Publicystyka
Kompleks Edypa publicysty MW
Yak, Nie, 2006-10-01 20:26 Edukacja/Prawa dziecka | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmNa początku swojego artykułu pt. „Czego chcą anarchiści” opublikowanego na stronach Młodzieży Wszechpolskiej, Marcin Stroński - Prezes Okręgu Małopolskiego Młodzieży Wszechpolskiej – pisze: "Człowiek anarchistów jest nieprawdziwy. Bolszewicy myśleli to tak samo i wprowadzenie ich wizji w życie spowodowało śmierć stu milionów ludzi". Na takim poziomie dyskusji wypada właściwie tylko odpowiedzieć: Faszyści, św. Inkwizycja, Hitler, Franco, Mussolini i Pinochet myśleli, tak jak Młodzież Wszechpolska. Efekty znamy.
Po takim „piorunującym” wstępie Marcin Stroński zaczyna udawać, że analizuje pomysły anarchistów. Czytamy dalej:
„Pomysł jest jeden - doktrynerski - wolność sama w sobie, nie liczy się nic poza wolnością totalną, nieważne dokąd ta wolność totalna ludzkość zaprowadzi. Stąd różne prądy wolnomyślicielskie wśród anarchistów wiodą prym. Wiadomo, że trzymanie się doktryny nigdy nie prowadziło do niczego dobrego, każda taka doktryna przynosiła ze sobą śmierć milionów.”
Znowu te miliony, które tak łatwo przypisać nielubianej opcji politycznej. Oprócz tego taniego chwytu, błąd merytoryczny: otóż nie – panie Stroński – nie wolność bez ograniczeń, ale wolność ograniczona tylko wolnością drugiego człowieka.
Dalej pan Stroński stara się przekonać czytelnika, że postawa anarchistów, odrzucających hierarchię instytucji gwałcących wolność jednostki: wojska, policji, szkoły ma być rzekomo „infantylna”. Według Strońskiego „dojrzały” jest tylko człowiek, który wiecznie potrzebuje figury autorytetu-ojca i który przez całe życie czuje potrzebę podporządkowania się postaci wodza. Dla pana Strońskiego perwersja masochistycznego podporządkowania władzy jest bardziej zdrowa niż nieskrępowana miłość dwóch równoprawnych partnerów.
Dalej „publicysta” Młodzieży Wszechpolskiej rozwodzi się nad tym, że anarchizm miałby być pochwałą bierności. To już ewidentnie wskazuje na brak umiejętności czytania pana Strońskiego. Co jak co, ale anarchizm nawołuje do samoorganizacji i krytycyzmu w każdej sytuacji, w tym do poddawania krytyce własnych założeń. O wiele bliższe bierności jest ślepe posłuszeństwo rozkazom i tępe powtarzanie nacjonalistycznych sloganów. Anarchiści mają też według Strońskiego być bezbronni wobec „ludzi czyniących źle”. Też pudło! Panie młody wszechpolaku! Po pierwsze nie wiem, jak to logicznie się ma do pana wypowiedzi o anarchistach, jako o sprawcach milionów śmierci, ale w końcu obaj wiemy, że to był gołosłowny chwyt retoryczny z pana strony. Anarchiści nie pozostają bierni wobec prowokacji faszystów, o czym się pan mógł zapewne wielokrotnie na własnej skórze zorientować.
Skradzione myśli III RP
Yak, Nie, 2006-10-01 19:23 PublicystykaEstablishment intelektualny porządku ustalonego po 1989 r. wytworzył na swój użytek kilka wygodnych mitów, którymi operował przez pewien czas, by ukierunkować myślenie obywateli. Formacja intelektualna tego okresu (symbolizowana przez Gazetę Wyborczą – choć oczywiście nie ograniczała się do redakcji tego dziennika) dokonała już w znacznym stopniu samodestrukcji jako autorytet i padła pod ciężarem własnej obłudy. Warto jednak przypomnieć kilka rysów mitologii, na której bazowała, choćby tylko z ciekawości historycznej.
Mit liberalnej demokracji parlamentarnej, jako najlepszego ustroju, który jako jedyny może zapewnić dobrobyt i poszanowanie praw obywateli opierał się przede wszystkim na odrzuceniu prostacko rozumianego komunizmu i fanatycznym uwielbieniu dla skrajnej odmiany neo-liberalizmu.
Ustrój PRLu nie został odrzucony w swojej treści historycznej, czyli układzie biurokratycznym utrzymującym kontrolę nad społeczeństwem za pomocą ideologii państwotwórczej, kontroli nad gospodarką i cenzurze treści krytycznych wobec władz. Odrzucono jedynie pewną konkretną formę ideologii podtrzymującej ten twór, zastępując ją jej przeciwieństwem ideologicznym (neo-liberalizmem) bez zrywania z ciągłością instytucjonalną i aparatem biurokratycznym państwa.
