Publicystyka

Demokracja i walka społeczna – między ruchami społecznymi, a powszechnymi wyborami

demokracja | Publicystyka | rewolucja | walka | Wybory

Źródło artykułu:
Le Monde Diplomatique – Andre Bellon (lipiec 2009)

Demokrację często przedstawia się dzisiaj, i zazwyczaj nie budzi to sprzeciwów, jako dążenie do konsensu. Czciciele systemu politycznego, który uchodzi za nowoczesny, ujęli to nawet w teorię i nazwali „demokracją złagodzoną”. Główni aktorzy sceny politycznej i większość instytucji pośredniczących podtrzymują tę koncepcję, ale nie realizują jej w praktyce. We Francji Partia Socjalistyczna (PS) zaczęła krzyczeć o po¬gwałceniu demokracji dopiero wtedy, kiedy jej własna zdolność ekspresji parlamentarnej została zagrożona przez większościową Unie Ruchu Ludowego (Union pour un Mouvement Populaire – UMP), choć na podobne naruszenie przymknęła oczy trochę wcześniej, nie występując przeciw Traktatowi Lizbońskiemu, który zlekceważył głosy Francuzów oddane w referendum z 2005 r. przeciwko europejskiemu Traktatowi Konstytucyjnemu.

revolution

Antyspołeczny walec konsensusu
Takie dość osobliwe postrzeganie polityki odwraca uwagę od prawdziwych rozłamów, a jednocześnie niszczy ruchy społeczne. Znamy dobrze tę śpiewkę intonowaną przy każdej manifestacji przez tych, którzy strzegą dominującego porządku: „Ulica nie będzie nami rządzić”. [3] Skoro jednak głęboki sprzeciw drążący organizm społeczny nie może dojść do głosu ani w ramach instytucji, ani na ulicy, to gdzie ma być miejsce tej ekspresji niezbędnej dla funkcjonowania demokracji?
Demokracja to nie dążenie do powszechnej zgody, ale sposób na położenie kresu niezgodzie. Kiedy w 570 roku p.n.e. Klejstenes wprowadził w Atenach powszechne głosowanie, to bynajmniej nie po to, by zaprzeczać konfliktom dzielącym społeczność, lecz po to, by zakończyć je w sposób pokojowy, by znaleźć reguły gry akceptowalne dla wszystkich obywateli. Mimo to jednak stosunek między demokracją a wal¬ką społeczną wciąż stanowi przedmiot licznych kontrowersji.

Państwo nie jest świętością
W XIX w. republikanie opowiadali się za powszechnym głosowaniem bezpośrednim. Dla nich państwo nie było czymś świętym, lecz pewnym rodzajem ludzkiej ekspresji, a jego legitymizacją może być tylko poparcie większości obywateli. Wyrazem takiego właśnie przekonania są słowa Leona Gambetty z 15 sierpnia 1877 r., gdy wykrzyknął do Patricea Mac Mahona: „Kiedy lud się wypowie, trzeba będzie postąpić zgodnie z jego wolą lub ustąpić.” Później, 9 października tego samego roku, wypowiedział się również na temat działa¬nia tej zasady w odniesieniu do konfliktów politycznych: „Jak możecie nie widzieć, że właśnie powszechne głosowanie, jeśli nic nie ogranicza jego funkcjonowania, i jeśli szanowana jest niezależność i autorytet po¬dejmowanych za jego pośrednictwem decyzji, jest sposobem na pokojowe zakończenie wszelkich kryzysów i rozwiązania wszelkich konfliktów?” [4]

W tym samym czasie rola bezpośredniego głosowania powszechnego stanowi¬ła również przedmiot sporów w środowisku robotniczym. Niektórzy uważali, że jest to jedynie sposób na rozwiązywanie konfliktów wewnętrznych w łonie burżuazji. Zwolennicy Proudhona sprzeciwiali się Marksowi, nie uznając możliwości autonomii w walce politycznej, a walkę klas rozumieli jedynie jako dążenie do modyfikacji warunków ekonomicznych. Jean Jaures odpowiadał na to, że historia ru¬chu robotniczego jest jednocześnie historią budowania przez robotników własnej przestrzeni publicznej, własnej autonomii w ramach społeczeństwa kapitalistycznego. Mówił o potrzebie demokracji, która ma być narzędziem wyzwolenia i narzędziem walki: „Ci ze współczesnych socjalistów, którzy nadal mówią o bezosobowej dyktaturze proletariatu albo przewidują siłowe przejęcie władzy i pogwałcenie demokracji, albo cofają się do czasów, kie¬dy proletariat był jeszcze słaby i miał do dyspozycji jedynie fałszywe drogi do zwycięstwa.” [5]

Wielka wojna i kryzys demokracji
Na początku XX w. coraz częściej widziano demokrację jako pewną zasadę uniwersalną. [6] Dwadzieścia lat później to podejście znacznie się zmieniło. Tendencje skrajnie prawicowe umocniły się na scenie politycznej, a Związek Radziecki wywierał coraz większy wpływ na środowiska robotnicze. Demokracja została ugodzona w samą swoją zasadę. Jak do tego doszło? Najprawdopodobniej zasadnicze cięcie stanowiła I woj¬na światowa. Demokratyczna rozgrywka bynajmniej nic doprowadziła do politycznych konfrontacji niezbędnych wobec zagrożenia wojną, a zamiast tego została wykorzystana do zamaskowania zbrodniczego konsensusu, uzasadniającego rzeźnię, jakiej nie znały dotychczasowe wojny.

Zaś po zakończeniu wojny w Rosji powstał ustrój radziecki, który bynajmniej nie opierał się na demokracji, a mimo to niektórzy rewolucjoniści nadal starali się dowodzić, że demokracja jest tym samym co walka klas. Co prawda Róża Luksemburg wzywała do „do szerszej i bardziej nieograniczonej demokracji”, przypominając, że „nie podlega dyskusji, iż bez nieograniczonej wolności prasy, bez całkowitej wolności zebrań i zgromadzeń, nie będzie możliwa dominacja szerokich mas ludowych.” [7] Ale było już za późno.

Oczywiście zakończenie II wojny światowej uznane zostało za zwycięstwo demokracji. Ale miejsce obywatela zajął teraz przedstawiciel mas, zatomizowana jednostka, pozbawiona punktów odniesienia i korzeni, łatwo padająca ofiarą tendencji autorytarnych. Tak więc w latach 40. i 50. echem makkartyzmu w Stanach Zjednoczonych były stalinowskie procesy w Moskwie, a echem amerykańskiej interwencji w Gwatemali (1954) zabrzmiała radziecka interwencja na Węgrzech (1956). Ten proces nie zakończył się bynajmniej wraz z wydarzeniami najnowszej historii, przede wszystkim z upadkiem muru berlińskiego. Wręcz przeciwnie, doszło do legitymizacji zwycięskiego kapitalizmu jako jedynego możliwego systemu.

Kapitalizm przeciw demokracji
Demokracja traci swój najgłębszy sens, kiedy brak realnej opozycji. Zamiast więc twierdzić, że pojęcia demokracji i walki społecznej są antynomiczne, należy powiedzieć jasno, że i wałka o demokrację jest podstawą walki społecznej. Arystoteles definiował ją tak: „Założeniem ustroju demokratycznego jest wolność” (…) Jedną z cech wolności jest to, że się na przemian to słucha, to rozkazuje. [8]

To prawda, że ze względu na obecny kryzys wielu obywateli jest skłonnych uznać demokrację za kwestię drugorzędną. Prawdą jest też, że widząc, jak jest ona obchodzona i wymijana przez liczne instytucje i partie można się zniechęcić do stawania w jej obronie. Najważniejszym celem jest teraz przy wrócenie jej sensu wobec ataków, których pada ofiarą.

Głosowanie powszechne jest niezbędnym narzędziem władzy ludu. Jednak odkąd ta zasada została powszechnie przyjęta, wynaleziono mnóstwo sposobów na wymijanie, obchodzenie jej sensu i pozbawianie jej rzeczywistego oddziaływania. We Francji w pierwszych etapach rewolucji 1789 r. nie wprowadzono powszechnego głosowania. Pierwsze Zgromadzenie Narodowe opowiedziało się za głosowaniem cenzusowym, zachowując zatem monopol bogatych na ekspresję polityczną. Powszechne głosowanie wprowadzono dopiero dzięki powstaniu ludowemu w 10 sierpniu 1792 r., kiedy to masy obaliły monarchię.

Po rewolucji zasada powszechnego głosowania utrzymała się, ale praktycznie jej stosowanie było zawieszone aż do końca XIX w. - a to ze względu na wypaczenie samej jej istoty przez plebiscyty organizowane za czasów Napoleona; ze względu na kryteria materialne ograniczające dostęp do urn (za II Republiki de facto z prawa do głosowania wykluczeni byli robotnicy); ze względu na brak kobiet w elektoracie. Można by na to odpowiedzieć, że dzisiaj ta zasada została przywrócona. Tak naprawdę jednak obecnie pojawiły się bardziej przemyślne sposoby obchodzenia jej. O ile bowiem jednomyślnie uznaje się powszechne prawo do głosowania, o tyle zakwestionowany jest jego przedmiot – a to ze względu na to, że wszystkie poważniejsze niuanse tej debaty tracą znaczenie w obliczu znaczenia pewnych konkretnych wyborów, prezydenckich, dających władzę prawie dyskrecjonalną osobie, która zebrała zaledwie od 20 do 35% głosów; ze względu na pewne ograniczenia, którym podporządkować się musi Parlament; ze względu na bardzo niewielkie pole manewru pozostawione debecie demokratycznej, rzekomo z powodu konieczności ekonomicznych i dyrektyw europejskich.

Zwolennicy takiej ewolucji, tłumacząc się, że taka właśnie sytuacja stabilizuje władzę i pozwala jej przetrwać poważne kryzysy społeczne, nie biorą pod uwagę, że często właśnie brak możliwości ekspresji politycznej prowadzi do ulicznych starć. Tak zamyka się koło, które się otworzyło w XIX w. Głosowanie prawie cenzusowe, gdyż wykluczające prawdziwych przeciwników gospodarczych i społecznych, ma być źródłem legitymizacji władzy, która skądinąd sprzeciwia się walce społecznej w imię demokracji i w imię liberalizmu. To właśnie proponowała ustawa La Chapeliera [9] na pierwszym Zgromadzeniu Narodowym, zabraniając wszelkich „koalicji” i ograniczając prawo wyborcze dla najbardziej uprzywilejowanych. Powrót do tych idei oznaczałby zniesienie stulecia postępu społecznego i politycznego.

Czyż o takim nieprawdopodobnym filozoficznym zwrocie wstecz historii nie świadczy już to, że słowa takie jak „lud”, „suwerenność”, „republika”, „obywatelstwo”, które niegdyś składały się na definicję demokracji, teraz są intensywnie urabiane i albo tracą sens, albo zyskują konotacje negatywne?

Marginalizacja zasady suwerenności ludu
Czym jest suwerenność? Wedle Konstytucji Francuskiej to władza ludu, którą sprawuje on albo bezpośrednio, albo za pośrednictwem swoich reprezentantów. Wedle Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka [10] suwerenność jest podstawą autorytetu władz publicznych. Sprawa w zasadzie wydaje się prosta, tymczasem jednak nie wiadomo za bardzo, co myśleć, gdy w lipcu 2001 r. Romano Prodi, wówczas przewodniczący Komisji Brukselskiej oznajmił, że „Europa jest rządzona nie tylko przez władz europejskie, ale też przez władze państwowe, regionalne i lokalne, oraz przez społeczeństwo obywatelskie [11] Gdzie więc jest miejsce na suwerenność ludu? Co ma być źródłem legitymizacji słynnego społeczeństwa obywatelskiego, za którym tak naprawdę skrywają się wstydliwie wpływy takiego czy innego lobby? Gdzie mają wówczas dać o sobie znać prawdziwe spięcia prze nękające tkankę społeczną?

