Publicystyka
Czy płód jest człowiekiem?
Vino, Wto, 2007-03-20 23:32 PublicystykaJak zawsze , gdy rządzącym brakuje pomysłów na rozwiązanie problemów jak bumerang wraca temat aborcji. To jest pewne jak „Kevin sam w domu” w bożonarodzeniowy wieczór. Temat ten jest pożywką dla radykalnych w tej kwestii ugrupowań. Stanowi on dla nich jedyną szansę pokazania się w mediach i zmobilizowania elektoratu, gdy poparcie spada. Nie tylko radykałowie w tej kwestii chcą spijać śmietankę. Korzystając z okazji jedna z partii, uznawana za radykalną puszcza oczko do innej grupy wyborców i kreuje siebie na umiarkowaną stając w obronie kompromisowego rozwiązania sprzed lat. Zagrywka ta jednak nie wychodzi jej na dobre, bo pojawiają się wewnątrzpartyjne rozdźwięki, a radykalne zaplecze medialne krytykuje ją.
Nie spotkałem jeszcze kogokolwiek, kto uważałby, że sama aborcja to jakaś przyjemność i jest za aborcją. Uważam, że w całej aborcyjnej dyskusji, jako fundament, należy zadać sobie pytanie: „czy płód jest człowiekiem?” Są tacy, którzy mówią, że płód jest jak wyrostek, który można usunąć, gdy doskwiera. Inni, że płód, to po prostu płód. Jeszcze inni sądzą, że płód jest pełnoprawnym człowiekiem. Bez usilnego przekonywania i łamania kołem wiem, że z płodu rodzi się człowiek. Przeanalizowałem jednak kilka zdarzeń, które tworzą w mnie wątpliwości co do ludzkości płodu.
Często się zdarza, że płód nie mogący zagnieździć się w macicy ulega naturalnemu poronieniu. Poronionych zostaje od 10% do 15% ciąż. Zastanawia mnie jak to jest z boskim zbawieniem takich nieochrzczonych płodów. Jeśli płód jest człowiekiem to według chrześcijaństwa ma duszę, a jego dusza po poronieniu podlega Sądowi Bożemu. Trudno spodziewać się po płodzie, że dopuścił się jakiś grzechów. Religia katolicka, przewiduje jednak coś takiego jak grzech pierworodny. Jest nim skalany każdy człowiek, jako potomek i spadkobierca grzechu pierwszych ludzi – Adama i Ewy. Możliwością oczyszczenia z grzechu pierworodnego w katolicyzmie jest chrzest. Chrztu najczęściej dokonuje kapłan, jednak w przypadkach zagrożenia życia może dokonać tego każdy człowiek wypowiadając słowa: „ja Ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Jeśli płód, według Kościoła jest człowiekiem, to moim zdaniem należy mu się szansa zbawienia, jaką jest oczyszczenie z grzechu pierworodnego. Nie słyszałem do tej pory, jednak o przypadkach chrztu płodu.
Czwarta rocznica inwazji w Irak
Czytelnik CIA, Sob, 2007-03-17 23:02 PublicystykaWe wtorek 20 marca mija czwarta rocznica inwazji w Irak. Kiedy rozpoczęła się wojna wielu miało wobec niej krytyczną opinię, nie tylko pacyfiści. Wielu ekspertów podkreślało, że usprawiedliwienie wojny przez Busha nie było poparte dowodami: nie można było jednoznacznie udowodnić istnienia programu broni masowego rażenia albo poparcia Iraku dla Al-Kaidy. Oprócz tego istniały różne dowody na to, że inwazja Iraku był od dawno planowana i była częścią długofalowej strategii zmiany reżimu i przejęcia zasobów w regionie Bliskiego Wschodu.
Cztery lata później wiele osób, które kiedyś poparło wojnę lub nawet brało w niej udział przyznaje, że powody, dla których rozpoczęto wojnę
były błędne. Nigdy nie znaleziono broni masowego rażenia. USA, niby zwalczające Al-Kaidę, wspiera zwolenników Al.-Kaidy w Libanie i innych krajach. Wojna nie pomogła zbudować demokratycznych instytucji i zagrożenie wybuchem wojny domowej w regionie jest bardzo realne. Wielu osób zginęło, w tym wiele irackich dzieci. Podatnicy w Stanach
Zjednoczonych zmarnowali ogromne sumy pieniędzy, w tym kilka miliardów dolarów, które zaginęły i prawdopodobnie zostały wykorzystane na tajne
operacjew Iranie i innych krajach. Obywatele USA będą musieli łożyć na wszystkich weteranów i inwalidów wojennych do końca ich życia.
Przez cały czas globalny ruch antywojenny protestował. W USA większość obywateli nie popiera wojny i kilka milionów ludzi bierze udział w
ruchu antywojennym. Kiedy ostatni raz zorganizowane zostało ogólnokrajowe dni protestów, udało się je zorganizować w kilkaset miast jednocześnie.
W dniach 18 i 20 marca Federacja Anarchistyczna organizuje dni protestów, które będą prowadzone razem z innymi grupami. 18 marca odbędą się demonstracje w Warszawie i Lodzi, a 20 marca w Poznaniu i Toruniu.
Anarchiści będą protestować nie tylko przeciw wojnie ale także przeciw pro-militarystycznej polityce rządu.
Kryzys w ochronie przyrody w Polsce
Czytelnik CIA, Wto, 2007-03-13 06:24 PublicystykaPaństwowa Rada Ochrony Przyrody na nadzwyczajnym posiedzeniu przyjęła stanowisko w sprawie kryzysu w ochronie przyrody w Polsce.
STANOWISKO PAŃSTWOWEJ RADY OCHRONY PRZYRODY
w sprawie kryzysu w ochronie przyrody w Polsce
Bardzo zaniepokojeni postępującą degradacją dziedzictwa przyrodniczego naszego kraju oraz negatywnymi zjawiskami w organizacyjno-prawnym stanie ochrony przyrody, zwracamy się z apelem do polskiego Rządu oraz społeczeństwa, o podjęcie wspólnych, energicznych działań na rzecz zmiany tego stanu.
Od czasów transformacji ustrojowej podejście do zagadnień ochrony środowiska uległo w Polsce poprawie. Dzięki zastosowaniu kompleksu rozwiązań prawnych, finansowych, organizacyjnych i edukacyjnych, a także w wyniku działania praw rynku, które wyeliminowały część największych źródeł zanieczyszczeń, wiele elementów środowiska życia człowieka ulega stopniowej poprawie. Tempo tych zmian jest różne w poszczególnych dziedzinach i regionach. Zróżnicowanie to zależy m.in. od aktywności organów administracji rządowej i samorządowej, organizacji społecznych oraz pojedynczych osób. Niestety, ów pozytywny trend nie obejmuje bardzo ważnego działu ochrony środowiska, jakim jest ochrona przyrody.
W naszym kraju następuje szybkie ubożenie zasobów przyrodniczych. Wyraża się to zmniejszaniem liczebności i zasięgów populacji, wymieraniem gatunków, zanikaniem i degradacją cennych siedlisk, dewastacją skarbów przyrody nieożywionej oraz walorów krajobrazowych. Rozwój gospodarczy nie może przebiegać bez poszanowania dziedzictwa przyrodniczego.
