Publicystyka
Paweł Lew Marek "Na krawędzi życia. Wspomnienia anarchisty 1943 - 1944"
Yak, Pon, 2006-07-31 22:27 Publicystyka | Recenzje"Na krawędzi życia", to niezwykle wciągająca książka, przedstawiająca zapis myśli człowieka, który nie mógł oprzeć się żądzy działania i dążenia do budowy organizacji wolnościowej nawet w skrajnych warunkach okupacji. Nieco suchym i rzeczowym stylem, znanym z innych pamiętników okupacyjnych, Lew Marek opisuje swoje postępy w działalności konspiracyjnej, które - jak zawsze - muszą zaczynać się od działalności edukacyjnej.
W opowieści przewijają się również wzmianki o anarchistycznych książkach, w których Lew Marek znajduje inspirację do działania. Jedną z takich książek jest "Zdobycie chleba" Piotra Kropotkina, o której to książce piszemy tutaj.
Z noty wydawcy:
Niepublikowane do tej pory wspomnienia ukazują zupełnie nieznane losy osób zaangażowanych w działalność społeczno-polityczną przedwojennej Polski. Książka przybliża "nieprawomyślne" życiorysy ludzi wyrzuconych poza nawias historii, zarówno przez historiografów, mniej lub bardziej realnego socjalizmu, jak i apostołów kapitalizmu czy narodowo-religijnej dyktatury.
Obowiązkowa lektura dla teoretyków i praktyków ruchów emancypacyjnych, osób interesujących się historią II Wojny Światowej oraz życiem społeczno-politycznym Polski XX wieku czy losami polskich Żydów.
Paweł Lew Marek ur. 16.08.1902 r. w Radymnie koło Przemyśla w rodzinie urzędniczej. W piętnastym roku życia podjął pracę. W 1923 roku brał czynny udział w wypadkach listopadowych w Przemyślu; po tych wydarzeniach zbliżył się ideowo do syndykalizmu i ruchu anarchistycznego. W 1926 r. został współzałożycielem Anarchistycznej Federacji Polski (AFP). W 1930 r. wyjechał do Paryża, gdzie dorywczo pracował i był związany z grupą polskich anarchistów. Po powrocie do kraju od 1931 r. do 1937 r. był sekretarzem AFP. W 1939 r. brał udział w obronie Warszawy. W latach 1941- 42 przebywał w getcie warszawskim.
Syndykaliści w Powstaniu Warszawskim
Yak, Pon, 2006-07-31 12:15 Publicystyka | Ruch anarchistycznyPoniższy tekst autorstwa Michała Przyborowskiego został opublikowany w pierwszym numerze pisma "A-tak" w 1999 r.
Uczestniczący w Powstaniu Warszawskim Związek Syndykalistów Polskich stanowił kontynuację przedwojennego Związku Związków Zawodowych (ZZZ), który w 1938r. postanowił przyłączyć się do IWA (Międzynarodowe Stowarzyszenie Robotników), czyli anarchosyndykalistycznej międzynarodówki. W uchwalonym w 1943r. Programie ZSP można było przeczytać, że ustrój polityczny Polski Ludowej będzie się opierał na związku samodzielnych, wolnych gmin, biurokrację państwową zastąpią delegaci wybrani przez samorządy pracownicze, a zburzenie kapitalizmu doprowadzi do powstania wolnościowego socjalizmu, gwarantującego dobrobyt całemu społeczeństwu, postulowano jednak zachowanie przedwojennych granic na wschodzie i stworzenie nowych opartych na Odrze i Bałtyku na zachodzie [1].
Ciekawostką jest fakt, że redaktorem powstańczego pisma "Syndykalista" był działacz przedwojennej Anarchistycznej Federacji Polski - Paweł Lew Marek [2]. ZSP oprócz wydawania licznych czasopism i przeprowadzania akcji zbrojnych, zakładał komitety fabryczne, będące namiastką związków zawodowych. To m.in. dzięki nim tuż po zakończeniu wojny robotnicy przejmowali kierowanie fabrykami, oczywiście do czasu aż komunistyczna biurokracja nie odebrała im tego prawa (pomimo, iż we wrześniu 1944r. PPR obiecała syndykalistom, że pracownicy będą mogli zarządzać gospodarką). ZSP przestał istnieć w 1945r. To co poniżej możecie przeczytać jest szkicem o kompanii syndykalistów.
104. Kompania syndykalistów
W pierwszą noc powstania por. Wroński, dowódca 104. Kompanii syndykalistów, czyni próby nawiązania łączności z jakimś dowódcą AK, ściąga broń i wysyła patrole w różne strony na rozpoznanie terenu. Przynoszą one meldunki, że z gmachu szkoły przy ulicy Barokowej dochodzą jęki rannych. Nad ranem jakiś sąsiadujący oddział powstańczy opuszcza Starówkę, nie zawiadamiając o tym nikogo; odsłania przez to flankę kompanii. Liczne grupki powstańcze, błąkają się po ulicach Starówki w poszukiwaniu swoich oddziałów, dołączają do 104. kompanii syndykalistów.
Stan jej wzrasta do 50 ludzi, a uzbrojenie stanowią: 2 peemy, 15 pistoletów i ponad 20 granatów. Tak uzbrojony oddział, pod dowództwem por. Koperskiego (Witold Potz), wyrusza rano do trzeciego z kolei uderzenia na budynek szkolny przy ulicy Barokowej. Znajduje się tutaj niemiecki szpital polowy. Tuż przed wybuchem powstania Niemcy zdołali ewakuować większość swoich rannych, teraz obsadę gmachu stanowi około 50 żołnierzy.
W tej części Starówki jest to jedyny umocniony punkt niemiecki. Strzegą go zasieki z drutu kolczastego oraz liczne bunkry, zwłaszcza od strony ogrodu Krasińskich.
