Publicystyka
Orwellowska wizja świata za 2 lata?
Tomasso, Sob, 2011-03-26 11:07 Kraj | Publicystyka | TechnikaInteligentny system będzie śledził każdy twój ruch, gest, każde słowo, wpis na internetowym forum. Zdobyte informacje szybko z sobą zestawi i porówna. Jakiekolwiek zachowanie odbiegające od normy zostanie zarejestrowane i przeanalizowane, a służby porządkowe odpowiednio zareagują. Już za dwa lata tak może wyglądać nasza rzeczywistość. Bo takie właśnie możliwości daje INDECT - unijny projekt za 15 mln euro, koordynowany przez krakowską Akademię Górniczo-Hutniczą.
A będzie na przykład tak: "Czerwony guzik na pulpicie zaczyna migotać i wyć jak oszalały. Porządkowy, który siedział wyciągnięty w fotelu, z przymkniętymi powiekami i rękami założonymi za głowę, teraz zrywa się na równe nogi. Monitor główny pokazuje mężczyznę w ciemnym prochowcu. Przybliża obraz. Twarz nie zdradza niczego szczególnego. Jest blada, z lekkim zarostem i zapadniętymi oczami.
Porządkowy szybko przegląda bazy danych. To 40-letni Alfred Bąk, ojciec trojga dzieci, maszynista, który kilka miesięcy temu stracił pracę. - Obiekt wchodzi do banku z zamiarem popełnienia przestępstwa - melduje porządkowy. - Może mieć przy sobie broń. Wyślijcie na miejsce wojsko. Zamykam wszystkie bramy.
Niedoszły przestępca nie ma najmniejszych szans. Nawet gdyby udało mu się wydostać z budynku, przepadnie. Komputery zdążyły namierzyć odbicie jego fal mózgowych, świadczące o niecnych zamiarach. Od tego momentu każdy jego ruch śledzą kamery rozmieszczone w całym mieście.
Porządkowy z powrotem rozsiada się w fotelu. Musi jeszcze sporządzić raport dla Miejskiej Agencji Prewencji. Kraków, ul. Starowiślna, godz. 14.52, 18 marca 2015 roku… - zaczyna".
Inteligentne mikroprocesory mają zostać zamontowane w istniejących kamerach monitoringu miejskiego i budynkach użyteczności publicznej. System potrafi rozpoznawać m.in. ludzkie twarze i tablice rejestracyjne samochodów. Naukowcy pracują nad prototypami urządzeń do śledzenia obiektów ruchomych. - Każde użycie narzędzia będzie rejestrowane - zapewnia dr Mikołaj Leszczuk. - Każda próba nadużyć zostanie wykryta. Można powiedzieć, że produkujemy noże. Jeśli zostaną użyte do przestępstwa, odcisną się na nich dane osoby, która tego dokonała.
Na podstawie zaprogramowanych wcześniej kryteriów, system będzie rozpoznawał sytuacje uznane za niebezpieczne. Automatycznie więc zareaguje, kiedy ktoś wyjmie nóż, pistolet czy kij bejsbolowy. Alarm włączy się, gdy człowiek zacznie nagle biec, przewróci się lub znajdzie się w zagrożonym miejscu. Czujność wzbudzi pakunek pozostawiony bez opieki. Mikrofony będą czułe na podniesiony ton, krzyk, dźwięk tłuczonego szkła, wystrzał, na słowa: ratunku, pomocy. Specjalne oprogramowanie ma monitorować, jakie treści pojawiają się w internecie. Po numerze IP znajdzie komputer, z którego wyszły kryminalne treści, zdjęcia.
O tym, jakie zachowania uznać za niebezpieczne, anormalne, zdecyduje użytkownik systemu - policja. Takie szerokie możliwości budzą obawy. - Może kiedyś decydenci stwierdzą, że społeczeństwa nie stać np. na ludzi otyłych, palaczy, schizofreników - zauważa Katarzyna Szymielewicz, szefowa fundacji Panoptykon. - To będą polityczne decyzje. Mając wiedzę o człowieku, można na niego wpływać.
Pracujący nad projektem naukowcy zapewniają jednak, że ma on służyć wyłącznie poprawie bezpieczeństwa. Że to jedynie udoskonalenie monitoringu, który i tak już istnieje. - Po kilku godzinach siedzenia przed monitorami, człowiek jest zmęczony, może coś ważnego przeoczyć - podkreśla prof. Andrzej Dziech. - Nagranie z monitoringu można odtworzyć, ale przestępstwo już zostało dokonane, morderstwo się odbyło. Dzięki programowi będzie mu można zapobiec.
Przeciwnicy ostrzegają, że właśnie spełnia się Orwellowska wizja świata. Że INDECT to próba stworzenia żandarma Europy, wprowadzenia totalnej inwigilacji. - Tworzymy narzędzie, a nie towarzyszy temu żadna publiczna debata - zauważa Szymielewicz. - Niezależnie od tego, czy ktoś jest przestępcą czy nie, będzie profilowany. Nie chodzi o to, że obraz pojawia się na monitorze, ale o stworzenie wrażenia, że każdy nasz ruch jest lub może być obserwowany, a zatem musimy się kontrolować - podkreśla.
- Jesteśmy naukowcami, tworzymy program - odpowiada prof. Dziech. - To jak zostanie wykorzystany, zależy od użytkownika. System będzie się pewnie rozwijał, ale będą też coraz lepsze zabezpieczenia danych osobowych. To tak jak z samochodami. Są coraz szybsze, ale pojawiły się poduszki powietrzne, ABS. Ludzie chcą bezpieczeństwa, ale i prywatności.
Katarzyna Janiszewska, "Gazeta Krakowska"
Znamiona klęski libijskiej rewolucji
Jaromir, Sob, 2011-03-26 10:25 Świat | PublicystykaOświadczenie z perspektywy libijskiego anarchisty z dnia 17-go marca, na krótko przed interwencją zbrojną wojsk ONZ w Libii.
W ciągu kilku godzin, Rada Bezpieczeństwa ONZ podejmie decyzję o zbrojnej interwencji w Libii. Francja zadeklarowała, że jest w stanie rozpocząć naloty począwszy od dziś wieczór. Jeśli ataki dojdą do skutku, zasługują na całkowite potępienie z naszej strony. Całkowicie odrzucamy wszelkie zewnętrzne interwencje militarne w Libii, a zwłaszcza „pomoc” Francji.
Francja, która sprzedała Kadafiemu broń wartą miliardy, tą samą broń, której Kadafi używa obecnie przeciw libijskim powstańcom, ta sama Francja, która tego procederu nie zaprzestała nawet 3 tygodnie wstecz.
Potępiamy tę interwencję, która ma szansę przerodzić Libię w piekło, piekło większe niż jest teraz. Ewentualna interwencja z zewnątrz, wykradnie także z Libijczyków ducha rewolucji, która kosztowała dotychczas życie tysięcy kobiet i mężczyzn. Interwencja podzieli libijski ruch oporu. I nawet, jeśli takie działania zbrojne sprawią, że Kadafi upadnie (bądź nawet zginie), jak Saddam Husajn, będzie to oznaczało, iż zostaliśmy wyzwoleni przez Amerykanów i Francuzów, o czym- mogę Was zapewnić, będą nam przypominali w każdej minucie.
Jak mamy sobie z tym później poradzić? Jak wytłumaczyć kolejnym pokoleniom te ogromne straty w ludziach, ciała leżące wokół? Jak cieszyć się ze zwycięstwa nad Kadafim sił, które przez lata wspierały go zbrojnie, wzmacniając jego autorytarne rządy przemocy i represji?
Po pierwszym błędzie- militaryzacji powszechnej rewolucji-, popełniamy kolejny błąd- ustanawianie nowego kierownictwa spośród powstałych przedstawicieli szczątkowych struktur upadającego reżimu. Zaś nasz trzeci błąd nadchodzi nieuchronnie- będzie nim prośba o pomoc od naszych wrogów. Mam jedynie nadzieję, że nie przyczyni się to do kompletnej porażki, jaką byłaby amerykańska okupacja i przybycie sił marines.
Sarkozy i Francja są naszymi wrogami. Tak, jak i są wrogami całego Trzeciego Świata. Nie ukrywają pogardy w stosunku do Nas. Wszystko na czym zależy Sarkozy’emu, to by być wybranym na stanowisko w przyszłych wyborach.
Człowiekiem, który zorganizował spotkanie Sarkozy z przedstawicielami Krajowej Rady Tymczasowej, był nie kto inny, jak Bernard-Henri Lévy, filozof-szarlatan, dla tych którzy go nie znają- francuski działacz syjonistyczny, skupiający wszystkie swoje wysiłki na wspieraniu Izraela i obronę jego interesów. Widzieliśmy go ostatnio na placu Tahrir, by móc na własne oczy przekonać się, że zbuntowana młodzież nie ma zamiaru „śpiewać jak zagra Izrael”.
Co można powiedzieć, czekając na spadające bomby? Spadające pociski nie rozróżniają tych, którzy są za Kadafim od tych, którzy są przeciw niemu. Jak wiemy, bomby kolonialistów mają tylko jeden cel: obronę interesów przedsiębiorców zbrojnych. To oni sprzedali Kadafiemu broń warta miliardy, a teraz my mamy prosić ich o pomoc w zniszczeniu go. Potem znowu obkupimy się od nich nową bronią, dla nowego rządu- to jest stary, dobrze znany z historii schemat.
Chcę jasno powiedzieć: to jest bardzo poważny strategiczny błąd, za który mieszkańcom Libii przyjdzie płacić być może przez wiele lat. Być może i dłużej, niż trwały autorytarne rządy Kadafiego i jego sitwy.
Wzywam więc dziś, zanim jeszcze Libia nie zamieniła się w płonący Bagdad, wzywam wszystkich Libijczyków, intelektualistów, artystów, absolwentów szkół wyższych, wszystkich którzy mogą pisać i tych, którzy nie potrafią, obywateli obojga płci- aby odrzucili zbrojną interwencję USA, Francji i Wielkiej Brytanii, oraz wspierającej ich Arabii. Jednocześnie wzywam wszystkie narody, Egipcjan, Tunezyjczyków, nawet Chińczyków- by nas wsparły. Liczymy na waszą solidarność i wsparcie w tych ciężkich chwilach!
Jeśli chodzi o państwowe rządy, niezależnie jakie i skąd, nie będziemy prosić ich o pomoc. Niech zostawią nas w spokoju i pozwolą rozliczyć się z Kadafim samodzielnie.
Saoud Salem
Libijski anarchista
za: anarkismo.net
tłum.: Jaromir
Freedom, not Frontex
Czytelnik CIA, Śro, 2011-03-23 13:43 Dyskryminacja | PublicystykaBez globalnej wolności przemieszczania się nie ma demokracji.
Arabska odwilż emanuje swym rozmachem na cały świat. Ruchy rewolucyjne w Maghrebie dodają odwagi i nadziei nie tylko ze względu na to, że despotyczne reżimy, które wydawały się być niezwyciężone zostały pokonane. Chociaż kierunek dalszych przemian wciąż pozostaje niewiadomy, oczywistym jest fakt, że efekt domino wywołany przez tunezyjską jaśminową rewolucję przypomniał nam starą prawdę, że bieg historii jest napędzany oddolnie. Walka jest kierowana przeciwko codziennemu ubóstwu i przeciwko ogólnemu uciskowi, w równym stopniu domaga się poprawy warunków życia jak i godności, w skrócie: „chleba i róż”(1).
Niezwykłe chwile Midan Al-Tahrir, Placu Wyzwolenia w Kairze oznaczają poszukiwanie nowych form samoorganizacji i demokracji oddolnej. Pragnienie równych praw, autonomii oraz udziału w ekonomicznym dobrobycie znajduje odzwierciedlenie w ilości łodzi zmierzających przez Morze Śródziemne w kierunku Europy: dziś wypływają z Tunezji tak jak w ciągu ostatnich lat z Północnej i Zachodniej Afryki. Mechanizmy „rozstania” - aby domagać się prawa do wolności przemieszczania się i migrowania w poszukiwaniu innego, lepszego życia, i „krytyki”- aby podnieść głos i walczyć lokalnie, nie stoją w sprzeczności, występują łącznie i są ze sobą powiązane.(2)
Było to jeszcze bardziej oczywiste podczas wydarzeń jakie miały miejsce w 1989 roku. Bojkot wyborów był katalizatorem protestów przeciwko opresji reżimów realnego socjalizmu. Mur runął, ponieważ ludzie wyegzekwowali swoje prawo do wolności przemieszczania się. Fakt ten sprawia, że retoryka wolności stosowana przez polityków zachodu okazuje się być jeszcze bardziej zakłamana, szczególnie jeżeli zdamy sobie sprawę z tego, że ci sami politycy opisując ruchy migracyjne z państw Afryki Północnej porównują je do wielkiej fali, która zagraża zalaniem Europy, a tym samym legitymizują istnienie Frontexu, europejskiej agencji zarządzania współpracą operacyjną na granicach zewnętrznych UE.
Rządy państw europejskich starały się o przychylność i wspierały północno-afrykańskie reżimy, długo wahały się z przyjęciem stanowiska wobec rewolucji trwających na przestrzeni ostatnich tygodni. Ta polityka nie jest podyktowana jedynie przez korzyści ekonomiczne, ale również poprzez współpracę w zakresie kontroli migracji. Im bardziej efektywnie despota działał w charakterze psa stróża pilnującego zewnętrznych granic UE, tym stawał się bardziej wartościowym partnerem. Ruchy migracyjne z Afryki miały być powstrzymane za wszelką cenę.
Tysiące przypadków śmierci i cierpienia, nie tylko na morzu, także na pustyniach i w obozach deportacyjnych były i są konsekwencją ich nikczemnej współpracy. Subsaharyjscy migranci, którzy przez reżim Kadafiego byli systematycznie pozbawiani prawa głosu, byli obiektem arbitralnych nadużyć i okrutnego traktowania, dziś w Libii są ofiarami prześladowań podobnych pogromom. Unia Europejska płaciła miliony Libijskiemu dyktatorowi a także dostarczała mu nowoczesnych technologii inwigilacji. Podobna współpraca istniała do niedawna między marokańską władzą i tunezyjskim reżimem. Arabskie rewolucje są oznaką potencjalnego upadku projektu wykluczania prowadzonego przez UE na Morzu Śródziemnym.
Wzrost intensywności kontroli i militaryzacja systemu granicznego UE – którego symbolem jest Frontex- jest legitymizowana przez medialne kampanie szerzenia strachu przed utratą kontroli nad migracją. Europejska agencja ochrony granic uzupełnia i poszerza państwowe systemy kontroli, które od wielu dziesięcioleci mają na celu kryminalizację zjawiska migracji. Jednostki Frontexu zostaną rozmieszczone vis-a-vis północno-afrykańskiego wybrzeża, w taki sam sposób jak w przypadku wybrzeża Afryki Zachodniej oraz grecko- tureckiej granicy.
