Prawa kobiet/Feminizm
Wielka Brytania: Aborcyjna reklama w telewizji
Tomasso, Czw, 2010-05-20 10:53 Świat | Prawa kobiet/FeminizmJuż w przyszłym tygodniu po raz pierwszy w brytyjskiej telewizji zostanie wyemitowana reklama z radami na temat nieplanowanej ciąży i wyjaśnieniem, jak przeprowadzić aborcję. Reklama ma zostać pokazana w stacji Channel 4 w poniedziałek, po godzinie 22 czasu lokalnego. Cała kampania będzie trwała aż do końca przyszłego miesiąca.
Zapłaciła za nią pozarządowa organizacja proaborcyjna Marie Stopes International z siedzibą w Londynie. W ten sposób instytucja chce zachęcić ludzi do bardziej otwartego rozmawiania o aborcji i dotrzeć do jak najszerszego kręgu osób z informacją o jej działalności.
- Pomyśleliśmy, że jest właściwe "wyjąć" aborcję na zewnątrz. Jest legalna od 40 lat, jedna na trzy kobiety przeprowadzi ją, zanim skończy 45 lata - przekonywała przedstawicielka organizacji Julie Douglas. W Wielkiej Brytanii aborcja jest dozwolona do 24 tygodnia ciąży.
Wałbrzych: Warsztaty Think Tanku Feministycznego "Odzyskać obywatelstwo"
czerwony dres, Pon, 2010-05-17 15:34 Kraj | Lokatorzy | Prawa kobiet/Feminizm | Prawa pracownika | Ubóstwo Możesz posłuchać zapisu dźwiękowego spotkania.
Obejrzyj film o sytuacji uczestniczek.(Jest to dopiero początek większego projektu dokumentacji filmowej życia wałbrzyskich kobiet, który realizuje Think Tank Feministyczny).
Dnia 15 maja 2010 w wałbrzyskiej dzielnicy Podgórze odbył się warsztat zorganizowany przez Think Tank Feministyczny w ramach projektu badawczego dotyczącego ubóstwa kobiet. Warsztat miał formułę swobodnej dyskusji pomiędzy aktywistkami i aktywistami, a ubogimi kobietami z dzielnicy.
Oprócz zaproszonych mieszkanek w spotkaniu udział wzięli przedstawiciele lokalnej "wspólnoty samorządowej" (rodzaj rady osiedla, pozbawionej faktycznej władzy) aktywistki i aktywista związane z Think Tankiem, przedstawiciele Związku Syndykalistów Polski i Komitetu Obrony Lokatorów oraz działaczka z kolektywu Rozbrat, a także reformistki z Partii Kobiet. Ton całej dyskusji nadały jednak mieszkanki Podgórza.
Poruszano przede wszystkim trudną sytuację matek z małymi dziećmi na rynku pracy - bodaj wszystkie mieszkanki, które przyszły na warsztat są bezrobotne. Wałbrzyscy pracodawcy traktują pytanie o liczbę dzieci jako bardzo ważny element rekrutacji. Problemem jest zwłaszcza fakt, że większość dostępnych na rynku prac to zajęcia na trzy zmiany co przy braku przyzakładowych przedszkoli praktycznie wyklucza matki małych dzieci z rynku pracy. Niektóre z uczestniczek pracowały w tzw. Specjalnej Wałbrzyskiej Strefie Ekonomicznej na czarno za 2 zł za godzinę. Opowiadano także między innymi o zwolnieniu z hipermarketu za usprawiedliwione opuszczenie pracy w celu opieki nad chorym dzieckiem.Przedszkola w Wałbrzychu są drogie i trudno dostępne.
Wałbrzyszankom nie pomaga Urząd Pracy - stał się on wręcz kolejnym narzędziem wyzysku. W ramach "praktyk i szkoleń" kobiety wykonują przymusowe, darmowe prace jak sprzątanie ulic. Urząd pracy oferuje wciąż te same, nie dające zatrudnienia kursy (niektóre z uczestniczek ukończyły ich 8, a pracy wciąż nie mają), a także stawia przed trudnymi wyborami grożąc utratą świadczeń w wypadku nie podjęcia pracy zmianowej, która uniemożliwi opiekę nad dzieckiem.
Ta krew to z miesiączki czy z odniesionych ran?
Kurka nioska, Pią, 2010-05-14 01:38 Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka | RepresjeKomentarze dotyczące aresztowania Renaty Zelaznej i wydarzeń, które do niego doprowadziły potrafią ranić. I to nie tylko poszkodowaną, ale wszystkie miesiączkujące kobiety. Brzmi dziwnie, nieprawdaż? Menstruacja wzbudza kontrowersje, brzydzi, przeraża. Krew miesięczna nie może mieć czegokolwiek wspólnego z walką i bohaterstwem. Krew miesięczna jest niczym plama na honorze, skaza ludzkości, obmierzła ciecz, którą należy ukryć przed ludzkim okiem. Krew, która cieknie z odniesionych na polu bitwy ran nie jest tym samym, co krew wyciekająca spomiędzy ud kobiety. Ani w sensie biologicznym, ani w zbiorowej świadomości. Nikt nie śmie nazwać krwi przelanej w walce nieczystą. Nieczysta może się co najwyżej stać, jednak częstokroć jest ona chwalebna. Z krwią miesięczną tak nie jest. Przypomina o cyklu rozrodczym i o śmierci. Przypomina o fizjologii, o ciele, jest znakiem obecności kobiety. A o tym wszystkim wolelibyśmy nie pamiętać.
Wymazywanie czerwonego „przekleństwa” przejawia się tym, że trudno doświadczyć widoku krwi miesięcznej w materiałach edukacyjnych, a w reklamach „barwi się” ją na niebiesko. Dziewczynki uczy się ukrywania swojej „skazy”, czerwona plama na spodniach nie jest tematem dla reklam proszków do prania, lecz reklam podpasek i tamponów, w których kobiety podejmują desperackie kroki, by zasłonić to, co powinno być niewidoczne.
Wymazywanie cyklu menstruacyjnego to wymazywanie kobiet i tak się dzieje, gdy odbiera się głos kobiecie doświadczającej, oddając go naukowcom, ekspertom, a na co dzień – strażnikom i strażniczkom patriarchatu. To oni stwierdzają poważnym tonem „o, chyba zbliża ci się okres, to dlatego jesteś taka agresywna”. Wahania nastrojów i irracjonalne działanie zrzuca się na karb PMS. Temat okresu podejmowany przez dowcipnisiów ukazuje wizerunek menstruacji jako coś w rodzaju hiperbolizacji stereotypu dotyczącego kobiet. Kobieta jest podczas menstruacji sto razy bardziej irracjonalna, krytyczna, piskliwa i histeryczna. Słowem – „jebnięta”. I tak właśnie kwitują zachowanie Renaty niektórzy komentatorzy. Eksperci od zespołu napięcia przedmiesiączkowego (PMS). PRZEDmiesiączkowego. W zasadzie mógłby ten PMS pojawić się po miesiączce. Dla nich nie miałoby to żadnego znaczenia. Po miesiączce w sumie jest wszystko ok, bo już nie ma tego-czegoś. Sęk w tym jednak, że po = przed w przypadku cyklu (jajeczkowanie to już w ogóle jakiś kosmos, więc je olejmy). Tak więc można dojść do wniosku, że PMS to monstrum, które kieruje czynami kobiet sprawiając, że są one pozbawione jakiejkolwiek logiki.
Tak więc PrePost Menstrual Syndrome powinien iść do więzienia zamiast Renaty. Niech gnije w pierdlu! Fakty są jednak inne. Renata została poniżona. Potraktowana nieludzko. Złamano wszystkie zasady, jakie powinny panować w celi – nie zapewniono jej higieny, jedzenia, ani humanitarnego traktowania. Wszystkie sadystyczne akty służące okazaniu władzy policji i klawisza nad kobietą – nie-Holenderką - menstruującą i śmiącą drwić z władzy, ukazują nam ogrom niesprawiedliwości, która mogła spotkać każdego z nas. Tylko my, ci czyści i zawsze racjonalni, nigdy byśmy nie rzucili kamieniem, ani nie chwycili noża przy policjancie. Podporządkowalibyśmy się z uśmiechem na ustach, zapłacilibyśmy mandat i ostatecznie wyprowadzili w miejsce, gdzie nie ma robót. Policjant mógł mieć dzieci i żonę, i gdyby nie daj boże coś się stało, to by je wszystkie osierocił. Rodzina nie miałaby żywiciela pracującego w tak niewinnym zawodzie jakim jest policjant. W zawodzie inwokującym jedynie prawidłowe odruchy praworządnego obywatela brzydzącego się niesprawiedliwością, przemocą i gwałtem. Gówno prawda. Kto bez grzechu niech pierwszy rzuci kamieniem. Tylko nie w maszynę budowlaną, bo zrobicie na niej rysę. Przypuśćmy, że ekspedientka wydała wam o dychę za dużo, a wy nie zwróciliście jej na to uwagi i po prostu odeszliście od kasy ciesząc się tym małym darem losu. Potem przychodzi do was policjant i mówi, że właśnie jakaś pani doniosła, że ukradliście jej pieniądze. Kilka stówek. Ale jest ona o tyle związana z waszym nieuczciwym uczynkiem, że akurat stała przed wami w kolejce do kasy i od kilku lat trwał pomiędzy wami zażarty konflikt. Wy słusznie stwierdzicie, że to bzdura i odwrócicie się na pięcie zatrzaskując za sobą drzwi, ale policjant wtargnie do waszego domu, wyrwie wam z ręki nożyk do tapet trzymany nieopatrznie w ręku (w końcu przerwał wam prace remontowe) i stwierdzi, że chcieliście go zabić. Abstrakcja, prawda? Ten pies to histeryk i powinien się leczyć. Jego zachowanie miało się tak do całej grozy sytuacji jak pięść do nosa. No, ale przecież trzeba czasem podbudować swoje zasrane ego psychopatycznymi aktami, za którymi stoi idea państwa nietykalności majestatu legalnego posiadacza pały i kajdanek oraz pochwały domniemania najgorszych intencji u Polki w dredach.
Internetowi dyskutanci zaczęli deliberować czy Renata rzeczywiście sikała na podłogę, czy też musiała chodzić do ubikacji na piętro. Czy historia jest prawdziwa, czy przesadzona. Czy możliwe, że działała pod wpływem PMS, czy też nie, bo w końcu była w trakcie okresu. Czy jest chora psychicznie czy nie. Czy anarchista powinien być traktowany jak obywatel, skoro odrzuca państwo i prawo, czy też powinno się go zostawić nagiego na zimnej i wilgotnej podłodze i biczować od świtu do nocy podając suchy chleb i wodę.