Za szczególnie ważne problemy Państwowa Rada Ochrony Przyrody uznaje:
·złą organizację sytemu ochrony przyrody;
·blokady prawno-organizacyjne, paraliżujące działania ochronne;
·niedostateczne postępy we wdrażaniu sieci Natura 2000;
·ignorowanie potrzeb ochrony przyrody w rozwoju gospodarczym;
·niewystarczające finansowanie ochrony przyrody;
Grodzenie wirtualnej przestrzeni: Kapitalizm 2.0
Yak, Wto, 2007-03-13 01:15 Gospodarka | Publicystyka | TechnikaTzw. “Web 2.0” jest sloganem reklamowym, który głosi demokratyzację tworzenia treści w sieci i stara się ukryć centralistyczy aspekt środków technicznych wykorzystywanych do dzielenia się tymi treściami. Dmytri Kleiner i Brian Wyrick widzą zjawisko „Web 2.0” jako raj dla inwestorów, którzy zbijają majątek na wartościach produkowanych przez nieopłacanych użytkowników i na innowacjach wolnego oprogramowania. W ten sposób zabijany jest decentralizacyjny potencjał sieci peer-to-peer.
Według Wikipedii, “Web 2.0 – określenie wymyślone przez O’Reilly Media w 2004 odnosi się do hipotetycznej drugiej generacji serwisów internetowych, takich jak portale towarzyskie, Wiki, narzędzia komunikacyjne i kategoryzacyjne, które stawiają na współpracę i wymianę użytkowników sieci.”
Warto zwrócić tu uwagę na słowo “hipotetyczny”. Wikipedia – będąca największą pracą zbiorową w historii i pupilem społeczności internetowej – z pewnością wie, o czym pisze. W odróżnieniu od większości serwisów Web 2.0, Wikipedia należy do fundacji non-profit, zarabia jedynie dzięki darowiznom i udostępnia swoje zasoby na zasadzie licencji copyleft GNU Free Documentation License. Jeśli Wikipedia twierdzi, że „pojęcie Web 2.0 stało się popularnym, aczkolwiek źle zdefiniowanym i często krytykowanym sloganem w niektórych społecznościach informatyków i specjalistów od marketingu”, to znaczy, że coś jest na rzeczy.
Społeczność wolnego oprogramowania z nieufnością, jeśli nie z otwartą pogardą odnosi się do określenia Web 2.0. Tim Berners-Lee – wynalazca hipertekstu - stwierdził, że „Web 2.0 to tylko żargonowe wyrażenie. Nikt nawet nie wie, co to oznacza”. Tim dodaje: „oznacza to wykorzystanie standardów, które zostały wypracowane przez ludzi, którzy pracowali nad Web 1.0”.
W rzeczywistości nie istnieje ani Web 1.0 ani Web 2.0, lecz ciągły rozwój aplikacji sieciowych, które nie mogą być jasno skategoryzowane.
Gdy próbuje się zdefiniować, czym jest Web 2.0, najłatwiej powiedzieć, że najistotniejsze innowacje polegały na umożliwieniu społeczności tworzenie, modyfikację i dzielenie się treścią w sposób, który uprzednio by dostępny tylko dla scentralizowanych organizacji, które dysponowały drogim oprogramowaniem, pracownikami opłacanymi za zajmowanie się technicznymi aspektami portalu i za tworzenie treści, która z reguły była publikowana tylko na stronie tych organizacji.
Firma należąca do zjawiska Web 2.0 całkowicie zmienia ten model produkcji treści. Aplikacje i usługi sieciowe stały się tańsze i łatwiejsze do zaimplementowania. Pozwalając użytkownikom na dostęp do tych aplikacji firma może w wydajny sposób dokonać outsourcingu produkcji i organizacji treści przekazując tą dziedzinę w całości w ręce użytkowników. Zamiast tradycyjnego modelu polegającego na wydawcy publikującym treść i na użytkowniku konsumującym treść mamy do czynienia z nowym modelem, gdzie firma jest scentralizowanym portalem pośredniczącym pomiędzy użytkownikami, którzy są jednocześnie twórcami i konsumentami.
Użytkownicy zyskują więcej możliwości, gdyż nowe aplikacje umożliwiają im tworzenie i publikację treści bez konieczności kupowania oprogramowania i zdobywania większej wiedzy. Na przykład, dwa podstawowe sposoby produkcji tekstu w Web 2.0 to blogi i Wiki, które umożliwiają użytkownikowi publikację treści bezpośrednio z przeglądarki praktycznie bez żadnej wiedzy na temat języka HTML, protokołu transferu plików i protokołów syndykacji i bez konieczności zakupu oprogramowania.
Wykorzystanie aplikacji web zamiast aplikacji desktopowych staje się jeszcze bardziej znaczące dla użytkowników w przypadku treści innych niż tekstowe. Okazuje się, że nie tylko można tworzyć strony WWW za pomocą przeglądarki bez konieczności kupowania programów do edycji kodu HTML, ale również przetwarzać fotografie bez konieczności zakupu drogich aplikacji do przetwarzania grafiki. Film nagrany na taniej kamerze może być umieszczony na portalu udostępniającym filmy, zakodowany, zintegrowany ze stroną HTML, opublikowany, oznaczony kategoriami i syndykowany w całej sieci jedynie za pomocą przeglądarki użytkownika.
W artykule Paula Grahama o Web 2.0 autor opisuje różne role społeczności i użytkownika dzieląc je na: profesjonalistę, amatora i użytkownika (dokładniej: użytkownika końcowego). Role Profesjonalisty i Użytkownika końcowego były dobrze zdefiniowane w epoce Web 1.0. Natomiast Amator nie miał jasno zdefiniowanej roli. W książce „Co biznes może się nauczyć od ruchu Wolnego Oprogramowania” Graham napisał, że amator kocha pracę i nie jest zainteresowany własnością tej pracy. W dziedzinie programowania amator dodaje swój kod do aplikacji open source, a profesjonalista otrzymuje wynagrodzenie za tworzenie własności intelektualnej.
Opis “Amatora” w wykonaniu Grahama przypomina ten z dzieła „Gdybym kierował cyrkiem” Dr. Suessa, gdzie młody Morris McGurk tak wypowiada się o pracownikach wyimaginowanego cyrku McGurkus:
“Moi pracownicy kochają pracować. Mówią mi: “Każ nam pracować! Proszę każ nam pracować!
Będziemy pracować i wypracujemy tyle niespodzianek
Że nie zobaczysz połowy z nich, nawet gdybyś miał czterdzieści ócz!”
Choć “Web 2.0” może nic nie znaczyć dla Tima Bernersa-Lee, dla którego najnowsze innowacje są tylko płynnym rozwojem sieci, dla kapitalistów szukających zyskownych inwestycji, którzy śnią o niestrudzonych pracownikach produkujących nieskończone ilości materiału i nie wymagających za to zapłaty jest to fascynujące. YouTube, Flickr, Wikipedia… Rzeczywiście nie zobaczysz połowy z nich, nawet gdybyś miał czterdzieści ócz!