Na takiej złożonej scenie politycznej, na której lud jest tylko jednym z wielu lobby, legitymizacja walki klasowej może mieć tylko bardzo ograniczony charakter. Nie należy się więc dziwić wynikowi referendum we Francji 29 maja 2005 r., który oznaczał „nie” dla Traktatu Konstytucyjnego, „nie”, które zostało skądinąd zlekceważone, kiedy Parlament Europejski przegłosował, że nie trzeba go brać pod uwagę. W takim kontekście walka nie ma możliwości znalezienia dla siebie jakiegoś przełożenia politycznego. A to właśnie wyraża cynicznie Traktat Konstytucyjny, proponując przywrócenie archaicznego prawa do prośby, eufemistycznie nazwanego „prawem do petycji”. [11]

Demokracja jako środowisko, w którym działają klasy
Demokracja nigdy nie była doskonała. Ale była, jak to powiedział Jean Jaures „środowiskiem, w którym działają klasy”, a zarazem „siłą moderującą w sytuacji wielkiego kryzysu społecznego” [12]. Kiedy zaś godzi się w jej podstawowe zasady, coraz trudniejsze staje się polityczne wyartykułowanie tych głębokich konfliktów. Nie chodzi tu o złe czy dobre funkcjonowanie systemu, chodzi o ciągły wysiłek filozoficzny podkopujący same fundamenty idei demokratycznej. [13] Dzięki tej ideologicznej pracy słowo „lud” kojarzy się od razu z „populizmem”, słowo „suwerenność” z „suwerenizmem”, „naród” z „nacjonalizmem”, itd.

Sytuacja się odwróciła –  ci, w których rękach spoczywa suwerenność ludu, znaleźli się teraz w pozycji obrony, a przestrzeń polityczna, w której mogłyby się ujawnić walki społeczne, jest przedmiotem ataków. Podważana jest zarówno indywidualna wolność jednostki, jak i stawka prowadzonej przez nią walki. W ten sposób rozwinął się pewien konformizm, za którym idzie zanegowanie wagi demokratycznej debaty oraz potrzeby przestrzeni politycznej dla ekspresji konfliktów społecznych. Zaś rozwiązanie tych konfliktów zostaje odesłane w transcendencję, jaką są tzw. twarde prawa ekonomii.

tłum. Magdalena Kowalska

[1] Główny bohater powieści Giuseppe Tomasi de Lampedusa Lampart.
[2] Główny bohater powieści Juliusza Verne’a 20 tysięcy mil podmorskiej żeglugi.
[3] Słowa wygłoszone przez Jean Pierre’a Raffarina, premiera w 2003 r., w czasie manifestacji przeciw reformie systemu emerytalnego, powtarzane przez wielu ministrów, zwłaszcza w czasie wydarzeń w Gwadelupie w lutym 2009 r.
[4] Lćon Gambetta, mowa wygłoszona w Paryżu 9 października 1877 r.
[5] Jean Jaures, Ouestion de methode, artykuł wstępny z 17 listopada 1901 r. o Manifeście komunistycznym Marksa i Engelsa.
[6] Ci, którzy starali się ją obchodzić, czuli się jednak w obowiązku naginać również fakty, a potem cynicznie twierdzili, że przestrzegają jej zasad.
[7] Róża Luksemburg, Rewolucja rosyjska. Warszawa 2008.
[8] Arystoteles, Polityka, przeł. Ludwik Piotrowicz, Warszawa, 2003, s. 147.
(9) Ustawa /14 czerwca 1791 r. zakazująca zakładania związków robotniczych i strajków.
[10] Artykuł 21.
111] Praktyka charakterystyczna dla ancien regimc’u, jego absolutnej i paternalistycznej zarazem władzy.
[12] Jean Jaures, De la rćalite du monde sensible.
[13] Zob. Evelyne Pieiller, „Le couteau sans lamę du socialisme liberał”, Le Mondediplomatique, kwiecień 2009. Zob. również tezy Antonia Negri na temat rozmytej wielości, która zastępuje lud jako byt polityczny.

Media niezależne: ALTERGODZINA – audycja społecznie zaangażowana (wywiad)

altergodzina | marcin starnawski | Publicystyka | radio | recykling idei

Wywiad pochodzi z czasopisma anarchistycznego “Inny Świat”.

To na początek może coś oczywistego. Przedstawcie się, kto kryje się za projektem audycji „Altergodzina”, kto go współtworzy?
„Altergodzina – audycja społecznie zaangażowana” od blisko trzech i pół roku pojawia się co tydzień na antenie Akademickiego Radia LUZ – społecznej rozgłośni, działającej przy Politechnice Wrocławskiej. Słuchać nas można w Internecie (www.radioluz.pwr.wroc.pl) oraz na falach radiowych, na wrocławskiej częstotliwości 91,6 FM. Pomysł realizacji audycji zrodził się w gronie osób, związanych z czasopismem „Recykling Idei” oraz Wrocławską Grupą „Społeczeństwo Aktywne” – działającą od stycznia 2003 roku, współorganizującą polityczno-edukacyjne akcje antywojenne, alterglobalistyczne, feministyczne i antyrasistowskie, a także wspierającą protesty i kampanie na rzecz praw pracowniczych w ramach Komitetu Pomocy i Obrony Represjonowanych Pracowników.


Materiał video prezentujący audycję społecznie zaangażowaną “Altergodzina”.

Osoby, biorące udział w wywiadzie:
Marta Dzik – absolwentka kulturoznawstwa Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, studentka dziennikarstwa i pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego, wolontariuszka Centrum Praw Kobiet;
Natalia Kowbasiuk – absolwentka Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, obecnie mieszka w Luksemburgu, pracuje dla niezależnego kwartalnika „Oueesch”, współpracowniczka pisma „Recykling Idei”;
Małgorzata Maciejewska – doktorantka w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego, działaczka feministyczna, koordynatorka Interdyscyplinarnej Grupy GenderStudies przy Uniwersytecie Wrocławskim;
Marcin Starnawski – socjolog, nauczyciel akademicki z Wrocławia, współredaktor pisma „Recykling Idei”. Audycję tworzą również:
Katarzyna Gawlicz – filozofka i socjolożka, doktorantka Uniwersytetu w Roskilde w Danii, współredaktorka pisma „Recykling Idei”, tłumaczka i publicystka, uczestniczka i inicjatorka działań feministycznych we Wrocławiu i nie tylko, związana m.in. zThinkTankiem Feministycznym;
Michalina Golinczak – studentka kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego (obecnie na studiach w Niemczech), współredaktorka pisma „Recykling Idei”;
Mateusz Janik – obecnie doktorant Szkoły Nauk Społecznych przy PAN w Warszawie, filozof, współredaktor pisma „Recykling Idei”;
Magdalena Popiel – studentka socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego;
Karolina Soczewka – studentka socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego.

Jak i kiedy zrodził się pomysł na robienie audycji radowej?
Natalia: To był przełom roku 2005/2006. Projekt powstał dość spontanicznie, zdaje się, że dostaliśmy propozycję z samego radia i postanowiliśmy zacząć działać.
Marcin: Pierwsza audycja została nagrana w grudniu 2005 roku, a wyemitowana pod koniec stycznia 2006. Kolega, który prowadził wówczas w Akademickim Radiu LUZ audycję muzyczną zasygnalizował, że jest możliwość realizowania audycji publicystycznej o profilu „alterglobalistycznym”, podejmującej tematykę ruchów społecznych, polityki obywatelskiej itd. Chcieliśmy, aby audycja była przestrzenią takiej informacji i publicystyki, która nie mieści się w głównym nurcie mediów lub jest tam prezentowana marginalnie. Przy czym „Altergodzina” jest nie tyle audycją o ruchach społecznych, co audycją wyrastającą z doświadczeń tych ruchów: informującą o ich akcjach i objaśniającą je, ale też stwarzającą „miejsce” dla głosu działaczy i działaczek – głównie z Wrocławia, ale też z innych miejsc w Polsce i z zagranicy – oraz zachęcającądo włączania się w ich prace. Mowa oczywiście zwłaszcza o działaniach oddolnych, podejmowanych w skali lokalnej (protesty, strajki, działania kulturalne i edukacyjne), ale również akcjach międzynarodowych (np. Europejskie Forum Społeczne czy „antyszczyt” G8).

Co zdecydowało o tym, że audycja powstaje w radiu akademickim? Dobre układy z szefostwem, wysokie wynagrodzenie, brak nacisków na kształt tematykę audycji?:)
Natalia: Oczywiście nie wysokie wynagrodzenie… O tym, że audycja powstaje w radiu akademickim zadecydowały okoliczności oraz faktycznie brak nacisków na jej kształt i tematykę. Myślę, że jest to niezły układ i dla nas i dla redakcji Radia LUZ, jako że możemy korzystać z radiowej infrastruktury, co jest niemałą kwestią z kolei w radiu powstaje dobra audycja, która przyciąga dodatkowych słuchaczy i słuchaczki. Jasne, iż jest to pewien kompromis z „systemem”, ale ja osobiście uważam, że jak się na serio chce coś robić dla „zmiany społecznej”, to czasem, a zazwyczaj prawie zawsze, trzeba działać w nie do końca idealnych okolicznościach. Oczywiście ktoś z pozycji „purytańskich” mógłby się przyczepić, iż zawsze możemy robić pirackie radio internetowe, co jest atrakcyjnąopcją ale przy naszych zasobach czasowych oraz liczbie osób zaangażowanych w robienie audycji, chyba lepiej się skupić na tworzeniu treści i wykorzystywaniu kanałów komunikacyjnych, jakie już istnieją.
Marcin: Myślę, że można spojrzeć na tę kwestię w jeszcze inny sposób. Przede wszystkim Akademickie Radio LUZ, jako radio studenckie, jest nadawcą społecznym, niekomercyjnym. Chyba trudno sobie wyobrazić lepsze miejsce na audycję o tematyce krytyczno-alternatywnej, niż tego typu rozgłośnia. Niepokojące byłoby raczej, gdyby program w rodzaju „Altergodziny” na antenie takiego radia nie zaistniał lub nie mógł zaistnieć. Natalia zwróciła uwagę na fakt, że jako grupa aktywistów i aktywistek nie dysponujemy własną infrastrukturą techniczną (mówiąc językiem teorii społecznej: „środkami produkcji informacyjno-intelektualnej”), ale możemy praktycznie w pełnym zakresie korzystać z infrastruktury, jaką udostępnia rozgłośnia, działająca przy publicznej uczelni, jaką jest Politechnika Wrocławska. Nawet nie prężąc „radykalnych muskułów”, używając języka umiarkowanego dyskursu liberalno-demokratycznego, możemy postawić problem tak, iż jako obywatele mamy do korzystania z tej możliwości prawo, a jako obywatele zaangażowani w lokalne i międzynarodowe inicjatywy i kampanie społeczne oraz zdolni do uprawiania publicystyki, mamy poniekąd ku temu powinność. To prawda, że AR LUZ jako całość nie jest rozgłośnią o profilu radykalno-wolnościowym, ale jako radio funkcjonujące oficjalnie, jest ono częścią medialnego „głównego nurtu”. Jeśli „zmiana społeczna” oznacza przede wszystkim upowszechnianie innych/alternatywnych wzorców życia społecznego, politycznego i kulturalnego, to „Altergodzina” oraz podobne inicjatywy w mediach są szansą na osadzenie krytycznej refleksji i propozycji ruchów społecznych w owym „głównym nurcie” lub przynajmniej bliżej niego. Wyobraźmy sobie, o ile szerzej upowszechniałyby się idee np. anarchizmu, syndykalizmu, socjalizmu wolnościowego czy radykalnych nurtów polityki ekologicznej, feministycznej bądź antyrasistowskiej, gdyby np. w każdym ośrodku akademickim w Polsce realizowana była niejedna ale kilka tego typu audycji, o różnorodnym profilu: jedne silniej eksponujące same działania społeczno-polityczne, inne koncentrujące się na debatach teoretyczno-programowych ruchów społecznych, jeszcze inne uprawiające alternatywną krytykę artystyczno-literacką itd. Zachęcałbym do tego, aby odzyskiwać „główny nurt” poprzez istniejące kanały techniczno-organizacyjne, a nie wyłącznie uciekać do nisz, które choć ważne i niezastąpione, są jeszcze bardziej marginalne niż oficjalne rozgłośnie społeczne.

