Gospodarka

Idzie drożyzna, idzie głód

Świat | Gospodarka | Ubóstwo

 Kathe Kollwitz, HungerCeny żywności na świecie rosną jak oszalałe. Wyliczany przez FAO, agendę ONZ ds. wyżywienia i rolnictwa, indeks cen żywności, obejmujący 55 produktów, wspiął się ostatnio na najwyższy poziom od 2,5 roku, napędzany głównie zwyżką cen cukru, pszenicy, kukurydzy i soi. Analitycy są pewni, że to nie koniec marszu.

Zwyżka notowań pszenicy na światowych rynkach o ponad 60 proc. od lata przełożyła się na ponad 20-procentowy wzrost cen mąki u nas. W ślad za nią mocno drożeje pieczywo, którego ceny w zeszłym roku wzrosły o prawie 10 proc., a także makarony i ciasta. W czołówce tego wyścigu cen są też owoce i warzywa, za które płacimy obecnie 15-20 proc. więcej niż przed rokiem (jabłka i pomidory podrożały o ponad połowę), w podobnym stopniu za masło i dużą część produktów nabiałowych. Wyraźnie, o jedną dziesiątą, zdrożały też drób i cukier. – Średni wzrost cen żywności w ciągu ostatniego roku wyniósł 5-6 proc. – szacuje Krystyna Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.

Opublikowany właśnie raport ONZ mówi o 25-procentowym wzroście cen produktów żywnościowych w 2010 roku na świecie. U nas hamował je umacniający się od połowy roku złoty, zmniejszając koszty importu. W tym roku trudniej na to liczyć, bo przy obecnych notowaniach złotego do euro (3,85-3,90 zł) czy do dolara (poniżej 2,90 zł) raczej nie można się spodziewać dalszego umacniania naszej waluty.

„Pensja Polaka” czyli propaganda sukcesu „Gazety Wyborczej”

Kraj | Gospodarka | Publicystyka | Ubóstwo

„Gazeta Wyborcza” (GW) jest jednym z mediów, które najbardziej emocjonalnie reaguje na wszelakie próby podważenia „osiągnięć” transformacji systemowej. Możemy być pewni, że gdy któryś z polityków lub inny przedstawiciel elit (poglądy osób z poza tego kręgu są po prostu przemilczane) wyrazi niepochlebną opinię o systemowych uwarunkowaniach panującego ustroju, następnego dnia, któryś z redakcyjnych komentatorów wyszydzi go lub zruga, w zależności od rangi wypowiedzi, na pierwszej lub drugiej stronie papierowego wydania dziennika.

Możemy być również pewni, że gdy jakaś mniej lub bardziej poważna instytucja czy firma przeprowadzi mniej lub bardziej poważne badania, z których będzie wynikać, że żyje się nam coraz lepiej dziennikarze „Gazety Wyborczej” starannie się nad tym badaniem pochylą obwieszczając nam hurraoptymistyczne wieści.

Na początku stycznia raczono nas rewelacjami firmy PricewaterhouseCoopers o zamożności polskich miast, nie minął miesiąc i w piątkowym wydaniu GW (1) opisuje kolejny raport z badań, tym razem firmy Sedlak & Sedlak. Firma będąca podobno „pionierem wdrażającym w Polsce standardy zarządzania kapitałem ludzkim” postanowiła zbadać „nasze” pensje.

„To pierwsze badanie na taką skalę. Firma Sedlak & Sedlak przez cały zeszły rok sprawdzała w Internecie zarobki Polaków. (…) Na podstawie danych od 96 tys. osób powstał szczegółowy raport prezentujący mapę wynagrodzeń Polaków w 2010 roku - z podziałem na województwa i branże.” – zaczyna swój artykuł Aneta Zadroga. Ileż to więc zarabiamy według Sedlak & Sedlak? „Na najlepiej zarabiającym Mazowszu płacono przeciętnie 4,5 tys. zł brutto. Wysokie pensje (3,7 tys. zł) mieli też mieszkańcy województw: Pomorskiego i Dolnośląskiego.” Przeciętny Kowalski na Mazowszu otrzymuje więc na rękę średnio ponad 3100 zł miesięcznie, całkiem nieźle prawda?

Nasz entuzjazm gasi trochę brak informacji o reprezentatywności badań, w samym tekście w głównym wydaniu GW brak informacji na jakiej podstawie zostali dobrani uczestnicy badania. Trochę tę kwestię rozjaśnia wydanie lokalne, przynajmniej te w Poznaniu, gdzie zamieszczono analizę badań Sedlak & Sedlak odnoszącą się ściśle do regionu. Maria Bielicka, dziennikarka wydania lokalnego lojalnie uprzedza „Wyniki badań nie zawsze pokrywają się z danymi GUS, bo ankiety wypełniali głównie ludzie młodzi (70 proc. ma nie więcej niż 35 lat) oraz osoby z wykształceniem wyższym (73 proc.)” (2).

Wychodzi więc, że analizowany raport dotyczy zarobków wyższej kadry zarządzającej, menagerów itd. tj. przedstawicieli „górnej półki” zarobkowej. Na jakiej więc podstawie GW twierdzi, że te badania pokazują ile „my” zarabiamy, skąd tytuł „Pensja Polaka”. W samym tekście kilkanaście razy pojawiają się sformułowania sugerujące, że badania dot. pensji wszystkich mieszkańców Polski.

To typowy zabieg ideologiczny eksploatowany od lat przez media głównego nurtu, który stwarza powszechne wrażenie, że w Polsce żyją ludzie dobrze zarabiający, a przynajmniej cały czas się bogacący. Wszystko idzie w dobrym kierunku, uspokajają nas propagandziści. Jeżeli pojawia się teza temu przecząca, jest to tylko chwilowe zaburzenie, wyjątek potwierdzający regułę, błąd który można naprawić sprawnym (najlepiej prywatnym) zarządzaniem.

