Publicystyka
Przemysław Pluciński: Idea(ł) i rzeczywistość uniwersytetu. Diagnoza neoklasyczna
oski, Pią, 2007-02-23 19:17 Edukacja/Prawa dziecka | PublicystykaWśród młodych ludzi bardzo rozpowszechnione jest dzisiaj mniemanie, że nauka stała się zadaniem rachunkowym, czymś, co niczym w „jakiejś fabryce” produkowane jest przez zimny intelekt w laboratoriach czy statystycznych kartotekach, a nie tworzone całą „duszą”.
Max Weber
Pracownik naukowy to taki człowiek, do którego zawodowych obowiązków należy brak posłuszeństwa w myśleniu. Na tym polega jego służba społeczna, aby pełniąc swe zawodowe czynności nie był w myśleniu posłuszny. Pod tym względem nie wolno mu być posłusznym ani synodowi, ani komitetowi, ani ministrowi, ani cesarzowi, ani Panu Bogu.
Stanisław Ossowski
Zdaje się, że socjologowie nie poświęcają ostatnimi czasy – w rozedrganej, rynkowej rzeczywistości – zbyt wiele uwagi instytucji uniwersytetu. Jeszcze mniej uwagi zdają się przykładać do jego idei, która owe instytucjonalne, a można rzec też nieco szerzej w budowanym przez nas kontekście – realne oblicze współkształtuje, a przynajmniej winna to czynić. Wrażenie to licuje z rzeczywistością, jeśli tylko skonfrontujemy się z liczbą studiów, nie tylko tych rzetelnych, ale i wszelkich publikacji poświęconych wspomnianej problematyce. Dość, że wskażemy, iż jedno z większych przedsięwzięć wydawniczych polskiej socjologii ostatnich lat, które to ma charakter właściwie pionierski, a mianowicie Encyklopedia socjologii, nie zawiera hasła „uniwersytet”, ograniczając się do lakonicznych stwierdzeń o wyższym wykształceniu zawartych w hasłach „oświata i kształcenie” oraz „szkoła i skolaryzacja”. Również suplement do wspomnianej Encyklopedii potwierdza „nikłą” przydatność analizy i oglądu tego fragmentu rzeczywistości pod lupą socjologa. Od poddania się ogólnemu złemu wrażeniu o znikomym zainteresowaniu socjologów ideą i rzeczywistością uniwersytetu ratuje chyba tylko godny podziwu trud Janusza Goćkowskiego, który od bez mała 20 lat przemierza bezdroża dyscypliny, którą jest socjologia nauki, szczególnym baczeniem obdarzając zarówno idealną, jak i realną stroną uniwersytetu i nauki w nim rozwijanej. Wydarzeniem szczególnie ożywczym i świeżym zdaje się być w tym kontekście wydana właśnie ostatnia książka poznańskiego socjologa – Stanisława Kozyr-Kowalskiego – zatytułowana Uniwersytet a rynek.
Wolność
Czytelnik CIA, Śro, 2007-02-21 18:19 PublicystykaRozmyślania na temat anarchizmu
Mówi się o dwóch typach wolności- pozytywnej i negatywnej lub uogólniając, o istnieniu wolność od.. do. Uważam tą dychotomie za nieprawdziwa i mało znacząca. Wolność nie jest słowem opisującym dwojakość, wolność odnosi się tylko do jednego stanu rzeczy. Wolność jak każde słowo w każdym innym języku , wyrosło z naszej potrzeby komunikacji. Idea wolności której istota ma kontekst społeczny, odnosi się do relacji międzyludzkich. Michal Bakunin, jeden z ojców założycieli współczesnego anarchizmu pisał: „ Człowiek w odosobnieniu nie posiada wolności. Jesteśmy wolni gdy nasza wolność jest zauważona,, uznana i za takowa traktowana przez druga osobę i wszystkich wokół. Stąd wolność nie jest cecha izolacji, wyłączenia a związku.”
Cytat ten na pierwszy rzut oka nie mówi na nic nowego o wolności, nie podaje jej definicji, słusznej i prawdziwej po wieki, nawet o krok się do tego nie zbliża, przypomina nam on jednak o kilku sprawach. W przeciwieństwie do tego co wielu może sądzić, wolność nie jest kwestią wolność od ludzi ani swobodą do robienia czegokolwiek nie zważając jaki wpływ może mieć to na innych. Wolność zachowuje swój sens jedynie gdy jesteśmy wolni razem z innymi. Wolność jednostki ma znaczenie tylko wtedy gdy nie narusza autonomii drugiej osoby a wręcz ja umacnia. Wolność to nie tort podzielony na wystarczająca ilość kawałków dla każdego. Wolność to żywa materia która istnieje w społeczeństwie jeśli pozwolimy jej zaistnieć. To twór społeczny.
Wolność istnieje tylko między równymi sobie istotami ludzkimi. Nierówność pociąga za sobą hierarchiczny układ a co następuje implikuje podporządkowanie jednych wobec drugich. Nierówność tworzy niewolnictwo, tylko w egalitarnym społeczeństwie prawdziwa wolność może istnieć.
