Publicystyka
Nadużycia ze strony pracodawców i dyskryminacja strukturalna
Czytelnik CIA, Śro, 2007-04-11 21:31 PublicystykaNiedawno Sąd Pracy w Warszawie wydał orzeczenie na niekorzyść Katarzyny Góraj-Kozłowskiej, która została zwolniona z pracy w Hewlett-Packard Polska po tym, jak poroniła. Pani Góraj-Kozłowska mogła zostać zwolniona bez ostrzeżenia i bez podania przyczyny, gdyż była zatrudniona na umowę na czas określony. Pracownicy, którzy znajdują się w tej kategorii nie mogą liczyć na taką samą ochronę ze strony Kodeksu Pracy, jak stali pracownicy.
Dla rządu od lat główną metodą walki z bezrobociem jest tworzenie zasad zatrudnienia bardziej korzystnych dla pracodawców. Do tych zasad należy możliwość łatwego zwalniania pracowników wedle widzimisię pracodawcy. Taka polityka nie tylko nie przyczyniła się do wzrostu liczby nowych miejsc pracy, ale wprowadziła inne problemy. Jednym z nich jest strukturalna dyskryminacja pracowników niezatrudnionych na stałe umowy o pracę przez firmę dla której pracują.
Przypadki nadużyć są bardzo powszechne w Polsce. Firmy małe i duże wykorzystują agencje pracy tymczasowej i mniejsze firmy do outsourcingu pracy. Niektóre z tych firm są nawet specjalnie tworzone po to, by rzeczywisty pracodawca mógł uniknąć kosztów zatrudnienia. Nagminnie wymaga się od pracowników, by założyli własne fikcyjne firmy po to, by mogli zostać „zatrudnieni”. Często tacy pracownicy nie mają żadnych relacji z firmą, która ich prawnie zatrudnia. Pracują w biurze rzeczywistego pracodawcy oraz przyjmują polecenia od szefów i managerów rzeczywistego pracodawcy. Przez wiele lat wykonują identyczną pracę, jak ich koledzy zatrudnieni bezpośrednio. Takich pracowników określa się jako „perma-tempów” (stało-czasowych pracowników).
Prawo umożliwia takim pracownikom walkę o uznanie ich statusu osoby związanej stosunkiem pracy, ale nie każdy o tym wie i nie każdy ma czas i energię na długie procedury sądowe wymagane, by to udowodnić. Faktycznie tacy pracownicy są na dużo gorszej pozycji. Jest jasne, że forma zatrudnienia, która miała w założeniu być ograniczona do faktycznych przypadków pracy tymczasowej, jest w rzeczywistości nadużywana z powodu chciwości pracodawców i niewydolności systemu sądowego. Instytucje takie, jak Państwowa Inspekcja Pracy w małym stopniu kontrolują nadużycia pracodawców w tej dziedzinie.
Plutonowe jaja: polityka USA wobec irańskiego programu nuklearnego
Yak, Pon, 2007-04-09 22:04 Świat | Publicystyka | Tacy są politycyKwestia nuklearnych ambicji Iranu nie chce odejść z pierwszych stron gazet. Pozornie, świat zaczął się interesować nuklearnym programem Iranu dopiero w grudniu 2002 r., gdy opozycyjna wobec rządów Mullahów Narodowa Rada Oporu ogłosiła, że władze Iranu ukryły istnienie podziemnych instalacji wyposażonych przez Chiny służących do wzbogacania uranu miejscowości Natanz. Zwrócono też uwagę na znajdującą się w budowie elektrownię atomową w Buszehr. W tym przypadku, oskarżający palec skierowano przeciwko Rosjanom, którzy od 1995 r. wykonują prace nad rozwojem elektrowni w ramach umowy z Iranem.
Wydawać by się mogło, że mamy do czynienia z zupełnie nowym zjawiskiem, które nagle – akurat w tym momencie – stało się zagrożeniem dla pokoju na świecie. Działające w Waszyngtonie Centrum Edukacji na temat Polityki Nierozprzestrzeniania Broni Nuklearnej pośpieszyło donieść, że do 2006 r. w Buszehr Iran mógłby wyprodukować od 50 do 75 bomb. Chciałoby się rzec: jak Rosjanie i Chińczycy mogli do tego dopuścić!
Centrum Edukacji na temat Polityki Nierozprzestrzeniania Energii Nuklearnej nie powie nam jednak, że podstawy irańskiego programu nuklearnego powstały dzięki pomocy USA już w 1957 r., zaledwie kilka lat po obaleniu demokratycznie wybranego premiera Mohammeda Mossadegha przez grupy wspierane przez CIA i wyniesieniu do władzy marionetki rządu USA, Szacha Reza Pahlawiego. Dla dyktatorskiego rządu – ale posłusznego Stanom Zjednoczonym – można było patrzeć przez palce na traktat o nierozprzestrzenianiu energii atomowej. Uruchomiono więc program inżynierii jądrowej na potrzeby cywilne pod uspokajającą nazwą „Atom dla pokoju”. Na potrzeby programu powstał jądrowy ośrodek badawczy w Teheranie, wyposażony w amerykański 5 megawatowy reaktor badawczy zasilany wysoko wzbogaconym uranem. Szach zamierzał do 2000 r. zbudować w Iranie z pomocą Amerykanów 23 elektrownie atomowe.
