Kultura
Japonia: Gra o gwałceniu kobiet i aborcji
Tomasso, Sob, 2010-04-03 11:39 Świat | KulturaGwałcenie kobiet i namawianie do aborcji - to motyw przewodni japońskiej gry. Po wielu kontrowersjach grę w ubiegłym roku wycofano ze sklepów. Można jednak bez problemu ściągnąć z internetu.
Gra zaczyna się całkiem niewinnie. Na peronie stoi nastoletnia dziewczyna, która pyta: "Czy mogę ci jakoś pomóc?". Decyzja należy do gracza. Ale w tej wirtualnej rzeczywistości pytanie nie dotyczy tego czy podjąć rozmowę z atrakcyjną nieznajomą, ale jaką metodę ataku na dziewczynę wybrać. Za jednym kliknięciem myszy, gracz może unieść jej spódnicę i zacząć obmacywać. Ma możliwość podążać za dziewczyną do pociągu, gdzie może zaatakować jej siostrę i jej matkę. W czasie "zabawy" do gracza przyłączają się "przyjaciele". W końcu gracz może zgwałcić kobiety. Raz, drugi, dziesiąty... To nie wszystko. Gra pozwala na "zapłodnienie" bohaterki i zmuszenie jej do aborcji.
Gra wywołała oburzenie grup kobiecych (i nie tylko) na całym świecie. Protesty spowodowały wycofanie gry ze sklepów w ubiegłym roku. Kontrowersje, które spowodowały wycofanie gry ze sklepów, sprawiły też, że gra rozprzestrzeniła się w internecie. Jest łatwo dostępna na dziesiątkach stron internetowych.
Właściciel kawiarni nie chce rodziców z dziećmi w swoim lokalu
Tomasso, Sob, 2010-04-03 11:28 Świat | Dyskryminacja | KulturaDyskryminacja rodziców i ich dzieci, czy najnormalniejsze w świecie korzystanie z wolności? - zastanawiają się Niemcy. Wszystko przez berlińską kawiarnię "Cafe Niesen", która wita gości szyldem "Tylko dla osób starszych bez dzieci!". Jest to pierwszy lokal w Berlinie z odrębnym pomieszczeniem, do którego dzieci nie mają wstępu. Właściciele kawiarni Christine Wick i Klaus Schulte twierdzą, że ich pomysł to odpowiedź na potrzeby niektórych klientów, którzy pragnęli w spokoju wypić kawę, przeczytać gazetę i znaleźć stolik bez potrzeby pokonywania slalomu między dziecięcymi wózkami.
Kawiarnia leży w urokliwej i modnej zwłaszcza wśród młodych ludzi dzielnicy Prenzlauer Berg na wschodzie miasta. Od kilku lat okolica ta przeżywa prawdziwy "baby boom", a złośliwi przezwali ją nawet "Schwangerschaftsberg" (czyli "wzgórze ciążowe"). Dlatego też pomysł właścicieli "Cafe Niesen" wywołuje tu spore emocje. Lokalne media informowały o "strefie wolnej od dzieci" albo "zakazie używania smoczków".
Radio Wrocław: "Europa ma wyższą kulturę niż islam" - uważa szef klubu Dolny Śląsk XXI
Tomasso, Śro, 2010-03-31 14:35 Kraj | Dyskryminacja | Klerykalizm | Kultura- Nie chcą się asymilować. Nie mają nic wspólnego z wartościami wyznawanymi przez naszą cywilizację. Wszyscy, którzy wysadzili się w środkach komunikacji zbiorowej w ostatnich latach to byli muzułmanie - przekonywał w Radiu Wrocław Patryk Wild, szef klubu Dolny Śląsk XXI w sejmiku. - To brzmi jak propaganda III Rzeszy. Problemem nie jest islam, a fundamentalizm religijny, także chrześcijański - ripostował oburzony Michał Syska z "Krytyki Politycznej".
- Zachód prezentuje wyższy poziom kulturowy. Chciałbym, żeby nasi goście wyznawali wartości dominujące w naszej kulturze, chociażby szacunek dla kobiet - argumentował Patryk Wild, na co dzień wiceprezes wrocławskiego MPK.
