Publicystyka
To żaden Kryzys, to jest Kapitalizm
Czytelnik CIA, Sob, 2010-10-09 08:28 PublicystykaBarcelona, 29 września, data historyczna, przynajmniej dla nas. W podręcznikach jednak znajdzie się wersja oficjalna Historii: kłamstwa policji, naciski mediów… Dla nas coś się zmieniło tego dnia.
Strajk generalny, zwołany przez sprzedajne związki zawodowe.
Wywołanie kryzysu dało rządom powód by przekazać pieniądze społeczne bankom, oficjalnie nazywając ten rabunek „pożyczką”, usprawiedliwiając koniecznością ratowania gospodarki. Banki postanowiły pożyczki nie oddać, spłaci ja społeczeństwo, rządy europejskie wprowadzają reformy pracy by uchronić przedsiębiorstwa i kapitał, zaostrzając politykę (anty-)społeczną, jak zwykle zapłacą najbiedniejsi. Zgodnie z podstawowymi zasadami kapitalizmu i systemu monetarnego.
Do oficjalnego strajku UGT i innych związków zawodowych dołączył się alternatywny strajk zorganizowany przez samych zainteresowanych: ruchy społeczne, gospodynie domowe, imigranci, bezrobotni, studenci, prostytutki… Ludzi takich jak ja i ty, którzy nie mając innego wyjścia zdecydowali się samoorganizować. Ci którzy nie mogą strajkować nie idąc do pracy, ci których związki zawodowe nie obchodzą, postanowili również zamanifestować swój sprzeciw wobec polityki rządu Zapatero. Utworzono otwarte na wszystkich Zgromadzenie Barcelony w celu organizacji pikiet, blokad, strajku. Dzielnice i stowarzyszenia sąsiedzkie powołały swoje comitée w celu planowania akcji lokalnych.
Parę dni przed strajkiem Zgromadzenie Barcelony powołało na 25-go manifestacje artystyczna. Muzyka, taniec, cyrk, barykada. Nagle policjanci jak dotąd bardzo zadowoleni z ludycznego przebiegu manifestacji, palnęli się w łeb. Na szczycie Banku Kredytowego Hiszpanii zawisła bandera piracka…
…tanecznym krokiem, w rytmie trąbek i piszczałek okupowano zrujnowany budynek Banku, usytuowany w samym centrum, placa Catalunya, symboliczny środek tego miasta, tłamszącego turyzmu i kapitalizmu. Rozwinięto czerwony dywan, dziecko przecięło wstęgę. Pochód wkroczył do środka.
Natychmiastowy proces, sędzia przyznał, ze nie było przestępstwa, jako ze nieruchomość opuszczona od ponad 5 lat. Jak na razie budynek pozostaje w rekach okupantów, będzie on otwarta przestrzenia tymczasowo autonomiczna.
Parę dni szczęścia, współpracy, twórczości, nadziei… Stad przygotowano Manifestacje z 29, odbywały się pokazy filmów dokumentalnych, w nocy projektowano stad na ścianę pobliskiego Corte Ingles (wielka korporacja, centrum handlowe powstałe za Franko) hasła jak „to nie żaden kryzys, to kapitalizm”, „jaki jest Twój strajk?”, „politycy – złodzieje”… Za dnia emitowane stad na Pl Catalunya przez wielkie głośniki audycje z radia Contrabanda, lokalnego niezależnego radia alternatywnego non profit.
Sen nas wszystkich.
Dzień 29… od 2 w nocy pikiety, blokady sklepów, dróg, autostrad.
W banku poranek, wstaje nowy dzień. Cześć ludzi, z tych co tu nocowali (w dzień strajku bez dojazdu) zwija się przed świtem na pikiety. Tutaj przygotowujemy kawę, śniadanie: wyrecyklowane dnia poprzedniego pieczywo, słodkie bułki, ktoś przyniósł dwie skrzynki fig z ogródka. Około 60 osób. W improwizowanej ubikacji (wodę donosimy w kubłach) czysto, tylko trochę błota na podłodze. Inicjuje się sprzątanie generalne, by przywitać z czystym obliczem to co ma nadejść. Współpraca, atmosfera piękna i czysta, bezchmurne niebo.
Przed burzą.
Na 12 zwołano demonstrację. Zaczynamy spektaklem ulicznym. Przybywają ludzie z rożnych części miasta, gdzie pikiety zostały brutalnie potraktowane przez policje. Atmosfera się zagęszcza. Wyruszamy.
Plan: przejść przez Ramble, główną turystyczna ulice miasta.
blokada policji, przechodzimy obok, podążamy w stronę Pl Universitat. Kolejna blokada policji miejscowej (mossos d’esquadra). Manifestacja dochodzi do kordonu, panika pomieszana z koka w oczach policjantów, strach przed 3 i pół tysięcznym zgromadzeniem. W tłumie tajniacy sieja popłoch. Ktoś z góry wydaje rozkaz, policja paluje manifestantów (po głowach, nie po nogach), strzelają gumowymi pociskami. Bez względu czy punk, matka z dzieckiem, prostytutka czy robotnik. Plonie radiowóz (według naocznych świadków podpalony przez tajniaków). Rozproszenie…
O 2giej uliczny obiad popularny wydany z okupowanego Banku. Ze względów bezpieczeństwa drzwi pozostają zamknięte.
Po krótkiej przerwie manifestacja rusza z powrotem w miasto. Natychmiast po zniknięciu większości ludzi nadjeżdża około 20 radiowozów, otaczają bank i Pl Catalunya. Organizacja barykad. Policja atakuje, bijąc bez różnicy… paru turystów wróci ze śladami pobicia z wakacji. Tuz obok, jak za murem odgrodzona kordonem policyjnym Rambla ze swoim spokojnym rytmem turystów i sklepików z upominkami. Po drugiej stronie nielegalna brutalna ewikcja.
O 5tej oficjalna manifestacja zwołana przez związki zawodowe. Mimo ze oficjalna i z „pozwoleniem” (w tym kraju demokratycznym przysługuje prawo do strajku) policja wielokrotnie blokuje przemarsz, paluje, prowokuje.
Utarczki miedzy policja a manifestantami, wielu wylądowało w szpitalu, trwają do późnej nocy w całej Barcelonie; zapach gazu łzawiącego i dymu, płoną śmietniki, parę aktów wandalskich (grabież ze sklepów z ubraniami. Niemalże 100 osób zatrzymanych, kto się przypadkowo nadział na łapankę, obrzuconych fałszywymi zarzutami, policja finguje dowody (np. wkładając w ręce skutego juz więźnia kij i mówiąc: „tym nas pobiłeś”). Chłopak by przepuścić kobietę, spadł z roweru. Aresztowany, mówią: mamy gruba rybę. Zarzut: pobicie policji, wzburzanie zamieszek. Za to, ze chciał ja przepuścić. Jest Meksykaninem, aktywistą zaangażowanym w ruch Zapatystow, organizuje spotkania, pokazy filmów dokumentalnych, broni ludności jego dzielnicy: prostytutek, imigrantów…
Wśród bieganiny i zamieszek dźwięk trąbki. Trębacz spokojnie stoi pośród chaosu i tumultu i gra swa melodie. Aresztowany za pobicie policji. „Nie strzelać do pianisty” w wersji współczesnej: „nie zamykać trębacza!”.
Po zatrzymaniu, nielegalne przetrzymywanie, brak informacji, kłamstwa, maltretowanie psychologiczne…
W Hiszpanii istnieje tortura. Zamontowano w komisariatach kamery, lecz tylko w paru głównych pomieszczeniach. Zawsze maja jedno które służy do tortur. Zatrzymani są do niego zaprowadzeni, zostawieni przez pewien czas, wystarczający by dobrze przestudiować ślady zakrzepłej krwi na ścianach, podłodze, meblach. Tym razem nikomu nic się nie stało.
Prawo do prawnika. Maja 7 godzin by go zawiadomić, w niektórych przypadkach i po 20 bez kontaktu. Prawo by zawiadomić bliskich – kłamstwa: xy jest zatrzymany, przebywa w Les Corts. Jak się potem dowiadujemy, był w Zona Franka.
Po dniu wypuszczają wszystkich. Poza Meksykaninem. Areszt aż do procesu (być może za rok) usprawiedliwiają zagrożeniem ucieczki. To nic, ze ma tu żonę, prace, pisze doktorat. A do tego nacisk mediów na sędziego, minister bezpieczeństwa mówi: nałożymy przykładne kary. I niekończące się kłamstwa.
Szef policji utrzymuje: brutalne zamieszki były dziełem grupy młodych radykalnych anty-systemowcow; strajk był marginalny, objął małą część społeczeństwa. Zapomina o uczestnictwie w manifestacji pan domu, robotników, prostytutek, o tym ze 70% przemysłu się zatrzymało, ze nie było transportu…
Z gazet wylania się obraz całkowicie zniekształcony. Kłamstwo, propaganda, manipulacja, tortury, bezkarna agresywność policji i jej nielegalne akcje, państwo broniące kapitału a nie ludności. Gazety zapowiadają zamkniecie niezależnych mediów, stron internetowych.
Polski komunizm – wszyscy wiedza, ze był to system totalitarny. Dlaczego nikt nie chce zobaczyć, ze tutaj panuje kapitalizm totalitarny, szopka wolności ukrywająca państwo policyjne?
Dziennikarska ciemnota
robotnik miesiąca, Czw, 2010-09-30 12:59 PublicystykaKrew się gotuje w człowieku, kiedy po raz kolejny czyta wypociny dziennikarzy dotyczące kryzysu, strajków czy chciwości pracowników (głównie tych krwiożerczych związkowców), którym ciągle mało i mało. Odnoszę się głównie do świeżych wydarzeń ostatnich dni, gdzie na ulice wielu miast Europy wyszły miliony pracowników zmęczonych przerzucaniem skutków kryzysu na ich barki w postaci cięć, zwolnień czy zwiększania wieku emerytalnego.
Reakcja mediów w Polsce przypomina sytuację z czasów ZSRR. Najprościej jest o czymś nie napisać, albo nie pokazać. Druga opcja to, co Chomsky nazwał „selektywnością percepcji”. Selektywność percepcji umożliwia ukazywanie faktów i informacji w taki sposób, aby były zgodne z panującym porządkiem polityczno-ekonomicznym. Większy efekt przynosi pozbawienie znaczenia danego faktu, który może być zagrożeniem, niż tuszowanie go. Można również dany fakt wyśmiać, zbagatelizować, przeinaczyć lub sarkastycznie i pompatycznie poddać moralnej krytyce.
To właśnie miało miejsce w dziennikarskich relacjach europejskich strajków i protestów pracowniczych. Zauważmy, że koncentracja kapitału na rynku mediów, pozwoliła osiągnąć to, czego nie udało się cenzurze, wielkie koncerny wykupują, wchłaniają, bądź finansowo eliminują z rynku mniejsze, a co za tym idzie - następuje unifikacja ideologiczna informacji. Najbardziej zaskakujący jest brak sceptycyzmu i krytyki w stosunku do obrazu świata prezentowanego przez środki przekazu. Pozwalanie na bezkrytyczne kształtowanie własnej świadomości doprowadza do tego, że człowiek poddaje się dobrowolnie informacjom, przyjmując nieomylność, bezinteresowność i prawdomówność ludzi tworzących media, zapominając, że koncerny medialne są elementem panującego systemu ekonomicznego.
I tak, jak za czasów ZSRR ówczesne media były bezkrytyczne wobec panującego sytemu, tak dziś, jeżeli media są nastawionymi na maksymalizację zysku instytucjami kapitalistycznymi, to naturalne jest, że odzwierciedlają one ideologię dominujących interesów ekonomicznych. Marginalizują, pomijają i ośmieszają wszelkie opinie i głosy, które są nastawione sceptycznie, bądź wrogo wobec neoliberalnego porządku. Poddam analizie jeden „kwiatek” dziennikarskiego, ciekawy z kilku perspektyw. Mianowicie jeden z dziennikarzy najbardziej poczytnego polskiego dziennika „Gazeta Wyborcza”, zabrał głos w sprawie pracowniczych protestów. Głos ten oczywiście nie był rzetelną relacją podającą dokładnie przyczyny, postulaty, czy organizacje biorące udział w proteście.
Artykuł pana Konrada Niklewicza (bo to o nim mowa - http://blogue.blox.pl/2010/09/Ciemnosc-zwiazkowa.html) został skonstruowany w formie moralizatorskiej oceny z pozycji autorytetu i dał w kilku zdaniach gotową odpowiedź czytelnikowi na temat bezzasadności postulatów i naiwności ludzi, którzy w tych dniach wyszli na ulicę. Już sam tytuł artykułu: „Ciemność związkowa”, świadczyć może o sarkazmie i uznaniu własnej osoby i osądu pana Niklewicza za z góry prawdziwy w stosunku do ciemnej masy robotniczej, która nie wie sama czego chce. Oskarżającym tonem cytuje słowa Jean-Claude Mailly’ego, członka „komunistycznej centrali związkowej” FO - Force Ouvrière (podaje w cudzysłowie ponieważ FO jest konfederacją związkową złożoną głównie z lewicowych, ale także konserwatywnych robotników, w opozycji do Francuskiej Partii Komunistycznej, jak i komunistycznego skrzydła CGT – o czym pan Niklewicz nie raczył lub nie chciał poinformować, albo słowo „komunistyczny” miało wywołać z góry określoną reakcję polskiego czytelnika). Mailly w swojej wypowiedzi zacytowanej przez Niklewicza winą za kryzys obarcza banki, rynki finansowe i agencje ratingowe, które łatwą ręką biorą pieniądze publiczne z rządowej kasy a odpowiedzialność zrzucają na klasę pracowniczą.
Odpowiedź pana Niklewicza przytoczę w całości: „Czy naprawdę nikt nie może wytłumaczyć panu Mailly, że katastrofalne zadłużenie państw europejskich (czyli ”the przyczyna” obecnych problemów gospodarczych) bierze się nie z chciwości ”bankierów”, ale z faktu, że rządy próbują przypodobać się wyborcom, takim jak pan Mailly, chcącym coraz mniej pracować, a coraz więcej konsumować? Ciemność widzę, ciemność”. Na pierwszy rzut oka z tej bełkotliwej, sarkastycznej wypowiedzi nic nie wynika, ale po dłuższym zastanowieniu zauważyć można, że kreuje ona zafałszowany obraz rzeczywistości; mianowicie kryzys ekonomiczny – nie jest skutkiem działalności banków i rynków finansowych. Kryzys - nie wiem czy mówimy z panem Niklewiczem o tym samym kryzysie – według pana Niklewicza powstał w wyniku działalności rządów, które poprzez rozpasaną politykę budżetową w hojny sposób rozdawały pieniądze min. robotnikom, którzy chcąc żyć dostatnio tracili je na konsumpcję i zbytki. Panie Niklewicz ciemność, to trzeba panu rozjaśnić, gdyż ten stek bzdur, które pan napisał, może co najwyżej działać na studenciaków nie mających pojęcia o sytuacji ekonomicznej.
Aby wyjaśnić dokładną przyczynę kryzysu, zacytuję postać bliższą ideologicznie panu Niklewiczowi niż „komunista” Jean-Claude Mailly. Mianowicie wypowiedź jednego z czołowych reprezentantów austriackiej szkoły ekonomicznej, skrajnego kapitalistę, profesora Jesúsem Huerta de Soto, wykładowcę ekonomii politycznej na Uniwersytecie Juana Carlosa w Madrycie: obecny kryzys ekonomiczny „(…)jest owocem procesu sztucznej ekspansji kredytowej zainicjowanej przez system bankowy, który działa w sposób uprzywilejowany w stosunku do ogólnych zasad łączących się z prawem własności, wymagających niejako gospodarki wolnorynkowej. Bankowość oparta o rezerwę cząstkową, w oparciu o składane w bankach depozyty w procesie sztucznej kreacji środków płatniczych, który umożliwiają banki centralne, może kreować z niczego środki płatnicze w postaci kredytów. Koniec końców, to właśnie banki centralne są odpowiedzialne za wszystkie, najmniejsze nawet nasze szkody, ponieważ to one sterują procesem sztucznej ekspansji kredytowej, (…)”.
Banki, rynki finansowe, chciwość i wiele przyczyn odpowiada za obecny kryzys, a pan Niklewicz i jemu podobni dziennikarze na pasku neoliberalizmu próbują winę zrzucić na chciwych robotników, którzy nie chcą pracować po 12 godzin dziennie do 75 roku życia. Nawet sami szefowie banków przepraszali za kryzys – oczywiście po tym jak dostali pieniądze od rządów (http://www.thisislondon.co.uk/standard/article-23638078-bank-bosses-were...) Ciemność widzę panie Niklewicz – ciemność… A propos chciwości banków i właścicieli korporacji to w celu rozjaśnienia ciemności rzucić mogę kilka przykładów o których pan Niklewicz zapomniał w swoim pompatycznym artykule: w wyniku kryzysu w samej tylko Wielkiej Brytanii rząd wpompował z kieszeni podatnika 45 miliardów funtów jako pomoc dla banku Royal Bank of Scotland, o reszcie nie wspominając. W USA ogólna kwota dla wszystkich banków wynosiła 108,487,042,320 dolarów (http://money.cnn.com/news/specials/storysupplement/bankbailout/) – oczywiście płacił Departament Skarbu z pieniędzy ukradzionych podatnikowi.
Niemiecki Deutsche Bank również dostał pomoc od niemieckiego rządu, o czym zapomniał pan Niklewicz cytując w swoim artykule głównego ekonomistę tegoż banku, który radzi zaciskać pasa zwykłemu robotnikowi. A teraz element chciwości. Sam prezes DB - Josef Ackermann miał problemy z jego zaciskaniem, kiedy w 2007 roku wypłacił sobie bonusy w postaci 12 milionów euro. W czasie kiedy podatnik płacił bankom za kryzys, który stworzyli szefowie banków, ci wypłacali sobie coroczne milionowe bonusy, czego dobitnym przykładem był prezes Royal Bank of Scotland – Fred Goodwin, który otrzymał przydomek „The Shred” – czyli „strzęp”, od tego, że kiedy jego bank ratowany był z kiszeni podatnika, on wypłacił sobie i najbliższym podwładnym prawie półtora miliona funtów rocznej premii.
Ale według pana Niklewicza to robotnicy, którzy wychodzą na ulice z wizją utraty pracy, środków do życia, czy aby bronić reszty przywilejów związanych z prawem pracy, są tą chciwą i ciemną hołotą, która nie rozumie zasad ekonomii. Ale cóż, człowiek, który od dziesięciu lat żyje z pisania bredni i który o ludziach pracy pogardliwie piszę „ciemnota” sam pracą nie kalając swoich rąk, jest w Polsce „opiniotwórcą” światopoglądu społeczeństwa. Jeszcze raz cytując Chomsky’ego, że „prawda jest pogrzebana pod wielopiętrowymi konstrukcjami kłamstw” można założyć, że pan Niklewicz dokłada również od siebie kilka pięter tej konstrukcji.
Widmo PO-PiS krąży nad Polską
XaViER, Czw, 2010-09-30 10:02 Kraj | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycyPod względem realizowanej polityki PO nie różni się wiele od PiS – dla znawców tematu to oczywista oczywistość. W pewnych sprawach PiS poszedł nawet dalej niż PO (obniżenie podatków dla najbogatszych, likwidacja podatku spadkowego, podpisanie przez Lecha Kaczyńskiego ustawy antylokatorskiej itd.).
Taktyka realizowana przez PO-PiS, to polityka niebezpieczna właśnie z tego względu, że parę milionów ludzi daje się nabrać na propagandę, a nie zwraca wciąż uwagi na działania tych organizacji. Obie partie są de facto partiami sojuszniczymi, są jak bracia syjamscy. Jedna bez drugiej nie mogłaby istnieć. Obie nauczyły się dzielić elektorat żywiąc go strachem przed “tymi drugimi”. PO posługuje się wizją dyktatury Kaczyńskiego, wykorzystując przy tym wady jego charakteru, a nawet usterki urody, co jest zabiegiem dość prymitywnym. Dochodzi do tego, że wśród konserwatywnych zwolenników PO rozpuszczane są plotki, że Jarosław Kaczyński jest homoseksualistą, a żaden prawicowiec nie powinien głosować na “pedała”. Wszystkie chwyty w tej grze są jak widać dozwolone. Mało kto jednak zauważa, że PO rządzona jest przez Tuska równie dyktatorsko co PiS, każdy kto realnie zagrozi we władzy wodzowi, jest wycinany (jak ostatnio Schetyna). Tusk, gdyby miał przyzwolenie społeczne, sam chętnie by wprowadził dyktaturę, zdelegalizował związki zawodowe, a pracowników zapędził do “jeszcze bardziej wydajnej pracy na rzecz wzrostu PKB”. Zagrożenie dyktaturą ze strony PO jest więc podobne, jak ze strony PiS, więc różnicy wielkiej tu nie ma.
Na propagandę PO łatwo chwyta się otumaniona gawiedź z dużych miast, tzw. “wykształceni idioci”, których jedyna znajomość meandrów polityki i gospodarki polega na tym, że są “oczytani” Gazetą Wyborczą i “naoglądani” Faktami TVN. Oczywiście nie dziwię się tym, którzy głosują na PO z powodu swojego interesu klasowego. Dla zamożnych to zupełnie naturalne i z ich punktu widzenia rozsądne głosować na swoją partię, która dba o ich interesy. Jednak do wygrania wyborów nie wystarczą głosy 20 procent tych, którzy są wygrani w tym systemie. Do tego potrzeba wyżej wspomnianych “zaczadzonych” propagandą, którzy będą głosować nawet wbrew swojemu interesowi.
Wielu “oczytanych” wyborców PO, to naturalnie obecni, albo byli studenci, którzy nie mają własnego mieszkania, albo zadłużyli siebie i całą rodzinę na bajońską sumę na 30 lat i do końca swojego zawodowego życia będą niewolnikami banków, żeby mieć swój kąt. Często pracują w urągających człowieczeństwu warunkach, za pensję, która ledwo wystarcza na przeżycie. Albo pracują po butem wszechwładnego szefa, w wiecznym strachu, że szef się zdenerwuje i zwolni delikwenta. Pan doskonale wie, że ten piszczący wykształcony frajer pod jego butem, który naparza w klawiaturę przy komputerze, to jego niewolnik, bo spłaca kredyt mieszkaniowy i panicznie lęka się z tego powodu stracić pracę. Ten, który nie ma kredytu, też się boi spaść do poziomu wiecznie bezrobotnego absolwenta szkoły wyższej, których jest sporo. Od studiów mieszka w swego rodzaju komunie, po kilka osób w jednym mieszkaniu. Szans na założenie rodziny nie ma żadnej. Ale obaj codziennie wytrwale i bezkrytycznie chłoną GW, Politykę, Dziennik lub ich internetowe mutacje, które transmitują im do głów politykę niezgodną z ich interesem klasowym. Media te wmawiają im wbrew faktom, że są klasą średnią, przyszłością narodu, że tylko nieudacznicy nie mają porządnej pracy, że zabezpieczenia socjalne to przeżytek komuny, że Polska to zielona wyspa, a innym jest jeszcze gorzej itd. A nade wszystko media te wzmagają strach i pogardę względem “buraków z PiS”. Jak ci dorwą się do władzy, to Polska stanie się “pośmiewiskiem świata”, tak jakby “świat” bardzo interesowało co się dzieje w Polsce. Zaopatrzeni w taką wiedzę biegną grzecznie głosować na PO ze ślepej, nieodwzajemnionej miłości lub strachu.
Ale jest i druga strona tego medalu. Sojusznik PO, czyli PiS dba, aby nie stracić agresywnego wizerunku (podczas ostatnich wyborów sztab wyborczy złagodził Kaczyńskiemu wizerunek, ale tenże uznał, że był wtedy “otumaniony lekami po śmierci brata” i że został przez sztabowców wprowadzony w maliny, teraz zostali wycięci w PiS, aby więcej takiego “złagodzenia” już nie było). Dzięki temu zagospodarowuje swój elektorat także strachem przed “liberałami z PO”, którzy chcą wyprzedać Polskę Niemcom i Ruskim. PiS, w sojuszu z biurokracją NSZZ Solidarność, z którą są w towarzyskich związkach od lat, próbuje zagospodarować pokrzywdzonych przez obecny system. Oczywiście PiS, jak pisałem wyżej, realizuje tą samą politykę, co PO – czyli Polski tylko dla bogatych. Niemniej jednak propaganda skierowana jest do innej części elektoratu i stąd inny język jest wykorzystywany. PiS nie mówi biednym z małych miasteczek, że jest dobrze, bo ci nie są już tak zaczadzeni jak “młodzież PO” i w to po prostu nie uwierzą. Trzeba więc użyć innych forteli i haseł. Bardzo pomocny w tym celu jest nacjonalizm oraz religia, które odwracają uwagę ludzi od spraw doczesnych w kierunku abstrakcji.
PiS-owcy mówią, że interes narodowy jest najważniejszy i dlatego lepiej, żeby kapitał był w rękach polskich kapitalistów niż zagranicznych i skoro tak nie jest – mamy kryzys. PiS jest mistrzem również w przekręcaniu na swoją korzyść drugorzędnych dla przeciętnego człowieka wydarzeń, jak np. katastrofa w Smoleńsku i wmawianiu ludziom, że to co się stało jest ważniejsze niż to, że nie mają na chleb, leczenie czy mieszkanie. Bo czyż nasze marne problemy z przeżyciem do pierwszego nie giną w cieniu tak wielkiego wydarzenia jak “wymordowanie naszej elity”? A sugestie, że to był zamach rozpowszechniane są dość szeroko przez PiS-owców i usłużnych wobec nich dziennikarzy. Ludzie zamiast się buntować przeciwko realnym problemom, zajmują się szukaniem spisków i zdrad narodowych.
Dla nas, aktywistów, którzy próbują sprowadzić problemy z nieba na ziemię sytuacja jest wobec powyższego trudna, ale nie beznadziejna. Wielu aktywistów ma do czynienia z oboma przykładami fiksacji: “na PiS” i “na PO”, w zależności od tego w jakich środowiskach aktualnie działają. Jeśli chodzi o środowiska młodych wykształconych pracowników, to tu raczej dominuje propaganda PO-wska. Trzeba tłumaczyć każdemu z osobna, że nie ma co się łudzić, że wbije się do elity (statystyka niestety nie jest dla nich optymistyczna) i że robienie dobrze bogatym, nie służy biednym i średniozamożnym. Tutaj jest o tyle skomplikowana sytuacja, że wiele z tych osób utożsamiło swój interes z interesem klasowym bogatych. Są tego dwa powody: część “wykształciuchów” wierzy, że wkrótce dostanie świetnie płatną posadę i zamiast w Biedronce, czy w fabryce będzie kosić kasę jako top-menedżer w korporacji. Po co więc ma dbać o interes klasowy, skoro jego pozycja jest tylko tymczasowa? Drugi powód to neoliberalny mit utrwalany przez media, że jeśli bogatym jest lepiej, to bogactwo “skapuje” na dół w postaci większej liczby miejsc pracy. Nigdzie na świecie takiego cudu nikt nie zaobserwował, ale wiele osób w to wierzy, podobnie jak w wiele innych neoliberalnych bajek, które “na oko” wydają się mieć ręce i nogi (jak np. to, że jeśli obniżymy podatki bogatym to chętniej będą chcieli je płacić i tym samym większe będą przychody do budżetu).
