Publicystyka
Bezrobotni też chcą żyć
XaViER, Pon, 2013-06-17 13:52 Kraj | Protesty | Publicystyka | UbóstwoMinisterstwo Pracy szykuje rozwiązanie prawne, które może skończyć się tym, że bezrobotny, który odmówi przyjęcia już pierwszej oferty z urzędu pracy, zostanie wykreślony z rejestru na dziewięć miesięcy i straci dostęp m.in. do bezpłatnej służby zdrowia.
Wszystko to ma na celu nie obniżenie faktycznego poziomu bezrobocia, które w Polsce jest gigantyczne i nie spada od 20 lat poniżej 10 proc., ale jedynie jego zamaskowanie za pomocą manipulacji statystyką. Wszystko to przygotowywane jest nie po to, aby ulżyć bezrobotnym, ale po to, żeby rząd mógł pochwalić się przed wyborami sztucznym spadkiem bezrobocia. Propagandowa maszyna rządowa czeka tylko na te zmiany, aby wmówić mieszkańcom naszego kraju, że skutecznie zwalcza bezrobocie.
Rząd twierdzi, że chce „zlikwidować fikcyjne bezrobocie”. Tymczasem wiele osób pracuje na różnego rodzaju umowach śmieciowych lub na czarno i jest zmuszanych do „kombinowania” oraz rejestrowania się w Urzędzie Pracy, aby mieć ubezpieczenie i inne świadczenia, mimo że tak naprawdę nie szukają pracy. Winny jest tej sytuacji cały system, który powoduje, że ludzie są zmuszani do pracy na czarno lub na śmieciówkach, a uderza się w tej sprawie w najsłabszych, a nie np. w pracodawców, którzy zatrudniają ludzi w takiej formie.
Nie daj się wkręcić w brednie o rezydenturze w UK!
Yak, Czw, 2013-06-13 14:07 Świat | Prawa pracownika | PublicystykaNie trzeba być analitykiem aby zauważyć, że Wielka Brytania stoi obecnie na rozdrożach. Z jednej strony przedłużający się kryzys ekonomiczny, który spowodował zmianę polityki socjalnej na szeroką skalę – zmiany kryteriów kwalifikacji i obniżenie stawek świadczeń socjalnych, redukcja lub wstrzymanie finansowania instyucji charytatywnych i użytku publicznego, cięcia w służbie zdrowia i nowe podatki, jak np. kontrowersyjny bedroom tax (podatek od ”nadprogramowych’ pomieszczeń w domu). Z drugiej, pogarszające się stosunki z pogrążoną w coraz większych kłopotach Unią Europejską, z której rząd Wielkiej Brytanii grozi wycofaniem się, oraz brak widoków na szybki, pozytywny zwrot sytuacji, powodują rosnące niezadowolenie społeczne, a co za tym idzie-szukanie kozła ofiarnego. Jak zawsze, dostaje się imigrantom a władze w imię populistycznych pobudek uginają się pod presją opinni publicznej, zapowiadając zmiany w polityce imigracyjnej państwa. Głównie chodzi o imigrację z państw poza obrębem Unii Europejskiej, jak również o Rumunów i Bułgarów, którzy w najbliższym czasie uzyskają prawo do legalnej pracy w UK, a co za tym idzie również dostęp do wszelkich świadczeń. W związku ze spodziewanym, gigantycznym napływem obywateli tych państw wprowadzono pewne zmiany, czy raczej ograniczenia, w systemie kwalifikacji do zasiłków. Między innymi chodzi o wydłużenie wymaganego okresu pobytu w UK, oraz konieczność wykazania, że było, bądź jest się zatrudnionym w Wielkiej Brytanii.
Zmiany te, są wymierzone głównie w naciągaczy i oszustów – nie będą miały dużego wpływu na osoby ubiegające się np. o job seeker allowance. Zmiany wywołały jednak falę strachu w niektórych kręgach emigracji polskiej, wynikającego głównie z niedoinformowania. Wykorzystują to wszelkiej maści biura pośredniczące w aplikacjach o rezydenturę itp. Od pewnego czasu na polskich stronach internetowych i w niektórych pismach pojawiają się bardzo długie i bardzo sugestywne ogłoszenia, z których treści wynika, że już wkrótce nastąpi radykalna zmiana polityki imigracyjnej, która zaskutkuje masowymi deportacjami (takiego słowa używają) Polaków, którzy nie posiadają statusu rezydenta w UK. Powołują się na przykład Hiszpanii i ochronę rynku pracy. Używają nawet zabawnych sformułowań, typu cytuję: „skończy się życie na beneficie” lub: „Na nic będą błagania „I hard work, please, job, job’” – sugerując jednocześnie, że bez względu na czas pobytu i pracy w UK, bez rezydentury nie ma szans na uniknięcie wydalenia z kraju. Jest to stek bzdur, a oferta skierowana jest przede wszystkim do osób, które z powodu nieznajomości języka nie są w stanie zweryfikować tych informacji, ani też samodzielnie złożyć wniosku o kartę rezydenta. Jest to bezczelne żerowanie na ignorancji i łatwowierności ludzkiej. Ogłoszenia te są podwójnie perfidne, gdyż z jednej strony ostrzegają przed ‘zdziercami’ z biur pośrednictwa, odsyłając do oficjalnej strony rządu, z drugiej pobierają 30 funtów za wysłanie polskiej wersji wniosku. Informacje te, są brednią chociażby z jednego podstawowego powodu – mianowicie obywatele Unii Europejskiej nie mogą być przymusowo wydaleni, gdyż po pierwsze mają nieograniczone prawo do pobytu i pracy w UK, po drugie deportacja byłaby złamaniem praw międzynarodowych, po trzecie, ewentualne restrykcje dotyczyłyby nowo przybywających a nie już będących w Anglii osób. Nawet państwa notorycznie łamiące prawa imigrantów, takie jak np. Izrael, nie ważą się na takie kroki. Prawa imigracyjne są w dużej mierze regulowane przez prawo międzynarodowe i są chronione m.in. zapisem w Uniwersalnej Deklaracji Praw Człowieka, co oznacza, że teoretycznie są karane z ramienia instytucji międzynarodowych np. ONZ lub Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Posiadanie karty rezydenta nie jest wymogiem prawnym dla obywateli UE, jest konieczne jedynie w przypadku ubiegania się o obywatelstwo brytyjskie, aczkolwiek może ułatwić znalezienie pracy, mieszkania, kredytu, uzyskania świadczeń socjalnych, zwiększajac wiarygodność kandydata. Nie jest jednak nieodzowna. Nie dajcie się omamić, ostrzegajcie rodzinę i znajomych, którzy nie znają angielskiego.
Poniżej kilka podstawowych informacji o rezydenturze w UK:
Aby uzyskać status tzw. „rezydenta tymczasowego” należy wypełnić formularz EEA1. Razem z wnioskiem musimy przesłać dokument tożsamości, potwierdzenie zatrudnienia (np. payslip, list od pracodawcy lub kontrakt). Osoby self-employed zamiast wyżej wymienionych dokumentów powinny dostarczyć list potwierdzający, że jest się self-employed, dowód płacenia NIN, lub list od księgowego. Oprócz tego potrzebne będą 2 fotografie
Posiadanie zezwolenia na rezydenturę w postaci karty rezydenta nie jest obowiązkowe. Jest to tylko pisemne potwierdzenie prawa do pobytu i pracy w Wielkiej Brytanii. Aby zostać rezydentem, wystarczy być obywatelem państwa członkowskiego Unii Europejskiej, pracować w Wielkiej Brytanii lub posiadać wystarczającą ilość środków finansowych na utrzymanie, bez pomocy państwowych urzędów. Prawo do pozostania na terenie Wielkiej Brytanii bez konieczności pracy mają również studenci i emeryci.
Za: http://kuriersyndykalistyczny.wordpress.com/2013/06/13/nie-daj-sie-wkrec...
Odezwa do całego świata!
Ewa Małkiewicz, Śro, 2013-06-12 11:21 Świat | Miejsca | Protesty | PublicystykaOdezwa obrońców placu Taksim – Turcja #Gezi
TO JEST NASZE WEZWANIE DO CAŁEGO ŚWIATA
11 czerwca 2013r.
Policyjna przemoc, która rozpoczęła się w Parku Gezi rankiem czternastego dnia prostestów przeciąga się do północy. Gdy nieporadne prowokacje, wystawiane rankiem przez policje okazały się porażką wznowiono bombardowanie manifestujących puszkami z gazem łzawiącym, które trwa do tej chwili i pozostawia setki rannych, w tym wielu rannych w głowę. Zwierzęta i rośliny wokół Placu Taksim umierają z powodu unoszącego się gazu.
Nasi ludzie, nasze dzieci na Placu Taksim i w Parku Gezi trwają w oporze, ryzykując życiem w obronie własnej godności.
Wzywamy cały świat by zamanifestował swoją reakcję, by powstrzymał przemoc policyjną stosowaną na bezpośredni rozkaz rządu i by wspierał naszych ludzi.
Kampania Czyste Klatki
XaViER, Wto, 2013-06-11 18:12 Kraj | Lokatorzy | Prawa pracownika | PublicystykaOd kilku lat czystość na klatkach schodowych i częściach wspólnych kamienic miejskich utrzymywana jest przez wyłaniane w drodze przetargu prywatne spółki sprzątające. Rozwiązanie to, które miało zapewne przynieść miastu oszczędności, okazuje się jednak mało skuteczne. Od pewnego czasu stowarzyszenie Akcja Lokatorska zaczęło otrzymywać skargi od mieszkańców miejskich kamienic na jakość i częstotliwość sprzątania klatek schodowych, a także na sposób w jaki jest ono wykonywane. Jednocześnie do organizacji pracowniczej Związek Syndykalistów Polski zgłosiły się osoby sprzątające, które poinformowały nas o rażących warunkach pracy i płacy w firmach zajmujących się sprzątaniem gminnych kamienic.
W związku z zebranymi wstępnie informacjami zdecydowaliśmy się zorganizować spotkanie mieszkańców kamienic miejskich (głównie z terenu Nadodrza) z przedstawicielami Zarządu Zasobu Komunalnego, aby wspólnie omówić problem i wypracować możliwe rozwiązania. W spotkaniu z lokatorami kamienic miejskich oraz członkami stowarzyszenia Akcja Lokatorska oraz Związku Syndykalistów Polski ze strony ZZK uczestniczyli pan Tomasz Wężny oraz pani Urszula Hamkało. Poniższe podsumowanie zawiera uwagi lokatorów i lokatorek oraz diagnozy i propozycje rozwiązań przedstawione przez stronę społeczną (lokatorów i lokatorki oraz organizacje lokatorskie i pracownicze).
Związkowy podpis i związkowy popis
Akai47, Nie, 2013-06-09 22:56 PublicystykaNiezależnie od tego, czy mamy do czynienia z Solidarnością, czy z Konfederacją Pracy, warto w sposób krytyczny pomyśleć o tym, jak działają hierarchiczne związki oraz ich aktywiści.
W tym miesiącu Komisja Krajowa „Solidarności” podejmie decyzję, czy przeprowadzić strajk generalny czy też nie. Nie wchodząc w temat tego akurat strajku, z punktu widzenia anarchosyndykalistycznego, ważny jest nie tylko sam strajk, ale także sposób podejmowania decyzji o nim. W przypadku Solidarności oraz wielu innych związków, w tej sprawie ostateczny głos mają władze wykonawcze związku, a nie ich członkowie.