Powód, dla którego całkowita kontrola nad przebiegiem „Operacji Hermes” została przyznana Włochom, jest oczywisty: współpraca Berlusconiego i Kadafiego w ciągu ostatnich lat zaowocowała niezliczoną ilością bezprawnych zawróceń łodzi na Morzu Śródziemnym. Włochy stworzyły prawdziwe arcydzieło na temat łamania praw zawartych we wszystkich konwencjach dotyczących uchodżców. Nie jest przypadkiem również to, że ci, którzy ratują życie ludzi z tonących łodzi są kryminalizowani, tak jak stało się to w przypadku organizacji Cap Anamur i tunezyjskiego rybaka, których procesy sądowe trwają do dziś.
Migranci szukają w Europie bezpieczeństwa lub lepszego życia. Stają naprzeciw luce w bogactwie i dobrobycie, jaka powstała w wyniku europejskich neokolonialnych relacji opartych na dominacji i wyzysku Afryki. Dlatego powszechne w Europie idee wolności i demokracji powinny zostać wymierzone przeciwko europejskiemu okrutnemu sposobowi traktowania tych, którzy migrują w poszukiwaniu równych praw. Frontex oznacza rozbudowę śmiercionośnego reżimu granic Unii- nie ma na to miejsca w wolnym świecie. Śmierć na granicach zewnętrznych już jutro mogłaby okazać się historią. Jednak ze względów politycznych rządy nie wyrażają na to najmniejszych chęci, zamiast tego toczą otwartą wojnę na granicach Europy.
Unijna polityka wykluczenia i deportacji jest rasistowską codziennością. „Integracja” jest słowem kluczem zmuszającym do asymilacji pracowników podczas nigdy niekończącej się opowieści o wyzysku w najgorzej płatnych sektorach pracy. Jednak różne metody nacisku i oporu są w stanie wpłynąć na zmianę selektywnej maniery w rozwiązywaniu kwestii migracji. Równie istotne jest stawianie wyzwań systemowi polegającemu na nierówności i ograniczaniu wolności. Nie jest przypadkiem, że w tych pełnych niepokoju i niepewności czasach, 300 migrantów z Maghrebu zdecydowało się podjąć strajk głodowy w Grecji, domagając się zalegalizowania ich pobytu. Odkąd przed 15 laty „les sans papiers” w Paryżu- głównie pochodzenia afrykańskiego- zażądali „legalizacji dla wszystkich”, walka o prawo do pobytu oraz strajki migrantów przetaczają się przez całą Europę. Wyjazdy z Północnej Afryki pokazują nam co jest możliwe. Dotyczą Świata Arabskiego, nowej Afryki i możliwej nowej Europy. Dotyczą nowych przestrzeni wolności i równości,która powinna powstać dzięki międzynarodowej walce w Tunezji, Kairze, Bengazi i w Europie, przez ruchy migracyjne i przekraczanie granic obu kontynentów.
Przypisy
1. Slogan „chleba i róż” pochodzi z wiersza Jamesa Oppenheima i jest łączony ze strajkiem pracowników przemysłu tekstylnego w Lawrence, Massachusetts w 1912 roku, obecnie często nazywanego „strajkiem chleba i róż”. Był to strajk imigrantów pracujących w Lawrence, trwał ponad dwa miesiące i sprzeciwiał się zarówno obniżeniu płac jak i konserwatywnym związkom zawodowym, które nie dopuszczały zrzeszania się imigrantów, w głównej mierze kobiet oraz osób o odmiennym pochodzeniu etnicznym.
2. „Lojalność, krytyka i rozstanie” (1970) traktat napisany przez Alberta O. Hirschmana, amerykańskiego ekonomistę specjalizującego się w ekonomi rozwoju, w którym pokazuje różne sposoby rozumienia działania instytucji społecznych. Opisywane przez niego mechanizmy rozstania i krytyki mogą występować łącznie lub wzajemnie się wzmacniać lub osłabiać. Traktat jest polemiką podważającą fundamentalne założenia liberalizmu.
Tłumaczenie: Radykalna Akcja Solidarna
Kto stoi za OFE?
Czytelnik CIA, Śro, 2011-03-23 09:10 Kraj | Gospodarka | PublicystykaLudzie powiązani z towarzystwami emerytalnymi najgłośniej krzyczą: żadnych zmian! Ci obrońcy istniejącego systemu emerytalnego nie walczą w obronie przyszłych emerytur Polaków. To walka o to, by ściągać jak najwięcej pieniędzy do własnych kieszeni. Np. Forum Obywatelskiego Rozwoju Leszka Balcerowicza w 2009 r. dostało ponad milion złotych od sponsorów, m.in. od właścicieli powszechnych towarzystw emerytalnych. Warto zapamiętać, że w 2009 r. na wynagrodzenia w PTE wydano ponad 104 mln zł. Jest czego bronić. Tylko kto obroni emerytów?
Skok na OFE to pogwałcenie przyrzeczenia danego społeczeństwu i umów z ludźmi. Nie ruszać OFE – z tymi słowami prof. Leszek Balcerowicz ruszył do walki o dobro społeczeństwa, któremu obecna władza chce odebrać przywilej (obowiązkowy) odkładania prawie 40% składki emerytalnej w otwartych funduszach emerytalnych. To nie pierwsze wystąpienie prof. Balcerowicza w interesie społecznym. „Polaków nie można traktować jak baranów. Zmiany w OFE są złe, zagrażają bezpieczeństwu i wysokości emerytur. To niszczenie funduszy, wyraz braku szacunku dla prawa i obywateli”, pisał wcześniej w artykułach, krytykując projekt zmniejszenia składki kierowanej do OFE z 7,3% do 2,3% wynagrodzenia. Z racji swej pozycji i dokonań prof. Balcerowicz jest z pewnością najbardziej znaczącym krytykiem rządowych zamysłów, a w tych opiniach wspierają go naukowcy ze stworzonego przezeń Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Imperium sięga po libijską ropę
TymoteuszKochan, Nie, 2011-03-20 00:51 Świat | Militaryzm | PublicystykaKilka z krajów członkowskich ONZ, z USA na czele, zwietrzyło idealny moment, by rozpocząć militarną interwencję w Libii. Jest to wymarzona dla Stanów sytuacja: w public relations interwencja sprzedaje się jako popieranie demokratyzacji i rewolucji, jakie miały przedtem miejsce w sąsiednich krajach Bliskiego Wschodu, a dodatkowo istnieje szansa, by niewygodny dla interesów pierwszego świata Kadafi zniknął ze sceny politycznej (czy ujdzie z życiem, czy podzieli los Saddama Husajna pokaże czas).
Przywódcy, którzy do niedawna fotografowali się i odwiedzali Kadafiego a także, którym prawdopodobnie fundował kampanię wyborczą, zdecydowali się usunąć go, pozornie w imię abstrakcyjnie pojmowanych praw człowieka i ochrony cywilów. Wystarczy wspomnieć, że rebelianci byli w posiadaniu co najmniej jednego [zestrzelonego kilka godzin temu] myśliwca, i są dobrze uzbrojeni, by zdać sobie sprawę, że konflikt jaki toczy się w Libii nie ma charakteru kaźni bezbronnych, lecz jest wymianą ciosów między dwoma narodowymi siłami - i w jednej z nich dziwnym trafem swój interes odnajduje "koalicja pięciu" (USA, Wielka Brytania, Włochy, Francja i Kanada).
Rewolta na Bliskim Wschodzie od samego początku była nie po myśli rządu Obamy. Nim kilka tygodni temu rewolucje w Tunezji, Egipcie wpisały się w krajobraz regionu - sytuacja była całkowicie opanowana i zdominowana przez interes USA. Potencjalnie autonomicznym rządom tychże siłą neoliberalizowanych państw, USA przeciwstawiło swoją mediację i spadochroniarzy, którzy w pozornie demokratycznych rządach odprowadzać będą zysk za granicę. Kiedy na fali tych protestów zawrzało w Libii - powstała doskonała okazja, by zainstalować tam całkowicie posłuszny sobie rząd, który oddałby więcej kontroli nad państwową ropą w ręce amerykańskich koncernów, albowiem Libia magazynuje największe rezerwy tego surowca na całym kontynencie.
Sytuacja jaka ma miejsce wydaje się być całkowitą kalką tego, co wydarzyło się w Iraku, a nawet w Afganistanie. Irak początkowo - komórka amerykańska i strategiczny sojusznik, został zaatakowany, a nagle niewygodny dyktator stracił życie w show pod tytułem: "I ty będziesz mieć amerykańską demokrację", jakim uczyniono kampanię Iracką. Imperializm, jaki przyświeca działaniom USA, nie wytracił nic ze swego Bushowskiego impetu. Mamy ściganie Juliana Assange'a w iście gestapowskim stylu, a następnie piękne sentencje o prawach człowieka w Libii (które w Guantanamo, Arabii Saudyjskiej, w czasie "walki z terroryzmem"... nie obowiązują).
Co znamienne tym razem Unia Europejska (z wyłączeniem Niemiec i sceptycyzmem Donalda Tuska - co warto odnotować), stanęła niemalże murem za tymi imperialnymi dążeniami. Prawicowe rządy nie pozostawiły złudzeń jaką politykę zamierzają stosować względem krajów Trzeciego Świata i jakimi środkami będą zdobywać surowce, byle tylko pozostawać na szczycie hierarchii kapitalistycznego świata. Ten jaskrawy i ewidentnie podzielony interesami świat nie dla wszystkich jest jednak czytelny. Wiele środowisk, w tym w Polsce, z taką lubością walczy o wolność dla Libii, że nie tylko z radością powitałoby nasz udział wojskowy w misji, ale wręcz w ten sposób wyobraża sobie zachodnią misję cywilizacyjną - egzekwowaną przy pomocy wystrzeliwanych pocisków i nalotów.
Uznaję, że naiwność jaką jest wiara w "misję demokratyczną" Zachodu umarła wraz z wojną o Irak, którego demokracja daleka jest od naszych ateńskich wyobrażeń. Należy też szerzej zastanowić się, czy rzeczywiście to demokracja jest osią i standardem porównawczym, który wyznacza linię między dziczą a cywilizacją. Nie można bowiem mówić o demokracji w krajach, gdzie jak w USA 1% społeczeństwa kontroluje 42% narodowego majątku i gdzie pomimo tego, że zwycięża "opozycyjna" partia, wszystko idzie w tym samym militarystycznym i imperialnym kierunku.
Rola i udział ONZ w całym przedsięwzięciu jest dalece niepokojący. Instytucja, która miała być orędownikiem pokoju na świecie, zdaje się być obecnie jarmarkiem sojuszniczych państw, gdzie handluje się rezolucjami w imię partykularnego interesu gospodarczego. Przy głosach wstrzymujących Rosji i Chin (choć Rosja potępiła metody wojskowe) rozpościera się perspektywa świata zdominowanego wizją i interesem USA. To sytuacja dalece odmienna od przeszłości minionej, kiedy przynajmniej częściowo równoważna i antagonistyczna pozycja ZSRR względem Ameryki blokowała i uniemożliwiała tego typu rezolucje i ingerencje. Obecnie od dobrych dwóch dekad bufor ten zniknął, a wojny mogą być już legalnie prowadzone w imię specyficznie rozumianego pokoju na świecie. W tym świecie, gdzie jedne rewolucje są przemilczane, niepokojące i potępiane, a drugie "zbiegiem okoliczności" znajdują entuzjazm u światowych potęg, nie ma już innych reguł niż prawo przewagi liczebnej na polu walki.
Arabskie dyktatury przepuszczają swój największy atak przeciw masom
Jaromir, Pią, 2011-03-18 21:08 Świat | Protesty | PublicystykaNajnowsze doniesienia syryjskiego anarchisty Mazen’a Kamalmaz’a: sytuacja arabskich ruchów rewolucyjnych wygląda obecnie dość ponuro i nie wróży dobrze na przyszłość. Machiny reżimowych represji osiągają swoje szczyty w wielu państwach regionu, grożąc brutalnym stłumieniem powstań w Libii, Bahrajnie czy Jemenie. Nasza solidarność jest niezmiernie potrzebna z punktu widzenia akcji wspierających powstańców.
Libia
W Libii siły lojalne Kadafiemu, przemieszczają się na wschód kraju, przełamując się przez dzielny opór rebeliantów, stosując przeciwko nim bombardowania z powietrza, ataki artyleryjskimi pociskami ziemia-ziemia oraz atakami ze statków. Rządy USA i kilku państw europejskich, które początkowo entuzjastycznie odnosiły się do bezpośredniej interwencji zbrojnej w Libii, teraz twierdzą, że nałożenie sporej strefy zakazu lotów nad terenami zajętymi przez rebeliantów jest nieosiągalne i niemożliwe. Może być to zrozumiałe w świetle faktu, że libijscy rebelianci odrzucili wszelką wojskową pomoc z zewnątrz. Rządy możnowładców poczuły się odrzucone, więc serwują rewanż. Problemy z ustanowieniem strefy zakazu lotów dają jasno do zrozumienia, że dla polityków wolność, prawdziwa wolność libijskich mas, jest nieistotna, oraz że zbuntowani mieszkańcy muszą polegać wyłącznie na własnej odwadze i determinacji w walce z siłami reżimu Kadafiego.
Kadafi dał Libijczykom do wyboru dwie możliwości: życie w niewoli lub śmierć. USA ze swojej strony dały jasno do zrozumienia, jakie widzą rozwiązanie kryzysu: w Libii będzie albo Kadafi albo USA. Mimo tych nieciekawych faktów pewnym nadal jest, że wśród libijskich rebeliantów morale wciąż jest wysokie, pewnym jednak niestety jest też, że dalszy los zbuntowanych mieszkańców, którzy powstali w walce o wolność, wygląda dość ponuro.
Jemen
W Jemenie, dwa dni temu, siły reżimowe przeprowadziły atak na pełną skalę przeciw zbuntowanym studentom Uniwersytetu w Sanie, na placu Taqeer (Szansa) w pobliżu ich uczelni. 7 demonstrantów straciło życie, wielu innych zostało rannych. Jest wielce znamienne, że tego samego dnia amerykański prezydent- Barack Obama, wezwał jemeńską opozycję do przyjęcia oferty dyktatora Ali Saleh’a, wzywającą do zakończenia walk i akceptacji kosmetycznych zmian w strukturze politycznej reżimu. W tym samym czasie Saleh obiecał dbać o bezpieczeństwo zbuntowanej młodzieży. Niestety, ostatniej nocy znów bandyci na usługach Saleh’a atakowali ludzi. Plac Taqeer wciąż pozostaje pod kontrolą rebelianckiej młodzieży.
Wiele doniesień z rejonu wskazuje na silną mobilizację uzbrojonych oddziałów policyjnych i popleczników Saleh’a, szykujących się do siłowego odbicia placu. Młodzież jednak zdeterminowana jest walczyć o „swoją rewolucję”.
Bahrajn
Najnowsze doniesienia z Bahrajnu mówią o interwencji ok. 1000 żołnierzy z Arabii Saudyjskiej i innych państw Zatoki Perskiej, mających wesprzeć królewski reżim w walce przeciwko powstaniu własnych obywateli. Taki rozwój sytuacji każe spodziewać się jedynie rozlewu krwi. Monarchia saudyjska pełniąc obowiązki najemnika, skutecznie naśladuje najbardziej reakcyjne reżimy, zwłaszcza carską czy pruską tyranię w obliczu XIX-wiecznych rewolucji w Europie. Saudyjski król Al Saud wezwał prezydenta Obamę do wycofania swojej krytyki względem reżimu Mubaraka, sam obiecując Mubarakowi wsparcie do samego końca powstania w Egipcie.