Niestety wiele tych komentarzy powstało w głowach ludzi niekoniecznie wrogich anarchistom. Niektóre, a szczególnie te dotyczące „choroby psychicznej”, błędu w tłumaczeniu, który nie zmieniłby w sposób znaczący wydźwięku tego opisu, a także podkreślanego przeze mnie syndromu napięcia przedmiesiączkowego, wypowiadane były nawet przez osoby o poglądach antyautorytarnych. I chyba nic się nie zmieni dopóki nie doświadczą oni na własnej skórze brutalnej przemocy ze strony policjanta i klawisza, dopóki ogrom niesprawiedliwości tego chorego systemu nie stanie się tak widoczny, że nie będzie gdzie odwrócić wzroku, by nań nie patrzeć.
ALTERGODZINA - o opiekuńczej pracy kobiet
gosposia_samosia, Śro, 2010-04-28 11:01 Prawa kobiet/FeminizmW dzisiejszej audycji usłyszycie fragment wykładu dr Anny Zachorowskiej-Mazurkiewicz, ekonomistki z Uniwersytetu Jagiellońskiego, współpracującej z Think Tankiem Feministycznym. Wykład poświęcony był opiekuńczej pracy kobiet i problematyzowaniu zagadnień związanych z reprodukcją społeczną (płatną i nieodpłatną pracą kobiet na rzecz podtrzymywanie i odtwarzania życia ludzi). Przedstawiona perspektywa poszerza nasze rozumienie o tym, czym jest opieka i w jaki sposób neoliberalne przemiany silnie odbijają się na możliwości jej wykonywania, a tym samym na sytuacji życiowej niektórych kobiet. Wykład odbył się w ramach seminarium Instytutu Socjologii UJ "Płeć-Ekonomia-Migracje" 20.04.2010 w Krakowie.
W Altergodzinie poświęcimy również chwilę czasu niedawnej demonstracji przeciwko rasizmowi i nacjonalizmowi w Białymstoku, jaka odbyła się w ubiegłą sobotę oraz represjom po demonstracji.
Profilaktyka raka wg. Ministra Zdrowia
Tomasso, Wto, 2010-04-27 11:30 Kraj | Dyskryminacja | Prawa kobiet/Feminizm | PublicystykaMinisterstwo Zdrowia sporządziło i opublikowało na swojej stronie projekt "Zmiany ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz ustawy - Kodeks pracy". Zakłada on objęcie kobiet w wieku 25- 59 lat badaniami mającymi na celu wykrycie raka szyjki macicy, a kobiet w wieku 50 - 69 lat badaniami diagnostycznymi wykrywającymi raka piersi. Badania mają być finansowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia oraz pracodawców.
Nie było by w tym nic kontrowersyjnego gdyby nie fakt, że zmiany wprowadza się w ramach Kodeksu pracy. Badaniom diagnostycznym, zmierzającym do wykrycia raka szyjki macicy oraz raka piersi, kobiety mają się poddawać obowiązkowo, w ramach okresowych badań lekarskich wykonywanych raz w roku pracownicom zatrudnionym na podstawie stosunku pracy.
Co roku w Polsce ok. 3 600 kobiet zaczyna chorować na raka szyjki macicy, z czego 2 000 umiera. Jest to jeden z najgorszych wyników w Unii Europejskiej. W Wielkiej Brytanii na tę samą przypadłość umiera każdego roku ok. 1 500 kobiet, w Finlandii jeszcze mniej. Mniejsza liczba ofiar raka nie jest jednak rezultatem przymusowych badań ginekologicznych. W innych państwach UE nie obowiązuje ustawa nakazująca poddawanie się badaniom okresowym w celu wykrycia tej choroby. Kobiety zamieszkujące kraje UE mają natomiast łatwiejszy dostęp do służby zdrowia, lepszy dostęp do informacji o tym co im zagraża i jaką profilaktykę powinny stosować. Są też co jakiś czas zapraszane, a nie zmuszane, do wykonania darmowych badań cytologicznych. Dużą rolę w walce z rakiem szyjki macicy odgrywa dostępność szczepień przeciwko wirusowi HPV, odpowiedzialnemu za ok. 70% przypadków raka szyjki macicy. W Polsce szczepienia te są jednak bardzo drogie, przez co poddaje się im niewielka liczba osób.
Ministerstwo powinno przede wszystkim zadbać o poprawę jakości służby zdrowia, łatwiejszy dostęp do odpowiednich badań i prawidłową edukację poświęconą profilaktyce. Zmiany wymaga także stereotypowe myślenie na temat badań ginekologicznych oraz konserwatywne podejście do ciała i potrzeb kobiet. Władze oferują nam natomiast prawo, wymuszające na kobietach wykonanie okresowych badań ginekologicznych pod groźbą utraty pracy. Ustawa sprowadza je do podmiotu, który nie jest zdolny sam o sobie decydować oraz wprowadza do życia pracownic kolejny element kontroli. Zmuszanie do wykonywania badań ginekologicznych jest uznawane przez organizację Human Rights Watch za “formę poniżających nadużyć seksualnych” i nie jest praktykowane w żadnym z rozwiniętych państw. Ponadto koszty obowiązkowych badań mają być w części ponoszone przez pracodawców co (biorąc pod uwagę narzekania na wysokie koszty pracy w Polsce i starania pracodawców o obniżanie ich) może stać się dodatkową przeszkodą dla kobiet poszukujących stałej pracy i np. zastępowania ich umowami cywilno-prawnymi.
Dużym minusem przygotowanego projektu jest też to, że zakłada on refundowanie badań tylko osobom zatrudnionym na umowę o pracę. W Polsce zatrudnione jest niespełna 50% kobiet. Tylko 20, 7% jest aktywna zawodowo po 55 roku życia (badania mammograficzne dotyczą pracownic w wieku od 50-59 lat). Ustawa nie zmienia więc nic w życiu znacznej części żeńskiej populacji. Pomija się osoby, które z powodu braku innych możliwości zatrudnione są na umowy cywilno-prawne, w szarej strefie i nie mają opłacanego ubezpieczenia zdrowotnego. Nie bierze się też pod uwagę kobiet bezrobotnych, pracujących w domu czy też na gospodarstwie rolnym. Nie po raz pierwszy pozostają one dla władz niewidzialne. Jest to dość istotne ze względu na fakt, że największa umieralność na ten rodzaj raka występuje wśród kobiet z uboższych warstw społeczeństwa, niejednokrotnie pozbawionych dostępu do badań. Mimo promowania elastycznych form pracy i wizerunku przedsiębiorczej kobiety projekt pomija także osoby samozatrudnione. Ustawa powinna być tak skonstruowana by umożliwić bezpłatny dostęp do badań przesiewowych wszystkim kobietom, uwzględniając przy tym ich autonomię w kwestii decydowania o własnym
ciele.
źródło:
http://rozbrat.org/
Przygody Salwy
atmosfera_techniczna, Nie, 2010-04-11 22:18 Blog | Prawa kobiet/Feminizm"Przygody Salwy" to komiks walczący z molestowaniem seksualnym. Salwa to młoda, zgrabna i wykształcona rysunkowa bohaterka, która pojawia się w prasie i na bilbordach. Stworzona na rzecz kampanii przeciwko molestowaniu seksualnym kobiet przez Libańską Ligę Niezależnych Aktywistów (IndyACT). To superbohaterka, której supermoc tkwi w torebce.
W Libanie kobiety nie mają w tej chwili prawnej ani społecznej ochrony przez molestowaniem - mówi Lin Haszim, koordynator całej kampanii. Mieszkanki Bejrutu, biorąc tylko jeden przykład pod uwagę, nieustannie opowiadają o macaniu i zaczepkach, nie wspominając o taksówkarzach nagminnie atakujących swoje pasażerki czy przypadkach takich jak te, które co roku mają miejsce przy okazji święta Eid Al-Fitr, kiedy to hordy mężczyzn polują na kobiety, a kiedy już je dopadną rozbierają i molestują. W Kairze, Damaszku czy Egipcie kobiety nieustannie narażone są na fizyczne i słowne ataki. 84% Egipcjanek i 98% cudzoziemek przyznaje, że było molestowanych, a 60% mężczyzn przyznaje się do tego, że chętnie molestuje przypadkowe napotkane kobiety. Nie pomagają oddzielne wagony w pociągach czy rosnące w popularność żeńskie korporacje taksówkarskie, problem jest nagminny. Kobiety nie mogą nawet zgłosić tego odpowiednim władzom, gdyż z jednej strony wszyscy bagatelizują problem, a z drugiej przyznanie się, że dotknął ją inny mężczyzna spowoduje, że straci ona dobrą reputację. Nie może być tak, że kobiety nie mogą spokojnie wyjść na ulicę i nawet boją się zaprotestować.
Wolne Kobiety (Mujeres Libres)
XaViER, Czw, 2010-04-08 18:48 Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka | Ruch anarchistycznyMujeres Libres (Wolne Kobiety), była to grupa kobiet-anarchistek, które zorganizowały się i walczyły jednocześnie o wyzwolenie kobiet i w obronie rewolucji w czasie hiszpańskiej wojny domowej 1936-39. Praca jaką wówczas wykonały jest niezwykle inspirująca. Ich przykład pokazuje, że walka przeciwko uciskowi kobiet i przeciwko kapitalizmowi może zostać połączona w jeden bój o wolność.
Jako anarchistki odrzucały jakiekolwiek przejawy odsuwania kobiet na drugorzędne pozycje w ramach ruchu wolnościowego. W latach 30. feminizm miał węższe znaczenie niż obecnie, więc był odrzucany przez nie jako teoria, która walczyła o „równość kobiet w ramach obecnego systemu przywilejów”. Przekonywały wówczas: „nie jesteśmy i nie byłyśmy feministkami. Nie walczyłyśmy przeciwko mężczyznom. Nie dążyłyśmy do zmiany męskiej dominacji na kobiecą. Wspólna praca i walka są rzeczami niezbędnymi. W przeciwnym wypadku rewolucja społeczna będzie niemożliwa. Jednakże potrzebujemy własnej organizacji, aby walczyć we własnym imieniu”.