Reklama elektrowni atomowych z wizerunkiem Szacha Iranu.
Dominika: Liberalny feminizm a anarchofeminizm
oski, Sob, 2007-04-07 20:05 PublicystykaTulipany podarowane z okazji Dnia Kobiet już zwiędły, a kwiaciarnie wróciły do normalnego rytmu pracy. Media przestały mówić o sytuacji kobiet, skończyły się wykresy porównujące wielkości wynagrodzeń mężczyzn i kobiet, a słupek bezrobocia kobiet znów nie ujrzy światła dziennego przez kolejny rok. Na ulicach większości miast odbyły się Manify, albo jak kto woli Marsze Solidarności Kobiet, których celem się zwrócenie uwagi na ich sytuację, dyskryminacje oraz nie zawsze przestrzegane prawa.
Feministka - kim jest?
Już coraz mniej popularny jest wizerunek feministki jako plującej jadem, nienawidzącej mężczyzn hetery, którą fascynuje palenie staników i zapuszczanie włosów na nogach. Teraz obrazem feministki jest zadbana kobieta z klasy średniej, która wspina się na szczeble kariery zawodowej. Czy skoro feminizm wyszedł z klasy średniej to najlepiej czuje się w jej obrębie? Niekoniecznie. Jak wiemy obraz kreowany przez media nie ma często żadnego pokrycia z rzeczywistością. Być może z powodu takiego obrazu feministki niewiele kobiet jest w stanie tak o sobie powiedzieć. Inicjatywy podejmowane przez ruchy kobiece nie są zbytnio rozpowszechnione, często skierowane do wąskiej grupy osób. Feminizm trąci lekko elitaryzmem i daleko mu do ruchu masowego.
Feminizm - anarchizm
Ruch feministyczny dąży do równego dostępu kobiet do wszystkich sektorów życia publicznego, równych płac i dostępu do stanowisk zawodowych oraz do... władzy. Czy w tym momencie napotykamy na sprzeczność między anarchizmem a feminizmem? Nie. Anarchiści od zawsze koncentrowali się na nierównościach, wykluczonych grupach społecznych i postulowali równość. Już w "Katechizmie rewolucyjnym" Bakunin pisał: "wolność jest absolutnym prawem wszystkich dorosłych mężczyzn i kobiet" oraz "równość mężczyzny i kobiety we wszystkich prawach politycznych i społecznych. Usunięcie opartej na prawie miejskim i majątku legalnej rodziny. Wolne małżeństwo." Może więc nurt anarchizmu zwany anarchofeminizmem jest niepotrzebny, skoro sam anarchizm zakłada już równość kobiet i mężczyzn? Według mnie nie. Anarchofeminizm skupia się na krytyce władzy pod kątem sytuacji kobiet. Odnajduje podobieństwo opresyjności patriarchatu i władzy.
Apel o jedność anarcho - syndykalistyczną
Czytelnik CIA, Pon, 2007-04-02 10:44 Prawa pracownika | Publicystyka | Ruch anarchistycznyOstatnimi czasy na różnorakich forach internetowych, serwisach niezależnego przepływu informacji pojawiają się co raz to większe rewelacje na temat wzajemnych antagonizmów wewnątrz ruchu identyfikującego się z pro-pracowniczą odmianą anarchizmu. Z jednej strony słyszymy o wewnętrznych rozbiciach, atakach personalnych, z drugiej plotki na temat tej czy innej frakcji anarchosyndykalistycznej.
Powołanie Związku Syndykalistów Polski wielu odebrało jako przytyk wobec działaczy z OZZ IP. Sam będąc członkiem tej drugiej, ucieszyłem się bardzo na wieść o kolejnej organizacji syndykalistycznej, bo nie uważam, iż wszyscy powinniśmy iść pod wspólnym logo, ale raczej we wspólnym kierunku. A kierunkiem tym jest obrona praw pracowniczych i pobudzanie do tego aby, jak pisał Abramowski "reforma socjalistyczna zawsze oznaczała przemianę samego robotnika" (E.Abramowski Etyka a Rewolucja).
Jednak już czytając pierwsze internetowe reakcje na powołanie ZSP wielu ludzi odebrało to jako działanie na niekorzyść samej OZZ IP. Uważam to za nonsens, aby powoływać organizację anarchistyczną, aby zaszkodzić innej. Wiem natomiast, iż szereg organizacji mieniących się anarchistycznymi stosuje takie działania. Nie wiem jak jest w przypadku samej ZSP, ale mam gorącą nadzieję, że spotkamy się nie raz na wspólnych manifestacjach. Liczymy również na waszą obecność na manifestacji 19.04. we Wrocławiu przeciwko łamaniu praw pracowniczych przez firmę Impel.