Tim Berners-Lee ma rację. Nie ma nic w Web 2.0 z punktu widzenia techniki lub użytkownika, co nie miałoby swoich korzeni w Web 1.0 i w naturalny sposób się nie rozwinęło z Web 1.0. Technologia konieczna do realizacji Web 2.0 była możliwa do wykorzystania, a w niektórych przypadkach faktycznie dostępna zanim pojawiło się to hasło. Jednak reklama z pewnością przyczyniła się do rozwoju witryn wykorzystujących te możliwości.
Internet (a to więcej, niż tylko sieć WWW) zawsze opierał się na idei dzielenia się pomiędzy użytkownikami. Sieć Usenet, rozproszony system przekazywania wiadomości, działa w od 1979 roku! Na długo zanim nastąpiła era Web 1.0 na Usenecie odbywały się dyskusje, było miejsce dla „amatorskiego” dziennikarstwa i możliwe było współdzielenie fotografii i plików. Tak jak Internet, Usenet jest systemem rozproszonym i nie należy do nikogo i nie podlega niczyjej kontroli. Właśnie ta cecha – brak centralnej własności i kontroli – odróżniają usługi takie, jak Usenet od Web 2.0.
Jeśli Web 2.0 ma jakikolwiek sens, to jest nim racjonalność kapitału inwestycyjnego. Web 2.0 oznacza zwrot z inwestycji w początkujące firmy internetowe. Po załamaniu się tzw. „dotcomów” (prawdziwy koniec Web 1.0) ci, którzy próbowali zwabić dolary inwestycyjne potrzebowali stworzyć nowe uzasadnienie dla inwestycji w biznes online. W latach 90’tych dominującym mottem było: „zbuduj, a klienci sami przyjdą”. To okazało się złudzeniem, podobnie jak cała „nowa ekonomia” oparta na mrzonkach. Po tylu porażkach nie było to już atrakcyjne dla inwestorów. Inwestorzy nie byli już zainteresowani budowaniem infrastruktury i finansowaniem kapitalizacji nowych firm. Bardziej atrakcyjne wydało im się przejmowanie wartości stworzonej przez innych.
Web 2.0 to Internetowy Boom 2.0. Web 2.0 jest modelem biznesowym opartym na przejmowaniu przez prywatne firmy wartości stworzonej przez społeczność. Nikt nie może zaprzeczyć, że technologia takich portali, jak YouTube jest trywialna. Na dowód niech posłuży niezwykła ilość identycznych serwisów, takich jak DailyMotion. Prawdziwa wartość YouTube nie została stworzona przez programistów, którzy napisali kod strony, ale przez ludzi, którzy codziennie publikują swoje filmy na tej witrynie. Gdy YouTube zostało kupione za ponad miliard dolarów w akcjach Google, ile procent tych akcji otrzymali ludzie, którzy stworzyli filmy publikowane na portalu? Zero. Nic. To niezły interes dla właściciela firmy Web 2.0.
Wartość tworzona przez użytkowników serwisów Web 2.0 takich, jak YouTube została przechwycona przez prywatnych inwestorów. W niektórych przypadkach, twórczość użytkowników staje się własnością właścicieli portalu. Zawłaszczanie wartości wytworzonej przez społeczność przez prywatne firmy stanowi zdradę ideału dzielenia się technologią i wolnej współpracy.
Nie tak jak w epoce Web 1.0, gdy inwestorzy często finansowali kosztowne pozyskiwanie kapitału, rozwój oprogramowania i tworzenie treści, inwestor w epoce Web 2.0 musi tylko finansować reklamę i marketing. Infrastruktura jest tania i powszechnie dostępna, zawartość jest darmowa, a koszt oprogramowania – tego, które nie jest darmowe – jest znikomy. W zasadzie wystarczy udostępnić nieco przepustowości sieciowej i miejsca na dysku, by stworzyć popularny serwis internetowy. Wystarczy jedynie skuteczny marketing.
Głównym źródłem sukcesu firmy Web 2.0 jest umiejętność nawiązania więzi ze społecznością, a dokładniej umiejętność “okiełznania kolektywnej inteligencji” – jak to ujął O’Reilly. Firmy Web 1.0 były zbyt monolityczne i jednostronne w swoim podejściu do zawartości. Przypadki udanego przejścia z modelu Web 1.0 do Web 2.0 opierają się na umiejętności zachowania monolitycznego aspektu zawartości i – jeśli to możliwe, zachowania praw własności do niej – jednocześnie otwierając możliwość tworzenia treści dla członków społeczności. Firma Yahoo! Stworzyła umożliwiła użytkownikom swojego portalu publikację treści, zachowując jednak scentralizowany sposób przechowywania i wyszukiwania tych treści. EBay umożliwia społeczności sprzedaż dóbr zachowując prawo własności do rynku dla tych dóbr. Amazon sprzedaje te same produkty, co wiele innych firm, ale ta właśnie firma odniosła sukces, gdyż pozwoliła użytkownikom uczestniczyć w „otoczce” swoich produktów.
Ponieważ kapitaliści, którzy inwestują w początkujące firmy Web 2.0 często nie uczestniczą we wczesnych fazach kapitalizacji, ich zachowanie jest wyraźnie bardziej pasożytnicze. Zjawiają się późno w grze, gdy tworzenie wartości osiągnęło już masę krytyczną i przejmują serwis na własność. Używają swojej finansowej siły przebicia by promować serwis w kontekście hegemonicznej sieci dużych i silnych partnerów. To oznacza, że firmy, które nie zostaną przejęte przez kapitał inwestycyjny są skazane na śmierć głodową z braku gotówki lub zostaną usunięte poza nawias.
W każdym z tych przypadków wartość portalu internetowego nie została stworzona przez pracowników opłacanych przez firmy zarządzające portalami, ale przez użytkowników portali. Tak wiele uwagi poświęca się tworzeniu i dzieleniu się treścią tworzoną przez społeczność, że łatwo zapomnieć o drugiej stronie doświadczenia Web 2.0: prawa własności tej treści i zarabiania na niej pieniędzy. Użytkownik nieczęsto spotyka się z tym problemem. Wzmianki o tym pojawiają się w umowie użytkownika MySpace i url firmy pojawia się w linku do zdjęć. Nie wydaje się to problemem dla społeczności. Użytkownicy godzą się na taką cenę za to, mają dostęp do tak wspaniałych aplikacji i zapierającego dech w piersiach efektu w wynikach wyszukiwania własnego imienia. Większość użytkowników nie posiada innych środków publikacji i produkcji własnej treści i dlatego decyduje się na wykorzystanie stron takich, jak MySpace i Flickr.
