ogólnie

Płoń, płoń Dmowski płoń!

Blog | ogólnie

Dziś w menu Roman D. na gorąco...

Filmowe zaproszenie na protesty anty-G8

Blog | ogólnie

Dlaczego nie jestem socjaldemokratą

Blog | ogólnie

Politycy w Danii krytykują obrońców centrum społecznego Ungdomshuset i uważają że nie mają racji, bo "zaatakowali skandynawskie państwo dobrobytu, które jest najbardziej egalitarne na świecie".

"Rozpieszczone dzieciaki obudziły się wreszcie w świecie, gdzie musisz mieć pracę i płacić czynsz" - powiedział dla Associated Press Anders Fredrik Mihle z młodzieżówki Partii Liberalnej.

Oto do czego prowadzi socjaldemokratyzm. Zawsze to samo, już od czasów co najmniej kunktatorskiej polityki SPD z czasu I Wojny Światowej i później. Ba, taka polityka sięga jeszcze Cesarstwa Rzymskiego. Daj się nażreć ludowi, a potem niech jest wdzięczny łasce pańskiej. Ma siedzieć cicho i robić to co mu każemy. To są ludzie pozbawieni wyobraźni, którzy siedzą jeszcze głęboko w XIX-wiecznym sposobie myślenia o polityce i potrzebach człowieka. Dlatego nie wstąpię do żadnej partii socjaldemokratycznej, czy socjalistycznej. Nie chcę się obudzić pewnego dnia i zacząć gadać takie bzdury.

Pomijając już fakt, że ci "nierobotni" ludzie zebrali 2 miliony euro na ratowanie swojego centrum kultury i domu jednocześnie. Teraz ci "oświeceni" politycy chcą to miejsce zburzyć, żeby ludzie nie mieli czego już odzyskiwać. Na szczęście nie wszyscy robotnicy myślą po socjaldemokratycznemu. Przedstawiciel związku zawodowego budowlańców zapowiedział, że jego członkowie odmówią brania udziału w wyburzaniu budynku. Ale zawsze znajdą się tacy, którzy za byle ochłap i kiełbasę zrobią wszystko. No i są jeszcze "wierzący" socjaldemokraci.

Korwin-Mikke kontra Rospuda

Blog | ogólnie

Czołowy przedstawiciel skrajnego liberalizmu polskiego raczył przemówić nareszcie w sprawie Doliny Rospudy. Wsłuchajmy się więc z uwagą w słowa tej "krynicy mądrości":

Oczywiście, pryncypialnie każdy normalny człowiek wie, że jak coś robią “zieloni”, to znaczy, że jest to kompletne wariactwo.

Tak, tak panie Januszu. Mierzymy innych własną miarą. Wiadomo nie od dziś, że większość ludzi uważa pana za oszołoma. Ale pan od lat uwielbia działać na zasadzie przysłowiowego złodzieja, który krzyczy "kradną!".

Te świry “walczą” ponadto z globalnym ociepleniem – zamiast się cieszyć, że wreszcie będzie cieplej. Oczywiście za 5oo lat, gdy juz będzie o te 5°C cieplej i zacznie się faza oziębiania,, ówcześni ekolodzy zaczną równie bohaterską walkę z globalnym oziębieniem, strasząc naszych potomków wizją lodowców na Saharze.

Za 500 lat kochany Korwinie, to przy tym tempie degradacji środowiska przyrodniczego nie będzie żadnych ekologów, bo nie będzie takiego gatunku jak homo sapiens na tej planecie. Może naszą działkę przejmą karaluchy. Chyba że pan uważa, że możemy żyć choćby bez lasów, czyli bez powietrza. Taki cud nawet Misesowi by się nie udał, choć to niezły magik był.

Jak mawiał książę Kropotkin: “Cel niczym – ruch wszystkim”. Obecnie więc “zieloni” wzięli się za Rospudę – i ruszają się całkiem żwawo.

Widać, że nie zna się pan nie tylko na ekonomii, ale także na historii idei. To są słynne słowa Eduarda Bernsteina, czołowego ideologa socjaldemokratycznego rewizjonizmu przełomu XIX i XX wieku.

JKM jest zaś czołowym przedstawicielem polskiej prawicowej publicystyki. Nie zna się na niczym, potrafi jako tako klecić zdania i pisze co mu ślina na język przyniesie. A że prawicowa konserwatywno-liberalna publicystyka jest uwielbiana przez kapitalistyczny establishment (nawet jeśli nie realizuje on np. szalonych wizji Korwina, choć po cichu o tym marzy), to tego rodzaju publicystów mamy na pęczki.