Nowe elity od początku wyrażały paniczny strach tzw. „władzy ulicy” – bezpośredniego wyrażania opinii i żądań przez obywateli w trakcie spontanicznych strajków i demonstracji. W ich opinii konieczne było zapośredniczenie społecznego protestu przez oswojone instytucje takie, jak partie i związki zawodowe, gdyż w ten sposób można było zapewnić, że żądania większości społeczeństwa będą ignorowane, dzięki czemu ustrój liberalny będzie nadal mógł funkcjonować, a jego apologeci nadal czerpać zeń profity. Brak rzeczywistej możliwości wpływania na sferę publiczną miała rekompensować metafizyka bezsensownego aktu wrzucania kartki wyborczej.
Tomasz Barbaszewski: Piraci czy prekursorzy ?
oski, Nie, 2006-10-01 19:09 Kraj | Świat | Gospodarka | PublicystykaWiele osób zadaje mi pytania dotyczące Wolnego Oprogramowania. Spotykam się także z bardzo różnorodnymi opiniami na ten temat. Osobiście wydaje mi się jednak, że sprawa jest o wiele szersza i dotyczy w ogóle zagadnień związanych z niematerialną sferą działalności ludzkiej. O tym, że napotykamy w tym zakresie szereg problemów nie muszę już chyba nikogo przekonywać.
Podczas moich wykładów na Politechnice Krakowskiej zadawałem wielokrotnie moim studentom kilka podstawowych pytań:
• Czy wykonywali kopię podręcznika (lub jego fragmentu) na kserografie ?
• Czy przestrzegają warunków licencji na wykorzystywane oprogramowanie ?
• Czy kopiują nagrania muzyczne na swych komputerach ?
• Czy oglądają „przedpremierowe” wersje filmów nim jeszcze zostaną wprowadzone do dystrybucji ?
Odpowiedzi nietrudno zgadnąć...
Swobodne wykorzystywanie dzieł niematerialnych jest powszechną praktyką. Co więcej zjawisko pomimo działań wielu organizacji – od ZAIKS począwszy, a na BSA skończywszy wcale nie prowadzi do jego ograniczenia (przynajmiej z zakresie działań niekomercyjnych).
Wielu producentów, których działalność opiera się głównie na sprzedaży produktów niematerialnych prowadzi „rozdziera szaty” i roztacza katastroficzne wizje zaprzestania wszelkiej działalności artystycznej, opracowywania nowych programów i innej podobnej aktywności w wyniku działań „wstrętnych piratów”, którzy rzekomo powodują brak jej opłacalności. Charakterystyczne jest przy tym, że powołują się przy tym najchętniej na los biednych twórców pomijając dyskretnie milczeniem sprawę własnych zysków...
A tymczasem wiele korporacji narusza prawa autorskie twórców oprogramowania! Mam na myśli dość powszechną praktykę wykorzystywania oprogramowania objętego licencją GPL w produktach komercyjnych z naruszeniem prawie wszystkich warunków tej licencji. Nie wspomnę już o udostępnieniu kodów źródłowych – ale czy potraficie podać Państwo przykład ulotki w której napisano: „wykorzystano kod programu opracowany przez Jana Kowalskiego i udostępniony na licencji otwartej GPL”? A więc może te kody nie są wykorzystywane? Niestety, przykład IPtables Haralda Welte i jego inicjatywa podjęta na ostatnich targach CEBIT świadczy, że jest inaczej! Gdzie więc podziała się „troska o dobro twórców” ? Przecież nie wymagają oni w tym przypadku żadnych opłat licencyjnych – wystarczy tylko uszanować ich decyzję o sposobie udostępnienia własnego dzieła (sprawę tą opisano szczegółowo na stronie www.gpl-violations.org).
Czy polityka PRL-u znów staje się modna?
Akai47, Nie, 2006-10-01 10:13 Prawa pracownika | Publicystyka | Ruch anarchistycznyJaki przekaz anarchistyczny będzie w Trybunie Robotniczej?
Wróciła Trybuna Robotnicza. Dla niektórych działaczy młodego pokolenia, nazwa tej gazety nie wzbudziła żadnej reakcji, bo nawet nie wiedzą, że to była oficjalna publikacja w czasach PRL-u z większym nakładem od Trybuny Ludu. Już dla niektórych młodych PRL i autorytarny komunizm, ze swoją fałszywą władzą pracownicza stały się abstrakcją. Tym bardziej, że prawica zajęła się walką z przeszłością, więc niejako na zasadzie reakcji, można od czasu do czasu usłyszeć komentarze młodych, że nasza wiedza o PRL-u jest filtrowana przez szkła kontaktowe prawicy – a może to wszystko przesada, a może naprawdę nie było to tak źle.
Już dawno powstała moda na nostalgię peerelowską, ale jest pytanie czy to ma wpływ na młodych działaczy lewicowych?
Trudno powiedzieć, ale jesteśmy świadkami powrotu ideologii peerelowskiej i autorytarnego komunizmu do centrum mainstreamowej lewicy. Uważam, że ta ideologia nie jest aż tak popularna, jednak nie została zmarginalizowana. Wręcz przeciwnie, została przywrócona do Wielkiego Salonu Lewicy poprzez środowiska takie, jak Nowy Robotnik, Polska Partia Pracy i Sierpień 80.