Piewcy kapitalizmu
W przeciwieństwie co wielu może sądzi, nie istnieje konflikt między wolnością a równością. Istnienie jednego pociąga za sobą zaistnienia drugiego. Można myśleć odwrotnie jedynie w sytuacji gdy równość zostaje błędnie zrozumiana jako zrównanie albo kiedy zakłada się że równość odnosi się tylko do pewnych aspektów człowieka a nie całej ludzkości. Oba błędy są często powtarzane przez piewców kapitału. Wierzą oni że wolność oznacza tylko równe podporządkowanie wszystkich państwu lub kapitałowi. Jako taki, każdy przejaw indywidualizmu lub inności jest uważany za główne zagrożenie równości. Wielu wierzy jako wielcy jej obrońcy, że aby występować za wolnością trzeba przeciwstawić ją równości. Ale takie rozumienie jest płytkie i wyzbyte znaczenia. Kapitalistyczna wolność ogranicza i tłumi wolny i nieskrępowany rozwój jednostki, autonomiczność w kierowaniu własnym życiem i własnymi sprawami, ogranicza wolność która przychodzi uwalniając świat od strachu, przemocy państwa i wojen. Kapitalistyczna „ wolność” nie obejmuje nieograniczonego współdziałania jednostek , zrzeszania się, współpracy w wyzwoleniu od hierarchii i wszechobecnego strachu przed utrata pracy jaki czuje klasa pracująca.
Postawy w dyskusji o tarczy
Vino, Wto, 2007-02-20 01:20 Kraj | Militaryzm | PublicystykaKażdy, kto śledzi wydarzenia ostatnich tygodni mógł z dużym prawdopodobieństwem natknąć się na dyskusję różnorodnych ekspertów w dziedzinie wojskowości, polityki zagranicznej, stosunków sojuszniczych z różnymi państwami itp. w sprawie tarczy antyrakietowej. W toku rozmowy za każdym razem dość jasno rysował się podział na tych co są za i przeciw.
I tak oto część popleczników imperialnej polityki USA widzi Polskę jako „sojusznika” Wujka Sama w każdej sytuacji. Niezależnie od warunków postawionych przez Busha, od razu przyjmują postawę afirmującą rozrost sieci militarnej na naszym terytorium. Ich tok rozumowania jest dziecinne prosty: bądźmy najbardziej oddanym lennikiem USA i czerpmy z tego korzyści – zarabiajmy na wojnie z terrorem, handlu ropą i bronią. Zyskujmy wielomiliardowe kontrakty na odbudowę zbombardowanych uprzednio terytoriów i na wyposażenie ich wojsk okupacyjnych. Z pragmatycznego punku widzenia pomysł ten jest całkiem dobry – w końcu zwiększamy koniunkturę, wspieramy rodzime przedsiębiorstwa, zwiększamy przez to zatrudnienie i wynagrodzenia. Wdrażamy nowe technologie w rodzimych zakładach produkcji broni i sprzętu wojskowego wciąż zwiększając nań popyt prowojenną polityką. Unowocześniamy polską armię wzorując się na większym bracie, karmiącym nasze przestarzałe wojsko nowoczesnymi technologiami. Poplecznicy Stanów Zjednoczonych są w stanie wyliczyć wiele „pozytywów” i „korzyści” płynących z opisanego powyżej układu. Dlatego nie można powiedzieć, że z punku widzenia prowojennych polityków tarcza antyrakietowa jest zła dla Polski. Wiemy przecież, jak owi zwolennicy rozwoju mocarstwowego postrzegają kwestie związane z posiadaniem armii, interwencjami zbrojnymi i „wojną z terroryzmem”. Jeżeli ktoś widzi drogę do dobrobytu i harmonii jako wojenną ścieżkę, a życie w „pokoju” jako pokorną egzystencję przed lufami uzbrojonych po zęby dozorców – to tarcza antyrakietowa jest korzystna z jego punku widzenia i stanowi preludium dla rozwoju upragnionego społeczeństwa.
Zrób coś dla Rospudy, nocą
Czytelnik CIA, Czw, 2007-02-15 19:10 Ekologia/Prawa zwierząt | PublicystykaW ostatnich latach coraz więcej osób - w tym także działacze z niektórych organizacji ekologicznych - jest przekonanych, że świat zmierza w złym kierunku. Wszelkie działania proekologiczne (np. te związane z ekorozwojem) - mówią oni - są niewiele warte, gdyż tylko przedłużają agonię nie dając żadnej nadziei na rzeczywistą zmianę kierunku. Twierdzą - innymi słowy - że przywódcy polityczni, liderzy biznesu i osoby mocno związane z obecnym systemem gospodarczym i politycznym, próbują jedynie co najwyżej naprawiać system, w którym funkcjonują, zamiast wprowadzać radykalne zmiany.(...)