W szkołach kwitnie anarchia, a Elton jest nieszczęśliwy

Blog | ogólnie

"W szkołach anarchia kwitnie. Trzeba tu stanowczych działań: monitoring, szkoły ze specjalną dyscypliną dla nadpobudliwych, więcej wychowania, więcej karności", pisze wszechwidzący i wszechwiedzący Wojciech Wierzejski w swoim blog na Onet.pl. I ciągnie dalej: "Nikt z nas nie jest za autorytarnym reżimem i krępowaniem słusznej wolności młodego człowieka. Jednak porządek być musi". Tak znamy, znamy. To już było. Ordnung muss sein!

Wierzejski ujawnił też, że ceni Eltona Johna:
"Bardzo E.J. cenię jako artystę, nawet oglądałem jego koncert w telewizji. Ale uważam go za człowieka głęboko nieszczęśliwego. Każdy normalny mężczyzna wie, że prawdziwe szczęście, to być dobrym i wiernym mężem, mieć dobrą i kochającą, wyrozumiałą żonę oraz mieć dobre i kochane dzieci.

Hm. Papież więc musi być bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Nie wspominając o tysiącach księży, zakonników i zakonnic. Osobiście również pana Wierzejskiego uważam za "głęboko nieszczęśliwego". Głupota to też nieszczęście.

Ubuntu Linux najpopularniejszy

Blog | ogólnie

Według sondy przeprowadzonej przez witrynę DesktopLinux najpopularniejszą dystrybucja systemu spod znaku pingwinka, jest Ubuntu. W ankiecie głosowało 15 tysięcy użytkowników, z których 29.2% zagłosowało właśnie na Ubuntu.

Na dalekim, drugim miejscu, z wynikiem 12.2% uplasował sie Debian, zaś zaraz za nim, z wynikiem 10.1% - OpenSuSE. Gdyby policzyć razem SuSE i OopenSuSE, zajęłyby drugie miejsce, ponieważ komercyjna wersja uzyskała 2.9%. Na czwartym miejscu usadowił sie Gentoo – 9.6%, zaś na piątym Fedora – 7%. Mandriva, niegdyś popularna, zdobyła tylko 4.8% głosów.
[chip.pl]

Używam od niedawna Ubuntu i sobie chwalę. Windows już praktycznie nie włączam, a społeczność sieciowa rozwiązuje problemy, często zanim jeszcze zdążę o nich pomyśleć ;-). Instalacja niektórych rzeczy wymaga trochę wysiłku, ale nie jest to coś, co byłoby nie do przeskoczenia.

Tymczasem zwolennicy DRM i własności intelektualnej tracą oddech:

Ciosem dla Microsftu było pojawienie się programu o nazwie FairUse4WM. Program ten usuwa zabezpieczenia Windows Media DRM 10 oraz 11. Użytkownicy przy jego pomocy mogli odsłuchiwać pliki, które przestały się odtwarzać po zaprzestaniu wnoszenia opłaty za subskrypcję. Dzięki programowi możliwe było dotwarzanie piosenek na odtwarzaczach nie wspierających DRM od Microsoftu.
[Dziennik Internautów]

Błędy młodości

Blog | ogólnie

Ostatnio rozpętała się burza medialna w sprawie przyznania się Güntera Grassa do służby w Waffen SS. Jak zawsze niezawodny Jacek Kurski zorganizował w Gdańsku konferencję prasową podczas której zażądał od Grassa zrzeczenia się honorowego obywatelstwa, przyznanego mu przez to miasto. Także inni politycy prawicy nie omieszkali wtrącić swoich trzech groszy (m.in. Wałęsa na łamach niemieckiego Bilda). Gdy podczas konferencji jeden z dziennikarzy zapytał, czy ta krytyka odnosi się także do Josepha Ratzingera, który jak wiadomo służył w Hitlerjugend, Kurski naturalnie wykręcił się od odpowiedzi.

