Publicystyka

Megawielkie oszustwo w Gazecie Wyborczej. GW poparła cenzurowanie wystawy sztuki demaskującej rasizm u katosów

Publicystyka

Gazeta Wyborcza, prowadzona przez katosów prawicowa gazeta codzienna, tym razem znów kłamie i manipuluje czytelników. Tym razem jednak miarka bezczelności się przebrała. Apel o bojkot tej gazety.

W Koszalinie otwarto wystawę o znanym problemie- antysemityzmie. Wystawa trafia w samo sedno, w sam środek katosowego problemu- nienawiści rasowej. Jeśli nie wierzycie, wejdźcie na forum katosowej "Frondy" i tak regularnie czyszczonej z wszystkich co bardziej kontrowersyjnych smaczków na temat tego co tak naprawdę wyprawiało się na tym prowadzonym przez fanatyków religijnych ultrakatolickim forum.

Peter Fuss powiedział prawdę, podsumował treści i teorie katolickich, katosowych dyskutantów internetowych, podsumował ojca Rydzyka, powiedział głośno to co ci bali się powiedzieć. Jego billboard reklamujący wystawę działa szokująco, ale z kontekstu wystawy (http://www.peterfuss.com/jesuschrist/index.html ) jasno wynika że jest to nic więcej jak prowokacja, oparta na wyjęciu z głów katosowych polityków i powiedzenia głośno tego, co ci rasiści mówili przez lata swym współpracownikom, swoim wyborcom czy słuchaczom, a teraz wobec mediów stosują już inną taktykę.

Oto jak spreparowała wiadomość na ten temat prawicowa "Gazeta Wyborcza", manipulując faktami w sposób przypominający bezwzględne taktyki reżimu komunistycznego:

Szokująca wystawa zamknięta przez prokuraturę (zdjęto z witryny 26/01 o godz. 18. 05)

kt2007-01-26, ostatnia aktualizacja 2007-01-26 16:14

Prokuratura zamknęła koszalińską Galerię Scena, która pokazywała kontrowersyjną wystawę prac Petera Fussa. Artysta jest też autorem billboardu, który wywołał oburzenie - na plakacie pod wizerunkiem 56 znanych polskich artystów, polityków i dziennikarzy Fuss umieścił napis "Żydzi won z katolickiego kraju".

W czwartek koszalińska policja wszczęła postępowanie w sprawie billboardu. Plakat, na którym znalazły się wizerunki m.in. Lecha Kaczyńskiego, Ludwika Dorna, Andrzeja Leppera, Jana Rokity, Andrzeja Wajdy, Agnieszki Holland, Leszka Balcerowicza, Marka Kondrata, Gustawa Holoubka, Lecha Wałęsy, Moniki Olejnik, Kuby Wojewódzkiego, Wojciecha Manna, Bronisława Wildsteina, Jerzego Owsiaka, Kazika Staszewskiego, Maryli Rodowicz i Wisławy Szymborskiej, przez kilka godzin wisiał na billboardzie stojącym w największej dzielnicy mieszkaniowej KoszalinaśPółnocy, w pobliżu kościoła pw. Ducha Świętego.

Czas zakończyć rządy Kościoła w Polsce

Protesty | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Sprzeciwiamy się przeznaczaniu pieniędzy z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych na budowę Świątyni Opatrzności Bożej. W sytuacji gdy ciągle się mówi o złej kondycji finansowej ZUS - braku funduszy na emerytury wypłacane obecnie jak i te wypłacanych w przyszłości, w czasach, gdy ciągle brakuje pieniędzy na służę zdrowia, nie ma na podstawowe potrzeby społeczne, władza lekką ręką daje 40 milionów złotych na budowę przybytku bożego.

Sprzeciwiamy się umacnianiu dominacji Kościoła katolickiego - jawnemu i tajnemu związkowi Państwa z Kościołem. Kościoła, który raczej do biednych nie należy - biednymi częściej są jego wyznawcy. Okradani i oszukiwani zarówno przez hierarchów, jak i przez elity rządowe.

Poczynania władzy są skandaliczne. Po pierwsze, przeznacza nasze pieniądze na budowę budynku kultu bez konsultacji społecznej, wbrew prawu, które sami ustanowili, a którego przestrzegać tylko my jesteśmy zobowiązani. Po drugie, konsekwentnie realizowana jest koncepcja państwa wyznaniowego, gdzie jedna wiara ma decydować o moralności, jak i o zasobności naszych kieszeni. Temu dyktatowi Państwa i Kościoła mówimy nie. Uważamy, że Świątynia Opatrzności powinna zwać się od dziś Świątynią Bezczelności.

Grupa Socjalnych Anarchistów

gsa36@tlen.pl

Dobry pracodawca nie istnieje

Kraj | Gospodarka | Prawa pracownika | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

To, że wszyscy żyjemy zmitologizowanym świecie, nie podlega raczej dyskusji. Mamy prawdy „naturalnego i odwiecznego” kapitalizmu, mamy utożsamienie życia społecznego z instytucjami państwa. Dzięki systemowi indoktrynacji, masmediom, specjalistom nakręcanym przez kapitał obracamy się w określony sposób skonstruowanej rzeczywistości społecznej, która domaga się posłuszeństwa i dąży do likwidacji innych wymiarów, wszelkiej możliwości radykalnej przebudowy społecznej. Wszystkie opozycje są wewnątrz systemu, modyfikują go, robią operacje plastyczne, smarują kremami ujędrniającymi pośladki, zakładają maseczkę z ogórków i buraczków…

Czynnik subiektywny decydujący w ostatecznej instancji o powodzeniu lub nie rewolucji społecznej i ustanowienia bezpaństwowego komunizmu zostaje skolonizowany. Skoro nikt poważnie nie domaga się zniesienia własności prywatnej, pracy najemnej, pieniądza – to nic takiego nie nastanie. Należy utrzymywać wiarę w porządek kapitalistyczny: jeśli nie wersji hard, to w wersji soft. Ekstremalne sytuacje które ujawniają represyjną logikę kapitalizmu, jego niszczycielską silę, należy uznać za pewne zaburzenie struktury, które nie powinno mieć miejsca, jako coś marginalnego, przypadkowego.