Bahrajn gości jedną z największych amerykańskich baz wojskowych nie tylko w regionie, ale i na świecie. Zatem nie ma co spodziewać się interwencji Arabii bez porozumienia i zgody USA. Oznacza to, ze lokalne reżimy i dyktatury będą stosowały, najgorsze z możliwych, represje wobec buntowników, by ukrócić wystąpienia przeciwko uciskowi, by ubiec kolejne walki w imieniu wolności, równości i godnego życia dla wszystkich.
Brak zaufania zachodnim i wschodnim potęgom.
Nie ma potrzeby wypowiadania się w kwestii stanowisk zachodnich i wschodnich mocarstw odnośnie walk powstańczych na północy Afryki. Większość z nich, jawnie lub skrycie, popiera brutalne represje dyktatury wobec rebeliantów. Oczywistym jest, iż pomimo euforii jaką wywołały skuteczne wstępnie powstania w Tunezji czy Egipcie, pozostałe wystąpienia przeciw władzy mogą lec w gruzach. Ich porażka jest celem i interesem wszystkich elit, władców i wyzyskiwaczy nie tylko na Bliskim Wschodzi i północy Afryki, lecz wszędzie- od USA do Chińskiej Republiki Ludowej.
Oczywistym jest, że czasami ze względu na brutalność państwowych represji bądź ludzkie słabości i strach, ciężko jest wygrać bez silnego międzynarodowego wsparcia. W rzeczywistości jest to więcej niż wezwanie do solidarności czy tymczasowego wsparcia. To jest zaproszenie do wspólnych działań przeciwko tym samym wrogom, Jeśli prawdą jest, że niektóre rewolucje nie są w stanie wygrać jedynie siłą lokalnych społeczności, to prawdą jest również to, że dyktatury nie przetrwają bez wsparcia z zewnątrz od światowych mocarstw, centrów globalnego korporacjonizmu i imperialistycznych potęg. Wszystkie one są sojusznikami, zatem i my musimy być sprzymierzeńcami w naszych zmaganiach, my- wyzyskiwane masy tego świata. Nie ulega wątpliwości, że stajemy w obliczu tych samych wrogów, że nasze zwycięstwo jest też Twoim zwycięstwem a każda nasza porażka, jest również Twoją porażką.
Pamiętamy gwałtowny i szeroki sprzeciw ruchu anty-wojennego przed amerykańsko-brytyjską inwazją na Irak. Wtedy ten ruch nie postawił na swoim i nie zmienił biegu wydarzeń. Stało się tak częściowo ze względu na charakter przeciwnika, jakim byli dwaj imperialistyczni agresorzy. Niestety, oponentem atakujących mocarstw był zbrodniczy reżim, znienawidzony przez ludzi, więc jego porażka dawała pewność, że wśród przeciwników inwazji opór zmaleje. Obecnie, masy walczące o swoją wolność czynią to w sposób wielce odważny i zdecydowany. Musisz wiedzieć o determinacji i odwadze tych, którzy wyszli na ulice, by walczyć przeciw jednym z bardziej brutalnych i krwawych dyktatur na Ziemi. Wszędzie tam, w Egipcie, Tunezji, Libii, Jemenie, Bahrajnie, Iraku, a nawet wschodnich prowincjach Arabii Saudyjskiej, setki osób zmarły w walce (z wyjątkiem Libii, gdzie ofiary są w tysiącach), tysiące zostało rannych. W tej walce, która bezustannie trwa niemal w całym regionie. Ludzie bili się dzielnie na ulicach, gołymi rękami, koktajlami Molotova i swoją determinacją zdobycia upragnionej wolności, stawiając czoła po zęby uzbrojonym policjantom i rządowym bandytom, a miejscami nawet żołnierzom.
Zaproszenie do międzynarodowego wsparcia i pomocy.
Wasza solidarność jest bardzo potrzebna, to na pewno, ale sądzę, że jest to czas by rozpocząć działania na szerszą skalę, manifestacje wspierające rebeliantów na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. Demonstracje powinny być kierowane nie tylko przeciwko dyktatorom, lecz również ich poplecznikom. Oznacza to również, by zamanifestować także przeciwko manipulacjom polityków mocarstw imperialistycznych, przeciwko tym samym politykom, którzy zmuszają pracowników do płacenia za kryzys, który wywołała ich chciwość.
Masy na całym świecie gotowe są podjąć większą walkę, o wolność, poprawę bytu, przeciwko wyzyskiwaczom. To motywowało ludzi w Tunezji i Egipcie, to motywuje rebeliantów w Libii i Jemenie. Ludzie mają dosyć i bardziej niż kiedykolwiek są skorzy walczyć. Poza pilnymi działaniami solidarnościowymi, mam nadzieję że będziecie inicjować inne formy działań bezpośrednich na skalę większą, niż dotychczas. Przeciw naszym wspólnym wrogom, w obronie naszych wspólnych interesów.
Jestem wolnościowym lewicowcem i jestem głęboko przekonany, że obecne wydarzenia na Bliskim Wschodzie i w Afryce to walka o wolnościowe cele, lecz nie jest to czas na sekciarstwo lansowane na stronach rewolucyjnej lewicy czy portalach anty-kapitalistycznych. Nie znaczy to bynajmniej, by wolnościowe cele i sposoby walki zastąpić autorytarnymi, lecz by prowadzić walkę na wspólnym anty-kapitalistycznym i anty-autorytarnym gruncie, ramię w ramię, o wspólne wszystkim wyzyskiwanym masom interesy. Rozumiem, ze rewolucja opiera się na walce, którą można wygrać bądź przegrać. Po tym, co wyglądało na łatwe zwycięstwa w Tunezji czy Egipcie (choć oczywiście takimi nie były), teraz jesteśmy w tym trudniejszym momencie walki. Jak w początkach zajść odkrył ruch robotniczy, walka ta może być efektywniej prowadzona jedynie na płaszczyźnie międzynarodowej, przy wspólnym wspieraniu się.
Nieustająca walka nie jest wyjątkiem. Oczywiście nie ma ona zabarwienia czysto proletariackiego, co więcej, robotnicy w wielu miejscach trwających rebelii odgrywali pomniejszą rolę. Lecz prawda jest taka, że walka ta niesie ze sobą ogromny potencjał dla powstania samodzielnego i niezależnego ruchu robotniczego. Właśnie teraz, w obliczu militarnej okupacji saudyjskiej, lokalne związki zawodowe Bahrajnu wezwały do strajku generalnego, protestujący blokują główne drogi w tym małym kraju. Robotnicy w Tunezji, w górniczym mieście Metlaoui, protestują w interesie swoich potrzeb, ścierają się z policją. Dwóch robotników dotychczas zginęło, a lokalne władze wprowadziły w mieście godzinę policyjną. Coraz brzydziej sprawy wyglądają na jemeńskim placu Taqeer w Sanie, gdzie władze szykują się do urządzenia manifestantom krwawej jatki.
Zbuntowani protestanci w Libii, Jemenie czy Bahrajnie będą z pewnością silniejsi i odważniejsi, gdy będą czuli i słyszeli Twoje wsparcie w walce. Tym samym Twoje wsparcie może mieć realny wpływ na dalszą wolę walki o wolność wśród naszych arabskich i afrykańskich braci oraz sióstr.
Mazel Kamalmaz
Syryjski anarchista.
Tekst pochodzi ze strony anarkismo.net
Tłumaczenie: Jaromir
Olga "Babushka" Taratuta - całe życie w walce
Vino, Czw, 2011-03-17 13:58 Świat | Publicystyka | Ruch anarchistycznyPrzedstawiamy krótką biografię Olgi Taratuty, "prababki" rosyjskiego ruchu anarchistycznego i założycielki Anarchistycznego Czarnego Krzyża
"Towarzysze z Charkowa z bohaterską postacią Olgi Taratuty na czele wzięli udział w Rewolucji, walczyli na jej frontach, przetrwali represji Białych oraz bolszewickie oskarżenia i więzienia. Nic nie osłabiło ich rewolucyjnego zapału i wiary w anarchistyczne idee." - Moje życie, Emma Goldman
Elka Ruvinskaia urodziła się we wsi Novodmitrovka w pobliżu miasta Chersoń na Ukrainie 21 stycznia 1876 roku (możliwe są również daty 1874 i 1878). Jej rodzina była żydowskiego pochodzenia, a ojciec prowadził niewielki sklepik. Po studiach Elka pracowała jako nauczycielka. W 1895 roku została aresztowana z powodu "politycznych podejrzeń". W 1897 roku dołączyła do grupy Socjal Demokratów wraz ze swoimi braćmi A. oraz I. Grossmanami (którzy później również zostali anarchistami) w Jelizawietgradzie i rozpowszechniała socjalistyczną propagandę. W latach 1898-1901 była członkinią Jelizawietgradzkiego komitetu partii Socjal-Demokratycznej i Zwiazku Robotników Południowej Rosji. W 1901 uciekła zagranicę, żyła w Niemczech i Szwajcarii gdzie poznała Leninia i Plechanowa i pracowała w gazecie Iskra.
W 1903 roku w Szwajcarii przechodzi na pozycje anarcho-komunizmu. W 1904 Wraca do Odessy i wstępuje do grupy "Bez Kompromisu" stworzonej przez anarchistów i wyznawców idei Wacława Machajskiego. W kwietniu 1904 została aresztowana, jesienią jednak doszło do zwolnienia ze względu na brak dowodów. Po wyjściu z więzienia dołączyła do Odessańskiej Grupy Robotników Anarchokomunistów która rozpowszechniała propagandę i organizowała kółka robotnicze. Zaczęła zdobywać reputację jednej z najwybitniejszych postaci ruchu anarchistycznego w Rosji. Używała pseudonimu Babushka (Babcia) - co było dość dziwnym przezwiskiem zważywszy na to, że miała dopiero 30 lat.
Na początku października 1905 roku została aresztowana, lecz bardzo szybko uwolniona w związku z październikową amnestią. Dołączyła do Organizacji Bojowej Południoworosyjskiej Grupy Anarchokomunistów która stosowała taktykę "terroru bez powodu", która zakładała ciągłe ataki na instytucje i przedstawicieli autokratycznego reżimu oraz przedstawicieli klas wyższych. Pomogła przygotowywać znany atak na kawiarnię Libmana w Grudniu 1905 roku. W 1906 została aresztowana i skazana na 17 lat więzienia. 15 grudnia tegoż roku uciekła z więzienia i zbiegła do Moskwy. Jeszcze w tym samym miesiącu przyłączyła się w Moskwie do anarchokomunistycznej organizacji Buntar (Buntownicy) i prowadziła agitację w miejscach pracy. Po aresztowaniu członków grupy w Marcu 1907 roku Babushka i kilka innych osób uciekło do Szwajcarii gdzie wydawali gazetę o tytule takim samym jak nazwa ich grupy.
Jesienią 1907 roku Olga powróciła do Jekaterynosławia i Kijowa, a później przeniosła się do Odessy. Przygotowała zamach bombowy na generała A.V.Kaulbarsa, dowódcę wojskowego okręgu Odessa i na generała Tolmachova - gubernatora Odessy. Wysadziła również sąd w Odessie.
Pod koniec lutego 1908 roku udała się do Kijowa by wysadzić mur więzienia Lukianovka i zorganizować ucieczkę aresztowanych anarchistów. Pomimo niepowodzenia i okrążenia wszystkich członków grupy przez policję, Oldze udało się uciec. Została aresztowana w Jekaterynosławiu pod konie 1909 roku i skazana na 21 lat więzienia. Z więzienia Lukianovka została uwolniona dopiero w Marcu 1917. Paul Avrich w swojej pracy o rosyjskich anarchistach podaje, że była wówczas postrzegana jako "zmęczona i stonowana kobieta po czterdziestce" i początkowo zachowała dystans od ruchu. W maju 1918 roku zorganizowała Polityczny Czerwony Krzyż w Kijowie, którego zadaniem było pomagać uwięzionym rewolucjonistom niezależnie od ich politycznych poglądów (pomoc docierała nawet do bolszewików). Od tej chwili jej stary rewolucyjny zapał powrócił, podsycany dodatkowo oburzeniem na to, w jaki sposób rewolucjoniści anarchistyczni byli traktowani przez bolszewików. W 1919 przeniosła się do Moskwy. W lipcu 1920 przyłączyła się do organizacji Golos Truda (Głos Pracujących). Pod koniec września tego roku, po podpisaniu paktu pomiędzy rządem radzieckim i Machnowcami powróciła na Ukrainę. W Gulaj Polu otrzymała 5 milionów rubli od tamtejszych anarchistów. Za te pieniądze Olga założyła w Charkowie Anarchistyczny Czarny Krzyż, który pomagał uwięzionym i represjonowanym anarchistom. W listopadzie została wybrana na przedstawicielkę Machnowców w Charkowie i Moskwie.
Podczas fali represji wobec anarchistów i Machnowców na Ukrainie, Olga została aresztowana. Anarchistyczny Czarny Krzyż został zamknięty, a jego siedziba zniszczona. W styczniu 1921 została przetransportowana do Moskwy z 40 innymi ukraińskimi anarchistami. Była jedną z uwięzionych osób, którym pozwolono uczestniczyć w pogrzebie Kropotkina. Pod koniec kwietnia 1921 roku została przeniesiona do więzienia Orlov. W Maju sowiecki prkurator generalny zaproponował Oldze, że zostanie zwolniona, jeżeli publicznie wyprze sie swoich idei. Odmówiła. Latem przyłączyła się do 11-dniowego strajku głodowego aresztowanych anarchistów. W marcu 1922 została zesłana na 2 lata do miasta Wielki Ustiug.
Uwolniona w 1924 roku przeniosła się do Kijowa. Zaprzestała wszelkiej aktywności, ale utrzymywała kontakty z różnymi anarchistami. Jednak już w połowie roku została aresztowana za rozpowszechnianie anarchistycznej propagandy, lecz wkrótce doszło do zwolnienia. W drugiej połowie roku przeniosła się do Moskwy. W 1927 roku organizowała kampanię na rzecz Sacco i Vanzettiego. W latach 1928-1929 napisała wiele listów i artykułów o potrzebie międzynarodowej kampanii na rzecz anarchistów więzionych w kazamatach sowieckiej Rosji. W 1929 roku przeniosła się do Odessy, gdzie została aresztowana za próbę stworzenia anarchistycznej komórki wśród tamtejszych pracowników kolei. (Trzeba dodać, ze przez całe lata 20 była również zaangażowana w nielegalny przerzut anarchistycznej literatury do ZSRR.) Otrzymała wyrok 2 lat więzienia, które spędziła w "polit-izolatorze". W 1931 powróciła do Moskwy. Została członkinią Stowarzyszenia były politycznych więźniów i zesłańców, które starało się o emerytury dla starych, ubogich i chorych rewolucjonistów - bez powodzenia. W 1933 została aresztowana i skazana, jednak dokumenty tamtej sprawy zostały zniszczone. Wiadomo, że w 1937 żyła i pracowała w Moskwie z fabryce obróbki metali na skrawarce.
