Publicystyka
Praca w Polsce
oski, Pią, 2006-07-14 11:15 Kraj | Prawa pracownika | Publicystyka"Szukam pracy tam gdzie się da, w zatrudniaku, gazecie, ogłoszeniach, internecie..."Znajomości" nie mam, co od razu stawia mnie na końcu kolejki do umowy na stałe i uczciwej wypłaty. Pozostaje zawód sprzedawcy, sprzątaczki, opiekunki, akwizytora i... roznoszenie ulotek." - pisze jedna z internautek. - "Mam sporą wyobraźnię, nieprzeciętne pomysły i duży tupet w ich realizacji, nie boję się przeszkód, ale brzydzę się wciskaniem ludziom czegoś na ulicy "na siłę". Pomimo tych licznych zalet i kilku wad pozostaje mi pójść za miesiąc do Powiatowego Urzędu Pracy przy ul. Limanowskiego w Kętrzynie, uśmiechnąć się do pani, która ma umowę na stałe od 10 lat, a moje problemy jej wiszą i odebrać swoje 80% prezentu od św. pamięci Jacka Kuronia tj. jakieś 370 zł. Chcę to zmienić - mam upór wielkości Ameryki Południowej - ale jak widać w Kętrzynie niepotrzebni są młodzi ludzie z pasją i chęcią rozwoju. Łatwiej zatrudnić nowego absolwenta co pół roku. Bardziej pożyteczna czuję się w Anglii, Irlandii, Norwegii, Hiszpanii. Tam zmywając naczynia, roznosząc napoje, lub sprzątając domy zarabiam jak kierownik niskiego szczebla, chodzę do pubów, kupuję ciuchy i mam czas dla siebie. Nie muszę na polecenie szefa biec w białej bluzce i obcasach na budowę po 10-ciu godzinach pracy bo tam szef nie ma chorych pomysłów po kieliszku."
Ja mam skończone 25 i studia prawie za sobą. Pracowałem póki co kilka razy, zawsze w zawodach, gdzie nie trzeba mieć żadnych kwalifikacji. Jako pomocnik na budowie zarabiałem najwięcej... Wszystkie prace dostałem po znajomości.
Ostatnio czytam w gazecie regionalnej, że w Szczecinie jest najgorzej z pracą dla młodych. Większość znajomych jest za granicą, że nawet wypić porządnie nie ma za bardzo z kim, poza towarzyszami i towarzyszkami z FA i IP. Zostało może z 10% ludzi, których znam. Część tych co zostali szykują się do wyjazdu. Nie dziwie się zbytnio – chcą normalnie żyć. Nie chcą do końca życia być na garnuszku rodziców. Całego życia poświęć pracy za marne grosze.
Konkretnie o niczym
jaś skoczowski, Śro, 2006-07-12 12:25 Publicystyka | Ruch anarchistycznyTo będzie tekścik o byciu pustym. Zazwyczaj jesteśmy pełni, a dokładniej - mamy pełne głowy. Objawia się to ogromną ilością myśli i dosyć gorączkowym sposobem ich myślenia. Albo mamy zastój i nic nie mamy w głowie – to są dwa stany, których nie będę nazywał w tym tekście pustką w głowie. Pustka polega na tym, że, nie mając prawie nic w głowie, potrafimy myśleć naprawdę zgrabnie i gładko, i łatwo tłumaczyć nasze myśli na język, którym da się opisać normalne, przyziemne rzeczy (przyziemny jest np. stołek na którym siedzę, czy kubek z którego piję) oraz zachowania ludzkie. To jest bardzo dobry stan. Może go mieliście albo w czasie wolnym, gdy byliście wypoczęci i nie mieliście dużej ilości problemów na głowie, albo w trakcie wymagającej pracy, którą robiliście dobrze, niezależnie, czy to była fizyczna czy umysłowa robota, z tą uwagą, że to nie mogła być raczej rutyna, bo podczas rutyny trudno myśleć o tym, co się robi. Wymienione sytuacje sprzyjają uproszczeniu myślenia, uczynienia go skromnym i eleganckim. Gdy nie ma kłopotów, albo gdy sobie z nimi radzimy, zazwyczaj myślimy prosto. Nie prymitywnie, różnorodność i pomysłowość jest bardzo cenna, ale tylko taka, która pomaga rozkoszować się bezczynnością lub działać.
