Publicystyka
Rafał Gołuch, neonazista rzekomo "spokojny patriota pobity przez Niemców"
Czytelnik CIA, Wto, 2011-11-15 20:13 Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmRafał Gołuch, to rzekomo stateczny pan w średnim wieku. Polak, katolik, patriota, który przyleciał wraz z kolegami aż z Wielkiej Brytanii, by godnie uczcić Marsz Niepodległości. Przed marszem został (rzekomo) ciężko pobity przez Niemców, po tym jak ci ostatni "zorientowali się, że jesteśmy Polakami". Pan Rafał jest autorem interesującej strony internetowej: ostatnia-kohorta.fuckpc.com.
Strona jest obecnie niedostępna, ponieważ Pan Rafał ją wyłączył, aby ukryć przed nami swoje prawdziwe oblicze. Zachowały się jednak print screeny. Z prowadzonej przez niego witryny możemy się dowiedzieć m.in., że Pan Rafał na kilka dni przed Marszem instruował swych czytelników jak korzystać z neonazistowskiej witryny Redwatch. Na stronie można także znaleźć transparenty z emblematami Ku Klux Klanu. Co Pan Rafał G. pisał o niemieckich antyfaszystach? „Cóż ja mogę powiedzieć za siebie...? Gdy spotkam kogokolwiek, kto nie uszanuje Polskiego Święta, pierwszy podniosę na niego rękę.
11.11.11 - WARSZAWA Raport i oświadczenie dotyczące działań radykalnych antyfaszystów
Czytelnik CIA, Wto, 2011-11-15 15:08 Antyfaszyzm | Publicystyka11 listopada 2011 antyfaszyści z całej Polski wraz z zaproszonymi przez nas gośćmi z Rosji, Białorusi, Niemiec, Czech, Słowacji oraz innych krajów braliśmy udział w szeregu działań antyfaszystowskich w Warszawie. Za główny cel postawiliśmy sobie zawiązywanie blokad oraz obronę całego zgromadzenia na ulicy Marszałkowskiej. Jak się okazało w toku wydarzeń, faszystowskie grupy nie raz usiłowały zaatakować wiec, jednak za każdym razem prowokacje takie kończyły się fiaskiem skrajnych prawicowców. Nasze blokady nie zostały przełamane. Kolejnym z zadań, jakich podjęły się grupy antify, była ochrona osób oddalających się już po rozwiązaniu wiecu.
Również i przy tej okazji bandy faszystów usiłowały atakować kontrmanifestantów, pośród których nie brakowało osób starszych i rodzin z dziećmi. Taka sytuacja miała miejsce np. na stacji metro centrum. Faszyści zostali tam przez nas powstrzymani, a kontrmanifestanci zostali bezpiecznie odeskortowani w miejsca, do których zmierzali. Wszystkim gościom z zagranicy serdecznie dziękujemy!
Komentarza wymagają kłamliwe materiały rozprowadzane w Internecie przez prawicowe portale medialne. Absolutnie nie jest prawdą, byśmy atakowali przypadkowych ludzi na ulicy, jak twierdzi autor filmu zamieszczonego pod adresem http://www.youtube.com/watch?v=BHTrAcSHdsU . Film ten zmontowany jest tak, by nie było widać całego zdarzenia, nagranego np. tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=pLHJX3Een4M . Na drugim filmie wyraźnie widać, że pobici ludzie byli częścią faszystowskiej grupy atakującej blokadę. Na pierwszym filmie widać ponadto, że jeden z naszych aktywistów odprowadza w bezpieczne miejsce starszego mężczyznę, aby przypadkiem nic mu się nie stało.
Kolejną manipulacją, tym razem, świadomie lub nie, powielaną przez media głównego nurtu jest informacja, jakoby grupa niemieckiej antify zaatakowała grupę rekonstrukcyjną. W rzeczywistości sytuacja wyglądała następująco: Niemcy zostali zaatakowani przez grupę faszystów i się bronili (nawiasem mówiąc w obecności policji, która nie reagowała). Po kilku minutach posiłki prewencji zmusiły antyfaszystów do wejścia do lokalu Krytyki Politycznej, następnie wszystkich zatrzymano. Na komisariatach antyfaszyści traktowani byli poniżej wszelkich standardów. W chwili pisania tego oświadczenia większość obywateli Niemiec już jest na wolności, stawiane są im absurdalne zarzuty, będące lekkimi wykroczeniami - widocznie stołeczna policja chce już tylko wyjść z twarzą z całej
sytuacji. Mimo tego większość konserwatywnych, ale także neoliberalnych mediów w imię pogoni za sensacją, podsycając i kreując ksenofobiczne nastawienie odbiorców, już zdążyła wyprodukować dziesiątki artykułów i spekulacji, czasem nawet obarczając Niemców winą za późniejsze wydarzenia na Placu Konstytucji. Zdecydowanie potępiamy takie wybiegi, jako wolnościowcy głośno mówimy: Nasz opór nie zna granic! Nie damy sobie narzucić standardów władzy!
Sprawą niemieckiej grupy, jak również innych zatrzymanych antyfaszystów, zajmuje się grupa prawna Porozumienia 11 Listopada oraz warszawska sekcja ACK.
Należy nadmienić, jaką obłudą i brakiem odwagi cywilnej wykazują się organizacje odpowiedzialne za marsz "niepodległości"- MW i ONR. Od zeszłego roku kibice stanowili najaktywniejszy i najbardziej agresywny element marszu. W poprzednim roku, mimo rażących aktów agresji, organizatorzy zdołali odwrócić dyskurs medialny od tej kwestii i wykorzystali to do jeszcze większej mobilizacji w tym roku. Jednak to, co zdarzyło się 11.11.11 kompletnie organizatorów przerosło. Aby ratować resztki medialnego kapitału przedstawiciele MW i ONR na swoich konferencjach prasowych kategorycznie odcięli się i potępili "zadymiarzy", "chuliganów", "przestępców". Potraktowali ludzi, którzy im zaufali jak mięso armatnie, pożytecznych pałkarzy. Nas zupełnie to nie dziwi.
Radykalna prawica zawsze stosuje zasadę "cel uświęca środki", obojętnie, czy środkami tymi są przemoc, manipulowanie faktami, cenzura, czy też współpraca z organami ścigania, donosy na prokuraturę i policję. Krzyczy o "narodowej rewolucji", ale na tym się kończy, to wszystko co potrafią. Gdy sytuacja się zaogniła, oenerowcy i wszechpolacy potulnie schowali głowę w piasek i wydają swoich "żołnierzy" na pastwę aparatu represji i mainstreamowych mediów.
Starcia z policją wywołane przez kibiców piłkarskich, którzy opowiedzieli się po stronie marszu "niepodległości" stały się przyczyną do straszenia przez Tuska, Komorowskiego i im podległych kolejnymi obostrzeniami w dziedzinie praw obywatelskich, tym razem dotyczących swobody zgromadzeń.
Również to nie budzi wśród nas zdziwienia. Ekipa rządząca wykazuje się obłudą godną MW i ONR, jednak na znacznie większa skalę. Wygrywa kolejne wybory, wykorzystując w kampanii swoje solidarnościowe korzenie, by przy każdej możliwej okazji zabierać wywalczone przez "S" prawa. Oczywiście przy aplauzie zarówno liberalnej jak i konserwatywnej prasy. Równie obłudnie posługują się dyskursem patriotycznym. Mamią nim w "wielkich chwilach", takich jak rocznice, wybory, czy widowiska sportowe, jednocześnie pogłębiając różnice społeczne, każąc mieszkańcom tego kraju coraz mocniej zaciskać pasa, coraz więcej pracować, mieszkać w coraz gorszych domach, jeść coraz bardziej przetworzone jedzenie. Wszystko oczywiście w imię "jedności narodowej". Czujemy, że to właśnie te czynniki, a nie "narodowa duma", są przyczynami piątkowych zamieszek. Kto sieje nędzę, ten zbiera gniew!
Stołeczna policja po raz kolejny wykazała się kompletną ślepotą i brutalnością w działaniu. Pierwszym przykładem jest sytuacja opisana już wyżej, dotycząca niemieckiej antify. Mimo zapewnień o przygotowaniu na każdy możliwy scenariusz oraz sprawnym wywiadem policja nie wywiązała się z żadnych zapowiadanych przez swoich rzeczników zadań. Dopuszczała agresywne grupy faszystów do blokad, uniemożliwiała grupom antyfaszystów lub ich sympatyków dotarcie na wiec antyfaszystowski, przez co narażała ich na ataki swobodnie operujących grup skrajnie prawicowych. Jak widać na niektórych filmach zamieszczonych w internecie stosowała niezgodne z prawem środki i techniki, upokarzała i bez powodu biła zatrzymywane osoby.
Skandaliczne i urągające wszelkim regulacjom było zachowanie funkcjonariuszy na komisariatach, gdzie przetrzymywane były zatrzymane osoby (szczegółowy raport ukaże się niebawem). W tym momencie nie interesuje nas, czy spotykało to antyfaszystów, czy sympatyków marszu "niepodległości". Policyjne represje są jednym z najjaskrawszych przejawów panowania elit nad masami. Również w tym miejscu "jedność narodowa" obraca się w pył. VIPy nigdy nie są kopane w twarz przez gliniarzy. Nigdy nie muszą leczyć urazów po pałach. Tego typu przywileje przysługują tylko szarym obywatelom.
Jeszcze raz dziękujemy naszym towarzyszom, zarówno z Polski jak i innych krajów, którzy przybyli do Warszawy by przeciwstawić się ultraprawicy.
Wspólnie pokazaliśmy, że nasza walka jest dynamiczna, rozwija się i będzie kontynuowana bez względu na obowiązujące prawo, czy oficjalny dyskurs.
Jednocześnie apelujemy o powoływanie kolejnych komórek antify, samoorganizację i solidarność względem innych grup walczących z polityczno-ekonomicznym uciskiem.
Antifa Polska
Oświadczenie na temat incydentów związanych z 11 listopada - o policyjnych represjach i medialnej histerii
Yak, Wto, 2011-11-15 02:04 Antyfaszyzm | PublicystykaPo pierwsze, chcielibyśmy podziękować ludziom, którzy przyjechali do Warszawy, zwłaszcza z zagranicy, w celu okazania solidarności w walce z rosnącą w siłę skrajną prawicą. Naszym wspólnym celem jest świat, w którym faszystowskie idee trafią w końcu na śmietnik historii i gdzie ludzie będą zjednoczeni w swoim sprzeciwie wobec rasizmu i nacjonalizmu.
Ze względu na liczne incydenty związane z udziałem tych osób w blokadzie Marszu Niepodległości (zwłaszcza naszych kolegów i koleżanek z Niemiec), chcieliśmy zwrócić uwagę na rolę mediów w nakręcaniu histerii nacjonalistycznej zarówno przed, podczas, jak i po wydarzeniach 11 listopada. Od początku, przedstawiono ich jako grupę paramilitarną, choć nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością. Tymczasem, skrajnie prawicowe organizacje takie jak NOP i ONR swobodnie organizują na terenie Polski regularne paramilitarne szkolenia z użyciem broni. Jednak dziennikarze nie potrafili w tym dostrzec żadnego zagrożenia, szukając zamiast tego zewnętrznych wrogów.
Po drugie, potępiamy aparat państwowy, który umożliwia policji represyjne działania, bicie i poniżanie ludzi i wciąż domaga się nowych uprawnień. Grupa osób aresztowanych na Nowym Świecie w większości składała się z ludzi, którzy dopiero co przyjechali do miasta i zostali aresztowani niedługo po wyjściu z autobusów. Podczas swojego pobytu w areszcie, byli maltretowani na różne sposoby. Niektórym z nich grożono, policjanci przeszukiwali ich w sposób naruszający ich godność osobistą, bili ich i nękali ich werbalnie. Te przypadki miały miejsce m.in. na komisariacie przy ul. Wilczej.
Podczas blokady antyfaszystowskiej, policja korzystała z urządzeń ogłuszających typu LRAD, których użycie w celu tłumienia demonstracji jest niezgodne z prawem i które powinny być całkowicie zakazane ze względu na możliwość spowodowania trwałego uszkodzenia słuchu. Policja użyła armatek wodnych, gazu łzawiącego i brutalnej przemocy. Nie sposób nie zauważyć, że rząd wykorzystał okazję, by znów dążyć do zaostrzenia przepisów dotyczących zgromadzeń i zwiększenia uprawnień policji. Wzrost siły państwowej, w połączeniu z policyjną przemocą ma wiele cech wspólnych z fantazjami, które snują faszyści.
Potępiamy media, które opublikowały i wciąż powielają niepotwierdzone i fałszywe informacje podane przez Mariusza Sokołowskiego, rzecznika prasowego policji, w sprawie incydentu na Nowym Świecie. Dlaczego żaden z dziennikarzy nie zapytał policji, jak to możliwe, że pomimo twierdzeń, że Niemcy byli uzbrojeni, żadna z aresztowanych osób nie miała przy sobie broni? Skoro ich autobusy były trzykrotnie zatrzymywane i przeszukiwane na drodze do Warszawy, gdzie zatem pojawiła się broń? Czy to oznacza, że funkcjonariusze, którzy przeszukiwali autobusy celowo puścili Niemców do Warszawy bez odbierania im broni? Ta wersja wydarzeń wydaje się mało wiarygodna.
Po trzecie, potępiamy luminarzy Krytyki Politycznej. Gdy zagraniczni antyfaszyści schronili się w Nowym Wspaniałym Świecie, członek KryPolu rozmawiał z policją i przekazał zapewnienie , że jeśli cudzoziemcy będą spokojnie wychodzić, będą legitymowani i puszczeni na demonstrację. Zamiast tego, zostali aresztowani, a potem byli prześladowani, bici, zastraszani i postawieni przed sądem. Jeśli rzeczywiście ludziom z Krytyki Politycznej obiecano, że nic się nie stanie, jeśli osoby które przebywają na terenie klubu spokojnie opuszczą lokal, a zamiast tego doszło do maltretowania ich przez policję, można by się spodziewać, że Krytyka Polityczna publicznie wyrazi swoje oburzenie wobec takich nadużyć. Zamiast tego, usłyszeliśmy jedynie mało przekonujące zaprzeczenia, że incydent w ogóle nie miał miejsca i żadnego odniesienia do działań policji. Ponadto, Krytyka Polityczna odcięła się od aresztowanych. Ważniejsza była widać dbałość o wizerunek medialny, niż okazywanie solidarności z uwięzionymi.
Na koniec, wyrażamy stanowcze oburzenie słowami prezydenta, Bronisława Komorowskiego, który skomentował obecność niemieckich antyfaszystów w Polsce. Prezydent zaprzeczył, jakoby w Polsce istniał problem faszyzmu i posunął się co stwierdzenia, że ONR-u nie można uznać za faszystowską organizację. To obrazuje, jak silny jest to problem w Polsce.
Słowa Jarosława Kaczyńskiego i innych polityków, którzy uznali obecność Niemców w dniu Święta Niepodległości za „haniebną” uważamy za skrajnie obłudne, z tego względu, że nikt z nich nie wyraził oburzenia z powodu udziału zagranicznych nacjonalistów w Marszu Niepodległości, w tym członków organizacji UNA-UNSO, znanych z gloryfikacji oddziałów UPA, które dokonywały masowych mordów na Polakach. Z jakiegoś powodu ich obecność w Polsce w tym dniu (a także działaczy nacjonalistycznych z wielu innych krajów, oraz bojówek Combat Adolf Hitler i Blood & Honor) nie wzbudziła niczyjego zaniepokojenia.