Programowo niektóre ugrupowania już się zbliżają do ekonomicznej polityki peerelowskich komunistów. Także trzeba odnotować obecność takich grup jak Komunistyczna Partia Polski, czy Ruch Odrodzenia Gospodarczego im. Edwarda Gierka w koalicji z Polską Partią Pracy. Choć słychać trochę krytycznych głosów na spotkaniach prywatnych lub na forach polskiej lewicy, istnieje niby zmowa milczenia o tym w największych mediach lewicowych, a nawet ich de facto promowanie.
W tym wszystkim warto się zastanowić nad tym w kontekście powrotu nazwy Trybuny Robotniczej. Warto żeby się zastanowili anarchiści, a przede wszystkim ci, którzy widzą siebie jako część lewicy i szukają dla siebie miejsca lub pola do działania na lewicy.
Wszechpolak komentuje na temat anarchistów
Akai47, Sob, 2006-09-30 10:08 PublicystykaMam wiele wrażeń po przeczytaniu tekstu „analitycznego” na stronie Młodzieży Wszechpolskiej pod tytułem „Czego chcą anarchiści”. Oczywiście ktoś inteligentny, kto kiedyś czytał publikacje wszechpolaków już wie, czego można oczekiwać, jeśli chodzi o interpretacje ideologiczne, jednak ten artykuł jeszcze obniża poziom intelektualny, tak starannie budowany przez intelektualistów tego ruchu, w rodzaju K. Bosaka czy W. Wierzejskiego. Dla porównania warto przeczytać debatę opublikowaną kilka miesięcy temu w GW między wszechpolakiem a warszawskim uczniem / anarchistą, gdzie choć toczy się dyskusja o realnych różnicach między tymi obozami, to nie próbuje się tworzyć nieprawdziwego obrazu anarchizmu według własnej wizji ideologicznej zupełnie omijającej prawdziwą ideologię czy pomysły anarchistów.
Autor artykułu opublikowanego na stronie MW jest studentem politologii IV roku na Uniwersytecie Jagiellońskim. Trzeba się poważnie zastanowić, co się dzieje na tym uniwersytecie, skoro student tej uczelni nie potrafi rozróżnić różnych nurtów politycznych, np. leninizmu od anarchizmu. Ale akurat to pasuje do dziedzictwa prawicowego „intelektualizmu” (jeśli można to tak nazwać), który jest teraz hodowany w wielu kręgach uniwersyteckich i medialnych w Polsce.
Według autora, anarchiści są „leniwi” i „bierni” i jakoby jedynie powołanie Giertycha na stanowisko Ministra Edukacji jest odpowiedzialne za jakąkolwiek ich działalność. Tak jakby ruch anarchistyczny w Polsce powstał w reakcji do tego wydarzenia zupełnie niedawno. Warto pomyśleć czy jest tak, że osoby politycznie zaangażowane, takie jak Wszechpolacy, nie zauważyły obecności i działalności anarchistów przedtem, czy to po prostu taka metoda kłamliwego przedstawienia swoich wrogów swoim zwolennikom. Ale odpowiedź jest dość prosta: oni od wielu lat stykają się z anarchistami, a nawet dość często komentowali ich działalność, a prawie zawsze z poważnymi... mówmy wprost, aspektami jawnego kłamstwa. Wystarczy przypomnieć kilka niedawnych sytuacji.
Piotr Kęndziorek: Antysyjonistyczna KiP (cz. 1)
Czytelnik CIA, Czw, 2006-09-28 18:23 PublicystykaW ostatnim czasie na łamach wydawanego w Polsce żydowskiego miesięcznika "Midrasz" (numery 6, oraz 7/8 z 2006 r.) pojawiły się głosy zaniepokojenia typem krytyki syjonizmu i Izraela, jaka występuje na łamach pism wydawanych przez lewicowe wydawnictwo "Książka i Prasa" - KiP ("Lewą Nogą" i "Rewolucja"), których autorzy odwołują się do idei antyimperializmu w wydaniu tzw. nowej lewicy.
Michał Otorowski wysunął wręcz na łamach "Midrasza" tezę, że w przypadku publicystyki zamieszczonej w tych periodykach mamy do czynienia ze swoistym "lewicowym antysemityzmem" przeznaczonym dla lewicowej inteligencji jako grupy odbiorców. Od niedawna te same idee pojawiają się także w polskiej edycji opiniotwórczego lewicowego miesięcznika francuskiego "Le Monde Diplomatique", wydawanej również przez "Książkę i Prasę" i redagowanej przez związanych z tym wydawnictwem autorów.