- To kulturowy rasizm. [...] Ubolewam, że jest pan radnym sejmiku. Wstydzę się, że jest pan urzędnikiem we Wrocławiu - odpowiadał mu Michał Syska.
Obaj rozmawiali o islamie w programie Kontra Radia Wrocław.
Posłuchaj ich gorącej dyskusji (kliknij przycisk Play):
Wrocław: Biały balonik [kino CRK]
Tomasso, Śro, 2010-03-31 10:41 Kraj | Kultura 07.04.2010
WROCŁAW
CRK (koncertownia)
ul. Jagiellonczyka 10d
godz.20:00
wjazd: darmo
BIAŁY BALONIK
dramat obyczajowy, Iran, 1995, 81 min
reżyseria: Jafar Panahi
obsada: Aida Mohammadkhani, Mohsen Kafili
język: polski lektor
W latach 90. kinematografia irańska zaczęła robić furorę na międzynarodowych festiwalach. Proste, szlachetne w formie, niosące głębokie humanistyczne przesłanie filmy z tego kraju zachwycały publiczność i krytyków tym rodzajem wrażliwego realizmu, z którego słynęło w latach 40. i 50. kino włoskie. Doskonałym przykładem irańskiego "neorealizmu" jest "Biały balonik", debiutancki obraz Jafara Panahi.
Irańscy filmowcy znani są ze swych umiejętności pracy z dziećmi, które bardzo często są głównymi bohaterami ich filmów. Podobnie jest w "Białym baloniku". Fabuła jest nieskomplikowana; liczy się nie tyle sama historia, co sposób w jaki zostaje opowiedziana i zawarte w niej emocje.
Panahi przedstawia perypetie siedmioletniej Razieh, dziewczynki z ubogiej rodziny z Teheranu. Akcja toczy się w czasie rzeczywistym, a wydarzenia pokazane są z punktu widzenia dziecka. Razieh marzy o złotej rybce; w Nowy Rok dziewczynce udaje się wreszcie wyprosić pieniądze potrzebne na zakup zwierzątka. Razieh wybiera się targ, po drodze gubi jednak z takim trudem zdobyty banknot. Mała bohaterka nie zamierza się jednak poddać i próbuje odzyskać zgubę.
Trailer filmu:
http://videodetective.com/titledetails.aspx?publishedid=6655
JAFAR PANAHI zrealizował swój film pod opieką wielkiego irańskiego mistrza, Abbasa Kiarostamiego, który napisał także scenariusz "Białego balonika". Film został nagrodzony Złotą Kamerą w Cannes, zdobył też nagrody na festiwalach w Sao Paolo i Tokio. Amerykańska Akademia Filmowa zamierzała nominować obraz Panahiego do Oscara, na przeszkodzie stanęła jednak polityka. W połowie lat 90. stosunki amerykańsko-irańskie były bardzo napięte i Teheran demonstracyjnie wycofał "Biały balonik" z walki o oscarową nominację. Jafar Panahi otrzymał zakaz opuszczania Iranu i nie mógł promować filmu za granicą. Mimo to "Biały balonik" stał się pierwszą produkcją irańską, która została wprowadzona do dystrybucji w USA, zwracając uwagę amerykańskiej publiczności na nowe, interesujące kino powstające w tym kraju.
Wrocław: Capitalism: A Love Story [kino CRK]
Tomasso, Pon, 2010-03-29 23:36 Kraj | Kultura31.03.2010
WROCŁAW
CRK (koncertownia)
ul. Jagiellonczyka 10d
godz.20:00
wjazd: darmo
Capitalism: A Love Story (2009)
Kraj: USA
Film dokumentalny
Reżyseria: Michael Moore
Czas trwania: 120 minuty
Język: Polskie napisy
Obraz poświęcony globalnemu kryzysowi gospodarczemu oraz druzgoczącemu wpływowi wielkich korporacji na życie obywateli na całym świecie.