Czy władze będą działać zgodnie z opiniami swoich członków zależy od wielu czynników. (W tym konkretnym przypadku nie widzę dlaczego „S” nie miałby przeprowadzić jednodniowego strajku pokazowego, szczególnie biorąc pod uwagę polityczne związki kierownictwa z tzw. „opozycją”.) Jednak według nas, anarchosyndykalistów, decyzję mają prawo podjąć tylko sami pracownicy, w sposób bezpośredni.
Jak w rzeczywistości funkcjonują związki w naszym kraju? Są mocno zhierarchizowane. Mają zawodowe kadry, wielu biernych członków na papierze. W niektórych związkach władze, czyli Komisje Krajowe itd., mają o wiele za dużo kompetencji. Zdarza się często, że nawet w sporach pracowniczych te ciała kierownicze interweniują „w imieniu pracowników” w sprawach bezpośrednio ich dotyczących i zawierają ugody w ich imieniu, nie pytając ich nawet o zdanie.
To nie jest tylko polski problem. Raczej jest to problem takich form organizacji. W najgorszych przypadkach dochodzi do tego, że władze związkowe odwołują strajki, lub podpisują porozumienia bez zgody większości pracowników. Często pracownicy są kontrolowani przez tych zawodowych związkowców i biurokratów. Tak jak w przypadku rządu i prezydenta, czy innych przedstawicieli, po wyborach nikt nie jest w stanie kontrolować ich konkretnych decyzji.
Na tym portalu niedawno można było przeczytać o różnych przypadkach, które wydarzyły się w zakładach pracy, gdzie działają nasi koledzy. W Hiszpańskiej filii firmy Capgemini, władze związku odwołały strajk, bez względu na decyzji załogi. We Włoszech, związki głównego nurtu podpisały niekorzystne dla pracowników porozumienie w szpitalu San Raffaele. Nasi koledzy z USI-AIT jednak nalegali na to, żeby decyzje były podejmowane przez zgromadzenie wszystkich pracowników, a nie przez biurokratów. W końcu, USI oraz inne oddolne związki przeprowadziły strajk. Dzięki temu, szpital zrezygnował ze zwolnienia 244 pracowników.
W tym ostatnim przypadku, widać jaką rolę odgrywają związki głównego nurtu. Nie zawsze są po to, aby pomagać pracownikom realizować ich postulaty, ale często starają się po prostu ich kontrolować, aby mediować między nimi a pracodawcami. Gdy pracownicy zbyt stanowczo domagają się swoich praw, związkowi biurokraci często po prostu dogadują się z pracodawcami za plecami swoich członków.
Związkowy podpis oznacza zgodę członków związku, nawet wtedy gdy zupełnie nie wzięli oni udział w podejmowaniu danej decyzji. A potem pracownicy muszą żyć ze skutkami tego podpisu. W większości przypadków, sytuacja związkowego biurokraty pozostaje bez zmian.
Dlatego warto bardzo krytyczne myśleć o realnych kompetencjach władz związkowych, a w zasadzie, władz lepiej nie mieć wcale. Jeśli są już jacyś przedstawiciele związku, warto wtedy mocno ograniczyć ich kompetencje i w jasny sposób je określić. Rzecz w tym, żeby nie pozwolić im decydować za innych.
Oczywiście są mniej lub bardziej hierarchiczne związki, ale z naszego punktu widzenia nie ma znaczenia, czy władze są totalnie złe, czy tylko trochę złe.
W podtytule wspomniałam o innym związku, Konfederacji Pracy. Ponieważ chciałabym napisać trochę o innym aspekcie związkowego podpisu. Rzecz w tym, jak władze związków czasami podpisują się pod akcjami, czy popierają jakąś kampanię, bez pytania członków związku o zdanie, a nawet bez ich zaangażowania. Jedna niedawna akcja jest warto przeanalizowania.
W zaproszeniach na niedawny protest w obronie edukacji w Warszawie, można było przeczytać że akcję organizuje Inicjatywa Mieszkańców "Warszawa Społeczna" oraz Ogólnopolski Pracowniczy Związek Zawodowy "Konfederacja Pracy" . Warto to przemyśleć, w związku z tym, jak naprawdę wyglądała ta akcja.
Nie zaprzeczam, że przewodniczący Warszawy Społecznej jest także funkcjonariuszem Konfederacji Pracy. Ale jeśli jedna osoba, czy nawet parę osób z Konfederacji Pracy podpisują się pod akcją, czy to oznacza, że ta akcja naprawdę ma wsparcie tej struktury?
Oczywiście, że nie. A jak to wyglądało w rzeczywistości? Demonstracja, niestety, nie była bardzo liczna. (W żaden sposób nie krytykuję ludzi, którzy po prostu chcieli coś zrobić, podczas gdy inni nie chcieli się ruszyć z domu.) Liczyłam dość dokładnie, w sumie było pięćdziesiąt parę osób. Wśród tych ludzi, przynajmniej 17 było anarchosyndykalistami, czyli 1/3 uczestników. Oprócz tego, ci, którzy zwykłe są na każdej warszawskiej demonstracji – Pedecja, CWI i kilka innych organizacji. Potem ludzie z Mokotowskiego Porozumienia Nauczycieli i Warszawy Społecznej. Choć nie wiem dokładne ile osób z tych organizacji jest zrzeszonych w Konfederacji Pracy, mogę z dużo pewnością powiedzieć, że nie więcej niż kilku. W demonstracji była jedna flaga Konfederacji.
Warto wtedy zastanowić się nad tym, jak powstał ten związkowy podpis i co w rzeczywistości z tego wynikało.
Na portalu lewica.pl, czytałam relację z tej demonstracji. Autor postu, tak jak my, słusznie skrytykował postawę głównych związków w edukacji, ZNP i „S”, ponieważ nic nie zrobią w sprawie dramatycznych cięć i masowych zwolnień. Jednak autor nie chciał podjąć krytyki innego związku, a mianowicie Konfederacji Pracy, za to, że też nic nie robi.
A niestety, jakby nie patrzeć na sytuację, jeśli tylko parę osób z Konfederacji Pracy pojawia się na takim proteście, to oznacza, że faktycznie nic nie zrobiono. A to nawet może nie jest wina członków związku, bo może oni w ogóle nie byli zaangażowani w podejmowanie decyzji, a może nawet nie wiedzieli o tym, że ktoś w ich Konfederacji chce zorganizować taki protest. Bo pewnie wyglądało to tak: profesjonalni działacze sami decydują co podpisać, np. podpisują w imieniu związku bez pytania kogokolwiek o zdanie, lub może muszą jedyne zapytać władze (czyli kolegę).
Dlaczego taka sytuacja ma nas interesować? Jedną z przyczyn jest to, że taki stan rzeczy prowadzi do utrzymywania złudzeń, szczególnie jeśli chodzi o iluzje, którym ulegają ludzie wokół tzw. lewicy. Powiedzmy, że pewna osoba idzie do rodziców z Warszawy Społecznej i mówi, że Konfederacja Pracy ma ich wspierać. I bardzo fajnie, myślą rodzice. Bo Konfederacja Pracy, część OPZZ, jest częścią potężnej organizacji. Mają wpływ i do jakiegoś stopnia, jakąś „władzę”. A ludzie lubią władzę, lubią jak ktoś z władz będzie „po ich stronie”.
Potem, okazuje się, że jak ma być demonstracja, tylko Pan Przewodniczący WS oraz paru kolegów ruszają są w stanie się ruszyć. Cała Konfederacja Pracy, która może byłaby prawdziwą siłą, nie jest w stanie zmobilizować choćby kilkunastu osób.
Z drugiej strony, wystarczy parę SMSów (dosłownie) aby inne organizacje przyciągnęły więcej związkowych aktywistów.
Pozostaje więc wiele pytań o to dlaczego tak jest, że Warszawa Społeczna wybiera iluzoryczność wsparcia danego związku i nie starają się o wsparcie innych. Ja osobiście znam odpowiedz, co jest związane z przewodniczącym WS, jego stanowiskiem, tym co on mówi do ludzi i do nas. Jak krzyczy na innych aktywistów, że mają iść precz od „jego ludzi” czy oskarżą ich o bycie „sektą”, a nie „prawdziwą organizacją”. Takie podejście uważam za bardzo śmieszne, bo po co chwalić się wsparciem „prawdziwego związku”, takiego jak Konfederacja Pracy, jeśli nie ma go na demonstracji? (A sprawa która była tematem demonstracji była jak najbardziej słuszna, dlatego kilku z nas było na niej obecnych, choć nie mieliśmy ochoty robić więcej z powodu działań pana przewodniczącego).
Aktywiści WS, zapewne są podobni do wielu innych zwykłych ludzi, znanych z różnych ruchów. Może mają pewne złudzenia odnośnie władzy, a może nie... Chcą być widoczni, chcą aby „mocne” organizacje coś dla nich zrobiły... A jednak, jeśli mamy walczyć, naprawdę trzeba przede wszystkim przestać liczyć na organizacje, które na demonstracjach obecne są jedynie swoim podpisem, a nie realną aktywnością.
Ta demonstracja nie była jedyną, pod którą jakaś stosunkowo duża organizacja złożyła swój podpis, choć faktyczni pojawiło się jedynie kilka osób z tej organizacji. Ta praktyka jest czystą farsą i służy przede wszystkim do tego, by się lansować.
Mały rozmiar organizacji to jedno, ale jeśli dokonuje ona starań, by jej członkowie byli obecni na akcjach, nawet jeśli to jedynie kilka osób, to jest to zupełnie inna sytuacja, niż ta która została opisana. Niestety, w „polskiej lewicy” bardzo bezkrytycznie podchodzi się do tego problemu, zawsze promując związkowe popisy, a nie realizując żadnych porządnych i realnych mobilizacji. Okazuje się, że całe organizacje staje się często tylko aktywistycznymi wizytówkami niektórych aktywistów, a nie realnym narzędziem walki.
Spuścizna Bakunina według Paula Avricha
Czytelnik CIA, Czw, 2013-05-30 11:08 Publicystyka | Ruch anarchistycznyDziś z okazji 199 urodzin Bakunina tekst Paula Avricha z 1970 roku.
Sto lat temu anarchizm stawał się główną siłą ruchu rewolucyjnego, a imię Bakunina, największego mistrza i proroka, było tak dobrze znane wśród pracowników i radykalnych intelektualistów Europy jak imię Karola Marksa, z którym konkurował o przywództwo w Pierwszej Międzynarodówce. W przeciwieństwie do Marksa, Bakunin zdobył swoją reputację głównie jako działacz, a nie teoretyk ruchu. Nie przesiadywał w bibliotekach studiując księgi i pisząc o przyszłych rewolucjach. Niecierpliwie pragnąc działać, z niepohamowanym entuzjazmem rzucił się w wir powstań 1848 roku. Prometejska postać idąca z falą rewolty z Paryża na barykady Austrii i Niemiec. Tacy ludzie jak Bakunin, jak współczesny mu stwierdził. „wzrastają w huraganie i dojrzewają lepiej w burzy, niż w świetle słońca.”
Aresztowanie Bakunina podczas drezdeńskiej insurekcji w 1849 roku, przytemperowało jego gorączkową aktywność rewolucyjną. Kolejne osiem lat spędził w więzieniu, sześć z nich w najciemniejszych lochach carskiej Rosji, a potem jego wyrok zamieniono na dożywotnie syberyjskie wygnanie. Przez szkorbut stracił zęby, a jego zdrowie poważnie się pogorszyło. Jednak w 1861 roku uciekł strażnikom i wyruszył w niewiarygodną odyseję okrążając glob, dzięki czemu jego imię stało się legendą i przedmiotem kultu wśród radykalnych grup w całej Europie.
