Publicystyka

Fundacja Zaczyn – Stanowisko w sprawie protestu 10 czerwca w Poznaniu

Publicystyka

CHLEBA ZAMIAST IGRZYSK

Być może nie da się dziś oceniać sławy, która spłynie na Poznań dzięki rozegraniu się tu kilku meczy w piłkę kopaną.

Być może (z pewnością!) europejskie media doniosą europejskim potęgom o istnienie kraju takiego jak Polska, gdzie średnia płaca jest 4 razy niższa niż w całej Unii Europejskiej. I takiego miasta jak Poznań, w którym oddział policyjnej prewencji asystuje w eksmisji schorowanej obywatelki miasta na wózku. Wszystko to jest na youtube.com.

Być może zobaczywszy Wielki Stadion, ufundowany na cięciach w sektorach opieki, edukacji (na kobietach!), mistrzostwa Europy (mężczyzn) w piłkę kopaną sprawią, że inni (mężczyźni), w wielkich korporacjach polubią miasto i jego mieszkańców (mężczyzn?). Być może przyjmując Nasz Wielki Dar Stadion podarują nam na krótko fabrykę i wybudują nam kolejny stadion.

Być może, zobaczywszy w jaki sposób włodarze miasta prowadzą politykę w dziedzinie mieszkań socjalnych, która sprowadza się do wybudowania kontenerów (niedopuszczonych przez stosowne służby do zamieszkania), być może stwierdzając krótkowzroczność, jeśli nie ślepotę władzy równocześnie dojdą do wniosku, że to łatwi zawodnicy jeśli chodzi o manipulację. Informacje te sprzedawano przecież w kioskach, mówiło się o tym na placach handlowych, a pamięć jest trwała.

Kto zarobi na Euro? My? Wszyscy? Z pewnością!

Zyskamy bezcenne doświadczenie uczestnictwa w absurdalnym tańcu z bramkami. Oczaruje nas powalający drybling elit miast, zmiecie atak państwa, zabąbelkują bąbelki piwa. Ugoszczą nas wszystkich prewencja i polityka wszystkich partii władzy. Ich karne i prawe dłonie dzierżą już falliczne pały sprawiedliwych: białe dla zmobilizowanych, czarne dla miejskiej piechoty. Za to i za wszystko inne nie zapłaci za nas Mastercard, ale my.

Hasło na dziś: Transparentne – w Polsce? tylko tarcze policji z pleksi.

* * *

Być może jednak Poznań zostanie ozłocony, problemy jego mieszkańców rozwiązane, a na wszystkich nas skapnie złoty deszcz bogaczy. Pomyślmy przez chwilę pozytywnie: Grobelny kanonizowany, Litar uznany za kibica numer jeden Naszej Reprezentacji. Oj nie! Nie lekceważmy potęgi futbolu – w przypadku zwycięstwa Polskiej reprezentacji w mistrzostwach mężczyzn w piłkę kopaną Sens Świata zmieni się diametralnie. Tylko poprzedniego zdania nie kryła warstwa gorzkiej ironii (ale kibicujemy Wam, chłopaki, dacie radę, a jak co – nic się nie stało, Polacy…).

* * *

10 czerwca chcemy spotkać się manifestując przeciwko absurdalnym inwestycjom i absurdalnym brakom inwestycji w mieście i państwie. Pójdziemy na mecze piłki amatorskiej, być może same i sami trochę pokopiemy. Wraz z komitetem “Chleba zamiast igrzysk” będziemy uczestniczyli w akcjach mających obnażyć iluzoryczną jedność fundowaną przez polityków, kapitał i media.

Fundacja ZACZYN

http://chlebazamiastigrzysk.wordpress.com/2012/04/10/fundacja-zaczyn-sta...

Syndykalizm na Węgrzech - Działalność Ervina Szabó

Historia | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Ervin Szabó jest postacią znaną na Węgrzech, trochę w Rosji natomiast zupełnie zapomnianą na świecie. Socjolog, bibliotekarz, główny teoretyk wolnościowego syndykalizmu w kraju.

Urodził się 23 sierpnia 1877 w miejscowości Slanitsa, pochodził z ubogiej, zasymilowanej rodziny żydowskiej. Studiował prawo na Uniwersytecie Wiedeńskim. Jego mocnymi stronami były statystyka oraz bibliotekoznawstwo. W 1899 doktoryzował się. Po kilku latach pracy w Bibliotece Miejskiej Budapesztu w 1911 roku został jej dyrektorem.

W trakcie swojej pracy w bibliotece prowadził działalność naukową w Towarzystwie Nauk Społecznych. W 1906 został jego wiceprezesem. Regularnie opisywał działalność ruchu robotniczego na świecie w periodyku „Dwudziesty Wiek”. Kontaktował się z Kautskym, Mehringiem, Plehanowem i Sorelem.

Działalność polityczną zaczynał od socjaldemokracji. Do Socjaldemokratycznej Partii Węgier wstąpił po skończeniu studiów. Szabó należał do jej radykalniejszej frakcji. Przebywając w Wiedniu miał styczność z rewolucjonistami rosyjskimi.

Dzień Gniewu Społecznego oczami uczestników FA Częstochowa

Publicystyka | Ruch anarchistyczny

31 marca w ramach globalnego dnia protestu w Warszawie odbył się Dzień Gniewu Społecznego. Ponieważ dzień wcześniej, także w stolicy, protesty organizowali działacze związkowi przeciwko reformie emerytalnej, postanowiliśmy jako FA Częstochowa uczestniczyć w tym wydarzeniu i pogniewać się również z nimi ;)

Do stolicy dzięki wcześniejszemu zaklepaniu miejsc dojechaliśmy wraz ze związkowcami z Solidarności, atmosfera powszechnego wkurwienia na rząd nastrajała nas optymistycznie. W swej naiwności wierzyliśmy ze taka masa ludzi nie jedzie na piknik, nie będą prosić na kolanach rząd o danie nam wypowiedzenia się w referendum co mamy do powiedzenia na temat kolejnego skoku na kasę społeczeństwa ze strony Tuska i jego bandy.

W trakcie jazdy mogliśmy wysłuchać przemówienia w sejmie przewodniczącego Dudy, jak i kilku przemówień posłów. Mimo merytorycznego przygotowania pana Dudy, jego przemówienie zdominował głos tzw. Opozycji. Szczególnie wystąpienie prezesa PISu było oderwane od rzeczywistości, obietnice tego że "gdy nas wybierzecie to reforma emerytalna PO pójdzie do kosza" brzmi jak kiepski żart.

Ponieważ protest Solidarności dość dokładnie został zrelacjonowany, nie pozostaje nam w tym temacie nic więcej, jak odesłać zainteresowanych do komentarzy na CIA, jak i oficjalnych mediów i wyrobieniu sobie własnej opinii.

Piątek w stolicy upłynął nam pod znakiem podróżowania po mieście, głównie celem wzięcia udziału w kilku pikietach, a tym samym wsparcia naszych znajomych (i nieznajomych) w ich działaniach. Na co dzień w Warszawie akcje protestacyjne są bardzo rozpowszechnione, codziennie odbywa się ich co najmniej kilka. Ma to swoje dobre i złe strony oczywiście. Dobra jest sama idea protestu i cieszy, że niektórym chce się działać. Zdecydowanie na minus jest w takiej sytuacji zainteresowanie ludzi, którzy z powodu braku czasu( tempo poruszania się w stolicy jest co najmniej przyspieszone ;p) czy też po prostu znudzenia ciągłymi akcjami, nie wykazują zbytniego zainteresowania. Akcje, w których braliśmy udział to: protest Wolnej Palestyny oraz pikieta przeciwko prywatyzacji szkolnych stołówek w warszawskich szkołach. Pikietę organizowali działacze ZSP Warszawa a wiec współorganizatorzy Dni Gniewu Społecznego.

Po tak burzliwym dniu resztę dnia spędziliśmy w Infoszopie na Pradze, wieczorem dotarli sympatyczni ludzie z Leszna i mogliśmy sobie na luzie pogadać. Część dyskusji dotyczyła demonstracji. Reszta to luźne rozmowy na tematy wszelakie[sorry Marchewa- Mały].

31 marca Dzień Gniewu Społecznego

Pomimo kiepskiej i mało wyjściowej pogody, do lokalu zaczęli docierać ludzie spoza Warszawy, głównie z Wrocławia(ZSP, Akcja Lokatorska).Fajnym dla mnie osobiście faktem było spotkanie ludzi którzy kiedyś aktywnie działali w FAŚ-iu.(Michał)

Protest mimo pogody zgromadził około 200 osób z różnych organizacji, między innymi z sekcji FA. Ale tak naprawdę dla nas powodem do dumy jak i zadowolenia był tak liczny udział w demonstracji ludzi z organizacji lokatorskich. Mimo deszczu Ci starsi ludzie byli pełni zapału jak i energii czego mogą im pozazdrościć tak zwani „aktywiści”, którym nie chciało się wyjść tego dnia z domu. Sam protest mimo ze trasa dość długa przebiegał spokojnie i odbył się bez żadnych incydentów. Sporo śmiechu wywołał u nas kordon policji ochraniający pomnik Dmowskiego, szczególnie w momencie, gdy jeden z policjantów zapytał czy będziemy przy pomniku składać kwiaty (pytanie za sto punktów :D).

Ponieważ relacja z Dni Gniewu już widnieje na stronach Centrum Informacji Anarchistycznej, nam pozostaje już tylko krótkie podsumowanie.