Aktywne nieużywanie przemocy to środek przeciwstawiania się agresji, niesprawiedliwości i sposób na spowodowanie radykalnej zmiany społecznej. Walka bez użycia przemocy prowadzi do kontroli, ograniczenia lub nawet obalenia władzy politycznej w państwie poprzez użycie pokojowych środków społecznego nacisku. Czy zatem możemy uważać, że działania bez przemocy są dopuszczalne w warunkach dzisiejszego społeczeństwa? Zależy to od wielu czynników, ale najważniejszym z nich jest podejście do państwa i prawa w teorii nonviolence:
- wyzwoleńcze - metody nonviolence są skuteczne w niektórych sytuacjach: wyzwolenie spod obcej okupacji, domaganie się nowego rodzaju rządu, nowego rodzaju państwa - uzupełnienie metod przemocy;
- legalistyczne - uznaje się niedoskonałość danego porządku prawnego i walczy o egzekwowanie nieprzestrzeganych praw, przyznanie powszechnie obowiązujących praw jakiejś dyskryminowanej grupie, zniesienie pewnych praw uznawanych za niesprawiedliwe. "Mamy moralny obowiązek naruszać niesprawiedliwe prawa" (M.L. King);
- anarchistyczne - negacja zasadności istnienia państwa. "Państwo to bezduszna machina, która reprezentuje gwałt w skoncentrowanej i zorganizowanej postaci" (M. Gandhi). "Państwo to spisek służący do deprawowania i eksploatacji obywateli" (L. Tołstoj).
Wiele elementów teorii nonviolence w różnych postaciach przeniknęło do działań podejmowanych przez przedstawicieli radykalnych ruchów ekologicznych. Przytoczmy fragment manifestu Dave'a Foremana z ruchu Earth First!: "Istoty ludzkie nie są gatunkiem dominującym. Ziemia nie jest tylko dla ludzi. Trzeba zachować duże obszary Ziemi w nienaruszonym stanie. Przywrócić dziką przyrodę. Nie dla korzyści człowieka, ale dla samej Ziemi. Działanie bezpośrednie jest ważniejsze niż filozoficzne dzielenie włosa na czworo. Nadszedł czas, by krzyczeć i walczyć. Wszystko albo nic. Być może to beznadziejne zadanie. Może uratujemy jakiś las, gatunek lub rzekę, a może nie. Klucz francuski (monkeywrench) włożony w tryby maszyny może jej nie zatrzyma. Ale opóźni. Zwiększy koszty niszczenia Ziemi. I o to nam chodzi!".
Świątynia Opatrzności czyli jak katolicy ukradli ekumeniczną ideę
Czytelnik CIA, Śro, 2007-02-14 18:43 PublicystykaTytułem wstępu
„Żaden człowiek nie powinien być zmuszany do uczestniczenia lub łożenia na jakiekolwiek praktyki religijne, miejsca kultu lub duchowieństwo; nie powinien też cierpieć przymusu, ograniczeń, udręczeń fizycznych lub ciężarów majątkowych, ani też doznawać innych prześladowań z racji swych poglądów religijnych bądź wierzeń.”
„Rozumiemy doskonale […] że zmuszanie człowieka do składania opłat na rzecz rozpowszechniania przekonań religijnych, których on nie podziela, to rzecz grzeszna i godna tyrana […]”
wg:
Thomas Jefferson - Ustawa o ustanowieniu wolności religijnej (1786 r.)
Ukradzione idee
Chciałem z początku ogólnie skrytykować ideę przeznaczenia 40 milionów z wspólnej kasy katolików i niekatolików na budowę katolickiej świątyni. Katolicy ukradli te pieniądze niekatolikom (w tym mi) bez pytania się nikogo o zgodę. Oni aparatem przymusu (jak podatku nie zapłacisz, masz karę) zmuszają niekatolików do wpłacania podatków z których potem buduja swoje katolickie kościoły. To jest katolicka tyrania.
Ale jak się okazuje, ukradli coś więcej. Podobno w zamierzeniu z 5 maja 1791 roku Sejm Czteroletni chciał nie świątyni katolickiej, ale mówił o wzniesieniu ponadwyznaniowej Świątyni Opatrzności łączącej ludzi wszystkich stanów. Miał to być wyraz dziękczynienia "najwyższemu losami narodów rządcy" za uchwalenie Konstytucji.
Świątyni ponadwyznaniowej. A więc takiej bez krzyży, albo i z krzyżami, i z żydowską tarczą Dawida, i z symbolami setek różnych wyznań. Takiej, jakie są w innych krajach Europy, z drzwiami otwartymi dla wszystkich.