Apeluję tym samym, do wszystkich osób identyfikujących się z anarchosyndykalizmem, ideałami pro-społecznymi, oddolną demokracją bezpośrednią, aby zaniechały personalnych ataków oraz zabawę w dużą politykę.
Nie wierzę w to, że nie możemy się dogadać po ludzku...
Dłógi (OZZ IP)
Oświadczenie Komisji Środowiskowej OZZ Inicjatywa Pracownicza w związku z ostatnim atakiem skrajnej prawicy
oski, Czw, 2007-03-29 16:16 Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmOświadczenie Komisji Środowiskowej OZZ Inicjatywa Pracownicza w związku z ostatnim atakiem skrajnej prawicy na nasz lokal i pobiciem kilku jego członków.
W środę podczas dyżuru w biurze komisji środowiskowej OZZ IP doszło do ataku skrajnej prawicy. Podczas zajścia, chłopcy w wieku do 20 lat sprawiali wrażenie, że do końca nie wiedzą kogo i dlaczego atakują. Mimo że otrzymali informację, że znajdują się w biurze związku zawodowego zaczęli niszczyć plakaty i ulotki, po czym zaatakowali ludzi i uciekli.
Skrajna prawica ma bogatą historię niszczenia ruchu związkowego. Ten atak potwierdza jedynie, po której stronie stoją. Prawicowe bojówki na usługach pracodawców istniały i wcześniej, np. w Hiszpanii w latach 20. i 30. prawica i pracodawcy wynajmowali tzw. pistoleros do likwidacji działaczy związkowych. Także obecnie np. krajach Ameryki Łacińskiej stosowane są podobne praktyki.
Nie sądzimy jednak, by chłopców nasłał na nas jakiś pracodawca. Wydaje się nam, że są to znudzone dzieciaki zarażone ideologią skrajnie prawicową. Dzieciaki, które poczuły, że w dzisiejszej Polsce istnieje przyzwolenie na atakowanie "lewaków". Niedawno wszak policja broniła faszystowskiej demonstracji we Wrocławiu, aresztując przy tym dwóch antyfaszystów, którzy odważyli się zaprotestować.
Znając historię możemy stwierdzić, że o ile zaczyna się to od działaczy związkowych, to kończy się często wzięciem pod but całego społeczeństwa. Tych co naprawdę chcą coś zmienić, których interesuje dobro wspólne. Jeśli więc opinia publiczna nie stanie dziś w obronie bitych aktywistów, jutro może się obudzić w kajdanach.
Teoria spiskowa: kim są prawdziwi agenci?
Akai47, Wto, 2007-03-27 23:08 PublicystykaJeszcze nikt w mediach nie zastanowił się dlaczego Aleksander Gudzowaty ma zapisy rozmów z politykami? Jedyną teorią może być to, że Gudzowaty próbuje grać taśmami, by skompromitować lewicę i wkupić się w łaski rządzącego PiS.
Być może. Ale może być jeszcze coś innego. Gudzowaty - wiadomo - ma bardzo bliski kontakt ze specslużbami Rosji. Być może to gra nie Gudzowatego, tylko z Rosji.
Jest pewna tendencja myślenia, że środowisko SLD jest pełne agentów rosyjskich. Jednak w Rosji i także w niektórych środowiskach w Polsce, to raczej Andrzej Lepper i rodzina Giertycha działają jak agenci.
O Lepperze już wiele raz napisano. O Giertychu nie raz pojawiły się informacje, że Maciej Giertych był tajnym współpracownikiem SB oraz łącznikiem między jego ojcem Jędrzejem i służbami specjalnymi. Wykorzystano Giertychów m.in. w operacji o kryptonimie Truteń, wymierzonej bezpośrednio w Adama Michnika i opozycję antykomunistyczną.
Wszystko zaczęło się w 1967 kiedy Slużba Bezpieczeństwa zainteresowała się Maciejem Giertychem, bo podejrzewała, że może on mieć kontakt z obcym wywiadem. Nadano mu pseudonim „Genetyk”. (On także miał kiedyś pseudonim „Długi”.)
„Przekrój” także obejrzał notatki IPN i opisał to, co tam znaleziono:
„Giertych to jednostka wybitna. Konsekwentny, pracowity i siedzi w pracy do nocy” – zanotował kapitan Bolesław Witczak z SB w notatce z 1970 roku. W lutym 1970 roku major Władysław Kuca podejmuje decyzję, by wykorzystać Macieja Giertycha do gier operacyjnych. Poprzez niego SB chce wpłynąć na Jędrzeja Giertycha, by ten w swojej publicystyce wystąpił „przeciwko atakom kół syjonistycznych na Polskę”. Od tej pory wszystkie rozmowy z Giertychem mają być prowadzone w pokoju hotelowym i nagrywane. „Rozmówca traktowany będzie – co da mu się wyraśnie do zrozumienia – jako konsultant tych zagadnień (chodzi o zwalczanie ataków syjonistycznych) ”.