Tymczasem załoga szkoły obawiając się nowego uderzenia powstańców, szuka schronienia w budynku Archiwum Głównego Akt Dawnych, przy zbiegu ulicy Długiej i placu Krasińskich, pozostawiając w budynku rannych. Widocznie liczyli na pomoc czołgów i samochodów.
W czasie marszu oddział powstańczy natyka się na nieprzyjaciela, uderza zdecydowanie i łamie opór. Nieprzyjaciel jest pod wrażeniem przewagi liczebnej powstańców, większość żołnerzy poddaje się, kilku oficerów popełnia samobójstwo. Wśród ogromnego entuzjazmu mieszkańców Starówki powstańcy odprowadzają około 50 jeńców na swoją kwaterę w fabryce firanek Szlenkiera, przy ulicy Świętojerskiej.
Najcenniejszą zdobycz stanowią 3 peemy, 5 karabinów, kilka pistoletów, granaty i amunicja. Ryszarda (Maria Onaker), komendantka pomocniczego oddziału żeńskiego, przy 104. kompanii, wydobywa z jakiejś skrytki erkaem, kilka karabinów i pistoletów.
Teraz 104. kompania syndykalistów jest najlepiej uzbrojonym oddziałem na Starówce. Nieustannie napływają nowi kandydaci. Zostają utworzone 4 plutony, potem jeszcze 2. Kompania liczy około 360 ludzi. Plutony wyruszają od razu do akcji bojowej. l. pluton bierze udział w uderzeniu na pałac Blanka i więzienie na ulicy Daniłowiczowskiej, inny tropiąc gołębiarzy dociera do gmachu sądów na Lesznie. Reszta kompanii wraz z innymi oddziałami powstańczymi atakuje Państwową Wytwórnię. Papierów Wartościowych.
Zdając sobie sprawę, że walka w stolicy przeciągnie się, dowództwo syndykalistów przystępuje do rozbudowy bazy zaopatrzenia i zaplecza. Organizuje kwatermistrzostwo, szpital polowy, który prowadzi dr Adam (Adam Krakowski). W domu przy ulicy Świętojerskiej 10 sierż. Winiak (inż. Chemik Hipolit Iwanik) organizuje wytwórnię granatów i butelek samozapalających.
Z jeńców niemieckich zostają utworzone kolumny transportowe. Pod eskortą powstańców przenoszą oni żywność z różnych magazynów poniemieckich. Przez całe powstanie kompania syndykalistów jest najlepiej ze wszystkich oddziałów Starówki zaopatrzona w żywność. Zorganizuje ona ponadto akcje żywienia ludności cywilnej. W tym celu powstanie specjalny komitet złożony z przedstawicieli cywilów i powstańców. Komitet ten niesie pomoc żywnościową i lekarską ludności, przede wszystkim dzieciom, starcom i chorym.
Ta akcja bojowa i ożywiona działalność społeczna oddziału powstańczego noszącego czerwono-czarne barwy syndykalistów budzi zaciekawienie wśród ludności staromiejskiej. Któregoś dnia do dowództwa 104. kompanii syndykalistów przybywa kpt. Barry (Włodzimierz Kozakiewicz) z żandarmerii z żądaniem zmiany nazwy 104. kompania syndykalistów na 104. kompania AK oraz zaprzestania noszenia barw syndykalistycznych.
Urządzono mu wykład na temat prawdziwej demokracji. Powiedziano, że żądania jego są całkiem bezpodstawne, po czym odprawiono z kwitkiem.
104. kompania syndykalistów wywodzi się ze Związku Syndykalistów Polskich. Ta konspiracyjna organizacja powstała na Starówce. Została założona przy ulicy Brzozowej 12, w mieszkaniu należącym do prof. Kazimierza Zakrzewskiego - wybitnego historyka, rozstrzelanego przez Niemców w Palmirach. Organizacja rozpoczęła działalność w myśl założeń zawartych w deklaracji "Kujmy broń", a idee szerzyła przez pisma konspiracyjne: "Akcja", później "Sprawa", "Czyn", "Sprawa Chłopska", "Myśl Młodych", "Dekada", codzienny biuletyn informacyjny ".Iskra". Organizacja posiadała dwa piony: cywilny i wojskowy.
W kwietniu 1940 roku przystępują do akcji grupy bojowe Związku Syndykalistów Polskich; prowadzą one "mały sabotaż" w ogólnych ramach grupy " Wawer". W październiku 1942 roku oddziały szturmowe pod nazwą "Zew" ruszają do akcji. Przeprowadziły one około 57 akcji bojowych.
Oddziały bojowe Związku Syndykalistów Polskich nie wchodzą w skład Związku Walki Zbrojnej ani AK, istnieje tylko porozumienie na najwyższych szczeblach. Z ramienia Komendy Głównej AK występuje gen. Grot (Stefan Rowecki), później gen. Grzegorz (Tadeusz Pełczyński), płk Kortum (inż. Antoni Sanojca), a ze strony Komitetu Centralnego Związku Syndykalistów Polskich - Górnicki (Stefan Kapuściński). Po jego rozstrzelaniu, w maju 1943 roku, rozmowy prowadzi Roman Galicz, który również wpada w ręce Gestapo i zostaje rozstrzelany w ruinach getta. Kontynuuje je por. Poręba (Jerzy Złotowski), , który zginie w czasie " powstania w brygadzie syndykalistów w Śródmieściu. Na wiosnę 1944. roku oficerowie wyznaczeni przez , Komendę Główną AK dokonują lustracji oddziałów syndykalistów na szczeblu Okręgu. Jednak obie strony nie mają do siebie zaufania.