Jako romantyczny buntownik i aktywna siła w historii, Bakunin przyciągał współczesnych w sposób, z jakim Marks nigdy nie był w stanie rywalizować. „Wszystko w nim było kolosalne", wspominał kompozytor Richard Wagner, który wraz z nim uczestniczył w powstaniu drezdeńskim, „i był pełne prymitywnego entuzjazmu i siły.” Bakunin sam mówi o swojej „miłości do tego, co fantastyczne, nietypowe, do niesłychanych przygód, które otwierają szerokie horyzonty, których zakończenia nie można przewidzieć”. To z kolei dało innym inspirację do wybujałych marzeń, a w chwili jego śmierci w 1876, zdobył on wyjątkowe miejsce wśród poszukiwaczy przygód i męczenników w rewolucyjnej tradycji. „Ten człowiek”, powiedział o Bakuninie Alexander Herzen, „nie urodził się pod zwyczajną gwiazdą, ale pod kometą”. Jego wielkoduszność i dziecinny entuzjazm, jego płomienne umiłowanie wolności i równości, jego zacięte ataki na przywileje i niesprawiedliwość – to wszystko dodawało mu olbrzymiego uroku w wolnościowych kręgach jego czasów.
Ale Bakunin, o czym jego krytycy nigdy nie przestawali przypominać, nie był systematycznym myślicielem, ani też za takiego się nie uważał. Uważał siebie bowiem za rewolucjonistę czynu, „nie za filozofa, ani też twórcę systemów jak Marks”. Nie uznawał on istnienia żadnych przyjętych z góry i przesądzonych praw historii. Odrzucał pogląd jakoby społeczna zmiana zależała od stopniowego rozwijania „celu” warunków historycznych. Wierzył on, że ludzie kształtują własne przeznaczenie, że ich życia nie można wcisnąć w żaden ciasny schemat abstrakcyjnych socjologicznych formuł. „Żadna teoria, żaden gotowy system, żadna napisana kiedykolwiek książka nie ocali świata", ogłosił Bakunin. „Nie trzymam się żadnego systemu. Jestem prawdziwym poszukiwaczem.” Ucząc pracowników teorii, mówił, Marks mógłby jedynie zdusić rewolucyjny zapał, który posiada każdy człowiek - „impuls wolności, pasję równości, święty buntowniczy instynkt.” W przeciwieństwie do marksowskiego „socjalizmu naukowego”, jego własny socjalizm, jak twierdził Bakunin, był „czysto instynktowny.”
Wpływ Bakunina, jak zauważył Piotr Kropotkin, był wtedy przede wszystkim o „osobowości moralnej”, a nie spowodowany autorytetem intelektualnym. Mimo, że pisał bardzo dużo, nie zostawił potomności ani jednej książki. Wciąż rozpoczynał nowe prace, które, ze względu na jego burzliwe życie, zostały przerwane w trakcie i nigdy nie dokończone. Jego twórczość literacka, w opisie Thomasa Masaryka, była „zlepkiem fragmentów”.
A jednak jego pisma, choć nieregularne i niemetodyczne, obfitują w przebłyski oświetlające najważniejsze pytania jego i naszych czasów. Ten artykuł ma na celu zademonstrować, że tak samo idee, jak i osobowość Bakunina, wywarły trwały wpływ, który był szczególnie dostrzegalny w ciągu ostatnich kilku lat. Jeśli kiedykolwiek przemówił duch Bakunina, było to w studenckiej dzielnicy Paryża w maju 1968 roku, w którym czarna anarchistyczna flaga była wszędzie widoczna i gdzie jednym z napisów na murach Sorbony była słynna deklaracja Bakunina „Radość niszczenia jest równocześnie radością tworzenia”. Eldridge Cleaver w swoim zbiorze esejów „Soul On Ice” wyraził swoją wdzięczność wobec Bakunina i „Katechizmu Rewolucjonisty” Nieczajewa, która, co ciekawe, została opublikowana w formie broszury przez organizację Czarne Pantery w Berkeley. Socjolog Lewis Coser wykrył neo-bakuninistyczny okres u Regisa Debraya, którego on nazwał „Nieczajewem w Andach”. Nieczajew był fanatycznym uczniem Bakunina. Także wpływową książkę Frantza Fanona, „The Wretched of the Earth”, z zawartymi w niej manichejskimi wizjami wzgardzonych i odrzuconych powstających by wytępić ich kolonialnych oprawców, czyta się jakby żywcem wziętą z dzieł zebranych Bakunina. W skrócie, gdy nowe pokolenie odkryło ponownie spontaniczny, niedoktrynalny insurekcjonizm, nauki Bakunina zostały również odkryte na nowo.
Jakie pomysły okazały się tak istotne w dwudziestym wieku, a być może nawet istotniejsze, niż w czasach Bakunina? Przede wszystkim, Bakunin przewidywał prawdziwą naturę współczesnej rewolucji bardziej, niż którykolwiek z jemu współczesnych, nie wykluczając Marksa. Dla Marksa rewolucja socjalistyczna wymagała powstania dobrze zorganizowanego i świadomego klasowo proletariatu, czego należy się spodziewać w wysoce uprzemysłowionych krajach jak Niemcy czy Anglia. Marks uważał chłopów za klasę społeczną najmniej zdolną do konstruktywnego rewolucyjnego działania: wraz z lumpenproletariatem miejskich slumsów, chłopi byli nieoświeconymi, prymitywnymi barbarzyńcami, bastionem kontrrewolucji. Dla Bakunina, przeciwnie, chłopi i lumpenproletariat, którzy byli najmniej narażenie na demoralizujące wpływy burżuazyjnej cywilizacji, zachowali swój pierwotny wigor i burzliwy instynkt buntu. Prawdziwy proletariat, mówił, nie składa się z wykwalifikowanych rzemieślników i zorganizowanych robotników, którzy zostali skażeni przez pretensje i aspiracje klas średnich, ale z wielkiej wielomilionowej masy „niecywilizowanych, wydziedziczonych i alfabetów”, którzy nie mieli nic do stracenia prócz kajdan. Tak więc, podczas gdy Marks wierzył w zorganizowaną rewolucję przeprowadzoną przez wytrenowaną i zdyscyplinowaną klasę pracującą, Bakunin swoje nadzieje pokładał w chłopskiej żakerii i spontanicznych powstaniach rozwścieczonych mieszkańców miast, buncie nieucywilizowanych mas napędzanych instynktowną pasją sprawiedliwości i nieugaszonym pragnieniem zemsty. Model Bakunina został zainspirowany przez wielkie bunty Razina i Pugaczowa w XVII i XVIII. Jego wizja to wszechogarniający wstrząs, prawdziwy bunt mas, w tym, oprócz klasy robotniczej, najciemniejsze elementy społeczeństwa – lumpenproletariat, prymitywne chłopstwo, bezrobotni, banici – wszyscy przeciwstawiający się tym, którzy żyją z ich nędzy i zniewolenia.
Późniejsze wydarzenia w znacznym stopniu potwierdziły bakuninowską wizję. Nic dziwnego, że współcześni historycy okazali uznanie roli spontanicznych i prymitywnych ruchów w kształtowaniu historii. W pracy Barringtona Moore’a, który niedawno zbadał związek pomiędzy modernizacją a rewolucją agrarną, a także w pracach Erica Hobsbawma, George’a Rude’a, EP Thompsona i innych, dowiadujemy się, że większość współczesnych rewolucji, jak te w przeszłości, były w dużym stopniu nieplanowane i spontaniczne, napędzane przez masowe ruchy miejskich i wiejskich robotników, i są w zasadniczo anarchistycznym duchu. Nigdy więcej te naiwne, prymitywne i irracjonalne grupy nie były ignorowane przez historyków. Leżą one raczej u podstaw zmiany społecznej.
Bakunin przewidział, że wielkie rewolucje naszych czasów powstaną w najniższych warstwach społeczeństwa w stosunkowo nierozwiniętych krajach. Widział w zaawansowanej cywilizacji dekadencję i witalność w zacofanych ludach. Podkreślał, że rewolucyjny impuls był silniejszy tam, gdzie ludzie nie mieli własności ani regularnego zatrudnienia; a to oznaczało, że powszechny przewrót jego marzeń zacznie się raczej w południowej lub wschodniej Europie, niż w takich zamożnych i zdyscyplinowanych krajach jak Anglia czy Niemcy.
Te rewolucyjne wizje były ściśle powiązane z wczesnym panslawizmem Bakunina. W 1848 roku mówił o dekadencji Europy Zachodniej i widział nadzieję na jej regenerację w prymitywniejszych, mniej uprzemysłowionych Słowianach. Przekonany, że rozpad Cesarstwa Austriackiego było podstawowym warunkiem europejskiej rewolucji, wezwał do jego zniszczenia i zastąpienia niezależnymi słowiańskimi republikami. Marzenie to spełniło się 70 lat później. Właściwie przewidział przyszłe znaczenie słowiańskiego nacjonalizmu i widział, co więcej, że rewolucja Słowian przyśpieszy społeczną transformację Europy. Zaprorokował szczególnie, mesjańską rolę rodzimej Rosji zbliżonej do Trzeciego Rzymu przeszłości i III Międzynarodówki przyszłości. „Gwiazda rewolucji”, napisał w 1848 roku, „wzniesie się wysoko ponad Moskwą z morza krwi i ognia i zamieni się w gwiazdę przewodnią wiodącą wyzwoloną ludzkość”.
Widzimy więc, dlaczego Bakunina, a nie Marksa, należy uznać za prawdziwego proroka współczesnej rewolucji. Trzy największe rewolucje dwudziestego wieku – w Rosji, Hiszpanii i w Chinach, wydarzyły się w stosunkowo zacofanych krajach i były w dużym stopniu „chłopskimi wojnami” połączonymi ze spontanicznymi buntami miejskiej biedoty, tak jak Bakunin to przewidział. Chłopi i niewykwalifikowani robotnicy, te prymitywne grupy, wobec których Marks wyrażał miażdżącą pogardę, stały się masową bazą dwudziestowiecznych przewrotów społecznych, które, choć nazywane „marksowskimi”, mogły być raczej opisywane jako „bakuninowskie”. Wizje Bakunina, co więcej, przewidziały społeczny ferment w „Trzecim Świecie”, współczesnym odpowiedniku bakuninowskiej zacofanej, peryferyjnej Europy w skali globalnej.
Trudno się dziwić, że duch Bakunina przenika pisma takich współczesnych teoretyków masowych przewrotów jak Frantz Fanon i Regis Debray, a w mniejszym stopniu też Eldridge’a Cleavera i Herberta Marcusa. Fanon, nie mniej niż Bakunin, był przekonany, że klasa pracująca została zepsuta przez wartości establishmentu i dlatego straciła swój rewolucyjny zapał. „Wielkim błędem”, pisał, „większości partii politycznych słabo rozwiniętych regionów jest, przemawianie przede wszystkich do grup, które są najbardziej świadome politycznie: klasy pracujące w miastach, wykwalifikowani pracownicy i służby cywilne – to jest niewielki procent populacji, nie więcej niż jeden procent”.