DEMOKRACJA – dynamit w rękach ludu
Czytelnik CIA, Wto, 2007-03-27 19:37 PublicystykaStany Zjednoczone nazwane przez jednego ze swoich prezydentów „najsprawiedliwszym, najbardziej postępowym, najbardziej honorowym i najbardziej oświeconym narodem świata” od pond 200 lat zaangażowane są w procesie „poszerzania granic demokracji”. (1) Tak głosi dominująca w naszej kulturze legenda, której prostotę i piękno – dzięki gorliwemu zaangażowaniu menedżerów kultury – nauczyliśmy się kochać bardziej niż szanować i poznawać fakty historyczne. Wątpliwą korzyść daje jednak społeczeństwu wykształcenie, za sprawą którego łatwiej jest wierzyć niż rozumieć.
Demokracja w naszej kulturze ma bardzo przewrotne i iluzoryczne znaczenie. Jak do tej pory bardziej sprawdzała się w roli militarnego sztandaru, niż utopijnej idei oświeceniowej zrodzonej z racjonalnego przekonania, że dążenie do wolności i sprawiedliwości społecznej wymaga równego, świadomego i powszechnego uczestnictwa wszystkich obywateli w kontrolowaniu działań instytucji, odgrywających kluczową rolę w akumulacji i dystrybucji środków egzystencji ludzkiej. Dla postępowych myślicieli oświeceniowych XVIII wieku instytucjami takimi były państwa, kościoły i korporacje handlowe.
Pokoleniem politycznym, które na forum publicznym rozpoczęło dyskusję na temat demokracji byli założyciele północnoamerykańskiej republiki. Z całą pewnością pod jednym przynajmniej względem byli pokoleniem wyjątkowym: stworzyli jedyną elitę polityczną w historii swojego państwa, która mogła poszczycić się bogatą kulturą intelektualną. W epoce oświecenia - inaczej niż obecnie – politycy uchodzili za wybitnych intelektualistów. Mało kto pisał na temat demokracji więcej i dyskutował o przyszłości państwa bardziej elokwentnie i wymownie niż trzeci prezydent Stanów Zjednoczonych, Thomas Jefferson czy jego sekretarz stanu James Madison, nazywany twórcą amerykańskiej konstytucji. Sposób w jaki postrzegano wtedy prawa demokratyczne i – co dużo ważniejsze - w jaki asekurowano interesy wpływowych grup kupieckich i feudalnej elity plantatorów kolonialnych, powinien służyć jako punkt wyjścia do zrozumienia prawdziwego oblicza zachodniej demokracji.
Jak pieniądze z grantów korumpują aktywistów
Yak, Pon, 2007-03-26 00:21 Ekologia/Prawa zwierząt | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Tacy są politycyCzęsto wśród aktywistów słyszymy hasło: „Co nam szkodzi wziąć pieniądze od Unii Europejskiej?”. Unia Europejska i jej niezliczone agencje zdają się tylko czekać, aż ktoś zechce od nich wziąć pieniądze na działalność. Nie ważne przy tym zdaje się, jak zostaną spożytkowane środki. Wystarczy napisać dobry projekt, a i tak nie będzie to miało wpływu na działalność. Dzięki temu, wzrosną jedynie szanse na zrealizowanie planów, które inaczej nie byłyby możliwe.
Czyżby?
Co by nie sądzić o poziomie inteligencji urzędników z Brukseli i ich licznych reprezentantów, nie da się jednak stwierdzić, że działaniom biurokracji brakuje pewnej wewnętrznej logiki. Skuteczność wszelkich działań podejmowanych przez biurokrację jest mierzona według wskaźników dostępnych urzędnikom, a więc przed wszystkim za pomocą raportów i materiałów tworzonych przez sponsorowane organizacje. Sukces jest mierzony stopniem zgodności przekazu ideowego odbiorców grantów z oficjalną linią programową, która w danym momencie jest uznawana przez kręgi władzy w Komisji Europejskiej i Parlamencie Europejskim.
I znów: wydawałoby się, że wszystko jest w porządku: przecież instytucje europejskie zdają się promować walkę z rasizmem, ksenofobią, są po stronie mniejszości seksualnych i wspierają walkę o zachowanie przyrody. Tak przynajmniej wynika z ich deklaracji. Jednak, gdy przyjrzeć się sprawie bliżej, taki pogląd nie daje się już utrzymać.