Pisały także: „Jesteśmy świadome precedensów ustanowionych przez zarówno organizacje feministyczne, jaki partie polityczne. Nie możemy podążyć żadną z tych ścieżek. Nie wolno nam oddzielać spraw kobiet od problemów społecznych. Nie możemy jednocześnie zaprzeczyć doniosłości spraw kobiet, przekształcając je w prosty instrument jakiejkolwiek organizacji. Nawet naszej własnej wolnościowej organizacji.
Intencja, jaka przyświeca naszym działaniom jest znacznie szersza: służyć doktrynie, a nie partii. Wzmacniać kobiety, czyniąc z nie jednostki zdolne do współtworzenia struktury przyszłego społeczeństwa, jednostki, które nauczyły się samodzielności, a nie podążania ślepo za wskazaniami jakiejkolwiek organizacji”.
Mujeres Libres wypracowały dwie strategie działania: capacitacion (szkolenie) oraz captacion (włączanie, partycypacja). Tak więc, ich wczesne działania były połączeniem podnoszenia świadomości z praktykowaniem akcji bezpośrednich.
W celu wzmocnienia pomocy wzajemnej, tworzyły sieci kobiet-anarchistek. Brały udział we wspólnych spotkaniach, gdzie informowały się o przypadkach zachowań seksistowskich i wypracowały metody radzenia sobie z tym problemem. Tworzyły także centra opieki dziennej nad dziećmi, aby umożliwić kobietom aktywniejsze włączenie się w działalność związku zawodowego CNT.
Publikowały własne pismo, dystrybuowane i ogłaszane za pomocą istniejących sieci anarchistycznych. Informowały w nich o swoich działaniach. Podnoszenie świadomości było bardzo istotną kwestią. W każdym numerze publikowały artykuł o jakiejś wyjątkowej kobiecie. Zamieszczały także w teksty w innych pismach anarchistycznych. Poza tym w piśmie pojawiały się artykuły na tematy kulturalne, o edukacji, recenzje filmowe, na temat sportu. Wreszcie były także artykuły, które można było spotkać w każdym innym piśmie kobiecym – na temat opieki nad dziećmi, czy o modzie. W późniejszym okresie rozszerzyły działalność wydawniczą o książki i broszurki.
Praca propagandowa wykonywana była także za pośrednictwem audycji radiowych, obwoźnych bibliotek czy propagandowych tournee. Jedna z członkiń, Pepita, opisywała swoje doświadczenia z takich wypraw propagandowych: „Gromadziłyśmy kobiety razem i wyjaśniałyśmy im, że istnieje jasna zdefiniowana rola kobiety, która polega na tym, że kobieta nie może stracić swojej niezależności. Nie ma też żadnej sprzeczności w byciu matką i aktywistką jednocześnie. Młoda kobieta podeszła do mnie i mówi: „To bardzo interesujące, co mówicie. Nigdy niczego podobnego nie słyszałyśmy. A przecież to wszystko czułyśmy w głębi serca, ale nie uświadamiałyśmy sobie”. Które idee trafiały do nich najbardziej? Te dotyczące władzy mężczyzn nad kobietami. Zwykle wywoływało wielką wrzawę, gdy mówiłyśmy: „Nie możemy pozwolić mężczyznom sądzić, że są lepsi od kobiet, że mogą nimi rządzić”. Sądzę, że hiszpańskie kobiety czekały na to wezwanie”.
W ówczesnej Hiszpanii wiele robotnic i chłopskich kobiet nie potrafiło czytać i pisać. W odpowiedzi na ten fakt, Mujeres Libres sporządziły program nauki pisania, a także klasy techniczne oraz w zakresie humanistyki. W grudniu 1938 roku 600-800 kobiet uczęszczało na te zajęcia. We współpracy z anarchistycznymi związkami wprowadzono praktyki zawodowe dla kobiet.
Równolegle z robotą propagandową, wykonywały codzienną niezbędną pracę w celu zwycięstwa nad faszyzmem. Dostarczały pożywienie milicjom, tworzyły wspólnotowe jadłodajnie. Organizowały także pomoc dla kobiet walczących w milicjach na froncie, przeprowadzając szkolenia w zakresie posługiwania się bronią palną. Stworzyły także szkołę pielęgniarską oraz klinikę medyczną, która zajmowała się rannymi w walce
Teresina, mimo braku doświadczenia w kwestiach medycznych, została administratorką. Opowiada z dumą: „Pamiętam, że ile razy nasi ojcowie przychodzili do mnie w klinice, aby o coś poprosić, mówiłam: „Proszę, wszyscy jesteśmy tutaj równi”, a oni odpowiadali: „Rzeczywiście dokonałyście rewolucji”. Miałam niezwykłą satysfakcję z tego. Administrowałam tym wszystkim mimo braków w wykształceniu. To w co wierzyłam, robiłam w praktyce i właśnie dlatego mogę wam dziś opowiedzieć co konkretnego zrobiłam dla rewolucji”.
Rewolucja to było coś więcej niż pokonanie faszyzmu. Rewolucja to budowa nowego społeczeństwa, które troszczy się o potrzeby wszystkich. Podróżując przez Katalonię i Aragonię, członkinie Mujeres Libres pomagały tworzyć kolektywy wiejskie. Wiele kobiet, jako reprezentantki związku zawodowego CNT i federacji anarchistycznej FAI, przemawiało do chłopów namawiając ich do przyłączenia się do rewolucji.
W Barcelonie kobiety z ML prowadziły szpital położniczy, a także zorganizwoały zajęcia z opieki nad dziećmi, antykoncepcji oraz seksualności. W lutym 1938 roku w tym mieście ustanowiono Instytut Matki i Dziecka, który został nazwany imieniem słynnej francuskiej anarchistki Louise Michel.
Mujeres Libres zrealizowały w praktyce wiele istotnych aspektów anarchistycznej teorii. Po pierwsze, zdały sobie sprawę, że kolektyw jest tak mocny, jak mocne są jednostki go tworzące. W celu budowy silnego ruchu anarchistycznego, dodawały odwagi i wspierały kobiety w realizacji ich pełnego potencjału. Warto zaznaczyć, że w momencie wybuchu rewolucji, wiele członkiń Mujeres Libres miało zaledwie 13 – 14 lat. Mimo to, podobnie jak wspomniana powyżej Teresina, odkryły, że mają zdolność wzięcia na siebie wyzwania budowy nowego świata.
Po drugie, Mujeres Libres zrozumiały wagę akcji bezpośredniej i samodzielnej aktywności, zarówno w zakresie tworzenia rewolucjonistów, jak i tworzenia rewolucji. Nigdy nie czyniły sztucznego rozgraniczenia pomiędzy propagandą i organizowaniem się, pomiędzy ideą a praktyką. Ich idee tworzone były przez ich doświadczenia „w terenie”.
I wreszcie Mujeres Libres pokazały, że idee nigdy nie są wykute w kamieniu, czekające tylko na odpowiedni moment realizacji. Ich idee rozwijały się, zmieniały się i uzyskiwały szeroki wpływ.
Rewolucja to niełatwe przedsięwzięcie. W celu fundamentalnej zmiany społeczeństwa, dawne wyobrażenia na temat tego co jest naturalne i normalne muszą zostać przekroczone. Nowe rewolucjonistki i nowe rewolucyjne społeczeństwo będą rezultatem sporów i debat prowadzonych przez wielu różnych ludzi w wielu różnych miejscach: w domu, w sklepie, w knajpie.
Mujeres Libres uważały, że rewolucja to coś znacznie większego niż jednodniowe wydarzenie. To także proces, zmieniający się nieustannie, pod wpływem nowych sporów, które następnie są rozwiązywane.
Aileen O'Carroll
Tłum. XaViER
AlterKino.org: Podziemne państwo kobiet
Tomasso, Nie, 2010-04-04 13:52 Kraj | Dyskryminacja | Kultura | Prawa kobiet/Feminizm Podziemne państwo kobiet to obraz polskiej rzeczywistości, w której ustawa antyaborcyjna funkcjonuje tylko na papierze. Osiem kobiet, które dokonały nielegalnej aborcji, zdecydowało się na pierwszą w Polsce publiczną opowieść o swoim doświadczeniu.
Obejrzyj:
http://alterkino.org/podziemne-panstwo-kobiet
W Polsce od 1993 roku obowiązuje ustawa antyaborcyjna, na mocy której przerywanie ciąży z przyczyn społecznych jest zakazane. Tymczasem liczba aborcji dokonywanych w Polsce nielegalnie jest szacowana nawet na 200 tysięcy rocznie. Dostęp do bezpiecznego zabiegu przerwania ciąży jest w dużej mierze kwestią pieniędzy.
Mimo tak częstych nielegalnych zabiegów przerywania ciąży nie rodzi się w Polsce ruch dążący do zmiany prawa. Autorki filmu próbują odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się dzieje, cofając się do rzeczywistości z początków lat 90. i odsłaniając bezsilność ruchu obywatelskiego wobec politycznych targów. O komentarze zwracają się do czołowych działaczek ruchu pro-choice, reprezentantek różnych generacji: Kazimiery Szczuki, Katarzyny Bratkowskiej, Ewy Dąbrowskiej-Szulc, Marii Jaszczuk, Kingi Jelińskiej, Rebeki Gomperts, Wandy Nowickiej i Małgorzaty Tarasiewicz.
O "Dziwce" i Mizoginistycznym Języku
Kurka nioska, Pią, 2010-03-26 22:45 Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka | Ruch anarchistycznyPoniżej zamieszczam tłumaczenie posta Melissy McEwan, którego oryginał znajdziecie tu. Myślę, że artykuł ten może być głosem w dyskusji o transparencie FA i ACK. Główny nacisk kładzie się w nim na słowo "cipa", jednak nie oznacza to, że w miejsce owego słowa nie można wstawić słowa "dziwka". Jest w nim wiele przydatnych uwag, które mogą pozwolić niektórym uczestnikom dyskusji powrócić do meritum - czyli do pytania, czy wyrażenie "coś/ktoś to dziwka" jest seksistowskie. Dodam od siebie jeszcze jedną rzecz. Nie znamy ofiary tej inwektywy. Nie wierzymy już w antropomorfizację abstrakcyjnych pojęć. Nie zejdzie na ziemię Bogini Prostytutek lub Bogini Prawa, by upomnieć się o swoje. Proszę tylko, byście zwrócili uwagę na słowa Melissy McEwan dotyczące kultury, która poczyniła wszelkich starań, by słowo "dziwka" było obraźliwe, szczególnie wobec kobiet i taka jest jego etymologia we współczesnym znaczeniu tego słowa! To, że są "męskie dziwki" nie oznacza, że słowo "dziwka" nie jest określeniem stosowanym wobec pewnego rodzaju kobiet, które zostało przeniesione na coś lub kogoś, aby to coś lub tego kogoś obrazić, a więc JEST określeniem mizoginistycznym. Nie każda kobieta jest "prostytutką". Proszę mi tylko wskazać osoby, które nigdy, w żadnej sytuacji, nie mogłyby być w taki sposób określone (nie chodzi tu o życie seksualne, ale jej szczególne właściwości). W języku angielskim słowo "bitch" oznacza także "cwela". Określa się więc go JEDNOCZEŚNIE jako niemęskiego i "dającego dupy". Jest to więc sprawa jeszcze bardziej oczywista, niż polski odpowiednik. Życzę przyjemnej lektury, choć ponownie udzielam głosu nie-anarchistce. W tej kwestii nie ma to jednak żadnego znaczenia...