Nieufność ta pogłębia się, gdy Związek Syndykalistów Polskich odmawia wejścia do Frontu Jedności Narodowej, a przystępuje do Frontu Lewicy Patriotycznej, z której powstał Centralny Front Ludowy. Ostatni kontakt syndykalistów z oficerem Komendy Głównej AK ma miejsce w dniu 31 lipca. Kierownictwo syndykalistów nie zostaje powiadomione o wybuchu powstania, toteż nie może zmobilizować wszystkich swoich oddziałów do walki z okupantem. W powstaniu obok 104. kompanii syndykalistów na Starówce walczy brygada syndykalistów w Śródmieściu. Dowodzi nią Edward Wołonciej-Czemier; jeden pluton syndykalistów walczy na Powiślu.
Warto zaznaczyć, że drugiego dnia powstania inna grupa, z pchor. Ostrze (Franciszek Łotocki) z kompanii syndykalistów, w której jest kilku łącznościowców, zajmuje rano Centralę Telefoniczną PAST-y na Tłomackiej.
Obsada niemiecka ucieka w ruiny getta, w stronę Pawiaka. Polacy, pracownicy centrali, samorzutnie uruchamiają telefony. Udaje im się połączyć z centralą automatyczną na Żoliborzu. Dowiadują się, że Niemców już tam nie ma, a w całym budynku centrali telefonicznej pozostali tylko dwaj Polacy, dawni pracownicy.
***
W drugiej połowie sierpnia 104 kompania uczestniczy w atakach m.in. na katedrę, zamek i klasztor jezuitów, broni też swoich pozycji na ulicach Brzozowej, Świętojańskiej i Świętojerskiej. Tuż przed ewakuacją Starówki kompania syndykalistów zostaje pozbawiona swego dowódcy: porucznika " Wrońskiego" i jego zastępcy podporucznika "Koperskiego", którzy wracając z kwatery zastają zasypani w jednym z domów na Długiej. Zanim zdołali uwolnić się z pułapki, wśród gruzów Starego Miasta krążyły już tylko niemieckie patrole. Kilkakrotnie zmieniali kryjówki. Udało im się znaleźć zapasy żywności, dzięki którym przetrwali do późnej jesieni. Dopiero kiedy Warszawa była już zupełnie pusta, zdołali wydostać się poza miasto. Tymczasem dochodzi do starcia pomiędzy syndykalistami, a żandarmerią AK, kiedy okazuje się, że ranni syndykaliści nie są wpuszczani do kanałów i przychodzi rozkaz, w myśl którego ich kompania ma być ostatnim oddziałem, który opuści Starówkę. W nocy z 31sierpnia na 1 września pluton dowodzony przez "Małego" wyrusza na Plac Krasińskich i grozi tam użyciem broni przeciw ochronie włazów. Jednak po rozmowach z przedstawicielem dowództwa AK, wracają na swoje pozycje. Później cała grupa "Małego" zostaje aresztowana lecz po rozbrojeniu akowców, wydostają się na wolność.
104 kompania syndykalistów po wycofaniu kanałami ze Starówki ( 1-2 września) w liczbie 110 ludzi bierze udział w walkach na Powiślu, w których wyniku zostaje rozbita i zdziesiątkowana (6 września). Część ludzi przedziera się do Śródmieścia, część zostaje wcielona do batalionu "Parasol", natomiast 2 pluton szturmowy (26 ludzi) dowodzony przez podchorążego "Nałęcza" (Stanisław Komornicki) przechodzi na Czerniaków i uczestniczy w jego obronie, aż do chwili opanowania całej dzielnicy przez Niemców. 15 września trzech ludzi z tego plutonu przedostaje się na prawy brzeg Wisły, powracają następnego dnia, jako przewodnicy oddziałów l Armii Wojska Polskiego ("berlingowców"), które pomimo współdziałania z powstańcami ponoszą zupełną klęskę. Ginie większość obrońców Czerniakowa. 22 września 1944 i roku ostatnich dziesięciu żołnierzy 2 ł plutonu 104 kompanii przeprawia się na drugą stronę Wisły, gdzie zostają wcieleni i do armii Berlinga.
Część tekstu (fragment "104 Kompania syndykalistów) to fragment książki Stanisława Podlewskiego "Przemarsz przez piekło"
[1] Pomyłka. W rzeczywistości był to program Syndykalistycznej Organizacji “Wolność” o czym autor wspomina w książce “Studia z dziejów polskiego anarchizmu”. (przyp. red.)
[2] Paweł Lew Marek (ur. 16 sierpnia 1902 r. w Radymnie, zm. 7 listopada 1971 r. w Warszawie) – działacz syndykalistyczny i anarchistyczny, publicysta, współzałożyciel Anarchistycznej Federacji Polski w okresie II Rzeczypospolitej, działacz związkowy w okresie PRL.
https://cia.media.pl/podziemna_dzialalnosc_polskich_anarchosyndykalistow_...
https://cia.media.pl/antynazizm
Walka z terroryzmem zaczyna się od walki z państwem i nacjonalizmem
Akai47, Sob, 2006-07-29 14:08 PublicystykaBombardują dzieci, aby „walczyć z terroryzmem”. Tak działają władze agresywnych rządów, takich jak USA, Rosja czy Izrael. Niektórzy cywile w tych państwach czują się zupełne niewinni spowodowania różnych konfliktów, a inni zdają sobie sprawie że ktoś chce ich atakować, ponieważ ich rządy prowadzą zupełnie niesprawiedliwą, a czasami nawet zabójczą politykę wobec innych.
Ludzie są zdesperowani. Nie wiedzą, co robić gdy nawet masowe protesty obywateli krajów strony atakującej nie są w stanie zmienić polityki tego rządu. Chcą po prostu zakończyć ludobójstwo – ale za każdym razem, gdy robią to w sposób skierowany przeciw cywilom, nasilają się represje i wojna. Ataki terrorystyczne wobec cywilów nie są więc skutecznie; jedyne co mogą osiągnąć, to zaspokojenie instynktu zemsty.
