Publicystyka
Egipt: Chwilowe porwanie mnie i życie niezależnego publicysty
Vegan, Sob, 2012-02-04 17:51 Publicystyka | RepresjeWitam, szczęśliwie pisze ponownie.
2 dni temu późnym wieczorem ruszyłem dalej i wyjechałem rowerem z Kairu, gdyż w stolicy zrobiła się bardzo gorąca sytuacja. Gdybym był lokalsem można byłoby spokojnie uczestniczyć w wydarzeniach, lecz niestety rzucam się w oczy. Zdjęcia, filmy, rozmowy z aktywistami.... Rowerzysta o odmiennym wyglądzie, rozmawiający o wolności, równości oraz sprawiedliwości z ludźmi. Z jednej strony wspaniale wymienić się poglądami wolnościowymi oraz podyskutować o wzajemnych doświadczeniach. Druga strona to niepewność ludzi wobec obcokrajowca oraz kontrola władzy od policji, armii po bractwo muzułmańskie na mafii kończąc.
Podczas obecnego pobytu w Egipcie kilka razy mnie skontrolowano, przeszukano, sprawdzono dane, zawartość książek, notatnika itd.
Już kilka dni po pobycie na Synaju, w nocy jadać przez góry i pustynie zatrzymał mnie jeep z 2 panami na zupełnym odludziu. Przeszukano mnie, sprawdzono paszport, przeczytano cześć angielskojęzycznej książki i notatnik. Najbardziej interesowało owych panów o czym owe książki są i moje kontakty, gdyż po doszczętnym przeszukaniu, wszystko ze zdjęciami oraz tekstem zostało przeanalizowane osobno później. Dużo informacji szukali ode mnie. Stwierdzili że są z policji, lecz po moim zapytaniu, o dokument potwierdzający owa instytucje, skoro żądają paszportu, odmówili mi ukazania. Nalegałem. Pan pokazał dokument tożsamości świecąc mi latarka w oczy. Nalegałem by latarka została skierowana na dokument. Pan szybko śmignął światłem lecz zatrzymałem wzrok swój bez ujrzenia napisu stwierdzającego jego słowa. Dotąd nie wiem czy było to bractwo muzułmańskie, mafia nieoficjalna czy legalna jako cywilni słudzy państwa.
Później zostałem kilkakrotnie przeszukany z bagażem na rowerze na drodze do Kairu przez Synaj. Wyraźnie obawiają się domniemanych szpiegów lub dziennikarzy. Wczoraj zostałem skontrolowany w mieście oddalonym o 50 km na północ od Kairu przez panów po cywilnemu wraz z żołnierzem. Kolejne pytania oraz szukanie, cokolwiek chcieli znaleźć nie znaleźli.
Wyjeżdżając z Kairu udałem się z drogi szybkiego ruchu na mało uczęszczaną drogę wzdłuż rzeki Nilu.
Ludzie pytają mnie jak to w tej kulturze bywa o to skąd jestem oraz gdzie podążam i czy nie jestem dziennikarzem w czasie przebywania w kafejkach internetowych. Ciężko stwierdzić czy miedzy nimi nie ma policyjnych informatorów, lecz pewne rzeczy wydaje się że wiedzą lub domniemają.
Dzisiaj zawitałem do jednego miasteczka małego nad Nilem gdzie spałem nad sama rzeką. Ruszyłem dalej by drzemkę uciąć ponownie nad rzeką. W pewnym momencie obudziło mnie kilku panów. Zaczęli zadawać pytania po arabsku co robię tu, skąd jestem itd. Pomyślałem ze to kolejni tajniacy. Nie byli mili, wręcz aura była niesmaczna. Zaczęli pytać co mam w bagażu. Odpowiedziałem po arabsku że kieruję się na północ jak i podróżuję itd. Zażądali paszportu. Zaraz jeden na drewnianej lodzi motorowej podniósł karabin maszynowy bym pokazał paszport. Pokazałem. Kazali mi wsiąść na łódkę. Odmówiłem. Zabrali mnie wzdłuż rzeki prowadząc mnie droga dalej a pan z łodzią przybył z kilkoma innymi. Kazali wejść na łódkę i zostawić rower na ladzie.
Wiele pytań na które nie mogłem odpowiedzieć ze względu na mój ograniczony arabski. Przetrzymywali mnie na łódce przy asyście 2 innych lodzi z mężczyznami oraz nastolatkami na ladzie. Okazało się ze pan jest większym przemytnikiem pewnego suszu. Udało się zatelefonować do mojego znajomego, gdyż panowie grozili zastrzeleniem jeśli będę kontynuować i dalej jadąc w kierunku, który obrałem. Pan z karabinem stwierdził że mnie już wcześniej widział, co mogło być śledzeniem mnie. Dzięki rozmowie ze moim znajomym przez telefon panowie ochłonęli i wypuścili mnie na ląd. Następnie zabrali mnie do wioski.
Okazało się ze jeden z panów porywaczy jest żołnierzem, a kuzyn w wiosce prawnikiem. Zaczęła się luźna rozmowa, lecz zaczęli również mówić o polityce, że to wina rewolucji itd. Że armia jest po to by dbać o bezpieczeństwo. bla bla. Widać tu na przykładzie że wojsko, policja i mafiozi robią wspólne interesy z przemytnikami, a zwykłych palaczy zioła zamykają w wiezieniach oraz aktywistów demonstrujących również oskarżają i wsadzają za kratki lub zabijają... skąd my to znamy... temat stary jak władza i biznes sięga. Następnie puszczono mnie wolno.
Obecny czas podróżowaniu zdecydowanie nie sprzyja, lecz niezależne relacjonowanie obecnych wydarzeń również. Na manifestacjach pytany jestem o wiele rzeczy, a w czwartkowa demonstracje po rozmowach z aktywistą malarzem oraz zdjęciach i filmach zrobionych, kilkoro większych koleżków podeszło do mnie zarzucając mi bycie dziennikarzem, lecz wyszedłem z tego cało. Kim byli panowie nie wiem.
Później zostałem zatrzymany przez kilku mężczyzn po rozmowie z aktywista z ruchu "6 kwietnia" na przedmieściach Kairu. Pytali czy nie jestem z policji (chodziło o odblaskowa kamizelkę bezpieczeństwa). Byli to albo tajniacy albo Bracia Muzułmańscy albo kibice, nieufni wobec wymienionych, obawiając się że jestem po drugiej stronie barykady czy po tej samej (jeśli byli to tajniacy).
Nie wiem czy wracać do Kairu czy kontynuować rowerowa wyprawę w nadchodzących dniach. Przygoda to przygoda a informacja jest drogą wolną od cenzury i kontroli. Będę dalej relacjonować ze stolicy Kairu lub poza nią.
Pozdrawiam czytelników i czytelniczki.
PS. Zdjęcia i filmy udostępnię później.
Przemówienie przeciwko cenzurze sanacyjnej
Czytelnik CIA, Czw, 2012-02-02 20:04 PublicystykaOkazuje się, że walka przeciwko cenzurze w Polsce zarówno tej rządowej jak i prawicowej jest starsza niż nam się wydaje.
Nie ma w Polsce wolności słowa. Zabito je gdzieś na trzecim moście podczas salw karabinowych. Spoczywa teraz to wolne słowo gdzieś zakopane w nieznanym miejscu, ukryte, jak mogiła Nieznanego Żołnierza. Nie ma w Polsce wolnego słowa. Jako ironię traktować trzeba art. 105 konstytucji, który powiada, że poręcza się wolność prasy w Polsce. 254 konfiskaty „Robotnika” za czasów sanacyjnych są najlepszym dowodem, że artykuł ten już nie obowiązuje i nie istnieje. W r. 1931 były 104 konfiskaty „Robotnika”. Co trzeci numer został skonfiskowany. W obecnym roku, w okresie zmniejszonych represji, było tych konfiskat 76.
W Poznaniu wychodzi dwutygodnik „Walka Ludu”. Na 20 numerów tego pisma, 17 zostało skonfiskowanych. Konfiskuje się wszystko w prasie socjalistycznej, co jest przejawem jakiejkolwiek wolnej krytyki w Polsce. Konfiskuje się odezwę nawołującą do strajku 16 marca. Pasek w „Robotniku”, który stwierdził i donosił bez żadnych komentarzy, że 16 marca ma się odbyć strajk, został skonfiskowany. Inne pisma opozycyjne także ulegają konfiskacie, co trzeci, co czwarty numer. Ale nawet pisma obozu sanacyjnego, jeśli pozwolą sobie na słowa chociażby najdrobniejszej krytyki, ulegają konfiskacie. Taka „Nowa Ziemia Lubelska” jest skonfiskowana za krytykę BB[WR] przez zemstę za to, że ośmieliła się napisać, iż do Bezpartyjnego Bloku przylgnęły wszy, a przecież to nie odbiega bardzo od prawdy i rzeczywistości. Zostało to pismo skonfiskowane za to, że zarzuca członkom Bezpartyjnego Bloku karierowiczostwo, tchórzostwo i marazm. To są rzeczy przecież prawdziwe i ogólnie w Polsce znane.
Symbolem prasy w Polsce stają się te białe plamy, które coraz częściej w dziennikach widnieją. Czytelnik jednak nauczył się czytać i z tych białych plam. Wyczytuje z nich całe słowa, wyczytuje całą swą złość, gniew i bunt przeciw systemowi panującemu obecnie w Polsce.
Konfiskuje się wszystko, nawet votum separatum sędziego, który więcej cenił swoją godność osobistą i swoje sumienie niż karierę, nawet votum separatum sędziego Leszczyńskiego zostało skonfiskowane, podczas gdy nie konfiskuje się zupełnie ogłoszonych motywów wyroku dwóch innych sędziów, motywów opublikowanych przed ogłoszeniem wyroku i wręczeniem tego wyroku oskarżonym. Konfiskuje się wiadomość o tym, że w Suchopolu w województwie pana Kostka-Biernackiego powieszono w tajemniczy sposób robotnika Taraszkiewicza. Nie wolno pisać o tym. Nie może się naród dowiedzieć, że na policji wieszają, ale wieszać wolno. Nie może się obywatel dowiedzieć, ilu ludzi poległo w Łapanowie, w Lubli, w Jadowie, ilu w Zaleszczycach w woj. kieleckim, nie może się obywatel dowiedzieć, jak się nazywa zabity podczas strajku w Hajnówce robotnik Jan Warpachowski. Konfiskuje się nawet „Naprzód” za to, że doniósł, że morderca pocztyliona w Małopolsce Zachodniej był komendantem Strzelca. W Wieliczce konfiskuje się odezwy, które przeszły przez cenzurę warszawską, żeby nie dopuścić do zgromadzenia ludowego w Wieliczce w dniu 4 września. Nawet immunitetem objęte mowy posłów, które nietykalnością cieszyć się powinny, są konfiskowane. Kagańcowy regulamin w tej Izbie obowiązujący uprawnia p. marszałka do skreślenia ustępów z mów poselskich. Nie można zarzucić p. marszałkowi, żeby nie korzystał z tego uprawnienia, ale p. marszałka poprawia cenzor warszawski, i to, czego p. marszałek nie skonfiskuje, konfiskuje cenzor warszawski, a gdy on jest łagodniejszy, to wtedy znajduje się jakiś inny cenzor lub zgoła policjant, który konfiskuje przemówienia i wnioski poselskie w tej Izbie składane. Ostatnio przemówienie p. Niedziałkowskiego, nie skonfiskowane przez p. marszałka, nie skonfiskowane przez cenzora warszawskiego, zostało w Poznaniu skonfiskowane w „Walce Ludu”. Nie jesteśmy zwolennikami ostatniego wniosku Klubu Narodowego w sprawie żydowskiej, ale ten wniosek w „Gazecie Bydgoskiej” uległ konfiskacie, co jest bezprawne. Wnioski Stronnictwa Ludowego w sprawie zajść w Łapanowie zostały skonfiskowane. Depesze do p. marszałka, do ministra spraw wewnętrznych nie odnoszą żadnego skutku.
Oprócz cenzury prasowej jest cenzura filmów, cenzura sztuki. Nawet artyście Jaraczowi polecono, aby z mniejszą ekspresją odgrywał sceny w „Kapitanie z Koepenick”, który jest jakby żywcem wzięty z życia polskiego. Cenzura książek, cenzura sztuki, cenzura poezji. Nad całym kulturalnym życiem czuwa barbarzyński cenzor.
My tu nie łudzimy się co do tego, żeby nagłość naszego wniosku panowie uchwalili, ale wnosimy go dlatego, że kraj uznaje, iż sprawa protestu przeciw tym niesłychanym praktykom konfiskacyjnym jest nagła. Wnosimy tu swój protest wiedząc, że go odrzucicie, bo wiemy, że protest jest protestem większości obywateli polskich, których pozbawiliście wolności słowa. Na panach nam oczywiście nie zależy. Panom mogę powiedzieć to, co powiedział poseł Janusz Radziwiłł, że przyjdzie chwila, kiedy przed społeczeństwem za wszystkie grzechy, za wszystkie winy, które dziś za pomocą cenzury ukryć chcecie, będziecie musieli ponieść odpowiedzialność. A te praktyki konfiskacyjne, które stosujecie jako zaprzeczenie tych słodkich słów, które prezes Sławek wypowiedział na zjeździe legionistów, dowodzą, że wbrew temu, co twierdzi „Czas”, wbrew temu, co twierdzi „Gazeta Polska”, w Polsce jest dyktatura, w Polsce jest terror, w Polsce jest przymus.
Przemówienie Stanisława Duboisa w sejmie 13 grudnia 1932 r.
Źródło: Stanisław Dubois – „Artykuły i przemówienia”, Książka i Wiedza, Warszawa 1968
„Costa-Concordia” - „Titanic” systemu kapitalistycznego
Czytelnik CIA, Śro, 2012-02-01 14:03 PublicystykaChęć zwiększenia zysków przy minimalizacji kosztów ponoszonych na produkcje, inwestycje, a przede wszystkim na pracowników, stały się nieodzownym elementem globalizacji. W mawia się nam, że to jedyna droga, dla, której nie ma alternatywy. Moim zdaniem globalizacja, system kapitalistyczny zatonął symbolicznie wraz z statkiem „Costa-Concordia”. Luks na morzu zderzył się z siłami natury, na które nie miały wpływu pieniądze oraz kapitał. Jednak jest coś, co może się mu oprzeć i była to skała u wybrzeży włoskiej wysepki Isola del Gilio.
To, co stało się 13 stycznia tego roku, można rozpatrywać, jako wyłącznie katastrofę morską, jeszcze większych rozmiarów niż „Titanica” sto lat temu. Ja jednak widzę, to wydarzenie, jako efekt minimalizacji kosztów i chęci zysku, dokonanej przez armatora. Zysku na ludziach zamożnych, którzy padli ofiary filozofii ekonomicznej, będąc jej głównymi beneficjatami. Oczywiście armator postawił sobie za punkt honoru wypłacenia odszkodowania uratowanym pasażerom 11 tys. euro i oddanie rzeczy pozostawione na pokładzie promu. Jednak pada pytanie. Czemu też nie załodze „Costa-Concordi”? Czy byli oni gorszymi poszkodowanymi w tym tragicznym zdarzeniu? Jak to możliwe, że nie byli szkoleni, jak się zachować w takiej sytuacji? Czemu armator nie wyjaśnił do dziś, czemu czarna skrzynka nie działała już kilka dni przed 13 stycznia? Czemu było mało szalup ratunkowych? To podstawowe pytania, nasuwające się same. Przepisy zostało złamane przez biznes, nie po raz pierwszy zresztą.
Dodać trzeba, że przez ich małą ilość ludzie wpadali do lodowatej wody, a to dla nich oznaczało pewną śmierć przy przeprowadzonej chaotycznej akcji ratunkowej. Podejrzewam, że armator doskonale wiedział o brakach w bezpieczeństwa „Costa-Concordi”. Dla tego złość na kapitana jest tak duża, bo naprowadzając ten przybytek próżności na skały, ujawnił w tragiczny sposób na czym armator oszczędzał. Nie szkoląc załogi, narażał nie tylko pasażerów, ale także ich samych na pewną śmierć. Podziwiać trzeba kelnerki oraz kucharzy, że z oddaniem ratowali ludziom życie, pomagając im wsiąść do szalup ratunkowych, próbując zapanować nad totalnym chaosem, jaki panował na pokładzie statku. Co to wydarzenie z przed ponad dwóch tygodni pokazuje. Dla pędu za zyskiem we współczesnym świecie, człowiek nie liczy się zbytnio, ani jego bezpieczeństwo. Widać, że pasażerowie byli bezradni wobec sił żywiołu, a załoga kompletnie nie przygotowana. Kapitalizm pokazał po raz kolejny i to w straszny sposób swoją prawdziwą, bezwzględną twarz. Statek tonąc w otmętach wód u wybrzeży Isola del Gilio, pochłonął ludzi, którzy wierzyli bezkrytycznie, że pieniędzmi można kupić wszystko. Nie można i jest to, cytując klasyka, oczywista, oczywistość. Jestem pewny, że odpowiedzialność ponosi kapitan, ale także armator.
Pewnie nigdy nie dowiemy się w jakich warunkach pracował personel pokładowy tego oraz innych promów należących do armatora „Costa-Concordi”. Na razie krążą filmiki po Internecie oraz w telewizji, pokazujące ich, jako obojętnych wobec pasażerów i ich niepokoju wywołane pochylającym się coraz bardziej promem. Byli oni tak samo zdezorientowani, jak sami pasażerowie, to widać po ich minach. Robili to, co od nich wymagały obowiązki. Niestety te fakty nie przebiją się przez media, ponieważ skupiły się jedynie na osobie kapitana, który stał się antybohaterem Włoch. Zatem nikt nie wyciągnie z tego wniosków. Bo i po co? Winna jest tylko jedna osoba. Brak odpowiedzialność za innych, myślenie tylko o sobie, jest w kapitalizmie uważany za cnotę, zaletę. Niestety pasażerowie przekonali się, że na lądzie mogą odgrodzić się od innych, ale na morzu są od innych zależni. W tym wypadku zależni od tych, którzy nie byli szkoleni, bo armator chciał zwiększyć swoje zyski, licząc, że nigdy do tej tragedii nie dojdzie.
RobertHist
Prawica i jej problem z ACTA
Yak, Nie, 2012-01-29 23:09 PublicystykaNa wielu demonstracjach przeciwko ratyfikowaniu przez Polskę umowy ACTA pojawiają się przedstawiciele organizacji prawicowych.
Prawicowych przeciwników ACTA można z grubsza podzielić na dwie grupy. Pierwszą z nich stanowi twardy elektorat Prawa i Sprawiedliwości, Solidarnej Polski, Radia Maryja, Gazety Polskiej itp. Ta grupa generalnie nie ma pojęcia o co w ACTA chodzi, bierze udział w protestach gdyż tak się złożyło, że umowę ma ratyfikować rząd Platformy Obywatelskiej. Uczestnictwo w protestach polega, głównie na głoszeniu tych samych haseł co przy każdej innej okazji (Smoleńsk, koncesja dla telewizji Trwam, zagrożenie dla niepodległości Polski ze strony UE, dyskryminacja katolików itd. itp.) , w większości nie mających nic wspólnego z ACTA. Część z tych osób (głównie starszych) żyje we własnym wyimaginowanym świecie kreowanym przez prawicową propagandę, część (głównie młodszych) zdaje sobie doskonale sprawę, z cyniczności i populizmu jaki kryje się za wsparciem dla protestów.