Po naszej wizycie w stolicy ciśnie się na usta pytanie: Gdzie są Ci wszyscy wkurwieni? Ci oburzeni na działania rządu? Ci, którym panujący system i rządy nie odpowiadają? I nie mówię tutaj tylko o „wolnościowcach”(choć o nich głównie), ale o wszystkich tych, których można usłyszeć na co dzień na ulicach, w środkach komunikacji, czy też(a raczej głównie) w internecie, narzekających na rząd, podatki itp. Na facebooku łatwo kliknąć w wydarzenie i szpanować, gorzej się na nim pojawić. Wygodniej też siedzieć w ciepłym pokoju i napisać na forum, że się popiera, że spalić sejm i „tak trzymać”, bo „ktoś im musi w końcu pokazać, że się nam nie podoba, co robią”. A może trzeba każdemu z osobna wysyłać oficjalne zaproszenia, jak zasugerował po całej akcji członek lubuskiej komisji IP? Widocznie poczuł się taką osobistością, że bez oficjalnego zaproszenia ani rusz. Może jeszcze taksówkę i catering do tego? Mimo wszystko osób powiązanych z FA i organizacjami lokatorskimi było sporo( wielu spoza Warszawy), a co z jej mieszkańcami? Widocznie nie jest im jeszcze na tyle źle, żeby wyszli na ulice i zaczęli walczyć o swoje prawa…

Smutnym faktem, który kładzie się cieniem na protest jest bojkot(?) skłotersów z Elby i ich nieobecność na demonstracji. Co nimi kierowało? Według jednej z wersji ich bojkot spowodowany był zatargiem z jednym z organizatorów protestu (ZSP Warszawa). Naszym celem nie jest dociekanie przyczyn konfliktu, to sprawa ludzi, których ten konflikt dotyczy bezpośrednio. Wszakże są dorośli, przynajmniej wiekowo. Ale pozostaje niesmak i zażenowanie krótkowzrocznością osób związanych z Elbą. W ostatnim czasie doszło do wydarzeń na skłocie, szeroko komentowano wjazd policji, szykany, pobicia itp. Wsparcie jakie zostało udzielone mieszkańcom można było zaobserwować podczas demonstracji w ich obronie. W tym proteście brali również udział prascy lokatorzy z KOL-u. Nie wiem jak wy "aktywiści" z Elby ale mnie jest za Was wstyd, zapewne dla was ważniejszym jest poparcie gazety wyborczej, Żakowskiego czy innych "lewicowych" dziennikarzy od tych steranych życiem wyszydzanych nieraz "moherów". Rozumiem ze teraz kiedy władze stolicy z Wami rozmawiają chcą wam pomóc, nietaktem było by z waszej strony protestowanie przeciwko tej władzy.

Mam nadzieje ze aktywiści którzy Was wsparli w potrzebie również Wam podziękują w odpowiedni sposób. My tym tekstem już to zrobiliśmy:) Nie wiem czy ograniczanie się do działania tylko na swoim podwórku na dłuższą metę Wam się opłaci, bo ludzie, którzy przyjeżdżają Was bronić z drugiego końca Polski(ale i miejscowi) mogą w końcu zrezygnować ze swojej dotychczasowej aktywności i może zabraknąć im chęci, kiedy nie docenia się ich wsparcia i nie mogą liczyć na nie z Waszej strony.

Uwagi groźby itp. przesyłać na adres FA Częstochowa.
Goha, Mały.

P.S. Pozdrowienia dla ekipy z Infoszopu ;)

http://www.federacja-anarchistyczna.pl/component/k2/item/626-dzie%C5%84-...

Strajk generalny w Wielkiej Brytanii w 1926 r.

Historia | Prawa pracownika | Protesty | Publicystyka

Artykuł ten jest zaczerpnięty z najnowszego (4) numeru pisma - Kurier Syndykalistyczny - które ukazuje się w Wielkiej Brytanii i jest skierowane do polskojęzycznych pracowników. Pismo ukaże się niebawem.

Pierwszy i jedyny jak dotąd strajk generalny w Wielkiej Brytanii rozpoczął się 3 maja 1926 roku i trwał przez dziesięć dni. Było to wydarzenie bezprecedensowe i na tak wielką skalę, że zaskoczyło wszystkich – od rządu, pracodawców a także samych robotników – zarówno tych, którzy wzięli udział w strajku, jak tych którzy od niego się dystansowali. Strajk został zwołany przez Kongres Związków Zawodowych (Trades Union Congress – TUC) w ramach wsparcia solidarnościowego dla strajkujących górników, głównie w północnej Anglii, Szkocji i Walii. Górnicy strajkowali przeciwko drastycznym obniżkom płac przy jednoczesnym zwiększeniu czasu pracy, a ich walka z ubóstwem trwała od zakończenia pierwszej wojny światowej. Właściciele kopalni dokonali lokautu, gdzie ponad milion górników miało zakaz zbliżania się do kopalni.

Strajk górników rozszerzył się na Londyn, kiedy drukarze odmówili wydrukowania gazety Daily Mail, w której miał ukazać się krytyczny w stosunku do strajkujących i związkowców artykuł.

Warszawa – miasto zamkniętej przestrzeni

Publicystyka

Warszawa jest, jak bohaterki filmu Katarzyny Rosłaniec – „Galerianki”, drapieżne, krzykliwe, pewne siebie, aroganckie i mające za nic wrażliwych ludzi. Ciężko jest żyć w mieście, w którym za mniej niż 3 tysiące złotych nie daje się utrzymać przez miesiąc. Warszawa jest droga i będzie jeszcze droższa. Cenny podbijają nie tylko deweloperzy, ale również władze miasta w kamienicach oraz blokach komunalnych. I tak, od co najmniej dziesięciu lat wykańczani są właściciele sklepów, nie dających już radę płacić, coraz wyższych czynszów. Znikają z krajobrazu centrum sklepy papiernicze, spożywcze, pasmanteryjne, a pojawiają się na ich miejsce sieci aptek oraz banków. Tradycyjny handel zbywany jest do centrów handlowych oraz galerii. Znikają również bazary, które były częścią osiedli, a na tereny, na którym się znajdowały, położyli łapę deweloperzy. Przestrzeń miejską zagarnęli również oni, pod biura oraz zamknięte osiedla. Warszawa zaczyna przypominać Mexico City, gdzie bogaci odgrodzili się od biednych kordonem bram, płotów czy ochroniarzy, a nad ich bezpieczeństwem czuwa dodatkowo wojsko oraz policja, które w jawny sposób lekceważy interesy biedniejszych mieszkańców meksykańskiej stolicy, żyjących na jej obrzeżach w tzw. faflach. Ich interesu nikt już nie chroni od dawna.

Twierdza Warszawa

W latach osiemdziesiątych XIX wieku, cara Aleksander III kazał wybudować pierścień fortów wojskowych, ciągnących się od terenów dzisiejszej Woli po Służew na Mokotowie. Decyzja rosyjskiego monarchy podyktowana była pogarszającymi się relacjami Rosji z Niemcami, obawą o wojnę z zachodnim sąsiadem. Była to również kara dla niepokornych Polaków. Przez działania cara oraz jego administracji rozwój Warszawy utknął na wiele dziesięcioleci w martwy punkcie. Dziś władze Warszawy fundują nam także twierdze, tyle że mieszkalną. Z tymże zamiast wojska są tam ludzie, mającymi warunki materialne by w nich zamieszkać. Inni są wyrzucani, najczęściej drogą legalnej lub nielegalnej eksmisji na obrzeża stolicy lub na bruk.

Zamknięte osiedla są wszędzie, zajmują coraz więcej i więcej naszej przestrzeni publicznej. Od zwykłych bloków mieszkalnych zbudowanych w minionych dekadach dzieli ich wiele, tak jak przyjęło się sądzić o ich mieszkańcach. Brama zamykana na fotokomórkę, z budką, gdzie stoi na posterunku ochroniarz, który identyfikuje każdego, kto chce wejść do tego rajskiego ogrodu mieszkaniowego. Tak samo ten temat tyczy się domów jednorodzinnych. Czego się boją mieszkańcy, takich zamkniętych osiedli? Zwykłych ludzi. Czyli kogo? Tych nie będących z ich kasty. Najpewniej tak, bo przecież oni są inni, biedniejsi, czyli gorsi. Niestety takie podejście mają władze Warszawy, faworyzować bogatszych kosztem biedniejszych. Dla tego polityka mieszkaniowa warszawskiego ratusza wygląda, tak jak wygląda. Zero budownictwa komunalnego, za to deweloperskiego jak najbardziej. Nie wszystkich stać na mieszkania w apartamentach za strzeżoną bramą. Potrzeby lokalowe nie są już od dawna zaspakajane, bo według władz miasta zaspakaja je rynek. Co nie jest prawdą. Warszawiacy mają zróżnicowaną sytuację materialną. Niestety urzędniczy stołeczni nie kwapią się, by tą sytuację zmienić, a zresztą oni chcą tylko administrować miastem, spokojnie przesiedzieć te kilka kadencji w radzie miasta czy dzielnicy, brać za nic nierobienie pieniądze i tak aby do emerytury, bez wychylania się ponad innych. Prezydent Hanna Gronkiewicz – Waltz skomercjalizowała wraz z PO miasto, którym pojęcie zysku stało się rzeczą nadrzędną ponad dobrem społecznym, dobrem ogółu.

Pani prezydent postępuje jak przedostatni car Rosji wobec Warszawy, bezwzględnie z pozycji silniejszego, który ma wyłącznie rację, a inni jej nie mogą mieć, gdyż są obrońcami złej sprawy. Mieszkańcy o małych dochodach są z góry na straconej pozycji, jeśli chodzi o mieszkania. Tyczy się tak samo ludzi starszych, jak i młodych, osób samotnych oraz rodzin. Brak polityki mieszkalnej stołecznego ratusza, daje już od lat efekt taki, że rynek wynajmu mieszkań kwitnie i stanowi czarną strefę, wyjętą z poza jakiejkolwiek kontroli instytucji państwowych oraz prawa. Co zatem oferują „zacni” Warszawianie? Bardzo różnorodny standard swoich mieszkań, w częstych przypadkach zapyziałe, zaniedbane, widując cenny do niebotycznych sum. Rodzi to patologię, lecz nikogo to nie interesuje. W końcu to stolica, tu można każdemu dyktować warunki. Jeszcze jedna jest rzecz stratna dla zwykłego mieszkańca Warszawy, pod budowę zamkniętego osiedla poświęca się często plac zabaw dla dzieci. Obrazem tego jest ulica Ateńska, gdzie do 1998 roku istniał tam duży plac zabaw, dziś ograniczony jedynie do niewielkiego skrawka ziemi. Najpierw okrojony na rzecz budowania kościoła pod wezwaniem Miłosierdzia Bożego, a potem pod zamknięty blok, budowany na zlecenie SBM „Ateńska”. Nigdy nie zawiązała się więź między mieszkańcami tego zamkniętego bloku, a resztą mieszkańców dawnego osiedla im. Mikołaja Kopernika (obecnie osiedla „Ateńska”). Przykład ten pokazuje też, że celem spółdzielni jest budownictwo komercyjne, a nie tanie budownictwo mieszkaniowe.

Warszawa była na przełomie XIX i XX wieku twierdzą wojskową, dziś jest twierdzą mieszkalną, w której nie mogą zamieszkać osoby, rodziny o niskich dochodach. Ratusz nie ma dla nich żadnej alternatywy, jedynie życie pod przysłowiową chmurką. Kolejnym problemem stolicy poza zamkniętymi osiedlami są biurowce. Budowanie ich było swoistą samowolką, deweloperzy budowali jak chcieli i gdzie chcieli, ratusz dawał zgodę bez mrugnięcia okiem. Dla tego centrum miasta, wygląda jak koszmar z kosmosu. Doszło nawet do takiego absurdu, że deweloperzy każą burzyć nawet dwudziestoletnie budynki, przykładem jest Hotel „Mercury” przy al. Jana Pawła II, który zbudowano w 1993 roku. Celem działań deweloperów w centrum Warszawy jest uczynienie z tego miejsca las wysokościowców. Niestety i w tym przypadku może być wolna Amerykanka, a każdy będzie mógł budować architektoniczne knoty, udające „cuda” budowlane prosto z zachodnich metropolii.