Fanon, podobnie jak Bakunin, pokładał swoje nadzieje w wielkiej masie nieuprzywilejowanych ze slumsów, wysiedlonych, ubogich, głodujących, niemających nic do stracenia. Dla Fanona, tak jak dla Bakunina, im bardziej prymitywny człowiek, tym czystszy jest jego rewolucyjny duch. Gdy Fanon odnosi się do „beznadziejnych mętów ludzkości” jako naturalnych rebeliantów, mówi on językiem Bakunina. Z Bakuninem ponadto dzieli nie tylko powszechną wiarę w rewolucyjny potencjał podziemia, ale także wizję odrodzenia poprzez gruntowne odrzucenie cywilizacji europejskiej jako dekadenckiej i represyjnej – w miejsce której, „Trzeci Świat” musi rozpocząć „nową historię człowieka”. Czarne Pantery z kolei, przywłaszczyły sobie wiele pomysłów Fanona, a Eldridge Cleaver i Huey Newton otwarcie przyznają, że są mu dłużni, a pośrednio Bakuninowi, gdy opisują czarnych w Ameryce jako uciśnioną kolonię trzymaną w ryzach przez okupacyjną armię białych policjantów i wykorzystywaną przez białych biznesmenów i polityków.
W podobnym duchu pisze Herbert Marcuse w „Człowieku jednowymiarowym”, iż największą nadzieją rewolucyjnej zmiany jest „podklasa wyrzutków i i outsiderów, wyzyskiwanych i prześladowanych innych ras i kolorów, bezrobotni i bez szans na zatrudnienie.” Jeśli te grupy, dodaje, mają sprzymierzyć się z radykalnymi intelektualistami, może dojść do powstania „najbardziej zaawansowanej świadomości ludzkości i jej najbardziej wyzyskiwanej siły.” Tutaj znów jest widoczny wpływ Bakunina, a nie Marksa. Bo to Bakunin pokłada wielką nadzieję w niezadowolonych studentach i intelektualistach i przypisuje im kluczową rolę w nadchodzącej światowej rewolucji.
Prorocza wizja Bakunina wszechogarniającej wojny klasowej w kontraście z węższą wizją Marksa jako walki proletariatu z burżuazją, pozostawia wiele miejsca na ten dodatkowy, podzielony element społeczeństwa, dla których Marks żywił jedynie pogardę. W opinii Marksa, intelektualiści pozbawieni korzeni nie stanowili własnej klasy, ani też integralnej części burżuazji. Byli oni jedynie „mętami” klasy średniej, garstką zdeklasowanych"” – prawnikami bez klientów, lekarzami bez pacjentów, drobnymi dziennikarzami, studentami bez grosza przy duszy i im podobnymi, pozbawionymi większej roli w historycznym procesie konfliktu klasowego. Bakunin z drugiej strony uważał, że intelektualiści to cenna siła rewolucyjna, „gorliwa, energiczna młodzież, całkowicie zdeklasowana, bez kariery lub określonej drogi przed sobą. Zdeklasowani, wskazywał Bakunin, jak Lumpenproletariat bez pracy i chłopi bez ziemi, nie mieli udziału w niczym i żadnej perspektywy poprawy poza natychmiastową rewolucją, która zniszczy istniejący porządek.
W istocie, Bakunin uważał, że największy rewolucyjny potencjał mają pozbawione korzeni, wyalienowane, zdeklasowane elementy, elementy albo pozostawione w tyle lub nie chcące wpasować się w nowoczesne społeczeństwo. I tutaj równiej był prawdziwszym prorokiem od jemu współczesnych. Ponieważ sojusz zrażonych intelektualistów z nieposiadającymi masami w wojnie w stylu partyzanckim był głównym elementem nowoczesnych rewolucji. Regis Debray w „Revolution in the Revolution?”, innym wpływowym podręczniku współczesnej rebelii, dochodzi z tą ideą do ostatecznej konkluzji. Ludzie, którzy mają pracę, mówi Debray, którzy prowadzą mniej więcej normalne życie pracując w mieście lub na wsi, choć biedni i uciśnieni, są zasadniczo burżuazją, ponieważ mają coś do stracenia – ich pracę, domy, wyżywienie. Dla Debraya tylko partyzantka bez korzeni, która nie ma nic do stracenia oprócz życia, jest naprawdę proletariacką i rewolucyjną walką, a jeśli ma odnieść sukces, muszą ją prowadzić grupy profesjonalnych partyzantów – to znaczy zdeklasowanych intelektualistów – którzy, słowami Debraya, „zainicjują najwyższe formy walki klasowej.”
Bakunin różnił się od Marksa w jeszcze innym punkcie, który ma duże znaczenie dla teraźniejszości. Bakunin głęboko wierzył w natychmiastową rewolucję. Odrzucał pogląd jakoby siły rewolucyjne miały powstawać stopniowo. Domagał się w efekcie „wolności teraz”. Nie popierał żadnej zwłoki w istniejącym systemie. Stary system był zgniły, argumentował, i zbawienie można osiągnąć jedynie niszcząc go całkowicie. Gradualizm i reformizm w jakiejkolwiek formie były daremne, półśrodki i kompromisy nie miały sensu. Marzeniem Bakunina była natychmiastowa i powszechna destrukcja, zrównanie wszystkich istniejących wartości i instytucji, utworzenie nowego wolnościowego społeczeństwa na ich popiołach. W jego wizji, demokracja parlamentarna była bezwstydną fikcją tak długo, jak ludzie byli poddani wyzyskowi ekonomicznemu. Nawet w najwolniejszym z krajów, takich , jak Szwajcaria czy Stany Zjednoczone, cywilizacja garstki ludzi opiera się na mozole i degradacji wielu. „Nie wierzę w konstytucje i prawa”, mówił. „Najlepsza konstytucja na świecie nie byłaby w stanie mnie usatysfakcjonować. Potrzebujemy czegoś innego: inspiracji, życia, nowego świata bez praw, a przez to wolnego świata”.
Odrzucając demokrację parlamentarną jako mającą reprezentować ludzi, Bakunin, jak zauważył jego biograf E.H. Carr, „mówił językiem, który bardziej przynależał do dwudziestego, niż dziewiętnastego wieku” Także nowoczesny wydźwięk miało przekonanie Bakunina, że najlepszym momentem na rewolucję jest czas wojny – a szczególnie czas wojny światowej. W 1870 uznał francusko-pruską wojnę za zwiastun rewolucji anarchistycznej, w której państwo zostanie rozbite i na jego ruinach powstaną wolne federacje gmin. Jedyną rzeczą, która mogła uratować Francję, pisał w swoich Listach do Francuza, był „pierwiastkowy, potężny, pełen pasji, energiczny, anarchistyczny, destruktywny, nieograniczony zryw mas”, z poglądem tym Daniel Cohn-Bendita i jego towarzysze maja 1968 mogliby się entuzjastycznie zgodzić. Bakunin wierzył, tak jak Lenin po nim, że krajowa wojna musi się przekształcić w bunt społeczny. Marzył o powszechnej wojnie europejskiej, którą odczuwał jako nieuchronną, która zniszczy burżuazyjny świat. Jego wyczucie czasu było, oczywiście, niewłaściwe. Jak zauważył kiedyś Hercen, Bakunin zazwyczaj „mylił trzeci miesiąc ciąży z dziewiątym”. Jednak jego wizja w końcu się spełniła, gdy I wojna przyniosła upadek starego porządku i wyzwoliła rewolucyjne siły, które jeszcze miały odegrać swoją rolę w dziejach.
Skupmy się na chwilę na rewolucji rosyjskiej, prototypie dwudziestowiecznych przewrotów społecznych. Tutaj mamy w istocie do czynienia ze spontanicznym „buntem mas”, który Bakunin przewidział jakieś pięćdziesiąt lat wcześniej. W 1917 roku Rosja doświadczyła rzeczywistego załamania władzy politycznej, a robotnicze rady i chłopi powstali, co mogło utworzyć bazę dla wolnościowych komun. Lenin, tak jak i Bakunin przed nim, zachęcał proste i niewykształcone elementy rosyjskiego społeczeństwa do zniesienia tego, co pozostało po starym reżimie. Bakunin i Lenin, mimo wszystkich różnic w temperamencie i doktrynie, byli podobni w swoim odrzuceniu współpracy z liberałami czy umiarkowanymi socjalistami, których uważali za nieuleczalnie kontrrewolucyjnych. Obaj byli antyburżuazyjni i antyliberalni. Podobnie jak Bakunin, Lenin wezwał do natychmiastowego socjalizmu, bez jakiejkolwiek kapitalistycznej fazy rozwoju. On także wierzył, że rewolucja globalna może wyjść od wstecznych rosyjskich wieśniaków. W swoich Tezach Kwietniowych ponadto, wysunął szereg szczególnie bakuninistycznych propozycji – o transformacji światowej wojny w rewolucyjną walkę z systemem kapitalistycznym; rezygnacji z rządu parlamentarnego na korzyść rządu rad wzorowanym na Komunie Paryskiej; zniesienie policji, wojska, biurokracji, wyrównanie dochodów. Lenin odwołuje się do „rozpadu i rewolucji tysiąc razy silniejszej od tej w lutym”, co miało swój szczególnie bakuninistyczny wydźwięk – do tego stopnia, że jeden z anarchistycznych przywódców w Petersburgu był przekonany, że Lenin zamierzał „zmiażdżyć państwo” w momencie, gdy tylko będzie miał je w rękach.
I rzeczywiście, największym osiągnięciem Lenina był powrót do anarcho-populistycznych korzeni rosyjskiej tradycji rewolucyjnej, dostosowanie swoich marksowskich teorii do warunków stosunkowo wstecznego państwa, w którym rewolucja proletariatu nie miała większego sensu.
Podczas gdy marksista w Leninie mówił mu o cierpliwości, o pozwoleniu Rosji ewoluować w zgodzie z prawem materializmu historycznego, bakuninista w nim nalegał na to, by zrobić rewolucję od razu, poprzez stopienie proletariackiej rewolucji z rewolucją głodnych ziemi wieśniaków i bojowniczej elity zdeklasowanych intelektualistów, elementu społeczeństwa, dla którego Marks, jak już widzieliśmy, żywił tylko pogardę. Nic dziwnego, że ortodoksyjny marksistowscy koledzy Marksa oskarżyli go o zostanie anarchistą i „następcą tronu po Bakuninie”. także nie dziwi, że wiele lat później wiodący bolszewicki historyk napisał, że Bakunin „był założycielem nie tylko europejskiego anarchizmu, ale też rosyjskiego populistycznego insurekcjonizmu, a przez to też rosyjskiej socjaldemokracji, z której narodziła się partia komunistyczna i że metody Bakunina pod wieloma względami wyprzedziły powstanie sowieckiej siły i przewidziały w zarysie wielką Rewolucją Październikową 1917 roku. Jednak jeśli Bakunin przewidział anarchistyczną naturę rosyjskiej rewolucji, przewidział on także tego autorytarne konsekwencje. Jeśli 1917 rozpoczął się, jak miał nadzieję Bakunin, spontaniczną masową rewolucją, zakończyła, jak on się obawiał, dyktaturą nowej rządzącej elity. Na długo przed Machajskim czy Djilasem czy Jamesem Burnhamem, Bakunin ostrzegał, że „nowa klasa” intelektualistów i półintelektualistów, będzie chciała zastąpić właścicieli ziemskich i kapitalistów i odmówić ludziom ich wolności. W 1873 przepowiedział z zadziwiającą dokładnością, że pod tak zwaną dyktaturą proletariatu „liderzy partii komunistycznej, tzn. Marks i jego poplecznicy, będą nadal wyzwalać ludzkość na swój własny sposób. Skoncentrują się na rządach silnej ręki. Ustanowią oni jeden państwowy bank, koncentrując w swoich rękach całą komercyjną, przemysłową, rolniczą, a nawet naukową produkcję, po czym podzielą masy na armie – przemysłową i rolniczą – pod bezpośrednim dowództwem państwowych inżynierów, którzy ustanowią nową uprzywilejowaną naukową i polityczną klasę.”