Gdyby oczywiście ACTA przyjmował rząd PiS-u czy Solidarnej Polski (oba ugrupowania poparły ACTA, podczas głosowania w Parlamencie Europejskim) te same środowiska organizowałyby kontrmarsze, zasypywałby prokuraturę doniesieniami o popełnieniu przestępstwa, a w „jedynych mówiących prawdę” prawicowych dziennikach i portalach, typu Nowy Ekran, czy niezależna.pl czytalibyśmy rewelacje o „lewakach sterowanych przez Gazetę Wyborczą, szykujących koktajle mołotowa” i „rosyjskich hakerach chcących zniszczyć Polskę” oraz żądania „wprowadzenia stanu wyjątkowego”.
Drugą grupą są skrajnie liberalne organizacje i ich sympatycy. Występują one z pozycji „wolności osobistych”, którym ACTA ma zagrażać. Organizacje typu Koliber są dość ostrożne w wydawaniu na ten temat oświadczeń, w ich nielicznych wypowiedziach publicznych usłyszymy jedynie ogólniki dotyczące „odbierania wolności i cenzury wprowadzanej przez rząd”. Problem jednak w tym, że umowa ACTA wcale tego nie przewiduje, jest wręcz przeciwnie. Według jej założeń, takie kwestie jak ochrona naszych danych osobowych, które (dobrowolnie) przekazujemy np. dostawcy Internetu, będą mogły zostać przekazane innej firmie prywatnej, która podejrzewa nas o „kradzież” ich własności intelektualnej. Będziemy mieli więc do czynienia z „deregulacją”, odebraniem uprawnień państwa, które do tej pory takie dane miało chronić, a bez jego zgody takie przekazanie nie byłoby możliwe. Czyż nie o to walczy od lat liberalna prawica?
Podobnie jest z kwestią inwigilacji, monitoringiem tego co robimy w sieci. Nie będzie tego robił rząd. Sama ACTA, ani inne prawo nie nakazuje tego wprost, taki monitoring będzie wdrażany po to aby nasz dostawca Internetu mógł zapobiegać „kradzieży” własności intelektualnej. W przeciwnym wypadku firma posiadająca majątkowe prawa autorskie do danego utworu, będzie mogła podać naszego dostawcę do sądu za to, że „ułatwia kradzież”.
Brzmi to może straszne dla przeciętnego człowieka, ale liberała to nie powinno interesować. Zgodę na takie praktyki będziemy musieli wyrazić przecież w (dobrowolnej) umowie z dostawcą Internetu. Rząd nie wprowadza żadnego przymusu inwigilacji, teoretycznie więc będzie mogła powstać firma, która takiego mechanizmu nie wprowadzi. W praktyce oczywiście taka firma nie powstanie, gdyż odszkodowania z tego tytułu dla właścicieli praw autorskich będą wyższe niż ewentualne zyski. Jest to jednak czysto wolnorynkowy spór pomiędzy prywatnymi firmami. My natomiast nie musimy z nikim podpisywać żadnej umowy.
Działacze takich organizacji jak Koliber, czy Kongres Nowej Prawicy na co dzień, z nieukrywaną sadystyczną wręcz przyjemnością patrzą na eksmisje na bruk osób zalegających z czynszem, czy też sprzedanych wraz z kamienicą innemu właścicielowi. Stawiając święte prawo własności ponad prawem do życia.
Bez mrugnięcia okiem przyznają właścicielowi prawo do zwolnienia pracownika, za to, że rozdawał związkowe ulotki. Za nic mając prawo do wyrażania opinii i wolności słowa, które jest mniej ważne od świętego prawa własności.
Teraz nagle święte prawo własności przestaje być dla nich tak ważne. Okazuje się nagle, że prawo do prywatności staje wyżej, niż prawo do czerpania „należnych” zysków przez właścicieli majątkowych praw autorskich.
Faktem pozostaje, że ACTA jest (a raczej powinna być) spełnieniem ich marzeń, dużym krokiem w kierunku liberalnego raju, do którego prawica chce nas wprowadzić, tyle tylko, że nie może tego głośno mówić, bo niewiele osób w takim raju chciałoby żyć.
Faktem jest również, że zdecydowana większość uczestników protestów, chce mieć prawo do swobodnego dostępu i korzystania z dóbr kultury w Internecie, czyli tego co w nomenklaturze prawicy nazywa się… „komunizmem”. Obojętnie więc czy organizacje prawicowe włączają się w protesty z powodu swojej niewiedzy na ich temat, nieumiejętności analizy własnego programu czy z cynicznej chęci politycznego wykorzystania demonstrantów, tak naprawdę legitymizują ruch społeczny stawiający socjalistyczne żądania. Ruch, który będzie miał w przyszłości poważne implikacje, nawet jeśli w końcu zgaśnie, tysiące osób nauczy się dzięki niemu korzystać z własnej, oddolnej siły. Skoro ludzie potrafili publicznie zakwestionować dogmat „świętego prawa własności” w stosunku do dóbr kultury, jutro nie będą się bali tego zrobić w stosunku do mieszkań czy zakładów pracy.
Damian Kaczmarek
http://www.rozbrat.org/publicystyka/polityka/3032-prawica-i-jej-problem-...
ACTA a światowa żywność
Czytelnik CIA, Sob, 2012-01-28 23:37 Ekologia/Prawa zwierząt | Gospodarka | PublicystykaW kontrolowanych przez koncerny mediach kłamliwie wmawia się mieszkańcom naszego kraju, że ACTA to jedynie walka z piractwem w Internecie. Dlatego wielu ludzi nie związanych z Internetem uważa, że całe zamieszanie to jakaś pomyłka. Myślą sobie jedynie, że „banda złodziei chce chronić swoje prawo do złodziejstwa”. Jednakże, Acta jest dokumentem mówiącym o wszystkich występujących przypadkach łamania praw autorskich w całej światowej gospodarce. Nikt nie wychodziłby na ulice, gdyby chodziło jedynie o ochronę praw autorskich. W ACTA jest mowa o ochronie praw autorskich i dóbr, towarów i znaków podobnych. Podobnych, to nie znaczy identycznych, ukradzionych, lub skopiowanych.
Cały Internet huczy już o upadku leków zastępczych, które są w składzie, nazwie i opakowaniu podobne do leków oryginalnych. W podobnym duchu ACTA będzie prawdopodobnie wpływało na światowy dostęp do nasion, a co za tym idzie do żywności. Budzi się we mnie uzasadniona obawa, że porozumienie to znacznie ułatwi wprowadzenie w życie monopolu żywnościowego największych na świecie producentów nasion, dodatków do żywności, suplementów diety itp. Chodzi tu o firmy Monsanto i Bayer, które już od kilku lat nie kryją się ze swoimi dążeniami do przejęcia władzy nad globalną żywnością.
Co się działo przed ACTA?
Nie będę się dokładne zagłębiać tutaj w historie tych firm, ponieważ ta wiedza jest dostępna (jeszcze) w Internecie. Wszystko na YOUTUBE – Filmy „Życie wymyka się spod kontroli” „Świat wg Monsanto” Wykład dr Ratha o kartelach farmaceutycznych, i „Food INC” dostępny na YOUTUBE pod polskim tutułem „ Korporacje a żywność”. W skrócie ujmę to tak. Firmy te do tej pory zbierały patenty na najbardziej popularne na ziemi nasiona. Patent powstawał w wyniku nieznacznej modyfikacji genetycznej nasion stworzonych przez naturę. Wprowadzano małą zmianę genetyczną do soi, ryżu, kukurydzy i ją patentowano ją jako nowy produkt spożywczy. W ten sam sposób opatentowano już i trzodę chlewną. Jak podają genetycy świnia firmy Bayer w 99% genetycznie pokrywa się ze wszystkimi świniami świata. Kiedy już w 2008 albo 2009 oglądałam film o patentowaniu świń byłam przerażona, ponieważ już wtedy mówiono, że 70% świń na całym świecie posiada to samo DNA co świnia firmy Bayer. Ze strachem w oczach rolnicy z całego świata mówili o ogromnym zagrożeniu nieuprawnionego przejęcia ich wieloletnich hodowli. Po zdobyciu patentu firma Bayer automatycznie staje się właścicielem 70% wszystkich świń na świecie. Ten sam współczynnik podobieństwa dotyczy wszystkich opatentowanych przez nich roślin.
Ale im nie chodzi o jakiś tam procent. Chcą zgarnąć wszystko.
Jak chronią swoje patenty?
W tej chwili tylko przez sądy. Ścigają każdego rolnika u którego wykryto choćby jedno ich ziarno. Ścigają mając świadomość, że ziarna się rozsiewają bez wiedzy rolnika. Wystarczy jedno pole obsiane kukurydzą Monsanto, a wszystkie pola kukurydzy wokół będą w jakimś tam stopniu zainfekowane kukurydzą Monsanto. Nie mają w tym litości. Powoli wykańczają wszystkich rolników, którzy chcą uprawiać bez współpracy z Monsanto. Zniszczyli (i niszczą nadal) wolnych rolników w Kanadzie, USA. Niszczą różnorodność Meksykańskiej kukurydzy, uprawy ryżu i bawełny w Indiach. Tylko to się dzieje powoli. Jak dla nich zbyt powoli.
Dlatego potrzebują ACTA z zapisem o produktach podobnych. Mając patent na świnię, kukurydzę, soję, ryż i wiele innych będą mogli zniszczyć bez sądu wszystkich za nielegalne produkowanie produktów podobnych do ich już opatentowanych. W tym tkwi szkopuł. W PODOBIEŃSTWIE zapisanym w ACTA. Wszystkie rośliny genetycznie są zbliżone, lub identyczne z opatentowanymi roślinami przez firmę Monsanto i Bayer. Wszystkie. Po wprowadzeniu ACTA w każdym Państwie, które podpisało ten dokument te dwie firmy będą mogły bez sądów wywołać wojnę z każdym rolnikiem, każdym producentem nasion, z każdym hodowcą trzody chlewnej. I to tylko dlatego, że produkt firmy Monsanto i Bayer chroniony prawem ACTA będzie podobny do wszystkiego co stworzyła natura. Nie będzie już genetycznie modyfikowanej kukurydzy firmy Monsanto i wielu odmian kukurydzy uprawianej od tysięcy lat. Każde ziarno kukurydzy z całego świata stanie się produktem podobnym lub identycznym z opatentowaną odmianą.
Możemy sobie tylko wyobrazić jakich konsekwencji możemy się spodziewać, gdy te firmy rozpętają wojnę ze światową żywnością. Najedzone będą chodziły tylko te Państwa, które wymuszą na swoich obywatelach płacenie wysokich koncesji tym firmom. Po ACTA żaden sąd ich nie powstrzyma.
Mam nadzieję, że się mylę i że nigdy do tego nie dojdzie. Zapewnienia Rządu starają się nas za wszelką cenę uspokoić, że ACTA dotyczy jedynie piractwa w necie i że żadna inna część gospodarki nie ucierpi. Ale czy można im wierzyć? Czy można im wierzyć po tym wszystkim co już "Dla Nas zrobili" - Ustawy wprowadzające kilka tysięcy nowych chemicznych dodatków do żywności, ustawa zabijająca sklepy zioło lecznicze, działania na rzecz promowania tylko dużych dostawców żywności, ulgi podatkowe, prawne dla wielkich zagranicznych koncernów wchodzących na polski rynek, brak wsparcia dla małych przedsiębiorstw, małych rolników, kolejne zakazy sprzedaży kolejnych produktów spożywczych przez prywatne osoby, niejasne przepisy dotyczące przechowywania nasion. Czy to wszystko co dla nas zrobili do tej pory może nas napawać nadzieją? Czytając cały ten dokument … wiele złego będzie możliwe.
Wacław Machajski - pierwszy haker
Czytelnik CIA, Sob, 2012-01-28 21:09 PublicystykaPostać Wacława Machajskiego – jednego z najbardziej interesujących teoretyków anarchizmu – jest w Polsce prawie zupełnie nieznana. Wprawdzie ostatnio ukazała się praca Leszka Dubela p.t „Zapomniany prorok rewolucji – szkic o Janie Wacławie Machajskim”, ale pozostaje on myślicielem i działaczem robotniczym nieznanym szerszej opinii publicznej w Polsce. We Francji – by zacytować przykład osobiście mi znany - jego pisma wyszły w popularnej serii Points/Politique w wydawnictwie Seuil już dwukrotnie w 1979 roku i w 2001.
Przyczyny tej sytuacji w Polsce są ewidentne : po 1989 r. wszelkie ideologie socjalistyczne czy równościowe zostały przez społeczeństwo – a raczej jego elitę – wyrzucone do kosza. Zawołaniem kulturowym III Rzeczpospolitej było hasło : „bogaćcie się”. Ideologia ta wykluczała z ideowego obiegu wszystkich myślicieli, których paradygmatem filozoficznym była walka o równość ekonomiczną. Takim myślicielem był właśnie Jan Wacław Machajski.
Dlaczego to właśnie on - przyjaciel Stefana Żeromskiego, którego pisarz uwiecznił w „Syzyfowych pracach” jako Andrzeja Radka – jest coraz częściej uznawany za prekursora kultury Internetu, która polega głównie na darmowym upowszechnieniu wiedzy i dzieł sztuki ? Jan Wacław Machajski był zagorzałym przeciwnikiem inteligencji, która wg. niego posiadała na własność dobro najcenniejsze : wykształcenie.
Przypomnę, że u źródeł darmowego upowszechnienia przez amerykańskich hippisów narzędzi do obsługiwania Internetu, leżało pragnienie upowszechnienia wiedzy wśród klas niższych, to samo pragnienie w swych pismach w radykalny sposób wyrażał polski anarchista. To w jego pismach odnajdujemy zalążek prawa „copyleft” (sankcjonującego tą praktykę), i gwałtowny sprzeciw wobec prawa autorskiego czy patentów, które zawłaszczały wiedzę i uniemożliwiały robotnikom emancypacje.
Dla Machajskiego najważniejszą własnością jest wiedza i wykształcenie, a równość polegała na umożliwieniu robotnikom w jak najszybszy sposób zdobycia tych wartości. Burżuazja posiadała rzeczy inteligent wiedzę czyli coś nieporównanie wartościowszego od pieniędzy czy dóbr materialnych. Dla Machajskiego największym wrogiem robotnika nie był kapitalista lecz inteligent, który w jego pismach pełnił role „krwiopijcy ludu”. Jedyną własnością godną tego miana jest wykształcenie, kto je ma ten rządzi, kto go nie ma jest niewolnikiem.
„Siła wytwórczą”, która charakteryzuje formacje społeczno-polityczne jest stopień upowszechnienia wiedzy w społeczeństwie. Machajski jest prorokiem warstw najbardziej wykorzystywanych. Machajski szedł o krok dalej i nie interesował się zupełnie likwidowaniem państwa, dla niego liczył się tak naprawdę tylko konflikt pomiędzy inteligentami (którzy w dodatku chcieli reprezentować interesy proletariatu) a robotnikami. Krytyka ruchu socjalistycznego dokonana przez Wacława Machajskiego opierała się na dość oczywistym spostrzeżeniu, że w każdym społeczeństwie, gdzie istnieją zarazem nierówności dochodów oraz znaczna korelacja między stopniem wykształcenia a pozycja społeczną, dzieci warstw wykształconych mają dzięki warunkom środowiskowym, lepsze szanse zajęcia wyższego miejsca w hierarchii społecznej niż dzieci warstw uboższych.
Prof. Leszek Kołakowski twierdzi, że jedynym :
„możliwym rozwiązaniem tej nierówności dziedziczonej mogłoby być tylko całkowite zniszczenie ciągłości kulturalnej i przymusowe odbieranie dzieci rodzicom w celu wspólnego, niezróżnicowanego wychowania ; innymi słowy, utopia Machajskiego zakłada zniszczenie istniejącej kultury, a także zniszczenie rodziny w imię ideału równości.”
Wydaje mi się, ze postulaty polskiego anarchisty mogą być – przynajmniej częściowo spełnione – bez zniszczenia kultury czy rodziny. Machajski był radykalnym wyrazicielem nastrojów narodników rosyjskich odłamu inteligencji, która czuła wyrzuty sumienia z powodu swego uprzywilejowanego statusu, tylko, że wyrażał je ze stanowiska robotnika, który ciężką pracą zdobył sam wykształcenie. W pięknej książce pt. „Słowo o Wacławie Machajskim” wydanej w Paryżu w 1967 r. jej autor, jeden z ostatnich przywódców przedwojennej PPS Zygmunt Zaręmba, wkłada w usta Machajskiego - w wyimaginowanej przez siebie rozmowie jaką mógłby on odbyć ze swoim przyjacielem S. Żeromskim – słowa, które świetnie charakteryzują polskiego anarchistę:
„Wolność. Dla kogo wolność ? Kto będzie z niej korzystał? Już stary Kropotkin odkrył prawdę, że póki robotnik pozostanie najemnikiem, dopóty zostanie niewolnikiem tego komu będzie sprzedawał swoją siłę roboczą. Cóż z tego, że zgłasza swe prawa do równości obywatelskiej, gdy pod tą nazwą kryje się nowa tylko forma niewolnictwa. Niech nawet spełnią się zapowiedzi socjalnych demokratów i fabryki zostaną odebrane kapitalistom. Czy zniknie najemnictwo, czy tylko zmienią się tytuły wykształconych w kierownictwie członków warstw wykształconych? ”
Machajski jest w swej krytyce rewolucyjnej inteligencji bezwzgledny, wydaje się, że dla niego inteligent jest dlatego gorszym wyzyskiwaczem warstw uboższych od kapitalisty, że postępuje jak klasyczny hipokryta ubierając się w piórka obrońcy robotników, ba tworzy teorie jak Marks czy Lenin, że to właśnie oni inteligenci przyniosą klasie robotniczej wolność i sprawiedliwość, kiedy z definicji nie mogą tego zrobić ponieważ posiadają to czego robotnicy pośiadać nigdy nie będą : wiedze, niezbędną do rządzenia.
Machajski pisze:
„Socjaliści i inteligencja zapewniają, że wiedza przez nich posiadana to... czyste światło rodzące się w niebiosach a nie na tej naszej grzesznej ziemi, gdzie wszędzie króluje grabież. Za nic w świecie nie chcą przypomnieć sobie, że wiedza ta wyrosła z pieniędzy, z tego grabieżczego dochodu, co znajdował się w kieszeni ich burżuazyjnych rodzin; że mogli oni uczęszczać do różnych zakładów naukowych jedynie dlatego, że inni grabieni ludzie dostarczali im na przeciąg tego czasu i odzienia, i pokarmu, i mieszkania, a własne swe dzieci od najmłodszych lat posyłali do tej samej katorgi, w której sami spędzają całe swe życie. Za nic też w świecie inteligenci-socjaliści nie chcą się przyznać, że ich wiedza, zrodzona z dochodu grabieżczego, przynosi również im samym dochód grabieżczy. Cóż znowu! Wszelki dochód inteligenta, to taka sama płaca zarobkowa, jak i robotnika, pracującego fizycznie, tylko płaca za pracę lepszej jakości, wyższej kategorii. Zupełnie tak samo zapewnia kapitalista, iż kapitał swój zdobył własną pracą.”