Podobnie jest pracodawcą. Mamy jawnych skurwieli: co nie wypłacają pensji, chociaż mogą, co gnębią pracowników stosując mobbing. Krótko mówiąc wykorzystują swoją pozycję do poniżania podwładnych. Mamy też pracodawców nie wykorzystujących tak swojej przewagi, stosujący nawet i „partnerski” styl zarządzania firmą.

Pierwsi są napiętnowani przez system, nie uznaje się już jawnego poniżania pracownika za rzecz normalną. Budzi on oburzenie społeczne, a nawet może trafić do sadu pracy. Za normalne zaś stosunki w pracy uznaje się model „partnerski”, i to on jest standardem kapitalistycznym.

Nie ma co winić systemu, który uprzywilejowuje jednych kosztem drugich, ale ludzi – to indywidualne cechy pracodawcy sprawią, że jest skurwielem.

Rozmowa z Libertarianinem

Publicystyka

LIBERTARIANIN: Czy mam rozumieć, że według ciebie pracodawcy - a nie ucisk jako taki - są największym złem tej ziemi???
SYNDYKALISTA: Naszym celem jest doprowadzenie do zniknięcia pracodawców. Zamiast podziału na pracodawców i pracowników lansujemy model oparty na samopomocy i współdziałaniu. Jak ktoś tego nie lubi, to nie musi się do nas przyłączać. Jeśli wolisz, by jakiś szef kradł część tworzonej przez ciebie wartości, nie będę cię zbawiał na siłę. Jeśli będziesz jako szef postępował tak ze swoimi pracownikami, a oni nie będą się z tym godzić, pomogę im w likwidacji twojego statusu jako pracodawcy.

LIBERTARIANIN: A co ma to wspólnego z wolnością? Jeśli ktoś tego nie akceptuje, to co wtedy - kula w łeb? Jaka jest dziś alternatywa - nie zatrudniać się, bo wszędzie jest jakiś właściciel/szef? Zaiste ciekawe. Ja mam szefa firmy, w której pracuję, pracujemy razem, współdziałamy jak to określiłeś, jutro mu powiem, że to wyzyskiwacz podły i żeby się zwijał.... Jak ktoś tego nie popiera, to nie zbawiajcie go na siłę!
SYNDYKALISTA: Kto mówi o kuli w łeb? Działamy stanowczo, ale środki przymusu stosujemy jedynie w obronie własnej. Alternatywa oczywiście jest nawet i dzisiaj, patrz LETSy itd... Rób co chcesz. Według mnie, jeśli twój szef zarabia więcej na waszej wspólnej pracy niż ty - przyjmując, że nakład pracy jest podobny - to cię okrada. Nie musisz nic z tym robić. Niektórzy lubią jak im się zakłada kajdanki, niektórzy lubią jak się ich okrada. Popieramy niekonwencjonalny erotyzm. To jest OK dopóki wam obojgu daje to zadowolenie.

LIBERTARIANIN: Nie, mój drogi. Kradzież jest wówczas, kiedy jest ofiara, jeśli zaś nie poczuwasz się do bycia ofiarą, wówczas kradzież nie ma miejsca. To nie jest niekonwencjonalne i nie czuje się okradany. Proszę nie imputować mi historyjek cierpiętniczych....

Demokracja uczestnicząca nie zastąpi rewolucji społecznej

Publicystyka | Ruch anarchistyczny

W jakim nurcie anarchizmu znajduje się demokracja uczestnicząca?

Jednym z najważniejszych postulatów anarchizmu jest to, że każdy człowiek ma prawo współdecydować o sprawach społecznych. Tylko co to są „sprawy społeczne” według anarchistów?

Jest kilka odmian anarchizmu, które mogą być uznane jako głownie nurty tego ruchu. Anarchistyczne teorie różniły się trochę między sobą i miały różne nazwy, od wolnościowego socjalizmu do wolnościowego komunizmu i kolektywizmu. W głównym nurcie anarchizmu jednak zawsze była mowa o wspólnych decyzjach wykonywanych przez społeczeństwo.

Ku końcowi XIX wieku teoria anarcho-komunizmu, która jednak występowała czasami pod różnymi nazwami, stała się głównym nurtem anarchizmu, choć nadal byli zwolennicy innych odmian. Według anarcho-komunistów, społeczeństwo ma składać się z samorządnych komun, które współpracują z innymi komunami na zasadach pomocy wzajemnej. Celem tych komun jednak był wolnościowy komunizm – środki produkcji miały się stać własnością wszystkich, miała zapanować materialna równość i obyczajowa wolność.

Anarchiści różnili się w detalach. Np., kolektywiści uważali, że ludzie powinni mieć pensje i dostawać materialną rekompensatę proporcjonalną do wysiłku wkładanego w pracę. Anarcho-komuniści jednak uważali, że lepiej nie mieć pieniądza i że każdy powinien robić co może według swoich możliwości i brać to, co mu jest potrzebne. Jednak wielu kolektywistów myślało, że społeczeństwo może zacząć od anarcho-kolektywizmu i może w końcu rozwinąć się w stronę anarcho-komunizmu. Wśród anarcho-syndykalistów, wielu uważało się za anarcho-komunistów – jednak byli wśród nich także kolektywiści. Niektórzy anarcho-syndykaliści jednak mieli trochę inne poglądy, np. czy środki produkcji są własnością pracowników danego zakładu, czy całego społeczeństwa. Także wśród anarchistów jest sporna kwestia o własności indywidualnej. Większość anarchistów jednak rozdziela „własność” rzeczy, z których ludzie faktycznie korzystają osobiście – ubranie, szczotki do zębów, nawet mieszkanie – od kapitału, od środków produkcji, transportu itd. Wielu uznaje „prawo do użytkowania” w takim znaczeniu, że np., jeśli ktoś ma pole i jest w stanie sam, albo kolektywnie je uprawiać, jeśli to pole nie jest narzędziem monopolistycznej kontroli nad środkami żywności, jeśli to pole nie odbiera możliwości innym by uprawiać własną ziemię, wtedy to jest OK. Nie może być jednak tak, że ktoś ma tak duże pole, że musi znaleźć pracowników najemnych by tam pracowali. Jeśli tam pracują ludzie, ci pracownicy, równie dobrze mogą się uważać za „współwłaścicieli” pola.