Ponownie aresztowano Olgę w 27 listopada 1937 roku i oskarżono o anarchistyczną i antysowiecką działalność. 8 lutego 1938 roku została skazana na śmierć przez Główny Sąd Zwiazku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Babushka została rozstrzelana jeszcze tego samego dnia.
Źródła:
"The Russian Anarchists" - Paul Avrich
"Living My Life" - Emma Goldman
http://eo.wikipedia.org/wiki/Olga_Taratuta
Oryginalny artykuł: libcom.org
Tłumaczenie: Vino
„Postawa roszczeniowa” średnio wyższej klasy średniej
Hasacz, Pon, 2011-03-14 16:18 Dyskryminacja | Ironia/Humor | PublicystykaPod koniec lutego na stronie wyborcza.pl ukazał się artykuł pod tytułem: ”Bunt kasjerek? Ja już skończyłam pracę!”. Jest to list czytelniczki Gazety Wyborczej – Katarzyny, która opowiada swoją wieczorną „nieprzygodę” w hipermarkecie Carrefour.
W Carrefourze trwa bunt kasjerek. Ze względu na czas zatrudnienia do godziny 22, kasjerki kończą pracę pół godziny wcześniej, mimo że sklep jest nadal czynny. Wynika to z tego, że do ich obowiązków należy jeszcze rozliczenie pieniędzy w kasie, uporządkowanie stanowiska pracy a także posprzątanie sklepu. Zazwyczaj kasjerki robiły to już po godzinie 22-giej, za darmo. Miarka się przebrała i solidarnie wyrzekły się darmowych nadgodzin.
Wróćmy do historii pani Katarzyny. Zacytuję fragment jej listu.
W sobotni wieczór wstępuję we wrota Carrefoura w Złotych Tarasach. Po zakupach kieruję się do kasy. Stojący w kolejce młody mężczyzna informuje, że ta kasa będzie już nieczynna. Zdarza się. Podchodzę do drugiej, gdzie wita mnie warknięcie kasjerki, że ona kończy pracę o 22. Zwracam grzecznie uwagę, że jest 21.35. Ona na to (opryskliwie): "Ale ja muszę się rozliczyć!". Zadaję pytanie, dlaczego można wchodzić do sklepu, skoro nie można z niego wyjść z zakupami. W odpowiedzi słyszę: "Proszę iść do innej kasy!". I macha ręką, wskazując na kasę, jedyną, która pozostała.
Zaczyna się znośnie. Pani K. akceptuje fakt, że kasa jest nieczynna. Wszak, „zdarza się”. Lecz potem jest już tylko gorzej, co podkreśla (nie)odpowiednimi słowami „warknięcie kasjerki”, „opryskliwie”. Prawdziwe upokorzenie dla szlachcianki. Jak jednak pisze ona dalej:
„Postanawiam wytrwać.(…) Po kilku minutach zza kasy wyskakuje kasjerka i wykrzykuje, że skończyła pracę. Ludzie patrzą zdezorientowani, lecz ja nie daję za wygraną. Pytam, kto w takim razie pracuje, bo nie widzę żadnych innych czynnych kas. Ona, drąc się na całego: "Nie wiem, kto pracuje! Ja mam wiedzieć, kto pracuje?! Niech pani idzie do punktu obsługi klienta się dowiadywać, kto pracuje!"
Istny „armagjedon”. Sklep, mimo że jest czynny, nie obsługuje swoich klientów. Koszmar i czarna rozpacz. Czytelników proszę teraz o odrobinę empatii. Pani Katarzyna, pracowniczka jednej z warszawskich korporacji pracuje zapewne od godziny 12 do 20. Ciężka praca umysłowa; w międzyczasie pasjans, kawka i lunch(taki warszawski rodzaj obiadu). Styrana, pachnąca potem i niespełnionymi marzeniami, wstępuje jeszcze na kolację do jednego z lokali na Nowym Świecie. Przypomina sobie jednak o swoich obowiązkach związanych z byciem kobietą i kieruje się do Złotych Tarasów, a w nich do supermarketu Carrefour, aby nakarmić swoją rodzinę.
Ten istny rytuał wlecze się niemiłosiernie, pani K. kluczy pomiędzy regałami, wrzuca na ślepo kolejne towary do wózka. Nie ma ze sobą listy, wie co jest potrzebne. A nawet jeśli potrzebne nie jest, to jest w promocji, wziąć więc trzeba. Po swoistym maratonie kieruje się do kasy, jest 21.35. Na miejscu dowiaduje się, że nie zostanie obsłużona i cała jej ekspedycja okazała się klapą, straciła bite pół godziny, które mogłaby poświęcić na chodzenie po sklepach(wszak jest już przecież w galerii) albo oglądanie swojego ulubionego serialu „Prosto w usta”.
Proszę sobie wyobrazić rozgoryczenie naszej bohaterki, tą potwarz, to upokorzenie. To nie zdarza się na co dzień. Takie rzeczy nie powinni się zdarzać tak wybitnym jednostkom jak ona. Naprawdę, aż brak mi słów aby skomentować jej tragiczny los.
Swoje pismo kończy słowami:
„Wyzysk, ucisk, wykorzystywanie - oto moje skojarzenia ze słowem "kasjerka". Rozumiem zmęczenie, rozumiem frustrację. Ale w którymś momencie, zwłaszcza gdy nie są to rozważania nad prawdziwością teorii wyzysku klasy robotniczej, ale praktyka życia codziennego, przestaje to wystarczać.”
Wskazuje tu, że w młodości być może liznęła co nieco Marksa lub innego heretyka, a także „wie” z czym wiąże się praca kasjerki – z niegodziwym wynagrodzeniem, strachem, represją, niemożnością stawienia oporu. Dalej zaznacza jednak, że „teoria różni się od praktyki”. Jakiej praktyki? Praktyki kapitalistycznej. Ona, ułożona, bogata konsumentka pragnie zrobić zakupy - jest to jedna z jej podstawowych swobód obywatelskich w wolnej Rzeczypospolitej! Nie po to walczyła Solidarność o „wolność”, żeby teraz to podstawowe prawo zostało jej odebrane!
Artykuł ten wzbudził sporą debatę na forum Gazety, w chwili gdy piszę te słowa można tam przeczytać 282 posty. Ja przebrnąłem ledwie przez 50, jednak nie bez trwałych urazów w psychice; ludziom odradzam czytanie tych wypocin, kapitaliści jednak mogą bez obaw delektować się komentarzami, aby utwierdzić się w słuszności swych przekonań. Możemy tam przeczytać takie perełki jak:
„Kasjerki zawsze czuły się Wielkimi Paniami. Mają to na co sobie zasłużyły.”
„(w domyśle kasjerki) albo akceptują te warunki albo szukają innej pracy. Żadnej filozofii tu nie ma.”
„a co mnie to obchodzi ile (i czy ) kasjerki dostają za swoja pracę. przychodzę do sklepu bo chce u nich zrobić zakupy a nie zastanawiać sie nad ich problemami. wali mnie to”
„nie chciało się nosić teczki, to się zapie... w kasie. sklep czynny do 22 = do 22.00 mam prawo robic tam zakupy. nie do 21.5, bo ona "kasę rozlicza". niech sobie rozlicza PO 22. a nie podoba się - niech nie pracuje.”
„List jest jak najbardziej wskazany. Trzeba o tym mowic bo inaczej nic sie nie zmieni... i dla kasjerek i dla klientow. poza tym chamstwo i buractwo trzeba plenic.”
„Tak, jestem roszczeniowy. Płacę i wymagam.”
Domyślam się, że reszta komentarzy to jeszcze niższy poziom. Wybrane przeze mnie reprezentują jednak typowe argumenty „posiadaczy”. Pierwszy z nich „naprowadza” kasjerki z powrotem do ich miejsca w hierarchii. Próbuje przekonać, że ich bunt to zaburzenie swoistego ładu, a swoim zachowaniem pretendują do bycia kimś „lepszym” niźli obecnie są. Kasjerki „Wielkie Panie” – swoisty oksymoron.
Kolejne to najbardziej typowe i do bólu ugrane „argumenty” – Zapewne jesteś niewykształcony(a), więc zasługujesz za swój los. „Wali mnie to”, ograniczam pojmowanie świata do mojego kółka rodzinnego. „Nie podoba się to wypierdalaj – na twoje miejsce jest kilkanaście innych osób”. A także próba odejścia od problemu i zwrócenie uwagi na „brzydkie słowa” kasjerki.
Jednak najbardziej uderzył mnie ostatni komentarz, mimo że nie jest obraźliwy, a także na pierwszy rzut oka nie wygląda na idiotyczny. Jest dobrą pointą do tego tekstu. „Płacę – wymagam”. Mam pieniądze i płacę, mam dzięki temu prawo do bezrefleksyjnego spoglądania z góry na sytuację innych. Jestem konsumentem – wymagam. Jestem swoistym rodzajem nadczłowieka, który za pomocą siły nabywczej może podporządkowywać i kształtować rzeczywistość naokoło. I wyznanie jak na spowiedzi: „Tak, jestem roszczeniowcem”, jestem z tego wręcz dumny. Ci, którzy posiadają mają także prawo być roszczeniowcami.
Kobiety i praca w królestwie kapitału
Akai47, Nie, 2011-03-13 21:03 Prawa kobiet/Feminizm | PublicystykaPoniższy tekst został napisany przez członkinię polskiego anarchosyndykalistycznego związku z okazji 100-lecia Międzynarodowego Dnia Kobiet.
Pozycja pracowników w Polsce z punktu widzenia ideologii neoliberalnej
Stosunek kapitału do pracowników jest zupełnie jasny: celem jest wytworzenie wartości dodanej (zysku) dla inwestorów, zwiększenie bogactwa i władzy właścicieli i ich szans na dalsze inwestycje i dalsze zwiększanie władzy. Neoliberalne dogmaty wpajane od lat przekonały pracowników, że jest to normalna kolej rzeczy. Co gorsza, pracowników przekonuje się, że kapitaliści robią im łaskę "tworząc miejsca pracy". Zostaliśmy nauczeni, że musimy błagać o pracę i konkurować z innymi o miejsca pracy, a następni” zgadzać się na wszystkie kaprysy pracodawcy, by nadal utrzymać się w pracy. Sama nasza materialna egzystencja jest uwarunkowana naszą zdolnością do zaspokojenia potrzeb pracodawców. Nasze własne potrzeby są odkładane na bok, lub całkiem zapomniane.
“Rozwiązaniem" które proponuje społeczeństwo, które godzi się na taki porządek rzeczy, jest nabycie przez każdego pracownika specjalistycznych kompetencji, które umożliwią jemu lub jej zajęcie lepszego miejsca w łańcuchu pokarmowym kapitalizmu. To fałszywe rozwiązani, typowe dla zindywidualizowanego społeczeństwa, które próbuje zaleczyć problemy społeczne sukcesem indywidualnych osób, którym udało się uciec od nędzy. Jednak podstawowy problem pozostaje nienaruszony. Zindywidualizowana mentalność jest wygodna dla kapitału i jest podstawą hierarchii ekonomicznej.
Istnienie problemu na skalę masową powinno być oczywiste w Polsce, gdzie większość pracowników żyje za stawki ledwo pozwalające na przeżycie. Ci, których stać na niewielki komfort, płacą za to bardzo drogo. Sępy żerujące na rozkładającym się trupie zdrowia publicznego, edukacji i mieszkalnictwa ciągną zyski, podczas gdy coraz większa część ludności pozostaje bez dostępu do służby zdrowia na odpowiednim poziomie, pozbawiona bezpiecznego dachu nad głową i z perspektywą braku możliwości zapewnienia wyższego wykształcenia swoim dzieciom. Jednak te systemowe problemy są często opisywane tak, jakby były spowodowane działaniami tylko kilku złych urzędników i złodziei w garniturach. Najbardziej przewrotnym wyrazem spaczonej świadomości, jest obarczanie samych pracowników rzekomą odpowiedzialnością za sytuację, w której się znaleźli.
Dominująca ideologia, którą się nam serwuje celowo, dzieli pracowników na warstwy i podwarstwy. Jeśli wierzyć tej ideologii, ci, którzy osiągnęli lepszy status wyrwali się z ubóstwa dzięki własnej motywacji, której ma brakować ludziom ubogim. Ta ideologia nie pozwala na to, by dostrzec systemowe przyczyny problemu ubóstwa.
Gdy już przebudzimy się z tego ideologicznego stuporu, z łatwością dostrzeżemy jego fałsz. Aby obalić mity, wystarczy spojrzeć na zaniżoną wartość wielu społecznie pożytecznych zawodów. Na przykład zawodu pielęgniarki. Praca pielęgniarek jest potrzebna, a pielęgniarki bardzo ciężko pracowały, by przygotować się do tego zawodu. Wykonują ciężką i niezbędną pracę – ale w zamian otrzymują bardzo niewiele. Kwestia niedostatecznego wartościowania ich pracy jest dość oczywista.
Niedostateczne wartościowanie pracy ma swoje ideologiczne przyczyny. Ideologia biznesu uznaje wartość jedynie tam, gdzie generowany jest zysk dla biznesu. Tak więc praca, której bezpośrednimi beneficjentami są ludzie, a nie biznes, jest spychana na margines, uznawana za "bezwartościową", a pracownicy którzy ją wykonują są skazani na niskie pensje i mają się zadowolić satysfakcją "robienia czegoś dobrego".
To nie przypadek, że w Polsce, jak w wielu innych krajach, te najgorzej opłacane stanowiska pracy są zajmowane przez kobiety w stopniu nieproporcjonalnym. Pracownicy pracujący w tych zawodach znajdują się w bardzo trudnej sytuacji i muszą walczyć o swoją godność i lepsze wynagrodzenia. Spotykają się jednak z ogromnymi trudnościami. W prywatnej rozmowie, jedna z przywódczyń związku pielęgniarek powiedziała, że trudno jest zarówno wzbudzić ducha walki wśród kobiet i wymusić traktowanie problemu na poważnie. Pielęgniarki organizowały poważne protesty, okazując niesłychaną determinację i odwagę, ale nie mają takiej samej siły przebicia jak pracownicy w innych branżach. „Siła przebicia” jest kojarzona z fizyczną siłą górników i stoczniowców walczących z policją i palących opony na środku ulicy. Jednak rzeczywistość jest inna.
Pielęgniarki znajdują się w szczególnej sytuacji. Ponieważ nie chcą krzywdzić pacjentów, nie mogą strajkować odchodząc od łóżek pacjentów. Ale nawet jeśli się zdecydują odejść od łóżek pacjentów, uderzą jedynie w klasę pracującą. Bogaci, oraz politycy, którzy niszczą system służby zdrowia, leczą się w prywatnych klinikach. Kluczem do udanej walki jest zatem szerokie poparcie społeczne, oraz działania przeciw politycznym i ekonomicznym przyczynom problemu. Tego jednak dotkliwie brakuje w naszym społeczeństwie.
Czy sytuacja pracownic w ruch pracowniczym jest specyficzna?