- Ten film jest dedykowany dobrym ludziom, których życie legło w gruzach w imię poszukiwania zysków - tak Moore tłumaczy ideę powstania tego filmu. - Kapitalizm to zło, a zła nie można regulować - to wniosek z tego dwugodzinnego filmu. - Musimy go wyeliminować i zastąpić systemem, który jest dobry dla wszystkich. Na tym polega demokracja - mówi autor.
"Zło" według Moora reprezentują korporacje, fundusze powiernicze, które uprawiają hazard za pomocą pieniędzy ich inwestorów. Reżyser pokazuje jakie niebezpieczeństwo tkwi w bliskim związku pomiędzy światem finansjery a politykami. Zachęty, by zwykli Amerykanie kupowali domy na kredyt, machinacje wielkich korporacji doprowadziły zdaniem Moora do kryzysu, a w jego wyniku do bezrobocia.
- Osobiście przejmuję się losem tych, którzy całe życie ciężko pracowali, a ich dorobek legł w gruzach. Słało się tak przez decyzje jakie podjęli ludzie, którzy zamiast troszczyć się o ich dobro dbali o dobro korporacji - powiedział Moore na konferencji prasowej po pokazie filmu.
Reżyser przywołuje wiele przykładów osób, których życie zostało zniszczone przez chciwość wielkich korporacji. Opowiada też historię robotników, który zbuntowali się przeciwko sytuacji, w której się znaleźli. W filmie pojawiają się pracownicy firmy z Chicago zajmującej się produkcją okiem i drzwi. Robotnicy zabarykadowali się w budynku i domagali się wypłaty, po tym jak bank odmówił przyznania kredytu managerom firmy.
Mimo że film ma bardzo mocne przesłanie polityczne, jego autor podkreśla, że chce nim przede wszystkim bawić widzów. - Będziecie się śmiać, albo płakać. Może skłoni on was do myślenia. Będę zadowolony z każdej reakcji, jaką wzbudzi w was mój film - zaznacza.
Badania: Fast foody drażnią i wmawiają, że nie mamy na nic czasu.
Tomasso, Nie, 2010-03-28 13:28 Świat | KulturaKanadyjscy naukowcy udowadniają, że równie niezdrowe co hamburgery jest dla nas już samo przebywanie w pobliżu fastfoodowych restauracji. Ponoć drażnią i wmawiają, że nie mamy na nic czasu. Naukowcy informują w piśmie "Psychological Science", że "wszechobecne fast foody przyczyniają się nie tylko do rosnącego problemu otyłości, ale także sprawiają, że stajemy się bardziej niecierpliwi i więcej wydajemy".
Badacze z Rotman School of Management przy Uniwersytecie Toronto wykazali, że otaczające nas zewsząd fast foody, a nawet same ich symbole, sprawiają, że wciąż za czymś gonimy.
- Fast foody reprezentują kulturę związaną z efektywnym wykorzystywaniem czasu i ciągłą gratyfikacją. Problem polega na tym, że aktywują one potrzebę pośpiechu bez względu na to, czy w danym momencie rzeczywiście czas nas goni - mówi współautor badań Chen-Bo Zhong. - Szybki krok jest uzasadniony, jeśli chcemy dotrzeć na czas na umówione spotkanie, ale podczas spaceru w parku jest oznaką niecierpliwości. Nasze badania dowodzą, że sama ekspozycja na fast foody i ich symbole wyzwala w nas potrzebę pośpiechu niezależnie od kontekstu - dodaje. Badacze podkreślają, że kultura fast foodów może zasadniczo zmienić nasze postrzeganie czasu. A wówczas nawet odpoczynek po pracy może wydawać się jego niepotrzebną stratą.
Spór o budowę meczetu w Warszawie
Tomasso, Sob, 2010-03-27 12:40 Kraj | Dyskryminacja | KulturaW samo południe w Warszawie odbędzie się protest przeciwko planom budowy Ośrodka Kultury Muzułmańskiej. Organizatorzy twierdzą, że Liga Muzułmańska reprezentuje wartości sprzeczne z wartościami demokratycznych społeczeństw, ponieważ... jest powiązana ze wspierającym terroryzm Bractwem Muzułmańskim. Nie zgadzają się również na budowę meczetu "w miejscu - upamiętnionej przez Adama Mickiewicza - Reduty Ordona" oraz dlatego, że... będzie widoczny w centrum miasta.