Ogólna tendencja jest taka: prawica atakuje Grassa, lewica zaś Ratzingera. Zastanawia mnie czy słusznie. Zapewne służenie w Waffen SS, czy Hitlerjugend nie jest powodem do dumy, ale nie wydaje mi się, żeby było czymś słusznym, aby całe życie człowieka oceniać przez pryzmat kilku miesięcy w życiu. Tamta wojna była czymś strasznym. Dla osób które jej nie przeżyły zapewne niezrozumiałe jest jakim presjom poddawani byli w owym czasie ludzie. Szczególnie dotyczyło to młodych osób - niedoświadczonych i łatwo dających się urobić propagandzie totalitarnego państwa. Kto wie kim byłby taki Kurski, gdyby znalazł się w tamtym czasie i w tamtym miejscu? Może zostałby „bulterierem Hitlera”? Zamiast wydawać pochopne sądy, wolę oceniać osobę całościowo (jeśli to w ogóle możliwe). Grass starał się całym swoim życiem odkupić tamten czas i tak należy go zapamiętać. Ratzinger zaś został pancernym kardynałem oraz papieżem i raczej tę działalność należy krytycznie oceniać (a jest co poddawać krytyce), a nie to, że był w Hitlerjugend, tym bardziej, że dla wielu dzieci w tamtym okresie znaczyło to to samo, co dla nas obecnie harcerstwo – dość wspomnieć, że słynni i heroiczni młodzi aktywiści antyfaszystowscy z Białej Róży też byli swego czasu w Hitlerjugend, jak niemal całe ich stracone pokolenie. Wydaje mi sie, że sprawa Grassa jest raczej kolejnym przykładem na to, co może z człowiekiem zrobić machina państwowa i jakie stwarza zagrożenie w rękach szaleńców. A jeśli skażemy Grassa, to będzie oznaczało, że także i resocjalizacja nie ma sensu, bo po co tyle zachodu, skoro zawsze błąd popełniony będzie wisiał nad człowiekiem jak gilotyna i na zawsze będzie on skazańcem, mimo że ze wszystkich sił starał się naprawić błędy młodości. To ostatnie szczególnie zostawiam pod rozwagę antyautorytarystom, którzy wierzą w to, że człowiek nie jest zły z natury.

O tym jak kapitalizm zabija przyjaźń

Blog | ogólnie

Pismo Ozon ma dość paskudną linię ideologiczną, ale artykuł Żegnaj, przyjacielu okazał się bardzo interesujący. Widocznie wszędzie da się coś ciekawego znaleźć. Nawet w Ozonie.

Autorka notuje ze zdumieniem: Przyjaźń straciła na znaczeniu. Zachwyciliśmy się nią na początku lat 90., kiedy Polacy deklarowali, że mają aż ośmiu prawdziwych przyjaciół, choć zdaniem Joanny Heidtman z Instytutu Socjologii UJ, dwie, trzy osoby to maksimum bliskości i szczerości, na jaką stać człowieka. Pod koniec tamtej dekady deklarowaliśmy posiadanie już „tylko” pięciu przyjaciół i podwoiła się liczba osób, które nie miały nikogo od serca. Jednak zdumiewające okazały się dopiero wyniki ostatnich badań, przeprowadzonych w 2006 r. przez CBOS. Na pytanie, co jest w życiu najważniejsze, tylko dwa procent respondentów odpowiedziało, że przyjaźń. Związek ten znalazł się na 11. miejscu, a to oznacza, że tylko dwóch na stu ankietowanych docenia jego wartość.

Jak się okazuje, jest to tendencja widoczna także w ogólnoświatowym kapitalistycznym raju: Odwrót od przyjaźni to zjawisko światowe. W ciągu ostatnich 20 lat dramatycznie zmniejszył się krąg przyjaciół przeciętnego Amerykanina, a liczba osób, które twierdzą, że nie mają z kim rozmawiać, wzrosła dwukrotnie. Badania przeprowadzili socjologowie z Duke University of Arizona, którzy tłumaczą, że niegdyś więcej kontaktów społecznych tworzyło się dzięki klubom, sąsiadom i organizacjom. Teraz to się zmieniło, a konsekwencją jest mniejsza aktywność społeczna i polityczna. Liczba osób, z którymi Amerykanin może poważnie porozmawiać, spadła z trzech do dwóch. Aż 25 proc. respondentów w ogóle nie miało z kim pogadać. W Polsce odsetek ten jest jeszcze mniejszy i wynosi 16 proc.

Relacje międzyludzkie zgodnie z logiką kapitalizmu ulegają "utowarowieniu":

Audycja o Rewolucji Hiszpańskiej znowu nie poszła

Blog | ogólnie

Realizatorzy z Radia LUZ po raz kolejny nawalili i nie byli wstanie wyemitować audycji o Rewolucji Hiszpańskiej. Ponoć zainstalowali nowy system do emisji i nie byli w stanie wstawić tam muzyki służącej za podkład muzyczny.

Zaczynam się zastanawiać, czy to faktycznie jest tylko kwestia nowego systemu...

