Publicystyka
Milczenie owiec – czyli sprawa tajnych baz CIA w Polsce
Czytelnik CIA, Pon, 2012-03-12 13:45 PublicystykaAmerykanie lubią powtarzać: We are the greatest – Jesteśmy najwięksi i najwspanialsi. Ale też butni oraz aroganccy. W swoje polityce zagranicznej nie kierowali się nigdy żadnym sentymentem, ale bezwzględnym interesem nie tyleż swoich obywateli, co bardziej korporacji, które traktują Biały Dom jak niemalże Wall Street. Miejsce swoich zysków i strat. Po 11 września 2001 roku Stany Zjednoczone, jako ofiara zamachów terrorystycznych uważały, że mają prawo stać ponad prawem międzynarodowym i naginać prawdę dla własnych potrzeb. W końcu Nietzsche mawiał: „Co nas nie zabije, to nas wzmocni”. Widać tą filozoficzną maksymą kierował się prezydent Bush idąc na militarną oraz polityczną konfrontację z państwami tzw. osi zła, do których zaliczył mi. in.: Korę Północną, Irak oraz Iran. Od 2001 do 2003 roku wojska amerykańskie znalazły się w Afganistanie oraz Iraku. Uzasadnieniem tych działań była wojna z tzw. terroryzmem. Waszyngton postawił jasno reguły gry zaraz po 11 września, albo stoisz po naszej stronie, albo po stronie terrorystów oraz państw wspierających ich. Żadne państwo nie mogło być neutralne. Polska stanęła, co zrozumiałe po stronie USA.
Polska bazą tajnych więzień CIA
Jest druga połowa 2005 roku, trwa gorączka wyborów parlamentarnych oraz prezydenckich, po raz pierwszy w dziejach Polski nakładających się na siebie w tym samym roku. W ferworze walki politycznej, news Washington Post o tajnych więzieniach CIA w państwach wschodnioeuropejskich, przyjęto na polskiej scenie politycznej z dużym oburzeniem, a bracia Kaczyńscy sugerowali, że redakcja waszyngtońskiej gazety, to aparat propagandowy Federacji Rosyjskiej, która chce zaszkodzić Polsce, puszczając w obieg tego typu informacje. Nikt z polskich polityków nie zagłębiał się w treść artykułu. Przecież były on antypolski. Prawda była taka, że Dany Priest, dziennikarz Washington Post, autor artykułu o tajnych więzieniach nie napisał nic o Polsce ani żadnym innym kraju, ponieważ ze strony Białego Domu istniała w tej kwestii blokada informacyjna. Dopiero Tom Malinowski, działacz Human Rights Watch, poinformował, że tym państwami są Polska i Rumunia. Sprawa tajnych więzień wywołała duże poruszenie w naszym kraju, a jeszcze bardziej na świecie.
Śledztwa w sprawie tajnych więzień
Od samego początku na ukręceniu sprawie łba, zależało polskim politykom oraz administracji prezydenta Busha. Inicjatywę wyjaśnienia sprawy wobec obojętności Waszyngtonu oraz Warszawy, a także innych stolic środkowoeuropejskich, podjął przewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, Rene van der Linden. Powołał on komisję, której przewodniczącym został szwajcarski senator oraz były prokurator Dick Marty. 25 listopada 2005 roku, Marty zapowiedział próbę weryfikacji zarzutów mi. in. poprzez porównanie obrazów satelitarnych z okresu działalności więzień z Centrum Satelitarnego UE, jaki również szczegółów lotów, które miało wykonywać CIA z europejskiej agencji kierowania ruchem lotniczym Eurocontrol.
24 stycznia 2006 roku w raporcie ze śledztwa komisja stwierdziła, że jest mało prawdopodobne, by rządy europejskie nie miały pojęcia o tajnych bazach CIA i związanych z nią nielegalnych działań. Komisja ogłosiła także, że dysponuje wszystkimi danymi, o które prosiła europejskie centrum satelitarne oraz lotnicze. 7 czerwca, tego samego roku ogłoszono ostateczne wyniki śledztwa. Komisja Rady Europy zdemaskowała światową pajęczynę, która służyła CIA do sekretnego, nielegalnego przewożenia i przetrzymywania więźniów podejrzewanych przez amerykańskie władze o terroryzm. W tym procederze brało dobrowolnie czternaście państw członkowskich Rady Europy. Ponad rok później nowy raport uchwalony przez Zgromadzenia Parlamentarne (Rady Europy) wymieniał już dwa kraje z nazwy, co do miejsc lądowania tajnych samolotów CIA. Wynikało z raportu, że miały one miejsce w Rumunii oraz Polsce w latach 2003 – 2005. Nie mam wątpliwości, że gdy prezydent Bush składał wizytę w naszym kraju pod koniec maja 2003 roku poruszał kwestię działań CIA, a zgodą na to dał najprawdopodobniej Aleksandr Kwaśniewski oraz premier Leszek Miller. Na pewno wiedział o tym Zbigniew Siemiątkowski w latach 2002 – 2004 szef polskiego wywiadu. Podczas narady w Kancelarii Premiera w 2006 roku przedstawiono ministrom rządu PiS dokument, gdzie widniał podpis pana Siemiątkowskiego pod zgodą na działanie CIA. O zapoznaniu się z tym dokumentem i co zawierał, biorący udział w tej naradzie politycy oraz wojskowi nie chcieli mówić. Nie wiele informacji z tego spotkania dostało się do szerszej opinii publicznej. Przez cały czas wyjaśniania tej sprawy, aż do dziś trwa swoiste embargo medialne ze strony władz polski oraz Prokuratury Generalnej.
W 2007 roku Parlament Europejski postanowił zając się sprawą tajnych baz CIA, powołując komisję, nazywając ją: ds. Rzekomego wykorzystywania krajów europejskich przez CIA do transportu i nielegalnego przetrzymywania więźniów. Ważne dla toku śledztwa było przesłuchanie byłej pełnomocniczki lotniska w Szymanach (woj. warmińsko – mazurskim), Marioli Przewłockiej. Wbrew opinii polskiego rządu przyznała, że lądowały tam samoloty. Wiem już dość dużo o tej sprawie mimo zaprzeczeń ze strony polskiego MSZ-u. Samoloty lądowały w Szymanach, stamtąd przewożono więźniów do ośrodka szkoleniowego polskiego wywiadu, znajdującego się w Starych Kiejkutach. Podczas przesłuchań miał być obecny specjalista CIA od karteli narkotykowych Deuce Martinez. Przesłuchanie polegało na kontrolowanym podtapianiu więźnia. Forma takiego przesłuchania nosiła nazwę tzw. enhanced interrogation techniques. Wiele organizacji poza rządowych na świecie wskazuje lub posiada dokumenty niepozostawiające wątpliwości, że do nielegalnych działań CIA dochodziło na terenie Polski. Trzeba dodać, że dwaj prezesi firmy, która zarządza lotniskiem w Szymanach jest powiązana z amerykańskim służbami specjalnymi. Są to: Jerzy Kos i Tomasz M. Starowieyski.
Lotnisko w Szymanach, gdzie lądowały tajne samoloty CIA, ma status lotniska międzynarodowego, chodź jest nieczynne od 2003 roku dla ruchu pasażerskiego. Położone jest ono niedaleko wsi Szymany nieopodal Szczytna. Szymany posiadają też nieczynną stację kolejową na zamkniętym szlaku (od 2000 roku) Ostrołęką – Szczytno. W takim miejscu, gdzie mieszkańcy żyją swoim własnym życiem i nie interesuje ich zbytnio, co w około się nich dzieje, mając zresztą uniemożliwione wejście na lotnisko, łatwo było dokonywać przy całkowitej aprobacie polskich władz nielegalnych działań, w celu wymuszenia zeznań na więźniach. Nie dziwię się mieszkańcom Szyman, że nie chcą udzielać wywiadu dziennikarzom. Nie jest ten fakt zbytnim powodem do dumy. Tak jak dla samych władz Polski. Oddały one wątpliwą przysługę CIA, dając do dyspozycji jej funkcjonariuszom siedzibę Ośrodka Kształcenia Kadr Wywiadu położonego nieopodal wsi Stare Kiejkuty. Te dwie mazurskie wsie, nieopodal siebie położone, nie będą kojarzone z niczym innym, jak miejscami nielegalnych, tajnych działań CIA w Polsce oraz bezmiernej naiwności Warszawy w stosunku do Waszyngtonu. Polscy politycy oraz rządy, obojętnie z jakich partii się wywodzą, zachowują milczenie od 2005 roku, niczym owce przed własną rzezią, nie chcąc wyjaśnienia tej sprawy a ni tu w kraju, ani poza jej granicami. Kierując się idealistycznymi relacjami między Polską a Stanami Zjednoczonymi oraz przekonani o niepodważalnej roli tego kraju w świecie, również przyjęcia do wiadomości, że polskie władze dały zgodę na łamanie prawa międzynarodowego. Nasi decydenci, oddaleni od rzeczywistości, nie zdają sobie sprawę, że nasz kraj jest w oczach opinii międzynarodowej odbierany źle, jako lizus, pozbawiony własnego zdania, mało znaczącego zresztą w świecie. Ale ich to nie obchodzi, oni bardziej lubią koktajle w Białym Domu.
RobertHist
Jak zachować pracę pod ostrzałem szefów - opowieść działaczki związkowej w Starbucks
wiatrak, Pon, 2012-03-12 10:31 PublicystykaOd pięciu lat jawnie działam w Starbucksie. Fakt, że udało mi się nie zostać zwolnioną wymagał nie lada wysiłku.
W czasie trwania naszego 13-miesięcznego procesu przeciwko firmie, Starbucks zwolnił z pracy wielu związkowców, łamiąc przy tym własny regulamin, lub za pomocą podstępów, lub prowokując wybuchy złości, które umożliwiały zwolnienie za złe zachowanie.
Działacz związkowy powinien być zatrudniony w zakładzie pracy w którym toczy się walka. Utrzymanie pracy to priorytet numer jeden. Oto krótki opis tego jak ochroniłam swoją pracę i wygrałam z pracodawcą.
Od wielu lat pracowałam w Starbucksie na Union Square w Nowym Jorku. Pomagałam przy tworzeniu komitetu sklepowego na Astor Place. Kiedy komitet się ujawnił, część jego członków została zwolniona, a reszta cierpiała w wyniku znęcania się nad nimi przez anty-związkową kadrę kierowniczą. W geście solidarności postanowiłam przenieść się do tamtego baru w celu wzmocnienia komitetu. Idąc tam do pracy, miałam zamiar usunąć kierowników sklepu, z których strony moi koledzy doznali przemocy ekonomicznej. Niektórzy nadal jeszcze pozostawali bez pracy. W Nowym Jorku nawet tydzień pozostawania na bezrobociu może skończyć się bezdomnością. Jest to jeden z powodów dla którego ataki na naszych działaczy traktuję bardzo osobiście.
Po trwającej miesiąc walce, w czasie której odmówiono mojego transferu i złożeniu doniesienia o Niesprawiedliwej Praktyce Zatrudnienia, w końcu wygrałam. Podczas mojej czwartej zmiany w Astor Place, nazwałam zastępcę kierownika „ściemniaczem”, gdyż nie chciał wydać dowodu zatwierdzenia mojego urlopu. Oznajmiłam mu, że odmowa wydania dowodu potwierdza moje przypuszczenia, że firma stara się zrobić to, czego się obawiałam – czyli tak ustawić harmonogram, żebym nie mogła się stawić do pracy i w związku z tym dokonać zwolnienia. Kilka godzin po kłótni z zastępcą kierownika, przyszedł sam kierownik i napisał naganę za „grożenie i nękanie współpracownika”. Pomimo tego, że w ciągu czterech lat otrzymałam tylko dwie inne nagany (jedną za spóźnienie, a drugą za kłótnię z pracownikiem, który zachowywał się wobec mnie w sposób homofobiczny) oświadczono, że to jest „ostatnie ostrzeżenie”. Gdyby doszło do jeszcze jednego „naruszenia”, mogłam zostać zwolniona.
Byłoby to niemiłe zakończenie kariery walki w Starbucksie. Zgłosiłam więc pisemną naganę jako Niesprawiedliwą Praktykę. Następnego dnia w pracy, dowiedziałam się, że kierownik, kierownik dzielnicy i kierownik regionu byli na spotkaniu przez cały dzień. Podczas mojej zmiany zostałam wezwana na spotkanie z kierownikiem dzielnicy. Powiedział „Próbowałem zrozumieć działania naprawcze jakie kierownik Ci wyznaczył i uważam, że sytuacja nie była dość poważna, żeby mówić o działaniach naprawczych i dlatego usunę to Twojej kartoteki”. Podziękowałam i chciałam wrócić do pracy.
Wtedy mój kierownik postanowił wyznaczyć mi nowe zadanie naprawcze. „Pamiętasz czy coś dziwnego działo się z twoją kasą kiedy ostatnio pracowałaś?” Zaśmiałam się i powiedziałam, „To było dwa tygodnie temu nie pamiętam, ale mogę zajrzeć do notatek.” Wtedy on powiedział, że na moim rachunku brakuje 13 dolarów i 11 centów. Odparłam, że przez pięć lat pracy w Starbucksie nigdy się nie pomyliłam i że nie podpiszę dokumentu stwierdzającego, jakobym miała się pomylić. Powiedziałam też, że może pisać o tym gdziekolwiek chce i żądać nagrań z kamer przedstawiających wszystkie transakcje jakie wykonałam w celu sprawdzenia co się stało z pieniędzmi. Powiedział, że to niemożliwe.
Roześmiałam się jeszcze raz. Spojrzałam na niego i powiedziałam: „Naprawdę po tych wszystkich latach i niezliczonych twoich próbach pozbycia się mnie myślisz, że Krajowa Rada Pracy uwierzy, że ryzykowałem swoją pracę dla 13 dolarów i 11 centów? Chyba oszalałeś.”
Wtedy kierownik sklepu zaczał na mnie krzyczeć. Kierownik dzielnicy napisał coś i włożył to do moich akt mówiąc „Cóż, zastanowimy się i odezwiemy się do Ciebie.” Nigdy nie pokazali mi tego co tam napisał. Później po kampanii telefonicznej i presji ze strony związków, kierownik odszedł z pracy. W ten sposób mogliśmy odznaczyć kolejne zwycięstwo.
Pierwotnie opublikowane w piśmie Industrial Worker (Marzec 2012)
Za: http://libcom.org/library/keeping-your-job-while-under-fire
Podciąć lewe skrzydło Palikoctwa
Akai47, Nie, 2012-03-11 22:27 PublicystykaDzisiaj dostałam mailem ulotkę od redakcji pisma „Dalej”, przeznaczoną do rozdawania na Manifie, pod tytułem: „Emerytura w wieku 67 lat – większe zyski kapitalistów i więcej ludzkich tragedii”. Tytuł był obiecujący i tekst nie jest zły. Przeczytałam go i zgadzam się wieloma opiniami autorów o atakach na prawa pracownicze, a także z opinią, że temat warszawskiej Manify, walka z kościołem, niekoniecznie wskazuje na największe zagrożenia dla kobiet. Zmiana wieku emerytalnego, podnoszenie kosztów wielu usług m.in. żłobków, komercjalizacja edukacji i powszechna prekaryzacja kobiet zasługują na więcej uwagi i na większy opór. Jednak ulotka poważnie wprowadza czytelników w błąd.
Owszem autorzy tekstu krytykują Platformę Obywatelską za poparcie tej partii dla podnoszenia wieku emerytalnego. Jednak nasi koledzy antykapitaliści jakimś sposobem oszczędzili krytyki Ruchowi Palikota i ich stanowisku w tejże sprawie. Sam Palikot, który wyraźnie kombinuje ze swoją linią programową, by uzyskać jak najlepszą pozycję przetargową, jest jednak w jawny sposób neoliberałem. Nic dziwnego: Redakcja Dalej popierała część Ruchu Palikota . Dziś mój kolega rozmawiał z jednym z redaktorów Dalej, spytał go czy ta ulotka oznacza, że Dalej nie będzie dalej popierać RP. Odpowiedzią było coś w rodzaju „nie, bo Biedroń zrobił tak dużo dla gejów”.
Życie w świecie bez taniej energii
Czytelnik CIA, Nie, 2012-03-11 21:56 Ekologia/Prawa zwierząt | Gospodarka | PublicystykaWojny w Iraku, w Afganistanie, w Libii, rosnące ceny żywności, powstania w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie (Egipt, Tunezja, Libia, Maroko, Syria, Oman, Arabia Saudyjska…), tarcza antyrakietowa, przechodzenie Anglików na katolicyzm, propozycje kluczowych niemieckich teologów katolickich dla zniesienia celibatu w kościele, rosnące ceny paliw, zyskujące na popularności skrajności polityczne, nowe prawo antyterrorystyczne, gorączkowy zwrot ku gazowi z łupków, rosnące ceny energii, szybsze podwyżki w innych dziedzinach, rozważane przez rząd Kaczyńskiego wprowadzenie kartek na paliwa, zamieszki w Londynie, rabunkowe wydobycie nieopłacalnej dotychczas ropy z kanadyjskich piasków, „wojny” o kolejne gazo i ropociągi, padanie sieci przesyłowych w USA w 2003 roku, powtarzające się przepięcia sieci w Dublinie (Irlandia) w okolicach Świąt Bożego Narodzenia, w Polsce podobna, lecz mniejsza awaria w 2006 roku, poważna awaria, racjonowanie energii i wyłączenia prądu dla indywidualnych odbiorców i przemysłu w RPA w 2008 roku, odnowiona penetracja energii jądrowej, cięcia budżetowe i światowy kryzys ekonomiczny, Chiny sukcesywnie wkraczające do Afryki…
Czy te odległe przestrzennie, w czasie, a nieraz z pozornie odległych dziedzin życia wydarzenia mają coś ze sobą wspólnego? Czy są zapowiedzią nowych czasów?
Otóż bez wątpienia tak. Ale o co chodzi? Wchodzimy w epokę kryzysu energetycznego, miejsce w historii, które może uczynić życie obecnych pokoleń najciekawszym okresem w historii ludzkości. Myślicie że przesadzam. W istocie to, że nie skorzystaliśmy z wiedzy którą posiadał wielki przemysł i ludzkość, tylko dlatego że możliwe były w tym samym czasie szybkie zyski z łatwo jeszcze dostępnych, bogatych energetycznie i tanich złóż surowców, umiejscowiło nas w ślepej uliczce. Uliczce braków energii.
Załamanie ekonomiczne, które nie jest tymczasowe i jest sygnałem dla głębokich transformacji, nie bez przypadku ma miejsce teraz. Oczywiście wielu ekspertów będzie wskazywało, że ma ono swe źródło w czymś zgoła innym – w spekulacjach, w przewartościowanych cenach mieszkań, które musiały ulec załamaniu, w pochopnie wydawanych kredytach, w życiu ponad stan [1]. Ale pęknięcie tych „baniek” finansowych mogło mieć miejsc kilka lat wcześniej lub równie dobrze za kilka lat. I nie bez powodu ma miejsce po pierwszym wielkim kryzysie cen ropy tego wieku z 2007 roku – odtąd światowy indeks konsumpcji już nie rośnie. To energia, obok surowców, napędza naszą gospodarkę i napędza wzrost.
Otóż, choć tu i ówdzie o problemie energetycznym było wiadomo od kilku dekad, a w szczegółach został on poznany dobrą dekadę temu, to, o kolejnym, większym niż dotychczasowe załamaniu ekonomicznym, załamaniu paliwowym, do dziś pojawiają się tylko wzmianki w prasie wielkości kciuka – interesujące rozmiary artykułów dla problemu tej skali. Mamy za to regularne, kilkustronicowe czasem, artykuły zaprzeczające jakimkolwiek problemom z paliwami. Nie jest chyba normalnym regularne czytanie artykułów zaprzeczających jakiemuś nieistniejącemu problemowi, hmm? Ale prawdziwy szkopuł, to fakt że przez lata nikt nic z „nieistniejącym” problemem nie zrobił.
JAZDA BEZ TRZYMANKI
Do lat 1970. głównym „baniakiem” roponośnym na świecie były Stany Zjednoczone. Lecz złoża na ich terenie osiągnęły szczyt swoich mocy wydobywczych i poziom produkcji ropy zaczął spadać. To zrodziło trwający ponad 10 lat kryzys ekonomiczny świata Zachodniego (a chodziło wtedy ledwie o kilkudolarowy wzrost cen baryłki ropy [2]). Wysychanie złóż, które ma kształt „dzwona” (wydobycie rośnie, dość szybko, osiąga swój szczyt, i, po względnie krótkim okresie trwania na wyżynie, mniej więcej równie szybko jak rosło spada) jest powszechnie znanym naturalnym zjawiskiem. Wcześniej tym światowym zagłębiem był Kaukaz (na początku XX wieku głównie Gruzja) i Morze Kaspijskie – klika dekad później oglądać można tam było jak okiem sięgnąć morze wraków szybów wydobywczych.
Dziś centrum światowego wydobycia to Zatoka Perska (blisko połowa światowych zasobów), gdzie Arabia Saudyjska (regionalny lider) „ciągnie” ropę na pełnych obrotach. I więcej „dziennego wydobycia” już nie wywinduje, co oznacza, że całkiem wkrótce i tam produkcja zacznie maleć. Jak twierdzą eksperci, jeśli Arabia Saudyjska przekroczy swój „szczyt” [wydobycia], będzie to moment gdy cały świat przekroczy go razem z nią…
Ale przecież są inne źródła energii – tyle ostatnio słyszy się o różnych nowych napędach, no i jest jeszcze ten gaz łupkowy… Nie zupełnie. Uzależniliśmy się od ropy naftowej – napędza ona większość transportu na lądzie i prawie cały handel morski. A z problemem staniemy twarzą w twarz zaledwie za kilka lat. To zbyt mało czasu, by wypuścić kolejną flotę miliarda ciężarówek i samochodów i nowych statków napędzanych inaczej. A problem nie kończy się na naszej rurze wydechowej. Ropa naftowa to przecież mnóstwo farmaceutyków, pestycydów, tworzyw sztucznych… Produktów które w znacznym stopniu (czy lubimy to czy nie) odpowiadają za współczesną jakość życia i postęp. Z jej użyciem produkuje się teraz i transportuje również znaczną część żywności na świecie. Choć takie kraje jak Szwecja [3] pracują nad produkcją plastiku z marchewki, to rozwiązań gotowych i w skali potrzebnej do zastąpienia czarnego złota jest niewiele.
Co więcej, z innymi paliwami kopalnymi również nie jest najlepiej – większość z nich będzie na wykończeniu za kilka dekad (nawet węgiel kamienny może zaskoczyć nas niemile w tym wieku, przy obecnym wzroście jego zużycia, głównie za sprawą Chin). Ale to ropa da nam pierwszego prawdziwego kopniaka.