Ze skrzywieniem “na PiS” mają do czynienia aktywiści, którzy działają wśród tych, którzy nie skończyli studiów, pochodzących z mniejszych miejscowości, albo mieszkańców biedniejszych dzielnic dużych miast oraz wśród ludzi starszych. Tu o tyle sytuacja jest łatwiejsza, że ci ludzie zwykle wiedzą, że sytuacja jest tragiczna i że bogaci nie chcą dobrze dla wszystkich. Na tę podstawową świadomość klasową PiS (razem z klerem) próbują jednak nałożyć “nakładkę” nacjonalistyczno-religijną, która jak pisałem wyżej odciągnie ich myślenie i działania od prawdziwych przyczyn w kierunku urojeń. Winny nie jest system jako taki, ale nieodpowiedni ludzie, którzy aktualnie rządzą, ponieważ albo są agentami Ruskich, czy Niemców, albo służb specjalnych, albo komunistami itd. Trzeba ich wymienić na prawdziwych Polaków-katolików i będzie dobrze.
PiS nie proponuje żadnych sensownych rozwiązań dla biednych i średniozamożnych. Wystarczy posłuchać ich konferencji prasowych, skupiają się wyłącznie na krytyce PO, ale nie przedstawiają żadnych alternatyw – bo ich nie mają. Czasem rzucą becikowym, co w kontekście ogromu potrzeb ludzi jest śmieszne. PiS także powiązany jest z biznesem, ale innego rodzaju niż PO. Np. lansowane przez PiS SKOK-i (Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe), jako alternatywa dla złodziejskich banków, wynika nie z przyczyn ideowych, albo dlatego, że SKOK-i robią dobrze ludziom, ale z powiązań biznesowych. Wiele osób, które miało z niektórymi SKOK-ami do czynienia uważa je za często jeszcze bardziej złodziejskie organizacje finansowe niż banki. Znam takie przypadki, które niewiele różnią się od polityk osławionego Providenta. Ale dla PiS są dobre, bo to “polski kapitał”, co z tego że wyrwany z gardła różnymi sztuczkami biednym za namową aparatczyków PiS i kleru. Nie ma dobrego kapitalizmu, wszystko jedno czy polskiego, czy niemieckiego.
Co wobec tego robić? Doświadczenie ostatnich lat pokazuje, że jedyną dla nas drogą jest po prostu bycie z tymi ludźmi. I to nie zaczynając od mądrych wykładów filozoficznych, co Bakunin sądził na temat państwa, ale działając w konkretnych sprawach pracowniczych czy lokatorskich. Ludzie często trafiają w szpony tej czy innej mafii politycznej (wszystko jedno czy nazywa się PO, PiS, czy PPP) dlatego, że nie widzą alternatywy. Nikt do nich przez lata nie wychodził z żadną propozycją. Nie należy spodziewać się też, że z dnia na dzień wyparują im te czy inne mity z głów, wtłaczane przez lata w szkole, kościele, mediach. Trzeba mieć wiele cierpliwości dla ludzi współpracując z nimi. Ale praktyka pokazuje, że w końcu ludzie się przekonują kto działa wspólnie z nimi na rzecz ich dobra, a kto tylko chce się dorwać do kasy i stołków. Ludzie widzą, np. jak warszawscy PiS-owcy próbują przypisać sobie dorobek organizacji lokatorskich. Np. jeden z kandydatów PiS napisał w swoich materiałach propagandowych, jakoby rzekomo “załatwił kilkaset spraw lokatorskich”, gdy tymczasem jego “załatwienie” polegało na tym, że odsyłał ludzi do Komitetu Obrony Lokatorów, który faktycznie te sprawy rozwiązywał. Ludzie mogą być otumanieni, ale nie są na tyle głupi, żeby nie wiedzieć kto naprawdę dla nich coś zrobił konkretnego.
Kraków: Kładka dla turystów, eksmisje dla mieszkańców
Czytelnik CIA, Śro, 2010-09-29 21:43 Kraj | PublicystykaJuż w najbliższy czwartek, 30 września otwarta zostanie kładka pieszo-rowerowa na Wiśle. Połączy ona Podgórze z Kazimierzem. Jak piszą z radością redaktorzy Gazety Wyborczej będzie ona szansą by Podgórze stało się drugim Kazimierzem. Tylko kto na tym skorzysta? Na pewno nie zwykli mieszkańcy.
Około 100 metrów od mostu Piłsudskiego, po blisko 2 latach prac, za 38 milionów złotych powstała kładka pieszo-rowerowa łącząca Kazimierz i Podgórze. Można by się ucieszyć, że władze naszego miasta nareszcie pomyślały o rowerzystach i zwykłych, niekoniecznie zmotoryzowanych, mieszkańcach. Jednak nic bardziej mylnego. Most z założenia jest stworzony pod turystów. Chodzi o to by ci imprezujący na Kazimierzu, gdy najdzie ich ochota na zmianę knajpy mogli łatwiej przedostać się na drugi brzeg Wisły i tam korzystać z nowo powstałych lokali.
Strajk to jedyny rozsądny sposób dialogu z pracodawcą
Yak, Śro, 2010-09-29 20:35 PublicystykaTekst poniższego oświadczenia był dziś rozdawany na demonstracji "żółtych" związków zawodowych w Warszawie.
Tak zwany "kryzys gospodarczy" w Polsce był świetnym interesem dla szefów.
Choć w kraju nadal trwał wzrost gospodarczy - w odróżnieniu od innych krajów, kryzys posłużył jako pretekst do masowych zwolnień i pogorszenia warunków pracy. Można było zauważyć, że bardzo często zwolnienia były przeprowadzone tylko po to, by zastąpić pełnoetatowych pracowników pracownikami tymczasowymi, pozbawionymi świadczeń socjalnych. Pracownicy dobrze wiedzieli, co się dzieje. Jednak jednocześnie szefowie wmawiali nam, że powinniśmy się cieszyć, że mamy jakąkolwiek pracę.
Wraz z "kryzysem" przyszło też nowe ustawodawstwo antypracownicze. Niektóre ustawy, jak "pakiet antykryzysowy", miały być tymczasowe. Ale wiemy przecież, że pracodawcy przez długi czas próbowali narzucić takie rozwiązania i teraz stało się jasne, że wiele z tych zmian zostanie na stałe. To trwały cios w prawa pracownicze i warunki pracy.
Przez cały czas trwa bezprecedensowy atak na prawa pracownicze. To najgorszy pod tym względem okres od czasu transformacji polskiej gospodarki. Główne związki siedzą przy stole negocjacyjnym, prowadząc "dialog" z pracodawcami. Te związki albo zgodziły się na sprzedanie Twoich praw, albo nie zrobiły nic by to powstrzymać.
Mdły język "partnerstwa społecznego" nie przestraszy pracodawców. Na nic się nie zdadzą symboliczne protesty, w których uczestniczą zawodowi działacze związkowi, a nie sami pracownicy. Kilkugodzinny protest pod siedzibą rządu w Warszawie nie stanowi pokazu siły. W świetle sytuacji, jedynym rozsądnym sposobem walki jest strajk generalny. Nie na godzinę. Nie na dzień. Strajkujmy aż do zwycięstwa.
Jeśli chcemy walczyć i wygrać tę walkę, pracownicy muszą ją prowadzić samodzielnie - nie mogą się opierać na biurokracji związkowej, która dba przede wszystkim o zachowanie swoich ciepłych posadek.
Ci, z dzisiaj zebranych, którzy chcą strajkować, niech porzucą mrzonki o "dialogu" i "umiarkowaniu". Niech zwołają zebranie, bez opłacanych aktywistów związkowych, ale z samymi pracownikami - tak by sami pracownicy zaczęli się organizować. Samoorganizacja, to najlepszy sposób, by uniknąć zdrady i jedyny sposób, by powstrzymać zmasowany atak następnych niekorzystnych reform, które już są szykowane.
Związek Syndykalistów Polski
Jak skutecznie prowadzić strajk czynszowy?
Czytelnik CIA, Śro, 2010-09-29 09:05 Lokatorzy | Publicystyka | StrajkUtrudnianie eksmisji za długi
Aby skutecznie prowadzić Strajk Czynszowy, a jak najmniej narażać się na kłopot związany z eksmisją za niepłacenie czynszu, należy wiedzieć o następujących faktach:
Wypowiedzenie najmu przez właściciela (miasto, lub kamienicznika) może nastąpić jeśli lokator zalega trzy pełne okresy płatności i został uprzedzony na piśmie o zamiarze wypowiedzenia najmu.
Nawet po wypowiedzeniu umowy najmu nie ma konieczności wyprowadzania się z zajmowanego lokalu. Właściciel musi najpierw uzyskać wyrok eksmisji w sądzie.
W przypadku windykacji należności od lokatora, właściciel musi najpierw przeprowadzić sprawę windykacyjną w sądzie i uzyskać tytuł wykonawczy do konkretnej kwoty zadłużenia. W takim przypadku obroną może być pozew przeciwegzekucyjny, który może wstrzymać ewentualne działania komornika jeśli część lub całość zadłużenia została spłacona.
Tak więc zmniejszenie regularności wpłacania czynszu i zmniejszenie jego wysokości (tzw. "samodzielna obniżka czynszu") będą bardzo trudne do zwalczania dla właścicieli - zwłaszcza jeśli do Strajku Czynszowego przyłączą się wszyscy sąsiedzi.
Należy jednak uważać na możliwość naliczania karnych odsetek i podwyższonego czynszu za bezumowne zajmowanie lokalu, w przypadku gdy zostanie wypowiedziana umowa najmu.
Zajmowanie pustostanów
W przypadku eksmisji lub bezdomności niektórzy lokatorzy wprowadzają się do pustostanów, których listę prowadzą różne organizacje społeczne, np. tutaj: http://lokatorzy.info.pl/zglos-pustostan/#comments
Należy przy tym pamiętać, że przestępstwem jest jedynie włamanie się do lokalu (do czego nikt nie namawia na stronach internetowych, by nie zostać oskarżonym o nawoływanie do popełnienia przestępstwa). Aby czyn był karalny, muszą istnieć tzw. "znamiona" przestępstwa: czyli wyłamany zamek, uszkodzone zawiasy, itp., lub zeznania świadków. Jeśli drzwi do lokalu nie były zamknięte, a nikt w nim nie przebywa - nie może być mowy o "włamaniu".
Samo mieszkanie w lokalu bez umowy najmu nie jest przestępstwem.
Także w przypadku eksmisji z lokalu zajmowanego bez umowy najmu, konieczny jest wyrok sądu orzekający o eksmisji.
Uzasadnienie protestu: http://strajkczynszowy.pl/protest-czynszowy-mieszkancow-warszawy/
Rzeszów: Stop hipokryzji, stop lizusostwu!
Yak, Śro, 2010-09-29 05:51 PublicystykaOd blisko miesiąca w Rzeszowie rozgorzała burza wokół decyzji radnych z dnia 31 sierpnia. Na sesji rady miasta uchwalono przekazanie kościołowi za darmo 18-arowej działki na os. Nowe Miasto pod budowę kaplicy. Działka znajduje się na boisku szkolnym przy Szkole Podstawowej nr 23.
Prezydent miasta nakazał radnym ze swojej formacji głosować pod jego dyktando. Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, iż sprawa kaplicy była pewną formą targu, jaki dokonał prezydent z lokalna kurią.
W mieście zawrzało! Pojawiło się szereg artykułów w prasie oraz w mediach elektronicznych (do dzisiaj jest i blisko 50). W akcje włączyli się mieszkańcy okolicznych bloków jak i całego osiedla, którzy byli przeciwni. Rada Osiedlowa zaczęła zbierać podpisy by sprawdzić opinię mieszkańców. Po tygodniu konsultacji przeciwników było blisko 900, zaś zwolenników tylko 12.
W akcję włączyła się również formacja „Społeczny Komitet Protestacyjny” oraz „Czarna Galicja”. Grupy rozwieszały plakaty po całym osiedlu jak również w innych częściach miasta.
Oto tekst widniejący na jednym z plakatów S.K.P.: „Panie Prezydencie, Radni Miasta Rzeszowa!!! Stanowczo protestujemy przeciwko decyzji o oddaniu terenu przy Szkole Podstawowej nr 23 pod budowę kolejnej, zupełnie nie przydatnej kaplicy. Sprzeciwiamy się traktowaniu naszego miasta, jako prywatny folwark, w którym autorytarne, pozbawione społecznych konsultacji decyzje podejmowane są wedle prywatnego widzi mi się prezydenta bądź radnych. Wasze skandaliczne decyzje godzą bezpośrednio w dobro mieszkańców, o których troszczycie się tylko w przededniu wyborów. Domagamy się cofnięcia decyzji o przekazaniu terenu boiska klerowi!!! STOP HIPOKRYZJI, STOP LIZUSOSTWU. TYM RAZEM NIE ODPUŚCIMY !!!”
Po zebraniu ponad 500 osób przeciwnych i 3 radnych sprawa ponownie trawiła w dniu 28 września na obrady sesji rady miasta. Tym razem radni odrzucili użyczenie kościołowi terenu pod kaplice.
Na osiedlu jak i w mieście odetchnięto z ulgą. Sprawa pokazała jak lokalna społeczność może sprzeciwić się absurdalnym decyzjom. Uwidocznił się również problem masowego rozdawnictwa klerowi publicznego mienia.
Warto wspomnieć, iż w Rzeszowie miało miejsce wiele podobnych kontrowersyjnych spraw. Za czasów poprzedniej rady przekazano za symboliczną złotówkę ziemie w ścisłym śródmieściu miasta Bernardynom z przyległego kościoła. Tereny te są najatrakcyjniejszą ziemią w mieście i są warte kilkadziesiąt miliardów złotych! Ziemię przekazano rzekomo za zagrabione mienie z czasów komunistycznych. Sprawa jest o tyle bulwersująca, że już raz na początku lat 90-tych ww. Bernardyni dostali rekompensatę w postali posiadłości w okolicach miasta Łańcuta. Przypomnijmy, że gdy miasto chciało wybudować na ww. działce parking wielokondygnacyjny Bernardyni byli zagorzałymi przeciwnikami. Obecnie sami budują parking z którego będą mieli ogromne zyski, zaś na najwyższym poziomie powstaną ogrody w stylu włoskim prawdopodobnie nie dostępne dla mieszkańców. Jest szereg podobnych spraw w mieście jak przekazanie kościołowi innych terenów m.in. w Słocinie.
Mieszkańcy spodziewają się, że sprawa kaplicy będzie dobrym przełomem kończącym nie zawsze jawne postępowanie prezydenta jak i radnych w kwestii niepotrzebnej niegospodarności w postaci oddawania bogatemu Kościołowi Katolickiemu terenów miejskich.
Niektóre plakaty rozwieszane w Rzeszowie:
Kontakt do organizacji zajmujących się sprawą:
Społeczny Komitet Protestacyjny – skp.niekaplicy@gmail.com
Czarna Galicja – czarna.galicja@gmail.com
Poniżej linki do artykułów z lokalnych mediów:
1. 06.07.10 http://www.rzeszow4u.pl/aktualnosci/jaka-bedzie-decyzja-radnych-ws-budow...
2. 31.08.09 http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,8319813,Sesja_rzeszowskiej_rady...
3. 31.08.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100831/RZESZOW/32188...
4. 31.08.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100831/RZESZOW/79115...
5. 01.09.10 http://www.pressmedia.com.pl/sn/index.php?option=com_content&task=view&i...
6. 01.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100901/KOMENTARZ/654...
7. 02.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100902/KOMENTARZ/108...
8. 02.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100902/RZESZOW/87298...
9. 02.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100902/LUDZIEIOPINIE...
10. 03.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100903/RZESZOW/25215...
11. 03.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100903/LUDZIEIOPINIE...
12. 04.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100904/LUDZIEIOPINIE...
13. 06.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100906/RZESZOW/16364...
14. 06.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100906/RZESZOW/49024...
15. 06.09.10 http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,8343328,Protestuja_w_sprawie_ka...
16. 07.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100907/RZESZOW/32897...
17. 07.09.10 http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34975,8347154,Rzeszow__Bedzie_dyskusj...
18. 08.09.10 http://www.radio.rzeszow.pl/?option=com_content&view=article&id=8701:do-...
19. 08.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100908/RZESZOW/16033...
20. 09.09.10 http://www.rzeszow4u.pl/aktualnosci/ponad-420-osob-nie-chce-kaplicy-na-n...
21. 10.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100910/RZESZOW/91170...
22. 10.09.10 http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34975,8361876,Uchwala_w_pomysl_budowy...
23. 13.09.10 http://www.pressmedia.com.pl/sn/index.php?option=com_content&task=view&i...
24. 13.09.10 http://www.rzeszow4u.pl/aktualnosci/juz-ponad-600-osob--nie-chce-kaplicy...
25. 14.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100914/RZESZOW/12027...
26. 15.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100915/RZESZOW/59080...
27. 15.09.10 http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34975,8382116,Prawie_900_glosow_przec...
28. 16.09.10 http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34975,8387164,Nie_bedzie_kaplicy__Pod...
29. 16.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100916/RZESZOW/92639...
30. 16.09.10 http://www.rzeszow4u.pl/aktualnosci/zakonczylo-sie-glosowanie-ws--kaplic...
31. 19.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100918/LUDZIEIOPINIE...
32. 20.09.10 http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34975,8403546,Jestes_przeciw_kaplicy_...
33. 21.09.10 http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34975,8408020,Sprawa_kaplicy_na_Nowym...
34. 22.09.10 http://www.rzeszow4u.pl/aktualnosci/w-przyszlym-tygodniu-radni-podejma-d...
35. 23.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100923/RZESZOW/73627...
36. 23.09.10 http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,8413605,Na_kogo_sprawa_kaplicy_...
37. 23.09.10 http://www.pressmedia.com.pl/sn/index.php?option=com_content&task=view&i...
38. 24.09.10 http://www.mmrzeszow.pl/artykul/na-nowym-miescie-zawisly-plakaty-przeciw...
39. 25.09.10 http://www.wyborcy.rzeszow.pl/2010/09/plakaty-spolecznego-komitetu-prote...
40. 27.09.10 http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,8433416,Sprawa_kaplicy_ponownie...
41. 28.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100928/RZESZOW/47979...
42. 28.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100928/RZESZOW/11590...
43. 28.09.10 http://www.rzeszow4u.pl/aktualnosci/nie-bedzie-kaplicy-na-nowym-miescie....
44. 28.09.10 http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,8435974,Nie_bedzie_kaplicy_na_s...
45. 28.09.10 http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100928/RZESZOW/91798...
46. 28.09.10 http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,8437914,Radni_zmienili_zdanie__...
47. 28.09.10 http://www.tvp.pl/rzeszow/informacja/aktualnosci/wideo/2809/2833539
Od dołu, samodzielnie, lokalnie
Yak, Pią, 2010-09-24 20:08 Lokatorzy | PublicystykaQ Ruch Sąsiedzki jako przykład aktywności społeczeństwa obywatelskiego
Tekst nadesłany przez Xawerego Stańczyka
Mieszkańców Warszawy jest około dwóch milionów. Codziennie przemieszczają się z jednego krańca miasta na drugi. Mijają się, zmierzając szybkim krokiem do pracy lub szkoły. Patrzą za okno lub w podłogę w zatłoczonych autobusach i wagonach metra. Na społecznie wykluczonych – bezdomnych, żebraków, alkoholików, narkomanów – patrzą nieprzychylnie, z litością pomieszaną z odrazą, albo też nie zauważają ich wcale. Nie dostrzega się cierpienia innych na ulicy, przytakując tylko, że panuje znieczulica, gdy media nagłośnią jakieś bulwersujące zajście, na przykład gdy czarnoskóry handlarz wykrwawi się na śmierć, postrzelony bez uprzedzenia przez policjanta.
W języku nauk społecznych nazwalibyśmy te zjawiska anomią, alienacją i rozproszeniem odpowiedzialności. Anomia w rozumieniu Emila Durkheima polegała na rozpadzie spójnego, obowiązującego wszystkich systemu aksjonormatywnego; Robert Merton zmodyfikował to pojęcie, kładąc nacisk na niemożność spełnienia celów, które nakładają na człowieka społecznie ustanawiane normy i wartości. Alienacja oznacza wyobcowanie ludzi, traktowanie się nawzajem jako obcych i poczucie obcości nawet we własnej grupie: we własnym mieście, na własnym osiedlu, we własnym bloku czy kamienicy. Wreszcie rozproszenie odpowiedzialności to termin z zakresu psychologii społecznej, którego sensem jest zjawisko wytwarzające się wówczas, gdy nikt osobiście nie czuje się odpowiedzialny, bo może przenieść to na drugą osobę. Wyjaśnienia szuka się między innymi w zewnątrzsterowności lub konformizmie informacyjnym. Na przykład podczas bójki w parku boimy się przegonić napastników lub zadzwonić na policję, by samemu nie oberwać – przecież ten pan obok mógłby zrobić to samo, więc dlaczego mielibyśmy właśnie my?
Te trzy zjawiska są śmiertelnie niebezpieczne dla życia społecznego. Czy można im skutecznie przeciwdziałać? Czy w tak dużym i zabieganym mieście jak Warszawa lokalne społeczności muszą przestać istnieć, a mieszkańcy są skazani na wyobcowanie i zdani tylko na własną zapobiegliwość? Pytania są tym bardziej zasadne, gdyż polityka władz miejskich koncentruje się na promocji i wielkich inwestycjach infrastrukturalnych, nie próbując nawet rozwiązywać codziennych problemów na poziomie lokalnym, a tkanka miejska systematycznie miażdżona jest przez wielki kapitał, przede wszystkim w postaci deweloperów. Jednakże Sąsiedzi Najwyższej Jakości udowadniają, że ponura prognoza nie musi się spełnić.
Q Ruch Sąsiedzki (litera Q oznacza właśnie najwyższą jakość) w Warszawie zaczął działać w marcu 2010 roku i rozwija się całkiem szybko, funkcjonując już w trzech dzielnicach: w Śródmieściu, na Mokotowie, a najaktywniej – na Ochocie. Jest inicjatywą niemal całkowicie oddolną. Wprawdzie sama idea wyszła od Stowarzyszenia Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej, a dokładniej – od Pawła Jordana, ale błyskawicznie została podchwycona przez warszawiaków. CAL wybrało więc odmienną drogę działania od wielu stołecznych NGO-sów, które aktywizowanym społecznościom wyznaczają sztywny scenariusz postępowania, lub wręcz zapraszają je na gotowe – organizując konkursy, festiwale, koncerty i inne rozrywki. Tymczasem Q Ruch Sąsiedzki polega na tym, by wydarzenia kulturalne wymyślali i przygotowywali sami mieszkańcy. A w ten sposób unika błędu tych animatorów kultury, artystów, działaczy i społeczników, którzy poprzez upowszechnianie kultury świadomie bądź nieświadomie rozumieją propagowanie swojego stylu życia – najczęściej stylu życia młodej warszawskiej inteligencji – tworząc miejsca (kluby, kawiarnie, galerie itp.) i imprezy (koncerty, występy, dyskusje, warsztaty, pokazy filmów, wystawy itd.) pozornie otwarte dla każdego, jednakże w praktyce niezwykle hermetyczne i niedostępne dla tych wszystkich, którzy nie posiadają adekwatnego kapitału kulturowego w sensie, jaki temu pojęciu nadał Pierre Bourdieu, lub przynajmniej nie potrafią zamaskować swoich niedostatków. Z drugiej strony, taka strategia Q Ruchu Sąsiedzkiego nie zyskuje mu sympatii w mediach zainteresowanych tymi przejawami warszawskiego życia kulturalnego, które są popularne wśród młodej warszawskiej inteligencji – ważnej grupie odbiorców tych mediów.
Na Ochocie, czyli w dzielnicy, gdzie Q Ruch Sąsiedzki jest najsilniejszy, zaczęło się to od Klubu Osiedlowego Surma, będącego aktywną wśród lokalnej społeczności filią jednego ze stołecznych kulturalnych molochów – Ośrodka Kultury Ochoty. To do Surmy zaglądali mieszkańcy okolicznych kamienic w poszukiwaniu możliwości udziału w kulturze. Zachodzili też do małej, miejscowej kawiarenki, rozgrzać się i pogadać w zimowe wieczory – tam nastąpiła dalsza integracja. Ludzie stopniowo poznawali się, spotykali, uczestniczyli wspólnie w zajęciach Klubu Osiedlowego, rozmawiali o pogodzie, o codziennych kłopotach. Okazało się, że miejsce zintegrowane z lokalnym otoczeniem, posiadające swoją tożsamość, tworzące przestrzeń dospołeczną w rozumienia Edwarda T. Halla – czyli otwartą, ułatwiającą kontakty i relacje – jest kulturo- i więziotwórcze, gdyż to właśnie w takich miejscach rodzi się społeczeństwo obywatelskie. Sąsiedzi zrozumieli, że mogą zrobić dla siebie coś więcej, niż pożyczyć sobie szklankę mąki albo pomóc we wniesieniu zakupów. Powstało między nimi zaufanie, zawiązały się normy wzajemności i sieci obywatelskiego zaangażowania, które są, zdaniem Roberta Putnama fundamentem społecznego kapitału. Edward Abramowski uważał za kluczowe dla stworzenia nowego człowieka i nowego altruistycznego społeczeństwa takie związki przyjaźni, oparte na bezinteresownym poczuciu braterstwa i solidarności, a jednocześnie mające wymiar ekonomiczny jako kooperatywy samopomocowe. Postawa prospołeczna, współpraca i zaufanie umożliwiają bowiem samoorganizację społeczeństwa opartą na uczuciach przyjaźni, godności i miłości, w opozycji do opresyjnych manewrów państwa i kapitału1.
Mikołaj Iwański i Rafał Jakubowicz w artykule KontenerART 2010. Rewitalizacja czy gentryfikacja poznańskiego Chwaliszewa? opisują[2], jak ubodzy i zmarginalizowani mieszkańcy tej dzielnicy zmoblilizowali się w obronie swego miejsca zamieszkania przed hałaśliwym i wyobcowanym centrum kultury KontenerART, które w zamierzeniu pomysłodawców – poznańskich artystów – miało animować lokalną społeczość i upowszechniać wśród niej kulturę. Autorzy tekstu dowodzą, że pod nazwą rewitalizacji polityka miasta Poznania wcale nie dokonuje ożywiania zdegradowanych terenów miejskich, lecz gentryfikacji. Gentryfikacja zaś oznacza coraz częstsze w wielu polskich miastach (oprócz poznańskiego Chwaliszewa także we wrocławskich Włodkowicach*, na krakowskim Kazimierzu lub warszawskiej Pradze) procesy podnoszenia rynkowej wartości ziemi, prowadzące w dalszej prespektywie do wysiedlenia jej dotychczasowych biednych mieszkańców i zajęcia ich miejsca przez dobrze sytuowane mieszczaństwo. Dwuznaczną rolę w tych procesach odgrywają artyści, którzy jako pierwsi osiedlają się w cieszących się złą sławą dzielnicach, zwabieni ich egzotyką, ale też niskimi czynszami mieszkań i pracowni. Często starają się oni współpracować z zastaną społecznością, uzupełniać braki w edukacji kulturalnej dzieci i młodzieży, realizować projekty animacyjne. Z drugiej strony, obecność artystów pociąga za sobą powszechne zainteresowanie dzielnicą: powstają modne knajpy, kluby i butiki. Wkrótce gruntami zaczynają interesować się deweloperzy, budując luksusowe apartamentowce i lofty lub wykupując zabytkowe kamienice i za pomocą drastycznej podwyżki czynszów zmuszając wcześniejszych niezamożnych lokatorów – w tym także artystów, którzy zwykle do osób majętnych nie należą – do opuszczenia jej. Dzielnica staje się kulturalnie martwym miejscem zamieszkania warstw średnich i wyższych, a władze miejskie ogłaszają to jako swój sukces – rewitalizację.