Andi Zeisler, współzałożycielka (wraz z Lisą Jervis) magazynu Bitch (ang. dziwka, kurwa, suka), napisała ciekawy fragment na temat "słowa na D" jego konotacji kulturowych, a także jego odzyskiwaniu:
Dziwka to słowo używane w kulturze do określenia każdej kobiety, która jest silna, gniewna, bezkompromisowa, a często także niezainteresowana dawaniem mężczyźnie przyjemności. Używamy tego terminu wobec kobiety na ulicy, która nie reaguje na męskie pogwizdywanie i uśmiechy, gdy mówią "Głowa do góry, maleńka, nie jest źle." [...] Używamy go wobec kobiety, która nie unika konfrontacji.
Więc skończmy z tą nieszczerością. Czy to złe słowo? Oczywiście. Zrobiliśmy wszystko, co jest tylko możliwe w ramach kultury, by właśnie tak było, począwszy od stale utrwalanego poglądu, według którego silne kobiety potępiane są jako straszne, złe i, oczywiście, niekobiece - a bezkompromisowe wypowiedzi kobiet są przekleństwem dla czystego, uporządkowanego świata.
... [W magazynie Bitch] nie chodzi o nienawiść do mężczyzn, ale o wyróżnienie kobiet. Jednak zbyt wielu ludzi nie widzi różnicy. I dlatego, przynajmniej w pewnym stopniu, "słowo na D" jest wciąż tak problematycznym zwrotem.
[…]
Uznałam to za szczególnie istotne w kontekście kampanii Hilary Clinton, lecz również dlatego, że w zeszłym tygodniu odbyłam naprawdę staroświecką i przygnębiającą dyskusję na temat seksistowskiego języka - naprawdę przygnębiającą dyskusję na temat seksistowskiego języka, które odbywałam już tyle razy w swoim życiu.
Zaczęło się w sekcji komentarzy na innym blogu, kiedy sprzeciwiłam się komuś, kto określił osobę, której nie lubił jako "totalną cipę". Oczywiście, byłam wyśmiana za wskazanie, że poniżający i marginalizujący seksistowski język może sprawić, że kobieta poczuje się poniżona i zepchnięta na margines. Nie jestem w jakikolwiek sposób powiązana z człowiekiem, który użył tego słowa, więc wysłałam email do autora, którego znałam lepiej, by zapytać, czy używanie tego słowa na blogu jako obrazy jest odpowiednie i czy określenie osoby publicznej "totalnym pedałem" byłoby do zaakceptowania. Powiedziano mi, że wszystko było dopuszczalne "w rozsądnych granicach". Rasowe inwektywy nie będą ani tolerowane, ani bronione, jednak użycie seksistowskiego języka jest akceptowane. Znaczy to, według moich obliczeń, że jeżeli mieszasz z błotem czarnoskórego mężczyznę nazywając go głupim czarnuchem, jest to przekroczenie pewnych granic, jednak nazywanie go głupią pizdą jest już super.
Chciałabym podkreślić, że jest to kompromis, który izoluje czarnych mężczyzn przeciwko ubocznemu poniżeniu, a już w inny sposób poniża czarne kobiety i ich siostry wszystkich kolorów. Jestem pewna, że to tylko zbieg okoliczności. Ekhm.
Tak więc, w przeciwieństwie do rasistowskich inwektyw, które nie będą ani tolerowane, ani bronione, mizoginistyczne inwektywy będą zarówno tolerowane, jak i bronione ponieważ:
1. W naszym kraju tak właśnie się mówi.
2. Ja tak mówię.
3. Facet, który używa takich określeń "nie jest mizoginem". Przede wszystkim używał go jako określenia kobiecych genitaliów, aby obrazić mężczyznę, a jego intencja nie była mizoginistyczna.
4. Porównanie „cipy” do „czarnucha” nie jest odpowiednie i trywializuje słowo „czarnuch”.
5. Nie może on pozwolić, by PC-policja (czyli ja) pilnowała, by jego komentarze stosowały się do politycznej poprawności.
Zupełnie szczerze, już wcześniej miałam niedal identyczną rozmowę z mężczyzną określającym się jako liberalny/postępowy bloger, ponieważ sprzeciwiłam się używania seksistowskiego języka na jego blogu, dlatego też nie identyfikuję mojego rozmówcy z owym twórcą bloga. Wyróżnienie go byłoby dla mnie zbyt typowe Byłam jednak szczególnie rozczarowana sposobem prowadzenia tej konwersacji, ponieważ myślałam, że osoba, z którą rozmawiam będzie otwarta na wysłuchanie jak bardzo jest to alienujące, a przecież prostą przyczyną takiego zachowania mogło być to, że pociągnęłoby to za sobą ograniczenie liczby czytelników bloga.
Przez co nie powinno dziwić, zważywszy, że, jak już mówiłam, miałam taką rozmowę już wcześniej, że za każdym razem jest tak samo. Pozwólcie więc odpowiedzieć mi na to punkt za punktem, ponieważ są to te same odpowiedzi, które nieustannie dostaję przy takiej wymianie zdań, i wszystkie z nich zostały przy wielu okazjach poruszone w komentarzach.
1. W naszym kraju tak właśnie się mówi. Pewna część naszego społeczeństwa rzeczywiście uwielbia używać słowa "cipa" przy niemal każdej okazji. Istnieją miejsca, w których nie ma 3 sekund, w ciągu których ktoś by nie krzyknął "Taa, cipo!" do swojego kumpla. I ... to naprawdę nie ma nic wspólnego z jego wykorzystaniem na blogu dotyczącym polityki.
Nie ma to również niczego wspólnego z tym, czy jest to z natury rzeczy seksistowskie. Istnieją także bary, w których nie mijają trzy sekundy bez nazwania innego faceta pedałem. Częstotliwość wykorzystania tego słowa w konktretnym regionie nie sprawia, że słowo to przestaje być homofobiczne - w tych regionach lub gdziekolwiek indziej.
Podobnie próba oderwania mizoginistycznych inwektyw od swoich korzeni, by je ponownie zdefiniować nie działa. Powiedzenie "Używam ich w sposób potoczny" jest tylko cyniczną zagrywką mającą na celu uzasadnić dalsze stosowanie mizoginistycznego języka, który wydaje się dobry i celny. Słowo "dupek" po prostu nie ma tego samego wigoru, co "cipa" dlatego mamy te wymęczone wyjaśnienie dlaczego słowo "cipa" nie jest używane w sposób mizoginistyczny, jednak potoczność oznacza, że wszechobecność słowa jest mylnie używana jako dowód, że straciło ono swój pierwotny sens.
Rzucając cipami na prawo i na lewo jakby nie miało już jakiegokolwiek znaczenia - lub jakieś "nowe" znaczenie nie związane z płcią - jest leniwym ignorantem i przyczynia się wbrew wszelkim protestom do kultury nierówności.
2. Ja go używam. Ja używająca słowa cipa, by opisać siebie i mężczyzna używający tego słowa, by opisać innego mężczyznę, to zupełnie różne konteksty. Udawanie, że ta różnica nie jest zajebiście oczywista, jest tym, co August nazywa wytworzonym przekonaniem (ang. a fabricated belief)[1]. Nikt, kto posiada dwie stukające o siebie komórki mózgowe nie twierdzi szczerze, że biali ludzie używając słowa "czarnuch" jako obraza i czarni ludzie używający go z jakiegokolwiek powodu to identyczne sytuacje. Także żaden gej mówiący o sobie "pedał" nie jest tym samym, co Ann Coulter mówiąca o Johnie Edwardsie jako o "pedale" [2]. I nikt nie powinien mieć najmniejszego problemu ze skminieniem, że jeśli ja (lub inne kobiety) odzyskuję słowo cipa (lub dziwka i inne seksistowskie eufemizmy) mówiąc tak o sobie jestem w tym podobna do mężczyzny używająca tego słowa jako obelgi.
Kocham słowo cipa i jestem w pełni za odzyskaniem go - jednak odzyskanie "cipy" należy do kobiet, które ją posiadają i władają nią w sposób ironiczny, co jest komplementem, nie obelgą. Jeśli nazwę swoją dziewczynę "piekną cipką" aby fachowo uporać się z seksistowskim onanistą, służy to odzyskaniu władzy. Jeśli jednak nazwę ją "głupią cipą", o robi coś głupiego, nie będzie to już miało takiej mocy.
Są jednak sposoby na używanie słów i istnieją sposoby na wykorzystanie słów znając różnice, dążąc do oddzielenia przewrotnego kontekstu od tego, co po prostu utrwala ucisk. Nie jest to aż tak trudne.
I nie ma znaczenia jak często kobiety używają go w celu odzyskania języka - nie daje to przedstawicielowi którejkolwiek płci przyzwolenia na używanie go jako zniewagę. Całe to uzasadnienie, że "ty go używasz" uderza mnie swoją żałosną płaczliwością. Dlaczego ty używasz go, a ja nie? Tak jakby był to jakiś wielki wyczyn dla dziewczyn. Zaufaj mi - w całej walce w klatce pomiędzy "niezasłużonym przywilejem z racji urodzenia" a "stosowaniem słowa cipa", masz większe szanse wygranej. Więc morda w kubeł.