To samo można powiedzieć o toczącej się teraz wojnie w Libanie. Cały świat widzi, że większość ofiar, to są cywile i dzieci. W zasadzie nie ma różnicy między akcjami terrorystycznymi w Izraelu i wojną w Libanie. Rząd izraelski prowadząc tą wojnę czyni ze swoich żołnierzy terrorystów, tak samo okrutnych, jak wszyscy inni.
Dlaczego dzieci z Libanu mają ginąć? Przez przypadek. Urodzili się tam, pod flagą libańską, tak jak izraelskie dzieci urodziły się też przez przypadek, tam gdzie się urodzili. Skurwysyny z rządu robią co robią – przede wszystkim w interesie „wielkiego narodu”, Lebensraumu, albo w „interesie ekonomicznym”. (Często przy tym ostatnim dodają „narodowe”, tylko że cały „naród” nie ma wspólnego interesu ze swoją elitą.) Za to, że jakiś skurwysyn z rządu zabija ludzi „w interesie narodu”, cały naród musi zapłacić.
Szkoda, że wielu osób tego nie rozumie, bo oczywiście jest łatwiej widzieć innych ludzi w kategorii „barbarzyńców”, „terrorystów”, „yankesów”, „fundamentalistów”, „Żydówi”, itd. Tak bardzo łatwo tworzyć poczucie nienawiści wobec innych kiedy rząd straszy ludzi, kiedy media manipulują ludźmi, kiedy panuje ignorancja lub jeden punkt widzenia świata zbudowany przez nacjonalistów i siły „patriotyczne”.
"Zdobycie chleba" Piotra Kropotkina
Yak, Sob, 2006-07-29 13:59 Publicystyka | RecenzjeW przedmowie II wydania polskiego, autorstwa Edwarda Godwina napisanej w 1925 r. czytamy:
Z licznych prac Piotra Kropotkina "Zdobycie Chleba" cieszy się bodaj największą popularnością śród zwolenników socjalizmu bezpaństwowego. Przemawiając nietylko do rozumu, ale poruszając równocześnie sumieniei rozżarzając uczucia, książka ta, jak żadna inna, podnosi czytelnika na duchu. Przekonywa, na podstawie danych obiektywnych, że, będące dziś w rozporządzeniu możliwości techniczne, przy rozumnem ich użytkowaniu oraz przy wyzwoleniu się od wielu zakorzenionych przesądów ekonomicznych - wystarczyłyby w zupełności, by wszystkim zapewnić warunki bytu, godne człowieka.
Hańbą dzisiejszej cywilizacji jest to właśnie, że dzieje się inaczej, że ogromna większość ludzi, przytłoczona nadmierną, a tak często bezsensowną i szkodliwą pracą, cierpiąc niedostatek, lub nędzę - nie ma możności duchowego rozwoju, spełnia do dziś poniżającą rolę środka dla celów garstki uprzywilejowanych.
Z punktu widzenia dnia dzisiejszego, dzieło Kropotkina zachowuje zadziwiającą aktualność. Pomimo postępów technicznych poczynionych w ciągu ponad 100 lat od ukazania się "Zdobycia Chleba" poziom niesprawiedliwości społecznej, której Kropotkin nie mógł zaakceptować, nie uległ zmianie. Wciąż rozpowszechnione są XIX wieczne przesądy o rzekomej niezdolności zwykłych ludzi do samoorganizacji i konieczności władzy. Kropotkin z żelazną konsekwencją odkłamuje fałszerstwa burżuazyjnej historii dziejów i pokazuje na dziesiątkach przykładów, jak oddolna samoorganizacja grup ludzi od zawsze stanowiła podstawę wszelkiej organizacji społecznej, wbrew (a nie dzięki!) istnieniu władzy państwowej.
Przedruk wydany przez Klub Otrycki w 1988 r. w Warszawie jest dostępny w bibliotece Infoszopu, przy ul. Targowej 22 w Warszawie. Czytelnia na miejscu.
Dlaczego rosyjskie służby specjalne otaczają tajemnicą śmierć Szamila Basajewa?
oski, Czw, 2006-07-27 22:19 Świat | PublicystykaZ najnowszej "Ulicy Wszystkich Świętych" (nr 7 [79]) nieco wiadomości z Kaukazu…
Śmierć Szamila Basajewa jak dotychczas okryta jest nieprzeniknioną zasłoną tajemnicy. Wszystkie informacje na temat okoliczności likwidacji "terrorysty nr 1" zmonopolizował COS FSB, które dozuje nawet materiały, udostępniane zaufanym sobie kanałom telewizyjnym. Skąpe komentarze służb specjalnych nie wnoszą jasności co do okoliczności wybuchu, który nastąpił nocą z 9./10. lipca na skraju inguskiej wsi Ekażewo, a raczej prowokują stawianie kolejnych pytań. Dlaczego np. spec-służby tak ukrywają szczegóły swojej operacji, będącej - jak dotąd - ich największym sukcesem. Czy aby na pewno to Szamil Basajew poległ w Inguszetii, a jeśli tak, to kto mu w tym pomógł? Próby odpowiedzi na owe pytania podjęła się Marina Pieriewozkina, komentator specjalny "Moskiewskiego Komsomolca".
PYTANIE PIERWSZE: OPERACJA SŁUŻB SPECJALNYCH CZY NIESZCZĘŚLIWY WYPADEK?
Rozpatrując dostępne dane, wszystko to nie było nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Przeciwnicy teorii o zaangażowaniu sił specjalnych proponują dwie wersje wydarzeń. Pierwsza z nich (pochodząca od samych partyzantów czeczeńskich, cytowanych na kilku www) opiera się na tym, iż Basajew (Abdullah Szamil Abu Idris) poległ przez nieostrożność, w chwili, gdy łączył lub rozłączał przewody materiału wybuchowego, przygotowywanego do akcji w stojącej na skraju wsi ciężarówce. Oto i wersja druga, "tubylcza", rozpowszechniana przez niektórych induskich "jasnowidzów": twierdzą oni, iż wybuch nastąpił podczas przemieszczania się kolumny aut po drodze Ali-Jurt - Ekażewo. "Kamaz" Basajewa wpadł jakoby w spory dół, co spowodowało detonację.
