kolonialną, różnił się od nich tym, że odnosił się do historycznej przeszłości i do związku Żydów z ich dawną ojczyzną. (W tym syjoniści byli bliscy niektórym afrykańskim nacjonalistom z obu Ameryk, którzy w zasadzie mocno popierali syjonizm).

Eskalacja przemocy wobec Żydów wzmocniła ideologię syjonistyczną. Duża liczba Żydów czuła się coraz bardziej niechciana i prześladowana widząc więcej sensu w wyjeździe do miejsca, gdzie będzie można grać rolę panów i gdzie razem będą się czuć silniejsi.

Przez wiele lat trudno było sprzedać ludziom syjonizm. Ludzie, którzy mieszkali od wielu pokoleń w sztetlach, w dużych miastach Europy, nie chcieli opuścić swojej prawdziwej ojczyzny i wyjechać do jakiejś "ojczyzny historycznej". Palestyna była daleko od domu, od przyjaciół, rodziny, gospodarstw rolnych, fabryk i sklepów gdzie pracowali. Była daleko i należała do kogo innego, a dodatkowo miała trudny teren i klimat.

W pierwszych latach propagowania syjonizmu w Europie wielu Żydów mocno sprzeciwiało się tej idei. Pierwszy kongres syjonistyczny w 1897 r. nie mógł się odbyć w Monachium, ponieważ lokalni Żydzi byli silnymi przeciwnikami syjonizmu.

Proces żydowskiej emigracji do Palestyny obejmował różne "fale" emigracji. Pierwsza zaczęła się po pogromach w 1881 r. Pretekstem dla pogromów miał być zamach na Cara dokonany tego roku - choć zamachowcem był Polak z rosyjskiej organizacji rewolucyjnej, a nie Żyd. Ludzie uznali zamach za "dzieło Żydów". W atmosferze antyżydowskiej histerii pogromy miały miejsce pod różnymi pretekstami i w różnych miejscowościach (w tym także w Warszawie).

Następna fala była większa i była spowodowana pogromem w Kiszyniowie. Powodem pogromu w Kiszyniowie było coś, co stanowi dobry przykład idiotycznej histerii antysemickiej. Chłopiec został zamordowany przez jednego ze swoich krewnych. Ale prasa antysemicka napisała, że zamordował go Żyd, ponieważ potrzebował krwi do przygotowania macy. Ok. 50 osób zostało zamordowanych, wiele innych zostało rannych, a wiele domów zostało zniszczonych. Należy wspomnieć, że do pogromu przyczynili się też księża, którzy prowadzili niektóre grupy wściekłego motłochu.

W latach 1903-1906, ponad 2 tys. Żydów zginęło w podobnych pogromach.

Problem istniał nie tylko w Europie Wschodniej. Afera Dreyfussa we Francji oraz antysemickie wystąpienia we tymże kraju także bezpośrednio wpłynęły na historię syjonizmu. Dziennikarz Herzl, który pisał o aferze, był nią tak wstrząśnięty, że w 1896 r. założył Światową Organizację Syjonistyczną.

Wielu z pierwszych imigrantów do Palestyny można więc określić jako uchodźców, choć nie wszystkich, ponieważ pierwsi imigranci dzielili się na różne kategorie. Byli ideologowie, zatwardziali syjoniści, imigranci z Jemenu, zwolennicy kolektywizmu, którzy chcieli tworzyć komuny. Niektórzy z imigrantów mocno wierzyli w sprawę syjonizmu, inni nie - po prostu musieli uciekać.

Po Pierwszej Wojnie Światowej w Europe i na Bliskim Wschodzie wytworzyła się nowa sytuacja polityczna. Plany syjonistów nabrały rozmachu.

Rewolucji Bolszewickiej, wojnie domowej w Rosji i innym wydarzeniom na terenie dzisiejszej Rosji, Ukrainy i Polski towarzyszyła także nowa fala pogromów. Wielu Żydów uciekło, niektórzy przed pogromami, niektórzy przed wojną domową. Tak więc kolejna fala ludzi przyjechała do Palestyny.

Jadowity nacjonalizm, antysemityzm oraz antybolszewizm w Europie ciągle narastały. Powstawała ideologia narodowego socjalizmu. Najbardziej ideologicznie nastawieni syjoniści byli nawet w stanie porozumieć się z nazistami, ponieważ mieli ze sobą coś wspólnego. Idea „państwa narodowego", zamieszkanego przez ludzi jednej narodowości, to coś wspólnego dla wszystkich nacjonalistów. A ci, którzy chcieli tworzyć państwo Izrael, uważali, że "zachęcanie do emigracji", czy nawet "przesiedlenie" Żydów z Europy mogło być dla nich korzystne, ponieważ mogło pomóc w budowaniu nowego państwa.