Łatwo by było stwierdzić, że sytuacja pielęgniarek nie ma nic wspólnego z ich płcią i jest uzależniona od rodzaju wykonywanej przez pielęgniarki pracy i relacji kapitału do tej pracy. Nie można jednak zaprzeczyć temu, że kobiety o wiele częściej wykonują nisko wartościowaną pracę, niż mężczyźni. Pozostaje pytanie, jak ci pracownicy, w sytuacji niedostatku materialnego i braku zabezpieczenia potrzeb, mogą polepszyć swój los.
Warto też dodać, że wszystkie statystyki pokazują, że nawet wtedy, gdy kobietom uda się znaleźć nieco lepsze warunki zatrudnienia, zarabiają mniej niż mężczyźni i są bardziej skłonne do zaakceptowania mniej korzystnych warunków.
Socjologowie, feministki i inni obserwatorzy wskazują na wiele kluczowych czynników, takich jak brak asertywności kobiet, ich cichą rezygnację i akceptację sytuacji, w której muszą wykonywać więcej pracy – konsekwencję klasycznego schematu wyniesionego z polskiej tradycji domowej, gdzie matka wykonuje prace domowe i nie skarży się na to, gdyż nie chce się wydać "nieprzyjemna". Takie nierówne relacje pracy w domu są nadal standardem, pomimo zmian, które zaszły w społeczeństwie. Akceptacja społeczna dla nierównego traktowania kobiet odbija się na ich sytuacji w pracy.
Innym czynnikiem jest chęć unikania konfliktów. Nie jest to ściśle powiązane z płcią, ale tą presję wiele kobiet odczuwa bardzo silnie. Konflikt w miejscu pracy pomiędzy pracodawcą, a pracownikiem jest czymś naturalnym i odwiecznym. Jedynie wchodząc w konflikt pracownik może zacząć walczyć o swoje interesy. Aby wygrać, trzeba ufać we własną siłę, gdyż ma się do czynienia z przeciwnikiem, który dysponuje nieporównanie większą władzą.
Łatwiej będzie przezwyciężyć niektóre bariery w organizacji, gdy zrozumiemy specyficzną sytuację kobiet na rynku pracy. Zrozumienie tych specyficznych okoliczności może się okazać przydatne lub nie, zależnie od sytuacji, ale z pewnością mamy do czynienia z sytuacją, w której kobiety są niżej opłacane i częściej zajmują mniej cenione stanowiska pracy. Choć kobiety należą do związków zawodowych, nie odniosły takich sukcesów, jak mężczyźni w walce o swoje postulaty pracownicze. Ruch pracowniczy nadal jest w nieproporcjonalnym stopniu zdominowany przez mężczyzn.
Ruchy anarchosyndykalistyczne: rozwiązanie problemu
To oczywiste, że problem dysproporcji płci w każdym związku, czy grupie jest zależny od wielu czynników, takich jak otoczenie społeczne, branża, istniejący skład członkowski, oraz kultura organizacji. Jednak, ogólnie rzecz biorąc, dysproporcje płci są ogromne. Co więcej, choć niektóre z grup cieszą się dobrym poziomem udziału kobiet, większość odpowiedzialnych funkcji obejmują mężczyźni.
Można wysnuwać wiele teorii na temat tego, dlaczego tak się dzieje. W ostatecznym rachunku, sytuacja może wyglądać różnie, zależnie od grupy. W polskim ruchu temat był poruszany wiele razy i zwykle wymieniano następujące przyczyny:
- Przeszłe doświadczenia z seksizmem w ruchu anarchistycznym i przejście anarchofeministek od pozycji anarchistycznych do pozycji liberalno-feministycznych i socjal-demokratycznych.
- Ogólny brak lub niski poziom partycypacji pracujących kobiet w życiu społecznym ze względu na obowiązki związane z pracą i z domem.
- Seksistowskie podejście niektórych mężczyzn wobec kobiet, nie traktowanie ich poważnie, patrzenie na nie jak na potencjalne partnerki. Nawet jeśli mężczyźni w grupie nie zachowują się w ten sposób, ten sposób myślenia funkcjonuje w społeczeństwie i ma wpływ na zachowania zarówno kobiet, jak i mężczyzn.
- W niektórych grupach panuje nieaktualne wyobrażenie, czym jest "pracownik". Przychodzą na myśl wyobrażenia górników i (głównie męskich) pracowników w fabrykach. Takie postaci stają się głównym podmiotem walki.
Choć sytuacja w Polsce jest dość specyficzna i w niektórych aspektach gorsza, niż w wielu innych krajach, bez wątpienia wiele z tych czynników występuje wszędzie. Powstaje więc pytanie: co z tym zamierzamy zrobić?
Oczywiście, nie wystarczy tylko bacznie przyglądać się, kto faktycznie jest podmiotem walki. Ale to dobry początek. Wraz ze wzrostem znaczenia kobiet w protestach, następuje również zmiana sposobu, w jaki kobiety są postrzegane. Ich aktywny udział w walce pracowniczej przestaje dziwić i kobiety mogą zacząć bardziej się identyfikować z innymi walczącymi kobietami. Pozostaje jednak konieczność poddania krytycznej analizie sposobu prowadzenia spotkań, który może czasem być alienujący dla kobiet lub zniechęcać je do udziału. Z tego samego powodu trudności z integrowaniem się mogłaby mieć osoba młodsza, lub starsza niż średnia w grupie, osoba z innego kraju, lub z innego środowiska.
Międzynarodowy Dzień Kobiet ma sto lat. Minął wiek i kobiety dokonały znaczących postępów w wielu dziedzinach, ale nadal wiele pozostaje do zrobienia. Z tej okazji, osobiście uważam, że powinniśmy zastanowić się nad stanem ruchu i doprowadzić nie tylko do ułatwienia udziału kobiet w ruchu, ale również zachęcić je do przejęcia bardziej aktywnej roli. Mam nadzieję, że ta rocznica przypomni też wielu towarzyszom na całym świecie, że kwestia partycypacji kobiet jest wyzwaniem dla całego ruchu.
Oświadczenie ZSP Warszawa z okazji demonstracji lokatorskich 9 marca
Yak, Wto, 2011-03-08 22:43 Lokatorzy | PublicystykaMieszkalnictwo komunalne w ręce lokatorów! Precz z politykami i biurokratami! Kontrola społeczna od zaraz!
Zdaniem Związku Syndykalistów Polski, władze odpowiedzialne za mieszkalnictwo komunalne działają wbrew interesom lokatorów, na korzyść skorumpowanego aparatu biurokratów, właścicieli nieruchomości i spekulantów. Biurokraci u władzy są naszymi przeciwnikami i trzeba ich unieszkodliwić. Ale nie po to, by zastąpić ich nowym zestawem biurokratów, albowiem system władzy pozbawiony prawdziwej kontroli społecznej zawsze przynosi takie same rezultaty.
Lokatorzy! Nadszedł czas, by przejąć kontrolę nad własnym losem!
Problemy, z którymi spotykamy się wszyscy dobrze zilustrowały wypowiedzi na publicznym spotkaniu lokatorskim, które odbyło się ostatnio na Pradze Północ. Jedna z lokatorek opowiedziała o tym, jak lokatorzy w jej budynku zaproponowali administracji, że sami wyremontują swoją klatkę, w zamian za odliczenia od czynszu. Jak łatwo się domyślić, urzędnicy odmówili. W dodatku, administracja nic nie zrobiła, by wyremontować klatkę. To zachowanie jest bardzo typowe dla administracji - pobierać pieniądze za nic.
Wszyscy lokatorzy wiedzą, że gdyby mogli sami decydować, na co pójdą pieniądze, ich sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Znalazłyby się wtedy środki na remonty, a publiczne pieniądze nie kończyłyby wtedy w kieszeniach skorumpowanych urzędników, ich kolesi i ich rodzin, zarabiających na fikcyjnych kontraktach i przekrętach związanych z prywatyzacją nieruchomości.
Lokatorzy, czas skończyć z tym systemem! Czas aby ci, którzy są odpowiedzialni za naszą nędzę sami wylądowali na bruku!
Podczas gdy tysiące z nas żyją stłoczeni w slumsach, bez ciepła, w rozsypujących się i zagrzybionych mieszkaniach, w budynkach, które mogą w każdej chwili się zawalić, administracja przejada pieniądze i nie robi nic, by uratować budynki od ruiny. Mają tylko jeden, diabelski plan: pozbyć się wszystkich mieszań komunalnych, wszystko sprywatyzować, wyeksmitować osoby starsze i ubogie, zepchnąć lokatorów komunalnych na margines. W ten sposób zniszczone zostanie życie tysięcy ludzi. Czy będziemy stać na boku i czekać, aż im to się uda?
Czy będziemy czekać, aż będzie za późno i obudzimy się dopiero, gdy sami będziemy dotknięci eksmisją? Czy może zadziałamy, wtedy gdy jest jeszcze czas i wraz z sąsiadami weźmiemy sprawy w swoje ręce?
Związek Syndykalistów Polski oświadcza, że nie uznaje prawa urzędników do niszczenia życia lokatorów komunalnych. Wzywamy do utworzenia oddolnych mechanizmów kontroli nad mieszkalnictwem komunalnym. W dniu 9 marca skonfrontujemy się z władzami i będziemy namawiać lokatorów do wzięcia spraw w swoje ręce.
Wzywamy ludzi, którzy nie mają gdzie mieszkać, do zajmowania pustostanów. W najbliższych tygodniach będziemy realizować akcję wprowadzania ludzi do pustostanów. Będziemy reagować na każdą próbę eksmisji lub nękania tych, którzy zamieszkali w mieszkaniach, które stoją puste.
LOKATORZY - DZIAŁAJCIE RAZEM! MIESZKANIE PRAWEM, A NIE TOWAREM!
Związek Syndykalistów Polski - Warszawa
List otwarty Stowarzyszenia Akcja Lokatorska do prezydenta Wrocławia
Czytelnik CIA, Wto, 2011-03-08 15:00 Kraj | Lokatorzy | PublicystykaAkcja Lokatorska Wrocław, 9 marca 2011 r.
ul. Jagiellończyka 10 c/d
50-240, Wrocław
Rafał Dutkiewicz
Prezydent Wrocławia
ul. Sukiennice 9, 50-107 Wrocław
Szanowny Panie Prezydencie,
Wobec niedoboru mieszkań we Wrocławiu, fatalnego stanu zasobu komunalnego zarządzanego przez gminę i kompletnej samowoli właścicieli w stosunkach z najemcami postanowiliśmy założyć stowarzyszenie Akcja Lokatorska. Nasza organizacja walczy o godne warunki mieszkaniowe dla wszystkich. Inicjatywa powstała na objętym programem rewitalizacji Nadodrzu, ale działać będzie wszędzie tam gdzie łamane są podstawowe prawa do mieszkania w ludzkich warunkach. Niniejszym zwracamy się do Pana ponieważ uważamy, ze kierowane przez Pana władze nie wywiązują się ze swoich obowiązków wobec mieszkańców.
Obejmując kolejną kadencję stwierdził Pan, że główny akcent będzie położony na podnoszenie jakości życia mieszkańców, wzrost zarobków, zmniejszenie ilości wykluczonych i biednych oraz na zacieśnianie więzi między wrocławianami a Wrocławiem. Kolejne Pana słowa: „zależy nam na rozkwicie mieszkalnictwa. Skutecznie poprawimy estetykę Wrocławia. Zainwestujemy w komunikację publiczną. Nie zapomnimy też o potrzebujących.”
W obliczu obecnej sytuacji socjalnej wielu mieszkańców Wrocławia trudno nam zrozumieć Pana obietnice.
Sprzedaż mieszkań z lokatorami, brak mieszkań komunalnych, pozostawienie bez nadzoru prywatnych właścicieli kamienic, którzy dopuszczają się nieludzkich praktyk, uwolnienie czynszów powoduje, że wielu niezamożnych, a uczciwych ludzi znajduje się na bruku. Miasto nie czuje się w obowiązku by zapewnić mieszkania osobom, które na mocy przydziału zamieszkały w prywatnych kamienicach.
Rewitalizacja Nadodrza, jak donoszą jego mieszkańcy, nie jest skutecznym sposobem na polepszenie jakości życia wrocławian, ani nawet na poprawienie stanu kamienic (z wyjątkiem ich fasad). Takie zaniedbania mieszkańców przez urzędników spowodowały, ze powstało nasze Stowarzyszenie. Nie mamy zamiaru pozostać bierni wobec poczynań Pana i pozostałych urzędników. Często spotykamy się ze stwierdzeniem, że kładziemy Państwu kłody pod nogi. Proszę zrozumieć, że choć dla urzędników zarządzanie miastem to tylko praca na etat, to ich decyzje ważą na całym naszym życiu. Dla nas mieszkania są ważniejsze niż stadion.
Zwracamy uwagę na konieczność odniesienia się do kwestii (żądań), jakie podnosi „Akcja Lokatorska”. Oto najważniejsze z nich:
- weryfikacja działań zarządców kamienic, którzy częściej niż w imieniu mieszkańców działają we własnym interesie, stworzenia instancji odwoławczej, która umożliwiałaby lokatorom wnoszenie uwag, skarg i propozycji, co do działań zarządców kamienic;
- poddanie kontroli działalności Zarządu Zasobu Komunalnego, decentralizacji zarządzania zasobami komunalnymi, poddania Zarządu Zasobów Komunalnych woli i kontroli mieszkańców;
- ujawnienie (upublicznienia) dokumentacji dotyczących remontów (przede wszystkim ich kosztów) kamienic i poszczególnych mieszkań (sprecyzowanie, jakie typy prywatnych remontów objęte są zwrotem kosztów);
- doprowadzenie do tego, by budżety poszczególnych kamienic były przejrzyste i bardziej dostępne dla lokatorów;
- konieczność bardziej sprawnego zarządzania pustostanami, niewykorzystywanymi właściwie strychami i innymi pomieszczeniami w kamienicach;
- realizacja obowiązku gminy do zapewnienia dachu nad głową potrzebującym;
- ochrona lokatorów przed eksmisjami a także przed bezprawnym wypowiedzeniem najmu lokali;
- ochrony osób zamieszkujących prywatne kamienice przed niewłaściwym traktowaniem najemców przez właścicieli, które często ma na celu zniechęcenie tych pierwszych do pozostania w swoich mieszkaniach (na przykład poprzez niekontrolowaną podwyżkę czynszów, odcinanie mediów, prowadzenie uciążliwych remontów nie prowadzących do polepszenia warunków życia lokatorów);
- uznanie prawa lokatorów do współdecydowania w sprawie prywatyzacji zasobu komunalnego;
- przeprowadzenie takiej rewitalizacji, która wpłynie na poprawę jakości życia mieszkańców Nadodrza. Tak rozumiana rewitalizacja powinna wiązać się nie tylko z remontem elewacji, jak przewidują obecne projekty rewitalizacji, lecz także między innymi z: podciągnięciem sieci wodno-kanalizacyjnej (wymianą pionów wodno-kanalizacyjnych) do wszystkich lokali mieszkalnych, remontem klatek schodowych, dachów, stropów, wymianą okien, instalacją ogrzewania, montażem domofonów itd.;
- stworzenie punktu informacyjnego, umożliwiającego lokatorom uzyskanie informacji na temat postępów rewitalizacji, planowanych działań w jej ramach, kosztów rewitalizacji, dającego możliwość wglądu w dokumentację odnoszącą się do projektów rewitalizacji oraz wyrażenie opinii na temat działań prowadzonych w ramach rewitalizacji.