Ci sami politycy, którzy w czasie prezydentury Lecha Kaczyńskiego głośno krzyczeli o rosnących tendencjach autorytarnych we władzy, obecnie wybielają organizacje skrajnie prawicowe i przymykają oko na fakt, że obecny rząd nie różni się od poprzedniego w żadnym istotnym aspekcie.
Potępiamy wszystkich tych, którzy uczestniczą w zmowie milczenia i dostarczaniu wymówek ideologii nacjonalistycznej.
Związek Syndykalistów Polski - Warszawa
Co takiego uczynili warszawiakom antyfaszyści z Niemiec?
Czytelnik CIA, Sob, 2011-11-12 23:57 Antyfaszyzm | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Represje | Ruch anarchistycznyAntyfaszyści z Niemiec, tak samo jak antyfaszyści z Czech czy Białorusi, ale przede wszystkim z całej Polski przyjechali do Warszawy aby wesprzeć Porozumienie 11.11. Nie ukrywaliśmy tego i nie wstydzimy się tego, gdyż sprzeciw wobec tendencji skrajnie prawicowych w Europie wymaga międzynarodowego zaangażowania. W przeciwieństwie do nacjonalistów i neofaszystów z Węgier, Ukrainy i Serbii, którzy przybyli do Warszawy wyłącznie w celu siania terroru wraz z polskimi "patriotami", antyfaszyści z różnych stron wzięli udział w wielu prezentacjach, panelach dyskusyjnych i wydarzeniach kulturalnych w ramach trwających od końca października w całej Polsce „Dniach Antyfaszyzmu”.
W piątek rano o godzinie 11:30 goście z Niemiec i towarzyszące im osoby z Polski, wspólnie przemieszczali się Nowym Światem w kierunku ulicy Marszałkowskiej, by dotrzeć na legalny wiec. Doniesienia z miasta mówiły już wtedy o tym, iż prawicowy terror trwa. O godz. 9 rano na placu Trzech Krzyży widziana była blisko 200-osobowa grupa "patriotów" uzbrojona w kije. Ze względów bezpieczeństwa ktokolwiek poruszał się w kierunku "Kolorowej niepodległej" powinien był to robić w większych grupach.
Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz
Yak, Sob, 2011-11-12 20:28 Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmPrzez cały wczorajszy wieczór, bigoci, prawiczki i inne zaprzyjaźnione z nimi kłamczuszki zastanawiały się, jak ukryć sromotną pijarową porażkę i rozpad misternie konstruowanego wizerunku „nowoczesnej”, „praworządnej” i „patriotycznej” prawicy. Przez cały wieczór, główne strony ruchów neofaszystowskich milczały. Budowany mozolnie wizerunek rozpadł się pod ciężarem cechującej go obłudy – próby przekonania społeczeństwa, że nazi-skin w krawacie nie jest już nazi-skinem.
No cóż, gdyby nie było blokady, być może by się to udało. Gdyby nie próba nabijania frekwencji marszu przez ogłoszenia umieszczane na dziesiątkach „autoryzowanych” forów klubów piłkarskich, może by dało radę. Ale aby przekonać się, kim są „autoryzowani” organizatorzy wyjazdu na Marsz Niepodległości, wystarczy spojrzeć na stronę "wyjazdy" i znajdujące się na niej linki. Poziom wypowiedzi na tych forach nie pozostawia wątpliwości, z kim mamy do czynienia.
Jak się okazało, fasonu nie udało się utrzymać. Patrioci nie zdzierżyli i nasrali na nieskazitelną biel i czerwień. Trzeba jednak było coś wymyślić, by zakłamać rzeczywistość, zamiast – co wykluczone! - przyznać się do porażki. To oczywiście zrozumiałe ze względów psychologicznych – wszak wygodniej uwierzyć we własne kłamstwa, niż przyznać się do utraty twarzy.
Na szczęście w Warszawie byli Niemcy! To uratowało sytuację! Bo Serbowie, Słowacy, Węgrzy i Ukraińcy mogą sobie być. Mogą sobie gloryfikować UPA, w końcu neofaszyści różnych nacji pogrzebali już topór wojenny pod hasłem „jeden naród, jedno państwo” i dogadali się już co do ewentualnych przyszłych czystek etnicznych, których nie przewidziała "Akcja Wisła". To nie jest żaden problem. Mogą sobie być Serbowie z Ruchu Narodowego 1389, zwolennicy siłowego zatrzymania Kosowa w ramach Serbii, zaprzeczający masakrom Muzułmanów w Srebrenicy. Czetnicy przecież mają swój niebagatelny wkład w myśl narodową Słowian i nie da się pominąć ich szczególnego zaangażowania w sprawę czystości rasowej, zwłaszcza od strony praktycznej.
Ale Niemcy! Jakim prawem ich noga stanęła w ogóle na ziemi poświęconej krwią, itd... Jak sugeruje Bartosz Jóźwiak z Unii Polityki Realnej, „ściąganie do własnego kraju barbarzyńskie bojówek niemieckich aby atakowały polskich patriotów" powinno być karane karą śmierci.
Słusznie. Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz. Polacy mogą z powodów ideologicznych próbować mordować, jak trzy tygodnie temu polscy neofaszyści próbowali zamordować w Toruniu naszego kolegę. Serbowie mogą brać udział w czystkach etnicznych i mordować Muzułmanów. Ba, nawet Ukraińcy mogą gloryfikować organizację, która mordowała Polaków. Ale Niemcy? Nawet nie mają prawa splunąć, choćby przez pomyłkę.
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” dokonał prawdziwego majstersztyku zakłamania. Do tego stopnia, że Jerzy Urban wydaje się przy nim naiwnym amatorem propagandy. Według zasady, że lepszy wróbel w garści, itd..., złapał szwabskiego wróbla za ogon i nie puścił. Dzielnie go dzierży, oj dzielnie!
A cóż się stało na Nowym Świecie? Oddajmy głos samemu poszkodowanemu, w którego obronie tak dzielnie występuje niezbrukane, dziewicze medium polskiej prawicy: Fronda. W wywiadzie udzielonemu Frondzie, Jacek Nieszczerzewicz, uczestnik defilady historycznej, opowiada o dramacie, który stał się jego udziałem.
- Byli młodzi ludzie ubrani na czarno zamaskowani w kapturach, w kominiarkach. To byli Niemcy, zaczęli nas komentować w języku niemieckim. Byli dobrze zorganizowani. Niemcy wyzywali nas, pracowałem w niemieckich firmach i znam brzydkie niemieckie słowa. Gdy przechodziłem obok nich, to jeden z nich splunął mi na mundur.
Jak zareagowałeś?
- Zagotowało się we mnie. Kiedy on splunął, to ja odpowiedziałem mu tym samym czyli naplułem na niego. Zatrzymałem się i próbowaliśmy rozmawiać. Chciałem mu powiedzieć, żeby się odczepił, on nie chciał i doszło między nami do szamotaniny. On się zamachnął na mnie, ja broniłem się kolbą karabinu. Próbował mi go wyrwać. Zaczęliśmy się bardziej szamotać. Przyjechała policja i rozdzieliła nas. Nasze chłopaki przestali maszerować i ruszyli za mną. Zamaskowani Niemcy jednak się nie ruszyli w obronie swojego kolegi. Rozdzieliła nas policja. Dobrze, że szybko zareagowała. Gdyby nie ona mogło by być gorąco. Nie jestem z tych co da się bić jakiemuś niemieckiemu gówniarzowi.
Ilu było was, a ilu Niemców?
- Nas było ok. 30 ich dużo więcej. Naszą przewagą byłyby jednak długie historyczne karabiny.
W wyniku tego dramatycznego incydentu, polska policja aresztowała 110 osób (nie aresztowała jednak plujących patriotów – polska plwocina jest przecież legalna na terenie RP). Rozbite głowy przypadkowych przechodniów, zmasakrowanych przez bojówki Combat Adolf Hitler i dziesiątki policjantów rannych w wyniku ataku rasistowskich kibiców na policję na pl. Konstytucji zostały zbite w jeden emocjonalny zlepek, z którego wynika jedynie to, że wszystkiemu winni są Niemcy. Oto sposób, w jaki Wojciech Wybranowski opisał na łamach Rzeczpospolitej wydarzenia wczorajszego dnia, akcentując narodowość zatrzymanych (jak by można pominąć narodowość w gazecie o sympatiach narodowych?):
Wczoraj na ulicach Warszawy doszło do starć z policją w wyniku, których zatrzymano 210 osób, w tym 95 obcokrajowców. 40 policjantów zostało lekko rannych. Do szpitali przewiezionych zostało 29 osób, które odniosły obrażenia.
Prócz starć narodowców uczestniczących w "Marszu Niepodległości" z policją na pl. Konstytucji i pl. Na Rozdrożu, w stolicy doszło też do bójki przedstawicieli organizacji lewicowych z grupą narodowców na Nowym Świecie. Policja zaczęła rozdzielać obie strony; doszło wtedy do ataku na funkcjonariuszy. Przedstawiciele organizacji lewicowych, niektórzy w kapturach, zabarykadowali się w kawiarni. Po kilku godzinach zostali wyprowadzeni przez policjantów do furgonetek.
Blisko połowa zadymiarzy zatrzymanych wczoraj przez policję podczas starć w Święto Niepodległości w Warszawie to lewaccy bojówkarze zza Odry. O ich planach wywołania rozróby w Warszawie uprzedzała „Rzeczpospolita".
W piątek w Marszu Niepodległości maszerowali sympatycy konserwatywnej i narodowej prawicy m.in. działacze Młodzieży Wszechpolskiej i ONR, ale też prawicowi publicyści i politycy, z drugiej- organizacje lewackie i anarchistyczne, wsparte przez sympatyzujących z lewicą celebrytów skupione w Koalicji Porozumienie 11 listopada organizowały uliczną blokadę „faszystów".
Dziennikarz pisze wprawdzie, że „świętowanie zakończyło się rozróbą zadymiarze zarówno z lewicy jak i uczestniczący w demonstracji po stronie prawicy zaatakowali funkcjonariuszy policji”, jednak zdecydowanie więcej miejsca i jadu poświęca incydentowi, który obył się bez krwi, aczkolwiek doszło do wymiany innych płynów fizjologicznych. Wybryki rasistowskich kiboli, kwituje jedym zdaniem:
„Do starć lewaków i kiboli piłkarskich z policją doszło też już w trakcie Marszu Niepodległości. Bilans: kilkadziesiąt osób rannych w tym czterdziestu policjantów, zniszczone czternaście radiowozów”.
Wytrawny ekspert od manipulacji, którym bez wątpienia jest pan Wybranowski, zdaje sobie oczywiście sprawę z faktu, że czytelnik zapamiętuje pierwszą podaną informację: "Niemcy biją patriotów". Aby uniknąć kłamstwa pełną gębą, może gdzieś tam pod koniec przyznać, że dymili również "ci dobrzy". Wrażenie, które miało zostać wywołane i tak przecież pozostanie.
A faszyści i kurwiniści tylko się będą cieszyć: „Dobrze dojebał lewakom! Musieliśmy się publicznie odciąć od zadymiarzy z naszej strony, ale przecież wiadomo, że trzeba ich napierdalać!". Sam Kurwin, z typową dla siebie pewnością, że jego status osoby chorej na schizofrenię uchroni go przed prawnymi konsekwencjami jego czynów, oświadczył podczas dyskusji w Superstacji: "Sam przewróciłem policjanta. Prawdziwy mężczyzna powinien się bić."
Po przeczytaniu artykułu w „Rzeczpospolitej” można odnieść wrażenie, że bijący się z policją na pl. Konstytucji byli Niemcami. To tylko w studiu Agory zamieniono programem graficznym flagi niemieckie na polskie, by rzucić potwarz na prawych patriotów. W związku z tym, należałoby zadać pytanie: czy tego dnia Kurwin Mickey był Niemcem? On sam zapewne tego nie wie. Trzeba by zapytać jego lekarzy.
Wściekłość po polsku (11.11.11)
oski, Sob, 2011-11-12 18:11 Antyfaszyzm | Gospodarka | Protesty | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Ruch anarchistycznyGdybyśmy na demonstracji zorganizowanej przez lewicę albo anarchistów zobaczyli płonący samochód TVN’u albo rozbite pojazdy prewencji – bylibyśmy całym sercem i rozumem z tymi chuliganami. W obecnej sytuacji nie możemy tak postąpić. Nie dlatego, że część z tych osób napadała i napada na nas i naszych przyjaciół, znajomych, że miejscem jakie nam znajdują w swoim systemie jest gałąź najbliższego drzewa albo jakaś latarnia – chociaż to pewnie w jakimś stopniu rzutuje na „sympatię”. Nie dlatego, że to „prawica”, ale dlatego, że były to działania w ramach dyskursu prawicowego, to znaczy, były wyrazem praktyki, którą trzeba rozpatrywać w określonym polu ideologicznym. A pole to nie jest złe dlatego, że jest „prawicowe”, ale ze względu na „cechy” czy też „strukturę” tego pola. Problemem nie jest więc, „przejecie sterów przez lewicę” (T. Kochan), ale ulokowanie działań w innym polu ideologicznym, gdzie symboliczne akty nabierają innej treści i prowadzą ku innej rzeczywistości.
W Polsce gniew zagospodarowuje jedynie prawica, od skrajnej po mniej skrajną operując podobnym zestawem haseł, wrogów i określonymi sposobami wyjaśniania wydarzeń. Ukierunkowując go w rejony, gdzie może znaleźć tymczasowe ujście, ale w żaden sposób nie narusza podstaw wykluczenia i marginalizacji na jaką skazywani są w neoliberalnej organizacji społeczeństwa coraz szersze rzesze ludzi. Zaczynając od koncentracji na problemach związanych ze stylem życia, obyczajowych, przez krytykę demokracji, po problemy gospodarcze – wszędzie snuje się trup wydzielający oduczający smród. Można powiedzieć, że pole ideologiczne prawicy maskuje, zaciera i odwraca znaczenia ustawiając problemy w perspektywie, która uniemożliwia ich rozwiązanie. Zanurzeni w tym polu młodzi ludzie mogą znaleźć jedynie tymczasowe pocieszenie, transgresje (którą równie dobrze doświadczyć można na zadymie po meczu czy na ulicy z przypadkowymi „frajerami”). Konflikt klasowy przybiera więc formę zamaskowaną, w której nie może wyrazić się jako on właśnie. Takie zamaskowanie konfliktu, niemożliwość jego artykulacji w właściwym dlań języku, czy dokładniej polu ideologicznym, sprawia że ulega on transformacji, „wypaczeniu”. Obiektywne sprzeczności zostają przełożone na „lokalność” danej ideologii, ustanawiając „interesy” w poprzek konfliktu – w samym łonie wykluczonych, zmarginalizowanych, pozbawionych perspektyw młodych (i nie tylko) ludzi. Jednocześnie prawica przekłada część gniewu na poziom „polityczny”, wykorzystując siłę ulicy w walce o władzę.
Zaczynając od Solidarności (D. Ost) poprzez PiS z ich narracją polski solidarnej, postulaty ludzi pracy, konflikty na osi pracownicy – kapitał, przyjmowały formę antykomunistyczną, przekształcane były przez liderów tak aby służyły grom partyjnym. Snując mity zdrady 1989 roku, jakiś „pozostałości dawnych elit”, wskazywano, że problemy wiążą się z określonym składem osobowym, z brakiem realnej transformacji, a nie z tym, że transformacja była tym czym była, czyli przejściem od określonego sposobu akumulacji kapitału do innego. Solidarność podobnie jak PiS starają się nie dopuścić do pojawienia się języka klasowego i praktyk walki klasowej. Artykulacji interesów pracowników, jako pracowników właśnie. Dodatkowo ruchy nacjonalistyczne, faszystowskie, przechwytując niekiedy, a la Duce, część postulatów skrajnej lewicy, ruchu antyglobalistycznego, udało się zatrzeć klasowy i emancypacyjny charakter tych postulatów, ich antykapitalistyczną wymowę, wprowadzając na to miejsce pro-narodową perspektywę[1] , koncepcje spiskowe, itd. Szowinistyczna narracja „buntowników” rozbija jedność ruchów protestu, które rodzą się na całym świecie, starając się odrzucić globalizację neoliberalną.