Symulację w mniejszej skali, tego co niedługo nastąpi mieliśmy kilka lat temu w roku pierwszego szoku paliwowego (2007). Choć Europy wtedy jeszcze to tak bardzo nie dotyczyło, i wzrost cen żywności, choć wystąpił, nie był drastyczny, skutki wzrostu cen ropy były krytyczne dla krajów rozwijających się. W Egipcie wzrost cen żywności w przeciągu kilku tygodni spowodował, że większość ludzi zaczęło wydawać całą swoją pensję na jedzenie. Na Filipinach, drugim na świecie eksporterze ryżu rząd zablokował natychmiastowo jego eksport, by ochronić mieszkańców przed wyssaniem go z rynku. Również Indie zatrzymały sprzedaż na świat swej perły eksportowej – ryżu basmati, w Bangladeszu wojsko musiało zająć się jego dystrybucją, a we Wietnamie powstały gangi rabujące zbiory nocą, skąd zrodził się zakaz poruszania na wsi po zmierzchu. Kraje u bram świata bogactwa (Amerykę Środkową, Azję, Bliski Wschód) ogarnęły zamieszki.
GEOPOLITYKA ENERGII
„Pewnie coś z tego ma sens” myślicie sobie. Lecz co ta sytuacja ma wspólnego z niektórymi wydarzeniami obecnymi w nagłówku artykułu. Otóż powstania narodowe na obrzeżach rozwiniętego świata mają swe źródło również w kryzysie energetycznym.
Oficjalnie Arabska Wiosna rozpoczęła się w Tunezji po opublikowaniu na WikiLeaks informacji na temat stopnia skorumpowania tamtejszego rządu. Później jej sukces stał się inspiracją dla wydarzeń w całym regionie. Jednak to narastający stres ekonomiczny, którego przykłady podałem powyżej, i który był znacznie bardziej dotkliwy dla krajów pozaeuropejskich, był prawdziwym fundamentem, sprężyną bez której dyktatorzy, którzy we wszystkich z tych państw istnieli przecież od dekad, nie zostali by ruszeni z posad. Trudności utrzymania się zderzyły się z nadal odległymi, acz cały czas przybliżającymi się w tempie ślimaczym marzeniami Północnoafrykańskich obywateli by standardem życia sięgać ku bogatej sąsiadce, Europie. Załamanie zabiło i odrzuciło na dobre cały sen. Ludzie poczuli się oszukani i zdradzeni.
Nie bez powodu też państwa Zachodu angażują się w powstanie libijskie, podczas gdy przymykają oko na znacznie większe masakry w niedalekiej Syrii. W Syrii nie ma złóż – których najmniejsze źródło jest dziś na wagę złota – i po które warto wyciągnąć swe zaplecze militarne. Z tych samych powodów wiele państw – głównie Stany Zjednoczone i Wielka Brytania – mają najbardziej od czasów II wojny światowej rozciągnięte po świecie i zaangażowane w okupacje siły zbrojne. Chodzi tu głównie o Zatokę Perską, Bliski Wschód i Azję Centralną – gdzie rozegra się przyszła walka o kontrolę zasobów i szlaków przesyłowych pozostałych największych na świecie złóż ropy i gazu.
Teraz też ruszyło pełną parą rabunkowe pozyskiwanie ropy z roponośnych piasków w stanie Alberta w Kanadzie. Złóż, które wcześniej nie były opłacalne. Znajdują tam się zasoby drugie co do wielkości po Zatoce Perskiej. Również jeden z największych na świecie nietkniętych zasobów leśnych Tajgi – większy powierzchnią od lasów Amazonii. Zrywane są te lasy teraz jak dywan, gdy ceny ropy wspięły się wystarczająco wysoko, by operacja ta mogła przynieść zyski (ropa z Alberty jest droższa od swoich odpowiedników z innych części świata [4]).
Świat Zachodu i największy tu konsument ropy, USA, szykują się również powoli na jeden z ostatnich bastionów islamu próbujących przewodzić wielkiej polityce wśród krajów tego wyznania – Iran. Jest to też jeden z basenów ropy i gazu na świecie nie będący pod kontrolą imperium. Tak i Pakistan stoi w kolejce do zbrojnej agresji. Wyrazem nadchodzących napięć, które przerodzą się prędzej czy później w otwarte konflikty, jest postawione USA wyraźnie ultimatum przez Chiny, mówiące że jakakolwiek agresja na Pakistan będzie potraktowana jako bezpośredni atak na terytorium Chin. Jest to precedens takiego zachowania dyplomatycznego od czasów II wojny światowej. [5]
Energetyczna granda spowodowała, że rząd USA zdecydował rzucić się na rodzime złoża gazu łupkowego (które nie są znane „od dziś”) i zawiesić na te potrzeby działanie szeregu ustaw środowiskowych. Technologia używana dotychczas jest bowiem całkiem ad hoc [6], a pośpiech spowodowany kończącym się gazem kanadyjskim, który stanowi 30% zaopatrzenia dla USA.
Odnosząc to do wspomnianych przesileń („awarii) sieci przesyłowych – jest to dowód na to, że problem nie dotyczy tylko ropy i gazu – nikt tych sieci od lat nie rozbudowywał, bo nie było i nie ma perspektyw wzrostu mocy produkcyjnych jeśli chodzi o energię. I to było głównym powodem ich przepięć – zużycie energii nieadekwatne do mocy przesyłowych.
No dobrze. A co z tym „prawem antyterrorystycznym”?
ODEBRANA PRZYSZŁOŚĆ I MOŻLIWE DROGI
Faktem jest że znakomita większość antyterrorystycznego prawa w praktyce od kilku lat używana jest w sprawach nie związanych z terroryzmem. Faktem jest że interesy przemysłu w wielkiej polityce zawsze liczą się ponad długofalowy interes społeczny. I liczyć się będą. Społeczeństwo zaskoczone szybko nadchodzącymi zmianami, będącymi dużym wyzwaniem dla standardów życia i dotychczasowych aspiracji jednostek, stanie się areną wielkich napięć. W szczególności młodzi ludzie – bez adekwatnych dla nowych okoliczności wiedzy i zdolności – będą czuli się oszukani przez pokolenie rodziców, którzy skonsumowali ich przyszłość. Oczywiście ta konsumpcja nie była w pełni świadoma. Ale czy ktoś będzie na to zwracał uwagę? Wyspy bogactwa będą się kurczyć, a wraz z ich kurczeniem pojawiać będą się sceny, które nie koniecznie kojarzylibyśmy dotychczas z cywilizacją. Zakres władzy rządów też będzie się w tych okolicznościach zawężał, stąd też przewidywanie bardziej drastycznych środków, które obecnie wdrażane są do codzienności jako prawo antyterrorystyczne.
Możliwe są dwa główne scenariusze rozwoju sytuacji, a reszta to wariacje poniższych. A więc ci, którzy już posiadają i mają większość kart w ręku (rządy, establishment i przemysł) będą chcieli utrzymać swój status i zasób posiadania, by wymóc na reszcie zgodę na stopniową rezygnację z wygód i zasobów. By to zapewnić dojdzie do wdrażania nowych regulacji i metod – również stopniowo, by do nich przyzwyczaić. Acz sukcesywnie i wcale nie powoli, co zresztą już ma miejsce. Dochodzić będzie także do stopniowego prywatyzowania armii. Napięcia i konflikty bowiem, jak już napisałem, nie będą już domeną odległych miejsc, ale obecne będą również na arenie krajowej. Nie należy się jednak spodziewać, iż ludzie wydzierający sobie zasoby nawzajem, będą w równym zainteresowaniu establishmentu, jak wydarzenia zagrażające jego własnym interesom.
Druga opcja to będące znacznie większym wyzwaniem rozwiązanie pokojowe. Stopniowa, ale jednocześnie całkiem szybka transformacja ku nowym (a często starym) technologiom, stylom życia, czy przemieszczania się. Tak by zmniejszyć zużycie energii – co wcale nie musi się stać kosztem jakości życia, ale nie jest tak zyskowne dla sektora finansowego oraz przemysłu. Transformacja, która może zaowocować sukcesem tylko, jeżeli oddolne samodzielne zaangażowanie obywateli wsparte będzie przez działania rządu (m.in. przez zarzucenie paradygmatu „wzrostu gospodarczego”). Jedynie obecność obu czynników może zapewnić względnie pełny sukces.
DLACZEGO SIĘ O TYM NIE MÓWI, CZYLI TYLKO NIE PANIKOWAĆ
Otóż media to tylko część przemysłu. A nasza współczesna gospodarka to domena wzrostu. Złe wieści ten „wzrost” hamują. Kto będzie się reklamował w sąsiedztwie artykułów mówiących o głębokich kłopotach, prawdopodobnie bez wyjścia. Na dokładkę największym graczem finansowym (najbogatszymi firmami na świecie) jest świat ropy, a to pieniądze napędzają parlamenty i rządy, ba, nas samych.
Do tego jaki polityk zostanie wybrany, mówiąc o tym że trzeba będzie używać mniej. Ba, jaki zostanie ponownie wybrany, gdyby zaczął te zmiany wdrażać… Sytuacja zatem jest podwójnie trudna.
Czy są wyjścia? Tak. Ale tylko pomiędzy twardym lądowaniem i mniej twardym, i z ewentualnie nieco lepszą przyszłością.
Autor: Piotr Poleski
PRZYPISY
[1] Choć tak naprawdę należy się chyba głównie przyjrzeć tym którzy zgarnęli największe fortuny na krótko przed załamaniem.
[2] Czyli ok. 164 litrów.
[3] Rząd Szwecji głosił kilka lat temu, jako odpowiedź na jawiący się energetyczny kryzys, odejście gospodarki od paliw kopalnych do 2020 roku, aczkolwiek ostatnio założenie to złamał gazołupkową podnietą, pewnie odkrywając w praktyce że zadanie jest ciężkie.
[4] Potrzeba tam użycia energii równowartości ok. 1 baryłki ropy by uzyskać z procesu 4 baryłki.
[5] Iran to jeden już z pozostałych niewielu krajów po wydarzeniach „Wiosny Arabskiej”, które wdrażały nowy system handlu ropą; miał on używać jako środka płatniczego złote denary, zamiast dolarów, co uderzyłoby potężnie w pozycję dolara i USA (przewodnikiem tego procesu był Kadafi); Ostatnio również Iran ogłosił odkrycie drugich co do wielkości na świecie złóż helu, używanego m.in. przy produkcji podzespołów elektronicznych, którego zasoby też są na wykończeniu; Pakistan z kolei posiada 5 co do wielkości kopalnie złota, którego znaczenie w wymianie między narodowej będzie rosło, 5 na świecie zasoby węgla kamiennego; ale przede wszystkim jego ostatnie porozumienia z Iranem dotyczące nowych gazociągów z Iranu do Indii, krzyżują plany USA dotyczące rozwoju tej infrastruktury w tym regionie (gdzie USA jest zainteresowane transportem do Oceanu Indyjskiego złóż z Azji Centralnej); inwestycje te zmniejszyłyby również izolację Iranu na scenie światowej.
[6] Wydobycie gazu „łupkowego” obecną metodą zakazane jest we Francji, RPA, stanie Quebec w Kanadzie oraz w stanach Nowy York i Pittsburgh; polskie złoża tego typu (a z czego można się domyślać i w innych częściach Europy i świata) nie zostały odkryte w tej dekadzie, a wiedza o ich strukturze istnieje od 30 lat.
Od autora: Artykuł ten miał początkowo pojawić się w prasie "mainstream'owej", stąd jego swoiste brzmienie.
31 Marca- Europejski Dzień Protestu Przeciw Kapitalizmowi
Jaromir, Czw, 2012-03-08 16:41 Świat | Gospodarka | Protesty | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | UbóstwoEuropejski Dzień Protestu Przeciw Kapitalizmowi - 31 Marca 2012!
Od kliku miesięcy pogarsza się sytuacja finansowa na rynkach UE i całego świata. Na szczeblu rządowym potentaci postanawiają coraz wymyślniejsze programy mające na celu „ratowanie” tonącego kapitalizmu. Docierają do nas kolejne sygnały z mediów, że obecna sytuacja z pewnością prowadzi do globalnej recesji i naszego ubóstwa.
W świetle tych gróźb przeprowadzane zostają pochopne reformy rynkowe, które radykalnie przekształcają struktury naszego społeczeństwa, prowadząc do jego kompletnego upadku w ciągu następnych dekad. Nie pozwól, by szpony kapitalizmu wbiły się w nasze społeczeństwo unicestwiając tym samym nas wszysktich- broń się!
W pierwszej fazie kryzysu łudzono nas ideą regulacji rynku poprzez ograniczenia swobody kapitalizmu: sytuacja miała się polepszyć dzięki współpracy banków i koncernów w spłacaniu długów, które powstały z ich własnej winy.
Ale dzieje się odwrotnie: sprawujący władzę w UE i jej państwach członkowskich obierają kurs jeszcze bardziej rozszerzonej wolnej konkurencji na europejskich rynkach i brutalnego oszczędzania ze strony najbardziej poszkodowanych przez system. Te „ulepszenia” mają przywrócić dawne „zaufanie” do systemu i zapewnić rządzącym stabilne zyski.
Dla większości z nas oznacza to socjalną degradację, upadek na dno ubóstwa i zaciętą walkę o byt. Są to niezbite dowody na to, że kapitalizm nie działa, że prowadzi do globalnych kryzysów oraz izolacji zubożałych przez ten system, dodając tym samym władzy odpowiedzialnym za upadek. Łączmy się dla lepszego społeczeństwa!
Kryzys Według Planu
W ciągu ostatnich dekad globalizacja kapitalizmu spotęgowała konkurencję na światowych rynkach i doprowadziła do zaciętych walk między przedsiębiorstwami. Reakcją państw przemysłowych była deregulacja lokalnych rynków, która doprowadziła do odcięcia najbardziej potrzebujących od pomocy społecznej, prywatyzacji znacznej części mienia komunalnego, zepchnięcia na margines prawny pracowników i zaostrzenia kontroli władz nad społeczeństwem- wszystko w imię kapitalizmu i wzrostu gospodarczego.
Mimo to, że w Europie, gdzie system jest „sprawny”, rynek się jeszcze nie zawalił, byt staje się z roku na rok coraz bardziej niepewny, rozłam społeczny staje się coraz bardziej widoczny.
Ten niepokojący rozwój ma negatywny wpływ na wszystko, co robimy- jak się uczymy, jak pracujemy, jak ze sobą obcujemy, prowadząc do inicjowanego przez władze trwałego kryzysu społecznego.
Z powodu tej neoliberalnej transformacji eksplodował także światowy rynek finansowy- nieważne, czy chodzi o bańkę internetową, nieruchomości czy handel derywatami: po każdej euforii na giełdach bańki pękają i następuje załamanie rynku. Winne temu nie są jednak skorumpowane elity i ich chciwość. Winne jest społeczeństwo zatrute mentalnością profitu oraz logiką bezkompromisowego dążenia do przynoszącego zyski celu. Czy tego pragniemy, czy nie- wszyscy jesteśmy od tego systemu uzależnieni. Warunki te zostały stworzone przez człowieka i tylko człowiek jest w stanie je zmienić.
Obalić Reżim UE
W 2011 roku eskalował europejski kryzys walutowy i zadłużenia; niektóre kraje nie dają już rady i stoją przed odchłanią bankructwa. Stan ten stanowi zagrożenie dla całej strefy euro i euopejskiego rynku walutowego. W opinii publicznej kraje te żyły „ponad stan swoich możliwości” i to one obarczane są winą za zaistniałą sytuację.
Wsparcie, które kraje te otrzymały od Europejskiego Banku Centralnego (EBC) w ramach Europejskiego Mechanizmu Stabilności Finansowej, związane jest z niszczącymi ich potencjał ekonomiczny warunkami.
Europejski „hamulec zadłużeniowy” ma „uspokoić rynek”- obciążając równocześnie pracujących i bezrobotnych. Prywatny majątek elit pozostaje jednak nietknięty.
Podobnie wygląda sytuacja państw kanydujących do UE: Unia i Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) zmuszają ich do ograniczenia własnych wydatków i przeprowadzenia obszernych programów prywatyzacyjnych. Wszystko po to, żeby chronić spróchniały reżim ekonomiczny UE i państw dominujących- Niemcy i Francja mogły bez większych problemów przeforsować swoje plany.
W wielu krajach społeczeństwo w postaci związków zawodowych odpowiedziało protestem błagając reżim najwyżej o jałmużnę. Ale nie o to chodzi. W świetle nieuniknionego upadku na całym świecie powstały ruchy społeczne, żeby w zjednoczeniu opuścić stan politycznej niemocy. I w tym miejscu wkraczamy solidarnie my. Żeby się coś zmieniło, musimy działać razem.
Nasze Życie w Naszych Rękach
Europejska polityka kryzysowa jest niepewna i spekulatywna jak sam kapitalizm. Zaciskanie pasa zagraża ekonomii w równym stopniu co przesadne wydawanie. W kapitalizmie nie ma pewnej drogi i stabilności, jest tylko walka o przetrwanie i kryzys za kryzysem.
Czy warto marnować życie dla takiego systemu?
Łączmy się i walczmy solidarnie przeciwko dyktaturze kapitalizmu w całej Europie. Pierwszym krokiem ku zjednoczeniu jednostek antykapitalistycznych jest Europejski Dzień Protestu Przeciw Kapitalizmowi, 31 Marca 2012.
Nasze demonstracje w Grecji, Hiszpanii, Niemczech i innych krajach europejskich świadczą o istniejącej antykapitalistycznej solidarności. W duchu solidarności pragniemy zaprosić wszystkie ruchy oraz inicjatywy emancypatorskie do udziału w tym procesie. Musimy zjednoczyć się poza państwową kontrolą i wytrwać.
Niezależnie od przebiegu kryzysu w poszczególnych krajach mamy jeden wspólny cel: obalenie a nie ocalenie kapitalizmu. Przeciwstawiamy się narodowym interesom i nacjonalistycznym ideologiom kryzysowym. Ochrona instniejących praw społecznych jest ważna, ale nasze perspektywy sięgają dalej. Musimy złamać fatalny nacisk kapitalizmu. „Prawdziwa demokracja” możliwa jest tylko bez kapitalizmu, bez władzy państwowej i bez nacjonalizmu!
Przeczytaj także o Warszawskim proteście w ramach Dnia Gniewu Społecznego 31-go marca.
Warszawa jest łatwopalna
Czytelnik CIA, Czw, 2012-03-08 03:25 Kraj | Dyskryminacja | Lokatorzy | Publicystyka | Ubóstwo1 marca 2012 roku, w rocznicę śmierci tragicznie zmarłej lokatorki Jolanty Brzeskiej, na kamienicy przy ul. Widok, na tyłach warszawskiej Rotundy pojawił się vlakat: mężczyzna w średnim wieku, z brzuszkiem trzyma w jednej ręce zapałkę, w drugiej – kanister z benzyną. Obok napis: „Mossakowski: Warszawa jest łatwopalna”.
Przedstawiona na zdjęciu postać to Marek Mossakowski, który skupuje roszczenia do warszawskich kamienic, a następnie różnymi sposobami próbuje pozbyć się z nich lokatorek i lokatorów, odcinając im wodę, prąd, naruszając ciszę nocną i nękając ich na różne inne sposoby. W świetle prawa nie jest właścicielem tych budynków, bowiem przepisane zostały na kogoś innego, ale w praktyce ma już pod swoją kontrolą kilkadziesiąt kamienic w Warszawie. Obecnie stara się przejąć kolejny budynek, kamienicę zwaną „Prażanką”, mieszczącą się na warszawskiej Pradze przy ul. Kłopotowskiego 38. Pojawienie się na kamienicy postaci Marka Mossakowskiego w dniu rocznicy śmierci Brzeskiej nie jest przypadkowe. To właśnie jego – mimo braku wyników śledztwa, oskarżają o tę tragedię ruchy lokatorskie. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że choć minął już rok od odnalezienia spalonego ciała Brzeskiej, policja ani razu nie przesłuchała Marka Mossakowskiego, o którym wiadomo, że miał w zwyczaju nękać swoich najemców. Co więcej oficer Komendy Stołecznej zapytany o szansę rozwikłania zagadki śmierci lokatorki twierdzi:
„Brakuje nam punktu zaczepienia. Jakiegoś motywu, podejrzanego. Czarno to widzę”.
Brak postępów śledztwa w sprawie śmierci Joli Brzeskiej i coraz trudniejsza sytuacja lokatorek i lokatorów reprywatyzowanych kamienic sprawiają, że poszerza się spektrum działań miejskich aktywistek i aktywistów. Organizowane są protesty, a po grudniowej serii podpaleń na Pradze Północ pojawiły się również oddolne patrole „Brygad Okrzejówek”, czyli ochotniczej straży lokatorskiej. Kolejnym krokiem jest nowa akcja street artowa – „Warszawskie Kanalie”, której celem jest rozpowszechnienie wizerunków osób gnębiących lokatorów lub w innych sposób działających na szkodę mieszkanek i mieszkańców miasta.
Inicjatorzy chcą nie tylko rozpowszechnić wiedzę o nękaniu lokatorów, ale proponują nam również perwersyjną "kampanię wyborczą". Dzień po pojawieniu się vlakatu w mojej skrzynce (oraz u ponad setki innych osób) pojawił się mail wysłany z adresu warszawskie.kanalie@gmail.com wyjaśniający kulisy akcji. Autorzy maila tłumaczą, że vlakat przy ul. Widok to początek nowej kampanii społecznej „Mossakowski na prezydenta!”. Sugerują tym samym, że skoro władze miasta kierują się przede wszystkim logiką zysku, to wybranie na stanowisko prezydenta jednego z kamieniczników byłoby zwieńczeniem tej logiki. Dla osób, które wciąż miałyby wątpliwości co do zasadności tego wyboru osoby, stanowiska i medium przygotowali odpowiedzi zamieszczone w formacie FAQ:
Czemu Mossakowski?
Rok temu spalono działaczkę lokatorską Jolę Brzeską. Nie żyje również technik kryminalny policji, który badał ciało Joli. Tymczasem główny podejrzany, właściciel kilkudziesięciu kamienic w Warszawie, wielokrotnie nękający Jolę Marek Mossakowski, do dziś rozwija swój biznes bez skrępowania, za cel obierając sobie kolejnych lokatorów.
Czemu Prezydent?
Awangardowa działalność Marka stanowiła iskrę dla powstania szerokiego Ruchu ludzi działających w branży Nieruchomości – w ciągu ostatniego roku spłonęły już tuziny domów na Pradze. Ruch Marka stale rośnie w siłę: tysiące kamienic (i dziesiątki skwerów) przechodzą w ręce Ruchu wraz z całymi rodzinami – stołecznym mięsem, co prawda mało cenionym, jednak po zapeklowaniu solą przemysłową zawsze mogącym ujść w tłoku. Tym samym, Ruch Marka okazuje się nawet bardziej dochodowy i lepiej rokujący niż Ruch Palikota. Jego ambicją jest przywrócić wojenny urok Warszawie – tym razem jednak płonie głównie prawy brzeg.Za kandydaturą Marka przemawia także fakt, iż w ciągu całej kariery nie był on dotąd karany choćby za najdrobniejsze wykroczenie, a w dodatku cieszy się poparciem „milczącej większości” – wielu milionów polskich złotych.