Skoro polityka gentryfikacyjna realizowana jest wspólnie przez miasto i deweloperów, a wspierana przez zamożnych mieszkańców i krótkowzrocznych dziennikarzy, to zagrożeni przez nią mieszkańcy właściwie nie mają innego wyjścia niż samoorganizować się. Mateusz Gierszon3 twierdzi, że „rzeczywistą alternatywą dla «zewnętrznych» rewaloryzacji, a w gruncie rzeczy samoobroną mieszkańców przed gentryfikacją, są oddolne ruchy i projekty aktywizacji sąsiedztw”. Potwierdzają to początki Q Ruchu Sąsiedzkiego na Osiedlu Oleandrów w centrum Warszawy.
Mieszkańcy tego osiedla zjednoczyli się spontanicznie około siedmiu lat temu, gdy zaistniało realne zagrożenie, że ich zielony skwer zostanie zabudowany przez dewelopera, drzewa wycięte, a miejsce placu zabaw zajmie wielki apartamentowiec z hipermarketem. „Walka toczyła się na wielu polach i trwa do dziś” – opowiada Jan Rybczyński, społecznik z Osiedla Oleandrów, wyjaśniając, że nowe prawo budowlane ułatwia uzyskanie zgody na zabudowę, a niebezpieczeństwo minie dopiero wtedy, gdy teren zostanie objęty planem zagospodarowania przestrzennego, który taką możliwość wykluczy4. Mieszkańcy pisali pisma do urzędów, organizowali spotkania z architektami i z przedstawicielami dewelopera, którzy twierdzili, że nowy budynek nie zaburzy ładu przestrzennego, nagłaśniali sprawę w miejscowej prasie. Tu znów, podobnie jak na Ochocie, istotną rolę odegrało niewątpliwie dospołeczne miejsce spotkań: Klub Na Marszałkowskiej, filia potężnego Domu Kultury Śródmieście, w którym to klubie mieszkańcy czuli się jak u siebie i swobodnie dyskutowali o dotyczących ich sprawach i problemach. Miejscem spotkań stał się także broniony przez sąsiadów skwer, na którym zaczęli oni odbywać wspólne majówki i inne imprezy.
Walka o ocalenie skweru może być interpretowana nie tylko jako skuteczny opór przed gentryfikacją (tym bardziej, że Osiedle Oleandrów to teren w Śródmieściu, a więc szalenie atrakcyjny dla deweloperów), ale też zachowanie posiadającego tożsamość i historię miejsca wobec presji na powiększanie globalnej przestrzeni przepływów. Autorem tak rozumianych kategorii miejsca i przestrzeni jest Manuel Castells. Jako przykłady tego pierwszego przywołuje on dzielnice starych, europejskich miast, które posiadają wyjątkowy, właściwy tylko sobie klimat. Z kolei ezgemplifikacją przestrzeni przepływów są postmodernistyczne lotniska, dworce, biurowce, budynki mieszkalne i wielkie centra handlowe, wyglądające identycznie na całym świecie, pozbawione jakichkolwiek cech lokalnych i związane raczej z podobnymi obiektami w innych krajach, niż ze środowiskiem, które je otacza.
Obrona skweru uzmysłowiła również, że niektórzy mieszkańcy poszczególnych budynków otaczających skwer niekoniecznie stoją po tej samej stronie. Poszczególne budynki należą do wspólnot mieszkaniowych, na które składają się ich członkowie: właściciele wykupionych lokali. Bywa, że zarządy poszczególnych wspólnot dbają przede wszystkim o efektywne gospodarowanie własnym majątkiem, a kwestiami społeczno-kulturalnymi w ogóle się nie zajmują. W tym przypadku okazało się, że część skweru jest w wieczystym użytkowaniu spółdzielni mieszkaniowej, której zarząd, kierując się interesem własnym, a nie całego osiedla, chciał sprowadzić dewelopera. Ruch sąsiedzki pozwolił w tym wypadku na przełamującą partykularyzm interesów aktywność sąsiadów z różnych posesji. Doświadczenie wspólnej, zwieńczonej powodzeniem walki wzmocniło więzi między sąsiadami z Osiedla Oleandrów i pozwoliło im podejmować następne działania samopomocowe. „Proszę zwrócić uwagę, co ludzie chcą, żeby zmienić wokół siebie” – mówi Jan Rybczyński pokazując na stworzoną przez mieszkańców listę życzeń wigilijnych z zeszłego roku5. Otwierają ją, wytłuszczonym drukiem, życzenia integracji starszych6 i młodych mieszkańców Osiedla, sąsiedzkiej życzliwości i – szczególnie znamienne – „Aby ludzie podnieśli głowy i upominali się o godne życie dla tych biedniejszych”. „Sam sens ruchu sąsiedzkiego to integracja, czyli zbliżanie do siebie” – tłumaczy Rybczyński. „Przychodzą bardzo biedni ludzie, w zasadzie bezradni, którzy są zagrożeni eksmisją z mieszkania. Można im pomóc chociażby poprzez sporządzenie szkicu pisma do odpowiedniego biura czy instytucji” – dodaje. Ten wyraźnie socjalny charakter Q Ruchu Sąsiedzkiego powoduje, że wykracza on poza ramy nowych ruchów społecznych nakreślone przez Clausa Offego. Zdaniem tego socjologa nowe ruchy społeczne tym się różnią od starych, że koncentrują się zazwyczaj na kwestiach kultury, stylu życia i tożsamości, podczas gdy stare podejmowały kwestie polityczne i ekonomiczne. Niemniej Q Ruch Sąsiedzki posiada typową dla nowych ruchów społecznych nieformalną i niehierarchiczną strukturę organizacyjną, a także koncentruje się na pewnym wycinku rzeczywistości, bez podejmowania próby konstruowania spójnego światopoglądu.
Koordynatorka Ruchu Agnieszka Matan mówi, że jej rola ogranicza się do inicjowania sąsiedzkich działań. „Staramy się budować platformę komunikacji między ludźmi, którzy już działają lokalnie, ale też dla ludzi, którzy nic wcześniej nie robili, aby ich edukować, inspirować do działania, dawać im narzędzia” – opowiada7. Taka platforma komunikacji to nic innego jak forma sieci obywatelskiego zaangażowania, dzięki której „obywatele będą w stanie współpracować dla wspólnych korzyści”, jak twierdzi Putnam8. Stowarzyszenie prowadzi Akademię Inicjatyw Sąsiedzkich, w której można się nauczyć, jak animować lokalną społeczność. Oprócz tego Q Ruch Sąsiedzki zaprasza na spotkania – odbyły się między innymi posiedzenia z członkami rad osiedlowych oraz sąsiadami-artystami, którzy bywają współmieszkańcami problematycznymi ze względu na swój indywidualizm, ale również pożytecznymi, gdy swych umiejętności i wyobraźni używają dla dobra innych. Zacytujmy znów amerykańskiego socjologa9: „Gęste, ale posegregowane, poziome sieci zależności podtrzymują współpracę wewnątrz każdej grupy, ale sieci obywatelskiego zaangażowania przebiegające w poprzek społecznych podziałów wspomagają szerszą współpracę. Jest to jeszcze jeden powód tego, że sieci obywatelskiego zaangażowania są tak ważnym elementem dostępnego dla wspólnoty kapitału społecznego”.
Najbardziej spektakularnym wydarzeniem sąsiedzkim był jak dotąd Dzień Sąsiada, który warszawiacy obchodzili – podobnie jak mieszkańcy wielu innych europejskich, a szczególnie francuskich miast – pod koniec maja. Agnieszka Matan podkreśla wyjątkowy charakter tego dnia, odróżniający go od popularnych świąt ulicy, pikników czy lokalnych festynów. „Wszystkie miejsca, które się zgłaszały z jednej dzielnicy, namawialiśmy do tego, aby ze sobą współpracowały. To różni się od wszystkiego, co było do tej pory, od imprez organizowanych przez instytucje czy stowarzyszenia dla mieszkańców. Dzień Sąsiada będzie wtedy, kiedy zachęci się sąsiadów do współdziałania” – wyjaśnia, zaznaczając, że bardziej popularne, odgórnie przygotowywane akcje i wydarzenia kulturalne też są wartościowe dla mieszkańców10 . Punktem wyjścia było dotarcie do nieznanych sąsiadów, zaproszenie ich do współpracy, zapytanie, jakie dostrzegają problemy i jakie mają pomysły na ich rozwiązanie. Inne aktywności podejmowane przez sąsiadów, tym razem z Osiedla Oleandrów, to nakłanianie innych do obsadzania trawników kwiatami, protesty przeciwko zastępowaniu małych, lubianych przez mieszkańców sklepów spożywczych przez oddziały banków, albo apele do władz miasta o więcej miejsc parkingowych. We wszystkich tych działaniach ważna jest komunikacja i współpraca ze wspólnotami mieszkaniowymi, z instytucjami samorządu. Ale Q Ruch Sąsiedzki funkcjonuje zawsze na najniższym poziomie, jest otwarty na każdego, pośrednicząc między ludźmi a organami władzy lokalnej.
Taka forma działania stwarza duże trudności. Trzeba przełamać nieufność, zapoznać się, zaprzyjaźnić, a następnie skłonić do zaangażowania. Dla koordynatorek Q Ruchu Sąsiedzkiego, Agnieszki Matan i Karoliny Kopińskiej, sukcesem jest, gdy na osiedlowe spotkanie przyjdą choćby dwie, trzy osoby, ponieważ zwykle posiadają one potencjał, nawet gdy są zwyczajnymi, szarymi ludźmi. Działający na Osiedlu Oleandrów Jan Rybczyński z zawodu jest inżynierem elektronikiem, pracuje w firmie komputerowej, a do swojej obecnej społeczności wszedł dosyć przypadkowo – akurat tu miała mieszkanie jego żona. Jak sam twierdzi, być może fakt, że był „kimś z zewnątrz” sprawił, że z rosnącą ciekawością przyglądał się osiedlowym realiom, a następnie zaczął działać w zarządzie wspólnoty mieszkaniowej, w Radzie Osiedla, wreszcie w Q Ruchu Sąsiedzkim, który poszerzył jego wiedzę i umiejętności poprzez szkolenia i debaty. Rybczyński podkreśla, że wspólne mieszkanie wielu ludzi w jednej kamienicy oznacza też wspólne kłopoty, które trzeba razem rozwiązywać[11].
Zatem potrzeba czasu, aby odkryć, że każdy mieszkaniec ma jakieś umiejętności, smykałkę do czegoś, co można wykorzystać dla wspólnego dobra. Zdaniem Jana Rybczyńskiego szczególnie osoby w średnim wieku unikają aktywności społecznej, gdyż dzielą swój czas na pracę i karierę oraz dom i rodzinę. Innym problemem jest konieczność działań długofalowych, podczas gdy wielu mieszkańców oczekuje natychmiastowych rezultatów12. Mimo tych kłopotów Q Ruch Sąsiedzki budzi coraz większe zainteresowanie warszawiaków, gdyż „model ochocki”, czyli metoda współdziałania wypracowana przez sąsiadów z Ochoty, naprawdę świetnie funkcjonuje.
Na jesień 2010 roku planowane są kolejne kursy Akademii Inicjatyw Sąsiedzkich i spotkania z mieszkańcami, a także lokalne akcje samopomocy. Powstanie również wirtualna mapa inicjatyw sąsiedzkich. Koordynatorki Ruchu zapraszają do współpracy wszystkich zainteresowanych, niezależnie od posiadanego doświadczenia. By skontaktować się z nimi lub umówić na spotkanie wystarczy zajrzeć na stronę http://www.inicjatywysasiedzkie.pl.
Fotografie zawdzięczamy uprzejmości Agnieszki Matan
Xawery Stańczyk
* - chodzi prawdopodobnie o okolicę ulicy Włodkowica na wrocławskim Starym Mieście.
1Edward Aramowski, Pisma. Pierwsze zbiorowe wydanie dzieł treści filozoficznej i społecznej, oprac. i przedmowa Konstanty Krzeczkowski, Związek Spółdzielni Spożywców Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa 1924, t. 1, s. 387-388.
2Mikołaj Iwański, Rafał Jakubowicz, KontenerART 2010. Rewitalizacja czy gentryfikacja poznańskiego Chwaliszewa?, http://www.rozbrat.org/publicystyka/analizy/1407-kontenerart-2010-rewita..., data ostatniego wejścia: 19.09.2010.
3Mateusz Gierszon, Podmiotowość dzielnicy. Między gentryfikacją a rewitalizacją, [w:] „Przegląd Anarchistyczny”, nr 11 wiosna/lato 2010, s. 100.
4Jan Rybczyński, wywiad z 17.09.2010, rozm. przepr. Xawery Stańczyk.
5Tamże.
6Wigilijny łańcuch życzeń, [w:] „Głos Osiedla Oleandrów. Biuletyn Informacyjny Rady Osiedla «Oleandrów»”, maj 2010.
7Agnieszka Matan, wywiad z 06.08.2010, rozm. przepr. Xawery Stańczyk.
8Robert Putnam, Demokracja w działaniu, przekł. Jakub Szacki, Wydawnictwo Znak, Kraków 1995, s. 269.
9Tamże, s. 273.
10Agnieszka Matan, dz. cyt.
11Jan Rybczyński, dz. cyt.
12Tamże.
Źródło: Res Publica Nowa
Biedota marsz do kontenera
Yak, Śro, 2010-09-22 19:14 Lokatorzy | PublicystykaTysiące rodzin żyje w barakach i kontenerach. Szczędząc na wydatkach polskie miasta zamiast w mieszkaniach komunalnych lokują całe rodziny w kontenerach i barakach socjalnych. Panuje w nich potworne przeludnienie, choroby zakaźne i bezrobocie. Jednocześnie władze wydają miliardy na budowę stadionów i organizację imprezy o wątpliwych korzyściach ekonomicznych i społecznych.
Pomysł zamykania ludzi w kontenerach i barakach pojawił się w wielu polskich miastach. Najdalej posunęły się elity Białegostoku, planując tego typu osiedle poza granicami miasta, tuż obok oczyszczalni ścieków. W 40 tysięcznej Nowej Soli mieszkańcom niektórych lokali socjalnych od trzech lat nie zapewnia się zimą ogrzewania. Ściany są czarne od grzyba, a władze gminy pilnują, aby mieszkańcy nie mogli sobie zapewnić żadnych alternatywnych źródeł ciepła. W budynku tym toczy się walka na śmierć i życie. Panująca tu wilgoć, chłód zimą i wspólne urządzenia sanitarne sprzyjają rozpowszechnianiu się chorób zakaźnych. Tyl ko w ciągu ostatniego roku dwie osoby zmarły na gruźlicę. „Tutaj - opisuje jedna z lokatorek tego tupu lokalu w Bydgoszczy - wszystko zawodzi. Nic nie działa jak trzeba. Katastrofa! Zimą wydajemy pieniądze na prąd, a i tak ciepło nie jest. Żeby wszystkie kaloryfery cho dziły, to ja bym miała 1200 zł. rachunku miesięcznie na ogrzewanie. U mnie tak jeszcze nie widać, ale sąsiadki mają całe ściany w grzybach”.
Przeludnienie oraz przeciążone instalacje elektryczne powodują zagrożenie dla bezpieczeństwa ludzi. Przekonać się mieli o tym mieszkańcy „hotelu” socjalnego w Kamieniu Pomorskim. gdzie żywcem w 2009 roku spaliło się ponad dwadzieścia osób, w tym kobiety i dzieci. W 2004 roku resort gospodarki szacował, że bezdomnych w Polsce, m.in. z powodu licznych eksmisji (wykonuje się ich wiele tysięcy rocznie) jest ok. 40 tys., a zagrożonych eksmisją jest dalszych ok. 100 tys. Liczby te jednak są zaniżone. Problem dotyka znacznie większego grona osób. Od 2005 roku zmieniło się to, że zamiast „eksmisji na bruk”, ludzi przeważnie zamyka się w barakach i kontenerach. Przeważnie, bowiem w dalszym ciągu, w tysiącach przypadkach sądy orzeka ją ewikcje bez prawa do lokalu socjalnego. A prywatni właściciele często wyrzucają lokatorów nawet bez żadnego orzeczenia sądu. Sytuacja się stale pogarsza. Kilka lat temu uwolniono czynsze, które obecnie mogą dość swobodnie rosnąć. W wielu miastach, w związku ze wzrostem czynszów w lokalach prywatnych, również władze lokalne postanowiły dokonać odpowiednich podwyżek w mieszkaniach komunalnych. Wobec rodzin, które straciły możliwość spłaty powstającego zadłużenie, samorządy bezwzględnie występują o nakazy eksmisji, dążąc do ulokowania ich w barakach i kontenerach.
Test pochodzi z nr. 25 gazety "Tej" wydawanej przez poznańskich anarchistów.
A gdyby transport był bezpłatny?
Yak, Nie, 2010-09-19 10:25 Publicystyka | TransportW związku z rozpoczynającym się tzw. Europejskim Tygodniem Mobilności (w ramach którego w Krakowie odbędzie się akcja Park(ing) Day) na blogu krakowskiej Federacji Anarchistycznej opublikowano tekst Rafała Górskiego pt. A gdyby transport był bezpłatny?
Kolejne miasta w świecie eksperymentują z darmową komunikacją miejską – i to im się opłaca.
Są takie dni w roku, kiedy nie sposób bez wstrętu wyjść na ulice mojego miasta. Panuje kiepska widoczność, smród drażni nosy przechodniów, smog unosi się w powietrzu, a do tego korki na ulicach, hałas i chodniki zablokowane przez parkujące na nich samochody. Władze miasta dostrzegają problem i proponują budowę nowych dróg oraz podziemnych parkingów. Z pieniędzy podatników powstają zatem udogodnienia dla indywidualnych użytkowników dróg, co zachęca do zakupu większej liczby aut. Po pewnym czasie zaczyna brakować dla nich miejsca i konieczne są nowe inwestycje drogowe.
A gdyby tak podjąć próbę uwolnienia się od zmory korków oferując wszystkim bezpłatne przejazdy autobusami i tramwajami, a w przyszłości także pociągami? Wszakże wszyscy płacimy na transport publiczny i utrzymanie dróg z naszych podatków, a oprócz tego kupujemy bilety, by móc korzystać z tramwajów, autobusów i pociągów. To chyba niezbyt uczciwe, że płacimy dwa razy za tę samą usługę? Dodajmy, że większość naszych podróży to dojazdy do pracy lub szkoły, ewentualnie na zakupy, a podróże rekreacyjne stanowią zdecydowaną mniejszość. Głównymi beneficjentami transportu publicznego są zatem przedsiębiorcy i sieci handlowe.
Zero biletów, zero gapowiczów
Jest takie miasto w Belgii, w którym wszystkie przejazdy autobusami są darmowe. Dwanaście lat temu mieszkańcy Hasselt zdecydowali, że nie chcą płacić za bilety komunikacji miejskiej. Poparła ich rada miasta, podpisano też porozumienie z zarządem regionu Limburgii o współfinansowaniu tego przedsięwzięcia. 1 lipca 1997 r. wprowadzono ambitną reformę transportu publicznego pod nazwą „Taryfa zero”. Liczba autobusów wzrosła pięciokrotnie, a liczba pasażerów kilkunastokrotnie.
Hasselt to miasto wielkości Przemyśla, zamieszkane przez ponad 70 tys. mieszkańców. Chodniki są tam szerokie, ulice przejezdne, wypadków drogowych jest niewiele, a na autobus czeka się najwyżej dziesięć minut. Nie zawsze tak było. W połowie lat 90. ubiegłego wieku arterie miasta były zatkane samochodami, poziom zanieczyszczenia alarmujący, autobusów niewiele. Chociaż Hasselt jest czwartym co do wielkości miastem Belgii, to zajmowało kiedyś pierwsze w kraju miejsce w rankingu motoryzacji. Liczba samochodów osobowych zarejestrowanych w Hasselt wzrosła o 25 procent w latach 1987–1999, podczas gdy ludności przybyło w tym okresie 3,3 procent. Życie w mieście stało się nieznośne, rozważano różne projekty rozbudowy infrastruktury drogowej… Ostatecznie wybrano jednak likwidację biletów komunikacyjnych i ograniczenie ruchu samochodowego w centrum. Jednym z powodów przyjęcia tego programu był niedobór funduszy – gmina nie miała wystarczającej ilości pieniędzy, aby budować nowe drogi. Dokonano kalkulacji i okazało się, że darmowy transport będzie tańszy niż nowa obwodnica.
Nową politykę transportową wprowadzono pod hasłem: „Miasto gwarantuje wszystkim prawo do przemieszczania się”. Projekt odniósł natychmiastowy sukces. Do lipca 1997 r. każdego dnia około tysiąca pasażerów korzystało z autobusów. Obecnie średnia wynosi ponad 12 tysięcy pasażerów dziennie. Przeprowadzone w 1998 r. badania wykazały, że 23 procent pasażerów stanowią dawni użytkownicy samochodów, 14 procent to byli piesi i 18 procent – byli rowerzyści. Zwiększono liczbę autobusów z 8 do 46, zaś obsługiwanych linii z 2 do 9, w tym jedną do lotniska poza miastem. Uruchomiono dwie linie nocne. Również regionalne połączenia autobusowe, tzw. „czerwone linie”, są bezpłatne, ale tylko dla mieszkańców Hasselt. Osoby zamieszkałe poza miastem muszą kupić bilety, z wyjątkiem dzieci do lat 12, które nic nie płacą. Bezpłatny dla wszystkich studentów i pracowników jest przejazd linią regionalną z Hasselt do kampusu uniwersyteckiego w mieście Diepenbeek i z powrotem.
Ze względu na spadek ruchu samochodowego zmalały koszty utrzymania dróg. Darmowe miejsca parkingowe przesunięto na peryferie, zbudowano przejścia podziemne i kładki z windami dla pieszych, powiększono tereny zielone. Zmniejszono prędkość poruszania się samochodem do 30 km na godzinę, poprzez wprowadzenie licznych progów zwalniających. Na wydzielonych pasach jezdni dla autobusów nie ma żadnych progów, co dodatkowo zachęca do korzystania z komunikacji miejskiej. Przebiegającą przez miasto trasę szybkiego ruchu (przypominającą słynną drogę przecinającą Augustów, przyczynę konfliktu wokół Rospudy) przekształcono w bulwary spacerowe, wydzielając strefy dla pieszych o szerokości 9 metrów, ścieżki rowerowe i pas jezdni dla autobusów.
Osoby niepełnosprawne mają ułatwiony dostęp do autobusów i mogą rezerwować miejsce na godzinę przed podróżą dzwoniąc pod specjalny numer telefonu lub wysyłając maila. Powiadomiony o wszystkim kierowca ma obowiązek pomóc przy wsiadaniu i wysiadaniu osobie poruszającej się na wózku. Miasto oferuje również bezpłatne rowery rozstawione na placach i skwerach.
Po wprowadzeniu darmowego transportu wzrosła o ponad 30 procent liczba odwiedzin pacjentów w szpitalach. Wśród pasażerów pojawiło się więcej przyjezdnych z prowincji, co z kolei zwiększyło obroty lokalnego handlu.
System bezbiletowego transportu kosztuje podatników 1,9 mln euro rocznie (dane z 2006 r.). Wynosi to jeden procent budżetu gminy i stanowi 26 procent kosztów operacyjnych systemu komunikacyjnego. Budżet regionalny Limburgii pokrywa resztę (około 5,4 mln) w ramach długoterminowej umowy. Nie ma to nic wspólnego z pasożytowaniem jednego miasta na zasobach regionu. To uczciwa umowa, bowiem 52 procent pasażerów miejskich autobusów na co dzień mieszka poza Hasselt.
Doświadczenia tego miasta wskazują, że likwidacja biletów zmienia przyzwyczajenia ludzi i nie musi być to sytuacja odosobniona. W 2008 r. firma TNS UK przeprowadziła w Wielkiej Brytanii sondaż opinii wśród kierowców samochodów. Okazało się, że aż 72 procent badanych odmówiło rezygnacji z codziennego poruszania się samochodem, dopóki nie będą mogli korzystać z transportu publicznego bez biletów. W Polsce niestety nikt jeszcze nie przeprowadzał podobnych badań.
Brak pieniędzy nie jest przestępstwem
Różnica pomiędzy bogatymi a biednymi stale się powiększa, natomiast wysokie czynsze w centrum miast powodują rugowanie biedniejszych na odległe peryferie. Ceny biletów są dla nich dodatkową karą za brak pieniędzy, podczas gdy ich potrzeby transportowe są równe innym obywatelom. Dla osób o niskich zarobkach, zwłaszcza dla rodzin z dziećmi, opłaty za podróż tramwajem czy autobusem stanowią dużą część budżetów domowych. Dla osób bez dobrze płatnego zajęcia ceny biletów mogą być przeszkodą w znalezieniu lepszej pracy, posyłaniu dzieci na zajęcia pozalekcyjne, a nawet w poszukiwaniu tańszej żywności. Karanie za brak pieniędzy oznacza, że prawo każdego człowieka do swobodnego przemieszczania się jest dzisiaj fikcją, bo uzależniono je od grubości portfela.
Od przeciwników zniesienia biletów usłyszymy prawdopodobnie, że wykorzystanie środków publicznych na pokrycie kosztów darmowego transportu byłoby niesprawiedliwe, ponieważ nie każdy z niego korzysta. Ale podobnie jest w przypadku dróg. Nie wszyscy mają samochody, ale wszyscy płacą podatki, m.in. na budowę i utrzymanie dróg. Niestety, transport zbiorowy nie otrzymuje należytego wsparcia. Nakłady państwa polskiego na inwestycje w latach 2001–2004 na drogi wynosiły 92 procent, a na kolej 8 procent. Poza tym korzyści dla społeczeństwa i środowiska naturalnego wydają się bezspornie większe w przypadku darmowego korzystania z transportu zbiorowego. Oto najważniejsze z nich:
- Ograniczamy emisję dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych (ok. 45 procent tych emisji pochodzi z samochodów), w efekcie zmniejszamy liczbę zachorowań na raka, astmę i inne choroby układu oddechowego, których poziom gwałtownie wzrósł wraz z rozwojem tranzytu samochodowego. Należy również wziąć pod uwagę zanieczyszczenia emitowane przez rafinerie i fabryki samochodów.
- Likwidujemy korki i zmniejszamy hałas, co poprawia jakość życia mieszkańców.
- Ograniczamy przedostawanie się toksycznych substancji chemicznych do rzek i mórz.
- Zmniejszamy ogólne zużycie ropy naftowej, benzyny i oleju napędowego, a zatem oszczędzamy na imporcie ropy. Zagrożenie globalnym ociepleniem powinno rozwiać pozostałe jeszcze wątpliwości.
- W związku z rezygnacją z druku biletów oszczędzamy papier i nie wydajemy pieniędzy na konserwację automatów biletowych.
- Likwidujemy bariery finansowe dla osób mniej zamożnych, zapobiegamy izolacji wielu społeczności.
- Zmniejszamy nierówności pomiędzy dotacjami na infrastrukturę drogową dla indywidualnych użytkowników i dla użytkowników transportu zbiorowego.
- Zmniejszamy zapotrzebowanie na nową infrastrukturę drogową.