Ci liderzy syjonistyczni nie mogli od razu przyciągnąć zwolenników jedynie za pomocą ideologii syjonizmu - ale dotarli do ludzi poprzez organizacje samoobrony. Wielu z najbardziej zagorzałych syjonistów pochodziło z Polski. Działali w atmosferze reakcji na ideologię endecji. Najbardziej umiarkowana forma nacjonalizmu endeckiego opierała się na idei stworzenia kraju tylko dla Polaków poprzez wymuszoną asymilację Żydów. Ale bardziej radykalne elementy mogły być niebezpieczne dla Żydów. Organizacja BETAR była kierowana przez zagorzałych syjonistów, którzy później odegrali ważną rolę w operacjach militarnych w Izraelu (m.in. Begin czy Szamir). Organizacja ta zyskała popularność jako organizacja samoobrony przed atakami ONR. Im bardziej radykalnie ONR występował przeciwko Żydom, tym bardziej rosło znaczenie BETAR. W Polsce organizacja ta liczyła 40 tys. członków.

Antysemickie i faszystowskie poglądy ONR były korzystne dla żydowskich nacjonalistów, skrajnych syjonistów, którzy inaczej byliby skazani na margines.

Ci, którzy dotarli do Palestyny w pierwszych latach XX. wieku, weszli w poważny konflikt z miejscową ludnością arabską, która wówczas znajdowała się pod brytyjską okupacją. Pomimo umów Faisal-Weizmann z 1919 r., które zdawały się promować pokojowe współistnienie pomiędzy Żydami a Arabami, dążenie syjonistów do zwiększenia osadnictwa i utworzenia państwa powodowało gwałtowne reakcje wobec Żydów mieszkających w Palestynie.

W Syrii panarabscy nacjonaliści zachęcali do silnych wystąpień antysyjonistycznych, aby „wyzwolić” Palestynę. Weizmann starał się ograniczyć w związku z tym rolę Syryjczyków w administracji. W Syrii odbywały się demonstracje domagające się przywrócenia w Palestynie (której granice sięgały dalej niż dzisiejsza Palestyna i Izrael) syryjskiej i arabskiej władzy. Małe grupy fellahów zaczęły atakować Żydów w Galilei. Syria ogłosiła istnienie królestwa Syrii i Palestyny.

Podobnie myślący syjoniści z Europy Wschodniej, którzy później organizowali bojowe organizacje żydowskie w Polsce, organizowali organizacje samoobrony Żydów w Palestynie. W ten sposób Muzułmanie, Żydzi (europejscy i miejscowi), Chrześcijanie, utknęli pomiędzy różnymi nacjonalizmami, różnymi siłami, które próbowały stworzyć państwa, politykami, którzy starali się doprowadzić do tego, by jedne narody rządziły nad innymi. Jeśli wcześniej nie byli nacjonalistami, stali się nimi „w samoobronie”, gdy każdy został wciągnięty w błędne koło nacjonalistycznej ideologii, strachu, nienawiści i przemocy.

W nacjonalistycznych zajściach z 1920 roku, w tym w atakach na żydów w Palestynie, ginęli nie tylko syjoniści. Nawet większość ofiar w słynnym ataku w Jerozolimie nie miała poglądów syjonistycznych. Byli miejscowymi Żydami ze starego Yishuv, którzy mieszkali tam od czasów dawnych i byli antysyjonistami. Tak niestety jest, kiedy ludzie atakują kogoś z powodu jego "narodowości" czy "religii" - nawet jeśli twierdzą, że atakują coś innego - w tym wypadku syjonizm - to często giną ludzie, którzy nie mają nic wspólnego z problemem. Podobnie dzisiejszy rząd Izraela twierdzi, że atakuje Hamas, a giną normalni cywile.

Tego rodzaju incydenty spowodowały, że organizacje samoobrony, takie jak Haganah, stawały się bardziej istotne w Palestynie.

Należy także zrozumieć, że wśród syjonistów było także wielu socjalistów. Socjaliści uważali Palestynę za miejsce, gdzie można zbudować socjalizm, a wielu z nich z kolei wyobrażało sobie nowe społeczeństwo, gdzie wszyscy, niezależnie od narodowości, będą razem. Niestety, rosnący wpływ reakcjonizmu, strachu i nienawiści spowodował, że taka tendencja po założeniu państwa Izrael była coraz bardziej marginalizowana. (Choć powstawały nowe organizacje antysyjonistyczne / socjalistyczne nawet w latach 60., takie jak Matzpen. Ale podobne poglądy nie mogły osiągnąć takiego poziomu społecznej akceptacji, jak kiedyś).