Czemu reklama?
Po pierwsze – bo w Warszawie zawsze znajdzie się miejsce na jeszcze więcej reklam.Po drugie, tak nobliwe postaci jak Mossakowski, książę Massalski, baron Bisping, Stachura i dziesiątki innych kanalii, potrzebują naszej pomocy, by przejść ze stanu wiecznej bezkarności w stan wiecznej sławy.
Warszawskie kanalie zachęcają adresatki i adresatów maila do tego, aby wzięli pędzle w dłoń i pomogli stworzyć na mieście galerię warszawskich kanalii – osób, dla których zysk jest ważniejszy niż ludzie. Poza wymienionymi kamienicznikami można również rozprzestrzeniać po mieście wizerunki innych osób działających na granicy prawa i podważających działanie demokratycznych procedur w zarządzaniu przestrzeni miejskiej. Odezwa – na wzór wielu lewicowych i innych proobywatelskich publikacji promujących nowe rozwiązania zakończona jest słowniczkiem wyjaśniającym pojęcia kluczowe dla myślenia o zmianie społecznej:
«re-prywaty-zacja» (łac. privare – brać, odbierać, deprawować)
1. Przejmowanie wyniesionej z wojennych gruzów Warszawy wraz z ludźmi, którzy ją odbudowali, przez osoby i podmioty prawne podające się za spadkobierców z przedwojnia – w naturze lub za pełnym „odszkodowaniem” od miasta. Warszawski wariant jest tu unikalny na tle wszystkich krajów postkomunistycznych, które wypłaciły odszkodowania za niewielką część nieruchomości. Nigdzie poza Polską nikomu nie przyszło też nawet do głowy, by traktować mieszkańców jak byle wkładkę mięsną, z metką „róbcie z nimi co chcecie”.
2. Ogólnopolski sposób na zgnębienie większości ludzi przez nielicznych (patrz też: ‘Kościół, Komisja Majątkowa’).
«demokracja bezpośrednia» stan, w którym o charakterze otoczenia decydują mieszkańcy, ew. za pomocą delegatów których mieszkańcy mogą powołać i odwołać w każdej chwili.
«prawa do miasta» coś, co w Warszawie posiadają tylko władze i deweloperzy.
«rewolucja» coś, co nadchodzi.
„Warszawskie kanalie” to nie pierwszy casting, w którym biorą udział nękający lokatorów kamienicznicy. Równolegle toczy się on w Teatrze Dramatycznym w ramach spektaklu Kto zabił Alonę Iwanowną? (reż. Michał Kmiecik). Tam w szranki o zaszczytny tytuł zabójcy Alony stają: pewien kamienicznik-wyzyskiwacz, Anders Breivik, seryjny morderca z wyspy Utoya, oraz niepoprawny politycznie reżyser, Lars von Trier, który w Melancholii starł z powierzchni ziemi całą ludzkość. Zbieżność tych akcji nie jest przypadkowa. Po premierze Alony… na scenę wyszła dziewczyna w masce Guya Fawkesa znanej z demonstracji anty-ACTA i zwracając się do obecnych na widowni wygłosiła polityczną przemowę zachęcającą widzów do tego, żeby po wyjściu z teatru – w którym można sobie pozwolić, aby powiedzieć więcej niż w radio czy gazetach – nie zapomnieli o tym, że choć z głośników słyszeli, że wszystkie postaci i wydarzenia są fikcyjne, a jakiekolwiek podobieństwo do osób żyjących jest całkowicie przypadkowe, to śmierć Jolanty Brzeskiej zdarzyła się naprawdę, a winny jest właśnie Marek Mossakowski, zaś sytuacja, w której znalazła się Jola Brzeska, dotyczy tysięcy osób w całej Warszawie. Oskarżyła również za śmierć Brzeskiej władze Warszawy, które prowadzą elitarną politykę wyszukiwania prywatnego zysku, gdzie tylko się da, co powoduje, że rocznie tysiące rodzin jest wyrzucanych na bruk, tworzone są getta biedy, budowane kontenery w Józefowie, a Warszawa staje się placem zabaw dla bogatych. Swoją wypowiedź zakończyła odezwą do obecnych: „Zajmujcie pustostany, okupujcie place, parki, skwery, bary mleczne, wymówcie służbę, skończcie z nędzą codziennego spektaklu, zniszczcie hierarchię, weźcie życie we własne ręce. Zróbcie coś!”.
Wejście na scenę Dramatycznego, o którym nie wiedział ani reżyser ani dyrekcja teatru Dramatycznego, tak samo jak akcja vlakatowa, ma na celu dotarcie do dużo szerszej publiczności. Bo nawet jeśli wiele osób, jak Jacek Wakar, nie wierzy w autentyczność buntu Kmiecika, a sam Kmiecik mówi, że nie chce robić spektaklu ku pokrzepieniu serc, to jednak bez wątpienia Kto zabił Alonę… wspiera działania lokatorskie i jest najpopularniejszym spektaklem w środowisku warszawskich lokatorów (kilka osób było na nim nawet po trzy razy i bardzo kibicuje młodemu reżyserowi).
Akcje vlakatowe, demonstracje, spektakle mówiące o losach lokatorów unaoczniają pewną kwestię, o której wciąż mówi się za mało. Jednak temat lokatorski powoli staje się na tyle nośny, że możemy mieć pewność, że coraz częściej na różnych polach będzie się nam przypominać o problemach mieszkaniowych. Może to tylko moda, ale bez popularyzacji tematu i zmianie świadomości społecznej trudno mieć nadzieję, że doczekamy się ani prospołecznej polityki mieszkaniowej i pozbędziemy się z miasta warszawskich kanalii.
Joanna Erbel
Ryanair – Tanie linie oparte na wyzysku pracowników
Yak, Śro, 2012-03-07 16:41 PublicystykaJako konsumenci, chcemy kupować jak najtaniej, zwłaszcza jeśli sami niewiele zarabiamy. Więc oczywiście, gdy firmy takie jak RyanAir oferują tańsze bilety lotnicze, nawet za cenę złotówki, wszyscy myślą, że to jest wspaniała okazja. Warto się jednak zastanowić, w jaki sposób te są w stanie zaoferować takie warunki i jakie są tego możliwe konsekwencje.
Jedną z konsekwencji nacisku na niskie ceny jest ciągłe poszukiwanie najtańszego z możliwych modeli zatrudnienia. Chodzi więc o urągające godności ludzkiej zakłady pracy w Bangladeszu i Europie, rozmaite sztuczki pozwalające na unikanie płacenia świadczeń pracownikom i zaniżanie ich płac. Dzięki temu, firma jest w stanie zaproponować niskie ceny usług a jednocześnie maksymalizować zysk.
Jedną z firmy, która jest szczególnie znana ze złego traktowania pracowników jest Ryanair. W marcu 2012 r., odbędzie się międzynarodowy tydzień akcji solidarnościowych „Ryanair Don’t Care”. Kampania została rozpoczęta przez Brytyjczyka Johna Foleya po tym, jak jego córka została wykorzystana przez firmę pracując jako stewardesa.
Ryanair wykorzystuje marzenia młodych, którzy chcieliby pracować jako stewardzi i stewardessy. Dotyczy to głównie młodych kobiet, które nie mają zawodowych kwalifikacji, ale które próbują dostać jakąkolwiek pracę. Zamiast zatrudniać i szkolić personel w Wielkiej Brytanii, firma wymaga od kandydatów do pracy wpłaty 3 tys. euro tytułem pokrycia kosztów „szkolenia”. To „szkolenie”, to tak naprawdę praca, a za przywilej jej wykonywania muszą zapłacić pracownicy. Po tym „okresie szkoleniowym” (zazwyczaj 5 tygodni), niektórzy są zatrudniani na okres próbny. Lub nie. Firma zwykle zwalnia 200 osób miesięcznie. A więc schemat jest taki: nieopłacona praca, potem nisko płatna praca, a potem zwolnienie i zastąpienie przez innego pracownika. Personel pokładowy jest wciąż zmieniany, co skutecznie uniemożliwia zorganizowanie się pracowników.
Córka Johna była jedną z pracownic, która została zwolniona prawdopodobnie tylko dlatego, żeby zrobić miejsce dla kolejnej osoby przyjętej na „szkolenie”. Zwolniono ją w trakcie pracy. Poleciała samolotem do miejsca docelowego, ale nie pozwolono jej wrócić powrotnym lotem, gdyż już została zwolniona. Jej rodzice musieli pojechać zagranicę, by ją odebrać. Rodzina była tak wzburzona, że John rozpoczął kampanię przeciw Ryanair, by zmusić firmę do zarzucenia tego procederu.
Ryanair nie traktuje “szkolenia” jako okresu zatrudnienia na próbę. Tak więc ci, którzy przejdą okres „szkolenia” zostają dopiero zatrudnieni na próbę i to nie na 3 miesiące, ale na 12 miesięcy. Płaca jest znacznie niższa niż normalnie i w ciągu pierwszego roku może nawet wynosić 520 euro po potrąceniach.
Co więcej, personel pokładowy musi być w stanie gotowości dwa razy w tygodniu przez 19 godzin. Przez część tego czasu muszą przebywać na lotnisku. Otrzymują za ten czas sumę 30 euro. Właściwe wynagrodzenie jest tylko za czas spędzony w powietrzu. Trzeba być w samolocie przed odlotem, ale za ten czas nikt nie płaci. Także nie jest opłacany czas pomiędzy lotami.
Nie tylko personel pokładowy w Wielkiej Brytanii boryka się z tymi problemami. W innych krajach również pracownicy walczą z Ryanair o lepsze warunki pracy. Belgijski związek zawodowy pozwał Ryanair za nielegalne warunki zatrudnienia personelu pokładowego. Jednym z problemów był brak zwolnień chorobowych dla personelu. Ryanair twierdzi, że skoro samoloty są zarejestrowane w Irlandii, to cały personel pokładowy, niezależnie od miejsca zamieszkania i miejsca pracy, jest zatrudniony zgodnie z ustawodawstwem obowiązującym w Irlandii. Gdy francuska prokuratura zarzuciła Ryanairowi naruszenie praw pracowniczych i działanie niezgodne z francuskim ustawodawstwem, Ryanair postanowił zamknąć swój oddział we Francji i regularnie wymieniać personel i pilotów. Obecnie, firma stara się zatrudnić pilotów ze SpanAir, linii lotniczej która została zlikwidowana. Ryanair próbuje narzucić im irlandzkie warunki zatrudnienia. Hiszpańscy piloci musieliby m.in. sami płacić za coroczny koszt odnowy licencji pilotów (około 6 tys. euro, za co normalnie płacą linie lotnicze), koszt uniformów i zakwaterowania zagranicą podczas przerw w lotach. Ich pensja w czasie urlopów byłaby trzy razy niższa niż obecnie.
Nasi koledzy z działającego w ramach Międzynarodowego Stowarzyszenia Pracowników w Hiszpanii związku CNT-AIT, utworzyli komisję związku w Ryanair w Saragossie i podjęli walkę ze złymi warunkami zatrudnienia. Ujawnili praktyki firmy polegające na fałszowaniu dokumentów, by pracownicy na pełen etat byli zatrudniani na zasadach pracowników na pół-etatu. Tuż po założeniu związku, firma zwolniła przedstawiciela związkowego. Rozpoczęto międzynarodową kampanię i firma została podana do sądu. Osiem miesięcy później, przywrócono przedstawiciela związkowego do pracy i wypłacono mu wynagrodzenie za czas pozostawania bez pracy. Sąd orzekł też, że linia lotnicza korzystała z nielegalnych umów.
To wszystko pokazuje, że warto podejmować walkę i to, jak ważna jest międzynarodowa solidarność. Dlatego będziemy nagłaśniać sprawy takie jak wyzysk w Ryanair i wspierać ludzi takich jak John Foley, którzy walczą przeciw tym niegodnym praktykom.
Grecja: List otwarty pracowników okupowanego szpitala w Kilkis
Czytelnik CIA, Pon, 2012-03-05 20:19 Prawa pracownika | Publicystyka W lutym, pracownicy szpitala w Kilkis w Grecji dokonali okupacji szpitala i przejęli nad nim kontrolę. Z całego świata zaczęły do nich spływać wyrazy uznania i solidarności. Poniżej przytaczamy ich list. Zobacz też pierwotną informację na ten temat: https://cia.media.pl/grecja_pracownicy_przejeli_kontrole_nad_szpitalem_w_...
Witajcie wszyscy, dziękujemy wam za okazane zainteresowanie i wsparcie.
Okupacja naszego szpitala w Kilkis rozpoczęła się w poniedziałek 20 lutego. Ta okupacja dotyczy nie tylko nas, lekarzy i pracowników szpitala, czy katastrofalnej sytuacji w służbie zdrowia. Walczymy, ponieważ zagrożone są podstawowe prawa człowieka. Zagrożenie to przybiera realne kształty nie tylko dla jednego narodu, kilku krajów, kilku grup społecznych, ale dla całej klasy niższej i średniej w Europie, Ameryce, Azji, na całym świecie. Dzisiejsza Grecja to przyszły obraz tego co wydarzy się w Portugalii, Hiszpanii, Włoszech oraz reszcie objętych kryzysem krajów.
Pracownicy szpitala Kilkis oraz większości szpitali i ośrodków zdrowia na terenie Grecji nie otrzymują regularnej wypłaty, a niektórzy mierzą się z obniżką pensji prawie do zera. Mojego współpracownika przewieziono do kliniki kardiologicznej w stanie szoku, gdy uświadomił sobie, że zamiast zwyczajowego czeku opiewającego na 800 euro (jego miesięczne wynagrodzenie), otrzymał notatkę informującą o braku środków na opłacenie jego pracy oraz, gdyby tego było mało, obowiązku zwrócenia 170 euro. Inni pracownicy otrzymali wynagrodzenie za ten miesiąc w wysokości 9 euro. Ci z nas, którzy otrzymują jeszcze jakikolwiek rodzaj wynagrodzenia, będą wspierać protest w każdy możliwy sposób.
To wojna przeciwko całemu społeczeństwu. Ci, którzy twierdzą, że dług publiczny Grecji należy do wszystkich Greków, zwyczajnie kłamią. Ten dług nie należy do społeczeństwa. Stworzył go rząd w porozumieniu z bankami, a celem tego działania jest zniewolenie obywateli. Pożyczki udzielane Grecji nie biorą udziału w opłaceniu pensji, emerytur, czy publicznej opieki zdrowotnej. Jest dokładnie odwrotnie: pensje, emerytury i fundusze publiczne służą opłacaniu bankierów. Oni kłamią ubolewając nad obarczeniem społeczeństwa tego typu długiem. Sami tworzą długi (z pomocą skorumpowanych rządów i polityków) dla własnego zysku. Premierem naszego kraju jest bankier, który pilnuje, żeby ta „praca” była poprawnie wykonywana. Premier Lucas Papademos nie został wybrany w wyniku wyborów. Mianował go EBC i bankierzy z pomocą europejskich i greckich polityków. Tak wygląda ich interpretacja pojęcia demokracja.
Długi powstają dzięki bankierom, tworzącym pieniądze z powietrza i kolekcjonującym odsetki. Robią to tylko dlatego, że nasze rządy przyznały im do tego prawo. Wciąż mówią o odpowiedzialności za długi, obarczają nią nas, nasze dzieci i wnuki, które będą zmuszone do płacenia z prywatnych i publicznych środków, płacenia swoim życiem. Niczego im nie zawdzięczamy. Są winni narodowi wielką część fortun zdobytych dzięki politycznej korupcji.
Jeżeli nie otworzymy oczu na tą prawdę, wkrótce wszyscy zostaniemy niewolnikami harując za 200 euro miesięcznie. To znaczy ci z nas, którzy będą w stanie znaleźć pracę. Brak opieki medycznej, świadczeń emerytalnych, bezdomność i ubóstwo, tak wygląda codzienne życie moich rodaków. Tysiące z nich żyją na ulicy przymierając głodem.
Nie mamy zamiaru przedstawiać rzeczywistości w ciemnych barwach – tak wygląda prawda. Obecna sytuacja nie jest wynikiem finansowej pomyłki, czy wypadku. To początek brzydkiej fazy długiego procesu wynikającego ze starannie przygotowanego planu. Proces ten rozpoczął się już kilkadziesiąt lat temu.
Musimy wspólnie walczyć przeciwko neoliberalnej polityce. Właśnie to robimy w Kilkis oraz wielu innych miastach Grecji i całego świata.
Rozważamy otwarcie konta bankowego, na które można by wpłacać darowizny. Niestety może okazać się to konieczne w związku z ciągle pogarszającą się sytuacją. Na razie, tym czego potrzebujemy jest moralne wsparcie i rozgłos. Prowadzone lokalnie walki na całym świecie muszą się rozprzestrzeniać i otrzymywać masowe poparcie, oczywiście jeżeli chcemy wygrać wojnę z tym skorumpowanym systemem.
Możecie kontaktować się z nami pod adresem: enosi.kilkis@yahoo.gr
Z uznaniem,
Leta Zotaki, dyrektor jednostki radiologicznej szpitala Kilkis
członek zgromadzenia powszechnego pracowników
prezes Związku Lekarzy Szpitalnych prefektury Kolkis
5 X NIE dla ultraliberałów i faszystów!
Czytelnik CIA, Pon, 2012-03-05 07:15 Antyfaszyzm | PublicystykaW ostatnich dniach na ulicach Łodzi pojawiły się zaproszenia na marsz pod hasłem: „Dzień Gniewu – 5 X NIE,” który ma przejść ulicami miasta 21 marca. Impreza, będąca według swych anonimowych organizatorów protestem przeciwko ACTA, podpisanemu przez Polskę paktowi fiskalnemu, niszczeniu oświaty, „bezprawiu ZUS-u” i rządowi Donalda Tuska jest też intensywnie promowana w Internecie: posiada własny profil na FB, a zaproszenia na nią pojawiły się między innymi na forach kibiców ŁKS i lokalnych organizacji pracodawców. Podobne protesty mają się odbyć w innych miastach kraju, w tym w Bydgoszczy i Warszawie. Jak piszą na Facebooku organizatorzy marszu: „nie reprezentujemy żadnej partii - wyrażamy pogląd znacznej części społeczeństwa, zmęczonej arogancją i niekompetencją obecnej władzy.” Wolne żarty!
Wystarczy pół godziny poszukiwań w sieci, by zorientować się kim są organizatorzy łódzkiej (i ogólnopolskiej) „antyrządowej manifestacji ponad podziałami” – jak się okazuje, administratorem facebookowego profilu łódzkiego marszu jest Adam Małecki, wschodząca gwiazda łódzkiego neofaszyzmu, lider lokalnej Młodzieży Wszechpolskiej i kibic Widzewa. Małecki „zabłysnął” po raz pierwszy jako organizator blokady zeszłorocznej Parady Równości w Łodzi, podczas której grupa około 200 szalikowców próbowała zaatakować przedstawicieli środowisk LGBT maszerujących ze Starego Rynku na Pasaż Schillera. To on koordynował również wyjazd łódzkich narodowców na zeszłoroczny Marsz Niepodległości, zakończony kolejną zadymą i zdemolowaniem przez „polskich patriotów” sporej części stolicy własnego kraju. Dowodzona przez Małeckiego łódzka bojówka dała się wtedy ponieść nastrojowi chwili i nie mogąc dopaść swych tradycyjnych wrogów wyładowała swój gniew na elementach małej architektury – ławkach i koszach na śmieci, za co zjechał ją nawet prawicowy portal Fronda. Świadom ograniczonego, mówiąc oględnie, poparcia społecznego dla demolowania kawiarni i podpaleń wozów transmisyjnych nielubianych stacji telewizyjnych, wierny partyjnym rozkazom Małecki zajął się teraz organizowaniem w mieście akcji no logo, odnosząc na tym polu wymierny sukces – na zgłoszony przez niego protest przeciwko ACTA w styczniu tego roku zjawiło się około dwóch tysięcy młodych Łodzian, nieświadomych tego kto stoi za jego organizacją. Ceną za tę chwilę sławy było jednak dla narodowców zostawienie w domu ukochanych transparentów z mieczem Chrobrego i konieczność przełknięcia gorzkiej pigułki w postaci obecności na Piotrkowskiej konkurencyjnego protestu, zorganizowanego przez Młodych Socjalistów z udziałem licznej grupy łódzkich anarchistów. Same protesty przeciwko ACTA i stworzony w oparciu o nie ruch społeczny już po kilku tygodniach wymknęły się narodowcom z rąk, postanowili więc iść o krok dalej i spróbować podczepić się pod kolejną akcję no logo – tym razem w postaci Dnia Gniewu, wymyślonego przez trójmiejskiego kamienicznika i byłego aktywistę UPR Tomasza Urbasia.