- Zwiększamy atrakcyjność turystyczną naszego regionu. Przyczyniamy się do rozwoju lokalnej gospodarki, ponieważ więcej pieniędzy zostaje na miejscu.
- Oszczędzamy na kosztach kryminalizacji jazdy na gapę, nie opłacając kontrolerów, sądów i komorników za ich usługi.
- Drogi stają się bezpieczniejsze, a co za tym idzie zmniejszamy wydatki na służby ratownicze i leczenie ofiar (zdecydowana większość wypadków ma związek z ruchem samochodowym).
- Upraszczamy rachunkowość firm transportowych, oszczędzamy na biurokracji.
- Tworzymy nowe miejsca pracy przy produkcji i obsłudze tramwajów, autobusów, pociągów.
Kasuj władzę, nie bilety
Przykład belgijskiego miasta zainspirował radykalne ruchy społeczne na całym świecie. We Francji członkowie stowarzyszeń bezrobotnych i anarchiści organizują przy okazji wrześniowych „Dni bez samochodu” zbiorowe przejazdy gapowiczów i wiece na dworcach. Szkocka Partia Socjalistyczna uczyniła z darmowego transportu jedno ze swych haseł wyborczych. W Nowej Zelandii, USA i Walii ruchy ekologiczne demonstrują i zbierają w tej sprawie podpisy pod petycjami. W Szwecji młodzież anarchosyndykalistyczna z organizacji SUF założyła kasę ubezpieczeniową dla gapowiczów. Składka ubezpieczeniowa jest konkurencyjna w stosunku do ceny biletu miesięcznego, o czym poinformowano prasę i polityków. Postulaty protestujących dotyczą wprowadzenia darmowej komunikacji dla wszystkich bez względu na dochody, wiek i narodowość oraz natychmiastowego wstrzymania egzekucji grzywien, kontroli i spraw sądowych przeciw gapowiczom. Nie można bowiem karać mandatami ludzi, którzy wybierają najbardziej korzystny dla kieszeni i zdrowia ogółu środek transportu.
Warto też wspomnieć o pomysłach na dodatkowe pieniądze dla transportu zbiorowego. Chodzi o wpływy z podatków od kapitału i centrów handlowych, które korzystają z transportu swoich klientów. Pieniądze dla kolei może zapewnić obowiązek przewożenia towarów koleją, czyli realizacja hasła: „Tiry na tory”. Racjonalnemu gospodarowaniu funduszami sprzyjać będzie także zarządzanie przedsiębiorstwami komunikacyjnymi przez samorządy pracownicze i uspołecznienie budżetów lokalnych (partycypacja mieszkańców w ustalaniu priorytetów), a także obowiązek konsultowania najważniejszych decyzji z użytkownikami.
Powtarzane cyklicznie demonstracje zaczynają w końcu przynosić efekty. W 2002 r. w ślady Hasselt poszły francuskie miasta Compiègne i Châteauroux (każde z nich liczy po 50 tys. mieszkańców). W 2006 r. uruchomiono po jednej linii darmowych autobusów w angielskich miastach Leeds, Bradford i Huddersfield. Za przejazdy autobusami nie muszą też płacić mieszkańcy szwedzkiej gminy Overtornea i nowozelandzkiego Invercargill.
A co z Polską? Wszystkie ekologiczne i socjalne argumenty na rzecz likwidacji biletów znajdą u nas zastosowanie, ale podobnie jak w innych krajach siła samych argumentów raczej nie wystarczy.
Opracowane na podstawie:
“Hasselt Celebrates 10 Years of Free Public Transport”,
www.prnewswire.co.uk/cgi/news/release
“Tracy Stokes, Why free public transport would work”, www.ecostreet.com/blog/responsible-transport
“Free public transport in Action”, www.freepublictransport.org
Dave Olsen, “No Hassle Transit? Try Hasselt”, www. thetyee.ca/Views/2007/07/09/NoFares3/
Martin Shipton, “Free public transport for Wales, politicians urge in radical plan”, www.walesonline.co.uk/news/wales-news
Yann Lupec, “Oser les transports gratuits”, www.metrosamizdat.net
Reprywatyzacja „po warszawsku”
Yak, Sob, 2010-09-18 12:48 Lokatorzy | Publicystyka | Tacy są politycyNiniejszy raport pozwoli zburzyć groteskowy obraz, iż reprywatyzacja w Warszawie polega na zwracaniu prawowitym właścicielom bezprawnie odebranego im przez władze mienia w ramach realizacji świętego prawa własności.
W poniższym tekście wykorzystano fragmenty raportu o warszawskiej reprywatyzacji, umieszczonego na witrynie Strony Społecznej
Teoretyczne podstawy reprywatyzacji
Na podstawie tzw. „Dekretu Bieruta”, czyli dekretu z dnia 26.10.1945 r. o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m. st. Warszawy (Dz. U. nr 50 poz. 279) (zwany dalej „dekretem warszawskim” lub „dekretem”) wszystkie grunty warszawskie (art. 1) przeszły z dniem wejścia w życie dekretu na własność gminy m st. Warszawy.
Po zlikwidowaniu gmin grunty warszawskie przeszły na własność państwa, później wraz z przywróceniem gmin wróciły do gmin; zatem od wejścia dekretu warszawskiego do dnia dzisiejszego grunty warszawskie są własnością publiczną. Dekret wciąż obowiązuje. Budynki wybudowane na gruntach warszawskich po wejście dekretu w życie stawały się z chwilą ich wzniesienia – bez względu na to kto je wznosił – własnością właściciela gruntów, czyli gminy - zgodnie z zasadą prawa cywilnego, iż wszystko, co zostaje wzniesione na gruncie staje się własnością właściciela gruntu (superficies solo cedit).
Jednak jeżeli przedwojenny właściciel lub jego następcy prawni będący w posiadaniu gruntu zabudowanego budynkiem w chwili wejścia dekretu w życie, złożyli w trybie i terminie określonym w dekrecie wniosek o przyznanie im na uwłaszczonym gruncie prawa wieczystej dzierżawy - zachowywali prawo własności budynków posadowionych na gruncie objętym taką decyzją (art. 5 dekretu).
Tak więc spadkobiercy właścicieli budynków które istniały w dniu wejścia w życie dekretu, którzy złożyli tzw. „wnioski dekretowe” w przewidzianym terminie – mogą otrzymać zwrot nieruchomości.
Teraz przyjrzyjmy się, jak to wygląda w praktyce.
1. Komu oddają?
Beneficjentami reprywatyzacji nie są zazwyczaj realni spadkobiercy właścicieli. Nagminnym problemem reprywatyzacji warszawskiej stało się przekazywanie przez Gminę budynków osobom, które nie są uprawnione do ich otrzymania, ponieważ:
- dokumenty, na podstawie których osoby te weszły w prawa dawnych właścicieli hipotecznych, są nierzetelne lub zwrot następuje wobec osób, które w ogóle nie wykazały swojego tytułu;
- osoby, które uzyskują zwroty są następcami prawnymi osób, które nie były dawnymi właścicielami hipotecznymi;
- osoby, które uzyskują zwroty nie mają interesu prawnego (nie mogą być stroną postępowania reprywatyzacyjnego) aby ubiegać się o zwrot, gdyż one lub ich następcy prawni zostali już zaspokojeni na podstawie tzw. umów indemnizacyjnych.
- osoby uzyskujące zwrot nie są w stanie się wylegitymować wnioskiem dekretowym złożonym po wojnie w wymaganym terminie
Dokumenty, na podstawie których osoby te weszły w prawa dawnych właścicieli hipotecznych, są nierzetelne lub zwrot następuje wobec osób, które w ogóle nie wykazały swojego tytułu.
Znamienny przykład dotyczy dwóch kamienic przy ul. Nowy Świat 35 oraz Nowy Świat 64. Osoby, które uzyskały zwrot tych dwóch budynków, oparły się o stwierdzenia nabycia spadku, z zestawienia których wynika, iż dwukrotnie osoba zmarła w 1967 roku była dopuszczona do dziedziczenia - najpierw w 1978 roku, a następnie jeszcze w 1990 r. Konkludując -umarły dwukrotnie odziedziczył majątek.
Ta sytuacja nie wzbudziła podejrzeń Prezydenta m.st. Warszawy ani Burmistrza, którzy wydali decyzje reprywatyzacyjne i przekazali występującym o zwrot osobom majątek Gminy o wartości wielu milionów dolarów. Tymczasem samo zestawienie obydwu stwierdzeń nabycia spadku jednoznacznie pozwala stwierdzić, iż ta sama osoba stosownie do potrzeby chwili – raz w 1967 roku była martwa, innym razem jeszcze w 1978 roku oraz w 1990 r. żyła.
Podobnie bezprawny zwrot na rzecz osoby nieuprawnionej nastąpił w odniesieniu do kamienicy położonej przy ul. Nowy Świat 24, gdzie w ogóle oddano kamienicę bez zbadania tytułu prawnego jednego z wnioskodawców. Również osobom nieuprawnionym zwrócono kamienicę przy ul. Chmielnej 11 – pomimo prawomocnych wyroków sądów, ustalających, iż roszczenia dekretowe osobom tym nie przysługują.
Osoby, które uzyskują zwroty są następcami prawnymi osób, które nie były dawnymi właścicielami hipotecznymi
Nie każdy następca prawny, który uzyskuje zwrot kamienicy, jest następcą prawnym dawnych właścicieli hipotecznych. Zdarza się, iż zwrot uzyskują osoby, których poprzednicy prawni nie byli właścicielami, ale przysługiwały im inne prawa do nieruchomości – jak zarząd czy dzierżawa. Osoba o znikomej kulturze prawnej rozróżnia własność od zarządu lub dzierżawy. Trudno zatem zakładać, że nie rozróżniają tych pojęć pracownicy Miasta st. Warszawy odpowiedzialni za zwroty.
Zwrot następcom prawnym osób nieuprawnionych nastąpił w odniesieniu do kamienic przy ul. Nowy Świat 23/25 oraz ul. Nowy Świat 66.
Otóż kamienicę przy Nowym Świecie 23/25 otrzymał spadkobierca osoby, której nie przysługiwała własność gruntu ale dzierżawa wieczysta, która wygasła jeszcze w 1953 r.
Podobnie, w odniesieniu do kamienicy przy Nowym Świcie 66, zwrot otrzymali następcy prawni byłego zarządcy nieruchomości, który legitymował się jedynie wyrokiem sądu ustalającym, iż na skutek zawarcia umowy przedwstępnej może on starać się o uzyskanie prawa własności nieruchomości.
Osoby, które uzyskują zwroty nie mają interesu prawnego (nie mogą być stroną postępowania reprywatyzacyjnego) aby ubiegać się o zwrot, gdyż one lub ich następcy prawni zostali już zaspokojeni na podstawie tzw. umów indemnizacyjnych.
Pomiędzy Polską a rządami 12 innych państw w latach 1948-1971 w tym m.in. Republiką Francuską z dn. 19.03.1948 r., Zjednoczonym Królestwem Wielkiej Brytanii i Północnej Irlandii z dn. 11.11.1954 r. i innymi państwami zostało zawartych 12 umów indemnizacyjnych (odszkodowawczych). Rządy owych 12 państw przyjmowały określone w zawartych w umowach sumy pieniężne jako pełne zadośćuczynienie i zaspokojenie roszczeń swych obywateli oraz osób o statusie równoprawnym, przeciwko Rządowi Polski, z tytułu nacjonalizacji lub innego sposobu przejęcia przez Polskę własności, praw lub udziałów, w tym na skutek dekretu warszawskiego. Umowy dotyczyły osób będących obywatelami tych państw, nie wyłączając osób będących jednocześnie obywatelami polskimi. Objęcie danej osoby umową wyklucza możliwość występowania przez nią lub jej następców prawnych z jakimkolwiek roszczeniem związanym z nieruchomością, do której prawa rzeczowe utraciła.
W konsekwencji takiego rażącego zaniedbania przez władze Warszawy, następuje zwrot mienia osobom, których roszczenia po prostu nie istnieją, gdyż wygasły na skutek umów indemnizacyjnych. Używając kolokwializmu – osoby te najpierw wzięły odszkodowania, a następnie odzyskały mienie w naturze, za utratę którego otrzymały już wcześniej odszkodowanie. Zwykle są to osoby, które od wielu lat nie mają żadnych związków z Polską.
Jako przykład wskazać należy nieruchomości: Hoża 27a, Mokotowska 46a, Al. Jerozolimskie 47, Kredytowa 6, gdzie dawny właściciel jako obywatel holenderski i równocześnie polski – pobrał 300 tys. guldenów odszkodowania globalnego zryczałtowanego,
Osoby uzyskujące zwrot nie są w stanie wylegitymować się wnioskiem dekretowym złożonym po wojnie w wymaganym terminie
Zdarza się, że w postępowaniu reprywatyzacyjnym zostaje pozytywnie rozpatrzony wniosek, którego nie ma. Taki spektakularny przykład to kamienica przy ul. Brackiej 22, gdzie zwrot nastąpił pomimo braku wniosku dekretowego w aktach administracyjnych. Konkludując decyzja zwrotowa została rozpoznana
w wyniku wniosku, którego w aktach nie ma i nikt go nie widział.
Zauważyć także trzeba, iż w ogóle nie jest badana w postępowaniach reprywatyzacyjnych prawna przesłanka posiadania budynku przez dawnych właścicieli hipotecznych lub ich następców prawnych w chwili złożenia wniosków reprywatyzacyjnych. Tymczasem z szeregu materiałów wynika, iż osoby, które składały wnioski, nie były w posiadaniu budynków, a nawet nie znajdowały się na stałe w Warszawie. Tak np. w odniesieniu do kamienicy przy ul. Nowy Świat 35.
2. Co oddają?
Faktem powszechnie znanym jest, że Warszawa uległa znacznemu zniszczeniu w trakcie działań wojennych.
Przeczą temu ustalenia faktyczne przyjmowane w decyzjach reprywatyzacyjnych. W oparciu o decyzje reprywatyzacyjne wyłania się taki obraz Warszawy, iż miasto w ogóle nie było tknięte w czasie działań wojennych, zaś wszystkie budynki objęte zgodnie z treścią decyzji reprywatyzacyjnych działaniem dekretu, musiały istnieć w chwili jego wejścia w życie. Jest to oczywiście stan niezgodny z faktycznym, co obrazują zdjęcia lotnicze Warszawy. Obecnie każda osoba zainteresowana może podejrzeć stan zabudowy Warszawy po wojnie w oparciu o mapę zamieszczoną na stronie um.warszawa.pl ortofotomapa z 1945 roku.
O tym co budynkiem jest, a tym samym w jakich przypadkach można stosować przepisy dekretu, wypowiadał się wielokrotnie Sąd Najwyższy oraz inne sądy.
Wyrok SN – Izba Cywilna z dnia 9 czerwca 1964 r. I CR 135/63:
„Fundamenty oraz elementy rozpoczętej budowy parteru, nie stanowią budynku w rozumieniu dekretu z dnia 25 października 1945 r. o własności i użytkowaniu gruntów
na obszarze miasta stołecznego Warszawy, lecz część składową gruntu i z tego względu przeszły na własność Gminy miasta Warszawy z chwilą wejścia w życie powyższego
dekretu.”
Wyrok Sądu Wojewódzkiego w Warszawie z dnia 26 października 1992 r. IC 1655/91:
„Niesporne też było, że w dacie wejścia w życie dekretu z dnia 26 października 1945 roku nieruchomość nie była zabudowana, znajdujące się na niej fragmenty budynku
zniszczonego na skutek działań wojennych zostały uznane za przeznaczone do rozbiórki, przeszły więc także na własność Państwa /art. 6 dekretu/.[…]
Nietrafny jest argument powoda, iż budynek ten stanowi odrębną nieruchomość bowiem nie został objęty dekretem jako że w czasie jego wejścia w życie przedmiotowy grunt nie był zabudowany. Sporny budynek wzniesiony został pod rządami dekretu z dnia 11 października 1946 roku-prawo rzeczowe /Dz.U. nr 57 poz.319/. W myśl art. 9 tego dekretu część składowa rzeczy nie mogła być przedmiotem odrębnych praw rzeczowych, za wyjątkiem przypadków przewidzianych w ustawie.[…]
Sporny budynek w myśl art. 5 tego dekretu stanowił część składową nieruchomości. Nie dotyczy tego budynku art. 5 dekretu z dnia 26 października 1945 r. gdyż obejmował on jedynie budynki oraz inne przedmioty znajdujące się na gruntach przechodzących na własność gminy w dniu wejścia w życie dekretu.”
Powyższa wykładnia jest oczywiście cenna natomiast w gruncie rzeczy jest również oczywista -pojęcie budynku jest intuicyjne i nawet dla laika dość jasne jest, że porozrzucane cegły i elementy budynku pozostałe po jego zburzeniu, wypaleniu - nie stanowią budynku.
Następujące budynki zostały przekazane „spadkobiercom właścicieli” pomimo iż nie istniały w dniu wejścia w życie „Dekretu Bieruta”: Nowy Świat 35, Nowy Świat 64, Nowy Świat 66, Bracka 22, Chmielna 11, Belgijska 2, Nowy Świat 24.
Pomimo całkowitego zniszczenia ww. budynków w czasie wojny, wszystkie z nich – wybudowane na nowo – zostały zwrócone przez m.st. Warszawa rzekomym następcom prawnym, gdyż bezprawnie, wbrew istniejącym materiałom i dokumentom, urzędnicy wydając decyzje zwrotowe uznali je za istniejące w chwili wejścia w życie dekretu warszawskiego. Uznanie ich za zniszczone oznaczałoby niemożność dokonania ich zwrotu w trybie dekretu warszawskiego – gdyż dekret nie miałby do nich w ogóle zastosowania. Problem ten dotyczy większości zwracanych kamienic. Tylko nieliczne ze zwracanych budynków istniały na gruntach warszawskich po wojnie.
W stosunku do kamienicy przy ul. Nowy Świat 23/25 brak jest nawet ustaleń w decyzji zwrotowej, czy budynek istniał w chwili wejścia dekretu w życie.
Powyższe stawia Polskę w szczególnej sytuacji. Polska jest jedynym państwem europejskim, które rekompensuje wybranej grupie społecznej straty w jej majątku powstałe na skutek wojny!
Działanie to, poza jego bezprawnością w świetle obowiązujących przepisów prawa, narusza konstytucyjną zasadę równości obywateli wobec prawa. Przywilej taki spotyka bowiem jedynie pewną wąską grupę osób w miastach, natomiast nie obejmuje swym działaniem milionów osób, które utraciły mienie na skutek działań wojennych w całej Polsce.
3. Za ile oddają?
Abstrahując o kwestii zniszczenia budynków, powstaje problem kto budynek odbudował. Kwestia ta wpływa na zakres rozliczeń między Gminą, a osobami odzyskującymi budynek.
Praktyką stało się przyjmowanie w decyzjach zwrotowych, niezgodnie ze stanem faktycznym, ustalenia, iż budynek został odbudowany przez dawnych właścicieli. Dla pozoru przyjmowana jest tytułem nakładu jakaś symboliczna kwota np. za remont prześwitu bramowego etc.
Jako przykład można wskazać kamienicę przy ul. Nowy Świat 35 oraz 64. Z decyzji reprywatyzacyjnych wynika, iż kamienice te zostały odbudowane nakładem i staraniem właściciela. Równolegle istnieje pełna dokumentacja, potwierdzająca wzniesienie budynków w całości przez Biuro Odbudowy Stolicy z kredytów państwowych. Pomimo pism informacyjnych z odpowiednich archiwów potwierdzających ten stan, okoliczność ta została zignorowana w obydwu decyzjach zwrotowych, które wbrew stanowi faktycznemu przyjęły dokonanie odbudowy przez właściciela.
Skutkiem przyjęcia niezgodnie ze stanem faktycznym fikcji odbudowy przez właściciela, uznano w decyzjach zwrotowych rażąco zniżone nakłady poniesione przez gminę w odniesieniu do szeregu kamienic. Również w odniesieniu do nakładów przyznanych, ich wycena nie koresponduje w wielu przypadkach z wartością realną.
Wartość nakładów wg. decyzji zwrotowej poniesionych przez gminę/państwo:
Nowy Świat 35:
265.561 zł -nakłady na wybudowanie budynku oficyny prawej, obiektu 3 i 4-kondygnacyjnego, podpiwniczonego, wyposażonego w instalację elektryczną, wodnokanalizacyjną, centralnego ogrzewania, gazową i telefoniczną, z nakładów poniesionych ze środków publicznych na budowę całego frontu (począwszy od rozbiórki) wspomniano w decyzji o nieznacznych kwotach tytułem remontu prześwitu bramowego i wykonania nawierzchni kostki brukowej łącznie na kwotę 47.166,44 zł
Nowy Świat 23/25:
914.026,00 zł – nakłady na odbudowanie całego budynku
Nowy Świat 66:
92.911,73 zł – nakłady związane z remontem budynku i modernizację lokali użytkowych
Bracka 22:
463.829,39 zł – nakłady związane z remontami i nadbudową lokalu użytkowego
Konkludując, pomimo zniszczenia budynków w czasie wojny, osoby na które wydano decyzje reprywatyzacyjne dostały od Gminy wzniesione przez państwo budynki de facto bez rozliczenia realnych nakładów. Symboliczne kwoty ustalone w decyzjach zwrotowych nie korespondują nawet z kosztami budowy mieszkania, co dopiero ogromnych kamienic.
Powyższe nie powinno jednak dziwić, wobec zaniżonych wycen całych kamienic, przyjmowanych w decyzjach zwrotowych. Przedstawia to poniższa tabelka:
Wartość gruntu przyjęta w decyzji zwrotowej:
Nowy Świat 35:
778.000 zł. – działka o pow. 1000 m2
Chmielna 11:
386.080 zł – działka o pow. 380 m2
Nowy Świat 23/25:
301.301 zł -działka 473 m2
Nowy Świat 66:
982.284 zł -działka o pow. 276 m2
Dla porównania nieruchomość przy Chmielnej 1/3 była oferowana do sprzedaży w 2000 r. w cenie 2,7 milionów USD. Powyższe wartości wprost znajdują przełożenie w dochodach Gminy, ponieważ w oparciu o nie ustalany jest na zasadach procentowych czynsz symboliczny za użytkowanie wieczyste. Jego symboliczny charakter zgodnie z wolą ustawodawcy nie ma się jednak wyrażać w zaniżaniu rynkowej wartości nieruchomości do wymiarów symbolicznych – ale w symbolicznej wysokości procentowej w stosunku do wartości rynkowej nieruchomości.
Ponadto wskaźnik procentowy opłaty za użytkowanie wieczyste uzależniony jest od przeznaczenia budynku na cele mieszkaniowe lub inne. W przypadku pierwszym stosowana jest stawka preferencyjna. Pomimo że zwracane budynki w najlepszym przypadku w części są przeznaczone na cele mieszkaniowe, ustalana jest stawka niższa, niezgodna z faktycznym usługowym lub usługowo-mieszkalnym przeznaczeniem budynków - na szkodę Gminy.
Konkludując – błędne ustalenia faktyczne w decyzjach zwrotowych skutkują masowo:
- zwracaniem budynków, które są własnością gminy, a nie dawnych właścicieli hipotecznych, gdyż wzniesiono je po wojnie;
- poniechaniem dochodzenia przez gminę nakładów na rzecz wybudowania budynków ze środków publicznych;
- zaniżaniem czynszów należnych gminie.
Również zauważyć należy, iż dawni właściciele masowo byli częstokroć zadłużeni wobec Państwa lub gminy, co znajdowało odzwierciedlenie w zabezpieczeniach w postaci hipotek na ich nieruchomościach. Hipoteki te albo nie są w ogóle bezprawnie i w niejasnych okolicznościach przepisywane przy zakładaniu nowych ksiąg wieczystych dla nieruchomości – albo pomimo ich stwierdzenia w decyzjach zwrotowych nie są dochodzone. Dla przykładu wskazać należy kamienice przy ul. Nowy Świat 35, Nowy Świat 64, Hoża 27a.
Sprawa rażących naruszeń prawa przy realizacji zwrotów kamienic w Warszawie osobom była wielokrotnie przedmiotem wystąpień do organów władz samorządowych mieszkańców Warszawy i działających w celu ochrony ich praw osób publicznych. Naruszenia te były nagłaśniane przez media.
Działania te spotykają się z całkowitą ignorancją i arogancją organów wykonawczych samorządu, które to organy lekceważą wszelkie wystąpienia, które mogłyby prowadzić do weryfikacji rażąco naruszających prawo decyzji zwrotowych. Lekceważenie to bądź polega na braku reakcji na słane pisma, bądź odsyłaniu zdawkowych i lakonicznych odpowiedzi zredagowanych z pozycji „mam władzę więc mogę”. Zasadnicza większość wystąpień ma charakter niemerytoryczny i sprowadza się do konkluzji, iż najemca nie jest stroną postępowań administracyjnych dotyczących reprywatyzacji. Tymczasem kwestia czy ktoś jest stroną w postępowaniu administracyjnym, czy nie, pozostaje bez związku z obowiązkiem organów administracji publicznej, w tym samorządowych, działania zgodnie z prawem, a gdy jest to konieczne - uruchamiania odpowiednich postępowań z urzędu w celu doprowadzenia do stanu zgodnego z prawem.
Okoliczność, iż najemcom odmawia się statusu strony w postępowaniu administracyjnym, nie zwalnia organów od podjęcia działań z urzędu tam, gdzie dochodzi do działania na szkodę Miasta.
Mamy nadzieję, iż niniejszy raport pozwoli zburzyć ten groteskowy obraz, iż reprywatyzacja w Warszawie polega na zwracaniu prawowitym właścicielom bezprawnie odebranego im przez władze mienia w ramach realizacji świętego prawa własności. Jak wykazano na wielu przypadkach (które stanowią jedynie „czubek góry lodowej”) „zreprywatyzowany” majątek ani nie był utracony na skutek działania Państwa, ani nie został zwrócony następcom prawnym dawnych właścicieli hipotecznych. Z reprywatyzacją proces ten miał to jedynie wspólnego, że majątek publiczny istotnie trafił do rąk prywatnych.
Wspaniała Okazja - zaproszenie na obóz antygraniczny w Brukseli + kilka refleksji
Pippi Langstrumpf, Pią, 2010-09-17 00:59 Świat | Antyfaszyzm | Dyskryminacja | Gospodarka | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmWspaniała okazja...
Kilka myśli na temat migracji, kapitalizmu i przewrotów społecznych
I. Wstęp
Tekst ten powstał na podstawie spraw praktycznych połączonych z okazją szczytu ECOFIN (szczyt ministrów finansów krajów europejskich, 30. września do 1. października) i demonstracji Europejskich Związków Zawodowych (29. września), która będzie miała podczas obozu antygranicznego w Brukseli (25. września do 3. października). Podczas przygotowań do obozu dyskutowaliśmy naszą pozycję w stosunku do tego szczytu. Nasze refleksje szybo poszły w kierunku obecnego kryzysu i jego społecznych i politycznych skutków, m.in. wypłynięcia rasistowskich polityków i zachowań, oraz wybuchu rewolt społecznych i pojawienia się nowych ruchów masowych. Pytania dotyczące tych kwestii są głownym powodem powstania tego tekstu, a ostatni tydzień września w Brukseli, tłem. Będąc na radykalnych pozycjach przeciwko istnieniu granic i za wolnością poruszania się, chcemy tu zaproponować kilka nowych pomysłów dla ruchu antygranicznego, opierając się na zależnościach między europejską polityką ekonomiczną i antymigracyjną i na obecnym wybuchu rewolt społecznych. Pomysłów, które mają przynieść relfeksje i dyskusje... i działania.