W jaki sposób decydujecie o tematyce audycji, czy jest to praca kolektywna, czy jest jakiś „szef który ma decydujący głos?
Natalia: Nie ma szefów ani szefowych. Właściwie każda audycja jest audycją autorską tzn. jest dziełem osób, które ja prowadzą. Podrzucamy sobie tematy, ale o ostatecznym kształcie audycji decydująosoby je prowadzące.
Małgorzata: Są to audycje autorskie, co oznacza, że każdy głos jest równoprawny i każdy/każda odpowiada za swoją audycję. Przy jednej audycji zwykle pracują jedna lub dwie osoby. Wspieramy się jednak kolektywnie – przede wszystkim podsyłając sobie nawzajem ciekawe tematy i pomysły na zaproszenie interesujących gości do audycji. Jednak to, jaką formę przyjmie dana audycja, jest już dość indywidualne. Oczywiście istnieje określona struktura audycji, lecz brak autorytaryzmu w relacjach sprawia po prostu, że „nikt nikomu nie każe” – co również wymaga dość sporej odpowiedzialności za to co się robi. Brak hierarchii i brak szefa/szefowej przez ponad trzy lata się sprawdza i wynika z nastawienia ideologicznego. Choć nie twierdzę, iż nie nastręcza również kłopotów.
Marta: Autonomia prowadzących „Altergodzinę” jest oczywiście bardzo ważna, ale istotne jest również poczucie, że jednak tworzymy tę audycję wspólnie. Osoba odpowiedzialna za audycję w danym tygodniu nie jest pozostawiona sama sobie, może liczyć na pomoc i wskazówki ze strony innych prowadzących. Jeśli zdarzy się, iż podczas trwania „Altergodziny” pojawiają się jakieś niedociągnięcia, to wspólnie zastanawiamy się nad tym, jak ich uniknąć następnym razem. Tak naprawdę, wszyscy jesteśmy współodpowiedzialni za kształt każdej audycji.

Jakoby komplementarne do poprzedniego pytanie. Czy uważacie „Altergodzinę” za audycję o jakimś jasnym profilu polityczno-ideologicznym? Jeśli tak to jakim? O jaką alternatywę wam chodzi i wobec czego?
Marta: „Altergodzina” to przestrzeń, dająca możliwość wypowiedzi tym, których głos jest ignorowany bądź trywializowany w mediach „głównego nurtu”. Mamy nadzieję, że tematy jakie poruszamy w „Altergodzinie”, rozbudzą w słuchaczach krytyczne myślenie i staną się bodźcem do podjęcia przez nich działań na rzecz walki z opresyjnym systemem.
Małgorzata: Nie określiłabym tego profilu jako „jasny” lecz jawny. Jesteśmy jawnie i świadomie politycznie nastawieni na ukazywanie tematów, związanych z rożnego rodzaju przemocą wobec grup, marginalizowanych w Polsce i na świecie. Ideologiczne zakorzenienie naszej audycji jest również związane z naszym sposobem życia i naszymi lewicowymi poglądami. Różnie siebie definiujemy, bo też jesteśmy z różnych środowisk (z różnym backgroundem) jednak tworząc audycję ten pluralizm łączy się w mozaikę poglądów alterglobalistycznych. Chodzi o alternatywę wobec braku działania i wchłaniania informacji mainstreamowych – konserwatywnych katolickich mediów, jakie przesączone są retoryką liberalnej ekonomii i maskulinistycznej dominacji. Taka audycja jest punktem zaczepienia dla alternatywnych ruchów społecznych, które mają u nas głos, mogą się komunikować i organizować przez nas (przynajmniej zachęcamy do tego, sami uczestnicząc w wielu inicjatywach poza radiem).
Natalia: Oczywiście, nasza audycja jest do bólu polityczna, łącznie z muzyką. Widzimy ją jako część szerszego ruchu społecznego, który zwykło się nazywać ruchem alterglobalistycznym. Chodzi nam oczywiście o alternatywę wobec kapitalizmu jako systemu niszczącego ludzi i naturę. W naszej audycji nie udzielamy głosu żadnym reprezentant(k)om władzy państwowej i korporacyjnej. Jest to medium informujące o oddolnych, inspirujących działaniach ludzi w Polsce, w Europie i na świecie. Dzięki rozprzestrzenianiu informacji chcemy wzmocnić ruch społeczny, kształtować pewną wspólnotę wokół „sprawy” emancypacji.
Marcin: Dodałbym, że „emancypację” rozumiemy szeroko, jako formę upodmiotowienia w działaniu na rzecz tworzenia świata wolnego od ucisku, eksploatacji i cierpienia w różnych wymiarach rzeczywistości. Nie jest więc żadnym zgrzytem, że z „wielkimi tematami”, jak krytyka globalnego kapitalizmu, rasizm czy ruch antywojenny, sąsiadują w „Altergodzinie” kwestie, związane z jakością życia w społeczności lokalnej, np. reportaż o udanej blokadzie prywatyzacji przedszkola we Wrocławiu czy głosy rowerzystów i wizjonerów stworzenia aglomeracyjnej sieci kolejowej w naszym mieście, informacje od poznańskich aktywistów o obronie „Rozbratu” czy o Biurze Demokracji Uczestniczącej, relacja z warszawskiej Konferencji Lokatorskiej itd. Są dyskusje o ekonomicznym znaczeniu pracy domowej kobiet, o codziennych doświadczeniach mniejszości seksualnych, rozmowy i piosenki o losach emigrantów i uchodźców, czy pasjonujące opowieści animatorów inicjatyw z przeciwległego krańca Polski, jak Uniwersytet Powszechny w Teremiskach czy Ośrodek „Pogranicze – sztuk, kultur, narodów” w Sejnach. Mówimy o „systemie”, o tym, co ów „system” robi ludziom oraz o tym, jak można mu się przeciwstawić lub go zmieniać. Jedna z ostatnich audycji dotyczyła także praw zwierząt, w związku z akcjami antycyrkowymi we Wrocławiu.

Audycja ma już swoją historię, czy w ciągu jej trwania spotkaliście się z jakimiś nieprzyjemnościami lub odwrotnie przejawami poparcia, ze względu na tematy w niej poruszane?
Natalia: Raczej z przejawami poparcia, choć nie pamiętam konkretnych przykładów.
Marcin: Nie łudzimy się, że mamy wyłącznie zwolenników, choć otwartej wrogości nikt nam – jak dotąd -nie okazał. Z kolei pojawiająsię głosy od osób, które chociaż przyznają iż nie we wszystkim się z nami zgadzają to cenią nas za poziom merytoryczny i ciekawy dobór tematów oraz gości. Wiemy też, że słucha nas spora liczba radykałów różnych „odcieni”, często życzliwie reagujących podczas audycji lub po jej odsłuchaniu. Cieszy nas to, ponieważ „Altergodzina” to w dużej mierze audycja właśnie dla takich słuchaczy i słuchaczek. Z drugiej strony nasz zapewne stosunkowo umiarkowany język (np. nie lżymy na antenie nawet najbardziej nielubianych przez nas polityków, gdyż nie chcemy być medium sensacyjno-spektakularnym a rebours) może być zachętą do alternatywnej refleksji, a może również i do działania, dla osób do tej pory nieangażujących się w różne formy aktywności spcłeczno-obywatelskiej, o czym wspomniała wcześniej Marta. Nawet jeśli dla wielu osób pozostaniemy jedynie źródłem informacji 0 ruchach społecznych, to satysfakcjonująca będzie myśl, że ktoś dostrzegł tę niewielką dziurę w informacyjnym monopolu koncernów medialnych.

Jakie rady mielibyście dla osób, które chciałyby spróbować tworzyć własną audycję radiową?
Natalia: Oprócz entuzjazmu, jaki na pewno już mają uzbroić się w cierpliwość. Każda inicjatywa oddolna, jeśli ma przetrwać dłuższy czas, a o to nam chyba chodzi, musi uzbroić się w pewien rodzaj odporności w kontaktach z przeciwnościami, nie tylko systemowymi, ale też wewnętrznymi, zniechęceniem, chęcią rzucenia wszystkiego w diabły, etc. Wydaje mi się, że warto inwestować w długoterminowość inicjatyw, obecny ruch społeczny jest relatywnie słaby właśnie poprzez brak struktur, które byłyby elastyczne, ale nie efemeryczne.
Marcin: Poza budowaniem trwałych i nieautorytarnych więzi oraz nieustanną pracą nad wspólną wizją w grupie tworzącej taką audycję, warto „oswajać” ze swoją koncepcją najbliższe otoczenie w radiu (innych redaktorów/redaktorki, ekipę techniczną), a także faktycznych i potencjalnych słuchaczy. Nie bać się też robić swojej audycji dobrze pod względem redaktorskim i technicznym. Nie chodzi bynajmniej o prezenterski perfekcjonizm, ale o szacunek dla słuchaczy i słuchaczek. W trosce o to ostatnie na pewno nie zaszkodzi popracować nad warsztatem (emisja głosu, dykcja, poprawność językowa, ciekawy i oryginalny sposób prowadzenia audycji) czy przemyśleć dobór tematów i oprawy muzycznej. No i możliwie kompetentnie opanowywać podejmowane zagadnienia, tego bowiem niestety często brak dziennikarzom „głównego nurtu”, a jest to przecież kluczowe wyzwanie dziennikarstwa zaangażowanego – dochodzącego prawdy bezpośrednio od ofiar systemowych niesprawiedliwości oraz od „aktorów” realnych działań i walk na rzecz zmiany.

(31. Maj 2009)


Altergodzina – audycja społecznie zaangażowana (mp3)

Antifa (nie)narodowa

Publicystyka

TŁO IDEOLOGICZNE

Ruch antyfaszystowski w Polsce ma długą tradycję sięgającą pierwszych dekad XX wieku. Od tamtego czasu przybierał różne formy w zależności od sytuacji lokalnej, ale i reagował na przeobrażenia geopolityczne w Europie. Historia pamięta śląskie „Czarne Szeregi” Tomka Pilarskiego z 1929 roku, ochotniczych „Dąbrowszczaków” na wojnie domowej w Hiszpanii w 1936 roku, anarchistyczny ruch oporu w nazistowskich Niemczech i wszystkie ruchy antyfaszystowskie od lat dwudziestych do sześćdziesiątych wspierane przez ZSRR i kraje na garnuszku Związku Radzieckiego, przez węgierską Antife walczącą w latach czterdziestych z reżimem admirała Horciego po brytyjską Ligę Antynazistowską działającą pod koniec lat siedemdziesiątych. Ostatnie dwie dekady to działalność licznych grup antyfaszystowskich jak stowarzyszenie „Nigdy Więcej” i związana z nim „Grupa Antynazistowska” (GAN), „Front Antynazistowski” (FAN), „Akcja Antyfaszystowska” (AAF) czy stowarzyszenie „Młodzież Przeciwko Rasizmowi” z podlegającą mu „Radykalną Akcją Antyfaszystowską” (RAAF).