Przywłaszczona świątynia
Jak masoni piszą na swojej stronie, bezceremonialnie nazywając to co uczynili katolicy, "przywłaszczeniem",:
"W Deklaracji Stanów Zgromadzonych uchwalonej 5 maja 1791 roku i stanowiącej integralną część Konstytucji 3 Maja, czytamy m.in.: „Aby zaś potomne wieki tem silniej czuć mogły, iż dzieło tak pożądane, pomimo największej trudności i przeszkody za pomocą Najwyższego losami narodów Rządcy, do skutku przywodząc, nie utrąciliśmy tej szczęśliwej dla ocalenia pory, uchwalamy, aby na tę pamiątkę kościół ex voto wszystkich stanów był wystawiony i Najwyższej Opatrzności poświęcony". To, że projektowana świątynia określona została przymiotnikiem Najwyższej Opatrzności a nie Bożej Opatrzności, a także to, iż w tej części Deklaracji miejsce słowa Bóg zajęło pojęcie Najwyższego Rządcy, nie jest przypadkowe. W tym nazewnictwie uwidoczniła się w sposób wyraźny ideowa proweniencja twórców Konstytucji. Autorami Ustawy Rządowej oraz Deklaracji Stanów Zgromadzonych byli polscy wolnomularze a swoista terminologia zastosowana w nazwie przyszłej, uchwalonej dla uczczenia Konstytucji świątyni, miała być manifestacyjnym podkreśleniem tego faktu. Wolnomularzem był król Stanisław August Poniatowski, Ignacy Potocki, marszałek Sejmu Czteroletniego - Stanisław Małachowski, marszałek Konfederacji Litewskiej - Kazimierz Nestor Sapieha, a nawet sam Prymas - Michał Poniatowski.
„Państwo w państwie – czyli Szyszko wygrywa z resztą świata”
Fran, Wto, 2007-02-13 15:26 Ekologia/Prawa zwierząt | PublicystykaWarszawa, Augustów, Rospuda, Polska — Dziś, 9 lutego 2007 r., wojewoda podlaski wydał pozwolenie na budowę drogi ekspresowej. Oznacza to, że inwestor – Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad - uzyskał ostatecznie zielone światło dla rozpoczęcia wycinki lasu w Dolinie Rospudy. Ogłaszamy alarm dla polskiej przyrody!
Greenpeace.pl
Tak, więc minister (swojego) środowiska Jan Szyszko wraz z wojewodą podlaskim wydali „prawny” wyrok na jedyny w swoim rodzaju zakątek dzikiej przyrody. Nad skandalicznością tej decyzji i możliwych skutkach można się rozpisywać w nieskończoność. Ja chciałbym przeanalizować jak minister Jan Szyszko został „jedno-osobowym państwem w państwie”.
Cała sprawa została nagłośniona przez media (a w szczególności przez Gazetę Wyborczą) już latem. Rozpoczęła się akcja „Ratujmy Dolinę Rospudy!”, zakrojona na szeroką skalę. Wtedy też zaczęły się petycje i protesty wszelakich środowisk (od artystów po organizacje pozarządowe). Grupy niezależnych ekspertów z kraju i zagranicy kolejno i jednogłośnie zgadzali się: budowa drogi tędy zniszczy wspaniały zakątek przyrody i skaże na śmierć zwierzęta i rośliny żyjące tam. Na nic jednak to wszystko wobec ministra Szyszko.
W końcu pomoc przyszła „z góry” wyższej, niż minister w Polsce, a przynajmniej tak się wszystkim wydawało. Sama Komisja Europejska stwierdziła, że budowa ta jest niezgodna z prawem UE. Dała Polsce czas na ustosunkowanie się wobec tej decyzji, co zostało zupełnie zignorowane (13.02.2007). Czekają więc nas podatników (!) drakońskie kary za arogancję i przestępczą działalność ministra, wybranego przecież w demokratycznych wyborach przez Polaków.
Tyle, jeśli chodzi o krótką historię sprawy autostrady Via Baltica. Teraz warto się zastanowić, jak więc K. - wyborca partii ministra może cokolwiek zmienić skoro nawet sam prezydent może sobie tylko pogadać. Skoro K. podpisał wszystkie możliwe petycje, wysłał stosy listów i pojechał "Pociągiem do Rospudy" – to, co jeszcze może zrobić? Wydaje się, że nic już nie pozostaje.
List od greckiego anarchisty
Czytelnik CIA, Wto, 2007-02-13 14:10 PublicystykaList od Anarchisty Giannisa Dimitrakisa z wiezienia Koridallos w Grecji.
Po południu 16 stycznia 1996 miał miejsce zbrojny napad Bank Narodowy Grecji w centrum Aten. Po wymianie ognia z dwoma gliniarzami z jednostki specjalnej, jeden z uczestników Yannis Dimitrakis został poważnie rany, kiedy gliniarze trafili go trzy razy w rożne części ciała. Czterech innych uczestników zdołało oddalić się z około 50.000 euro, jeden z nich był też lekko ranny. Yannis, który otwarcie przyznał że jest anarchista, pozostał w rożnych szpitalach przez parę miesięcy aż doszedł do siebie, wtedy został zesłany do wiezienia Korydallos w Atenach. Grecki wymiar sprawiedliwości ośmieszył się oskarżając Yannisa o 7 napadów! Został tez oskarżony o liczne próby morderstwa, podchodzi wiec pod prawo anty terrorystyczne. To nie pierwszy raz, kiedy zmienia się zarzuty anarchistom w Grecji. Oto list który wysłał z wiezienia 23 czerwca, w którym wyjaśnia wiele z tego co stało się w międzyczasie i ukazuje swoje własne stanowisko odnośnie napadu.