Dr Samil Ismail, przewodniczący Ligi Muzułmańskiej w Polsce, zapewniał: - Jesteśmy obywatelami polskimi, integrujemy się w społeczeństwie i staramy się pokazać, jak jesteśmy zaangażowani w budowę tego społeczeństwa. Jak zapowiada, centrum będzie służył nie tylko społeczności muzułmańskiej, ale też Polakom, którzy będą chcieli rozszerzyć swoją wiedzą na temat islamu.
Zaznaczył także, że minaret będzie miał 18, a nie jak wcześniej mówiono 24 metry, dzięki czemu będzie mniej ingerował w otoczenie. Ponadto wieża ma być... podświetlona na biało-czerwono w święta państwowe. Zapewnił też, że okolicznych mieszkańców nie będzie budził muezzin, gdyż nie ma takiej potrzeby.
Przeczytaj: Za minaretami, przeciwko krzyżom
Szwabowski: Mroczna dyktatura
Czytelnik CIA, Pią, 2010-03-26 23:07 Kultura | PublicystykaMoje pokolenie opowieść o wyborze kulturowym zna z Matriksa. Pigułka czerwona czy niebieska? Wybieraj! Powracasz do matriksa i będziesz wiódł dalej życie nieświadomego niewolnika, reprodukował system i go wspierał, czy też wkraczasz na drogę wojownika, opowiadasz się przeciwko kontynuacji, tradycji, systemowym autorytetom, anarchistycznym gestem zrywasz z tym-co-jest i heroicznie oddajesz się tworzeniu tego-co-może-być, ustalasz, samemu lub kolektywnie, kontrwartości, inne strategie życia? Morfeusz stoi i czeka.
W Golemie autorstwa Gustava Meyrinka istnieje jeszcze trzecia opcja –- odrzucenie samego wyboru. Ani nie opowiadasz się za tradycją, ani za kontestacją –- zawieszasz wybór. Stajesz pomiędzy kulturami, jako ktoś akulturalny, ale tym samym aspołeczny. Jesteś osobą wyłączną z biegu historii, z życia, w przestrzeni bezczynu i bezsłów, gdyż próba przemówienia stawiać cię będzie ponownie przed wyborem, podobnie jak czyn. Można być tylko ujętym przez cudze słowa, zarejestrowanym przez kamery nadzorcze jako cień, przemykający poza granicami cywilizacji. Outsider usytuowany na krawędzi dwóch światów, swojego i cudzego, staje się obcy i swojej kulturze. „Nie będąc 'swoim' wśród 'obcych', pisze Wacław Mejbaum i Aleksandra Żukrowska, przestaje być 'swoim' wśród 'swoich'. (…) Pozycja ta zdaje się równie niewygodna jak nieosiągalna” (Mejbaum, Żukrowska, 2000:17.). Wybór więc pozostaje, podobnie jak paląca konieczność jego dokonania.
Nikt z mojego pokolenia raczej nie stanął przed taką sytuacją wyboru. Nigdy nie ukazał się on w pełni dramatyzmu, jako wybór ostateczny, determinujący dalszą egzystencję, określający tożsamość. Raz i na zawsze. W płynnej nowoczesności wyboru dokonujemy codziennie, a raczej co chwilę, nieustannie potwierdzając lojalność wobec panującego porządku, czy też dając wyraz naszej pogardzie dla jego zasad. Wymagając decyzji, od której zależeć będzie przynależność jednostki do określonego obozu, sytuacja pojawia się jako banalna, trywialna, a tym samym pozornie pozbawiona ciężaru egzystencjalnego. Dramat pojawia się nagle, niespodziewanie, wydziera spoza popowej inscenizacji.
Nikt też nie był sam: w chwili wyboru czuł skierowane na siebie ciężkie spojrzenia rodziców, koleżanek i kolegów, nauczycieli i pracodawców, medialnych specjalistów. Multum spojrzeń oceniających, milcząco doradzających. Spojrzenia piętnujące, spojrzenia wykluczające, sterujące spojrzenia nasycone pastoralną władzą.