„Magiczna sztuczka” prawicy to ujmowanie konfliktów na tle obyczajowym, czy kulturowym. W sytuacji rosnących cen, wyrzucania ludzi z mieszkań, ograniczania wolności obywatelskich, postępującej oligarchizacji współczesnego kapitalizmu, prawica podnosi problem gejów czy ruskich, żydów, itd. w zależności od koniunktury. Lub w inny sposób „indywidualizuje” społeczne problemy. Przykładowo: przyczyną kryzysu w Polsce są określone elity, które nie są prawdziwymi Polakami. Kiedy zastąpią ich prawdziwi Polacy, jak np. Korwin-Mike, to wszystko będzie dobrze. On wszak wie co z biedą zrobić i skąd się bierze. A bierze się z lenistwa, roszczeniowej postawy.
Szereg osób zostaje przekonana przez narrację prawicową. Prawica w przeciwieństwie do anarchistów posiada jedne atut: daje „płacę ideologiczną” (M. Starnawski). W całej nędzy pozostaje chociaż jedna rzecz na bazie której można budować poczucie godności – przynależność narodowa/rasowa. Koszta tej iluzji są jednak olbrzymie – skazują na nieustanne podporządkowanie i brak godności ludzkiej ustanowionej na realnych (materialnych) fundamentach.
Co najgorsze, znaczna część lewicy, została również wciągnięta w pole ideologiczne prawicy, grając wyznaczoną rolę i podejmując praktyki bezpieczne dla neoliberalizmu. Przykładem może być afera z krzyżem, podczas której rząd bez oporu podniósł jeden z niesprawiedliwych, uderzających w każdego z nas podatków (VAT). Obrazuje to, jak konflikt obyczajowy prawicy i lewicy, umożliwi bezkonfliktowe ataki kapitału na ludzi. Lewica obyczajowa jest równie pożytecznym idiotą kapitalizmu jak faszyści.
Wydaje siê nam, że słabość ruchu antyautorytarnego doprowadziła do oddania inicjatywy w ręce liberalnych działaczy, czy to z lewa czy z centrum a bezkrytyczne podążanie za postanowieniami koalicji w zasadzie spowodowało bezruch dla wszystkich, dosłowny – tkwienie z blokadą w miejscu, jak i mentalny – podporządkowanie ogólnym tendencjom społecznym i oczekiwaniom.
To wszystko dalej idąc jest odbiciem zmian które naszym zdaniem miały miejsce w łonie wspomnianym ruchu a blokada stanowi symbol „nędzy”:
Po pierwsze, uznanie, że faszyzm to bojówki NOP, C18, itd., którzy są źli, ponieważ lubią Adolfa Hitlera, że faszyzm to „załamanie się cywilizacji”, nie zaś integralny element państwa narodowego i systemu kapitalistycznego, ujawnienie logiki leżącej u podstaw. Tym samym walcząc z faszyzmem, maskują faszyzm i rozgrzeszają elity. Pomijajmy tutaj liberalną narrację merytokratyczną – czyli wprowadzania podziału na idiotów (faszystów) i mądrych (niefaszystów – z wykluczeniem antify, gdy ta gwałci zasady „dialogu”). Narrację stanowiącą jedno z narzędzi legitymizowania wykluczenia.
Po drugie, liberalizacja ujawnia się w koncentracji na obyczajowości i stylu życia z pomijaniem sfery ekonomicznej. Jest to zjawisko, które od zarania polskiego ruchu anarchistycznego w Polce po 1989 roku, sprawia, że staje się ono bezbronne w chwilach kryzysowych.
Z tym wykluczeniem ekonomii, które charakteryzuje również prawicę, ruch anarchistyczny staje się obrońcą panującego porządku społecznego, gdyż ten, bardziej od autorytaryzmu skrajnej prawicy, pozwala na „własne strategie” i „wybory życiowe”, jak na przykład wegetarianizm. Pojawiają się w nim tendencje elitarystyczne, właściwe myśleniu kontrkulturowemu.
Anarchiści rzadko przemawiają swoim głosem, a brak własnego głosu sprawia, że wykluczeni lepiej odnajdują się w organizacjach prawicowych, niż w propagujących „styl życia swobodnego”, który tak łatwo przejmowany jest przez główny nurt – i który praktykowany bywa przez elity, nie przez środowiska wykluczone. Ponadto, z przyczyn politycznych, cześć anarchistów przyjęła „koniunkturalną strategię” mającą na celu „oswojenie” anarchizmu – zamiast tego, mamy do czynienia z korupcją anarchizmu.
Antyfaszyści zwrócili uwagę na różnorodność, tymczasem kibice na wielkie sprzeczności tkwiące w społeczeństwie. W dniu „jedności narodowej” mieliśmy pokaz walk ulicznych, jakie rzadko widujemy na Polskich ulicach. Walk wskazujących na konflikt z władzą i elitami. Reakcja elit było odwołanie się do prawa „ostre karanie sprawców” i jego zaostrzenie. Reakcja liberalnych antyfaszystów wraz z mediami korporacyjnymi głosi „wielką kompromitację” prawicy. Jeżeli mówić o kompromitacji prawicy, to w tym znaczeniu, że odcięła się od aktów agresji. Namawiając najpierw do eskalacji konfliktu, potem wyparła się swoich „żołnierzy” - honorowo. To raczej kompromitacja liberalnej lewicy, która w obliczu przemocy ulicy mówi głosem elit – przedkładając „sukces medialny” nad „sukces polityczny”.
Xavier stwierdza, że problem nie leży w „teorii”, w przemianie „dyskursu”. Otóż problem jest dyskurs, jako że nie jest on tylko słowami, ale określonymi praktykami. Jest praktyków, a takim samym stopniu, w jakim jest teorią. Oczywiście, z wielkim szacunkiem podchodzimy do praktyk lokatorskich, pomocy ludziom pracy, itd. Jest to najlepsze co ruch anarchistyczny spłodził. Niemniej, nie jest w stanie wydobyć się en masse, z liberalnej, wykluczającej ideologii, a tym samym zaproponować inne spojrzenie na problemy społeczne.
Zapominamy, że rok 1989 był symbolem nie tylko przejścia „od komunizmu do kapitalizmu”, ale zmianami o charakterze globalnym w samym kapitalizmie. To przeniesienie kosztów na społeczeństwie, maksymalizacja zysku przez wzrost wyzysku, kurczenie się miejsc pracy powiązanych z „chudą” organizacją, jak również z rozwojem technologii. Zmiana organizacji produkcji wpłynęła na partycypację w zakładzie pracy, jak również w przestrzeni publicznej. Zmieniła układ sił między klasami pogarszając status życia szerokich mas. Są to zmiany strukturalne o globalnym charakterze. Jedną ze strukturalnych zmian jest wzrost bezrobocia młodych ludzi i McPraca, która nie pozwala na normalne życie.
W Polsce przemiany strukturalne przedstawiane albo jako „wypaczenia” (część lewicy) albo jako „spisek” (część prawicy). Brak pracy nad charakterem współczesnego kapitalizmu w obozie lewicy sprawia, że prawica spokojnie, bezczelnie, postuluje jako rozwiązanie dalszą liberalizację gospodarczą obarczając winą za „brak perspektyw” lewicę. Ta zaś wspomina coś o socjaldemokratycznych rozwiązaniach (nie patrząc na możliwość ich wprowadzenia w danym układzie sił) i „różnorodności”. Prawica jest chyba bliższa prawdy, gdy mówi językiem wojennym (oczywiście być bliżej, nie oznacza, że jest się „w” i można całkiem dobrze się z prawdą wyminąć).
Można byłoby podziękować kibicom za spalenie samochodu TVN’u, za zakłócenie spokoju „zadowolonym”. Niestety obawa, że wojna domowa w Polsce przybierze formę walki wykluczonych z wykluczonymi, bez naruszania podstaw neoliberalizmu jak również fakt, że w polu ideologii prawicowej dominuje pro-neoliberalne nastawienie (np. Nowa Prawica) pozostaje się jedynie martwić, że gniew blokowisk zredukuje co najwyżej populacje tychże. Tuskowi nic się nie stanie – zresztą to nie Tusk jako Tusk jest problemem. Poza tym, agresja ulicy wtoczona w kontekst faszystowski, z powiewającymi w tle „celtykami” i „swastykami” może zostać wykorzystana do zaostrzania prawa i autorytarnych rozwiązań, które utrudnią walkę ekonomiczną i działania antyrządowe[2].
Przemoc nas nie przeraża. Przeraża nas przemoc, która prowadzi do nikąd. Przeraża nas, że antyfaszyzm zostaje zawłaszczony przez Gazetę Wyborczą, zaś kontestacja systemu odbywa się w autodestrukcyjnych klimatach.
Piotr Urbański
Oskar Szwabowski
[1] Można powiedzieć, że perspektywa narodowa nie wyklucza antykapitalizmu, że niekiedy ruchy społeczne podnosiły oba postulaty nie staczając się na pozycje faszyzujące. Nawet jeśli, to, to, co w pewnych kontekstach historycznych może uchodzić za sensowną strategię, w innych będzie retro-utopią. Poza tym, samo podnoszenie kwestii abstrakcyjnego połączenia narracji narodowej i antykapitalistycznej jest zbyt „ogólne”, nie jest w stanie wyjaśnić tego, co dzieje się w Polsce obecnie. Mamy tutaj przecież nie tylko narodową narrację suwerenności i samostanowienie, ale inaczej niż w narracji antykolonialnej zdefiniowanego wroga. Definicja ta osłabia jedność ludzi pracy (i tych pracy pozbawionych), uniemożliwi pewne reformy polepszające życie tychże (np. antyfeminizm prawicy, utrudnia walkę ekonomiczną kobiet).
[2]Przykładowo władze czekały tylko na pretekst, by wprowadzić planowaną od dawien nowelizację prawa o zgromadzeniach. Zresztą poza tym, narracja „antyfaszystowska”, gdzie faszyzm zostaje zinterpretowany w sposób liberalny, ułatwi ograniczanie swobód obywatelskich i kryminalizację „ekstremy” – by elitą żyło się lepiej.
Krajobraz po 11 listopada
XaViER, Sob, 2011-11-12 13:05 Antyfaszyzm | Protesty | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Ruch anarchistycznyEmocje po wczorajszych wydarzeniach związanych z organizowanym przez środowiska neofaszystowskie i nacjonalistyczne warszawskim Marszem Niepodległości oraz wrocławskim Marszem Patriotów nieco opadły, więc można spróbować stworzyć zarys podsumowania.
Być może miałem najszerszy obraz wydarzeń, ponieważ pisałem relację na żywo zarówno z Warszawy, jak i Wrocławia, więc otrzymywałem informacje od aktywistów i reporterów z różnych miejsc. Obserwowałem też wydarzenia w przekazach na żywo i z kamer internetowych. Z góry lepiej widać niż z dołu. Nie twierdzę, że dysponuję pełnią materiału źródłowego, ale prawdopodobnie mam więcej informacji niż przeciętny uczestnik obu wydarzeń. Obserwowałem na bieżąco także pojawiające się komentarze w mediach.
Spróbuję ocenić sytuację obu stron jaka wyłania się po wczorajszym dniu.
Zacznę od strony nacjonalistycznej.
W moim przekonaniu nie jest prawdą, że było ich kilkanaście tysięcy, jak twierdzą organizatorzy. Z widoku kamerki internetowej zawieszonej nad placem Konstytucji wynikało że było ich mniej niż 10 tysięcy. Notabene niektórzy próbują dowodzić, że były ich "dziesiątki tysięcy" pokazując zdjęcie z Krakowskiego Przedmieścia, gdzie wybrali się zwykli Warszawiacy, a pochód nacjonalistów w ogóle tamtędy nie szedł. Nie spór o tysiąc czy dwa w te czy wewte jest istotny. Istotne jest to, że w tym roku nie było ich kilkuset, ale kilka tysięcy i nad tym trzeba się zastanowić.
Sam ONR co prawda dzięki patriotycznym szopkom urósł nieco w ostatnich latach, ale nie można twierdzić, że to ONR czy MW i ich sympatycy stanowili trzon tej demonstracji. Składał się on z dwóch, w dużym stopniu odmiennych grup. W pewnym stopniu dzięki kampanii propagandowej, mającej na celu złagodzenie ich wizerunku, reklamowaniu ich marszu, jako pokojowego patriotycznego przedsięwzięcia dla dziadka, babci, ojca, matki i dziecka (choć głównie z innego powodu o czym poniżej). Dzięki temu udało się im przyciągnąć trochę zbałamuconych przez szkolną propagandę nacjonalistyczną rodem z Sienkiewicza i wierszy o Niemcach "co to chcą nam pluć w twarz" (do Niemców jeszcze wrócę potem). Jednak to nie oni stanowili główny komponent tej grupy, ale organizacje powiązane z PiS i Kościołem - przyłączyli się Solidarni (ci od krzyża na Krakowskim Przedmieściu), Kluby Gazety Polskiej, do tłumnego przybywania nawoływał najpopularniejszy tygodnik w Polsce, tj. Gość Niedzielny. Oni sami byli wstanie przyciągnąć kilka tysięcy osób i prawdopodobnie ta grupa była najliczniejsza i najmniej zorientowana w tym "co jest grane". Do tej grupy należy zaliczyć też różnej maści korwinowców (sam Korwin-Mikke w Internecie nawoływał do "bicia lewaków, ale oszczędzania kobiet i dzieci"). Marsz Niepodległości promowano na okładce Najwyższego Czasu, jako wydarzenie patriotyczne i antylewicowe.
Drugim bardzo ważnym składnikiem tej koalicji byli prawicowo nastawieni kibice piłkarscy. To oni mieli stanowić trzon bojowy tego Marszu i jako tacy byli zapraszani przez organizatorów. Mieli tworzyć "sztafety ochronne" Marszu. Dodatkowo jest tajemnicą poliszynela, że prawicowa część kibiców przenika się z organizacjami neofaszystowskimi takimi jak ONR, czy NOP. Kibice stanowili co najmniej 1/3, jeśli nie prawie połowę Marszu. Ale też i najmniej zdyscyplinowaną grupę. Organizatorzy wprowadzili totalitarną wręcz kontrolę transparentów (każdy musiał uzyskać imprimatur MW/ONR), żeby czasem komuś nie przyszło do głowy ujawniać swoje prawdziwe poglądy. Nie byli jednak w stanie zapanować nad ciałami swoich zwolenników. Kibice bardziej niż lewaków nienawidzą policji, nie od dziś o tym wiadomo. W takiej ich masie, jaka była obecna na Marszu musiało dojść do spięcia z panami w kaskach. Część wyraźnie była na tę walkę nastawiona. W kontekście faktu, że ONR i MW sami zapraszali kibiców i chwalili się na Facebooku, że transparenty zachęcające do przybywania na Marsz pojawiały się na różnych stadionach, wydaje się zabawne odcinanie się organizatorów od kibiców. Przecież dokładnie wiedzieli kogo zapraszają, część z nich jest kibicami i zna to środowisko i zdawać musieli sobie sprawę co z tego może wyniknąć.