Towarzysze,
Ten list jest moja pierwsza próba porozumienia się i skomentowania wydarzeń ,które miały miejsce i których doświadczyłem w związku z moim uczestnictwem w napadzie na Narodowy Bank Grecji, który miał miejsce w Atenach 16 stycznia. Zanim rozpisze się na temat prawdziwych wydarzeń, chciałbym przekazać kilka rzeczy odnośnie motywów, które wpłynęły na moja decyzje wzięcia udziału w takiej akcji i co to dla mnie znaczy.
Dla mnie, dzisiejsze społeczeństwo jest wozem podążającym za z góry wytyczonym kursem prowadzącym wprost do jego dehumanizacji. Role pasażerów, kół oraz koni- innymi słowy siły napędowej- odgrywane są przez nas samych, ludzi. Kierowca zaprzęgu ma okrutna twarz kapitalizmu a jego pasażer to państwo, niewyraźny i bez twarzy. Droga zaprzęgu nie jest oczywiście usłana płatkami róż i kwiatami, lecz krwią i ludzkimi ciałami. Jednostkami lub grupami ludzi którzy albo chcieli stawić opór i zmienić jego bezładny kurs albo stanąć jako przeszkoda na jego drodze. Ich lista jest długa: nieposłuszni, rebelianci, lewicowcy, anytautorytaryści i anarchiści wypełniają wiele krwawych stron książki opisującej jego drogę. Gdzieś pomiędzy dwiema ostatnimi grupami umieszczam swoja osobę.
Wolność i demografia
Vino, Pon, 2007-02-12 23:51 Kraj | Prawa kobiet/Feminizm | PublicystykaNiemal 60% Portugalek i Portugalczyków głosujących w referendum opowiedziało się za prawem kobiet do decydowania o swoim macierzyństwie. Choć głosowanie, ze względu na frekwencję, nie ma mocy obowiązującej, to parlament niemal na pewno potwierdzi tę decyzję. Klubik państw zmuszających kobiety do rodzenia niechcianych dzieci wkrótce zmniejszy się więc jeszcze bardziej.
Polscy publicyści katoliccy podniosą pewno zaraz alarm przeciwko "cywilizacji śmierci" i jak zwykle będą sięgać po argument demograficzny. Mniejsza już o to, że w podtekście kryje się nieraz rasizm ("Zaleją nas Murzyny i Araby, panie, biała rasa zagrożona..."). Najzabawniejsze, że kraje które represjonują kobiety za usunięcie zygoty, mają raczej nieprzesadnie dobre wyniki, jeśli chodzi o dzietność.
Ot, na przykład wielka Polska katolicka - dzietność 1.25 (i spada równym rytmem, równolegle do zaostrzania się antyaborcyjnej obsesji elit). Albo Portugalia - 1.47. Oba poniżej europejskiej średniej 1.5. Wśród państw, które najlepiej radzą sobie z problemem demograficznym, jest natomiast ateistyczna i rozwiązła Francja, w której aborcja jest dostępna na życzenie (europejski lider, dzietność 2.01) tudzież libertyńsko-socjalistyczne Szwecja (1.66), Finlandia (1.73) i Dania (1.80)...
Europa się starzeje - to fakt. Skądinąd podobnie jak Indie czy Chiny, więc na dłuższą metę nadzieje na zbilansowanie ubytku demograficznego samą imigracją są zapewne złudne. Jeśli pokolenie dzisiejszych studentów ma liczyć na jakiekolwiek emerytury, to państwo musi wspierać wychowywanie dzieci. Efektywna polityka pronatalistyczna nie polega jednak na wymuszaniu policyjną pałką woli księży biskupów. Dzieci muszą być chciane, inaczej nie będzie ich w ogóle.
Kraje takie, jak Szwecja czy Francja, pokazują jak to robić. W skrócie - chodzi o pomoc finansową państwa dla rodziców i zorganizowanie bezpłatnego, dostępnego dla wszystkich systemu opieki nad dziećmi. Na dzieciaki czekają darmowe przedszkola, rozbudowany system opieki pozaszkolnej itp. Ale do tego trzeba, cholera, podnieść podatki. I jak tu ma walczyć o dzietność polski konserwatywny liberał, którego sercu "świętość życia w każdej postaci" jest równie bliska co interesy właścicieli przedsiębiorstw?...
Międzynarodowa zmowa przeciw G8
Yak, Pon, 2007-02-12 22:28 Publicystyka | Ruch anarchistycznyW dniach 9-11 lutego aktywiści z około 20 krajów spotkali się w Warszawie, aby podyskutować o planach wspólnych działań przeciwko szczytowi G8, który ma się odbyć w Heiligendamm w Niemczech w dniach 6-8 czerwca 2007. Aktywiści przyjechali z tak odległych miejsc jak Syberia, USA i Palestyna. Planowali blokadę szczytu G8 i jego uczestników.