Zdecydowana większość mieszkańców Polski żyje jednak w zupełnie innych realiach. Według opublikowanego w ubiegłym roku raportu "Praca Polska 2010" (3) opracowanego przez „Solidarność” ponad 45% pracowników zarabia w przedziale 1200-2200 zł na rękę, a 20% poniżej 1200 zł na rękę. Dla porównania więcej niż 4500 zł na rękę zarabia jedynie 6% zatrudnionych. 10% najlepiej zarabiających Polaków pobiera pensje o niemal 800% wyższą od 10% osób z najniższymi dochodami, jest to jeden z najwyższych wskaźników rozwarstwienia w Europie. Można też zauważyć, że raport „Solidarności”, oparty głównie o statystyki GUS, podaje dane i tak zawyżone, gdyż bada on jedynie dochody osób zatrudnionych na umowę o pracę w przedsiębiorstwach zatrudniających powyżej 9 pracowników. Nie ujmuje on więc pracowników w przedsiębiorstwach mniejszych, gdzie warunki pracy są zazwyczaj najgorsze, pracowników zatrudnionych na tzw. umowy śmieciowe (około 1/3 pracowników w Polsce zatrudnionych jest na umowy na czas określony lub umowy cywilno-prawne), pracowników pracujących w „szarej strefie” i w końcu bezrobotnych (w grudniu 2010 r. stopa bezrobocia rejestrowanego wyniosła ponad 12%), których miesięczny dochód wynosi najczęściej 0 zł.

Z danych Eurostatu za rok 2008 wynika, że 20% Polaków nie może sobie pozwolić na to, by wystarczająco ogrzać mieszkanie, 21% - by przynajmniej raz na dwa dni jeść mięso, drób, rybę albo ich wegetariański, pełnowartościowy zamiennik.

Statystycznie rzecz biorąc w artkule pt. „Pensja Polaka” powinna być przedstawiona właśnie ta rzeczywistość, gdyż jest ona rzeczywistością zdecydowanie większego odsetka mieszkańców Polski, jednak ona nie odpowiada już lansowanej propagandzie polskiego cudu transformacji ustrojowej.

-----------------------------------------
1) Aneta Zadroga „Pensja Polaka”, „Gazeta Wyborcza”, 28.01.2011, s. 4.
2) Maria Bielicka "Zarabiamy tysiąc mniej niż w Warszawie", „Gazeta Wyborcza - Poznań”, 28.01.2011, s. 5.
3) Raport dostępny: http://www.solidarnosc.org.pl/uploads/oryginal/4/0/60143_Raport_PP_2010.pdf

Damian Kaczmarek - rozbrat.org

Wielka Brytania: Rząd postanowił sprywatyzować wszystkie lasy

Świat | Ekologia/Prawa zwierząt | Gospodarka

Dzisiaj rząd Wielkiej Brytanii ogłosił list potwierdzający wcześniejsze plany o całkowitej prywatyzacji lasów. Koalicja Partii Konserwatywnej i Liberalnych Demokratów chcę wystawić na sprzedaż wszystkie państwowe lasy (łącznie 150 000 hektarów), których i tak już niewiele pozostało. Będzie to największa wyprzedaż przestrzeni publicznej od 60 lat.

Retoryka jakiej używają politycy Partii Konserwatywnej jest wręcz typowym przykładem orwellowskiej nowomowy; Ministerstwo Środowiska twierdzi, że będzie to "całkowicie nowe podejście do własności i zarządzania terenami leśnymi, gdzie zostanie ograniczana rola państwa a zwiększona prywatnego sektora i indywidualnych obywateli". Oczywiście będzie to korzyść dla społeczeństwa - przekonują. "Zamiast Wielkiego Rządu chcemy Wielkiego Społeczeństwa, dając jednostkom, biznesowi i samorządom lokalnym możliwość chronienia zasobów leśnych".

Samorządy lokalne oczywiście nie mają pieniędzy (gdzie ten sam rząd wprowadził radykalne cięcia wydatków na samorządy) na wykup lasów, więc zostają tylko prywatne firmy i bogate jednostki. Firmy przemysłu drzewnego już zacierają ręce, a ta resztka lasów, która nie zostanie wycięta będzie atrakcją turystyczną za którą trzeba będzie płacić by móc ją obejrzeć.

Eksplozja na Światowym Forum Gospodarczym

Świat | Gospodarka | Tacy są politycy

Prawdopodobnie mały ładunek wybuchowy eksplodował w hotelu Morosani. To obiekt położony około dwóch kilometrów od centrum, gdzie trwają główne obrady szczytu. Sama eksplozja nie była groźna. Rozbiła zaledwie dwa okna, ale to i tak wystarczyło by postawić na nogi całą lokalną policję - donosi "Forbes". Hotel wykorzystywany jest przez delegację szwajcarską. Ponadto podczas lunchu miało się tam odbyć forum o przestępczości zorganizowanej. Zaplanowane przemówienia mieli m.in. prezydent Kolumbii, oraz szef Europolu.

Meinstreamowe media podają iż śledczy podejrzewają na razie lewicowe grupy terrorystyczne, które sprzeciwiają się organizacji szczytu w Davos.