W tym samym czasie w Europie trwały akcje antysemickie i narastała nowa polityka antysemicka. Żydzi, którzy chcieli uciekać natykali się na nowe bariery dla emigracji, także w Ameryce, która w latach 20. ograniczyła możliwość imigracji. W czasach nazistowskich sytuacja stała się jeszcze gorsza dla Żydów. Inne kraje Europy nie chciały ich przyjmować, a brytyjscy zarządcy Palestyny również ograniczyli imigrację. Więc partyzanckie organizacje musiały organizować akcje nielegalnej imigracji do Palestyny.

Nawet po wojnie sytuacja nie była łatwa dla Żydów w Europie. Wielu mieszkało w obozach dla uchodźców bez prawa wyjazdu. Po pogromie w Kielcach Żydzi masowo ulegli panice i syjonistom łatwo było przekonać ludzi do emigracji. Ponad 20 tys. Żydów z Polski i w sumie 100 tys. Żydów z Europy Wschodniej postanowiło wyjechać.

Warto podkreślić, że większa część tej imigracji z czasów wojny i bezpośrednio po wojnie była nielegalna i wyglądała tak, jak wygląda imigracja z Afryki dzisiaj. Ludzie płynęli na łódkach. W wielu przypadkach podróżującym nie udało się dopłynąć do Palestyny. Siły militarne próbowały ich łapać. Ponad 50 tys. Żydów wylądowało w obozach np. na Cyprze. Na jednej z łodzi uchodźcy zostali złapani przez Brytyjczyków i wysłani ponownie do Niemiec. Prawie 2 tys. osób utonęło. Kilka lodzi nie dotarło na miejsce z powodów awarii. Było wiele wraków. Czasami uchodźcy na łodziach byli łapani i internowani. Rosyjska łódź podwodna ostrzelała łódź z uchodźcami i 770 osób zginęło. Tak wyglądała imigracja "syjonistów" do Izraela w czasach bezpośrednio przed ustanowieniem państwa Izrael.

Po wojnie arabsko-izraelskiej Żydzi w sąsiednich krajach, którzy tam się urodzili i mieszkali od dawnych czasów, byli masowo atakowani. W Iraku skonfiskowano własność Żydów, w Libii Żydzi (który mieszkali na tych ziemiach od ponad 2000 lat) zostali pozbawieni obywatelstwa. Takie ataki o podłożu religijnym były nie tylko niemoralne i bezsensowne, ale także zupełnie nie pomogły sprawie tych, którzy nie życzyli sobie ekspansji Izraela. Za sprawą tych ataków prawie milion Żydów musiało uciekać z krajów arabskich, a większość z nich wylądowało akurat w Izraelu. Imigracja z krajów arabskich do Izraela trwała wiele lat. Więc nienawiść znowu pomogła syjonistom. Potomstwo tych Żydów dziś stanowi 41% ludności Izraela.

Ale w pewnym sensie ci Żydzi - ofiary nienawiści w krajach arabskich - byli także ofiarami ideologii syjonizmu. Choć od czasu do czasu miały miejsce ataki antyżydowskie, w czasach i od czasu, gdy syjoniści zaczęli głosić swoje plany w imieniu wszystkich Żydów, gdy Żydzi zaczęli przyjeżdżać masowo - nastąpiło ich nasilenie.

W 1947 r., kiedy ujawniono plan podziału Palestyny na dwa państwa, Arabowie nie wierzyli umiarkowanym Żydom, ponieważ uważali, że "rewizjoniści są bardziej szczerzy w swoich intencjach". Okazało się, że retoryka rewizjonistów-syjonistów, tych najbardziej rasistowskich, nacjonalistycznych, a nawet faszystowskich, była traktowana jako de facto ambicje wszystkich Żydów w Palestynie. Z drugiej strony wielu islamistów uważało, że te ziemie winny pozostać pod rządami islamistów, a więc uważali ze Żydzi nie powinni mieć własnego państwa, a wielu sądziło nawet, że Żydzi nie mieli w ogóle prawa tam mieszkać. Doszło do wojny. Po wojnie rząd Izraela nie chciał już słyszeć o drugim państwie. A część dawnej Palestyny wylądowała w Syrii, Jordanii i Egipcie.