Akcja jest częścią wciąż toczącej się bitwy przeciwko niesprawiedliwości kapitalizmu i strukturom władzy tworzonym przez bogatych. Trwa międzynarodowa mobilizacja na protest przeciwko spotkaniu przedstawicieli najbogatszych państw świata w cytadeli w Heiligendamm.
W spotkaniu uczestniczyli aktywiści z wielu różnych inicjatyw politycznych takich, jak międzynarodowa sieć Dissent, Sieć przeciwko G8, Federacja Anarchistyczna, Food Not Bombs, Indymedia i wiele innych antyautorytarnych i anarchistycznych inicjatyw. Wszyscy uczestnicy byli zgodni co do tego, by protest skierowany był przeciwko globalnemu kapitalizmowi i by jego organizacja odbywała się na zasadzie żywej demokracji bezpośredniej dążącej do obalenia wszelkich aspektów hierarchiczności.
Dyskutowano o kwestiach strategicznych i dotyczących infrastruktury i wymieniono informacje o bieżących mobilizacjach, grupach roboczych i projektach, aby dalej wzmocnić sieć wsparcia dla działań wymierzonych przeciw G8.
Różne grupy wyraziły poparcie dla globalnych dni akcji, które będą poprzedzać szczyt G8, m.in. akcje antywojenne w dniach 19-20 marca, Międzynarodowy dzień walki rolników 17 kwietnia do którego wzywa organizacja Via Campesina i protesty robotników w dniu pierwszego maja.
W grupach roboczych dyskutowano na temat kwestii związanych z walką z represjami, z pomocą podczas przekraczania granic, z pracą medialną, organizowaniem infrastruktury transportowej, a także tworzeniem grup pomocy dla ofiar seksizmu. Podjęto konkretne kroki w celu rozbudowania tych struktur.
Uczestnicy sieci antyautorytarnej i Dissent International organizują następne europejskie spotkanie przeciw G8 w dniach 14-16 kwietnia w Rostocku. Więcej szczegółów w ogłoszeniu, które pojawi się w późniejszym terminie.
Trawinska: Pułapki tworzenia kobiecej partii politycznej
Recykling Idei, Czw, 2007-02-08 21:15 PublicystykaPolki nie mówią jednym głosem w sprawach, które dotyczą większości z nich. Można zatem zadać pytanie: W imieniu których kobiet mówi Gretkowska? Jak do tej pory wiemy, które spośród sławnych Polek poparły projekt (Kayah, Joanna Brodzik, Beata Tyszkiewicz, Anna Maria Jopek, Magda Stużyńska, Magda Mołek, Karolina Korwin-Piotrowska). Zastanawiające jest, czy ten popkultrowy miszmasz nie ujawnia klasowego obrazu Partii Kobiet. Trudno tu także o skojarzenia z feminizmem, od którego zresztą wiele aktywistek się odcina.
Agnieszka Brytan: Nie mija czas reportera...
oski, Wto, 2007-02-06 20:01 Publicystyka…przetrwa ten, kto stworzył swój świat.
Notes, R. Kapuściński
W jaki sposób wypowiedzieć się o człowieku czy jego pracy literackiej, gdy już tyle słów zewsząd padło? Czy poprzez zachwyt nad "Lapidariami" czy podziw dla reporterskich majstersztyków? Przez pryzmat człowieka, który patrzy na mnie z fotografii "Dużego Formatu" czy zamieszczonych tam wierszy?
A może po prostu poprzez Innego, tego spotykanego na klatce schodowej, anarchistycznym skłocie, w sklepie, w banku, urzędzie czy w trakcie wojaży zagranicznych… Wszak pasja podróżowania nie jest często spotykaną namiętnością, może silniej rozwinięta u młodych, a Kapuściński uczy nas złudzenia przestrzeni, że to co odległe jest inne, a im dalsze tym bardziej różnorodne… Łatwo zamykać w szufladki. Czuć podskórną niechęć, bo czarny. Krytykować i ośmieszać ukraińskie pochodzenie. Drwić z religii bądź toczyć takowe wojny, a wielu patrząc na Innego zaczyna od takich przegródek. Ryszard Kapuściński poprzez "Szachinszacha", "Imperium" czy "Heban"… podkreśla: mamy rozumieć. Starać się likwidować strach, przesądy i przejrzeć się w Innym jak w zwierciadle…
Praca: kradzież życia.
Czytelnik CIA, Nie, 2007-02-04 10:34 Publicystyka"Czym jest wysadzenie w powietrze sędziego, porwanie przemysłowca, powieszenie polityka, zastrzelenie gliniarza, obrabowanie supermarketu, spalenie biura komisarza, ukamieniowanie dziennikarza, wyszydzenie intelektualisty, lub pobicie artysty wobec śmiercionośnej alienacji naszego życia, zbyt wczesnego dzwonka budzika, korka na ulicy i dóbr konsumpcyjnych wyłożonych na półkach?"