A jednak, mimo swoich ataków na rewolucyjną dyktaturę, Bakunin pragnął stworzyć swoje własne stowarzyszenia spiskowców, których członkowie będą „poddani ścisłej hierarchii i bezwarunkowemu posłuszeństwu”. Ta tajna organizacja, co więcej, pozostanie nienaruszona nawet, gdy rewolucja zostanie dokonana, tak by zapobiec utworzeniu „oficjalnej dyktatury”.
Zatem Bakunin popełnił grzech, który zasadniczo tak gorzko potępiał. On sam był jednym z głównych pomysłodawców tajemnej i zwartej partii rewolucyjnej związanej posłuszeństwem wobec rewolucyjnego dyktatora, partii, którą kiedyś przyrównał do zakonu jezuitów. Choć rozpoznał bliski związek między środkami i celami, gdy widział, że metody użyte do wprawienia rewolucji w czyn muszą mieć wpływ na charakter społeczeństwa po rewolucji, niemniej jednak uciekał się do metod, które były dokładnym przeciwieństwem jego własnych zasad. Jego cele wskazywały na wolność, jednak jego środek – tajna partia rewolucyjna – wskazywał na totalitarną dyktaturę. Bakunin, krótko mówiąc, był uwięziony w klasycznym dylemacie: zrozumiał, że brak efektywnej organizacji rewolucyjnej będzie oznaczać nieuchronną porażkę, jednak środki, jakie wybrał, nieuchronnie szkodziły celowi, do którego dążył.
Ponadto, w kwestii moralności rewolucyjnej Bakunin głosił w rezultacie, że cel uświęca środki. W jego „Katechizmie rewolucjonisty” napisanym wraz z Nieczajewem dokładnie sto lat temu, rewolucjoniści przedstawieni są jako całkowici immoraliści popełniający każde przestępstwo, każdą zdradę, każdą podłość w celu zniszczenia istniejącego porządku. Rewolucjonista, pisali Bakunin i Nieczajew, „gardzi i nienawidzi dzisiejszej społecznej moralności we wszystkich jej formach. Uważa za moralne wszystko to, co sprzyja triumfowi sprawy rewolucyjnej… Dzień i noc ma tę jedną myśl, jeden cel – bezlitosną destrukcję”. Eldridge Cleaver mówi nam w „Soul on Ice”, że „zakochał się” w „Katechizmie” Bakunina i Nieczajewa i uznał go za rewolucyjną Biblię, wprowadzając jego zasady w życie codzienne poprzez stosowanie „taktyki bezwzględności w moich relacjach ze wszystkimi, z którymi się zetknąłem”.(…)
Tutaj znowu, tak w jego wierze w tajną organizację rewolucjonistów, a także w swojej „tymczasowej” dyktaturze rewolucyjnej Bakunin był bezpośrednim poprzednikiem Lenina. W związku z tym łatwiej zrozumieć, jak to możliwe, że anarchiści w 1917 współpracowali ze swoimi bolszewickimi rywalami, by obalić rząd Kiereńskiego. Po Rewolucji Październikowej nawet pewien anarchista próbował wypracować „anarchistyczną teorię dyktatury proletariatu”. Tragiczna ironia tkwi w fakcie, że tak jak w Hiszpanii dwadzieścia lat później, anarchiści mogli pomóc zniszczyć kruchy zarodek demokracji, przygotowując w ten sposób grunt pod nową tyranię, która była autorem ich upadku. Bowiem gdy tylko bolszewicy dorwali się do władzy, przystąpili do stłumienia ich wolnościowych sojuszników i rewolucja przekształciła się w przeciwieństwo wszystkich nadziei Bakunina. Wśród niewielu grup anarchistów, którym udało się pozostać, była jedna, która uroczyście ogłosiła zamiar stworzenia bezpaństwowego społeczeństwa „w przestrzeni międzyplanetarnej, ale nie na radzieckim terytorium” – co wskazało pewne interesujące perspektywy dla Armstronga i Aldrina! Większości anarchistów pozostała jednak melancholijne pocieszenie, że ich mentor, Bakunin, przepowiedział to wszystko pięćdziesiąt lat wcześniej. Spuścizna Bakunina jest zatem ambiwalentna. Było tak dlatego, że Bakunin sam był wielkim paradoksem posiadającym ambiwalentny charakter. Szlachcic, który pragnął chłopskiego buntu, wolnościowiec o nieodpartej chęci dominacji nad innymi, intelektualista z silnym antyintelektualnym pierwiastkiem, głoszący niepohamowaną wolność, a jednocześnie snujący wizje sieci tajnych organizacji wymagających od swoich zwolenników bezwarunkowego posłuszeństwa wobec jego woli. W swoim słynnym „Wyznaniu do cara”, co więcej, zdolny był odwoływać się do Mikołaja I i nieść sztandar słowiańszczyzny w Europie Zachodniej i pozbyć się bezpłodnego systemu parlamentarnego. Jego panslawizm i antyintelektualizm, jego patologiczna nienawiść do Niemców i Żydów (Marks, oczywiście, był i tym, i tym), jego kult przemocy i rewolucyjny immoralizm, jego nienawiść do liberalizmu i reform, jego wiara w chłopstwo i lumpenproletariat – wszystko to stawiało go niewygodnie blisko ruchów późniejszej autorytarnej lewicy, jak i prawicy, ruchów, na które sam Bakunin bez wątpienia sam cofnąłby się z przerażeniem, gdyby tylko żył wystarczająco długo, by ujrzeć ich powstanie.
Jednak mimo wszystkich swych ambiwalencji, Bakunin pozostaje wpływową postacią. Herzen kiedyś nazwał go „Kolumbem bez Ameryki, a nawet bez statku”. Ale obecny ruch rewolucyjny zawdzięcza mu sporo swojej energii, jego odwagi i burzliwości. Jego młodzieńczy entuzjazm, jego pogarda konwencji klasy średniej, a także jego nacisk na czyny raczej niż na teorie wywierają znaczny urok na dzisiejszą zbuntowaną młodzież, dla której Bakunin stanowi przykład anarchizmu w akcji, rewolucji jako sposobu życia. Jego idee także są nadal istotne, a być może bardziej, niż kiedykolwiek. Mimo jego wad jako uczonego, szczególnie w porównaniu z Marksem, które równoważy jego rewolucyjna wizja i intuicja. Bakunin był prorokiem prymitywnego buntu, konspiracyjnej partii rewolucyjnej oraz pojawienia się nowej klasy rządzącej, która narzuci swoją wolę ludowi i okradnie go z wolności. Był pierwszym rosyjskim buntownikiem, który głosił społeczną rewolucję w ogólnych warunkach i na skalę międzynarodową. Jego formuła samostanowienia i akcji bezpośredniej wciąż mają duży wpływ, podczas gdy jego przedmiot największej niechęci, scentralizowane państwo biurokratyczne, wciąż spełnia jego najrozpaczliwsze przewidywania. Warte uwagi, szczególnie po lekcji rosyjskiej, hiszpańskiej czy chińskiej, jest przesłanie Bakunina, które mówi, że wyzwolenie musi być osiągnięte raczej przez wolnościowe, niż dyktatorskie środki. Co więcej, w czasie, gdy kontrola robotników jest znów szeroko dyskutowana, dobrze pamiętać, że Bakunin, może nawet bardziej niż Proudhon, był prorokiem rewolucyjnego syndykalizmu, podkreślając, że wolne federacje związków zawodowych będą „prawdziwym zarodkiem nowego ładu społecznego, który wyprze burżuazyjną rzeczywistość”.
Ale przede wszystkim postać Bakunina jest atrakcyjna dla studentów i współczesnych intelektualistów, ponieważ jego wolnościowy socjalizm daje alternatywną wizję dla zbankrutowanego autorytarnego socjalizmu dwudziestego wieku. Jego marzenie o zdecentralizowanym społeczeństwie autonomicznych komun i federacji pracowniczych przemawia do tych, którzy szukają ucieczki od scentralizowanego, konformistycznego i sztucznego świata. Hasło „Jestem studentem: nie zniszczysz mnie” ma charakterystyczny bakuninowski wydźwięk. Buntowniczy studenci, nawet jeśli uznają siebie za marksistów, są często bliżsi Bakuninowi, którego czarna flaga czasami pojawiała się na kampusowych demonstracjach od Berkeley po Paryż. Ich nacisk na to, co naturalne, spontaniczne i niesystematyczne, ich chęć prostszego sposobu życia, ich nieufność wobec biurokracji i scentralizowanej władzy, ich przekonanie, że wszyscy ludzie powinni brać udział w podejmowaniu decyzji dotyczących ich życia, ich hasła „demokracji uczestniczącej”, „wolności teraz”, „władzy dla ludzi”, ich chęć społecznej kontroli, zarządzania przez pracowników, współpracy na obszarach wiejskich, równej edukacji i dochodów, rozproszenia władzy państwowej – to wszystko stoi w zgodzie z wizją Bakunina. Nawet ambiwalencja wielu młodzieńczych buntowników, którzy łączą antyetyczne metody z anarchizmem wolnościowym, odzwierciedla ambiwalencję w rewolucyjnej filozofii Bakunina i jego własnej osoby.
Wreszcie, Bakunin spotykał się z odzewem gdziekolwiek młodzi dysydenci kwestionują naszą bezkrytyczną wiarę w gloryfikujący sam siebie postęp naukowy. Sto lat temu Bakunin ostrzegał, że naukowcy i eksperci techniczni mogą użyć swojej wiedzy do zdominowania innych i pewnego dnia zwykli obywatele zostaną brutalnie obudzeni ze snu faktem, że stali się „niewolnikami, zabawkami, ofiarami nowej grupy ambitnych ludzi”. Bakunin głosił „bunt życia przeciwko nauce, a raczej przeciwko regule nauki”. Nie odrzucał on ważności wiedzy naukowej. Uznał jednak ją za niebezpieczną. Wiedział, że życie nie może być zredukowane do laboratoryjnych formuł i, że wysiłki w tym kierunku doprowadzą do najgorszej formy tyranii. W liście napisanym prawie rok przed jego śmiercią, mówił o „ewolucji i rozwoju zasady zła” na świecie i uprzedzał przed tym, co my teraz nazywamy „kompleksem militarno-przemysłowym”. „Prędzej czy później”, pisał, „te ogromne militarne państwa będą musiały zniszczyć i pożreć siebie nawzajem. Cóż za perspektywa!”
Jakże uzasadnione były jego obawy, można docenić teraz w wieku nuklearnym i biologicznej broni masowej destrukcji. Gdy idealizacja prymitywnych elementów jest znów w modzie, gdy znów głos się bunt mas, gdy nowoczesna technologia zagraża cywilizacji zachodniej wyginięciem, Bakunin zasługuje na ponowną ocenę. Anarchistyczny historyk Max Nettlau napisał jakieś 30 lat temu: że idee Bakunina „pozostają świeże i będą trwały wieki”.
Megafonen: niczego nie podpalamy
Kurka nioska, Śro, 2013-05-29 07:01 Świat | Protesty | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmOświadczenie szwedzkich aktywistów wobec zamieszek w Szwecji
Pantrarna (Pantery) i siostrzana organizacja Megafonen (Megafon) są dwiema grupami społecznych aktywistów opierających się na szwedzkich przedmieściach. Pantrarna opiera się na Biskopsgården za Göteborgiem a Megafonen na Husby za Sztokholmem, skąd zaczęły się ostatnie zamieszki. Obie grupy działają na rzecz sprawiedliwości społecznej, poprawy i inwestycji na przedmieściach, między innymi samoorganizując ośrodki młodzieżowe. Ostatnio organizacja Megafonen została oskarżona w szwedzkiej prasie za niewyrażenie jaśniejszego stanowiska, tj. potępiającego buntowników.