Grupy te, zarówno formalne jak i nieformalne zostały w większości utworzone w odpowiedzi na działania skrajnie prawicowych ugrupowań i kojarzone są jednoznacznie ze skrajnie lewą stroną sceny politycznej. Nie wszystkie te organizacje mają rodowód anarchistyczny. Część z tych ugrupowań, jeśli nawet oficjalnie nie deklarują się jako anarchistyczne to przyznają się do anarchistycznych sympatii. Jeśli jednak jesteśmy skłonni utożsamiać Antife tylko z lewackimi i anarchistycznymi ideami to jesteśmy w błędzie. Okazuje się, że prawica też ma swoją Antife powstałą, o ironio, w odpowiedzi na działania organizacji skrajnie lewicowych. Manifestacją takich poglądów jest grupa „Narodowa Antifa” (NA) działająca co najmniej od 2007 roku w okolicach Tarnowa(1) . Na stronie internetowej „Narodowej Antify” w manifeście czytamy: „NARODOWA ANTIFA to ruch społeczny mający na celu zwalczanie faszyzmu każdego koloru - od brunatnego (nazizm) po czerwony (komunizm)”. Dalej się odnoszą do polskiej tradycji antyfaszystowskiej przywołując żołnierzy Polski Podziemnej, oddziały spod Narwiku, Tobruku i Monte Cassino. Nie zapominają także żołnierzy walczących pod Arnhem i polskich lotników w Wielkiej Brytanii odrywając im faszystowską łatkę jaką mieli im przyczepić powojenni komuniści nazywani tu „czerwonymi faszystami”. Dalej, Narodowa Antifa czuje się głosem sprawiedliwości wołającym o rozliczenie komunistycznych zbrodni, szczególnie stalinowskiej, słowem nie wspominając o prawicowych, faszystowskich reżimach, Hitlera, Franco czy Mussoliniego.

Obserwujemy tu tendencyjne pomieszanie pojęć na faszystowsko-komunistycznym styku. Jednym z podstawowych założeń faszyzmu jest występowanie przeciwko demokracji parlamentarnej i komunizmowi. Trudność w klasyfikacji ideologii faszystowskiej i związane z tym nieporozumienia wynikają z eklektyczności faszyzmu. Na poziomie pojęciowym faszyzm jest syntezą socjalizmu i syndykalizmu z konserwatyzmem i nacjonalizmem. Nazizm jest hitlerowską mutacją faszyzmu gdzie wśród kilku fundamentalnych różnic najmocniejszą jest element rasowy. Nazistowski, niemiecki rasizm wyniesiony do poziomu doktrynalnego napędu w faszystowskich Włoszech zamieniony był na katolicyzm i imperializm(2) . Zatem, ta zbieżność walki antyfaszystowskiej i antykomunistycznej powinna odnosić się do warstwy systemowej występując przeciwko zniewoleniu (czy to jednostki, czy mas), dyktaturze (zarówno jednego wodza jak i całych warstw społecznych), etatyzmowi i korporacjonizmowi. Pojęciowo są to dwie rozbieżne ideologie a nazywanie komunizmu faszyzmem można rozpatrywać jedynie na poziomie pozamerytorycznego argumentu opisującego zespół pewnych cech. Opis taki może służyć do bardzo ogólnego określenia wartości charakteryzujących dany system społeczny będący opresyjnym, szowinistycznym, autorytarnym, etc.

KONCEPCJA WALKI

Działalność prawicowej Antify, podobnie jak Antify lewicowej (na potrzeby artykułu będę je nazywał odpowiednio Narodowa Antifa i Antifa), opiera się na akcji bezpośredniej i działalności merytorycznej. Jednak to akcja bezpośrednia w obu przypadkach jest istotą walki. Podczas gdy Antifa stawia na konfrontacje fizyczną, Narodowa Antifa ogranicza się do działań ingerujących w przestrzeń miejską. „Konfrontacja fizyczna i ideologiczna – czytamy na stronie internetowej Antify(3) - oznacza to walkę na dwóch płaszczyznach. Faszyści nigdy nie mogą przejąć kontroli nad ulicami, dlatego fizyczna konfrontacja z nimi jest nieunikniona, natomiast błędem jest skupianie się tylko na tego typu walce, zapominając o działaniu ideologicznym”. Akcje Antify to oprócz „konfrontacji fizycznych” liczne pikiety solidarnościowe z zatrzymanymi w trakcie protestów społecznych i demonstracje przeciwko brutalności policji(4) oraz represjom za poglądy. Narodowa Antifa to głównie szablony i plakaty na mieście.

Ostrze Narodowej Antify, poprzez spaczenie ideologiczne wymierzone jest również w Antife utożsamianą z komunistami czyli używając dyskursu Narodowej Antify, z „czerwonym faszyzmem”. Potwierdzeniem tej tezy jest wpis na blogu narodowaantifa.blox.pl, z pierwszego stycznia tego roku: „Skrajnie lewicowe stowarzyszenie 'Nigdy Więcej' objęło patronat nad płytą gloryfikującą lewacką bojówkę Antifa. Bojówkarze Antify wielokrotnie dopuszczali się poważnych przestępstw kryminalnych. […] Ich ofiarą padają najczęściej osoby uznane przez lewaków za 'wrogów lewicy'” . A nie trzeba być zbytnio dociekliwym aby odnaleźć na stronie www Antify następującą deklaracje: „Nasza działalność jest odpowiedzią na aktywność ugrupowań szerzących faszyzm, nazizm, rasizm, antysemityzm, nacjonalizm i homofobię. […] Wychodzimy z założenia, że w kraju tak mocno doświadczonym przez systemy totalitarne nazizmu, a także państwowego komunizmu, tego typu ideologie i próby ich szerzenia powinny spotykać się ze zdecydowanym i skutecznym sprzeciwem”. W tym samym czasie, Narodowa Antifa w ostatnim akapicie swojego manifestu ideologicznego, zaraz za słowami niezależności i obiektywizmu, wykłada: „Dla nas faszyzm to gówno, więc nie robi nam różnicy jak się go opakuje - czy w papier ze swastyką, czy z sierpem i młotem. Wyznawcy Stalina, Hitlera, Lenina i Che Guevary są dla nas równi”.

Niestety, pomimo licznych deklaracji walki z nazizmem i kolorowymi odmianami faszyzmu mogących świadczyć o wrażliwości społecznej i otwartości na to, co inne, odmienne, w deklaracji Narodowej Antify nie ma wzmianki o buncie wobec szowinizmu, seksizmu, rasizmu czy homofobii będącymi podstawowymi hasłami w kredo ideologicznym Antify. Najwyraźniej członkowie i członkinie Narodowej Antify nie wyciągnęli i nie wyciągnęły lekcji z historii. Brakuje im holistycznego myślenia o faszyzmie i komunizmie (choć w przypadku Narodowej Antify należy mówić o stalinizmie) jako o systemach społeczno-ekonomicznych opresyjnych dla jednostki, dyskryminujących indywidualność i odmienność. Niezrozumienie historii, przeinaczanie faktów i zakłamywanie historycznych wydarzeń prowadzi do powstawania ideologicznie zwyrodniałych a tym samym społecznie szkodliwych organizacji jak Narodowe Odrodzenie Polski, Obóz Narodowo Radykalny, Młodzież Wszechpolska czy wreszcie Narodowa Antifa. (Łukasz Wójcicki)

---------------------------------------
(1) http://narodowaantifa.blox.pl
(2) Propaganda radziecka używała termin „faszystowski” na zmianę z „imperialistyczny” w politycznej narracji skierowanej przeciwko państwom zachodnim. Z drugiej strony, przymiotnik „faszystowski” jawił się sowieckim propagandystom jako wygodny w ukrywaniu podobieństw ideologii narodowego socjalizmu (nazizmu) z socjalizmem w sferze gospodarczej. [za pl.wikipedia.org]
(3) http://antifa.bzzz.net
(4) „ABSOLUTNIE żadnej współpracy z policją i tajnymi służbami – te instytucje zawsze są naszym wrogiem, nie można dać się zmylić, kiedy w danym momencie aresztują nazistów, bo już następnego dnia możemy to być my”, głosi jeden z akapitów programu ideologicznego Antify [za Antifa.bzzz.net]

Złudzenie nieskończonej dostępności energii jądrowej rozwiewa się

Świat | Gospodarka | Publicystyka | Technika

Wciąż mówi się o rzekomo „nieskończonych” możliwościach energetyki jądrowej i obfitości paliwa, które ma starczać na wiele stuleci rozwoju. Paliwo uranowe ma również zapewniać „niezależność surowcową” od Rosji i innych krajów.

Trzeźwa analiza faktów przeczy jednak takiemu optymizmowi i wskazuje raczej na to, że realne możliwości energetyki jądrowej zostały mocno przecenione, a zasoby paliwa mogą się niebawem bardzo skurczyć, zaś pozostałe zasoby będą się znajdować w ręku byłych supermocarstw jądrowych.

Na świecie na początku sierpnia pracowało 435 reaktorów, o dziewięć mniej, niż w 2002 roku. W budowie znajdują się 52 obiekty. Jak dowiadujemy się z raportu "The World Energy Industry Nuclear Report 2009" - znaczenie energii produkowanej w elektrowniach atomowych nie rośnie tak jak się tego spodziewała większość specjalistów. Udział siłowni jądrowych w produkcji energii elektrycznej sięga około 14 proc. i nie zwiększa się ostatnich latach. Choć nowe reaktory dysponują większą mocą, w ciągu ostatnich 5-10 lat zwiększona moc nowych reaktorów kompensowała jedynie moc utraconą w wyniku wycofywania z użycia starych reaktorów. W 2008 r. nie podłączono do światowej sieci energetycznej ani jednego nowego reaktora.

Pomimo zmniejszającej się liczby pracujących reaktorów na świecie, ilość dostępnego paliwa nie dorównuje na dłuższą metę zapotrzebowaniu. Bez radykalnego zwiększenia produkcji tego paliwa rozwój energetyki atomowej może ulec poważnemu zahamowaniu.

Doktor Michael Dittmar, badacz z Instytutu Fizyki Cząstek w Zurychu i pracownik CERN w Genewie, opublikował na stronie „The Oil Drum” artykuł oparty na raportach Międzynarodowej Agencji Energii Jądrowej (IAEA), Agencji Energii Jądrowej krajów OECD (NEA), Światowego Stowarzyszenia Jądrowego (WNA) i Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA).

Według danych podawanych przez agencje atomowe, łączna moc wszystkich elektrowni atomowych działających na świecie w 2009 r. to 370 GW, co odpowiada 14% energii elektrycznej wytworzonej na świecie. Aby utrzymać pracę elektrowni, rocznie potrzebne jest 65 tys. ton uranu, lub jego odpowiednika. W ciągu ostatnich 15 lat, jedynie 2/3 paliwa dostarczały kopalnie uranu, a jedna trzecia pochodziła z zasobów wtórnych. Ilość paliwa pochodzącego z zasobów wtórnych odpowiada niemal łącznej masie uranu wydobytego do tej pory w krajach z największymi złożami: Kanadzie, Australii i Kazachstanie.

Do zasobów wtórnych należą ponownie przetwarzane odpady jądrowe, nadwyżka plutonu pochodząca z rezerw wojskowych, izotop uranu 235 wytwarzany przez wtórne wzbogacanie zubożonego uranu 235, zapasy magazynowe naturalnego uranu, ponownie wykorzystany uran z arsenałów wojskowych, oraz rezerwy plutonu 239 z ostatnich 50 lat.