Pustka w głowie tak rozumiana jest bardzo ważna dla bycia wolnym. Gdy potrafisz uporządkować sygnały docierające do Ciebie, takie jak wrażenia zmysłowe czy uczucia, łatwiej w takim gąszczu odnaleźć siebie, to znaczy, wiedzieć czego się chce – bo żyjemy w tym momencie, teraz w następnym, i znowu następnym, i znowu... jeśli jakoś nie przemyślimy tego, jak się zachować, to będziemy za chwile żałować, że zrobiliśmy coś, co jeszcze przed chwilą zrobić chcieliśmy. To nie jest wolność, jak dla mnie, tylko takie obijanie się o ściany. Wolny jestem wtedy, gdy robię co chcę. Jeśli to czego chcę zaraz sprawi, że będę doznawał czegoś, czego nie chcę, to co to za wolność? Nie da się robić tego, czego się chce, gdy ciągle się chce czegoś innego. Albo więc nauczę się beztroski, albo będę rozważny. Prawdopodobnie większość z ludzi (w tym niżej podpisany) wybiera drogę pomiędzy pełna beztroską, a czujnym rozważaniem każdego ruchu. Obydwie metody i metody pośrednie polegają na działaniu poprzedzonym takim, a nie innym wartościowaniem i ewentualnie projektowaniem zachowań. Czyli na myśleniu. Jeśli myślenie jest kiepskie, działanie na nim oparte będzie kiepskie.
Kilka słów o Leninie
oski, Wto, 2006-07-11 17:09 Publicystyka | Ruch anarchistycznyBez wątpienia praca Lenina jest pracą konkretną, zakorzenioną w danym momencie historycznym. Odpowiadającą na bieżące problemy ruchu rewolucyjnego, na pytania jakie tam i wtedy postawił przed lewicą rozwój społeczny. Z tej perspektywy jest to dokument do badań historycznych, mogący interesować filozofa jedynie jako przykład praktycznej filozofii, jako coś teoretycznie niesamoistnego, a tym samym bez bezpośredniego wpływu na rozwój idei. Można to równie dobrze odczytać po prostu jako wypowiedź polityka – jednego z wielu żyjących w przełomowych czasach.
Takie odczytanie byłoby jednakże pobieżne, ponieważ pomimo zakorzenienia, pomimo polemiki z konkretnymi działaczami politycznymi i próby wypracowania programu dla tamtej Rosji, w tamtym świecie, myśl Lenina opiera się na teorii i jest tej teorii podporządkowana. Teorii, której jednak nie ma co szukać poza dziełami Lenina, ale w nich samych, w samym "Co robić?". Stanisław Kozyr-Kowalski i Jarosław Ładosz autorzy podręcznika "Dialektyka a społeczeństwo", będącego wstępem do marksizmu, piszą: „Spotyka się nadal pogląd, że prace Lenina mają przede wszystkim charakter polityczny, pozbawione są problematyki teoretycznej w ścisłym sensie tego słowa. Nie jest on uzasadniony, wyrasta z powierzchownej lektury pism Lenina, zawierających oryginalne i samodzielne ujęcie fundamentalnych problemów marksistowskiej teorii procesu społecznego”. Właśnie Lenin jako filozof będzie nas tutaj interesował. Postaramy się oddzielić to co przypadkowe, wynikające z danego układu sił, od tego co ogólne i teoretyczne. Rozdzielenie takie w przypadku praktycznej filozofii jest dość problematyczne, zwłaszcza, że nie znajdziemy tutaj ambicji do prawd wiecznych i niezmiennych, idea jest w rozwoju, w rozwoju historycznym, sprzężona z rozwojem stosunków produkcji. Rozróżnienie to w tym przypadku nie będzie polegać na jasnym cięciu, oderwaniu się od empirii i zamieszkaniu w pałacach czystej myśli. Refleksja teoretyczna wciąż będzie nas odsyłać do wtedy i krytycznie do teraz – wtedy dopiero ukaże się teoria, jak i jej wartość, nie ponadhistoryczną, ale dzisiejszą.
WIĘŹNIOWIE SAMYCH SIEBIE - list więźnia
oski, Wto, 2006-07-11 11:27 Dyskryminacja | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmWięzienia nie są jedynie zbudowane z betonu i stali. Są one również zrobione z apatii, strachu, niepewności, złości i chmary innych emocjonalnych i intelektualnych barier. To jest lekcja jaką wyciągnąłem podczas rzeczywiście przykrego bycia uwięzionym przez większość mojego dorosłego życia. Jakkolwiek wspaniałe może być obecnie fizyczne więzienie, prawdziwym wyzwaniem dla więźniów to własne kłamstwa w rozpoznawaniu niesionego bagażu emocjonalnego, który jest bezpośrednim skutkiem ich życia przed i podczas uwięzienia.