Polski anarchista odwraca w gruncie rzeczy klasyczne dogmaty marksistowskie: to nie byt określa świadomość, tylko odwrotnie świadomość byt, to nie równość ekonomiczna jest warunkiem równości kulturowej i społecznej, tylko równość kulturowa jest warunkiem niezbędnym równości ekonomicznej, a to przekonanie jest kamieniem węgielnym dzisiejszego światopoglądu ery Internetu. Polscy internauci protestujący przeciwko cenzurze Internetu są - gruncie rzeczy – spadkobiercami idei Radka bohatera „Syzyfowych prac”.
Wacław Machajski odrzuca także pojęcie dyktatury proletariatu, które od czasu Komuny Paryskiej jest bez przerwy dyskutowane w ruchu socjalistycznym. Rozumował on następująco ; w obecnych warunkach nawet zmiana systemu własności nie przyniesie rozwiązania sprawy najemnictwa, tak więc dyktatura proletariatu musi oznaczać (wbrew swej nazwie) dyktaturę nowej klasy rządzącej – inteligencji – jedynie przygotowanej do zarządzania strukturami państwa. Tym samym klasa robotnicza nie może niczego się spodziewać po takiej dyktaturze i będzie zmuszona do prowadzenia po dawnemu zaciętej walki z władza nowego socjalistycznego państwa.
Warstwy wyzyskiwane musza się przygotować na walkę z wszelką władzą i nie mogą się łudzić, ze same ja rzeczywiście zdobędą, póki istnieje monopol wykształcenia i uprzywilejowanych zarobków dających możliwość tylko dzieciom warstw wyższych zdobycia wiedzy i umiejętności kierowania. Ruch robotniczy – dzisiaj ruch hakerów - musi zatem stać zawsze poza władzą, być jej wiecznym antagonistą, prowadzącym nieustanną walkę strajkową, przekształcająca się w powstania mające na celu wymuszanie praw niezbędnych dla klasy robotniczej. Pojęcie rewolucji permanentnej zostaje po raz kolejny – po Proudhonie i Trockim - zredefiniowane przez Wacława Machajskiego.
Rewolucja permanentna jest kamieniem węgielnym ekonomii Internetu. Jan Wacław Machajski, jego postać, jego namiętne pragnienie wyrównania wiedzy w społeczeństwie, tak współgrające z dzisiejszymi przekonaniami manifestujących na ulicach polskich miast internautów, jest symbolem rewolucji hakerów.
Piotr Piętak
http://mediologia.salon24.pl/385702,acta-machajski-pierwszy-haker
Od komunizmu w sieci, do komunizmu wszędzie
Yak, Pią, 2012-01-27 14:29 PublicystykaStwierdzenie, że żyjemy w ciekawych czasach może się wydać banałem. Jednak nie mogę się oprzeć zadziwieniu, gdy patrzę jak przestarzałe idee i przesądy, które tak długo pokutowały w społeczeństwie, trafiają na nieznany sobie grunt i gdy rozlatują się składające się na nie założenia. Okoliczności, w których najbardziej sprzeczne ideologie, oraz ludzie zupełnie bezideowi, występują żywiołowo i z dużym przekonaniem w jednej sprawie są z pewnością niezwykłe. Pomieszanie pojęć z jednej strony, a bezideowość i bezmyślna konsumpcyjność, które dotąd paraliżowały społeczeństwo, nagle - pod wypływem magicznej różdżki w ręku aroganckiej do bólu władzy – ustąpiły. Niezależnie od motywacji, które stoją za ich działaniami, wszyscy się zjednoczyli w jednym celu.
Jedni nazwali to „walką z komuną”, my to nazwaliśmy walką z kapitałem. Jedni chcą zachować „wartości wolnorynkowe” w sieci, my chcemy zachować jej charakter komunistyczny. To tylko słowa. W istocie, chcemy tego samego. W ten sposób absurdalnie nieaktualne pojęcia zderzyły się i wprodukowały jakąś nową świadomość, która dopiero musi się opisać. Jeden z czytelników CIA opisał zaistniałą sytuację taką szaradą:
Gdyby tylko wolny rynek był niekomunistyczny, to kapitalizm musiał by być komunistyczny ;-)
Czytający to zdanie musi doznać przyjemnego krótkiego spięcia w swoich zwojach mózgowych, jednak zdanie to wbrew pozorom jest całkiem sensowne. W pojęciu libertarian, obecny system stanowi „wolny rynek wynaturzony przez komunizm”, a więc gdyby pozbawić go charakteru „komunistycznego” (przez co libertarianie rozumieją biurokrację i monopole, dzięki którym rosną korporacje), osiągnięto by stan wolności, który my byśmy nazwali komunistycznym. To oczywiście uproszczenie, bo kapitalizm nie opiera się tylko na przemocy państwa i biurokracji, ale także na akumulacji kapitału, która pozwala tworzyć i utrwalać nierówności.
Tym, czego nie rozumieją libertarianie jest fakt, że własność intelektualna jest złem nie dlatego, że jej produkt jest niematerialny i nie dlatego, że jego naturalna obfitość jest nieograniczona. Nie jest specyficznie zła także dlatego, że monopole próbują narzucić sztuczny niedobór produktów niematerialnych w celu czerpania z nich zysków. Nie jest też specyficznie zła dlatego, że producent produktu intelektualnego może zbyt długo zarabiać na własności swojego pomysłu bez wkładania weń dodatkowej pracy. Te wszystkie cechy dotyczą własności w ogóle, a nie specyficznie własności intelektualnej.
Rewolucja przemysłowa sprawiła, że wszelkie dobra materialne są dostępne w nieograniczonych praktycznie ilościach. Jednak dostęp do nich jest sztucznie ograniczony przez niedobór generowany w celu kumulowania zysków. Istota kapitalizmu pozwala również na czerpanie przez zbyt długi czas korzyści z wcześniej włożonej pracy, bez konieczności wykonywania pracy dodatkowej. Tak się dzieje zarówno w przypadku kapitału edukacyjnego, zdobytego przez studentów, kapitału społecznego w postaci kontaktów i możliwości zdobytego przez polityków i uczestników najróżniejszych ruchów itp. Ten kapitał – raz zdobyty - pozwala zwielokrotnić szanse zarobkowe przy niewspółmiernie małym zaangażowaniu dalszej pracy. To jest właśnie sedno praw autorskich. Ale tantiemy pobierane przy odsłuchaniu piosenki nie różnią się niczym od czynszu pobieranego wciąż na nowo od wynajmowanego mieszkania. Różnica polegająca na tym, że mieszkania nie można jednocześnie wynająć jeszcze innej osobie i że koszt odtworzenia kapitału (remont) jest wyższy, nie jest różnicą istotną. Oznacza to tylko, że na kapitale intelektualnym można więcej zarobić. Ale podstawowy problem polega na tym, że kapitalista zarabia na SWOJEJ WŁASNOŚCI, a nie na SWOJEJ PRACY.
Społeczeństwo konsumentów, które pozostawało obojętne na tragedie rozgrywające się pod jego nosem: eksmisje chorych i starszych ludzi na bruk, zagarnianie majątku publicznego na niespotykaną dotąd skalę przez mafie powiązane z władzą, nagle się obudziło. Hipsterom nie przeszkadzał wyzysk pracowników tymczasowych w Starbucksie i Coffee Heaven, gdzie mogli pokazać się ze swoimi znajomymi. Nawet wtedy, gdy kosztowne gadżety utwierdzające ich w statusie konsumentów, iPhony i iPady wymagały, by tyrali za grosze na takich samych umowach śmieciowych. Wyzysk panujący w „realnej” gospodarce nie budził ich zastrzeżeń. Dla nich, było tak od zawsze.
Jednak w sieci było inaczej. Od kiedy pamiętają, panował tam komunizm (w faktycznym rozumieniu tego słowa), czyli współdzielenie dóbr między wszystkimi potrzebującymi, bez podziału na producentów i konsumentów. Na zasadach komunistycznych powstała Wikipedia – dzięki dobrowolnej pracy ludzi, których jedyną motywacją jest podzielenie się wiedzą z innymi, w związku z prestiżem i satysfakcją jaką to daje. Dokładnie ta sama motywacja nakłania członka prymitywnego plemienia Indian, Polinezyjczyków, czy Berberów opisywanych przez Bronisława Malinowskiego, Margaret Mead i Pierre’a Bourdieu do prześcigania się w ofiarowywaniu społeczności swoich dóbr materialnych, w (słusznym) oczekiwaniu, że jego hojność zostanie w dwójnasób wynagrodzona przez hojność wszystkich pozostałych członków społeczności i szacunek jakim będą się wzajemnie darzyć.
Teraz, gdy logika rynku kapitalistycznego, która już dawno temu zniszczyła pierwotny komunizm w realnej gospodarce, dotarła wreszcie do ostatniego raju zamieszkanego przez ród Avatarów, by bezpowrotnie go zniszczyć i zamienić na piekło konkurencji, wyzysku i produkcji dla samej produkcji, a nie dla spełniania ludzkich potrzeb, mieszkańcy świata wirtualnego instynktownie wystąpili, by bronić swojej dotychczasowej wolności. Być może tym silniej, im bardziej byli wyalienowani dotychczas z prawdziwego życia społecznego. Nieprzypadkowo chyba protesty przeciw ACTA wybuchły z taką siłą właśnie w Polsce, gdzie w ciągu ostatnich 20 lat ruch społecznego protestu był najsłabszy i najrzadziej wychodził na ulicę w całej współczesnej Europie.
Nadeszła niezwykła chwila, w której kruszą się neoliberalne zabobony, wraz z reprezentującą je władzą, która niezwykle mocno przyczyniła się do własnej kompromitacji. Nareszcie nadchodzi czas odzyskania szacunku dla idei obszaru własności wspólnej i gwarantowanych ludziom praw, które nie wynikają z ich statusu jako towarów na rynku, ale z ich praw jako istot obdarzonych potrzebami.
ACTA: Anemiczny Lublin
Czytelnik CIA, Czw, 2012-01-26 22:41 Protesty | PublicystykaWybraliśmy się dziś z naczelnym „Bezjarzmowia” pod lubelski Ratusz, by pouczestniczyć w proteście przeciw ACTA.
Przychodzki, bywalec wielu demonstracji, uważał, że jak na Kozi Gród jest nieźle. Osobiście, mimo mrozu, spodziewałem się większej liczby zainteresowanych. Po raz kolejny swoją bierność udowodnili studenci – jeśli w 500-700-osobowym tłumku było ich 50, to sukces. Największy ośrodek akademicki prawego brzegu Wisły znów „zaspał”. Obywatelski honor ratowali licealiści. Tym jeszcze na czymkolwiek zależy. Przynajmniej, póki nie zostaną studentami.
Aczkolwiek pod Ratusz mieli z Królewskiej 3 przysłowiowy rzut beretem, nie pokazali się na placu Łokietka przedstawiciele Regionu Solidarności. Innych związków również.
Żadnych twórców (bliziutko Teatr „Gardzienice”, Teatr „NN”, Teatr „Stary”, Teatr im. Osterwy etc.), żadnych pracowników nauki, nawet tych młodszych… Klientyzm wobec PO czy zwykły strach o etaty?
Przemawiał (na szczęście krótko) rzecznik ONR, Marian Kowalski. Nagłośnienie zresztą było fatalne i uniemożliwiało „słuchanie ze zrozumieniem”.
Z balkonu Ratusza wszystkich filmowano, co widać na naszych zdjęciach. Nie było za to oznakowanych radiowozów policji, a niewielkie patrole trzymały się od młodzieży z daleka. Pewnie w tłumie skandowali z innymi hasła funkcjonariusze w cywilu, ale do żadnych prowokacji nie doszło. Nawet pyskówki między przedstawicielami różnych ugrupowań politycznymi zdawały się senne i zmarznięte. Ot, Lublin.
Przy okazji swoje pismo (Pod Prąd) kolportowali członkowie Kościoła Nowego Przymierza. Im się najwyraźniej podoba Viktor Orbán, skoro poświęcili osobie popularnego węgierskiego polityka niemal pół numeru miesięcznika. Niedawni demonstranci z Budapesztu też dziękowali Polakom, ale imiennie Donaldowi Tuskowi jakoś reklamy nie robili.
Po ponad godzinie część ludzi ruszyła pod Urząd Wojewódzki, by usiłować wręczyć petycję protestacyjną wojewodzie, reszta wykrzyczawszy się i wytupawszy – poszła do domów.
W Lublinie od lat nic się nie dzieje, stąd rzeczywiście zgromadzenie kilkuset ludzi we wspólnej sprawie odtrąbić wypada jako sukces. Ale sukces na miarę zapyziałej prowincji.
Podpisano ACTA. Obalamy rząd!
oski, Czw, 2012-01-26 20:03 Kraj | Protesty | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycy | TechnikaDemonstracje przeciwko ACTA gromadzą rzesze przeciwników rządu. To z pewnością największa mobilizacja w Polsce od 10 lat. Protestuje bardzo zróżnicowany przekrój społeczeństwa naszego kraju: dziesiątki tysięcy na ulicach i setki tysięcy w Internecie. Rząd jednak zignorował ten ruch i podpisał ACTA. Dziś w Poznaniu kolejne starcie – może być gorąco.
Działania Anonymous, w istocie rzeczy niewinne, upokorzyły rząd. Pokazały ludziom, że w oporze przeciw autorytarnym zapędom dzisiejszej władzy, nie są bezradni. Nikt nie chce być bez końca ofiarą. Ten ciężar paraliżował wiele społecznych mobilizacji. „Dlaczego Polacy nie protestują?” – pytano dziesiątki razy. Ponieważ nie chcą bez końca przegrywać, stawać się ofiarą politycznych, medialnych i rządowych manipulacji oraz przedmiotem oszczerstw i paternalistycznych uwag w rodzaju: "ludzie nic nie rozumieją". Anonymous pokazali, że rząd nie jest wszechmocny. To ośmieliło wszystkich żeby wyjść na ulice i zaprotestować.
Nie może dziwić w tym tłumie protestujących udział kibiców. Rząd formułę podobną do ACTA zafundował bywalcom stadionów w zeszłym roku: karty kibica, sądy doraźne, zakazy stadionowe i brutalność policji. W Poznaniu w „ktole” na meczach Lecha, jeszcze nie tak dawno skandowano: „Chuj w dupę każdego, go idzie głosować na Kaczyńskiego”. Dziś ten sam, w istocie anarchiczny żywioł, swoje sympatię zaczął lokować po prawej stronie sceny politycznej. Liberalna opinia publiczna nie dostrzegała tego zwrotu, a dodatkowo była obojętna na fakt, że stadiony stały się swoistym „poletkiem doświadczalnym” dla autorytarnych rozwiązań serwowanych przez obecną władzę.
To rozochociło rząd, który w łamaniu praw obywatelskich postanowił posunąć się dalej. Stąd pomysły (po 11 listopada 2011 roku i zamieszkach w Warszawie) znowelizowania ustawy o zgromadzeniach publicznych. To oczywiście zamach na swobodę demonstracji, jaka dziś obowiązuje w naszym kraju. Dodatkowo dowiadujemy się, że np. taki NIK posiadł niebywałe prawa do inwigilowania obywateli. Kto o tym wiedział? Kto wiedział o ACTA i zamachu na Internet? Obrazu dopełniają nowe etaty dla policji i wzrost pensji dla jej funkcjonariuszy, aby gorliwie bronili rządu i status quo.
Groteskowe są w tym kontekście pytania o tantiemy artystów i insynuowanie, że okradamy Madonnę i spadkobierców Michaela Jacksona. Każdy wie, że przemysł rozrywkowy zarabia krocie, a regulacje praw autorskich są przede wszystkim korzystne dla artystycznych krezusów i multimedialnych korporacji. Firmy i topowi artyści opływają w dostatek, zarabiając nie tylko na konsumpcji dzieła, ale także na sprzedaży gadżetów czy reklamie. Dodatkowo sektor ten wykorzystuje (zawłaszczając lub zapożyczając) wspólne dobra kultury tak. jakbyśmy nie byli - my wszyscy - tymi którzy je tworzyli; pracą fizyczną i wkładem intelektualnym. Jakby kultura zależała tylko od Bacha, Picassa i Dody, a nie robotnika kopiącego rowy melioracyjne czy pracownicy opiekującej się chorymi.
Co dalej? Jeżeli scenariusz będzie się rozwijał wg komiksu Morre’a „V jak Vendetta” to zakończenie nie będzie pomyślne ani dla rządu, ani dla parlamentu. Jeżeli społeczne różnice się zatrą i dokona się polaryzacja: „my – społeczeństwo" oraz „oni – władza”, zmiana polityczna znajdzie się w zasięgu ręki, a skompromitowany rząd, więcej, skompromitowani politycy, będą musieli odejść. Nie możemy ciągle żyć sporami między PO i PiS – mamy swoje problemy do załatwienia.
26 stycznia 2012
za rozbrat.org
Krakowscy radni chcą zamykać szkoły!
Czytelnik CIA, Czw, 2012-01-26 02:24 Kraj | Edukacja/Prawa dziecka | Publicystyka | Tacy są politycyZlikwidujemy stołówkę!; My obniżymy temperaturę w salach o 5 stopni!; A my o 6! – do takiej licytacji skłaniają dyrektorów szkół przeznaczonych do likwidacji władze miasta. Radni, a o zgrozo i dziennikarze mamią ich perspektywą ocalenia najbardziej elastycznych placówek. Nikt jednak nie chce przyjąć do wiadomości, że zamykanie szkół jest częścią procesu komercjalizacji oświaty. Jeśli nie ulegnie zmianie myślenie o edukacji, to szkoły, które ocaleją w tym roku, i tak prędzej czy później zostaną zamknięte.
Reorganizacja krakowskiej oświaty – jak eufemistycznie nazywają drastyczną reformę Urzędnicy Magistratu – to proces, którego celem jest zmniejszenie wydatków z budżetu miasta na edukację. Główną przyczyną podjęcia tych działań jest 200 milionowa dziura budżetowa oraz szumnie zapowiadany niż demograficzny, który wpłynie na zmniejszenie subwencji oświatowej. Władze Krakowa postanowiły więc ciąć. Cięcie niestety odbywa się na oślep lub co gorsza zgodnie z czyimiś interesami. Wiele likwidowanych placówek posiada atrakcyjne, wyremontowane budynki w centrum miasta. Do tego Pani Prezydent Anna Okońska-Walkowicz związana jest ze szkolnictwem niepublicznym, które w oczywisty sposób może zyskać na pogorszeniu się jakości kształcenia w szkołach państwowych.
Załóżmy jednak przez moment, że władze po prostu działają na oślep. Może dowodzić tego fakt, że do zlikwidowania przeznaczono placówki zupełnie „rentowne” jak np. XXXI LO oraz takie, które ze względu na specyficzny charakter np. praca z niepełnosprawnymi dziećmi, jak w przypadku Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 5, po prostu muszą kosztować więcej. Decyzję o likwidacji wielu szkół władze argumentują też niskim poziomem naboru. Co ciekawe rządzący nie pamiętają, że sami nie godzili się na otwarcie większej ilości klas, mimo że chętnych nie brakowało. Taka sytuacja miała miejsce m.in. w przypadku Gimnazjum numer 3. W przypadku ostatniej szkoły sytuacja jest również niezwykle kontrowersyjna, gdyż jej uczniowie mają zostać przeniesieni do gimnazjum numer 6, którego plan likwidacji w kolejnym roku jest tajemnicą poliszynela.