W międzyczasie świat korporacji starał się spopularyzować zupełnie inną wizję Autostrady Informacyjnej: monolitycznych, scentralizowanych “usług online”, takich jak CompuServe, Prodigy i AOL. Tym, co wyróżniało te serwisy od reszty Internetu była centralizacja, która wymuszała bezpośrednie łączenie się użytkowników z centralą. W technologii peer-to-peer każde urządzenie z publicznym adresem IP może bezpośrednio komunikować się z każdym innym urządzeniem. Dzięki temu istnieje sieć peer-to-peer i dzięki temu istnieją niezależne usługi dostępu do Internetu.
Trzeba też dodać, że wiele projektów Open Source wniosło kluczowe innowacje w rozwoju Web 2.0: wolne oprogramowanie takie, jak Linux, Apache, PHP, MySQL, Pyton stanowi rdzeń Web 2.0 a także rdzeń samej sieci. Jednak w tych wszystkich projektach tkwi pewna cecha, która jest wadą z punktu widzenia podstawowych kompetencji firm Web 2.0 (według O’Reilly’ego): brak możliwości kontroli nad unikalnymi, trudnymi do odtworzenia źródłami informacji, które stają się coraz bogatsze w miarę, jak coraz więcej ludzi ich używa, stając się środkami do okiełznania zbiorowej inteligencji. Cechą charakterystyczną udanej firmy Web 2.0 jest udostępnianie użytkownikom możliwości publikacji stworzonej przez nich zawartości na zasadach własności intelektualnej stającej się własnością firmy. Nie jest taką cechą umożliwianie społeczności zachowania prawa własności do tego, co zostało przez nią stworzone. A zatem, aby odnieść sukces i przynieść zysk inwestorom, firma Web 2.0 musi stworzyć centralnie sterowane mechanizmy udostępniania i współpracy. Brak centralnej kontroli w Usenecie i innych technologiach peer-to-peer jest najpoważniejszą przeszkodą. Taka struktura sieci – nie będąc niczyją własnością - przynosi korzyści tylko użytkownikom, a nie nieobecnym inwestorom.
Ponieważ Web 2.0 powstało w Kapitalizmie 2006, Usenet prawie odszedł w zapomnienie. Wszyscy używają Digg i Flickr, YouTube jest warte milion dolarów, a PeerCast – innowacyjna sieć peer-to-peer umożliwiająca przesyłanie strumienia wideo istniejąca od wielu lat (a na pewno dłużej niż YouTube) jest prawie nie znana.
Z technologicznego punktu widzenia, rozproszona sieć peer-to-peer (P2P) jest dużo bardziej wydajna, niż systemy Web 2.0. Lepiej wykorzystuje dostępne zasoby sieciowe komputerów użytkowników i unika tworzenia wąskich gardeł typowych dla scentralizowanych systemów. W sieci P2P treść może zostać opublikowana przy mniejszych nakładach na infrastrukturę. W większości przypadków wystarczy komputer i łącze internetowe. Systemy P2P nie wymagają wielkich hurtowni danych, jak YouTube. Brak centralnej infrastruktury wiąże się z brakiem centralnej kontroli, a to oznacza cenzurę – wszechobecny problem w prywatnych „społecznościach”, które idą na rękę prywatnym grupom nacisku i wprowadzają ograniczenia publikowanych treści. Brak centralnej bazy danych z informacją o użytkownikach ma też duże znaczenie dla zachowania prywatności.
Gdy na to spojrzeć w ten sposób, Web 2.0 zdaje się być prewencyjną odpowiedzią kapitalizmu na atak sieci P2P. Pomimo wielu niedogodności w porównaniu z P2P, Web 2.0 jest bardziej atrakcyjna dla inwestorów, a zatem więcej środków jest dostępnych do promowania i sponsorowania scentralizowanych rozwiązań. Ostateczny rezultat jest taki, że producenci informacji nie znający dobrze technologii i szukający tanich i łatwych rozwiązań garną się do serwisów scentralizowanych. Łatwość dostępu zestawiona z bardziej technicznie wymagającym i droższym przedsięwzięciem posiadania własnego środka produkcji informacji spowodowało wykształcenie „bezrolnego” proletariatu informacyjnego gotowego do dostarczania wyalienowanej pracy przy tworzeniu treści dla nowych panów w wieku info-feudalizmu Web 2.0.
Często się mówi, że internet zaskoczył świat korporacyjny, gdy wyłonił się z publicznych uniwersytetów i wojskowych ośrodków badawczych. Rozwinął się jako drobny przemysł małych i niezależnych dostawców usług internetowych, którzy umieli zarobić na udostępnianiu zasobów sieci zbudowanej z państwowych środków.
Internet wydawał się herezją dla wyobraźni kapitalistów. Pierwotny boom Web 1.0 wyróżniał się pędem do przejęcia na własność infrastruktury i konsolidacji niezależnych dostawców usług internetowych. Choć inwestorzy mieli problem ze zrozumieniem, do czego będzie służyć nowe medium i szastali pieniędzmi w dość przypadkowy sposób, misja polegająca na konsolidacji własności sieci w dużym stopniu zakończyła się powodzeniem. W 1996 r. dostęp do sieci zapewniały małe lokalne firmy. Dziesięć lat później większość ludzi uzyskuje dostęp do Internetu dzięki gigantycznym firmom telekomunikacyjnym, choć niektóre małe firmy przetrwały. Misją Internetowego Boomu Inwestycyjnego było zniszczenie niezależnych dostawców i przywrócenie kontroli wielkich korporacji o dużych zasobach finansowych.
Misją Web 2.0 jest zniszczenie aspektu P2P internetu. Chodzi o to, by użytkownik, jego komputer i jego połączenie sieciowe było uzależnione od scentralizowanego serwisu, który kontroluje jego możliwość komunikowania się. Web 2.0 to koniec wolnych systemów P2P i powrót monolitycznych „usług online”. Warto zwrócić uwagę na pewien szczegół: w latach 90’tych większość łączy internetowych w domach i w biurach – modemowych i ISDN’owych – była synchroniczna – pozwalała na wysyłanie danych z taką samą prędkością, jak na odbieranie danych. Taka konstrukcja usługi umożliwiała użytkownikom być w równym stopniu producentami, co konsumentami informacji. Nowoczesne połączenia DSL są asynchroniczne, co oznacza, że można szybko pobierać informacje, ale wysyłanie informacji jest powolne. Wiele umów z dostawcami usług internetowych zabrania uruchamianie serwerów podłączonych do usługi sieciowej. Podłączenie serwera może skutkować odcięciem dostępu do Internetu.
Kapitalizm jest oparty na idei uzyskiwania dochodu za pomocą biernego prawa własności udziałów. Taki system może działać tylko w warunkach scentralizowanej kontroli, gdy producenci nie mają żadnych powodów, by dzielić swoje zyski z udziałowcami z zewnątrz. Kapitalizm jest zatem niekompatybilny z sieciami P2P. Dopóki rozwój Internetu będzie zależny od finansowania przez prywatnych udziałowców, którzy próbują przechwycić wartość za pomocą prawa własności do zasobów internetowych, dopóty sieć będzie się stawała coraz bardziej ograniczona i scentralizowana.