Ten ultraliberalny blogger jest bez wątpienia „szarą eminencją” zapowiadanych na 21 marca protestów. Jak sam skromnie stwierdza w wywiadzie dla portalu Nowy Ekran: „Dokonanie resetu polskiej sceny politycznej to nie zadanie dla jednostki.(…) Wraz z wieloma liderami młodego pokolenia pracuję w zespole przygotowującym „Dzień Gniewu” w dniu 21 marca 2012 r” Bez wątpienia to jednak on jest pomysłodawcą i głównym organizatorem całego przedsięwzięcia, warto więc bliżej zapoznać się z poglądami i dotychczasową karierą tego samozwańczego animatora społecznego gniewu. Jedno i drugie znaleźć można na prowadzonym przez Urbasia blogu na portalu Onet.pl gdzie przeniósł się on po konflikcie z właścicielem Nowego Ekranu, podejrzewanym przez prawicowców o związki ze służbą bezpieczeństwa biznesmenem Ryszardem Oparą. Tomasz Urbaś przewodzi kanapowej, konserwatywno – liberalnej organizacji Ruch Wolność i Godność, łączącej w swym eklektycznym programie idee gospodarczego separatyzmu, neoliberalizm i katolicki konserwatyzm. Sam Urbaś polityką zainteresował się na początku studiów, w czasie pierwszych, częściowo demokratycznych wyborów parlamentarnych w roku 1989, i po krótkim epizodzie współpracy z postsolidarnościowymi Komitetami Obywatelskimi trafił w szeregi powstałej właśnie UPR. Po krótkiej, choć błyskotliwej karierze w jej szeregach młody finansista doszedł do słusznego wniosku, że ultraliberalny program gospodarczy Korwina – Mikkego nie ma szans na realizację – jest jedynie atrakcyjną dla młodych neoliberałów utopią. Rozczarowanie partią i osobą jej przywódcy nie skłoniło jednak Urbasia do zerwania z ultraliberalną ideologią – wręcz przeciwnie, po krótkim okresie pracy w jednym z banków zaczął ją wcielać w życie zarządzając należącymi do dziadka nieruchomościami na terenie Gdyni. Młody kamienicznik znalazł też wkrótce nowe pole do realizacji swych politycznych ambicji, zostając liderem lokalnego stowarzyszenia właścicieli nieruchomości, a następnie przekształcając je w organizację o ogólnopolskim zasięgu, zdolną skutecznie lobbować na rzecz korzystnych dla rentierów zmian w prawie. Sam Urbaś chwali się w swej oficjalnej, internetowej biografii „dokonaniami” na tym polu: „Przedstawiłem ideę walki z rujnującymi prywatnych właścicieli reliktami kwaterunku. Podkreślałem znaczenie walki o urynkowienie czynszów i przedstawianie naszych problemów z punktu widzenia ekonomicznego, a nie jak dotychczas równości wobec prawa, czy sprawiedliwości. Nakreślony przeze mnie kierunek zaczął przynosić sukcesy. Doprowadziliśmy do podważenia konstytucyjności przepisów o czynszu regulowanym (…)”
Wraz z narastaniem kryzysu gospodarczego i liberalnymi reformami, jakie w odpowiedzi na niego forsują rządzące elity podnosi się fala społecznego niezadowolenia. Dramatyczny spadek notowań rządu niewidziane od lat, wielotysięczne protesty uliczne przeciwko ACTA, cały szereg lokalnych inicjatyw przeciwko komercjalizacji komunalnych czynszów, likwidacji szkół czy zakładów opieki zdrowotnej, czy w końcu masowy sprzeciw wobec planowanego podniesienia wieku emerytalnego to fakty, z których zdają sobie sprawę tak przedstawiciele politycznego mainstreamu, jak i środowiska radykalnej lewicy. W radykalizacji społecznych nastrojów swą szansę zwietrzyły również indywidua pokroju Małeckiego i Urbasia, wegetujące przez lata na marginesie społecznych debat, w świecie kanapowych partyjek skrajnej prawicy, własnych urojeń i niszowych poglądów. Skompromitowani przywódcy prawicowych sekt szukają swej szansy w ukrywaniu własnych poglądów i przynależności partyjnej pod płaszczykiem ‘no logo,’ próbują kanalizować społeczny gniew wokół populistycznych haseł, za którymi nie idzie żaden określony program społeczny, a przy okazji zwerbować maksymalną liczbę nowych zwolenników. W ten sposób szeregi skrajnej prawicy, czy to w jej nacjonalistycznej czy konserwatywno- liberalnej wersji rosną w siłę, zaś rząd może spać spokojnie – mając takich wrogów nie potrzebuje już sojuszników. Dla każdego, kto ma choć blade pojęcie o polityce jasnym jest bowiem, że ani narodowy radykalizm spod znaku ONR czy Młodzieży Wszechpolskiej, ani ultraliberalizm popłuczyn po UPR nie stanowią żadnej alternatywy dla kapitalistycznego status quo – pierwsza z tych ideologii próbuje mierzyć się z problemami XXI wieku za pomocą XIX –wiecznych narzędzi, druga jest i zawsze będzie intelektualną spekulacją garstki wolnorynkowych fanatyków. Obie, jeśli zyskają popularność wśród mas polskich ‘oburzonych’ sprowadzą ruchy społecznego protestu na ideowe manowce, co skończy się ich kompromitacją lub ugrzęźnięciem w doktrynalnych sprzecznościach. Dlatego każdy, komu zależy na powodzeniu rodzących się właśnie ruchów sprzeciwu i prawdziwej zmianie relacji między rządzącymi a rządzonymi musi zrobić co w jego mocy, by zapobiec infiltracji nowych ruchów społecznych przez skrajnie prawicowe elementy. Zadanie to jest trudne, ale jak pokazały protesty przeciwko ACTA – możliwe do wykonania, a dla społecznej lewicy wszelkich odmian jego wykonanie będzie mieć kluczowe znaczenie.
5 X NIE:
1. Nie dla infiltracji ruchów sprzeciwu przez neofaszystów
2. Nie dla ultraliberałów udających społeczną wrażliwość
3. Nie dla prawicowej propagandy pod płaszczykiem no logo
4. Nie dla użytecznych idiotów kapitalizmu
5. Nie dla zawłaszczania społecznych protestów przez partyjny plankton
Jedyny, prawdziwy Dzień Gniewu – Warszawa, 31 marca 2012!!!
Facebookowy profil marszu Małeckiego i Urbasia - napisz, co o nich myślisz:
http://www.facebook.com/pages/Dzie%C5%84-Gniewu/323636367673586
Oświadczenie Trójmiejskiego Środowiska Antyfaszystowskiego w sprawie "Marszu Pamięci Żołnierzy Wyklętych"
Czytelnik CIA, Nie, 2012-03-04 19:04 Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmW sobotę 3 marca ulicami Gdyni przeszedł "Marsz Pamięci Żołnierzy Wyklętych". Demonstracja miała w zamyśle uczcić żołnierzy oddziałów AK i NSZ, którzy przeciwstawili się wojskom okupującymi Polskę po 1945 roku. Będzie to bliźniacza demonstracja do tej, która odbyła się 25 lutego bieżącego roku w Toruniu. W tym dniu przez centrum Torunia przetoczyło się około stu osób ubranych w kominiarki i firmowe dresy. Uczestnicy zapomnieli także o celu i temacie swojej manifestacji i zamiast haseł upamiętniających „Żołnierzy Wyklętych” skandowali: "Tylko idiota głosuje na Palikota!", „Na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści!". „Pamięć Żołnierzy Wyklętych” stała się tylko pretekstem dla grupki ludzi do zamanifestowania nacjonalizmu. Brak związku haseł z tematem przewodnim to jedno. Sam temat przewodni to kolejna kontrowersja. Kwestia zbrodni popełnianych na ludności cywilnej przez cześć oddziałów Narodowych Sił Zbrojnych pozostaje jedną z nierozliczonych czarnych kart historii Polski.
Jednym z oficjalnych organizatorów gdyńskiego marszu są "Pomorscy Narodowcy" – twór fikcyjny, nieprowadzący żadnej aktywności, będący koalicją "trójmiejskich środowisk nacjonalistycznych". „Trójmiejskim środowiskom nacjonalistycznym” dużo bliżej do skrajnie faszyzującej prawicy niż do patriotyzmu. Jedna z organizacji powiązanych z "Marszem....." to United Patriots. UP to grupa kibiców Arki Gdynia, która nie ukrywa swoich faszystowskich poglądów umieszczając swastyki na murach gdyńskich budynków, chwaląc się uczestnictwem w zamieszkach 11 listopada 2011 roku w Warszawie i wznoszeniem gestu "Heil Hitler" i „Tolerancja jest cnotą ludzi bez przekonań". Jak organizacja, która wznosi ręce w nazistowskim pozdrowieniu, może odwoływać się do pamięci o historii?
Kolejną grupą wchodzącą w skład nacjonalistycznych koalicji jest lokalna brygada Obozu Narodowo Radykalnego. ONR na swojej stronie internetowej, jawnie neguje idee demokratyczne i pochwala autorytarną formę rządów.
Ostatnią z organizacji jest "Aktyw Północny", lokalną grupa jawnie nawiązująca do narodowego – socjalizmu. Jak organizacja hołdująca pamięci zbrodniarzy nazistowskich może upamiętniać żołnierzy z tymi zbrodniarzami walczących?
Odpowiedź jest tylko jedna: sobotnia impreza to próba wykorzystania przez grupy nacjonalistyczne i skrajnie prawicowe historii Polski do promocji własnych celów. Celów dalekich od chęci promowania patriotyzmu, celem jest tutaj pokaz siły organizacji odwołujących się do faszyzmu i narodowego socjalizmu. Opinia publiczna nie powinna wyrażać zgody na manifestowanie szowinizmu pod płaszczykiem upamiętniania historii. Jest to konieczne aby koszmary XX wieku nigdy do nas nie powróciły.
Gdzie zabrania się strajkowania, tam nie ma prawa do strajku!
Yak, Sob, 2012-03-03 15:38 Publicystyka | StrajkW dniu 29 lutego, niemiecka organizacja anarchosyndykalistyczna FAU wydała oświadczenie w sprawie sądowego zakazu strajku solidarnościowego kontrolerów lotu na lotnisku we Frankfurcie nad Menem. Poniżej przytaczamy tekst oświadczenia.
Wyrażamy naszą solidarność z naszymi strjkującymi kolegami ze związku kontrolerów lotu (GDF) z lotniska we Frankfurcie nad Menem.
Wydany przez sąd pracy we Frankfurcie zakaz strajku dotyczy strajków inicjowanych przez pracowników Fraport i Lufthansa. To oczywiste, że ten zakaz oznacza, iż w Niemczech w ogóle nie ma prawa do strajku. To tak zwane „prawo gwarantowane przez konstytucję” jest konsekwentnie łamane przez pomniejsze sądy pracy w interesie pracodawców.
Sąd pracy we Frankfurcie zabronił strajku GDF ze względu na kwestie formalne. Dwa ze sformułowanych żądań nie spełniały wymogów formalnych i nie mogły stanowić części sporów zbiorowych. Z tego powodu sąd zabronił całego strajku. A wczoraj, ten sam sędzie zabronił strajku solidarnościowego kontrolerów lotu, uznając te działania za „nieproporcjonalne”.
W rzeczywistości, pracownicy w Niemczech zostali pozbawieni podstawowego prawa człowieka, jakim jest prawo do organizowania się w związki zawodowe, by bronić własnych interesów. Jaki sens ma „organizowanie się”, jeśli nie wolno stosować praktycznych środków walki o realizację własnych interesów?
Rzecznik organizacji pracodawców powiedział dziś rano bardzo wyraźnie: „nie może być tak, żę mały, bitny związek zawodowy uzyskuje wyższe wynagrodzenia od pracodawców, bo wtedy wielu członków dużych związków, takich jak Verdi, wypisałoby się z tych związków i zaczęło walczyć o lepsze pensje na własną rękę”.
Organizacje pracodawców uwielbiają temat “jednorodnych porozumień zbiorowych” (jęz. niem. Tarifeinheit). Ta „jedność” oznacza, że porozumienie zbiorowe podpisane przez nawiększy związek zawodowy działający w firmie jest jedynym wiążącym porozumieniem. Ursula von der Leyen, Sekretarz Stanu ds. Zatrudnienia, szybko zareagowała, obiecując dołożenie wszystkich możliwych starań, by ograniczyć siłę małych związków. Nadal będą mogły prowadzić negocjacje, ale nie będzie już im wolno walczyć o swoje prawa.
Związek FAU-IWA od dłuższego czasu wskazuje na ataki na prawo do strajku. Pod względem wolności związkowej, Niemcy są na poziomie krajów rozwijających się. Świadczy o tym chociażby pozbawienie pracowników w tym kraju ochrony konwencji numer 87 i 98 Międzynarodowej Organizacji Pracy.
Odmowa pracy jest prawem człowieka i wyrazem determinacji każdego z nas. Jednak by była skuteczna, musi być działaniem zbiorowym. To prawo powinno mieć zastosowanie nie tylko do walki o sprawy ekonomiczne i porozumienia zbiorowe, ale również sprawy polityczne. FAU popiera wolność związkową oraz szeroko rozumiane i niezbywalne prawo do strajku dla wszystkich pracowników – niezależnie od tego, czy są członkami związków zawodowych, czy nie.
Freie Arbeiterinnen- und Arbeiter-Union (FAU), Grupa robocza Right to Strike.
Historia argentyńskiego anarchosyndykalizmu do II Wojny Światowej
drabina, Czw, 2012-03-01 23:09 Historia | Publicystyka | Ruch anarchistycznyKoncepcje socjalistyczne zaczęły się rozwijać w Argentynie już w połowie XIX wieku, czyli w czasach walki z tyranią Juan Manuela Usasa, czego największym apologetą w ówczesnych czasach stał się pisarz i poeta Esteban Echeverría[1].
Jednakże socjalizm nie zakorzenił się w Argentynie zbyt mocno, albowiem wkrótce oddał on prym anarchizmowi, który w Argentynie pojawił się relatywnie szybko, bowiem pierwsze grupy anarchistyczne w Argentynie powstawać zaczęły jeszcze w czasach funkcjonowania pierwszej Międzynarodówki, zaś argentyńskich ruch robotniczy, nieistniejący jeszcze wówczas, zaczął się kształtować właśnie na podstawie postanowień MSR. Dzięki szybkiemu rozwojowi oraz faktowi, iż socjalistyczne organizacje w Argentynie, pomimo początkowych sukcesów, aż do pierwszej, lub nawet drugiej dekady XX wieku nie odgrywały większej roli, ruch anarchistyczny zapewnił sobie hegemoniczną pozycję wśród robotników przemysłowych i rolnych, do takiego stopnia, iż E. Lopez Arango oraz D. Abad de Santilán przyznali, iż w Argentynie niemal wszyscy robotnicy byli anarchistami[2].
Historia ruchu związkowego w Argentynie, który był jednym z najbardziej bojowych, najlepiej zorganizowanych i największych ruchów związkowych na świecie, przypomina historię organizacji robotniczych z innych państw tego regionu. Pierwszymi organizacjami robotniczymi w Argentynie były stowarzyszenia pomocy wzajemnej, spośród których najważniejszą organizacją było koło znane, jako „San Crispin” składające się z szewców[3]. Pierwszą organizacją o charakterze stricte związkowym był związek drukarzy z Buenos Aires powstały w 1857 roku i znany był on, jako „Sociedad Tipografica Bonaerense”, który w latach 70-tych przynależał do I MSR. W historii zapisał się on jako pierwszy organizator strajków w Argentynie (1871 i 1872) oraz jako pierwszy związek, który rozpoczął wydawanie (acz na krótko) swego pisma noszącego tytuł: „El Obrero Tipografico”. Jednakże w 1878 roku doszło do rozłamu w organizacji, z której wystąpili bardziej bojowo nastawieni robotnicy i utworzyli oni własny związek: Union Tipográfico[4].
Przełomowymi dla ruchu robotniczego w Argentynie były dwa wydarzenia z lat 80-tych XIX wieku: strajk pracowników sklepów na południu kraju oraz dwa zwycięskie strajki w 1889 roku. Pierwsze wydarzenie, w którym sklepikarze zażądali podwyżek, chociaż zakończone porażką, dało bardzo silny impuls dla pozostałej części proletariatu, inicjując tym samym falę strajkową, która objęła Argentynę w latach 80-tych XIX wieku. Drugie wydarzenie, czyli zwycięskie strajki z 1889 roku (strajk 3 tysięcy stolarzy oraz 6 tysięcy murarzy), zakończyły się spektakularnymi zwycięstwami oraz dały one początek rozwojowi „sociedades de resistencia”, które wkrótce staną się podstawową komórką FOA. Mniej więcej właśnie od lat 80-tych XIX wieku możemy mówić o rosnących wpływach anarchistycznych w argentyńskim ruchu związkowym, którzy wkrótce całkowicie go zdominowali. Wówczas też w Argentynie, głównie w Rosario oraz Buenos Aires, powstało około 15 grup anarchistycznych, co umożliwiło powstanie Anarchistycznej Konfederacji, wydającej pismo La Anarquia. Równolegle tworzone były Centra Badań Społecznych, zazwyczaj noszące imiona znanych i cenionych anarchistów, obok nich powstały centra kulturowe, biblioteki oraz wolne szkoły inspirowane pedagogiką Ferrera[5].
Wyrazem rosnących wpływów anarchistów było założenie w 1886 roku związku piekarzy, którego statut napisał E. Malatesta, niezwykle wówczas zaangażowany w rozwój ruchu związkowego. Piekarze zorganizowali swój pierwszy strajk w 1888, po którym wkrótce zastrajkowali także kolejarze. To m.in. właśnie te dwa strajki przyczyniły się do narastania fali strajkowych w Argentynie, albowiem już w roku następnym strajków wybuchło 15[6].
Dla rozwoju anarchizmu w Argentynie ogromne znaczenie posiadały zmiany gospodarcze, jakie zaszły w tym kraju i konsekwencje, jakie z nich wynikły. Argentyna, bowiem była państwem, w którym jeszcze do połowy XIX wieku dominowało rolnictwo nastawione głównie na rynek wewnętrzny. Jednakże z biegiem lat zaczęło to ulegać zmianie. W coraz większym stopniu rolnictwo nastawione było na eksport, głównie wełny, wołowiny oraz zbóż.
Jedną z konsekwencją tych zmian gospodarczych była rozbudowa kolei, portów, chłodni. Obok nich powstało wiele nowych zakładów tekstylnych, przetwórni mięsa oraz cukrowni. Równocześnie władze Argentyny podejmowały wzmożone wysiłki by zachęcić zagraniczny kapitał do inwestowania w tym państwie, (co czynił głównie brytyjski kapitał), przy jednoczesnym zachęcaniu do migrowania do Argentyny. W ciągu ćwierćwiecza populacja kraju wzrosła z 2 milionów (1869) do ponad 4 milionów (1895)[7]. Ogromną grupę wśród emigrantów przebywających do Argentyny, stanowili uciekinierzy polityczni, którzy uciekali ze Starego Kontynentu w obawie przed represjami, jak np. wielu komunardów uciekających z Francji. Przede wszystkim jednak to emigranci z Hiszpanii oraz Włoch przywozili do tego państwa ideały anarchistyczne. To też głównie obcokrajowcy, najczęściej Hiszpanie oraz Włosi, byli animatorami argentyńskiego ruchu anarchistycznego. Do najważniejszych spośród nich zaliczyć możemy: E. Malatestę, P. Goriego, J. Craghe’go, J. Prata, J. Camba.
Choć dynamika gospodarcza wydawała się sprzyjać poprawie jakości życia mas, to w rzeczywistości życiowe standardy, w tym również mieszkaniowe (pomimo masowej migracji, nie budowano nowych kwater, co dostarczało pretekstu właścicielom kamienic do stałego podwyższania – i tak bardzo wysokich – czynszów), stale ulegały pogorszeniu. Głównymi, bowiem beneficjentami szybkiego rozwoju gospodarczego byli brytyjscy kapitaliści oraz lokalni oligarchowie. Chłopi oraz robotnicy w najmniejszym nawet stopniu niczego nie zyskali, wręcz przeciwnie, bowiem „dane z roku 1905 wskazują, że 60% robotników z Buenos Aires otrzymywało wypłaty poniżej minimum koniecznego dla przeżycia czteroosobowej rodziny”[8].
Równolegle pogarszały się warunki pracy, zwłaszcza warunki pracy robotników rolnych, których traktowano niczym niewolników (do tego stopnia, iż zdarzało się, że wojsko wyłapywało „zbiegów” z plantacji[9]) bądź chłopów pańszczyźnianych, których za nieposłuszeństwo karano chłostą.
Warunki pracy robotników miejskich były nie wiele lepsze. Nie istniały bowiem żadne przepisy regulujące warunki pracy, wobec czego nie rzadko zdarzało się, iż pracę robotnicy rozpoczynali około 5 rano i kończyli ją po 18. W powszechnym użyciu był system kar oraz dyscypliny. W dodatku nadzwyczaj częstą praktyką było wypłacanie pensji nie w gotówce, acz w specjalnych bonach, które honorowano jedynie w lokalnych sklepach, najczęściej należących do pracodawcy. Wielu pracowników nie mogło nawet opuszczać miejsc pracy, jak np. sklepikarze w Rosario, którzy za dnia sprzedawali towar, a w nocy spali w sklepie.
Powyżej opisana sytuacja oraz warunki pracy i życia, powodowały przyrost nastrojów oporu oraz buntu. Tworzono w tym celu liczne organizacje, określane czasem mianem „stowarzyszeń oporu”[10]. Początkowo dominowali wśród nich socjaliści, acz z powodu przejawiania przez nich coraz silniejszych tendencji ku reformizmowi, znalazły się one najczęściej pod bezpośrednim wpływem anarchizmu, który jako ruch zaczął się rozwijać w Argentynie niezwykle szybko, m.in. za sprawą ogromnej migracji do Argentyny. Najbardziej znaną organizacją tego okresu było założone w 1876 roku Centrum na rzecz Propagandy Robotniczej, które wydawało pismo „El Descamisado”.
W latach 90-tych XIX wieku anarchizm był już niezwykle mocno zakorzeniony wśród robotników, o czym najdobitniej świadczy liczba anarchistycznych syndykatów w Buenos Aires – na 27 ogółem istniejących związków, 26 miało charakter anarchistyczny. Nie sposób również nie wspomnieć, iż anarchistyczna prasa posiadała ogromny nakład a ruch anarchistyczny był wówczas obecny niemal na każdej płaszczyźnie życia społecznego, poprzez tworzenie przez apologetów wolności: kawiarni, szkół, bibliotek, organizowaniu potańcówek, czy wystawianiu sztuk teatralnych. Dlatego też niemal całe życie intelektualne, kulturowe oraz naukowe w Argentynie w niedługim czasie rozwijało się pod wpływem anarchizmu, co pośrednio wpływało także na postrzeganie roli syndykatów, które zdaniem E.L. Arango winne być: „związkami walki, centrami kultury, forum myśli, wyrazicielami wszelkich nadziei, które łączą się z odpowiedzią na problemy społeczne”[11].
Do najważniejszych ówczesnych tytułów prasowych zaliczyć możemy: El Perseguido, La Protestę, Humaę, La Batallę oraz El Oprimido, jednakże w tym okresie anarchiści wydawali ponad 30 różnych tytułów prasowych: dzienniki oraz tygodniki, wśród których 8 wydawano po włosku, zaś 3 po francusku. W samym Buenos Aires istniało 2 dzienniki anarchistyczne: La Protesta wydawana rano oraz La Batalla wydawana wieczorem[12].
Istniała wówczas powszechna zgoda wśród działaczy związkowych, co do konieczności scalenia ruchu zawodowego i utworzenia ogólnonarodowej federacji anarchosyndykalistycznej. Jeszcze w 1896 roku podjęto ku temu pierwszą próbę, kiedy to 12 anarchistycznych syndykatów zorganizowało konferencję, na której uznano strajk generalny za najważniejsze narzędzie służące do wyzwolenia proletariatu. Co wydaje się być ważniejsze, argentyńscy anarchiści pragnęli wcielić w życie to postanowienie wzywając do strajku generalnego podczas strajku kolejarzy na linii Buenos Aires – Tolosa.
Powyższe wydarzenie, będące efektem wzrostu aktywności związków zawodowych, doprowadziło w końcu do podjęcia bardziej zdecydowanych prób utworzenia ogólnokrajowej federacji. Rónolegle założeno pismo La Organisación, które wydawane było wspólnie przez kilka syndykatów. W końcu wysiłki te zaowocowały zorganizowaniem konferencji 21 maja 1901 roku z udziałem delegatów 30 związków zawodowych, reprezentowanych przez 50 delegatów, z takich miast jak: Buenos Aires, La Plata, Rosario, Santa Fe, Córdoba, Tucamán, Tandil, Chivilcoy, Banfield[13]. Powołano wówczas FOA (Federaci?n Obrera Argentina) – Federację Robotników Argentyny.