3. Facet, który używa takich określeń "nie jest mizoginem". Przede wszystkim używał go jako określenia kobiecych genitaliów, aby obrazić mężczyznę, a jego intencja nie była mizoginistyczna. Dobra, po pierwsze, rozłóżmy to twierdzenie na dwie części:
A. Intencja: Jeśli zamieniasz część kobiecego ciała w inwektywę, wniosek jest taki, że cipki są złe, paskudne, czymś, z czym żadna osoba nie chciałaby być skojarzona. Tak właśnie działają obelgi. Kiedy słowo "cipka" używane jest jako inwektywa, implikuje to negatywną interpretację części kobiecego ciała - jest więc objawem mizoginizmu, ponieważ nieubłaganie znieważa kobiety. Używanie mizoginistycznej inwektywy przeciwko męzczyźnie nie może być inne jak mizoginistyczne w intencji. Jeśli nie masz zamiaru poniżać kobiety, nie używaj mizoginistycznych inwektyw. To naprawdę takie proste.
B. Żaden Mizogin. Jak często trzeba używać mizoginistycznego języka, by zostać uznanym za mizogina? Dwadzieścia razy? Sto? Nieskończoną ilość razy, dopóki nie uderzy kobiety? Podczas zadymy wokół "cipki/kurwy" zrelacjonowanej tutaj, Piny napisał(a) świetny post dotyczący tej ważnej kwestii:
[...] Przyznaję też, że istnieje różnica między kimś, kto otwarcie określa się jako feminista, ale mimochodem używa mizoginistycznych inwektyw i mizoginistycznych satyrycznych obrazków, by wyśmiewać innych ludzi, a szczególnie kobiety, a, powiedzmy, Johnem Knoxem[3].
Nie znaczy to, że dobrym pomysłem jest ograniczenie tego, co jest "rasistowskie", "seksistowskie" i "mizoginistyczne" do najbardziej radykalnych przypadków. [...] Umniejsza to protesty przeciwko wszystkim tym słowom do rangi osobistego afrontu, zrównując "seksizm" ze słowem "cipka". Nazwanie czegoś "seksistowskim" nie oznacza krytyki wyznawanych przez kogoś poglądów, czegoś w rodzaju "reakcyjności", oznacza krytykę tak ordynarnych inwektyw. […]
Strzał w dziesiątkę. W tej dyskusji Pam mówi o tym, że zarezerowawanie tych terminów dla ekstremalnych przypadków pozwala ludziom
racjonalizować takie incydenty, ponieważ prawdziwy rasista pali krzyże na czyimś trawniku lub przywiązuje czarnego człowieka do ciężarówki i ciągnie go po ziemi aż mu odpadną kończyny." Zarezerwowanie terminu "mizogin" i "seksista" dla przypadków okazywania pogardy wobec kobiet oznacza, że facet, który lekceważąco odnosi się do innego człowieka per „cipa” (lub „suka”, „pizda”, czy „dziewczynka”) może usprawiedliwić jego przekonania, że nie jest mizoginem, nawet jeśli używa tych wyrażeń regularnie. Wracając do Piny:
Wówczas staje się niemożliwe opisanie zachowania jako powtarzającego się i typowego, część wzorca, ponieważ zawsze znajdzie się jakiś John Knox, którego brak szacunku do kobiet jest bardziej stały i bardziej oczywisty. W rzeczywistości, łączy to prawdopodobnie ekstremizm z konsekwencją. Jeśli moja nietolerancja nie osiągnie pewnego poziomu, jest ona nieistotną częścią mojej osobowości, nawet w dyskusji o nietolerancji będącej odpowiedzią na objawy nietolerancji.
... Jeśli nie można nazwać kogoś seksista o ile nie traktuje on bez przerwy kobiet w sposób nienawistny lub jego zachowanie same Bill Napoli uważałby za obrzydliwe, wówczas takie rzeczy jak używanie mizoginistycznych inwektyw stają się trywialne. Są one tak dalekie od prawdziwego seksizmu, że mogą one być równie dobrze nazwane feministycznymi.
W rzeczy samej.
Ostatecznym rezultatem przeciwstawiania się nazwaniu mizoginem za używanie mizoginistycznego języka jest danie sobie przyzwolenia na opieranie się rachunkowi sumienia. Jak mówiłem nie mniej niż nonilion razy, każdy z nas, nie podejmując ogromnego wysiłku zbadania narracji uprzedzeń - czym każdy z nas jest skażony poprzez kulturę - starając się wyzwolić z jej objęć czyniących podziały, nie pozbędziemy się uprzedzeń. Pytanie tylko, czy pozwolisz sobie na brak refleksji nad uprzedzeniami. Odpowiadając na pytania dotyczące używania mizoginistycznego języka "Nie jestem mizoginem!" czynisz krok w kierunku ukrycia i uczynienia nieuleczalnymi uprzedzeń, które pozwalają zachowywać się w ten sposób. Bardziej wstydliwym jest odpieranie zarzutu o mizoginizm, gdy jesteś nim ewidentnie, niż powiedzenie "Tak, jestem mizoginem, ale nie chcę nim być."
Przypomniała mi się dyskusja z Billem, która wywiązała się wkrótce po publikacji posta na Shakes. W jednym swoim poście używał czegoś (o wiele mniej oczywistego, niż jawna obelga), wobec czego sprzeciwiłam się i poprosiłam, by to usunął. Oto jak on odpowiedział: Powiedział mniej więcej "Dzięki. Nie zawsze zauważam takie rzeczy i próbuję być na to bardziej wyczulony, więc doceniam, że zwróciłaś mi na to uwagę." To wszystko. Nie muszę nawet mówić jak bardzo szanowałam go za to, jak głęboko mu byłam wdzięczna za całkowity brak reakcji obronnej. I rzeczywiście świetny z niego gość - po tym wszystkim usunął rzeczony fragment ze swojego wpisu. (Innymi słowy nie były to obiecanki-cacanki.)
4. Porównanie "pizdy" do "czarnucha" nie jest odpowiednie i trywializuje słowo "czarnuch". Ostatnio zdążyłam się napatrzeć się na te "rankingi inwektyw" - JFH [...] stwierdził, że "czarnuch" i "cipa" to to samo, prawdopodobnie tylko dlatego, że odrzucał porównanie przez kogoś "dziwki" do "czarnucha": "[P]orównywanie "dziwki" do "czarnucha" jest niesprawiedliwe. Odpowiednik "dziwki" to "drań" lub "dupek". Odpowiednikiem "czarnucha" jest "cipa".
Największą niedorzecznością w tych wszstkich badaniach nad odpowiednikami jest to, że gdy ktoś mówi "Czy użyłbyś słowa "czarnuch" w ten sposób?", ma na myśli "Czy użyłbyś rasistowskiej inwektywy w ten sposób?" Analizowanie czy "cipa" to dokładny odpowiednik "czarnucha" jest tylko sposobem na uniknięcie stojącej za tymi słowami idei. Seksistowski język, tak jak rasistowski język, jest marginalizujący i poniżający. Kropka. I nie muszę określić dokładnego rasistowskiego ekwiwalentu "cipy", zanim określę swoje stanowisko. "Nie jest ono tak złe jak słowo "czarnuch", ale jest gorsze, niż słowo "murzyn"..." Taaaa.
Wewnętrzne rankingi są równie bezużyteczne, na przykład "suka nie jest tak złym określeniem, jak cipa." Kobiety, które są marginalizowane i poniżane przez mizoginistyczny język nie czują się zbyt komfortowo z faktem, że ludzie, którzy go używają marginalizują je i poniżają nas jednym słowem "w większym", a w innym "w mniejszym stopniu".
A jesli są kobiety, które mówią "Bardziej nienawidzę być nazywaną cipą, niż dziwką," podejrzewam, że wskazuje to na to, że jesteśmy na jedne słowo bardziej odporne, niż na inne i/lub mamy więcej kulturalnych możliwości odzyskania danego słowa. To, że istnieje magazyn Bitch, a nie Kwartalnik Pizdowy (a jeśli nawet, to jest to raczej magazyn pornograficzny), coś znaczy.
5. Nie może on pozwolić, by PC-policja (czyli ja) pilnowała, by jego komentarze stosowały się do politycznej poprawności. Oto właśnie to, do czego to się w końcu sprowadza. Jestem po prostu zbyt wrażliwa i staram się kogoś ocenzurować i bla bla bla.
Jestem bardziej wrażliwa na to jak mizoginistyczny język oddziałuje na kobiety, ponieważ jestem jedną z nich. Kolorowi są bardziej wrażliwi na rasistowski język (szczególnie na ukryty rasistowski przekaz), niż ja, ale nie oznacza to, że są zbyt wrażliwi. Kiedy czytelniczka zwróciła mi uwagę, że używane przeze mnie słowo "lame"(ang. "głupek" lub "kulawy" - przyp. tłum.) może być obraźliwe dla niepełnosprawnych, nie oznaczało to, że była zbyt wrażliwa - oznaczało to, że to ja nie byłam wystarczająco wrażliwa. Tak więc jeszcze wiele muszę się nauczyć.
Życie jest wystarczająco trudne bez mojego policzkowania ludzi ufających, że nie jestem głupkiem, i w tym samym duchu starałam się przekazać, że mizoginistyczny język nie jest fajny - hej, nie chcę być atakowany w taki sposób przez rzekomych sojuszników. Gdy podkreślam użycie seksistowskiego języka na blogu prowadzonym przez mężczyznę, jest tak ponieważ taki język jest alienujący, poniżający i wkurzający i działam pod podejrzeniem, że ci blogerzy nie chcą alienować, poniżać, ani wkurzać swoich czytelniczek.
Ale to, jak się okazuje, zwykle bywa błędnym założeniem.
Wielokrotnie sprowadza się to do tego stwierdzenia, gdy próbuję ocenzurować ich blogi, ale oni nie chcą być ocenzurowani. Cholera! To bzdura. Nie chodzi o cenzurowanie, lecz o odmowę samocenzury, co uczyniłoby ich blogi niemizoginistycznymi. Jest jednak tak, jakby samo zrezygnowanie ze słowa "cipa" było jakąś apokalipsą dla ich kreatywności. Mam dla was wiadomość: Jeśli czujecie, że samocenzura sprawia, że musicie zrzec się mizoginistycznego języka, co naraża na szwank waszą rzetelność, nie ma w tym ani krzty rzetelności.