Widzimy tu jak interesy grup walki o władzę, ideologie nacjonalistyczne i religijne znacznie pogorszyły sytuację. Po tym, jak już doszło do wojny, każda strona mogła nakręcać "swoich ludzi". Wielu ludzi, którzy w innych okolicznościach nie weszliby w realne konflikty między sobą nawzajem, stało się stronami konfliktu. Wszyscy czuli się zagrożeni. Po wojnie można było przypuszczać, że wielu uchodźców nie będzie chciało walczyć z Arabami. Jednak argumenty bojowych syjonistów przekonały wielu. Takie argumenty jak "nigdy więcej nie będą nas atakować" czy „mamy prawo do ojczyzny" odniosły skutek. Dla niektórych to była pierwsza chwila, gdy poczuli się silni.

Organizacje takie, jak BETAR, niegdyś tworzące organizacje samoobrony w Polsce, stały się organizacjami, które wykreowały najkrwawszych izraelskich polityków. Osoby, które kiedyś rekrutowały ludzi wśród ofiar przemocy i nienawiści, nadal mogły korzystać z roli ofiary... a więc we wszelkich sytuacjach zawsze traktowali Żydów jako ofiary. Ich argumentem było: „w 1947 r. zaproponowano podział, ale Arabowie nie chcieli się zgodzić i nas zaatakowali... jesteśmy ofiarami.... nie dają nam, uchodźcom spokojnie tu mieszkać”.... Taka logika. A im bardziej narastały konflikty, opór, samoobrona obu stron, tym bardziej nakręcano prymitywne emocje nacjonalistyczne.

Emocje nacjonalistyczne oraz próby przejęcia kontroli nad coraz większym terytorium wzrastały po obu stronach konfliktu. Każdy uważał kawałek ziemi za "swój". Czasem też partie korzystały z nacjonalizmu i nacjonalistycznych akcji do innych celów. W Syrii najazdy partyzanckie na Izrael były bardzo ważne dla Bathystów, gdyż pozwalały im kanalizować frustrację i opozycję wobec partii w innym kierunku. Ludzie czuli się szczęśliwi, że mieli wroga - Żyda okupanta, z którym można walczyć, a politycy czuli ulgę, że sami nie byli głównym wrogiem. A partia Bathystów i ich najazdy były sponsorowane przez Związek Radziecki, dla którego walka przeciw imperializmowi była świetnym pretekstem do współpracy. Ale Sowieci także mieli swoje interesy ekonomiczne i geopolityczne w regionie.

Emocje nacjonalistyczne służyły także temu, by przesłonić ekonomiczne interesy elit na Bliskim Wschodzie w najprostszej postaci. Ludzie zajmowali ziemie, ale twierdzili że zrobili to ponieważ tak będzie "bezpieczniej", bo "nie możemy z mieszkać razem", bo "to stanowi zagrożenie", jak gdyby nikt nie zyskiwał na tym materialnie.

Dziś widać jak rząd Izraela morduje niewinne dzieci i występuje w roli krwawego agresora. Wiele faktów historycznych przyczyniło się do tego konfliktu, ale nic nie może usprawiedliwić tych aktów.

Organizacja palestyńskiego oporu działa z jednej strony jako organizacja samoobrony, w interesie ludzi przeciw atakom, ale z drugiej strony, też czasami sieje propagandę skrajnie nacjonalistyczną i antyżydowską, aby zmotywować ludzi do aktów przemocy, nawet aktów samobójczych. Wszystko to ma być w interesie "narodu", "wyzwolenia" czy Allaha. Ludzie pełni gniewu za przemoc i niesprawiedliwość, której doświadczają, także stają się podatni na ekstremalne formy nacjonalizmu. Więc w dokumentach Hamasu znajdują się nie tylko słowa oporu, ale otwarta nienawiść wobec Żydów. W świecie islamskim rośnie popularność książki "Mein Kampf" i "Protokołów Mędrców Syjonu". Spirala nienawiści rośnie i rośnie w siłę islamofaszyzm.

Sytuacja na Bliskim Wschodnie nie jest łatwa, tym bardziej jeśli ludzie nadal będą nalegać na rozwiązania oparte na podziale terytorium według rządów, narodowości i religii. Istnieje wielu ludzi, którzy twierdzą, że kiedyś to miejsce należało właśnie do nich.