Najbardziej zażarta dyskusja toczyła się pomiędzy anarchistami a socjalistami i dotyczyła kwestii: centralizmu, legalizacji, arbitrażu a także preferowanych metod walki, czyli czy związek winien zaadaptować bojkot oraz sabotaż. W dyskusji tej kluczową rolę odegrał włoski anarchista Pietro Gori, któremu udało się ostatecznie przekonać część socjalistów do anarchistycznego stanowiska, co umożliwiło wypracowanie wspólnego programu. Pomimo tego żaden anarchista nie został wybrany do Komitetu Administracyjnego nowego związku[14]. Podjęto również decyzję o utworzeniu oficjalnego organu federacji, którym stał się La Organización Obrera.
Niemal natychmiast po powstaniu federacja wezwała do strajku generalnego, jako odpowiedź klasy robotniczej na otworzenie ognia przez policję do części delegatów przybyłych na konferencję. Rok później całą Argentynę objął strajk piekarzy. Do pozostałych ważnych strajków zorganizowanych przez związek, w jego pierwszych latach funkcjonowania zaliczyć można: strajk w przemyśle cukierniczym w Rosario (1901) oraz strajk pracowników sklepów w Buenos Aires (1902 i 1904).
Na radykalizację proletariatu i wzrost nastrojów rewolucyjnych, władze odpowiedziały zezwoleniem stosowania broni palnej przez łamistrajków, zaś policja rozpoczęła falę wzmożonych represji, zatrzymując, więżąc oraz torturując wielu działaczy związkowych[15]. Pomimo tego, ruch anarchosyndykalistyczny dalej rozwijał się w Argentynie.
Do momentu otwarcia II kongresu FOA w 1902 roku do federacji dołączyło kolejnych 20 syndykatów. Równocześnie jednak, na wskutek niemożności zorganizowania federacji wedle własnej wizji, 19 socjalistycznych syndykatów opuściło federację dokonując de facto rozłamu, jednocześnie umożliwiając zdominowanie związku przez anarchistów i unifikację FOA pod czarno-czerwonym sztandarem. Sama organizacja dalej rosła w siłę: nim nastąpił rozłam, FOA reprezentowało 47 organizacji robotniczych, które reprezentowało 76 delegatów. Po rozłamie w organizacji pozostało 36 grup, z czego 17 działało w Buenos Aires (i liczyło łącznie 7,630 członków)[16]. Ponadto wkrótce do federacji dołączył m.in. 15 tysięczny Związek Kierowców Autobusów i Tramwajarzy. Do najważniejszych decyzji podjętych na kongresie zaliczyć możemy: zasadę o nie podejmowaniu współpracy z Partią Socjalistyczną, o stosowaniu bojkotu, o utworzeniu agencji zatrudnienia, zaś lokalne federacje uznano, jako zarodek przyszłego społeczeństwa anarchokomunistycznego[17].
Sytuacja w kraju była coraz bardziej napięta. W samym tylko 1901 roku do wielu strajków, jak np. marynarzy rzecznych pracujących na rzece Paraná, dokerów w San Nicolás, Ramallo, Ensenada, Bahía Blanca i Rosario, pracowników cukrowni w Rosario, piekarzy, robotników robiących płaszcze przeciwdeszczowe w Buenos Aires. Władze sięgały po coraz brutalniejsze i bardziej bezpośrednie metody represji. Z drugiej strony, poprzez stosowanie represji, władzom nie udało się zapobiec wybuchowi kolejnej fali strajkowej, której zwieńczeniem były dwudniowe zamieszki w Buenos Aires, Rosario oraz Bahia Blanca. Eskalacja konfliktu się pogłębiała, gdyż w odpowiedzi na te zajścia, władze wydały zgodę na możliwość deportacji każdego, kto nie podporządkuje się władzom.
Było to tzw. „Ley de Residencia” i zgodnie z zapisami ustawy:
Art. 1 władza wykonawcza może nakazać deportację z terytorium kraju każdego cudzoziemca skazanego prawomocnym wyrokiem przez sądy zagraniczne lub będącego ściganym za przestępstwa;
Art. 2 władza wykonawcza może nakazać deportację wszystkich obcokrajowców, których zachowanie zagraża bezpieczeństwu narodowemu lub zakłóca porządek publiczny[18].
Naturalnie przepisy te wykorzystywane były głównie jako oręż wymierzony przeciw zorganizowanemu światu pracy, zarówno przeciwko anarchistycznym organizacjom, jak i socjalistycznym, a obowiązywały one długo, bo aż do II Wojny Światowej. Pomimo tego i wbrew oczekiwaniom władz, nie zdołały one zniszczyć ruchu anarchistycznego.
To z kolei wywołało reakcję FOA, która wezwała do strajku generalnego w całym kraju. Był on udany. Doprowadził, bowiem do sytuacji, w której niemal cała gospodarka Argentyny stanęła[19], pokazując tym samym siłę, potencjał i energię drzemiącą w strajku generalnym i możliwości wykorzystania go, jako rewolucyjnego narzędzia. Stanowiło to również demonstrację siły argentyńskich anarchosyndykalistów, którzy pokazali dzięki temu swoją realną siłę, zasięg a jednocześnie moc płynącą z solidarności oraz pomocy wzajemnej.
Państwo w obawie przed wybuchem rewolucji i chroniąc kapitał sięgnęło po jeszcze brutalniejsze, szersze i bardziej prymitywne represje oraz demonstrację siły – do centrum Buenos Aires wkroczyło wojsko. Co prawda, ostatecznie władze stłumiły trwający strajk generalny, lecz jak już pisałem – uwypuklił on siłę drzemiącą w strajku generalnym oraz w solidarności robotniczej, dostarczając anarchosyndykalistom niezbędnego doświadczenia, umożliwiającego im podjęcia skuteczniejszej walki oraz dokonania niezbędnych zmian w strukturze organizacyjnej.
Podczas III Kongresu FOA, odbywającego się w 1903 roku, i w którym udział wzięło 80 delegatów dyskutowano głównie nad wprowadzoną ustawą deportacyjną. Obok tej kwestii stoczono także dyskusję dotyczącą strajku generalnego i jego wykorzystania, którego zwolennik Alberto Ghiraldo dostarczył szeregu argumentów na jego korzyść. Zadecydowano także o wystąpieniu przeciw spółdzielniom, które oskarżono o osłabianie ducha rewolucji społecznej[20].
Należy dodać również, iż niemal cały okres hegemonii anarchosyndykalizmu w łonie argentyńskiego ruchu zawodowego, naznaczony został dyskusją teoretyczną pomiędzy Diego Abadem de Santillánem a Pellicer Paraire. Pierwszy optował za tym, aby podstawową komórką związku zawodowego były lokalne „sociedad de resistencia”, o charakterze przemysłowym lub branżowym. Santilán optował za to za tworzeniem branżowych federacji, o charakterze ekonomicznym, wyrażającym potrzeby ekonomiczne i prowadzących robotników do walki w ramach systemu kapitalistycznego[21].
Tymczasem fala strajkowa trwała nadal, zaś FOA koncentrowała się na walce o skrócenie czasu pracy oraz poprawie warunków bytowych proletariatu. Często zresztą dochodziło do starć pomiędzy strajkującymi a łamistrajkami lub/i policją, która brutalnie pacyfikowała wiele wystąpień, strzelając do tłumu, w wyniku czego ginęło wiele osób, zarówno mężczyzn, kobiet oraz dzieci. Między innymi w wyniku ostrzału strajku w Rosario 1 maja 1904 roku zginął 10-letni chłopiec, co wywołało kolejny strajk generalny, który ogarnął cały kraj i który został stłumiony dopiero po wysłaniu wojska na ulice większości miast. Zresztą Rosario, określone przez V. Albę mianem „anarchistycznej twierdzy”, było świadkiem bardzo dramatycznych starć robotników z policją kolejno w latach 1904, 1905 i 1907[22].
Postępująca radykalizacja proletariatu, ubożenie i wyzysk mas oraz represje ze strony państwa i kapitału powodowały, iż anarchosyndykalizm stał się dominującym ruchem w łonie całego argentyńskiego proletariatu. To z kolei doprowadziło do tego, iż podczas IV kongresu FOA w 1904 roku, organizacja została przekształcona w Fédéración Obrera Regional Argentina (FORA). Trudno jest o jednoznaczne wskazanie przyczyn zmiany nazwy organizacji, lecz Robert J. Alexander, amerykański badacz ruchu związkowego, anarchistycznego i komunistycznego, uważał, iż zmiana ta została podyktowana chęcią wyzbycia się „narodowego” charakteru organizacji przez anarchistów, a taki charakter sugerowała nazwa Federacja Robotników Argentyny[23]. Zmiana nazwy na FORA, miała na regionalistyczny i internacjonalistyczny charakter organizacji.
Równocześnie przyjęto deklarację (określaną mianem „Paktu Solidarności”), zgodnie z którą za najważniejszy cel związku uznano propagowanie oraz urzeczywistnienie anarchokomunizmu[24], przy jednoczesnym odejściu od podstawowego pryncypia anarchosyndykalizmu: w deklaracji nie przypisano syndykatom żadnej pozytywnej roli w porewolucyjnym ładzie. Stanowisko to argumentowano przekonaniem, iż skoro związki stanowią naturalną reakcję proletariatu na kapitalizm i ofensywę kapitalistów, tak, więc można je było uznać za „dziecko” systemu kapitalistycznego oraz jego element. Wobec tego, jak przekonywali argentyńscy anarchiści, ich zachowanie w porewolucyjnym ładzie byłoby równoznaczne z zachowaniem pewnych kapitalistycznych elementów[25].
Stanowiło to istotną innowację w doktrynie anarchosyndykalistycznej, gdyż owszem argentyńscy anarchiści uznawali związki zawodowe za bardzo skuteczne, ważne oraz konieczne narzędzie w rewolucyjnej walce. Podobnie jak europejscy anarchosyndykaliści aprobowali słuszność walki ocele doraźne i wykorzystywania każdej nadarzającej się okazji do promowania anarchizmu i prowadzenia „gimnastyki rewolucyjnej”. Nie dostrzegali jednak w nich „zarodka” przyszłego społeczeństwa wychodząc z założenia, iż nowe społeczeństwo wymaga nowych instytucji. Stąd też za podstawową jednostkę federacji uznano „sociedades de resistencia”. Drugie novum, jakie niosło za sobą powstanie FORA była jednoznaczna deklaracja ideologiczna: europejscy anarchosyndykaliści byli podzieleni, co do tego, czy syndykaty winne być otwarcie anarchistyczne (w obawie przez izolacją) czy otwarte i formalnie apolityczne (co znowu rodziło obawę przed „rozcieńczeniem” wpływów anarchistycznych), najczęściej wystarczało im by anarchosyndykaliści w nich dominowali. Argentyńczycy poszli jednak o krok dalej. Uznali, iż nie tylko konieczna jest jednoznaczna deklaracja co do celu i natury federacji, ale także zachęcanie robotników do zajmowania się również polityką, w tym wypadku walką o komunizm wolnościowy. Pragnąc inaczej ująć to zagadnienie, można rzec, iż tym, co wyróżniało argentyński anarchosyndykalizm od europejskiego, to zanegowanie przez argentyńskich anarchistów samowystarczalności syndykalizmu.
Określono także strukturę organizacji. Jak już wspominałem, podstawową jednostką organizacyjną było „sociedades de resistencia”, które tworzone miały być przez „lokalne społeczności” danej branży lub przemysłu na danym obszarze. Wyżej stały federacje lokalne, następnie regionalne, a następnie FORA. FORA posiadała własny komitet wykonawczy składający się z 9 członków, wybieranych podczas kongresu FORA[26].
V kongres stanowił przełom dla działalności FORA. Reprezentowanych było na nim: 53 „sociedad de resistencia”, 5 lokalnych federacji, 1 federacja branżowa oraz 41 niezrzeszonych w żadnej federacji zrzeszonych w żadnej federacji „sociedad de resistencia”. Jednym z ważniejszych postanowień tego kongresu, było zaaprobowanie zorganizowania konferencji dla związków zawodowych z Ameryki Południowej, zalecono również, aby każde „sociedad de resistencia” część swego budżetu przeznaczało na tworzenie wolnych bibliotek, wydawania prasy, artykułów, książek, etc. Uznano także bojkot oraz label za kolejne metody walki[27].
Bez wątpienia jednak najważniejszym postanowieniem było zadeklarowanie, iż zadaniem związku jest propagowanie zasad anarchokomunizmu i uznanie ich za podstawę celów i filozofii FORA.
Jeżeli jednak jesteśmy przy V Kongresie i postanowieniu o zorganizowaniu konferencji międzynarodowej, należy zaznaczyć, iż argentyńscy anarchiści byli na tym polu niezwykle zaangażowani. Udało im się zorganizować szereg tego typu spotkań, jak np. Międzynarodowy Kongres Związków Drukarzy w 1907 roku, który miał miejsce w stolicy Argentyny.
Federacja rozwijała się jeszcze bardziej dynamicznie, o czym świadczy fakt, iż już podczas kongresu w 1906 roku reprezentowanych było 105 syndykatów[28]. Rzecz jasna wynikało to ze wzmożenia akcji strajkowych, której zwieńczeniem w tym okresie było wezwanie do 24 godzinnego strajku generalnego w 1907 roku, który zorganizowany został w celu wymuszenia wprowadzenia 8 godzinnego dnia pracy. Standardowo jednak, państwo odpowiedziało brutalnością, zabijając wielu robotników m.in. podczas szturmu wojsk na siedziby związkowe w Bahia Blanca[29].
W samym tylko roku 1907, oprócz strajku generalnego, doszło do 231 strajków[30], w których udział wzięło 169 tysięcy robotników[31], a wśród których za najważniejszy uznać możemy strajk czynszowy w Buenos Aires, polegający na odmowie płacenia czynszów przez lokatorów, do momentu obniżenia – horrendalnych – czynszów. Strajk cieszył się ogromnym poparciem i bardzo szybko wciągnął niemal całą klasę robotniczą stolicy Argentyny, obejmując ponad 120 tysięcy osób, a następnie nawet inne miasto, jak np. Rosario czy Bahía Blanca[32].
Federacja |
Liczba syndykatów |
Buenos Aires |
25 |
Rosario |
15 |
Santa Fe |
4 |
La Plata |
12 |
Tucamán |
6 |
Entrerriana |
4 |
Mendoza |
5 |
Tabela 1: Liczba syndykatów w poszczególnych federacjach w 1908 roku | Źródło: Robert J. Alexander – A history…, s. 24
Nieustanne napięcie, setki strajków, ogromna siła FORA i zasięg ruchu anarchosyndykalistycznego, który zdołał wytworzyć własną kontrkulturę, powodowały, iż większość argentyńskich anarchosyndykalistów wierzyło w bliskość nadchodzącej rewolucji. Wyjątkowo z anarchistami zgadzały się władze, które w obawie przed rewolucją stale wzmagały represje oraz burżuazja, która w swej prasie nieustannie wzmagała nagonkę na anarchistów oraz FORA, m.in. poprzez przypisywanie organizacji przeprowadzenia każdego niemal zamachu w Argentynie.
1 maja 1909 roku doszło do kolejnej masakry robotników podczas pierwszomajowej demonstracji. Policja otwierając ogień do demonstrujących robotników zabiła 8 z nich i ciężko raniła 40. Niemal natychmiast FORA wezwała do strajku generalnego, który poparty został przez socjalistyczne UGT, w którym udział wzięło przeszło 250 tyś. osób[33]. W jego wyniku kraj został sparaliżowany. Pomimo tego, iż anarchosyndykaliści oraz socjaliści stworzyli wspólny komitet strajkowy, posiadali odrębne żądania. Socjaliści domagali się przede wszystkim dymisji Falcona i jego ukarania, anarchiści z kolei uważali ten postulat za daremny, argumentując swoje stanowisko przekonaniem, iż nie ważne, kto by zajął jego miejsce i tak postąpiłby identycznie, zaś reżim burżuazyjny nie byłby w stanie wymierzyć „sprawiedliwości”. Dlatego zamiast żądać dymisji Falcona, anarchiści domagali się zwolnienia aresztowanych podczas obchodów 1 maja oraz zgody na otwarcie zamkniętych centrów pracy[34].
Pomimo brutalności władz próbujących stłumić ten strajk (aresztowano m.in. 20 tysięcy robotników, zamknięto wszystkie biura związkowe, zabito trzech liderów związkowych podczas aresztowania), po ośmiu dniach jego trwania, państwo skapitulowało. Zwolniono wszystkich zatrzymanych oraz ponownie otwarto lokalne związkowe[35]. Ten niewątpliwy sukces przysporzył FORA kolejnych zwolenników, w postaci zrezygnowanych socjalistów z UGT, którzy masowo zaczęli przechodzić do FORA.
Zabicie przez Szymona Radowickiego pułkownika Ramona Falcona, , głównodowodzącego wojskami masakrującymi robotników podczas demonstracji 1 majowej sprokurowało wprowadzenie przez państwo stanu wyjątkowego, w czasie którego ponownie zamknięto wszystkie lokale FORA oraz zawiesiły wydawanie prasy anarchistycznej, w tym również – posiadającej ogromny nakład – La Protesty (jego miejsce wkrótce zajął inny dziennik: La Batallia)
W obliczu bezprecedensowej brutalności oraz skali represji, FORA zapowiedziała strajk generalny na 25 maja 1910 roku, który miałby zmusić rząd do uchylenia aktu wprowadzającego stan wyjątkowy, zwolnienia więźniów politycznych oraz zakończenia wojskowej okupacji. 13 Maja, w celu zapobiegnięcia wybuchowi strajku, rząd podjął decyzje o aresztowaniu wszystkich czołowych działaczy związkowych, dziennikarzy anarchistycznych oraz innych aktywistów, co doprowadziło do aresztowania ponad 20 tysięcy osób[36]. Aresztowano cały Komitet Wykonawczy FORA, redakcję La Protesty oraz La Batalla, zaś 14 maja wprowadzono stan wyjątkowy. Organizacje „patriotyczne” zaczęły atakować związki, ich lokale, wydawnictwa, zaś policja nie interweniowała[37].
Nie zapobiegło to jednak wybuchowi strajku generalnego. Wówczas też władze odpowiedziały kolejnymi represjami (m.in. dokonując podpalenia większości lokali związkowych) oraz nowymi, kryminalizującymi anarchistów aktami prawnymi jak np. ustawą o „Prawie obrony społecznej” zgodnie, z którą każdy imigrant posiadający kontakt z jakąkolwiek organizacją anarchistyczną stawał się przestępcą. Tym razem jednak represje znacząco osłabiły ruch anarchistyczny, który aż do ich zakończenia w 1913 roku działał w podziemiu[38]. W okresie nielegalnej działalności wielu liderów FORA zostało deportowanych, bądź aresztowanych i osadzonych w więzieniu na Tierra del Fuego.
Pomimo represji, osłabienia ruchu i konieczności zejścia do podziemia, FORA w 1911 roku liczyła ponad 70 tysięcy członków, będąc największą organizacją związkową w kraju[39]. Jednakże represje, aresztowania oraz deportacje znacząco osłabiły skrzydło anarchistyczne wewnątrz związku, co skutkowało utratą kierowniczej roli w związku. Symbolicznym aktem zakończenia dominacji anarchistów wybór nowej Rady Federacyjnej w 1912 roku i wyboru Attilio Biondiego na sekretarza generalnego[40].
Obok FORA, do rangi czołowego związku zawodowego urosła wówczas CORA, która formalnie zachowała apolityczność (acz w praktyce była anatyanarchistyczna) i opowiadała się wyłącznie za prowadzeniem walki ekonomicznej. Jednocześnie zabiegała ona o zjednoczenie tych dwóch, największych, central związkowych, na co FORA nie zamierzała przystawać. W obliczu odmowy, działacze CORA prowadzić zaczęli działania mające doprowadzić do rozłamu wewnątrz FORA, bądź uzyskania przewagi przez działaczy bardziej pragmatycznych.
Efektem tego była rezygnacja, podczas IX kongresu, przez FORA z zasady deklarującej konieczność propagowania anarchokomunizmu oraz prowadzenia działalności politycznej w ogóle, co uchwalono podczas V kongresu. Zwolennicy odrzucenia tego postulatu, jak np. Attillio Biondi, przekonywali, iż zasada ta zamiast łączyć, dzieli proletariat argentyński. Naturalnie, przeciwko temu stanowisku wystąpili anarchiści: Sebastian Marotta, były sekretarz generalny B. Senra Pacheco i inni[41].
W jej miejsce wyrażono wiarę w konieczność zjednoczenia całego argentyńskiego proletariatu wokół kwestii ekonomicznej. Dlatego też w następstwie tego kongresu doszło do zjednoczenia pomiędzy CORA a FORA. Pierwsza centrala dokonała formalnie samorozwiązania a jej członkowie i syndykaty weszły w skład FORA. Decyzję tę poparło 40 na 62 obecnych delegatów, aprobując oparcie tego procesu na „Pakcie Solidarystycznym”, (czyli dokumencie ideowym FORA), bez jednak odniesienia do komunizmu wolnościowego.
Doprowadziło to jednak do konfliktu wewnątrz FORA, co w ostatecznym rozrachunku doprowadziło do rozłamu, do którego de facto doszło ostatniego dnia kongresu. Wówczas anarchiści opuścili kongres i wystąpili ze związku, argumentując ten akt, jako swój sprzeciw i formę przeciwdziałania wobec spisku CORA. Utworzyli oni tzw. FORA V Kongresu, która nadal aprobowała uchwały przyjęte podczas V kongresu FORA. Z kolei większość, która współtworzyła od tej pory tzw. FORA IX Kongresu, opowiedziała się za apolitycznością oraz skupieniem się wyłącznie na prowadzeniu walki ekonomicznej.
Z miesiąca na miesiąc FORA IX stawała się coraz bardziej reformistyczna, do tego stopnia, iż podczas kongresu w 1917 roku, zmieniono stanowisko wobec strajku generalnego – uznano go jedynie za formę odpowiedzi na agresję kapitalistów, rezygnując z postrzegania go jako najważniejszej broni rewolucyjnej. Równocześnie władze, zwłaszcza zaś po wyborach z 1916 roku, kiedy stery przejęła modernizacyjna Partia Radykalna, pragnęły objąć ten związek swym nadzorem i rozpocząć z nim współpracę, w celu ograniczenia wpływów anarchistów w kraju. Wówczas też przywrócono państwowy arbitraż pomiędzy kapitałem a światem pracy, dano margines swobody działania FORA IX, w zamian za gwarancję praworządności. W grudniu 1918 roku odbył się X Kongres FORA IX Kongresu, na którym przyjęto nowy status związku, który zastąpił słynny Pakt Solidarności, który potwierdził apolityczność organizacji[42]. Niemniej w obu organizacjach, tj. wewnątrz FORA V oraz FORA IX, istniały przez cały okres ich istnienia silne tendencje na rzecz ich ponownego zjednoczenia. W przypadku FORA IX nastroje te starał się tłamsić Sebastian Marotta.