Jean Ziegler o wolnym rynku w filmie „Nakarmimy świat”

Świat | Blog | Gospodarka | Kultura | Tacy są politycy | Ubóstwo

Jean Ziegler, specjalny wysłannik Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw żywności:

„Fakty i liczby są porażające. 100 tys. ludzi dziennie umiera z głodu, co 5 minut umiera z głodu dziecko, poniżej 10 roku życia. Co 4 minuty ktoś ślepnie z powodu niedoboru witaminy A. Według danych z najnowszego wydawanego corocznie raportu FAO (Światowej Organizacji Żywności i Rolnictwa), specjalnej agencji ONZ w Rzymie, 842 miliony ludzi na świecie cierpi z powodu skrajnego niedożywienia. Nie mogą pracować, zakładać rodzin, są inwalidami z powodu niedożywienia. Rok temu było ich aż 826 milionów, czyli liczba ofiar głodu rośnie. Ten sam raport FAO stwierdza, że przy obecnym rozwoju rolnictwa, świat jest w stanie wyżywić 12 miliardów ludzi. Innymi słowy: każde dziecko, które umiera z głodu to ofiara morderstwa”.

oraz dodaje:

„Wolny rynek nie ma nic wspólnego z wolnością. To jeden wielki fałsz. Kiedy Nestle przejmuje afrykańskie rolnictwo to jest to wolność dla drapieżnego zwierzęcia w dżungli. To tak jakby Mike Tyson walczył w ringu z chudym, niedożywionym Bengalczykiem. Potęgę wielkich korporacji widać w liczbach opublikowanych w zeszłym roku przez Bank Światowy. 52% światowego produktu brutto, czyli wszystkich dóbr jakie wytworzono na całym świecie to produkcja 500 globalnych korporacji. Mają one tylko jeden cel: osiągnąć jak najwyższy zysk. Największym światowym producentem żywności, który zatrudnia 300 tyś.osób, działa na 5 kontynentach i używa ponad 8 tysięcy marek handlowych jest koncern Nestle. Zarządza nim miły, opalony Austriak. Ale on też musi się stosować do reguł korporacji, które każą maksymalizować zyski. Jeśli nie wykaże się astronomicznymi wynikami, to akcjonariusze go zwolnią i wielka władza nad światem jaką dziś dysponuje nic mu nie pomoże. Śrubowanie zysków to mordercza strategia wszystkich globalnych korporacji”.

Skąd te cytaty? Z filmu „Nakarmimy Świat”, austriackiego reżysera Erwina Wagenhofera. To znakomity dokument o wszechmocnych zarządach korporacji, o przepływie dóbr i pieniędzy, film o ubóstwie pośród niewyobrażalnego bogactwa i o ludziach umierających z głodu na oczach sytej Europy (a może raczej tuż obok Europy, odwróconej do nich plecami?).

Zapraszam do obejrzenia filmu on-line, poprzez serwis iplex.pl.

http://www.tomasso.pl

Wzrosła oficjalna stopa bezrobocia

Kraj | Gospodarka

Stopa bezrobocia zarejestrowanego wyniosła na koniec grudnia 2010 roku 12,3% wobec 11,7% miesiąc wcześniej, podał Główny Urząd Statystyczny (GUS) w środę. W grudniu 2009 roku stopa ta wyniosła 12,1%. Rząd twierdził, że stopa bezrobocia na koniec 2010 roku będzie mniejsza niż 12 proc.

Liczba zarejestrowanych bezrobotnych w końcu grudnia wyniosła 1954,7 tys., czyli była wyższa o 96,4 tys. (5,2%) niż przed miesiącem, a w ujęciu rocznym wzrost wyniósł 62,0 tys. (3,3%).

Chińskie grona gniewu - wywiad z Pun Ngai

Świat | Gospodarka | Prawa pracownika | Protesty | Publicystyka | Strajk

Rząd chiński wygląda na silny. Ale z perspektywy chińskiego robotnika państwa nie ma. W strefach przemysłowych firmy budują własne imperia, do których nawet władze nie mogą wejść - mówi chińska socjolożka.

Adam Leszczyński: 30 lat temu w Polsce mieliśmy doświadczenie "Solidarności" - powstanie robotników przeciw władzy. Czy coś podobnego może się wydarzyć w chińskich fabrykach?

Pun Ngai: W chińskich regionach przemysłowych najważniejsza jest teraz koncentracja własności oraz wejście na rynek pracy nowego pokolenia robotników. Fabryki stają się coraz większe. Największa fabryka koncernu Foxconn - który produkuje m.in. dla Apple'a, Della czy HP - ma 350 tys. robotników. Przeciętna fabryka Foxconn to 100 tys.

To jak miasto!

- Tylko tacy kapitaliści są dziś na tyle duzi, żeby przetrwać w brutalnej światowej konkurencji. W fabrykach odbywa się też zmiana pokoleniowa. Młodzi mają inne oczekiwania wobec życia niż ich rodzice, którzy przyjeżdżali do pracy w latach 90. Nie chcą wracać na wieś. Woleliby mieszkać w nowoczesnych miastach, takich jak Pekin, Szanghaj czy Shenzen. Nie mogą jednak zostać w miastach, m.in. z powodu systemu meldunkowego, który im tego zabrania. Czują się duchowo uwięzieni. To tworzy napięcia. Stąd biorą się strajki, których liczba od 2000 r. szybko rośnie.

Ile strajków jest w Chinach?

- Nikt nie zna dokładnej liczby. Są codziennie. Jak wynika z naszych badań, wśród robotników pracujących w Shenzen większość raz czy dwa razy w życiu uczestniczyła w strajku w swoim zakładzie. To jednak strajki na małą skalę. Trwają dzień czy dwa.

Robotnicy wygrywają?

- Zwykle chodzi o zwiększenie zarobków, zapłacenie za nadgodziny - a wszyscy w chińskich fabrykach mają nadgodziny - albo protest przeciw przeniesieniu fabryki do innego miasta. Z reguły robotnicy wygrywają.

Te strajki nie są polityczne i firmy są do pewnego stopnia zdolne do kompromisu z robotnikami. Niedawno badałam strajk zorganizowany przez wykwalifikowanych robotników - mężczyzn. Było ich 150 i zorganizowali protest w fabryce liczącej 15 tys. pracowników. Fabryka ustąpiła, ale tylko wobec organizatorów. Oni poświęcili pozostałych.