W przypadku twórczości opartej na wspólnej infrastrukturze, gdy członkostwo grupy jest ograniczone, a potrzeby producentów muszą być zaspokajane za pomocą środków znajdujących się poza obrębem społeczności, sami producenci mogą stać się winni wyzysku czyjejś pracy. Aby zapobiec niesprawiedliwemu przejmowaniu owoców wyalienowanej pracy, dostęp do wspólnoty i członkowstwo w niej muszą się rozciągać tak daleko, jak to możliwe – aż ogarną cały system dystrybucji dóbr i usług. Tylko gdy wszystkie dobra będą dostępne dla wytwórców ze społeczności, wszyscy będą mogli zachować wartość owoców swojej pracy.
Wspólnoty informacyjne mogą odegrać rolę w promowaniu bardziej otwartych modeli produkcyjnych. Jednak nie ma żadnej nadziei na stworzenie prawdziwych zasobów internetowych, które by wzbogacały społeczność jeżeli będą one oparte na prywatnych scentralizowanych serwisach. Aby być autentyczne, muszą się one opierać na kooperacji w ramach systemów P2P, których właścicielami będą wszyscy i nikt. Choć według dzisiejszych standardów wczesny Internet aplikacji peer-to-peer takich, jak Usenet i email wydawał się mały, był to jednak prawdziwie wspólnotowy zasób. Wraz z komercjalizacją Internetu i wzrostem znaczenia finansowania kapitalistycznego nastała era grodzenia wspólnych gruntów informacyjnych i przetwarzania wspólnego dobra na prywatny zysk. Web 2.0 nie jest drugą generacją technicznego i społecznego rozwoju Internetu, ale drugą falą kapitalistycznego grodzenia Informacyjnej Wspólnoty.
Właściwie każdy zasób internetowy dałoby się zastąpić alternatywą opartą na P2P. Wyszukiwarkę Google można by zastąpić wyszukiwarką P2P, każda przeglądarka i każdy serwer WWW mogłyby stać się aktywnymi węzłami wyszukiwania. Flickr i YouTube mogłyby być zastąpione przez aplikacje takie, jak PeerCast i eDonkey, które pozwalają użytkownikom na współdzielenie zdjęć i filmów. Ale rozwój zasobów internetowych wymaga środków finansowych. Tak długo, jak źródłem tych środków są kapitaliści, wielki potencjał P2P Internetu pozostanie niezrealizowany.
Dmytri Kleiner & Brian Wyrick
Wezwanie anarchistów do globalnego dnia akcji przeciw wojnie i kapitalizmowi!
Czytelnik CIA, Pon, 2007-03-12 22:35 PublicystykaTrwająca właśnie wojna przeciwko Irakowi jest kolejną odsłoną globalnej wojny bogatych z miliardami ludzi żyjących w ubóstwie. Bush, Blair i inni koalicjanci wykorzystują między-narodowy konflikt zbrojny by odwrócić uwagę od prowadzonej przez nich wojny przeciw biednym i wykluczonym.
Klasa rządząca zrobi wszystko, by wyciągnąć jak największe zyski z ziemi i zamieszkujących ją ludzi. Międzynarodowy konflikt zbrojny jest taktyką służącą do uzyskania kontroli nad ludnością i zdobycia bogactw naturalnych.
20 marca 2007 mija kolejny rok od wtargnięcia wojsk Koalicji Sił Międzynarodowych do Iraku. Dnia 18 marca 2007 miliony ludzi na całym świecie będą uczestniczyć w globalnym proteście przeciwko wojny. Wzywamy wszystkich tych, którzy sprzeciwiają się militaryzmowi, zabijaniu w imeniu patriotyzmu, autorytaryzmowi, nienawiści etnicznej i religijnemu fundamentalizmowi do udziału w demonstracji.
Wzywamy do eskalacji walki z klasą rządzącą za pomocą akcji bezpośrednich, strajków, sabotażu, okupacji, obywatelskiego nieposłuszeństwa i okupacji przestrzeni publicznej. Niech nasz opór wobec wojny będzie tak widoczny jak to tylko możliwe! Niech opór stanie się tak globalny jak opresja.
Dni antywojenne w Polsce: 17-20 marca. Demonstracje organizuje Federacja Anarchistyczna w Warszawie i Poznaniu.
18 MARCA - DEMONSTRACJA W WARSZAWIE Start: godz. 12:00 Ambasada USA al. Ujazdowskie 28/31. Protestujemy także przeciw promilitaristycznemu kursowi Polskiego rządu, umieszczeniu tarczy rakietowej i baz USA w Polsce. Demonstracja idzie pod Pałacem Prezydenckim.
20 MARCA - DZIEŃ SPRZECIWU WOBEC MILITARNEJ POLITYKI WŁADZ. Demonstracja w Poznaniu. Start: godz. 17.00 Pl. Wolności - wiec antywojenny
Protest w Poznaniu także będzie domagać się usunięcia bazy lotniczej z Krzesin, w której znajdują się samoloty F-16.
https://cia.media.pl/poznan_wiec_przeciw_militarnej_polityce_wladz
Dlaczego 8 Marca?
Akai47, Pon, 2007-03-12 22:22 Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka8 marca to kolejne święto, które zostało zdeformowane. W tym roku minęła 150 rocznica wydarzeń z 8 marca 1857 r. O tym już wiele kobiet zapomniało – jeśli kiedykolwiek o tym słyszały.
8 marca 1857 r. pracownice przemysłu odzieżowego z Nowego Jorku zorganizowały masowe protesty i zastrajkowały. Kobiety protestowały przeciw złym warunkom pracy - 12 godzin pracy dziennie, złe pensje, brak ubezpieczenia – czyli przeciw warunkom, w których pracuje większość kobiet na świecie 150 lat później.
Od czasu do czasu, kobiety pracujące demonstrowały w dniu 8 marca w Stanach.
50 lat później zaproponowano zorganizować święto kobiet pracujących. W 1913 r. ten dzień został ustalony na 8 marca.
W krajach socjalistycznych, gdzie uważano, że kobiety mają zupełne równe prawa, jak mężczyźni to święto stało się seksistowskim świętem symbolicznego uznania dla kobiet. Przede wszystkim, kobiety powinny dostać kwiaty, by ponownie afirmować ich kobiecość, podczas gdy na co dzień oczekiwano od nich spełniania obowiązków służby domowej.
Trzeba przywrócić świętu jego znaczenie. Kobiety pracujące potrzebują akcji – strajków, walki, samoorganizacji. Czekoladki i kwiaty nie zastąpią równości.
Odezwa Federacji Greckich Anarchistów
Vino, Czw, 2007-03-08 15:16 Świat | Publicystyka | Ruch anarchistycznyFederacja Greckich Anarchistów sprzeciwia się brutalnej eksmisji i zburzeniu kopenhadzkiego skłotu i centrum socjalnego – Ungdomshuset, dokonanego w zeszły weekend przez siły policyjne duńskiego państwa. Wzywamy do akcji solidarnościowych i protestów.