Nieustanna konieczność wyboru, potwierdzania lojalności czy określenia siebie jako banity –- z wszelkimi tego konsekwencjami społecznymi –, sprawia, że tak jakby jesteśmy ciągle pomiędzy. W sferze pomiędzy byciem-w i byciem-przeciw, w sferze jeszcze-nie i już-nie. Przestrzeń jawiąca się jako niepewna, płynna, nie pozwalająca się ukształtować się stabilnej tożsamości, określana jest mianem wolności. Wybór zaś jest jej przejawem. Jedynym możliwym przejawem w konsumpcyjnym społeczeństwie.
Wybór jest jak najbardziej swobodny –- to urzeczywistnienie wszelkich emancypacji, zwieńczenie dążeń ruchów rewolucyjnych i reformistycznych. Obywatel w hipermarkecie. Ciągnące się kilometrami, uginające od towarów półki, tysiące rodzajów past do zębów, czekolad, zegarków, swetrów, samochodów, książek, filmów… Multum, z którego każdy może czerpać i w nieskrępowanym w niczym akcie twórczym kreować tożsamość, przebudowywać ją, inicjować nowe układy, rozkładać i składać wedle władnej fantazji. Od skarpetek po produkty przemysłu kulturowego. W przerwach między lekturą Hegla można obejrzeć japońską kreskówkę, pożywiając się owocami morza. I to wszystko na chwilę, bez konieczności zawierania długoterminowych transakcji. Znudzi ci się pizza, spokojnie, możesz bez wyrzutów sumienia powrócić do sushi. Wolność –- i jeszcze raz wolność. Nieustannie przejawiająca się w działaniach uczestników. Wszystko należy do nas… i od nas. To kim się stajemy, co reprezentujemy, jaki collage stworzyliśmy.
Tak to wygląda, tak się system reklamuje, jednak bliższe wejrzenie w istotę sprawy, ujawnia mroczny, represyjny wymiar hiperraju. Pomijam, że wolność prezentowana przez społeczeństwo konsumpcyjne jest karłowatą, zredukowaną wersją na potrzeby realnej dyktatury Rynku. Możliwe, że poza sklepem istnieje tylko ponura dyktatura, biurokratyczne zarządzanie, to jednak w środku, wśród regałów roztacza panowanie wolność. Jedno nie przeczy drugiemu. Możliwe, że obywatel przestał istnieć, konsument jednak egzystuje. Pomijam, iż nie wszyscy mogą wejść do sklepu,: należy się wykazać odpowiednio wysokim dochodem miesięcznym. Pechowcami, jak naucza współczesna moralność, nie należy się zajmować, przejmować. Trzeba tylko baczyć, by samemu nie znaleźć się w ich gronie.
Słusznie zauważa Jean Baudrillard, że daleko nam do swobody marnotrawienia, beztroski niszczenia. Samo już pojęcie marnotrawienia wskazuje na fakt, kontynuuje filozof, że żyjemy w erze niedostatku, w epoce braku, a nie obfitości. Jednorazowość, tymczasowość produktów, nie oznacza naszego panowania nad towarami. Nie stać nas na gest pana, niedbały, traktujący rzeczy jak zwykłe rzeczy. Wręcz przeciwnie. Pozbywamy się towarów pełni lęku, nerwowym gestem usuwamy wczorajszą tożsamość. Niepewnie czy pozbycie się danej rzeczy w danej chwili jest dobrym posunięciem, właściwym wyborem. Czas czy jeszcze nie na nową fryzurę. Wertujemy z bijącym sercem tysiące kolorowych magazynów, by dowiedzieć się czego pragniemy i pragnienie czego świadczy o byciu na czasie. Wsłuchujemy się z namaszczeniem w głos specjalistów, by nie narazić się na obciach. Marnotrawstwo nasze jest „funkcjonalne i biurokratyczne”( Baudrillard, 2006: 41.). Poruszanie się po sklepie i klejenie tożsamości poddane jest ścisłej dyscyplinie. I nie ma tutaj miejsca na improwizację. Każda tożsamość, definiowana nieustannie i nieustannie rozkładana, którą warto posiadać, obmyślana jest ponad głowami konsumentów. Menadżerowie mówią nam, jak stać się wyjątkową jednostką. Towary żyją krótko, a wraz z nimi nasze tożsamości. Zza pozornej narracji wyziera mroczna twarz autorytetu. Wprawdzie rozproszonego: nie ma już Króla, są za to książęta finansowych imperiów, nie mniej dyktatorscy. Roztaczający panowanie poprzez swoich agentów na coraz to inne aspekty rzeczywistości. Opanowanie przez ideologię kainiotyzmu Uniwersytetów jest lokalną wariacją ogólnych zasad gry w kulturze konsumpcyjnej. Liczą się najnowsze trendy myślowe, a postacie, o których warto i trzeba mówić, zmieniają się szybciej, niż można nadążyć z porządnym zapoznaniem się z proponowaną myślą.