Nie ma poczucia jedności między robotnikami? Każdy walczy o siebie?

- Dlatego bardzo trudno porównać to, co się dzieje w chińskich fabrykach, z "Solidarnością".

Ale w Polsce "Solidarności" nikt się nie spodziewał. Socjologowie wtedy też pisali o atomizacji, nieumiejętności budowania więzi między Polakami.

- Ci młodzi chińscy migranci nie mają jednak doświadczenia socjalizmu. Nie mają nawet słownika protestu. Kiedy pytamy: "Czy chciałbyś mieć związek zawodowy?", większość nawet nie wie, co to jest. Oczywiście jest mała liczba robotników wykwalifikowanych, którzy pracują w przemyśle dziesięć lat i dłużej. Oni już dużo wiedzą z mediów o związkach. Wiedzą, jak wykorzystywać swoje prawa. W większości jednak ludzie pracują w fabrykach przez kilka lat. Potem wracają do wioski i zakładają rodziny.

Dziś jednak - kiedy chcą zostać w mieście - potrzebują pieniędzy. A pensja w fabryce wystarczy, żeby utrzymać jedną osobę - i to mieszkającą w fabrycznym dormitorium. Wynajęcie małego mieszkania pochłonęłoby już całe zarobki. Stąd gniew i presja na dalsze podwyżki.

O czym marzą ci młodzi ludzie? Bo kiedy jadą do fabryk, to dokładnie wiedzą, jak będzie wyglądała ich praca.

- Nie znają jednak miejskiej kultury konsumpcyjnej, która przeżywa dziś w Chinach boom. Pierwsza generacja robotników była gotowa pracować przez wiele godzin, żeby zarobić na budowę domu w rodzinnej wiosce. Dla młodych to już nie jest propozycja.

Prowadzi pani badania wśród robotnic. Jeżeli np. młoda kobieta znajdzie męża w mieście, może tam zostać?

- Mężczyźni z miasta nie chcą się żenić z wieśniaczkami. Różnice klasowe między robotnikami ze wsi i "miastowymi" są ogromne - w stylu życia, w edukacji, w modelu rodziny. Te młode kobiety w końcu muszą wrócić do swych rodzinnych wiosek. Tam nie mogą wytrzymać. Dziś na wsi najliczniejsza kategoria samobójców to właśnie młode kobiety.

One w fabryce próbowały zmienić się w nowoczesne dziewczyny: nosiły dżinsy, malowały się. Wyobraź sobie teraz, że po kilku latach musisz wrócić do wioski, wyjść za mąż za miejscowego mężczyznę, wrócić do pracy w polu. Nie chcą tego. Kłócą się z rodziną męża.

Było głośno o samobójstwach robotników w fabrykach, ale naprawdę jest ich znacznie więcej na wsi niż w rejonach przemysłowych. W fabrykach samobójstwa popełniają w większości bardzo młodzi robotnicy, ci, którzy mają 17-18 lat. Przyjeżdżają ze wsi, zatrudniają się np. w Foxconn, bo słyszą: "Tu są najlepsze warunki pracy". Tymczasem presja w fabryce jest ogromna i sama fabryka jest ogromna. Czują się zupełnie bezwartościowi. Nie widzą sensu życia.
Stołówka w takiej fabryce sama wygląda jak fabryka. Są linie produkcyjne z różnymi potrawami i gigantyczny basen na makaron. W dormitoriach ludzie nie mają życia prywatnego. Nawet pranie własnych rzeczy jest zabronione - wszystko robi firma. Specjalnie miesza się robotników z różnych prowincji, żeby nie mogli się dogadać.

Kiedy jesteś robotnikiem, to wszystko ci mówi: "jesteś nikim". Robotnicy powtarzają mi: "Pracujemy szybciej niż maszyny, ale jesteśmy tylko maszynami".

Ile lat tak można żyć?

- No cóż, dopóki pracujesz w mieście, mieszkasz w dormitorium. Niektórzy mieszkają tam po dziesięć lat. Trzeba pamiętać, że ten system fabryczny działa dopiero od 20 lat.

Fabryka kontroluje całe życie robotników przez 24 godziny na dobę. Twoja przestrzeń życiowa, kontakty towarzyskie są organizowane przez firmę. Całe życie jest jak linia produkcyjna.

Nikt nie zmusza tych ludzi do pracy w fabrykach.

- Ależ zmusza! Od połowy lat 80. młody człowiek musi opuścić wieś, bo kiedy skończy szkołę średnią, nie ma dla niego pracy, a z pracy na roli w ogóle nie sposób wyżyć.

Kiedyś w Chinach myślano, że kawałek ziemi, którzy dostawali rolnicy, wystarczy, aby ich wyżywić wraz z rodzinami. Teraz pieniądze, które wydają na budowę domu, na szkoły dla dzieci, na opiekę medyczną, nie pochodzą z pracy na roli. To wszystko oszczędności z fabryk. Całe życie wsi obraca się wokół gotówki przysyłanej z pracy w fabrykach.

Przypomina mi to proces grodzenia w Anglii w XVII w. W Anglii rolnikom zabierano ziemię i wypychano do miast, gdzie zaczynali pracować w przemyśle. Chińczycy mają jeszcze ziemię, ale ich sytuacja materialna i duchowa jest podobna. Nikt nie może zostać na ziemi - wszyscy, którzy dorastają na wsi, muszą migrować do miast.

Praca w fabrykach jest upokarzająca i odczłowieczająca, ale mimo to poziom życia chyba się podnosi? Jaki był poziom życia w Chinach 20 lat temu, a jaki jest dziś? Robotnicy kupują motory, komputery, telewizory.