Według agencji IAEA i NEA, wtórne zasoby uranu zostaną zupełnie wyczerpane w ciągu następnych 5-10 lat. Obecnie nie planuje się budowy nowych zakładów do przetwarzania zużytego paliwa jądrowego, co przy bardzo długim okresie wdrażania podobnej technologii oznacza, że recykling paliwa jądrowego nie zwiększy się znacząco w ciągu 5-10 lat. Ponadto, przetworzone paliwo jest niezwykle niebezpieczne dla środowiska ze względu na dużą ilość najróżniejszych elementów radioaktywnych, oraz ze względu na możliwość wykorzystania plutonu 239 zawartego w zużytym paliwie do konstrukcji broni jądrowej. Z tych względów, projekty recyklingu paliwa jądrowego nie są rozwijane.

Na początku 2009 r., istniejące zapasy uranu do zastosowań cywilnych równały się około 50 tys. Ton. Co roku, zapasy te uszczuplają się o 10 tys. ton, co oznacza, że w ciągu następnych 5 lat zostaną wyczerpane. Stanie się to w 2013 r., kiedy zakończy się program przekazywania rosyjskich zapasów wojskowych uranu do USA (rocznie 10 tys. ton). Większość pozostałych zapasów uranu do zastosowań cywilnych (ok. 30 tys. ton) znajduje się pod kontrolą rządu USA i amerykańskich firm. Wydaje się mało prawdopodobne, że Stany Zjednoczone będą chciały podzielić się strategicznymi rezerwami uranu z innymi użytkownikami energii jądrowej.

Tak więc wszelkie dane wskazują na to, że uniknąć niedoboru zasobów uranu w wielu krajach OECD będzie można jedynie, jeśli pozostałe zapasy wojskowe w Rosji i USA (czyli około 500 tys. ton) zostaną udostępnione do zastosowań cywilnych w innych krajach. Ale nawet, gdyby przyjąć, że nastąpi całkowite rozbrojenie jądrowe (co przecież jest mało prawdopodobne), to i tak zapasów wojskowych starczyłoby maksimum na 25 lat działania istniejących i planowanych elektrowni jądrowych.

Jak szacuje agencja WNA, rok 2006 był szczytowym rokiem jeśli chodzi o ilość wyprodukowanej energii elektrycznej w elektrowniach jądrowych (2658 TWh). W roku 2007 to było już tylko 2608 Twh, a w 2008 r, 2601 Twh.

Z 31 krajów, w których uruchomione są elektrownie jądrowe, tylko Kanada, RPA i Rosja były samowystarczalne pod względem zapasów uranu. Najbardziej narażone na niedobory paliwa są elektrownie w Japonii, Południowej Korei i krajach Zachodniej Europy.

Ponieważ dziś w budowie znajduje się 48 reaktorów, a 60 jest w fazie planów, przy założeniu że wszystkie zostaną zakończone zgodnie z planem, w ciągu następnych 5-10 lat do światowej sieci energetycznej popłynie dodatkowe 5-10 GW/rok. Wspomniane reaktory będą potrzebować 500 ton naturalnego uranu na Gigawat energii podczas pierwszego rozruchu, a w kolejnych latach 170 ton na rok. Tak więc potrzebne będzie 5 tys. ton uranu rocznie, aby nowe reaktory stały się operacyjne. Jeśli w tym czasie 100 najstarszych reaktorów nie zostanie zamknięte, światowe roczne zapotrzebowanie na uran zwiększy się z 65 tys. ton w 2008 r. do 90 tys. ton w 2015 r.

Najbardziej optymistyczne prognozy wydobycia uranu szacują, że do 2013 r. Kazachstan będzie w stanie zwiększyć swoje wydobycie do 18 tys. ton rocznie (z poziomu 8500 ton w 2008 r.). Również liczy się na podobne zwiększenie wydobycia w Nigerze, Namibii, RPA i ostatnio Tanzanii. Jednak na wiosnę 2009 r., WNA zaktualizowało prognozy wydobycia na 2010 rok dla Kazachstanu, do niecałych 15 tys. ton. Skandal korupcyjny w sektorze wydobywczym w Kazachstanie ujawnił, że prawdziwe możliwości złóż są jeszcze niższe.

Światowym niedoborom uranu będzie można zapobiec tylko wtedy, gdy światowe wydobycie będzie się zwiększać o 10% rocznie (czyli o ok. 5 tys. ton). Tego typu wzrost wydaje się jednak dość mało prawdopodobny. Już w 2009 r. prawdopodobnie będzie brakować około 1400 ton. W 2006 r. światowe wydobycie uranu (39,6 tys. ton) stanowiło jedynie 60% rocznych potrzeb istniejących reaktorów (66,5 tys. ton). W 2008 r. wydobyto na świecie 43 tys. ton. W poprzednich latach, wydobycie wahało się od 39 tys. ton do 41 tys. ton. Warto zwrócić uwagę, że według danych agencji WNA, realne wydobycie było przeważnie mniejsze o tysiąc ton od zakładanego w prognozach. W tzw. „czerwonej książce” - raporcie agencji IAEA/NEA – stwierdzono, że realne wydobycie uranu „nigdy nie przekroczyło 89% zakładanej wielkości, a od 2003 r. wahało się od 75% do 84% planów produkcyjnych”.

Problem dotknie w największym stopniu kraje, które czerpią największą część wytwarzanej przez siebie energii z atomu. Stany Zjednoczone, Francja, Japonia, Rosja, Niemcy, Południowa Korea, Wielka Brytania, Ukraina, Kanada i Szwecja zużywają razem około 84% dostępnego uranu (54 tys. ton rocznie).

Tylko Kanada, Rosja, USA i Ukraina nadal wydobywają znaczące ilości uranu. Jedynie Kanada produkuje duże ilości na eksport. Jednak nawet tam, wydobycie zmniejsza się o 5% w skali roku, a nowe kopalnie i rozszerzanie starych nie są w stanie temu zapobiec. Pozostałe kraje z wymienionej dziesiątki są bardziej uzależnione od importu uranu, niż od importu ropy i gazu.

Niemcy i Francja zaprzestały wydobycia na własnym terytorium, a Japonia, Wielka Brytania i Szwecja nigdy nie miały wystarczających złóż. W przypadku Stanów Zjednoczonych, wydobycie spadło z 17 tys. ton w 1980 r. do 1430 ton w 2008 r. Taki poziom wydobycia nie starczy nawet na obsługę 10% istniejących elektrowni. USA są w tej chwili w pełni zależne od importu uranu z wojskowych zapasów byłego Związku Radzieckiego. W 2013 r. zakończy się umowa z Rosją, która prawdopodobnie postanowi wykorzystać pozostałe zasoby na potrzeby własnej energetyki jądrowej.

Dane uwzględniające realną dostępność uranu wskazują na to, że jedynym realnym scenariuszem jest powolne zmniejszanie się sektora energetyki jądrowej na świecie o 1% rocznie począwszy od 2010 r. Pozostałe zasoby znajdą się w ręku państw, które nagromadziły ogromne ilości uranu na cele wojskowe.

Na podstawie: http://europe.theoildrum.com/node/5631

Oświadczenie w związku z najściem policji na Samorządne Centrum Społeczne K50

Publicystyka

Rankiem 21 września policja wtargnęła w obecności właściciela na teren Samorządnego Centrum Społecznego K50 przy ulicy Kopernika 50 w Łodzi. Pretekstem był donos o funkcjonowaniu klubu anarchistycznego na jego terenie.

W Centrum Społecznym działają anarchiści, którzy wraz z innymi grupami organizują od roku
niezależne imprezy kulturalne, spotkania, wykłady i warsztaty. Od października mieliśmy rozpocząć program darmowych korepetycji dla dzieci i młodzieży z okolicy, nieodpłatnych porad lokatorskich, oraz gotowania darmowych, gorących posiłków dla bezdomnych i potrzebujących. Policji nie interesuje bardzo dobra opinia o działalności Centrum, powszechna wśród naszych sąsiadów.

W związku z donosem, policja rozcięła kłódki, weszła do budynku i zabezpieczyła materiał dowodowy w postaci kilku paczek kawy pochodzącej z uprawy spółdzielczej, dołączonych do niej ulotek (w języku niemieckim), oraz nowej, jeszcze nie napełnionej butli na gaz. Kawę, którą otrzymaliśmy jako prezent od przyjaciół z Niemiec, zamierzaliśmy rozdawać razem ze wspomnianymi posiłkami, natomiast butli potrzebowaliśmy do ich przygotowania.

Podejrzewamy, że za donosem, będącym przyczyną całej sytuacji, stoją środowiska neofaszystowskie, w związku z organizowaną przez nas na najbliższy czwartek imprezą antyfaszystowską.

Nie poddamy się marnym prowokacjom!

SAMORZĄDNE CENTRUM SPOŁECZNE K50 ZOSTAJE!

Sąd, konfidenci, psy to jedna banda

Publicystyka | Represje | Ubóstwo

By mieć święty spokój chodzą za statystykami. Posiłkują się kłamstwami, są sędziami i katami.
- tytuł i motto pochodzą z piosenki Po tej samej stronie zespołu Firma.

Często słyszymy skargi, że policja nic nie robi tylko zdobywa punkty. Punkty za spisanie, za przeszukanie, za zatrzymanie itp. Wszyscy to wiedzą, ale zwykle poprzestają na tej smutnej obserwacji i zadowalają się stwierdzeniem, że to wina chorego systemu. Problem polega tylko na tym, że ten system jest zdrowy jak koń. Wiadomo skąd się biorą gliniarze i jak działają. Dla wielu ludzi praca w policji to po prostu jedyny sposób na stabilną (i ponoć prestiżową) pracę. Podczas krótkiego wzrostu gospodarczego 2005-2008 policja miała poważne problemy z obsadzaniem etatów. Zawsze gdy rynek pracy dołuje znajdują się kandydaci do noszenia pałki. Gdy młody człowiek zdecyduje się już na taką karierę, by zarabiać i awansować musi wyrabiać określone limity punktowe. Wiadomo, że robi to najprostszymi sposobami czyli nękając młodzież w kapturkach (bo mogą mieć trawkę, a to wykrycie przestępstwa) albo rowerzystów (mogą być pijani – również punkty za przestępstwo). Policja to nie gang zwyrodnialców tylko racjonalnie działający ludzie pełniący określoną funkcję w systemie. Jeśli jednak liczymy na to, że system tak wygląda w wyniku jakiegoś błędu to się mylimy.

Mniej więcej od lat 80. na świecie wyraźna jest tendencja by do problemu przestępczości podchodzić „statystycznie”. Co ciekawe jej pionierami nie są tzw. reżimy policyjne jak Syria, Iran czy Turcja, ale „demokratyczne kraje Zachodu.” Zwłaszcza Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i dalej inne kraje UE w tym Polska. Słynna koncepcja „Zero tolerancji” wprowadzona w Nowym Jorku, skąd rozprzestrzeniła się na świat, zakłada właśnie decentralizacje odpowiedzialności w policji, obarczenie każdego komendanta dzielnicowego, a w konsekwencji każdego szeregowego policjanta wykazywaniem ciągłych sukcesów w „walce z przestępczością” czyli po prostu w wyrabianiu jak najlepszych statystyk, niezależnie od rzeczywistego poziomu problemów społecznych i zagrożenia (było to odejście od wcześniej stosowanej w USA i UK idei policji zintegrowanej ze społecznością lokalną i lepiej bądź gorzej reagującej na potrzeby mieszkańców). Praktyka „Zero tolerancji” nie przyniosła spadku przestępczości, a mimo to stawała się coraz i coraz bardziej popularna. Dlaczego?

Odwołanie parady "Beograd Pride" i hipokryzja rządu

Publicystyka

W 2001 r., ostatnim razem, kiedy w Belgradzie odbyła się parada na rzecz praw homoseksualistów, została ona brutalnie zaatakowana przez faszystów. W Polsce nieraz zdarzały się próby pobicia uczestników Parady Równości, czy rzucania przedmiotami w tłum, ale w Moskwie czy w Belgradzie, poziom brutalności wobec demonstracji gejowskich był o wiele wyższy.