Z poważaniem,
członkinie i członkowie Stowarzyszenia Akcja Lokatorska
Libijskie komitety ludowe
Yak, Nie, 2011-03-06 14:08 PublicystykaPoniżej tłumaczenie wywiadu z syryjskim anarchistą, które ukazało się na portalu anarkismo.net
Libijskie komitety ludowe powinny stać się podwaliną nowego życia, a nie rozwiązaniem tymczasowym.
Walka Libijczyków, część fali ludowych powstań rozprzestrzeniających się jak ogień po całym świecie arabskim, staje się dramatyczna. Lud mierzy się z reżimem, który uparł się, by utrzymać się u władzy, niezależnie od środków.
Kaddafi, pomimo iż w przeszłości był cierniem w boku władz USA, stał się kluczowym sojusznikiem "Wojny z Terroryzmem". Dlatego reakcja USA na wydarzenia w Libii była tak spóźniona i niezręczna. Również Unia Europejska długo czekała z zawieszeniem pokaźnego handlu bronią z libijskim reżimem. USA i inne siły Zachodu odkrywają na nowo (na użytek swoich publicznych wizerunków), że w sumie nie lubią Kaddafiego. Dzieje się tak po całej dekadzie przyjaznych stosunków z dyktatorem. Rozpoczęły się rozmowy na temat możliwej interwencji, a lotniskowce marynarki wojennej USA zostały przesunięte na wody nieopodal wybrzeży Libii. Wynik takiej interwencji były przynajmniej katastrofalny. W międzyczasie, USA wraz ze swoimi zachodnimi sojusznikami szukają sposobów, by powstania mas arabskich i libijskich nie zakończyły się rewolucyjnym porządkiem, oraz by upewnić się, że interesy ekonomiczne i strategiczne mocarstw nadal będą chronione w świecie po Kaddafim.
Aby lepiej zrozumieć, co się dzieje, w dniu 27 lutego został przeprowadzony wywiad z syryjskim anarchistą, Mazenem Kamalmazem, który prowadzi rewolucyjny blog: http://www.ahewar.org/m.asp?i=1385
José Antonio Gutiérrez D.
Co właściwie się dzieje w Libii i pozostałych krajach świata arabskiego?
Mamy do czynienia z rewolucją. Po 42 latach rządów Kaddafiego, masy wyszły na ulice. Z powodu brutalnych represji związanych z tym reżimem, rewolucja powiodła się jedynie we wschodniej części kraju, którą zamieszkują inne plemiona, niż część zachodnią i środkową. W krótkim czasie siły reżimu otrząsnęły się z zaskoczenia i stłumiły rewoltę w Trypolisie i pozostałej części kraju za pomocą brutalnej siły. W ostatni piątek masy znów próbowały znów zaprotestować. W wielu krajach arabskich był to dzień gniewu. Jednak nie udało się pokonać sił reżimu. Osiągnięty został stan równowagi pomiędzy dwoma siłami - ludu i reżimu. Obie te siły próbują odzyskać inicjatywę.
Protesty trwają nie tylko w Libii. Jemen płonie już od tygodni. W tym kraju istnieje wiele plemion i mniejszościowych wyznań i trwa konflikt pomiędzy rządzącą północą, a południem domagającym się autonomii. Studenci i uczniowie mogą sprawić, dzięki swojemu umiłowaniu wolności i gotowością do poświęcenia, że wszystkie siły w kraju zjednoczą się w celu usunięcia dyktatury.
Ostatni piątek był też bardzo gorący w Iraku. Młodzież, zarówno szyici, jak i sunnici, którzy kilka lat temu gotowi byli do wojny domowej, razem demonstrowali przeciwko korupcji pro-amerykańskiego rządu. Policja zachowała się równie represyjnie, jak w innych krajach, powodując śmierć kilku demonstrantów.
Sułtanat Omanu dołączył do listy zrewoltowanych krajów. Młodzież wyszła na ulice domagając się więcej wolności i godnych warunków życia.
Niektórzy wciąż widzą w Kaddafim socjalistę i anty-imperialistę. Czy to prawda?
To bardzo mylące stwierdzenie. Taki punkt widzenia został kiedyś wprowadzony przez autorytarną lewicę i pokutuje do dziś dzień. To jest związane m.in. z renesansem autorytarnych przywódców lewicowych, takich ja Chavez.
Trzeba pamiętać o tym, że relacje Kaddafiego z głównymi mocarstwami Zachodu znaczenie się poprawiły po 2003 r., po tym, jak libijski dyktator zrezygnował ze swojego programu zbrojeń jądrowych. Ówczesna Sekretarz Stanu USA zainicjowała powrót do normalnych relacji z krajami trzeciego świata, które dotąd były nazywane „państwami bandyckimi”. Dzięki temu, Berlusconi, Blair i Sarkozy mogli odwiedzić Libię i podpisać wielomiliardowe kontrakty, w tym na zakup broni, z zachodnimi firmami. Kaddafi uczestniczył też w szczycie G8, gdzie spotkał się z Obamą. Podobnie, jak w przypadku Ben Ali'ego i Mubaraka, wielkie mocarstwa kapitalistyczne po prostu zignorowały naruszenia praw człowieka reżimu Kaddafi'ego. Nawet w czasach, gdy Kaddafi określał się jako anty-imperialista, była to czysta frazeologia. Jako autorytarny przywódca angażował się w błahe akty terroryzmu, których celem nigdy nie było wspieranie wolnościowych celów ofiar imperializmu.
Trzeba odróżnić uczucia anty-amerykańskie, anty-kapitalistyczne, od prawdziwego socjalizmu. Jest wielu ludzi o poglądach anty-amerykańskich, którzy są równie autorytarni i w równym stopniu opierają się na represjach, co globalny system korporacyjnego faszyzmu i pro-amerykańskie reżimy. To zjawisko podobne do stalinizmu. Sam Kaddafi doszedł do władzy u szczytu popularności arabskiego nacjonalizmu, który był anty-imperialistyczny jedynie w swojej frazeologii. Nacjonalizm doprowadził kraje arabskie do pasma klęsk w starciu z imperializmem i jego najważniejszym lokalnym agentem - państwem Izrael. Ostatnią klęską z tej serii był rok 2003 w Iraku. Po zwycięstwie Izraela z Egiptem, Syrią i Jordanią w czerwcu 1967 r., wielu lewicowców doszło do wniosku, że przyczyną klęski były represje i wyzysk związane z tymi reżimami. Rok po klęsce, egipska młodzież zaczęła demonstrować przeciw reżimowi Nassera. Te demonstracje miały wyraźnie wolnościowy charakter. Egipt za Nassera, Irak za Saddama i Syria za Assada, to przykłady biurokratycznego kapitalizmu państwowego, czyli reżimów wyzyskujących i represjonujących własną ludność.
Jaka była rola USA i UE w tym kryzysie? Powszechnie wiadomo, że Kaddafi ostatnio był z nimi w bardzo dobrych stosunkach...
W czasie Zimnej Wojny pomiędzy represywnymi supermocarstwami, zarówno USA, jak i ZSRR grało w podwójną grę: z jednej strony mocarstwa represjonowały ludność w swojej sferze wpływów, a z drugiej „wspierały” walkę o wolność w sferze zdominowanej przez przeciwników. Dlatego Związek Radziecki wspierał Wietnamczyków przeciw interwencji amerykańskiej oraz wspierał rewolucję na Kubie, oraz powstania w Ameryce Łacińskiej, gdzie panowały wspierane przez USA dyktatury. Z drugiej strony, USA i blok kapitalistyczny wspierały falę buntów w Europie Wschodniej, itd... Ta podwójna gra toczy się do dziś. USA jest gotowe na przykład popierać rebelie w Iranie, ale nigdy w Arabii Saudyjskiej. W Iraku, administracja Busha seniora pomogła Saddamowi odzyskać władzę po porażce w pierwszej Wojnie w Zatoce w 1991 r. w czasie, gdy miał do czynienia z potężną ludową rewolucją i tylko mała część Iraku znajdowała się pod jego władzą. Z obaleniem dyktatora poczekano, aż będzie to łatwiejsze i nie będzie stanowić zagrożenia dla amerykańskiej dominacji w regionie.
Ale wydarzenia czasem wymykają się zamysłom USA, jak zdarzyło się w Egipcie i Tunezji. Pomimo wszystkich starań, by utrzymać Ben Ali'ego i Mubaraka u władzy, USA nie mogły powstrzymać mas, które obaliły dyktatorów. Masy utworzyły nową rzeczywistość, a USA stara się do niej dostosować. W Libii mamy do czynienia z nieco inną sytuacją. Stany Zjednoczone zachowują się jak drapieżnik. Reżim Kaddafiego jest teraz bardzo słaby i kompletnie znienawidzony przez ludność. Ponadto, terytorium Libii jest bogate w ropę. Stanowi więc łatwą i kuszącą ofiarę. Jest to też sposób na odbudowanie wizerunku USA, jako bojownika o wolność, wyzwalającego bezbronny naród od krwawego dyktatora (choć do niedawna był on najlepszym przyjacielem i choć USA wspierało wszystkie dyktatury w regionie). Gdy się jest drapieżnikiem, ciężko powstrzymać się od ataku na łatwe ofiary, pomimo bolesnych doświadczeń z przeszłości. Warto jednak zauważyć, że dziś nikt wśród zrewoltowanych w Libii, ani nawet wśród libijskiej opozycji na Zachodzie, nie akceptuje obcej interwencji wojskowej.
Taka interwencja byłaby ciosem dla wszystkich Libijczyków. Nie tylko przyniosłaby szkodę niezależnej walce o wolność, ale też zagroziłaby przyszłości kraju. Libijczycy są bliscy obalenia reżimu i odzyskania kontroli nad swoją ropą i swoim życiem. Nie sądzę, by większość z nich była gotowa do poświęcenia tego, co udało im się zdobyć, dla łatwego zwycięstwa, które nie byłoby ich zwycięstwem.
Jaka wygląda cywilno-wojskowy rząd, który działa w Benghazi?
Na wyzwolonym terytorium nadal nie ma jasno zdefiniowanych instytucji państwa. Niektórzy próbują wprowadzić władzę elit, ale jak dotąd bezskutecznie.
Niedawno amerykańskie i pro-amerykańskie media w krajach arabskich zaczęły pisać o tymczasowej radzie w Benghazi, na czele której stanął były minister w rządzie Kaddafiego, podkreślając ich gotowość do poparcia możliwej interwencji USA. Ale oprócz tej tymczasowej rady, żadna siła i grupa na terytoriach wyzwolonych nie wezwała do interwencji.
Jaka jest rola Libijskich Komitetów Ludowych? Czy masy wytworzyły własną organizację demokracji bezpośredniej?
Komitety stały się częścią rewolucji w całym świecie arabskim. Uznaje je za dobry przykład demokracji bezpośredniej. Wszystkie terytoria wyzwolone są teraz zarządzane w ten sposób, podobnie jak po upadku reżimu Ben Ali’ego w Tunezji i po tym jak Mubarak rozkazał swoim siłom bezpieczeństwa ułatwić bandytom rabunek, by zastraszyć zrewoltowane masy. Potrzeba teraz uczynić z tego sposób życia, a nie tylko tymczasowy środek. To musi być nasz przekaz dla mas.
Powróciły flagi monarchistyczne. Czy uważasz, że może powrócić stary reżim króla Idrisa?
Prawdę mówiąc, wydarzyć może się wszystko. Sami zrewoltowani Libijczycy nie mają jasnego pomysłu, jak rządzić krajem po obaleniu Kaddafiego. Będą mieli wiele się nauczyć. Myślę jednak, że nie poddadzą się nowemu reżimowi. Teraz znają swoją siłę i niełatwo będzie im ją odebrać.
Jakie są najbliższe perspektywy tej rewolty?
To zależy. Bitwa przeciw dyktaturze jeszcze się nie zakończyła. Ale jest bardzo duży potencjał. Zwycięstwo rewolucji zmieni bardzo wiele. Trzeba pamiętać, że nowy porządek światowy został ogłoszony i wdrożony właśnie tutaj, w czasie kryzysu w Zatoce w 1990-1991 r. Od tamtego czasu, region stał się ogródkiem Waszyngtonu zamiast Ameryki Łacińskiej. Po tym, co się stało w Tunezji i Egipcie, zmiany będą głębokie i długotrwałe. Jak zwykle, są dwie możliwości. Albo powstanie nowa elita u władzy, albo masy wywalczą prawdziwie wolne społeczeństwo, zorganizowane na wzór ludowych komitetów stworzonych przez samych ludzi w wirze walki.
Jak bolszewicy z Czarną Gwardią walczyli
Jaromir, Czw, 2011-03-03 06:49 Publicystyka | Ruch anarchistycznyKrótki opis „Anarchistycznej Czarnej Gwardii” oraz jej tępienia i prześladowania przez bolszewików w Moskwie 1918 roku.
Wielu z rosyjskich anarchistów było całkowicie przeciwnych instytucjonalizacji Czerwonej Gwardii - bojowych jednostek, utworzonych przez pracowników fabryk podczas Lutowej i Październikowej Rewolucji. Rex A. Wade w swojej książce o Czerwonej Gwardii wskazuje na znaczny udział anarchistów w szeregach tej struktury, oraz ich wpływ na działania Czerwonej Gwardii w początkowej fazie rewolucji. Stosunki między anarchistami a bolszewikami zaczęły pogarszać się po Rewolucji Październikowej, a anarchistyczni delegaci na 2. Kongres Rad w grudniu 1917 r. zarzucili Leninowi i jego partii „czerwony militaryzm”, zaś moc komisarzy partyjnych skupiała się jedynie na sile ich uzbrojenia.
W rezultacie w Moskwie, Petersburgu i innych większych miastach anarchiści podjęli (przedyskutowaną wcześniej) próbę utworzenia wolnych walczących jednostek, które ochrzcili jako Czarna Gwardia.
W 1917 r. oddziały Czarnej Gwardii powołano do życia m.in. na Ukrainie, wliczając w to grupy Nestora Machno. Stało się to głównie za sprawą Nikolaia Żeleźniakowa, który uciekł z Piotrogrodu zaraz po nieudanej próbie aresztowania go przez bolszewików. Wyjechał na Ukrainę, gdzie utworzył spory oddział Czarnej Gwardii. Inne jednostki Czarnej Gwardii powstałe na Ukrainie były prowadzone przez Mokrousowa, Garina (wraz z jego uzbrojonym pociągiem), Anatolija Żeleźniakowa - młodszego brata Nikolaia, a także oddział prowadzony przez Seidela i Żeliabowa, który brał czynny udział w obronie Odessy i Nikolajew. Inny oddział Czarnej Gwardii prowadzony był przez Michaiła Czerniaka, później aktywnego w kontrwywiadzie Machno. W Wyborgu, nieopodal Piotrogrodu, anarchistyczni robotnicy powołali sekcję Czarnej Gwardii w zakładach produkcyjnych Renault, jednak zostali szybko wchłonięci przez znacznie większą Czerwoną Gwardię, która powstała w zakładach niemal w tym samym czasie.