Nędza studenckiego życia

Kraj | Świat | Edukacja/Prawa dziecka | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Ubóstwo

(jej ekonomiczne, polityczne, psychologiczne i przede wszystkim intelektualne aspekty wraz ze skromnym wskazaniem drogi kuracji)

Uczynić wstyd bardziej wstydliwym przez wystawienie go na forum publiczne
Bez narażania się na poważne kontrargumenty można powiedzieć, że student jest w Europie - obok policjanta i księdza - jedną z najbardziej wzgardzanych istot. Przyczyny owej pogardy są jednak często przeniknięte kłamstwem dominującej ideologii, podczas gdy przyczyny, ze względu na które student nie cieszy się wielkim szacunkiem krytycznego umysłu, są tłamszone i ukrywane. Zwolennicy fałszywej opozycji są oczywiście świadomi tych przyczyn - wad, które są również ich wadami - lecz w strachu obracają swą pogardę w opiekuńczy zachwyt. I tak wszystkie bezpłciowe organizacje społeczne (od "opozycyjnych" partii do niegdyś radykalnych ekologów) do spółki z tradycyjnie bezpłodną inteligencją (tą od "Polityki" i "Gazety Wyborczej") cenią sobie studenckie towarzystwo a zanikające i efemeryczne grupy alternatywne zazdrośnie współzawodniczą z nimi o "moralne i materialne" wsparcie dla studentów. W niniejszej broszurze postaramy się pokazać przyczyny owego stanu rzeczy oraz to, w jaki sposób student jest zakorzeniony w dominującej rzeczywistości późnego kapitalizmu. Zamierzamy użyć jej, by ujawnić przyczyny naszej pogardy: znoszenie alienacji z konieczności podąży tymi samymi ścieżkami, co alienacja.

Wszystkie analizy i studia nad studenckim życiem powstające od czasu do czasu ignorują podstawowe aspekty problemu. Żadne z nich nie wzniosły się ponad punkt widzenia akademickich specjalizacji (psychologu, socjologii, ekonomii). W ten sposób kompletnie rozmijają się z prawdą. Już Fourier w XIX wieku zwracał uwagę na "metodyczną krótkowzroczność" traktowania fundamentalnych problemów bez odnoszenia ich do współczesnego społeczeństwa jako całości. Ten fetyszyzm faktów maskuje podstawowe kategorie i nie pozwala ujrzeć totalności w każdym ze szczegółów. O naszym społeczeństwie wszystko zostało już powiedziane z wyjątkiem tego, czym ono w .swej istocie jest: społeczeństwem zdominowanym przez towar i spektakl. Bez uwzględnienia tego faktu wszelkie socjologiczne prace nad życiem studenta pozostają bezpłodne. Mimo szczerych chęci i częściowych prawd niekiedy w nich zaprezentowanych, grzęzną one na powrót w nieuchronnej etyce kantowskiej: prawdziwej demokratyzacji dzięki racjonalizacji systemu nauczania, to znaczy nauczania systemu.

Anarchiści i UPR

Publicystyka

Unia Polityki Realnej słynie z oryginalnych poglądów, począwszy od poparcia dla zbrodni prawicowych morderców pokroju gen. Augusto Pinocheta skończywszy na intelektualnych wywodach jej lidera Janusza Korwina-Mikkego, który zasłynął m.in. pomysłowym dowodem o wyższości systemu kapitalistycznego. Świadczyć o tym miał zwycięski podbój Ameryki dokonany przez białych kolonizatorów uosabiających wolnorynkowy indywidualizm, którzy wyparli indiańskie plemiona reprezentujące plemienny socjalizm.

Ta i inne jej podobne ciekawostki, poniżające kobiety czy ludzi innej rasy to specjalność ideologicznej kuchni konserwatywnych liberałów spod znaku UPR oraz Stowarzyszenia Koliber.
Można by je zlekceważyć śmiechem gdyby nie fakt, że organizacje te wpadły na pomysł obchodów „Święta Wolności” sygnowanego symbolem Statuy Wolności oraz flagą św. Jerzego.

Proponuje zatem przyjrzeć się bliżej jak wyglądają w praktyce pomysły liberałów na polityczną aktywność oraz jak starcie z politycznymi przeciwnikami ujawnia autorytarne pierwiastki i skrajnie prawicowe sympatie drzemiące w ideologii ugrupowań tego pokroju.

Szybko możemy zweryfikować o jaką wolność chodzi polskim liberałom i komu jest z nimi po drodze.

Po raz pierwszy mieliśmy okazję przekonać się o tym podczas pierwszego Marszu dla Kapitalizmu organizowanego przez UPR w 2001 r. gdy grupa anarchistów próbowała zakłócić go poprzez skandowanie haseł i rozwinięcie własnego transparentu.

5-osobowa grupa działaczy Federacji Anarchistycznej zakrzyczała wiec w którym uczestniczyło ok. 40 osób. Rozzłoszczeni liberałowie próbujący wymusić oddalenie się antykapitalistów sprowokowali w pewnym momencie bójkę, gdy ich naciski nie poskutkowały. Jak potem argumentował jeden z ich sympatyków „przemoc werbalna jest taką samą przemocą jak przemoc fizyczna”. Miałoby to uzasadniać użycie przemocy, która faktycznie potrzebowała uzasadnienia przy proporcjach czterdziestu na pięciu.