FGA sprzeciwia się również represjom skierowanym w stronę Anarchistycznego Czarnego Krzyża Kopenhaga, którego kolektyw niósł znaczącą pomoc więźniom. Liczne aresztowania uczestników ACK oraz zarekwirowanie dokumentów uniemożliwiło w pełni sprawną pracę. Uważamy, że rozliczne represje przeciwko aktywistom, stosowanie przez duńską policję są częścią całej fali politycznego nacisku na społeczeństwo w Europie.
O co chodziło anarchistom - Szkice z dziejów anarchizmu (wywiad)
Tomasso, Czw, 2007-03-08 12:14 PublicystykaElementy anarchizmu przedostały się do głównego nurtu europejskiej kultury. Oprócz terrorystów czerpali z niego Mickiewicz, Shelley, Baudelaire, Mallarmé, a dziś za wcielenie w życie anarchistycznej idei przyznaje się pokojowego Nobla.
"Trzeba doprawdy niezwykłych przymiotów umysłu i charakteru, aby szczerze interesować się anarchizmem w dzisiejszej Polsce, kraju poddanym potężnej presji sił klerykalno-konserwatywnych" - pisze we wstępie do książki Piotra Laskowskiego prof. Daniel Grinberg, autor monografii "Ruch anarchistyczny w Europie Zachodniej 1870-1914". Książka Grinberga była pierwszą - i właściwie jedyną - próbą opisania w języku polskim fascynującego zjawiska, jakim był ruch ludzi przekonanych o zbędności instytucji państwa.
Zgodnie ze swoją naukową specjalnością Grinberg przedstawiał ten ruch w ujęciu historyczno-socjologicznym. Pisał o tym, kim anarchiści byli i co robili. Laskowski przyjmuje punkt widzenia historyka idei - opisuje przede wszystkim, o co anarchistom chodziło. Pokazuje miejsce idei anarchistycznej w kulturze. Odtwarza poglądy "brodatych rewolucjonistów" na edukację, rodzinę, religię, pracę czy wypoczynek.
Takiej książki jeszcze u nas nie było - przyzwyczailiśmy się do kulturowego obrazu anarchisty jako autodestrukcyjnego zbrodniarza ścigającego burżujów z bombą i sztyletem niczym Bogusław Linda w "Gorączce" Agnieszki Holland. Tymczasem okazuje się, że anarchizm ma swoje miejsce w historii kultury i wiele związanych z nim koncepcji, które sto lat temu uważano za utopie szaleńców, stało się dziś rzeczami oczywistymi - na przykład przekonanie o podmiotowości dziecka w procesie wychowania.
Wojciech Orliński: Skąd w dzisiejszych czasach zainteresowanie dziejami jednego z na poły zapomnianych nurtów skrajnej lewicy?
Piotr Laskowski: Właśnie stąd, że jest to nurt zapomniany czy nawet wyparty ze zbiorowej świadomości. Pozostał jedynie obraz społecznych wyrzutków, "plwociny ludzkości", bombiarzy marzących o wysadzeniu świata w powietrze. Anarchizm to potwór, którego się boimy i o którym mało wiemy. Ciekawie jest się przyjrzeć takiemu potworowi. Inspiracją była też oczywiście książka Daniela Grinberga, który opisał anarchizm w ujęciu historyczno-socjologicznym, ja natomiast chciałem przyjrzeć się samej myśli. Zarówno myśli formułowanej w pismach teoretycznych, gazetowych artykułach, jak i temu, co przedostało się do literatury - wysokiej i popularnej. Chciałem nie tylko wiedzieć, co czytali anarchiści, ale i jak ich czytano, jak o nich pisano. Widać przy tym, że anarchiczne myślenie łączy się - czasem przez podobne myśli, czasem przez realne, osobiste relacje - z głównym nurtem europejskiej kultury. Stąd w "Szkicach..." pojawiają się: Mickiewicz, Shelley, Baudelaire czy Mallarmé...
Leo Vidal: Anarchizm, feminizm i transformacja tego, co prywatne
Czytelnik CIA, Wto, 2007-03-06 08:22 Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka | Ruch anarchistyczny(Tekst pochodzi z konferencji, która odbyła się w Belgii w 1996r. Został przełożony na podstawie publikacji "Au dela du personnel" Atelier de creation libertaire, 1997)
Przed omówieniem zagadnień i problemów
przeznaczonych na to spotkanie, chciałbym nakreślić perspektywę, w ramach której zostaną one ujęte. Chodzi więc o perspektywę anarchistyczną, antyautorytarną. Oznacza to, iż zajmiemy się przede wszystkim politycznym podejściem do konkretnych zagadnień prywatnych i społecznych, problemów, które wymagają politycznego określenia, nawet jeżeli są bardzo osobiste, jak na przykład orientacja czy tożsamość seksualna lub zazdrość. Chciałbym zapobiec temu, by tego typu zagadnienia były rozpatrywane tylko jako ściśle prywatne lub zgoła w sposób terapeutyczny, bez brania pod uwagę czynników ekonomicznych, społecznych i politycznych wywierających przecież na nie istotny wpływ.
Namiętni kochankowie kultury samego siebie.
Wraz z Rogerem Dadoun, libertariańskim psychoanalitykiem, chciałbym wypowiedzieć się na temat pojęcia kultury wolnościowej. Tradycyjnie, jak również współcześnie, anarchizm postrzegany jest jako ruch polityczny zajmujący się przede wszystkim strukturami i organizacjami publicznymi i społecznymi takimi, jak państwo, kościół, ekonomia kapitalistyczna, faszyzm czy, zwłaszcza ostatnio, mechanizmami niszczenia środowiska naturalnego. Anarchizm jest często akcją i reakcją antyautorytarnej krytyki mechanizmów, które formalizują, normują i zniewalają życie codzienne. Anarchizm jest również działaniem przeciw tym zewnętrznym mechanizmom, które pozbawiają nas wolności - z których najbardziej konkretnymi są te przejawiające się w edukacji, płacach, wszechmocnym państwie i jego represyjnej władzy, dyktaturze ekonomii jako wymiaru życia wreszcie. Zgadzam się z koniecznością i znaczeniem tych form działań publicznych, a nawet pragnę wzbogacić je własnym wysiłkiem. W sumie anarchizm (przynajmniej ten, który poznałem) zbyt często ograniczał się do walki przeciw mechanizmom zewnętrznym i publicznym. Każdy może wyobrazić sobie schemat kolesia, anarchisty, który gardłuje w sprawie wolności, bije się z gliniarzami i kapitalistami, natomiast w domu spokojnie otwiera swego wolnościowego zina, zapala jointa i czeka, aż jego dziewczyna przygotuje kolację. A następnie, gdyż nie wzbrania sobie przecież przeżywania rozkoszy, mniej lub bardziej subtelnie zachęca swą wybrankę do uprawianie miłości, bądź też szuka przyjemności gdzie indziej (gdyż jest za wolną miłością...).
Buczyński: Ile osób ginie w Augustowie?
Czytelnik CIA, Pon, 2007-03-05 14:26 Publicystyka"Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą" - Joseph Goebbels, minister oświaty III Rzeszy.