Jednakże dla każdego, kto przebywał potem na miejscu tragedii, było jasnym, iż w momencie eksplozji ciężarówka nie była w ruchu, tylko stała. Ślady zniszczeń po wybuchu pozostały nie na szosie, a na dziedzińcu przed nieukończonym gospodarstwem synów Kazamata Jewłojewa. W dodatku mieszkający nieopodal gospodarz słyszał doskonale, jak nadjechał "Kamaz", zatrzymał się i po 10-15 minutach rozległ się wybuch.
Kapitalizm zniszczył indywidualnych rolników
Akai47, Czw, 2006-07-27 15:36 Kraj | Gospodarka | PublicystykaW Rzeczpospolitej został opublikowany artykuł “Gdzie jest ta kasa” o sytuacji rolników w Polsce. Dowiadujemy się, że według danych GUS-u sprzedaż spadła, że rolnicy wydają więcej pieniędzy i że wydają więcej niż sprzedają. Więc tylko dotacje unijne mogą pomóc części rolników uniknąć bankructwa – ale także zmniejszyła się liczba protestów wśród rolników.
Ceny na produkty rolników albo nie wzrosły, albo spadały. Od maja do grudnia 2004 r. (po wstąpieniu do UE) ceny maszyn rolniczych wzrosły o ponad 41%, ceny nośników energii podniesione zostały o 25% a ceny nawozów mineralnych o ponad 22%. Część wzrostów cen jest efektem większych podatków i akcyzy na różnych produktach i energii po wstąpieniu do UE – a to znaczy, że rolnicy, którzy dostają pieniądze, czasami muszą zwrócić część tych pieniędzy rządowi i Unii w związku z tymi kosztami – a jeśli nie rządowi, to prywatnym firmom dostarczającym usług, surowców i materiałów.
Edmund Szot, autor artykułu w “Rz” także zauważył, że udział polskich rolników w przemyśle “jest symboliczny, podczas gdy w innych krajach Unii Europejskiej rolnicy są współwłaścicielami elewatorów, rzeźni, masarni, cukrowni, przetwórni owoców i warzyw itd. W Polsce dochody rolników z tytułu marży przetwórczej praktyczne nie istnieją... Każdy wzrost cen sprzedaży produktów rolnych pociąga za sobą automatyczny, często znacznie nawet wyższy, wzrost cen środków do produkcji rolnej. Jednocześnie na wzroście cen rolnych na ogół więcej zarabiają przetwórcy, którzy jeszcze bardziej podnoszą ceny towarów przetworzonych.”
To nic wyjątkowego – taki proces miał miejsce w wielu innych krajach.
W artykule są też przykładowe statystyki, które pokazują efekty racjonalizacji pracy i innych zjawisk. Np. liczba dostawców mleka do mleczarni zmniejszyła się z 1,3 mln do niespełna 300 tys. (oczywiście, tzw. „normy sanitarne” tu także odgrywają rolę. Widziałam na wsi babcie, które sprzedawały mleko lokalnym sklepom i sąsiadom, a teraz nie mają pozwolenia, by sprzedawać, bo nie mają drogiego sprzętu, naturalne mleko nie spełnia norm). Liczba plantatorów buraków spadła z 400 tys. do 70 tys.
CNT i FAU: Przeciwko chaosowi na Bliskim Wschodzie
XaViER, Czw, 2006-07-27 10:40 Publicystyka | Ruch anarchistycznyBombardowania Libanu, inwazja w Gazie, rakiety wystrzeliwane na Hajfę i północny Izrael, zagrożenie wojną z Iranem...
Masowe bombardowania i lądowa inwazja Izraela na Liban to kolejny krok w kierunku całkowitego chaosu na Bliskim Wschodzie, kroku powodującego kolejne śmiertelne ofiary, kolejne cierpienia i kolejne zniszczenia w rejonie już przecież dotkniętym przez chaos sekciarskiej wojny domowej w Iraku, bombardowaniami i krwawymi interwencjami militarnymi w Gazie i nieludzką blokadą Zachodniego Brzegu.
Po obu stronach konfliktu, zarówno przywódcy Izraela, jak i Hezbollahu mówią o "obronie swoich ludzi". Lecz przecież inwazje militarne Izraela nie doprowadziły do zapewnienia bezpieczeństwa ludziom zamieszkującym ten kraj, a wręcz przeciwnie - do zwiększenia liczby rakiet spadających na miasta i wsie północnego Izraela, co w szczególności dotyczy Hajfy, gdzie zginęło ośmiu pracowników kolei. W przypadku Hezbollahu, porwanie przezeń izraelskich żołnierzy posłużyło jako pretekst dla kolonialnych sił izraelskich do siania zniszczenia i krwawej rozprawy ze wszystkimi mieszkańcami Libanu.
Nowe militarne starcie w tym rejonie świata, powinno być rozpatrywane w kontekście totalnego chaosu sekciarskiej wojny domowej i okupacji wykrwawiającej Irak, ale także Afganistanu nadal będącego pod okupacją, oraz w kontekście aktualnego konfliktu irańsko-amerykańskiego dotyczącego broni jądrowej.
Poza trwającym już okrutnym konfliktem, mamy powody do obaw, że dojdzie do militarnej reakcji Syrii, a może i Iranu, a konflikt irańsko-amerykański (prowadzony dotąd niejako w zastępstwie przez Hezbollah i Hamas z jednej strony, a Izrael z drugiej), może przekształcić się w otwartą wojnę pomiędzy tymi krajami wciągając cały region w kolejną serię masakr, bombardowań i cierpienia milionów ludzkich istnień.