Wolności od zakupów!

Publicystyka

Czy można żyć bez ciągłego kupowania nowych rzeczy? Sprawdzała to grupa zwykłych Amerykanów. Wyniki ich śmiałego, jak na Stany Zjednoczone, eksperymentu są zaskakujące.

Zaczęło się od obietnicy złożonej podczas kolacji przez przyjaciół zaniepokojonych skutkami masowego konsumpcjonizmu i współczesnym stylem życia w otoczeniu towarów jednorazowego użytku.

"Sprawdźmy, czy uda się nam zrezygnować na rok z robienia zakupów" –powiedzieli.

Teraz, gdy kończy się "12-miesięczna ucieczka od konsumenckiej pułapki" – w której dziesięciu przyjaciołom kibicowały tysiące entuzjastów ich pomysłu – niektórzy uczestnicy eksperymentu uznali go za tak wzbogacający i przełomowy, że zamierzają bezterminowo kontynuować bojkot zakupów.

Dziesięć pracujących zawodowo osób z klasy średniej, zamieszkałych w San Francisco, przyjęło nazwę Compact – od umowy Mayflower Compact, opracowanej przez purytańskich pielgrzymów, którzy dotarli do Nowego Świata w 1620 r. Przyrzekli, że nie będą kupować sobie żadnych nowych ubrań, gadżetów, komputerów, części samochodowych, telefonów komórkowych, książek czy płyt. Dozwolone było jedynie nabywanie pożywienia i niezbędnych artykułów, takich jak pasta do zębów, mydło, podstawowa (a więc nie "seksowna") bielizna i lekarstwa. Wszystko inne należało pożyczać, wymieniać, robić samemu lub kupować z drugiej ręki.

Dzięki między innymi występowi w amerykańskiej telewizji ich antykonsumenckie przesłanie skromności i oszczędności wkrótce zyskało zwolenników na całym świecie – od Wielkiej Brytanii po Brazylię.

Ponad 4000 osób przyłączyło się do online’owej grupy dyskusyjnej sfcompact.blogspot.com, której użytkownicy wymieniają się towarami i radami oraz przyznają się do ewentualnego ulegania słabości.

"Odzew wprawił nas w osłupienie" – mówi 42-letni współzałożyciel Compactu John Perry, pracujący w Dolinie Krzemowej ojciec dwojga dzieci.

Wojna za tylko 3 biliony dolarów

Publicystyka

Ekonomiści podliczyli koszty okupacji Iraku, które poniosą amerykańscy podatnicy. Ogólne koszty związane z wojną w Iraku ekonomiści szacują obecnie na około 3 biliony dolarów. Przede wszystkim ze względu na większe długoterminowe wydatki związane z wypłatami rent i leczeniem powracających z Iraku żołnierzy.
Nawet, gdyby do Iraku nie wysyłano już żadnych żołnierzy a armia wycofałaby się całkowicie do roku 2010, 640 000 weteranów wojny w Iraku będzie otrzymywać do końca życia rentę inwalidzką.

Ekonomista i profesor Harvardu Linda Bilmes zaprezentowała nowe dane, które opracowała wspólnie z różnymi związkami weteranów wojennych. Na zaspokojenie ich potrzeb Amerykanie wydadzą w przyszłości od 416 do 790 mld dolarów. Największa część tej kwoty przypadnie na leczenie żołnierzy rannych podczas walk.

Na jednego z 3 000 poległych do tej pory w Iraku żołnierzy przypada 16 rannych. W ten sposób na amerykańskich podatników spadnie lawina kosztów, bo rząd USA musi opłacić wydatki związane z przywróceniem ich do zdrowia.

Analizując sytuacją w Iraku z ekonomicznego punktu widzenia, wszystko opowiada się za wycofaniem wojsk: „Koszty zaangażowania w Iraku przewyższają wyraźnie korzyść.” Nawet, gdyby do Iraku nie wysyłano już żadnych żołnierzy a armia wycofałaby się całkowicie do roku 2010, 640 000 weteranów wojny w Iraku będzie otrzymywać do końca życia rentę inwalidzką.

Wydatki związane z budową infrastruktury medycznej dla weteranów będą ogromne. Obecna infrastruktura nie wystarcza bowiem od dawna.

Poza stratami życia ludzkiego i kosztami finansowymi, wojna w Iraku niesie dla społeczeństwa amerykańskiego także inne, niezauważalne bezpośrednio obciążenia. Cierpią także rodziny powołanych żołnierzy, a szczególnie ich dzieci, co widać po ich pogarszających się wynikach szkolnych.

Pieniądze wydawane na wojnę z Irakiem można było wydać na budowę infrastruktury lub na cele społeczne. „Nasz rząd kupił sobie wojnę za 3 biliony dolarów”, powiedziała Bilmes. „Równie dobrze mógłby kupić mosty lub zbudować nowe szkoły”.

List do Romana Giertycha

Edukacja/Prawa dziecka | Publicystyka

List przekazany został do kuratorium oświaty po happening który odbył się 1.12.2007.

Panie Ministrze!

Inicjatywa Uczniowska sekcja Katowice pragnie wyrazić swoje oburzenie dotyczące obecnego stanu polskiego systemu edukacji.

Niepokojącym jest gdy Pan-minister polskiego szkolnictwa ignoruje głos oddolnego ruchu uczniowskiego i jego postulaty.