II. O naszych ograniczeniach
Na początek chcielibyśmy przemyśleć to, w jaki sposób „działacze antygraniczni”, w szerokim sensie, łączą politykę migracyjną z polityką ekonomiczną. W dyskursach tych można wyróżnić dwa bieguny. Między nimi toczy się wiele dyskusji i istnieje wiele pozycji.
Dwa nurty
Z jednej strony istnieje nurt radykalny, który można określić jako rozwijanie dyskursu na rzecz całkowitej wolności poruszania się i osiedlania, przeciwko granicom, przeciwko państwu i kapitalizmowi. Dyskurs ten, często połączony z akcjami bezpośrednimi, stara się umieścić walkę z polityką anty-migracyjną w ramach ogólnej krytyki systemu kapitalistycznego. Jednak sposób w jaki jest on wyrażany często ogranicza się do całkowitej negacji wszystkich struktur kapitalizmu, sięga więc tylko do ludzi, którzy już są do niego przekonani. Z drugiej strony mamy nurt bardziej umiarkowany, który podkreśla proces regulacji migracji i sprzeciwia się istnieniu obozów więziennych. Ten dyskurs z reguły blokuje się na próbie połączenia ekonomicznych i politycznych ram w których znajduje się polityka anty-migracyjna.
Paradoks
Zdajemy sobie sprawę, że wspólnym punktem tych dwóch dyskursów jest skupienie się na represjach skierowanym przeciwko migrantom. Nacisk kładziony na tą sprawę jest zrozumiały, jest to najbardziej oburzający aspekt sytuacji w jakiej znajdują się migranci, którzy sami również uważają to za rzecz najważniejszą: wydostanie się z matni represji i możliwość prowadzenia „normalnego” życia. Uważamy jednak, że jest to słabość, jednowymiarowość dyskursu antygranicznego. Sposób wykorzystywania pracy imigrantów przez kapitalizm i jego wpływ na ekonomię prawie nigdy nie był używany jako główny argument przeciwko istnieniu granic i w walce o wolność. Co więcej, pomijając Frontex, możemy przyjąć że „władze europejskie”, mimo ich wagi decyzyjnej i organizacyjnej w kwestii migracji, nigdy nie były obiektem krytyki i działań ruchów antygranicznych.
Odłożenie tej sprawy na bok stwarza, z naszego punktu widzenia, paradoks: Wiele z nas myśli, że sposób w jaki traktowani są imigranci ujawnia prawdziwą twarz kapitalizmy i pozwala nam zerknąć na przyszłe trendy w rozwoju społeczeństw (militaryzacja granic i społeczeństw w ogóle, rozwój technologii kontroli, niepewność zatrudnienia, zniszczenie praw społecznych i wolności wypowiedzi...). Mimo to, rzadko zdarza się żebyśmy, wychodząc od kwestii migracji, rozwijali dyskurs lub akcje dotyczące innych aspektów społeczeństwa.
III. Migracje a rozwój europejskiej ekonomii i strategi bezpieczeństwa
Migracja istnieje wszędzie, na poziomie międzynarodowym i lokalnym. Wynika z wojen, poszukiwania pracy lub edukacji, jako wynik zmian klimatu lub spotkań. Wiele z nas nie mówi w języku naszych dziadków, nie mieszka tam, gdzie mieszkali rodzice i te zmiany nie przestaną zachodzić. „Migranci” i „miejscowi”, to jedynie tożsamość nam narzucona nam na papierze przez państwo, lub wmawiana przez telewizję, tożsamość nam obca. Podział na „migrantów” i „miejscowych” nie ma już sensu. Jednak „sans-papiers” (imigranci „nielegalni”, od francuskiego „bez papierów” - przyp. Tłum.) stanowią specjalną grupę migrantów. Są pozbawieni wszelkich praw, są zmuszeni żyć poza prawem i przedstawiają sobą symbolicznie ostatecznych „obcych”. System kapitalistyczny spycha ich na margines i stosuje wobec nich specjalną politykę. Ta właśnie polityka i jej związek z resztą społeczeństwa znajdują się w centrum naszego zainteresowania.
Rozwój europejskiej polityki migracyjnej powinien być analizowany w kontekście rozwoju Unii Europejskiej, jako że jest to proces systemu ekonomicznego otwierającego swój rynek pracy. Obserwując historię i rozszerzenia Unii Europejskiej, przez jej 60 lat istnienia, możemy zauważyć, że kapitalistyczny sposób wykorzystywania ruchów migracyjnych jest bezpośrednio połączony z sytuacją ekonomiczną. Okresy kryzysów lub wzrostu ekonomicznego zmieniają politykę migracyjną, która z kolej może mieć duże znaczenie dla polityki ekonomicznej i strategii bezpieczeństwa.
Fale migracji
W ostatnim wieku, po II Wojnie Światowej, nasiliła się migracja w poszukiwaniu pracy. Pierwsza duża fala migracji, zwłaszcza z południa Europy i innych krajów śródziemnomorskich, miała miejsce w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Została określona jako migracja „przemysłowa”. Trzydzieści lat później, upadek „żelaznej kurtyny” zaowocował nową falą migrantów, którzy udawali się ze wschodu Europy na zachód, skuszeni obrazem „bezpiecznej, starej Europy”. Równocześnie z tym procesem, liczba imigrantów spoza Europy zaczęła się zwiększać z roku na rok.
Możemy zauważyć jedną ważną różnicę między polityką migracyjną z lat pięćdziesiątych, a tą z lat osiemdziesiątych i później. Po raz pierwszy, przemysł i kopalnie znalazły się w potrzebie znalezienia licznej, taniej siły roboczej, co skutkowało w stosunkowo „otwartej” migracji. Później nastąpiła deindustrializacja, koniec pełnego zatrudnienia i początek masowego bezrobocia, co wywołało drastyczne ograniczenia warunków migracji. Ta różnica w nastawieniu do ruchów migracyjnych pozwala zauważyć interesy ekonomiczne jako główne kryterium wykorzystywane przez system kapitalistyczny do określania jego polityki migracyjnej.
Od architektury bezpieczeństwa...
W dzisiejszych czasach, w rozszerzonej UE, instytucjonalna architektura systemu osiągnęła nowy poziom w kwestiach współpracy międzypaństwowej (Dublin II) i procedur bezpieczeństwa. Od upadku Związku Radzieckiego, rozszerzyły się granice „projektu Europa”, i Unia wykorzystała nadarzającą się okazję do wprowadzenia ogromnej architektury bezpieczeństwa, opartej na rozwoju nowych technologii i dużych możliwościach finansowych. Miał miejsce pierwszy etap budowy obozów odosobnienia i wzrost kontroli społeczeństwa na poziomie krajowym. W drugim etapie, państwa jak Włochy, Grecja, czy Hiszpania, rozpoczęły rozbudowę mechanizmów obronnych przed imigrantami, z pomocą europejskiej agencji ds. migracji, FRONTEX. Te państwa reprezentują ostateczną, wewnętrzną barierę przed budzącą przerażenia „inwazją na Europę”. Na końcu następuje eksternalizacja granic Europy do krajów jak Libia, Tunezja i Maroko, gdzie z funduszy europejskich buduje się obozy i usprawnia kontrolę granic. Zgony na granicach wokół morza Śródziemnego i warunki panujące w obozach jak Pagani na greckiej wyspie Lesbos nie są już skutkiem interesów pojedynczych państw, ale częścią europejskiej strategii ekonomicznej i migracyjnej.
... do architektury rynku pracy
Równolegle do tego postępu represji i militaryzacji granic, obserwujemy przebudowę rynków pracy. Władze państwowe muszą utrzymać pewną równowagę, żeby kontrolować te rynki. Władze wykorzystują migrację ekonomicznie głównie na dwa sposoby. Po pierwszej, aby zaspokoić potrzeby ekonomii, po drugie, żeby promować konkurencję wśród pracowników, a przez to ograniczyć żądania społeczeństw i rozregulować rynki pracy.
Ograniczone wydawanie pozwoleń na pracę (w zależności od potrzeb rynku), elastyczność pracy (praca bez umowy, praca na niepełny etat), zmniejszenie płac, ataki na przywileje socjalne, niszczenie systemu emerytur, zwiększanie kosztów życia. Cała ta dynamika może być widziana jedynie jako równanie warunków pracy miejscowych robotników do warunków, jakie imigranci znają od bardzo dawna, z bonusem w postaci życia poza prawem. Taki jest cel władz i instytucji europejskich. Po pierwsze, imigrantom przysługują ograniczone gwarancje dotyczące warunków pracy i prawa społeczne, co jest usprawiedliwiane faktem, że są obcokrajowcami bez żadnych praw. Poza tym rozszerza się techniki kontroli migracji do poziomu całych populacji. Oczywiście, w centrum tego procesu leży argument, jakoby imigranci byli „nieproduktywnymi obcymi, nadużywającymi przywilejów socjalnych”, piętnując ich odpowiedzialnością za ekonomiczne i społeczne katastrofy, jakie mają miejsce w danym kraju.
UE: Droga do góry
Te strategie kontroli migracji/populacji wskazują jasno kierunek, w jakim zmierza Unia: stabilna polityka migracyjna, silna kontrola społeczna (od czasu do czasu, w zależności od sytuacji ekonomicznej) i promocja nowego euronacjonalizmu, mające na celu zajęcie pozycji silnego gracza na globalnym rynku, z Niemcami i Francją na pozycji liderów. Celem długoterminowym jest liberalizacja rynku i odejście od „państwa socjalnego”, żeby przetrwać w konkurencji z „mistrzami opresji pracowników” - USA i Chinami.
Nowa ideologia euronacjonalizmu opiera się na rozwoju europejskiego rozumienia historii po II Wojnie Światowej. Historię odwraca się do góry nogami, żeby przedstawić nową Europę, która nauczyła się na błędach 2 wojen światowych i zmierza ku „pokojowej” współpracy ekonomicznej i politycznej między państwami. Teoria ta pomija jednak trwającą wojnę społeczną, wyzysk pracowników i migrantów i o trwających wojnach „humanitarnych” i innych operacjach „pokojowych” dokonywanych z lub bez pomocy NATO przez państwa Europejskie w Serbii, Afganistanie, Iraku, czy Somalii.
Ostatnie lata pokazały, jak wiele trudności wiąże się ze spełnieniem tego projektu. Na poziomie politycznym, odrzucenie projektu Konstytucji Europejskiej przez część państw członkowskich podkopało ten „europejski sen”. Na poziomie ekonomicznym, kryzys ekonomiczny, który zaczął się na początku wieku, wstrzymał wzrost gospodarczy i ujawnił po raz kolejny skutki światowej konkurencji, nadprodukcji i spekulacji. W czasie trwającego kryzysu i (jak na razie) porażki w osiągnięciu wyznaczonych celów, pojawia się podstawowe pytanie: w jaki sposób rządu narodowe będą starały się poradzić sobie z „zagrożeniem finansowym”?
IV. Strach i patriotyzm w okresie „kryzysu”
Minęły dwa lata od chwili, kiedy banki i giełdy zaczęły się zapadać. Zmarnowano miliardy Euro, w niektóre banki odnotowują nieprawdopodobne zyski, inne pozostają w niestabilnej sytuacji, a upadek giełd i waluty Euro trwa. W krótkim okresie czasu, kryzys finansowy przerodził się w kryzys państw. Po zrobieniu wszystkiego, co się dało w celu ratowania systemu finansowego, rządy przechodzą teraz do odzyskiwania strat. Płacą ludzie. W Grecji, Rumunii, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii.. Ten n-ty kryzys kapitalizmu jest, jak zwykle, wspaniałą okazją dla rządów i instytucji międzynarodowych: plany oszczędnościowe, które są lub będą przegłosowane, są realnymi planami niszczenia zabezpieczeń socjalnych.
Plany oszczędnościowe jako logiczny rozwój sytuacji
Przerwszą okazją dla praktycznego zastosowania „europejskiego zarządzania kryzysowego”, po interwencji Międzynarodowego Funduszu Walutowego w Rumunii, był kryzys związany z długiem państwowym Grecji. Międzynarodowy kapitał, pod postacią UE, MFW i państwa greckiego próbują zrobić z tego kraju obiekt eksperymentu społecznego, nowej doktryny szoku. Wiele przywilejów socjalnych, które greckim robotnikom udawało się obronić przez trzy dekady, zostanie zniesione w ciągu dwóch lat. Pierwszy pakiet środków przyjęty szóstego maja przez grecki parlament wskazuje drogę: cięcia w płacach do 30%, oraz zamrożenie pensji i emerytur w sektorze państwowym. Poza tymi środkami dotyczącymi płac, nastąpi podniesienie podatków i specjalnych podatków na tytoń, alkohol i zakłady. Zmiany będą miały też miejsce w zabezpieczeniach socjalnych: cięcia emerytur i zasiłków dla bezrobotnych. Na przyszły rok planowane są kolejne fale środków oszczędnościowych, pod ścisłą kontrolą „komisji kontrolnej”. Polityka oszczędnościowa właśnie zaczyna produkować swoje skutki uboczne: masowe zwolnienia, zwiększenie zatrudnienia na niepełny etat i masowy wzrost zatrudnienia tymczasowego.
Ostatecznie, plany oszczędnościowe narzucone w ramach „kryzysu” są w jasny sposób kolejnym stadium procesu zwiększania niepewności zatrudnienia, i wprowadzania nowych metod kontroli migracji jako kontroli społecznej. Nie będąc niczym wyjątkowym, czy „nadzwyczajnym”, te antyspołeczne reformy są logiczną kontynuacją procesu, który rozpoczął się powstaniem i rozwojem „projektu” europejskiego. Specyfika tych środków znajduje odbicie w niespotykanej przemocy przeciwko społeczeństwom i jej integracji z bardziej rasistowską i skoncentrowaną na „bezpieczeństwie” ramą polityczną, w projekcie politycznym opartym na zarządzaniu strachem.
Polityka strachu i patriotyzm
Jeśli obserwujemy dyskurs, rozwijany przez rządy, zaobserwować możemy, że usprawiedliwiają przyjęty sposób radzenia sobie z kryzysem za pomocą argumentów opartych na strachu, z obcokrajowcami jako jego główną przyczyną. Wykorzystanie strachu jako mechanizmu zmiany społecznej odbywa się na dwa różne sposoby. Jednym z nich jest fizyczny strach, wywołany przez liczbę młodych, zdeprawowanych imigrantów, służący za usprawiedliwienie dla rozwoju mechanizmów kontroli społecznej (obecność policji na ulicach, kamery, archiwa) i struktur represji (budowa więzień i centrów deportacyjnych, naginanie prawa, itp.). Ten strach opiera się na formach symbolicznych, w szczególności „strukturalnym niedopasowaniu” Islamu do „zachodniego sposobu życia”. Kontrowersje, otaczające przypisywane imigrantom zwyczaje dotyczące ubioru (burki), seksualności (poligamia), żywności (przekąski halal czy ofiary z owiec) nie są niczym innym jak tylko symboliczną manipulacją w celu wywołania poczucia zagrożenia dla zachodnich tradycji i wykazania ich rzekomej wyższości nad archaicznym, muzułmańskim stylem życia. Co więcej, władze starają się w społeczeństwach ekonomiczny strach, związany z brakiem pracy i rzeszami poszukujących jej imigrantów, mający w ostatecznym rachunku zmusić je do akceptacji kolejnej deregulacji na rynku pracy.
Kryzys jest naturalnym uzasadznieniem dla polityki strachu. Bez względu na to, czy chodzi o inwestowanie kolejnych miliardów w banki czy o narzucenie kolejnych, antyspołecznych reform dyskurs władzy pozostaje ten sam: „W kontekście kryzysu poświęcenia są konieczne, by ratować system”. W ten sposób apel do ekonomicznego patriotyzmu nakłada się na apel do patriotyzmu kulturowego, narodowej tożsamości i zagrożeń społeczeństwa wywołanych przez imigrację. Tak oto rządy przedstawiają się jako obrońcy swych wyborców, kierując gniew przeciw kapitalistycznym nierównościom przeciwko imigrantom, przedstawianym jako ostateczne ekonomiczne, fizyczne i kulturalne zagrożenie, tak wewnątrz poszczególnych krajów jak i poza ich granicami. Celem tego procesu jest ukrycie faktu, że konsekwencje kryzysu są takie same dla „swoich” jak i dla „obcych”: obniżenie się poziomu życia i prześladowania wobec wszystkich, nie przynoszących zysków indywiduów: pracowników zwalnianych z pracy, bezrobotnych, wyrzucanych z domów i deportowanych imigrantów.
Od ksenofobii do kosmopolityzmu?
W wymiarze społecznym możemy się spodziewać, że obecne reformy przyniosą dwojakiego rodzaju następstwa: z jednej strony kwestionowanie kapitalistycznych instytucji a być może nawet całego systemu, z drugiej powrót do idei unifikacji i wzmocnienie ksenofobicznych uczuć i dyskursów. Te następstwa mogą wydawać się sprzeczne, często jednak nawzajem się uzupełniają. W zorganizowanej formie dają o sobie znać poprzez rozwój partii prawicowych i rasistowskie tendencje w niektórych związkach zawodowych. Na poziomie indywidualnym ta mieszanka antysystemowych i antyimigranckich sentymentów zyskuje na popularności w zastraszającym tempie. To właśnie największe wyzwanie i główne zagrożenie dla ruchu No Border: ryzyko odrodzenia i zakorzenienia w społecznej świadomości trwałej ksenofobii, ryzyko powrotu do narodowej i nacjonalistycznej Europy, coraz bardziej bliskiej otwartemu rasizmowi.
Ta mieszanina sentymentów składa się na rzeczywistość, od której nie ma dla ruchu No Border ucieczki: w naszych społeczeństwach migracje i sposoby, w jakie reagują na nie władze stanowią często punkt zapalny, wokół którego krystalizują się inne konflikty. Sprawy mają się tak w przypadku zagadnień urbanistycznych (powstawanie gett czy banlieues), kulturalnych (zakaz noszenia burek), i ekonomicznych (akceptacja dla wolnej konkurencji na rynku pracy, z której wyłączeni są jednak imigranci). Wciąż należy pamiętać, że migracje i wielokulturowość są faktami historycznymi, dziś jednak procesy te osiągnęły taki poziom, na którym nie mogą być ignorowane w żadnym, porządnym programie politycznym. Liczba ludności świata, nierówności społeczne i międzynarodowe w systemie kapitalistycznym, powstanie potężnych megalopolis, rozwój systemów transportu, pozorna atrakcyjność społeczeństw konsumpcyjnych wspierana przez techniki propagandowe – to wszystko wywołuje migracje i sprzyja umacnianiu się nierówności, które z kolei generują napięcia. Jak z tego punktu, czy raczej porzucając go, rozwinąć kosmopolityczne miasta, zapewniające pokojowe i otwarte współistnienie kultur i sposobów życia? To pytanie pozostaje otwarte…
V. Ruchy i perspektywy społeczne
Są tacy, którzy na to pytanie mają gotową odpowiedź. Tam, gdzie my szukamy kosmopolityzmu, rządy rozgrywają napięcia pomiędzy społecznościami i żerują na strachu przed „obcymi”. Mimo tego, jesteśmy świadkami rozwoju ruchów społecznych, sprzeciwiających się ekonomicznej polityce państwa, jak choćby w Grecji czy w Rumunii. W Grecji heterogeniczny ruch społeczny o zróżnicowanych celach walczy przeciwko oszczędnościowej polityce rządu, MFW i Unii Europejskiej. Największym sukcesem tego ruchu, kontrolowanego głównie przez socjaldemokratyczne związki zawodowe był dzień 5 maja 2010 roku, gdy setki tysięcy demonstrantów w całym kraju wzięło udział w największych od upadku dyktatury w roku 1974 protestach ulicznych. Pracownicy sektora publicznego i prywatnych firm, anarchiści, studenci jak również imigranci wzięli udział w szturmie na parlament. Podczas kolejnych fal ataku na budynki parlamentu mass media podały szokującą wiadomość: troje ludzi zginęło w podpalonym oddziale Marfin Banku. To wydarzenie sparaliżowało ruch i szóstego maja parlament mógł spokojnie przegłosować pierwszą część pakietu kryzysowego. W całej Grecji odbyły się, tak w kręgach anarchistycznych jak i poza nimi, dyskusje na temat taktyki miejskich bojówek i heterogenicznego charakteru ruchu. Dzień piątego maja pokazał jednak, co może osiągnąć masowy ruch społeczny, i jak szybko może on zostać sparaliżowany gdy radykalna zmiana społeczna jest w zasięgu ręki… Trudno przewidzieć, jaka przyszłość czeka greckie protesty, jedna rzecz jednak wydaje się pewna: rząd Grecji będzie dalej prowadził kryzysową politykę, która doprowadzi do kolejnej konfrontacji ze społeczeństwem. W perspektywie globalnej, można ocenić że europejskie ruchy społeczne często trzymają się narodowej logiki obrony istniejących praw społecznych, przez co trudno im rozszerzyć swą krytykę poza sprzeciw wobec konkretnych reform i zaproponować rozwiązania inne niż te, określone przez historyczną logikę państwa – narodu. Jest to zapewne największe z wyzwań stojących przed greckim ruchem: porzucenie poglądów, skoncentrowanych wokół idei narodowej i nadziei na demokratyczne reformy systemu.
Znaleźć punkty wspólne by odrzucić tożsamości narodowe
Aby rewolty społeczne mogły przekroczyć ramu narodowych partykularyzmów, ważne jest by ruch No Border sam wyszedł z izolacji i nawiązał współpracę z innymi aktorami trwających konfliktów społecznych. Oby to osiągnąć, trzeba przedstawić zagadnienia imigracji i polityki migracyjnej wszędzie tam, gdzie odczuwane są skutki obecnego kryzysu i gdzie trwa dyskusja na jego temat: w miejscach trwających konfliktów społecznych (takich, jak zebrania, przestrzenie okupowane i związki zawodowe), w miejscach życia i pracy (przedmieścia, szkoły, uniwersytety, przedsiębiorstwa). Należy pamiętać o kilku prostych prawdach, zawsze wartych publicznego przypomnienia. Po pierwsze, migracje istniały od zawsze i zawsze będą istnieć. Jakikolwiek projekt mający je powstrzymać musi doprowadzić do barbarzyńskich, nieludzkich praktyk które na dłuższą metę i tak okażą się nieskuteczne. Co więcej, jest oczywiste, że nawet deportacja wszystkich imigrantów „bez papierów” z danego kraju nie spowoduje powrotu do epoki pełnego zatrudnienia i nie doprowadzi do żadnej podwyżki płac. Bezrobocie i obniżki wynagrodzeń nie są nigdy efektem migracji, lecz integralną częścią systemu kapitalistycznego. Innymi słowy europejskie ruchy przeciwników antyspołecznych reform nie zyskają nic na walce z imigracją. Wręcz przeciwnie, zrozumienie wspólnoty interesów „swoich” i „obcych”, stworzenie wspólnego frontu bezrobotnych i pracujących, „legalnych” i „nielegalnych” pozwoli na podjęcie wspólnego dyskursu i wspólnych akcji.
Podczas francuskiej kampanii przeciwko CPE w niektórych miastach doszło do nawiązania relacji między studentami, robotnikami, imigrantami i mieszkańcami banlieues. Ich owocem był zarówno sprzeciw studentów wobec antyimigranckiej ustawie CESEDA jak i wspólne akcje uliczne i konfrontacje z policją. Oczywiście, uwaga przywództwa związków zawodowych, mediów i polityków skupiona była wyłącznie na krytyce CPE i atakach na studenckie demonstracje ze strony młodzieży z paryskich przedmieść. Wiedzieli oni dobrze, co mogli stracić w wyniku sojuszu protestujących studentów i młodzieży ze slumsów: wydarzenia greckiego grudnia 2008 roku i szczytu NATO w Strassburgu tkwiły żywo w pamięci tych biurokratów. Z drugiej strony, my również wiemy co musimy osiągnąć: utworzenie nowego frontu społecznej i teoretycznej krytyki i osłabienie władzy. By było to możliwe, jednym z głównych wyzwań stojących przed naszym ruchem jest skłonienie ruchów społecznych do zajęcia stanowiska i podjęcia działań w sprawie migracji. Aby to jednak osiągnąć, nie wystarczą same dyskusje i idee.
Aby w trwających protestach społecznych sytuacja imigrantów była brana pod uwagę konieczne jest, by zagadnienia migracji i antyrasizmu stały się integralną częścią walki. Biorąc to pod uwagę, należy sprawić by solidarność uczestników ruchów protestu wobec antyspołecznym planom rządów objęła również imigrantów. Sens radykalnej opozycji wobec systemu kapitalistycznego polega na tym, że ludzie doświadczający bezpośrednio skutków jego istnienia działają wspólnie na rzecz jego zakwestionowania. Jeśli taka współpraca możliwa jest w dużych ruchach społecznych, może się ona również rozwijać w sposób autonomiczny, poprzez akcje wymierzone w kryzys i system kapitalistyczny prowadzone z pozycji antyrasistowskich. Ich celami mogą być lobby finansowe i ekonomiczne, instytucje rządowe i biznesowe, banki czy spotkania Unii Europejskiej… Chodzi o praktyczne zamanifestowanie idei, zgodnie z którą zasadnicze zmiany polityki migracyjnej mogą mieć miejsce tylko wtedy, gdy zakwestionowany zostanie kapitalistyczny kontekst, w ramach którego jest ona prowadzona.
Z nadzieją poszerzenia perspektywy ruchu No Border i ruchów przeciwko oszczędnościowym planom rządów, z nadzieją na osłabienie władzy udajemy się na obóz No Border do Brukseli. W mieście tym na niewielkiej przestrzeni znaleźć można najważniejsze instytucje europejskie, setki grup finansowych i lobbystycznych, główne siedziby ponadnarodowych koncernów, większą część belgijskich gmachów rządowych jak i dzielnice imigrantów, stanowiące żywy przykład gentryfikacji i, od czasu do czasu, wybuchających przeciwko niej protestów. Ta koncentracja instytucji ekonomicznych, finansowych, politycznych i represjonujących imigrantów stwarza nam doskonałą okazję, by zamanifestować naszą obecność i naszą siłę, by przedstawić nasze argumenty w przestrzeni publicznej, i by wziąć udział w kontestacji kapitalistycznego świata z użyciem całego wachlarza znanych nam sposobów protestu.
Enjoy Brussels!
Grupa autonomiczna “Schuman’s third Symphony”
Na podstawie: http://enjoybrussels.noblogs.org/english-4/
Also in other languages (de, fr, es): http://enjoybrussels.noblogs.org
Oświadczenie CNT-Jaén o deportacjach Romów
Yak, Czw, 2010-09-16 21:51 Publicystyka"Obojętność jest tym samym co zbrodnia” – Marek Edelman, przywódca powstania w getcie warszawskim.
CNT z Jaén zdecydowanie potępia masowe deportacje Romów z Francji. Potępiamy nietolerancyjny neofaszystowski rząd Nicolasa Sarkozy'ego.
Te deportacje gwałcą podstawowe prawo grupy ludności, która posiada pełne prawa europejskich obywateli. Masowa deportacja Romów godzi w nas wszystkich - bez wyjątku - niezależnie od tego, czy jesteśmy Francuzami.