Wygląda na to, że organizatorzy Marszu przeliczyli się. Stworzyli zupełnie egzotyczną koalicję narodowych radykałów, rekrutowanych najczęściej na stadionach z narodowymi katolikami i konserwą. Będzie interesujące obserwować jak ta koalicja będzie wyglądać w przyszłości. Albo ONR i MW odetną się od kibiców, albo zrezygnują z łagodzenia wizerunku i stracą wtedy poparcie Solidarnych i innych religijnych konserwatystów. Na razie dominuje pierwsza opcja, jak można zrozumieć z ich oświadczenia wydanego po Marszu, czyli odcinają się od "prowokatorów", czyli bojowo nastawionych kibiców. W takim razie prawdopodobnie utracą część zwolenników, ale i zaczną tracić swoją pozycję na stadionach. Potępianie i oddawanie w ręce policji kibiców nie zostanie chyba zbyt dobrze tam odebrane.
Z drugiej strony po wczorajszych wydarzeniach utracili także twarz wśród wielu tych, którzy zostali przypadkowo zwabieni na Marsz, jako "pokojowe wydarzenie patriotyczne". Wiele osób stwierdzi, że to jest zadymiarskie środowisko. Nie wiadomo czy konserwatyści nadal będą chcieli firmować coś tak niepewnego pod względem wizerunkowym. Mogą nienawidzić TVN, ale płonący wóz transmisyjny tej stacji (oraz zniszczone wozy Polsatu i Polskiego Radia), to może być już dla nich przesada (w końcu konserwatyzm zobowiązuje). Bez wątpienia część osób na następny marsz się już nie wybierze, czy to ze strachu, czy też z niechęci do zadym. Jakkolwiek oceniać to, co się wydarzyło, nie była to raczej impreza dla dzieci.
Organizatorzy Marszu stoją w bardzo trudnej sytuacji. W którąkolwiek stronę nie pójdą stracą część uczestników. Nie wiem czy drugi raz ktoś da się zwabić na łagodny wizerunek polskiego narodowca pod krawatem, jaki widniał na plakatach Marszu. Ja, gdybym miał konserwatywne poglądy i nie lubił zadym, raczej bym nie poszedł na coś takiego.
Przejdę teraz do strony antyfaszystowskiej
Sytuacja antyfaszystów nie jest aż tak trudna, jak organizatorów Marszu, nie muszą wybierać między jednym złem a drugim. Frekwencja, mimo bojkotu, a nawet nagonki głównych mediów nie była zła (choć oczywiście mogła być znacznie lepsza).
Niemniej jednak, tak jak pisałem już wcześniej, strategia Koalicji jest w moim przekonaniu nie do końca przemyślana. Przecież to zeszłoroczny, krótkotrwały i trudny sojusz z Gazetą Wyborczą w który mimo krytyki m.in. anarchistów, weszła Koalicja spowodował więcej szkód niż pożytku.
Po pierwsze, to nie miłość do ojczyzny, patriotyzm, a nawet zmiana wizerunku organizatorów Marszu, spowodowała jego wysoką frekwencję. Była nim nienawiść do środowiska Gazety Wyborczej, która jednoczy wszystkich na prawicy ponad podziałami - od łagodnych konserwatystów po agresywnych faszystowskich bojówkarzy. To ona spowodowała, że na ulice wyszły tysiące a nie setki. Koalicja antyfaszystowska chyba nie docenia nastrojów anty-gazetowyborczych. Zwolennicy tej strategii powiadają, że dzięki GW szeregi blokujących się powiększyły. Być może, ale szeregi po stronie prawicy wzrosły wielokrotnie bardziej i to co było do tej pory wydarzeniem mniej lub bardziej marginalnym, dzięki sojuszu antygazetowemu, urosło do dużego wydarzenia łączącego całą prawicę. To był strzał w stopę. W dodatku lewica została przez strategów Koalicji zmuszona do bycia kojarzoną po raz kolejny z neoliberałami z Czerskiej, której idole, tacy jak Balcerowicz, doprowadzili do wzrostu rozwarstwienia społecznego, biedy i bezrobocia (i za to jest nienawidzona w wielu kręgach, nie tylko na prawicy). Ja nie czuję żadnej łączności z tymi ludźmi, ani ideowej, ani mentalnej. Nawet ich rzekomy antyfaszyzm był bardzo miałki. W tym roku odcięli się, a teraz portal gazeta.pl lansuje tezę, że "obie strony są tak samo karygodne". We Wrocławiu Gazeta zorganizowała własny marsz 9 listopada, co spowodowało dodatkowy zamęt wśród ludzi.
Media to ogólnie rzecz biorąc trzecia strona konfliktu. To media liberalne, mimo że to nacjonaliści spalili im wozy transmisyjne i pobili część reporterów, lansują obraz, że obie strony są tak samo złe. Rozdmuchiwany jest we wszystkich mediach do absurdalnych rozmiarów incydent z Nowego Świata, gdzie doszło do kilkusekundowego starcia antyfaszystów z nacjonalistami. To spięcie jest tak pompowane, że próbuje stawiać się znak równości pomiędzy zdemolowaniem placu Konstytucji. Wczoraj słuchając relacji nie mogłem wyjść ze zdumienia, kiedy w mediach non stop była mowa o "złych anarchistach niemieckich" i zaraz potem płynne przejście do zamieszek na placu Konstytucji, gdzie mówiono już tylko o "chuliganach", ani razu nie używając pojęcia politycznego - czyli np. nacjonaliści, prawicowcy, czy faszyści. Postronny obserwator wyrobił sobie opinię - znowu anarchiści sprowokowali zamieszki, a jacyś nieokreśleni chuligani zakłócili Marsz Niepodległości. Majstersztyk manipulacji.
W całym tym szumie przebija się także hasło - Niemcy biją Polaków. Nie da się już ukryć że nawet nasze "liberalne" media, to jest po prostu konserwatywna prawica, która ujawnia tym samym swoje fobie antyniemieckie i sprzedaje je publiczności. "Zatrzymano x zadymiarzy z czego połowa to Niemcy". Daje to niesamowite narzędzie propagandowe w ręce prawicy i podglebie do kolejnej nacjonalistycznej teorii spiskowej - Niemcy przyjechali wywoływać burdy między Polakami. Ta histeria antyniemiecka nakręcana była już wcześniej. Generowały ją prawicowe media i prawicowi dziennikarze tacy jak Pospieszalski, który nakręcił histeryczny reportaż o niemieckiej antifie. Nie ma się co dziwić, że nastawiona odpowiednio tymi wiadomościami policja zatrzymała wszystkich Niemców na jakich udało im się trafić i to grubo przed rozpoczęciem zamieszek. Większość Niemców nie brała udziału w jakichkolwiek starciach. Nawet z filmiku lansowanego przez prawicę ze zdarzenia na Nowym Świecie nie widać, żeby w starciu na tej ulicy brało udział 96 osób. Z relacji korespondentki CIA wynikało, że doszło do krótkiego spięcia, a policja wykorzystała pretekst, żeby zatrzymać wszystkich młodych ludzi, którzy stali w okolicy. Szczególnie polowali na Niemców. W efekcie Niemcy siedzieli już na Wilczej, gdy nacjonaliści zaczęli dymić na placu Konstytucji, więc nie byli w stanie nikogo prowokować.Są natomiast wykorzystywani przez media jako kozły ofiarne. I to za pomocą wręcz języka szowinistycznego. Polacy jeżdżą do Drezna blokować tamtejszych faszystów i nikt tam nie
wywołuje histerii szowinistycznej pod hasłem "Polacy jadą bić Niemców". Wydrukowanie takich słów poza gazetkami skrajnej prawicy wywołałoby niesamowity skandal. (Zob. też: Jak to było z niemiecką antifą?)
Ktoś zapyta - po co ściągnięto niemiecką antifę. A ja odpowiem - widocznie niemiecka antifa ma większe doświadczenie i większą świadomość niż polscy liberałowie i konserwatyści tego, co mogą nacjonalistyczne i faszystowskie organizacje zrobić. U nas wśród elit panuje ciągły strach przed lewicą, która nie oszukujmy się, nie jest szczególnie w Polsce silna. Te lęki uosabia Tomasz Wróblewski, nowy szef Rzeczpospolitej, który spać nie może, bo zagraża mu jakaś "militarystyczna lewica", a bagatelizuje bardzo niebezpieczne i rosnące w siłę bojówki nacjonalistyczne, w tym bojówki tak chore jak Combat Adolf Hitler. Obyście państwo konserwatyści nie obudzili się z ręką w nocniku. Ale ta ślepota ma to swoje historyczne analogie - to konserwatyści umożliwili Hitlerowi dojście do władzy w 1933 roku. Uważali go również za "mniejsze zło" względem lewicy. Teraz mniejszym złem dla większości konserwatywnych liberałów stanowią "weseli chłopcy z ONR", którzy wyszli się na miasto zabawić i "troszkę przegięli".
Tak można było wywnioskować z komentarzy większości tzw. ekspertów od wszystkiego, którzy zostali zaproszeni do studia TVP Info. Ogólnie rzecz biorąc zrównywanie antyfaszystów z faszystami czy nacjonalistami w tym konflikcie jest w ogóle nieuczciwe. Wyłania się z tego obraz jak gdyby obie strony reprezentowały równorzędnie moralnie postawy, ot jedne z wielu takich samych pudełek w hipermarkecie idei postawionym przez liberalne media. Bez odwołania do historii, do tragicznych skutków jakie ideologie nacjonalistyczne, szowinistyczne, rasistowskie i faszystowskie doprowadziły. Dla mnie to jest prawdziwy skandal.
Z drugiej strony Koalicja, być może pod wpływem środowisk zbliżonych do GW, postanowiła być tak grzeczna, że aż bez wyrazu. Baloniki miały przyciągnąć zwykłych Warszawiaków, ale jednocześnie przy realnym zagrożeniu ze strony bojówek faszystowskich trzeba było być naprawdę zdeterminowanym i świadomym politycznie Warszawiakiem, żeby mieć odwagę wyjść z domu tego dnia. Chwała tym, którzy przyszli, ale to nas nie obroni przed narastającą nacjonalistyczną falą.
Pramatką blokad antyfaszystowskich nie jest Drezno. Jest najbardziej chyba skuteczna w historii blokada antyfaszystowska w historii, tj. blokada na Cable Street w Londynie, gdzie właśnie nie tylko hardkorowi działacze zablokowali marsz faszystów, ale zwykli mieszkańcy dzielnicy budowali barykady, bili się z faszystami i policją. Tak, bili się. Mężczyźni na pięści, kobiety patelniami, a dzieci rzucając szklane kulki pod kopyta policyjnych koni. Nie stali z balonikami, licząc że policja ich ochroni.
Nie, wcale nie chodzi mi tu o gloryfikację przemocy. Przemoc w stylu bicie po kryjomu w krzakach młotkiem pojedynczych nazioli mnie w ogóle nie podnieca, ani nie interesuje. To, co było ważne na Cable Street, to był fakt, że ludzie uznali, że faszyzm stanowi dla ich społeczności realne zagrożenie i byli gotowi nawet bić się a może i zginąć, niż ich przepuścić. Prasa konserwatywna także wtedy krytykowała i grzmiała. Ale, co z tego. Faszyści nie przeszli, mało tego - po tej porażce już nigdy się nie podnieśli w Wielkiej Brytanii, a zwycięzców się nie ocenia. Pytanie więc nie jak zbudować silniejsze bojówki, ale jak sprawić, żeby zwyczajni ludzie, zwykli pracownicy, poczuli, że nacjonalizm to zagrożenie, a nie rozwiązanie, że nacjonalizm to produkt władzy, żeby odwrócić uwagę od prawdziwej przyczyny ich problemów - czyli systemu kapitalistycznego i takiego a nie innego systemu politycznego.
Tego nie zrobi się z Gazetą Wyborczą, ani z Karolakiem czy Szycem - zadowoleni i zamożni ludzie bardzo rzadko czują masowo aż taką determinację, żeby narażać się na ataki faszystowskich bojówek. Nie rozwinie się silnego ruchu antyfaszystowskiego "walcząc o zmianę dyskursu" na uniwersytetach. To można zrobić tylko i wyłącznie ciężko pracując z ludźmi atakowanymi przez ten system, towarzyszyć im i pomagać im w ich problemach. Pokazywać na czym polega solidarność międzynarodowa, odcinając ich tym samym od wpływów prawicy. W tym kontekście dziwi mimo formalnego poparcia OPZZ, największej po Solidarności centrali związkowej w kraju, brak faktycznej mobilizacji swoich członków. Samo OPZZ powinno przynajmniej tysiąc członków wystawić na blokadzie.
Wracając na swoje podwórko. Ciekaw jestem ilu nacjonalistom pomogliśmy, gdy ich szef oszukał na saksach w Holandii. Trudno w takiej sytuacji nadal pozostać nacjonalistą, gdy holenderscy związkowcy angażują się w imię solidarności międzynarodowej w pomoc dla oszukanych Polaków. Człowiek najlepiej uczy się poprzez praktykę, wtedy najłatwiej obala się różnego rodzaju ideologiczne zasłony dymne i stereotypy. Ci ludzie najczęściej nie są zainteresowani wysublimowaną literaturą wydawaną przez niektóre lewicowe wydawnictwa.
Nie twierdzę, że teoria jest nieistotna, ale w Polsce zostało to wszystko postawione na głowie. 90 proc. lewicowców zajmuje się teorią, a 10 proc. realną pracą wśród ludzi. Tu jest coś nie tak i nie ma się co dziwić, że prawica rośnie w siłę na ulicach. Martwi mnie, że największe mobilizacje w tym kraju dotyczą albo obrony skłotów, albo antyfaszyzmu (i to podawanego w liberalnym sosie). Działając w ten sposób na dłuższą metę nie obronimy ani skłotów, ani nie zablokujemy faszystów, bo to oni będą kontrolować ulice, wyręczając w pacyfikacji realnych ruchów protestu władze. Jak we współczesnej Rosji.
Blog Lewica Wolnościowa
Profil na Facebooku: http://www.facebook.com/wolnelewo
Naszą ojczyzną jest cały świat - czyli dlaczego nie zależy nam na państwie narodowym
Yak, Pią, 2011-11-11 09:19 Antyfaszyzm | PublicystykaW dniu 11 listopada, wielu przyjedzie do Warszawy zaprotestować przeciwko ideologii nacjonalistycznej i jej rozmaitym przejawom. Jesteśmy wśród nich. Nacjonalizm, to ideologia, która wprowadza fałszywe podziały wśród ludzi, którzy powinni być ze sobą solidarni. Jednocześnie, wprowadza złudne przekonanie o jedności interesów wszystkich ludzi należących do jednej narodowości - tak jakby polski przedsiębiorca miał taki sam interes, jak polski pracownik. Ale pracownik, zmuszony sprzedawać swoją pracę za grosze, aby jakoś przeżyć, ma więcej wspólnego z pracownikami innych narodowości, niż ze swoim rodakiem - szefem.
Odrzucamy nacjonalizm, dlatego że odrzucamy pojęcie państwa narodowego i podporządkowania mu ludzkich istnień. Jedynym celem państwa narodowego jest dzielić, by skuteczniej rządzić.
Zamiast poddaństwa wobec państwa narodowego, wierzymy w międzynarodową solidarność z pracownikami z całego świata, zwłaszcza wtedy, gdy walczą o możliwość odzyskania kontroli nad własnym życiem.
Niepodległości narodowej nie można mylić z niezależnością. Cóż nam po niepodległości narodowej, skoro świat, który nas otacza należy do klas posiadających i nadal nie mamy innego wyjścia niż sprzedawać swoją pracę. Niepodlegli od czego? Zmieniliśmy barwy sztandarów, jednych panów zastępując drugimi.