Szczerzę wątpię, by wielu miało ochotę dyskutować o fakcie, że więzienia są barbarzyńskie. Nie ważne pomieszczenie, poziom bezpieczeństwa, intencje czy wysoko wyszkoleni funkcjonariusze, więzienia są niczym więcej jak magazynem odpadów społecznych. Znalezienie się wewnątrz tych murów powoduje całkowitą zmianę zasad przetrwania. Prawo pięści i rasizm nie ukrywają swej szpetnej twarzy. Strażnicy i drapieżni pensjonariusze dopuszczają się oszustw, kradzieży i poniżania więźniów jako rzeczy naturalnych. Więźniowie zostają poddani zasadniczej przemianie ich interakcji z ludźmi, spoglądają na siebie nawzajem podejrzliwie, nieufnie i zawsze przezornie oczekując pułapki. Podczas gdy niektórzy dobrze się czują w otoczeniu, inni wycofują się albo odnajdują siebie wtrąconych w sytuacje, gdzie muszą wybrać pomiędzy byciem ofiarą albo popełnieniem aktów przemocy osobiście. Jest bardzo wybitną osobą, ten kto wyrwie się z więzienia z nie okaleczoną duszą.
Wolność, dla tamtych którzy szczęśliwie któregoś dnia zostaną zwolnieni jest w najlepszym wypadku ryzykowna. Dla każdego kto służył spory kawał czasu jest to podobne do bycia przymusowo w obcym środowisku. Chociaż jest to rzeczywiście radosne wydarzenie, odkrywamy, że masę rzeczy się zmieniło. Przyjaciele, rodzina, nawet nasza dzielnica, nie są takie jakie uje pamiętaliśmy. Usiłujemy od nowa zaznajamiać się z tym co kochamy, ale potykamy się o bariery które sami zbudowaliśmy by ochronić siebie w więzieniu. To wprowadza w zakłopotanie naszych bliskich, frustruje nas, ale jest to nieuniknione. Jedynie czas i żelazna cierpliwość mogą pozwolić nam na odprężenie, jeśli będziemy wystarczającymi szczęściarzami by rozpoznać problemy zważywszy jakie one są. Wielu staje się wściekłymi na wszystko, czują przerażenie w kontakcie z nieznanymi rzeczami. Część będzie szukać pocieszenia w narkotykach albo alkoholu, kiedy inni odszukiwać będą tych z którymi czuli się znacznie lepiej – innych byłych więźniów czy kryminalistów. To jest bezpieczne miejsce, wiemy jak odpowiadać innym ludziom, tak samo jak umiemy przetrwać w więzieniu zamiast w społeczeństwie i wiemy wszyscy, że recydywa jest prawdopodobna. Nasze więzieni są pełne tych którzy nie mogli się przystosować do świata, którego nie mogą dłużej czuć się częścią.
Zmieńmy Poznań nie przejmując władzy!!!
oski, Pon, 2006-07-10 13:21 Kraj | Publicystyka | Ruch anarchistycznyW odpowiedzi na list intencyjny Niezależnego Porozumienia Społecznego
w sprawie jesiennych wyborów samorządowych.
Zbliżają się wybory samorządowe. Niektóre grupy uznały za zasadne powołać w Poznaniu Niezależne Porozumienie Społeczne i wystosować list intencyjnym nawołujący do udziału w wyborach do rady miasta. Nasze środowisko długo dyskutowało nad ewentualnym udziałem w wyborach i doszliśmy do przekonania, że byłoby to błędem z wielu względów.
1. Jedynym uzasadnieniem udziału w wyborach do rady miasta byłoby dla nas to, gdybyśmy mieli szansę głęboko przekształcić dotychczasowe stosunki społeczne; gdybyśmy wzięli władzę, aby ją oddać ludziom. Uznaliśmy, że dotychczasowy niezależny ruch jest zbyt słaby, aby móc w istotny sposób zmienić w Poznaniu rzeczywisty układ sił po wyborach. Dlatego udział w wyborach jawi się wielu z nas jako mistyfikacja. Wzięlibyśmy udział w przedstawieniu, które byłoby parodią demokracji, a dodatkowo mogłoby zostać odebrane jako forma walki o stołki i synekury. Opinia publiczna dla przegranych nie będzie miała litości. Sądzimy bowiem, że Poznaniacy oczekują realnych zmian, a nie obietnic, dobrych chęci, czy szczerych intencji. Obietnice, chęci i intencje w takich okolicznościach stanowić będą jedynie listek figowy dla systemu, który w dalszym ciągu będzie wykorzystywał, nadużywał i wyzyskiwał. Stalibyśmy się alibi dla korupcyjnego systemu sprawowania władzy w tym mieście: "oto chcieli, ale im się nie udało, ludzie ich nie popierają i nie słuchają, ludzie ufają nam, ich postulaty nie mają sensu". W starciu z partyjna machiną, za którą stają ogromne pieniądze z budżetu państwa, interesy różnych biznesowych lobby, media schlebiające często swoim idolom i reklamodawcom, wreszcie konserwatywny kler, musimy być wyposażeni w potężną broń, jaką jest masowa mobilizacja społeczna. A mobilizacji tej brak.
2. Dla nas przedstawicielstwo ma sens, jeżeli stanowi delegację oddolnego ruchu czy wspólnoty. Jeżeli oddolny ruchu jest słaby, przedstawiciele - nawet jeżeli dostaną się do rady - szybko się wyalienują i nie będą poddani żadnej oddolnej kontroli. Patologia władzy się powieli, a my w tym procesie nie chcemy brać udziału.