W tym krwawym konflikcie, toczącym się pomiędzy imperialistycznymi siłami USA i Izraela z jednej strony, a reakcyjnymi milicjami politycznego islamizmu z drugiej, pracownicy, czy też w ogóle zwykli mieszkańcy tego regionu, nie mają nic do zyskania, a wszystko do stracenia.
Ogłoszenie o proklamowaniu rewolucji w Polsce
Czytelnik CIA, Czw, 2006-07-27 00:00 PublicystykaDokładnie zbadawszy wszelkie dostępne mi dowody orzekam co następuje:
1. Krajem tym rządzą w chwili obecnej ugrupowania które do zdobycia poparcia w wyborach wykorzystały antysemityzm oraz teorie spiskowe. Poparcie wyborcze ugrupowania tworzące obecną koalicję rządzącą w decydującym stopniu zdobyły dzięki ścisłej współpracy z katolickimi mediami które za pomocą mechanizmu kozła ofiarnego dokonały zbiorowej projekcji wad i win danej grupy na mniejszości, czyniąc z Żydów (oraz częściowo homoseksualistów) kozły ofiarne obwiniane za niepowodzenia ekonomiczne oraz zapaść polityczną tego kraju. Bez tego procederu grupy te nigdy nie uzyskałyby takiego poparcia.
2. Kościół Katolicki zostaje w świetle dowodów (nagrań audycji z lat 2001-2006) uznany bezspornie winnym szerzenia nienawiści na tle rasowym, światopoglądowym oraz wyznaniowym poprzez posiadane przezeń media. Oświadczam iż w sytuacji kryzysu gospodarczego i wysokiego bezrobocia Kościół ten przez swoje ogólnopolskie media wykreował na przyczynę niepowodzeń mniejszości światopoglądowe, etniczne i wyznaniowe.
3. Uznaję winnym kierowania organizacją szerzącą nienawiść na tle wyznaniowym i rasowym Karola Wojtyłę, znanego jako Jan Paweł Drugi. Oświadczam iż w świetle zbadanych wypowiedzi tej osoby, oraz zeznań katolickiego hierarchy Andrzeja Deskura wynika jednoznacznie iż osoba ta nie tylko była świadoma rodzaju treści prezentowanych w tej katolickiej rozgłośni ogólnopolskiej bezpośrednio jej podległej, ale dodatkowo wielokrotnie wyrażała słowa poparcia dla tego typu dzialalności oraz pozostawiła po swojej śmierci bezsporne dyspozycje nakazujące obronę tego radia. Kościół Katolicki ponosi bezpornie winę za doprowadzenie do przejęcia władzy dzięki argumentom nienawiści na tle światopoglądowym, etnicznym oraz wyznaniowym, wykorzystując głównie mechanizm kozła ofairnego do wytworzenia atmosfery zagrożenia celem uzyskania zjednoczenia wyznawców.
Starnawski: Głos „innej możliwej” Europy
Recykling Idei, Śro, 2006-07-26 13:50 PublicystykaNie jest chyba błędny obraz międzynarodowych zjazdów czy kongresów lewicy socjalistycznej w okresie jej rozkwitu na przełomie XIX i XX wieku, jako spotkań delegatów czy stosunkowo niewielkich grup koordynujących poszczególne krajowe organizacje partyjne. Dzisiejsze zjazdy "międzynarodówki" ruchów społecznych epoki późnego kapitalizmu to przede wszystkim spotkania masowe, skupiające nawet kilkadziesiąt tysięcy aktywistów i aktywistek oraz osób sympatyzujących z alterglobalizmem, bądź nim zainteresowanych. Odbywające się od czterech lat Europejskie Forum Społeczne jest kontynentalną wersją Światowego Forum Społecznego, które po raz pierwszy miało miejsce w brazylijskim mieście Porto Alegre w styczniu 2001 roku.
Gawlicz, Natalia Kowbasiuk: Kobiety pracują nad Europą
Recykling Idei, Śro, 2006-07-26 12:42 PublicystykaOsoby, które myśląc "alterglobalista" widzą rzucającego petardę chłopaka z połową twarzy zakrytą czarną chustką, powinny wybrać się na forum społeczne. Tam z łatwością można uświadomić sobie, że globalizacja nie jest procesem rodzaju nijakiego, lecz w szczególny sposób dotyka kobiet, a one same nie czekają biernie na to, aż mężczyźni walczący o sprawiedliwość społeczną przyniosą im lepszy świat. Czwarte już Europejskie Forum Społeczne w Atenach było również spotkaniem kobiet. Kobiety z własnej perspektywy przyglądają się neoliberalnemu kapitalizmowi i jego skutkom obecnym w ich życiu, oraz formułują własne propozycje zmian społeczno-politycznych.
Krzysztof Mutwil: SOLIDARNI TYLKO W BIEDZIE
oski, Pon, 2006-07-24 14:38 Kraj | Dyskryminacja | Gospodarka | Prawa pracownika | Protesty | PublicystykaOto kolejny tekst z ostatniego, 23-go numeru „Innego Świata”, który od 2 lat pilotuje sprawę wałbrzyskich biedaszybów i walczących o ludzką godność - a oszukanych przez rząd Mazowieckiego - górników tamtego regionu.
Robiłem na biedaszybach głównie w latach 2002-2003. Nigdy wcześniej nie pracowałem jako górnik.
Wszystkiego musiałem uczyć się na miejscu, od kolegów. Co musi umieć biedaszybnik? Przede wszystkim musi mieć troszeczkę siły, bo jest to praca nielekka, a dokopać się do samego węgla jest ciężko. I trzeba mieć głównie bardzo dużo odwagi, żeby wejść tam, do dziupli.