Zamek Królewski Warszawie – spółka akcyjna S.A.

Niestety nie tylko polityka mieszkaniowa szwankuje, również polityka kulturalna leży na obie łopatki. Wejście do podwarszawskiej rezydencji Jana III Sobieskiego to koszt około 20 zł, (niedziela jest bezpłatna) wejście do parku wilanowskiego, to koszt około 7 zł (czwartek jest bezpłatny). Wejście do Zamku Królewskiego wynosi w zaokrągleniu 60 zł (niedziela jest bezpłatna, ale trasa zwiedzania tego dnia ogranicza się jedynie do kilku sal zamkowych). W Muzeum Narodowego oraz Wojska Polskiego koszt biletu wynosi razem około 30 zł, jak nie więcej. Środa i sobota to dni bezpłatne w obu instytucjach. Owe placówki kulturalne o charakterze narodowym, mającym dotacje za państwa, czyli z naszych podatków podwyższają cenę biletów, tłumacząc się kryzysem i z roku na rok zmniejszającą się pulą z pieniędzy publicznych. Nawet gdy nie było kryzysu argument był taki sam. Więc wygląda na to, że wszystko zmierza to komercjalizacji kultury oraz instytucji kulturalnych, a na pewno ograniczenia jej dostępności. Kiedy Warszawa starała się o miano Europejskiej Stolicy Kultury 2016, ratusz zachowywał pozory dbania oraz chęci rozwiania tej dziedziny społecznej w mieście. Dziś dawno po przegranej z Wrocławiem, ważne jest teraz EURO 2012 oraz strefa kibica pod Pałacem Kultury i Nauki. Pieniądze ze zmniejszonych dotacji dla stołecznych teatrów trafią właśnie na wyżej wspomniany cel. O tym fakcie poinformowała w „Poranku Radia TOK FM” (3 kwietnia 2012 roku), prezydent stolicy. Wymusiły takie działanie zobowiązania wobec UEFA, jako miasta współgospodarza mistrzostw. Dyrektorzy teatrów zapowiadają, że przez takie działania warszawskie władze, będą zmuszeni zmniejszyć ilości przedstawień oraz podnieść ceny biletów. Strefa kibica ma być bezpłatna, imprezy niemeczowe, czyli na przykład koncerty, mają być biletowane – płatne.

Upadek klasycznego kina, z repertuarem ambitniejszym niż amerykański kicz filmowy następował stopniowo, mimo protestów mieszkańców oraz ludzi kultury. Z mapy kulturalnej stolicy zniknęło dawno kina: „1 maja”, „Sawa”, „Polonia” oraz „Ochota”. Uchodziły wedle władz miejskich za relikty minionej epoki, nie przynoszący zysków. Los łaskawie obszedł się z kinem „Luna” oraz „Praha”, ale ich istnienie nie jest do końca pewna i walka o ich być, albo nie być, może być rozpoczęta na nowo. Kino „Atlantic” przy Chmielnej oraz „Kinoteka” w PKiN obroniły się, dokonując modernizacji wnętrz. Jednak ten pierwszy emituje tylko komercyjne filmy, a drugi również ambitne, lecz kto wie, czy „Kinoteke” nie zamkną z powodów finansowych. Upadek kina ”Sawa” na warszawskiej Saskiej Kępie jest dobitnym przykładem, gdzie interes dewelopera stał się nadrzędny nad interesem mieszkańców tej części prawobrzeżnej miasta. Budynek kina „Sawa” zburzono, a na jej miejsce powstał blok mieszkalny z biurami oraz sklepami na dole oraz pierwszym piętrze. Do dziś na ulicy Złotej straszy opustoszały budynek po dawnym kinie „Relax”. Kino jako instytucje społecznie pożyteczną zepchnięto do galerii handlowych. Czy z teatrami będzie podobnie? Kto wie? Jest spora na to szansa, że i z nimi los okrutnie się obejdzie.

Teatr „Nowy” istniejący od 1947 roku, z którym związany był Julian Tuwim przestał istnieć, łącząc się z prywatną inicjatywą teatralną „Fabryki Trzciny” pod nazwą „Teatr Praga”, a na miejscu lokalu wynajmowanego od lat w posesji przy ulicy Puławskiej 39, zajął supermarket „Carrefour – Express”.

„Elf” – czyli syndrom warszawskiej choroby komunikacyjnej

 „Elf” - nietrafiony zakup ZTM

Nie minął rok od pojawienia się na warszawskich torach pociągów „Elf” w barwach SKM – Szybkiej Kolei Miejskiej, które mają łączyć dworzec Wschodni z lotniskiem im. Fryderyka Chopina, a festiwal awarii z ich udziałem trwa nieustanie. Na pierwszy ogień poszło wymalowanie ich sprejem przez nieznanych do dziś sprawców na stacji postojowej Warszawa – Grochów. Potem psuła się klimatyzacja, elektryka, nie domykały się drzwi. Ich przyjazd do stolicy zbiegły się z podwyższeniem cen biletów komunikacji miejskiej. Władze miasta oraz zarząd ZTM nie tłumaczą na, co przeznaczają zyski z ich sprzedaży, poza ogólnikowym stwierdzeniem, że na naprawę infrastruktury stolicy, a także zakup nowego taboru, który w przypadku pociągów SKM jest inwestycją ewidentnie nietrafioną. Wciągu następnych lat będą dalsze podwyżki. Pytanie czy w 2014 roku nie zafundują nam nowych? Argumenty pewnie się na to znajdą.

Chodź mimo nowego taboru, ZTM funduje nam nie tylko podwyżki, ale nieustanną zmianę rozkładu jazdy, ponoć dla dobra pasażerów. Jak funkcjonuje komunikacja miejska, wie każdy z nas, kto korzysta z jej usług. Linia 189 jest najlepszym przykładem. Linia kursowania tego autobusu ciągnie się od Sadyby aż po warszawską Wolę, przebiegającą przez Służew oraz Służewiec, gdzie jest najwięcej firm i dojeżdżających do nich pracowników. Niestety w godzinach szczytu od 7.00 rano do 9.00 są niemiłosiernie przepełnione, a od 16.00 jest podobnie. Częstotliwość tego autobusu jest niezmienna w ciągu dnia, chodź zarząd ZTM o tym wie, nic z tym nie robi. Tłumacząc się brakiem pieniędzy. Koło znowu się zamyka Najlepiej sięgnąć po pieniądze do kieszeni obywateli miasta i dalej będzie ich lekceważyć.

 Nowe wzory biletów ZTM, jeszcze nowsze i droższe Korki na ulicach są chlebem powszednim, jest to efekt niezrozumiałego rozumowania mieszkańców stolicy oraz miejscowości podwarszawskich, że najlepiej dotrzeć do miasta samochodem. Władze stołeczne pozorują działania w promowaniu transportu miejskiego, jako najlepszego środka poruszania się po Warszawie, nie trafiając w mentalność samych kierowców. ZTM wraz ze spółkami kolejowymi, stowarzyszeniami miłośników transportu urządza we wrześniu „Dni Transportu Publicznego”, które ogranicza się jedynie do przemówień dyrektorów oraz prezesów, o wszystkim i o niczym, a także wyzbywaniu się gadżetów, które zostały im jeszcze na stanie. Może jest to paradoks, ale jest to jedyna z niewielu rzeczy, która wynika nie tylko z winy urzędników ratusza miasta oraz warszawskich dzielnic.

Warszawa – państwo w państwie

Puenta jest niestety bardzo smutna. O ile Poznań, Wrocław i może jeszcze Kraków, mają atuty przemawiające, aby mogły się rozwijać, o tyle takie miasta jak: Białystok, Lublin czy Rzeszów nie mają żadnych szans z takim molochem jak Warszawa. Stolica przyciąga pozorną perspektywą pracy, awansu społecznego, polepszenia bytu materialnego. Niestety takie myślenie nie jest przez nikogo potępiane, a nawet prezydent Hanna Gronkiewicz – Waltz, ma żal do mieszkających oraz pracujących osób, pochodzących z innych polskich miast, że mają czelność nie meldować się w stolicy i nie płacą tu podatków. Takie myślenie, to totalna kompromitacja pani prezydent miasta st. Warszawy.

Jest ewidentnym namawianiem do zubażania innych miast, a także całego kraju. Trzeba przypomnieć „szacownej” pani prezydent, że Warszawa to nie Wielkie Księstwo Luksemburg. Jest wiele miast w Polsce, których budżety są zasilane w większości z pieniędzy płynących z podatków swoich mieszkańców, którzy ze względu na brak perspektyw szukają tego w największym z polskich miast.

Jeżeli Warszawa, stolica rzekomo cywilizowanego państwa, rozwija się jak stolica kraju trzeciego świata, gdzie więcej od władz państwowych mają do powiedzenia ludzie z karteli narkotykowych oraz handlu żywym towarem. To gratuluję! Nie wspomnę już o polityce edukacyjnej urzędników miejskich. O likwidowaniu szkół, szkolnych stołówek, mających być zastępowane przez firmy cateringowe. Znowu Warszawa jest w czymś „lepsza” od reszty europejskich stolic. Proponuje zburzyć oraz złomować kolumnę Zygmunta III, bo też nie przynosi miastu dochodów. Może na placu Zamkowym ktoś zechce zbudować galerię handlową? Absurdalne? Za jakiś czas, będzie to nasza oczywistość.

RobertHist

Stanowisko Śląskiego Ruchu Antyfaszystowskiego wobec marszu ONR, planowanego na dzień 14 kwietnia w Katowicach

Kraj | Antyfaszyzm | Protesty | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

W dniu 14 kwietnia w Katowicach, ma dobyć się marsz organizowany przez Obóz Narodowo- Radykalny, z okazji 78 urodzin tej organizacji.

Dzień ten będzie kolejną okazją do szerzenia przez ONR haseł, które nawołują do nienawiści na tle etnicznym, ideologicznym, wobec mniejszości sexualnych, oraz wszystkich innych grup, które są określane mianem "wrogów narodu", czyli tych, którym daleka jest neofaszystowska, antysemicka, nacjonalistyczna ideologia ww. ugrupowania.

W brunatnych koszulach, z symbolami falangi i krzyży celtyckich, ONR’owcy łudzą się, że swoim przemarszem okażą siłę oraz słuszność poglądów swoich brygad.