Właśnie w tym piśmie (nr 5, lipiec 2006) Stefan Zgliczyński (który jak głosi stopka redakcyjna jest "dyrektorem publikacji" ) w artykule pod tytułem "Antysemityzm po polsku i jego wrogowie" podjął próbę ukazania własnego ujęcia związków pomiędzy krytyką Izraela, współczesnym antysemityzmem w Polsce i na świecie oraz rasizmem. Zapewne pośrednio tekst ten ma służyć odrzuceniu zarzutów, które były podnoszone na łamach "Midrasza", gdyż autor skarży się na "przyprawianie antysemickiej (ale nowo-lewicowo-antysemickiej) gęby [...] lewicowym czasopismom - "Lewą Nogą" i "Rewolucji" - za ich krytyczny stosunek do polityki Izraela". W każdym razie argumentacja autora jest warta przedstawienia, gdyż z pierwszej ręki pokazuje, jak w przekonaniu radykalnych przeciwników syjonizmu i Państwa Izrael taka postawa jest możliwa do pogodzenia z walką z antysemityzmem.
Antysemityzm to "posądzanie Żydów"
Punktem wyjścia dla rozjaśnienia sensu pojęć odgrywających kluczową rolę w debatach na temat "lewicowego antysyjonizmu" jest przyjęcie przez Zgliczyńskiego pewnej koncepcji antysemityzmu. Sprowadza się ona do aforyzmu Theodora W. Adorno, iż antysemityzm to "posądzanie Żydów". Autor przedstawia to zdanie jako "definicję antysemityzmu" i przeciwstawia postawie "wielu badaczy, nie wyłączając znakomitych autorytetów", którzy "wrzucają do jednego worka z napisem 'antysemityzm' wszystkie zachowania nacechowane niechęcią wobec jakiejkolwiek sfery działalności ludzkiej, w której uczestniczą jednostki bądź zbiorowości przyznające się do religijnej lub narodowej więzi z czymś, co nazwę najogólniej 'żydowskością'. Jest to nonsens". Trudno się nie zgodzić z tą oceną, tylko problem polega na tym, gdzie - poza wyobraźnią Zgliczyńskiego - występują owi badacze antysemityzmu, przyjmujący tak osobliwe ujęcie swojego przedmiotu badań.
Za demokracją
oski, Czw, 2006-09-28 10:15 Kraj | Protesty | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycyWładza po raz kolejny wypowiedziała wojnę społeczeństwu. Po raz kolejny ludzie u koryta epatują swoją arogancją. Po raz kolejny okazało się, że demokracja parlamentarna to demokracja tylko z nazwy. Niezależnie czy to SLD czy PiS, czy PO, wszystkie partie grają swoją grę – z reguły przeciwko społeczeństwu. Głosu ludu politycy słuchają tylko podczas kampanii wyborczych, a potem dogadują się za plecami wyborców, dbają o interesy lobby oraz własne. Zamykają fabryki, redukują świadczenia socjalne, mnożą bezsensowne uchwały, kryminalizują coraz szersze grupy społeczne, wyrzucają na bruk i przejadają publiczne pieniądze.
Obecna afera tylko pokazuje jak niedemokratyczny jest obecny system. To nie jest incydent – a raczej norma. PiS tak samo jak SLD wie lepiej co społeczeństwu trzeba i jak powinno funkcjonować. Jedna z kaczek stwierdziła, że nie obchodzi jej głos ludu. Ta sama kaczka, jak teraz PO, powoływała się na społeczeństwo, gdy była w opozycji. Gdy się jest u władzy, społeczeństwo jest tylko przeszkodą we wprowadzaniu kolejnych innowacji, zmian, kolejnych wersji RP. Ludzie zaś są jedynie pionkami, liczbą w rachunku zysku i strat. Rzeczą, którą należy ustawić.
Kaczka powiedziała, że cała ta afera to prowokacja ludzi broniących układu. Chciałbym powiedzieć wszystkim kaczorom i donaldom, że są oni częścią układu. Zbrodniczego układu władzy przeciwko społeczeństwu. I tyle ile mam do powiedzenia naszym władcom – których chyba najwyższy czas posłać na bezrobotne.
Obecną władzę interesuje abstrakcyjna Polska, robią wszystko dla dobra Polski. Nie wiem co dla nich znaczy to słowo, poza tym że legitymizują tym swoje postępowanie. I głupotę. Nas, radykalnych demokratów, alterglobalistów, wolnościowców, syndykalistów i anarchistów nie interesują słowa. Nas interesują ludzie. I widzimy, że trwanie obecnego systemu demokracji parlamentarnej nie rozwiąże palących kwestii społecznych: te są traktowane przez polityków jako karta w grze, a nie coś co należy rozwiązać.
Tekst ulotki antyrządowej szczecińskich anarchistów
oski, Śro, 2006-09-27 22:04 Kraj | Protesty | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycyOBYWATELU! OBYWATELKO!
ODZYSKAJ WŁADZĘ NAD MIASTEM I KRAJEM!