Odpowiedź na wyzwania globalizacji – Immanuel Wallerstein
oski, Pon, 2006-07-10 11:02 Kraj | Świat | Gospodarka | Prawa pracownika | Publicystyka | Ruch anarchistycznyGlobalizacja jest wyzwaniem, jest wezwaniem rzeczywistości do ponownego, gruntownego przeanalizowania naszej praktyki, jak i przeróżnych ideologii. Chlebuś pożegnał Monteskiusza: „Państwo oraz społeczeństwo oświeceniowe z jego rozumieniem obywatelstwa i demokracji, z wzajemnym ograniczaniem się trójdzielnych władz – to już mocno zużyta formuła, która przestaje właściwie regulować czy nawet nazywać rzeczy.” , Rifkin obalił pojęcie własności. Ze stron wszelkich słyszy się, że teorie które posiadamy nie potrafią już analizować rzeczywistości, że musimy znaleźć nowe mechanizmy umożliwiające uchwycenie otaczającego nas świata. Często są to okrzyki polityczne, mające rozbrajać ruchy protestu, to ich przede wszystkim pozbawiać zaplecza intelektualnego, ale i ruchy kontestujące podzielają pogląd, że trzeba na nowo odnaleźć się w rzeczywistości. Próby te są raczej dyskusyjne. Książka NoLogo okrzyknięta współczesnym Kapitałem jest jedynie zbiorem faktów podanych dość smakowicie, ale jako taka pozostaje na gruncie płaskiego empiryzmu. Jeśli zaś chodzi o wyzwanie na gruncie praktyki społecznej to mamy do czynienia z upadkiem struktur demokracji parlamentarnej, rosnąca polaryzacją społeczną, wzrastającym zagrożeniem ekologicznym…
Na wszystkie te wyzwania próbuje dać odpowiedź Wallerstein. Podziela pogląd, że nie posiadamy odpowiednich narzędzi intelektualnych, ale nie dlatego, że rzeczywistość tak bardzo się zmieniła. Raczej nigdy ich nie posiadaliśmy. Pisze wręcz: „rzeczywistość gospodarcza wcale nie jest nowa, (…)a ta rzekoma nowość ma usprawiedliwiać porzucenie historycznych ustępstw liberalnych na rzecz państwa dobrobytu.” Globalizacja jest według socjologa epoką przejściową, epoką schyłkową kapitalizmu i powolnego wyłania się nowego systemu światowego. Mówienie zaś o jej całkowitej nowości, o nagłym wyłonieniu się innej rzeczywistości społecznej zaciemnia sprawę. Jest też sposobem na zrobienie szybkiej kariery na rynku nauki.
Antyglobalizm na spokojnie
oski, Pon, 2006-07-10 10:37 Publicystyka | Recenzje„Chodzi o pokazanie, iż możliwym jest funkcjonowanie społeczeństwa na innych zasadach niż ideologia zysku za wszelką cenę i że nie jesteśmy uzależnieni od ‘jedynej słusznej drogi’, jak zwykli mawiać decydenci.”
Zbliża się kolejny Antyszczyt i pewnie znowu będziemy mieli do czynienia z medialną nagonką na protestujących, blokadą przekazu treści i idei samych aktywistów. Aktywistów, którzy nie mają zbyt dobrej prasy.
Przez kilkanaście lat walki ruchu antyglobalistycznego zmieniło się trochę, udało się przemycić, tu i ówdzie pozytywny przekaz, odcisk kciuka czy napis na murze, który rozszedł się wśród szerokich mas i którego nie udało się zakłamać. Ukazało się też sporo książek poruszających problem globalizacji – na bardzo różnym poziomie. Istnieją też portale internetowe czy pisma. Mimo to zdaje się, że poza grono aktywistów, niektórych związkowców i zaangażowanych intelektualistów problematyka ta nie wychodzi, wciąż w sferze publicznej sterowanej przez mass media zależne od kapitału, trwają i kwitną stereotypy, mity o przeciwnikach globalizacji. Z tymi mitami rozprawia się Łukasz Konsor w broszurce ANTYGLOBALIZM – CHARAKTERYSTYKA IDEI wydana przez Zielone Brygady w 2005 roku.
Książeczka jest dość przystępnie napisana i stanowi dobre wprowadzenie do szerokiej i skomplikowanej problematyki ruchu antyglobalistycznego, jak i samej globalizacji. Podzielona na trzy części przedstawia charakterystykę ruchu protestu, świat widziany oczami aktywistów oraz propozycje zmian w globalnym systemie. Nie są to myśli, które mamy przyjmować i uznawać za wytyczne, a raczej drogowskazy w marszu ku innemu porządkowi. Autor przedstawia często pewne idee, które pojawiły się w łonie ruchu, ale które niekoniecznie są jego głównym sztandarem – raczej czymś nad czym warto się zastanowić.