- Na wzroście gospodarczym korzysta przede wszystkim klasa średnia w miastach. To ona ma telewizory i komórki - niektórzy zmieniają je nawet co roku, zgodnie z modą. Ale jeżeli popatrzymy na zarobki robotników i uwzględnimy inflację, to w latach 90. były prawie takie same. Wtedy robotnicy zarabiali 500 juanów, teraz przeciętna pensja w fabryce to 1500-2000 juanów, ale ceny wzrosły bardziej niż zarobki. W latach 90. budowa domu na wsi kosztowała 20 tys. juanów. Teraz potrzeba na to 200 tys.

W połowie lat 90. dzieci ze wsi mogły mieć jeszcze nadzieję, że dostaną się na uniwersytet. Teraz konkurencja jest zabójcza, a koszt dobrego przygotowania do egzaminów - bardzo wysoki. Robotnicy oczywiście czują te zmiany.

Rząd ostatnio podnosił płacę minimalną i zmieniał prawo pracy na bardziej przyjazne robotnikom.

- Rząd chiński wygląda na bardzo silny - ale tylko w oczach zachodnich analityków, którzy myślą, że Chin nie dotknął kryzys gospodarczy i że PKB rośnie bardzo szybko. Z perspektywy chińskiego robotnika albo chłopa państwo jest jednak bardzo słabe. Kiedy potrzebują wsparcia i ochrony, państwa praktycznie nie ma. Teoretycznie w 2008 r. wprowadzono zakaz zatrudniania ludzi bez formalnych umów. Ale w budownictwie nadal 99 proc. robotników ich nie ma. W sektorze usług - połowa. A więc ochrona państwowa jest minimalna.

Pekin obawia się niepokojów i martwi o "harmonię społeczną". Np. rząd chciał, żeby w jednej z fabryk Foxconn zaczął działać oficjalny związek zawodowy. Foxconn odmówił i nic się nie stało. W tych fabrykach, w których związek zawodowy działa, jest całkowicie kontrolowany przez zarządy, a nie przez partię. Rządowi się to nie podoba, ale nie kontroluje sytuacji.

Kapitał rządzi strefami przemysłowymi. Firmy budują tam własne imperia. W praktyce nikt nie może tam wejść.

Nawet policja? Bezpieka?

- Firmy mają własne służby bezpieczeństwa. Foxconn ma jedną pokazową fabrykę, do której zaprasza gości z zewnątrz. Do innych nawet lokalne władze nie mogą wejść.

I tolerują tę sytuację? Bo my na Zachodzie mamy zwykle wyobrażenie wielkiego chińskiego rządu, który wszystko kontroluje.

- To nieprawda! Państwo tylko wygląda na potężne. Np. świetnie radzi sobie z promocją wzrostu gospodarczego opartego na eksporcie. Ale to kosztowne: sprzedajesz swoją siłę roboczą, swoją ziemię prawie za darmo. Rząd musi zapewniać usługi publiczne, np. edukację. Kapitał uniemożliwia mu wprowadzenie w życie tych praw, które mają poprawić sytuację robotników.

Pani się nie boi występować przeciw rządowi?

- Mieszkam przez pół roku w Hongkongu, przez pół roku w Pekinie. Przyzwyczaiłam się do nacisku. Obserwują mnie, ale nie wpływają na to, co robię. Mam paszport hongkoński, więc mogę swobodnie podróżować i uczyć.

Spotykałem w Chinach zachodnich biznesmenów. Mówili: "Chińscy robotnicy zarabiają za dużo, przeniesiemy się do Wietnamu albo do Indonezji". Czy zachodnich biznesmenów obchodzi, co się dzieje z ich pracownikami?

- Podstawowy cel zachodniego biznesu to zarabianie pieniędzy - model biznesowy w Chinach sprowadza się więc do stałego obniżania kosztów. To się trochę zmienia z powodu presji konsumentów na Zachodzie - firmy mówią o "odpowiedzialnym biznesie" i wprowadzają "kodeksy postępowania". Czasem próbują poprawić warunki pracy. Ale to oczywiście nie jest ich główny cel. Zresztą firmy zachodnie w większości nie mają swoich fabryk w Chinach. Zlecają produkcję firmom azjatyckim - kapitał pochodzi z Tajwanu, Hongkongu albo Chin.

Sytuacja, którą pani opisała, nie może trwać wiecznie. Dojdzie do wielkich protestów?

- Ostatnio rząd ułatwia robotnikom możliwość legalnego organizowania się - dziś często zaczynają strajk, bo nie mają jak rozmawiać z szefami firm. Teoretycznie w Chinach mamy prawo do strajku zapisane w konstytucji, ale to prawo jest ogólnikowe. Nigdy nie wiadomo, czy strajk jest legalny, czy nie. Wszystko zależy od interpretacji władz. Praktyka była taka, że robotnicy nie byli aresztowani za strajk, o ile nie zniszczyli własności firmy.

Nie wiem, czy to wystarczy, aby utrzymać pokój społeczny. Robotnicy szybko się uczą.

Rozmawiał Adam Leszczyński

*prof. Pun Ngai - socjolog, profesor Uniwersytetu Miejskiego w Hongkongu i Uniwersytetu Technicznego w Pekinie. Właśnie ukazała się u nas jej książka "Pracownice chińskich fabryk ", Oficyna Wydawnicza Bractwa Trojka, Poznań 2010

Źródło: Gazeta Wyborcza

Większość pracowników klepie biedę

Gospodarka | Publicystyka

Według opublikowanego w ubiegłym roku raportu "Praca Polska 2010" opracowanego przez Biuro Eksperckie KK NSZZ Solidarność i firmę S.Partner aż 43,6 proc. Polaków zarabia poniżej 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia, a 65,4 proc. - poniżej przeciętnego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej.