Walka o otwartość społeczeństwa, brak dyskryminacji i poszanowanie przyrody, którą Unia wypisuje sobie na sztandarach nie daje się pogodzić z ponurą rzeczywistością dyskryminacji imigrantów i dewastacji przyrody. Pięknie brzmiące hasła znajdują zastosowanie jedynie wtedy, gdy chodzi o zrealizowanie celów politycznych. Otwartość na inicjatywy społeczne ograniczona jest tylko dla tych, którzy na wstępie zaznaczą swoją całkowitą uległość wobec zasad rządzących aparatem politycznym Unii.
Etniczna opresja w Unii Europejskiej
Akai47, Nie, 2007-03-25 22:15 Publicystyka“Niektórzy twierdzą, że Europa umarła. Bardziej trafne byłoby stwierdzenie, że Europa jeszcze się nie narodziła. Taka Europa, która potrafiłaby chronić swoje mniejszości. Europa nie może istnieć nie będąc wielokulturowa.” (Susan Sontag)
Na całym kontynencie głośno jest o europejskiej rodzinie, europejskim domu, europejskiej kulturze. Politycy rządzący UE starają się przekonać wszystkich, że Europa może się stać wiodącą potęgą na świecie. Według nich, nowa Europa stanie się miejscem, gdzie rządzić będzie pokój i sprawiedliwość, gdzie prawa człowieka będą szanowane i gdzie europejska kultura będzie kwitnąć i stanowić przykład dla całego świata. W rzeczywistości chodzi o stworzenie gigantycznej wspólnoty białych chrześcijan.
Niestety, za demokratyczną i humanitarną maską Europy chowa się paskudna twarz rasizmu i braku poszanowania praw człowieka i praw mniejszości etnicznych. W tej nowej Europie 17 milionów obywateli z krajów trzeciego świata zmuszonych jest żyć w nędznych warunkach mieszkaniowych, wykonywać najbrudniejszą i najsłabiej opłacaną pracę. Są oni najbardziej narażeni na bezrobocie i ataki ze strony rasistów. Faktycznie nowa Europa polega na zamykaniu granic i zaostrzaniu praw wobec imigrantów i uchodźców. W efekcie stali się oni de facto obywatelami drugiej kategorii. UE pracuje już od pewnego czasu nad rozwiązaniem „kwestii imigrantów”.
“Imigracja” wrzucona do jednego worka ze zorganizowaną przestępczością.
Rozdźwięk pomiędzy statusem obywateli Europy cieszących się prawem do swobodnego poruszania się w krajach członkowskich UE i pełnego korzystania ze świadczeń podczas pobytu w tych krajach, a statusem nie-obywateli UE z krajów trzeciego świata, którzy pozbawieni są prawa do swobodnego poruszania się, oraz jakichkolwiek innych praw socjalnych, niechybnie spowoduje zwiększenie kontroli na granicach wobec nie-białych obywateli Europejskich.
Afganistan: Obecność wojsk NATO zwiększa poparcie Talibom
Vino, Sob, 2007-03-24 02:40 Świat | Militaryzm | Publicystyka„Wyniki badań nastrojów społecznych są alarmujące, ponieważ wskazują, że międzynarodowa społeczność w Afganistanie jest w poważnych tarapatach. Powrót Talibów do dawnej potęgi przyniesie straszne konsekwencje zarówno dla Afgańczyków, jak też globalnego bezpieczeństwa.”
Norine MacDonald z The Senlis Council
Lawinowo rośnie liczba afgańskich cywilów, który odwrócili się od kanadyjskich żołnierzy i oficjalnego rządu Afganistanu, by wspierać Talibów. Afgańczycy na terenach kontrolowanych przez kanadyjskie wojska (rejon Kandaharu – właśnie tam 21 marca odleciała pierwsza grupa polskich żołnierzy) mówią, że wspierają fanatyków ze względu na rozczarowanie działaniami wojsk NATO i straszną nędzę pogłębianą przez trwający konflikt.
ANKIETA
Grupa 50 badaczy i badaczek opinii społecznej poddała ankiecie 17,000 Afgańczyków z losowo wybranych dystryktów w Kandaharze, Helmandzie i Nangarharze pomiędzy 3 a 12 marca.
REZULTATY
- 27% badanych otwarcie przyznało się do wspierania Talibów
3% przyznawało się do pomocy Talibom w grudniu 2005
Realna liczba ludzi popierających Talibów może być wyższa, niż wskazuje na to badanie, ponieważ ci, którzy wspierają fanatyków często to ukrywają przed ludźmi z zachodu. - 48% uważa, że rządowi żołnierze afgańscy oraz oddziały NATO będą w stanie pokonać powstańców.
Pod koniec 2001 roku, gdy pierwsi żołnierze USA przybyli do Afganistanu i wraz z siłami Sojuszu Północnego obalili Talibów, większość Afgańczyków uważała, że Talibowie zostali całkowicie wyeliminowani z terytorium kraju. Teraz blisko połowa obywateli uważa Talibów za siłę zdolną pokonać siły rządowe i wojska NATO. - 49% uważa, że siły NATO przegrają z Talibami
Wycisnąć z zysków Škody jak najwięcej!