Nie przyniosło to jednak władzom żadnych korzyści, albowiem FORA V zyskiwała coraz większą sympatię, a jej szeregi stale rosły, co związek zawdzięczał głównie swej bezkompromisowej postawie oraz organizowaniu wielu strajków, jak np. pakowaczy mięsa z Berisso, który spotkał się z masowymi wyrazami solidarności (m.in. od syndykatów sklepikarzy strajkujący za darmo utrzymywali produkty żywnościowe). Znaczenie oraz zasięg FORA V doskonale ilustruje fakt, iż w momencie przemianowania Argentyńskiej Partii Socjalistycznej na Argentyńską Partię Komunistyczną (PCA), FORA zrzeszała przeszło 1/4 robotników ze stolicy kraju[43].
Echo Rewolucji Rosyjskiej odegrało ogromne znaczenie na wzrost nastrojów rewolucyjnych w Argentynie. Naturalnie, jak w większości państw, euforia ta była tym silniejsza, im miej informacji docierało z Rosji. W konsekwencji większość robotników argentyńskich widziało w tych wydarzeniach prawdziwą rewolucję społeczną i spodziewała się, iż niebawem do analogicznych wydarzeń dojdzie także w Argentynie oraz innych państwach. Fascynacja ta była tak silna, iż w 1920 roku FORA V zmieniła nazwę na „Komunistyczna FORA” („Federaci?n Obrera Regional Argentina Comunista”)
Dopiero wraz z napływem informacji (głównie drukowanych w La Protesta) o represjach anarchistów oraz innych przedsięwzięciach bolszewików, argentyńscy anarchiści poczęli coraz bardziej krytycznie odnosić się do Rewolucji Rosyjskiej, zaś „Komunistyczna FORA” powróciła do swej starej nazwy[44]. Niemniej w dalszym ciągu, pewna część anarchistów, w szczególności pochodzenia rosyjskiego, pozytywnie odnosiła się wobec bolszewików.
Miedzy innymi właśnie na fali euforii pod wpływem wydarzeń w Rosji, 2.12.1918 roku wybuchł strajk w zakładach metalurgicznych Pedro Vasena, w którym udział wzięło 800 pracowników żądających skrócenia dnia pracy z 11 do 8 godzin dziennie oraz przywrócenia wcześniej zwolnionych do pracy. Do strajkujących ogień otworzyła policja (bądź łamistrajki ochraniani przez policję[45]), w wyniku, czego śmierć poniosło 4 robotników a 34 odniosło rany[46].
Wobec tej sytuacji obie FORA wezwały do strajku generalnego na 9 tycznia, czyli na dzień pogrzebu ofiar. Jednak już od 8 stycznia dochodziło do spontanicznych walk w mieście, zaś 9 stycznia, policja ostrzelała kondukt pogrzebowy z karabinów maszynowych zabijając 50 osób[47].
W odpowiedzi FORA V wezwała do bezterminowego strajku generalnego, w którym udział wzięło przeszło 200 tysięcy robotników oraz 200 członków milicji robotniczej. Podczas protestu policja ponownie otworzyła ogień do strajkujących w zakładach Vasena. Ci jednak także odpowiedzieli otwarciem ognia. Także FORA IX wezwała do strajku generalnego, acz tylko dwugodzinnego, równocześnie rozpoczynając pertraktacje z władzami oraz prezydentem Irigoyen’em na mocy, których miały one uwolnić więźniów politycznych oraz spełnić żądania robotników z zakładów Vasena[48]. FORA IX wezwała swych członków do powrotu do pracy[49], co właściwie przypieczętowało losy strajku.
Jednak wbrew planom liderów reformistycznej FORA, strajkujący nie zamierzali wrócić do pracy i w konsekwencji strajk rozszerzył się na cały kraj, zaś w samym Buenos Aires wybuchło powstanie robotnicze(tzw. Semana Trágica), podczas którego robotnicy przejęli kontrolę nad miastem. Nie istniała jednak zgoda wśród anarchistów, co do znaczenia tych wystąpień, w konsekwencji nie zdołali wypracować wspólnej taktyki i stanowiska wobec tych wydarzeń. Z jednej, bowiem strony, co bardziej optymistycznie nastawiona część, widziała w tym strajku generalnym oraz powstaniu w stolicy kraju wstęp do rewolucji społecznej. Z drugiej strony wielu innych anarchistów obawiało się, że jest to jeszcze za wcześnie na rewolucję i próba jego pogłębienia zakończy się porażką. Równocześnie przeciw tym wydarzeniom niezmiennie opowiadała się FORA IX, która 11 stycznia wezwała robotników do powrotu do pracy.
Strajk spacyfikowany został dopiero 13 stycznia przy mocy wojska oraz sponsorowanej przez burżuazję „Ligi Patriotycznej”, czego bilansem było 700 zabitych, 55 tysięcy aresztowanych[50], kolejnych tysiące zwolnionych przy wsparciu rządu[51], a najbardziej aktywnych liderów FORA V zesłano do więzienia na Isla Martín García, położonego na wyspie w okolicach La Plata. Pomimo klęski, niezłomna, zdeterminowana postawa FORA V przysporzyła jej ogromną popularność oraz pozwoliła zwiększyć bazę członkowską do 120 tysięcy członków.
Zmiana liczby członków w FORA V i FORA IX | Dane dla FORA IX dotyczą roku 1923 a nie 1922| Źródło: Joel Horowitz - Argentina's Radical Party and Popular Mobilization, 1916-1930, Penn State Press, 2011, s. 29, Lucien van der Walt i Michael Schmidt - Black Flame. The Revolutionary Class Politics of Anarchism and Syndicalism, AK Press, Oakland USA, 2009, s. 166 | Na uwagę zasługuje fakt, iż liczebność FORA IX prawdopodobnie była większa, albowiem powyższy wykres uwzględnia wyłącznie płacących składki członków.
Przez Argentynę przeszła fala strajkowa, stanowiąca w dużej mierze odpowiedź klasy robotniczej na zastój ekonomiczny w Argentynie, wywołany spadkiem cen wełny, powodujący wzrost bezrobocia na rolniczych terenach oraz nastrojów rewolucyjnych. W samym tylko Buenos Aires w 1918 roku odbyło się 196 strajków, w 1919 roku 367[52] (i uczestniczyło w nich 308,047 robotników[53]), zaś w 1920 roku 206 strajków, w których udział wzięło 127,449 tysięcy proletariuszy[54].
Symbolem tego okresu była bojowa postawa robotników portów w stolicy oraz strajk pasterzy z Patagonii. W przypadku portów, w okresie pomiędzy 1919 a 1920 roku toczyła się bitwa w portach Buenos Aires. Na przemian robotnicy organizowali strajki, zaś pracodawcy lokaty, co w ostateczności doprowadziło do podjęcia przez władze decyzji o nacjonalizacji portów.
Walki w Patagonii uznać możemy za jedno z najczarniejszych wydarzeń w historii Argentyny. W Patagonii wybuchł strajk pasterzy i robotników rolnych wspieranych przez dokerów. Władze podjęły decyzję o wysłaniu do stłumienia tego strajku generała Varela, który zasłynął ze swej brutalności: doprowadził do masakry tysięcy robotników, pojmanych kazał przywiązywać nago do płotów, zaś mającym zostać rozstrzelanymi kazał samodzielnie kopać groby[55].
Do legendy przeszło zorganizowane przyjęcie, po spacyfikowaniu protestów, na jego cześć, na którym kapitaliści i obszarnicy odśpiewali dla generała „For he’s a jolly good fellow”, co doskonale uwiecznione zostało w argentyńskim filmie poświęconym wydarzeniom w Patagonii – La Patagonia rebelde[56]. Pomimo tak brutalnego stłumienia tych protestów i wbrew oczekiwaniom władz, sytuacja wcale się nie ustabilizowała, zaś szeregi FORA V z 120 tysięcy członków w 1920[57], poprzez 180 tysięcy członków w roku następnym[58], urosły do 200 tysięcy w 1922 roku[59]. W skład organizacji wchodziło ponad 400 stowarzyszeń robotniczych, spośród których najliczniejsze były te w Santa Fe oraz Rosario (określane często mianem „bastionu anarchizmu” w Argentynie, niczym Parma we Włoszech), w których FORA V zrzeszała około 30 tyś członków[60].
Jeszcze w 1923 roku FORA V była bardzo aktywna. Zaangażowała się wówczas w międzynarodową kampanię obrony Sacco i Vanzettiego, czy lokalną kampanię w obronie Kurta Wilkersa, anarchisty, który zabił generała Varela, kata robotników z Patagonii. Równocześnie FORA IX systematycznie traciła na znaczeniu, co doprowadziło do powstania USA – Unión Sindical Argentina, które formalnie posiadało socjalistyczny charakter, a sekretarzem, którego został Perez Leiros, poseł Izby Deputowanych z ramienia socjalistów. Same USA jednak nie posiadało również większego wpływu, w 1923 liczyło 26,290 członków, 15,625 członków w 1926 roku i tylko 11,615 członków w 1928 roku[61].
Z drugiej strony kapitaliści wspierani przez „Ligę Patriotyczną” przeszli do ofensywy przeciw zorganizowanemu ruchowi zawodowemu, m.in. poprzez zlecanie licznych zabójstw działaczy robotniczych. Przykładowo 26.01.1921 bojówkarze zabili robotnika, 1.05.1921 kolejnych czterech członków FORA[62]. Równocześnie nasilały się represje państwowe skierowane w FORA – w 1923 roku w więzieniach przebywało ponad 3 tysiące członków organizacji[63].Równolegle rosnąć zaczęło znaczenie socjalistów, którzy posiadali już swych przedstawicieli w radzie miasta w stolicy, a po 1926 roku swych posłów w parlamencie.
W końcu lat 20-tych wielu reformistów sądziło na drastyczną zmianę polityki, co związane było z reelekcją Yrigoyen’a na stanowisko prezydenta kraju. Co prawda kapitaliści liczyli na to, iż utrzyma on represyjną politykę wobec związków zawodowych i proletariatu w ogóle, lecz jego początkowe gesty wskazywały na coś zupełnie odmiennego. Często dochodziło do spotkań, prezydent utrzymywał kontakt z przedstawicielami, zdominowanego przez syndykalistów, związki FOET (Federaci?n Obreros y Empleados Telefonicos). Wstawił się nawet za związkowcami przy negocjowaniu umów, doprowadzając do podwyżek, przyznania im płatnych wakacji czy chorobowego zwolnienia płatnego. Podobna sytuacja miała podczas strajku pracowników portu w Buenos Aires, kiedy administracja prezydenta naciskała na przedsiębiorstwo w celu jak najszybszego zakończenia strajku. Zdaniem związkowców byłoby to nie możliwe bez interwencji rządowej. Przełożyło się to na ostudzenie fali strajkowej w stolicy. Liczba strajków z 659 w 1927 roku spadła do 208 w 1928 i 250 w 1929 roku[64].
Pomimo licznych trudności, FORA V w 1929 roku nadal zrzeszała ponad 100 związków. Jej największym sukcesem tego okresu było zorganizowanie 24 godzinnego strajku generalnego 20 maja 1929 roku na rzecz zwolnienia z więzienia Szymona Radowickiego, który w 1909 roku dokonał zamachu na pułkownika Falcona. Strajk się powiódł i w roku następnym na mocy prezydenckiej amnestii Radowicki – po 20 latach – opuścił mury więzienia. Kolejną ważną stoczoną batalią był strajk pracowników portowych w Rosario, którzy podczas strajku odmówili interwencji rządu[65].
Także doszło do licznych konfliktów i starć w łonie samego ruchu anarchistycznego odnośnie strategii działania, pryncypiów, itd. w konsekwencji tego sporu w 1929 roku anarchoindywidualiści zamordowali E.L. Arango. Zresztą w dobie kryzysu wewnątrz ruchu anarchosyndykalistycznego w latach 20-tych wzmocnieniu uległo skrzydło zwolenników stosowania „propagandy czynem” w ruchu anarchistycznym. Wówczas to anarchiści podłożyli bomby pod dwa amerykańskie banki, następnie w 1929 roku Gualtiero Marinelli próbował zabić prezydenta kraju – Hipolito Irigoyen, a w 1931 roku dwóch włoskiego pochodzenia anarchistów podłożyło bombę we włoskim konsulacie.
Powiedzieliśmy, więc, iż FORA sukcesywnie traciła na znaczeniu od drugiej połowy lat 20-tych. Ciężko jest jednak jednoznacznie stwierdzić, czemu tak się stało. Można jednak mniemać, iż w dużej mierze spowodowane to było zjednoczeniem umiarkowanego ruchu związkowego i utworzeniem CGT, składającego się z USA i COA (oraz innych, dotychczas samodzielnych związków zawodowych) w 1927 roku. Nawiasem mówiąc zjednoczenie osłabiło FORA, acz konflikt pomiędzy socjalistami a syndykalistami wcale nie uległ złagodzeniu wewnątrz wspólnej organizacji a sama organizacja właściwie była bezowocna. Bowiem w ciągu 5 lat istnienia zjednoczonej organizacji (później doszło do faktycznego rozłamu na CGT socjalistyczne, znane, jako „CGT Independencia” oraz syndykalistyczne, znane, jako „CGT Catamarca”) nie został zorganizowany żaden narodowy kongres nowej federacji, zaś konflikt pomiędzy socjalistami a syndykalistami ponownie nabrał na sile. Wkrótce również lewicowy ruch związkowy, w tym również FORA, zagrożona została ze strony katolickich związków, które w 1936 roku liczyły około 15 tysięcy członków.
Drugim powodem mogło być powstanie ruchu komunistycznego w Argentynie pod wpływem Rewolucji Rosyjskiej. Ruch ten przyciągał także wielu anarchistów, spośród których anarchosyndykalistyczni dysydenci współzałożyli partię komunistyczną. Wkrótce ruch komunistyczny zaczynał nabierać coraz bardziej wrogiego stosunku wobec anarchistów, określając ruch anarchistyczny mianem „anarcho-faszystów”, reformistów (sic!), którzy zrezygnowali z walki rewolucyjnej, co miało się objawić rozpoczęciem batalii o wprowadzenie sześciogodzinnego dnia pracy[66]. Anarchiści nie pozostawali naturalnie komunistom dłużni. Odmawiali przystąpienia do tzw. „zjednoczonego frontu”, oskarżając przy tym komunistów o zdradę i odmawiając z nimi wszelkiego kontaktu oraz współpracy.
Jednak po przejęciu władzy przez generała José Félix Uriburu na drodze zamachu stanu w 1930 roku, FORA poddana została szczególnie silnym represjom. Zakazano wówczas – pod groźbą kary śmierci – rozpowszechniać literaturę oraz prasę anarchistyczną, zamknięto wszystkie lokale FORA (wiele spalono), tysiące działaczy deportowano, dziesiątki innych zamordowano, co spowodowało, iż związek ponownie musiał zejść do podziemia. Zresztą data ta wyznacza pewny cenzus w historii argentyńskiego anarchosyndykalizmu i anarchizmu. Wówczas na tyle skutecznie zdołano osłabić ruch, iż ponownie znaczącą rolę odgrywać zaczął w czasach rządów J. Perona, lecz nigdy już nie powrócił on do dawnych rozmiarów.
Niemniej sam ruch przetrwał okres dyktatury Uriburu. Zresztą począwszy od lat 30-tych podzielił się on wewnętrzne na 4 grupy: byłych członków USA, którzy dołączyli do CGT; anarchistów określających się mianem „aliancistas rojos”, czyli takich, którzy współpracowali z partiami sprzeciwiającymi się dyktaturze Uriburu; tzw. „aliencistas”, czyli dbających o czystość doktryny oraz tzw. „fortistas”, czyli anarchosyndykalistów działających w FORA, liczącego nadal około 100 tysięcy członków[67].
Równocześnie nowy prezydent podjął decyzję o utworzeniu państwowego związku. Spacyfikowanie FORA oraz założenie reżimowego związku umożliwiło burżuazji przejście do ofensywy, która doprowadziła do spadku pensji o 25%, kwestionowania 8 godzinnego dnia pracy oraz prób likwidacji tzw. „angielskiej soboty” (wolnego popołudnia w soboty)[68].
[1] R. J. Alexander – A history of organized labor in Argentina, Westport 2003, s. 2
[2] V. Damier – dz. cyt., s. 35
[3] R. J. Alexander – A history of organized labor in Argentina…, s. 4
[4] Tamże
[5] V. Alba – dz. Cyt., s. 39
[6] History of anarcho-syndicialism, unit 9 (Argentina), s. 5, dostępne pod adresem: http://www.selfed.org.uk/docs/units/2001/pdfs/binder.pdf
[7] History of anarcho-syndicialism, unit 9 (Argentina), s. 3, dostępne pod adresem: http://www.selfed.org.uk/docs/units/2001/pdfs/binder.pdf
[8] Tragiczny tydzień w Buenos Aires, [w:] Anarchosyndykalizm. Strajki, powstania, rewolucje 1892 – 1990, Federacja Anarchistyczna sekcja Poznań, Poznań – Kraków, 2006, s. 64
[9] History of anarcho-syndicialism, unit 9 (Argentina), s. 4, dostępne pod adresem: http://www.selfed.org.uk/docs/units/2001/pdfs/binder.pdf
[10] Tragiczny tydzień w Buenos Aires, [w:] Anarchosyndykalizm. Strajki, powstania, rewolucje 1892 – 1990, Federacja Anarchistyczna sekcja Poznań, Poznań – Kraków, 2006, s. 63
[11] Tragiczny tydzień w Buenos Aires, [w:] Anarchosyndykalizm. Strajki, powstania, rewolucje 1892 – 1990, Federacja Anarchistyczna sekcja Poznań, Poznań – Kraków, 2006, s. 66
[12] V. Alba – dz. Cyt., s. 40
[13] R. J. Alexander – A history of organized labor in Argentina…, s. 10
[14] Tamże, s. 10 i 11
[15] History of anarcho-syndicialism, unit 9 (Argentina), s. 7, dostępne pod adresem: http://www.selfed.org.uk/docs/units/2001/pdfs/binder.pdf
[16] R. J. Alexander – A history of organized labor in Argentina…, s. 11
[17] Tamże, s. 11 i 12
[18] Ley de Residencia, dostępne pod adresem: http://www.buenosaires.gov.ar/areas/ciudad/historico/calendario/destacad... [dostęp: 25.09.2011 roku]
[19] History of anarcho-syndicialism, unit 9 (Argentina), s. 8, dostępne pod adresem: http://www.selfed.org.uk/docs/units/2001/pdfs/binder.pdf
[20] R. J. Alexander – A history of organized labor in Argentina…, s. 16
[21] Tamże, s. 12
[22] V. Alba – dz. Cyt., s. 41
[23] R. J. Alexander – A history of organized labor in Argentina…, s. 16
[24] V. Damier – dz. cyt., s. 34
[25] History of anarcho-syndicialism, unit 9 (Argentina), s. 9, dostępne pod adresem: http://www.selfed.org.uk/docs/units/2001/pdfs/binder.pdf
[26] R. J. Alexander – A history of organized labor in Argentina…, s. 17
[27] Tamże
[28] History of anarcho-syndicialism, unit 9 (Argentina), s. 11, dostępne pod adresem: http://www.selfed.org.uk/docs/units/2001/pdfs/binder.pdf
[29] Tamże
[30] Tamże
[31] Tragiczny tydzień w Buenos Aires, [w:] Anarchosyndykalizm. Strajki, powstania, rewolucje 1892 – 1990, Federacja Anarchistyczna sekcja Poznań, Poznań – Kraków, 2006, s. 66
[32] W. Fowler – dz. Cyt., s. 18
[33] V. Alba – dz. Cyt., s. 42
[34] Tamże
[35] History of anarcho-syndicialism, unit 9 (Argentina), s. 12, dostępne pod adresem: http://www.selfed.org.uk/docs/units/2001/pdfs/binder.pdf
[36] Tamże, s. 13
[37] V. Alba – dz. Cyt., s. 43
[38] History of anarcho-syndicialism, unit 9 (Argentina), s. 13, dostępne pod adresem: http://www.selfed.org.uk/docs/units/2001/pdfs/binder.pdf
[39] Tragiczny tydzień w Buenos Aires, [w:] Anarchosyndykalizm. Strajki, powstania, rewolucje 1892 – 1990, Federacja Anarchistyczna sekcja Poznań, Poznań – Kraków, 2006, s. 66
[40] R. J. Alexander – A history of organized labor in Argentina…, s. 33
[41] Tamże, s. 35
[42] Tamże, s. 41
[43] T. A. Meade – dz. Cyt., s. 177
[44] History of anarcho-syndicialism, unit 9 (Argentina), s. 19, dostępne pod adresem: http://www.selfed.org.uk/docs/units/2001/pdfs/binder.pdf
[45] R. J. Alexander – A history of organized labor in Argentina…, s. 42
[46] Tragiczny tydzień w Buenos Aires, [w:] Anarchosyndykalizm. Strajki, powstania, rewolucje 1892 – 1990, Federacja Anarchistyczna sekcja Poznań, Poznań – Kraków, 2006, s. 67
[47] Tamże
[48] Tamże
[49] R. J. Alexander – A history of organized labor in Argentina…, s. 42
[50] History of anarcho-syndicialism, unit 9 (Argentina), s. 19, dostępne pod adresem: http://www.selfed.org.uk/docs/units/2001/pdfs/binder.pdf, s. 16
[51] R. J. Alexander – A history of organized labor in Argentina…, s. 42
[52] J. Horowitz – Argentina’s Radical Party and Popular Mobilization, 1916-1930, Penn State Press 2011, s. 28
[53] R. J. Alexander – A history of organized labor in Argentina…, s. 42
[54] Tamże
[55] History of anarcho-syndicialism, unit 9 (Argentina), s. 19, dostępne pod adresem: http://www.selfed.org.uk/docs/units/2001/pdfs/binder.pdf, s. 16
[56] La Patagonia rebelled, Argentyna 1974, w reżyserii Héctora Olivera
[57] L. van der Walt i M. Schmidt – dz. Cyt., s. 166
[58] History of anarcho-syndicialism, unit 9 (Argentina), s. 17, dostępne pod adresem: http://www.selfed.org.uk/docs/units/2001/pdfs/binder.pdf
[59] L. van der Walt i M. Schmidt – dz. Cyt., s. 166
[60] R. J. Alexander – A history of organized labor in Argentina…, s. 43
[61] J. Horowitz – dz. Cyt., s. 29
[62] Tragiczny tydzień w Buenos Aires, [w:] Anarchosyndykalizm. Strajki, powstania, rewolucje 1892 – 1990, Federacja Anarchistyczna sekcja Poznań, Poznań – Kraków, 2006, s. 69
[63] Tamże
[64] J. Horowitz – dz. Cyt., s. 178 – 187
[65] Tamże, s. 189
[66] V. Alba – dz. Cyt., s. 44
[67] Tamże, s. 45
[68] J. Horowitz – dz. Cyt., s. 22
Za: http://drabina.wordpress.com/2012/02/29/historia-argentynskiego-anarchos...