Dziś prawdziwych wodzów już nie ma

Blog | ogólnie

Niejaki Olgierd Domino w najnowszym numerze pisma quasi-religijnego (dla wyznawców skrajnego liberalizmu) "Najwyższy Czas!" biadoli: w obecnych czasach trudno jest usłyszeć słowa pochwały i uznania zasług silnych osobowości wywodzących się z obozu prawicy (...) Nic więc dziwnego, że członkowie tego zlaicyzowanego gremium doznali istnego szoku, gdy stali się świadkami wystąpienia Macieja Giertycha, który wbrew panującym w europejskich instytucjach trendom odważył się oddać cześć postaci generała Franciszka Franco y Behamonde [sic! mógłby się przynajmniej nauczyć pisać poprawnie nazwisko swojego idola - przyp. XaViER] i to podczas debaty, która miała jedynie potępić i oczernić pamięć tego wybitnego hiszpańskiego męża stanu.

Jeśli ktoś mówi o kimś, że jest "mężem stanu" zaczynam mieć do tego "męża" nabierać podejrzeń. Zazwyczaj za tym pojęciem kryje sie osoba o autorytarnych skłonnościach (vide de Gaulle, Piłsudski itd.), która po trupach będzie dążyła do swojego celu. W przypadku Franco zwrot "po trupach" jest jak najbardziej odpowiedni. Prawica pluje na dyktatorów typu Lenin, czy Mao, natomiast jest w stanie wiele wybaczyć swoim (Franco, Pinochet). Cóż za wspaniały przykład hipokryzji. Ciekaw jestem jakie wywołało by oburzenie umieszczenie na okładce jakiegoś pisma gęby Lenina ilustrującej panegiryk na jego cześć. Pewnie wywołałoby to święte oburzenie. Ale kata setek tysięcy ludzi można sobie wstawić na okładkę i jest wszystko tak jak być powinno.

Widmo syndykalizmu krąży nad Europą

Blog | ogólnie

Na tzw. "wolnościowym" (czytaj: neoliberalnym) portalu Liberator pojawił się wpis Forpoczta Syndykalizmu o Komitecie Pomocy i Obrony Represjonowanych Pracowników, a konkretnie przeklejony ze strony KPiORP tekst wstępny opisujący działalność komitetu z komentarzem. Autor wpisu nie omieszkał przestrzec pracodawców przed "widmem syndykalizmu" krążącym po Polsce:

Poniżej przedstawiam jedną z organizacji, która zrobi wszystko aby socjalizm w Polsce miał się jak najlepiej. Warto ich poznać bo jeżeli kiedyś założycie firmę, która przypadkiem odniesie sukces, mogą zacząć pojawiać się tam związkowcy...

Żeby było jasne, do samego KPiORP mam stosunek krytyczny, choćby dlatego, że staje się trochę teatrem jednego aktora, a pluralizm wewnątrz jest ograniczany (vide sprawa z głosowaniem hasła na ostatniej demonstracji). Ale nie o to tu chodzi, bo nie o tym mowa w tym tekście. Jest w nim opisana sytuacja konkretnych osób, członków różnych związków zawodowych (także Inicjatywy Pracowniczej, której jestem uczestnikiem) zwolnionych z pracy za działalność związkową (nie jakąś super radykalną nawet, ale w granicach tzw. prawa). Autor komentarza sugeruje, że samo uzwiązkowienie pracowników jest czymś złym i "socjalistycznym". Nie wiem co autor rozumie przez słowo "socjalizm", ale jeśli samoorganizację ludzi w celu obrony swoich praw i walki o lepsze jutro, to tak, ja też jestem tym strasznym socjalistą przed którym drżą autorzy Liberatora (choć z większością z panów ilustrujących ten tekst na Liberatorze - Mao, Leninem czy Castro nie mam nic wspólnego).

A pracodawców nie trzeba ostrzegać. Oni sami radzą sobie świetnie ze związkowcami, czy to za pomocą państwowej policji, czy prywatnej policji (tj. ochroniarzy), za pomocą zastraszania, czy przymuszania do występowania ze związków (czy zmuszanie do działania wbrew własnej woli jest "wolnościowe" zdaniem autorów nomen omen "Wyzwoliciela" - nie wiadomo).

Przerwa w nadawaniu

Blog | ogólnie

Niestety w lipcu mam utrudniony dostęp do sieci, stąd ta przerwa. Po otwarciu listy komentarzy zalała mnie fala spamu. Jakieś pigułki na porost szczeciny i inne farmaceutyczne dziwactwa zdominowały bloga pod moją nieobecność. Podziękowałem im serdecznie za nieproszone odwiedziny przyciskiem usuń.

Teraz odwiedzam stare kąty we Wrocławiu...

Kanał XML