Ratowanie szkół rodzice, dyrektorzy rozpoczęli od kolędowania u radnych oraz od rozmów z prezydent Okońską-Walkowicz. Ci pierwsi ostrożnie zapowiedzieli weto dla planów likwidacji przynajmniej części szkół. Działanie miejskich rajców w obronie placówek oświatowych, o którym na łamach krakowskiej Gazety Wyborczej pisała Olga Szpunar, jest pozorne. Nie trudno doszukać się w nim z jednej strony chęci pokrzyżowania planów prezydenta Jacka Majchrowskiego, a z drugiej zyskania miana obrońców uciskanych. Warto zwrócić również uwagę na fakt, iż radni nie negują zaproponowanego kierunku zmian, a jedynie zręcznie lawirują, mówiąc o błędach formalnych i zbyt późnym przedstawieniu projektu. Jedynym rozwiązaniem problemu zdaje się zmiana myślenia o edukacji. Traktowanie jej jako przedsięwzięcia, które ma generować zysk finansowy, jest delikatnie mówiąc krótkowzroczne. Jedyną szansą uratowania i jednoczesnego uzdrowienia krakowskiej oświaty jest danie prawa do decydowania o niej samym zainteresowanym rodzicom, nauczycielom oraz uczniom.
Na jednym ze spotkań z rodzicami prezydent Krakowa Anna Okońska-Walkowicz wprost powiedział, że „nigdy w życiu swojego dziecka do publicznej szkoły by nie posłała”. Taka wypowiedź osoby odpowiedzialnej za owe szkoły nie może pozostawiać wątpliwości co do intencji pani prezydent. Trudno jednak dziwić się, że osoba, która szczerze wyznaje taki pogląd, dąży do zamykania publicznych szkół. Skoro są siedliskiem zła, to należy je likwidować. Wszak w prywatnych szkołach nie ma patologii, a uczniowie nie muszą patrzeć na biedniejszych kolegów i koleżanki. Tylko kogo będzie stać na niepubliczną oświatę, a przede wszystkim jaki los czeka tych, którzy pozostaną w szkołach państwowych? Czy stać nas na pozornie tanią edukację, bo społeczne koszta reform mogą być o wiele wyższe niż doraźne oszczędności w miejskiej kasie.
Za: http://fakrakow.wordpress.com/2012/01/26/krakowscy-radni-chca-zamykac-sz...
Korwin-Mikke socjalista!
wiatrak, Śro, 2012-01-25 16:12 Publicystyka | Tacy są politycyW obliczu zamachu własności prywatnej na wolność jaką jest próba wprowadzenia ACTA w Polsce masy internautów protestują na ulicach. W obliczu takiego zrywu ludzi nieświadomych politycznie do akcji wkroczyli faszyści i Kongres Nowej Prawicy, którzy pędzą swoich zwolenników na protesty.
Aktywiści Kongresu Nowej Prawicy spamują fora internetowe oraz facebooka próbując z protestów przeciwko władzy korporacjii zrobić walkę narodu z „komuną”. A czym jest komuna? Komuną dla KNP jest każda siła występująca przeciw wolnemu rynkowi. Ale jak można w imię wolnego rynku wystąpić przeciwko własności prywatnej?
Postanowiłem zapytać u źródła. Nie było to trudne. Lider Kongresu Nowej Prawicy przyszedł na protest przeciwko ACTA. Chciał dojść do mikrofonu jednak jako polityk nie został dopuszczony do głosu. Kiedy niepocieszony krążył wśród tłumu spotkał mnie.
- Dzień dobry – powiedziałem, a JKM uścisnął mi dłoń – proszę mi wytłumaczyć jak można godzić atak na własność prywatną z wolnym rynkiem.
Odpowiedź JKM była zaskakująca.
- Yyyy Eeeee Yyy Eee, jaka własość prywatna?
- Własność prywatna – kontynuowałem – bo czym jest własność prywatna jak nie koncepcją wedle której ktoś musi stracić żeby zyskał ktoś. I czym jest ACTA jak nie atakiem własności prywatnej na wolność ponieważ nie da się wolności połączyć z koncepcją własności prywatnej.
W tym momencie znikąd pojawił się brodaty krasnal, który zabrał Korwina i oddał w szpony dziennikarzy. Na szczęście Internet nie został jeszcze całkiem nam odebrany więc mogłem z łatwością usłyszeć pełną odpowiedź na moje pytania.
„Problem polega na tym, że własność została ochroniona zanadto. To nie jest tak, że jak ktoś coś wymyśli to trzeba to chronić przez 100 lat, 1000 lat itd. Po jakimś czasie powinno stać się to domeną PUBLICZNĄ i w tym momencie yyyyy i w tym momencie yyyyyy pojawia się pytanie kiedy to się kończy.”
W swoim wywodzie dodał jeszcze, że jak coś publikuje to chce mieć na to siedmioletnią ochronę. Wniosek? Nadal nic nie wiadomo. Z jednej strony Korwin-Mikke jak to w końcu ma wyglądać. Na jakiej podstawie neoliberałowie chcą wywnioskować kiedy ochrona własności postępuje zanadto, a kiedy nie zanadto. Tak czy inaczej popierają kolektywizowanie własności intelektualnej „po jakimś czasie” czyli po siedmiu latach? Co za lewaki! Zamiast chronić własności do upadłego chcą chronić tylko przez siedem lat.
A co z lekami i nasionami? Co z kamienicami? Co z zakładami? Czy w innych przypadkach własność nie jest chroniona „zanadto”? W tej kwestii korwiniści i ich wódz milczą i jeszcze długo będą milczeć.
Tak czy inaczej okazuje się, że gdy kapitał uderza w darmowe filmy porno burzą się wszyscy. DOSŁOWNIE WSZYSCY.
Powstanie kapitalizmu państwowego w anarchistycznym ujęciu cz.2
drabina, Nie, 2012-01-22 17:11 Publicystyka | Ruch anarchistycznyNarodziny kapitalizmu państwowego
Pojęcie kapitalizmu państwowego
Bodaj nikt tak precyzyjnie, ale i zarazem skrótowo, nie przedstawił definicji „kapitalizmu państwowego” jak G. Maksimow – bez wątpienia najwybitniejszy umysł rosyjskiego anarchosyndykalizmu i jeden z najbardziej oryginalnych myślicieli - w artykule Ścieżki Rewolucji opublikowanym w Vol’nyi Golos Truda (Wolny Głos Pracy) w połowie 1918 roku, odnoszącym się do systemu ekonomiczno-społecznego kształtowanego w Rosji Radzieckiej. Niewątpliwą cechą charakterystyczną dla tego systemu miał być wedle autora, transfer własności prywatnej z rąk wielu właścicieli do rąk jednego właściciela, jakim stało się państwo (nacjonalizacja). Bogactwami tymi administrowała nowa uprzywilejowana grupa – elita będąca kadrą zarządzającą, wywodzącą się z inteligencji, sprawując swoją funkcję ponad społeczeństwem i nie w interesie społeczeństwa.
Traktując tę definicję jako podstawę należy wskazać, iż pierwszym i bodaj najczęściej popełnianym błędem, ze strony przeciwników koncepcji kapitalizmu państwowego, stanowi utożsamianie nacjonalizacji z uspołecznieniem. Nacjonalizacja, czyli mówiąc inaczej - upaństwowienie, oznacza nic innego jak transfer środków produkcji od wielu pojedynczych (prywatnych) właścicieli, do jednego wielkiego pojedynczego właściciela jakim jest państwo. Nie neguje ono kapitalistycznego modelu produkcji, ani podstawowych praw, zasad i mierników kapitalistycznych. Wówczas to państwo, jako jeden kapitalista-monopolista, staje się faktycznym właścicielem całości środków produkcji: fabryk, kopalń, surowców, narzędzi, etc. i to ono zagarnia całą wypracowaną wartość dodatkową przez robotników, czyniąc to naturalnie poza społeczeństwem. Jedyną jakościową różnicą pomiędzy kapitalizmem państwowym, a nie państwowym, to całkowite zespolenie w jednych rękach całej władzy politycznej i ekonomicznej, co zasadniczo umożliwia skuteczniejsze zarządzanie kapitałem w interesie jego właściciela, którym w tym wypadku było państwo. Uspołecznienie z kolei oznacza przejęcie kontroli nad środkami produkcji przez społeczeństwo, które samodzielnie nimi zarządza za pośrednictwem własnych samorządowych organów, jak np. rad, gmin, itd. Ujmując wprost: partie marksistowskie pomyliły uspołecznienie z nacjonalizacją (upaństwowieniem), podobnie jak współcześnie czynią to partie burżuazyjne, celowo wprowadzając w błąd.
Drugi problem wiąże się z określeniem danego modelu gospodarczego mianem modelu „kapitalistycznego. Należy w tym miejscu stanowczo zaznaczyć, iż wbrew stanowisku apologetów wolnego rynku, aby móc dany system ekonomiczny określić mianem kapitalistycznego nie decyduje obecność prywatnych przedsiębiorców, lecz – jak zaznaczał m.in. Marks – istnienie kapitalistycznego modelu (sposobu) produkcji. Wobec tego, aby daną gospodarkę uznać za kapitalistyczną, odznaczać się ona powinna następującymi cechami:
- 1.Jest gospodarką towarową, czyli nie przeistacza się w ekonomię służącą zaspokojeniu potrzeb społecznych.
2.Dominującym modelem pracy, pozostaje praca najemna (tzw. praca za zapłatę), której głównym sensem jest wypracowanie wartości dodatkowej, z której korzyści ponad społeczeństwem czerpie prywatny właściciel (kapitalizm rynkowy), bądź państwo (kapitalizm państwowy), pełniące rolę jednego wielkiego monopolisty.
3.Podstawowymi prawami i miernikami ekonomicznymi, pozostają prawa oraz mierniki „burżuazyjne” (stosując określenie Trockiego), w tym głównie prawa: popytu i podaży.
4.Neguje robotniczą kontrolę środków produkcji oraz zaprzecza społecznej własności środków produkcji, zamiast tego opiera się na prywatnej własności środków produkcji. Masowa nacjonalizacja, jaka miała miejsce w Rosji Radzieckiej, nie zachwiewa tą zasadą, albowiem upaństwowienie środków produkcji jest niczym innym jak transferem prywatnych środków produkcji od jego właściciela do drugiego właściciela, którym w tym wypadku było państwo, dysponujące tą własnością tak samo i na takich samych prawa jak poprzedni. Jednakże zamiast wielu prywatnych właścicieli zostaje jeden właściciel tworzący monopol, jakim jest państwo, zarządzając przejętą własnością ponad społeczeństwem, tak jak poprzedni właściciel. To też w relacjach społecznych oraz ekonomicznych nic nie ulegało zmianie, a już tym bardziej fundamentalny podział na wyzyskiwanych i wyzyskiwaczy, bowiem wypracowaną wartość dodatkową zamiast zagarniać wielu kapitalistów, zagarniał jeden, państwowy kapitalista. Dla przeciętnego robotnika oznaczało to mniej więcej tyle co zmianę właściciela zakładu pracy nie zaś zmianę systemu ekonomicznego. Zamiast (względnie) zdeakumulowanego kapitału, został on zakumulowany w jednym ręku, państwowych. Zamiast z dyrektora z prywatnego nadania był dyrektor z państwowego – coś jakby powstał „mega monopol” na skalę krajową.
Kapitalizm państwowy jakościowo nie różni się więc od kapitalizmu niepaństwowego. Implikuje kapitalistyczny model produkcji: opiera się na pracy najemnej, zagarnianiu wypracowanej przez klasę robotniczą wartości dodatkowej (czyli wyzysku) przez kapitalistę, którego rolę pełnić zaczynało państwo, nie ustanawia on robotniczej kontroli produkcji, a tym bardziej nie dokonuje uspołecznienia własności. Klasa robotnicza nie posiadała żadnego realnego wpływu na funkcjonowanie zakładów pracy, którymi kierowali mianowani przez państwo dyrektorzy, w interesie własnych oraz elit ich desygnujących. Kapitalizm państwowy jest po prostu skuteczniejszą „organizacją kapitału w celu planowanego i bezgranicznego wyzysku zarówno wytwórcy jak i spożywcy”, jak pisał R. Rocker[18].
Bolszewicy zasadniczo tego nie kwestionowali i jak bez ceregieli przyznawał Trocki: w systemie państwowo-kapitalistycznym rolę „poganiacza” przejmowało państwo[19], w ten sposób zabiegając o wytworzenie odpowiedniego poziomu wartości dodatkowej przez robotników, którą to wartość zagarniało państwo, naturalnie poza społeczeństwem. Dlatego również trudno nie byłoby się zgodzić z Trockim, który przyznał, że w swej istocie, „państwo socjalistyczne” (a za takowe pragnęła uchodzić Rosja Radziecka, potem ZSRR) jest niczym innym jak „państwem burżuazyjnym”, acz bez burżuazji. Jej rolę przejmowała zawodowa kadra urzędników, aparat biurokratyczny, który troszczył się o odpowiedni poziom wyzysku społecznego ku zaspokojeniu własnych aspiracji i interesów, bogacąc się w ten sposób na karbach ludzi pracy.
Kontrrewolucja październikowa: fiasko obumarcia państwa, nacjonalizacja, wyzysk i „doścignięcie” Europy
Zgodnie z przewidywaniami Lenina (które najbardziej propagandowało naszkicował w Państwie a Rewolucji) powstałe „półpaństwo” proletariackie, jak dumnie określona została Rosja Radziecka, winno naturalnie „obumrzeć”, zaś z tego okresu przejściowego jakim była „dyktatura proletariatu”, wraz ze śmiercią państwa, winien wykształcić nowy okres - era komunizmu. Nie wchodząc w teoretyczne niuanse marksistowsko-leninowskiej wizji „obumarcia państwa”[20], należy zaznaczyć, iż esencją koncepcji „dyktatury proletariatu” było stworzenie przez nią odpowiednich narzędzi, które teoretycznie miały zmniejszać kompetencje państwa na rzecz wolnych stowarzyszeń i organizacji społecznych, których rola wzrastałaby wraz z postępującym procesem likwidacji klas i różnic społecznych, aż w końcu państwo samo by się „rozpłynęło” stając się zbędnym.
Zdaniem Lenina owy okres przejściowy był jednak niezbędny, bowiem zasadniczym celem tego okresu było zdławienie oporu dawnych ciemiężców (burżuazji głównie), w celu wyzwolenia klasy wyzyskiwanych, poprzez użycie „sił ujarzmiania” charakterystycznego dla instytucja państwa. W tym też kontekście Lenin żądał aby instytucje „burżuazyjne” zostały zastąpione instytucjami „proletariackimi”, tak jakby one nie wytwarzały nowej, uprzywilejowanej elity, strzegącej własnych interesów. Jak jednak słusznie zasugerował W. Reich, stopień „obumarcia państwa” postępujący zgodnie z ujęciem marksistowsko-leninowskim można byłoby mierzyć „stopniem sukcesywnego usuwania usamodzielnionych organizacji stojących ponad społeczeństwem, i stopniem wciągnięcia masy, tj. społecznej większości, w zarządzanie”[21]. Jednakże przyglądając się Rosji Radzieckiej w jej pierwszych miesiącach i latach istnienia, w jakim stopniu można było mówić o obumieraniu państwa? Czy koncepcja „obumierania państwa” oznaczała:
- ·Likwidowanie wolnych i samorządnych rad robotniczych?
·Nacjonalizację uspołecznionych uprzednio zakładów pracy?
·Odebranie samorządowi zawodowemu roli samorządu zawodowego i podporządkowania go polityce partii?
·Masowe represje i terror skierowane przeciwko (realnym i urojonym) kontrrewolucjonistom i anarchosyndykalistom?
·Centralizację państwa i niszczenie wszelkich zrębów federalizmu?
Wobec tego, gdzie odbywało owe obumieranie państwa, o którym tak chętnie mówił wpierw Lenin, a po przejęciu władzy również Stalin, który tą retoryką posługiwał się do około 1935 roku. W jaki sposób wzmocnienie państwa, poprzez wzmocnienie jego aparatu przymusu i bezpieczeństwa, centralizację i podporządkowanie wszystkiego zwierzchnictwu partii i państwa, miały prowadzić do jego obumarcia i urzeczywistnienia komunizmu?
Stalinowi należy się szacunek za zerwanie z tą leninowską obłudą. W końcu lat 30-tych nie tylko przestał posługiwać się tezami o obumieraniu państwa, ale wyraził wprost, iż ZSRR stanowiło zaprzeczenie tego paradygmatu deklarując, iż nie może być mowy „o zniesieniu państwa, że należy raczej wzmocnić i rozbudować władzę państwa proletariackiego”[22]. Zasadniczej zmianie uległa również retoryka władz, która począwszy od lat 30-tych zaczęła mówić o demokratyzacji kraju i powstaniu demokracji parlamentarnej (eufemistycznie nazywanej mianem „demokracji radzieckiej”), nie zapominając jednak wyrażać bałwochwalnych okrzyków na część „umocnienia dyktatury proletariatu”, która w połowie lat 30-tych miała usunąć wszystkie elementy kapitalistyczne z ZSRR. Czyż jednak nie była to pewna logiczna sprzeczność w łonie myśli leninowskiej? Przecież zgodnie z interpretacjami Lenina, mityczna „dyktatura proletariatu” miała się zakończyć wraz z usunięciem wszystkich elementów kapitalistycznych. Skoro ich usunięcie ogłosił Stalin, to jaki był sens „umacniania dyktatury proletariatu”, która winna automatycznie się zakończyć, zabierając ze sobą państwo do grobu? Na poziomie czysto teoretycznym była to najprawdziwsza sprzeczność. Realnie sprzecznością już nie było, w istocie bowiem nie nastąpił triumf - mniej lub bardziej realnej - „dyktatury proletariatu”, nie nastąpił nawet triumf demokracji parlamentarnej. Zamiast tego umacniało się panowanie biurokracji partyjnej nad masami.
Samo jej panowanie i zajęcie uprzywilejowanej pozycji łączy się ściśle z rozwojem kapitalizmu państwowego w Rosji Radzieckiej i ZSRR, co szerzej przedstawiam w dalszej części artykułu. Lecz już w tym miejscu należy wskazać jasno: miejsce danej klasy społecznej determinowane jest poprzez jej stosunek wobec środków produkcji. Nomenklatura w praktyce stała się dysponentem niemal całości środków produkcji w ZSRR, co powodowało, iż stała się ona klasą uprzywilejowaną, przyswajającą cechy zachodniej burżuazji (nie bez powodu mówi się czasem o „czerwonej burżuazji”). Wywłaszczając proletariat z owoców jego pracy oraz zagarniając wypracowaną przez niego wartość dodatkową, zdołała wywłaszczyć proletariat z wszelkich jego zdobyczy, tak ekonomicznych jak i politycznych. Jak słusznie spostrzegł Trocki, „środki produkcji należą do państwa. Lecz samo państwo "niejako" do biurokracji”[23]. Powodowało to, iż biurokracja - póki jej się to opłacało i dopóki stanowiła ona źródło jej władzy oraz przywilejów - chroniła własność państwową przed uspołecznieniem i skutecznie pacyfikowała rewolucję społeczną. Kiedy jednak istniejący system przestawał wystarczająco chronić jej interesy, nomenklatura rozpoczynała nową „rewolucję”. Ta tendencja leżała u podstaw tzw. transformacji ustrojowej w państwach Bloku Wschodniego w latach 80-tych XX wieku. Nomenklatura weń chroniąc własne interesy, przywileje oraz bogactwa, rozpoczęła proces samouwłaszczenia się, torując tym samym drogę kapitalizmowi rynkowemu, który ostatecznie zajął miejsce kapitalizmu państwowego.