List hiszpańskich "Oburzonych" do ambasadora Hiszpanii w Warszawie
Czytelnik CIA, Czw, 2012-03-01 09:04 Prawa pracownika | PublicystykaPoniżej publikujemy treść listu hiszpańskich "Oburzonych" przebywających w Polsce, który próbowano dziś złożyć na ręce ambasadora Hiszpanii w Polsce, Francisco Fernándeza Fábregasa. Ambasada odmówiła przyjęcia listu.
Wyrażamy swój sprzeciw wobec reformy prawa pracy wdrażanej przez nowe władze Hiszpanii. Jesteśmy emigrantami, studentami, doktorantami, pracownikami, uczymy się do zawodu. Z wielkim niepokojem i smutkiem obserwujemy ataki władz Hiszpanii na zdobycze klasy pracującej.
Reforma prawa pracy wdrażana przez władze wzmacnia neoliberalne koncepcje w świecie relacji pomiędzy pracownikami, a pracodawcami. Stanowi to największy cios dla pracowników w historii całej demokratycznej Hiszpanii. Ułatwia m.in. łatwe zwolnienia, wyłącza całe branże spod ustaw o sporach zbiorowych, osłabia siłę związków zawodowych, umożliwia wyłączenie zakładów z ustaleń porozumień zbiorowych i w praktyce likwiduje ograniczenia prawne wobec zwolnień z pracy.
Protestujemy tutaj, jak tysiące ludzi w Hiszpanii, nie tylko przeciwko reformie prawa pracy, ale także przeciw okrutnemu i niepohamowanemu modelowi ekonomicznemu, który dąży do zwiększenia stopy zysku za wszelką cenę, niszcząc organizacje pracownicze i przenosząc koszty kryzysu na pracowników. Ten model nazywa się kapitalizmem. Od czasów rewolucji przemysłowej, system ten dostosowywał się do panującej sytuacji, jednak zawsze opierał się na wyzysku znacznej części ludności przez mniejszość. Zawsze charakteryzował się dominacją burżuazji i przywłaszczaniem sobie przez nią owoców pracy proletariatu. Ponadto, oparty jest na modelu imperialistycznym, który zachował ciągłość od czasów kolonizacji. Burżuazja wyzyskuje nie tylko ludność we własnym kraju, ale także ludność światową. W tym celu prowadzone są geostrategiczne wojny, a najbiedniejsze ludy na ziemi są wciąż grabione i pozbawiane środków do życia.
Mamy do czynienia z systemem ekonomicznym, który był promowany i narzucany przez kolejne ekipy rządowe w Hiszpanii, systemem który spowodował najwyższy wskaźnik bezrobocia w historii i zadłużenie 11 milionów ludzi spychające ich poniżej poziomu ubóstwa. Model kapitalistyczny niszczy środowisko, wzmaga nierówności społeczne, a nawet doprowadza do likwidacji społeczeństwa jako takiego. Jednostka jest zmuszona do zaciekłego konkurowania ze swoimi braćmi o prawo do pracy i przetrwania. "Lupus est homo homini, non homo, quom qualis sit non novit.". Ten model sprawia też, że kobiety stawiane są w jeszcze bardziej niepewnej sytuacji na rynku pracy i w hierarchii społecznej.
Za wdrażanie tego modelu odpowiedzialni jesteście Wy, jako rządzący. Pracujecie dla kapitału i międzynarodowych korporacji, ale nie dla ludzi którzy Was wybrali. Zamiast dokonywać zmian, których domaga się historia, (nie dla nas, bo nasz los został już chyba przypieczętowany, ale dla tych którzy przyjdą po nas) i dążyć do większego humanizmu, ekologii, pacyfizmu i równości, postanowiliście utrzymać swoje stanowisko, dalej uprawiać rabunkową, kanibalistyczną destrukcję środowiska naturalnego i wyzysk pracowników.
Z tego też powodu rośnie aktywność pracowników, związków zawodowych i studentów. Moralna zgnilizna systemu kapitalistycznego, który jest niesprawiedliwy i nierówny z zasady, nie może sprostać potrzebom klasy pracującej. Jeszcze raz lud będzie musiał samodzielnie zmienić kierunek historii.
Jesteśmy tu, bo stanowczo sprzeciwiamy się reformie prawa pracy, ale także łączymy nasze głosy i naszego ducha z płomieniem, który ogarnął kraje arabskie, place w Hiszpanii i Grecji. W sposób niepowstrzymany, będziemy rozprzestrzeniać ten ogień po całej Europie i wprowadzać zmiany, których Wy, pod dyktatem „Troiki” nie jesteście skłonni wprowadzać.
O tym jak NSZ w Zakrzówku mordował
Czytelnik CIA, Śro, 2012-02-29 11:14 Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmPrzeglądając sieć znalazłem krótką notkę na temat jednego z ekscesów czynionych przez tzw. "Żołnierzy Wyklętych" których to Autonomiczny Nacjonaliści we spół z neonazistami i pseudokibicami zamierzają niedługo czcić pod pomnikiem Dmowskiego. Dodam jeszcze, że na pytanie czy NSZ konsekwentnie uznawały za wrogów Polski III Rzeszę i ZSRR profesor Grzegorz Mazur odpowiada:"Teoretycznie tak. Ale nie jest jasne, czy rzeczywiście prowadziły walkę przeciw Niemcom. Historyk Eugeniusz Duraczyński w swojej ostatniej książce napisał, że "na monografię działań antyniemieckich NSZ trzeba jeszcze poczekać". Ma rację. Nawet Leszek Żebrowski, badacz życzliwie nastawiony do NSZ, ma kłopoty z ustaleniem, ile było akcji antyniemieckich, gdzie one miały miejsce itd. Tłumaczy, że w NSZ był zakaz sporządzania takich raportów. Znów jest kłopot ze źródłami. Z raportów niemieckich niewiele można się dowiedzieć, bo Niemcy rzadko wiedzieli, jakie ugrupowanie ich zaatakowało. Ale wywiad AK zbierał informacje o działaniach NSZ i tego też jest niewiele."'
Zakrzówek, nie daleko Lublina jest bardzo małą miejscowością. Wiele jednak działo się w nim podczas II wojny światowej. Działała tam Szkoła Spółdzielcza ZSS „Społem”, której celem było kształcenie okolicznej młodzieży oraz chronienie jej przed wywózką na roboty do Niemiec.
Działalność szkoły napotykała wiele trudności. Najtrudniejsze były jednak problemy natury politycznej. Do szkoły uczęszczała młodzież z różnych okolic. Zarówno ze wsi jak i małych miasteczek. Trafiali do niej również ludzie o poglądach radykalnych, głównie dlatego, że taka młodzież na Lubelszczyźnie mieszkała. Działała tam konspiracyjna komórka Polskiej Partii Socjalistycznej oraz Gwardii Ludowej*.
Trafił do szkoły również uczeń, którego wywrotowości nie zdzierżyła miejscowa bojówka Narodowych Sił Zbrojnych. W roku szkolnym 1942/43 Stanisław Szwaja (lat 18) został napadnięty we własnym domu i zabity nożami na oczach matki i siostry.
Tak oto zaczęło się prześladowanie osób związanych ze szkołą przez polskich nacjonalistów. NSZ wydały wyrok śmierci na kierowniczkę szkoły, czego nie wykonali ponieważ sprawa za szybko wyszła na jaw. Usiłowali natomiast zabić nauczyciela ze szkoły, Krajkę.
K. Krajka miał jechać do Lublina wcześnie rano dlatego udał się na stację kolejową Wilkołazy przenocować u kolejarza. Postanowił jednak ustąpić łóżka nieznajomemu, który pojawił się tam nagle, a sam poszedł spać do jakiejś stodoły. W nocy NSZ dokonała napadu na stację. Kolejarza pobili, nieznajomego zabili. Krajce udało się uciec lokomotywą.
W okolicach Zakrzówka narastał konflikt między NSZ, a Polską Partią Robotniczą. Cierpiała na tym szkoła, która dla nacjonalistów była takim samym wrogiem jak staliniści. Na skutek wyżej opisanych wypadków zdecydowano się przenieść placówkę do Sobieszyna.
* I. Caban, Z. Mańkowski, ZWZ i AK w Okręgu Lubelskim 1939-44, cz. I – Zarys monograficzny, Lublin 1971
Na podstawie relacji Zofii Olszakowskiej w "Maly skrawek wolnej Polski", Warszawa 2007.
Powstanie grudniowe w Grecji (Dekemvriana)
drabina, Wto, 2012-02-28 10:58 Świat | Gospodarka | Protesty | Publicystyka | Ruch anarchistycznyWystąpienia z grudnia 2008 roku, a w szczególności ich intensywności oraz skali nie spodziewała się większość obserwatorów i komentatorów. Innymi słowy: wystąpienia grudniowe całkowicie ich zaskoczyły. Mainstreamowi komentatorzy nie byli w stanie wyprodukować zadowalającej odpowiedzi na pytanie dotyczące przyczyn wystąpień młodzieży i młodych robotników w grudniu 2008 roku. Część spośród nich zwracała uwagę na rosnące napięcie pomiędzy młodzieżą a policją, część na kryzys systemu edukacji, a część dopatrywała przyczyn w wykształceniu się politycznej kultury lewicy i ruchu antyautorytarnego po upadku junty wojskowej. Żaden jednak nie potrafił przyznać, iż grudzień stanowił logiczną konsekwencję walk społecznych rozpoczętych od końcowej fazy reżimu wojskowego, rosnącej niesprawiedliwości społecznej, pogarszającej się sytuacji bytowej – zwłaszcza młodych, postępującej delegitymizacji systemu oraz – w znacznej części – negacji państwa i kapitalizmu. Innymi słowy, grudzień 2008 nie wziął się znikąd: niesprawiedliwość społeczna i wynikły z niej ogromny gniew oraz frustracja odegrały kluczową rolę w wystąpieniach, lecz to nie wszystko. Kwestie stricte ekonomiczne stanowiły wyłącznie jedną stronę medalu i nie tylko one pchnęły społeczeństwo na ulice. Nie wolno zapominać, iż grudzień stanowił spuściznę i logiczną konsekwencją wszystkich wcześniejszych walk społecznych, stając się materializację wieloletnich wyobrażeń o rebelii społecznej. Był także konsekwencją dynamiki ruchów społecznych, ich rozwoju i wystąpień, początkowo przeciwko polityce państwa oraz neoliberalnej reakcji, a następnie przeciwko państwu i kapitalizmowi w ogóle, w przeciągu ostatnich 25 lat.
Powracając jednak do czynników ekonomicznych, należy zaznaczyć, iż zasadniczo większość komentatorów nie brała w ogóle pod uwagę czynnika ekonomicznego w swych dywagacjach na temat wystąpień młodzieży. W końcu sytuacja greckiej gospodarki w grudniu 2008 roku, na papierze, wydawała się stabilna: spadało bezrobocie, Grecja odnotowywała wzrost gospodarczy - jedynie system bankowy nękały trudności, wobec czego władze dosyć szczodrze przyznały pakiet bankowcom w wysokości 28 miliardów euro. Zignorowano rosnące napięcie pomiędzy światem pracy a kapitałem, spadek płac oraz wykształcenie się tzw. prekariatu, który wówczas określano mianem "Generacji 500 Euro".
Należy stanowczo zaznaczyć, iż wbrew zalewającemu nas potokowi oficjalnej propagandy, rozpowszechniającej mit, jakoby Grecja była państwem o nad wyraz rozbudowanym systemie socjalnym, który miał pogrążyć tę jakże kwitnącą gospodarkę, Grecja posiadała jeden z najmniej rozbudowanych systemów opieki społecznej w Europie, który był systematycznie ograniczany od lat 90-tych wskutek nacisku kapitału, co powodowało, iż sytuacja ekonomiczna Grecji, a zwłaszcza Greków (a w szczególności młodych Greków) systematycznie ulegała pogorszeniu, co skrzętnie ignorowano i ukrywano. Jednakże taka retoryka miała jasny i określony cel – usprawiedliwić narzucenie „terapii szokowej” i uczynienia z Grecji laboratorium mającym opracować nowe oraz efektywniejsze, sposoby zarządzania i akumulacji kapitału, przy jednoczesnym skuteczniejszym zdyscyplinowaniu klasy robotniczej.
Oficjalna propaganda neoliberalnego sukcesu, przedstawiała Grecję – do nastania kryzysu – jako kraj o dynamicznie rozwijającej się gospodarce. Przykładowo wedle oficjalnych raportów, Grecja odnotowywała średni 4,2% wzrost gospodarczy w okresie 1998-2007, co plasowało ją jako drugie najszybciej rozwijające się państwo EU, zaraz po Irlandii. Oficjalnie w tym okresie zmalało bezrobocie (spadek z 12% do 8%), zaś w 2001 roku spełniła niemal wszystkie wymogi aby wejść do Unii Gospodarczej i Walutowej (EMU). Początkowa euforia Greków związana z wejściem do strefy Euro, szybko przemieniła się w rozgoryczenie, wraz z początkiem wyrównywania się cen do średniej europejskiej, za czym w parze nie nastąpiło dostosowanie płac do rosnących cen wielu segmentów greckiego społeczeństwa, w konsekwencji czego dosyć popularnym sloganem stało się hasło: „staliśmy się Europejczykami odnośnie kosztów życia, ale nie pod względem płac”[8].
Ponadto od początku lat 80-tych wraz z postępującą wydajnością pracy nie następował proporcjonalny wzrost płac: innymi słowy stale wzrastała wartość dodatkowa zagarniana przez pracodawcę pracownikom, czy jeszcze inaczej ujmując: pracownicy tracili udział w dochodach względem kapitału, co dotknęło właściwie wszystkie państwa UE, a co stanowiło następstwo deregulacji rynku pracy, elastycznych form zatrudnienia a zwłaszcza poddania płac negocjacjom. Oficjalne statystyki maskowały jednak istotne procesy jakie zaszły na rynku pracy. Przykładowo, bezrobocie uległo rzeczywistemu zmniejszeniu, z drugiej strony nastąpiło to na wskutek rozwoju niepewnych form zatrudnienia, za którą – głównie młodzi – otrzymywali bardzo niskie płace, bądź rozwoju systemu „staży” (czy innych programów, często finansowanych przez UE), w ramach których młodym płacono pensje w wysokości 500-600 euro, pozostawiając ich jednocześnie poza systemem ubezpieczeń społecznych. Ponadto sam system staży wykorzystywany był często do prowadzenia klientystycznej polityki. Przykładowo Nowa Demokracja tuż przed wyborami parlamentarnymi w 2009 roku, zwerbowała ponad 7 tysięcy stażystów.
Następną nową formą zatrudnienia było zatrudnienie za pośrednictwem Agencji Pracy oraz upowszechnienie się umów podwykonawczych (outsourcing), z których – w celu redukcji kosztów – korzystała większość dużych spółek, ministerstwa a nawet uniwersytety. Obniżenie kosztów możliwe było poprzez wypłacanie najniższych możliwych płac, nie płacąc za nadgodziny oraz zadbanie o nieuzwiązkowienie tej dziedziny. Ostatnią formą zatrudnienia, która się upowszechniła w Grecji, było tzw. samozatrudnienie. (Nie)Zatrudnieni w ten sposób nie dość, iż muszą samodzielnie opłacać własne ubezpieczenie społeczne, to w dodatku wymuszono przez nich zaakceptowanie „elastycznych” warunków pracy[9].
Elastyczna forma zatrudnienia stała się plagą w Grecji i w 2009 roku wedle danych Eurostatu ogółem 12,1% Greków zmuszonych było do podjęcia pracy w tej formie(27% wśród młodych pracowników i 14% kobiet), skutecznie zmniejszą siłę przetargową pracowników, ograniczając zdobycze klasy robotniczej, zwiększając konkurencję na rynku pracy i prowadząc w istocie do dumpingu socjalnego polegającego na obniżaniu płac. Ponad 70% powstałych nowych miejsc pracy w 2006 było miejscami pracy w niepełnym wymiarze godzin. Ponadto oficjalne stosunki nie uwzględniają tzw. szarej strefy, która generuje około 30% greckiego PKB i która stanowi czołowy sektor nisko płatnej pracy. W konsekwencji, Grecja posiadała najniższe, bądź prawie najniższe (drugie od końca) płace wśród starych państw Unii Europejskiej. Przykładowo: ponad 1/4 pracowników pracujących na pełny etat zarabiała mniej, aniżeli 1000 euro miesięcznie. Równolegle stale rosła rozpiętość płac, na wskutek coraz lepszych zarobków pracowników najwyższego szczebla, co wywindowało Grecję na 4 miejsce pod względem nierówności płac w całej Unii Europejskiej (znalazła się zaraz za: Łotwą, Portugalią i Litwą)[10].
Wedle oficjalnych danych UE z 2006 roku (EU-SILC 2006), 21% Greków żyło poniżej poziomu ubóstwa (średnia dla całej UE wynosi 16%) stając się przedostatnim państwem w tej niechlubnej klasyfikacji (wyższy wskaźnik ubóstwa był wyłącznie na Łotwie, skądinąd państwie prezentowanym przez neoliberalne tuby jako kolejny „cud gospodarczy”), z tymże 14% posiadających zatrudnienie, żyło poniżej poziomu ubóstwa (wśród wszystkich państw UE, Grecja zajęła ostatnie miejsce pod tym względem)[11]. Nie trudno jest się więc oprzeć wrażeniu, iż wcześniejszy wzrost gospodarczy był sztucznie zawyżany. Nie pochodził on bowiem z realizacji długoterminowych planów rozwoju, rozbudowy infrastruktury, czy wdrożenia nowych technologii. Boom generowany przez: ekspansję kredytową, boom na rynku nieruchomości oraz nieustanne obniżanie płac (m.in. poprzez wcześniej opisane zmiany wynikłe z deregulacji rynku pracy, celowego stymulowania konkurencji na tym rynku i wynikającego z tego „dumpingu” socjalnego oraz stopniowej likwidacji wszystkich zdobyczy socjalnych i prawnych klasy robotniczej) – oto cała tajemnica neoliberalnego „sukcesu” ekonomicznego, który dobił greckie społeczeństwo.
W 2008 roku wedle danych przedstawionych przez Eurostat, w Grecji największy odsetek gospodarstw domowych w Europie wzięło kredyty hipoteczne i posiadało problemy z regularnym spłacaniem kredytu. Mówiąc precyzyjniej: 6 na 10 gospodarstw domowych zalegało ze spłatą hipoteki, 7 na 10 zalegała ze spłatą kredytu konsumpcyjnego, 7 na 10 nie była w stanie regularnie płacić czynszu, zaś 6 na 10 zalegało z rachunkami. Ogółem zadłużonych było 51% gospodarstw domowych. W odniesieniu do płac: ponad 50% ogółu pracowników najemnych w Grecji otrzymywało miesięcznie mniej aniżeli 1,030 euro miesięcznie, zaś płaca minimalna w Grecji stanowiła około połowy płacy minimalnej tzw. starych państw Unii Europejskiej i była wśród nich najniższa. 25,7% młodych pozostawało bez pracy (w najgorszej sytuacji znajdują się kobiety), 800 tysięcy osób przynależało do tzw. pokolenia 500 Euro, 295 tysięcy nie posiadało pełnego etatu, 180 tysięcy zarejestrowanych było w 2008 roku jako bezrobotni, zaś 80 tysięcy pracowało w programach rządowych (w zamian za szkolenia, pracownicy otrzymywali bardzo niskie płace i pozbawieni byli wszelkiej ochrony socjalnej)[12].
Sama frustracja sprzężona została także z pewnym „kryzysem niespełnionych oczekiwań”. Co prawda w przypadku Grecji nie było to tak powszechnym zjawiskiem jak w przypadku innych państw (jak np. w Polsce), co wynikało oczywiście z silnej pozycji oraz działań rewolucyjnej lewicy w środowiskach studenckich, niemniej drobna część studentów, naiwnie wierząca w istniejący ład, przystała i zawierzyła neoliberalnej „masowej produkcji oczekiwań”, których neoliberalizm nie był, ale także i nie chciał, spełnić. Neoliberalni stalinowcy obiecywali młodym, „aktywnym” i „przebojowym” wielkie kariery, dostatnie życie i zagraniczne wakacje, w zamian za spokój społeczny, poddanie się rygorowi utowarowienia i dyscypliny pracy. Tymczasem jedyne co czekało na kończących studia, to niskopłatne stanowiska na umowach śmieciowych, co w konsekwencji doprowadziło do kryzysu hierarchicznego podziału pracy oraz kryzysu legitymizacji istniejącego modelu edukacji.
Krótkiego wyjaśnienia i przybliżenia wymaga również katastrofalna sytuacja imigrantów oraz ich potomków w Grecji, którym odebrano jakąkolwiek nadzieje na zalegalizowanie swojego pobytu w Grecji, co rzecz jasna stanowi celowy zabieg ze strony państwa i kapitału, po to aby móc traktować wszystkich imigrantów i ich dzieci jako najtańszą siłę roboczą. Jeżeli już rząd zajmuje się kwestią legalizacji pobytu imigrantów, to czyni to w kategoriach nadzoru nad imigrancką siłą roboczą.
Taka sytuacja spowodowała dwojaki skutek. Po pierwsze, pozbawieni wszelkich praw, a nawet podmiotowości prawnej oraz pozbawieni jakichkolwiek szans na legalny pobyt w Grecji i wykorzystywani jako najtańsza, quasi niewolnicza siła robocza, potomkowie imigrantów oraz imigranci, w tym głównie Albańczycy, niezwykle mocno włączyli się w działalność ruchu rewolucyjnego, stając się jego ważną częścią. Po drugie, los imigrantów i ich sytuacja – mimo prób zaszczepienia antagonizmów pomiędzy Grekami a imigrantami przez burżuazyjne media - stały się jednymi z najważniejszych pól aktywności rewolucyjnej lewicy w Grecji.
Innym aspektem, który również wymaga pewnego wyjaśnienia jest znaczący sprzeciw szeroko rozumianej radykalnej lewicy, włączając w to pojęcie głównie ruch anarchistyczny i autorytarny, wobec policyjnego charakteru państwa, który to stanowi podstawowe narzędzie kapitału i państwa w dyscyplinowaniu i represjonowaniu klasy robotniczej, która dodatkowo samo postrzegana jest jako pozostałość po reżimie Czarnych Pułkowników. Można rzecz, iż w pewnym aspekcie wojna domowa w Grecji nigdy się nie skończyła, polaryzacja pomiędzy prawicą a lewicą oraz państwem a lewicą pozostawała przez cały ten okres ogromna. W konsekwencji regularnie dochodziło do starć pomiędzy aparatem bezpieczeństwa (policją) a radykalną lewicą. Policja w wielu miejscowościach, czy dzielnicach tradycyjnie zdominowanych przez radykalną lewicę (a zwłaszcza anarchistów) bywa postrzegana niczym siły okupacyjne, które traktuje się jako kontynuację faszystowskiego aparatu reżimu Czarnych Pułkowników. Sytuację polaryzują metody działania policji, której postępowanie często nie wiele się różni od postępowania skrajnie prawicowych bojówek, zwłaszcza gdy dochodzi do „najazdów” na lewicowe ośrodki społeczne, kawiarnie, squatty, etc.