Czy można mówić o niepodległości Polski, gdy kraj jest zależny od globalnych przepływów kapitału, od warunków wytyczanych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i dyrektywy Unii Europejskiej. Niepodległość jest złudzeniem, które ma nam zastąpić prawdziwą niezależność.
Dzisiejszy dzień, 11 listopada, jest dniem tylko jednej z wielu bitew o wolność, przeciw tyranom, spekulantom i wyzyskiwaczom. Ta walka musi być globalna, gdyż wszystkie problemy z którymi się borykamy są globalne. Żadnego z nich nie rozwiążemy w izolacji.
Nacjonalizm jest niezwykle dogodny dla klasy kapitalistów, gdyż dzieli tych, którzy mogliby się przeciw nim zjednoczyć i jednoczy z nimi tych, którzy mieliby powody, by z nimi walczyć.
Podczas demonstracji w dniu 11 listopada usłyszymy wiele pięknie brzmiących haseł o tolerancji i otwartości. Nie mamy nic przeciwko tolerancji i otwartości, ale to po prostu nie wystarczy. By skutecznie walczyć z rasizmem, nacjonalizmem i ksenofobią, konieczny jest frontalny atak na system dominacji kapitału, system który wytwarza ubóstwo i nędzę w każdym zakątku świata. Właśnie ten system powoduje, że ludzie stają do walki przeciw sobie, konkurując o coraz gorzej opłacane miejsca pracy, napędzając zyski jedynie dla nielicznych.
W dniu 11 listopada 2011 r. znów jesteśmy na ulicach, ale nasze hasła znów nie ograniczają się jedynie do odrzucenia faszyzmu. Naszym wrogiem jest nie tylko skrajna prawica, ale sama idea państwa narodowego i kapitalizmu. Globalny kapitalizm - wraz z państwami narodowymi, które są jego policją - nie jest niczym innym, jak faszyzmem pod inną postacią, który powoduje wielokrotnie więcej śmierci i zniszczenia, niż przemoc bojówek nacjonalistycznych.
Związek Syndykalistów Polski - Międzynarodowe Stowarzyszenie Pracowników
Naziści i UPA. Zagraniczne reprezentacje na "Marszu Patriotów" we Wrocławiu
Czytelnik CIA, Czw, 2011-11-10 06:50 Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm9 listopada Narodowe Odrodzenie Polski ogłosiło finalny skład swojej reprezentacji na “Marsz Patriotów” we Wrocławiu! W myśl internacjonalistycznej solidarności zostały zaproszone drużyny z wielu krajów, z którymi NOP prowadzi owocną współpracę.
Niestety, niewiele jest polskojęzycznych źródeł na temat zagranicznych uczestników marszu. Ponieważ z powodu obłożenia grafiku NOP nie zdążył przedstawić swoim kibicom kompletnych życiorysów importowanych zawodników, jako rzetelni komentatorzy postanowiliśmy nadrobić te zaległości.
Oto bohaterowie piątkowego marszu!
Orwell o koalicji 11 listopada
Czytelnik CIA, Śro, 2011-11-09 15:16 Antyfaszyzm | PublicystykaGeorge Orwell, reporter, pisarz i uczestnik hiszpańskiej wojny z faszyzmem, opublikował szereg bezpośrednich analiz dotyczących strategii, konkretnych działań i porażek najsilniejszego ruchu antyfaszystowskiego na świecie przed II wojną światową - jedynego, który miał potencjał zmienić represyjny stan rzeczy (właśnie dlatego został zaatakowany przez połączone siły faszystowskiej Europy przy niemym wsparciu wszystkich władz kontynentu).
Esej "Przecieki z Hiszpanii" jawi się jako istotny wkład w jałową dotąd debatę na temat taktyki blokady Marszu Niepodległości podejmowanej przez Porozumienie 11 listopada. Słowami Malatesty, "argumenty nie są stare ani nowe, są dobre albo złe". Miłej lektury.
Przecieki z Hiszpanii
„New English Weekly”, 29 lipca i 2 września 1937
I
Hiszpańska „Daily Mail”, czy wojna domowa zrodziła prawdopodobnie więcej kłamstw niż jakiekolwiek inne zdarzenie od czasów wielkiej wojny lat 1914–1918, ale szczerze wątpię, pomimo wszystkich tych hekatomb zakonnic gwałconych i krzyżowanych na oczach reporterów to właśnie profaszystowskie gazety wyrządziły tu najwięcej szkody. To jednak prasa lewicowa, „News Chronicle” i „Daily Worker”[1] z ich znacznie subtelniejszymi metodami zafałszowywania, nie pozwoliły Brytyjczykom zrozumieć prawdziwego charakteru tej walki.
Gazety te starannie skrywają fakt, że rząd hiszpański (w tym na poły autonomiczny rząd Katalonii) znacznie bardziej niż faszystów obawia się rewolucji. Jest teraz niemal pewne, że wojna zakończy się jakimś kompromisem i istnieją powody, by sądzić, że rząd, który nie kiwnął nawet palcem, gdy padało Bilbao, nie chce odnieść zbyt wielkiego triumfu. Nie ma jednak żadnych wątpliwości co do bezwzględności, z jaką niszczy własnych rewolucjonistów. Przez pewien czas rozwijały się rządy terroru — delegalizacja partii politycznych, dławiąca cenzura prasy, nieustanne szpiegowanie i masowe zamykanie ludzi w więzieniach bez procesu. Kiedy opuszczałem Barcelonę w końcu czerwca, więzienia pękały w szwach. Zwykłe budynki więzienne już dawno były przepełnione, a nowych więźniów upychano w pustych sklepach i innych tymczasowych pomieszczeniach, które zdołano dla nich znaleźć. Ale warto zauważyć, że do więzień trafiają nie faszyści, lecz rewolucjoniści. Dzieje się tak nie dlatego, że ich poglądy są nie do przyjęcia dla prawicy, ale dlatego, że nie akceptuje ich lewica. A ludzie odpowiedzialni za ich uwięzienie, to ci potworni rewolucjoniści, których sama nazwa wywołuje drżenie Garvina[2], czyli komuniści.
Tymczasem wojna z Franco trwa nadal, ale w przeciwieństwie do biedaków tkwiących w okopach na pierwszej linii nikt w rządzie Hiszpanii już nie traktuje jej jak prawdziwej wojny. Prawdziwa walka toczy się między rewolucją i kontrrewolucją. Pomiędzy robotnikami, którzy na próżno starali się utrzymać swe niewielkie zdobycze z roku 1936, a blokiem liberalno-komunistycznym, który tak skutecznie im je odbiera. W Anglii niestety bardzo niewielu ludzi dostrzegło fakt, że to komunizm jest teraz siłą kontrrewolucyjną, że komuniści są wszędzie w sojuszu z burżuazyjnym reformizmem i wykorzystują całą swoją potężną machinę, by niszczyć lub dyskredytować każdą partię, która wykazuje tendencje rewolucyjne. Dlatego spektakl, w którym komuniści atakowani są jako nikczemni „czerwoni” przez prawicowych intelektualistów, którzy z gruntu się z nimi zgadzają, jest czystą groteską. Na przykład Wyndham Lewis[3] powinien kochać komunistów, przynajmniej przez jakiś czas. Sojusz liberalno-komunistyczny w Hiszpanii triumfuje niemal całkowicie. Ze wszystkiego, co hiszpańscy robotnicy wywalczyli sobie w 1936 roku, nie zostało nic konkretnego, prócz kilku spółdzielczych gospodarstw rolnych i pewnej ilości ziemi objętej w zeszłym roku przez chłopów. A przypuszczalnie nawet chłopi zostaną później poświęceni, kiedy nie będzie już potrzeby o nich zabiegać. Aby zrozumieć, jak doszło do obecnej sytuacji, trzeba wrócić do źródeł wojny domowej.
Franco sięgał po władzę inaczej niż Hitler i Mussolini, ponieważ była to rewolta militarna, porównywalna do napaści z zewnątrz, i dlatego nie miał wiele masowego poparcia, choć później o nie zabiegał. Wspierały go, oprócz pewnych kół wielkiego biznesu, arystokracja posiadająca ziemię oraz ogromny, pasożytniczy Kościół. Przeciw takiej rewolcie zbierają się oczywiście różne siły, które w żadnym innym punkcie nie są ze sobą zgodne. Chłop i robotnik nienawidzą feudalizmu i klerykalizmu, ale podobnie myśli „liberalny” bourgeois, który wcale nie oponuje przeciw nowocześniejszej wersji faszyzmu, jeśli tylko nie nazywa się jej faszyzmem. „Liberalny” bourgeois jest liberalny do czasu, gdy kończą się jego interesy. Opowiada się za postępem streszczonym w sformułowaniu „la carrière ouverte aux talents”. Nie ma on oczywiście szans na rozwój w społeczeństwie feudalnym, gdzie robotnicy i chłopi są zbyt ubodzy, by kupować towary, gdzie przemysł jest obciążony zbyt wielkimi podatkami, by starczyło jeszcze na opłacanie biskupich ornatów i gdzie każda lukratywna posada dostaje się znajomemu lub chłoptasiowi syna księcia z nieprawego łoża. Dlatego w obliczu tak skrajnego reakcjonisty jak Franco mamy przez pewien czas sytuację, w której robotnik i bourgeois, w rzeczywistości śmiertelni wrogowie, walczą po jednej stronie. Ten niełatwy sojusz znany jest jako Front Ludowy [Popular Front] (a w prasie komunistycznej, by nadać mu rzekomo demokratyczny wydźwięk, jako Front Ludu [People’s Front]). To połączenie ma tyleż żywotności i praw do istnienia, co świnia z dwiema głowami czy jakieś inne monstrum z cyrku Barnum i Bailey[4].
Sprzeczność tkwiąca we Froncie Ludowym musi dać się odczuć w każdej sytuacji poważnego zagrożenia. Kiedy bowiem robotnik i bourgeois walczą z faszyzmem, nie walczą o to samo. Bourgeois walczy o burżuazyjną demokrację, to znaczy o kapitalizm, a robotnik, na tyle, na ile rozumie tę sprawę, o socjalizm. A w pierwszych dniach hiszpańskiej rewolucji robotnicy rozumieli ją bardzo dobrze. Na obszarach, gdzie faszyzm został pokonany, nie zadowalali się wypędzeniem rebelianckich oddziałów z miast. Wykorzystywali tę okazję, by przejmować ziemię i fabryki oraz by tworzyć zalążki władzy robotniczej za pośrednictwem lokalnych komitetów, milicji, sił policyjnych i tak dalej. Popełnili jednak błąd (być może dlatego, że najbardziej aktywnymi rewolucjonistami byli anarchiści, którzy wykazywali nieufność wobec wszelkich parlamentów) polegający na pozostawieniu formalnej władzy w rękach rządu republikańskiego. A pomimo różnych roszad w składzie każdy kolejny rząd miał z grubsza taki sam burżuazyjno-reformistyczny charakter. Na początku wydawało się to bez znaczenia, ponieważ rząd, zwłaszcza w Katalonii, był niemal bezsilny, a burżuazja musiała siedzieć cicho, czy nawet (tak było jeszcze w grudniu, gdy dotarłem do Hiszpanii) podszywać się pod robotników. Później, kiedy władza wyślizgnęła się z rąk anarchistów i przejęli ją komuniści i prawe skrzydło socjalistów, rząd zdołał odzyskać siły, burżuazja wyszła z ukrycia i stary podział społeczeństwa na bogatych i biednych znów się ujawnił w niezbyt zmienionej postaci. Od tej pory każde posunięcie, z wyjątkiem kilku dyktowanych przez zagrożenie militarne, zmierzało do zniesienia zdobyczy pierwszych miesięcy rewolucji. Spośród wielu ilustracji, jakie mógłbym wybrać, przytoczę tylko jedną, czyli rozwiązanie milicji robotniczych zorganizowanych w prawdziwie demokratyczny sposób, bowiem oficerowie i szeregowi otrzymywali tę samą płacę i panowała między nimi zupełna równość, oraz zastąpienie ich Armią Powszechną (w komunistycznym żargonie była to oczywiście Armia Ludowa), uformowaną na wzór zwykłej burżuazyjnej armii z uprzywilejowaną kastą oficerską, ogromnymi różnicami w poborach itd.itp. Nie trzeba dodawać, że ruch ten tłumaczy się koniecznością podyktowaną względami militarnymi i przynajmniej na krótką metę niemal na pewno sprzyja on skuteczności. Ale niewątpliwym celem tej zmiany było zadanie ciosu egalitaryzmowi. Tę samą zasadę przyjęto w każdym departamencie, a skutek jest taki, że zaledwie rok po wybuchu wojny i rewolucji mamy zwykłe państwo burżuazyjne, a nadto rządy terroru służące zachowaniu status quo.
Proces ten nie zaszedłby prawdopodobnie tak daleko, gdyby walka mogła toczyć się bez ingerencji z zagranicy. Ale wobec słabości wojskowej rządu jest to niemożliwe. Zagrożony cudzoziemskimi najemnikami Franco rząd musiał zwrócić się o pomoc do Rosji i choć ilość dostarczonej przez nią broni jest bardzo wyolbrzymiana (podczas trzech pierwszych miesięcy mojego pobytu w Hiszpanii widziałem tylko jedną rosyjską broń, karabin maszynowy), sam fakt jej pojawienia się doprowadził komunistów do władzy. Rosyjskie samoloty i karabiny oraz dobre wyszkolenie wojskowe Brygad Międzynarodowych (niekoniecznie komunistycznych, ale pozostających pod kontrolą komunistów) ogromnie podniosły ich prestiż. Co jednak ważniejsze, ponieważ Rosja i Meksyk były jedynymi krajami, które otwarcie dostarczały broń, Rosjanie nie tylko mogli brać za nią pieniądze, ale też dyktować swoje warunki. A warunki te, w najprostszym ujęciu, brzmiały: „Jeśli nie zdławicie rewolucji, nie dostaniecie więcej broni”. Za powód takiej postawy uznaje się zwykle to, że gdyby Rosja wspierała rewolucję, zagrożony byłby pakt między Franco i Sowietami (i nadzieje na sojusz z Wielką Brytanią). Może być jednak też tak, że prawdziwa rewolucja w Hiszpanii wywołałaby niepożądane echa w Rosji. Komuniści oczywiście zaprzeczają, że rząd rosyjski wywiera jakiekolwiek bezpośrednie naciski. Ale to, nawet jeśli jest prawdą, nie ma praktycznie znaczenia, ponieważ partie komunistyczne wszystkich krajów realizują rosyjską politykę. Pewne też jest, że hiszpańska partia komunistyczna oraz kontrolowane przez nią prawe skrzydło socjalistów plus komunistyczna prasa na całym świecie wykorzystują swoje ogromne i wciąż rosnące wpływy na rzecz kontrrewolucji.
II
W pierwszej części tego artykułu wskazywałem, że prawdziwa walka w Hiszpanii, po stronie rządowej, toczy się między rewolucją i kontrrewolucją, i że rząd, choć chciałby uniknąć porażki w wojnie z Franco, jeszcze bardziej stara się wymazać rewolucyjne zmiany, które towarzyszyły wybuchowi wojny.