Wracając do ZSRR niezwykle trafnie podsumował opisaną przeminie sytuację W. Reich, pisząc:
Jeżeli jednym tchem mówi się o zniesieniu klasy ciemiężycieli, wychowaniu mas w duchu socjalizmu i o „nieosłabionym trwaniu” dyktatury proletariatu, to mamy przed sobą kompletny bezsens. Po co zachowuje się dyktaturę, skoro zaistniały odpowiednie warunki do jej zniesienia? Przeciwko komu lub czemu jest skierowana, skoro ciemiężyciel został zniszczony, a masy są już zdolne do samodzielnego sterowania społeczeństwem? Taki bezsens sformułowań kryje zawsze drugi sens: dyktatura trwa i jest skierowana nie przeciw tradycyjnie rozumianym ciemiężycielom, lecz przeciw masom[24].
W konsekwencji tego „czytając literaturę radziecką po 1937 roku, można zauważyć, że koncentrowano się na wzmocnieniu, a nie osłabieniu władzy aparatu proletariackiego. Nie było już natomiast mowy o konieczności ostatecznego zastąpienia go samorządnością”[25]. Ostatecznie w 1935 roku wprowadzono powszechne prawo wyborcze oraz inkorporowano formalnie demokrację parlamentarną, upodabniając tym samym ZSRR do państw zachodnich, bowiem tak samo jak one ZSRR oparło iluzję danej wolności na gwarancji ze strony aparatu biurokratyczno-państwowego, którego masy były niezdolne zniszczyć. „Rozwój społeczeństwa radzieckiego naznaczony jest zatem powstaniem nowego aparatu państwowego, który się usamodzielnił i stał – tak jak narodowy socjalizm Hitlera – wystarczająco silny, aby niczym nie ryzykując, dać społeczeństwu iluzję wolności”[26].
Bakunin miał więc rację!
ZSRR wprost udowodniło jego racje w sporze z Marksem. Idea obumarcia państwa jest mitem. Mitem jest także możliwość wykorzystania państwa jako narzędzia służącego wyzwoleniu mas, likwidacji kapitalizmu (czyli wyzysku człowieka przez człowieka) oraz samego państwa.
Bolszewicy padli ofiarami własnych paradoksów w doktrynie, tych przed którymi ostrzegał w latach 60-tych XIX wieku Bakunin, a zwłaszcza swych centralistycznych natręctw. Formalnie zamierzali zlikwidować państwo, lecz wcześniej pragnęli je wzmocnić. Mówili o rozkładzie państwa poprzez wzrost znaczenia instytucji samorządowych, lecz równocześnie istniejące i rozwijające się samorządy, wspólnoty, rady, komuny, itd. masowo likwidowali bądź ograniczali ich znaczenie nakładając na nie państwowy i partyjny pręgierz. Zamierzali zlikwidować państwo, zmierzając do równoczesnej centralizacji państwa. Deklarowali konieczność budowy socjalizmu, skrupulatnie likwidując wszystkie jego znamiona, ot chociażby zwalczając tendencje związane ze spontanicznie wysuwanym hasłem rosyjskich proletariuszy o robotniczej kontroli środków produkcji, sprzeciwiając się formalnie i realnie uspołecznieniu, nacjonalizując zakłady, które wcześniej zostały uspołecznione (dekret o nacjonalizacji stanowił konsekwencję odbywającego się Kongresu Rad Ekonomicznych pomiędzy 26.05 a 4.06.1918 roku), torując drogę dla kapitalizmu państwowego. Wobec tego później powstałe ZSRR nie było państwem socjalistycznym, a już tym bardziej nie zmierzało do urzeczywistnienia komunizmu. Wpasowało się w ramy globalnego systemu kapitalistycznego (ze wszystkimi tego konsekwencjami: radziecka interwencja stanowiła przecież główną siłę kontrrewolucyjną podczas Rewolucji Społecznej w Hiszpanii), aby móc się jednak w pełni w niego wpasować, bolszewicy zaczęli pacyfikować toczącą się Rewolucję Społeczną.
Pierwszym krokiem dla powstania kapitalizmu państwowego i spacyfikowania toczącej się w dawnym imperium carów rewolucji społecznej, było poddanie całej ekonomii pod nadzór Naczelnej Rady Ekonomicznej na mocy dekretu z 5.12.1917 roku. W kolejnych miesiącach zaczęto ograniczać kompetencje rad robotniczych oraz wpływać na wybór „odpowiednich” kandydatów, np. gwarantując „ochronę” podczas wyborów[27]. Całkowicie samorządność i znaczenie rad zostały zniesione na mocy dekretu z 1.04.1918 roku, który ograniczał ich kompetencji do funkcji… dyscyplinujących[28].
Następnie rozbito niezależny od bolszewików (tj. anarchosyndykalistyczny) ruch związkowy, zaś po spacyfikowaniu rad, bolszewicy za kolejny element swej kontrrewolucyjnej walki uznali walkę robotniczą kontrolą środków produkcji, co z rozbrajającą szczerością przyznał Łozowski podczas III Wszechrosyjskiego Kongresu Związków Zawodowych. Bolszewicy rozpoczęli bezpardonową walkę z wywłaszczającymi, a następnie uspołeczniającymi fabryki, kopalnie, mieszkania (czy częściej całe budynki) anarchistami, którzy po Rewolucji Październikowej, dzięki idei Trzeciej Rewolucji, zaczynali bezpośrednio zagrażać sile bolszewików.
Począwszy od 1919 roku zaczął następować faktyczny demontaż państwa radzieckiego. Bolszewicy masowo rozwiązywali rady robotnicze, których nie byli w stanie kontrolować. Tym które przetrwały, odebrano ostatecznie wszelkie kompetencje. W wojsku przywrócono hierarchię, w tym stopnie oficerskie i wynikające z tego różnice w uposażeniu.
Radziecki kapitalizm państwowy odznaczał się więc całkowitym odebraniem masom jakiegokolwiek wpływu na gospodarkę, która ponadto zamiast służyć zaspokojeniu potrzeb społecznych, służyła zaspokojeniu imperialnych planów państwa-kapitalisty. Zamiast być zarządzana przez społeczeństwo, administrowana była przez zawodową kadrę administracyjną, będącą faktycznym dysponentem środków produkcji, która dzięki swojemu ulokowaniu stała się wąską grupą elit dbającą wyłącznie od zaspokojenie własnych potrzeb i zachowanie własnej uprzywilejowanej pozycji.
Poglądowi temu w żaden sposób nie zaprzeczali bolszewicy. Trocki, powołując się na Lenina, przyznawał w Zdradzonej Rewolucji, iż nacjonalizacja gospodarki dawnego imperium carów miała jeden cel: doścignięcie Europy pod względem ekonomicznym[29], a więc w istocie miała ona włączyć się w imperialną rywalizację i kapitalistyczną konkurencję. Nie zaprzeczał także jakoby miała ona zaprzestać kierować się kapitalistycznymi kryteriami i zasadami, zwłaszcza prawami: popytu i podaży[30] oraz stosować inne kapitalistyczne mierniki wartości[31]. Tak uporczywie budowany przez bolszewików w pierwszej fazie wojny domowej „komunizm wojenny”, był niczym innym, aniżeli odpowiednikiem „kapitalizmu wojennego” (gospodarki wojennej) zaaprobowanego w uczestniczących w Wielkiej Wojnie państwach kapitalistycznych, a w szczególności w Niemczech (Kriegswirtschaft), a który dla Lenina stanowił wzór do naśladowania. Łączyła ona bowiem ukochane przez wodza bolszewików cechy: centralizm i dyscyplinę, bo przecież gospodarka komunistyczna, uspołeczniona, jawiły się dla Lenina niczym „anarchistyczny sen”[32].
Umownie za datę pełnego wdrożenia modelu kapitalizmu państwowego w Rosji Radzieckiej uznać możemy rok 1921. Wówczas to, jak określił Trocki, państwo radzieckie dokonało „zwrotu ku rynkowi”, przywracając handel oraz przyznając prym zasadzie zysku w działalności gospodarczej. Bezpośrednimi konsekwencjami tego kroku były: rozwój spekulacji oraz niezaspokojenie wielu podstawowych potrzeb mas względu na niską ich dochodowość i preferowanie w zamian zaspokojenia potrzeb zamożnych elit, lub udostępnienie masom roboczym towarów najniższej jakości, pozwolę sobie powrócić do tej kwestii nieco dalej.
Wbrew obiegowej opinii sytuacja społeczna w ZSRR nie różniła się specjalnie od sytuacji społecznej państw zachodnich. W warunkach kapitalizmu państwowego, państwo-przedsiębiorca stał się sobowtórem przedsiębiorców-kapitalistów z państw zachodnich, w konsekwencji czego w Rosji zachodziły identyczne procesy co w państwach zachodnich, zwłaszcza: wzrost nierówności, wzrost skali wyzysku oraz powszechna pauperyzacja mas roboczych.
Owoce rosnącej wydajności pracy (głównie wynikająca z zastosowania coraz to lepszych metod dyscypliny pracy) zagarniane były bezpośrednio przez państwo-przedsiębiorcę oraz administrującą jego własnością nomenklaturę, która wywłaszczając robotników, zagarniając wartość dodatkową ich pracy, bogaciła się ich kosztem, stając się niczym kapitaliści, tkanką pasożytniczą. Przekładało się to wprost na wzrost nierówności społecznych: poziom życia klasy robotniczej nie ulegał zasadniczej poprawie, a wręcz odwrotnie. W kolejnych latach, likwidowanie kolejnych ulg przez państwo, likwidowania bezpłatności w dostępie do większości usług społecznych (dopiero Chruszczow w ZSRR wprowadził bezpłatną oświatę), wzrost cen powodował pogorszenie poziomu życia, co ściśle sprzężone było z niezaspokojeniem podstawowych potrzeb mas przez przemysł kierujący się prawami zysku. Równocześnie administracja bogaciła się w zastraszająco szybkim tempie, zaś przemysł zaspokajał ich najbardziej wysublimowane potrzeby.
W konsekwencji prowadziło to do sytuacji, w której proletariusze musieli żyć w hotelach robotniczych, w których jakość kwaterunku nie wiele odbiegała od jakości lepianki, podczas gdy nomenklatura narzekała, iż w wybudowanych dla nich willach było za mało miejsca na kwaterunek dla służby. Dla przedstawicieli nomenklatury, wojska czy stachanowców (do których jeszcze powrócę) dostępne było masło, tytoń, bogate panie domu mogły zaopatrywać się w towary z katalogów mody – najbardziej oczywistym przejawem nierówności była powstała sieć sklepów luksusowych (tzw. „Lux”), na zakupy w których stać było jedynie nielicznych. Dla proletariuszy zaś, dostępna była jedynie machorka (słaby gatunkowo tytoń), czy margaryna. „Limuzyny dla "aktywistów, dobre perfumy dla "naszych pań", margaryna dla robotników, sklepy "Luks" dla możnych, widok delikatesów na lustrzanych witrynach dla plebsu – taki socjalizm w oczach mas to tylko nowy, przenicowany kapitalizm.”[33]
Państwo radzieckie starało rozbić jedność i solidarność proletariatu, poprzez wytworzenie nowej grupy pracowników najemnych: stachanowców, odpowiedników „robotniczej arystokracji” państw zachodu, więcej zarabiających, lepiej żyjących i akceptujących akordowy system pracy, nazywany eufemistycznie „socjalistyczną rywalizacją”. Dysproporcje pomiędzy nimi, a zwykłymi robotnikami były ogromne: stachanowcy zarabiali od 1000 do nawet 2000 rubli miesięcznie, zwykły robotnik do 100[34]. Stachanowców „dosłownie obsypuje się przywilejami: przydziela im się nowe mieszkania lub odnawia stare; wysyła się ich poza kolejką do domów wczasowych i do sanatoriów; wysyła im się do domów bezpłatnych nauczycieli i lekarzy; daje im się darmo bilety do kina (…). Wiele z tych przywilejów jest jak gdyby świadomie obliczonych na to, żeby dotknąć i urazić przeciętnego robotnika”[35].
Autor: Maciej Drabiński
Przypisy
[18] Rudolf Rocker – Racjonalizacja przemysłu a klasa pracująca, s. 1, dostępne pod adresem:
http://chomikuj.pl/redrat1/Red+Rat/Rocker+-+Racjonalizacja+przemys*c5*82u,218260110.pdf, [dostęp: 17.01.2012 roku]
[19] L. Trocki - Zdradzona Rewolucja, Pruszków 1991, s. 45
[20] K. Marks swoją wizję sprecyzował w Wojnie Domowej we Francji, F. Engels w Pochodzeniu rodziny, własności prywatnej i państwa, zaś W. Lenin w Państwie a rewolucji.
[21] W. Reich – Psychologia mas wobec faszyzmu, s. 233
[22] Tamże, s. 236
[23] L. Trocki – dz. cyt., s.
[24] Tamże, s. 245 (pogrubienie zostało dodane przez autora artykułu)
[25] Tamże, s. 237
[26] Tamże, s. 247
[27] D. Guérin – Anarchism from theory to practice, Monthly Review Press 1970, s. 91
[28] Tamże
[29] L. Trocki – dz. Cyt, s. 10
[30] Tamże, s. 24
[31] Tamże, s. 45 i 46
[32] P. Avrich – Russian Anarchists, s. 164
[33] L. Trocki – dz. cyt., s. 92
[34] Tamże, s. 96
[35] Tamże
Powstanie kapitalizmu państwowego w anarchistycznym ujęciu cz.1
drabina, Nie, 2012-01-22 17:01 Publicystyka | Ruch anarchistycznyTematem poniższego artykułu jest proces powstania oraz cechy „kapitalizmu państwowego” w Rosji Radzieckiej.
Traktować go jednak należy jako wprowadzenie do następnego artykułu, który zamierzam poświęcić procesowi powstania oraz upadku kapitalizmu państwowego w Polsce, poczynając od spacyfikowania przez nowe władze komunistycznych tendencji w łonie polskiego proletariatu, samodzielnie uruchamiających, uspołeczniających i samorządnie (poprzez rady robotnicze) zarządzających fabrykami, aż po proces samouwłaszczenia się nomenklatury, która utorowała drogę transformacji od kapitalizmu państwowego, do kapitalizmu rynkowego.
Teoria
Bakuninowska krytyka państwa
Rozpoczynając badania nad analizą i krytyką państwa dokonaną przez Bakunina w sferze polityki wewnętrznej (pomijam więc jego analizę dotyczącą polityki zagranicznej, czy natury oraz znaczenia socjalizmu), należy zwrócić uwagę, iż pomimo wielu rozbieżności oraz wątpliwości w jej interpretacji przez cały okres anarchistyczny (i około-anarchistyczny) przewijają się w pracach rosyjskiego filozofa, następujące wątki:
- 1.Podkreślenie, iż państwo stanowi element klasowego panowania warstw posiadających i uprzywilejowanych, które traktują państwo jako narzędzie dla realizacji własnych interesów i podtrzymywania własnego panowania i bogactw. Tyczy się to zarówno państwa burżuazyjnego, monarchii jak i państwa socjalistycznego.
2.Uznanie, że państwo - jako idea - zbankrutowało. Żadne państwo, niezależnie od swej formy ustrojowej, rządu czy przyjętego modelu ekonomicznego, nie będzie chciało oraz nie będzie mogło zapewnić swym obywatelom dobrobytu oraz wolności.
3.Istota państwa, niezależnie od ustroju, jest zaprzeczeniem wolności i równości. Państwo zawsze opiera się na przymusie – czasem bardziej, czasem mniej jawnym – oraz nierównościach: klasowych, ekonomicznych i politycznych, poprzez podtrzymywanie podziału na rządzących i rządzących oraz posiadających i nieposiadających.
4.Demokracja jako forma ustrojowa państwa, nie zmienia zasadniczo jego charakteru. Wręcz przeciwnie, może stanowić najgorszą formę despotii, bowiem opierać się będzie na iluzji reprezentywności oraz wybieralności władz przez obywateli.
W pierwszej kolejności zajmę się kwestią „wolności” oraz zapewnienia „dobrobytu” przez państwo, bowiem to na tym polu, skupia się bakuninowska krytyka państwa, zgodnie z którą niemożność (a także niechęć) zapewnienia dobrobytu, równości i wolności (które jako takie wykluczają państwo) stanowi bodaj największą wadę oraz słabość tej instytucji. Przekonywał, iż nawet najbardziej demokratyczne państwo, najbardziej wszechwiedzące i wszechwładne nigdy nie będzie w stanie spełnić ludzkich potrzeb.
Zanim jednak rozwinę te jak i inne kategorie krytyki państwa, warto jest wyjaśnić, iż w mniemaniu rosyjskiego anarchisty, to co państwo określa mianem „wolności” jest w istocie „przywilejem wolności” dostępnym elitom i danym w oparciu o wyzysk i niewolę reszty populacji danego państwa. Stąd też zawsze istnieć będzie podział na rządzących i rządzących. Stąd też państwo, ze swej natury, jest „najbardziej jaskrawym, najbardziej cynicznym i najbardziej pełnym zaprzeczeniem tego, co ludzkie. Państwo niweczy powszechną solidarność wszystkich ludzi”.
Koncepcja „wolności” w rozumieniu państwowym oznacza wolność wyzyskiwania i panowania nielicznych nad większością. W takim razie dla drugiej strony oznacza ono nic innego jak dobrowolne poddanie się państwu, stając się tym samym dobrowolnym niewolnikiem. Z tego właśnie powodu, Michał Bakunin ostrzegał by nie ufać retoryce elit politycznych i ekonomicznych, które tak chętnie posługują się wieloma wzniosłymi hasłami, w tym oczywiście dotyczącymi wolności.
Przyjmując taki punkt widzenia, rosyjski anarchista uznał to za element celowych działań tych warstw, które zmierzają do zniszczenia naturalnego człowiekowi instynktu solidarności i zastąpienia tego instynktu patriotyzmem, który stawia państwo na pierwszym miejscu, ponad wszystkie ludzkie potrzeby. Patriotyzm jest zaś czymś sztucznym, obcym człowiekowi, wręcz antyludzki ze względu na swoją ekskluzywność. Co więcej jest on nad wyraz instrumentalnie traktowany przez burżuazję, która nie cofnie się przed niczym – nawet zdradą i odrzuceniem własnego patriotyzmu – by zachować swe bogactwa i przywileje. Pouczającym dla Bakunina przykładem było zachowanie klas uprzywilejowanych podczas pruskiej agresji na Francję, podczas której francuska burżuazja bez żadnej ujmy na sumieniu, zdradziła własną ojczyznę, tylko po to aby zachować swe bogactwa. Można powiedzieć, iż Bakunin uważał patriotyzm za nieco nowocześniejszą formą panowania, kontroli i nadzoru mas, który jak niegdyś religia, miał usprawiedliwiać władzę, ucisk, stosunki klasowe i wymusić u obywateli działania na rzecz państwa (czyli de facto w interesie klas uprzywilejowanych).