Zwołaliśmy konferencję prasową by wyjaśnić, dlaczego nasza dzielnica stoi w płomieniach. Zwróciliśmy się się do polityków, policji i dziennikarzy. Media apelują do rządu, rząd apeluje do policji. Policja apeluje do swoich funkcjonariuszy i powiela ich liczbę na ulicach. Zwróciliśmy się również do was, ale nasze wezwania nie spotkały się z odzewem.
Sytuacja wymyka się z rąk policji. Pierwszej nocy wysyłali coraz więcej policjantów. To jest symptomatyczne dla polityki rządu. Kontrola. Nadzór, aby jej nie stracić. Jednak część społeczeństwa już straciła wiarę w społeczeństwo. Dzielnica jest pełna policji i dziennikarzy, ale pożary nie mają końca. Wzywa się coraz więcej policji, premier obwinia młodych gniewnych ludzi, a eskalacja konfliktu trwa. Coraz więcej dzielnic płonie.
To tragiczne, że atakuje się transport publiczny, służby ratunkowe i policję. Smutne, że samochody płoną, że domy i obiekty handlowe są zniszczone. Dzielimy rozpacz z wszystkimi świadkami zniszczeń w naszych dzielnicach. To ta desperacja zmusza nas do szukania strukturalnych wyjaśnień, które atakują przyczyny tego zniszczenia.
Megafonen niczego nie podpala. Dlaczego więc dziennikarze i politycy są tak zainteresowani tym by Megafon potępił bunty? Młodzi ludzie są demonizowani w sposób, który uniemożliwia nam ujrzenie prawdy - bo prawda boli. Portale informacyjne i policja też demonizują Megafonen, mówiąc, że jesteśmy odpowiedzialni za to, co się dzieje - bo nie milczeliśmy.
Rozumiemy, że zastanowienie się nad tym, co dzieje się dziś w Szwecji jest niewygodne, a nawet przygnębiające. Jest to tym trudniejsze dla rządu, policji, a także dużej części mediów, że mają oni swój udział w przyczynach tych wydarzeń.
My natomiast widzimy rząd, którego odpowiedź na problemy społeczne to więcej policji. Widzimy brutalność policji i nadużycia na naszych dzielnicach. Widzimy werbalne akty rasistowskie, pięści rozbijając twarze, uderzenia szturmowych pałek. Widzimy funkcjonariuszy policji celujących broń służbową w młodzież i krzyczących: "będę strzelał!"
Widzimy jak wciąż "reformuje się" system szkolny. W tych szkołach my, nasi przyjaciele i nasi bracia i siostry usiłują poradzić sobie w szkołach, które nie mają środków. Widzimy politykę mieszkaniową, która tworzy brak mieszkań. Prawo człowieka do domu oznacza teraz luksusowe mieszkania. Widzimy nasz czynsz podwyższany drastycznie pod pretekstem odnowienia budynku, gdy tylko przemalowuje się fasadę.
Teraz każdy nagle idzie na przedmieścia i przerzuca się kolejnymi propozycjami rozwiązań. Gdzie byliście, zanim to wszystko się stało? Byliśmy i pomagaliśmy ludziom w domu, organizowaliśmy wykłady i koncerty. Walczyliśmy o nasze ośrodki kultury i domy. Teraz wciąż będziemy bronić naszych dzielnic i naszego miasta.
Chcą byśmy wzięli na siebie odpowiedzialność. Nie posiadamy żadnych gazet i nie kontrolujemy organów państwowych. Bierzemy na siebie odpowiedzialność poprzez rozpoczęcie dialogu z ludźmi w naszym sąsiedztwie, poprzez organizowanie i tworzenie dróg ewakuacyjnych dla młodych ludzi, którzy są stale demonizowani. Zaczynamy zbiórkę dla mieszkańców naszych dzielnic, którym spalono samochody. Wyciągamy pomocną dłoń. Nikt nie powinien żyć w rozpaczy.
Wzywamy wszystkich w naszej dzielnicy, aby zorganizowali się dla sprawiedliwości - wtedy samochody nie będą palone, kamienie nie będą rzucane. Będziemy wciąż walczyć z przemocą policji, będziemy nadal rozwijać nasze programy edukacyjne, będziemy kontynuować budowanie naszej społeczności, dbać o nasze dzielnice i pokazywać, że dla naszych dzielnic istnieje rozwiązanie.
Bransoletka na kostce brzęczy za każdym razem, gdy idziemy na przekór temu, czego od nas się oczekuje. Idziemy dalej mimo to. Idziemy, bo wierzymy w to, nawet wtedy, gdy pasek zaczyna ocierać. Stig Dagerman, autor "Wyspy skazańców", napisał, "kajdany wybierają nogę, my wybraliśmy wędrówkę"
Wybraliśmy odpowiedzialność, a wy?
Megafonen
Emma Dominguez
Rami Al-khamisi
Patrik Gronostaj
Przepis na suckes
Maria_Klotylda, Nie, 2013-05-26 10:57 PublicystykaNaucz się słuchać, naucz się pokory, naucz się akceptować zastany porządek świata. Ciężka praca pozwoli ci zapomnieć, że to wszystko nie ma większego sensu. Przede wszystkim przystosuj się. Adaptacja, przetrwanie i spokój ducha oto cele, jakie przyświecają tak zwanemu szaremu człowiekowi. Pokorne ciele dwie matki ssie, a dobry pracownik wie, że żyje w najlepszym ze światów. Jeśli zacznie głośno domagać się swoich praw, może przekroczyć pewną cienką granicę, granicę za którą są już tylko łagry i Stalin. Oto podwaliny myślowe na jakich buduje swój światopogląd statystyczny Kowalski. Tego typu rozumowanie jest owocem pewnej powszechnej w Polsce postawy, nazwijmy ją “anty-świadomością”. “ Anty - świadomość “ nie jest zwykłą ignorancją, “anty - świadomość” to celowa odmowa poszerzania horyzontów, kojarzenia faktów i wyciągania wniosków. Jeśli chcesz przetrwać na rynku pracy, ogranicz swoją wiedzę do tego, co może być użyteczne dla kapitalisty.
Komentarz do białostockiej sytuacji
Czytelnik CIA, Czw, 2013-05-23 13:44 Antyfaszyzm | PublicystykaDo napisania mojego poniższego tekstu skłoniły mnie ostatnie pełne troski i stanowczości wypowiedzi polityków na temat aktów rasizmu w Białymstoku. Szczególnie wzruszające są słowa pani minister Kudryckiej, która odwołuje się do pięknych tradycji wielokulturowości naszego regionu. Tradycji, które niestety zanikły lub zanikają. Kto jest za to odpowiedzialny? Oczywiście, że ci, którzy ronią teraz krokodyle łzy nad całą sytuacją.
Warto przypomnieć, że we wszystkich rankingach zaufania i szacunku społecznego do różnych zawodów prawie zawsze na górze są strażacy, a na samym dole politycy. Co najgorsze zupełnie zasłużenie.
Być może ten tekst rozjaśni nieco sytuację tym, którzy nie bardzo rozumieją sytuacji na Podlasiu.
Przyjrzyjmy się więc na początek trosce pani minister. Bardzo miło, że z perspektywy Warszawy i Brukseli przygląda się sytuacji w Białymstoku. Ciekawi mnie jednak, że jednocześnie jej mąż pan mecenas Kudrycki broni tych, którzy są zamieszani w całą tę sytuację. Niesławnego już Dragona, jednego z bohaterów filmu ”Kibol” (kolportowanego przez Gazetę Polską i sponsorowanego przez SKOKi), niezłomnego patriotę (bo obecnie kibol i patriota to pojęcia tożsame- kto uważa inaczej ten lewak i wróg polskości) i w końcu skazanego już na 2,5 roku więzienia za podjudzanie do zabójstwa. Oczywiście nadal chodzi wolno, bo sąd w swej łaskawości uznał, że najpierw pozwoli mu ukończyć studia pedagogiczne (sic!).
Dragon aka Tabaluga pełni w środowisku faszystowskich kibiców rolę przywódczą. Wśród bandy idiotów on jedyny ma na tyle rozumu, że nie brudzi swoich rąk. Rąk, które później ściskają prawicę prezydenta Truskolaskiego. Jak widać układ pomiędzy Platformą Obywatelską, a grupą faszystów to nie tylko pan Kudrycki broniący ich ”wodza” w sądzie. Bardzo to się ładnie układa jeśli spojrzymy na sprawę szerzej biorąc pod uwagę w czyim interesie działa nasz antybohater.
Wydaje się, że najmocniejsze poparcie ma ze strony szwagra pana prezydenta, pana Cezarego Kuleszy, lokalnego bonza, właściciela Jagielloni (drużyny, której za publiczne pieniądze pan prezydent funduje już od lat wiecznie nieukończony stadion topiąc miliony z pieniędzy podatników), ale też właściciela dyskotek, które zatrudniały faszystów do ochrony, która nota bene polega na dealowaniu narkotykami w owych przybytkach kultury. Tak kultury, albowiem zupełnie przypadkowo jedna z dyskotek została uznana za atrakcję turystyczną, którą województwo (rządzone przez Platformę) wsparło 5,6 milionami złotych dotacji na stworzenie ”mekki muzyki disco-polo”. Tu też warto poruszyć ciekawy wątek, a mianowicie w jaki sposób pan Kulesza dorobił się tej pozycji. W latach ’90 prowadził bowiem wytwórnię muzyki ”tanecznej”, która wypuściła miliony kaset bez jakiejkolwiek wpłaty do ZaiKSu. Były to czasy tzw. Dzikiego kapitalizmu i nikt nie miał czasu na podobne formalności. Dodamy do tego jeszcze członkostwo w zarządzie PZPN i mamy obraz typowego polskiego magnata, który jest ponad prawem. Władza w regionie za pomocą kuzyna na stanowisku prezydenta to jedynie formalność.
A więc mamy już dyskoteki, narkotyki i muzykę disco-polo. Brakuje jeszcze do kompletu łysogłowych osiłków, którzy wyszli z grona kibiców, a dorobili się na ochronie handlu środkami odurzającymi. Gdzie tu miejsce na ”patriotyzm” i faszyzm ktoś zapyta. Na wszystko znajdzie się miejsce. Hierarchiczny układ, gdzie na samej górze znajduję się taka jednostka jak Dragon szybko nasiąka przekonaniami gdzie siła i patriotyzm są wygodnymi ideami, dzięki którym można przyciągnąć młodych, sfrustrowanych ludzi.
Wystarczy jedynie umiejętnie pozować na prześladowanego kibica (bronionego w sądzie przez małżonka minister rządu PO!) aby zdobyć sobie sympatię środowisk prawicowych. Prowadzenie akcji charytatywnych również może się okazać pomocne. Młody Dragon uczy się najwyraźniej od swoich wysoko postawionych mocodawców, którzy tak skutecznie chronią go przed jakąkolwiek odpowiedzialnością. W magiczny sposób pozostaje bezkarny.