Elektrownie atomowe w Polsce

Publicystyka

W kręgach polskiego rządu coraz poważniej rozmawia się o wybudowaniu elektrowni atomowej co najmniej do 2030 r. Swoje plany rząd motywuje rzekomo grożącym Polsce niedoborem energii.

Ale jakie ryzyko towarzyszy budowie elektrowni atomowych i komu w rzeczywistości przynoszą one korzyści?

Istnieją dwa problemy wynikające z korzystania z energii atomowej, które nie mogą zostać rozwiązane w żaden ze sposobów dostępnych człowiekowi. Jednym z nich jest możliwość wypadku, drugim fakt, iż elektrownie atomowe produkują odpady, które przez 100 000 lat muszą być objęte kontrolą.

Celem niniejszego artykułu jest znalezienie grup oraz indywidualnych osób, które pragną sprzeciwić się wykorzystywaniu energii atomowej.

„NIESPODZIANKI”

Ludzkie przeoczenie albo zła wola, techniczna zawodność lub wadliwa konstrukcja, katastrofy ekologiczne, napady terrorystyczne czy wojny mogą spowodować wypadek w elektrowni atomowej. IPPWN*) szacuje prawdopodobieństwo wystąpienia awarii w wyniku samej wady technicznej na 16% w ciągu 30 lat istnienia elektrowni atomowych w UE.

Wypływa stąd wniosek, iż prawdopodobieństwo katastrofalnego wypadku w ciągu 30 lat jest tak samo duże jak możliwość wyrzucenia sześciu oczek na kostce do gry w pierwszej próbie. Przy dokonywaniu owych szacunków nie uwzględniono ludzkiej omylności, wad technicznych, katastrof ekologicznych, napadów terrorystycznych i interwencji zbrojnych.

W 1986 r. w ukraińskim Czarnobylu doszło do wypadku katastrofalnego w skutkach. Powierzchnia wielu tysięcy kilometrów kwadratowych musiała zostać ewakuowana na dłuższy czas, 500 000 osób zostało przesiedlonych, wiele dziesiątek tysięcy osób umarło w wyniku promieniowania, a obciążenia gospodarcze jakie dotknęły Ukrainę i Białoruś są w dalszym ciągu ogromne.

Opinia Instytutu Fizyki Jądrowej Polskiej Akademii Nauk na miejsce budowy elektrowni atomowej, wyznacza m.in. Gryfino k. Szczecina, leżące dokładnie na granicy polsko – niemieckiej. Co by się stało, gdyby w Gryfinie zdarzył się wypadek? Region Odry jest gęsto zasiedlony, w związku z tym wiele setek tysięcy osób straciłoby życie, wiele milionów musiałaby zostać przesiedlona, bliskie otoczenie elektrowni zostałoby skażone, a Szczecin na zawsze stałby się miastem niezdatnym do zamieszkania. Koszty tego zdarzenia w wysokości miliardów euro poniosłaby ludność polska i niemiecka.

Budowniczowie elektrowni atomowej twierdzą, iż są one bezpieczne, a jednak nawet w najnowocześniejszych elektrowniach atomowych świata powtarzały się mniejsze i większe uszkodzenia, jak np. Philipsburg 2 i Brokdorf w Niemczech lub Sizewell w Anglii.

Usytuowanie elektrownii atomowej w danym regionie czyni go zagrożonym przez ataki terrorystyczne i militarne. Jest to fakt godny zastanowienia, nawet jeśli ostatnimi czasy prawdopodobieństwo takiego zdarzenia było niewielkie. Elektrownie atomowe to bomby, które w każdej chwili mogą zostać odpalone. Żadna elektrownia tego świata nie przetrwałaby np. upadku samolotu pasażerskiego.

ODPADY ATOMOWE WYMAGAJĄ NADZORU PRZEZ OK. 100 000 LAT

Zdecydowanie największym problemem związanym z elektrowniami atomowymi jest produkcja wysoce trujących odpadów oraz emisja promieniowania radioaktywnego, które w większych ilościach zabija, w mniejszych natomiast powoduje zmiany genetyczne i działa rakotwórczo. W takiej sytuacji konieczne jest ich dobre zabezpieczanie. Ciekłe odpady radioaktywne przechowuje się w beczkach. Jak długo ludzie będą za to płacić, beczki będą stale kontrolowane i wymieniane w miarę potrzeb. Jednakże owa kontrola musi zostać zapewniona na 100 000 lat, a tego nie może zapewnić żaden koncern w związku z tym każdy, który to robi, jest oszustem.

Ziemia wydaje się człowiekowi wygodnym i bezpiecznym magazynem - zasypuje się w niej wiele rzeczy przysparzających człowiekowi problemów jak np.: zwłoki, kości lub odpady codzienne. Taka strategia postępowania nie sprawdza się jednak w przypadku odpadów radioaktywnych, które muszą być zabezpieczone przez czas niewyobrażalnie długi zarówno dla racjonalistów jak i idealistów.

Dwanaście tysięcy lat temu Szczecin leżał jeszcze pod grubą – 2 kilometrową warstwą lodu, natomiast odpady muszą być przechowywane w sposób całkowicie bezpieczny przez 100 000 lat. Na tak długi okres nie można znaleźć żadnego pewnego miejsca.

Ale dlaczego nie zakopać? Geolodzy wychodzą z założenia, iż ruchy w złożach soli są najmniej prawdopodobne, stąd beczki powinny być składowane w pokładach soli. Ziemia jednak porusza się, strumienie wód gruntowych zmieniają się i mogą dosięgnąć ciekłych odpadów. Woda zmieszana z odpadami atomowymi jest zabójcza, rakotwórcza i zmieniająca geny.

Radioaktywne odpady są produktem ludzkim, materiały składające się na nie w przyrodzie nie występują, a mogą przetrwać 100 000 lat i to my bierzemy za nie odpowiedzialność.

WYKORZYSTANIE ENERGII JĄDROWEJ JEST NIEMODNE

W 1986 r. w Czarnobylu eksplodował reaktor. W tym samym czasie powstawała pierwsza polska elektrownia atomowa, której budowa została wstrzymana pod wpływem tych wydarzeń. Również inne kraje europejskie, jak Włochy, Austria, Norwegia i Dania opowiedziały się przeciwko energii jądrowej. Niemcy, Belgia, Szwecja podpisały odstąpienie. Podobnie planuje Hiszpania.

Wykorzystywanie energii atomowej jest ślepą uliczką w sensie gospodarczym, politycznym, energetycznym, zdrowotnym oraz z punktu widzenia bezpieczeństwa. Energie odnawialne – przeciwnie - stanowią napęd dla wzrostu gospodarki i są środkiem do ograniczenia emisji CO2.

Korzyści finansowe z energii atomowej czerpią jedynie koncerny energetyczne. Natomiast niskie ceny prądu czerpanego z atomu są złudzeniem, ponieważ zanim powstanie z niego pierwsza kWh, gospodarka narodowa musi przez lata dopłacać miliony. By wyrównać te wydatki, na naród zostaje nałożone ponad normalne obciążenie finansowe. Z punktu widzenia gospodarki narodowej jest to wielki niewypał.

Wykorzystanie energii przez elektrownie atomowe leży poniżej 1, tzn., że więcej energii jest zużywane niż produkowane. Przeciwnie wygląda sytuacja w elektrowniach wiatrowych, które mają 30 - 40-krotne większe wykorzystanie, oraz w bateriach słonecznych (7 do 10-krotne). Te i inne odnawialne źródła energii, jak biomasa, ciepło ziemi czy siła wody występują zawsze, natomiast zasoby uranu w ziemi przy istniejącym zapotrzebowaniu wystarczą tylko na 30 - 50 lat.

Wykorzystanie energii atomowej kojarzone jest często z ratowaniem klimatu, ponieważ teoretycznie przy jej produkcji CO2 nie zostaje uwolniony do atmosfery. Jednak w rzeczywistości elektrownie atomowe nie mogą się tym szczycić, gdyż podczas wydobywania uranu, budowy elektrowni atomowej oraz podczas transportu paliwa jądrowego i odpadów radioaktywnych, produkuje się 31,4 g CO2 /kWh, czyli więcej niż np. nowoczesna elektrownia gazowa.

Jedyną prawdziwą alternatywą są wcześnie wymienione, zdecentralizowane, bliskie użytkownikowi i użyteczne odnawialne źródła energii połączone ze wzmożoną oszczędnością. Inwestowanie w te źródła energii jest również tanie i opłacalne gospodarczo. Poza tym uprawa roślin używanych do pozyskiwania energii otworzyłaby nowe perspektywy przed rolnikami.

DZIAŁANIE

Chcecie aktywnie działać przeciw wykorzystywaniu energii atomowej? Szukamy partnerów do współpracy lub osób chcących nas w jakikolwiek sposób wesprzeć. Jesteśmy małą grupą osób z Poczdamu sprzeciwiających się wykorzystywaniu energii atomowej w Niemczech, Polsce i na całym świecie. Pragniemy dzielić się wiedzą na temat zagrożeń jakie niesie ze sobą budowa elektrowni jądrowej w Polsce oraz na temat tła całej inwestycji. Do tego wszystkiego pilnie potrzebujemy Waszego wsparcia. Wszystkich chętnych prosimy o zgłaszanie się po niemiecku, angielsku lub po polsku pisząc e-maile na adres: qwelle@gazeta.pl.

Theodorich Wächter
waechter@umweltgut.de

tłum. Anna Andrykowska
qmakii@gmail.com
*) IPPNW – Międzynarodowi Lekarze dla Zapobiegania Wojnie Atomowej, laureaci Pokojowej Nagrody Nobla 1985 r.

Czas odzyskać miasto!

Publicystyka

Budynki i słowa nie mogą być puste

Często powtarzamy, że Kraków jest naszym miastem, ale co to własciwie znaczy? Przestrzeń publiczna zagarnięta jest przez biznes i urzedników. Kontrola społeczna nad ich poczynaniami praktycznie nie istnieje, a my z przyzwyczajenia godzimy sie na to.

Próba charakterystyki edukacji anarchistycznej

Publicystyka

Anarchizm w opinii powszechnej nie kojarzy się z pedagogiką, raczej z rewolucyjnością, buntem, agresją, terroryzmem. Pewna nauczycielka powiedziała: „co to taki anarchizm może mieć wspólnego z tak szlachetną dziedziną jak pedagogika”.

Tymczasem anarchizm w przeciągu dwustu lat swojej historii wypracował bogatą myśl edukacyjną. Bez przesady można stwierdzić, że pedagogika anarchistyczna wyprzedziła Ruch Nowego Wychowania. Działalność edukacyjną prowadzili min: Lew Tołstoj w Rosji, Paul Robin , Sebastian Faure we Francji, Edward Abramowski na ziemiach polskich, Francisco Ferrer i hiszpańscy robotnicy zrzeszeni w anarchosyndykalistycznych związkach zawodowych CNT w Hiszpanii oraz Emma Goldman w Stanach Zjednoczonych. Dużo miejsca edukacji poświęcili protoplasta anarchizmu William Godwin oraz ojcowie anarchizmu Proudhon, Bakunin i Kropotkin. W czasach współczesnych działalność edukacyjną prowadzi Międzynarodówka Anarchistyczna a w Polsce Fedaracja Anarchistyczna.

Oświadczenie ZSP w sprawie aresztowań w Serbii

Publicystyka

Precz z państwowym terroryzmem wymierzonym w ruch pracowniczy!