Zalegalizowanie w Urzędzie Miasta Katowice przez ONR urodzinowego marszu, nie jest równoznaczne ze społeczną akceptacją planowanej maskarady. Żaden rozsądnie myślący mieszkaniec Śląska nie poprze, ani nie podąża faszystowską tradycją tego skrajnie prawicowego ugrupowania.

Jako Śląskie Środowisko Antyfaszystowskie uważamy, że postawa propagowana przez członków ONR prowadzi do szerzenia nienawiści, nawołuje do przemocy, oraz uwstecznia społeczeństwo, swoimi prymitywnymi, opiewającymi w faszystowską ideologię poglądami.
Naszym zdaniem wyprasowane kołnierzyki to za mało, by przyciągnąć do siebie nowych zwolenników, a planowany na 14 kwietnia przemarsz, jest niczym innym niż kółkiem wzajemnej adoracji oderwanych od realnych problemów społecznych nacjonalistów.

Nie możemy jednocześnie dawać jawnego przyzwolenia na proklamowanie antysemickich, homofobicznych i rasistowskich haseł na naszych ulicach, dlatego wzywamy do ogólnopolskiej mobilizacji na dzień 14 kwietnia, by wspólnie wyrazić sprzeciw wobec neofaszystowskiej ideologii ONR.

Prawicowi bojówkarze przeciwko związkowcom i strajkom

Kraj | Prawa pracownika | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm

 Prawica chwali się swoją głupotąNiedawno prawicowi bojówkarze ukradli transparent atakując związkowca, który wracał po demonstracji solidarnościowej ze strajkującymi w Hiszpanii przeciwko antypracowniczej polityce pracodawców, polityków krajowych i Unii Europejskiej. Co prawda jeden z nich próbował ukraść także flagę, ale dostał w łeb od pracownika i udało im się uciec tylko z transparentem. Transparent głosił "Strajk jest naszą najlepszą bronią".

Cóż, wszystko wskazuje na to, że prawicowi bojówkarze atakując związkowców i nazywając ich w Internecie "brudami" wyraźnie wskazują po czyjej stronie stoją - neoliberałów z Gazety Wyborczej, TVN i Rzeczpospolitej. Jedni prowadzą wojnę przeciwko związkowcom w mediach, drudzy na ulicach.

Warto przypomnieć, że historycznie rzecz biorąc prawicowi bojówkarze i prawica jako taka zawsze stała po stronie pracodawców, arystokracji i władzy. Co prawda znalazło się w ich szeregach paru renegatów robotniczych i sprzedajnych lumpów, którzy zasilali szeregi sponsorowanych przez pracodawców żółtych związków zawodowych, które miały na celu rozbicie ruchu pracowniczego i tworzenie band napadających na związkowców walczących o poprawę warunków pracy.

Przed wojną w Sejmie endecja walczyła ze wszelkimi możliwymi ustawami godzącymi w interes pracodawców, a także kamieniczników, arystokracji ziemskiej, czyli wszystkich którzy posiadają władzę. Zdarzały się także napady zbrojne na związkowe demonstracje. Wtedy z jednej strony strzelała policja z drugiej prawicowa złota młodzież lub przekupione przez nich zbiry. Tak samo prawica wraz z pracodawcami sponsorowała hojnie łamistrajków, którzy zstępowali w pracy strajkujących pracowników.

Warto to przypominać, że Roman Dmowski i jego środowisko, to nie tylko kwestia antysemityzmu czy szowinizmu, ale także konkretne działania antypracownicze. O tym mówiliśmy przechodząc obok pomnika Romana Dmowskiego podczas Dni Gniewu w Warszawie.

Dziś zgodnie z wolą rządzących wszystko ma być jak przed wojną, więc wracamy do podobnej sytuacji także i na poziomie walk pracowniczych.

W PRL też nie było inaczej - zawsze endecja stała po stronie władzy, przeciwko pracownikom. Były wódz ONR Bolesław Piasecki organizował proreżimowych patriotów i katolików w stowarzyszeniu PAX, a środowisko endeckie skupione wokół Macieja Giertycha (ojca Romana), późniejszego działacza Stronnictwa Narodowego i LPR (wsparcie w wyborach dawała mu także Młodzież Wszechpolska), poparło stan wojenny i brało udział w Radzie Konsultacyjnej doradzającej Wojciechowi Jaruzelskiemu.

Jeśli czytają to jacyś prawicowcy, to niech wiedzą, że każdy taki przypadek będziemy nagłaśniać wśród pracowników i związkowców. Niech wiedzą po czyjej stronie stoi tak naprawdę prawica. Ruch lokatorski już to wie i dlatego ludzie idą z nami, teraz czas uodpornić na nich ruch pracowniczy.

Niech nie liczą, że uda im się tanimi podróbkami przekonać lokatorów czy ruch pracowniczy do ich pseudospołecznych akcji jak te podrabiane Dni Gniewu, gdzie nie było jasnego przekazu, po czyjej tak naprawdę stronie stoją. Hipokryzja wychodzi zawsze na jaw prędzej czy później. Trudno gromadzić na swoich pseudo-Dniach Gniewu pokrzywdzonych przez system, skoro organizatorami są kamienicznicy i pracodawcy, a na ulicach atakuje się związkowców. Zresztą jedyne na co ich stać to ataki na pojedyncze osoby. Niech spróbują zaatakować demonstrację pracowniczą lub lokatorską, a całe miasto w efekcie stanie przeciwko nim.

W Wiadomościach TVP kiedyś była wypowiedź byłego żołnierza AK, który został przez kamienicznika wyrzucony na bruk z domu o który tenże żołnierz walczył w Powstaniu Warszawskim i który potem własnoręcznie odbudowywał razem z innymi po wojnie. Żołnierz powiedział płacząc przed kamerą, że on nie przelewał krwi za kapitalistów i kamieniczników, ale żeby ludzie mogli godnie żyć i godnie umierać. Jak widać ci na prawicy, którzy lubią sobie wycierać gębę powstańcami nie walczą o to samo. Dlatego wielu byłych powstańców jest dzisiaj z nami w organizacjach lokatorskich, a nie z wielbicielami Rudolfa Hessa i kamienicznikami.

Będziemy to ludziom uświadamiać, a więcej takich akcji tylko dostarczy nam więcej dowodów na antyspołeczne działania prawicy. Mamy dużo transparentów związkowych, na każdy ukradziony powstają cztery nowe. Kradnijcie do woli - każdy to dowód w sprawie, która krok po kroku pogrąży was do reszty.

Wyjałowiona Solidarność

Kraj | Prawa pracownika | Publicystyka

To, że Sejm odrzuci projekt solidarnościowe referendum ws. przedłużenia wieku emerytalnego, było oczywiste od początku. Jednocześnie PiS i SLD próbowały cynicznie wykorzystać powszechny sprzeciw społeczny wobec wydłużania wieku emerytalnego. Oczywistym bowiem jest, że gdyby partie te rządziły robiłyby dokładnie to samo co dzisiaj PO, czego dowiodły kadencje w których miały większość. Najnowsza PiS-owska kandydat na premiera - Zyta Gilowska - fanka twórczości neoliberała von Hayeka, być może poszłaby jeszcze dalej, jeśli dalej iść można. Już wcześniej przecież obniżyli razem i PiS i PO podatki dla najbogatszych. Leszek Miller, zwolennik podatku liniowego, wyrzucania ludzi na bruk i likwidacji barów mlecznych także nie wygląda na wielkiego przeciwnika neoliberalizmu. Ruch Palikota jest niczym innym niż młodzieżowo-populistyczną nogą PO, stąd dzisiejsza pomoc w głosowaniu w formie wstrzymania się od głosu (znany manewr polityczny - jestem za, a nawet przeciw).

Niestety Solidarność wpisała się za bardzo w te rozgrywki. Za bardzo dała się powiązać z PiS. Mimo że Duda, nowy przewodniczący próbuje manewrować bardziej niż jawnie propisowski Śniadek, w końcu członek PiS, to aparat związkowy nadal jest powiązany różnorodnymi interesami z tą partią. Tym samym Solidarność dzieli i tak już podzielony ruch pracowniczy na linii absurdalnych politycznych podziałów smoleńsko-historycznych. W obecnej trudnej sytuacji ruchu pracowniczego w Polsce Solidarność powinna złożyć projekt w sejmie i w razie odrzucenia oskarżyć całą klasę polityczną o politykę antyspołeczną. Wtedy byłaby szansa na to, że ludzie, zniechęceni do obecnego systemu politycznego, zniechęceni rozgrywkami partyjnymi, znaleźliby wspólny grunt ponad trzeciorzędnymi podziałami.

Wiosna, czyli jak faszystowskie bałwany stopniały

Kraj | Antyfaszyzm | Protesty | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Pierwszego dnia wiosny nasze rodzime organizacje nacjonalistyczne i faszyzujące nie będą wspominały najlepiej. Miało dojść do kolejnego „wielkiego otwarcia” i pokazania swojej siły, kto wie może podobnie jak 11 listopada miało to być preludium do ogłoszenia powstania nowej skrajnie prawicowej partii. Miało być tak pięknie, jednak znowu nie wszyło. Tym razem nikt nie spalił samochodów i nie wyrywał bruku, tym razem zawiodła organizacja. Pomysł nie chwycił, ludzie nie dali się oszukać, nie pojawili się na protestach w roli statystów i mogliśmy podziwiać prawicowy kabaret w całej okazałości, bez retuszu.

„Dni Gniewu” miały odbyć się w kilkudziesięciu miastach w Polsce. Zapowiedzi były bardzo szumne, a w rzeczywistości wyszła wielka klapa. Pomimo agresywnej kampanii w internecie, na portalach społecznościowych przed „Dniem Gniewu”, po nastąpiła dziwna cisza. Jest ona spowodowana tym, że usilne próby skrajnej prawicy przytulenia się do protestów społecznych i wykorzystania pogarszającej się sytuacji ekonomicznej w kraju nie powiodły się. Organizowane przez narodowców „Dni Gniewu” pokazały, że organizacje te są oderwane od realnych problemów społecznych, a co najważniejsze od środowisk, których one dotykają. Nie udała się taktyka wpisania się do realnych protestów społecznych.

Spójrzmy, co pisali na swoim portalu „apolityczni” narodowcy, aby ściągnąć na swoją akcję jak najwięcej osób:

(…) „Nie reprezentujemy żadnej partii - wyrażamy pogląd znacznej części społeczeństwa, zmęczonej arogancją i niekompetencją obecnej władzy. Mówimy 5 X NIE dla: ACTA, Paktu Fiskalnego, Niszczenia oświaty, Bezprawia ZUS-u i rządu Donalda Tuska!