Naszym zdaniem jedynym słusznym krokiem podjętym w stronę szkolnictwa są podwyżki dla nauczycieli. „Zero tolerancji dla przemocy w szkole”? – Tak, ale czy na pewno dobrym rozwiązaniem są „Ośrodki wsparcia dla młodzieży nieprzystosowanej społecznie”?? Uważamy, że szkoła powinna być również ośrodkiem pomocy dla młodzieży. „Nieprzystosowanie” uczniów często wynika z trudnej sytuacji w domu bądź złego wpływu rówieśników. Tzw. „trudnych uczniów” nie powinno się separować w specjalnych placówkach gdyż przez to dochodzi do tworzenia się „gett”. Ponadto taki uczeń może odczuwać” odrzucenie społeczne” co nie wpływa korzystnie na rozwój i może stawiać taką jednostkę w obliczu dyskryminacji.

Mundurki są również dla nas kwestią kontrowersyjną. Naszym zdaniem nie rozwiążą one problemu podziałów ponieważ podziały „tkwią w głowie” i jedynym sposobem na ich zlikwidowanie jest zmiana świadomości. Nie chcemy aby nas unifikowano. Zamiast wprowadzania mundurków sugerujemy kampanię pod hasłami takimi jak np.: „Zlikwidujmy podziały”. Może to pomoc zlikwidować opisywany problem jednocześnie pozwalając nam zachować „swobodę ubioru”.

Zupełnie nie do przyjęcia wydaje nam się również pomysł, który ogłosił Pan 28.listopada2006 roku na konferencji prasowej dotyczący wprowadzenia tzw. „Godziny bezpieczeństwa dla nieletnich”. Mamy nawet pewne wątpliwości co do tego, czy taka reforma należy do Pana kompetencji. Przecież nie dotyczy ona spraw związanych ze szkolnictwem.

Simon Mol – demon prawicy - gdyby nie istniał, musieliby go wymyślić

Dyskryminacja | Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka

Simon Mol: Egoistyczna nieodpowiedzialność, rasizm i seksizm

(Od autorki: Na portalu CIA nikt nie napisał porządnego artykułu o sprawie Simona Mola, choć sądząc po ilości wejść na mały news o tej sprawie i ilości komentarzy, przede wszystkim rasistowskich, których nie publikujemy, sprawa budzi publiczne zainteresowanie. Oczywiście, publiczne zainteresowanie często koncentruje się na skandalach kryminalnych na tle seksualnym, więc nie dlatego komentuję tą sprawę. Po prostu jest tyle do powiedzenia, ale mało kto ze środowiska organizacji pozarządowych coś napisał. Może dlatego, że temat wydaje się trudny – choć w rzeczywistości nie jest. Nareszcie znalazłam trochę czasu, żeby coś napisać na ten temat. Mam nadzieję, że inni też dodadzą coś sensowego, nawet jako komentarze.)

Kiedy pierwszy raz usłyszałam o sprawie Simona Mola, nie byłam pewna. Informacje o sprawie, jak większość z nas, przeczytałam w prasie. Niestety wiem, że często prasa po prostu kłamie. To dla nas jest wielki problem, bo bardzo trudno zaufać informacjom w prasie bez sprawdzania. Tym bardziej, że Simon Mol od lat twierdzi, że rasiści puszczają plotki o tym, że ma HIV, bo nie mogą akceptować, że śpi z białymi dziewczynami. Na pierwszy rzut oka, nie wiadomo kto tu kłamie. Jednak po paru dniach stwierdziłam, że jednak to Simon Mol i że „antyfaszysta roku”, „działacz społeczny” i „poeta” , to nic więcej niż psychopatyczny przestępca i mizogin. Takich jak on niektóre feministki zwykle chcą kastrować.

Niestety prawie od razu ta sprawa nabrała rasistowski odcień, nie tylko w komentarzach internetowych frustratów, ale również w prasie, choć czasami w bardziej subtelnych formach. Można była przeczytać najbardziej ignoranckie i rasistowskie myśli w Rzeczpospolitej np., o takiej modzie wśród młodych dziewczyn – że chcą przespać się z Afrykanami, bo to jest egzotyczne, bo słyszały, że Afrykanie mają długie członki, albo że dziewczyny padły ofiarami „politycznej poprawności” - rozumiecie, bo powinny były wiedzieć, że z Afrykanami warto korzystać z prezerwatyw.

Ale tu w ogóle nie chodzi o kolor skóry Simona Mola, więc dlaczego o tym wspominać i dlaczego od razu pisać o modach na czarnych mężczyzn, jakby ktoś chciał spać z czarnoskórym Afrykaninem przede wszystkim dlatego, że jest „taka moda”. Czy młode dziewczyny traktują seks w sposób typowo konsumpcyjny – „miałam rudego, miałam czarnego, miałam łysego, miałam karlika, następnie muszę mieć Japończyka”. – czy dziennikarze Rzeczpospolitej sami są po prostu tacy i myślą o każdym na świecie tylko jako o zdobywcy przygód?

Nie bądźmy naiwni. Oczywiście są takie kobiety, które postrzegają seks i ludzi itd. w taki sposób. Nawet myślę, że jeśli znajdują innych, którzy są tacy sami – którzy piszą ogłoszenia erotyczne w rodzaju „chcę przespać się z kobietą z jedną nogą, by spełnić erotyczną fantazję – bez obowiązków”, jest zupełnie OK. Niestety, akurat podejrzewam, że w tym przypadku, niektóre z tych kobiet nie były z tych, które by pisały ogłoszenie typu „chcę poznać czarnego faceta na jedną noc dla erotycznej zabawy w celu sprawdzania czy to prawda co mówią o długości waszych chujów”.

Przepraszam ofiary Simona. Nie chcę tu bagatelizować sprawy. Chcę po prostu pokazać jak prasa to potraktowała – w sposób prostacki. A to, że krążą takie kretyńskie stereotypy o anatomii, świadczy o poziomie ignorancji ludzi. A raczej, warto by było, żeby „poważni dziennikarze” obalili takie idiotyczne stereotypy w inteligentny sposób.