Telewizja TVN wyemitowała we wtorek nagranie z ukrytej kamery dokonane przez posłankę Samoobrony, w którym szef gabinetu premiera Adam Lipiński z PiS kupczy stanowiskami państwowymi ("Żaden problem, mamy mnóstwo wolnych stanowisk") i sugeruje, że nawet procesy sądowe pani Beger są "do załatwienia" przez ministra sprawiedliwości w zamian za przejście do PiS-u i poparcie nacjonalistycznego rządu. Także słynne "weksle Leppera" nie są jego zadaniem problemem, bo sejm może je wykupić pieniędzmi z kieszeni podatnika.
Próbowano nam wmówić, że są to normalne praktyki ‘demokratyczne’ albo, że to praktyki typowo PiSwskie. Uważamy, że są to praktyki stosowane przez wszystkie partie i umożliwione przez systemowe zorganizowanie demokracji parlamentarnej. Obecny kryzys jest właśnie kryzysem demokracji parlamentarnej, w której jako obywatele nie mamy wpływu na nasze życie, otoczenie, decyzje podejmowane przez ‘przedstawicieli’. Jesteśmy skazywani na wybory miedzy jedną partią a drugą, która potem i tak robi swoje realizując interesy różnych lobby.
Nadszedł czas by odebrać władzę politykom!
Musimy rozpocząć publiczną debatą nad ideą demokracji, zacząć oddolnie organizować: powołać komitety w fabrykach, szkołach, na osiedlach. Oddolnie, poprzez dyskusje i wspólne działanie zacząć kształtować rzeczywistość. Ponad głowami partii. Kolejne wybory niewiele zmienią: co najwyżej zmienią jednych idiotów na drugich, którzy z taką samą arogancja będą podchodzić do społeczeństwa.
CZAS NA DECENTRALIZACJĘ I DEMOKRACJĘ ROZUMIANĄ JAKO WOLA LUDU. LUDU KTÓRYM JESTEŚMY MY!
Oświadczenie FA Rzeszów w związku z planowanym przez rząd polski wysłaniem 1000 żołnierzy do Afganistanu
Czytelnik CIA, Śro, 2006-09-27 19:38 Militaryzm | Publicystyka | Ruch anarchistycznyW związku z planowanym przez rząd polski wysłaniem 1000 żołnierzy do Afganistanu wyrażamy swój stanowczy sprzeciw. Po raz kolejny rząd podejmuje autorytarne decyzje bez zgody polskiego społeczeństwa. Polskie wojska występują już w roli okupantów Iraku, teraz zaatakują kolejne państwo w ramach zdefiniowanej przez Stany Zjednoczone „wojny z terroryzmem”. Wojna z terroryzmem, misja stabilizacyjna, misja humanitarna – to nic innego jak amerykańska „nowomowa” służąca ukryciu przyziemnych interesów – wojnie o ropę naftową. Wojna ta rozpętana przez rząd USA wciągnęła również inne państwa w tym państwo Polskie. Pomimo sprzeciwu obywateli, którzy ponoszą tego największe koszta (zarówno finansowe jak i w postaci zagrożenia odwetem) polskie wojska walczą w Iraku. Kolejny rząd szykuje nam kolejną wojnę, gdzie Polska występuje w roli agresora i okupanta. Obecna sytuacja w Afganistanie ukazuje kryzys amerykańskich działań wojennych, śmierć tysięcy cywili oraz ruinę kraju. Amerykanie i Brytyjczycy ponosząc duże straty powołując się na niejasne zobowiązania sojusznicze chcą w roli „mięsa armatniego” wysłać wojska innych krajów w tym Polski. Wstępne koszty wysłania 1000 żołnierzy wyniesie ok. 300 mln PLN. Powstaje pytanie , jak w obecnej sytuacji finansowej kraju, nasz rząd chce znaleźć na to pieniądze? Poprzez cięcia funduszy przeznaczonych na pomoc socjalną, służbę zdrowia czy szkolnictwo? Czy wojenne interesy naszego Wielkiego Brata i zobowiązania wobec NATO są ważniejsze niż zobowiązania polskiego rządu wobec polskiego społeczeństwa? Tą akcją pragniemy także zwrócić uwagę opinii publicznej na swoistą nadinterpretację „polskiej tradycji militarnej”. Do czego nas ona „zobowiązuje” według pomysłodawców reklamy ??
Taśmy prawdy
oski, Śro, 2006-09-27 12:59 Kraj | Publicystyka | Tacy są politycyDziś podczas śniadania przywitała mnie afera, ta z pierwszych stron gazet. I o wrzody żołądka, jak zwykle, zadbali specjaliści i publicyści.
Zaobserwowałem dwa podejścia do problemu:
1. To nic strasznego, to norma, standard dla demokracji, już, panie, w Rzymie, w Grecji tak było. Więc w gruncie rzeczy nie ma co się przejmować. Może to smucić, ale to już problem etyków.
2. Klęska moralna PiS-u, Prawo i Sprawiedliwość morduje demokrację i łamie prawo. Incydent wywołany przez pragnienie władzy, który podważa moralnie prawomocność do pełnienia władzy przez daną grupę.
Obie interpretacje uważam za szkodliwe i zaciemniające.