Budzik zawsze przerywa twój sen za wcześnie. Musisz zerwać się z ciepłego łóżka do łazienki, by ogolić się i wysrać, biegniesz do kuchni zjeść bułkę, a jeśli masz czas, jajka i kawę. Później wybiegasz za drzwi, by walczyć z korkami ulicznymi lub tłumem w metrze. Potem przyjeżdżasz do pracy. Cały dzień spędzasz wypełniając zadanie, których nie wybrałeś, zmuszony do współpracy z ludźmi zniewolonymi jak ty, reprodukując społeczne relacje, które zmuszają cię do takiego sposobu przetrwania.
Ale to nie wszystko. W zamian dostajesz pensję, którą musisz wydać na kupno żywności, odzieży, rozrywki i innych produktów (po opłaceniu czynszu i rachunków). Choć tą część twojego czasu określa się jako "czas wolny" w przeciwieństwie do "czasu pracy", ta aktywność w mniejszym stopniu służy do utrzymania się przy życiu, a w większym stopniu służy do utrzymywania istniejącego porządku społecznego. Chwile wolne od przymusu pracy lub przymusu konsumowania stają się coraz rzadsze.
Według panującej ideologii, życie jest wynikiem umowy społecznej zawartej pomiędzy podmiotami równymi wobec prawa. Twierdzi się, że robotnik sprzedaje swoją pracę szefowi za sumę, na którą obie strony wyraziły zgodę. Ale czy umowa może być uznana za wolną, jeżeli jedna strona dysponuje całą władzą?
Jeżeli przyjrzymy się tej umowie bardziej dokładnie stanie się jasne, że mamy do czynienia z najbardziej skrajnym i brutalnym wyzyskiem. Jest to najbardziej widoczne na marginesie społeczeństwa kapitalistycznego. Ludzie marginesu od wieków byli zmuszeni do tego, by na własną rękę określać warunki własnego istnienia, osaczeni ze wszech stron przez buldożery, piły mechaniczne i inne narzędzia władców świata.
HEROINA à la Newsweek – moda marynarzy i artystów
Czytelnik CIA, Wto, 2007-01-30 22:17 Publicystyka„Problemem społecznym w naszej cywilizacji narkotyki stały się dopiero w XX wieku, a mówiąc dokładniej – po I wojnie światowej” – ogłosił kiedyś z beztroską ignorancją w artykule „Stulecie narkotyków” Marek Karpiński na łamach magazynu Newsweek, głównego promotora politycznego dyletanctwa w Polsce. „Problem społeczny”, czyli – jak pisze – „modę” na narkotyki zawdzięczamy rzekomo marynarzom i artystom. Wielkie zło, jak powinniśmy rozumieć, przybyło do naszej cnotliwej kultury z dalekich Chin. (1)
Mało rzeczy wiąże się ściślej z historią polityczną kapitalizmu niż kultura mafijna i handel narkotykami. Organizowane przez korporacje bale w stylu „Chicago lat 20.” są tylko epizodycznym wspomnieniem wielkiej tradycji. Nie wzbudzają na pewno kontrowersji, choć temat, trzeba przyznać, pozostaje w tym samym stopniu delikatnym co tajemniczym.
Marynarze i artyści
„Początek współczesnej ery handlu opium datuje się na rok 1773, kiedy to brytyjska Kompania Wschodnioindyjska objęła kontrolę nad eksportem opium z Indii do Chin” – pisał w swojej obszernej pracy historycznej „The Politics of Heroin. CIA Complicity in the Global Drug Trade” profesor historii Azjii południowo-wschodniej na Uniwersytecie Wisconsin-Madison, Alfred W. McCoy. Po zmonopolizowaniu przedsięwzięcia eksport opium do Chin wzrósł z 75 ton (w latach 1770) do 3200 ton w połowie XIX w. Chiny, które bezskutecznie przeciwstawiały się importowi tego towaru, zmuszone były stoczyć z imperium brytyjskim dwie wojny, które przeszły do historii, jako „wojny opiumowe”, niezbyt chwalebnie wpisujące się w schematy historycznych stereotypów na temat ideałów gospodarczej wolności, za którą walczyli z krzyżem na piersiach nieustraszeni bohaterowie zachodniej cywilizacji.