Ludzie jednak są ludźmi. Jesteśmy wszyscy razem na tym świecie, możemy mieszkać razem, pracować razem, dzielić się wszystkim. Nie musimy mieć flag państwowych. Wspólny język, wspólna "narodowość" nie oznaczają wspólnych interesów: elita arabska wyzyskuje swoich "arabskich braci", a elita izraelska robi to samo wobec biednych Żydów. Interesem elit jest właśnie to, aby ludzie byli podzieleni, aby biedni walczyli z biednymi z sąsiednich krajów... byleby tylko nie walczyli z miejscową elitą.

Izrael i niezmienna groźba apartheidu cz. 2. Najnowsza historia Izraela i Palestyny według Klein

Dyskryminacja | Gospodarka | Militaryzm | Prawa pracownika | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Represje | Tacy są politycy | Technika

Prezentujemy dalszy ciąg rozdziału książki Naomi Klein poświęconego najnowszej historii Izraela.

Izrael i niezmienna groźba apartheidu

Do 2003 roku sytuacja izraelskiej gospodarki zadziwiająco się poprawiła. W roku 2004 wyglądało na to, że w kraju zdarzył się cud: po katastrofie i załamaniu Izrael wykazywał się lepszymi wynikami niż niemal wszystkie zachodnie gospodarki. Do wzrostu w dużej mierze przyczyniła się trafna ocena własnej sytuacji: Izrael słusznie postrzegał siebie jako coś w rodzaju supermarketu oferującego technologie obronne. Moment był idealny. Władze wielu państw na gwałt zaczęły potrzebować narzędzi do tropienia terrorystów, a także wszelkich informacji na temat świata arabskiego. Pod rządami Likudu Izrael zaczął reklamować się jako wzorzec państwa o zaostrzonej polityce bezpieczeństwa, powołując się przy tym na dziesięciolecia doświadczeń w walce z arabskim i muzułmańskim zagrożeniem. Przekaz dla Ameryki Północnej i Europy był jasny: wojnę z terroryzmem, którą rozpoczynacie, my prowadzimy od chwili narodzin. Pozwólcie naszym przedsiębiorstwom specjalizującym się w nowoczesnych technologiach i agencjom wywiadowczym po kazać wam, jak to się robi.

Historia Mozilli: pomiędzy społecznością a korporacją

Publicystyka | Technika

Proces produkcji, materialnej lub niematerialnej, kojarzy się zazwyczaj z dwojaką korzyścią: generowaniem zysku i tworzeniem użytecznych produktów. Dla ekonomicznych guru, jedno wynika z drugiego i korzyści dla użytkowników nie mogą istnieć w oderwaniu od zysków firm i na odwrót. Czasem wręcz słyszy się, że użyteczne są tylko te produkty, które przynoszą zysk.

Co się jednak dzieje, gdy firma tworząca użyteczny produkt, wykorzystywany przez masowego odbiorcę, traci z jakichś względów możliwość czerpania korzyści finansowych z jego dalszego rozwijania? Czy ten produkt jest skazany na porażkę? Czy traci on automatycznie swoją użyteczność dla użytkowników?

Są pewne przykłady, które skłaniają do wniosku, że utrata zyskowności przez producenta nie musi oznaczać rozpadu zespołu, ani końca produktu. Aby stało się to możliwe, wystarczy zrezygnować z optyki kapitalistycznej i spojrzeć na to, co jest rzeczywiście użyteczne dla ludzi.

Interesującym przykładem stopniowego „uwolnienia” procesu twórczego jest historia przeglądarki internetowej Netscape. W latach 1996-1997 przeglądarka Netscape była niekwestionowanym liderem na rynku i została zdetronizowana dopiero pod koniec 1998 r., w wyniku nieuczciwej konkurencji ze strony korporacji Microsoft i jej przeglądarki Internet Explorer. Co ciekawe, obie przeglądarki wywodziły się ze wspólnego źródła, przeglądarki Mosaic, której powstanie zostało sfinansowane z funduszy publicznych w National Center for Supercomputing Applications (NCSA) przy Uniwersytecie w Illinois.

Aby utrzymać konkurencyjność Netscape wobec przeważającej siły kapitału Microsoft, w styczniu 1998 r. Netscape postanowiło wypuścić kod źródłowy projektu znanego wewnętrznie jako Mozilla, przeglądarki Netscape Communicator 4.0, na licencji zbliżonej do licencji GNU. Idea polegała ta tym, by wykorzystać pracę tysięcy zewnętrznych programistów pracujących za darmo w celu dalszego rozwijania produktu. Netscape rezerwowało sobie prawo do wykorzystywania innowacji społeczności we własnych wersjach przeglądarki. W celu realizacji tego projektu, powołano Organizację Mozilla, w której pracowali w większości pracownicy Netscape.