Zrozumiałe jest teraz, dlaczego rosyjski myśliciel stał na stanowisku, iż nawet najbardziej demokratyczne państwo będzie musiało stale się centralizować, a reprezentanci obywateli będą wyłącznie ich reprezentantami z nazwy, dbając wyłącznie o interesy elit, od których są i będą uzależnieni. W takim razie państwo jest i będzie stale zmuszane, bo jak przekonuje nas – nie ma od tego ucieczki, do pełnienia podrzędnej roli wobec uprzywilejowanych ( tj. chronić ich interesy). W konsekwencji doprowadziło go to do wniosku, iż każda forma państwa, zawsze będzie musiała być oparta na przymusie oraz przemocy. Następstwem tego odkrycia było stwierdzenie przez Michała Bakunina, iż każda forma ustrojowa państwa, model rządzenia, skład rządu oraz model ekonomiczny, nie zmieniają natury oraz celów państwa jako instytucji. Wręcz przeciwnie. Państwo formalnie demokratyczne może być nawet gorsze od despotyzmu, albowiem nie ma niczego gorszego – zdaniem Bakunina – od despotyzmu opartego na rzekomej woli ludu.
Między innymi właśnie z tych powodów kpił z reform demokratycznych. Sądził, że za dobre ustępstwa wobec ludu, burżuazja dostanie jeszcze większe środki do wyzysku mas, albowiem „despotyzm państwa nigdy nie bywa tak straszliwy tak potężny jak wtedy, gdy opiera się na rzekomych przedstawicielach rzekomej przedstawicieli ludu”[1], w systemie demokratycznym lud pozostaje takim samym narzędziem realizacji cudzych interesów, dodając w Bogu i państwie:
Słowem, odrzucamy wszelkie prawodawstwo, wszelką władzę i wszelkie wpływy uprzywilejowanych, patentowych, oficjalnych i uprawomocnionych, wpływy tych, którzy rządzą w rezultacie powszechnego głosowania, jesteśmy, bowiem przeświadczeni, że ludzie ci zawsze wykorzystają swe wpływy jedynie na korzyść panującej i wyzyskującej mniejszości, a przeciwko interesom olbrzymiej ujarzmionej większości[2]
Różnica pomiędzy monarchią a republiką sprowadza się wyłącznie do tego, iż „w pierwszej świat urzędniczy gnębi i rabuje, by zaspokoić interesy klas uprzywilejowanych, posiadających, jak również po to, by napełnić własną kieszeń – czyniąc to w imieniu monarchy; w republice będzie czynił to samo, by przynieść korzyść własnej kieszeni i tym samym klasom – ale będzie to robił w imię wolności ludu”[3].
Z drugiej strony w krytyce samych wyborów wyraźnie zbliżył się do Proudhona, uważając, że klasa robotnicza w państwowych i kapitalistycznych warunkach może nie być nawet gotowa do udziału w wyborach, bowiem pozostanie nadal zależna od burżuazji, a z powodu braku wystarczającej wiedzy (wynikającej z nędzy i braku wolnego czasu) pozostaną politycznie uzależnieni od bogatej mniejszości. Stąd też, Bakunin przyrównywał wybory do pewnego wybiegu państwa, które ma na celu zajęcie ludzi budową więzienia dla samych siebie.
Tak rozplanowane i pojmowane cechy oraz historia państwa, prowadzą Bakunina do ostatecznego ugruntowania się w przekonaniu, iż państwo istnieje i istnieć może wyłącznie w interesie klas posiadających. Stąd też żadne z państw „nie może istnieć bez sojuszu z elitą burżuazji”[4]. Dlatego – jak przekonywał w Państwowości i anarchii - państwo zawsze będzie wrogiem ludu i środkiem ucisku klasy robotniczej. Podobnie jak nie może wyzbyć się ono swoich „obowiązków”, czyli panowania, władania i kierowania ludźmi odgórnie, co przeradza się w przemoc.
Naturalnie przemoc ta nie zawsze musi być najbardziej widocznym narzędziem sprawowania władzy, bowiem jak to pisał sam myśliciel: „państwo to tyle co przemoc, to znaczy władza oparta na przemocy, przy czym jest to przemoc na ogół zamaskowana, a [jedynie] w skrajnych wypadkach – bezceremonialna i jawna”[5]. Rosyjski anarchista łączył również ewolucję państwa zmierzającą w stronę coraz mocniejszej tyranii, z rozwojem kapitalizmu. Twierdził, że proces wzmacniania i centralizowania państwa, jest podporą dla klas posiadających, bowiem wyłącznie wzmocnienie państwa, daje możliwość nieograniczonego wyzysku klasy robotniczej.
Nieodłącznym aspektem państwa pozostaje więc system klasowy, który państwo podtrzymuje. To też, wbrew powielanemu stereotypowi[6], „Michel” uważał, że klasowy charakter państwa oraz tocząca się w nim walka klas są faktami obiektywnymi, które byłoby ciężko zanegować. Od przynależności klasowej zależna jest pozycja socjo-ekonomiczna a także przysługujące jednostce prawa polityczne i zakres wolności, pisząc:
monopol na wolność polityczną wraz z możliwością wyzyskiwania milionów robotników oraz rządzenia nimi według swojej woli i zgodnie z własnym interesem; dla nich są przeznaczone wszystkie dzieła, wszystkie subtelne odcienie wyobraźni i myśli… mają oni możliwość zostania pełnowartościowymi ludźmi (...)[7]
Klasy posiadające utrzymują się z wyzysku klas nie posiadających, które są (groźbą głodu) przymuszone do półniewolniczej pracy bogacącej kapitalistów. Spycha je to w nędzę, z której w praktyce nie można się wydobyć (sam kapitalizm nie jest w stanie ani ułatwić pracy robotnika pomimo postępu, ani poprawić bytu mas ludowych co byłoby sprzeczne z jego naturą, zdaniem Bakunina). To z kolei prowadzi do „ciemnoty” i „prymitywizmu umysłowego”, gdyż odbiera możliwość robotnikom kształcenie siebie i swoich dzieci. Jednakże wyzysk i przywileje demoralizują także klasy posiadające.
Prowadzi to do Bakunina do nieuchronnej i jednoznacznej konkluzji: państwo ze swej natury było, jest i będzie wyłącznie narzędziem w rękach klas uprzywilejowanych. Jego cechy są jednak na tyle elastyczne, że zawsze będzie potrafiło się przystosować się do zmieniających się stosunków społecznych i ekonomicznych, by stać się narzędziem w rękach nowych elit. Pokazuje to historia: na przestrzeni wieków zmieniały się realia, modele ekonomiczne lecz zawsze państwo potrafiło dostosować się do tych zmian (lub na odwrót, to nowe klasy posiadające, potrafiły dostosować państwo do swych potrzeb).
Tworzy to w pewnym rodzaju „błędne koło”. Masy ludowe poprzez swoją pracę spychane są w stan nędzy, co tylko utrwala ich niewolę. Jednocześnie swoją pracą nie tylko bogacą klasy posiadające, ale poprzez zapewnienie im środków produkcji, zapewniają im wolność. Wynika to z faktu, że natura państwa polega na tym, że w tym ładzie wolnymi czuć się mogą wyłącznie ci, którzy posiadają własność.
Bakunin był jednak optymistą. Analizując instytucję państwa oraz dokonując jej krytyki, rosyjski anarchista doszedł do wniosku, iż współczesne państwo jest skazane na zgnicie, a w dalszej konsekwencji na powolną śmierć. Szansę na urzeczywistnienie tego procesu widział w fakcie istnienia wyzyskiwanego i niewolnego proletariatu, który pod groźbą głodu jest zmuszony do półniewolniczej pracy bogacącej (w zamian za drobną część wartości wytworzonej pracy) klasy posiadające (marksowska „wartość dodatkowa”). Musi to doprowadzić do sytuacji kiedy ludzie niewoleni powstaną przeciw swym ciemiężycielom.
Państwo socjalistyczne w ujęciu M. Bakunina i P. Kropotkina
Bakuninowska krytyka idei socjalizmu państwowego była ściśle sprzężona z krytyką filozofii oraz poglądów K. Marksa oraz konfliktem pomiędzy bakunistami a marksistami. Zaznaczę jednak, iż powoływanie się na ten konflikt nie jest przywoływaniem starego, nostalgicznego, czy wręcz zapomnianego, konfliktu, który nic nie wnosi do współczesnej myśli politycznej. Wręcz przeciwnie - konflikt ten bowiem określał współrzędne dla toczącego się sporu, dyskusji i walki w łonie ruchu rewolucyjnego w XIX i XX wieku, którego dziedzictwo jest nadal obecne we wzajemnych stosunkach pomiędzy marksistami a anarchistami, a które równocześnie pozwala zrozumieć dlaczego niemożliwe było powstanie czegoś takiego jak „państwo socjalistyczne” i dlaczego socjalizm może być jedynie bezpaństwowy. Sądzę, że to P. Kropotkin wydał najlepszą ocenę tego sporu z perspektywy anarchistycznej, pisząc w swych Wspomnieniach rewolucjonisty:
Rozdźwięk pomiędzy marksistami i bakunistami nie był bynajmniej sprawą ambicji osobistych. Był wyrazem nieuniknionego starcia się zasad federalizmu i centralizmu, wolnej komuny z ojcowskim rządem państwa, swobodnej, twórczej działalności mas ludowych z dążeniem do ustawowej reformy istniejących stosunków wytworzonych przez ustrój kapitalistyczny.[8]
Naturalnie nie zamierzam kwestionować faktu, iż ogromna część wzajemnych zarzutów miała charakter dosyć powierzchowny, służący raczej demonizowaniu przeciwnika, aniżeli jego całościowej krytyce. Z resztą żadna ze stron w pełni nie potrafiła się wzajemnie, dogłębnie, skrytykować. Z jednej bowiem strony, Bakunin „ze sprytem wręcz diabolicznym” myśląc, iż krytykuje marksowskie poglądy, w gruncie rzeczy mieszał marksowski „socjalizm naukowy” z „socjalizmem państwowym” Lassalla. Z drugiej zaś strony Marks nie potrafił odpowiedzieć na te zarzuty[9]. Nie dlatego, że lekceważył anarchizm (a nierzadko taki argument, we współczesnych opracowaniach, pada), lecz dlatego, że nie potrafił. W pewnym sensie jego odpowiedzią było odwoływanie się przez Marksa do „prawdziwego anarchizmu” jaki on sam miał przedstawiać[10](tak Marks, pod koniec życia określił się mianem „prawdziwego anarchisty”!). Po trzecie, Engels skrajnie demonizował anarchizm, widząc w anarchistach skrajnych idealistów i „karykaturę ruchu robotniczego”[11]. Jeżeli już pojawiały się elementy krytyki merytorycznej z jego strony, to była ona najczęściej oparta na wybiórczych elementach myśli anarchistycznej, aniżeli jej całości.
Dlatego nim przejdę do bardziej szczegółowego charakteryzowania sporu, już na wstępie zaznaczę istnienie trzech filarów (spośród których wyłącznie na pierwszym skupiam się w niniejszej pracy), na których opiera się bakuninowska krytyka marksizmu:
- 1.Dostrzeżeniu przez Michała Bakunina antywolnościowych tendencji w marksizmie, wynikających z anarchistycznego pojmowania koncepcji państwa, co naturalnie przekładało się sposób postrzegania „państwa socjalistycznego”, odrzucenia koncepcji „okresu przejściowego”, „władzy rewolucyjnej” oraz walki politycznej. Myślę, iż możemy nazwać ten filar, mianem „filaru ideologicznego”.
2.Krytyce, a właściwie atakowaniu Karola Marksa przez Bakunina na tle ich osobistego konfliktu i rywalizacji. W dużej mierze, ataki te opierały się na adresowanych przez Bakunina inwektywach, oskarżeń, epitetach oraz przypisywaniu niemieckiemu myślicielowi nieszczerych intencji. Ten filar można określić mianem osobistego konfliktu.
3.Krytyce marksizmu ze względu na bieżące zapotrzebowanie ruchu anarchistycznego i pozycji anarchistów w MSR. Filar ten nazwę mianem filaru politycznego. W dużej mierze jest on determinowany dwoma poprzednimi, bowiem cała bakuninowska krytyka wysuwana pod adresem Marksa w gruncie rzeczy wynikała z bieżącego zapotrzebowania ruchu.
Nim przejdę do opisu „filaru ideologicznego” należy wskazać, iż dla Bakunina idea państwa socjalistycznego w ogóle poniosła sromotną klęskę już podczas Wiosny Ludów, która to ukazać miała, iż zwyczajną mrzonką była wiara w możliwość posłużenia się państwem jako narzędziem służącym wyzwoleniu mas ludowych. Dzięki temu, klasa robotnicza na własne oczy przekonała się, że swego wyzwolenia nie może zawdzięczać państwu, ani jakieś elicie, lecz sobie samej.
Bakunin aby pozostawać konsekwentnym musiał również odrzucić koncepcję „okresu przejściowego”, „państwa socjalistycznego” czy „dyktatury proletariatu” gdyż to właśnie te elementy myśli marksowskiej pozostawały w największej sprzeczności z anarchistycznym ujmowaniem wolności, równości i braterstwa, przekładającej się na sposób spostrzegania państwa i jego roli. To też z tego właśnie powodu, Bakuninowi każda forma państwa, w tym również tego „socjalistycznego” jawiła się jako tyrania, despotia oraz kolejna forma ucisku i wyzysku służąca nowym, uprzywilejowanym, elitom – które powstałyby nawet w państwie socjalistycznym. To też marksowskie „półpaństwo” w „okresie przejściowym” idealnie wpasowywało się w ten schemat i musiała je spotkać taka sama krytyka jak wszystkie inne modele państwa.
Tym samym rosyjski myśliciel zanegował marksowski pogląd stanowiący o tym, iż państwo mogłoby zostać wykorzystane jako środek służący emancypacji. Jak sądzę najbardziej dobitny temu wyraz dał Bakunin w Socjalizmie i wolności pisząc, iż że żadna dyktatura nigdy nie zrodzi wolności, bowiem „wolność może być stworzona tylko przez wolność”[12].
Samą koncepcję „okresu przejściowego”, który miałby wyzwolić klasę robotniczą i doprowadzić do obumarcia państwa, nazywał zwyczajnym urojeniem. Widział w tym elemencie myśli marksowskiej także brak logicznej konsekwencji. Zakonkludował, iż konsekwencją myśli Marksa jest nie tylko zdobycie władzy przez proletariat, ale oddanie jej następnie w ręce „awangardy”, która naturalnie musiałaby dążyć do wzmocnienia i skoncentrowania władzy wyłącznie w swoich rękach, stojąc się w następstwie tych wydarzeń, nową klasą uprzywilejowaną. Dlatego też, jak przekonywał Bakunin, nawet jeżeli faktycznie część proletariatu zdobyłaby władzę, to i tak w pewnym momencie przestałaby być klasą robotniczą a stałaby się nową klasą uprzywilejowaną dbającą o swój interes, pisząc:
Gdy tylko staną się rządzącymi lub przedstawicielami ludu, przestaną być robotnikami i zaczną patrzeć na czarnoroboczą masę z wysokości państwowego punktu widzenia; będą reprezentować już nie lud, lecz siebie i swoje roszczenie do kierowania ludem[13]
To zdanie i ten – jakże słuszny oraz potwierdzony przez historię – pogląd winien zostać szczególnie zapamiętany, bowiem teza ta wręcz perfekcyjnie oddaje motywy oraz źródło polityki elit w Bloku Wschodnim w latach 80-tych, kiedy to nomenklatura samodzielnie rozpoczęła tzw. „proces samouwłaszczenia się” rozpoczynając torowanie drogi w kontrolowanej rewolucji od kapitalizmu państwowego do kapitalizmu rynkowego. Na tym gruncie rodzi się jeszcze jedna przyczyna dla krytyki marksizmu przez Bakunina. Rosyjski filozof w artykule Państwo i marksizm zasygnalizował niezwykle ważny aspekt i niebezpieczeństwo płynące z marksizmu. Mianowice mam na myśli wskazanie przez rosyjskiego myśliciela, otartych drzwi do budowy – popularnie współcześnie nazywanego – „kapitalizmu państwowego”.
Dlatego też zdaniem Bakunina, „okres przejściowy” nie zmienia zasadniczo stosunków własnościowych. Nie miało to większego znaczenia, że wszystkie środki zostaną znacjonalizowane, rosyjski filozof odbierał to po prostu jako zwyczajny transfer całego kapitału z rąk wielu kapitalistów, w ręce jednego kapitalisty, którym stanie się państwo, przyjmując całą naturę i mechanizmy wyzysku od kapitalistów. Trafność anarchistycznych spostrzeżeń zweryfikowała historia i powstanie wpierw ZSRR, a następnie Bloku Wschodniego, w którym zakwitł kapitalizm państwowy.
Z tychże powodów, Bakunin wysnuł domniemanie, iż marksizm może stać się nawet ruchem reakcyjnym. Taki wniosek nasunęła mu niebezpieczna – w jego odczuciu – tendencja komunistów do zawierania kompromisów z rządem i partiami politycznymi, co w ostatecznym rozrachunku mogłoby zepchnąć stronników Marksa w stronę reakcji. Przekonanie Bakunina o takiej możliwości zostało wzmocnione przeświadczeniem o tym, że komuniści pragną jedynie zdobyć władzy, a więc są obrońcami autorytetu.
Faktem potwierdzającym rangę, słuszność i aktualność bakuninowskiej krytyki koncepcji tzw. „socjalistów państwowych” pozostaje to, iż rosyjski apologeta bezpaństwowego socjalizmu skonstruował swój krytyczny komentarz, nim narodziła się de facto socjaldemokracja oraz nim jego tezy, pozytywnie, mogła zweryfikować historia. Uzupełnienia bakuninowskiej krytyki naiwnej wiary w moc sprawczą „socjalizmu państwowego” dokonał P. Kropotkin, bezpośrednio mogąc obserwować stopniową degenerację socjaldemokratów i autorytarnych marksistów, opierając się na przykładzie niemieckiego SPD, którego idee z biegiem lat zaczęły blednąć. Partia zrezygnowała z zamiarów budowy „socjalizmu państwowego”, na rzecz „kapitalizmu państwowego”[14]. W dodatku powątpiewał w szczerość tych haseł, zauważać, że uzależnione są one od „kombinacji wyborczych”. Pozwoliło mu to domniemywać, iż socjaldemokraci traktowali je wyłącznie instrumentalnie. Dlatego w partiach socjaldemokratycznych widział ogromne zagrożenie, szczególnie w tendencji centralistycznej jaką one przejawiały oraz w programie nacjonalizacji części gałęzi gospodarki. Z tego właśnie powodu zdaniem rosyjskiego anarchisty, reformizm SPD poszedł tak daleko, iż partia ta stała się partią reakcyjną, antyrewolucyjną.