Czytelnik CIA, Pią, 2007-03-23 15:20 Gospodarka | PublicystykaGospodarka rośnie – a eksperci mówią o tej sytuacji jako o najwłaściwszej dla pogłębienia reform, które mają pogorszyć położenie klasy robotniczej (pracowników fabryk, biur, szpitali, szkół, bezrobotnych itd.) Także „negocjacje zbiorowe” w Škodzie Mladá Boleslav, w których chodzi przede wszystkim o płace i ich strukturę, rozgrywają się w sytuacji, kiedy Škoda ma ogromne zyski. Ta sytuacja nie jest jednak wygodna dla kapitału. Pracownicy mają bardzo dobrą okazję, aby poprzez niezależną walkę (tzn. bez związków zawodowych i partii politycznych) obrócić ją na swoją korzyść.
W CZYM MOŻE TKWIĆ SIŁA PRACOWNIKÓW I PRACOWNIC ŠKODY?
Kierownictwo Škody nie może zastraszać pracowników groźbą zwolnienia: sektor samochodowy (do którego należą także dostawcy) rozwija się i już teraz ma problem z niedostatkiem siły roboczej. TPCA w Kolínie nie bez problemów zebrała trzy zmiany; Škoda była w podobnej sytuacji zaczynając produkcję w Roomsterze w Kvasinach; z powodu niedostatku pracowników nie może rozszerzyć produkcji pojazdów kolejowych Siemens na praskim Zličínie.
Na korzyść robotników przemawia i organizacja pracy: linia produkcyjna (między warsztatami a fabrykami dostawczymi) jest uzależniona od systemu dostaw typu just-in-time, a zatrzymanie pracy w którymkolwiek miejscu prowadzi do sparaliżowania całości produkcji.
Przykłady pokazują, że właśnie to są słabe punkty kapitału. Kiedy w kwietniu 2005 miał miejsce trzygodzinny strajk w Škodzie, pracodawca wiedział, że nie może ot tak wyrzucać – a tego, że się „udziału w zyskach” zaczną domagać następni pracownicy, bali się również szefowie innych prosperujących firm (Bosch w Jihlavie, TPCA w Kolínie, VDO Siemens w Brandýsie, Visteon w Novym Jičínie, czy Continental w Otrokovicach…). O kruchości organizacji pracy świadczy chociażby to, że zwyczajna awaria elektryczności w lakierni TPCA sparaliżowała na trzydzieści godzin całą fabrykę. Przed trzema laty we Włoszech robotnikom z fabryki Melfi udało się, poprzez dziki strajk, sparaliżować całą krajową produkcję Fiata, która była uzależniona od ich dostaw blachy i wywalczyli w ten sposób polepszenie warunków pracy.
Wolnościowa rodzina
Czytelnik CIA, Czw, 2007-03-22 22:25 Edukacja/Prawa dziecka | PublicystykaGdy analizujemy rodzinę z wolnościowego punktu widzenia, od razu nasuwają się pewne pytania. Jak daleko sięga odpowiedzialność rodziców wobec dziecka? Gdzie znajduje się granica jego autonomii i jak daleko sięga zasada powstrzymywania dziecka przed wkładaniem ręki do ognia? Czemu akurat biologiczni rodzice mają być tymi, którzy są przeznaczeni do wychowania dziecka? Dlaczego rodzina dziecka ma mieć postać heteroseksualną i nuklearną? Kto powiedział, że rodziców ma być dwoje i że mają być różnej płci?
Zwyczajowym uzasadnieniem odtwarzania dominującego modelu rodziny jest tzw. „dobro dziecka”. Podobno dziecko rozwija się najlepiej gdy jego rodzice są możliwie doskonałym uosobieniem przeciętności. Przeciętność jest doskonałym kamuflażem, cenną umiejętnością konieczną do przeżycia w ludzkiej dżungli, wartościowym dziedzictwem przekazywanym przez rodzicieli. Mało kto zdobędzie się na refleksję, że szyderstwa którymi rówieśnicy dręczą „dziecko odmieńca” nie wynikają z nadmiaru zdrowia i nazbyt udanego rozwoju osobowości małoletnich prześladowców. Tak jakby wszystko było w porządku dopóki to co sprzeczne z oczekiwaniami ogółu pozostaje w ukryciu.
Najbardziej tragiczne jest to, że „oczekiwania ogółu” nie mają w istocie nic wspólnego z niczyimi pragnieniami. Są jak sieć, którą dobrowolnie spętali się ludzie. Wyrwanie się z tego szaleństwa samo ubezwłasnowolnienia wymaga radykalnego odwrócenia perspektywy. Nigdy oczekiwania innych nie powinny decydować o naszych indywidualnych wyborach. Społeczeństwo może rozwijać się harmonijnie tylko wówczas, gdy wszyscy jego członkowie żyją zgodnie ze swoimi uczuciami i nie próbują zaprzeczać samym sobie. Nie ma pewniejszego sposobu na dezintegrację społeczną niż działanie wbrew swoim własnym pragnieniom.