W listopadzie 1998 r. korporacja America Online wykupiła firmę Netscape, wraz z należącymi do firmy portalami. AOL dostarczała swoim klientom zarówno własne wersje Internet Explorera, jak i Netscape, obciążone komercyjnymi dodatkami i nośnikami reklam. Gdy w 2003 r., w ramach ugody w sprawie antymonopolowej przeciwko Microsoft, AOL otrzymało od MS 750 milionów dolarów i pozwolenie na bezpłatną dystrybucję Internet Explorera, Time Warner (wcześniej AOL Time Warner) postanowiło całkiem rozwiązać zespół Netscape i zwolniło większość programistów. Oznaczało to również obcięcie finansowania rozwoju Organizacji Mozilla.

Wbrew temu, co można było oczekiwać, nie spowodowało to załamania się projektu Mozilla. W czerwcu 2003 r. powstała Fundacja Mozilla, która miała zapewnić jej dalsze funkcjonowanie. Przełomowa okazała się praca dwóch programistów, Dave Hyatta i Blake'a Rossa, którzy zupełnie niezależnie i nieodpłatnie rozpoczęli prace na przeglądarką Firefox, będącą alternatywą dla zbyt przeładowanej funkcjami i powolnej przeglądarki Mozilla.

Dave Hyatt pracował do 2002 r. w Netscape (AOL) i był współtwórcą Mozilli. Później pracował dla Apple nad przeglarką Safari. Blake Ross w wieku 15 lat pracował jako stażysta w Netscape. Wraz z Davem Hyattem postanowili stworzyć niezależny projekt, niezadowoleni z kierunku w którym zmierzała przeglądarka koncernu AOL. Jednocześnie, Blake nadal się uczył, a obowiązki w pracy Dave’a polegały na czym innym. Praca nad Firefoxem nie była więc dla nich źródłem zarobku i większość pracy poświęconej projektowi była całkiem darmowa.

Pierwsza wersja przeglądarki Firefox została opublikowana w 2004 r. Przeglądarka zdobyła tak wielką popularność, że w 2006 r. Fundacja Mozilla postanowiła całkiem zaniechać dalszego rozwoju przeglądarki Mozilla, koncentrując się na propagowaniu Firefoxa.

Sukces Firefoxa odmienił losy Organizacji Mozilla. Dzięki umowie z korporacją Google, która za cenę około 60 milionów dolarów rocznie wykupiła domyślne ustawienie wyszukiwarki Google w przeglądarce Firefox, fundacja mogła opłacać małą liczbę pracowników, infrastrukturę serwerową i łączą dla witryny mozilla.org oraz przyznawać granty osobom i organizacjom. W celu umożliwienia tego lukratywnego kontraktu pod względem prawnym, powołano do życia Korporację Mozilla.

Lista wszystkich współtwórców przeglądarki, wyświetlana w przeglądarce Firefox po wpisaniu do paska adresu „about:credits”, to 967 nazwisk. Tylko bardzo niewielu z nich otrzymuje wynagrodzenie od Organizacji Mozilla. Mimo to, sprawność zespołu przewyższa często wydajność zespołów w wielkich korporacjach. W raporcie opublikowanym w 2006 r., Symantec przyznał, że średni czas usuwania nowo-odkrytego zagrożenia bezpieczeństwa w przeglądarce Firefox wynosił 1 dzień, podczas kiedy zespołowi firmy Microsoft zajmującym się usuwaniem błędów zabezpieczeń w przeglądarce Internet Explorer zajmowało to średnio 9 dni.

Umowa z Google, na której opiera się lwia część finansów Organizacji, została przedłużona do 2011 r., jednak pewne decyzje wskazują na to, że Google będzie starało się wyprzeć Firefoxa za pomocą swojej własnej przeglądarki Chrome. Chodzi o zastąpienie przeglądarki Firefox przeglądarką Chrome w pakiecie oprogramowania Google Pack. Google, podobnie jak Microsoft, dysponuje pewnymi narzędziami, które mogą sprawić, że konkurencja na rynku przeglądarek nie będzie uczciwa. Do takich narzędzi należy np. możliwość automatycznego testowania przeglądarki na lokalnej kopii milionów stron WWW zapisanych na serwerach Google, lub optymalizacja usług takich jak Gmail lub Google Docs do szybszej pracy z przeglądarką Chrome.

Jednak warto zauważyć, że przeglądarka Chrome jest oparta na wolnym oprogramowaniu WebKit, którego współtwórcą był zresztą ten sam Dave Hyatt.