Powstanie ruchu datuje się albo na 1992, kiedy to miał miejsce pierwszy „Szczyt Ziemi”, albo na 1994 kiedy to doszło do powstania w Meksyku, czy też 1999 kiedy to sparaliżowano obrady WTO w Seattle.
Katolicki biskup kłamie mówiąc "nie mamy nic wspólnego z nietolerancją, antysemityzmem, rasizmem".
Czytelnik CIA, Nie, 2006-07-09 11:13 PublicystykaRas_Ajri
Zwracając się w tą sobotę (8.07.06) do przybyłych na Jasną Górę pielgrzymów XIV Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja katolicki biskup świdnicki Ignacy Dec powiedział że czarne jest białe. Powiedział mianowicie, że instytucja która jako jedyna wielka organizacja szerzy w tym kraju rasizm i nietolerancję poprzez swoje media, niby tego nie czyni! Czytam słowa katolickiego biskupa i nie mogę wyjść z zaskoczenia nad bezczelnością jego kłamstw:
"Protestujemy przeciwko oszczerstwom i pomówieniom, ogłoszonym 15 czerwca bieżącego roku przez Parlament Europejski. Mówimy otwarcie, że nie mamy nic wspólnego z nietolerancją, antysemityzmem, rasizmem czy homofobią, a naszą wierność panu Bogu i zasadom chrześcijańskim nie uważamy za przestępstwo, ale za błogosławieństwo" - mówił bp Dec.
Ten biskup katolicki jest bezczelnym kłamcą jakiego ze świecą szukać w tym kraju wśród normalnych ludzi. Jest symbolem katolickiego kłamania w imię maksymy „cel uświęca środki”, a którą to zasadę rozprzestrzenili w tym kraju jezuici którzy do czasu upadku naszego kraju pod zaborami dzierżyli system szkolny. Biskup myśli sobie że może kłamać i oszukiwać bo jego cel uświęca wszelkie jego oszustwa. Ten katolicki kłamca w odrażający sposób wypaczył rzeczywistość. Oto fragment filmu „z kamerą wśród katolików” nakręcony rok wcześniej w tym samym miejscu gdzie ostatnio ten katolicki obłudnik powiedział swoje katokłamstwa. Wystarczy rzut okiem by przekonać się o tym że katolicki biskup mówiąc tak kłamie, mając swoich słuchaczy za głupie szmaty wciągające katopropagandę.
http://www.youtube.com/watch?v=p5jbtKFxGZM
Ten kłamiący katobiskup mówi: "Chrystus jest dzisiaj pogardzany przez dyrygentów kontynentu europejskiego..". Jeśli jego rozumienie Ewangelii jest takie jak jego postepowanie, to istotnie, tego typu wartości i zachowania jakie reprezentuje ów katobiskup są nawet bardziej niż pogardzane. Są widzine jako obrzydliwe i piętnowane.
Czemu ludzie w tym kraju zachowują się tak a nie inaczej
Czytelnik CIA, Sob, 2006-07-08 17:49 PublicystykaRas_Ajri
Ja zmieniłem swoje zachowanie jak zmieniłem religię. Nie chcę nikogo urażać, ale mi sie wydaje że w tym kraju lepiej nie będzie bo mamy w nim taka a nie inną religię. Religię która produkuje jakieś uprzedzenia wobec ludzi innych wyznań, produkuje jakieś rasistowskie prześladowania i widzi w niekatolikach same spiski. Religię która jest oparta na czczeniu kawałka wafelka umieszczonego w złotym posążku, albo kawałków ciała różnych osób w złotych pudełkach, albo jeszcze różnych świętych malowanych kawałków drewna obitych wkoło złotem.
Nie chcę nikogo urazić piszę jak to widzę. I uważam że zachowanie wypływa z wartości jakie ktoś ma w sobie. Często, choc przecież nie zawsze, te wartości wynikają z wyznania danej osoby. Skoro wyznanie tego kraju potrafi produkować rasistów w stylu Ojca Rydzyka czy prałata Jankowskiego oraz rzesz faszystów, to w nim lepiej nie będzie. Skoro wzorem osoby nachalnie promowanym w tym dziwnym kraju jest zostanie papieżem (zapewne celem chwalenia radia Maryja), a nie jakieś inne światopoglądy (choćby takie że należy sobie fajnie i uczciwie żyć oraz pomagac innym ludziom jeśli się może) to nie należy się dziwić jego obecnemu stanowi i powodzi pobożności z której nic nie wypływa, bo pewno jest ona na pokaz tylko.
Klękam teraz na kolana przed papierową kopią kawałka malowanego drewna wyświęconego na Królową naszego kraju (!) i będę sprawdzał jak to jest być Prawdziwym Polakiem.