Wystarczająco dużo napisała prasa o ignoranckich mitach występujących w Afryce, że można „wyleczyć się z HIV”, jeśli prześpisz się z dziewicą. Oczywiście warto potępić ignoranckie dezinformacje. Byłoby dobrze, gdyby z takim samym entuzjazmem walczono z ignorancją tu w Polsce, gdzie duża liczba dziewczyn przespała się z Simonem bez prezerwatywy. I nie tylko z nim – taka praktyka, jak wiemy - jest powszechna.

Oczywiście mamy tu do czynienia z podwójnym standardem. Simon Mol jest diabłem, bo świadomie spał z kobietami bez prezerwatywy wiedząc, że miał HIV. A co z milionami innych facetów, którzy mieli różne partnerki / partnerów, którzy nie byli w obozie w Dębaku, więc nie zostali przymusowo poddani badaniom na HIV? Oni nie wiedzą czy mają HIV, czy inne choroby, jednak także egoistycznie twierdzą, że nie chcą korzystać z prezerwatyw, bo to im „przeszkadza”. Taki egoizm jest traktowany jak najbardziej normalne postępowanie. Tak normalne, że czasami wcale nie muszą nawet naciskać na kobiety, by się na to zgodziły. Same są gotowe wszystko ryzykować.

Wcale nie chcę usprawiedliwiać tego Mola. Nie o to chodzi. Bardzo jest przykre, że nawet niektórzy w środowisku liberalnym i aktywistycznym znajdują się pod tak silnym wpływem „dynamicznych osobowości”, a także są tak przyzwyczajeni do seksistowskich mężczyzn, że nie potrafili zrozumieć, że to człowiek, który wykorzystuje kobiety i nie potrafili go odizolować. Bo przez promowanie takich „osobowości” oni sprawili, że stał się bardziej wpływowy i bardziej atrakcyjny dla tych naiwnych kobiet.

Najcięższe pytanie tego artykułu jest więc takie: czy było więcej ofiar Simona, bo budujemy takie społeczeństwo, gdzie promujemy charyzmatyczne osobowości, które faktycznie mają skłonności do manipulowania ludźmi – czy wolimy po prostu tego nie widzieć, będąc pod kolektywnym czarem ludzi z uśmiechami? Czy widzimy, jak liderzy i silne osobowości w różnych sferach życia – na uniwersytecie, w życiu intelektualnym, w polityce itd. – korzystają ze sławy i władzy, by zbierać młode i naiwne kobiety? I czy my wolimy to świadomie ignorować, bo uważamy, że chodzi o „życie prywatne”? Czy wykorzystywanie kobiet jest tak bardzo akceptowane w naszym społeczeństwie, że to widzimy i nic nie mówimy?

Ale w ostatecznym rozrachunku, to nie środowisko Mola jest samo odpowiedzialne za jego czyny.

Czytamy teraz na różnych forach, jak chorych trzeba izolować, jak Afrykanów nie wolno wpuszczać do kraju, czy że kobiety zasłużyły na chorobę, bo spały z czarnym. Mol jest tu także winny za to, że dał ignorantom amunicję przeciw ludziom takim, jak on. Ignoranci nie mówią, że egoistycznych, mizoginistycznych facetów trzeba izolować. Mówią, że trzeba izolować wszystkich chorych. Nie mówią, że każdy obywatel powinien badać się na HIV. Mówią, że badać powinni się tylko cudzoziemcy, w dodatku tylko niektórzy. (Całkiem nie denerwują się tym, że tysiące osób, w tym dzieci, zostały zarażone nie wiadomo skąd, przez swoich białych rodaków). Nie mówią, że trzeba uczyć młodych, by nie spali z kimś bez prezerwatyw, tylko że nie wolno spać z więcej niż jedną osobą w życiu – choć nie mówią, że kobiety nie powinny spać z facetami nie będącymi „dziewicami”. Rozumiemy, że według nich, Afrykanów trzeba się bać.

Simon Mol – demon prawicy. Gdyby nie istniał, musieliby go wymyślić.

Dziennikarze Rzepy oczywiście powtarzają swoje ulubione bajki o „politycznej poprawności”, korzystają z każdej okazji, by śmiać się z pomysłów, które im się nie podobają – tym razem przyczyną jest to, że jakaś biała kobieta miała seks z czarnym i nie korzystała z prezerwatywy. Nie rozumieją tego, że kobiety nie korzystały z prezerwatyw nie dlatego, że bały się być „rasistkami”, tylko że nie korzystają z nich na co dzień, zgodnie z moralnością Kościoła i to jest dla nich „normalne”. Jeśli by korzystały z prezerwatywy tylko z czarnym, wtedy to rzeczywiście byłby przejaw „rasizmu”, bo gdy są z białasami tym się nie przejmują. Dziennikarze nie rozumieją, że społeczeństwo uważa za normalne, że partnerzy nie wybierają środków antykoncepcyjnych razem, więc zachowanie Simona nie był powodem, by od niego odejść. Czy dziennikarze Rzepy naprawdę myślą, że w tych krajach gdzie naprawdę jest popularny taki sposób myślenia, który nazywają „poprawnością polityczną”, tyle kobiet by odmówiło korzystania z prezerwatywy, bo facet taki jak Simon Mol by krzyczał, że to jest „rasizm”? Nie bądźmy zakłamani – wszędzie się znajdą chuje, takie jak Simon, czy idiotki, które nie będą korzystać z prezerwatyw, ale podejrzewam, że wiele z kobiet w „politycznie poprawnych” środowiskach by po prostu kopnęło Simona w dupę i by powiedziało wszystkim koleżankom, że jest chujem.

Może nikt nie korzystał z prezerwatyw, bo w Polsce panuje „niepoprawność polityczna”.