Historia rozwoju przeglądarek i wielu innych programów i systemów operacyjnych może skłaniać do wniosku, że prawdziwie przełomowa praca dokonuje się nie tam, gdzie są osiągane gigantyczne zyski, ale gdzieś zupełnie obok, w niezależnych społecznościach programistów, testerów, grafików i twórców dokumentacji. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku jądra systemu Linux, opracowanego za darmo w 1991 r. przez Linusa Torvaldsa. Wiele korporacji, takich jak Red Hat, było w stanie czerpać ogromne zyski dzięki tej innowacji, choć jej nie sfinansowało.

Gospodarka kapitalistyczna opracowała niezwykle skuteczne sposoby kapitalizowania na innowacjach społeczności twórców, ale wiele wskazuje na to, że załamanie się systemu kapitalistycznego nie wpłynęłoby znacząco na dalszy rozwój oprogramowania, którego największe przełomy i tak następowały niezależnie.

Codzienny koszmar Gazy i trzecia intifada

Publicystyka

Przez ostatnie pięć dni i nocy pracowałam przy karetkach palestyńskiego Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca w Dżabaliji, Bejt Hanun i Bejt Lahija.

Przez ostatnie pięć dni służby Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca były blokowane; nie pozwalano na ewakuację rannych i wywóz ciał ofiar śmiertelnych z kluczowych terytoriów wokół Dżabaliji i miasta Gazy. Siły specjalne zajęły domy w strefach Zeitun, Atarturah, Zumo i Salahedin.

Izrael kolonialny i rasistowski

Publicystyka

Oglądając i czytając relacje większości polskich i zachodnich mediów z izraelskiej inwazji na Strefę Gazy, można się poczuć jak w świecie George'a Orwella. Wojna jest pokojem, bezkarna pacyfikacja starciem równorzędnych przeciwników, atakujący atakowanym, kat ofiarą.

Blokada informacyjna

Uzasadnione będą także mniej literackie skojarzenia. Weźmy agresję Izraela na Liban latem roku 2006 i wcześniejsze ataki na Gazę po wyborczym zwycięstwie Hamasu w styczniu 2006 r. Czy to nie Libańczycy byli winni tej pierwszej, bo mieli czelność odpowiedzieć na izraelskie rajdy na swoje terytorium? Czy to nie Palestyńczycy doprowadzili do tych drugich, wybierając w demokratycznych wyborach niewłaściwych – z punktu widzenia interesów Izraela – kandydatów? Obydwa te wydarzenia powszechnie uznano wówczas za zagrożenie dla prawa Izraela do bezpieczeństwa, ale prawie nikt nie pamiętał o czymś takim jak prawo do bezpieczeństwa Libanu i Palestyńczyków.

Realny kapitalizm w całej okazałości

Gospodarka | Publicystyka

Strukturalne przyczyny kryzysu
Od roku rozwija się światowy kryzys finansowy powoli oddziałując na przemysł produkcyjny. Sytuacja zaczyna być porównywana do kryzysu finansowego z końca lat dwudziestych początkującego kryzys ekonomiczny z lat trzydziestych XX wieku. Pora próbować wyjaśnić przyczyny kryzysu i wdrożyć środki naprawcze.

Wydawałoby się, że system kapitalistyczny przeżywa drugą „młodość”, czego objawem ma być zwycięstwo nad systemem socjalistycznym. Jednak istnieją oznaki wyczerpywania się możliwości rozwoju obecnie panującego systemu ekonomicznego. Pierwotną przyczyną problemów jest spadek zysków korporacji przemysłowych. Spadek zysków następuje z dwu przyczyn: postępującej automatyzacji i delokalizacji przemysłu. Zastępowanie ludzi automatami w procesie produkcyjnym powoduje, że posiadacze środków produkcji nie mogą umniejszać robotnikom wartości dodatkowej, co jest źródłem ich przewagi ekonomicznej. Natomiast przeniesienie produkcji na Daleki Wschód skutkuje podzieleniem się niewypłacaną wartością dodatkową z kapitalistami z innych krajów. Posiadaczom ze Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej pozostają tylko zyski z zarządzania więzami kooperacyjnymi i z marki handlowej, co w przyszłości może się skończyć.