Wieczorem 21 marca wychodzimy na ulice naszych miast w antyrządowej manifestacji ponad podziałami. Przygotowujemy kukły premiera Tuska i jego ministrów; "marzanny", które spalimy/utopimy życząc sobie, by ten rząd przeminął równie szybko jak zima. Zabieramy flagi narodowe, transparenty, emblematy - ZABRONIONE są szyldy partii politycznych - fundacje, stowarzyszenia, organizacje itp. mają wstęp wolny” (…).

Jak powiedział Robert Winnicki, prezes Młodzieży Wszechpolskiej: „Protesty nie są organizowane przez żadną z partii politycznych, tylko przez normalnych obywateli, którzy mają dość rządu Donalda Tuska i obecnej polityki”.

Tak bezczelnie okłamywać można ludzi, którzy nie do końca orientują się z kim mają do czynienia, ze mną, panu prezesowi organizacji bardziej znanej szerokiej publiczności z „zamawiania pięciu piw” i jego kolegom w piaskowych mundurkach marzących o powrocie gett ławkowych, tak łatwo nie pójdzie. Spójrzmy zatem, kim są ci „normlani obywatele”, którzy pojawili się na protestach aby wyrazić swój sprzeciw wobec rządów Tuska.

Prześledziłem listę miast, w których takie „spontaniczne i oddolne” akcje miały być zorganizowane. Jak wyglądało to w praktyce?

Jak powiedział Robert Winnicki, przewodzący „Dniowi Gniewu” w Warszawie do zgromadzonej na manifestacji ponad setki osób, jej cel był taki, aby w kilkudziesięciu miastach Polski (w których dni te miały się odbywać) „policzyć się ile nas jest”.

Prezes wszechpolski jak się okazuje liczyć nie potrafi, dlatego chętnie mu pomogę, a zadanie jest banalnie proste, bo wystarczy do tego palców dwóch rąk.

Z szumnie zapowiadanych „dziesiątków” miast w Polsce, które miały brać udział w akcji, wyszła tylko jedna dziesiątka. Wiosenne „Dni Gniewu” nie odbyły się, pomimo zapowiedzi, w m.in.: Bydgoszczy, Białymstoku, Gorzowie Wielkopolskim, Lublinie, Kielcach, Olsztynie, Opolu, Rzeszowie, Szczecinie czy Zielonej Górze. W Krakowie na miejscu zbiórki stawiła się natomiast oszałamiająca liczebnością 13 osobowa grupa młodych gniewnych.

Używając sportowej nomenklatury, gdybyśmy patrzyli na samą liczbę miast, w których miały odbywać się akcje i te, w których się one odbyły, to byłby to remis ze wskazaniem na przegraną Winnickiego i jego kolesi z ONRu oraz innych kanapowych prawicowych partii.

Spójrzmy jednak na miasta gdzie akcje się odbyły. Czy faktycznie były to zapowiadane spontaniczne akcje, ponad podziałami gdzie mieli pojawić się zbuntowani obywatele, żeby zaprotestować przeciwko Tuskowi? Przyjrzyjmy się tym dziesięciu miastom bliżej.

Bielsko-Biała. Na akcji zebrało się około 100 osób z miasta i okolic. Organizatorami manifestacji byli Anna i Przemysław Holocher. Zapewne zupełnym przypadkiem, prowadzący manifestację Holocher jest od paru lat kierownikiem głównym Obozu Narodowo-Radykalnego i współorganizatorem Marszu Niepodległości, a jego żona sekretarzem ONR'u. Małżeństwo, które kieruje ONRem na zasadach monarchii feudalnej ma zapewne wiele rad jak możnaby zorganizować oddolny ruch obywatelski i jak wygląda spontaniczność…

Na rodzinnie zaplanowanej imprezie, spalono kukłę premiera Donalda Tuska oraz flagę Unii Europejskiej. Przemysław Holocher wygłosił oświadczenie, głos zabrał także Maurycy Rodak (PiS), oraz Krzysztof Maczyński (internetowe radio Kontestacja). Dla tych co nie wiedzą ”Radio Kontestacja” - to całodobowe radio internetowe promujące: wolny rynek, przedsiębiorczość, "wolność słowa", własność prywatną.
Jak widać są to ludzie którzy faktycznie „wyrażają poglądy znacznej części społeczeństwa”. Tylko co to za społeczeństwo, te związane z ONRem czy może te PiSowskie? Na pewno nie to które właśnie buntuje się przeciwko wyzyskowi, cięciom socjalnym, umowom śmieciowym, dyktacie wielkich korporacji i banków. To nie to społeczeństwo które organizuje się w stowarzyszenia lokatorskie aby walczyć z bezdusznymi władzami oraz stosującymi mafijne metody kamienicznikami.

Kolejne miasto, Gdańsk – pojawiło się kilkadziesiąt osób, większość uczestników związana z Młodzieżą Wszechpolską oraz Obozem Narodowo – Radykalnym. A więc kolejni „zbuntowani normalni obywatele” zupełnie przypadkiem zrzeszeni w dwóch ściśle współpracujących ze sobą prawicowych organizacjach. Tym razem jednak organizują „manifestację ponad podziałami aby wyrazić pogląd znacznej części społeczeństwa”. Oczywiście wszystko pod sztandarami z krzyżem celtyckim i nazwami swoich organizacji.

Łódź - protest zorganizował Adam Małecki, 20-letni szef lokalnych struktur Młodzieży Wszechpolskiej. Zebrało się około 200 osób, część zapewne nadal wierzących w to, że podobnie jak podczas manifestacji w sprawie ACTA, organizatorzy są „apolityczni” – o czym wielokrotnie zapewniał sam szef MW…

Na „Dniu Gniewu” w Rybniku stawiło się kilkadziesiąt osób. Tym razem większość „obywateli zebranych ponad podziałami” to członkowie i sympatycy ONR Brygady Górnośląskiej i Narodowego Odrodzenia Polski, oczywiście całe przedstawienie okraszone było organizacyjnymi sztandarami i partyjnymi banerami. Na zakończenie pikiety przemawiał sam przewodniczący Dzielnicy śląskiej NOP Artur Szlósarczyk (który zapewne akurat w tym momencie nie reprezentował swojej partii politycznej do której należy od 12 lat). To już zresztą kolejna nieudana próba Szlósarczyka, podszycia się pod protesty społeczne, ostatnim razem wpadkę taką zanotował przy nieudanej próbie organizacji tzw. „Marszu Polskości” który w końcu się nie odbył. Wtedy próbował być głosem środowiska górniczego i związkowego, które natychmiast się od niego odcięło i jasno dało do zrozumienia, że NOP nie uzyska od nich żadnego poparcia społecznego.

Podobne kilkudziesięciu osobowe manifestacje odbyły się także w Katowicach, czy Wrocławiu, gdzie także oczywiście „spontanicznie” pojawił się baner Młodzieży Wszechpolskiej.

W innych miastach było jeszcze ciekawiej. Okazało się, że manifestacje które w myśl prezesa Młodzieży Wszechpolskiej miały zjednoczyć i „przeliczyć” ewentualny prawicowy elektorat oraz przyciągnąć nowych sympatyków, przyniosły odwrotny efekt. To środowiska wolnościowe, antyautorytarne miały tego dnia powody do zadowolenia i pokazały czyja będzie wiosna.

W Toruniu środowiskom skrajnie prawicowym udało się zebrać około 20 osób. W tym samym czasie związkowcy Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza rozdawali przechodniom na starówce ulotki dotyczące podejmowania działań pracowniczych, mogących realnie poprawić ich sytuację finansową oraz ulotki zapraszające do Warszawy 31 marca na Dzień Gniewu Społecznego organizowany przez Związek Syndykalistów Polski i Komitet Obrony Lokatorów. Łącznie rozdano ponad 1000 ulotek, z czego spora ilość została wręczona osobiście pracownikom i pracownicom butików i galerii handlowych znajdujących się w centrum miasta, gdzie wyzysk i eksploatacja człowieka, jak i łamanie podstawowych praw pracowniczych są najbardziej widoczne.

Poznań, tutaj pojawiło się około 100 osób w tym połowa związana ze squatem Rozbrat i Federacją Anarchistyczną. Anarchiści na tą reklamowaną jako bezpartyjną akcję, tworzoną jakoby przez oddolny ruch zjawili się z kukłą Kaczyńskiego, aby pokazać, że każdy polityk jest siebie warty. Przerażony organizator (Ariel Rashed działacz Unii Polityki Realnej z Poznania, który bezskutecznie jakiś czas, kandydował na radnego Sejmiku Województwa Lubuskiego) Dni Gniewu, czyli antyrządowej demonstracji, zaczął grozić anarchistom użyciem policji, żeby zaprowadzić porządek. Tutaj można usłyszeć, jak bardzo antysystemowi i antyrządowi są organizatorzy tej prawicowej hucpy, co najlepiej posłuży za komentarz:
http://w868.wrzuta.pl/audio/8eLGg3bIZd9/dzien_gniewu_w_poznaniu._zabawny...

Skrajnie prawicowe ugrupowania od jakiegoś czasu próbują usilnie w jakikolwiek sposób zaistnieć w przestrzeni publicznej. Oczywiście robią co mogą i, gdy wymaga tego sytuacja bo ludzie patrzą im na ręce, są nawet gotowi „ugrzecznić wizerunek”. Ta zasada sprawdza się w momencie organizowania obchodów takich jak Dzień Niepodległości, czy Dzień Żołnierzy Wyklętych. Wtedy prosto jest wyjść na ulicę, wtopić się w tłum a później przypisać sobie wszelkie zasługi. Szkoda, że do tej pory, zawsze tak skorzy do chwalenia się nawet najmniejszym sukcesem, nasi prawicowi radykałowie nie podsumowali swojej ostatniej akcji. Po prostu tej porażki nie da rady podkoloryzować tak, żeby ktoś mógł się na nią złapać. Nasi prawicowcy wykonali zatem taktyczny manewr, tzn ucieczkę do przodu i już zapowiedzieli, że „Dzień Gniewu” miał zaczynać właśnie budowę masowego ruchu społecznego. Masowego i oddolnego ale pod światłym dowództwem Tomasza Franciszka Urbasia i jego Ruchu Wolność i Godność. Na którego temat więcej w następnej relacji z frontu walki :)

Stało się już normą, że organizacje nacjonalistyczne, faszystowskie próbują podszywać się pod cudze zasługi, wykorzystywać niezadowolenie społeczne i w ten sposób z powrotem wprowadzić do świadomości politycznej swoje nienawistne, ksenofobiczne idee. Cały czas próbują infiltrować ruchy społeczne ludzi niezadowolonych, wykluczonych przez władzę.

Jak się okazuje, nie udaje się to jednak w momentach gdy trzeba zabrać głos w sprawie realnych problemów społecznych, problemów których oni nie znają i które tak naprawdę ich nie dotyczą. Widać niemoc prawicowców, którzy nie potrafią odpowiedzieć na socjalne żądania ludzi, widać ich niemoc gdy na 8 marcowych manifach pojawiają się z roku na rok coraz bardziej kurczące się szwadrony zakompleksionych młodych mężczyzn, potrafiących wykrzyczeć jedynie "kto nie skacze jest pedałem".