W pierwszej połowie XIX w. brytyjski handel zdołał przekształcić opium z artykułu luksusowego w towar masowy, uzyskując obrót podobny do innych popularnych stymulatorów, takich jak kawa, herbata czy kakao. Pomimo iż całkowity tonaż nie przekraczał obrotu, uzyskiwanego z rocznego zbioru herbaty na poziomie 90 000 ton, jego wartość handlowa była znacznie wyższa. Bezspornie, opium stanowiło w XIX w. główny towar całkowitej międzynarodowej wymiany handlowej, zdominowanej i nadzorowanej przez mocarstwa zachodnie. (2)
Tam bomby (jeszcze) nie spadają
Czytelnik CIA, Pon, 2007-01-29 17:18 Świat | Militaryzm | Protesty | PublicystykaW sąsiednich Niemczech od lat 90-tych "normalna" ludność broni się skutecznie przed wykorzystaniem poradzieckiego bombodromu przez Bundeswehrę dla swoich ćwiczeń wojskowo-lotniczych. Niezależnie od tego, w ramach przygotowań do akcji antyszczytowych powstają ciekawe sojusze mające wspólny cel: nie dopuszczenie do bombardowań ćwiczebnych tego rejonu wokół którego mieszka również ludność cywilna. Oczywiście przygotowywane są nie tylko akcje doraźne na G8 ale również wspólne działania długofalowe. I to może być ciekawe dla naszych działaczy antywojennych. Nasze F-16 musza też gdzieś ćwiczyć a poza tym amerykańska baza antyrakietowa musi zostać gdzieś zlokalizowana. Dlatego cytuje odezwę niemieckiego sojuszu antybombodromowego który jest również zainteresowany nawiązywaniem kontaktów międzynarodowych:
OD WRZOSOWISKA AZ DO WYBRZEZA
OD BOMBODROMU PRZEZ ROSTOCK-LAAGE DO HEILIGENDAMM
UNIEMOZLIWIC BOMBODROM I G8!
Polityka globalizacji, tak jak ja uprawiają państwa G8, prowadzi w licznych krajach do nieznośnych dla ludzi sytuacji życiowych i natrafia na opór. Dlatego tez w ostatecznej konsekwencji daje się ja realizować tylko poprzez represje i gwałt militarny przeciwko społecznościom których to dotyczy. G8 oraz wojny, ucieczki, migracje tworzą jedna całość.
Dlatego podjęliśmy się uwidocznić w dwóch miejscowościach skojarzenia miedzy G8 a wojna i nasz przeciwko temu opór:
- na wrzosowisku w Kyritz-Ruppiner, gdzie ludność od 1992 z powodzeniem uniemożliwia Bundeswerze wykorzystywanie
dawnego radzieckiego bombodromu dla przeprowadzania ćwiczeń wojskowych,
- i przy porcie lotniczym/lotnisku głównym Laage, gdzie jest stacjonowana eskadra samolotów myśliwsko-bombowych 73 i
dokąd będą przylatywali przedstawiciele rządowi na szczyt G8.
Hajda na bombodrom na wrzosowy piach...
W Brandenburgii, 80 km na północ od Berlina, miedzy miastami Wittstock i Neuruppin, znajduje się obszar o wielkości 142 km2, który radziecka armia przez 40 lat używała jako bombodromu.
Krwawy Diament - recenzja
Akai47, Pon, 2007-01-29 00:27 Publicystyka | RecenzjeW piątek film „Krwawy Diament” miał swoją premierę w polskich kinach. Film rozgrywa się w Sierra Leone podczas wojny domowej, w której ważną rolą odegrał handel diamentami.
Choć film dotyczy roli korporacji, żołnierzy armii RPA i wielu innych w tej brutalnej wojnie, temat ten jest traktowany powierzchownie. Mimo to, można powiedzieć, że film skutecznie pomógł budować świadomość wśród szerszego grona o ludzkiej stronie tej historii, która nie jest tak głęboka, jednak dość mocna jak na mainstreamowy Hollywood.
Głównym bohaterem jest przemytnik (Leonardo DiCaprio) i rybak Solomon (Djimon Hounsou). Solomon został niewolnikiem, kiedy rebelianci przyjechali do jego wioski i masakrowali ludzi; jego syn musiał zostać żołnierzem a żona i córki uciekły i zostały uchodźcami. Solomon chce znaleźć jego rodzinę i przemytnik zgadza się mu pomoc – w zamian za kosztowny diament. Przemytnik jest tylko zainteresowany diamentem, choć w trakcie wielu niebezpiecznych epizodów, odkryjemy jak on stał się takim człowiekiem przez wiele lat brutalności w życiu. Z drugiej strony, widzimy jak idealistyczny Solomon niechętnie pomaga przemytnikowi, bo nie widzi żadnej innej możliwości ratowania swojego syna w tej brutalnej i beznadziejnej sytuacji. Mocnym elementem tego filmu są występy Hounsou i DiCaprio, który grał zdecydowanie lepiej niż zwykle.
Jednak za tym filmem stoi realna historia o przemyśle diamentowym i „brudnych diamentach”.
W początku XX wieku Cecil Rhodes, w celu przyjęcia kontroli nad bogatymi złożami diamentów, zapoczątkował plemienne konflikty w Afryce – a diamenty stały się symbolem wojen, chciwości i nieszczęścia dla wielu Afrykanów, którzy cierpieli z ich powodu. Z Afryki pochodzi ponad 60 procent diamentów wydobywanych na świecie.
Ostatnio prawie 5 mln. osób zginęło w wojnach domowych w miejscach takich, jak Angola czy Sierra Leone gdzie różne armie walczyły o kontrolę nad kopalniami diamentów i gdzie dochody z diamentów finansowały zakup broni. Niezliczone rzesze osób odniosły rany i miały odrąbane kończyny. Miliony osób stało się uchodźcami.