W dodatku, co było całkowicie zgodne z krytyką marksizmu dokonywaną przez M. Bakunina, Kropotkin sądził, że nacjonalizacja gospodarki w zasadzie niczego nie zmieni. Kapitalista zostaje zastąpiony państwem w procesie wyzysku i nadzoru pracy. Pracownik najemny nadal pozostanie pracownikiem najemnym, zmuszanym do sprzedaży swojej pracy. Zasadniczo nie ma to przecież dla niego większego znaczenia kto go wyzyskuje. Obawiał się dalej posuniętej hierarchizacji i centralizacji stosunków pracy, które mogą doprowadzić do dalszych nierówności i nadużywania władzy, bowiem „niedawny, dobry, towarzysz, jutro może zmienić się w brygadzistę (task-manager) nie do zniesienia”[15].
Kropotkin na wieść o dokonaniu zamachu stanu (nawiasem mówiąc wspieranego przez anarchistów) przez bolszewików w październiku 1917 roku, miał rzecz - „to pogrzebie rewolucję”[16]. Co prawda, część badaczy, wg mnie całkowicie bezzasadnie, stara się wykazać, że Kropotkin bronił i usprawiedliwiał rewolucję październikową oraz poczynania bolszewików na zasadzie „mniejszego zła”. Świadczyć o tym ma list do robotników zachodu[17], w którym siedemdziesięciodziewięcioletni wówczas Kropotkin zaapelował do zachodniej klasy robotniczej, by ta naciskała na swoje rządy do porzucenia myśli o zbrojnej interwencji w rewolucyjnej Rosji.
Przyznawał, że Rosja przechodzi rewolucję podobną do tej jaką przechodziła Anglia czy Francja. Z resztą w liście do Georga Brandesa (jednego z założycieli duńskiej partii „Det Radikale Venstre”) porównywał bolszewików do jakobinów. Jednocześnie wyraźnie i stanowczo dystansował się od dyktatury, uważając, iż budowa komunizmu na drodze państwowej jest skazana na klęskę. Bowiem nie możliwe jest powstanie „komunistycznej republiki” budowanej przez scentralizowane państwo, gdyż komunizm wyklucza państwo. Jednakże najbardziej na niekorzyść tezy, iż Kropotkin w pewnym stopniu aprobował politykę bolszewików świadczą motywy jakimi kierował się pisząc list. Mianowicie, swój sprzeciw wobec interwencji zbrojnej motywował głównie obawą przed tym aby bolszewicy nie wykorzystali tego faktu do wprowadzenia jeszcze większej dyktatury i aby mocniej nie paraliżowali oddolnej działalności społeczeństwa rosyjskiego. Z resztą, jak spostrzegł, to dotychczas właśnie wojna domowa była przez nich traktowana jako pretekst do centralizacji państwa i gospodarki, a także stanowiła wygodne wytłumaczenie dla wszelkich niepowodzeń.
Z całą stanowczością sprzeciwiał się wysiłkom bolszewików zmierzających do centralizacji kraju. Nie tylko dlatego, że był federalistą i centralizm napawał rosyjskiego anarchistę obrzydzeniem. Lecz także dlatego, że – jak sam deklarował – nie możliwe jest połączenie w jeden, scentralizowany organizm, wszystkich obszarów Rosji, które diametralnie różnią się od siebie.
Alternatywę dla władzy bolszewików widział w systemie rad robotniczych. Wątpił jednak by w ówczesnej sytuacji zdołały one popchnąć rewolucję naprzód i doprowadzić do wyzwolenia mas. Jego pesymizm miał źródło w obserwowaniu tego jak bolszewicy odbierali radom znaczenie, sprowadzając je do pełnienia biernej roli.
W 1920 roku w liście do Lenina zaznaczył, że „Rosja Radziecka” zaczyna stawać się „radziecka” jedynie z nazwy. Dodał, że nie można myśleć o przeobrażeniu społecznym oraz o socjalizmie gdy dyktaturę sprawuje jedna partia. Brak oddolnej organizacji chłopów i robotników (w autentyczne rady) uniemożliwia rewolucję i wykształcenie się nowej formy organizacji społecznej, pisał.
Przypisy
[1] M. Bakunin – Państwowość i Anarchia, dostępne pod adresem: http://www.rozbrat.org/bakunin/pis_panstwowosc2.htm [dostęp: 9.08.2010 roku]
[2] M. Bakunin - Bóg i państwo, dostępne pod adresem: http://www.rozbrat.org/bakunin/pis_bog2.htm [dostęp: 9.08.2010 roku]
[3] M. Bakunin – Państwowość i Anarchia, dostępne pod adresem: http://www.rozbrat.org/bakunin/pis_panstwowosc2.htm [dostęp: 9.08.2010 roku]
[4] Tamże
[5] Tamże
[6] Między innymi Antoni Malinowski w swej pracy Mit wolności. Szkice o wolności wskazywał na nie klasowe rozumienie państwa i nie klasową analizę państwa przez Bakunina
[7] M. Bakunin – Federalizm, socjalizm i antyteologizm, dostępne pod adresem: http://www.rozbrat.org/bakunin/pis_federalizm2.htm [dostęp: 9.08.2010 roku]
[8] P. Kropotkin - Wspomnienia rewolucjonisty, Warszawa 1959, s. 409
[9] E. Balibar – Trwoga mas, Warszawa 2006, s. 198
[10] Tamże s. 139
[11] D. Grinberg - Ruch Anarchistyczny w Europie Zachodniej 1870-1914, s. 52-53
[12] M. Bakunin - Socjalizm i wolność, dostępne pod adresem: http://rozbrat.org/bakunin/pis_marksizm2.htm [dostęp: 10.08.2010 roku]
[13] M. A. Bakunin - Gosudarstiennost’ i anarchia, s. 295, przypis za H. Temkinowa – Bakunin i antymonie wolności, s. 144
[14] P. Kropotkin – Wspomnienia…, s. 408
[15] P. Kropotkin – Anarchy: its philosphy. Its ideal, [w:] D. Guerin - No gods, no masters, s. 325
[16] P. Marshall – Demanding the impossible, s. 333
[17] P. Kropotkin – How communism should not be introduced. A letter to the workers of Western Europe, Dmitrowo, okręg moskiewski, 28 kwietnia 1919 roku, [w:] D. Guérin - No gods, no masters. Występuje on również pod tytułem The Russian Revolution and the Soviet Government.
Konstanty II Gluecksburg – król malowany
Czytelnik CIA, Czw, 2012-01-19 11:07 PublicystykaGrecja w ostatnim czasie była na czołówkach gazet, serwisów informacyjnych radiowych, telewizyjnych oraz internetowych na całym świecie. Nie jest tajemnicą, że jedno z najstarszych państw Europy, kolebka cywilizacji, została przedstawiona we wszelakich mediach, jako siedlisko samego zła, bałaganu, niezrozumiałego buntu. Grecy przecież są sami sobie winni. Żyli ponad stan, ich rząd oszukiwał Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz Europejski Bank Centralny w sprawie płynności finansowej państwa. To, że rząd oszukiwał też Greków mało kto mówi. Nagle Greccy poczuli się oszukani przez rząd premiera Jeoriosa Andreasa Papandreu oraz partii PASOK, która jako grecka lewica sprzyjała bardziej liberalnym rozwiązaniom niż ideą w, które wierzyła u swego początku. Ich złość, rozczarowanie na ludzi odpowiedzialnych za ich kraj przerodziła się w ogromne demonstracje w Antenach, Salonikach, na wyspach Krecie, Rodos czy Korfu. Blokowanie portów morskich, strajk komunikacji kolejowej, transportu miejskiego czy mediów publicznych pokazuje, że Greccy nie bronili przywilejów nie należnych im, tylko wynikających z ich sytuacji materialnej.
Dla liberałów, piewców wolnego rynku Grecja musi w całości ponosi odpowiedzialność za tą sytuacją, spełniając wolę międzynarodowych instytucji finansowych. Nie wsłuchiwano się w to, co Grecy mówili cały czas, gdy trwały demonstracje. Bo i po, co? Jednak prawda jest zupełnie inna, gdy wyjedzie się poza wielkie miasta, zobaczy się Grecje mniej atrakcyjną, nie z kolorowych folderów, przewodników, wspomnień celebrytów. Grecka wieś pod względem materialnym, mentalnym nie zmieniła się aż tak za bardzo od czasów, gdy w 1863 roku na grecki tron wstąpił Jerzy I, (duński książę Wilhelm) przywieziony na pokładzie brytyjskiego statku. To, że wybrano księcia Wilhelma, zadecydował fakt, że jego rodzona siostra Aleksandra weszła poprzez swego męża Edwarda, księcia Walii do brytyjskiej rodziny królewskiej. Młody książę nie był zainteresowany tronem Hellenów. Państwo było biedne, gdzie dużą rolę odgrywała gospodarka rolniczo - pasterska. Jednak jego daleki wuj król Fryderyk VII Oldenburg wymusił na nim i jego ojcu przyjęcie wyboru.
Francja i Wielka Brytania narzucając Grekom obcego im księcia, przede wszystkim realizowały swoje interesy, wbrew interesom samych Greków. Nowy władca żeniąc się z przedstawicielką domu Romanowów, uzależnił swój nowy kraj od nowych wpływów, tym razem rosyjskich. Grecy nie czuli się z tym wyborem dobrze. Do końca nie zaakceptowali Jerzego I, jako swego władcy.
Również jego następcy po bohatera mojego artykułu, nie zapewnili spokoju temu państwu, byli siewcami całkowitego zamętu. Realizowali nie tyleż interesy obcych państw, co najbogatszych Greków, bogacącej się burżuazji, a przede wszystkim bogatych właścicieli ziemskich utrzymujących grecką wieś w strasznej nędzy, gdzie panowała wysoka śmiertelność noworodków, a także najpóźniej docierały zdobycze medycyny w Europie. Nie lepiej wiodło się greckim robotnikom, już za panowania Jerzego I podnosili oni protesty przeciw wyzyskowi i za poprawą warunków pracy. Protest był wywołany wydarzeniami w Rosji z 1905 roku. Król ewidentnie stanął po stronie rządu oraz właścicieli fabryk. Paradoksalnie zginął nie z rąk anarchistów, czego bał się najbardziej, ale agentów Niemiec i Austro – Węgier, zainteresowanych utrzymaniem w tej części Europy swoich wpływów. Nowy król Konstanty I sprzyjał niemieckim fabrykantom inwestującym w jego kraju, wypierając tym samym angielski kapitał, ale byt greckim robotnikom się nie poprawił. Konstanty I był jednym z najbardziej znienawidzonych monarchów greckich, wspierał bardzo silnie właścicieli ziemskich, będąc przy tym zwolennikiem niemalże feudalnych relacji panujących na greckiej prowincji. W mieszany gry z rządem ówczesnego premiera Wenizelosa (włączyły się do tego jeszcze Francja, Wielka Brytania oraz Niemcy) musiał ustąpić z tronu, na rzecz syna a po jego śmierci ponownie wrócił, by na rok przed swoim zgonem abdykować. Nie wspomnę o jego kolejnym synu Jerzy II, który niczym się nie wyróżnił. Może na uwagę zwraca fakt, że będąc na emigracji podczas II wojny światowej król znany był z pronazistowskich sympatii tak jak młodszy jego brat Paweł oraz bratowa Fryderyka, którzy nie kryli się z tym.
Ich poglądami interesował się amerykański wywiad. Co nie przeszkodziło Waszyngtonowi akceptowaniu na tronie Jerzego II, który powrócił do Grecji na podstawie sfałszowanych wyborów. Te odbyły się w atmosferze terroru policyjno – wojskowego, podszyte zagrożeniem sowieckim, gdyż w Grecji w tym czasie trwała wojna domowa. Londyn oraz Waszyngton nie chciał ustanowienia komunistycznej republiki w Grecji. Dla tego wsparł mało popularnego monarchę, który zresztą zmarł na raka siedem miesięcy po powrocie. Na tron wstąpił Paweł I, ojciec Konstantego II. Ten sympatyzujący z Hitlerem człowiek pogłębił jeszcze bardziej społeczne podziały w kraju. Wspierał dyktatury Papagosa i jego następcy na urzędzie premiera Konstantina Karamanlisa. Za ich czasów nastąpiło silne uzależnienie od USA zarówno polityczne jaki gospodarcze. Czego symbolem było powstanie baz wojskowych na terenie Grecji podporządkowane bezpośrednio Pentagonowi. Grecy byli z tego tak niezadowoleni, że poparli w wyborach koalicję partii przeciwnych Papagosowi. Nic to jednak nie zmieniło w sytuacji materialnej Greków. Koncerny amerykańskie eksploatowały do maksimum grecką gospodarkę i samych Greków. Nie bacząc na łamania praw człowieka Biały Dom traktował Grecje, jako „partnera”, gdy realizował tam wyłącznie swoje interesy polityczne i gospodarcze. Sam kraj się nie rozwijał, nadal będąc jednym z najbiedniejszych krajów starego kontynentu. Grecki pasterz na osiołku bardzo się podobał amerykańskim turystom, przeglądających foldery turystyczne zachęcające do przyjazdu na wycieczkę lub wypoczynek. Prawda była taka, że życie pasterzy było jedną wielką nędzą. Poziom greckiej oświaty był niski, a analfabetyzm na greckiej prowincji był jednym z wyższych w Europie. Kiedy zatem mieszkańcy wisi szli do wyborów kierowali się nie poglądami, ale tradycyjną sympatią do prawicy oraz monarchii. Sprzyjała temu bardzo silna rola greckiego kościoła prawosławnego.
Greków kuło wystawne życie dworu Pawła I dotowanego przez budżet państwa. Monarcha prezentował się, jako przyjaciel Stanów Zjednoczonych, goszcząc z rodziną w Białym Domu u prezydenta Eisenhower oraz Kennedye’go. Z ich wizyt w Waszyngtonie pochodziło sporo zdjęć, z których wynikało, że grecka rodzina królewska żyła, jak amerykańskie rodziny ze sfery finansowej. Jachty, samochody, pałace, edukacja, uprawianie sportu przez dzieci króla pokazywało, jak daleko rodzina królewska żyła od zwykłych Greków. Masowe protesty w Atenach i innych miastach greckich wywoływał mi. in. fakt, że w 1960 roku parlament, głosami prawicy, przyjął ustawę o finansowaniu przez państwo niezwykłe wystawnego ślubu księżniczki Zofii z hiszpański infantem Janem Karolem. Zjazd głów koronowanych oraz członków rodzin królewskich i arystokratów z całej Europy wiązało się z podniesieniem akcyzy na szereg towarów, z której sfinansowano całą uroczystość. Z budżetu finansowano nawet posag dla córki monarchy, który wynosił 9 mln drachm. Zwolnionym z opodatkowania i wywiezienia ich zagranicę. W tym samym czasie parlament odrzucił wniosek posłów lewicy oraz centrum o poprawę finansowania oświaty. W następnym roku Grecja świętowała hucznie 60-te urodziny Pawła I. Król umarł w 1964 roku, tron objął jego syn Konstanty II.
Konstanty urodził 2 czerwca 1940 roku. Okres II wojny światowej spędził w Związku Południowej Afryki (obecnie RPA). Powrócił wraz z rodziną do Grecji w 1946 roku. Jego życie nie interesowało zbytnio Greków. Bardziej pisma kolorowe dla pań, uchodził za atrakcyjną partię. Dziś na emigracji broni się mówiąc, że od zawsze jest emocjonalnie związany z Grekami. Znany był jednak z wożenia się po całym świecie wraz z rodziną i to na koszt podatnika. Filmował swoją kamerą pierwszą damę USA, Jackie Kennedy, żeglował ze swoim szwagrem Janem Karolem, udzielał chętnie wywiadu prasie. Jego ślub z duńską księżniczką Anną Marią, została przedstawiony przez światowe media, jako współczesna bajka. Prowadził jałowe życie. Konstanty II nie zwracał uwagi zresztą, jak jego poprzednicy na życie samych poddanych. Akceptował jak ojciec wszystkie występki premierów Papagosa oraz Karamanlisa wobec społeczeństwa i ich praw. Nie mniej na mieszał dopiero po wstąpieniu na tron. Rok wcześniej premierem został Jeorios Papandreu, który wcześniej piastował funkcję szefa rządu. Jego partia „Unia Centrum” na czele z rządem, któremu on przewodził, zmieniła dotychczasową sytuacje w kraju. Po czasie represji rozpoczęła się odmiana sytuacji w Grecji, przywrócono swobody obywatelskie oraz demokratyczne, uwolniono więźniów politycznych, niektóre organizacje neofaszystowskie zostały rozwiązane. Niestety 70 – letni polityk nie był konsekwentny i jego rząd po osiemnastu miesiącach upadł. Jednak nie z winy samego premiera. Obali go Konstanty II. Pretekstem było rzekome zamieszanie szefa rządu w antymonarchistyczny spisek uknuty przez tajną organizację oficerską „Aspida”. Faktycznie chodziło o kontrolę nad armią. Siły antydemokratyczne nie były zainteresowane polityką demokratyzacji rządu Papandreu. Prawica grecka chciała zawrzeć koalicję z centrum, co spotkało się z niechęcią Greków, tak jak wybór skrajnie prawicowe polityka Stefana Stefanopulosa na premiera.
Jego rząd zdobył zaufanie w parlamencie przewagą czterech głosów. W kraju panował nadal chaos polityczny, mnożyły się afery korupcyjne, sytuacja społeczna ulegała pogorszeniu, dochodziło do strajków, co do wodzi, że w sytuacji kryzysowej Grecy potrafili się już wcześniej zmobilizować. W 1966 roku milion obywateli wzięło udział w 395 strajkach. Klasa średnia popierające monarchię próbowała robić wszystko, by nie dopuścić partię Papandreu do władzy. 28 maja 1967 roku miały się odbyć kolejne wybory. Wszystko wskazywało, że prawica przegra te wybory. Wtedy siły antydemokratyczne, profaszystowskie wzięły się za środki pozaparlamentarne. Niestety główne partie greckie „Unia Centrum” oraz „Unia Narodowo – Radykalna” nie miały zasadniczo różnic politycznych. Wyborcy kierowali się nie ich programami a przywódcami. Między nimi dochodziło do walk personalnych. O niestabilności greckiej demokracji świadczył fakt, że od II wojny światowej aż do zamachu stanu w 1967 roku na arenie politycznej wystąpiło aż 95 partii politycznych. Dnia 21 kwietnia 1967 roku faszystowska junta wojskowa pod kierownictwem wyszkolonego w USA wieloletniego szefa wywiadu wojskowego płk Jeoriosa Papadopulosa, dokonała zamachu i wprowadziła jawną dyktaturę wojskową. Konstytucja została zlikwidowana, parlament i wszelkie organizacje. W kraju zapanował terror. Zapełniły się więżenia i obozy koncentracyjne. Tragedia jaką spotkała Greków to:
Od 21 do 30 kwietnia 1967 roku
aresztowanych 8.270 osób
6.188 osób zesłano do obozu.