Nacjonalizm, faszyzm są to postawy, które jedynie dzielą ludzi, są to "idee", po które często sięga państwo w momencie niestabilności i zagrożenia systemu. Było tak w wieku XX i jak widać jest tak samo w wieku XXI. Teraz w rolę pomocników systemu wcielają się Wszechpolacy i ONR'owcy, przy okazji wiele mówiąc o byciu "antysystemowym". Tym razem jednak wyraźnie im się nie udało i ponieśli klęskę. Początek wiosny, pomimo zapowiadanej przez prawicowców ofensywy, okazuje się ich porażką.

To środowiska wolnościowe, feministyczne, antykapitalistyczne i antyfaszystowskie pokazują swoją siłę. To one organizują i uczestniczą w masowych demonstracjach, które dotyczą realnych problemów społecznych. To te środowiska, a nie faszyści, są realną alternatywą dla ludzi mających dość wyzysku i arogancji władzy. To środowiska wolnościowe mają doświadczenie jak się oddolnie, nie hierarchicznie organizować. Jak skutecznie bronić przed państwem i policją a nie na „antyrządowym” proteście straszyć interwencją policji oponentów, jak to zrobili prawicowcy w Poznaniu. To środowiska wolnościowe, antyfaszystowskie od lat inicjują i angażują się we wszelkiego rodzaju walki społeczne i protesty. Nie potrzebują do tego instytucji, ochrony policji czy powoływania partii politycznych.

Wiosna nasza!

Momos 161

Za: antifa.bzzz.net

Stora Enso: Prawo własności tylko od święta?

Publicystyka

Każdy z nas niemal codziennie trzyma go w rękach. Setki jego arkuszy goszczą w naszych drukarkach. Uśmiechnięty cukiernik pakuje do papierowej torebki pączki i rumiane ciasteczka. Na nim zapisujemy najskrytsze myśli. Przysiadując w bibliotece lub przy kominku z niego wyczytujemy spuściznę naszych wieszczy. I tylko czasem, gdzieś na horyzoncie, przebiega wścibska myśl: kto i jakim sposobem to zrobił, skąd przywiózł i jakich technologii użył by uzyskać ostateczny efekt przyjemnego, śnieżnobiałego papieru bądź kolorowego, lakierowanego pudełka we wnętrzu, którego solenizant nazajutrz odnajdzie miły jego sercu upominek.

Zaczepieni przez przypadkowego ankietera, bez większego namysłu potrafimy wskazać nazwy czołowych przedsiębiorstw naftowych, producentów sprzętu AGD i RTV czy chociażby wytwórców artykułów spożywczych. Zapytani o tożsamość wiodących spółek z sektora papierniczego na ogół w bezsilności wzruszamy ramionami. Papier wszelkiej gramatury wydaje się czymś tak powszechnym i neutralnym w labiryncie codziennej egzystencji, że lustrowanie łańcucha jego dostaw i produkcji jawi się nader często jako detektywistyczna akrobacja lub szczególny przywilej nadmiaru wolnego czasu.

Kto o tym opowie? (białostocki komentarz)

Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm

W niedzielę wieczorem (25 marca), kiedy pisałam swój poprzedni felieton podsumowujący antyfaszystowskie i wolnościowe wystąpienia ostatnich dni, dokładnie w tym samym czasie w Białymstoku grupa neofaszystów próbowała zamordować człowieka ormiańskiego pochodzenia. Media poświęciły temu zdarzeniu trochę miejsca więc przypomnę tylko kluczowe fakty:

  • Zrobili to w grupie.
  • Użyli do tego noży, prawdopodobnie też maczety.
  • Całe zdarzenie zaplanowali czyniąc je tym samym kolejnym aktem terroru.
  • Zrobili to na kilka dni przed procesem, w który najprawdopodobniej byli zamieszani i podczas którego KTOŚ mógłby ich obciążyć za podobne wyczyny w przeszłości.

I co teraz?!

Ciało policyjne wypełni swój „społeczny obowiązek” definiując to zdarzenie („pobicie” lub „próba zabójstwa”) i zajmie się swoimi procedurami.

Ciało prokuratorskie wypełni swój „społeczny obowiązek”, wrzucając na taśmę prawdopodobieństwo „próby usunięcia niewygodnego świadka” i weźmie się za papierkową robotę.

Ciało dziennikarskie wypełni swój „społeczny obowiązek” wprowadzając wątek „brutalnego gangu neonazistów z Białegostoku” i skupi się na tym, aby odpowiednio długo wzbudzał on zainteresowanie. Tak – zainteresowanie.

Każde z tych działań niewątpliwie odsłoni przed nami skrawek prawdy tego, co dzieje się w Białymstoku. Ale co z tego?! Na kim spoczywa społeczny obowiązek zajęcia się społecznym kontekstem, genezą i konsekwencjami tej historii?!

Kto stanie na wysokości zadania i opowie o tym, że w tym kraju organizuje się i działa kilka tysięcy osób o skrajnie prawicowych poglądach, a wśród nich setki zdolnych do brutalnej przemocy w ramach materializowania tych poglądów?

Kto opowie o tym, że to nie tylko Białystok, ale także kilkadziesiąt innych miast w Polsce, w których dochodzi do rasistowskich, homofobicznych i nacjonalistycznych aktów terroru i że Białystok wyróżnia się tu jedynie intensywnością?

Kto opowie o tym, że istnieją struktury organizacyjne, takie jak ONR, NOP, OSN, MW i inne lokalne grupy, które biorą tych ludzi pod swoje skrzydła i przedstawiają jako wojowników o lepszą Polskę?

Kto opowie o tym, że politycy niektórych partii politycznych i parlamentarzyści pojawiają się na wspólnych marszach z tymi ludźmi (11.11.11) dając im w ten sposób moralne przyzwolenie oraz poczucie, że to co robią to coś słusznego i wzniosłego?

Kto wreszcie opowie o tym, że bezustanne budowanie nastrojów patriotycznych podsyca nastroje nacjonalistyczne, w imię których właśnie pojawiają się noże oraz przede wszystkim dłonie, które te noże ściskają i tną nimi skórę i narządy wewnętrzne imigrantów?

I kto pokaże związek “białostockich zdarzeń” z problemami natury społeczno-ekonomicznej, które sprzyjają rozwojowi tego typu tendencji?

Jest tylko jedna instytucja w tym kraju, która bierze na siebie ten zaniedbany obowiązek społeczny i o tym opowiada. Antif@.

Tak, Antif@ to zrobi, po raz kolejny. I po raz kolejny, nie łudząc się nawet, że ktoś jej wysłucha, wróci do swojej codziennej działalności. Działalności, dzięki której, w wielu miastach Polski, narodowi radykałowie nie rozwinęli jeszcze skrzydeł tak jak ci w Białymstoku. A i tam nie mogą tego robić na taką skalę na jaką by sobie życzyli.

Z rąk polskich neofaszystów, czy jak sami wolą się określać, „narodowych radykałów”, zginęło w ostatnich latach kilkadziesiąt osób. Akty terroru idą w tysiące. Na zdjęciu otwierającym ten felieton zamieszczam kolejny tego dowód. Dostrzeżecie na nim jednego z narodowych radykałów biegającego 11 listopada 2011 po placu Konstytucji z siekierą w dłoni. Kogo szukał? Homoseksualisty? Cygana? Anarchistki? Antyrasisty? Transwestyty? Feministki? Imigranta? Żyda? Komunistki? Muzułmanina?

Takich zdjęć istnieje wiele. Takich sytuacji jeszcze więcej.
To nie tylko Białystok.

Jeśli chcemy coś zrobić, aby próba morderstwa Oxena nie pozostała bez echa, zawiązujmy lokalne antyfaszystowskie porozumienia. Grupy, projekty, inicjatywy. Organizujmy antyrasistowską solidarność. Tylko ona jest w stanie rozbroić nacjonalistyczny mob.

Wiosna trwa. Jej piękno chwilowo prysło.
27 marzec 2012

Za: http://lukrecjasugar.wordpress.com

Prascy lokatorzy i anarchiści

Kraj | Lokatorzy | Protesty | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

W jednym z najpopularniejszych dzienników w kraju, zdecydowanie prorządowym i wrogim związkom zawodowym pojawił się artykuł opisujący to, jak anarchiści pomagają lokatorom na Pradze oraz jak lokatorzy wspierają anarchistyczne protesty. Dziennikarz opisujący sprawę bardziej skupia się jednak na sensacji niż na konkretach stąd też wymagają one nakreślenia.

Większość lokatorów, którym pomaga Komitet Obrony Lokatorów, tworzony przez działaczy lokatorskich i anarchistów ze Związku Syndykalistów Polski, to mieszkańcy Pragi. Jest to dzielnica szczególnie objęta procesem reprywatyzacji nieruchomości. W większości są to ludzie po 50 roku życia. Zdarzają się jednak ludzie młodsi i ich dzieci. Ich problemem jest fakt, że nie stać ich na płacenie wysokich czynszów nakładanych przez nowych właścicieli budynków przez co popadają w długi i grozi im eksmisja.

Eksmisja jest dla nich dramatem. Mimo jasnych przepisów istnieje ryzyko, że trafią do baraków jak ten na ulicy Przeworskiej, który nie ma dostępu do osobnej łazienki ani kuchni, a później na bruk.

Dlaczego lokatorzy szukają pomocy u anarchistów?

Wszystko zaczęło się od protestów mieszkańców ośmiu kamienic w Warszawie, które wspierali działacze Lewicowej Alternatywy. Żaden polityk nie chciał pomagać. Działacze partyjni chcieli jedynie zbić dla siebie kapitał polityczny. Wtedy powstało Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów. Historia powstania KOL jest podobna. Dużą aktywność podczas blokad nielegalnych eksmisji wykazują mieszkańcy squatu „Syrena” mieszczącego się na Wilczej.

Jak wygląda praca?

Dyżury Komitetu Obrony Lokatorów odbywają się na Pradze w budynku w którym mieści się również siedziba ZSP. To właśnie tam zagrożeni eksmisją mogą zostać wysłuchani i zadać każde pytanie. Wiedzą, że nie zostaną pozostawieni własnemu losowi „gdy opadnie kurz po wyborach”.

Dwa razy w tygodniu na dyżur lokatorski przychodzi kilkadziesiąt osób. Na Targowej spotykają grupę ludzi siedzących za biurkiem z charakterystycznymi znaczkami przedstawiającymi brązową stopę przypiętymi do marynarek. Na ścianach znajdują się nie tylko plakaty „Nasza walka jest globalna” lub „Politycy mamy dla was nowe apartamenty”. Półki zapełnione są aktami prawnymi oraz dokumentacją.