To niepokojące, że władze kraju takiego jak Francja – który był przecież ofiarą nazizmu – przez wiele lat doświadczał tego, co oznaczają zbrodnie popełnione na tle rasowym (w tym masowe deportacje) – teraz popełniają podobne zbrodnie. Naszym zdaniem, te działania są oparte na zinstytucjonalizowanej polityce piętnowania Romów.
Dla neofaszystowskiego rządu we Francji – oni wszyscy są winni, wszyscy są przestępcami i wszyscy – bez wyjątku – zasługują na deportację. Ich życia są niszczone, tylko dlatego, że są określonej narodowości. Wszyscy płacą tą samą cenę – całe rodziny. Nieważne, czy dzieci i starsi będą doświadczać dalszego spadku poziomu życia.
Francuskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych oficjalnie kieruje się rasistowskimi zasadami. To hańba. Dla nich wszyscy Cyganie, to złodzieje, przestępcy i handlarze narkotykami. Wszyscy– bez różnicy - są oskarżani o to, że są aspołeczni. A dlaczego o aspołeczność nie oskarża się kasty bankierów, spekulantów i innych szumowin, które doprowadziły do ruiny połowę świata swoimi pokrętnymi działaniami? Dlaczego im pozwala się dalej żyć spokojnie w domu? Czy nie ma równości? Czy to nie bankierzy powinni zostać deportowani? Choć nie są karani, nie napadają na ulicy i nie handlują narkotykami, czy nie są aspołeczni? Oczywiście, że tak.
Jeśli chcemy walczyć ze zorganizowaną przestępczością, musimy zacząć od tej bandy złodziei. Wojna przeciw biednym nasila się. Obowiązkiem działaczy antyrasistowskich i antykapitalistycznych i w ogóle wszystkich ludzi dobrej woli, jest powstrzymanie nadużyć rodem z najgorszych lat dziejów Europy. Musimy wyrazić sprzeciw.
Dość deportacji!
CNT-AIT Jaén
www.cnt.es
Wołanie o wsparcie dla aresztowanych aktywistów w Mińsku
toqurae, Śro, 2010-09-15 11:42 Antyfaszyzm | PublicystykaRepresje rozpętane przeciw aktywistom społecznym w Białorusi wskazują na to, że wzmaga się przedwyborcza histeria rządu Łukaszenki. Polowanie na aktywistów rozpoczęło się tego samego dnia, którego znaleziono ciało martwego Aleha Byabenina, edytora opozycyjnej strony informacyjnej.
3 września aresztowanych zostało siedem osób: Bogachek Igor, Khotina Valeria, Slusar Serge, Dedok Nicholas, Franzkevich Alexander i Laptenok Anton. Przyczyną ich zaaresztowania było obrzucanie koktajlami Mołotowa rosyjskiej ambasady w Mińsku, jakie miało miejsce 30 sierpnia. Uprzednio nieznana, anarchistyczna grupa Przyjaciele Wolności, wzięła na siebie odpowiedzialność za atak, głosząc, że był to akt solidarności z obrońcami Lasu Chimek. Nie ma podzielanej powszechnie opinii na temat Przyjaciół Wolności, choć wiele osób uważa ich za prowokacje KGB.
W ciągu następnych dni aresztowano kolejne trzy osoby: Tatianę Seminischeva, Vladimira Volodin i Alexandra Bugaev. Obecnie przetrzymywanych jest dziesięć osób, z których wszyscy, poza Alexandrem Bugaev, są aktywistami społecznymi, uczestniczącymi w różnorodnych społecznych i ekologicznych ruchach, i wyrażającymi poglądy anarchistyczne.
Prawie każdego dnia przeprowadzane są rewizje w mieszkaniach aktywistów. W Mińsku i innych miastach (Homiel, Harodnia, Salihorsk) działacze społeczni wzywani są na przesłuchania. 11 września po raz trzeci przedłużono okres przetrzymywania aresztowanych 3 września. Jak dotąd nie przedstawiono żadnych oficjalnych oskarżeń.
Fakt, iż przetrzymywani podejrzewani są o coraz więcej spraw (podpalenie drzwi banku, atak na Dom Związku Zawodowego i podpalenie ATM, jakie miało miejsce wiosną) jest dowodem, że nie ma wobec nich żadnego rzeczywistego oskarżenia. Starano się zatem zdyskredytować przetrzymywanych, przedstawiając ich jako kryminalistów, ogłaszając, że podczas rewizji mieszkania, znaleziono magazynki z nabojami i narkotyki. Nie jest to jednakże pierwszy raz, gdy władze stosują podobne metody: po uprzednich wyborach w 2006 r., podczas protestów w „mieście namiotów“ na głównym placu Mińska „znaleziono“ strzykawki i magazyny pornograficzne.
Zgodnie z Valentinem Stefanovichem, obrońcą praw człowieka, prawa przetrzymywanych są w rażący sposób łamane. Nie będąc w stanie wytrzymać napięcie podczas przesłuchania, jedna z dziewczyn przecięła sobie dłoń biurowym nożem. Od czterech dni nie ma nadal dokładnej informacji na temat obecnej sytuacji zatrzymanych 3 września.
Jak wiadomo, nie ma granic dla solidarności. Wzywamy do akcji w każdym miejscu na świecie, ponieważ naprawdę potrzebujemy waszego wsparcia! Co możecie zrobic? Szerzyć informacje na temat sytuacji i poruszać dyskusję w różnych kręgach, organizować demonstracje i pisać listy do białoruskich ambasad w waszym krajach. I, oczywiście, bylibyśmy wdzięczni za wsparcie finansowe (ponieważ dość sporo pieniędzy potrzeba na prawników). Możecie przekazywać pieniądze poprzez Moskiewski ABC z uwagą „dla Mińska" - http://wiki.golosa.info/en/index.php/Donate
Aktualnych informacji szukajcie na:: http://belarus.indymedia.org/blog/minsksolidarity.
Możecie się także zawsze z nami skontaktować:
minsksolidarity[at]riseup.net
Dziękujemy
Przyjaciele i krewni aresztowanych
Nie chcę się wyprowadzać - czekam na strajk czynszowy
Yak, Wto, 2010-09-14 11:28 Lokatorzy | Publicystyka„Od dwóch lat i 5 miesięcy biore udział w strajku czynszowym i zaoszczędziłam w ten sposób sporo pieniędzy. Czuje się zdrowsza. Mam wystarczająco pieniędzy aby móc zapewnić większość swoich potrzeb, jak również dzielić się z tymi, którzy tego faktycznie potrzebują. Od kiedy trwa strajk wspieram finansowo z własnej inicjatywy kilkoro rencistów z mojej okolicy.
Nie mówie o tym aby ktokolwiek mnie za to cenił, chwalił czy obdażał specjalnym szacunkiem. Chodzi o coś innego. Zastanówcie się tylko przez chwile. Zamiast oddawać zapracowane przez was pieniądze tym co i tak je posiadają, trzymajcie je dla siebie. Dajcie je swoim dzieciom. Dajcie potrzebującym. Dajcie pracownikom wyrzuconym za stawianie się pracodawcom...”
- fragment wypowiedzi uczestniczki strajku czynszowego we Włoszech
NIE CHCĘ SIĘ WYPROWADZAĆ, NIE CHCĘ ŻYĆ NA ŁAŃCUCHU KREDYTÓW
I NIE CHCE ABY MOJE ŻYCIE BYŁO PASMEM WYRZECZEŃ.
CZEKAM NA STRAJK CZYNSZOWY
Veronika
***
1. REAGUJĄC NA ZACHODZĄCE ZMIANY
PAŃSTWO OPIEKUJE SIĘ BANKAMI – MY MUSIMY POMÓC SOBIE SAMI
Mieszkam na mojej dzielnicy juz od ponad 10 lat, 5 rok w tym samym mieszkaniu. Od lat płace regularnie czynsz. Siadając do pisania tego tekstu myślami jestem przy moich sąsiadach, zarówno znajomych jak i tych nieznajomych. Moje refleksje i przemyślenia przelewam na papier kierując je przedewszystkim do ludzi mieszkających na mojej ulicy, w mojej okolicy, ale także do wszystkich tych, którzy niezależnie od tego gdzie mieszkaja, w której dzielnicy, mieście czy kraju, odczuwają poczucie systemowej niesprawiedliwości społecznej, czują się jej ofiarami i pragną to zmienić.
Motywacje, które skłoniły mnie do napisania tego tekstu zamierzałam przybliżyć opisując stosunki czynszowo-mieszkaniowe w jakich zmuszeni jesteśmy funkcjonować. Zadanie to ułatwił mi jednak pewnien plakat, który w miedzyczasie pojawił się na ulicach mojej dzielnicy. Plakat przygotowany przez osoby z mojego sąsiedztwa. Plakat wzywający lokatorów do organizowania strajków czynszowych w związku z sytuacją w jakiej się znajdujemy. Posłuże się więc tekstem umieszczonym na tym plakacie gdyż oddaje on świetnie mój punkt widzenia wobec kwestii czynszowych i w związku z tym jest doskonałym wstępem do tego o czym zamierzam dalej pisać:
„Czynsze stają się coraz wyższe, podczas gdy nasze kieszenie coraz bardziej puste. To co udaje nam się wydrzeć w naszych miejscach pracy poprzez konfrontacje z pracodawcami jest nam chwile później odbierane przez włascicieli kamienic. Jedni próbują wycisnąć z nas jak najwięcej poprzez zaostrzanie warunków pracy i płacy, podczas gdy drudzy poprzez podnoszenie czynszów. Równocześnie rosną też inne koszty utrzymania. Jesteśmy zmuszani albo do uiszczania coraz większych opłat (i mamy w związku z tym coraz mniej pieniędzy na nabycie przyzwoitych produktów użytku codziennego) albo do przeprowadzania się do coraz to skromniejszych warunków. I koniec końcem, jedno albo drugie czynimy wszyscy! Dodatkowo, w obliczu kryzysu oczekiwane są od nas jeszcze większe wyrzeczenia.
To jest jednak nie do zaakceptowania. Nie akceptujemy ani dalszych wyrzeczeń ani wypierania nas z naszych dzisiejszych mieszkań. MIESZKANIE nie jest towarem, nie jest przywilejem, ani też żadnym luksusem. Mieszkanie to esencjalna, nie poddawalna dyskusji, naturalna potrzeba. KAŻDEMU człowiekowi należy się bezwarunkowo wygodne mieszkanie. Jednak nasi „czynszowi dobroczyńcy”, którzy wynajmują nam „swoje” lokale, podnoszą czynsze bez baczenia na nasze problemy. W ten sposób naszym kosztem nieliczni mogą się bogacić bez zbędnego wysiłku. Chcemy pozwolić na to aby działo się to przez całe nasze życie? Chcemy się skazać na dożywotnie pasmo wyrzeczeń?!
Spotkajmy się i porozmawiajmy jak możemy sobie sami najlepiej pomóc. Rozpocznijmy ustalanie naszych kosztów utrzymania w CAŁKIEM NOWY sposób, np. poprzez wspólne oddolne redukowanie opłat czynszowych, opłat za gaz i prąd. Zdobądźmy się na bojkot opłat czynszowych...
Państwo opiekuje się bankami – my musimy pomóc sobie sami!
Strajk czynszowy to nasza odpowiedź na kryzys oraz na dyktat wlaścicieli kamienic!
Anarchiści w twojej okolicy”
MOJE ESENCJALNE POTRZEBY ZAMIENIANE SĄ W LUKSUSY
Powyżej cytowany plakat, jak również moja indywidualna inicjatywa w postaci tej skromnej publikacji to nic innego jak reakcje na postępującą udrękę, którą mogę obserwować na codzień z mojego okna. To rodziny, które nie będąc już w stanie płacić rosnących czynszów zmuszone są do niechcianej wyprowadzki. To coraz większa liczba sąsiadów wiążących ledwie koniec z końcem, którzy opierają sią „wysiedleniu” poprzez dalsze płacenie czynszu kosztem ciągłego zaciskania pasa na każdym kroku. To nowe osoby z wyższych klas wprowadzające się na miejsce tych „wysiedlonych”, osoby z wyższych warstw społecznych, które w znacznej większości i wbrew temu co sami o sobie twierdzą nie wnoszą do społeczności niczego co by faktycznie służyło ogółowi, a jedynie swoja pychę, arogancje i egoistyczne postawy. To powstające w naszej okolicy luksusowe mieszkania dla nowobogackich, apartamenty naszpikowane kamerami monitorujacymi cały budynek i jego okolice, ze strażnikami pilnującymi aby ktoś z niższej warstwy społecznej nie ważył się przekroczyć tych elitarnych progów. Kto wie czy ta kolejna rozpoczęta budowa na rogu mojej ulicy to już nie car-loft dla bogatych ekscentryków, którzy mają kaprys wjeżdżania do swoich mieszkań samochodem przy pomocy windy...
To wszystko obserwuje na codzień podczas spacerów z psem, robienia zakupów w hurtowniach z preparatami dla ubogich (supermarketach), podczas spotkań w parkach, rozmów i dyskusji na rogu ulicy z mniej lub bardziej znanymi sasiadami, podczas oczekiwania na metro jadąc do pracy... pytając sie jednocześnie dlaczego tyle ze stojących na peronie osób rozgląda się tak nerwowo... i odgadując, że zachowują się tak gdyż po raz kolejny w tym miesiącu podejmują właśnie próbę przemycenia się z punktu A do punktu B bez biletu gdyż nie stać ich już na wszystkie miejskie „luksusy”: na w miare zjadliwą żywność, na opłaty czynszowe, na opłaty za prąd i gaz, opłaty za leki, opłaty za komunikacje, opłaty za minimalną dawke kultury i rozrywki, koszta urlopu i wakacji, itd.
Obserwując to wszystko od lat, zawsze intrygowała mnie myśl o możliwościach odmiany tego stanu rzeczy. Tym bardziej iż wszystkie te problemy dotyczą także mnie samej... Ja także rozglądam się nerwowo na stacjach metra gdyż mnie rownież od dawna nie stać już na wszystkie te „luksusy”. Jednocześnie, od lat nie mam już złudzeń co do sensu oddelegowywania tych problemów w ręce polityków, partii politycznych i administracji państwowej. Dlatego też zaczęłam interesować się historią ruchów społecznych i możliwościami odmiany z perspektywy bezpośredniej inicjatywy i auto-organizacji ze strony samych zainteresowanych... czyli ludzi takich jak ja i moi sąsiedzi na przykład.
W ten sposób dotarłam do różnych interesujących doświadczeń i koncepcji oddolnej i bezpośredniej transformacji stosunków czynszowych. Wśród tych doświadczeń najbardziej zainteresowały mnie dwie ich formy: bezpośrednia autoredukcja kosztów utrzymania oraz koncepcja strajków czynszowych. Informacjom i refleksjom na ten temat poświęcam więc ten tekst żywiąc zarazem nadzieję, iż refleksje te znajdą jakiś oddźwięk pośród lokatorów... czy to na mojej ulicy czy gdziekolwiek indziej.
PORADNICTWO JEST POTRZEBNE, BEZPOŚREDNIA INTERWENCJA KONIECZNA!
Tradycja oporu i organizowania się lokatorów objawiła się w miare jej studiowania być długą, bogatą i różnorodną. Niemal zawsze pierwszymi aktami takiej samopomocy stawały się punkty poradnicze dla lokatorów wspierające ich poradą w kwestiach administracyjnych i prawnych. Także formy legalnego publicznego protestu mają na tym terenie długą i barwną tradycję: pikiety pod gmachami rad dzielnicy i miasta, manifestacje lokatorskie, obwieszczenia, plakaty i spotkania informacyjne.
Co charakteryzuje sferę poradniczą, poza dzieleniem się pożyteczną wiedzą w tej materii, to niestety indywidualistyczny i konsumpcyjny charakter relacji jakie ona powiela. Każdy lokator idzie do ekspertów po porade, robi to przeważnie we własnym interesie i interesie własnej rodziny, konsumuje na swój osobisty pożytek dane mu porady i po ich uzyskaniu dalej zmaga się z problemem sam. I nawet jeżeli uda mu się postawić na swoim to niewiele to zmienia z perspektywy problemu jako takiego. Moje krytyczne postrzeganie poradnictwa sprowadza się więc do refleksji iż ograniczaniu się wyłącznie do organozowania punktów poradniczych towarzyszy moim zdaniem brak budowania pokładów solidalności i kolektywności pomiędzy lokatorami.
Wystąpienia publiczne mają natomiast silny charakter informacyjny i mobilizujący. Jednak i tę formę działania należy poddać krytycznemu oszacowaniu. Mimo iż wysąpienia publiczne są dużym krokiem do przodu w porównaniu z poziomem poradniczym i niesą ze sobą obiecujący potencjał kolektywnego działania, to warto zauważyć iż akty te mają najczęściej charakter rozczeniowy. Odnoszą się niemal zawsze do świata polityki z prośbami lub żądaniami o interweniowanie w interesie poszkodowanych. Nie podejmowane są w związku z tym działania zmieniające bezpośrednio sytuację poszkodowanych, nie dotykana sama logika ustalania wysokości czynszów, pomijana kwestia samej istoty stosunków czynszowych. Kwestie te nie są konfrontowane z żadną konkretną oddolną społeczną interwencją (czy alternatywą).
Właśnie z powodu tych słabości działalności poradniczej i roszczeniowych wystąpień publicznych, koncepcje autoredukcji kosztów utrzymania i strajku czynszowego zainteresowaly mnie o wiele bardziej: ich bezpośredni, kolektywny, solidarnościowy charakter, a zarazem ich sprawdzona wielokrotnie w przeszłości skuteczność. Dlatego w tych właśnie formach działania pokładam największe nadzieje na konkretne zmiany na tym odcinku nierówności społecznych. I oto jest ostateczny powód dla którego zdecydowałam się opublikować swoje refleksje na ten temat.
***
„Zamiast płacić więcej, gnieść się coraz bardziej w coraz mniejszych pomieszczeniach, wyprowadzać się czy oszczędzać do granicy obłędu... zredukujmy opłaty czynszowe!”
2. STRAJK CZYNSZOWY – WSTĘPNE ROZWAŻANIA
W podniższym tekście kluczowymi terminami będzie szereg zbliżonych do siebie pojęć: strajk czynszowy (centralne pojęcie dla tego tekstu), bojkot opłat czynszowych, oddolna dystrybucja dóbr wytworzonych przez społeczeństwo, bezpośrednia autoredukcja kosztów utrzymania, akty kolektywnego zaspokajania potrzeb życiowych w sposób inny niż oferowany przez państwo, itp. Aby nie komplikować sprawy nie będe skrupulatnie definiowała różnic pomiędzy wszystkimi tymi pojęciami. Podczas gdy jedne z nich są bardziej precyzyjne albo radykalne od drugich, wyrażają one ten sam kąt podejścia do kwestii czynszowych. Zasadniczo opisują one różne warianty procesów kolektywnego obniżania opłat czynszowych przez lokatorów w celu podniesienia swojej stopy życiowej. Jak nie trudno jest się domyślić są to akty wyzwalajace się z ram demokratycznego prawa będącego gwarantem niesprawiedliwych stosunków własnościowych i czynszowych. Stosunków, jak uważam, błędnie zaakceptowanych przez społeczeństwo, konsekwencją czego jest błędne podtrzymywanie autorytetu państwa i jego prawa stojących na straży tych stosunków... To klasyczne błędne koło, z którego musimy się wydostać podejmując wspólnie działania poza tymi schematami jeżeli chcemy poprawić swój los.
Jedyną istotną różnicą, której warto się bliżej przyjżeć jest wynikająca z porównania idei strajku czynszowego i autoredukcji kosztow utrzymania.
STRAJK CZYNSZOWY A BEZPOŚREDNIA AUTOREDUKCJA KOSZTÓW UTRZYMANIA
Strajk czynszowy, choć w pewnej formie może być również prowadzony w sposób nie podlegający kontroli instytucji państwa, koncentruje się, i to leży w samej w naturze idei strajku, na formułowaniu, a następnie forsowaniu konkretnych żądań dotyczących odniżki czynszów. W związku z tym, że opiera się na żądaniach, charakteryzuje go procedura negocjowania i związanego z tym końcowego kompromisu pomiędzy negocjującymi stronami (strajkującymi lokatorami i właścicielem nieruchomości/władzami). Strajk czynszowy jest więc środkiem pośrednim: pomiędzy samym działaniem (podjęciem strajku), a celem do którego ono zmierza (obniżka czynszów) znajduje się akceptowana przez podejmujących się tej formy konfrontacji mozolna do przebycia droga: żądania... negocjacje... kompromisy... . Na przebyciu tej drogi koncentruje się cała energia, determinacja i inwencja prowadzącej strajk społeczności.
Autoredukcja kosztów utrzymania, czyli kolektywne podjęcie się ich obniżenia, jest formą działania bezpośredniego. Społeczność lokatorska ustala iż od danego momentu poprostu redukuje wysokość opłat o konkretną sumę i wprowadza te decyzje bezpośrednio w życie czyniąc z tej idei fakt dokonany. Tak więc pomiędzy działaniem (obniżeniem opłat), a celem (... obniżeniem opłat) ... nie leży nic. Cała energia organizacyjna, determinacja i inwencja społeczności koncentruje wówczas na odpowiedzi na reakcję ze strony „rządzących i posiadających”, a nie na dyskutowaniu żądań, prowadzeniu negocjacji i sporach wokół ceny kompromisu.
Jak łatwo się domyślić zachodzi też możliwość, że strajk czynszowy przekształci się w bezpośrednią autoredukcie w wypadku gdy negocjacje skończą się fiaskiem, a lokatorzy okażą się wystarczająco zdeterminowani i konsekwentni aby ustalić w odpowiednim momencie iż pomimo braku kompromisu obstają przy swoim i wprowadzają swoje postanowienia w sposób bezpośredni (samoredukując).
Logiczne pytanie, które nasuwa się w tym miejscu jest następujące: Jaki jest w takim razie sens podejmowania się strajku czynszowego? Czy o wiele sensowniejsze nie jest pominięcie tego żmudnego i często prowadzącego do wewnętrznych konfliktów procesu, ogłaszając od razu bezpośrednią autoredukcje kosztów (rzecz jasna uzasadniając przyczyny tej decyzji). Intuicyjnie odpowiadam: tak, jeżeli jesteśmy przekonani, że nam się ta redukcja należy, oszczędźmy sobie tej żmudnej drogi!
A jednak, na dzień dzisiejszy biorąc pod uwage poważny zanik jakichkolwiek form oddolnego kolektywnego działania, forma strajku wydaje się również warta propagowania, czy też po prostu realniejsza do upowszechnienia. Dlatego tekst ten poświęce głównie tej formie działania. Mimo to, śledząc moje dalsze rozważania dotyczące właśnie strajku czynszowego, proponuje pamiętać o formie autoredukcji jako bezpośredniejszej do strajku alternatywie. Dylemat „strajkować czy bezpośrednio autoredukować” powróci w tym tekście przynajmniej raz jeszcze we fragmencie dotyczącym ustalania przez strajkujących żądań.
KOMPLEKSOWOŚĆ MOTYWACJI LEŻĄCYCH U PODSTAW DECYZJI O PODJĘCIU STRAJKU
Strajki czynszowe są elementarną częścią historii stosunków czynszowych. Przyjżyjmy się zatem jakie procesy były tradycyjnyjnie impulsami leżącymi u podstaw decyzji o zorganizowaniu strajku. Były nimi z pewnością wzrosty opłat czynszowych przy jednoczesnej stagnacji płac czyli dokładnie to z czym mamy do czynienia dziś od Moskwy po Edynburg. Ale także niepokojący stan mieszkań będący nieadekwatnym do czynszów jakie płacono, czy tez wygórowane i bezpodstawne wymagania właścicieli i wynajemców lokali czy budynków odnośnie lokatorów. W specyficznych momentach dochodziło również do bojkotu czynszów jako reakcji na szersze wydarzenia społeczne czy polityczne.
Opisywany na wstępie plakat grupy anarchistycznej okazuje się ponownie pomocny. Odwołuje się do paru motywów naraz. Z jednej strony strajk czynszowy proponowany jest jako reakcja na umotywowane wyłącznie chęciami zysku i stosowane bezrefleksyjnie podnoszenie wysokości opłat czynszowych i na wynikające z tego problemy obniżenia standartu życia wielu rodzin, a także wymuszonych przeprowadzek. Jednocześnie, „anarchiści z twojej okolicy” deklarują tę formę kolektywnego działania jako właściwą reakcje na zrzucanie na nasze barki rezultatów kryzysu „finansowego”, wyrażając się bardzo jasno: „Państwo opiekuje się bankami, my musimy pomóc sobie sami”. To o wiele szerzej rozumiany i wymagający od adresata głębszej refleksji motyw działania. To motywacja wypływająca z poczucia konieczności podjęcia konfrontacji z klasą rządzących i posiadających, forma oddolnej odpowiedzi na atak z góry. Mamy więc do czynienia z kumulacją obu motywów, która czyni moment i kontekst wezwania do strajku czynszowego bardzo adekwatnymi i mającymi szanse znaleźć oddźwięk i poparcie wśród dużej liczby mieszkańców naszej dzielnicy. Ma w każdym bądź razie moje poparcie, a także niektórych z sąsiadów z którymi miałam już okazje na ten temat rozmawiać.
Analizując pobódki prowadzenia strajków czynszowych odkrywamy więc iż ta forma oddolnej interwencji daje nam nie tylko możliwość punktualnego regowania na naszą osobistą sytuacje i niesprawiedliwość stosunków czynszowych, ale także na agresywne odgórne procesy ekonomiczno-polityczne (choć tak na prawde to właśnie one leżą u podłoża naszej sytuacji). Strajk czynszowy jest więc bardzo silną i dalekosiężną bronią w naszych rękach, w rękach lokatorów.
KOLEKTYWNY I INDYWIDUALNY CHARAKTER STRAJKU
W zależności od motywacji wariować może też skala wielkości strajku czynszowego. Strajk może przybrać formę indywidualego bojkotu czynszu przez zdesperowanych pojedyńczych lokatorów gdy stają oni w konflikcie z kamienicznikiem (aczkolwiek warto pamiętać, że relacja czynszowa jeżeli się jej dokładniej przyjżeć jest konfliktowa sama w sobie!). Może być również działaniem prowadzonym kolektywnie, gdy w strajku bierze udział cała kamienica lub jej część, będąc jednak działaniem wciąż rozumianym w partykularnym interesie zamkniętej grupy lokatorów. Wreszcie, mamy do czynienia z masowymi strajkami czynszowymi, podczas których lokatorzy różnych domow, ulic, a czasem nawet różnych części miasta, wspólnie i solidarnie przystepują do akcji występując w kolektywnym interesie czynszowników, budując tym samym swoistą tożsamość społeczności znajdującej się po konkretnej stronie relacji czynszowej. W największych strajkach czynszowych brało udział powyżej 100 000 osób! Tu odsyłam wszystkich zainteresowanych do innego tekstu, w którym to przytaczam konkretne przykłady i efekty masowych strajków czynszowych – tekst nosi tytuł „Okradani trzy razy dziennie. Anarchiści, a ruch lokatorski”.