Ginie jedna osoba rocznie
W okresie ostatnich piętnastu lat na drodze krajowej nr 8 (Warszawa - Budzisko) miało miejsce 1566 wypadków drogowych w których zginęło 434 osób, w tym 15 w Augustowie, natomiast zostało rannych 2079 osób, w tym 128 w Augustowie.
(Apel mieszkańców Augustowa do Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, sierpień 2006)
A zatem, jak przyznają sami zwolennicy budowy obwodnicy, na przebiegającym przez Augustów odcinku drogi krajowej nr 8 średnio rocznie ginie 1 (słownie: jedna) osoba, a 9 zostaje rannych. W szczegółach wygląda to tak:
Rok Wypadków Kolizji Zabitych Rannych 2001 4 45 0 4 2002 1 62 0 1 2003 3 57 1 3 2004 5 78 2 8
Kto da więcej?
"Każdego roku w Augustowie, pod kołami rozpędzonych na przelotowej drodze samochodów, ginie około dziesięciu osób." - Bogusław Rogalski, poseł do Parlamentu Europejskiego z ramienia Ligi Polskich Rodzin
(Rospuda - ekoobłuda, blog Okiem Europosła, luty 2007)
"W mieście w wypadkach ginie 20 osób rocznie." - Tadeusz Burger, doradca Ministra Środowiska
(Rospuda - ekologia w służbie polityki, Rzeczpospolita, 20.02.2007)
"Szef resortu transportu [Minister Jerzy Polaczek] podkreślił, że co roku w Augustowie ginie pod kołami samochodów 20 osób.
(Wiadomości - Kraj, wiadomosci.tvp.pl, 28.02.2007)
ZBIGNIEW KOTLAREK dyrektor krajowy Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad: (...) Rocznie 20 osób ginie.
MACIEJ MUSKAT: To jest nieprawda.
ZBIGNIEW KOTLAREK: Prawda.
MACIEJ MUSKAT: Mówimy o Augustowie?
ZBIGNIEW KOTLAREK: Między innymi o Augustowie.
(Kwadrans po ósmej, kwadrans.tvp.pl, 26.02.2007)
Pojawia się pytanie - czy przedstawiciele kluczowych instytucji państwowych mijają się z prawdą, bo są ignorantami, którym nie chce się sprawdzić podstawowych faktów w sprawie, w której się wypowiadają, bardzo zresztą autorytatywnie?
Aborcja to grzech!!!
Vino, Nie, 2007-03-04 21:48 PublicystykaPo obejrzeniu relacji z dzisiejszej manifestacji i kontrmanifestacji w Warszawie naszła mnie pewna refleksja dotycząca argumentów wysuwanych przez prawicowców, dotycząca zakazu aborcji. Otóż dwie, z tego co widziałem i słyszałem - bardzo zaangażowane dziewczyny z Młodzieży Wszechpolskiej argumentowały, dlaczego w Polsce powinien obowiązywać całkowity, konstytucjonalny zakaz usuwania ciąży. Argument brzmiał „Aborcja to grzech”. Tłumiąc w sobie okropną ludzką cechę, jaką jest skłonność do bagatelizowania i wyśmiewania czyichś poglądów, doszedłem do „błyskotliwego” wniosku, że owe narodowe-radykałki mają rację.
Jakby nie spojrzeć na temat, nie można im zarzucić, że mówią nieprawdę. Aborcja to grzech i nie powinno być do tego żadnych wątpliwości. Na wikipedii czytamy: „Grzech w nauczaniu Kościoła katolickiego jest świadomym i dobrowolnym przekroczeniem Prawa Bożego.” Prawo Boże zostało skodyfikowane przez kościelnych hierarchów, którzy aborcję jednoznaczne uznali za grzech. Wszechpolki mają rację.
W związku z tym, że aborcja jest grzechem, niektóre środowiska chcą jej całkowicie zakazać. Dlaczego? Bo to czyn naruszający boże prawo i niezgodny z nauczaniem Kościoła. I tu zaczyna się spór i problem. Prawica bowiem chce narzucić swoją ideologię, wynikającą z zasad moralnych konkretnej grupy wiernych - olbrzymiej rzeszy ludzi, którzy do owej grupy nie należą. Zdaję sobie sprawę, że owa „grupa” to poważny odsetek społeczeństwa polskiego. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy tu do czynienia z narzucaniem woli jednej grupy ludzi drugiej grupie ludzi.
Przez prawicowych publicystów ci, którzy nie godzą się na zakaz aborcji, są określani mianem „zwolenników aborcji”. Bardzo chwytliwe hasełko. Wynika z niego bowiem, że aborcja sprawia owej grupie jakąś dziką przyjemność. W zasadzie brzmi to jak nazwa jakiegoś zrzeszenia hobbystycznego. Pasją ludzi z owego zrzeszenia jest poddawanie się aborcji, wykonywanie aborcji i upajanie się widokiem wyskrobanych płodów. Takie „publicystyczne” określenie kojarzy mi się z innym, również „publicystycznym” określeniem – że „Żydzi robią macę z krwi chrześcijańskich niemowląt”.
Oświadczenie Ungdomshuset
Czytelnik CIA, Śro, 2007-02-28 16:57 PublicystykaDrodzy przyjaciele z daleka i bliska. Wciąż tu jesteśmy!
Pomimo ciężkiej sytuacji, jesteśmy silni i gotowi. Negocjacje z politykami padły, rada miasta nie przystała na nasze żądania, a my odrzuciliśmy ich marną ofertę.
Ostatnie pół roku było ciągłą manifestacją siły, a ilość działań w i wokół domu osiąga najwyższy dotychczas poziom. Jest to możliwe tylko dzięki ogromnemu poparciu, które otrzymujemy tak lokalnie, jak i z całego świata.
Nasze serca rozgrzewają wieści o akcjach solidarnościowych w Danii, Rosji, na Litiwe, w Polsce, Japonii, Australii, Kanadzie, USA, Niemczech, Szwecji, Francji, Szwajcarji, Austrii, Grecji, Irlandii, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Norwegii, Finlandii, Holandii i wielu innych krajach.
Wysyłamy więc podziękowania za wszystkie akcje, dokonane przez tak wiele osób. To dzięki WAM Ungdomshuset wciąż istnieje jako aktywna, wolna przestrzeń autonomiczna.
Wszystko wskazuje na to, że ewikcja zbliża się wielkimi krokami. W związku z tym wzywamy wszystkich przyjaciół do działania, teraz i w wypadku ewikcji. Zapraszamy Was do Kopenhagi, oraz prosimy o akcje solidarnościowe w waszej okolicy.
Planujcie. Bądźcie gotowi.
W mieście wiele będzie się działo podczas i po ewikcji, a sprawy takie, jak nocleg dla ludzi przybywających z zagranicy są zapewnione.
Ungdomshuset to dla nas centrum walki państwa przeciwko kontrkulturze i przestrzeniom alternatywnym. Dlatego chcemy dać dobry przykład obroną Domu.
Walka trwa! Ungdomshuset zostaje!
http://hjem.nathue.dk/~haj/ungeren/communique/_MG_6833.jpg
--
przy okazji - polska załoga pozdrawia, ściska i dodaje od siebie, że każda minuta, godzina, dzień, kiedy ten dom jeszcze stoi jest naszym wielkim zwycięstwem.