Każdemu lokatorowi początkowo wydaje się, że jest pozostawiony sam swojemu losowi. Trafiając na dyżur widzi jednak, że nie tylko on ma podobne problemy. Tak rodzi się solidarność.

Jak lokatorzy reagują na idee rewolucyjne?

Większość nie ma konkretnego zdania na temat polityki. Nigdy wcześniej nie prowadzili również działalności społecznej. Wszystko się zmieniło kiedy zaczęli tracić domy. Wielu początkowo miało poglądy zdecydowanie dalekie od lewicy. Dopiero z czasem zmieniają swoje podejście. Od początku do końca wiedzą kto im pomaga.

To nie prawda, że anarchiści mówią lokatorom, że kapitalizm to faszyzm. W ogniu walki o swoje prawa lokatorzy są uświadamiani, że źródłem ich problemów jest zła polityka wynikająca z natury systemu. Nie ma miejsca ma żaden szowinizm ani antysemityzm podsycany przez niektórych polityków próbujących infiltrować ruch. Lokatorzy dobrze wiedzą, że ich kamienic nie próbują przejąć żadni źli Żydzi lub masoni tylko wykorzystujący bierność władz biznesmeni i korporacje. O faszyzmie wspomina się jako o niewłaściwej alternatywie dla obecnego stanu rzeczy. Na początku marca działacze KOL zorganizowali pokaz filmu „Triumf woli”, który połączyli z dyskusją na temat zagrożeń idei neonazizmu.

Lokatorów organizuje się do aktywizmu takiego jak solidarność z uczniami zamykanych przez samorząd szkół i ich rodzicami.

Patrole Okrzejówek

Po serii tajemniczych podpaleń (niektóre miały miejsce w bezpośrednim sąsiedztwie straży pożarnej) przed sylwestrem 2011/2012 i braku adekwatnej reakcji ze strony władz zorganizowano oddolną grupę samoobrony, Brygady Okrzejówki. Były to grupy patrolujące nocą kamienice zagrożone podpaleniem.

Aktywiści poświęcający noce na obronę starszych, niezdolnych do samoobrony osób pełnili rolę nie tylko fizycznych obrońców. Uspokajali lokatorów swoją obecnością. Podpalacze musieli liczyć się z faktem, iż trafiając w ręce patrolu igrali ze śmiercią o czym informowały ich rozwieszane plakaty. Do Okrzejówek dołączali również ludzie „z facebooka” oraz lokalni „młodzi gniewni”.

Wtedy pożary ustały. Obecnie znowu do nich dochodzi. Naturalną koleją rzeczy jest, że patrole zostaną wznowione.

Dni Gniewu Społecznego i wykrzykiwanie rewolucyjnych haseł

Dni Gniewu to protesty Związku Syndykalistów Polski organizowane w zeszłym roku podczas wizyty Baracka Obamy w Polsce oraz 31 marca 2012. Rewolucyjne hasła wykrzykiwane przez lokatorów uczestniczących w demonstracjach radykalnej lewicy to ich wołanie o sprawiedliwość społeczną. Nie chcą więcej eksmisji, podpaleń, odcinania mediów, bezduszności urzędów, bezprawia i przejmowania kamienic na drodze machlojek finansowych.

W 2012 ugrupowania związane ze skrajną prawicą próbowały ukraść anarchistom nazwę i strategię w celu zgromadzenia wokół siebie ludzi nastawionych przeciwko obecnej władzy. Okazało się jednak, że za fasadą protestu społecznego kryje się kamienicznik z Gdyni, były działacz Unii Polityki Realnej, członek stowarzyszenia właścicieli nieruchomości, który chwali się podważeniem konstytucyjności zapisu o czynszu regulowanym. Zasłużył się w walce z „problemami” kamieniczników o urynkowienie czynszów.

Na proteście organizowanym w Warszawie pojawili się jedynie obrońcy krzyża, aktywiści prawicy, neofaszyści, anarchokapitaliści z żółto-czarną flagą czy kryminalista, Karol Goliński, który podczas wizyty Benedykta XVI w Polsce dokonał napadu na naczelnego rabina Polski, Michaela Schudricha.

Nie było tam ani jednego lokatora. Wszystko dlatego, że o ich dobro walczy ktoś inny. Ktoś komu będą towarzyszyć podczas Dnia Gniewu Społecznego 31 marca na Placu Zamkowym.

J.W.

Euro 2012 – zabawa dla elit

Publicystyka

We wrześniu 2006 roku w Sali Kongresowej, Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie odbyły się wybory Miss Świata. Poza pląsającym Kazimierzem Marcinkiewiczem na scenie pomiędzy paniami ze stu siedmiu państw, nie zapamiętałem nic z migawek tamtej imprezy, reszta świata również.

- Ta impreza przyniesie na pewno dużą promocję Warszawie. Nie widzę żadnego wstydu z tego powodu, że promujemy imprezę pokazującą kobiecą urodę – mówił dziennikarzowi programu „Uwaga” sześć lat temu Tadeusz Daszkiewicz, dyrektor Biura Promocji i Rozwoju Miasta st. Warszawy.

Wstydu nie było, tak samo jak promocji dla stolicy. Wybory Miss Świata nabrały nawet posmaku bajerowskiej komedii, gdy pojawił się na czerwonym dywanie znany showman, Szymon Majewski w przebraniu Miss Kosmosu. Do dziś warszawski ratusz nie ujawnił ile kosztowała tamta impreza zwykłego mieszkańca stolicy. Mimo, że będąca wówczas w opozycji PO krytykowało PiS, władającą wtedy miastem, za roztrwonienie środków miejskich na nic nieznaczącą imprezę. Minęło pół roku od konkursu piękności, wszyscy zdążyli o tym „wydarzeniu” zapomnieć, a w kwietniu 2007 roku Polska została ogłoszona wraz z Ukrainą, organizatorem mistrzostw Europy w piłce nożnej. Znowu zapanowała euforia. Radości działaczy PZPN-u oraz ówczesnego ministra sportu, Tomasza Lipca, nie było końca. Politycy PiS, a potem PO obiecali wiele Polakom w związku z mistrzostwami przed pięcioma laty, czas to zweryfikował. Na ironią losu zakrawa fakt, że od samego początku Euro 2012 promują osoby skompromitowane. Nie będę o nich mówić, ale wszyscy wiedzą, że działacze PZPN, następujący po sobie ministrowie sportu nie byli krystalicznie czyści, stając się przez to negatywnymi bohaterami życia publicznego w naszym kraju.

Powołana jeszcze w 2007 roku spółka PL.2012 aby nadzorować i koordynować przedsięwzięcia związane z organizacją mistrzostw, kojarzona jest równie negatywnie, co NCS – Narodowe Centrum Sportu, a jego urzędnicy otrzymują niebotyczne synekury, na podstawie niejasnych umów i za projekty, których realizacja budzi duże wątpliwości. Stadiony oddawano z dużym opóźnieniem, firmom podwykonawczym nie płacono na czas, pracownikom, co zrozumiałe również, a na narodowym w Warszawie, podczas jego budowy doszło do trzech wypadków śmiertelnych, przy braku jakichkolwiek zabezpieczeń. Prawdopodobnie na odcinku linii kolejowej, na której doszło do ostatniej katastrofy kolejowej, podczas modernizacji dokonano pewnych oszczędności, a sprzęt tam zainstalowany, mający gwarantować bezpieczną obsługę ruchu pociągów zawiódł, nie po raz pierwszy, wciągu trzech miesięcy doszło tam do 65 usterek technicznych. Cała infrastruktura budowana lub remontowana na mistrzostwa Euro 2012, drogi, autostrady, linie kolejowe, dworce czy stadiony przypominają tandetne zabawki z Chin, które przy pierwszym użyciu przestają działać. Dla rządzących niema to znaczenia. Najważniejsze jest aby prezes UEFA, odniósł jak najlepsze wrażenia estetyczne. Liczą również też, że wielki biznes światowy raczy tu po imprezie zagościć na stałe, „porażony” pięknem krajobrazu i dobrą organizacją. Wizyta Roman Abramowicza, biznesmena i właściciela klubu Chelsea F.C. Londyn podczas mistrzostw, urasta do ragi niemalże państwowej wizyty. Wątpliwe by jednak impreza odniosła taki sukces, jak chcą tego władze naszego kraju. Hurra optymiści liczyli nie tylko na wielki biznes nad Odrą, Wartą i Wisłą, ale także kibiców z bogatej Europy Zachodniej, którzy nie marzyli o niczym innym, jak przyjechać do Polski, zwiedzać nasz kraj, wśród kiepskiego skomunikowania między miastami, opryskliwej, nieżyczliwej policji, której funkcjonariusze większości przypadków nie znają angielskiego, gdzie hotelarze, właściciele restauracji, pubów chcą ich oskubać do ostatniego euro centa lub szylinga zawyżając cenny, a także mającym w poważaniu całą imprezę znacznej części polskiego społeczeństwa. Na mistrzostwa ma być trzy razy mniej gości zagranicznych niż spodziewali się organizatorzy, donoszą przez ostatnie miesiące media. Zatem założenia spółki PL.2012 były błędne, ale nie tylko jej.

Kiedy jesienią 2007 roku rząd PO i PSL obejmował władzę, premier Donald Tusk obiecywał w swoim expose ogromną ilość inwestycji na Euro zmieniających obliczę Polski. Jedyne co uległo zmianie w ciągu pięciu lat to okolice warszawskiego Ronda Waszygtona, nad którym dominuje sylwetka Stadionu Narodowego, przypominającego swoim wyglądem koszyk z wikliny. Reszta nie zmieniła się w żaden sposób, Warszawie przybył nowy most, ale zupełnie nie związany z organizacją mistrzostw, nadal zakorkowana jest droga krajowa numer 7 z Warszawy do Katowic, na wysokości Raszyna i Janek. Nie sposób szybciej tędy dojechać do stolicy. Opóźnia się remont dworców kolejowych w Krakowie i Wrocławiu, zaczętych w terminie, chyba tylko po to, aby wykonawca zarobił dwa razy za tą samą pracę. Zresztą na dworcu Wrocław Główny można zorganizować teleturniej dla podróżnych: „Jaki teraz odjeżdża pociąg?”, ponieważ cały ruch pasażerski przejęły trzy z sześciu budowanych od nowa peronów, a przy dużym jego natężeniu, powstaje chaos informacyjny. Podróżny nie ma do końca pewności, z którego peronu odjedzie akurat jego pociąg.