Koledzy liberałowie, organizacje pozarządowe, itd – możemy oczywiście poświęcić wiele czasu na to, by powiedzieć jakim chujem naprawdę jest ten Mol. Ale niezależnie od tego, musimy zrobić coś z tą sytuacją, gdzie ludzie są tak nieodpowiedzialni seksualnie. Należy jak najbardziej wykorzystać tragedię, aby zrobić coś pozytywnego – aby edukować ludzi o HIV, aby obalić patriarchalny sposób myślenia.

Łukasz Cholewicki: Jeśli nie będę mógł grać w piłkę, to nie będzie moja rewolucja

Kultura | Publicystyka

Żyjąc w świecie, w którym każde pojęcie ma wiele znaczeń, a każda narracja pretenduje do miana równoważnej i przynajmniej tak samo właściwej jak inne, otóż poruszając się w takiej rzeczywistości, wytłumaczmy sobie na początek czym futbol nie jest.

Z futbolem nie ma nic wspólnego ani UEFA ani FIFA. Organizacje te tym są dla piłki, czym państwo dla społeczeństwa. Przez lata płatni intelektualiści i łzawo – patriotyczny lud próbowali obronić pogląd, że społeczeństwo i państwo to jedno, że tak naprawdę są to pojęcia, które zachodzą na siebie i że – co najważniejsze – mówiąc o pierwszym, powinniśmy myśleć jednocześnie o drugim. Rzeczywistość XXI wieku odesłała te mrzonki do lamusa, państwo narodowe, za którym płaczą czasem nawet anarchiści (ach, gdzież ten łatwy i czytelny wróg ?!) rozmyło się już ostatecznie, a jego pogrobowcy są niczym synowie ściętych monarchów na wygnaniu, liczący że jeszcze uda im się powrócić na tron. FIFA rości sobie prawo do sprawowania władzy nad każdym kopnięciem piłki na świecie. W każdym kraju posiada swoje płatne, sformalizowane, centralistyczne agendy, które mają za zadanie dbać, aby nie rozegrano żadnego wolnego meczu. Każdy piłkarz musi być skategoryzowany, zarejestrowany, zapisany do odpowiedniego klubu, musi mieć zrobione odpowiednie badania, podpisane określone umowy... Każdy klub musi być spółką handlową, dającą wyżywienie rzeszy działaczy, prezesów, tych hien cmentarnych futbolu. Klub to marksowski wyzyskiwacz, a piłkarz to należący do niego robotnik, w każdym calu swego życia, zmuszony podporządkować się swojemu możnowładcy. Grający trzy razy w tygodniu, bo tego wymagają od niego sponsorzy, telewizja, wreszcie kibice, narkomani, żądający co środę, sobotę, a czasem i poniedziałek, nowej dawki narkotyku.

Liga Mistrzów to barokowa wersja opery za trzy grosze, stworzona równie wielkim nakładem, jak i z odpustowym efektem. Liga Mistrzów to objazdowy cyrk, z herosami, którzy łamią podkowy, sprzedawcami waty cukrowej i kieszonkowcami, wyciągającymi zapatrzonym w te wszystkie cuda ludziom, drobne z kieszeni. Brakuje tylko baby z brodą, w tym egotyczno – seksistowskim światku, ale jej pojawienie się jest już tylko kwestią czasu. Bombastyczne słowa przeboju Queen „We are the champions”, grane przed każdym meczem, mają nas przekonać, że oto grają prawdziwi wirtuozi – jak w każdym cyrku występował największy siłacz na ziemi, tak i dziś każdy mecz jest niepowtarzalny, naj, naj, naj... Komentatorzy sportowi urośli do rangi komiwojażerów, pełnym entuzjazmu głosem obwieszczający ileż to stacji telewizyjnych zakupiło prawa do transmisji tego spotkania, ilu ludzi będzie oglądać je na stadionie, a ilu przed telewizorami, wreszcie ile pieniędzy warci są poruszający się na boisku piłkarze. Płacisz, więc dostajesz towar najwyższej jakości, swą pompatycznością dorównujący podświetlanym schodom z festiwalu piosenki w San Remo. Piłkarze są trybikami w tej machinie, kluby przekładniami, łożyskami, mechanizmami, zainteresowanymi wiecznym trwaniem. Współczesna wersja tęsknoty za perpetuum mobile, w wersji gospodarki towarowo – pieniężnej będącego towarem, który można sprzedać nawet milion razy, w tym samym opakowaniu, tym samym ludziom.

Damian Kaczmarek: Ruch anarchistyczny a organizacja – czy każdy „wódz” jest zły?

Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Problem, który został wykazany w tekście „Jak uniknąć wodzostwa” Oskara Szwabowskiego nie jest nowy i trudno uznać, że problemem nie jest, jednak teoretyczno-filozoficzny sposób jego przedstawienia, sprawia, że ulega on zaciemnieniu – sprowadzając problem do stwierdzenia: władza jest zła…

Po pierwsze, czy zawsze i wszędzie „aktywista” nie powinien mieć głosu decydującego? Przykład: istnieje Biblioteka anarchistyczna, po kilku latach działalności wytwarza się w niej pewna struktura, książki ułożone są w pewien sposób, są pewne zasady funkcjonowania itd. Jednak Biblioteka nie istnieje sama w sobie, jest jedną z form aktywności szerszej organizacji, która np. przekazuje jej fundusze. W pewnym momencie pojawia się działacz, który co prawda nie ma czasu zajmować się biblioteką, poza tym kiedy ona powstawała był w szkole podstawowej (nie jego wina, że urodził się później), który po jednej wizycie w bibliotece stwierdza, że wszystko by w niej zmienił. Na przykład uważa, że dostęp do książek powinien być całkowicie wolny, nikogo nie powinno się zapisywać i to od jego odpowiedzialności powinno zależeć zwrot książki do Biblioteki. Wobec tego co zostało napisane przez Oskara, jego głos jest równoważny z głosem działaczy, którzy prowadzą tą Bibliotekę od x lat. Czy więc oni mają rację? Być może nie, może to on ją ma. Ale to oni ją prowadzą w taki sposób w jaki im odpowiada i na podstawie własnych doświadczeń wiedzą, że doprowadzi to do zniszczenia biblioteki.