Najwidoczniej jest na rękę podlaskiej Platformie trzymanie kogoś podobnego na smyczy. W końcu ma za sobą nie byle jakie plecy i pojedyncze incydenty rasistowskie są wpisane w koszta. Tak samo wpisane w koszta są miliony wyrzucone w błoto na promocję miasta. Co z tego, że podczas ubiegłorocznego Marszu Jedności zorganizowanego przez władze miasta zakłóciła go banda Dragona wznosząc rasistowskie hasła. Policja oczywiście nie interweniowała, bo tajemnicą poliszynela jest układ jaki panuje między ”patriotami” dilującymi dragami na bramkach, a policją, która ma zapewne odgórny zakaz przeszkadzania im w tym.
Tym bardziej śmieszą słowa pani minister i lokalnych polityków Platformy. Podobna hipokryzja może przejść przez gardło jedynie politykom. Wszystko to potwierdza jedynie, że zasłużenie znajdują się oni na dnie rankingów zaufania. I jeśli to właśnie politycy zabierają się za budowanie zaufania i dobrego wizerunku społeczności, to nic z tego dobrego nie wyniknie, gdyż to oni są winni nie tylko obrazowi jaki przekazują media na temat Białegostoku, ale również przemocy, morderstw i nieszczęść jakie się u nas dokonują. Kim trzeba być aby z podobnym fałszem wygłaszać pełne frazesów słowa i jednocześnie mieć krew niewinnych na rękach? Tylko i wyłącznie politykiem. Człowiekiem pozbawionym zupełnie kręgosłupa moralnego. Tanie teksty o patriotyzmie w ich ustach pełnią identyczną rolę jak u Dragona- grać na emocjach naiwnych ludzi, którzy nie chcą znać prawdy. Zamiast tego wolą fikcyjną rzeczywistość patriotyzmu, obywatelskości i wreszcie wielokulturowości. Te pojęcia są współcześnie martwe, zabite przez ludzi wycierającymi sobie nimi gęby. Tracimy zaufanie do państwa, instytucji prawa dzięki podobnym kreaturom jak pan mecenas Kudrycki, który broniąc swojego klienta (ciekawe czy polecony został przez pana prezydenta?) z całą powagą udowadnia, że świadkowie wcale nie żyją w strachu przed zemstą oskarżonego ponieważ mają czelność opuszczać swoje mieszkania i nie kryją się ze swoim antyfaszyzmem na łamach facebooka.
Dlaczego oddajemy sprawiedliwość i swoje bezpieczeństwo najbardziej skorumpowanym i zdegenerowanym instytucjom w kraju? Kto rozsądny jeszcze wierzy, że policja, sądy i politycy troszczą się o nasze dobro? Jedyne co zajmuje ich umysły to kolejne kłamstwa, którymi nas zajmą abyśmy nie zauważyli jak kradną nasze pieniądze, niszczą naszą kulturę i społeczeństwo w imię własnego interesu.
Powinniśmy zamiast tego dążyć do prawdy za wszelką cenę. Nie przymykać oka ze strachu przed konsekwencjami. Wiem, że każdy dąży do spokoju i stabilizacji, ale jak dużą mamy cierpliwość aby to wszystko znosić bez mrugnięcia? W jakim kierunku to wszystko zmierza? Polska staje się coraz mniej przyjaznym krajem dla swoich obywateli. Rosnące frustracje jedynie napędzają skrajne ideologie oparte na przemocy. Nawet patriotyzm przybrał u nas formę manifestacji siły.
Wróżę Dragonowi karierę. W naszym kraju aby dojść do pieniędzy i wpływów trzeba skutecznie omijać to co tłamsi sumienia zwykłych ludzi. Godność, honor, tolerancja istnieją jedynie na językach tych, którzy się wybili ponad resztę. A z takim wsparciem i doświadczeniem nasz Tabaluga godnie będzie kontynuował swoją misję. Czasy zbliżają się ciężkie więc i zapotrzebowanie na patriotyzm podszyty ksenofobią i przemocą się znajdzie.
Chociaż jeśli chodzi o zakłamanie i hipokryzję powinien jeszcze udać się na korepetycje do pani profesor Kudryckiej i jej męża.
Jeśli człowiek, który dorobił się pieniędzy i pozycji broniąc gangsterów, morderców jest powszechnie szanowany i nie stanowi ciemnej plamy na ”idealnym” wizerunku pani Kudryckiej, to nie wiem co może bardziej szkodzić jej wiarygodności. Zapewne nawet przez myśl im nie przyszło, że czynią coś niegodnego. Komu zależy na tym aby Dragon dalej kierował swoją organizacją? Komu zależy na tym aby dalej dochodziło do faszystowskich incydentów? Czy to jedynie ”gesty solidarności z prześladowanym przez reżim” ze strony prawicowej ekstremy? Na pewno żaden wypadek nie dzieje się bez przyzwolenia naszego ”naczelnego patrioty”. Kiedy sądy wreszcie dadzą mu spokój będzie mógł spokojnie zająć się swoimi interesami. Nareszcie skończy studia pedagogiczne!
Glaca
Za: http://barykada161.wordpress.com/2013/05/21/glos-czytelnika/
Wrocław: Co wyprawia Solidarność?!
Papug, Śro, 2013-05-22 15:57 Kraj | Prawa pracownika | Protesty | PublicystykaWczoraj przed wrocławskim urzędem wojewódzkim związkowcy z Solidarności rozbili miasteczko namiotowe i protestują. Postanowiłem się tam dzisiaj przejść… To co zobaczyłem dramatycznie zachwiało moją wiarą w ruch związkowy.
Od razu uderzył mnie baner „Polscy przedsiębiorcy bankrutują”. Zaraz, zaraz? Przedsiębiorcy w związku zawodowym? Załapałem się na przemówienie, gdzie wypowiadał się właśnie przedsiębiorca! Mówił o tym, że bardzo zależy mu na tym, żeby pracownikom płacić więcej, ale niestety KOSZTA PRACY są za wysokie, a to wszystko oczywiście przez Tuska (wiadomo, Solidarność… )
To co usłyszałem, wprawiło mnie w niemały szok. Jak pracodawca może wypowiadać się na wiecu związku zawodowego o tym, że koszty pracy są za wysokie?! To się po prostu w głowie nie mieści. W pewnym momencie musiałem rozejrzeć się wokół siebie i upewnić, czy rzeczywiście jestem w miasteczku dialogu społecznego, czy pikniku Lewiatana.
Oczywiście byli tam tylko związkowi biurokraci, a na wyraz mojego zdziwienia pewna pani odpowiedziała: „Co pan, przecież godziny pracy są”.
A czego oni właściwie chcą?
- Uchwalenia przez Sejm RP ustaw ograniczających stosowanie tzw. umów śmieciowych,
- Zaniechania likwidacji rozwiązań emerytalnych przysługujących pracownikom zatrudnionym w warunkach szczególnych lub o szczególnym charakterze,
- Zaprzestania likwidacji szkół i zaprzestania przerzucania finansowania szkolnictwa publicznego na samorządy,
- Stworzenia osłonowego systemu regulacji finansowych oraz ulg podatkowych dla przedsiębiorstw utrzymujących zatrudnienie w okresie niezawinionego przestoju produkcyjnego,
- Podwyższenia wysokości płacy minimalnej zgodnie z projektem złożonym przez NSZZ "Solidarność"
- Stworzenia ustawy o systemie rekompensat dla przedsiębiorstw energochłonnych.
Postulaty jak najbardziej słuszne. Ale, zaraz?! Co tam robi punkt o ulgach dla przedsiębiorców?
Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że jutro o godzinie 18. w miasteczku odbędzie się panel dyskusyjny na temat przeszkód w rozwoju przedsiębiorstw.
Czyżby największy polski związek zawodowy zmieniał target z pracowników na przedsiębiorców? Wydaje mi się to co najmniej dziwnie.
Związek zawodowy liczący pół miliona członków jest naprawdę dużą siłą, wiele mógłby zdziałać w sprawie obrony praw pracowniczych, ale jak widać na razie woli walczyć o obniżanie kosztów pracy i ulgi dla właścicieli firm.
Czy to jest jeszcze związek? Jak dla mnie co najwyżej jego karykatura.
Jednak jako prawdziwy idealista nie tracę nadziei. Może coś z tego będzie.
List do prekariuszy
Maria_Klotylda, Wto, 2013-05-21 19:32 PublicystykaO Siostry i Bracia zapewne zastanawiacie się czasem czemu niektórzy z uporem wartym lepszej sprawy krzyczą donośnie: dość socjalu, uwolnić przedsiębiorczość, etc. Takie hasła brzmią wiarygodnie, podobne slogany widzimy codziennie w radiu, prasie, TV czy Internecie. Sączą się lepkim, cukierkowym kodem właściwie codziennie. Widzimy je z okien naszych balkonów, ulic i na ścianach naszych budynków. Dogmatyzm tych twierdzeń jest prawie tak oczywisty jak wiara w Boga, bo w istocie swej to Wiara. Oni - wyznawcy liberalnych dogmatów kapitalizmu - to technokraci religijnej pseudoracjonalności ekonomicznej. Jak działa System długu publicznego? Jak odczytać nowe przykazania wiary w Neo Boga /KapitałuLiberalnego? Otóż spróbuję to wytłumaczyć:
Państwo obniża podatki najbogatszym i kapitałowi finansowemu, pozbywa się także innych źródeł dochodów w sektorze publicznym (prywatyzując najbardziej rentowne przedsiębiorstwa publiczne i zachowując te przynoszące straty). Ta odwrócona redystrybucja na korzyść kapitału prowadzi do stanu chronicznego deficytu budżetowego. Aby zaspokoić dziurę budżetową powstałą w wyniku podarunków dla prywatnych kapitałów państwo zwraca się do tych samych kapitałów z prośba o pożyczkę (emitując obligacje skarbowe). Tak oto pieniądze podarowane kapitałowi wracają do państwa, ale tym razem już nie jako podatki, ale jako pożyczka, za którą trzeba słono zapłacić. W ten sposób dokonuje się podwójny transfer bogactwa, na korzyść kapitału prywatnego: najpierw w formie obniżonych podatków i zobowiązań wobec pracowników (np. obniżki części składkowej pracy), później poprzez wykup obligacji. Na końcu państwo ma jeszcze mniej na własne wydatki i jeszcze więcej pożycza. Oto Szatański system neoliberalnego Piekła. Prorocy Kultu uważali że stan wiecznego zadłużenia dzięki wszelakim makiawelicznym sposobom będzie trwał wiecznie. A na ich ustach będzie wypisane kłamstwo, a umysły opanuje chciwość i konsumpcja. Siostry i Bracia odrzućcie ich mowę i uczynki, gdyż to prosta droga do zatracenia się w dolinie kredytowej głębi łez. I jeszcze jedno: kto określa rentowność papierów dłużnych (obligacji państwa)?
Są to międzynarodowe rynki finansowe czyli różnego rodzaju ‘Fundusze’ spekulacyjne i agencje ratingowe, które ustanawiają dla obligacji państw oceny wiarygodności i ryzyka. Agencje działają zwykle na zlecenie, lub w powiązaniu z podmiotami inwestującymi w obligacje skarbowe. Dlatego im bardziej prospołeczna polityka gospodarcza tym większe ryzyko dla finansjery, dlatego układany jest gorszy rating, a wiec rośnie koszt obsługi zadłużenia, które państwo będzie musiało ponieść. Informacje o ‘kłopotach ze stabilizacją’ budżetu powodują natychmiastowy spadek rentowności obligacji. Co najśmieszniejsze w tym wszystkim ‘kłopoty’ te wywołane są polityką dotowania prywatnych banków, które pozostają wierzycielami państwa.