Uczyłem się ustawiania stempli, jak wchodzić w chodnik, jak szukać węgla przede wszystkim... Jak szukałem węgla? To było bardzo proste. Rura o przekroju 4 cm może – taka sonda. Brało się taką rurę, jeden trzymał, drugi wbijał i wyciągaliśmy. Jeżeli końcówka była czarna – był urobek. Plus minus też wiedzieliśmy, jak głęboko.
Robiłem po prostu to, co było trzeba. Trzeba było iść na dół – człowiek schodził na dół, jak chcieli, żeby wyciągać wiadra, to człowiek i to robił. Zmian właściwie nie było, jeżeli było zamówienie, to robiło się dotąd, póki się nie wykonało tego zamówienia – 12-14 godzin non stop. Wtedy TIR-y przyjeżdżały. Przyjeżdżały z Poznania, z Łodzi... Dziećmi ktoś tam się opiekował, padałem na pysk, pracowałem dalej. Zmęczenie nieraz strasznie się dawało we znaki, niejednokrotnie nawet w nocy zostawaliśmy, pilnować miału, czy coś takiego. Musieliśmy pilnować, bo nieroby przyjeżdżali – po co kopać, jak wpadało ośmiu chłopa, wynieśli, załadowali na stara wszystko, co trafili... Godzina czasu i star załadowany.
Kto to widział na własne oczy, wie, że robota jest ciężka, do dupy. Żadna telewizja tego nie odda. W Wałbrzychu wielu ludzi dzięki biedaszybom przeżyło. Nie wiem, ilu naprawdę, mówiło się o kilku tysiącach, ale wątpię... Ale ten tysiąc osób to na pewno! Szczerze mówiąc, pojęcia nie mam, dlaczego „miasto” zaczęło ganiać biedaszybników. Nie oszukujmy się, było wszystko o kay do wyboru Kruczkowskiego na prezydenta. Po wyborach zaczęły się problemy. Straż miejska, policja i – to już chyba była plotka, ale tak nas straszyli – że wojsko ściągną, żeby zasypać te doły.
Rania Masri: Kto naprawdę wypowiedział tę wojnę?
oski, Nie, 2006-07-23 12:09 Świat | PublicystykaOto opowieść, jaka została przekazana: Hezbollah porwał 2 izraelskich żołnierzy. Izrael odpowiedział militarnym atakiem na infrastrukturę Libanu. Uderzył w miasta, wioski, niszcząc domy, szpitale i szkoły, nim Hezbollah odpalił rakiety.
W przeciągu 8 dni od ataku setki Libańczyków zostały zmasakrowane w swoich domach, nawet daleko od granicy. Więcej niż 500 000 zostało zmuszonych opuścić swe siedziby pod groźbą izraelskich bombardowań. (tak, Izraelczycy też zostali zabici: 25 - w tym 12 żołnierzy.)
Izraelski generał brygady Halutz powiedział: „Nie ma żadnego bezpiecznego miejsca [w Libanie]… po prostu.”
Więc, powstaje pytanie: jeśli wymierzę ci policzek, czy ty w zamian masz prawo spalić moją rodzinę?
Fiński mister spraw zagranicznych stwierdził, że Stary Testament głosi: oko za oko, ale nie 20 oczu za jedno oko!
Teraz Condoleezza Rice twierdzi, że zawieszenie broni nie rozwiąże problemu.
Jeśli kraj jest niszczony, a ludzie masakrowani, to nie jest problem, nawet gdy nie brali oni udziału w porwaniu dwóch izraelskich żołnierzy.
Jaki jest kontekst obecnych wydarzeń?
Hezbollah i inne libańskie ruchy wyzwoleńcze powstały na skutek drugiej izraelskiej inwazji na Liban w 1982, po pierwszej inwazji w 1978 (obejmującej 40 % terytorium Libanu!). Ruch oporu osiągnął sukces, zmuszając siły Izraela do wycofania się z głównych terenów Libanu w 2000 roku.
Spośród bojowników ruchu oporu Izrael wielu porwał i zatrzymał. Wymiana między Izraelem a Hezbollahem doprowadziła do zwolnienia setek (nie wszystkich) więźniów wojennych za ciała 3 Izraelskich żołnierzy (tak więc, ostatnie oświadczenia izraelskich ministrów, że Izrael nie negocjował [w przeszłości] z Hezbollahem jest zwykłym kłamstwem historycznym).
Zwalnianie libańskich więźniów wojennych trzymanych w Izraelu ciągnie się od conajmniej 20 lat. Rząd Libanu domagał się setki razy ich zwolnienia – a odpowiedzią Izraela, USA oraz międzynarodowej społeczności było milczenie, puste echo.
AGNIESZKA PRZYCHODZKA (mł.): BERLIN, maj ‘06
oski, Pią, 2006-07-21 15:33 Świat | Publicystyka„Ulica Wszystkich Świętych” # 6 (78) przyniosła materiał, którego niektórych bohaterów znamy już z publikowanego w # 23 „Innego Świata” tekstu „Erfurt w deszczu”. Gdyby nie serdeczność tłumaczki – Anki Wajdy i gościnność „Lipy” – miłych wspomnień po imprezie byłoby pewnie tyle, co po erfurckim Forum…
Jedziemy drogą z Wrocławia ku Wałbrzychowi. Ojciec fotografuje Ślężę i zastanawia się, czemu pewne miejsca odgrywają rolę w historii kultury, a inne nie. Przesiadka w Świdnicy (wystarczy przejść tory na odrapanej, pięknej kiedyś chyba stacyjce, by znaleźć się na przystanku busów) i powolny zjazd długą, brudną ulicą do centrum Wałbrzycha.
Miasto piękne kiedyś, z dynamiczną, secesyjną zabudową – obecnie obraz nędzy i rozpaczy. Jak w Lublinie – widać na pierwszy rzut oka niegospodarność lokalnych władz.