Model rodziny nuklearnej skazuje dzieci na całkowitą zależność od rodziców, nie dając im możliwości wyboru innych przewodników w życiu. Różnorodność wzorców i bliskość wieloosobowej rozszerzonej rodziny jest być może jedynym sposobem, by dzieci nie doświadczały izolacji i by jako osoby dorosłe były w stanie tworzyć społeczność wolnych ludzi szanujących swobodę własną i cudzą.
Sprawiedliwość i zapobieganie przestępczości
Czytelnik CIA, Czw, 2007-03-22 22:17 PublicystykaBiurokratyczna instytucja policji nie jest w stanie doprowadzić do likwidacji przestępczości.
Więzienia nie tylko nie spełniają żadnej funkcji resocjalizacyjnej, ale wręcz integrują więźniów z subkulturą przestępczą.
Fiksacja na konsumpcji przedmiotów; sztuczne potrzeby tworzone przez reklamę - często niemożliwe do zrealizowania ze względu na biedę większej części społeczeństwa; kultura rywalizacji, dominacji i przemocy; to przyczyny występowania takich aspołecznych zjawisk jak kradzież.
Pozbawienie obywateli prawa do czynnej samoobrony oraz przymusowe pobieranie od nich podatków przeznaczonych na utrzymanie niewydolnych służb porządkowych, które nie potrafią i nie chcą zapewnić bezpieczeństwa zwykłym ludziom jest przyczyną powszechnego strachu przed przestępczością.
Za każdym razem, gdy zwiększa się uprawnienia policji, rośnie jedynie liczba nadużyć ze strony funkcjonariuszy i mnożą się akty brutalności policji wobec postronnych osób.
Zwiększanie uprawnień policji nie wpływa w jakikolwiek sposób na zmniejszenie poziomu przestępczości. Zasada „Zero Tolerancji dla Przestępców” oznacza pełną kryminalizację niższych warstw społeczeństwa i jest możliwa do zrealizowania tylko w państwie policyjnym i totalitarnym. W państwie takim zbrodnia nie zanika, a przekształca się jedynie ze zbrodni prywatnej w upaństwowioną.
Ograniczenie przestępczości jest możliwe tylko na drodze współpracy sąsiedzkiej zorganizowanej w komitety osiedlowe i inne oddolne grupy i organizacje.
Sposób organizacji i finansowania środków bezpieczeństwa musi pozostawać w gestii grup sąsiedzkich. Nie mając rąk związanych ustawowym monopolem policji państwowej i mogąc swobodnie dysponować środkami finansowymi i innymi, grupy sąsiedzkie będą w stanie najlepiej rozpoznać i spełnić swoje potrzeby w zakresie bezpieczeństwa.
Zapobieganie przestępczości musi obejmować tworzenie alternatywnej kultury ulicznej, opartej na kreacji a nie na konsumpcji. Kreacja własnego stylu życia w oparciu o zasoby społeczności lokalnej może podnieść jej poziom kulturalny i zapewnić jej rozwój. Natomiast bierna konsumpcja produktów oferowanych przez reklamę, to w istocie forma rabunkowej gospodarki wzbogacającej korporacje kosztem ubożejącego społeczeństwa.
Jak granice sprzyjają handlarzom ludzkim towarem
Akai47, Śro, 2007-03-21 23:32 PublicystykaNacjonaliści i politycy opowiadający się za protekcjonizmem niezmiennie podkreślają konieczność ochrony dobra krajowych pracowników i ich miejsc pracy przed napływającą z zagranicy siłą roboczą, która - według nich - zachwieje pozycją polskich robotników i spowoduje spadek wynagrodzeń dla wszystkich.
Uważamy inaczej. To prawda, że sytuacja w której pracownicy w sąsiednim kraju zarabiają dużo mniej jest zawsze źródłem problemów. Przeważnie sytuacja taka nie jest spowodowana zapóźnieniem w rozwoju, czy zacofaniem ludzi, lecz układami w międzynarodowym biznesie i polityce. Międzynarodowe koncerny i światowe instytucje finansowe, politycy - tak miejscowi jak i zagraniczni, stawiają ludzi w sytuacji bez wyjścia. Rolnicy są zmuszeni do porzucenia swojej ziemi i swoich tradycyjnych zajęć, a płace utrzymywane są na sztucznie zaniżonym poziomie. Typowym usprawiedliwieniem takiego stanu jest rzekoma troska o "rozwój" i "przyciąganie inwestorów".