Garstka burżujo-oligarchów obżera się naszymi długami, siedząc sobie na Olimpie. którego błyski możemy ujrzeć poprzez mass-media. To nowa wiara została nam narzucona przez złych proroków pokroju teolożki prawa kanonicznego, kierowniczki Satrapii Warszawskiej niesławnej Hannie Gronkowcu - Walc czy głównego apostoła polskiej transformacji L. Balcerowicza. Kiedy Neoliberalny Babilon zaczyna się chwiać, wielu jego wyznawców będzie wmawiało wam, że wszelka krytyka Wielkiego Rynku, w Trójcy jedynego to bolszewizm, antypolonizm, prymitywny ateizm i (wstaw tu cokolwiek) -izm. Zaprawdę powiadam Wam Rynek w Diabelskiej Trójcy zjednoczony jest. Tym Diabłom na Imiona dali: Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Europejski Bank Centralny i Komisja Europejska. Długo można by cytować kolejne Legiony diabłów ekonomi poprzestańmy dziś jeno na nich. Chciałbym moi drodzy żebyście przestali patrzeć na Olimp jak na Raj Utracony, a zaczęli sobie uświadamiać że to Piekło na Ziemi, tej Ziemi.
Abp. Dziwisz
Tekst ukazał się wcześniej w nieregularniku "Super Etat"
Apel o bojkot agencji FRONTEX
Czytelnik CIA, Pon, 2013-05-13 12:54 PublicystykaUnijna agencja deportacyjna FRONTEX zorganizowała w ostatni weekend w Kinie Kultura festiwal Bordereview, na którym zaprezentowano filmy traktujące o ciężkim losie imigrantów. Partnerem festiwalu była Straż Graniczna. „Wstęp wolny”.
Koszty imprezy wpisano w jeden z głównych priorytetów tegorocznego budżetu agencji: Public Relations. Jeszcze dwa lata temu FRONTEX wydał na ten cel 6 tys. euro. W tym roku na PR przeznaczono już 600 tys. euro. Innym priorytetem, wciąż dużo ważniejszym, jest „robotyka i zdalne systemy kontroli” (m.in. projekt TALOS, wdrażany przy współpracy Politechniki Warszawskiej).
Wbrew deklaracjom, darmowy festiwal o migracji i granicach otwarty było tylko dla wybranych – organizator i partner wydarzenia zadbali, by wykluczyć z niego wszystkich, o których traktują filmy: setki tysięcy "nielegalnych" imigrantów. Wstęp do kina poprzedzono zakazem wstępu do UE, zbiorowymi deportacjami, zamykaniem w obozach o więziennym rygorze, odbieraniem dostępu do podstawowych dóbr, praw pracowniczych, edukacji, służby zdrowia. Festiwal spotkał się ze sprzeciwem jednego z reżyserów [przeczytaj jego list otwarty], a także z protestem lokalnych imigrantów i ich znajomych. Wcześniej, ostatni list otwarty do FRONTEX-u skierowali niemieccy strażnicy graniczni, którzy odmówili rozkazu strzelania do imigrantów uciekających przez pole minowe na granicy z Turcją [niem. art. w Spiegel; wersja angielska].
Tak samo jak Polacy emigrują milionami do zachodnich krajów Unii Europejskiej, tak i inne osoby szukają poprawy losu w Polsce i reszcie krajów Unii. Tych witają jednak zasieki, mury i uzbrojeni strażnicy graniczni - cały ten aparat kontroli i przemocy podlega agencji FRONTEX. Jego milczące działanie każdego roku pochłania więcej ofiar niż słynny mur w Berlinie w całej historii istnienia. Według UNHCR na samym morzu śródziemnym w 2011 roku zginęło ponad 1500 osób. Inne szacunki są nawet wyższe.
Wraz z nowymi wytycznymi PR, FRONTEX przestał walczyć z nielegalną imigracją - jego głównym zadaniem jest "powstrzymać przemyt ludzi". Jednak pracownicy agencji dobrze wiedzą, że w przeciwieństwie do nich uchodźcy najczęściej nie mogą zamawiać biletów na podróż zwykłą linią lotniczą. Tym bardziej ryzykownych i kosztownych dróg muszą szukać imigranci, i tym istotniej zasilają kapitał organizacji przestępczych, im większy budżet na aparat kontroli Twierdzy Europy ma FRONTEX i podległe mu krajowe straże graniczne. Cała retoryka na temat „walki z okrutnymi handlarzami ludźmi” to czysta hipokryzja: naprawdę agencja walczy z imigrantami, których wpycha w ręce lokalnych biznesmenów i spontanicznych przewoźników. Anty-imigrancka polityka UE tworzy dla nich miejsca pracy.
Jak wygląda życie i praca ludzi, którzy bez odpowiednich dokumentów dostaną się jednak do humanitarnej Polski? Sto tysięcy ukraińskich kobiet w Polsce może poświadczyć, że status "nielegalnych" pracownic pozbawia ich podstawowych praw. Jako osoba nielegalna, imigrant nie może negocjować warunków pracy i jest skazany na głodową pensję pod groźbą deportacji. To system sprawniejszy niż niewolnictwo. Pracodawcy, którzy trzymają w zanadrzu niewolników, dyscyplinują tym samym pracowników polskich, legalnych: pozycja tych ostatnich w negocjacji warunków pracy spada, kiedy można na ich miejsce zatrudnić osoby, którym z góry odebrano wszystkie prawa. Solidarna walka o zakończenie tych praktyk niewolniczych oraz o wspólne prawo pracy bez umów śmieciowych i zatrudnienia na czarno, leży w interesie pracownic i pracowników polskich i przyjezdnych, legalnych i "nielegalnych".
Migracja nie jest przestępstwem - to zjawisko powszechne i stare jak świat. Możni tego świata stawiają mury tam, gdzie im wygodnie. Dla nich żadna odległość śię nie liczy. Dla innych, wywłaszczonych, wykluczonych i odartych z godności, nie ma potężniejszego dystansu niż te kilka kroków przez granicę. W dużej mierze jest to dziełem FRONTEXu - unijnej agencji deportacyjnej, organizatora imprezy na temat trudów imigracji, na którą nie został zaproszony żaden "nielegalny" uchodźca.
Apelujemy do autorów filmów, przedstawicieli mediów, uczelni wyższych oraz do przyszłych potencjalnych uczestników o głośny protest i bojkot wszystkich wydarzeń, których organizatorem, sponsorem lub członkiem jest FRONTEX i podległe mu krajowe straże graniczne.
List otwarty reżysera filmu wyświetlanego na festiwalu FRONTEX-u
Czytelnik CIA, Pon, 2013-05-13 12:51 Świat | Dyskryminacja | Kultura | PublicystykaPoniżej publikujemy list Andrei Segre, reżysera filmu "Nazywam się Li", wyświetlanego na festiwalu filmowym organizowanym przez unijną agencję deportacyjną FRONTEX. Partnerem festiwalu była Straż Graniczna.
Pragnę być szczery.
Nie wiedziałem że mój film będzie prezentowany na tym festiwalu. Lux Prize dystrybutor, a zarazem nagroda na festiwalu filmowym fundowanym przez Parlament Europejski] nie poinformował mnie o tym – i pewnie nie musiał, ponieważ zdobył prawa do dystrybucji mojego filmu po tym, gdy wygraliśmy tegoroczny Lux Prize.
Jednak nie jest to zwyczajna, normalna projekcja w kinie, zwłaszcza dla mnie. Frontex to europejska agencja stworzona by zarządzać kontrolą granic strefy Shengen, by zapobiegać i zwalczać “nielegalną imigrację” do Europy. Zacząłem pracować jako reżyser gdy zdecydowałem by podróżować poza “swoją granicę”, poznać historię, życie, ideały tak zwanych “nielegalnych imigrantów”. Od kiedy zacząłem to robić, zdałem sobie sprawę bardzo jasno, że nasze definiowanie tych ludzi jako „nielegalnych” to doskonałe i bardzo silne narzędzie retoryczne, służące przykryciu prawdziwie nielegalnych aktów: według mnie bowiem nielegalna jest właśnie decyzja by dzielić świat na dwie kategorie – tych, którzy mogą podróżować wszędzie i tych, którym się tego prawa odmawia. Nikt nie może wybrać, do której kategorii należy. Ja także. Urodziłem się w tej „właściwej”. Mogę podróżować gdzie i jak chcę. Mam piękny europejski paszport. Ale nie wybrałem tego.
Używam więc sztuki filmowej, by jasno powiedzieć: „nie zgadzam się”. Nie mogę tolerować tego nielegalnego podziału i nie uznaję, że nielegalni są ci wszyscy, którzy także go nie uznają, wyrażając to nogami, gdy przechodzą przez granicę.
Dlatego też nie jestem dumny, że mój film jest wyświetlany na festiwalu organizowanym przez Frontex i żałuję, że nie mam możliwości przedyskutowania tego z organizatorem.
Szczególnie nie podoba mi się, że ta inicjatywa kulturalna próbuje uzasadniać i „uczłowieczać” wspomniany nielegalny podział. Nie ma żadnych „humanitarnych” sposobów by aresztować, deportować, wyrzucać i zatrzymywać człowieka. Jeśli Europa decyduje, by to robić, musi to być wyrazem przemocy. Dokonuje jej Frontex. Ja jednak zawsze będę się jej sprzeciwiał.
Andrea Segre
Dlaczego sierp i młot poszły precz
XaViER, Wto, 2013-05-07 10:23 Historia | Protesty | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycyWśród lewicy planktonowej wielkie emocje wywołało usunięcie flagi ZSRR i Komunistycznej Partii Polski z wrocławskiej demonstracji pierwszomajowej.
W tej sprawie wypowiedzieli się różni luminarze resztek bolszewizmu, zwanego także marksizmem-leninizmem.
Przypomnijmy na wstępie krótko jak było. Otóż do pierwszego spięcia doszło już na początku demonstracji. Wywiązała się szarpanina pomiędzy dwiema osobami z KPP, które próbowały rozwinąć flagę Związku Radzieckiego i drugą podobną a członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej. PPS-owiec próbował wyrwać sztandar z rąk jednego z bolszewików. Po jakimś czasie do demonstracji dołączył blok anarchistyczny tworzony przez ZSP i część aktywistek i aktywistów z CRK. Część osób z bloku widząc flagę ZSRR zaczęła się wycofywać i zastanawiać, czy chce brać udział w takiej demonstracji. Anarchiści zaczęli głośno protestować, doszło do kłótni z kilkoma obrońcami leninistów.
Życzenia pierwszomajowe dla pracowników nowej Trybuny!
Yak, Wto, 2013-05-07 06:26 Prawa pracownika | PublicystykaRozpoczynamy nową kampanię, w której będziemy zwracać szczególną uwagę na ogromne problemy z którymi borykają się pracownicy mediów. Stanowią oni grupę pracowników objętych prekaryzacją, choć tworzą dzięki swojej pracy wartościowy produkt. Koncerny medialne, inwestorzy i redaktorzy osiągają ogromne zyski dzięki ich pracy, ale pracownicy mediów dostają coraz mniejsze wynagrodzenia, nie mogą być pewni stałego zatrudnienia i są zmuszeni do rezygnacji ze swoich praw.
ZSP to jedyna organizacja pracownicza w Polsce, która zrzesza pracowników wszystkich kategorii – zarówno tych, którzy pracują na umowach śmieciowych, tych którzy są zmuszani do zakładania działalności gospodarczej, oraz tych którzy pracują tylko od czasu do czasu na krótkotrwałe zlecenia. ZSP to także jedyna organizacja, która nie akceptuje żadnych wymówek pracodawców i walczy o poprawę warunków pracy we wszystkich rodzajach firm.