Roman Janiszek załatwia ostatnie sprawy przed naszym wyjazdem do Berlina, ja z ojcem poprzez kamienicę Vandy Zakrzewskiej wspinamy się na Wzgórze Schillera (na planach: Park Broniewskiego, nikt z miejscowych nie używa nowej nazwy), potem ul. Psie Pole ku Mauzoleum i otaczającym je kiedyś polom biedaszybniczym. Mauzoleum zniszczone, jak reszta miasta – w l. 30-tych XX wieku było dobrze widoczną bryłą narodowej świątyni hitleryzmu: monumentalność, wartownicy, „wieczny” znicz pamięci…
Tuż przed drogą odwiedza nas jeszcze Grzegorz, syn Władysława Wałowskiego, najbardziej nie lubianego przez tutejszy Ratusz działacza Stowarzyszenia „Biedaszyby”. Życzy powodzenia i przypomina, że współodpowiedzialny za berlińską konferencję (niejaki Marek) już rok temu dał wobec wałbrzyszan plamę w Erfurcie. Mamy więc uważać.
Wóz mamy dobry, kierowcę zawodowego, toteż mimo remontów na autostradzie i przejściowych ulew docieramy do Berlina na czas. Adres przy Oranien Str. sprawdza się. Przed bramą tłumacza, jaki zaproponował nam gościnę, stoją już kolega ojca – neoekonomista Krzysztof Lewandowski („Alter”, „Ulica…”) i facet, na którego widok Janiszek zaciska szczęki. To ten słynny pan Marek z Erfurtu.
LECH „LELE” PRZYCHODZKI: ERFURT W DESZCZU
oski, Czw, 2006-07-20 11:51 Świat | PublicystykaPonieważ lubelski festiwal „Prawa Człowieka w Filmie” w ostatniej chwili odwołano, Romek Janiszek znalazł się 27. lutego w Kozim Grodzie na awaryjne zaproszenie Teatru NN. Miał być pokaz filmu Tomasza Wiszniewskiego (z Romkowym udziałem operatorsko -„aktorskim”) i… był. Zaiste awaryjny… Spotkania z leaderem Stowarzyszenia nie zapowiadano nawet na www teatru, o innych anonsach nie mówiąc. Nikt z szefostwa NN-u nie uznał za stosowne, by zamienić z Janiszkiem choć dwa kurtuazyjne zdania powitalne, nikt mu też nie podziękował. Sytuację uratowała grupa młodzieży, ściągniętej przez Piotrka Zińczuka, niedoszłego organizatora „Praw Człowieka…”. Dyskusja po projekcji trwała półtorej godziny i może mieć jakiś ciąg dalszy… Biedaszybnika odstraszono skutecznie od lubelskiej „kultury”, ale gościnność tych „innych”, choćby „Lu” Soroki, do serca mu przypadła. W Erfurcie było zresztą podobnie.
Pierwszą osobą, którą o 1. rano pytamy o drogę do Berliner Platz, okazuje się być prostytutka znad Wołgi. Dzięki temu (w przeciwieństwie do niemieckiego - rosyjski zna trzech na czterech członków ekipy) wiemy po chwili, że to daleko, ale nadal pojęcia nie mamy – gdzie… Podobno szlakiem tramwaju nr 4 w „pratiwpałożnuju”. Na n-tym rozjeździe gubimy trop, trochę tych szyn w Erfurcie za dużo…
1.30, Freitag, den 22.07.2005, szczękając zębami w zimnej mżawce oglądamy tubylczy teatr dramatyczny. Romek usiłuje dowiedzieć się o drogę w ekskluzywnym hotelu, ale jego znajomość niemczyzny nie wystarcza, podobnie, jak machanie rękoma. Bez planu miasta i dokładnego adresu – idzie nam ciężkawo. Po raz pierwszy tego (i nie tylko) dnia klniemy „Pana Marka”, którego telefon komórkowy wciąż nie odpowiada. Wreszcie abonent się zgłasza. I łaskawie informuje, że jest w mieście podobnie jak my – całkiem obcy, a autem nie dysponuje i nie może przybyć pod teatr, by nas pilotować ku miejscu noclegu. Powtarza nazwę placu i każe dzwonić, gdy już dojedziemy. Klniemy po raz drugi.
Na skraju lewicy husyckiej
Yak, Wto, 2006-07-18 13:33 Publicystyka | RecenzjeGłównych bohaterów książki Stanisława Byliny, zwanych pikardami lub pi-kartami, spotykamy w czeskim ruchu husyckim około 1420 roku Utworzyli oni niewielką komunę, która oderwała się od znacznie potężniejszej i liczebniejszej wspólnoty taboryckiej, reprezentującej radykalne, "lewe" skrzydło husytyzmu.
Heterodoksja pikartów była zjawiskiem o tyle godnym uwagi, że ich wierzenia i poglądy, wykrystalizowane w niesłychanie krótkim czasie, zwróciły się przeciw duchowym fundamentom ogółu wyznawców husytyzmu, akceptowanym więc również przez taborytów. Pikarci wystąpili bowiem przeciw uwielbianemu powszechnie Sacrum, a zarazem najdostojniejszemu symbolowi całego ruchu radykalnej reformy chrześcijaństwa, to jest przeciw komunii pod dwiema postaciami. Husyci konsekwentnie oskarżali odstępców o błądzenie w sprawach Eucharystii i o jej znieważanie i w końcu zgładzili ich. Zanim jednak doszło do ostatecznej eksterminacji, główny wątek oskarżeń zwrócony został przeciw pikarckim ideałom wolności ciała oraz przeciw ich praktykom uznawanym za rozwiązłe i gorszące. Historia represjonowania wyznawców herezji przez dominujące większości wyznaniowe mogłaby wskazywać, że i tym razem mamy do czynienia z próbą skompromitowania dysydentów religijnych. Tak jednak w tym przypadku nie było, a przynajmniej sprawa nie przedstawiała się w sposób jednoznaczny.
Komentarz wydawcy