„Burewestnik”, gazeta wydawana przez Piotrogrodzką Federację Anarchistyczną, ostrzegał:
„Ci panowie są w błędzie, sądząc że prawdziwa rewolucja dobiegła końca (…) Nie, prawdziwa rewolucja, rewolucja społeczna, wyzwolenie robotników wszystkich państw - dopiero się rozpoczyna”.
W kwietniu 1918 r. w samej tylko Moskwie funkcjonowało już 50 jednostek Czarnej Gwardii, utworzonych przez Moskiewską Federację Grup Anarchistycznych (MFAG). Peters, wiceprzewodniczący WCzK (Komisja do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem) w szczególności martwił się o ich rozwój:
„Pamiętam, gdy przyjechałem do Moskwy, były tu dwie główne siły: z jednej strony Moskwa radziecka, z drugiej - centrala Czarnej Gwardii, ulokowana w byłym „Klubie Kupców” na Malajach Dimitrowka. Siedziba groźnej grupy, napadającej ludzi na ulicach, kradnącej broń i inne dobra, zajmująca nielegalnie budynki”.
W tamtym okresie, MFAG przejęła 26 budynków, będących rezydencjami moskiewskich bogaczy, które służyły im jako bazy. Część z nich była strategicznie rozlokowana w mieście. Były wyposażone w gniazda karabinów maszynowych, w niektórych funkcjonowały akademiki, sale wykładowe, biblioteki wolnościowe, arsenały broni i zapasy żywności.
Jak napisał Maksimow:
„Dzięki sile i wpływom Federacji, udało się na terenie „Klubu Kupców” ulokowanego na Malajach Dimitrowka, utworzyć skutecznie zakamuflowane, ogromne i świetnie wyposażone centrum, z biblioteką i małym teatrem. Zajęty teren został przemianowany na „Dom Anarchii” i okazał się być wielce odpowiedni dla prowadzenia wielorakiej działalności anarchistycznej. W okresie tym, Federacja weszła w nieformalną umowę z największą drukarnią w Moskwie, co umożliwiło anarchistom wydawanie dziennika, w miejsce dotychczas ukazującego się tygodnika Federacji.
W marcu 1918r. Federacja stała się silną organizacją na wielu płaszczyznach. Oprócz pracy w obrębie „Domu Anarchii”, prowadzono również szeroko zakrojoną działalność w nowo pozyskanych siedzibach. W Domu Anarchii odbywały się częste wykłady, podczas których sale były zawsze wypełnione po brzegi. Organizowane były wielkie spotkania dyskusyjne, zajęcia teatralne, warsztaty poetyckie, koła proletariackiej sztuki druku i wiele innych aktywności, które odbywały się również w innych siedzibach Federacji.
Naśladując zasady tworzenia Armii Czerwonej Gwardii, Federacja zaczęła organizować własne jednostki zbrojne - tzw. „Czarną Gwardię”. Zajęta została kolejna rezydencja, którą zaadaptowano na koszary dla nowopowstałej Gwardii. Towarzysz Kajdanow, aktywna postać ruchu anarchistycznego i druh z dawna, został powołany do organizowania i kierownictwa tą formacją zbrojną, która wkrótce stała się główną przyczyną wrogości ze strony bolszewików. Dalej, wrogość ta poskutkowała falą oszczerstw w kierunku Federacji, kłamliwymi oskarżeniami o rzekome finansowanie działalności wywrotowej, a w rezultacie- do rozbicia anarchistycznej organizacji.”
Działalność MFAG nasiliła się po tym, gdy Sowieckie Ministerstwa przeniosły się do Moskwy. W szeregach MFAG działali bracia Gordin, Aleksander Karelin, Wladimir Barmash, M. Krupenin, Kazimierz Kowałewycz i Piotr Arszynow. Sekretarzem MFAG był jeden z teoretyków ruchu - Lew Chorny. MFAG zaraz po zamachu październikowym, zaczęła wydawać swój dziennik „Anarchija”, który w swojej treści nawoływał masy do pogłębienia i rozwoju rewolucji.
W kwietniu 1918 r. w Moskwie było już ponad 50 grup i oddziałów Czarnej Gwardii, liczących przeszło 2 tysiące bojowników wywodzących się z takich organizacji jak m.in.: Anarcho-Syndykaliści, Autonomiści, grupy „Huragan”, „Lawa”, „Bojownicy”, Partia Studencka czy Łotewskie Oddziały Anarchistyczne „Lesma” (Płomień). Z raportu KGB wiadomo, że do Moskwy przybył także anarchistyczny oddział z Samary. Wszystkie grupy i jednostki organizacyjne Czarnej Gwardii zostały zgrupowane wokół Rady MFAG oraz siedziby Gwardii - Domu Anarchii. Znajdował się tam m. in. sekretariat Federacji, wydział propagandy oraz redakcja pisma „Anarchija”.
Wg WCzK, anarchiści planowali swoje powstanie na 18. kwietnia, dlatego też zdecydowano się na przeprowadzenie ataku prewencyjnego oraz rozbrojenie jednostek Czarnej Gwardii. Zarzut rzekomo planowanego powstania był usilnie dementowany przez anarchistów. Na 14. kwietnia planowano Zgromadzenie Walne MFAG, ale to było wszystko.
W rezultacie, w nocy z 11-12. kwietnia odbyło się nadzwyczajne posiedzenie WCzK, gdzie zadecydowano o rozpoczęciu akcji rozbrajania uzbrojonych jednostek anarchistów. Koordynatorem i przywódcą akcji mianowany został Feliks Dzierżyński. Dzierżyński zanotował:
„Mieliśmy pewne informacje, że liderzy anarchistów chcieli użyć bandytów i kryminalistów skupionych wokół Federacji, do walki z Władzą Sowiecką” ("Izwiestija № 75,16 kwietnia 1918 r.).
Już 8. kwietnia, komendant Kremla - P. Małkow, oraz dowódca łotewskich najemników - E. Berzins, przeprowadzili dokładny rekonesans ewentualnego natężenia sił anarchistów z jednostek MFAG. Plan usunięcia „anarchistycznej kontrrewolucji” został zatwierdzony. W operacji udział wzięły wojskowe jednostki WCzK (1. Oddział Maszynowy) i 4. Pułk Strzelców Litewskich, jak również część moskiewskich garnizonów. Działania rozpoczęły się o północy, poprzez otoczenie domów zajmowanych przez anarchistów.
Wielu, spośród jednostek po stronie anarchistów, brakowało wystarczającego doświadczenia w walce i wyszkolenia. Mimo to bolszewicy w niektórych miejscach natknęli się na niespodziewanie silny i brutalny opór zbrojny anarchistów, jak choćby na Malajach Dmitrowka w Domu Anarchii. Właśnie tam, członkowie Czarnej Gwardii zajęli sąsiednie budynki, zaś na dachach umieścili stanowiska lekkiej artylerii. Cze-ka podjęło szturm na budynek przy pomocy ostrzału artylerii, która zniszczyła stanowiska ogniowe anarchistów na dachach. Jednak sukces WCzK był możliwy dopiero po wsparciu ze strony Oddziału Łotewskich Strzelców. Ostatnią twierdzą Czarnej Gwardii był dwór Zeitlin, który został zdobyty o 12 w południe następnego dnia. Walki między WCzK a anarchistami ustały ok. 14 popołudniu.
W wyniku tej „operacji”, z rąk WCzK śmierć poniosło ok. 40 anarchistów, część z nich rozstrzelano na miejscu. Po stronie agresora, z szeregów czekistów i łotewskiego oddziału, zginęło 12 ludzi. Anarchistyczny weteran - Michaił Chodunow, został zamordowany przez WCzK, a jego ciało wyrzucono na ulicę.
Przypominając te wydarzenia, Wolin (Wsiewołodia Michajłowicz Eichenbaum) napisał w swojej książce:
„… w nocy 12. kwietnia, pod fałszywym i absurdalnym pretekstem, wszystkie organizacje anarchistyczne w Moskwie - głównie te skupione w MFAG - zostały zaatakowane i ograbione przez połączone siły wojska i policji. Przez kilkanaście godzin stolica trwała w stanie oblężenia. Do stłamszenia anarchistów użyto nawet ciężkiej artylerii…”
Operacja ta posłużyła jako sygnał ostrzegawczy oraz działanie deprymujące w stosunku do wszystkich organizacji wolnościowych w obrębie większych rosyjskich miast. I jak zwykle, władze lokalne przewyższyły w swej gorliwości władze ze stolicy.
Lew Trocki, który przez dwa tygodnie przygotowywał swoje uderzenie, który dbał o względy pułkowników i który prowadził nieokiełznaną agitację przeciwko „anarchio-bandytom” miał nie lada satysfakcję mogąc wydać swoje słynne oświadczenie:
„W końcu rząd Sowiecki, za pomocą żelaznej miotły, pozbył się anarchizmu z Rosji”(wyd. z 1974r. str. 308).
Trocki dodatkowo maglował żołnierzy Armii Czerwonej swoimi anty-anarchistycznymi przemówieniami, niejednokrotnie wzbudzając w nich stan szaleńczej nienawiści do anarchistów.
Po klęsce oddziałów Czarnej Gwardii, przeszło 500 anarchistów zostało aresztowanych (niektórzy uwolnieni niedługo po aresztowaniu). Oddziały anarchistów z Samary, które wzięły czynny udział w obronie anarchistycznych siedzib, zostały wyrzucone z miasta.
Jedna z głównych postaci w WCzK - Dzierżyński, komentując wydarzenia, powiedział w nr 75. „Izwiestia” z dnia 15. kwietnia 1918:
„My w żadnym wypadku nie mamy chęci, ni zamiarów zwalczać ideologicznych anarchistów. I obecnie wszyscy ideologiczni anarchiści aresztowani w nocy 12. kwietnia, są wypuszczani z więzień na wolność. Część z nich stanie przed wymiarem sprawiedliwości. Cała maska „anarchizmu” była jedynie przykrywką dla elementu przestępczego i kryminalnego, który przeniknął w szeregi tych grup anarchistycznych. Niewiele jest wśród anarchistów ideowych osób zatrzymanych przez nas…”
Wydarzenia w Moskwie zapoczątkowały szereg represji na prowincji. Podobne ataki przeprowadzono również w Piotrogrodzie, Smoleńsku, Wołogdzie itd. 9. maja Komisariat Spraw Wewnętrznych skierował dyrektywę do wszystkich sowieckich prowincji:
„Doświadczenia w Moskwie, Piotrogrodzie i innych miastach pokazują, że pod anarchistycznym sztandarem ukrywają się chuligani, przestępcy, złodzieje i kontrrewolucjoniści, którzy w tajemnicy i konspiracji przygotowują się do obalenia Sowieckiej Władzy. Wszystkie grupy i organizacje anarchistyczne do natychmiastowego rozbrojenia. Nikt nie może posiadać broni, z wyjątkiem specjalnego przyzwolenia od lokalnych Władz Sowieckich” ("Izwiestia” nr 91. 10 maja 1918 r.).
Jednak mimo to, 17. maja, anarchiści w sojuszu z maksymalistami podnieśli bunt w Samarze.
Czarna Gwardia została pokonana, a następnie przedstawiana jako gang przestępców. Władze sowieckie stworzyły fałszywe rozróżnienie na „anarchistów ideologicznych” oraz „anarchio-bandytów”. Lew Trocki miał powiedzieć:
„Oni byli po prostu rabusiami i złodziejami, którzy skompromitowali anarchizm. Anarchizm jest ideą, co prawda fałszywą, ale chuligaństwo to chuligaństwo, i jasno powiedzieliśmy anarchistom: należy wyznaczyć wyraźną granicę między sobą, a złodziejstwem… Sowiecki reżim zdobył władzę nie poprzez grabieże i zawłaszczanie niczym pospolici bandyci, lecz wprowadzając dyscyplinę wspólnej pracy i uczciwego życia zawodowego”
Tym samym została przesłana jasna wiadomość - anarchiści traktowani będą jak przestępcy. Trocki kontynuował swoje ostrzeżenia:
„Jeżeli chcesz być z nami, na zasadzie wspólnego poszanowania pracy - musisz przyłączyć się do klasy robotniczej. Jeśli jednak chcesz nam stanąć na drodze, nie dziw się, że Władza Sowiecka nie będzie się z tobą cackać”. Inaczej mówiąc, albo rób co ci każemy, albo przygotuj się na represje.
Opis Trockiego odnośnie „bandyckiego anarchizmu” był w sprzeczności z rzeczywistością. Wstęp w szeregi Czarnej Gwardii był bardzo rygorystyczny i członkostwo musiało zostać zatwierdzone przez kilka organizacyjnych organów. Centrala dała wytyczne, gdzie należy szukać potencjalnych członków „Czarnych Bojówek”. Aby ktoś mógł wstąpić do Czarnej Gwardii, musiał być bądź polecony przez grupę lokalną, zdobyć poparcie co najmniej trzech członków Federacji lub Rady Zakładowej danej fabryki lub warsztatu.
Akcje przeciwko anarchistom nie były przeprowadzone przez Czerwoną Gwardie ani przez Armię Czerwoną, których żołnierze odmówili udziału w tych atakach. Ataku dokonały wyspecjalizowane jednostki pod wodzą bolszewików. Warto również zauważyć, że to co bolszewicy zarzucali anarchistom, było udziałem ich samych. Do pospiesznie formowanych oddziałów Czerwonej Gwardii werbowano właśnie m.in. przestępców czy niemieckich jeńców wojennych. Do rzeczywistej grabieży doszło w Moskwie wiosną 1918 roku za sprawą Czerwonej Gwardii i za wiedzą Czekistów.
Istotne było to, że władze WCzK w wieczór kwietniowego ataku, pokazały brytyjskiemu dyplomacie - Lockhartowi, budynki „nielegalnie” zajęte przez anarchistów, stawiając się w roli obrońców porządku. Była to wiadomość adresowana do zachodnich mocarstw, że bolszewicy są dobrą stroną konfliktu i potrafią zwalczyć rzekome zagrożenie w zarodku. W ramach polityki oszczerstw i poniżania anarchistów, Jakow Peters (drugi władzą w WCzK po Dzierżyńskim) pokazywał potem Lockhartowi ciało jednej z zamordowanych postrzałem w szyję anarchistek, nazywając ją „brudną dziwką”.
Źródła:
Skirda, A. "Les anarchistes Russes, les soviets et la revolution de 1917" (Paryż 2000).
Wade, Rex A. "Red guards and workers’ militias in the Russian Revolution" (1984)
Maximov, G. "The True Reasons for the Anarchist Raids" (Moskwa 1918)
Dubovik, A. "The Defeat of the Moscow anarchists".