Nie trzeba chyba specjalnie wyjaśniać ani udowadniać, iż nim większa partycypacja tym większa siła tkwiąca w strajku. A jednak, większość masowych strajków czynszowych w przeszłości inicjowana była przez male grupy i stowarzyszenia lokatorskie. Dzięki konsekwentnej postawie, nieuległości i wzajemnej solidarności tych małych inicjatyw, z biegiem czasu przyłączały się do nich kolejne grupy lokatorów, czy też całe społeczności, aż liczba strajkujących osób sięgała kilkadziesięciu tysięcy. Władze państwowe i kamienicznicy byli wielokrotnie zmuszani do uległości pod ciężarem kolektywnych wystąpień na taką skalę i rezygnowały tak z forsowania swoich rabunkowych planów wobec lokatorów, jak i z represji wobec uczestników i inicjatorów strajków. To ważna informacja dla aktualnie działających inicjatyw lokatorskich, które odrzucają dyskusję o podjęciu strajku z obawy przed represjami i odwetem ze strony państwa i kapitalistów.
Aczkolwiek również bojkoty prowadzone od początku do końca z udziałem „jedynie” kilkudziesięciu osób, gdy dobrze zorganizowane, także przynosiły daleko idące zmiany w ogólnych kwestiach mieszkaniowych i przedewszystkim w losie samych zainteresowanych. W efekcie także pojedyńczy akt bojkotu czynszu ze strony zdesperowanego lokatora jest w stanie doprowadzić do oczekiwanych rezultatów. Aczkolwiek słabym punktem tego typu indywidualnych konfrontacji z całą maszyną administracyjną i kapitalistycznym walcem jest jednak towarzysząca mu najczęściej anonimowość.
Taka indywidualna interwencja pozostaje daleka od esencjalnej, z mojego punktu widzenia, potrzeby radykalnej transformacji stosunków mieszkaniowych jako takich. Do jej przeprowadzenia indywidualny akt bojkotu jest niestety daleki od skutecznego...
OCZEKIWANE KOŻYŚCI ZE STRAJKU CZYNSZOWEGO
Wbrew pozorom, paleta celów uzyskaniu których służyć mają akty bojkotu czynszów objawia się bardziej szeroka niż mogłaby się wydawać. W najbardziej banalnych przypadkach może chodzić o wymuszenie na wynajemcach/zarządcach kamienic zdeklarowanych przez nich napraw czy remontów, o egzekwowanie konkretnych kwestii umożliwiających bezpieczne i zdrowe mieszkanie. W kontekście bardziej ogólnym, i przeze mnie tu przedewszystkim omawianym, chodzi o aktywne i oddolne regulowanie kosztów mieszkaniowych m.in. poprzez używanie metody faktów dokonanych. Warto w tym miejscu podkreślić, że sama metoda regulowania wysokości czyszów metodą faktów dokonanych stosowana jest przez drugą strone (kamieniczników i struktury państwowe) na każdym kroku.
Pojmując kwestie jeszcze bardziej społecznie, praktykowanie strajków czynszowych ma na celu uczynić oddolne redukowanie wysokości kosztów utrzymania (a więc nie tylko czynszu, ale także koszta energii, koszta transportu komunalnego, żywności, produktów pierwszej potrzeby...) powszechnie akceptowaną formą działania w jak najbliższej przyszłości i na tak długo dopóki musimy funkcjonować w ramach tego niesprawiedliwego systemu społecznego. Forma ta zarazem wzmacnia poczucie więzów społecznych, solidarności oraz konieczności przejmowania spraw w nasze ręce we wszelkich obszarach społecznych.
Ważnym podkreślenia w tym miejscu jest fakt, iż problem mieszkaniowy jako taki nigdy nie będzie mógł zostać rozwiązany sam w sobie. Wynika to z faktu, iż tak centralne dla niego kwestie jak czynsz, własność prywatna, zarobki, dostęp do mieszkań, stan i liczba lokali mieszkaniowych w danym regionie... zazębiają się z całą gamą innych trybów, które są kontrolowane i opierają się na logikach państwowej i kapitalistycznej. Dlatego doświadczenia wynikające ze strajku czynszowego, tak samo jak doświadczenia wynikające ze strajku w miejscu pracy, mają dodatkową wartość. Polega ona na inicjowaniu oddolnych procesów dystrybucji dóbr wytworzonych przez społeczeństwo w dalszych obszarach społecznych czyli generownia całkiem nowego procesu rozbijającego dominującą logikę dystrybucji.
Koniec końcem chiałabym podkreślić iż strajk czynszowy w przeciwieństwie do wielu innych form reakcji na niesprawiedliwość społeczną nie pozostaje jedynie symbolicznym aktem protestu tak jak większość manifestacji, pikiet czy nawet śmiałych akcji sabotażowych. Strajk czynszowy to kolektywne wprowadzanie zmiany tu i teraz. To wygenerowanie z wielu odizolowanych ludzkich trosk, problemow i dramatow kolektywnego aktu polepszenia jakości swojego życia i życia innych potrzebujących tej zmiany. To koncepcja pokonywania problemu niesprawiedliwości, którą można przenieść na inne obszary społeczne.
RÓŻNORODNE FORMY UCZESTNICZENIA
Centralną i zarazem najprostrzą formą uczestniczenia w strajku czynszowym jest po prostu ustalone wspólnie z innymi lokatorami nie wpłacanie czynszu na konto wynajemcy (bądź też nie płacenie go w narzucanej formie). I do tego aktu niejako sprowadza się cała siła tej formy konfrontacji. Jednak przygotowując strajk czynszowy musimy zdać sobie sprawę iż tak naprawde jest o wiele więcej form w nim uczestniczenia. Ten fakt otwiera możliwość aktywnego w nim udziału również tych osób czy społeczności, które z różnych powodów nie należą bezpośrednio do grona bojkotujących opłaty.
Do takich form uczestniczenia należy na przykład rozpowszechnianie samego strajku na różne sposoby, np. przygotowywanie i rozwieszanie obwieszczeń i plakatów informujących jak największą ilość ludzi o motywach, zamiarach, ideach i celach związanych ze strajkiem. Także pisanie tekstów wspierających merytorycznie pozycje strajkujących oraz rozpowszechnianie takich materiałów. To istotny element zasilający siłę strajku, tymbardziej w obliczu oczekiwanego ataku za strony mediów i lokalnych polityków stojących niemal zawsze po stronie posiadających (kamieniczników). Do dalszych form solidarnego współudziału w konfrontacji należy umieszczanie wszelkiego rodzaju transparentów w miejscach publicznych, a także branie udziału w otwartych zgromadzeniach towarzyszących strajkowi...
Każda forma działania, która trwa dłużej niż parenaście minut i w której biorą udział więcej niż 2 osoby potrzebuje spotkań aby móc w ramach wspólnych dyskusji podejmować decyzje i korygować przebieg akcji. Organizowanie takich regularnych zgromadzeń (w trakcie trwania strajku) w taki sposób aby jak największa ilość osób mogła brać w nich udział to także ważne zadanie do przejęcia przez strajkujących lokatorów i społeczność ich wspierającą.
Reakcje na lokatorski bojkot opłat czynszowych ze strony rządzących i posiadających charakteryzuje zazwyczaj agresywność. Groźby wypowiedzenia lokalu, próby eksmisji czy terror psychiczny przy użyciu przychylnych im ustaleń prawnych to tylko część z możliwych reakcji. Tak więc przeciwdziałanie i reagowanie na wszelkiego rodzaju ataki to kolejny obszar uczestniczenia czy też aktywnego opowiedzenia się po stronie strajku. Pozyskanie wsparcia rozumiejących naszą walkę prawników to tylko jedna możliwość. Zbiorowe blokowanie prób eksmisji strajkujących lokatorów to forma wymagająca zaangażowania większej ilości osób. Poszukiwanie zrozumienia i wsparcia dla strajku wśród załóg lokalnych zakładów pracy i innych inicjatyw społecznych to kolejne istotne zadanie.
Jak widzimy strajk czynszowy wymaga o wiele więcej zaangażowania niż jedynie wstrzymanie płatności.
Gdy dochodzi do strajku czynszowego wszyscy mogą mieć ręce pełne solidarnego działania jeżeli tylko uznają słuszność tej drogi. Jak ktoś już kiedyś napisał: “Autoredukcja oznacza jednostronną redukcję czynszów przeprowadzoną przez lokatorów w formie strajku czynszowego. Polecam, pod warunkiem jednak, że jesteście w miare dobrze zorganizowani!”
***
„Strajki są zorganizowane kamienica po kamienicy, klatka schodowa po klatce schodowej, z regularnymi spotkaniami, info-biuletynami, gazetami ściennymi, obwieszczeniami, publikacjami i demonstracjami. W podczas trwania strajku coraz więcej ludzi zaczyna kontrolować kamienice w których mieszkają pytając się siebie samych ile powinni właściwie płacić za czynsz, ile są w stanie i ile chcą płacić, dlaczego wogóle płacą czynsze i na co innego mogły by te pieniądze iść. W tym samym czasie kolektywnie pilnują aby zarówno komornik jak i policja nie były w stanie egzekwować swoich wrogich działań wobec społeczności”
3. ORGANIZUJEMY STRAJK CZYNSZOWY
POTRZEBA ZMIANY WŁASNEGO PODEJŚCIA I PODEJŚCIA NASZYCH SĄSIADÓW
Jak już wcześniej zaznaczyłam, nim większa partycypacja tym większa siła strajku. Niby prosty wniosek, ale jak się to ma do realnych uwarunkowań? Jak się to ma do zatomizowanego przez kapitalizm społeczeństwa, odizolowanych od siebie społeczności, do nas, którzy zatraciliśmy zdolność samoorganizowania się gdyż przyzwyczailiśmy się do tego, że to państwo (jego struktury i instytucje) nas organizuje, do wszędzie wyczuwalnego indywidualizmu, egoizmu, współzawodnictwa i postaw konsumpcyjnych... jak to się ma do tego realnego rozkładu solidarnej tkanki społecznej?
Właśnie przełamanie tych systemowo narzuconych, sztucznie podsycanych i dzielących nas postaw wydaje się być fundamentem dla organizowania akcji kolektywnej autoredukcji kosztów utrzymania. Przygotowaniom do strajku czynszowego muszą towarzyszyć więc różnorodne działania pobudzające wzajemne relacje i między-lokatorską, miedzyludzką, solidarność. Działania pobudzające świadomość siły leżącej w naszych rękach. Siły, dzięki której, jeżeli zaczniemy reagować kolektywnie i konsekwentnie, możemy przejść do ofensywy w walce o godne życie,.
Obudzić musi się pośród nas także nowa perspektywa, nowe podejście, nowy kąt pojmowania i spojrzenia na takie kwestie nak „własność” czy „prawo/legalność”. Zasadniczo, niepodważalny kult „prawa własności” musi zostać odczarowany, zdemaskowany, przedefiniowany i uznany jako elementarna przyczyna niesprawiedliwości społecznej, podczas gdy pojęcie „prawa” („legalności”) musi transformować od rozumianego przez pryzmat doktryny demokracji państwowej czyli gwaranta ładu i porządku na użytek podtrzymania relacji kapitalistycznych, do prawa rozumianego jako uniwersalnej i niepodważalnej możliwości samostanowienia i życia w godności.
Jak może taka transformacja jednak następować realnie? Przyglądając się doświadczeniom z przeszłości, zauważam iż kluczowym dla takiego procesu jest tworzenie sposobności i pobudzania społecznej kultury spotykania się i rozmawiania w wiekszym gronie o naszych problemach i potrzebach. Mam na myśli przedewszystkim publiczne spotkania, w miejscach pracy, zamieszkania, w parkach i skwerach miejskich. W ramach takich publicznych spotkań, czy to osiedlowych czy w zakresie domu/kamienicy powinna rozwijać się kolektywna odwaga wyrażania swoich prawdziwych potrzeb i pragnień - często głęboko skrytych pod warstwą poczucia niemocy i zastąpionych przyzwyczajeniem do panujących stosunków. Powinno rozwijać się poczucie wiary w to, że wszystko jesteśmy w stanie zmienić i pobudzając kolektywną odwagę nieodzowną aby przystąpić do realizowania naszych pragnień, egzekwowania naszych potrzeb.
Takie ożywienie kultury spotkań i zgromadzeń wydaje się mieć większe szanse realizacji na bazie istniejących już teraz sieci społecznych, grup sąsiedzkich, klubów osiedlowych... Abyśmy mogli zacząć myśleć o strajku czynszowym, wszędzie tam gdzie żyją bezpośrednio dotknięci problemem niedostatku, dojść musi do wzrostu poziomu wzajemnej komunikacji, do zintensyfikowania ogólnej kolektywnej aktywności. Co ciekawe, samo dyskutowanie i przygotowywanie strajku czynszowego jest procesem wspierającym te tendencje.
A więc ... nie warto czekać. Jeśli jest nas już garść osób, ktore chcą coś zmienić, zacznijmy od siebie samych i motywujmy innych... najlepiej własnym przykładem. Weźmy idee strajku czynszowego na usta. Rozmawiajmy, dyskutujmy o nim jak o realnym akcie. Weźmy się za konkretne przygotowania. Inni dotknięci problemem z pewnością wyrażą zainteresowanie. Niektórzy się do nas przylączą, a wielu zapewne nas wesprze!
KONKRETNE PRZYGOTOWANIA
Załóżmy więc, że jest nas grono osób... rodzin... sąsiadów... które gotowe jest podjąć decyzje o rozpoczęciu kolektywnej autoredukcji kosztów utrzymania... Załóżmy, że mamy już za sobą kilka luźnych spotkań, na których wymieniliśmy się naszymi wyobrażeniami i oczekiwaniami dotyczącymi tego wyzwania. Wyłonioną z tych dyskusji ogólną koncepcją strajku powinniśmy podzielić się następnie z dużą ilością osób, których ten problem też dotyczy. W pierwszej linii z naszymi sąsiadami, ale także ze zorganizowanymi inicjatywami społecznymi działającymi w naszej okolicy, które mogłyby nas wesprzeć. Nie mam tu na myśli w żadnym wypadku kontaktowania się z partiami politycznymi czy innymi lokalnymi strukturami administracji państwowej takimi jak na przykład „zarządy osiedlowe” (tzw. „zarządy osiedlowe” to coraz bardziej promowane przez państwo struktury kontroli społecznej; do tego dlaczego ufanie tym strukturom uważam za błąd powróce we fragmencie „Odrzucając leżące po drodze kłody”)
Jeżeli z ideą strajku skonfrontowana została wystarczająca ilość osób to następnym krokiem wydaje się zebranie wszystkich zainteresowanych do kupy i wspólne oszacowanie własnego potencjału, przydyskutowanie celów strajku, przyjęcia strategii dalszej mobilizacji, i przedewszystkim... wprowadzanie strajku w życie!
Z całą pewnością nie będzie nas opuszczało wrażenie, że jest nas wciąż za mało na tak daleko idącą konfrontację z „posiadającymi”. Dlatego warto zorganizować w międzyczasie serię spotkań informacyjnych w dzielnicy (w mieście), aby uczynić naszą interwencję, nasz plan, „publiczną tajemnicą”. Równocześnie warto propagować przyczyny strajku i samo zbliżające się jego nadejście innymi sposobami i kanałami (tymi, do których mamy zaufanie). To mogą być zarówno ulotki, plakaty czy napisy na murach kamienic jak i oświadczenia wysłane do oficjalnych mediów.
Kolejny krok to zwołanie publicznych zgromadzeń przygotowujących strajk. Z doświadczeń z przeszłości wynika, że zgromadzenia te powinny odbywać się regularnie, tendencyjnie coraz częsciej z czasem zbliżania się strajku, jak również rozprzestrzeniać się na dalsze okolice i dzielnice miasta. To nie tylko kwestia samego popularyzowania idei, ale również strategicznego utrudniania „posiadającym” uderzenia w konkretne ogniwo zapalne strajku w celu stłumienia konfrontacji w zarodku. Jeśli powiodło by się przyłączenie do strajku kolejnych społeczności to nie istnieje już coś takiego jak centrum czy zarodek akcji. Takich centrów jest wówczas wiele. Nie jest ważne, które ze zgromadzeń lokatorskich, która kamienica czy okolica jako pierwsza ogłosi strajk czynszowy... zanim społeczność inicjatorska będzie mogła zostać usankcjonowana przez „posiadających” wiele innych zdąrzy się przyłączyć! Istotnym wydaje się aby zanim wybuchnie strajk, poszczególne zgromadzenia lokatorskie miały możliwość przedyskutowania we własnych ramach kwestie oczekiwań i sposobów prowadzania strajku.
To chyba tyle z grubsza o procesie przygotowań. Moment zamykający naszą akceptację pasma wyrzeczeń to moment rozpoczęcia strajku...
CZEGO ŻĄDAĆ?
Najlepiej niczego.
Ze stawianiem żądań łączy się zawsze jeden zasadniczy problem. Każde żądanie jest zarazem samo-narzuceniem sobie ograniczenia w związku z tym, że jest odwoływaniem się do dobrej woli tych którzy siedzą przy sterze. Jest w związku z tym samo-ograniczeniem chociażby własnych pragnień i potrzeb. Przy dyskutowaniu żądań silimy się przeważnie na to aby były one „realne”, aby niosły ze sobą wysokie szanse realizacji, mając na myśli ni mniej ni więcej jak to na ile strona przeciwna przychyli się do naszych roszczeń. Oszacowując realność żądań odnosimy się zarazem do własnej niemocy, do wiążącego nas strachu przed sankcjami, przewidywanym oporem i stanowczością ze strony „posiadających”. Ustalamy więc ostatecznie tyw. żądania realne, żądamy minimalnie, aby tylko cokolwiek osiągnać.
Do czego prowadzi więc formulowanie żądań w perspektywie przygotowań do strajku czynszowego? W wypadku gdy strajk okazuje się efektywnym aktem, daje on nam minimalną poprawę naszego losu podczas gdy ilość energii włożonej w jego przeprowadzenie jest stosunkowo duża. Prawda jest więc taka, że to my sami stajemy sobie dodatkowo na drodze w walce o wymierną poprawe naszej sytuacji.
Tak więc wartym rozpatrzenia na samym wstępie jest opcja prowadzenia akcji anty-czynszowej bez wikłania się i ograniczania żądaniami; zastanowienia się czy sprawniejszym rozwiązaniem od frustrującego procesu ustalania i negocjowania żądań, nie jest po prostu ogłoszenie i wprowadzenie w życie bezdyskusyjnej i bezroszczeniowej autoredukcji opłat czynszowych i tym samym skoncentrowanie się od razu na obronie sprowokowanej tym posunięciem reakcji ze strony „posiadających”.
W wypadku jednak gdybyśmy mieli zdecydować się na wypracowywanie żądań, warto czynić to tak aby nie stały się one dla nas kulą u nogi...
Rzecz jasna najistotniejszym aspektem wydaje się dopasowanie żądań do specyficznej sytuacji naszej społeczności – społeczności zamierzającej podjąć walkę: jak definiujemy nasze potrzeby i pragnienia?... jak odnosimy się do faktu znajdowania sie na łaskach „posiadających”? ... jak oceniamy na konkretną chwilę siłę naszej społeczności? ... ile samozaparcia i solidarności jest ona w stanie wygenerować dodatkowo w trakcie wejścia w otwarty konflikt z „posiadającymi”? Odpowiedzi na te pytania powinny być przedmiotami kolektywnej dyskusji.
Kolejną rzeczą jest przyjrzenie się temu jakie żądania stawiały inne strajkujące w przeszłości społeczności i ich krytyczna ocena z perspektywy tego jak pomogły lub przeszkodziły one efektywnej autoredukcji czynszów. W efekcie, wybranie z owych doświadczeń żądań najodważniejszych, czyli takich przy stawianiu których nie stajemy sobie samych na drodze do zmian.
Przyjrzyjmy się więc palecie żądań stawianych podczas strajków czynszowych i za jednym zamachem także różnicą w ich radykalności. Dla ułatwienia sprawy zostawmy z boku żądania związane ze stanem budynków, zaległymi naprawami i dopełnieniem deklarowanych przez wynajemców świadczeń. Zasadniczo, najczęściej stawianymi żądaniami są żądania dotyczące zaniechania podwyżek czynszów. Takie żądanie dobrze jest poprzeć dokumentacją. Takową może być z jednej strony przedstawienie przerośniętych relacji pomiędzy naszymi dochodami a wydatkami na czynsz, i dla kontrastu, udokumentowany i ciężki do uzasadnienia wzrost dochodów właścicieli i zarządców kamienic.
Innym popularnym, a zarazem znacznie radykalniejszym żądaniem jest obniżenie aktualnej wysokości czynszów. W wypadku tego typu żądań proponowane od dołu wysokości mogą być różnie ustalane. Inspirującym źródłem doświadczeń w kwestiach autoredukcji kosztów utrzymania są konfrontacje, które miały miejsce we Włoszech w latach 70-ych. Podczas strajków czynszowych w Mediolanie wysunięto żądanie obniżenia czynszów nie przekraczających 10% dochodu czynszownika. To mocno solidarne podejście i radykalne postawienie sprawy wymaga jednak bliższego przyjrzenia się pewnemu aspektowi, a mianowicie temu w jaki sposób i z jakim nakładem energii osiągany jest miesięczny dochód przez różne osoby oraz jakie standarty/potrzeby zgłaszają poszczególne osoby. Wprawdzie rzadko zdarza się aby ludzie bogaci płacili wogóle czynsze, ale już ich dorośli potomkowie, żyjący z odstetek i nie muszący parać sie pracą zarobkową, czasami należą do grupy czynszowników, a nie są przecież koniecznie grupą lokatorów, na której „obdarowywaniu” efektami strajku zależałoby nam w pierwszej kolejności...
Prowadzi to do refleksji, iż niezależnie od żądań ważne jest aby społeczność wchodząca w strajk czynszowy była świadoma w czyim interesie wywołuje konflikt i stawia żądania - czy w interesie ludzi pracujących czyli w interesie wszystkich pokrzywdzonych przez sfery posiadających, czy też w interesie wszystkich płacących czynsz?
Ten dylemat rozwiązuje się dosyć szybko sam w momencie gdy żądania stajku czynszowego idą ramie w ramie z innymi żądaniami ludzi wyzyskiwanych w systemie kapitalistycznym. Tak zwani yuppies będą stronić od tego typu kampanii i akcji dążących do szerszych przemian społecznych ze względu na obawe przed utratą własnych przywilejów i wpływów.
Z drugiej strony, jak juz jesteśmy przy „obdarowywaniu” efektami strajku, istotną kwestią jest formułowanie żądań (i prowadzenie konfrontacji) nie tylko w interesie lokatorów bezpośrednio biorących udział w strajku, ale rownież w interesie wszystkich tych których dotyczą problemy leżące u przyczyn strajku. To nie tylko kwestia wynikająca z zawsze wartej pobudzania oddolnej solidarności, ale też strategiczna siła takiego formułowania żądan (i prowadzenia walki) otwierająca możliwość przyłączenia się do strajku w dowolnym momencie dalszym kręgom dotniętych problemem osób.
Stawiając żądania wobec „posiadających” musimy zacząć, bądź przed samym przystąpieniem do strajku bądź też w jego trakcie, od żądania udostępnienia szczegółowego budżetu dotyczącego administrowania lokalami przez konkretnego zarządcę. W wypadku większego koncernu lub społdzielni należy przyjżeć się przedewszystkim kosztom chłoniętym przez sztab menadżerów, konsultantów i administracji i żądać redukcji tej sfery zażądzania co prowadziłoby do obniżenia całościowych kosztów związanych z administracją kamienic, a więc automatycznie z obniżeniem płatności za użytkowanie lokali. Najczęściej jest tak iż lokatorzy nie mają żadnej kontroli nad kosztami administracji i wydatkami zarządców, opłacając w ten sposób nieświadomie grupę darmozjadów.
Żądania strajku czynszowego powinny poruszać także kwestie mieszkaniowe osób bezrobotnych i korzystających z łaskawego państwowego wsparcia. W związku z tym żądania dotyczyć mogą przykładowo udostępnienia wolno stojących mieszkań osobom o najniższych dochodach po bardzo kożystnej opłacie lub wręcz udostępnienia ich tym osobom bezpłatnie.
W związku ze świadomością iż czynsz jest systemowo podyktowanym oddawaniem naszych ciężko zapracowanych dochodów na konta darmozjadów, żądanie większej kontroli i przejrzystości sfery administracyjno-zarządzeniowej, powinniśmy konsekwentnie rozszerzyć radykalniejszym żądaniem całkowitej zmiany kontroli nad procesami administrowania kamienicami, w sensie oddania tych kompetencji w ręce samych lokatorów. To wymagałoby stworzenia odpowiedniej oddolnej lokatorkiej struktury. Taka zmiana zredukowałaby koszta administacyjne do minimum. Tym samym, im więcej lokatorów byłoby zaangażowanych w zadania administracyjne tym mniej obciążały by one poszczególne osoby i zadanie to stawałoby się mniej czasochłonne.
Warto zauważyć, że tego typu żądanie, czy też praktyczne przejęcie administracyjnej kontroli przez samych mieszkanców, jest głęboko sięgającą pozytywną zmianą relacji społecznych wybiegającą daleko poza samą problematykę czynszowo-mieszkaniową. To przykład na to jak istotne społecznie mogą być konfrontacje na tej płaszczyźnie.
MOMENT, MIEJSCE I OKOLICZNOŚCI OGŁOSZENIA STRAJKU
Nie bez znaczenia dla konfrontacji czynszowej wydaje się być moment, miejsce i sposób ogłoszenia strajku. Jeżeli uznamy omawianą już wcześniej ilość osób biorących udział w strajku oraz fakt opublicznienia strajku za elementy sprzyjające jego efektywności, to kolejnymi strategicznie ważnymi krokami wydają się odpowiednie dobranie miejsca i momentu jego ogłoszenia.
Ustalając moment wydaje się iż warto odnieść się do lokalnych tradycji. Są miasta w których trudno jest sobie wyobrazić lepszy moment do ogloszenia ostrajkowania (bądź bezpośredniej autoredukcji) opłat czynszowych niż dzień 1 maja. To moment, który tradycyjnie mobilizuje (w różnorodny sposob) wszyskich dotkniętych i wrażliwych na niesprawiedliwość społeczną. To dzień, w którym wszelkie oddolne ruchy społeczne akcentują swoją obecność. To chwila, w której nadzieja na to iż wydaży się coś co da początek zmianą na lepsze, jest przenoszona na ulice. Właśnie w takich okolicznościach, w obecności tysięcy naelektryzowanych pragnieniem radykalnym zmian ludzi, ogłoszenie strajku czynszowego wydaje się strategicznie najodpowiedniejsze; rzecz jasna poprzedzone wcześniejszymi przygotowaniami, kampanią mobilizującą i informacyjną.
Pierwszy maja jest oczywiście tylko przykładem praktycznego i strategicznego rozwiązania tego dylematu. W efekcie chodzi o ogłoszenie strajku w sposób jak najbardziej publiczny aby uniknąć anonimowości w tej konfrontacji z bardzo wpływowymi przeciwnikami/instytucjami. Chodzi więc w efekcie także o specyficzne miejsce ogłoszenia strajku aby uzyskać od początku szeroki rozgłos społeczny i niezależnie od ilości bezpośrednich uczestników strajku stworzyć możliwie szeroką bazę różnorakiego poparcia. Takim odpowiednim miejscem wydaje się być masowy wiec społeczny. Wiecu pierwszo-majowego nie trzeba specjalnie organizować bo odbywają się one siłą własnej dynamiki co roku. W wypadku wątpliwości co do tej idei zostaje albo wybrać inny lokalnie adekwatny moment albo taki wiec sprowokowac (zorganizować).