Każdy komunista odrzuci tę sugestię jako mylną lub rozmyślnie nieuczciwą. Powie wam, że to bzdura mówić o dławieniu rewolucji przez hiszpański rząd, ponieważ rewolucji nigdy nie było, a naszym zadaniem jest obecnie pokonanie faszyzmu i obrona demokracji. Właśnie w związku z tym bardzo ważne jest, by zrozumieć, jak działa komunistyczna propaganda. Błędny byłby sąd, że nie ma to znaczenia w Anglii, gdzie partia komunistyczna jest mała i stosunkowo słaba. Szybko przekonamy się, że ma to znaczenie, jeśli Anglia zawrze sojusz ze Związkiem Sowieckim, a może nawet wcześniej, ponieważ wpływy partii komunistycznej będą rosły — już rosną — a klasa kapitalistów uświadomi sobie, że nowy komunizm rozgrywa swoją grę.
Ogólnie mówiąc, propaganda komunistyczna polega na straszeniu ludzi groźbą (całkiem realną) faszyzmu. Zakłada również udawanie — w konsekwencji — że faszyzm nie ma nic wspólnego z kapitalizmem. Faszyzm to po prostu jakaś bezsensowna nikczemność, aberracja, „masowy sadyzm”, coś takiego, co zdarza się, gdy z zamkniętego zakładu wypuści się nagle maniakalnych morderców. Jeśli zaprezentuje się faszyzm w tej postaci, można zmobilizować przeciw niemu opinię publiczną, przynajmniej na pewien czas, nie wywołując żadnych ruchów rewolucyjnych. Można przeciwstawić faszyzmowi burżuazyjną „demokrację”, czyli kapitalizm. Ale trzeba pozbyć się tych kłopotliwych ludzi, którzy wskazują, że faszyzm i burżuazyjna „demokracja” to Tweedledum i Tweedledee. Robi się to, nazywając ich na początek oderwanymi od rzeczywistości. Mówi się im, że zaciemniają sprawę, że wywołują podziały w łonie sił antyfaszystowskich, że to nie jest właściwa chwila na rzucanie rewolucyjnych haseł, że w tym momencie powinniśmy walczyć z faszyzmem, nie wnikając zbytnio w to, o co walczymy. Później, jeśli wciąż nie będą chcieli się zamknąć, zmienia się melodię i nazywa ich zdrajcami. A dokładniej, trockistami[5].
A kto to jest trockista? To straszliwe słowo — w Hiszpanii można obecnie być wtrąconym do więzienia i siedzieć tam nie wiadomo ile, bez procesu, jedynie na podstawie pogłoski, że jest się trockistą — dopiero zaczyna funkcjonować w Anglii. Ale będzie coraz powszechniejsze. Słowo „trockista” (lub człowiek mający poglądy „trockistowsko-faszystowskie”) jest na ogół używane do określenia zamaskowanego faszysty, który udaje ultrarewolucjonistę, żeby rozbić siły lewicowe. Ale swą szczególną siłę określenie to czerpie z tego, że oznacza trzy odrębne rzeczy. Może oznaczać kogoś, kto jak Trocki, pragnie rewolucji światowej, członka organizacji, której przywódcą jest Trocki (jedyne uprawnione użycie) lub wspomnianego już zamaskowanego faszystę. Wszystkie trzy znaczenia można do woli składać w jedno. Znaczenie nr 1 może, lecz nie musi zawierać w sobie znaczenia nr 2, a znaczenie nr 2 niemal zawsze kryje w sobie również znaczenie nr 3. A zatem „XY wypowiadał się podobno przychylnie o rewolucji światowej, co oznacza, że jest trockistą, a zatem i faszystą”. W Hiszpanii, a w pewnym stopniu nawet w Anglii, każdy, kto wyznaje rewolucyjny socjalizm (to znaczy to, co wyznawała partia komunistyczna jeszcze kilka lat temu) spotyka się z podejrzeniem, że jest trockistą opłacanym przez Franco lub Hitlera.
Oskarżenie to jest bardzo wyrafinowane, ponieważ w każdym konkretnym przypadku, chyba że ktoś akurat wie na pewno, że tak nie jest, może okazać się prawdą. Szpieg faszystowski prawdopodobnie podawałby się za rewolucjonistę. W Hiszpanii wszyscy ludzie, których poglądy znajdują się na lewo od partii komunistycznej, prędzej czy później zostaną uznani za trockistów, a przynajmniej za zdrajców. POUM, opozycyjna partia komunistyczna będąca z grubsza odpowiednikiem angielskiej ILP, była na początku wojny akceptowana i nawet miała w rządzie katalońskim swojego ministra. Później usunięto ją z rządu, następnie potępiono jako trockistowską i wreszcie zdelegalizowano, a każdy jej członek, który trafił w ręce policji, lądował w więzieniu.
Jeszcze kilka miesięcy temu anarchosyndykaliści byli określani jako „lojalnie współdziałający” z komunistami. Następnie zostali usunięci z rządu, potem okazało się, że nie są tak lojalni, a teraz stają się zdrajcami. Po nich przyjdzie kolej na lewe skrzydło socjalistów. Caballero[6], były premier z tego ugrupowania, do maja 1937 roku, dawny idol prasy komunistycznej jest już na cenzurowanym jako trockista i „wróg ludu”. I tak toczy się ta zabawa. Logicznym celem jest ustanowienie reżimu, w którym każda opozycyjna partia i gazeta jest
zdelegalizowana, a wszyscy znaczący oponenci siedzą w więzieniu. Będzie to oczywiście reżim faszystowski. Nie będzie taki sam jak faszyzm, który chce narzucić Franco, lecz nawet lepszy, bo wart, by o niego walczyć, ale jednak faszyzm. Tyle że, kierowany przez komunistów i liberałów, zostanie inaczej nazwany.
Czy tę wojnę można wygrać? Wpływ komunistów przeciwdziała rewolucyjnemu chaosowi i niezależnie od rosyjskiej pomocy sprzyja większej skuteczności militarnej. Jeśli anarchiści uratowali rząd w okresie od sierpnia do października 1936, komuniści ratowali go od października. Ale organizując obronę, zabili entuzjazm (w Hiszpanii, nie poza nią). Umożliwili powstanie armii z poboru, ale też uczynili go przymusowym. Znamienne jest, że już w styczniu tego roku praktycznie ustał nabór ochotników. Armia rewolucyjna może czasami zwyciężyć dzięki entuzjazmowi, ale armia poborowa musi zwyciężać dzięki broni, a jest mało prawdopodobne, by rząd zyskał kiedykolwiek przewagę zbrojną, jeśli Francja nie podejmie interwencji lub jeśli Niemcy i Włochy nie zdecydują się wycofać z hiszpańskich kolonii i pozostawić Franco na lodzie. Najbardziej prawdopodobny jest tu impas.
A czy rząd naprawdę chce zwyciężyć? Nie chce przegrać, to pewne. Z drugiej strony, wyraźne zwycięstwo, ucieczka Franco oraz zepchnięcie Niemców i Włochów na morze, stworzyłoby poważne problemy, a niektóre z nich są tak oczywiste, że nie trzeba ich wskazywać. Nie ma konkretnych dowodów i sądzić można tylko po faktach, ale podejrzewam, że rząd gra na kompromis, który pozostawiłby obecną sytuację bez zmian. Wszystkie proroctwa są błędne, a więc i to także, ale zaryzykuję i powiem, że choć wojna może się szybko zakończyć lub ciągnąć się latami, rezultatem będzie Hiszpania podzielona, bądź aktualnymi granicami, bądź na strefy ekonomiczne. Taki kompromis mogłaby uznać za zwycięstwo każda ze stron, a może i obie.
Wszystko, co napisałem w tym artykule wydałoby się czystym banałem w Hiszpanii, a nawet we Francji. Ale w Anglii, pomimo dużego zainteresowania, jakie wzbudziła wojna hiszpańska, niewielu ludzi choćby słyszało o zaciekłej walce toczącej się w obozie rządowym. Nie jest to oczywiście przypadek. Istnieje świadomy spisek (mógłbym podać konkretne przykłady) mający na celu nie dopuścić do tego, by sytuacja w Hiszpanii została zrozumiana. Ludzie, którzy powinni mieć lepsze rozeznanie, poddali się złudzeniu, zakładając, że jeśli powie się prawdę o Hiszpanii, będzie to wykorzystane jako faszystowska propaganda.
Łatwo dostrzec dokąd prowadzi takie tchórzostwo. Gdyby Brytyjczycy otrzymali rzetelną relację z wojny hiszpańskiej, mieliby sposobność dowiedzenia się, czym jest faszyzm i jak go pokonać. Ale w obecnej sytuacji prezentowana przez „News Chronicle” wersja faszyzmu jako rodzaju manii ludobójczej charakterystycznej dla pułkownika Blimpsa, która szaleje w próżni gospodarczej, utrwaliła się mocniej niż kiedykolwiek dotąd. I tak oto jesteśmy krok bliżej wielkiej wojny „z faszyzmem” (patrz rok 1914 — „z militaryzmem”), która pozwoli faszyzmowi w wersji brytyjskiej spaść nam na karki w ciągu najbliższego tygodnia.
1. „News Chronicle” prezentowała linię polityczną zgodną z poglądami Liberal Party. W swoim felietonie Jak mi się podoba, 30, „Tribune”, 23 czerwca 1944, Orwell określił ją jako bardzo bladoróżową — mniej więcej „koloru pasty krewetkowej”. „News Chronicle” przestała się ukazywać 17 października 1960 roku, kiedy połączyła się z prawicowym dziennikiem „Daily Mail”. „Daily Mail”, założony przez Alfreda Harmwortha (później lorda Northcliffe) w 1896 roku zapoczątkował w Wielkiej Brytanii dziennikarstwo popularne i ukazuje się do dziś. „Daily Worker” reprezentował poglądy i linię Partii Komunistycznej i ukazywał się od 1 stycznia 1930 do 23 kwietnia 1966, po czym został wchłonięty przez „Morning Star”. W okresie od 22 stycznia 1941 do 6 września 1942 gazeta na mocy rozporządzenia rządu nie ukazywała się.
2. J.L. Garvin był prawicowym wydawcą „Observera” w latach 1908–1942.
3. Percy Wyndham Lewis (1882–1957) był malarzem, pisarzem, satyrykiem i krytykiem. Jego pismo „Blast” (1914 i 1915) promowało wortycyzm. Popierał Franco i flirtował z nazizmem, odrzucając go ostatecznie w 1939 roku. Patrz „Time and Tide”, 17 stycznia i 14 lutego 1939 oraz The Hitler Cult and How it will End (1939). Jak pisał Orwell, „Lewis atakował wszystkich; jego pisarska reputacja opiera się głównie na tych atakach”. (W brzuchu wieloryba, dz. cyt., s. 39).
4. P.T. Barnum (1810–1891), wielki amerykański showman, jedną z głównych atrakcji którego był generał Tomcio Paluch. Jego cyrk, „Największy show na ziemi”, powstały w 1871 roku, połączył się dziesięć lat później z cyrkiem J.A. Baileya, tworząc Barnum i Bailey.
5. Patrz załączone wyżej dokumenty przedstawione Trybunałowi do spraw Szpiegostwa i Zdrady, w których, o czym Orwell nie wiedział, on, Eileen i Charles Doran zostali określeni jako „zdeklarowani trockiści” (trotzkistas pronunciados).
6. Francisco Largo Caballero (1869–1946), socjalista lewego skrzydła, od 4 września 1936 do 17 maja 1937 roku premier i minister wojny w rządzie Frontu Ludowego sformowanym przez socjalistów, komunistów, anarchistów i część liberalnych republikanów. Thomas określa go jako „dobrego organizatora związkowego bez wizji”, którego „politycznie błędne oceny stały się źródłem problemów Republiki w miesiącach poprzedzających konflikt”(s. 933). Niemcy więzili go przez cztery lata w obozie koncentracyjnym. Wkrótce po uwolnieniu z obozu zmarł w Paryżu, w 1946 roku
Medialne manipulacje przed protestem 11.11.2011 r.
Czytelnik CIA, Śro, 2011-11-09 10:21 Kraj | Antyfaszyzm | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycyW związku z paranoją i alarmującymi publikacjami, wywołanymi przez organ liberalnych konserwatystów Rzeszapospolita...ups! – Rzeczpospolita i powtarzany przez media głównego nurtu, dotyczący poradnika, jak zachować się podczas demonstracji i łączonego z mającymi się odbyć blokadami Marszu tzw. patriotów 11.11., stwierdzamy, co następuje:
1. Anarchizm jest ruchem społecznym oraz ideą propagującą i walczącą o wolność, równość i bezpośredni wpływ na własne życie, bez względu na płeć, kolor skóry, narodowość oraz preferencje seksualne. Walczącym z wykluczeniem najbiedniejszych, z wyzyskiem, z państwem i władzą na każdym szczeblu oraz zakłamaniem elit i mediów.
FA od lat ‘80-tych bez względu na wyznawaną ideologie i barwy partyjne zwalcza władze, czy to komunistów i ich późniejszych wcieleń, czy to ich pozornych przeciwników brunatno-konserwatywno-prawicowych, po liberałów i fanów kapitalizmu we wszelkich odmianach.
2. Cytowany gęsto poradnik demonstranta jest kolportowany w wersji, na jaką powołują się media od ponad 10-u lat poprzez ulotki, broszury, publikacje oraz Internet. Zatem kłamstwem jest, iż FA przed marszem 11.11 wzywa poprzez zamieszczony na swojej stronie internetowej poradnik do zaatakowania w ten sposób biorących udział w Marszu.
Uważamy, że każdy człowiek, obywatel i ruch oporu społecznego powinien mieć możliwość, a nawet obowiązek obrony przed zakusami takiej czy innej władzy i totalitarnych ideologii, których przedłużeniem jest i była zawsze milicja czy policja, i nie zmieniły tego kosmetyczne zmiany nazw, czy roszady na stołkach. Nie zmienił tego też ugładzony przekaz medialny.
Dobrze wiecie, że gdy władza traci grunt pod nogami, zaczyna częściej używać swoich pałkarzy, tak było w 1956 r. w Poznaniu i na Węgrzech, tak było w 1968 w Polsce i Czechosłowacji, tak było w 1970, 1976, 1980, 1981, tak było gdy robotnicy i anarchiści bronili rozkradania Fabryki w Ożarowie, tak było w Pradze w 2000, w Genui i podczas każdego protestu przeciwko MFW i BŚ, i tak jest pod-czas ataków na protesty Oburzonych na całym świecie.
Wy, pracujący w mediach, a szczególnie wasi mocodawcy, jednym razem protestujących nazywacie bandytami, elementami kontrrewolucyjnymi i wywrotowymi, łamiącymi obowiązujące prawo i porządek społeczny. Innym razem, gdy czasy na to pozwalają, nazywacie nas bohaterami, patriotami, buntownikami walczącymi o wolność.
3. Wielokrotnie przez ostatnie 30 lat FA oraz cały ruch anarchistyczny stykał się z represjami, oraz otwartymi atakami mafii w mundurach, m.in. wielokrotnie służyły do tego infiltrowane przez odpowiednie służby środowiska skrajnie prawicowe.
Wielu z nas było wyrzucanych z pracy za działalność pracowniczą i związkową, wielokrotnie stawaliśmy przed sądami za organizowanie i udział w pokojowych protestach przeciwko wojnie, militaryzmowi, biedzie i zakłamaniu, byliśmy odwiedzani w miejscach pracy i zamieszkania przez smutnych panów, „zawijani”, szarpani i bici.
Nigdy nie będziemy się na to godzić i nie mamy zamiaru pozostawać biernymi, czynnie wzywamy swoich sympatyków i każdego do oporu społecznego, myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Przeciwko władzy, przeciwko faszyzmowi i nacjonalizmowi, przeciwko policji, przeciwko kapitalizmowi.