Rynek bez kapitalistów
jaś skoczowski, Czw, 2006-07-06 22:59 Świat | Gospodarka | PublicystykaNapisała Frances Moore Lappe, 23 lipca 2006
W północnym regionie Włoch, autorka “Diety dla małej planety” odkryła ludzi, których sposób bycia, opierający się na współpracy, przypomina czym jest ludzka godność.
Ekonomia rynkowa i kapitalizm są synonimiczne – a przynajmniej ściśle ze sobą powiązane. W takim przekonaniu żyje większość amerykanów. Ale niekoniecznie tak jest. Kapitalizm – władza kontrolujących podaż po to, by wzbogacić udziałowców – jest tylko jednym ze sposobów działania rynku. Oczywiście trudno wyobrazić sobie jak mógłby działać jakiś system ekonomiczny jeśli operuje się tylko abstrakcjami. Pomocne byłoby pokazanie przykładu z rzeczywistości.
I właśnie zaraz to zrobię.
W maju spędziłam pięć dni w Emilia Romagna, regionie północno-środkowych Włoch, gdzie żyją cztery miliony ludzi. Tam, przez ostatnie 150 lat, sieć konsumenckich, rolniczych i zarządzanych przez pracowników spółdzielni zdołało wytworzyć od 30 do 40 procent regionalnego PKB. Dwóch na trzech ludzi w Emilia Romagna to członkowie spółdzielni.
Region, którego centrum jest Bolonia, jest domem dla 8000 spółdzielni, produkujących wszystko, od ceramiki, poprzez ubrania do specjalnego sera. Ich wysiłki są ze sobą powiązane poprzez sieci oparte o coś, co liderzy spółdzielni nazywają „wzajemną zależnością”. Wszystkie spółdzielnie oddają 3 procenty swojego dochodu na wspólny fundusz służący rozwojowi ruchu spółdzielczego i wsparciu organizacji dostarczających spółdzielniom pomocy finansowej, doradzającej im w sprawach taktyk sprzedaży, prowadzeniu badań oraz przeprowadzającym szkolenia techniczne.
Założenie jest takie, że dzięki pomaganiu sobie wszyscy zyskują. I tak jest. Dochód na osobę jest o 50 procent wyższy w Emilia Romagna niż przeciętny dochód narodowy na osobę.
Korzenie ruchu spółdzielczego w Emilia Romagna sięgają głęboko – i są zróżnicowane. Tutaj w Stanach Zjednoczonych wielu sadzi, że katolicyzm i socjalizm są nie do pogodzenia. We Włoszech jest inaczej. Na włoską, powojenną lewicę miała duży wpływ krytyka kapitalizmu stworzona przez teoretyka socjalizmu, Antonio Gramsciego. Choć został uwięziony przez Mussoliniego i umarł jedenaście lat później, w wieku 46 lat, wciąż będąc pod strażą, poglądy Gramsciego przetrwały. Jednocześnie kościół zaczął doceniać rolę spółdzielczości we wzmacnianiu rodziny i wspólnoty – zgodnie z tym, co pisał papież Jan XXIII w encyklice z 1961.
Czego nie zrozumieli nacjonaliści?
Yak, Czw, 2006-07-06 19:33 Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmKategoria tożsamości narodowej jest zwyczajną bujdą. Tzw. „poczucie tożsamości narodowej” nie jest bynajmniej „tysiącletnią tradycją”, a jedynie wytworem ledwie 100-letniej ideologii nacjonalizmu.
Głosiciele tej ideologii chcą nas przekonać, że najróżniejsze jednostki i grupy społeczne posiadają jeden wspólny interes narodowy, który jest sprzeczny z interesem narodowym innych nacji. Czyż nie jest absurdem twierdzić, że wszyscy ci, którzy mówią jednym językiem i są obywatelami jednego skrawka ziemi, mają zgodne interesy? Ale nawet jeśli przyjmiemy to uproszczenie i zgodzimy się, że pewne grupy społeczne mają pewne dążenia i potrzeby wytworzone przez warunki materialne i kulturowe, w których przyszło im się wychowywać, jaki sens może mieć twierdzenie, że – dajmy na to - pracownicy niemieccy mają zasadniczo różne interesy niż pracownicy polscy?
Według optyki nacjonalistycznej polski przedsiębiorca wyzyskujący polskich pracowników robi to zgodnie z interesem narodowym, podczas gdy przedsiębiorca zagraniczny robiący dokładnie to samo z pracownikami narodowości polskiej i pracownikami innych narodowości działa na ich szkodę. Absurd optyki nacjonalistycznej jest aż nadto widoczny. W rzeczywistości jedyną szansą pracowników na to, by skutecznie walczyć o swoje prawa w zglobalizowanym świecie jest właśnie solidarność pracowników ponad granicami. Taka solidarność jest nie do pomyślenia w ciasnym umyśle nacjonalisty.