Sensy, znaczenia, jakie nadaje się towarom i ich konfiguracjom, ustalane są w mrocznej, nieprzeniknionej i niedostępnej sferze. Zdają się emanować z samych rzeczy, tych, które zostały obdarzone łaską. Łaską lub anatemą. Spływającą następnie na posiadaczy magicznych artefaktów.
Lęk, dyscyplina i pozorny jedynie wpływ na kształtowanie sensu, każą nam porzucić wolnościową narrację. Jest ona jedynie zasłoną dymną, ideologicznym parawanem, dla niedemokratycznych praktyk rynkowych, na które jesteśmy skazani. Żaden wybór, żadna deklaracja nie jest w stanie uwolnić nas od niepewności, nieokreśloności, płynności. Wyzwolić od konieczności nieustannego wyboru pod bacznym okiem władzy. „Życie konsumenta, pisze Zygmunt Bauman, to niekończąca się seria prób i błędów. To nieustający ciąg eksperymentów, jednak bez widoków na experimentum crucis, który mógłby otworzyć im drogę do precyzyjnie oznakowanej i wytyczonej na mapie ziemi absolutnej pewności”(Bauman, 2007:133). Tak samo nie ma wyzwolenia od nadzorcy eksperymentów, od dyktatury niewidocznego autorytetu, przybranego w wolnościowe, luzackie ciuchy. „Zły” wybór w hiperraju można naprawić, unieważnić kolejnym, tym razem „dobrym”. Odrzucenie wyboru, odrzucenie samej gry, również nie ustanawia nas poza. Tożsamość, jaką wtedy otrzymujemy, jest „tożsamością obciachową”, jest to wciąż „zły” wybór. Wszyscy, chcąc nie chcąc, w społeczeństwie konsumpcyjnym jesteśmy konsumentami.
Totalność kultury konsumpcyjnej, która ruguje wszelkie inne sposoby egzystencji, możliwości przejawiania się, potwierdzania w inny sposób niż przez towary, nie daje nam narzędzi, którymi moglibyśmy się obronić. Nie mamy niczego, co moglibyśmy przeciwstawić narzucanym autorytarnie wartościom. Nawet nas samych. Egzystując w ramach rynku poprzez wyłączenie, jak mówi Agamben, pozostajemy w relacji wyłączenia poprzez wyłączenie. Outsider przemienił się w homo sacer.
*
Anarchiści, ludzie niesłusznie owiani złą sławą, krytykowali autorytet domagając się jego likwidacji z życia społecznego. Autorytet był dla nich przejawem wertykalnej organizacji społecznej, przestrzenią pozbawiania głosu i arbitralności. Autorytet to postać cesarza, wobec zdania którego wszelkie spory i, argumenty, muszą zamilknąć, ustąpić i poddać się woli władzy.