4. Ostatnie przykłady aż nadto świadczą, po której stronie jest policja, ale i coraz częściej wynajęci prywatni pałkarze. Nie pozostaniemy bierni gdy wolność i prawo do protestu jest tłamszone. Oto tylko niedawne przykłady:
– w Gdańsku 15.05.2011 podczas protestu lokatorów „Marsz pustych garnków”, organizowanego przez stowarzyszenie NIC O NAS BEZ NAS oraz trójmiejskich anarchistów, urzędnicy i politycy miejscy próbowali wpłynąć na przebieg trasy marszu. Kiedy im się to nie udało, trasę legalnej manifestacji zagrodzili wynajęci przez miasto ochroniarze, używając gazu oraz pałek. W wyniku akcji 6 osób zostało odwiezionych karetką, a kilkanaście poturbowanych;
– w Katowicach 16.05.2011 protest przeciwko Europejskiemu Kongresowi Gospodarczemu zorganizowany przez FA Śląsk, zgłoszony z dopełnieniem wszystkich urzędniczych formalności napotkał na swej trasie kordon policyjny, doszło do przepychanek;
– w Poznaniu 25.10.2011 pluton prewencji w pełnym rynsztunku wraz z psami czynnie uczestniczył w tłumieniu oporu zorganizowanego przez poznańskie FA podczas nielegalnej eksmisji chorej i niepełnosprawnej kobiety oraz jej męża. Podczas zajścia nad eksmitowaną, ubierającą się kobietą stał policjant grożąc szturmowa pałą, a protestujących kilkukrotnie spychała policja używając do tego pięści, kopniaków, pałek oraz tarczy. Podczas zajść 3 osoby zostały brutalnie aresztowane, a kilku protestujących zostało poturbowanych.
Kibice! Apelujemy, nie dajcie się manipulować straszącym nami mediom, oraz kapusiom i zaganiarom, którzy chcą przez swoich prawników donieść na policję i do prokuratury na aktywny ruch oporu społecznego. Podziały i walki przebiegają gdzie indziej, niż wam wmawiają politycy oraz prawicowe media. Nie dajcie się wkręcić w gierki prawicowych i liberalnych polityków. Walczmy wspólnie z policją, z władzą, z eksmisjami, walczmy wspólnie z wyzyskiem w miejscach pracy, z drożyzną.
Walczmy o wolne i oddolnie samorządzące się Społeczeństwo!!
Federacja Anarchistyczna - sekcja Poznań
Federacja Anarchistyczna - sekcja Łódź
Federacja Anarchistyczna - sekcja Kraków
Federacja Anarchistyczna - sekcja Śląsk
Federacja Anarchistyczna - sekcja Częstochowa
Federacja Anarchistyczna - sekcja Trójmiasto
Co się kryje pod maską stowarzyszenia "Marsz Niepodległości” ?
Czytelnik CIA, Wto, 2011-11-08 18:22 Kraj | Antyfaszyzm | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmOrganizatorzy marszu 11 listopada po raz pierwszy postanowili podpisać się nie organizacjami, a nazwą niemówiącego nic stowarzyszenia „Marsz Niepodległości”. Jednak na oficjalnej stronie informacyjnej marszu nikt nie ukrywa, że faktycznymi organizatorami są: Obóz Narodowo Radykalny i Młodzież Wszechpolska.
Obóz Narodowo Radykalny
1. Obóz Narodowo Radykalny (ONR) jest organizacją nawiązującą do przedwojennego ugrupowania faszyzującego o tej samej nazwie. Ówcześni działacze ONR brali udział w licznych atakach na przeciwników politycznych i obywateli pochodzenia żydowskiego. W 1938 w organie prasowym ONR Falangi „Kuźnica” pisano: „„Obecnie Niemcy przystąpili do ostatecznej likwidacji żydostwa u siebie (…) Kiedy wreszcie my przystąpimy do męskiego i poważnego rozwiązania tej sprawy?”, „„Odrzucenie demokracji jako reżimu wrogiego Cywilizacji Europejskiej, który za miernik prawdy przyjmuje wolę większości kierującej się najczęściej niskimi pobudkami”.
2. W 2009 Sąd Rejonowy w Opolu zdelegalizował 12 października lokalną strukturę Obozu Narodowo-Radykalnego. Choć ONR działa w całym kraju, nie posiada on scentralizowanej organizacji. Sąd zadecydował o delegalizacji stowarzyszenia z Brzegu uznając jej członków winnych propagowaniu ustroju nazistowskiego i skazał członków ONR na karę pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata i grzywnę w wysokości 1000 zł.
3. Wielokrotnie członkowie ONR upamiętniali marszami rocznicę „najazdu na Myślenice” dokonanego przed wojną przez Adama Doboszyńskiego, działacza Stronnictwa Narodowego. Wydarzenie z 1936 były największymi zamieszkami antyżydowskimi w okresie międzywojennym. „Chcemy uczcić postać Adama Doboszyńskiego, który miał dość tego, że zezwolenie na handel przyznawano tylko kupcom żydowskim. Dlatego ruszył na Myślenice i zniszczył mienie żydowskie. Chwała Adamowi Doboszyńskiemu za to co zrobił dla Polski” – na Rynku w Myślenicach w 2008 mówił przywódca Małopolskiego ONR.
4. W kwietniu 2011 grupa 100 ONRowców zakłóciła Marsz Żywych. Całością dowodził 40-letni Paweł H., jak się przedstawiał – magister sztuki. Zapytany o powody swojej akcji powiedział: „Wkurzają mnie roszczenia żydowskie”.
5. Jeszcze tego lata ONR Podhale zapraszało na „obóz sportowy” z Niko Puhakką, fińskim zawodnikiem MMA, a przy okazji zagorzałym nazistą. Po wypłynięciu tej informacji do mediów ONR odwołało obóz.
6. ONR i Młodzież Wszechpolska wielokrotnie w mediach podkreśla, że skandalem jest zakłócanie ich legalnej demonstracji 11 listopada. Nie przeszkadza to oczywiście w wielokrotnym zakłócaniu przez nich innych legalnych manifestacji. W 2006 roku podczas obchodów Dnia Kobiet w Sopocie ONR i MW (m.in. Grzegorz Sielatycki, ówczesny szef MW w Trójmieście) rzucali jajkami w manifestantów, krzycząc: „Zrobimy z wami, co Hitler zrobił z Żydami”.
Młodzież Wszechpolska
1. Leokadia Wiącek działaczka Młodzieży Wszechpolskiej i asystentka eurodeputowanego Macieja Giertycha była jedną z uczestniczek imprez MW z której zdjęcia i film opublikowały media. Widzimy na nim jak uczestnicy skandują "Sieg Heil" i fotografują się na tle płonącej swastyki. Organizatorem imprezy był Paweł Szmidt, który w 2005 r. kandydował do Sejmu z ramienia LPR.
2. W czasie pełnienia obowiązków prezesa telewizji przez Piotra Farfała ujawniono zdjęcia jak z innymi członkami Młodzieży Wszechpolskiej wznosi ręce w faszystowskim pozdrowieniu. Farfał wydawał za młodu również rasistowskie pisemko "Front", w którym miał napisać m.in. "nie tolerujemy tchórzów, konfidentów, Żydów". Publikowano tam m.in. rysunki "łysego osiłka z mieczem", który depcze flagi Izraela i UE oraz skinheada z ręką w geście "Heil Hitler".
3. Witold Tumanowicz jeden z członków zarządu Młodzieży Wszechpolskiej i jeden z organizatorów marszu 11 listopada w wakacje uczestniczył w wyprawie Wszechpolaków na nacjonalistyczny festiwal węgierski Magyar Sziget (nie mylić z Sziget, węgierskim odpowiednikiem Open'era), gdzie gwiazdą była związana z neonazistami z Krwi i Honoru wokalistka Saga. W czasie festiwalu można było nabyć Main Kamf czy zakupić literaturę pochwalającą zamachy w Norwegii. Sam Winnicki pytany przed rokiem o antysemickie dziedzictwo z okresu przedwojennego odpowiedział: „Antyżydowska retoryka międzywojennej endecji miała swoje, umotywowane politycznie, społecznie i ekonomicznie, podstawy”
4. W Białymstoku w styczniu 1999 roku skierowano do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Dariusza Wasilewskiego (honorowego przewodniczącego Młodzieży Wszechpolskiej), właściciela księgarni "Bastion" o rozpowszechnianie wydawnictw nawołujących do nienawiści na tle narodowym i wyznaniowym . W księgarni tej sprzedawano antysemickie i szowinistyczne książki. Środowisko białostockiej MW wydawało również zawierające antysemickie treści pismo "Bastion".
5. W nocy z 14 na 15 stycznia 2005 roku w pociągu relacji Szczecin – Terespol. Podróżowało nim do Warszawy, na zjazd krajowy partii, kilkunastu delegatów zachodniopomorskiej Ligi Polskich Rodzin. Trzej z nich, Adam Machaj, członek Młodzieży Wszechpolskiej i asystent eurodeputowanego LPR Sylwestra Chruszcza, oraz Łukasz Siemaszko, radny sejmiku województwa zachodniopomorskiego, skandowali w trakcie jazdy „Heil Hitler”, krzyczeli, że Hitler miał rację „robiąc z Żydami porządek” i śpiewali „Czarnych powiesimy, Światowida postawimy”. Jeden z elpeerowców zwymyślał także pracownicę Warsu: „Ty żydowska k…”. Zdarzeniem zajęła się Prokuratura Okręgowa w Szczecinie. Sąd Grodzki skazał Machaja za publiczne wychwalanie zbrodni hitlerowskich na pół roku pozbawienia wolności i pracy społecznej w Miejskiej Komendzie Policji.
6. Dziennik „Fakt” ujawnił w 2005 roku film zrobiony przez działaczy Młodzieży Wszechpolskiej w olsztyńskim biurze poselskim Romana Giertycha. Na nagraniu widzimy pijacką libację, w której brali udział asystenci eurodeputowanego LPR Bogusława Rogalskiego i lokalni aktywiści MW. W trakcie imprezy wznosili oni wulgarne, rasistowskie okrzyki, a nawet odbyli pozorowany stosunek homoseksualny.
„Marsz Niepodległości”
1. ONR i Młodzież Wszechpolska już w zeszłym roku wprowadziły cenzurę haseł i transparentów podczas marszu. W poprzednich latach nagminnie skandowano hasła typu: „Precz z żydowską okupacją”, ”Polska cała tylko biała" czy "Nie ma litości dla wrogów polskości!". Członkowie MW i ONR ramię w ramię maszerują z neonazistami z Blood & Honour i Combat 18. Na wielu flagach można było zobaczyć rasistowskie i ksenofobiczne symbole jak 88 (znak neofaszystów). Choć ostatnio zabroniono im obnoszenia się ze swoją symboliką, w żaden sposób nie odcięto się od neonazistów.
2. Organizatorzy marszu za pośrednictwem portalu niepoprawni.pl zaprosili do swojego marszu wiele radykalnych organizacji z Europy . Wśród adresatów są m.in: węgierska nacjonalistyczna partia Jobbik; magazyn rosyjskich neonazistów "National Resistance"; nacjonaliści z Hagi, których "polityka bazuje na 25 punktach programu NSDAP z 1920 r."; rumuńscy narodowi socjaliści (znani z akcji przeciwko Romom); rumuński NAT88 (88 znaczy Heil Hitler - bo H to ósma litera alfabetu); włoscy faszyści z Veneto Fronte Skinheads; czeski portal Revolta.info, który publikuje artykuły gloryfikujące Waffen SS; bojówki czeskich pseudokibiców Radical Boys; portal Beo - słowacka skrajna prawica (nagłówki artykułów: "Historia białej rasy", "Cyganie i Murzyni, ich zezwierzęcenie jest takie same"); kibole RightHools z Rosji.
3. Tegoroczny Marsz jak zwykle poparł na swoich stronach Combat 18, neofaszystowska i terrorystyczna organizacja nawołująca do stosowania przemocy wobec "wrogów rasy". Nie jest żądną tajemnicą w środowiskach nacjonalistycznych, że będą oni brać udział w manifestacji. Poproszono ich jedynie o nie wywieszanie swoich emblematów.
4. Podczas sesji powołanego przez ONZ Komitetu ds. Eliminacji Dyskryminacji Rasowej odbywającej się w marcu 2003 roku w Genewie organizacje Młodzież Wszechpolska i Narodowe Odrodzenie Polski zostały uznane za organizacje skrajnie nacjonalistyczne.
Szara podległa
Kurka nioska, Pon, 2011-11-07 20:21 Antyfaszyzm | Militaryzm | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmMój bunt nie pozwala mi spać, wiercę się wciąż i zasnąć nie mogę, albo budzę się nagle w środku nocy zlana potem i widzę GO – faszystę o świdrujących oczach, który gwałci moją wolność, odbiera mi płeć, kolor skóry i narodowość. Mówi tylko:
„Nie, tutaj nie wejdziesz, bo masz brzydki odcień skóry i macicę nierodzącą. Poza tym pewnie pożarłaś dziś już kilka płodów na śniadanie, wredna suczko. Tak, liż mi wyglancowanego gestapowskiego buta, pokażę ci, kto tu rządzi. Oto ja, biały pan!”
Ale ja widzę strach w jego oczach i widzę jak pot spływa mu po twarzy, bo czuje oddech antyfaszystów na swoim tłustym, hitlerowskim karku… Antyfaszystów międzynarodowych, zwinnych i ekstremalnych, rzucających koktajlami w brunatną hołotę. Ale cóż to? Zamiast czarno odzianej lewackiej bandy gramoli się na scenę jakiś gruby, czerwony na twarzy typ. To mój szef. Nie spodziewał się, że nie będzie windy do sceny mojego życia i będzie musiał wgramolić się sam na najtańsze piętro.
„Nie słyszałaś, co ten miły chłopiec mówił? Dalej, do mopa! Zaiwaniaj, ino szybko!”.
Zły szef, niedobry szef, w końcu powiedział to tak szczerze, tak jak to chciał powiedzieć już od dawna, tylko zawsze musiał udawać dobrego pana.
„Ojojoj, ja muszę na każdego pracownika tyle pieniążków wydawać, tyle mi kradną codziennie te darmozjady, tyle opłat i skarbówka do tego, i sanepid, i ZAiKS nawet!” zaczął marudzić w niezdarnej próbie wywołania we mnie poczucia winy. Na niektórych pracowników to działa. Na przedsiębiorczości zawsze mi kazali wczuć się w rolę pracodawcy, nigdy pracownika. Autorem podręcznika był Marek Belka.
Narodowiec odetchnął z ulgą i zapewnił mojego szefa, że będzie super i patriotycznie, że sport, zdrowie, Polska i WKS. Mój szef jednak ma dużą wiedzę na temat skojarzeń. Lubi myśleć z czym kojarzy się kufel pokryty kropelkami wody, z czym cytryny radośnie pluskające się pośród kryształowych kosteczek lodu, a przede wszystkim o tym, że klientom trzeba lizać tyłek, także tym hipotetycznym. A patriotyzm Narodowego Odrodzenia Polski? „Chłopie, to się nie sprzeda!” – jak zwykł mawiać mój szef objawiając swoją wiedzę o marketingu. Drink o nazwie Wąs Dmowskiego? Brunatny Mundur Dumnego Narodowca? Dlatego właśnie odparł młodzieńcowi:
„Ależ my robimy tutaj z kolegami takie lepsze święto, bo popieramy patriotyzm, ale cóż byśmy zrobili bez Ukrainek w naszych domach, Ukraińców na budowach, obcokrajowców w naszych restauracjach i burdelach? Cóż byśmy zrobili bez zagranicznych koncernów dorzucających nam zajebiste gadżety do ich produktów? Polska musi być kolorowa, z wieloma lśniącymi gwiazdami, biało-czerwona i biało-żółta. Bez tego nie ma sensu, oj nie ma. I wie pan, nawet ci związkowcy – darmozjady z OPZZ się z nami zgadzają!”.