Dariusz Misiuna: Każdy będzie żył we własnej katedrze
oski, Śro, 2007-02-28 11:38 Publicystyka | Ruch anarchistyczny(Dzieje pewnej rewolty)
W maju 1968 roku fala strajków studenckich przetoczyła się przez Francję, gwałtownie burząc dobre samopoczucie "milczącej większości" społeczeństwa ery dobrobytu. Na murach pojawiły się napisy: "Zabrania się zabraniać!", "Uwolnić uczucia!", "Nigdy nie pracuj!" pisane przez młodych ludzi pragnących rozbić zmurszały system zadowolonych z siebie burżujów. W sytym świecie społeczeństwa francuskiego takie zachowanie było skandalem. Do tego nie mało prawa dojść. Nie wierzono, że ktoś może kwestionować tak ciężko wypracowany po wojnie ład. Co gorsza, bunt rozniecili studenci, a więc ci, którzy mieli tworzyć przyszłość narodu. To oni budowali teraz barykady i namawiali do rewolty robotników. "Przyszłość narodu" zapragnęła wypatroszyć rzeczywistość i oddać całą władzę w ręce wyobraźni.
Wśród prowodyrów "paryskiego maja" wymieniano trzy grupy: trockistowskich "Studentów-Rewolucjonistów", maoistowską "Komunistyczną Młodzież Rewolucyjną" i anarchistyczny "Ruch 22 Marca". Jednakże żadna z nich nie przyczyniła się w tej mierze do tej rewolty, co mała grupka artystów-rewolucjonistów o nazwie "Międzynarodówka Sytuacjonistów". To właśnie sytuacjoniści wypracowali "narzędzia buntu", którymi później posługiwała się kontrkultura. Odmowa pracy, kształtowanie życia według własnych pragnień, odrzucanie wartości społeczeństwa konsumpcyjnego, twórczość industrialna, taktyka szoku i kulturowa dywersja - wszystko to wypłynęło z jednego źródła, z "Międzynarodówki Sytuacjonistów".
"Międzynarodówka Sytuacjonistów" rozwinęła się w 1957 roku z trzech małych grup artystycznych, które charakteryzowała niechęć do kapitalizmu i pragnienie przywrócenia natury bezpośredniego doświadczenia. Najgłośniejszą z nich była "Międzynarodówka Lettrystów", w której szeregach znajdowali się przyszli twórcy sytuacjonistycznej teorii krytycznej: GUY DEBORD i IVAN CHTCHEGLOV. Lettryści zasłynęli z tego, że tuż przed Mszą Wielkanocną w 1950 roku wślizgnęli się niepostrzeżenie na tyły katedry Notre-Dame, gdzie w jednym z pokoi złapali, rozebrali, związali i zakneblowali jednego z księży, po czym zainscenizowali własną mszę. Jeden z lettrystów, były katolik, założył na siebie ornat i wszedł uroczyście po schodach na główną ambonę. Po chwili ciszy powiedział "Bracia, Bóg umarł" i zaczął spokojnie omawiać konsekwencje tego stwierdzenia. Minęło parę minut zanim wierni zdali sobie sprawę z tego, co się dzieje. Lettryście udało się uciec z ambony, lecz rozwścieczeni katolicy złapali go w nawie, gdzie o mało nie doszło do linczu. W obronie życia ów biedak musiał niestety oddać się w ręce policji.
Inwigilować rząd!
Yak, Wto, 2007-02-27 21:11 PublicystykaOdpowiedź praskich anarchistów na akcje policyjne przeciw ekologom i stanowisko w sprawie obwodnicy augustowskiej.
Nie dziwi nas fakt, że policja chce inwigilować obywateli, którzy opowiadają się za wspólnym dobrem i prawdziwą demokracją bezpośrednią. Działo się tak już od dłuższego czasu, choć rzadko informacja o tym przedostawała się do mediów. Mentalność rządzących zawsze opiera się na dążeniu do utrzymania władzy. Każdy ruch, który zmierza do radykalnych zmian społecznych zawsze staje się celem policyjnych prowokacji i represji. Władze PRL posługiwały się takimi samymi uzasadnieniami, by inwigilować i represjonować obywateli próbujących doprowadzić do zmiany reżimu. My dążymy do innego rodzaju społeczeństwa i mówimy to otwarcie. Nasz konflikt z władzami jest permanentny. Nie ogranicza się do jednej sytuacji takiej, jak Dolina Rospudy.
Wierzymy w to, że ludzie powinni w sposób bezpośredni podejmować wszelkie decyzje i że to działania rządu, kręgów biznesu i twórców opinii publicznej powinny znaleźć się pod lupą, a nie ci, którzy dążą do bardziej demokratycznego i przejrzystego społeczeństwa.
W przypadku Doliny Rospudy, mamy do czynienia z trudną sytuacją. Przejmujemy się losem mieszkańców Augustowa - i nie tylko. Obecnie bardzo mało się mówi o polityce transportu kołowego i innych sprawach żywotnych z punktu widzenia interesu publicznego. Na terenie całego kraju ludzie padają ofiarą nieodpowiedzialnych kierowców i nieodpowiedzialnej organizacji transportu drogowego. Standardy bezpieczeństwa drogowego w Polsce są wyjątkowo niskie i liczba zgonów w wypadkach samochodowych jest wyższa niż w jakimkolwiek kraju w Europie.
Przyczyny problemu są związane z indywidualistycznym podejściem wielu ludzi: uważają oni, że ich osobisty komfort jest ważniejszy niż dobro społeczne. Dlatego wielu kierowców jeździ w sposób niebezpieczny i odmawia korzystania z publicznych środków transportu. Nic w tym dziwnego, skoro instytucja, która ma rzekomo służyć organizacji życia publicznego – państwo – w istocie jest w tej kwestii bezużyteczne. Nie robi się nic, by promować sektor publiczny, w tym transport publiczny. W konsekwencji coraz więcej osób przyjmuje postawy indywidualistyczne.
Doluk: Rospuda a demokracja
Recykling Idei, Wto, 2007-02-27 18:24 Kraj | Ekologia/Prawa zwierząt | Gospodarka | Protesty | PublicystykaPozornie wydawałoby się, że wszystko jest w porządku. Lokalna społeczność chce obwodnicy, nawet kosztem przyrody, zatem samorząd zdecydował i koniec. Demokracji stało się zadość, a każdy prawdziwy demokrata powinien się cieszyć, siedzieć cicho i czynnie wspierać projekt premiera Kaczyńskiego dotyczący lokalnego referendum w sprawie losu Rospudy. Niektórzy zwolennicy skrajnego lokalizmu i "antyglobalizmu" właśnie takie konsekwencje mogą wyprowadzić z aksjomatu, że lokalna społeczność zawsze ma rację i z natury swojej chce dobrze dla swego otoczenia. Jak widać nie musi tak być, szczególnie jeśli pewne niezdrowe tendencje są wzmacniane przez obecny system polityczno-gospodarczy.