Za libcom.org tłum. Jaromir
https://cia.media.pl/powstanie_w_kronsztadzie_wszelka_wladze_sowietom_zad...
https://cia.media.pl/czarna_flaga_nad_kopalnia_w_czeremchowie
Rosja: Bogaci się bogacą, biedni biednieją
H2, Nie, 2011-02-27 22:36 Świat | Gospodarka | PublicystykaRząd zwiększa ceny mediów oraz żywności i w tym samym czasie zmniejsza podatki od benzyny dla luksusowych samochodów oraz prywatnych samolotów
Gdy nadchodzi rok wyborczy, rząd Rosji zawsze stara się ostudzić, za pomocą wszelkich prezentów, poddenerwowanie ludzi spowodowane własną polityką. W przypadku o którym piszę, w przedsionku wyborów do Dumy, jak to jest w zwyczaju, media prorządowe zaczynają nam nawijać makaron na uszy wmawiając nam jak to dobrze będzie nam się żyło w 2011.
Osądźcie wy sami. W lutym, emerytury wzrosną o 8%. W kwietniu, renty socjalne, również wzrosną o 8%. I w przeciągu całego roku zamierza się podnieść emerytury aż o 9,1%.
Nawet pensję minimalną, która nie rosła od stycznia 2009, peremier obiecał podnieść. Oczywiście, odbędzie się to w drugim półroczu, kiedy wybory będą już blisko, ponadto w dosyć subtelny sposób: z obecnych 4220 rubli do 4600. Czyli o 6,2%.
Ozywiście biorąc pod uwagę nawet dane oficjalne, które pokazują wzrost cen w 2010 na poziomie 8,8%, prezenty tego typu powiedzmy że nie cieszą nas za bardzo. Jedyne co robią to w małym stopniu kompensują wzrost cen, który cechuje władzę gabinetu Putina.
Rząd co roku ustala wzrost, niczym nie uzasadniony, cen oraz stawek w produkcji i usługach u głównych monopolistów. Robią to w dodatku dwa lub trzy razy szybciej niż czas jaki obliczają dla inflacji. Myślę że nie istnieje potrzeba aby tłumaczyć w jakim stopniu jest szkodliwa dla ekonomii ta polityka i jak opiekuńczość wobec olbrzymich zysków oligarchów odbija się na mocy konsumpcyjnej obywateli.
Ale rzecz nie kończy się na tym. Dla tego co konsumują bogaci, rząd stara się zmniejszyć cenę. Na przykład podatek dla benzyny w luksusowych samochodach, dla super-drogich prywatnych samolotów, kupionych zagranicą, w których bogaci obnoszą się po Europie, itd.
W przeciwieństwie, wszystko co kupują biedni, którzy stanowią większość ludności w Rosji, drożeje przy pomocy wszelkiego rodzaju podatków i dodatkowych opłat. Dlatego za tymi średnimi liczbami dotyczącymi inflacji, ukrywa się obraz niezbyt ciekawy. Wszystko co konsumują bogaci ledwo co drożeje, podczas gdy wszystko co kupują biedni osiąga kosmicznych ceny.
Lokalna organizacja w Wolgogradzie "Stowarzyszenie obrońców interesów inwersjonistów i posiadaczy bonów", oblicza od dłuższego czasu w sposób regularny, opierając się na danych oficjalnych Rosyjskiego Instytutu statystyki, koszt życia w chwili obecnej, biorąc jako odniesienie rok 1990. Z tym porównaniem określa się kurs rubla rosyjskiego w stosunku do rubla radzieckiego, za którego "Sberbank" powinien nam zrekompensować oszczędności sprzed reform, które pozostają bez wyrównania.
Zgodnie z ich obliczeniami, rubel radzieckie w dniu 31 grudnia 2010, miał równowartość 94,63 rubli rosyjskich, podczas gdy rok wcześniej, 31 grudnia 2009, ten sam rubel radziecki był wart 78,7 obecnych . Innymi słowy, w ciągu roku koszt życia wzrósł o 20,2%. Taki był rzeczywisty wzrost kosztów utrzymania dla najmniej zamożnych warstw społeczeństwa. Ziemniak, kapusta, marchewki i wiele innych warzyw podrożały w ciągu roku o 67%
Jeżeli porównamy te liczby z tymi, które nam pokazuje rząd jako hojne prezenty przedwyborcze, łatwo wytłumaczyć jak to jest że w Rosji rośnie tak szybko ilość multimilionerów i jak rosną ich majątki. Podstawowym źródłem ich dobrobytu nie jest nic innego jak prymitywne zwiększenie rabunku większej części ludu Rosji przez rząd Putina.
Vladimir Dektiriov
tłumaczenie: H2
Wzniosłość, mit, afirmacja
TymoteuszKochan, Nie, 2011-02-27 17:14 Kultura | PublicystykaMamy w dzisiejszej Polsce okazję obserwować pewną specyficzną i intensywną sytuację. Kraj, który powoli dojrzewa do świadomości własnej peryferyjności przechodzi przez okres niespokojnej krzątaniny wśród elit. Społeczeństwo - którego, co istotne, znacznej części w obecnym układzie ekonomicznym powodzi się zadowalająco - przechodzi w stan remisji i przestoju. Jest to jednocześnie chwila, kiedy elity polityczne i ekonomiczne rozgorączkowane są w poszukiwaniach koncepcji, jaka pozwoliłaby przypieczętować obecną hegemonię kapitału mitem założycielskim. Po Polsce grasuje barbarzyński wręcz głód wielkości. Wielkość staje się obiektem fetyszystycznego pragnienia wzniosłości i szyldem powszechnej ideologii. Etos i model chrześcijańskiej moralności odchodzi do lamusa, skompromitowany przed wyższą klasą średnią: wizerunek PiS i środowisk kojarzonych obecnie przede wszystkim z Radiem Maryja nie ma niezbędnej "przyczepności", by powielać i reprodukować system.
Ta żądza wielkości trawi pokolenia, które odrzuciły dotychczasowy model stawiający na miejscu najwyższej wartości miłość i jej poszukiwanie. Miłość, jako funkcjonalny nośnik ideologiczny szybko przeistoczyła się we własną karykaturę, jako wehikuł przeszła przeobrażenie od stadium eksplozji, której dopatrywać można się jeszcze w okresie PRL lub wcześniej, po chwiejność a obecnie w przede wszystkim wyparcie i własne przeciwieństwo. To etos beznamiętnego okrucieństwa rynkowego przebija się obecnie silniej niż narażająca na niewiadome i irracjonalne zachowania miłość. Hedonizm emocjonalny przeobraża się w konsumpcyjny - świadcząc jednocześnie o rozwoju społeczeństwa - ogłuszonego tą nagłą świeżą perspektywą. Ta spóźniona ewolucja wynika ze swoistości historii Polski, co interesujące - ta sama makdonaldyzacja i urynkowienie stosunków społecznych to koncepcja skompromitowana i wypierana obecnie z praktyki głównego nurtu ideowego państw majętniejszych.
U nas ta wzniosłość - nie będąc jeszcze samodzielnie ugruntowaną - histerycznie poszukuje obecnie nowego nośnika. Fundamentem pod funkcjonowanie tego nowego konstruktu ideologicznego może stać się forsowana obecnie koncepcja historycznej wiktorii i tryumfu. Ta historyczna wiktoria i mit założycielski Polski funkcjonuje od lat, jest nim nietykalna "Solidarność" - ona i jej tryumf ma nam wytyczać granice, skłaniać nas do afirmacji systemu na poziomie przeciwstawiana wrogiej, zabitej przeszłości. Co bardzo interesujące, model ten podświadomie zakłada i obowiązkowo włącza w siebie wiarę w możliwy powrót, znienawidzonych czasów "komuny", sprzedaje nam też i podaje jako gotowy produkt zestaw pojęciowy z demokracją i wolnością na czele, które mogą być zrozumiałe dla członków społeczności dopiero przez pryzmat kulturowej dominacji indywidualizmu.
To historyczne zwycięstwo samo w sobie nie jest wystarczające dla szerokich grup społeczeństwa, poszukują oni dla siebie dodatkowo zarysowanego historycznie i wciąż żywego [atrakcyjnego] wroga - ku takiej opcji zwraca się niegasnąca rusofobia. Dla środowisk politycznych bliżej centrum wróg w realiach kapitalistycznej swobody rynkowej jest już nośnikiem zbędnym, jeżeli liberalne kręgi są bowiem w stanie poprzez hegemonię kulturową formować rzeczywistość przez pryzmat faworyzowania swobody kapitału jako naczelnej wartości, wówczas wróg staje się ruchomy, nie zaś skonkretyzowany jak w konserwatywnej wersji.
Powstaje wobec tego specyficzny układ, z perspektywy którego jesteśmy w stanie rozrysować mapę wszystkich obecnie stronnictw politycznych. IPN, ECS, kult JP2, katastrofa smoleńska - to fundamenty poszukiwań szeroko dostępnej wzniosłości. Potrzeba tej ideologicznej sublimacji wywodzi się wprost ze społeczeństwa, natomiast intencje poszczególnych elit wysuwających kolejne propozycje nie są motywowane chęcią realizacji tej potrzeby lecz koniecznością gaszenia ewentualnego pożaru i zażegnania kryzysu. Tak jak istnieje wiele szablonów funkcjonowania tego wehikułu spajającego społeczeństwo, tak samo materialistycznie i ekonomicznie wszystkie opcje koniec końców proponują to samo - wspomniany wcześniej hedonizm konsumpcyjny realiów rynkowych.
Chociaż to lewicy w Polsce zarzuca się brak koncepcji spójności i haseł, które pozostawałyby aktualne, to o wiele silniej pozbawiona swojej własnej koncepcji wzniosłości wydaje się być konserwatywna strona sporu, a najniezręczniej w tej sytuacji czuje się liberalizm, który jest triumfującą obecnie ideologią, ale całkowicie paraliżuje go ta konieczność szukania ujścia dla potrzeby odczuwania heroizmu w społeczeństwie - heroizm, wróg i bohaterstwo nie jest bowiem czymś, czego same elity kapitalistyczne, zajmujące w neoliberalnym schemacie najwyższe miejsce, czułyby potrzebę. Stąd milczenie lub krótkoterminowe przyłączanie się do mitu i fali wywodzącej się z innych stronnictw i ugrupowań.
Jeżeli jednak potrzeba uwznioślenia nie zostanie zaspokojona, społeczeństwo potencjalnie rozpocząć może poszukiwania odbicia swych wyobrażeń o własnym miejscu w życiu i świecie i znaleźć może je w zamiast w bezpiecznej strefie jednowymiarowej konkurencyjności [tu kwintesencją tego pędu są słowa 'elastyczność' i 'innowacyjność'] w działalności rewolucyjnej i dewastatorskiej dla dotychczasowych struktur. Bardzo interesującym przykładem może tu być tocząca się i powracająca od czasu do czasu dyskusja na temat propozycji, by uczynić wybory parlamentarne czy też prezydenckie obowiązkowymi dla wszystkich obywateli. Jest to kwintesencja aktywności systemu na rzecz poparcia swoich własnych działań.
Nie przedstawia się to jednak tak jednowymiarowo, jak pragnąłby tego sam system, równie dobrze bowiem ta wymuszona frekwencja mogłaby skłonić społeczeństwo do wprowadzenia w obieg polityczny siły nieszablonowej i postępowej, zagrażającej dotychczasowemu układowi sił. Jeżeli przypatrzymy się z jaką jednomyślnością partie polityczne łączą się w święceniu [czynnym lub biernym] Jana Pawła II, a także jak do mainstreamu nie przebija się żaden głos krytyki skutków transformacji, możemy pokusić się o pobieżną analizę interesów klasowych i stwierdzić bliźniaczą genezę i rodowód klasowy wszystkich obecnie elit politycznych w Polsce. Trudno odnaleźć obecnie prawdziwie kontrkulturowe i nonkonformistyczne środowiska, które byłyby w stanie stać się motorem ruchu reformatorskiego a nie byłyby zainteresowane w bliższej lub dalszej perspektywie jedynie funkcjonowaniem w istniejącym modelu ekonomicznym.
Alienacja jednostek i pozostawienie ich sobie samych we własnym dążeniu do konsumpcji i mnożenia bogactw doprowadziła do sytuacji w której społeczeństwo zupełnie wycofało się z życia zbiorowego, choć dawniej funkcjonowało na zasadzie wspólnotowej. To wycofanie jest sytuacją, która sprzyja magazynowaniu agresji i gniewu za niepowodzenia i pogłębiające się rozwarstwienie. To geneza pożaru, jaki świeża wzniosłość będzie miała za zadanie ugasić. Ten ideologiczny konstrukt pragnie być bezapelacyjnie bezwarunkowy. Każdy spoza kręgu afirmacji ma stać się ze skutkiem natychmiastowym wykluczonym z zarysowanej jako triumfująca wspólnoty. Żywy lub nie, ale wciąż wróg pozostaje punktem wyjścia do kontestacji wielkości funkcjonującej mitologii społecznej. Proponowana obecnie wzniosłość jest także specyficznie regionalna i prowincjonalna - nie jest to mit uniwersalny czy ponadnarodowy, a wręcz przeciwnie, swoiście ograniczony do genezy i historii klas najusilniej zainteresowanych zjednoczeniem wokół idei doniosłości i charakteru ostatecznego obecnych realiów w Polsce.
Czym jest wobec tego ta wzniosłość? Sposobem paraliżowania, terapią, instrumentem panowania a także formą rozładowywania kompleksów narodowych. Nie jest to jednak zjawisko tak konkretne jak poszczególne przytaczane przykłady. Ta doniosłość i historyczność jest pożądana z równą siłą przez dziennikarzy prezentujących jako najważniejsze informacje dnia historie zagubionego w lesie czy chorego dziecka, czy także polityków na krawędzi wojny z Rosją i Białorusią. Konkretne grupy interesów i ośrodki kapitału są o tyle bezpieczne i nietykalne, iż ich interesy są realizowane zupełnie niezależnie od funkcjonujących ram pojęciowych tej mitologii, niemniej to właśnie to skuteczne funkcjonowanie mitu pacyfikującego na wypośrodkowanej płaszczyźnie całe społeczeństwo, zapewnia tym grupom interesu właśnie bezpieczne, trwające panowanie.
Przybieranie na sile w ostatnim czasie starań mających skonsolidować ten narodowy mit wskazuje na rosnące zagrożenia dla panowania obecnej hierarchii historycznej. Te zagrożenia będą wywodzić się wprost ze starzenia się społeczeństwa i zmiany pokoleniowej, wydaje się również, że słabnący konserwatywny kościół pociągnąć za sobą w dół wraz ze spadkiem popularności może podsycany kult papieski. Wielka potrzeba heroizmu w społeczeństwie, wzniosłości wydarzeń siłą rzeczy będzie musiała znajdować stałe ujście - a czy za to posłuży nowa fala, tendencja do powrotu we wspólnotowe pojmowanie charakteru społeczeństwa, czy też nostalgia za znaczeniem zostanie rozładowana na poziomie konformistycznych produktów, jakie bezustannie serwują instrumenty propagandy systemowej, pokaże najbliższa przyszłość. System zrobi wszystko, by połączyć się z nośnymi schematami historycznymi, tak by puenta przemawiała na jego korzyść, Janek Wiśniewski padł - za OFE.