Nagle poczułam łapy mojego psa na brzuchu. Och, jak dobrze, że to był tylko sen. Że mój pracodawca nie chce się ze mną jednoczyć przeciwko faszyzmowi, tylko ustalił mi jakby umyślnie grafik bym miała 11 listopada wolne. Nie mam wymówki, muszę iść bronić Polski przed zagładą. Pośród ognia palonych brunatnych mundurów i dymu wywołującego chaos stanę niczym pogańska bogini i palcem rozgniotę te robaczki jeden za drugim…
Niestety. Zapaliłam papierosa w akcie porannej rozkminy. Czego to mnie uczono na historii w szkole podstawowej, w gimnazjum i w liceum? Ano uczono mnie, że patriotyzm jest wspaniałą postawą, że pośród jesiennych listopadowych liści wypada śpiewać hymn Polski, złożyć biało-czerwone goździki na Grobie Nieznanego Żołnierza, że kombatanci wojenni dumni są i posępni, bo przeżyli wojnę i kręcić będą nosem na paskudną, zdradziecką postawę antypatriotyczną. Że antypatriotyzm to zdrada miejsca, w którym się urodziłam i wychowałam. Że polskie góry są piękniejsze od słowackich i czeskich, a Morze Bałtyckie zadziwia różnorodnością flory i fauny i nie trzeba nigdzie jechać, nawet do Bułgarii, bo tu najpiękniej. Że krzyż słuszny, że wiara katolicka, że kobiety w czarnych, żałobnych sukniach i powstańcy przystojni, a te pielęgniarki, a te łączniczki. Walczyliśmy zawsze słusznie i dzielnie. Mamy piękny język. Kto ty jesteś Polak mały jaki znak twój orzeł biały gdzie ty mieszkasz między swemi w jakim kraju w polskiej ziemi czym ta ziemia mą ojczyzną czym zdobyta krwią i blizną czy ją kochasz kocham szczerze a w co wierzysz w Polskę wierzę czym ty dla niej wdzięczne dziecię coś jej winien oddać życie. Tylko ja niewdzięczna nie wywieszam flagi na domu, a moi sąsiedzi tak, wszyscy. Płakali po prezydencie bardziej, niż po swoich rodzicach. Oni szanują tych poległych i szanują moich własnych pradziadków i prababcie zaginionych, w nieznanych grobach pochowanych. A ja nie i nie!
Czemu mam składać kwiaty nieznanym? Kilku moich znajomych nie wytrzymało nędzy, pogrążenia w długach i pogłębiającej się rozpaczy, niemożności utrzymania rodziny z kiepskiej płacy, nędzy ich partnerek, które miały jeszcze większy problem, by znaleźć pracę. Wszyscy oni żyli w oparach trucizny, w której nie było miejsca na miłość, a szorstkie i umęczone, choć młode ciała, nie miały w sobie tyle powabu, co kiedyś. Dla nich kwestia patriotyzmu była prostą odpowiedzią na pytanie „czy ten kraj daje tobie cokolwiek poza smutnymi pochodami, zażartą walką – spektaklem w obronie krzyża, kłamliwych zapewnień w telewizji, że jest przecież dobrze? I ileż jeszcze krwi można oddać za nią na próżno?”.
Co to za dzień niepodległości, kiedy wciąż chylimy karku dla nędznych wyzyskiwaczy wszelkiej maści? Podlegli kapitałowi brodzimy po pas w podobnym gnoju, jak sto lat temu, choć trochę czystszym i z bieżącą wodą. Nie mogę świętować niepodległości, która nie ma niczego wspólnego z wolnością. Nie kocham swojego państwa dlatego, że pozwala mi jakoś przeżyć i wypowiadać swoje poglądy poza głównym nurtem. Patriotyzm to kwiatki na groby, wspominki, marsze i stare pieśni – wielka zabawa sentymentalna, podróż do przeszłości w wehikule kierowanym przez historyka, który przedtem wymazał odpowiednie sceny krwią i zamknął pozbawionych głosu w piwnicach.
Czemu mam stać biernie, gdy paraduje wojsko? Czy te czołgi karmią niedożywione dzieci w szkołach? Czy te czołgi budują domy dla kobiet bitych, gwałconych i poniżanych? A ci żołnierze – czy oni bronią mnie przed wyzyskiem i bandytyzmem klasy rządzącej? Czy on naprawdę broni MOJEJ suwerenności? Czy polski żołnierz różni się znacznie od żołnierza innej narodowości? Czy polski żołnierz ma rację? Kto korzysta z usług kilkunastoletnich prostytutek na misjach pokojowych? Kto strzela do zwykłych ludzi w tych dalekich krajach? Co o tym wszystkim chcą napisać za kilka lat w podręcznikach do historii? Historie wojen i patriotyzm są praktycznie nieodłączne. Patriotyzm jest narzędziem wojny, sposobem pokazania, że my mamy słuszność. Historia wojen pochwala patriotyzm Polaków. Historia wrogiego kraju twierdzi to samo o swoich dzielnych obywatelach, którzy „mordują naszych żołnierzy”. Katecheta patriotyzmu kazał mi wyjść z klasy.
Czy polski narodowiec maszerujący w marszu niepodległości jedenastego listopada kamufluje się patriotyzmem i przyjęciem grzecznego imidżu? A może ubiera po prostu swój zwyczajny strój w stylu casual, który nadaje się do pracy, na uczelnię i jest formą, w której narodowiec może przetrwać bez zbytniego wyróżniania się z tłumu. Wyróżnianie się z tłumu byłoby nie na miejscu, skoro chce się z tym tłumem identyfikować. Poza tym nie chodzi wcale o to, że taki narodowiec jest niezadowolony, bo nie może sobie pohajlować. On jest niezadowolony, bo z jednej strony dopuszcza się jego sposób myślenia do głównego nurtu, a z drugiej zabrania mu się manifestować to publicznie. To na gruncie szkolnych podręczników do języka polskiego i historii powstaje jego pojęcie patriotyzmu. To na umiarkowanym szowinizmie i pochwale wojen, czym atakują nas z każdej strony media, utwierdza się w swojej wyższości. Niektórzy popadają w skrajność – i tu jest pies pogrzebany.
To jest nasze lustrzane odbicie. Organizacje blokujące marsz ugładzają swój wizerunek w identyczny sposób, co organizacje po drugiej stronie barykady. Może nawet nie ugładzają, tylko równają do zdefiniowanej wcześniej przez media „neutralności” czy „normalności”. Różnice w naświetleniu eksponują pewne kolory. Tak więc jedna strona chce wypaść nie mniej jaskrawo, niż druga. Manifestacja będzie kolorową wizją polski zamiast biało-czerwoną. Co to jednak znaczy? Że jedna strona i owszem, popiera patriotyzm, bo gdyby nie poparła, nazwano by ich zdrajcami niczym znany sabotażysta Blumsztajn, który najpierw radośnie zachwalał gwizdanie, po czym potępił gwiżdżących, że zagłuszali hymn Polski (a obecnie napisał felietonik o tym, jacy ci antyfaszyści to kibole). Ciekawe było to, że zrobiono to, czego GW chciała – zagłuszono narodowców, ale widocznie zimny pot zalewa czoło „normalnych nieantifowych antyfaszystów”, gdy przypadkiem zagłuszony zostanie Mazurek Dąbrowskiego. Tą logiką można się posłużyć w przypadku ataku narodowców na bezbronnego antyfaszystę, którego to byłam świadkiem. Atakowali oni drzewcami biało-czerwonych flag, których nie można zbezcześcić, tak więc antyfaszysta nie powinien się bronić (inna sprawa, że musiał siłą rzeczy uciekać, a nie udawać nindżę). Zatem pamiętajcie narodowcy – patriotyzm waszą bronią!
Gdzie jest miejsce anarchisty na blokadzie? Na blokadzie. Co napiszą o anarchiście na blokadzie? Że jest na czarno ubranym młodzieńcem rzucającym petardami w patriotów. Co napiszą o blokadzie, w której skład będzie wchodzić Koalicja 11 Listopada? Że anarchiści w niej byli i rzucali petardami w patriotów i przechodniów. Co na to odpowiedzą celebryci? Że oczywiście było też dużo agresji ze strony przeciwnej, ale tak w ogóle to potępiają każdą przemoc. Czy strategia patriotyczna czyli tzw. Kolorowa Niepodległa to inicjatywa, którą anarchista powinien wspierać? To już kwestia wyboru każdego anarchisty, aczkolwiek jeśli chce uczestniczyć w tej przepychance o polską flagę, musi się liczyć z pewnymi ideologicznymi implikacjami. Wszystkie zabiegi ultraprawicowej części tego spektaklu to rodzaj jarmarcznej rozrywki. Uczestnicząc w niej, co robi chyba całe środowisko lewicowe, anarchistyczne czy punkowe, łącznie ze mną, sami przebieramy w różnych zabawnych fatałaszkach na okazję tego „wielkiego święta” gdy wszystkie potwory nagle budzą się twierdząc, że są silne, zmuszając nas do uwierzenia w to. Pozostaje tylko mnóstwo innych dni w roku, kiedy przegrywają z kretesem nie potrafiąc zmobilizować na jedną lub kilka mniejszych okazji innych środowisk, niż muzyków-alkoholików, kibiców, kilku polityków-pajaców niezbyt liczących się na politycznej scenie, żołnierzy, prawicowych historyków (których udział wydaje się dość oczywisty z racji pełnionej funkcji w systemie…) i innych „naukowców”, którzy to stanowią betonowe podpory polskich szkół wyższych, ostoi hierarchii i stosunków wręcz monarchistycznych w tej podobno niepodległej Rzeczypospolitej.
W te pozostałe dni działają ludzie, którzy widzą, jak wiele jest spraw niczyich, których prawica nie tknie, których część lewicy będzie badać przez lupkę jak wspaniały okaz żuka, a niektórzy socjaldemo-neoliberałowie będą popularyzować naukowe wyczyny lewicy przyznając się nie raz otwarcie do wyzyskiwania ludzi… to znaczy – dawania im pracy w tych trudnych warunkach. Jeden dzień, po którym posprzątają uliczni sprzątacze ciężko pochyleni nad zwykłym śmieciem, który jest jakby symbolem ich skromnego życia wobec rządzących elit. Po którym media wyciszą się mniej więcej po miesiącu by przystąpić do bardziej aktualnego tematu Świąt Bożego Narodzenia. Jeden dzień po którym narodowcy i nienarodowcy grzecznie pójdą do domów, niektórzy nieco poobijani, niektórzy z pewnym opóźnieniem wywołanym przez pobyt w areszcie. Jeden dzień po którym „kolorowa niepodległa” zamieni się dzięki jakiemuś czary-mary w szarą podległą.
Kto rządzi w Internecie?
XaViER, Pon, 2011-11-07 17:55 Kraj | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | TechnikaNiedawno ukazał się ciekawy raport World Internet Project prezentujący użytkowników Internetu. Można na jego podstawie pokusić się o stworzenie obrazu polskiej sieci, a zwłaszcza spróbować odpowiedzieć na pytanie - kto w niej rządzi, kto ma największy wpływ na jej tworzenie i kto publikowanych treści jest najczęstszym odbiorcą.
Patriotyzm korzeniem nacjonalizmu
Akai47, Pon, 2011-11-07 00:50 Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmJednym z zauważalnych objawów życia w prawicowym kraju jest to, że spektrum ideologiczne ma tendencje do dryfowania na prawo. Jak inaczej wytłumaczyć posunięcia polskiej lewicy, często oddającej pole prawicowej ideologii, czy usprawiedliwiającej ją na różne sposoby? Tak jakby istniała potrzeba odnoszenia się do prawicowych idei i konieczność usprawiedliwienia się wobec nich...
Nie od dziś, niektórzy lewicowi lub liberalni działacze próbują oddzielić patriotyzm od nacjonalizmu. Przyczyna jest dość prosta – próbują w ten sposób odnieść się do ideologicznej rzeczywistości w której żyją, która nie pozwala im w prosty sposób zanegować potrzeby takich odczuć. Starają się nie wychodzić z pewnych ideologicznych ram i robią z patriotyzmu „dobre uczucie” a z nacjonalizmu - to „złe”. Jakby chodziło o to, żeby nie dać ludziom zbyt wiele do myślenia naraz.
Czytając oświadczenie koalicji 11 listopada, czuję że mamy do czynienia z kolejną próbą robienia polityki bardziej przyjaznej dla prawicy. Koalicja nie ma problemów z patriotycznymi manifestacjami rządu, a jedynie z patriotyczną manifestacją prawicy. Jakby rząd, ze swoim wojskiem okupacyjnym i ze swoim aparatem ideologicznej indoktrynacji nie znaczył zupełnie nic. W rzeczywistości, to polski rząd i jego grzeczni urzędnicy w garniturach schowani w przytulnych gabinetach są odpowiedzialni za śmierć o wiele większej liczby ludzi, niż prawicowi ekstremiści - mimo ich chorej ideologii nienawiści. To właśnie „nasz” rząd jest najbardziej niebezpieczny dla społeczeństwa, gdy swoją polityką doprowadza społeczeństwo do nędzy – zabijając powoli i dyskretnie - w białych rękawiczkach.
Wygląda na to, że koalicja 11 listopada nie chce blokować manifestacji patriotycznych rządu. Ale może byłoby warto. Bo patriotyzm jest pierwotnym uczuciem z którego rodzi się nacjonalizm. To oczywiście nie oznacza, że każda patriota jest nacjonalistą, ale jest faktem bezsprzecznym, że bez poczucia przynależność do państwa, nie mogłyby istnieć uczucia nacjonalistyczne.
Na marginesie, warto też wspomnieć, że niektóre gwiazdki koalicji próbują narzucić zakaz mówienia o pewnych niewygodnych tematach, takich jak okupacja Palestyny. To bardzo ciekawe, że święto narodowej „niepodległości” Polaków jest przedstawiane jak coś pozytywnego i patriotycznego, podczas gdy „niepodległość” Palestyńczyków jest tematem tabu - choć nie da się zaprzeczyć, że Palestyńczycy żyją obecnie pod okupacją, tak jak niegdyś Polacy. Widać, że temat patriotyzmu nie jest traktowany sprawiedliwie – bo ktoś ma prawo do swojego państwa i swojego patriotyzmu, a ktoś inny – nie.
Patriotyzm oczywiście może rodzić się w sytuacji ucisku według klucza narodowego, jak to ma miejsce podczas okupacji. Jednak nawet wtedy, warto pamiętać o tym, że państwa narodowe i podziały narodowościowe są wykorzystywane jedynie po to, by kontrolować ludzi. Rząd Izraela pełni dziś rolę brutalnego okupanta, ale z drugiej strony są ludzie w Izraelu, którzy co piątek organizują wspólne demonstracje z Palestyńczykami pod murem, który sztucznie ich rozdziela. Ten mur jest granicą, w której w bardzo konkretny sposób objawia się narzucony podział narodowościowy. Protest przeciw murowi jest wyrazem czegoś zupełnie przeciwnego: ludzkiej solidarności, niezależnej od tzw. „narodowości” i przynależności państwowej. Bo człowiek jest człowiekiem, niezależnie od tego, po której stronie muru się urodził. Miejsce urodzenia jest tylko dziełem przypadku.
Bez idei narodowości, nie byłoby nacjonalizmu. W dniu 11 listopada, warto zastanowić się także nad kwestią patriotyzmu, bo właśnie tak rozumiane poczucie zbiorowej tożsamości stanowi podstawę, z której wyrasta nacjonalizm.