Tym samym wystąpienia grudniowe nie tylko całkowicie zakwestionowały „granice protestu” narzucone przez demokratyczny reżim, ale prawdopodobnie było pierwszym, przynajmniej tak znaczącym, wystąpieniem związanym z globalnym kryzysem systemu kapitalistycznego, zwiastującym początek końca (przynajmniej) neoliberalnej wersji kapitalizmu.
Co wydaje się być istotniejsze, to fakt, iż powstanie z grudnia 2008 roku oraz wystąpienia społeczne stanowiące odpowiedź na „restrukturyzację” kapitalizmu, są wzajemnie sprzężone, przeplatają się i wskazują one na pęknięcia w systemie społeczno-ekonomicznym, a wobec tego ich wzajemna zależność nie może zostać zignorowana.
Partycypacja w Postaniu Grudniowym (Dekemvriana/ Δεκεμβριανα)
6 grudnia 2008 roku o 21:18 ateńska Indymedia poinformowała o postrzeleniu młodego chłopca, mającego nie więcej aniżeli 16 lat, przez policję w Exarcheia, co – jak się później okazało – dało impuls do największego zrywu greckiego społeczeństwa od co najmniej 35 lat. Nikt nie wówczas nie dawał wiary zapewnieniom i pokrętnym tłumaczeniom państwa, które starało się przekonać opinię publiczną, iż było to wydarzenie incydentalne – wypadek. Zresztą bardzo szybko tłumaczenia te zostały obalone dzięki relacjom świadków i nagranego materiału video, który jasno dowodził, iż 37-letni policjant z premedytacją zastrzelił Alexandrosa Grigoropoulosa, 15-letniego anarchistę, udowadniając tym samym, iż nie istnieją żadne granice ograniczające działanie policji. Zabójstwo młodego anarchisty, stanowiło kolejną część zmagań pomiędzy mieszkańcami Exarcheii, ich doświadczeniom politycznych i obronie swej autonomii przez innymi: siłami policyjnymi, państwem, władzą, stając się równocześnie iskrą podpalającą beczkę prochu społecznej frustracji wynikłej z beznadziejnej sytuacji ekonomicznej, kwestionowania oficjalnych sił politycznych, nienawiści wobec (bezkarnej) policji i jej brutalności, negacji państwa, czy kapitalizmu w ogóle. Dla wielu wydarzenia te stanowiły wręcz punkt zwrotny, w którym od aprobaty zastałego systemu społeczno-ekonomicznego z całym jego systemem represyjnym, przeszli do jego zanegowania i ostatecznie odrzucenia.
Gdy tyko potwierdzona zostało zamordowanie Grigoropoulosa, miała miejsce niekontrolowana reakcja społeczna. W ponad 13 miastach, jeszcze tego samego dnia, doszło do starć, demonstracji, marszów i innych działań, początkowo głównie wymierzonych w policję i lokalne siedziby władz, rzadziej wówczas atakowano banki czy korporacje. Jeszcze tej samej nocy, rozpoczęto okupację trzech ateńskich szkół wyższych: Politechniki, Uniwersytetu Ekonomii i Biznesu oraz Szkoły Prawniczej.
W pierwszych dniach grudniowego powstania zajęte trzy ateńskie uniwersytety, zaczęły pełnić funkcję „czerwonych baz” stając się swoistymi centrami ruchu: stamtąd planowano i organizowano działania rewolucyjne, tam również szukali schronienia rebelianci jeżeli zaszła taka konieczność. W następnych dniach, wzorem uczelni, pojawiać się zaczęły inne lokalne ośrodki, najczęściej w postaci okupowanych szkół, siedzib władz lokalnych, itd.
Media na całym świecie próbowały przedstawić walczących w niezwykle negatywnym świetle, kreując ich na zwykłych „bandytów” czy chuliganów, deprecjonując i oczerniając cały zryw. Reżimowe media greckie nie stanowiły w tym względzie wyjątku, lecz w stosowanej retoryce, poza elementami oczerniającymi powstańców, przedstawiających ich jako zwykłych „kryminalistów w kapturach”, pojawiło się pewne pozorowane oburzenie, którego zadaniem miało być odebranie protestującym – w oczach opinii publicznej – prawa do walki. Starano się wykazać, iż w istocie młodzi ludzie nie mieli przeciwko czemu występować, bo przecież są przedstawicielami „szczęśliwej generacji”, żyjącej w „wolnym społeczeństwie”, w kraju prowadzącym nowoczesną politykę. Zdaniem reakcyjnych publicystów, mieli być pierwszym greckim pokoleniem, które było bogatsze od swych rodziców.
W poniedziałek 8 grudnia większość ateńskich zakładów pracy została wcześniej, aniżeli przewidywał to normalny czas pracy, zamknięta, zaś większość szkół została zajęta przez uczniów, którzy następnie wyszli na ulice Aten, organizując demonstracje i ataki na posterunki policji. Co istotne, to wydarzenie to przełamywało pewien schemat klasowy, albowiem miało to miejsce w najróżniejszych placówkach, z najróżniejszymi proporcjami w pochodzeniu klasowym uczniów. Największe manifestacje odbyły się wówczas na alei Alexandrasa oraz pod budynkiem parlamentu. Oprócz Aten, także w innych miastach doszło do demonstracji i starć. Przykładowo w Pireneusie uczniowie, studenci i młodzi robotnicy zaatakowali siedzibę główną policji, ratusz miasta.
Około 18:00 miał rozpocząć się w Atenach największy protest na placu Propylaia, który zgromadził około 50 tysięcy uczestników. Już w godzinę po jego rozpoczęciu wybuchły w stolicy walki: splądrowano placu Omonoia sklep z bronią prowadzony przez „faszystę”, następnie podpalone zostało ministerstwo spraw zagranicznych a demonstrujący zaczęli się ścierać z próbującą spacyfikować marsz policją, wspieraną przez grupki faszystowskie. W praktyce całe centrum stolicy płonęło, podpalono lub w inny sposób uszkodzono dziesiątki budynków. Część radykałów dostała się wkrótce pod parlament dokonując symbolicznego pogrzebania normalności – spalono stojącą przed gmachem władzy ustawodawczej, wielką choinkę bożonarodzeniową. W nocy doszło do masowego wywłaszczania sklepów i supermarketów: biedni, a w szczególności osoby starsze i imigranci, wynosili ze sklepów głównie jedzenie oraz ubrania.
W ciągu najbliższych dni stało się dla wszystkich jasne, iż walki toczące się na ulicach greckich miast nie są zwykłymi zamieszkami, były czymś więcej – powstaniem. Większość społeczeństwa odmówić miała powrotu do „normalności”. Nastąpił „dynamiczny rozwój na polu społecznym”, zaś system społeczno-ekonomiczny w takim stopniu uległ destabilizacji, iż „nadzieje na zmiany stały się [wręcz] namacalne”.
Trzon powstańców stanowili uczniowie, studenci i prekariusze, zaś zdecydowaną mniejszość stanowili proletariusze, którzy w większości nie dołączyli do walk. Głównym spoiwem, które zdołało połączyć młodych z różnych grup społecznych, dla walczących w powstaniu grudniowym była niepewność zatrudnienia oraz groźba bezrobocia, która wśród młodych w 2007 roku wynosiła 22,9% i była najwyższym wskaźnikiem w całej Unii Europejskiej[13].
Szerszej analizy i prób wyjaśnienia powodów, które sprawiły, iż pracownicy najemni o względnie stabilnym zatrudnieniu nie dołączyli masowo do powstania, podjęła się grecka grupa komunistów antyautorytarnych Ta Paidia Tis Galarias (TPTG). Zdaniem greckich komunistów niska partycypacja nieprekariuszy oraz nie przeniesienie walk do zakładów pracy ze strony tych pracowników najemnych nie będących prekariuszami, którzy uczestniczyli w buncie, wynikała w dużej mierze z lęku przed sprzeciwem wobec oficjalnych central związkowych i konieczności organizowania dzikich strajków (bowiem niemal monopol na organizowanie strajków posiadają oficjalne, kompromisowe i nie posiadające szerszej legitymizacji centralne związkowe), co narażałoby proletariuszy na daleko posunięte represje ze strony pracodawców. Równolegle działania związków zawodowych w przeciągu ostatnich 20 lat wykazać miały zdaniem ugrupowania niemożność wyjścia pracowników poza tradycyjnie rozumianą działalność związkową, stworzyć nowych i autonomicznych form walki oraz wyjść poza tradycyjne (rewindykacyjne i defensywne) cele działalności związkowej. Okupacje miejsc pracy miały mieć miejsce wyłącznie, gdy szło o cele obronne (jak np. obrona przed zwolnieniami czy przeniesieniem fabryki). Nawet przy tak ograniczonych celach, reformistyczne centrale szybko szły na kompromis przegrywając większość strajków. Ponadto istotną cechą greckiego kapitalizmu, która miała utrudniać partycypację proletariuszy, jest relatywnie niska koncentracja kapitału, co powoduje, iż dominują w Grecji małe przedsiębiorstwa, niezatrudniające często nawet 10 osób, co utrudnia proces uzwiązkowienia[14].
Robotnicy mieli znacznie więcej do stracenia, gdyby aktywnie przyłączyli się do powstania. Z kolei młodzież, bezrobotni, prekariusze, imigranci (a raczej ich potomkowie) nie mieli nic do stracenia, mogli stanowić wręcz tę bakuninowską awangardę wystąpień, co pozwoliło to wystąpieniu temu nabrać szczególnego charakteru.
Z drugiej strony część klasy robotniczej starała się przełamać ten impas. W tym celu część robotników i członków Powszechnej Konfederacji Pracy (GSEE) rozpoczęła okupację siedziby związku, chcąc zmusić centralę do zaprzestanie swojej pokojowej polityki, wykazując konieczność przeniesienia walk społecznych także do zakładów pracy, a także zadać kłam burżuazyjnemu dyskursowi, próbującemu przedstawić rebelię wyłącznie jako wystąpienie młodych, którzy często występować mieli przeciwko interesom proletariatu. Sama okupacja jednak załamała się po dwóch dniach, m.in. ze względu na wielorakie postrzeganie proponowanego rozszerzenia okupacji na miejsca pracy i podjęcie działalności związkowej. Co gorsze, oficjalne związki wkrótce oficjalnie potępiły akty przemocy i zgodziły się na mediacje z władzami.
Innym powodem, który sprawił, iż walki nie przeniosły się do zakładów pracy było nastawienie prekariuszy, którzy z kolei w większości nie uważali miejsca pacy za właściwie miejsce dla mobilizacji społecznej oraz „proletariackiej siły”, nie okazując jednocześnie przywiązania do swej pracy i miejsca pracy, co – jak można przypuszczać – stanowiło główną przyczynę tego, dlaczego zakłady pracy nie stały się ważnymi miejscami konfliktu i buntu. Jednakże i ten impas część najbardziej bojowych młodych pracowników próbowało przełamać. W tym też celu w styczniu 2009 roku robotnicy zaangażowani w powstanie zajęli siedzibę ESIEA – związku zrzeszającego korporacyjnych dziennikarzy, pracujących w głównych mediach greckich (a których zadaniem było deprecjonowanie i odpychanie od mas od powstania), który równocześnie wykluczał ze swych szeregów „wolnych strzelców” czy zatrudnionych w redakcjach na tzw. śmieciowych umowach. Okupujący postawili sobie dwa cele: 1) ukazanie rozpowszechnianych kłamstw, przejęcie kontroli nad informacjami produkowanymi przez oficjalne media i równoczesne stworzenie alternatywnego systemu informacyjnego oraz 2) zwrócenie uwagi, czy też zajęcie się umowami śmieciowymi w środowisku medialnym, potępienie niepewności zatrudnienia, etc.
Po zakończeniu okupacji postały grupy robocze, a następnie związek zawodowy wszystkich pracowników mediów, składający się głównie z dziennikarzy, studentów i bezrobotnych, którzy mieli za zadanie występować przeciwko zwolnieniom i próbom zwolnienień w szeregu miejsc pracy, a także stworzyć alternatywny systemu informacyjny, wolny od oficjalnej propagandy. W konsekwencji narodził się tygodnik Eleftheros Typos.
W przeciwieństwie do największych central związkowych, takich jak GSEE, które otwarcie przyjęły antypowstańczą pozycję, aktywnie w walki włączyły się małe, syndykalistyczne i rewolucyjne związki, zrzeszające głównie prekariat, co znowu spotkało się ze stanowczą odpowiedzią kapitalistów. 22 grudnia 2008 roku brutalnie zaatakowana została, przez bandytów wynajętych przez pracodawców z ISAP (spółka kolejowa), Konstantina Kuneva, generalna sekretarz PEKOP (Panhelleński Związek Sprzątaczy/ek i Służby Domowej), w wyniku którego straciła ona oko. Wywołało to bezprecedensową mobilizację, której pierwszym efektem było utworzenie „zgromadzenia solidarności”. Przeciwko spółce ISAP rozpoczęto szereg bezpośrednich działań, sabotaży, organizowano demonstracje, próbując wymusić ukarania winnych ataku na sekretarz oraz zaprzestania praktyk outsourcingu w odniesieniu do służb sprzątających, jako takiego sprzyjającemu rozwojowi śmieciowych umów o pracę. Tym samym związkowcy otwarcie wystąpili nowej formy „niewolnictwa”, czyli prekariazytacji siły roboczej, stanowiącej podstawę dla restrukturyzacji kapitalizmu ery neoliberalizmu.
Podsumowanie i wstęp do obecnego kryzysu
W pierwszym kwartale 2009 roku zwolniono 300 tysięcy osób. W kolejnych tygodniach zaczęto zamrażać (w większości sektorów) płace, w wielu (jak np. w żegludze) zaprzestano w ogóle wypłacania płac, w niektórych branżach (jak np. włókiennictwo) skrócono tydzień pracy i zmniejszono pensje. Nawet branża turystyczna, która stanowi dominującą część greckiego PKB, rozpoczęła zwolnienia. Pomimo stale pogarszającej się sytuacji, proletariat właściwie nie stawiał początkowo oporu przeciwko „restrukturyzacji” kapitalizmu, jeżeli już to organizowano krótkotrwałe strajki przeciwko zwolnieniom, czy domagające się wypłacenia zaległych pensji, lecz nie czyniono tego w skoordynowany sposób i zamiast wystąpień preferowano raczej porozumienia z pracodawcami bądź ministerstwem pracy. Z resztą skrupulatnie starano się ukryć masowy charakter zwolnień: przykładowych starszych pracowników zachęcano do odejścia na wcześniejszą emeryturę, pragnąc w ten sposób odwlec nieuniknione: kolejne wystąpienie przeciwko państwu i kapitalizmowi.
Raptem rok po grudniowym powstaniu bańka mydlana pękła: Grecja weszła w fazę bezprecedensowego kryzysu kapitalizmu. Rząd grecki podjął próby „naprawy” systemu, w celu zwiększenia wiarygodności kredytowej, kontroli rosnącego deficytu budżetowego, czy pożyczając pieniądze na otwartym rynku. Wszystko to zawiodło. To też w maju 2010 roku, rząd podpisał „memorandum o współpracy” z UE, MFW i EBC, zgodnie z którym wyżej wspomniana „trojka” udzielić miała Grecji kredytu w wysokości 110 miliardów Euro, w zamian rząd „zobowiązał się” (w istocie został zmuszony) wdrożyć nowe środki oszczędnościowe w celu zredukowania długu publicznego oraz zreformować swoją gospodarkę, wdrażając w praktyce bezprecedensowe cięcia socjalne, deregulując gospodarkę, komercjalizując szereg usług publicznych i wdrażając plan masowej prywatyzacji. Wywołało to oburzenie. Rewolucyjna lewica i związki zawodowe wzywały do strajku generalnego i masowych protestów w celu anulowania ratyfikowania dokumentu przez grecki parlament. 5 maja 2010 roku protesty osiągnęły swoje apogeum. Było to najprawdopodobniej największe wystąpienie greckiego społeczeństwa od upadku dyktatury, zaś wśród protestujących rodziła się nadzieje, iż sprzeciw ten urośnie do rangi powstania, podobnego do tego z grudnia 2008 roku, które wciąż było żywe. Masowe protesty ogarnęły całą Grecję, na ulicach toczono regularne walki, zaś dziesiątki tysięcy osób oblegać zaczęły parlament, od szturmu którego nie wiele ich dzieliło.
Powstanie jednak nie wybuchło, pomimo bezprecedensowej skali protestów, zaostrzenia konfliktu klasowego i otwartego zamachu na wszystkie zdobycze klasy robotniczej, zamachu na płace, emerytury, system socjalny i politykę społeczną. Można byłoby przypuszczać, iż największy zamach na świat pracy od czasów powojennych winien wywołać znacznie ostrzejszą reakcję mas.
W kolejnych tygodniach rząd grecki w celu „walki z kryzysem” postanowił zaostrzyć politykę klasową oraz odebrać wszystkie zdobycze klasie robotniczej. Skutkowało to m.in. drastycznym ograniczeniem wydatków w 2010 i w 2011 na służbę zdrowia i edukację, zmniejszeniem podatku od zysków pracodawców (z 24% na 20%), zintensyfikowaniem procesu deregulacji rynku pracy, co spowodowało spadek płac w sektorze prywatnym od 10% do 40% (w zależności od branży), przy jednoczesnym wzroście (do 12,2% w sierpniu 2010 roku) osób zatrudnionych na umowy śmieciowe i wzroście bezrobocia (w 2011 roku) do 15%[15].
Oficjalnie uprawiana propaganda w odniesieniu wobec stawiających opór Greków przeciwko narzucanej im „terapii szokowej”, czy jak zwykło się oficjalnie mówić „dyscypliny fiskalnej” w celu „walki z kryzysem”, niczym właściwie się nie różniła od oficjalnej retoryki wobec grudniowego powstania. Nieustannie uprawiany jest dyskurs moralnej dezaprobaty, przedstawienie oporu jako buntu niczym rozpieszczonych dzieci, które żyły ponad stan i nie chcą poddać się „konieczności” cięć, co zakrawa to na istny żart, bowiem potępiany jest opór jednego z najuboższych społeczeństw, które dodatkowo posiadają jeden z najsłabiej rozwiniętych systemów opieki socjalnej. Burżuazyjnym komentatorom zupełnie umyka fakt, że to nie polu polityki socjalnej i społecznej grecki system jest szczodry i aktywny, lecz na polu wydatków związanych z aparatem bezpieczeństwa. Przykładowo w Grecji przypada największa liczba wojskowych (i personelu wojskowego) na cywilnych mieszkańców krajów (119 na 10 tysięcy) spośród wszystkich państw NATO, jeden policjant przypada na 303 osoby i to pomimo faktu, że Grecja posiada niemal najniższy wskaźnik przestępczości pospolitej w Europie. Wyraźnie widać to w wydatkach państwa, które ponad 5,5% swojego rocznego PKB wydaje na wojsko (prawdopodobnie suma jest znacznie większa), czy czyni Grecję najszczodrzej finansującym (relatywnie) wojsko członkiem NATO (średnia 3,1%) i nawet kryzys, konieczność cięć, nie zmieniły niczego w tej materii.
Co wydaje się być istotniejsze, to fakt, iż owa restrukturyzacja kapitalizmu, wydająca się obrońcom kapitalizmu najlepszym rozwiązaniem pociągającym za sobą: obniżenie płac, zwolnienia i wzrost niepewności zatrudnienia, zasadniczo pozbawiło istniejący system jakiejkolwiek legitymizacji społecznej. Ową legitymizację próbowano ratować na wiele sposób, m.in. postanowiono wyprodukować nowego „wroga wewnętrznego” w postaci imigrantów.
Podsumowując kwestię dotyczącą związku pomiędzy powstaniem grudniowym a buntem przeciwko „walce z kryzysem”, wydaje się możliwe aby rozpatrywać powstanie grudniowe jako preludium do rebelii w 2010 roku, integrujące w walce ze sobą rodzimych Greków oraz imigrantów (co oznacza, że w istocie nie powiodły się próby nastawienia przez burżuazję Greckich prekariuszy, studentów i robotników przeciwko ich towarzyszom pochodzącym z innym państw, co oznacza, iż nie udało się w ten sposób skanalizować rosnącego rozgoryczenia mas), ukazując zarazem nieskuteczność metod represji stosowanych przez państwo. Wobec tego zaostrzono je. Przywrócono m.in. prawa z lat 30-tych XX wieku, w tym m.in. prawo o ochronie prestiżu policji, prawo o zniesławieniu władzy, które skryminalizowały większość antypolicyjnych sloganów, za wznoszenie których grozi do 2 lat więzienia. Następnie zakazano maskowania twarzy podczas demonstracji, utworzono nowe siły policyjne, rozpoczęto także propagandową ofensywę na symbole buntu.
Z drugiej strony część obserwatorów uważa, iż powstanie grudniowe stanowiło swego rodzaju katalizator reakcyjnych działań elit politycznych i ekonomicznych, które sięgnęły po „walkę z kryzysem” i policyjne represje w ramach kampanii wymierzonej w powstanie grudniowe i jego uczestników. Z kolei w ocenie wielu zwolenników powstańczej metody walki, grudzień stanowił katalizator dla oporu wobec „dyscypliny fiskalnej”, chociażby z tego powodu, iż przygotował grunt pod kolejne powstanie poprzez doprowadzenie do całkowitej delegitymizacji istniejącego systemu, ukazania bankructwa kapitalizmu i wszystkich instytucji go wspierających (w tym związków zawodowych), scalić we wspólnej sprawie różne grupy społeczne, w tym także imigrantów a także wskazał nowe metody walki, organizowania się i ich sens, bowiem w ocenie wielu powstańców, zwycięstwo miało być na wyciągnięcie ręki.
Maciej Drabiński
[8] Y. Kaplanis – An Economy that Excludes the many and an “Accidental” Revolt, [w:] Ch. Giovanopoulos i D. Dalakoglou (edited by) – Revolt and Crisis in Greece, Oakland, Baltimore, Edinburgh, London & Athens 2011, s. 217 i 218
[9] Tamże, s. 218-220
[10] Tamże, s. 220 i 221
[11] Tamże
[12] TPTG – The Rebellious Passage of a Proletarian Minority…, [w:] Ch. Giovanopoulos i D. Dalakoglou (edited by) – Revolt and Crisis in Greece, Oakland, Baltimore, Edinburgh, London & Athens 2011, s. 127
[13] Y. Kaplanis – dz. cyt., s. 224
[14] TPTG – dz. cyt., s. 123 i 124
[15] Y. Kaplanis – dz. cyt., s. 226