Oświadczenie dziennikarzy okupujących siedzibę Związku dziennikarzy Aten

Publicystyka

OŚWIADCZENIE

Pracownicy będą mieli ostatnie słowo – nie szefowie mediów

Tysiące protestujących wypełniły ulice Grecji w piątek 9 stycznia, udowadniając, że grudniowy ogień nie zgasł i że nie pomogą kule ani kwas użyty przeciwko aktywistom, ani ideologiczny terroryzm mediów z ostatnich dni. Jak zwykle, jedyną odpowiedzią państwa dla młodzieży była czysta represja. Zachęcana żądaniami mediów domagającymi się zero tolerancji i popędzana rozkazami szefów, policja miała wolną rękę w stosowaniu broni chemicznej, przemocy i aresztowań przeciwko komukolwiek, kto wszedł im w drogę.

Kryzys finansowy to kryzys kapitalizmu - Stanowisko LA

Gospodarka | Publicystyka

Obecny kryzys finansowy jest bez wątpienia najpoważniejszym problemem ekonomicznym od czasów Wielkiego Kryzysu z lat 30tych XX wieku. Może się on także okazać równie doniosły w skutkach i totalnie zmienić globalną gospodarkę. Skala problemu (seria bankructw największych światowych banków i instytucji ubezpieczeniowych, gigantyczna interwencja rządu USA mająca na celu ratowanie sektora bankowego w wysokości ponad 700 miliardów dolarów, plany masowych zwolnień w przemyśle motoryzacyjnym) dowodzi, że nie jest to tylko kolejna „korekta” ale raczej głęboki problem strukturalny, ukazujący wszystkie sprzeczności gospodarki kapitalistycznej

Izrael i niezmienna groźba apartheidu: Najnowsza historia Izraela i Palestyny według Naomi Klein

Świat | Dyskryminacja | Gospodarka | Militaryzm | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Represje | Technika

Naomi Klein w książce „Doktryna szoku” omawia m.in. polityczne i gospodarcze tło represji Izraela wobec Palestyńczyków w ostatnich latach. Poniżej prezentujemy fragmenty rozdziału książki poświęconego Izraelowi. Drugi fragment rozdziału ukaże się wkrótce.

Izrael i niezmienna groźba apartheidu

Przez większą część minionego dziesięciolecia Izrael zmagał się z własną wersją dylematu Davos w mniejszej skali: choć nasilały się działania wojenne i ataki terrorystyczne, giełda w Tel Awiwie biła rekordy na równi z aktami przemocy. Jak zauważył jeden z analityków giełdowych w In News po wybuchach w Londynie 7 lipca: „W Izraelu muszą sobie radzić z niebezpieczeństwem ataków terrorystycznych na co dzień, a mimo to tamtejszy rynek ma się świetnie od lat". Podobnie jak w wypadku gospodarki światowej, tak też i w Izraelu, choć sytuacja jest - jak uważa wielu - katastrofalna, tamtejsza gospodarka nigdy nie była silniejsza: w 2007 stopa wzrostu w Izraelu była porównywalna z chińską i indyjską.
To, co sprawia, że przypadek Izraela jest ciekawy z perspektywy „indeksu broni i kawioru”, to nie tylko fakt, że tamtejszy rynek okazał się odporny na większość politycznych wstrząsów, takich jak wojna z Libanem w 2006 roku czy przejęcie Gazy przez Hamas w 2007 roku. Najważniejsze jest to, że lzrael wypracował model takiej gospodarki, która wyraźnie rozwija się jako bezpośrednia reakcja na narastającą przemoc. Powody, dla których izraelski przemysł jest za pan brat z kataklizmami, nie są żadną tajemnicą. I na długo zanim amerykańskie i europejskie koncerny dostrzegły możliwość ożywienia gospodarczego w związku ze światowym bezpieczeństwem, izraelskie firmy techniczne stawiały pierwsze kroki w przemyśle bezpieczeństwa wewnętrznego i dziś wciąż dominują w tej branży.

Izraelski Instytut Eksportu ocenia, że w kraju działa 350 firm zajmujących się sprzedażą produktów z dziedziny bezpieczeństwa wewnętrznego, a 30 nowych weszło na rynek w 2007 roku. Z perspektywy korporacyjnej jest to rozwój, który czyni z Izraela wzór do naśladowania przez rynek po 11 września. Jednakże z perspektywy społeczno-politycznej Izrael powinien stanowić coś jeszcze – wyraźne ostrzeżenie. Fakt, że kraj w dalszym ciągu cieszy się dobrą koniunkturą, mimo że podejmuje działania wojenne przeciw sąsiadom i nasila okrucieństwa na terenach okupowanych, pokazuje, jak niebezpieczne jest budowanie gospodarki zakładającej nieprzerwaną wojnę i pogłębiające się nieszczęścia.

Kanał XML