Made in China

Świat | Gospodarka | Prawa pracownika | Publicystyka | Ubóstwo | Zwolnienia

90,7% zabawek sprzedawanych w Europie jest importowanych z Chin*. Gwałtownie rozwijająca się produkcja w tej branży skupiona jest na terenie chińskiej prowincji Guangdong, w Delcie Rzeki Perłowej. Szybko rosnące miasta i ośrodki produkcji przyciągają miliony migrantów z terenów wiejskich całego kraju, którzy mają nadzieję wydobyć się z nędzy poprzez zatrudnienie w fabrykach. Niestety, ich zarobki nie starczają na oszczędności ani nawet godne życie, a warunki bytowania i pracy urągają wszelkim standardom. Na terenie większości fabryk łamane jest zarówno chińskie, jak i międzynarodowe prawo pracy.

Umowy sprzeczne z prawem

Problemy zatrudnionych w przemyśle zabawkarskim w Chinach zaczynają się wraz z podpisaniem umowy o pracę in blanco. Czasami podpisują oni puste kartki, czasami zaś umowy z lukami, które dopiero później wypełniane są treścią przez kierownictwo fabryki. W rezultacie pracownicy nie znają swoich praw ani zobowiązań, pracodawcy zaś mogą zawsze przedstawić audytorom legalny dokument.

Nagminne jest wielokrotne podpisywanie umów krótkoterminowych, zamiast zatrudnienia długoterminowego. Po okresie próbnym lub początkowym pracownicy są zwalniani i zatrudniani ponownie. Zdarza się, że osoby przepracowują ponad rok na kontraktach krótkoterminowych (od 10 dniowych do trzymiesięcznych). Tym sposobem nie nabywają oni żadnych praw i cały czas pracują na warunkach okresu próbnego.

Czas pracy przekraczający wytrzymałość

    96 ½ godzin w fabryce tygodniowo
    15 ½ godzinne zmiany w dni powszednie, 9 ½ godzinne zmiany w soboty i niedziele
    praca od 8.30 do 24.00
    44 godziny nadgodzin w tygodniu przeciętnie
    0 dni wolnych przez kilka miesięcy w szczytowym sezonie
    (przykładowe dane, dotyczą fabryki Dawei Chengji)

Taki tryb pracy przekracza normy ustalone w chińskim prawie o 400%. Nadgodziny są obowiązkowe, pomimo że wielu pracowników poświęciłoby dodatkową płacę w zamian za odpoczynek. Za unikanie pracy lub spóźnienia potrącana jest pensja. Kara za 10 minut spóźnienia to 1 ½ dniówki mniej, 30 minut spóźnienia lub więcej to 3 dniówki mniej.

W szczytowym sezonie raz lub dwa na miesiąc zdarzają się nawet 24 godzinne zmiany od 8.30 do 8.30, po których zatrudnieni otrzymują dzień wolny. Podczas intensywnego okresu produkcji przerwy na obiad i kolację skracane są do 30 minut i 15 minut.

Głodowe płace i brak zabezpieczeń społecznych

    1 313,00 yuanów (ok. 537 złotych) zarobku miesięcznie, razem z płacą za nadgodziny
    3,17 yuanów (ok. 1,38 złotych) za godzinę
    1 yuan (ok. 45 groszy) kosztuje każda minuta spóźnienia
    30 yuanów (ok. 13 złotych) kary za śpiewanie przy pracy
    12 yuanów (ok. 5,25 złotych) premii w miesiącu, jeśli pracownik nigdy się nie spóźnił
    (przykładowe dane, dotyczą fabryki Yongsheng)

Prawo prowincji Guangdong przewiduje 4,66 yuanów za godzinę jako płacę minimalną. Kierownictwo fabryk oszukuje swoich pracowników na 36% ich uposażenia, nie podając jasno zasad naliczania płac. Nie ma mowy o płatnych urlopach ani o urlopach macierzyńskich, które również wymagane są prawem. Jeżeli pracownicy chcą być objęci państwową emeryturą, muszą opłacać składkę 83 yuany miesięcznie przez minimum dwadzieścia lat, ale większość tego nie robi. Zbyt słabo rozumieją system ubezpieczeń społecznych, rzadko pracują w jednej fabryce więcej niż dwa lata, a często wracają do swojej wioski zanim zdążą nabyć jakiekolwiek prawa do emerytury.

Fatalne warunki pracy

    3 wiatraki sufitowe na 280 pracowników

(przykładowe dane, dotyczą fabryki Dawei Chengji)
W prowincji Guangdong panuje klimat subtropikalny. W fabrykach często nie ma klimatyzacji, a robotnicy tłoczą się w halach produkcyjnych. Przez to panuje tam nieznośne gorąco. Ludzie są przemoczeni od potu. W pomieszczeniach gdzie zabawki są malowane panuje szczególnie wysoka temperatura, unoszą się także opary chemikaliów. Kierownictwo jednej z fabryk tłumaczy, że wiatraki są tam wyłączone, ponieważ ruch powietrza mógłby wpłynąć na to jak farba jest rozprowadzana i obniżyć jakość produktu.

    87 osób zginęło, 47 zostało rannych w pożarze

(dotyczy fabryki Zhili)
7 lat walczyli o odszkodowanie... nigdy nie zostało ono wypłacone.
2 lata więzienia odsiedział kierownik zakładu, po wyjściu na wolność otworzył kolejną fabrykę.
Zanotowano, że w fabryce Duoyuan materiały, narzędzia, odpady i niedokończone wyroby piętrzą się złożone w różnych miejscach, również przed drzwiami ewakuacyjnymi. Wyjścia ewakuacyjne są często niedostępne, a drzwi i okna zamknięte na stałe. Do tego praca odbywa się w nieustannym hałasie.