Związek Syndykalistów Polski gwałtownie protestuje przeciwko represjom politycznym serbskich władz wymierzonym w ruch anarchosyndykalistyczny. Żądamy natychmiastowego uwolnienia zatrzymanych, a są to: Ratibor Trivunac (sekretarz międzynarodówki związkowej IWA-AIT), Tadej Kurepa, Ivan Vulović, Sanja Djokić, Ivan Savić i Nikola Mitrović. Uważamy zarzuty im stawiane publicznie za absurdalne i kompromitujące nie tyle zatrzymanych, co serbskie władze przed całą społecznością międzynarodową.

Wiemy o sukcesach serbskich anarchosyndykalistów i zdajemy sobie sprawę, że ich zaangażowanie oraz powodzenie w budowie niezależnego od kapitału i państwa ruchu pracowniczego stanowi zagrożenie dla biurokracji państwowej, związkowej oraz kapitału. Dlatego jesteśmy przekonani, że obecne represje i bezpodstawne oskarżenia mają na celu kryminalizację, oczernianie i wreszcie zniszczenie niezależnego ruchu pracowniczego. Do tego międzynarodowych ruch pracowniczy nie dopuści. Zapowiadamy, że będziemy obserwować rozwój wydarzeń, a represje nie pozostaną bez odpowiedzi. Nie pozwolimy robić z siebie terrorystów. To rządy i wspierane przez nich korporacje są organizacjami zbrodniczymi i terrorystycznymi.

Jednocześnie zapewniamy naszych towarzyszy oraz towarzyszkę w Serbii o naszej solidarności i pamięci w tych trudnych chwilach. Atak na was, jest atakiem na nas.

Związek Syndykalistów Polski, 5 września 2009 r.

Oświadczenie ASI w sprawie represji anarcho-syndykalistów Serbii

Publicystyka

Dnia 4 września 2009, Sąd Rejonowy w Belgradzie wydał decyzję o 30 dniowym areszcie tymczasowym dla członków ASI. Nasi towarzysze są oskarżani o "międzynarodowy terroryzm".

Związek “Anarcho-Syndykalistyczna Inicjatywa” (ASI) dowiedział się o ataku na grecką ambasadę i o organizacji, która przyznała się do zorganizowania ataku przez media.

Korzystając z okazji, chcemy jeszcze raz przypomnieć opinii publicznej, że metody indywidualnej walki politycznej nie są metodami anarcho-syndykalizmu. Wręcz przeciwnie - nasze poglądy ujawniamy publicznie, a poprzez swoją pracę staramy się przyciągnąć masy do ruchu syndykalistycznego i do wszystkich wolnościowych i postępowych organizacji.

Państwowy mechanizm brutalnej represji uderza w niepokornych krytyków państwa. Wulgarna logika władzy określa jako winnych tych, którzy w jasny sposób wyrazili swoje wolnościowe poglądy. Wtrącając ich do więzienia, państwo zamyka sprawę, tworząc fałszywy obraz „efektywności w zwalczaniu przestępczości” na użytek społeczeństwa.

Reżim od początku działał bez żadnych skrupułów, co widać po sposobie w jaki przeprowadzono aresztowania, przeszukiwano mieszkania, zastraszano rodziny i w jaki postawiono skrajne oskarżenia o międzynarodowy terroryzm.

Choć nie popieramy działań dziś sławnej grupy „Crni Ilija” [przyp. tłum. ta właśnie organizacja przyznała się do ataku na ambasadę], trudno nazwać to co się stało „międzynarodowym terroryzmem”. Terroryzm, z definicji, stanowi zagrożenie dla życia ludności cywilnej. W tym przypadku nikt nie ucierpiał, a szkody były jedynie symboliczne.

To jasne, że państwowa farsa z którą mamy do czynienia jest tylko sposobem zastraszania wszystkich, którzy wskazują na niesprawiedliwość i beznadziejność współczesnego społeczeństwa.

W czasach społecznego otępienia, jednostki sięgają po najbardziej niewiarygodne, czasem autodestrukcyjne działania, by przebić się przez blokadę mediów i przedstawić swoją sprawę w centrum uwagi. Pamiętamy o pracownikach, którzy obcinali i zjadali własne palce, albo o nieszczęśliwym człowieku, który groził, że odpali granat ręczny w budynku Prezydenta Serbii. Ci ludzie chcieli po prostu, by szerokie grono osób zauważyło ich problemy.

Nie dajmy się przekonać, że jeden symboliczny akt solidarności, nawet jeśli faktycznie został wyrażony w nieodpowiedni sposób, oraz inne akty buntu tych, którzy zostali pozbawieni praw, powinny być traktowane jako czyny antyspołeczne, czy akty terroryzmu.

Solidaryzujemy się z aresztowanymi towarzyszami i ich rodzinami i domagamy się ujawnienia prawdy o tej sprawie!

WOLNOŚĆ DLA ANARCHO-SYNDYKALISTÓW!

Dostrzeżone w ogniu belgradzkiej butelki

Publicystyka

Co mają ze soba wspólnego i w jakim kontekście do siebie stoją:

- miedzynarodowość (np. terroryzmu);
- terroryzm (np. państwowy)
- solidarność (np. z terroryzmem państwowym)
- oraz ... butelka wypełniona benzyną, z której wystaje kawałek materiału, którego drugi koniec jest zanurzony w cieczy, która to butelka, stanowiąca od dziesiątek już lat prosty, pospolity i łatwy do przygotowania materiał zapalny, staje się symbolem nowej krucjaty systemu (nie)sprawiedliwości?

O tym, parę słów wywołanych informacjami z Belgradu.
Informacjami, które nas (nie)zaskoczyły.

Dla ludzi ceniących sobie takie wartości jak wolność i sprawiedliwość społeczna solidaryzowanie się z szóstką z Belgradu leży jak na dłoni. Mimo to, solidaryzując się z tymi wspaniałymi ludźmi, spójrzmy na obecne kroki władz serbskich z perspektywy, którą same nam słusznie zasugerowały, mówiąc w swoim lokalnym kontekście o MIĘDZYNARODOWYM terroryzmie.

W Berlinie trwa właśnie w tych dniach proces przeciwko dwóm młodym osobom za rzekome rzucenie koktajta mołotowa w stronę policji podczas zamieszek pierwszomajowych tego roku na dzielnicy Kreuzberg. Oskarżenie brzmi: próba zabójstwa. Jeszcze jakiś czas temu za rzucenie w trakcie zamieszek w stronę policji koktajla molotowa należałoby się spodziewać w Berlinie zarzutu próby ciężkiego uszkodzenia ciała (zupełnie inny wymiar ewentualnego wyroku).

Ta zmiana podejścia władzy do tej formy jej konfrontowania musi mieć swój powód. Aby poznać ten powód musimy postarać się zrozumieć kontekst.

A kontekst ten lepiej widać przez szkło belgradzkiej, a nie berlińskiej butelki (z benzyna).

A jest on, tak jak podpowiadają nam nieświadomie władze serbskie , zarówno lokalny jak i międzynarodowy.

Kontekst lokalny wynika z coraz większego wpływu myśli i praktyki anarchistycznej wśrod środowisk pracowniczych w Serbii, wpływu który jest przypisywany, i chyba całkiem trafnie, gronu działaczy do którego aresztowana szóstka należy. W takim kontekście, z perspektywy sfer obawiających się anarchizacji, a zatem i radykalizacji serbskich środowisk pracowniczych, każdy sposób na przerwanie takiego procesu wydaje się dobry.

Kontekst międzynarodowy nie jest już tak czytelny. Ale już przy wstępnym zestawieniu i analizie pewnych wydarzeń ostatniego okresu w Europie, jest także do zaobserwowania. W wielu krajach Europy organy państwowe odpowiedzialne za kontrolowanie społeczeństw obserwują z rosnącym niepokojem od jakichś 2 lat powracającą radykalizację form oddolnych interwencji społecznych. Jest ona wciąż powolna i ich poziom nie osiągnął być może jeszcze nawet tego z lat 80-ych zeszłego stulecia (nie wspominając już o 60-ych i 70-ych), ale zauważalna. Po radykalniejsze środki wystąpień publicznych i akcji sięgają tak środowiska pracownicze, jak wszelakie ugrupowania komunistyczne. Także grupy i środowiska anarchistyczne.

W specjalistycznych raportach służb bezpieczeństwa pojawiły się, prawdopodobnie nie mijające się z prawdą sugestie, o coraz większym wpływach skutecznych metod walki stosowanych tak konsekwentnie jak masowo przez dynamicznie rozwijający się ruch anarchistyczny w Grecji.

Ewentualne zradykalizowanie i rozpowszechnianie się metod konfrontacji z państwową i kapitalistyczną przemocą w całej Europie jest czymś na co elity rządzące w żadnym kraju nie mają ochoty. A już na pewno nie w okresie nakręcającego się kryzysu ekonomicznego i jego wpływu na nastroje społeczne.

I tu pojawiają się momenty, w których oba konteksty się spotykają.

Lokalna anarchizacja środowisk pracowniczych w Serbii materializuje się w ramach lokalnej oddolnej społecznej odpowiedzi na międzynarodowy (globalny) kryzys ekonomiczny wywołany właśnie przez międzynarodowe sfery, które to, konsekwentnie międzynarodowo, decydują się na zabiegi podkręcania śrub państwowych represyjnych maszynerii.

Przyglądając się przykładom z Belgradu i Berlina (w Berlinie protesty pierwszomajowe tego roku były również o wiele silniejsze niż jeszcze przed wystąpieniem kryzysu, a także wybuchem grudniowej rebelii w Grecji), a w ostatnim okresie także z Francji i Włoch (preparowanie i przypinanie anarchistom nowych, konstruktów - "międzynarodowy terroryzm" i wymiaru oskarżeń - "próba zabójstwa") można się domyślać, iż kryje się za nimi tak dobrze znana z historii strategia mająca na celu za jednym zamachem zastraszenie społecznych anarchistów, jak i odcięcie ich od reszty buntujących się grup społecznych.

Patrząc przez ten pryzmat na sytuację zaistniałą w Belgradzie, wyłania się dość jednoznaczna konieczność reakcji. Niezależnie od tego, kto rozbił butelkę z benzyną o fasadę ambasady greckiej w Belgradzie (solidaryzując się w zdecydowany, a zarazem nikomu nie czyniący krzywdy, a zatem piękny, sposób z walką wymierzoną w więzienny dramat odbywający się w Grecji), nie wolno pozwolić na normalizowanie się tego nowego wymiaru państwowych represji.

To szczególnie ważny moment i wiele społeczności powinno rozważnie, solidarnie, ale też zdecydowanie i ofensywnie zareagować. Kto wie bowiem, czy w najbliższych miesiącach i polskie władze, ośmielone przykładami z innych krajów, nie zarzucą jakiejś grupie lokalnych działaczy pracowniczych czy anarchistycznych podobnych oskarżeń w związku z jakimś wydarzeniem czy wręcz oświadczeniem. Kto wie, czy wręcz nie spreparują jakiegoś zdarzenia, jeżeli tylko jakieś grupy społeczne nie zechcą się anarchizować, aby móc wypuścić z piwnicy swoje ukochane bestie: kontroli, karania i represjonowania.

Podczas gdy dla większości ludzi najniebezpieczniejszym terroryzmem o międzynarodowym charakterze pozostaje terror państwowy. Utrzymywanie przy użyciu wszelkich dostępnych metod i środków, i wbrew woli całych rzesz ludzi, państwowego monopolu na przemoc.

Zresztą właśnie się o tym ponownie przekonujemy.

Uwolnić natychmiast anarchistów z Belgradu!

***

Veronika

Co się dzieje w greckich więzieniach?

Publicystyka | Represje

Poniżej umieszczam tłumaczenie pewnego pisma z greckiego więzienia. Polecam zwłaszcza osobom, które gdy ostatnio dyskutowalismy na CIA o buncie w poprawczaku pisaly ze "anarchisci nie powinni popierac patologii".