Domagając się odrzucenia zasady autorytetu pragnęli zrobić miejsce dla rozumu, którym wszyscy jesteśmy równo obdzieleni. Odsyłając w niebyt sztuczną, państwową zasadę tworzyli równocześnie miejsce dla mistrza, dla wzoru. Dla postaci, którą dobrowolnie naśladujemy, przyjmujemy jej wartości i sposoby egzystencji, pomimo, że nie stają za nią bojówki, ani mroczne karcery. Dla kogoś takiego jak Tołstoj czy Kropotkin. Zachwycających nas swoją etyczną postawą, a będących jednocześnie nagimi, poddanymi krytyce rozumu i zmysłu etycznego, takich jak my. Dla takich osób, tak rozumianych autorytetów, nie ma dziś miejsca, jak stwierdza Lech Lele Przychodzki (Przychodzki, 2005).
I być może tu tkwi prawdziwy wybór, przed którym stajemy u progu XXI wieku. Wybór między kulturą pozornego luzu i niewidocznych, mrocznych autorytetów a światem innej kultury niż mieszczańska, światem, którego na razie nie jesteśmy w stanie pojąć, tak jak etyki bez prawa.
Bibliografia:
1. Baudrillard Jean, Społeczeństwo konsumpcyjne. Jego mity i struktury, tłum. Sławomir Królak, Warszawa 2006, s. 41.
2. Bauman Zygmunt, Płynne życie, tłum. Tomasz Kunz, Kraków 2007, s. 133.
3. Mejbaum Wacław, Żukrowska Aleksandra, Zwierzęta zdenaturowane. Wstęp do antropologii filozoficznej, Szczecin 2000, s. 17.
4. Przychodzki Lech Lele, Tao niewidzialnych, Wyd. RegioPolis Bensheim/Gramma Lublin, 2005.
Filmiografia:
1. Matrix (Matrix), reż. Andy Wachowski, Larry Wachowski, USA, 1999.
Oskar Szwabowski
Nacjonalistyczny hip hop - ostatni krok do pełnego skurwienia ongiś pięknej kultury
Jakub Raszewski, Pią, 2010-03-26 13:11 Blog | Kultura | Rasizm/NacjonalizmW kulturze hip hopowej siedzę już od 12 lat. Wkręciłem się w to, należąc do drugiego pokolenia słuchaczy rapu, tego które pod koniec lat 90 jako pierwsze nosiło szerokie spodnie ku drwinom wszystkich, i które było świadkiem eksplozji mody na baggy jeansy gdy poszło do liceum. Pamiętam pierwsze numery Ślizgu, pierwsze skateparki, pierwsze płyty Molesty, Wzgórza, Tymona, Snuz. Pamiętam kserowane graff i rap ziny, oraz szablony Public Enemy na moim osiedlu z roku 97.
Jak sięgam pamięcią, hip hopowcy zawsze mieli silne antyrasistowskie poglądy i byli w dość dużej opozycji do (nazi) skinów. Za krok w kolanach i przekrzywioną czapeczkę (tak się kiedyś nosiło) można było dostać wpierdol od drecholi, skinoli i innych faszyzujących pojebów. Niechęć ta była z resztą odwzajemniona, czego dobrym dowodem może być sytuacja jaka ostatnio mi się przydarzyła. Otóż rok temu, gdy spotkałem znajomą na pl. Jana Pawła II (we Wrocławiu) czekając na nocny autobus, opowiedziała mi podekscytowana, że jej znajomi przed chwilą „klepnęli” jakiś rasistów w autobusie. Gdy wpierw zwrócono im uwagę by przestali krzyczeć swoje hasła i to nie pomogło, skończyło się na bardziej bezpośredniej perswazji, której skutek był taki, że jeden z rasistów trzymał się kurczowo siedzeń by nie zostać wyciągniętym z autobusu, a drugi próbował szukać schronienia u kierowcy. Ci jej znajomi należeli to starej gwardii wrocławskiego hip hopu, do pierwszego pokolenia, które tworzyło ekipy takie jak INS, B2B, ODK i inne…
A jak wygląda to teraz? Całkiem niedawno miałem wątpliwą przyjemność widzieć teledysk składu Zjednoczony Ursynów, na którym typ nawija na tle grobu ideologa polskiego nacjonalizmu i antysemityzmu Romana Dmowskiego, a w rogu powiewa flaga z falangą – symbolem grup takich jak ONR czy NOP, które na pochodach wraz z neofaszystowskim Blood & Honour krzyczą „biała siła!”. Dzisiaj słyszałem kawałek składu Rap Addix w którym panowie szczycąc się swoim nonkonformizmem, nawijają teksty których nie powstydzili by się boneheadzi, którzy jeszcze 10 lat temu by ich napierdalali – pogarda dla tolerancji, niszczenie lewactwa etc.