Stosuję autocenzurę przez cały czas. Nie przyznaję tego ze specjalną dumą, jednak nie oznacza to, że wyrażenie "Bush is a fuckin' retard" ('retard' - ang. 'niepełnosprawny', 'ułom' - przyp. tłum.) nigdy nie przeszło mi przez głowę. Ale nie używam tej inwektywy - nie dlatego, że się tak strasznie boję, że "policja ds. politycznej poprawności" mnie dopadnie, lecz dlatego, że to nie jest miłe określenie. To wystarczający powód.
I nie uważam, że nie wyraziłam w ten sposob całego swojego negatywnego stosunku do myślącego inaczej prezydenta nie używszy słowa, które niepotrzebnie obrazi ludzi. Poszerzenie słownictwa poza słowa typu cipa lub retard" nie jest szczególnym wyzwaniem.
Ale stosunek który niezmiennie proponuję - tak jak nieskończone poszerzanie własnych horyzontów - można streścić jako "Radź sobie z tym lub spierdalaj".
Tak więc "spierdalaj".
Ja w ogóle nie czytam (aby nie wyrażać milczącego wsparcia) postępowych blogów stosujących mizoginistyczny język, nawet jeśli są oni ideologicznymi sojusznikami w inny sposób, ponieważ seksizm jest głęboko nieliberalny. Istnieje wiele postępowych blogów, wyłącznie z tymi tworzonymi jedynie przez męskich autorów, które nie używają mizoginistycznego języka - więc nie muszę czytać tych, które to robią.
Wielu z nas udało się pojąć, ze odrzucanie języka, który utrwala ucisk, nie jest tym samym, co zniewolenie przez językową policję. To po prostu podstawowa praca, którą powinien wykonać każdy, kto nie chce być pierdolonym dupkiem.
[1] http://www.someguywithawebsite.com/blogarchive/week_2007_04_08.html#0021...
[2] I was going to have a few comments on the other Democratic presidential candidate, John Edwards, but it turns out that you have to go into rehab if you use the word 'faggot,' so I'm – so, kind of at an impasse, can't really talk about Edwards, so I think I'll just conclude here and take your questions.
[3] Jeden z największych mizoginów w historii Wielkiej Brytanii, który popadł w konflikt z królową Marią w latach 1561–1564 - głównie dlatego, że nie podobało mu się to, że jest ona kobietą.
Czy jesteś manarchistą?
Kurka nioska, Pią, 2010-03-26 10:29 Dyskryminacja | Prawa kobiet/Feminizm | PublicystykaPoniższy kwestionariusz nie jest może nowy - czy cokolwiek się zmieniło w Waszej świadomości seksizmu, patriarchatu i mizoginii w ciągu kilku poprzednich lat? Prawdopodobnie ci, którzy uczestniczyli w ruchu anarchistycznym w 2001 roku nie zauważyli radykalnych zmian. Ruch anarchofeministyczny w Polsce nie przeżywa rozkwitu (nie ujmując temu, co niektóre z nich nadal robią), a anarchiści wciąż powtarzają stare schematy, które wynieśli z domu, szkoły i własnych doświadczeń. Przetłumaczyłam go w całości tylko po to, by uświadomić ludziom, którzy należą do ruchu anarchistycznego, jak wiele kwestii może świadczyć o uwewnętrznionym w każdym i w każdej z nas patriarchacie. Przydałoby się jednak dodać własny komentarz jako że miałam mieszana uczucia czytając ten kwestionariusz.
Patriarchat nie jest tylko domeną mężczyzn i nie zawsze jest dla nich korzystny. Może to być mylące, gdy patrzy się na poniższy kwestionariusz. Wszystkie pytania skierowane są właściwie do heteroseksualnego mężczyzny, jednak każdy i każda powinna przejrzeć te punkty jak rachunek sumienia. Mężczyźni zazwyczaj posiadają większą władzę i ich rolą jest przewodzenie wykonaniu patriarchalnego planu. Tak zostali wychowani. Nie oznacza to, że kobieta w tym nie uczestniczy. Także go wykonuje, jednak to nie ona ustawia pionki - ona realizuje zalecenia ze starej, zmurszałej księgi patriarchatu, kodeksu, za którego złamanie sankcją może być w najlepszym wypadku wyśmianie, a w najgorszym śmierć lub zgwałcenie. Ona wychowuje i poucza, ona kupuje miłość i szacunek za własną wolność i uśmiechy. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni są także ofiarami patriarchatu, choć poniższy kwestionariusz tego nie podkreśla. Może on być jedynie wstępem, pewnym przygotowaniem do spowiedzi z własnego mizoginizmu, seksizmu i nienawiści do wszelkich nieheteroseksualnych, niemonogamicznych i niestandardowych zachowań.
CZY JESTEŚ MANARCHISTĄ? - KWESTIONARIUSZ
Pytania ogólne:
I. Czy można cię przypisać do:
A) Pasywno-Agresywnego Patriarchatu (Często czujesz się ofiarą/bezradny/w potrzebie/zależny, a kobiety w twoim życiu są twoimi psychicznymi i emocjonalnymi opiekunkami? Kupują ci różne rzeczy? Dbają o twoje obowiązki? Umacniają poczucie winy lub manipulują byś odszedł od swoich obowiązków i równego podziału pracy? Czy traktujesz swoą partnerkę jak "mamusię" lub sekretarkę?)
B) Agresywnego Patriarchatu (Czy zdarza Ci się przejmować kierownictwo?Załóżmy, że
kobieta nie może zrobić czegoś dobrze, więc robisz to za nią? Uważasz, że tylko ty możesz się czymś zajmować? Myślisz, że zawsze masz dobrą odpowiedź? Traktujesz swoje partnerki jak bezradne, delikatne i słabe dziecko? Czy poniżasz swoją partnerkę lub umniejszasz ważność jej uczuć? Czy bagatelizujesz jej opinie?)
2. Jak reagujesz, gdy kobiety w twoim życiu nazywają coś lub kogoś
patriarchalnym/seksistowskim? Czy myślisz, że jest lub nazywasz ją "maniaczką poprawności politycznej", "feminazistką", "przewrażliwioną", "szukającą dziury w całym" lub "pozbawioną poczucia humoru"?
3. Czy uważasz mówienie o patriarchacie za nieheroiczne, za stratę czasu, szukanie problemów tam, gdzie ich nie ma, lub za tworzenie podziałów?
4. Jeśli kobieta prosi cię o zdanie, czy zakładasz, że wie cokolwiek na temat, na który się wypowiada?
5. Czy uważasz, że kobiety mają "naturalne właściwości", które są wrodzone, charakterystyczne dla płci żeńskiej, takie jak "bierność", "słodkość", "opiekuńczość", "dbałość o innych", "szczodrość", "słabość" lub "emocjonalność"?
6. Czy żartujesz sobie z "typowych" mężczyzn i "pedałków", choć nie zawsze zastanawiasz się
czy nie zachowujesz się w ten sam sposób?
7. Czy dbasz o kwestie seksizmu i patriarchatu zwalczając je w sobie samym, w swoich związkach, w społeczeństwie, pracy, kulturze, subkulturze i w instytucjach?
8. Czy reagujesz, gdy inni mężczyźni czynią seksistowskie lub patriarchalne komentarze? Czy pomagasz swoim patriarchalnym i seksistowskim znajomym zmienić się i edukujesz ich w tych kwestiach? Czy też nadal przyjaźnisz się z patriarchalnymi i seksistowskimi mężczyznami tak jakby nie było żadnego problemu.
Pytania o aktywizm
9. Czy bycie feministą jest dla ciebie priorytetem? Czy uważasz bycie feministą za rewolucyjne lub radykalne?
10. Czy uważasz, że można zdefiniować to, co jest radykalne? Czy cierpisz z powodu
lub przyczyniasz się do "macho brawury"lub zazdrościsz ludziom mającym na koncie wezwania sądowe? (Na przykład określając jako prawdziwego lub "zajebistego" i godnego szacunku aktywistę kogoś, kto był aresztowany, wtrącony do więzienia, wieszał banery, kłóci się i bije z policją podczas swoich akcji, bije nazistów, boneheadów, itp.)?
11. Czy zdarza ci się to, co powiedziała kobieta wypowiedzieć później używając własnych słów jako swoją własną opinię/pomysł?
12. Czy podejmujesz się "gównianych" lub "podstawowych" prac związanych z organizacją?
(Np. gotowanie, sprzątanie, ustawianie, notowanie, wysyłanie korespondencji, opieka nad dziećmi?) Czy wiesz, że kobiety często podejmują się tej pracy nie oczekując niczego w zamian za swój wysiłek?
13. Czy próbujesz aktywnie uczynić swoje grupy aktywistyczne bezpiecznymi i wygodnymi dla kobiet?
14. Czy próbujesz zaangażować kobiety w swoje aktywistyczne projekty mówiąc im, co mają robić lub tłumacząc, dlaczego powinny się w nie zaangażować?
15. Czy kiedykolwiek kontrolujesz i ograniczasz swoje zachowania oraz wypowiedzi na spotkaniach aby nie zajmować zbyt dużo miejsca lub nie zdominować grupy? Czy zdajesz sobie sprawę z faktu, że kobiety robią to przez cały czas?
16. Czy zwracasz uwagę na postęp grupy i budowanie konsensusu w grupie czy raczej masz tendencję do dominowania i przejmowania kierownictwa (może nawet nie zdając sobie z tego sprawy)?
Seksualne/miłosne relacje i problemy
17. Czy żartujesz lub robisz negatywne komentarze na temat życia seksualnego kobiet i świadczenia usług seksualnych?
18. Czy okazujesz swoje uczucia i jesteś kochający dla swojej partnerki przy swoich kolegach i koleżankach, czy tylko wtedy, gdy znajdziesz się z nią sam na sam?
19. Czy omawiasz sposoby zapobiegania ciąży i chorobom przenoszonym drogą płciową przy nawiązywaniu seksualnych kontaktów?
20. Czy wielokrotnie prosisz lub błagasz kobiety o to, czego pragniesz podczas swoich seksualnych kontaktów? Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że dopóki obie strony nie zgodzą się na dany scenariusz/grę poprzez konsensus, jest to jedna z form przymusu?
21. Czy podczas seksu zwracasz uwagę na mowę ciała i mimikę twarzy swojej partnerki, by zorientować się, czy jest ona podniecona? Czy jest zaangażowana, czy tylko leży? Czy pytasz kobietę o to, czego chce podczas seksu? O to, co ją podnieca?
22. Czy pytasz o zgodę?
23. Czy wiesz coś o przykrych doświadczeniach swojej partnerki - molestowaniu seksualnym, gwałcie lub przemocy fizycznej?