Konstrukcja ideowa utożsamiająca tożsamość narodową (która i tak jest fikcją) z realizacją określonych interesów ekonomicznych nie ma żadnych podstaw logicznych i służy jedynie zaciemnianiu właściwego obrazu rzeczywistości politycznej.
Nacjonaliści utożsamiają narodowość z wyznawanymi poglądami politycznymi. Liberalizm w sferze gospodarczej, lub obyczajowej ma więc wyrastać z określonego pochodzenia narodowego. Łatwo pomija się wtedy wszystkie fakty przeczące takim teoriom: Żydów zwalczających syjonizm, Polaków nie kochających papieża, itp… Utopijna konstrukcja narodu i jego wartości przesłania wyznawcom idei nacjonalizmu realnych ludzi, ich rzeczywiste dążenia i poglądy. Myli się przy tym zupełnie kategorie ekonomiczne i kulturowe.
Armia jest po to aby walczyć
oski, Czw, 2006-07-06 18:01 Kraj | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmPrezydent Polski powiedział prawdę. Rzecz to godna odnotowania, bo w tym środowisku rzadko spotykana.
Otóż w Szczecinie podczas spotkania z najemnikami w koszarach Wielonarodowego Korpusu Północ Wschód 28 czerwca 2006 po obchodach Czerwca’56 Lech Kaczyński stwierdził: „Ale mam jedną zasadę: jeżeli utrzymujemy za miliardy armię, to ona jest od tego, by walczyć, takie jest przeznaczenie każdych sił zbrojnych. W przeciwnym razie nie ma potrzeby wydawać na nie pieniądze.”
Podobnego zdania zdaje się być prezydent USA, który by móc dalej wydawać miliony stworzył wroga, mitycznego terrorystę, na których i bomby atomowe będą zrzucać. Nie szkodzi to że terroryzm jest eksterytorialny jak i kapitalizm. Skoro się bomby wyprodukowało – szkoda by się zmarnowało.
Lech Kaczyński troszczy się by nie zabrakło sposobów na marnotrawienie publicznych pieniędzy. I już z uśmiechem na ustach chce wysłać armie do Afganistanu, gdzie mogą być trupy. Wszak taka powinność jest żołnierza by w swe życie poświęcał w obronie… hm, czego?
Wiadomo, że talibowie zagrażają naszym granicom i suwerenności, czatują na piękne polskie kobiety, których sława dobiegła i do naszych wrogów, wywołując nieokiełznaną chuć i pragnienie posiadania; że pałają nienawiścią do kultury Zachodniej i pragną ograniczyć wolność picia Coca-Coli. Na szczęście mamy armie, silną armie, na którą idą grube miliardy z publicznych funduszy zamiast na budownictwo socjalne, służbę zdrowia czy domy dziecka. Armia ta nas obroni mordując wzorem USA talibów i wysadzając miejsca kultu wszetecznej religii. A gdy się skończy Afganistan czy Irak zawsze się znajdzie wróg. Bo znaleźć się musi.
Lech Kaczyński powiedziała prawdę, że skoro nie ma wroga armia jest niepotrzebna, jest czystym marnotrawstwem publicznych pieniędzy. Wniosek jaki z niego wyciągnął raczej nie należy do szczytnych wyjątków.
Armia jest po to aby walczyć. Gdy nie ma z kim walczyć, to trzeba stworzyć jej wroga. Jakieś zagrożenie przed którym ma ‘nas’ bronić. Wszak te grube miliony zasilają czyjeś kieszenie. I te kieszenie mówią cicho i autorytarne: Armia istnieć musi!
Czym jest grupa G8?
Akai47, Czw, 2006-07-06 05:28 PublicystykaGrupa G8, to grupa ośmiu najbardziej wpływowych ekonomicznie państw na świecie: Stanów Zjednoczonych, Francji, Rosji, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Japonii, Włoch I Kanady. To jedyna w swoim rodzaju instytucja kontrolowana przez ośmiu mężczyzn. Kraje wchodzące w skład grupy G8 stanowią zaledwie 14% ludności świata, ale dysponują jednocześnie 65% bogactwa świata. Mając pieniądze, kraje te mogą wywierać znaczący wpływ na gospodarkę i politykę światową. Grupa G8 wyznacza kierunek polityki takich instytucji globalnych, jak Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF) i Światowa Organizacja Handlu (WTO).
Antysemityzm polskiego Kościoła Katolickiego przed II wojną światową
Czytelnik CIA, Śro, 2006-07-05 18:49 PublicystykaRas_Ajri
"Sprawa żydowska istnieje, i będzie istnieć tak długo jak Żydzi będą
Żydami. Faktem jest że Żydzi walczą z Kościołem katolickim, tkwią w wolnomyślicielstwie, stanowią awangardę bezbożnictwa, ruchu bolszewickiego i akcji wywrotowej. Faktem jest, że wpływ żydowski na obyczajowość jest zgubny, a ich zakłady wydawnicze propagują pornografię. Prawdą jest, że Żydzi dopuszczają się oszustw, lichwy i prowadzą handel żywym towarem. Prawdą jest, że w szkołach wpływ młodzieży żydowskiej na katolicką jest na ogół pod względem religijnym i etycznym ujemny..."