Robotnikom zabronione jest wstawać podczas pracy. Spędzają wiele godzin w pozycji siedzącej, pochyleni nad częściami, które składają. „Nie ma nawet czasu żeby sięgnąć po łyk wody. Praca jest wyczerpująca, a ręce są w ciągłym ruchu” relacjonuje pracownik fabryki Dawei. Podczas pracy nie są zarządzane żadne przerwy. Ostatni etap produkcji, pakowanie pudeł z zabawkami do wysyłki i przewożenie ich do miejsca załadunku, jest najcięższą pracą. Zatrudnieni muszą bez przerwy przenosić i ustawiać pudła, które mogą ważyć do 30 kilogramów.

W wielu fabrykach nie są zapewniane ubrania ochronne. Często pracownicy nie zakładają rozdawanych rękawic, ponieważ jest zbyt gorąco aby je nosić, a w dodatku utrudniają one obróbkę drobnych elementów. Obawiają się że jeżeli ekwipunek ochronny spowolni ich pracę, otrzymają niższą pensję. Zatrudnieni przy wypychaniu pluszowych zabawek nie mają masek na twarz i wdychają unoszący się materiał wypełnienia. Kontakt z tymi sucstancjami powoduje to ból gardła, a także alergie skórne. Zatrudnieni przy malowaniu również nie mają masek na twarz i wdychają opary chemikaliów. Powoduje to mdłości, zaburzenia równowagi, zatrucia, wymioty.

Maszyny wszelkiego rodzaju nie są zabezpieczone, a pracownicy nie otrzymują odpowiedniego przeszkolenia co do ich obsługi. Stąd duża ilość urazów i okaleczeń podczas ich obsługi. Pracownice używają maszyn do szycia nie wyposażonych w elementy ochronne, przez co ich ręce często pokłute są igłami.

Nędzne warunki życia

Większość pracowników spędza cały swój czas na terenie zakładu produkcyjnego. Mieszkają w dormitoriach należących do fabryk i jadają w kantynach w fabrykach. Opłaty za mieszkanie, zużycie wody i elektryczności oraz za jedzenie są potrącane z pensji. Zdarza się, że pracownikom zabronione jest pod groźbą kary opuszczanie zakładu.

    7 pięter
    30 pokoi
    8 osób w pokoju
    69 yuanów (ok. 29 złotych) miesięcznie
    (przykładowe dane, dotyczą fabryki Dawei Chengji)

Robotnicy śpią na prymitywnych piętrowych łóżkach, mają w pokoju jedno źródło światła. Brakuje nawet odrobiny prywatności. Nie ma szafek zamykanych na kłódkę. Przez snem wiele osób wkłada pieniądze do kieszeni spodni, spodnie zwija i chowa pod poduszką. Mimo to zdarza się dużo kradzieży, które mogą pozbawić ciężko zarobionych pieniędzy i środków na życie na wiele tygodni. W materacach lęgną się pluskwy, których ugryzienia swędzą, a rozdrapane grożą infekcją.

    183 yuany (ok. 68 złotych) miesięcznie za jedzenie
    o 73 yuany drożej, niż w poprzednich miesiącach
    (przykładowe dane, dotyczą fabryki Lungcheong, podwyżka w grudniu 2005)

Czesem fabryka nie potrąca co miesiąc ceny jedzenia i robotnicy płacą zależnie od tego, ile i co jedzą. Za 2 yuany można było dostać w kantynie dwa warzywne i jedną mięsną porcję. To może być surówka, kilka plasterków pikli i wieprzowina gotowana z wodorostami, przy czym – jak mówią robotnicy – bardzo trudno było znaleźć tam wieprzowinę. Za 3 yuany można było dostać dwie porcje mięsne i jedną warzywną. Wraz z podwyżką, cena najtańszego dania podniosła się do 3 yuanów. Jednocześnie robotnicy zeznali, że jakość jedzenia pogorszyła się znacznie. Donoszono o przypadkach, kiedy w kuchni używana była tania sól technologiczna.

* Dane Toy Industries of Europe z 2008 r.

źródło:
http://www.ekonsument.pl/a452_made_in_china.html

Bawełniane koszulki tylko dla bogatych?

Kraj | Świat | Gospodarka

Minął czas tanich bawełnianych T-shirtów, bielizny i pościeli. Tylko w ciągu tego roku cena tych produktów wzrośnie nawet o jedną trzecią i staną się towarem dla zamożnych klientów. Tak drogiej bawełny jeszcze nigdy nie było. Tylko w ciągu pół roku jej ceny wzrosły aż dwukrotnie - z 0,7 dol. do ponad 1,4 dol. za funt (ok. 2,2 kg). Na Wyspach, w Niemczech, Stanach Zjednoczonych już obserwujemy kilkuprocentowe wzrosty cen bawełnianych T-shirtów, bielizny i pościeli. W Polsce wzrost cen bawełny może skutkować w ciągu roku nawet 30 proc. podwyżkami.

Zdaniem ekspertów bawełniana odzież może więc stać się towarem dla bogatych. Coraz mniej możemy też liczyć na zalew tanich bawełnianych T-shirtów z Chin. Te koszulki zostają dziś w dużej części kupione przez samych Chińczyków, którzy nie chcą już chodzić w kilkukrotnie tańszej sztucznej odzieży.

Adam Michnik i neoliberalny think tank

Kraj | Blog | Gospodarka

Prezesi firm z całego regionu gościli w poniedziałek we Wrocławiu Adama Michnika. Adam Michnik do Wrocławia przyjechał na zaproszenie loży dolnośląskiej Business Center Club.