Ten cały bałagan ma swoje gospodarcze skutki dla naszego kraju. Polscy obywatele już teraz płacą za nie rozpoczętą jeszcze imprezę, a zysków żadnych z tego mieć nie będą. Instytut Globalizacji w swoim najnowszym raporcie nie pozostawił złudzeń, że Euro się zwróci, a do tego my jeszcze będziemy dopłacać. Ile każdego z nas będzie to kosztować? Według wyliczeń instytutu, dołożymy do każdego biletu 11 do 13,5 tyś. złotych, przy uwzględnieniu tylko kosztów budowy stadionów. Jednak suma jest już większa, gdy liczone są wszystkie inwestycje pod hasłem „Euro 2012” i dochodzi do sumy 250 tyś. Jak pokazują poprzednie piłkarskie mistrzostwa Europy czy Świata, w krajach gdzie je organizowano (przy posiadanej oraz dobrze rozbudowanej infrastrukturze), zamykano z dość dużą stratą finansową.

W Niemczech w 2006 roku, w wysokości 10 mld euro, a dwa lata wcześniej w Portugalii 700 mln euro. Poniesione straty pogłębione mogą być przez urzędniczą niegospodarność. Powstające stadiony są najdroższymi w świecie i nie są tak nowoczesne, jak wmawiają nam działacze PO oraz spółek związanych z organizacją Euro, a także samego PZPN-u. Według raportu Instytutu Globalizacji, Polska może liczyć zyski z tej imprezy sportowej, na poziomie 200 mln do 1 mld zł, co przy łącznej sumie inwestycji 90 mld jest bardzo słabym wynikiem i oznacza ujemną stopę zwrotu inwestycji.

Jest też jeszcze jedna nie mniej istotna kwestia. Ile poszło pieniędzy na firmy konsultingowe, których studia, analizy miały dać początek planom inwestycyjnym związanym z Euro 2012? Tego niewiadomo. Na sam projekt linii kolejowej Y (szybkich prędkości), łączących Warszawę z Poznaniem oraz Wrocławiem przez Łódź, co prawda nie związanej z mistrzostwami, poszło 55 mln złotych z budżetu państwa. Projekt ten forsował nie tylko poprzedni minister transportu, Cezary Grabarczyk, ale również sam premier. Nowy minister Sławomir Nowak, zawiesił te plany na dużej nieokreśloną przyszłość. Ta najbliższa nie jawi się w jaskrawych barwach. Ciekawe co zostanie pewnemu panu z Gdyni, który za dobę pobytu w swoim domu żąda od kibiców 10 tyś. złotych od osoby? Wielkie rozczarowanie? Pewnie tak, jak innym, liczącym na przysłowiową mannę z nieba. I nie będę zdziwiony, gdy nasi „kochani” pracodawcy straty przerzucą na nas, pracowników. Obniżając nam pensję lub zwalniając z pracy. Przecież oni straty ponieśli, licząc na krociowe zyski z Euro. Z tego jedynie będą cieszyć się zarządy UEFA oraz PZPN. Mistrzostwa Europy w piłce nożnej będzie zabawą wyłącznie elit, a nie zwykłego Kowalskiego czy Nowaka, co dowodzi sprzedaż biletów na poszczególne mecze i komu w pierwszym rzędzie są one przyznawane.

RobertHist

Trauma smoleńska – programem PiS

Publicystyka

Jednym z cech charakteryzujących PiS jest od samego początku nostalgia do II RP, upadłych powstań, porażek i klęsk. Oddawaniem hołdu nie zawsze jednoznacznym postaciom historycznym. Nie zdziwiło mnie zatem, że po katastrofie samolotu rządowego na lotnisku Smoleńsk Północny, szybko działacze tej partii uczynili ze swoich kolegów oraz koleżanek, którzy tam zginęli, bohaterów narodowych. Marność dyskusji publicznej od lat obniżanej przez polityków, obniża jeszcze bardziej dyskusje o mgle, brzozie i o stanie ciał ofiar. Ludzie bardzo szybko zniechęcili się do retoryki PiS, którą świetnie prezentuje film dokumentalny: „Solidarni 2010”, Ewy Stankiewicz oraz Jana Pospieszalskiego. Przez półtorej godziny męczony jest widz różnymi spiskowymi teoriami padającymi z ust ludzi zebranych w tygodniu żałoby narodowej na warszawskim Krakowskim Przedmieściu i w Krakowie, podczas pogrzebu pary prezydenckiej. PiS nie stanowi alternatywy dla PO z tego względu, że pomimo wzniosłych haseł o pomocy najbiedniejszym, obrony praw pracowniczych podczas swoich rządów nie zrobiło nic. Obniżyła podatki z czego skorzystali najbogatsi, a za działaczami tej partii ciągną się do dziś nie wyjaśnione sprawy biznesowej i urzędowe. Świetnym przykładem jest poseł Jacek Kurski, który był już we wszystkich prawicowych bytach partyjnych. Joanna Kluzik Rostkowska, której karierę można skrótowo określić prawe do lewego, lewe do prawego.

W ciągu ośmiu miesięcy była w trzech partiach: PiS, PJN i PO. Jest to rekord polityczny. Nie stanowi to jednak problemu ani dla PiS ani dla PO. Szczerze i brutalnie powiem, zwykły Polak, zwłaszcza młody nie jest zainteresowany nieustanie przeżywaniem smoleńskiej traumy, ponieważ musi on zmierzyć się z wieloma niedobrymi zmianami zachodzącymi w Polsce, pod rządami PO i PSL. Brakiem pracy, lub zachowania jej, dachu nad głową i walką o przeżycie już nie roku, miesiąca, ale tygodnia czy dnia. Dzielenie Polaków na patriotów i nie patriotów nie zmieni faktu, czym obie partie są. PiS broni polskich przedsiębiorców, którzy tak naprawdę, jakby chcieli zatrudniali by nas bez wynagrodzenia, a serce im ściska, że nie są tak uprzywilejowani, jak zagraniczni inwestorzy. PO chce ratować budżet kosztem ludzi ubogich, utrzymując przywileje dla kasty bogatych, wojska, policji oraz zagranicznych inwestorów.

Kolejne publikacje, kolejne zdjęcia i fakty w sprawie smoleńskiej katastrofy nie zmienią prozaicznej prawdy. TU-154 M spadł nie z powodu laserowych dział, rozpylonej mgły i postawionej tam przez Rosjan brzozy, ale bałaganu organizacyjnego w samym 36 Pułku Lotnictwa Wojskowego oraz samego lotu 10 kwietnia. Takie jest, było i będzie nasze państwo, obojętnie kto rządzić będzie SLD, PSL, PO, PiS czy Ruch Poparcia Palikota. Źle zorganizowane, bez przestrzeni publicznej, którą coraz bardziej zawłaszczają podmioty prywatne, gdzie trzeba płacić już nieomalże za wszystko (przecież są opłaty tzw. administracyjne za wyrobienie np. dowodu osobistego, zatem wszyscy kupujemy sobie obywatelstwo polskie), a urzędnicy traktują na coraz gorzej i zwiększym lekceważeniem prawa. To od nas zależy czy będziemy decydować o swoim losie, a nie dotarcie do prawdy o poranku kwietniowym z przed dwóch lat. Katastrofa TU-154, to tak samo jak katastrofa dwóch IŁ-ów 62 w 1980 i 1987 roku należy do przeszłości, nie będzie stanowić o naszym być albo nie być. PiS tak jak inne partię skompromitowały się swoimi działaniami. Nie jesteśmy niewolnikami przeszłości, bo jeżeli damy się zniewolić bieżącej retoryce politycznej, sami przejdziemy do przeszłości. I to szybciej niż myślimy.

RobertHist

Oświadczenie kolektywu "Przychodnia" po wydarzeniach 26 III

Kraj | Lokatorzy | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycy

W Warszawie jest 30 000 pustostanów, na które miasto nie ma innego pomysłu, niż oddanie ich w ręce prywatnych inwestorów nastawionych wyłącznie na zysk ignorując potrzeby mieszkańców. Biorąc sprawy we własne ręce wychodzimy naprzeciw ich potrzebom.

Budynek przy Skorupki 6A, była przychodnia, został wyłączony z użytku publicznego z powodu prywatnych roszczeń. Od dłuższego czasu budynek ten stoi pusty. W takiej sytuacji znajdują się setki nieruchomości w Warszawie. Oddawane są one inwestorom i deweloperom bez poszanowania praw lokatorów. Najlepszym tego przykładem jest nierówna walka Jolanty Brzeskiej z nowym właścicielem domu, w którym mieszkała, zakończona jej tragiczną śmiercią. W innych krajach znajdujących się w podobnej sytuacji historycznej, problem reprywatyzacji został rozwiązany systemowo bez oddawania znacjonalizowanego mienia w ręce osób wnoszących roszczenia. Tego domagamy się również w Polsce: żądamy ustawy reprywatyzacyjnej.

W miejsce skwerów, parków, barów mlecznych powstają banki i drogie restauracje. W imię zysku likwidowane są obecnie stołówki szkolne w Warszawie. W Warszawie decyzje podejmowane są bez poszanowania woli mieszkańców. Pieniądze publiczne wydawane są w sposób irracjonalny, choćby 11 milionów na park fontann, czy milion dziennie na funkcjonowanie „Strefy Kibica”, przy jednoczesnych deklaracjach o braku funduszy na oświatę, transport czy mieszkalnictwo. Żądamy zwiększenia wpływu mieszkańców na decyzje polityczne, zwiększenia kompetencji rad osiedlowych, organizowania konsultacji społecznych we wszystkich istotnych kwestiach oraz wprowadzenia miejskiego budżetu partycypacyjnego, czyli procedur umożliwiających mieszkańcom decydowanie w sposób bezpośredni o wydatkach budżetowych.

Zapotrzebowanie na alternatywy wobec komercyjnej rozrywki i konsumpcjonizmu jest ogromne, co pokazuje wieloletnia oddolna działalność społeczna i kulturalna takich miejsc, jak Elba, Syrena, Rozbrat. Możliwa jest samoorganizacja mieszkańców bez ingerencji władz. Miasto powinno takie inicjatywy wspierać. Miasto należy do mieszkańców!

Nasze postulaty:

  • Wstrzymanie jakichkolwiek działań policji na terenie Przychodni do czasu zakończenia rozmów z władzami miasta.
  • Uszanowanie naszej niezależnej działalności w Przychodni.
  • Powołanie okrągłego stołu mieszkaniowego, w ramach którego przedstawiciele władz miasta podjęliby dyskusję z mieszkańcami i mieszkankami Warszawy na temat rozwiązania problemów mieszkaniowych.
  • Moratorium na eksmisję do czasu rozwiązania problemów mieszkaniowych Warszawy w ramach okrągłego stołu mieszkaniowego.

Kolektyw Przychodnia

Kanał XML