24. Czy jesteś ze swoją partnerką w związku dla bezpieczeństwa i wygody? Seksu? Opieki finansowej i emocjonalnej? Jeśli nie jesteś już całkowicie szczęśliwy lub zakochany w swojej partnerce? Nawet jeśli nie uważasz, że to ostatecznie wypali? Ponieważ boisz się zostać sam lub czujesz, że nie potrafiłbyś być sam? Czy zrywasz nagle związek, gdy spotkasz "nową" lub "lepszą" kobietę?
25. Czy wciąż angażujesz się w nowe związki porzucając stare? Jesteś w kilku związkach na raz bez zgody partnerek? Czy w czasie pomiędzy jednym związkiem a drugim zastanawiasz się nad tym, czym jest dla ciebie związek i swoją rolą w nim? Czy potrafisz być sam? Być singlem?
26. Czy oszukujesz swoje partnerki?
27. Czy jeśli twoja dziewczyna krytykuje twoje patriarchalne zachowanie lub próbuje rozpocząć pracę nad wykorzenieniem patriarchatu z waszego związku, zrywasz z nią lub oszukujesz ją i znajdujesz inną kobietę, która zniesie całe to gówno?
28. Czy zgadzasz się na miłosne zaangażowanie i odpowiedzialność, po czym uciekasz od nich?
29. Czy rozumiesz menstruację?
30. Czy żartujesz sobie z kobiet lub skreślasz je jako "cierpiące na syndrom PMS"?
Pytania o przyjaźń
31. Czy zwykle wyznaczasz standardy i plany zabawy? Czy raczej próbujesz poznać zdanie innych w grupie, łącznie z kobietami?
32. Czy rozmawiasz ze swoimi koleżankami o rzeczach, o których nie rozmawiasz ze swoimi kolegami, szczególnie o problemach emocjonalnych?
33. Czy ciągle zakochujesz się w koleżankach, przyjaźnisz się z nimi, a gdy dowiesz się, że one ciebie nie kochają, kończysz przyjaźń? Czy przyjaźnisz się tylko z kobietami, które są monogamiczne lub zaangażowane w związki z innymi ludźmi?
34. Czy podrywasz swoje koleżanki nawet żartem?
35. Czy rozmawiasz jedynie ze swoimi koleżankami (nie z kolegami) o swoich miłosnych związkach lub problemach z nimi związanymi?
36. Czy uważasz, że podobają ci się tylko "Anarcho-Crusty Punk Barbie", "Atlernatywne Barbie", "Hardcore-Grrrl Barbie"? (chodzi o to, że jedyne kobiety, które ci się podobają wpasowują się w standardy piękna, choć noszą ubrania i fryzury, albo też mają kolczyki i tatuaże). Czy kwestionujesz i zmierzasz się z uwewnętrznionymi ideałami piękna kobiety?
37. Czy słyszałeś kiedykolwiek lub dyskutowałeś na temat "sizeizmu" i uważasz, że w skali ucisku jest on na niskim szczeblu?
38. Czy zdajesz sobie sprawę z faktu, że wszystkie kobiety, nawet kobiety z radykalnych środowisk, żyją pod CIĄGŁĄ PRESJĄ i UCISKIEM patriarchalnych standardów piękna?
39. Czy zdajesz sobie sprawę z faktu, że wiele kobiet w radykalnych społecznościach miało lub wciąż doświadczają zaburzeń żywienia?
40. Czy naśmiewasz się z wyglądu "modelek" lub kobiet z "mainstreamu"?
Pytania o dom
41. Czy kiedy ostatnio wszedłeś do mieszkania i zauważyłeś, że coś przestawionio/zabrudzono/itp. ZROBIŁEŚ coś z tym (nie przeszedłeś obok tego lub nad tym, ominąłeś to wielkim łukiem, nie skomentowałeś tego brzydkim słowem), nawet jeśli nie był to twój obowiązek?
42. Czy wciąż zadziwia cię ta "wróżka", która ukradkiem dostarcza jedzenie, przygotowuje posiłki, po czym zmywa naczynia?
43. Czy w równym stopniu przyczyniasz się do życia domowego, co do pracy?
44. W jak wiele z poniższych czynności angażujesz się w swoim domu (jest to niepełna lista tego wszystkiego, co trzeba zrobić, by utrzymać dom w porządku):
A: Zamiatasz i zmywasz podłogi, czyścisz dywany
B: Myjesz i odkładasz naczynia
C: Myjesz kuchenkę, blaty kuchenne, zlewy i urządzenia, gdy są brudne, za każdym razem gdy przygotowujesz posiłek
D: Zbierasz pieniądze, zakupujesz jedzenie, układasz jedzenie w szafkach i lodówce i robisz posiłki dla ludzi, z którymi mieszkasz
E: Pierzesz takie rzeczy jak ściereczki, ręczniki do rąk, dywaniki, itp.
F: Sprzątasz wspólne przestrzenie w mieszkaniu, nawet gdy nie jest to twój obowiązek
G: Zbierasz czyjeś brudne ubrania
H: Wykonujesz czynności związane ze śmieciami, recyklingiem i kompostem
I: Pilnujesz opłacania rachunków, czynszu i innych opłat
J: Zajmujesz się ogrodem, roślinami doniczkowymi
K: Myjesz łazienkę i upewniasz się, że łazienka jest czysta po tym, jak ją użyjesz
L: Karmisz, opiekujesz się i sprzątasz po zwierzętach domowych.
Dzieci i opieka nad dzieckiem
45. Czy spędzasz czas z dziećmi? Jeśli tak, czy spędzać czas z dziećmi (swoimi lub czyimi) w sposób, który wyznacza podział płci? (jedne rzeczy robisz z chłopcami, a inne z dziewczynkami?)
46. Jeśli jesteś ojcem - czy uczestniczysz w wychowaniu i opiece nad swoim dzieckiem? (Spędzasz tyle samo czasu I wkładasz w jego wychowanie tyle samo energii I wysiłku I pieniędzy, co twoja partnerka?)
47. Czy opieka nad dziećmi jest twoim priorytetem? (zarówno podczas wydarzeń aktywistycznych, jak i w życiu codziennym)
48. Czy przyczyniasz się do tego, by życie samotnych matek w twoim życiu i społeczności było prostsze oferując im swoją pomoc?
49. Czy upolityczniłeś swoje poglądy na temat wychowania dzieci i radykalnych społeczności rodzicielskich? Czy uważasz, że osoby należące do ruchu mają dzieci lub że sam ruch ma dzieci?
Inne pytania:
50. Kiedy ostatnim razem pokazałeś kobiecie jak wykonać dane zadanie zamiast robić to za nią przy założeniu, że ona tego nie potrafi?
51. Kiedy ostatnio zwróciłeś się do kobiety, by pokazała ci jak wykonać dane zadanie?
52. Czy twoje potrzeby emocjonalne spełniają kobiety niezależnie od tego, czy jesteś z nimi w związku? Czy też może kultywujesz troskliwe, opiekuńcze relacje z innymi mężczyznami, gdzie możesz porozmawiać o swoich uczucia i zaspokoić twoje potrzeby?
53. Gdy kobieta omawia z tobą lub zwraca uwagę na problem patriarchatu
czy starasz się być obecnym emocjonalnie? Słuchasz? Nie zamykasz się emocjonalnie? Nie zaczynasz się bronić? Zastanawiasz się nad tym, co ci powiedziała? Przyznajesz się, że spartoliłeś? Bierzesz na siebie odpowiedzialność/ zadośćuczynisz za popełnione przez siebie błędy? Omawiasz z nią swoje uczucia i myśli? Przepraszasz? Podejmujesz się większych wysiłków, by nigdy więcej nie popełnić wobec niej lub innej kobiety tych samych błędów?
54. Czy patrzysz w głąb siebie, aby dowiedzieć się dlaczego coś spieprzyłeś w swoich relacjach
i starasz się zarówno zmienić swoje zachowanie, jak i być lepszym antypatriarchalnym sprzymierzeńcem?
55. Czy często organizujesz zebrania współlokatorów lub spotkania aktywistów w celu rozwiązania konfliktu w domu/grupie?
56. Czy zastraszasz, wrzeszczysz, naruszasz czyjąś fizyczną przestrzeń, grozisz lub stosujesz przemoc, by zaznaczyć swój punkt widzenia? Czy tworzysz atmosferę przemocy wokół kobiet lub innych, by przestraszyć je (np. rzucasz rzeczami, niszczysz je, wrzeszczysz, atakujesz, grozisz, dokuczasz lub terroryzujesz zwierzęta należące do kobiet w twoim życiu)?
57. Czy nękasz kobiety fizycznie, psychicznie i emocjonalnie?
58. Czy kobiety w swoim życiu (matki, siostry, partnerki, domownicy,
przyjaciele itp.) muszą "przypominać" tobie lub "wrzeszczeć" na ciebie
abyś zaczął zajmować się swoimi obowiązkami?
59. Czy rozmawiasz z innymi mężczyznami o patriarchacie i swoim w nim udziale?
60. Kiedy ostatnio myslałeś lub mówiłeś o którymkolwiek z tych problemów?
Punktacja: WSZYSCY MĘŻCZYŹNI muszą popracować nad problemami patriarchatu, seksizmu i mizoginii. Ten kwestionariusz może wskazać ci te obszary, które zaniedbałeś w swym antypatriarchalnym/antyseksistowskim/antymizoginistycznym rozwoju.
Potrzeba nam zorganizowanych dziwek
XaViER, Pon, 2010-03-22 10:22 Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka | Ruch anarchistycznyTekst Anny Zawadzkiej “Dziwka anarchistów” wywołał dość sporą liczbę komentarzy na CIA. W większości równie nieprzemyślanych, jak sam dyskutowany tekst.
Z główną tezą wpisu autorki można się zgodzić – napis na transparencie był niefortunny i mógł godzić w prostytutki – czyli osoby wykonujące najcięższą chyba z możliwych prac. Dlatego też ten transparent nie powinien się pojawić na demonstracji. I w idealnym świecie by się nie pojawił.
Dziwka anarchistów
Czytelnik CIA, Nie, 2010-03-21 18:00 Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka"Prawo to dziwka, która służy bogatym i politykom" napisała Federacja Anarchistyczna na transparencie w obronie poznańskiego squatu Rozbrat.