Pierwsza każe nam się godzić z ‘wypaczeniami’ i praktyki naganne tolerować w imię demokracji. Wszystko co złe, jest dobre o ile powołuje się na demokrację, dzieje pod jej sztandarami, które coraz bardziej tracą jakikolwiek kolor. Bronisław Świderski w książce "Gdańsk i Ateny" pokpiwał sobie z polskiej krytyki demokracji, która ‘niedoskonałości’ systemu, jego elementy ‘niedemokratyczne’, wskazywała i uznawała jako wręcz cnoty.
Taka krytyka umacnia wizje ‘niezmienności’, że nic się nie zmienia, od starożytności po dziś dzień jest tak samo. Z tego też powodu nie ma sensu prowadzić debaty, krytyki o demokracji, bo będą to jałowe dyskusje. Nic nie da się zmienić, wiec należy po prostu zaakceptować niedemokratyczność demokracji.
Druga uznaje cały system za sprawnie działający, a cały wypadek każe traktować jako incydent związany z osobami, konkretnymi partiami, a nie wynikający z funkcjonowania systemu. Praktyka, jaka się tu ujawnia, sprowadza się do zmiany ludzi – i wszystko będzie dobrze. Toteż i tutaj nie znajdziemy konieczności debaty nad ustrojem, a jedynie publiczne piętnowanie ‘incydentów’, które jakimś sposobem udało się ujawnić.
Ten zamknięty dyskurs pozostawiający poza krytycznym zainteresowaniem sam system, jest ściśle polityczny. W zależności od preferencji politycznych można się opowiadać za interpretacja pierwszą bądź drugą. Tymczasem istota problemu, jego prawdziwe rozwiązanie, nie pojawia się podczas debaty publicznej. System niedemokratyczny istnieje dalej, i spokojnie można nazywać go demokratycznym. Co najwyżej z ironicznym uśmieszkiem intelektualisty.
Zamieszki w Budapeszcie i reakcja autonomistów
jaś skoczowski, Śro, 2006-09-27 09:00 Protesty | Publicystyka | Ruch anarchistycznyKontekst
Jest 24 września, 2006 roku, niedziela. W ciągu ostatnich siedmiu dni na Węgrzech zapanował największy polityczny chaos od zamiany systemu w 1989. Głownym powodem jest porażka demokracji przedstawicielskiej, natomiast bezpośrednim powodem - wyciek nagrania. Kontekstem jest to, że ostatnimi czasy partia dzierżąca władzę (Węgierska Partia Socjalistów, WPS) wydawała raporty, opisujące gospodarczy stan państwa, kierując się nadzieją, że zapewni jej to ponowne zwycięstwo w wyborach. Strategia przyniosła rezultaty: WPS była pierwszą partią, która miała szanse na ponowną wygraną w wyborach, od czasu powstania na Węgrzech wielopartyjnej
demokracji. Obserwatorzy zauważyli, że wszystkie partie wpadły w "potok kłamstw", w którym każda strona obiecywała swoim wyborcom, że uczyni świat lepszym, albo jeszcze lepszym. Ewentualny sukces WPS mógł wynikać także z tego, że ludzie nie mieli większego wyboru: od
1989 wybrali już na partię rządzącą, każdą możliwą węgierską partię i żadnej nie pozwolili jeszcze rządzić
dłużej, niż jedną kadencję, ponieważ żadna ekipa rządząca nie spełniła oczekiwań Węgrów. Ludzie
zaczęli dostrzegać, że nie ma wielkiej różnicy pomiędzy różnymi ugrupowaniami politycznymi.
Przeciek
http://en.wikipedia.org/wiki/Ferenc_Gyurcsány's_speech_in_Balatonőszöd_in_May_2006
Po wygranych wyborach ludzie z WPS zrozumieli, że nie jest możliwe opowiadanie o tym, jak bogaty jest nasz kraj. Rozpoczęli "reformy", do których zaliczano cięcia w systemie socjalnym, podwyżki podatków i podniesienie cen szczególnie na towary pierwszej potrzeby. I wtedy pojawił się ten przeciek. Niektórzy obserwatorzy twierdzą, że to sama WPs zorganizowałą go, ale nikt nie potrafi wskazać, kto mógł dokładnie do niego doprowadzić. Przeciek to magnetofonowe nagranie przemówienia premiera na wewnętrzym zebraniu partii, z maja tego roku. W prostych słowach, które wydają się prawdą dla większości ludzi, także towarzyszy anarchistów, analizuje sytuację.
Gdzie się podziała tradycja 1956 roku?
Yak, Nie, 2006-09-24 20:18 Świat | PublicystykaTrwające obecnie na Węgrzech protesty anty-rządowe bywają porównywane przez niektórych z rewolucją z 1956 roku, a rolę sowieckiego okupanta przypisuje się chętnie rządzącym socjaldemokratom. Wraz ze zbliżającą się 50 rocznicą powstania takie porównania stają się coraz bardziej kuszące. Z tego względu warto przypomnieć, że tło ideologiczne dzisiejszych protestów jest zupełnie inne.