Tak naprawdę, więc jest to problem struktury, w jakiej grupa działa. Jeżeli próbuje ona działać tak, że każdy kto jest w grupie ma równoważny głos, w każdej najbardziej szczegółowej kwestii, to prowadzi albo do stagnacji, gdyż każda kwestia która wymagała by specjalizacji i wyznaczenia funkcji, jest odrzucana, jako taka która jest nie do ogarnięcia przez całą grupę. Albo do ciągłych konfliktów i „odpadnięcia” aktywniejszych działaczy, którzy po kilku latach „równania w dół” widzą brak jakichkolwiek perspektyw na rozwój.

Jak uniknąć wodzostwa – przyczynek do refleksji nad istotą organizacji. Część pierwsza: Zasada aktywizmu

Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Istnieje powszechnie znany zarzut wobec organizacji anarchistycznej, że wyłaniają one wodzowskie elity, gdyż ten kto więcej działa ma więcej do powiedzenia. Nie jest to błahy zarzut, tak jak i problem nie jest błahy.

Nie można zaprzeczyć, że jeżeli przyjmujemy zasadę, że stopień zaangażowania świadczy o wadze głosu danej osoby, tworzy się tym samym nieoficjalną - może i płynną, ale jednak – hierarchię. Na nie wiele się zda tutaj argument, wysuwany przez obrońców takiego kryterium dzielenia ludzi, że przecież wystarczy, iż dana osoba znacznie działać, a każdy będzie się liczył z jej zdaniem, tak jak liczą się ze zdaniem danego aktywisty. Argument ten zbyt przypomina argumenty kapitalistów i intelektualistów z którego kpił bezlitośnie Machajski. Nie ma przecież problemu byś był bogaty, wystarczy, że będziesz więcej pracował. Chcesz należeć do elity intelektualnej i czerpać przywileje państwowego intelektualisty – to mniej pij, a więcej się ucz. Nawet gdy rodzice twoi nie mają kasy na szkołę. To abstrahowanie od konkretu materialnego cechuje powyższe perspektywy – legitymizują jedynie istniejącą nierówność, a nie starają się ją znieść.

Poprawne rozstrzygnięcie kwestii dominacji ideologicznej musi brać pod uwagę strukturę istniejącego społeczeństwa, a jest ona do bólu hierarchiczna. Jedni pracują po 12h, inni po 8h, inni jeszcze po 6h, a inni nie pracują w ogóle, czy to dlatego, że urodzili się w bogatej rodzinie, czy to też dlatego, że żaden kapitalista nie chce kupić jego czasu i zdolności. Różne są też zawody, które ludzie wykonują. Jedni znają tylko pracę fizyczną, inni pracę umysłową, niektórzy kopią rowy, inni wykładają na uniwersytetach. Istnieją też różnice w wykształceniu, jakie odebrały poszczególne grupy społeczne, jak też nie bez znaczenia jest położenie geograficzne i ogólny klimat danego rejonu.

Systemowe nierówności powodują, że pewne jednostki mają więcej czasu na działalność, większe możliwości finansowe, wykształcenie zaś sprawia, że łatwiej pokonują oponentów i wytwarzają, dzięki „szamańskim” zabiegom, intelektualistów, czy też uruchamia się subiektywizowany kulturowy respekt dla myślicieli i specjalistów – autorytet. W ten sposób zdobywają oni przewagę w grupie i nadają jej ton, charakter, mimo iż struktura oficjalna jest niehierarhiczna.

Bogactwa naftowe Iraku dla USA i W. Brytanii

Świat | Gospodarka | Publicystyka

Koncerny naftowe Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii zagarną lwią część bogactw naftowych Iraku dzięki nowej ustawie, która wkrótce będzie poddana pod głosowanie w irackim parlamencie - pisze w wydaniu brytyjski "The Independent on Sunday".
Gazeta, która miała dostęp do projektu ustawy, przygotowanego przy bezpośrednim udziale amerykańskich ekspertów, podała, że zapewnia ona wielkim koncernom naftowym BP, Shell i Exxon trzydziestoletnie kontrakty na eksploatację irackiej ropy naftowej.

Po raz pierwszy od 1972 roku, kiedy Irak znacjonalizował swój przemysł naftowy, zachodnie przedsiębiorstwa będą dopuszczone na tak wielką skalę do eksploatacji irackiej ropy.

Przedsiębiorcy i analitycy sektora naftowego, na których powołuje się gazeta, twierdzą, że ustawa pozwoli w pierwszych latach koncernom amerykańskim i brytyjskim na zatrzymywanie 75 proc. zysków i stanowi to jedyny możliwy sposób doprowadzenia do odbudowy zniszczonego irackiego przemysłu naftowego.

Rozwiązania, które wprowadzi ustawa, nie były praktycznie stosowane dotąd na Bliskim Wschodzie, gdzie - np. w Arabii Saudyjskiej i Iranie - bogactwa naftowe pozostają pod kontrolą państwa.

"USA i Wlk. Brytania chcą pozbawić Irak suwerenności gospodarczej"

Krytycy przygotowywanej ustawy - pisze brytyjska gazeta - podkreślają, że USA i W. Brytania chcą zmusić Irak, którego gospodarka zależy w 70 procentach od ropy, do faktycznego wyrzeczenia się swej suwerenności, "aż po niemożliwe do zaakceptowania granice".

Przypominają jednocześnie, że w 2003 r. brytyjski premier Tony Blair, uzasadniając przed parlamentem inwazję na Irak, nazwał "fałszem" oskarżenia, według których jedynym celem wojny przeciwko Irakowi było zagarnięcie przez Waszyngton i Londyn bogactw naftowych tego kraju.

The Independent on Sunday

Kanał XML