Podczas wczorajszej demonstracji w obronie Rozbratu spalono kukły prezydenta miasta i dewelopera, który zamierza budować architektoniczne perły na terenie squatu. Aż dziw, że nie było trzeciej: dziwki o imieniu "prawo". Chłopcy z demonstracji - a i pewnie co bardziej wierne Federacji Anarchistycznej dziewczyny - mogliby sobie poużywać. Na przykład rytualnie kukłę zgwałcić. O pardon, przecież dziwki zgwałcić się nie da, bo dziwka lubi być wykorzystywana. Dziwka to zła kobieta na usługach zbrodniczego systemu, jak zawiadomił nas transparent.
Zaangażowanym w obronę praw pracowniczych anarchistom spieszę donieść, że "dziwka" to potoczne określenie prostytutki. Osoby - najczęściej kobiety - która pracuje świadcząc usługi seksualne. Jest to typ pracy ukrytej, często nielegalnej, nie podlegającej żadnym regulacjom, a zatem skazującej pracownice na brak ochrony prawnej, co skutkuje bezkarnością ich pracodawców oraz klientów. Bezkarność ta objawia się w przemocy psychicznej, fizycznej i seksualnej, niewypłacaniu wynagrodzenia lub zabieraniu jego znacznej części, zmuszaniu do pracy, więzieniu i handlu ludźmi.
Ludzie wykonujący tę pracę często dorabiają w ten sposób do innej pensji, bo jedna nie pozwala im związać końca z końcem. Za zarobione na prostytucji pieniądze nierzadko ludzie ci utrzymują całe rodziny. Zwłaszcza, gdy mąż jest bezrobotny lub nie może korzystać z darmowych świadczeń.
Prostytucja to jeden z bardziej widocznych znaków feminizacji ubóstwa oraz ukrytej pracy kobiet. Oba zjawiska można dostrzec, gdy próbując zrozumieć i opisać, czym jest wyzysk odłoży się na bok maczystowskie okulary, przez które widać jedynie, że dzielni, silni i pracowici mężczyźni ciężko pracują, a kobiety się bawią.
Bo w słowie "dziwka" chodzi właśnie o zabawę. "Dziwka" to ta fantazja, która umożliwia mężczyznom dowolne rozporządzanie ciałem innego człowieka dla każdej własnej przyjemności. Prostytutka pracuje, dziwka to lubi. Prostytutkę zmusiły do tej okoliczności, dziwka tak wybrała. Mogła zostać porządną kobietą, ale wolała puszczalstwo, bo jest zepsuta i zła. Bo taka się urodziła. Bo tkwi w niej coś, co każe jej się łajdaczyć.
Dzięki zamianie prostytutki w dziwkę nabywca nie zobaczy w kobiecie, którą wynajmuje i z której korzysta, osoby podobnej do jego matki, dziewczyny, koleżanki czy córki. Zobaczy tylko ciało, na które wyprojektuje dowolną fantazję. Zamówił sobie dostawę ciała do domu albo poszedł po ciało do burdelu tak, jak idzie się do sklepu po czekoladę. Trudniej byłoby mieć fun, gdyby towar okazał się zmęczoną, przepracowaną kobietą walczącą z niedostatkiem. Zwłaszcza trudniej autorom hasła, bo przecież oni są tacy wrażliwi na ludzką krzywdę.
Tylko czy ludzka krzywda jest dla nich krzywdą kobiecą? Sądząc po transparencie ta eureka jeszcze daleko przed nimi. Chyba, że chodziłoby o ich dziewczyny. Te z pewnością znajdują się po dobrej stronie mocy. To nie prostytucja jest najstarszym zawodem świata. Jeszcze starszy jest podział, dzięki któremu prostytucja zaistniała. "Dziwka" jest najlepszym tego podziału wyrazem. To jakże użyteczne pojęcie oddziela ziarno od plew. Dobre, porządne kobiety od lubieżnych, zepsutych dziewuch. Po jednej stronie są nasze dziewczyny. Szanujemy je, traktujemy po dżentelmeńsku, wstydzimy się przy nich swoich fantazji, zabilibyśmy każdego, kto śmiałby o nich pomyśleć coś brzydkiego. Tu jest dzień, jasność, lampa, światło, biel, czystość, niewinność. Miłość! Po drugiej są ladacznice. Z nimi realizuje się ten siebie kawałek, który zamieszkuje w kanałach, w ściekowym odpływie, w rynsztoku. Tam jest seks. Tam mieszkają dziwki. Człekopodobne, ale chyba zwierzęta, bo gnane instynktami, nie panujące nad swoim popędem. Oddają się wszystkim. Czerpią rozkosz ze swojego procederu bez względu na to, czy do rynsztoka zstąpi anarchista, czy bogaty lub polityk.
To tak, jakby mówić o górnikach, że lubią ryzyko związane z metanem, o budowlańcach pracujących na wysokościach, że są uzależnieni od adrenaliny, o kasjerkach, że lubią pracę, przy której można siedzieć, a o sprzątaczkach, że realizują w ten sposób kobiece umiłowanie porządku.
Hasło z transparentu Federacji Anarchistycznej i Anarchistycznego Czarnego Krzyża uderza w godność ludzi, którzy wykonują straszną pracę. Straszną, bo obarczoną ogromnym ryzykiem, niechronioną, dla niektórych na pewno upokarzającą. Straszną, bo przez moralne odium, które na niej ciąży, prostytutka staje się figurą, dzięki której każdy może poczuć się przez chwilę lepiej. Każdy może z niej skorzystać - jeśli nie seksualnie, to mentalnie. Wczoraj jej kosztem zrobili sobie dobrze anarchiści.
Moralne odium, o którym mowa, jest szczytem hipokryzji. Wszak, szanowni chłopcy w kominiarkach, którzy trzymaliście ten pełen moralnej wyższości transparent, ktoś z usług prostytutek korzysta. Może nie wiecie kto, bo klienci prostytutek też mają swoje kominiarki. Jedną z nich jest manifestowanie oburzenia wobec kobiet tak pracujących. Drugą - pogarda wobec "dziwek".
Uprzedzając komentarze: jestem pewna, że na demonstracji było wiele osób, które nie zrobiłyby takiego transparentu, nie podpisałyby się pod nim i nie chciały legitymować go swoją obecnością. Cel demonstracji, którym było uratowanie squatu przed likwidacją, również nie jest przedmiotem mojej krytyki, przeciwnie. Nie uważam jednak, by dało się pokonać represję państwa wzmacniając inną, z której zresztą państwo także korzysta.
Anna Zawadzka
Tekst przedrukowany z lewica.pl
Łódź - wydumany pozew za plakaty prochoice
czerwony dres, Śro, 2010-03-10 11:45 Kraj | Klerykalizm | Prawa kobiet/FeminizmNa łódzkich przystankach komunikacji miejskiej pojawiły się plakaty z informacją o kosztach wyjazdu za granicę celem dokonania tam legalnego przerwania ciąży. Plakaty rozkleja grupa kobiet działająca pod szyldem SROM (Separatystyczne Rewolucyjne Oddziały Maciczne), które wprawdzie nie chcą się ujawniać gdyż działają nielegalnie, ale mają oficjalną "rzeczniczkę".
Członkowie Katolickiego Klubu im. Świętego Wojciecha zawiadomili prokuraturę o podejrzeniu nawoływania do popełnienia przetępstwa przez grupę oraz przez MPK (chociaż plakaty są nielegalne),mimo iż przerwanie ciąży w innym kraju przestępstwem nie jest, bo polskie prawo obowiązuje tylko na terytorium RP.
Jak piszą członkinie SROM na swoim blogu "7 stycznia 1993 uchwalono najbardziej restrykcyjną ustawę antyaborcyjną w Europie. 17 lat później mimo starań środowisk kobiecych nadal ona obowiązuje spychając tysiące kobiet do podziemia i rujnując ich zdrowie i życie." Grupa pojawiła się w styczniu tego roku i zrobiła już kilka akcji w szacie symbolicznej Łodzi m.in. pisząc na pomniku Kościuszki "Ustąpię miejsca sufrażystce" i ośmieszając reklamy BZ WBK cynicznie wykorzystujące hasła feministyczne do celów komercyjnych
Zdjęcia z dnia pracowniczki w Hiszpanii
H2, Wto, 2010-03-09 13:11 Świat | Blog | Prawa kobiet/Feminizm | Protesty8 Marca jak co roku odbyła się demonstracja przeciwko dyskryminacji kobiet w pracy, wtrącaniu się kościoła do hiszpańskiej polityki rodzinnej, oraz w celu zwrócenia uwagi na niepłatną pracę kobiet, umożliwiającą reprodukcję i kontynuację patriarchalnego i kapitalistycznego systemu. Zdjęcia z La Plataforma
"Ni ofiary, ni bierne" , "Kobiety w walce"
"Blok autonomicznych, antykapitalistycznych feministek"
"Wyjmijcie wasze różańce z naszych jajników"
Białystok: Kobieta wyrzucona z pracy za ciążę
Tomasso, Pon, 2010-03-08 17:34 Kraj | Dyskryminacja | Prawa kobiet/Feminizm | Prawa pracownikaPani Iza z Białegostoku czuje się oszukana, bo – jak twierdzi – w momencie, kiedy powiedziała szefowi o ciąży, ten zapewniał, że we wszystkim jej pomoże. Miał więc zaproponować nowe warunki pracy (kobieta miała prowadzić sprzedaż nie z biura, lecz z domu). Warunek był tylko jeden: zmiana formy zatrudnienia (z umowy o pracę na umowę-zlecenie). Gdy kobieta zgodziła się na to i podpisała umowę zlecenie, jeszcze tego samego dnia usłyszała, że może czuć się zwolniona.
Pani Iza chciała pojednania z pracodawcą, bo – jak mówi – ma na utrzymaniu 4-letnią córeczkę i bezrobotnego męża. Postanowiła więc umówić się na spotkanie z szefem oraz z jego żoną. Okazuje się, że była to bardzo burzliwa rozmowa, co potwierdza nagranie. - Ty jawnie próbujesz nas w ch... zrobić – usłyszała kobieta. Padły też argumenty za jej zwolnieniem: - Jesteś w ciąży i jesteś chroniona, tak? Będziesz chodzić, potem będziesz się źle czuła, potem będziesz musiała jechać na badania, będziesz robić cuda-niewidy… [posłuchaj nagrania]
W świetle przepisów, pracodawca nie może zwolnić ciężarnej kobiety. Sprawą zajęła Państwowa Inspekcja Pracy oraz sąd pracy.