Rewolucja węgierska rozpoczęła się 23 października 1956 od demonstracji studentów domagających się większej swobody społecznej i ekonomicznej inspirowanej przykładem strajku generalnego, który odbył się cztery miesiące wcześniej w Poznaniu. Pomimo brutalnych represji skierowanych przeciwko demonstrującym, w ciągu kilku dni do protestu przyłączyły się miliony ludzi. Zbrojny opór rewolucjonistów doprowadził do obalenia rządu Erno Gero i do ogłoszenia 1 listopada zawieszenia broni z armią sowiecką. Dzięki powstaniu, siły rewolucyjne przejęły kontrolę nad większością instytucji i nad większą częścią terytorium Węgier. Zaczęto wprowadzać zmiany polityczne idące w kierunku uspołecznienia zakładów pracy i usuwania stalinowskich urzędników.
Głównym motorem wydarzeń byli strajkujący robotnicy, którzy już od 24 października podjęli działąlność strajkową na przedmieściach Budapesztu, a wkrótce również w Miskolcu, Gyorze, Szolnoku, Pecsu i Debreczynie. W regionach uprzemysłowionych rewolucję przeprowadzili niemal wyłącznie robotnicy. W każdym mieście, gdzie nowe siły uzyskały przewagę tworzono rady robotnicze: w fabrykach, hutach, elektrowniach, kopalniach i zajezdniach. Opracowywano programy żądań i zbrojono się. Zmiany wprowadzane przez robotników były spontaniczne. W tym czasie istniały żadne dyrektywy rządowe, ani centralne kierownictwo. Rady robotnicze przejęły kontrolę nad fabrykami. W tym czasie Radio Budapeszt wciąż starało się przedstawiać robotników tworzących rady jako “wichrzycieli porządku” i zapewniano, że „spokój” został już przywrócony. W tych miastach, gdzie robotnikom udało się przejąć nadajniki radiowe, te kłamstwa zostały uciszone.
Przyjaciele Durrutiego
Akai47, Nie, 2006-09-24 11:20 Publicystyka | Ruch anarchistycznyW tym tygodniu na CIA czytaliśmy, że umarł ostatni żyjący człowiek z grupy „Przyjaciele Durrutiego”. Zrozumiałam, że niewielu wie co to była za grupa, czy czytali klasyczne broszury, jak np. „Ku swieżej rewolucji”, bo mało o tym się pisze w języku polskim (możecie o nich przeczytać tu: http://www.freewebs.com/laureakai/lekcje.htm ). Oto fragment tego tekstu:
W 1938 r., grupa Przyjaciół Durrutiego napisała bardzo ważną broszurę o nazwie Ku Świeżej Rewolucji (Towards a Fresh Revolution). Kim oni byli? To byli anarchiści-rewolucjoniści, którzy nie zgadzali się z pewnymi posunięciami kierownictwa CNT, bo uważali je za groźne ustępstwa. Mieli rację. W 1938 r., kiedy już wyglądało na to, że rewolucja ostatecznie przegrała, Przyjaciele Durrutiego krzyczeli, że rewolucja nie jest jeszcze skończona.
Przyjaciele Durrutiego byli nazwani prowokatorami przez kierownictwo CNT, któremu udało się dotrzeć do mało ważnych stanowisk u władzy. Strategia kierownictwa CNT opierała się na kolejnych ustępstwach i ugodach z różnymi siłami we Froncie Ludowym. W lipcu 1936 r., kiedy walczący anarchiści wygrali z faszystowskim puczem, pewni ludzie z CNT, którzy później zostali liderami, bali się tych anarchistów, bali się, że świat nie był gotowy i że może powstać, jak to określił Garcia Olivier, "dyktatura anarchistów". Liderzy CNT chcieli zdemilitaryzować pracowników-anarchistów. W maju 1937 r. doszło do konfrontacji pracowników-anarchistów z Barcelony z republikańskimi reformistami. Anarchiści wygrali, ale liderzy z CNT próbowali przekonać ludzi, żeby złożyli broń. Powstała grupa Przyjaciół Durrutiego, która próbowała przekonać ludzi, żeby nie poddali się presji nowego państwa. Ale byli też prowokatorzy. Marksiści-awangardyści mówili o "wspólnym froncie", ale najpierw przystąpili do likwidacji ludzi z nie-Stalinowskiego POUM. Liderzy tego frontu próbowali siać wątpliwości wśród anarchistów - a sami liderzy CNT bali się, że jeśli będzie rewolucja anarchistyczna, to wtedy inne państwa jak Francja, czy Wielka Brytania będą atakować Hiszpanię, więc lepiej współtworzyć republikański rząd razem z komunistami i innymi. Oczywiście, znaczna część ludzi wycofała się z walki na polecenie liderów i z powodu różnych prowokacji. A po tym, stalinowcy rozpoczęli terror przeciwko pracownikom-anarchistom. Ludzie zostali po prostu zamordowani. Wtedy faszyzm wygrał (pomógł w tym sam Stalin, który wysłał broń do Hiszpanii, ale wtedy zdecydował, że chyba lepiej zostawić Hiszpanię i próbować dogadać się z Hitlerem.)