Oczywiście omawiane tu optymalne okoliczności rozpoczęcia strajku należy potraktować przykładowo, a nie uniwersalnie. Czas, miejsce i okoliczności ogłoszenia strajku zależą od lokalnych i punktualnych uwarunkowań. Potrafię sobie wyobrazić sytuację, w której przystąpienie do strajku może zostać podjęte bez długotrwałych mobilizacji i przygotowań, w sposób spontaniczny, w miejscu i momencie wynikającym z potrzeb chwili, a nie z wypracowanej dokładnie strategii. Szczerze mówiąc, sercem i emocjami jestem wręcz bliższa takiemu własnie dynamicznemu przebiegowi zdarzeń, tym bardziej iż element zaskoczenia drugiej strony też nie jest bez znaczenia w tego typu konfrontacjach. Jednak obserwując faktyczny potencjał jaki drzemie w społecznościach z którymi mam na codzień do czynienia (w moim miejscu zamieszkania; w miejscu pracy; oraz w miejscu zamieszkania mojej rodziny), dochodzę do wniosku, że oczekiwanie na zaskakujący i spontaniczny zwrot prowadzący do wybuchu zbiorowych akcji anty-czynszowych może się okazać wielce frustrujące, podczas gdy każda jedna opłata czynszowa przekłada się na kolejne dni w których zaciskamy pasa. Dodatkowym aspektem jest fakt iż spontaniczne przystąpienie do strajku wydaje się również nieść ze sobą o wiele wiecęj ryzyka.
Na dzień dzisiejszy, poruszone tu strategiczne przygotowywanie i konsekwentne dyskutowanie momentu, miejsca i okoliczności przystapienia do strajku wydaje mi się zatem optymalniejszym rozwiązaniem.
***
„Lokatorzy, którzy przecież w dużej mierze tak czy siak nie ufają władzą i nie są kompletnie uzależnieni od administracyjnej bezczynnosci, są w posiadaniu bezwzględnej broni – w każdej chwili mogą zatrzymać czynsze we własnych rękach!”
4. ODRZUCAJĄC LEŻĄCE PO DRODZE KŁODY
KŁODY KTÓRE SĄ NAM POD NOGI RZUCANE ORAZ TE, KTÓRE RZUCAMY SOBIE SAMI...
Jak nie trudno jest się domyslić lista przeszkód blokujących wprowadzenie strajku, jak również lista przewidywanych niebezpieczeństw mogących wystąpić w trakcie jego trwania, są tak długie jak różnorodne.
Odniosłam się już nieco wcześniej co do największych problemów towarzyszących rozważaniom o podjęciu strajku, problemów poczucia strachu i niemożności: strachu przed srogimi konsekwencjami ze strony kamienicznikow i ich poplecznikow oraz niemożności podpowiadajacej nam iż „nie jesteśmy w stanie i tak nic zmienić”. Tymi to nastawieniami skutecznie sami blokujemy jakakolwiek możliwość idącą w tę strone.
Do dalszych przeszkód, w pewnym sensie zakorzenionych w nas samych, nazwijmy je więc przeszkodami tkwiącymi wewnątrz społeczności, należą wspomniane także już wcześniej zróżnicowana sytuacja materialna i przynależność klasowa. A także nasze słabości jak paranoiczne poczucie potrzeby rywalizacji czy wręcz, wzajemna zazdrość wobec innych, mimo iż ich sytuacja jest analogiczna do naszej...
Kwestią utrudniającą podjęcie wspólnych aktów strajkowych leżącą zasadniczo poza obrębem naszych bezpośrednich wpływów jest zróżnicowana/przemieszana struktura własności domów – prywatna, państwowa, państwowo-społdzielcza, prywatno-spółdzielcza, kościelna, a także fakt iż ze względu na dzisiejszą strukturę kontroli czynszów (w przeważającej części prywatną, a tylko do pewnego stopnia państwową) większość osób jest atakowana na tej płaszczyźnie indywidualnie co utrudnia przeciwdziałanie i utworzenie oddolnego frontu przeciwko temu atakowi.
Przy głębszym spojrzeniu daje się zauważyć jednak, iż większość przeszkód uznawanych za „tkwiące wewnątrz społecznosci” jest tak naprawdę niczym innym jak długoterminowymi efektami czynników zewnetrznych, a mianowicie przesiąkniętego kapitalistycznymi i zdominowango państwowymi relacjami dnia codziennego. Do takich zwyrodnień naszych relacji należą właśnie m.in. wzajemna rywalizacja, poczucie zazdrości, różnice w sytuacji materialnej spowodowanej różnicami w dochodach, zróżnicowany status społeczny czy indywidualizm i ogólna atomizacja społeczności.
Poza przeszkodami blokującymi nasze zdolności do podjęcia decyzji o rozpoczęciu oraz charakterze i celach strajku, pomocnym wydaje się też przyjżenie się problemom i niebezpieczeństwom, których należy oczekiwać w trakcie jego trwania. Podzieliłabym je na te wynikające z błędów w strategii prowadzenia strajku oraz na te oczekujące nas ze strony kamieniczników i ich popleczników czyli rządzących i posiadających.
Do niebezpieczeństw mogących wyniknąć z błędnych metod i strategii działania może okazać się zbyt nawykowe opieranie się i odwoływanie do samego prawa.
Za podstawowe niebezpieczeństwo oczekujące nas ze strony rządzących i posiadających należy uznać próby ingerowania lokalnych polityków i lokalnych struktur państwowych w te, słusznie omijające ich instytucje (partie polityczne, urzędy administracyjne, rady miasta i dzielnicy, ministerstwa, etc) kolektywne i bezpośrednie działania.
STRAJK CZYNSZOWY I UWARUNKOWANIA PRAWNE
Odwoływanie się czy wręcz opierania na prawnych i instytucjonalnych uwarunkowaniach przy przystepowaniu do strajku czynszowego to bardzo kontrowersyjna i delikatna kwestia będąca zarazem elementarną przy ustalaniu strategii strajku. Zasadniczo wyobrażalne są w tej materii trzy możliwe podejścia do sprawy: prowadzenie strajku w oparciu i w ramach regulacji prawnych; przyjęcie strategii aktów bezpośrednich zakładającej przekraczanie prawa jako taktycznie i etycznie uzasadnione i konieczne; taktyczne i elastyczne używanie obu wariantów.
Jeżeli chodzi o prowadzenie protestu czynszowego w oparciu o regulacje prawne, co w efekcie sprowadzać się będzie najczęściej do konfrontacji na sali sądowej to doświadczenia z przeszłości nakazują poważny sceptycyzm odnośnie tej formy działania. Legalne procedury odwracają się w większości wcześniej lub później przeciwko lokatorom. A to przedewszystkim z tego powodu, że strona przeciwna jest o wiele bardziej profesjonalna w tej materii, ma większe środki do pokrycia kosztów prowadzenia tego typu konfrontacji, a organy sprawiedliwości zasadniczo sprzyjają czy też wręcz, działaja w imieniu podmiotów gospodarczych (czyli właścicieli, pośredników i zarządców nieruchomości). Konfrontacja na salach sądowych daje klasie rządzących i posiadających także dalsze kożyści. Po pierwsze jest to zawsze gra na zwłokę przeciągająca w czasie ewentualne zdobycze po naszej stronie, a pamiętajmy, że każdy miesiąc w którym płacimy im czynsz to kolejny miesiąc nie tylko naszych wyrzeczeń, ale również kolejny miesiąc ich życia z niezasłużonych dochodów. Tak więc każda gra na zwłoke, czy to z naszej strony czy też z powodu przeciągającego się procesu sądowego działa na ich kożyść.
Poprzez granie na zwłokę przy użyciu legalistycznych procedur, rządzący i posiadający zyskuja czas na stworzenie podziału w naszych szeregach i skorumpowanie naszych liderów (a gdy takich de facto nie ma, to są oni sztucznie stworzeni aby było kogo przechabacić na swoją stronę...). To znana i sprawdzona po tysiąc razy metoda: im dłużej nasza walka, nasz strajk, nie przynosi oczekiwanych efektów tym bardziej zaczynamy się niecierpliwić, pojawiają się wątpliwości i różnice w naszych szeregach, aż wreszcie, gdy już nastąpi podział na tych którzy chcą doprowawadzić strajk do końca tak jak zaplanowano i na tych którzy gotowi są na kompromisy aby tylko zakończyć jak najszybciej konfrontację, rządzący i posiadający wyciągają rękę do najbardziej reformistycznej frakcji i dokonują z nią ustaleń. Tę stosowaną w zwalczaniu wszelkich walk o godność i sprawiedliwość strategię znamy doskonale przedewszystkim z doświadczeń strajków i walk pracowniczych. Ale również z historii strajków czynszowych i walk lokatorskich.
Legalistyczna konfrontacja transformuje również samą walkę społeczną, której podstawową siłą jest fakt iż jest ona kontrolowana przez samych jej animatorów (inicjatywy, grupy i organizacje lokatorskie), w kontrolowany przez władze legalistyczny proces, co ostatecznie staje się śmiertelne dla tego co należy uznać za najcenniejsze: niezależną od państwowych instytucji inicjatywę i interwencję społeczną. Faktem jest, że nawet jeżeli sam strajk miałby doprowadzić do rozgrywki w sali sądowej to jej wynik nie bedzie zależeć od takich pojęć jak „sprawiedliwość”, „słuszność” czy”prawda”, a o wiele bardziej od siły która stoi za oboma stronami, od wystawionych argumentów które osiągną szersze rzesze społeczństwa i od zastraszenia drugiej strony. Nie zapominajmy, że to w rękach lokatorów leży najsilniejszy argument przetargowy i zarazem narzędzie walki: to w rękach lokatorów leży władza nad płaceniem bądź też wstrzymaniem płacenia czynszu (na podejmowaniu którego tak bardzo zależy drugiej stronie!).
Dlatego też istotą przygotowań do strajku czynszowego i ogólnie rzecz biorąc organizowania ruchu lokatorskiego jest upowszechnianie świadomości posiadania tej bezwzględnej groni przez lokatorów, uznania jej za własną siłe, i w efekcie, używania jej w niesustannej walce o godne życie.
KOMBINAT PAŃSTWOWY NIE ODPUŚCI – STRAJKI CZYNSZOWE A OSIEDLOWY MANAGEMENT
Ostatnimi czasy coraz częściej rolę uwiązywania lokalnych walk lokatorskich przejmują instalowane nagminnie przez państwo instytucje „zarządów osiedlowych” („Quartiersmanagement” - nagminne zjawisko w zachodnio-europejskich miastach). Te wysunięte w stronę mieszkańców konkretnych dzielnic ramiona państwowego kombinatu, w objęciach których lokalne inicjatywy m.in. grupy lokatorów miałyby rozwiązywać swoje problemy, mienią mi się jako mechanizmy o kompletnie odwrotnej funkcji. Na pierwszy rzut oka są one otwarte na tematyzowanie wszelkich problemów społecznych o lokalnym charakterze, a nawet mają do dyspozycji fundusze na takowe cele. Jednak ich faktyczną rolą jest wprowadzenie klimatu delikatnego obchodzenia się z symptomami niesprawiedliwej polityki mieszkaniowej, czyli z ubożejacymi lokatorami. Z lokalnie występującymi problemami oraz stojącymi za nimi społecznościami obchodzą się celowo w taki sposób aby za wszelką cenę zapobiec ich wymknięciu się poza ramy systemu przez, który owe zarządy osiedlowe zostały stworzone. Poza ramy ograniczajace społeczne procesy i formy działania. Ramy zdeterminowane przez dogmę kapitalistycznego prawa własności i stojącego na jej straży ustroju demokracji państwowej. W ten sposób, przy użyciu pozornie pro-społecznych instytucji, wszystkie poruszane w tym materiale przeze mnie autonomiczne idee mają być tłumione w zarodku. Każda oddolna inicjatywa wymykająca się z pod kontroli (i działająca wbrew interesom) rządzących i posiadających ma być przejmowana przez zarządy osiedlowe i w ten sposób rozbrajana z ładunku drzemiacej w niej dynamiki społecznej napędzanej poczuciem konieczności reagowania na niesprawiedliwość...
... tu i teraz,
... w pierwszj osobie, bezpośrednio,
... kolektywnie i radykalnie,
... bez mediatorów i bez kompromisów.
PARĘ SŁÓW O METODACH STRONY PRZECIWNEJ
Jednym z klasycznych problemów, na które napotykają wszelkie ofensywne ruchy społeczne, nie tylko więc lokatorski, jest ich instrumentalizowanie przez partie polityczne do własnych politycznych celów. Jeżeli tylko okazuje się, że jakaś oddolna inicjatywa społeczna zaczyna się cieszyć popularnościa, poszczególne partie polityczne zaczynają ją wspierać i identyfikować z jej postulatami. W zależności od koloru partii która akurat ma coś do powiedzenia w naszej okolicy, różne mogą być oblicza takich ingerencji. Podczas gdy partie bardziej czerwone (socjaliści i socjaldemokraci), brunatne (narodowo/konserwatywne) i zielone, będą próbowały ingerowania w nasze działania w roli „pomocnych” patronów naszego strajku, partie liberalne mogą próbować zbliżenia się w roli „bezinteresownego” pośrednika między czynszownikami i kamienicznikami. I w jednym i drugim wypadku prowadzi to do zatracenia autonomii działania przez społeczność lokatorską.
Szybko okaże się po raz setny, że za przykrywką „pomocy” i „bezinteresowności”, kryje się intencja wyciągnięcia z tego „sojuszu” w odpowiednim momencie swoich własnych politycznych kożyści; intencja przeciągnięcia aktywistów ruchu, walczącego w imię godnego życia, w szeregi którejś partii ...walczącej w imię uzyskania władzy politycznej! Intencja użycia siły strajku do zaatakowania przeciwników politycznych. Wydaje się być więc niesamowicie ważnym aby społeczności lokatorskie, tak te przystępujące do strajku czynszowego jak również te nie przystępujące, zdawały sobie z tego sprawe i trzymały osoby i struktury występujące w imieniu partii (jakiejkolwiek!!!) z daleka od struktur lokatorskich, zachowując w ten sposób daleko idącą autonomię.
Oddzielną historią z kategorii „przeszkód i niebezpieczeństw”, której należałoby się bliżej przyjżeć, jest walka „rządzących i posiadających” ze strajkiem czynszowym. Znamy doskonale różne oblicza tego systemu i wiemy na jak wiele sposobów potrafi on stososowac instytucjonalną przemoc wobec ruchów i aktów społecznych które podważają jego status quo. Niektóre z tych wrogich lokatorom taktyk poruszyłam w powyższych podrozdziałach. Jednak w związku z oczywistą złożonością możliwych form reakcji i metod zdławienia strajku nie jestem w stanie podjąć się tutaj ich pełnej prezentacji gdyż wymagało by to bardzo wszechstronnej i wielostronicowej analizy. Zarazem mam świadomość, że takowy tekst analizujący strategie instytucjonalnej przemocy ze strony panstwa i kamieniczników wobec ruchów lokatorskich i strajków czynszowych, tekst opierający się na dotychczasowych doświadczeniach oporu lokatorskiego, powinien również powstać jeżeli chcemy być coraz bardziej efektywni i silni w prowadzonych przez nas konfrontacjach.
W POSZUKIWANIU NOWEJ TOŻSAMOŚCI I GRUNTU POD SOLIDARNĄ ŚWIADOMOŚĆ LOKATORÓW
Przyglądając sie wszystkim wymienionym tu problemom i niebezpieczeństwom (zatomizowanie i odosobnienie w obliczu problemów czynszowych; poczucie strachu i niemożności; wewnętrzne podziały; zazdrości i rywalizacje bazujące m.in. na różnicach w dochodach, etc) wyciągnąć można wniosek iż sprowadzają się one do niemożności wystąpienia przez czynszowników jako jednej siły, jednego ruchu. Elementy, które zespajały ludzi w przeszłości, jak poczucie przynależności do jednej klasy społecznej czy jednolity przeciwnik kontrolujący czynsze (państwo), nie są już czynnikami jednoczącymi lokatorów i pozwalającymi im w ten sposób działać kolektywnie jako jeden ruch. Ta obserwacja nasuwa pytanie o to, co może być w dzisiejszej sytuacji gruntem pod takową kolektywną i solidarną tożsamość dla zatomizowanej masy lokatorów oraz wyzwanie dotyczące budowania takowej tożsamości.
Jeżeli zastanowimy się przez chwilę, kto w dzisiejszych czasach płaci czynsze to konkretnej warstwie społecznej, nie mającej jednak strukturalnej postaci. Moim skromnym zdaniem, warstwa ta, w postaci lokatorów, powinna odbudować swoją kolektywną solidarność opierając się na prostej i uniwersalnej idei życia w godności i wynikanącej z niej kolektywnej radykalnej negacji wszelkich nadużyć i poniżeń ze strony ze strony rządzących i posiadających czyli w tym wypadku kamieniczników i ich popleczników. Zarazem, w związku ze sprzecznościami wynikającymi z różnic majątkowych, elementarna dla tej tożsamości powinna być kwestia świadomości w czyim interesie wywołujemy konflikt i stawiamy żądania (poruszona przeze mnie już wcześniej w podrozdziale „Strajk czynszowy – czego żądać?”).
***
5. UNIWERSALNOŚĆ EFEKTÓW STRAJKU CZYNSZOWEGO
Na wstępie tego tekstu poświęciłam sporo miejsca najczęstrzym powodom i motywom dla których lokatorzy podejmowali się, i mam nadzieję że będą wkrótce ponownie podejmowali, strajki czynszowe. Doświadczenie pokazuje jednak również, że efektywny strajk czynszowy, poza realizacją pierwotnich pobudek do podjęcia tego aktu, generuje dalsze pozytywne efekty, pozytywne zarówno dla samych biorących bezpośredni udzial jednostek, jak i dla szerzej pojmowanych i długoterminowych procesów społecznych.
Otóż okazuje się, iż efektywny strajk czynszowy, który rozbudził w społecznościach poczucia solidarności, świadomości siły oddolnych procesów społecznych, chęci dalszego samo-organizowania się oraz ducha walki o godne życie, jest fundamentem pod podobne procesy na innych obszarach społecznych objętych niesprawiedliwością, chociażby w środowiskach pracowniczych i bezrobotnych. Tak było między innymi w przypadku jednego z najsłynniejszych strajków czynszowych który przeszedł do historii, w Barcelonie roku 1931. Struktury, doświadczenia i więzy między mieszkańcami poszczególnych dzielnic Barcelony, które ugruntowały się podczas długotrwałego i masowego strajku, procentowały na przestrzeni kolejnych lat podczas różnych innych konfrontacji społeczeństwa ze sferami posiadającymi i rządzącymi, prowadząc w efekcie do poprawy sytuacji tysięcy ludzi w tym regionie.
Musimy sobie zdać również sprawe z faktu, że w czasach w których z tak wielu powodów ludzie rzadko powstają aby podjąć walkę o godne życie w pierwszej osobie (zamiast zdawać się na łaskę systemu partii politycznych), większość z nas uczestniczących w takim strajku wzięłaby po raz pierwszy udział w tego typu bezpośredniej kampanii na większą skale. Tak więc, dla każdego uczestnika z osobna jest to interesujące i wnoszące do jego życia wiele wartości doświadczenie.
Świetnym przykładem uniwersalności efektów walki lokatorskiej były Włochy lat 70-tych. Wówczas to walka lokatorów zainspirowała czy wręcz przeniosła się na inne obszary społecznej konfrontacji, takie jak: walkę o tani trasport publiczny, tanią służbę zdrowia i o obniżki cen wielu podstawowych produktów. A fala tych walk wezbrała własnie dzięki radykalnej walce lokatorów wielu miast włoskich o niższe czynsze...
Zastanawiając się dokładniej nad istotą problemów związanych z kwestiami czynszowymi, dochodzę za każdym razem do konkluzji iż są one wrośnięte głęboko w system kapitalistycznych paradygmatów, które dominują obecnie nasze codzienne relacje. Oznacza to, iż kwestie czynszowo-mieszkaniowe na dłuższą metę nie dadzą się nigdy rozwiązać same w sobie, traktowane jak odizolowany problem społeczny. W związku z tym, to właśnie wspomniana codzienność kapitalistycznych paradygmatów stać się musi kompleksowym celem społecznych interwencji... chciałoby się wręcz rzec: ataku.
W tym kontekście doświadczenia kolektywnych kampanii autoredukcji kosztów utrzymania, czy też strajków czynszowych, nabierają szczególnej roli, z której ich aktorzy często nawet nie zdają sobie sami sprawy. A powinni! Gdyż walczą nie tylko o odcięcie się z łańcucha kredytów, o nadanie końca pasmu wyrzeczeń, czy oto aby uniknąć wymuszonej przeprowadzki, ale dają też przykład milionom innych aby wreszcie zaczęli brać sobie z powrotem wszystko to, co zostało im, i dalej jest im każdego dnia zabierane...
***
6. KONCEPCJE STRAJKU CZYNSZOWEGO W PIGUŁCE
Dochodzę więc do końca mojej wędrówki po rozmaitych aspektach związanych ze strajkiem czynszowym. Na zakończenie spróbuje przedstawić raz jeszcze w telegraficznym skrócie podstawowe etapy budowania strajku. Są one oczywiście jedynie wynikającą ze zgromadzonych doświadczeń koncepcją, której solidarna krytyka i modyfikowanie są jak najbardziej potrzebne. Myślę jednak, iż zarys tej koncepcji może być już w takiej wersji użytecznym narzędziem dla społeczności przygotowujących się właśnie do podjęcia interwencji.
Brytyjski autor, Colin Ward, poświęcający wiele uwagi analizowaniu anty-autorytarnych ruchów społecznych, podzielił przed laty procesy prowadzenia strajków czynszowych w tzw. nie-rewolucyjnym okresie, na cztery fazy:
1) Inicjowanie strajku – podczas której pojedyńcze osoby odgrywają rolę iskier potrzebnych do wzniecenia ognia społecznej interwencji;
2) Konsolidacje strajku – czyli fazę którą charakteryzuje rozprzestrzenianie się ruchu lokatorskiego i jego akcji, efektem czego staje się coraz głośniejsze i stanowcze stawianie pod znakiem zapytania logiki praw własności; innym charakterystycznym elementem tej fazy jest organizowanie się ruchu przeciwko mającym na celu jego rozbicie państwowym represjom;
3) Sukces strajku – w tej fazie władze i kamienicznicy/kapitaliści uginają się pod naciskiem ruchu i wychodzą na przeciw jego żądaniom;
4) Przejęcie strajku – w tej fazie następuje proces zintegrowania/wdrożenia ruchu lokatorskiego w panujące status-quo; jest to więc faza wzmożonej kontrofensywy ze strony rządzących i posiadających podczas której dochodzi do wprowadzenia ustaw i administracyjnych regulacji w odniesieniu do celów i struktur ruchu; pod koniec tej fazy ruch najczęściej zamiera, co oznacza, że za jakiś czas gdy stosunki mieszkaniowe ponownie się pogarszają musi on być budowany od podstaw...
Pomimo iż w przekroju całego tekstu odnosiłam się to wielu aspektów strajku pojawiających się we wszystkich czterech wypracowanych przez Colina fazach, mój zarys koncepcji, zaprezentowany poniżej, dotyczyć będzie wyłącznie etapu inicjowania strajku (u Colina jest to faza inicjacji i częsciowo konsolidacji). Proponowany przeze mnie zarys odnosi się też specyficznie do bardziej masowych akcji, w których bierze udział conajmniej kilkadziesiąt (czy wręcz kilkaset) osób/rodzin. W przyszłości, mam nadzieję że niedalekiej, gdy strajki czynszowe staną się ponownie stałym elementem społecznej postawy, warto będzie być może usiąść ponownie i dopisać dalsze części tej koncepcji, tak aby strajkujące grupy lokatorów mogły się uczyć nawzajem ze swoich doświadczeń.
Oto jednak pierwsze kroki...
Krok pierwszy – to luźne rozmowy i dyskusje z sąsiadami i inicjatywami lokatorskimi o wspólnych problemach, rozmowy poruszające temat strajku jako możliwej kolektywnej interwencji;
Krok drugi – to zorganizowanie pierwszego spotkania osób i grup zainteresowanych tematem; w ramach spotkania - dyskusja wokół konkretnych możliwości, celów i strategii prowadzenia strajku;
Krok trzeci – to upowszechnianie idei poprzez serie spotkań informacyjnych, tworzenie i rozprowadzenie plakatów i ulotek, publikowanie serii odpowiednich tekstów tak w oficjalnych jak niezależnych mediach;
Krok czwarty – to ogłoszenie i przeprowadzenie pierwszych publicznych zgromadzeń przed-strajkowych;
Krok piąty – to intensyfikacja częstotliwości zgromadzeń oraz ich multiplikacja poprzez tworzenie kolejnych w innych częściach miasta czy dzielnicy;
Krok szósty – to ostateczne ustalenie żądań (albo ich strategicznego braku... patrz odcinek „Czego żądać?”) i planu działania jak konkretnie rozpocząć strajk (moment, miejsce i okoliczności);
Krok siódmy – to wreszcie moment publicznego ogłoszenia strajku w ramach publicznego zgromadzenia, podczas którego równocześnie może dojść do rozdzielenia zadań, dopracowania struktury, środków bezpieczeństwa i cykliczności spotkań lokatorskich w trakcie trwania strajku...
Krok ósmy – to moment otwierzenia butelki nabytego za pierwsze zaoszczędzone na strajku pięniądze (a nie pitego już od miesięcy!) szampana i wzniesienie toastu za naszą odwagę i przejście tym samym do fazy oczekiwania na pierwsze reakcje, tak ze strony władz i grupy kamieniczników, jak i tysięcy sprzyjajacych nam lokatorów!
***
7. MODYFIKACJA TYTUŁU
Myślę, że moment w którym fala strajków czynszowych przeleje się przez wiele europejskich miast jest już bardzo blisko. Nie zdziwiła bym się wcale gdyby wśród pierwszych z nich były polskie miasta. Na to przynajmniej wskazywałaby obecna sytuacja. W wielu miastach istnieją i prężnie działają oddolne i autonomiczne inicjatywy lokatorskie. Wprawdzie koncentrują się one w tym momencie wciąż głównie na działaniach defensywnych (reagowaniu na odgórne procesy ze strony rządzących i posiadających) sprawiają jednak coraz bardziej wrażenie zainteresowanych przejściem do bardziej ofensywnych interwencji. W tym sensie, to własnie te społeczności są najbardziej prawdopodobnymi zarodkami przyszłych strajków czynszowych.
Mam nadzieję, że ta czy inna społeczność będzie miała jakiś pożytek z mojej skromnej inicjatywy w postaci tego tekstu. Sama przyłączyłam się już do zgromadzeń lokatorskich na naszej dzielnicy, w ramach których możliwość ogłoszenia strajku czynszowego jest już głośno i coraz odważniej dyskutowana.
W tym kontekście tytuł tego materiału powinien być nieco zmodyfikowany... ja nie tylko nie zamierzam dać się zmusić do wyprowadzenia z mojego mieszkania, i nie tylko czekam na strajk czynszowy, który mógłby temu zapobiec. Zamiast czekać, staram się być jedną z iskier pomagających wskrzesić ten akt walki o godne życie. Moje i innych czujących się w tym systemie podobnie jak ja... obektami przetargowymi na giełdzie towarów.
„Tylko tak gówniany system jak kapitalizm
może uczynić nasze domostwa produktami na rynku”
***
Veronika
2008
http://aleja-wolnosci.blogspot.com/2009/07/nie-chce-sie-wyprowadzac-czek...