Wiele uwagi poświęcił Chinom, na temat których coraz częściej dyskutuje się w środowiskach gospodarczych. Właśnie do Chin, ze względu na niskie koszty, przenosi swoją produkcję wiele korporacji, mimo że kraj jest krytykowany za łamanie praw człowieka. Podkreślił, że rok 1989 zadecydował, iż dla świata nie ma lepszego projektu niż demokracja parlamentarna i gospodarka wolnorynkowa. - Z drugiej strony są jednak Chiny - mówił - Kraj fantastycznego sukcesu gospodarczego, dziwacznego kapitalizmu pod płaszczykiem komunizmu. I to Chiny stawiają światu pytanie o przyszłość.

Michnik dodał, że jest optymistą i wierzy w Polaków. - Jesteśmy krajem ludzi, którzy wzięli sprawy w swoje ręce, i sobie radzimy.

źródło: http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,8963114,Adam_Michnik_gosciem_do...

Ceny zbóż mocno w górę

Kraj | Świat | Gospodarka

Ceny zbóż szaleją. Od dwóch tygodni stale drożeje mąka. Teraz czekają nas podwyżki cen pieczywa i makaronów. Analitycy szacują, że cena mąki przekroczy kwotę 1,5 zł za kilogram. Może to oznaczać, że za chleb w maju zapłacimy 4-5 zł. To efekt zamieszania na rynku zbożowo-młynarskim, który zaczął się już latem. Wtedy okazało się, że ziarna pszenicy jest w tym roku zbyt mało i ceny skoczyły z ok. 460 zł za tonę do 780 zł. Mąką podrożała prawie o połowę, makarony o 40 proc., a chleb o 20 proc.

Eksperci ostrzegają, że teraz będzie podobnie. Producenci mąki wyczerpali zapasy ziarna i muszą je kupować za jeszcze wyższe kwoty niż latem: 950 zł za tonę pszenicy. Dlatego mąka z każdą kolejną dostawą jest droższa. Już teraz płacimy 1,32 zł za kg, czyli w ciągu 2 tygodni ceny poszły w górę o 25 proc. O tyle samo musimy podnieść ceny makaronów - mówi Marek Dąbrowski z Polskiej Izby Makaronów.

Wielka Brytania: Społeczeństwo zaciska pasa, a bankierzy wypłacają sobie miliony

Świat | Gospodarka | Ubóstwo

Podczas gdy rząd w Londynie ostro tnie wydatki na cele publiczne, szefowie sześciu wielkich brytyjskich banków znów otrzymają w tym roku gigantyczne premie. Dyrektor państwowego Royal Bank of Scotland (RBS) Stephen Hester dostanie aż 3 miliony euro nagrody. Hester, który objął szefostwo banku stanowiącego w 84 procentach własność państwa w najbardziej kryzysowym roku 2008, otrzyma za swą pracę w 2010 roku w sumie 6,8 miliona funtów szterlingów, to jest 8,2 miliona euro (złożą się na to premia i wynagrodzenie).

Hester przyznał podczas niedawnej debaty parlamentarnej, że nawet jego rodzice uważają, iż zarabia za dużo. Na początku 2010 roku zrzekł się nagrody za 2009 rok w wysokości 1,6 miliona funtów (1,9 miliona euro). W tym roku jednak nie zamierza z niej rezygnować.

Szczecin: Jedzenie Zamiast Bomb rozpoczyna sezon

Kraj | Gospodarka | Militaryzm | Ubóstwo

7 stycznia 2011, w szczecińskim przejściu podziemnym przy ulicy Wyzwolenia odbyła się pierwsza w tym roku akcja kolektywu Jedzenie Zamiast Bomb. Szczecińscy działacze rozpoczęli w tym sezonie zimowym dość późno, ale - jak zapowiadają - co piątek o godzinie 17.00 do końca zimy będą rozdawać ciepłe posiłki potrzebującym.

- Rozdajemy jedzenie potrzebującym, aby pokazać jak niewielkim wysiłkiem można pomóc głodnym. Problem głodu dotyka ludzi na całym świecie, a środki pieniężne, które mogłyby pomóc, rządy bezsensownie inwestują w zbrojenia – powiedziała Małgorzata Rawa, aktywistka szczecińskiego Jedzenia Zamiast Bomb.

Czy gaz dostarczany przez PGNiG jest gorszej jakości?

Kraj | Gospodarka

Czytelnicy portalu Powiat Kamieński alarmują o pogarszającej się jakości gazu dostarczanej przez PGNiG. Woda w czajniku gotuje się dłużej niż kilka dni temu, a kolor gazu jest inny niż zazwyczaj. Zużycie gazu indywidualnych klientów jest o wiele większe niż rok temu o tej samej porze. Woda w czajniku gotuje się dłużej, a osoby, które korzystają z piecyków gazowych do podgrzewania wody, mają coraz większe trudności z podgrzaniem wody. Podobne problemy mają również mieszkańcy Warszawy i Wrocławia, o czym na razie nie raportowały media.

W 2008 r., około 1500 osób ze Szczecina złożyło reklamacje w gazowni, w związku z nagłym i niespodziewanym zużyciem gazu. Rachunki za gaz, które w styczniu 2008 r. dostali szczecinianie, pokazywały gigantyczny wzrost zużycia gazu w grudniu - w niektórych przypadkach nawet o 500 proc. Pisała o tym „GW” tutaj i "Rzepa" tutaj.

PGNiG odrzuciło wtedy wszystkie reklamacje. W oficjalnym piśmie odmownym uzasadniło decyzję tym, że jakość gazu w grudniu nie odbiegała od normy: "... prawdopodobnymi przyczynami zarejestrowania zwiększonego zużycia gazu mogły być: anomalie pogodowe, zmieniony charakter odbioru gazu i relatywne obniżenie ciepła spalania w reklamowanym przedziale czasu względem poprzednich okresów..."

Kanał XML