Omagh: recenzja filmu
Yak, Sob, 2006-09-23 08:13 Publicystyka | RecenzjeOstatnio na ekranach polskich kin pojawił się nakręcony w 2004 roku film Pt. „Omagh” . Film opowiada historię słynnego zamachu bombowego w północnoirlandzkim miasteczku Omagh 15 sierpnia 1998 r., o który ostała oskarżona tzw. „Prawdziwa IRA”.
Film opowiada o tym, jak sielskie życie mieszkańców miasteczka – pokojowo współistniejących pomimo wieloletniego konfliktu protestantów i katolików – zamienia się jednego dnia w piekło. Giną ich najbliżsi, ich życie leży w gruzach. Zaczyna się powolna droga dochodzenia do prawdy i sprawiedliwości.
Rodziny ofiar z coraz większym zdumieniem zaczynają rozumieć, że władze nie są zainteresowane rozwiązaniem zagadki zamachu i ujawnieniem wszystkich faktów. Wychodzą na jaw fakty, do których rząd za żadną cenę nie chce się przyznać: że agenci wywiadu wiedzieli o planowanym ataku i celowo pozwolili do jego urzeczywistnienia, pokazując w ten sposób, że bardziej im zależy na realizacji swoich celów politycznych, niż na ochronie życia ludzkiego.
Niby nic nowego w tym, że władza postępuje w ten sposób – każda osoba zainteresowana historią zna wiele takich przypadków (wystarczy wspomnieć niedawną historię: 11 września). Podobnie, jak w przypadku bomb w Madrycie, nigdy nie wyjaśniono wszystkich okoliczności zbrodni i nigdy nie odnaleziono i skazano prawdziwych sprawców zamachów.
Zawsze ciekawie jest popatrzeć jak zwykli ludzie pod wpływem ekstremalnych sytuacji nareszcie dostrzegają coś, co wcześniej im się nie mieściło w głowie: że władza może być tak cyniczna i z taką pogardą traktować życie ludzkie. M.in. z tego względu polecam ten opowiedziany w bardzo prosty sposób, ale przejmujący film.
Czemu ludzie nie reaguja juz na zło narodowo socjalistycznych rządów?
Czytelnik CIA, Czw, 2006-09-21 11:53 PublicystykaPonieważ jest tego zła za dużo. Oni zatykają palcami uszy przechodząc koło radia, zasłaniają rękami monitor jeśli przechodzą przez portal z informacjami prasowymi. Oni nie chca wiedzieć ani słyszeć. Oni nie chcą mieć świadomości o istnieniu zła.
Wiedza o tym co się dzieje w tym kraju tak przygnębia, że można się załamać czytając to wszystko. Nie możemy tego gnieść w sobie, więc na wszystko zło jakie czyni ignorancja i samouwielbienie ludzi nami rządzących musielibyśmy reagować- pisać listy, komentarze, mówić wokoło co myślimy i czujemy. To zajmuje czas, nasz czas, i nie daje raczej żadnych rezultatów bo ci ludzie po prostu są tak wielkimi ignorantami ponieważ nimi wcześniej cały czas byli. Reagowanie na ich wypowiedzi to marnowanie czasu- my mamy inne poglądy ponieważ mamy inną wiedzę. Oni jej nie mają bo byli ignorantami i jej zyskać w swym życiu nie chcieli. Wczoraj słyszałem fragment wierszyka:
"Świat zwariował już w ogóle- koźlarz został wicekrólem"!
Często mamy też inną świadomość duchową ponieważ niektórzy, bardzo nieliczni dochowują nazireatu, żyją jako weganie lub frutarianie, tak jak ja. Znam sporo takich ludzi.
Z tymi ludźmi mamy tylko tyle wspólnego że oni mówią tym samym językiem co my. To wszystko. Cała reszta dzieli. Szczerze mówiąc nawet bym chciał by ci ludzie mówili innym językiem. Wówczas ja mógłbym się popisać ignorancją i ich nie chcieć rozumieć. Bo obecnie tak mam. Zatkajcie gabką uszy gdy przechodzicie koło włączonego telewizora waszych bliskich. Zakryjcie rękami część monitora z wiadomościami gdy korzystacie z słowników lub kalkulatora walut na onecie. I zobaczycie jak błogo się żyje odcinając się od rządowej propagandy która zatruwała wasze umysły. Wówczas dopiero można usłyszeć własne myśli.
Czemu ludzie już nie reagują na zło tych rządów? Bo chcą być szczęśliwi nawet żyjąc w tym kotle- nic nie poradza na to że mówią tym samym językiem, a dokładnie tylko tyle ich łączy z tymi ludźmi. Dokonują więc emigracji wewnętrznej- w krąg przyjaciół, znajomych, bliskich. Nie chcą nawet słyszeć co się dzieje, bo musieliby przecież reagować.