Skarga więźnia Katerina Goulioni do Rzecznika Praw Obywatelskich Grecji

Eleonas Thivon, 20. 02. 2009

Mam 41 lat dzisiaj, a jestem uzależniona od heroiny od wieku lat 17. Przez wszystkie te lata byłem chora i uzależniona od substancji, bez której nie byłbym w stanie stać, pracować, żyć.
Najgorszy koszmar jednak, koszmar wzięcia pod uwagę kontynuacji uzależnienia, jest taki że nigdy nie wyobrażałam sobie, że będę żyła w sposób żyję i jestem odstraszana od życia codziennie.
To "wzięcie pod uwagę kontynuacji uzależnienia" jest moim uwięzieniem, co oznacza, moim niewolnictwem, bycie zakładnikiem strażniczek więziennych, które kontrolują i interweniują nawet w moje genitalia i najbardziej intymne części mojego ciała.
Ilekroć wchodzę w więzieniach, albo dlatego, że byłam tam po raz pierwszy lub po powrocie z sądu lub szpitala, jestem obiektem następującego ataku, który nazywają "przeszukaniem":
Strażniczka zmusza mnie do zdjęcia wszystkich moich ubrań, do rozchylenia nóg i kaszlu podczas gdy ona bada mój odbyt. Często korzysta z możliwość obejrzenia mojego nagiego ciała, patrzy na mnie wprost, traktuje mnie agresywnie, ironicznie jakbym była najgorsza szumowiną na ziemi.
Wtedy one dają mi inne ubrania z ich magazynu, które są niedopasowania i upokarzające. Zabierają mój stanik, ponieważ jest "zakazany" w izolacji, ponieważ rzekomo mogę ... zabić się nim. Dają mi buty kilka rozmiarów większych niż moje, tak, że idę jak klaun i biorą mnie do apteki.. Tam zmuszają mnie by usiąść na fotelu ginekologicznym i strażniczka wkłada palec do mojej pochwy. Następnie jestem zmuszona do oddania moczu w obecności straży, do testu na narkotyki.
Raz na papierze umieszczonym na krześle, na którym mnie położono, widziałam włosy poprzedniej więźniarki. Sterylizacja ich sprzętu jest czymś, o czym tylko okazyjnie pamiętają. Niekiedy używają zardzewiałego wziernika, jednocześnie wpychają palce w taki sposób, że więźniarka czuje ból. Sarkastyczne żarty nie znikają z ich repertuaru.
Ostatnio odmówiłam badania pochwy przez ginekologa, jak myślę, niezależnie od wiedzy, specjalizacji i poziomu wykształcenia, wpychanie na siłę palców jest co najmniej "niewłaściwe", powiedziałbym. Poprosiłam o badanie USG, tylko po to by być zastraszoną związaniem na noc - ta groźba była wypowiedziana przez strażniczkę więzienną asygnowaną... pielęgniarką w więzieniu Thiva, Stellę Gavaną, w obecności jej przełożonej Sotorii Sampani. Powiedziała mi, że skoro jestem więźniem muszę zaakceptować badania pochwy – i że ci, którzy nie są więźniami są "inni". W skrócie powiedziała mi i mówi mi to wciąż, że skoro jestem więźniem mogą robić co chcą ze mną i powinnam nie reagować.
Zabrali mnie do podkomendantki więzienia Aglia’i Kafritsy’a, która powiedziała mi, że tak długo jak odmawiam badania wszystkie narkotyki znalezione w więzieniu będą obciążać mnie i że będzie trzymać mnie w izolatce przez wiele dni. Kiedy zapytałam ją o badanie USG i powiedziałam jej, że już nie mogę znieść gwałcenia powiedziała mi, że nie ma możliwości aby to zrobić. Odpowiedziałem, że nie jestem zobligowana do płacenia za ich niezdolności do pracy, zabrali mnie do izolatki, gdzie zabraliby mnie i tak, czy zgodziłabym się na badania czy nie.
W izolatce umieścili mnie w celi, w której musiałam dzwonić po strażniczkę by przyszła i zabrała mnie do toalety dzielonej przez wszystkie więźniarki i obserwowanej przez kamerę. Podczas wydalania jesteś obserwowana przez strażniczkę za kamerą i tylko gdy widzi twoje odchody można poprosić o jej zgodę na spuszczenie wody.
Nie tylko jestem zmuszana do wypróżniania się przed strażniczką, jestem również zmuszana by wypróżniać się 8 razy, zanim będę usunięta z izolatki - choć to także zależy od ich nastroju.
Większość więźniarek bierze środki przeczyszczające, by osiągnąć te 8 wypróżnień i często albo strażniczka nie przychodzi by otworzyć drzwi lub jest inna więźniarka w toalecie i wówczas one dosłownie wydalają pod siebie. Strażniczki groźnie powiedzą im: "To jest Thiva będziecie tylko dzwonić, gdy naprawdę tego potrzebujecie", co oznacza „naprawdę potrzbować" jest oceniane przez straż. Albo niechętnie: "chcecie iść do toalety ponownie?" i podobnie zachowywać się będą w sposób nieludzki i sadystyczny.
Zdarzyło mi się, że straż nie otwierała drzwi i tak byłam zmuszona do oddawania moczu do plastikowej butelki i miałam później problemy z jelitem gruby, z powodu wstrzymywania kału. W końcu osiągnęłam cel kopiąc drzwi celi, tak że w końcu się otworzyły; strażniczka traktowałą mnie nieludzko i w prowokacyjny sposób, ponieważ nazwałam ją „kurczakiem”; napisała fałyszwy raport (pani Harikleia Daniilidou jest strażnikiem o którym piszę) razem ze strażniczką Ioannis Galanis, która również była tego dnia na służbie. Stanęłam przed komisję dyscyplinarną i młodszy prokurator Georgios Prassas ukarał mnie przetrzymywaniem w odosobnieniu przez pięć dni dodatkowych i nielegalnym pozbawieniem mnie prawa do kawy, papierosów i rozmów telefonicznych.
Ta kara dyscyplinarna jest usuwana z moich dokumentów po dwóch latach, co znaczy, że oprócz bycia torturowaną zostałam uziemiona, nie wyjdę warunkowo wcześniej, więc moi chorzy rodzice i moja 21 letnia córka długo będą czekać nim mnie zobaczą i będę mogła ich wspomóc.
Wszystkie te wydarzenia miały miejsce w kobiecym więzieniu Koridalos (Ateny), ale wszystkie te osoby nadal pracują w Thiva wraz z kierowniczka Panagiotis Korakis, która tutaj w jednostce izolacji Thiva powiedział mi, że mimo 8 moich wypróżnień ma prawo do trzymania mnie w odosobnieniu przez sześć dni według "regulaminu więzienia". Regulamin nie wspomina nic tego rodzaju - przeciwnie stanowi, że trzydniowy pobyt w izolacji może mieć miejsce jedynie na polecenie prokuratora generalnego i jest przedłużany tylko, jeżeli nielegalne substancje znajdują się w ciele więźnia, które są niemożliwe do usunięcia ...
Nie można myć się w izolacji (którą nazywają "miejscem specjalnego zatrzymania", jakby zmiana nazwy kończyła horror), ponieważ za każdym razem gdy jest gorącą woda, straż tam nie ma, a jak jest może zabrać Cię z celi podkreślając, że woda jest gorąca, nawet jeśli tak nie jest.
Kiedykolwiek się kąpiesz one cię obserwują. I tak możemy cię trzymać, bez mycia przez siedem dni, jeśli nie dłużej. Jesteś tylko uprawniona do zamówienia kawy, wody itd. z kawiarni więzienia, która działa dla straży więziennej, a w której pracują więźniowie. Ostatni raz gdy byłam w izolacji zapłaciłam 20 euro tej kawiarni. Ta kwota wystarczyłaby na około 20 dni, kupując własną kawę i cukier, ale byłam zmuszona wydać ją w 5. Ale tutaj zarządzanie naszymi pieniędzmi zależy od nastroju strażników więziennych.
Więc kiedy nasi oprawcy podejmują decyzję by zwolnić nas z izolacji musimy przejść przez te same tortury, przeszukiwania ciała i napastowanie pochwowe. Mogą narazić Cię na te same tortury w dowolnym czasie w jednostce głównej więzienia, gdzie mieszkam, gdy istnieje podejrzenie stosowania nielegalnych substancji. Wchodzą do naszej jednostki, budzą nas, wyprowadzają nas na badania, rozrzucają po podłodze wszystkie nasze rzeczy. Wówczas tracimy nasze rzeczy, ponieważ rzucają je albo zabierają ze sobą i my musimy wszystko pokładać z powrotem na miejscach w porządku by pozwolono nam spać.
Byłam osobą z żądzą wiedzy, ze zrównoważonym biznesem, z żądzą tworzenia.
Dziś cały ten ból, nadużycie, gwałt na moim ciele i duszy, sprawiają, że śnię że zabijam wszystkich tych, którzy są opłacani by torturować słabych ludzi.
Zgrzytając zębami szepcze "dla waszego zacietrzewienia, wciąż się trzymam" w nadziei, że przyjdzie dzień, kiedy one przestaną kłaść swoje brudne ręce na bezbronnych ludziach. Wiem, że świat nie może się zmienić, ale może się ZREFORMOWAĆ – tak długo jak nie zostajemy obojętni.
Nigdy nie przezwyciężę tego wszystkiego, czemu zostałam poddana w więzieniu.

Goulioni Katerina

Tłumaczenie z angielskiego: konieckapitalizmu
Tłumaczenie z greckiego na angielski: occupiedlondon.org

Niecały miesiąc po napisaniu skargi Katherina Goulioni zmarła w „niewyjaśnionych okolicznościach” na więziennej łodzi w czasie transportu z kontynentalnej Grecji do więzienia na Krecie. Do tej pory nie doczekaliśmy się publikacji raportu koronera w tej sprawie. W odróżnieniu od zamordowanego przez policję w grudniu 2008 r. Alexandrosa Grigoropoulosa, oblanej kwasem na polecenie swoich szefów w tym samym czasie Konstantiny Kunevy, czy zwolnionego niedawno z aresztu Theodorosa Iliopoulosa jej sprawa nie stała się głośna na świecie a ona sama nie stała się symbolem greckiej rewolty (mimo iż np. więzniowie z kilku zakładów wszczęli bunt na wieść o jej śmierci.)

Fabryka w zarządzie pracowników w 10. Ramadanu

Gospodarka | Publicystyka

Artykuł z egipskiego pisma Al-Masry Al-Youm, tłumaczenie z angielskiego, ze strony libcom.org

*10. Ramadanu to strefa przemysłowa położona 55 kilometrów od Kairu (przyp. tlum)

Kiedy właściciel uciekł z kraju przed więzieniem, zatrudnieni w firmie Gospodarczego Rozwoju Przemysłu stanęli w obliczu grożącego bezrobocia i zamknięcia należących do firmy wielu fabryk włókienniczych. To historia dość częsta w najnowszej historii Egiptu, ale w tym przypadku pracownicy rozpoczęli eksperyment.

Przez prawie rok, trzy fabryki włókiennicze spółki w 10. Ramadanu działały samodzielnie. Prawo do samodzielnego zarządzania zostało im przyznane formalnie przez sąd, we wrześniu 2008 r. Pracownicy sami wypłacają sobie pensje, obsługują zamówień klientów i starają się oczyścić finansowy bałagan pozostawiony przez poprzedniego właściciela.

"Praca tutaj dzisiaj jest słodka jak miód", powiedział Mohamed Youssef, zatrudniony od 12 lat na linii produkcyjnej przy hafcie odzieżowym. "Mamy więcej praw i korzyści, jako pracownicy".

Wynagrodzenie Youssefa skoczyło z 450 funtów egipskich dwa lata temu do 650 LE miesięcznie w ramach nowego systemu.

Kanał XML