(...)
-list pasterski faszystowskiego prymasa, rasisty i antysemity Kardynała Hlonda, "O katolickie zasady moralne", który został wydany 29 lutego 1936
Katolicki prymas pisze na 3 lata przed wybuchem II wojny światowej: "W stosunkach kupieckich dobrze jest swoich uwzględniać przed innymi, omijać sklepy żydowskie i żydowskie stragany na jarmarku (...). Należy zamykać się przed szkodliwymi wpływami moralnymi za strony żydostwa, oddzielać się od jego antychrześcijańskiej kultury, a zwłaszcza bojkotować żydowską prasę i żydowskie demoralizujące wydawnictwa (...)".
Kardynał ten przykazanie "miłuj bliźniego swego" w odniesieniu do Żydów rozumiał tylko jako "nie zabijaj", i odradzał wyrządzanie fizycznych szkód Żydom. Dobre i to.
Czołowe katolickie pisma antysemickie to: miesięcznik „Rycerz Niepokalanej” (200 tys. nakładu), poznański tygodnik „Przewodnik Katolicki” (150 tys.) i wydawany od 1935 r. przez franciszkanów „Mały Dziennik” (100-300 tys.) – oraz radykalny miesięcznik ojców marianów „Pro Christo”. Naukowcy którzy analizowali zawartość tych katolickich pism, piszą o wyłaniającym się obrazie
"Kościoła ściśle powiązanego z antysemicką propagandą". Taka agresywna postawa dominowała, inne tony można było znaleźć tylko okazjonalnie.
Dziś warto przypomnieć postawę czołowych przedstawicieli kleru katolickiego i jego mediów w przededniu wybicia na naszej ziemi przez nazistów niemal wszystkich 3,5 milionów ludzi narodowości Żydowskiej zamieszkujących wcześniej ten kraj, a następnie wybijania ich nieddobitków przez polskich katolików.
Katolickie media ukrywają prawdę o tym jak polscy katolicy współpracowali z hitlerowcami
Czytelnik CIA, Śro, 2006-07-05 14:38 PublicystykaRas_Ajri
Przeglądałem właśnie strony bez katolickiej cenzury i znalazłem informację o tym co robili katolicy przed II wojną światową i w czasie II wojny światowej z Żydami. To katolicy wymyślili Holokaust. Nasi polscy katolicy w większości kolaborowali w rzezi Żydów, a Żydów broniły i ukrywały tylko nieliczne jednostki, które jeszcze się tego wstydziły i to ukrywały! Media katolickie kłamią i ukrywają po dziś dzień przestępstwa katolików. Bo tu chodzi o katolików, a nie Polaków żadnych! To katolicy mordowali, i taka była przez wieki ich religia! Państwo Izrael uznali dopiero w 1993 roku!
"W latach trzydziestych przez Polskę przetoczyła się fala ponad 150 zajść antyżydowskich. Polacy, mieszkańcy miast i miasteczek, niszczyli mienie żydowskich współobywateli i stosowali wobec nich przemoc. W czerwcu 1936 roku wybuchł w Mińsku Mazowieckim trwający 4 dni pogrom. W jego wyniku miasto opuściło ok. 3 tys. Żydów, poszkodowanych zostało 41 osób, podpalono 6 domów żydowskich. Policja aresztowała 20 Polaków, podejrzanych o napady i demolowanie sklepów żydowskich". (wg ruburak.friko.pl)
"W 1179 roku trzeci sobór laterański dekretuje, że „chrześcijanie, którzy ważyli się współżyć z Żydami, podlegają ekskomunice”. Innocenty III nazywa ich w roku 1205 „wyklętymi przez Boga niewolnikami” i pisze do hrabiego Tuluzy, którego obłożył ekskomuniką: „Na pohańbienie chrześcijaństwa obdarzasz Żydów urzędami […]. Nasz Pan zmiażdży Cię!”
"W r. 1215 sobór laterański zmusił Żydów do noszenia specjalnego stroju, a „prosty ten środek, dzięki któremu Żydzi w natarczywy sposób rzucali się w oczy sfanatyzowanym masom, potęgował nienawiść katolików, ułatwiając znacznie późniejsze rzezie”. Lecky powiada:„Czyniono wszystko w celu odcięcia ich od reszty ludności, napiętnowania jako celu nienawiści śmiertelnej i stłumienia wszelkiego współczucia dla ich cierpień. Byli oni zmuszani nosić odrębną odzież i mieszkać w osobnych dzielnicach”.