Zachowaniem króla Konstantego II był kompromis z juntą Papadopoulosa i powołanie premiera Konstantionsa Kolliasa przewodniczącego Najwyższego Sądu Kasacyjnego. Mimo to junta działała wbrew i bez poparcia Greków. Próbowała wciągnąć bez rezultatu do władzy partii prawicowych, które zorientowały się czym to pachnie. Konstanty II i część greckiej klasy średniej próbowała obalić dyktaturę w drodze kontrzamachu z 13 grudnia 1967 roku. W przypadku powodzenia chcieli przekazać władze partią prawicowym. Ponieśli porażkę. Konstanty II wraz z rodziną opuścił Grecję. Od tego momentu przypatrywał się sytuacji w kraju najpierw z Rzymu, a potem z Londynu. Jego powrót do kraju, zależał już tylko od samych Greków, umęczonych przez następne siedem ciężkich lat rządami junty. Junta oficjalnie pozostawiła króla na tronie, mianując kolejnych marionetkowych regentów w tym samego przywódcy Papadopoulosa. W 1973 roku junta zniosła monarchię, a sam Konstanty II wierzył jeszcze, że wróci na tron.
Szansa dla niego pojawiła się rok później, gdy po odsunięciu junty od władzy, nowe rozpisały referendum w sprawie ustroju w Grecji. Zwolennicy monarchii mieli swobodę agitacji, tak samo monarcha. Konstanty II przekonywał w greckiej telewizji, że gdy wróci na tron zachowa neutralność i nie będzie się mieszać do spraw politycznych. Poważne greckie dzienniki prawicowe oraz trzy wielkie organizacje rojalistyczne i przeszło trzysta pomniejszych organizacji prowadziła intensywną kampanię pod hasłem „Orle, powracaj do ojczyzny”. Cały kraj został zalany olbrzymią ilością ulotek, broszurek i plakatów rojalistycznych. Najprawdopodobniej kampanię greckich monarchistów wspierał finansowo szach Iranu, który wyasygnował na ten cel milion dolarów. Wśród występujących anonimowo krajowych ofiarodawców, zwolenników króla figurowali armatorzy, przemysłowcy i bogaci biznesmeni. Mimo to Konstanty II przegrał, 70% Greków nie chciało monarchii. Republikanie mieli dużo argumentów, ale samych Greków nie było trudno przekonywać do ostatecznej decyzji. Trzeba pamiętać, że deklaracje króla były bez pokrycia, ze względu na jego przeszłość. Dymisjonując premiera Papandreu przyczynił się do chaosu, który stał się „zielonym światłem” dla puczu „czarnych pułkowników” i początkiem junty wojskowej. Przypomnieć trzeba też, że Konstanty II podpisywał bez wahania wszystkie ustawy wyjątkowe oraz dekrety, które podsunęli mu wojskowi (wśród nich dekret proklamujący stan wyjątkowy i wprowadzający nadzwyczajne sądy wojskowe). Kiedy znalazł się na emigracji nadal pobierał pobory z listy cywilnej aż do momentu, gdy przestał być greckim monarchom. Instytucja monarchii zafundowała do 1974 roku Grekom cztery rewolucje i 30 zamachów stanów. Królowie z dynastii Gluecksburgów (Oldenburgów) nigdy nie identyfikowali się z Grekami i ich interesami.
Dziś osoba Konstantego II jest przez większość Greków oceniana negatywnie. Kiedy w 1995 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka nakazał Grecji oddać majątek byłem królowi, który pozostawił wyjeżdżając w 1967 roku wzbudziła protesty społeczne i w pełni zrozumiałe oburzenie. Konstanty oraz jego rodzina musieli symbolicznie ponownie oddać je Grekom. Zrobili to tylko, by nie narazić się znowu na krytykę ze strony samych Greków. Niestety mimo, że od ostatecznego zerwania z przeszłością i usunięcia Oldenburgów z tronu, ustanowienia republiki, minęło wiele lat, władze znowu zawiodły grecki naród, który ponownie został przez nieswój kryzys ukarany, zmuszony do wyjścia na ulicę, broniąc swoich praw. Grecja jest świetnym przykładem kompromitacji ustroju, który przechodząc różne przeobrażenia, zawiódł społeczeństwo, wynosząc do władzy ludzi, dbających wyłącznie o własny interes. Konstanty II odpowiedzialny za pogłębienie kryzysu państwowego, utrzymania podziałów społecznych, wywołania tragedii, jaką były rządy pułkowników, cieszy się szacunkiem koronowanych głów Europy, jest szwagrem duńskiej królowej Małgorzaty II i hiszpańskiego króla Jana Karola. Przyjmuje go u siebie Elżbieta II, jest bowiem jej i jej męża bliskim kuzynem. W 1982 roku został chrzestnym księcia Williama. Za jego decyzje, powinien odpowiadać, tak jak członkowie junty osądzeni w 1975 roku. Niestety jego pokrewieństwo z królami Europy uratowało mu skórę, mogąc żyć nad Tamizą spokojnie, gdy ofiary reżimu cierpią do dziś. Za żart może zakrawać ten o to komunikat, który wydał w sprawie ostatnich wydarzeń w Grecji na swojej stronie internetowej:
„Zdaje sobie sprawę ze zbiorowego uczucia smutku i żalu, który jest
większy niż poczucie odpowiedzialności.
Kiedy gniew wybucha, kiedy trudno jest dostrzec nadzieję, to uczucie wyraża się przez
reakcję i przemoc.
Jednak dla Grecji i jej ludu nie czas teraz na poddawanie się wściekłości,
która może wystąpić. Teraz jest czas, aby stanąć w obronie naszej wiary
w demokracje. To czas, żeby pamiętać, że panującym nad przeciwnościami,
w oparciu o niezawodną silę,
którą gromadzimy w jedności.
Dla Grecji, aby osiągnąć pierwszy, bolesny krok
wyjścia z recesji naród musi
przezwyciężyć kryzys polityczny i społeczny
poprzez oddzielenie ich od kryzysu gospodarczego.
Jak w przypadku każdego przełomu,
będzie to wymagało zarówno siły,
jak i cierpliwości.
Demokracja zapewnia wolność,
ekspresję, sposoby zwalczania niesprawiedliwości i wigoru
pozwalający Grecji na stały wzrost.
Pięć tygodni temu w Pilio (w Grecji)zaproponowałem „że możemy
osiągnąć punkt, w którym mógłby
odbyć się skoordynowany pokojowy protest,
przypominający to, co inspirowało ludzi w Północnej Irlandii kilka lat temu,
kiedy w jednolitych, milczących marszach wyrażali ducha narodu
przeciwko tym,
którzy ranili ich kraj,
demokracje i obywateli. To była postawa narodu przeciwko terroryzmowi;
to jak wierzę, powinien być krzyk do tych,
którzy zagrażają demokracji w Grecji.
Jeśli ludzie ulegną, staną się ofiarami,
jeśli będą reagować, staną się drapieżnikami.
Jeśli poprzez mądrość pokoju i siłę solidarności,
wzniosą się ponad ból niesprawiedliwości naród
zwycięży i rozjaśni drogę dla następnej
generacji i dla reszty świata”.
Z tego komunikatu wynika, że król będący kilka dekad temu hamulcem greckiej demokracji, odwołuje się do niej we wzniosłych słowach. Na szczęście Grecy mają własny rozum i nie zainteresowali się zbytnio tym komunikatem. Nie odnotowały tego zbytnio media.
Konstanty II został nazwany przeze mnie królem malowanym, gdyż w latach 60-tych był ówczesnym celebrytą. Pół biedy, gdyby nim tylko był. Szkody jakie wyrządził swoimi decyzjami nie da się już cofnąć. Grecy w większości cieszą się, że żyje on z dala od spraw kraju, który on i jego przodkowie traktowali po macoszemu.
RobertHist
Kolejne wieści zza muru...
Krawat, Czw, 2012-01-19 06:38 Kraj | PublicystykaNie chcę idealizować mojej degradacji z Z.K. półotwartego więc nie będę się na ten temat za bardzo rozpisywał. Ponad dwa lata temu jak wszystko nabrało dużego rozgłosu chciano abym podpisał taki papierek, że wszystkie moje publikacje to nieprawda, że to zrobiłem po złości i tak nie jest jak to opisuje. W zamian za sprzedanie się proponowali zakład półotwarty. Z oburzeniem odmówiłem. Minęło ponad dwa lata i w końcu postanowili wypchać mnie stąd sami. Trafiłem do Z.K. półotwartego w Łupkowie (Bieszczady). Jak sama nazwa mówi – półotwarty - cele, baraki pootwierane, stołówka i telefon codziennie. Trzy godziny widzeń w miesiącu. Zero cenzury listów, zamiast muru siatka, a za nią przechadzające się sarny i jelenie.
Po prostu jak nie więzienie. Przedszkole bez cel dźwiękoszczelnych, nawet izolatek. Jak tam przyjechałem byłem jedynym wegetarianinem na 250 osób. Byłem dumny, że dla mnie jednego kupili butlę gazową, patelnie, baniaczek. iż pomimo opisu kolegów, że na wege nie ma szans, dla mnie się ugięli. Wiedzieli o moim pisaniu, o publikacjach. Od początku byłem niewygodny, do tego wege. A w takich przypadkach, jak ktoś jest niewygodny, pozbyć się go to najprostsza sprawa. Okazywałem głośno moje niezadowolenie na warunki sanitarne, na lekarza, na stołówkę - gdzie okienko do wydawania posiłków, a raczej co za nim, wyglądało jak kibel. Pozwolili mi nawet na małą działeczkę gdzie zasadziłem sobie warzywa. I czekali na byle potknięcie.
Wiadomo mi, że byłem pod stałą obserwacją i inwigilacją, także ze strony innych więźniów. Tam jest tak, że wszyscy trzymają się rękami i nogami żeby walczyć o wolność, nikt się z niczym nie wychyla, bo się boją. Sprzedawanie kolegów to nic nowego w takich Z.K. No i doczekali się – ale, że zrobią to tak bezczelnie to zaskoczyło nawet mnie.
Pokłóciłem się z więźniem pod kratą, z którym przebywałem w celi. Funkcjonariusz Andrzej Lenard który wyskoczył z dyżurki niestety widział coś innego, że „szarpie więźnia”. Dostałem wniosek karny i drzwi na szybkie wyjście zostały mi zamknięte. Miałem 8 świadków, że nic nie było. Nieistotne! Funkcjonariusz wie co widział! Przetransportowano mnie do Z.K. Sanok gdzie miałem przebywać do wyjaśnienia oraz na decyzje do jakiego Z.K. mam jechać. Złożyłem do sądu zażalenie. Badali całą sprawę i jak wynikało z opinii, ten sam funkcjonariusz miesiąc później zeznał, że był świadkiem całego zajścia i widział jak „szarpie więźnia i uderzam go w twarz”. Mając takie kłamstwo i zbieżność w zeznaniu oraz niesłusznej degradacji i 8 świadków, że nic nie było, że funkcjonariusz kłamie, zakładam mu sprawę i pozew do prokuratury. Jadę złożyć zeznania. W sumie znając ten system nie oczekiwałem, że coś zdziałam. Ale walczyłem mając tak mocny dowód, że chociaż zajmą się tym. Zajęli się - całe dochodzenie trwało 12 dni roboczych. I umorzono, nikogo nawet nie przesłuchali, zdjęli tylko opinię z Łupkowa i na niej się oparli. Do tego napisali, że ten funkcjonariusz nic nie miał do mojej degradacji , że on nawet nie zeznawał w dochodzeniu wyjaśniającym. Zeznawał bo przyszło mi pismo z sądu. Stąd mam jego imię i nazwisko które ujawniłem. Tak to się mnie pozbyli , zabrali nadzieję na szybsze wyjście.
W Sanoku mi powiedzieli - a na co pan liczył panie Konowalik - „to cena walki”. Czekali na byle powód. Tak to wszystko wyglądało.
Przy okazji opiszę Sanok. Miałem już nie pisać i odpowiedź na komentarze miała być ostatnią publikacją, ale kilka rzeczy złożyło się na to, że zmieniłem zdanie. Namowa przyjaciół, to w jak w Sanoku traktowali moją kobietę i jak bardzo bali się aby nic na nich nie wyszło poza mury, skłoniło mnie do zmiany zdania.
Sanok jest Aresztem Śledczym, są jednak cele karne gdzie przebywa recydywa. Jest ich kilka gdzie siedzą kucharze oraz osoby które są po degradacjach i czekają na zakończenie dochodzeń oraz na skierowanie do odpowiednich Z.K. czyli najbliżej miejsc zamieszkania. Warunki karne tak mnie zdumiały, że myślałem że wróciłem się na śledczak. Samowola dyrektora przebija wszelkie prawa z regulaminu wewnętrznego jaki ma każdy Z.K. Pełna izolacja czyli spacery, łaźnia, świetlica sami bez kontaktu z innymi więźniami - tak zarządził dyrektor. Z zarządzenia dyrektora są cztery apele dziennie, codzienne przeszukania celi im wcześniej tym lepiej, a raczej nie przeszukania a rozwalania i bezcelowe osuwania łóżek od ścian. Pomimo tego, że w regulaminie wewnętrznym pisze, że można posiadać sprzęt typu, radia, dvd, gry nikt ich w więzieniu nie ma - tylko TV. Za dobrze byśmy mieli. Można mieć tylko TV i koniec - dyrektor wie lepiej. Dres spodnie można mieć za zgodą dyrektora, szklanki do picia mieć nie można. Kubek zniszczony i czarny więzienny wystarczy! Aby zrobić sobie kawy albo herbaty do picia trzeba patrzeć na budzik, na który też trzeba zgodę, aby przed 8.00 robić, bo z zarządzenia dyrektora w ramach oszczędności prądu wyłączany jest od 8.00 do 14.00. Pobudka też jest ustalona przez dyrektora. Pan nasz wymyślił, że będziemy (całe więzienie) wstawać o 5.00, a iść spać o 21.30. Tak aby nikt krzyku nie podniósł o łamanie praw. Jest 8 godzin snu? Jest! Świetlice niby mieliśmy mieć 2 x w tygodniu: poniedziałek i czwartek. O świetlicy decydował już funkcjonariusz bo jak stwierdził: „panowie nie mam czasu”, to już było po świetlicy. I żaden grafik, że mamy, nie pomagał. Wszechobecne było rozbieranie więźniów do naga, nie tylko jak się szło na widzenia. Nieraz przeszukania były tak nadgorliwe, że aż prowokowały agresję. Brakowało tylko żeby miedzy pośladki patrzyli i kazali rozchylać. Jak ja się pojawiłem to chłopaki z celi, którzy szli na kuchnie do pracy nadgorliwie i upokarzająco przeszukiwani - bali się żeby nic na nich za mury nie trafiło. Więc zdają sobie sprawę, że nie jest tak jak powinno.
Moja kobieta też przez to przechodziła, nadgorliwe szukania, pytania czy nic nie wynosi i dogadywania. Po kilku widzeniach kobieta bała się ich już. Powiedziała mi, że w tym Sanoku to masakra, czuje się jakby była przestępcą. Jedź już do tego Rzeszowa, tam jest lepiej. Doszło do tego, że wypytywali kolegów czy nic nie kombinuje. Baliście się tak bardzo to macie!
Lekarz był ten sam co leczył w Łupkowie. Jakiś objazdowy - jak wesołe miasteczko. Wszystko leczył pastylkami dla dzieci, ale chwalę jedną pielęgniarkę, pomagała więźniom jak mogła. Lekarz ten który leczył w Z.K. Łupków, Sanok i na pewno Moszczaniec jak wynika z pieczątki, którą przybił znajomemu na jakimś papierku, specjalizacje ma jako ginekolog na wolności. Ponoć mieli chuja już wyjebać tylko nikt się nie znalazł na jego miejsce! Funkcjonariusze tak bardzo się zachowywali, jakby to było ich więzienie, że szok. Oczywiście było kilku normalnych, ale w sumie odczuwałem cały czas wrogość do mnie. Cały czas przewijało się jedno: „on pisze do Internetu:.
Jest jedna osoba, która mi tam sprzyjała i pomagała, ale ją pominę z takich przyczyn, że pomógł niejednemu więźniowi i w sumie nigdy nikomu nie zaszkodził.
Jeszcze jedna rzecz, która jest zależna od dyrektora. Każdy więzień raz na trzy miesiące może dostać paczkę z domu. Dyrektor wykluczył artykuły, których nie może być w paczce, bo nie zostanie przyjęta. Według własnego uznania stworzył zakaz - oto on:
W paczkach żywnościowych mogą być przysyłane wyłącznie art. spożywcze za wyjątkiem:
- produktów w postaci płynnej
- art. żywnościowych w puszkach, opakowaniach szklanych
- art. żywnościowych, które wymagają obróbki termicznej: mąka, kasza, makaron, ryż (oszczędność prądu)
- herbaty ekspresowej w torebkach, keczupu, musztardy, majonezu, sosów, ziół, przypraw,
- nabiału np: jajka, mleko, ser żółty, biały, serek homogenizowany, jogurt, kefir, śmietana, maślanka
- grzybów, w każdej postaci drożdży
- wyrobów typu - sałatki, marynaty, przeciery, galaretki
- surowego mięsa
- odżywek i preparatów witaminowych w formie sypkiej, pastylek, tabletek itp.
- słodzików
- owoców w tym również suszonych np: rodzynki, morele, śliwki itp.
- tłuszczy pochodzenia roślinnego i zwierzęcego np: masło, smalec, olej itp
- gum do żucia
- wyrobów i wypieków domowych typu placki, ciasta, pieczywa oraz przetwory mięsne!
Siedziałem w wielu Z.K. i zazwyczaj nie można mieć rzeczy, które uniemożliwiają sprawdzenie, ale w tym Sanoku nic kurwa nie można mieć! Dyrektor lepiej wie co można, a czego nie. To by było na tyle co chciałem napisać!
W poprzednim moim liście w podziękowaniach wdały się błędy - naprawiam je.
Podziękowania dla ludzi którzy są, pamiętają, wspierają i dają siłę, dzięki za widzenia: Darek i Janusz.
Podziękowania
Janusz Krawczyk - Mielec
Darek Chorzępa - Nowa Sarzyna
Moli - Poznań
Krzysztof Wantoch Rekowski - Poznań
Jacek Ciągło - Nowa Sarzyna
Mateusz Smorczewski - Białystok
Paweł Marchalik - Jaworzno
Rafał Zieleniewski - Warszawa
Maciej Fujawa - Sandomierz
Aliona - Moskwa
Klaudia - Radom
oraz dla wszystkich, którzy kiedykolwiek napisali, a kontakty się urwały
Dla wszystkich zaangażowanych dzięki którym to wychodzi i jest publikowane.
Na wiosnę przy pomocy przyjaciół i dobrych wiatrów wydam broszurę na temat więzienia widzianego od środka z mojego punktu widzenia i wszelkiego kurestwa systemu więziennego. Jak będzie jakikolwiek dochód z tego chcę przeznaczyć go na kwartalnik INNY ŚWIAT, który boryka się z dużymi problemami finansowymi
ARTEK
P.S. A skurwysynom w mundurach mogę powiedzieć - jak chcecie wpływać na mnie, dokuczać mi, to róbcie to szybko i karajcie jak możecie bo ten łańcuch za 18 miesięcy pęka i wyjdę z dumą, że nie daliście mi rady i że wsypałem wam piachu w tę maszynę systemu.
P.S.2. Do Artura można pisac na adres: Artur Konowalik, ul. Załęska 76, 35-322 Rzeszów