Światowy biznes prosperuje dzięki różnicy w wynagrodzeniach, jakie otrzymują robotnicy za wykonanie takiej samej pracy w różnych krajach. Wystarczy przenieść produkcję do kraju, w którym rząd jest na tyle zdesperowany lub posłuszny, by godzić się na niskie wynagrodzenia i sprzedaż zasobów po obniżonych cenach. Ten proceder powoduje światową zniżkę poziomu płac i zagraża sytuacji materialnej robotników na całym świecie. Nawet w USA, tysiące robotników straciło pracę, gdy przedsiębiorstwa w których pracowali przeniosły się do Meksyku. Tysiące innych pracują za znacznie niższe stawki niż 10 lat temu. Ten przykład jest dowodem na to, że istnienie granicy powstrzymującej napływ nielegalnych imigrantów nie zapobiega utracie pracy. Przemysł może zostać po prostu przeniesiony do kraju, gdzie produkcja okaże się tańsza.
Popieramy robotników niezależnie od ich narodowości. Gdy ludzie żyją w kraju gdzie sytuacja gospodarcza nie pozwala zarobić na godziwe utrzymanie, gdy warunki pracy w ich kraju urągają ludzkiej godności, gdy ich ojczyzna została zniszczona przez wojnę, katastrofy ekologiczne i działania polityków, ich prawem jest udać się na emigrację do kraju gdzie będą mogli zapewnić sobie podstawowe warunki godnej egzystencji. Jako Polacy, powinniśmy pamiętać, jak często nasi rodacy musieli udawać się na emigrację za chlebem i jak często dziś żyją w nędznych warunkach, pozbawieni pracy. A mogliby wykonywać użyteczną społecznie pracę w kraju lub zagranicą. Oczywiście chcielibyśmy by ludzie nie musieli udawać się na emigrację by znaleźć pracę. Emigranci poszukujący pracy otaczani są nieludzką wrogością. Ich - i tak bardzo trudna - sytuacja staje się przez to jeszcze gorsza. Nie dość, że musieli opuścić swój dom i swoją ojczyznę, rodzinę i przyjaciół, często nie znają języka kraju w którym się znaleźli, muszą żyć w ciągłym strachu przed policją i muszą pracować ciężej i w gorszych warunkach niż miejscowi robotnicy.
Orzechowski, działaj! Maciej Giertych – niech się odetnie
Czytelnik CIA, Śro, 2007-03-21 07:06 Publicystyka | Tacy są politycyKondycja PZPR jest zmartwieniem ogólnopaństwowym, a nie tylko wewnątrzpartyjnym tej partii – pisał w 1989 r. Maciej Giertych, dziś eurodeputowany LPR, ojciec Romana Giertycha, wicepremiera i ministra edukacji narodowej. Analizując twórczość tego wroga teorii Darwina, można dojść do wniosku, iż ojciec szefa MEN nie mógłby zostać w IV RP dyrektorem szkoły. Chyba że – zgodnie z żądaniem wiceministra edukacji Mirosława Orzechowskiego – odciąłby się od swoich „komunistycznych korzeni”.
Wpadł nam w ręce jeden z numerów „Słowa Narodowego” z 1989 r. Redaktorem naczelnym pisma był Maciej Giertych, pełniąc jednocześnie funkcję przewodniczącego Rady Programowej wydawcy „SN” – spółki „Słowo i Czyn”. Od lektury zawartych tam tekstów Mirosław Orzechowski mógłby doznać szoku. W tekście „Geopolityka Brzezińskiego” dzisiejszy eurodeputowany Giertch napisał m.in.: „Nie cieszmy się za wcześnie z opuszczających Polskę wojsk radzieckich. (...) Jeżeli supermocarstwa muszą odejść, w naszym interesie jest, by z ramienia USA porządku pilnowały Francja i Anglia, a z ramienia ZSRR Polska”. I dalej: „Niemcy mogą reprezentować USA w Europie i na to Amerykanie liczą. By do tego nie doszło, współpracować musimy z ZSRR, zatrzymując go w Europie, a tym samym i zatrzymując USA wbrew ich woli”.
Maciej Giertych zamieścił też w „SN” swoje wystąpienie na posiedzeniu Rady Konsultacyjnej przy przewodniczącym Rady Państwa z 29 marca 1989 r., gen. Wojciechu Jaruzelskim. Wyraźnie kibicował w nim Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej: „Dwoistość władzy nie jest do utrzymania na dłuższą metę. Gdy PZPR antagonizuje środowiska, na których się opiera, tej dwoistości nie utrzyma i zostanie zepchnięta przez lewicę opozycyjną, czyli KOR-owską. Dla opozycji prawicowej nie jest to perspektywa radosna. Jej postulaty pozostaną postulatami. Tak więc kondycja PZPR jest zmartwieniem ogólnopaństwowym, a nie tylko wewnątrzpartyjnym tej partii”. Nie obyło się bez ciepłych słów pod adresem Władysława Gomułki: „Gdy Gomułka doszedł do władzy, to zaczął od reprywatyzacji rolnictwa. Za to dziś mamy go we wdzięcznej pamięci”.