Mój ziomek opowiedział mi o typie z jego osiedla, który chodzi w „elo czapeczce” i klei naklejki NOPu. Ja sam malowałem kiedyś kolejki z kolesiem, który nawet nie ukrywał tego, że jara się Ku Klux Klanem. Gdy zapytałem się go kiedyś (zaraz przed zerwaniem znajomości) jak się czuje będąc częścią czarnej kultury, odpowiedział, że sprzęt na jakim czarni tworzyli muzykę został stworzony przez białych….
Nie chce tu teraz umoralniać i prawić długich kazań. Zadam jedynie kilka pytań, na które muszą sobie odpowiedzieć wszystkie hip hopowe głowy:
- czy można być rasistą i słuchaczem czarnej muzyki jednocześnie?
- czy można czerpać z dorobku czarnej kultury i sympatyzować z grupami nacjonalistycznymi, które w teorii odcinają się od rasizmu, lecz wspólnie z rasistowską Zadrugą i Blood & Honour organizują manifestacje przeciwko kolorowym imigrantom, na której wznoszone są hasła „biała siła”?
- czy można być przeciwko imigrantom, a jednocześnie słuchać muzyki, która w Stanach, Francji, Niemczech i wielu innych miejscach, została tworzona w znacznej mierze właśnie przez imigrantów?
- jak można pogodzić postulat środowiska hip hopowego dotyczący legalizacji marihuany, a jednocześnie sympatyzować z grupami nacjonalistycznymi, które organizują kontry dla Marszów Wyzwolenia Konopi a palaczy nazywają bydłem?
- jak można krzyczeć HWDP i sympatyzować z grupami, których faszyzujący program polityczny zakłada zaostrzenie prawa, większą kontrolę społeczeństwa, ograniczenia wolności słowa, eliminację wrogów politycznych – jednym słowem państwo policyjne
– jak można być częścią kultury tolerancyjnej religijnie (MC’s przechodzący na Islam) i jednocześnie być sympatykiem grup tworzących naklejki o treści „obronimy katolicyzm” opatrzone zdjęciem lufy pistoletu?
Nie chciałbym być źle zrozumiany – wspomniani przeze mnie wykonawcy tworzą dość średni rap, a przykłady z życia wzięte stanowią dość rzadki, bardziej kliniczny przypadek. Niemniej, warto tego typu zjawiskom lepiej się przyglądać i chuchać na zimne. A to dlatego, że system ekonomiczny zaczyna szwankować, a historia już raz pokazała, że gdy kapitalizm się chwieje, na scenę wkracza faszyzm, jako opium dla ludu i strażnik interesów klas posiadających.
JP & No Pasaran na 100%
Rote161
***
Francja: Protest paryskich prostytutek
Tomasso, Czw, 2010-03-25 12:04 Świat | Dyskryminacja | Kultura | Prawa pracownika | ProtestyParyskie prostytutki wyszły na ulice. Podczas demonstracji, do której doszło w środę, żądały oficjalnego uznania ich statusu. Prostytutki krzyczały takie hasła jak: "Uprawiacie z nami seks, ale głosujecie przeciwko nam", czy "Płacimy podatki, to znaczy, że to prawdziwa praca".
Prostytutki chciałyby legalizacji ich zawodu, co umożliwi im dostęp do opieki medycznej i socjalnej. Płatny seks jest we Francji nielegalny. W ostatnich czasach przepisy uległy jeszcze zaostrzeniu.
Prostytutki protestowały przeciwko planowanej legalizacji domów publicznych we Francji, utrzymując że uniemożliwi im to pracę na własną rękę. - Jesteśmy dziwkami i jesteśmy z tego dumne - napisano na jednym z transparentów. Parlamentarzyści rządzącej UMP zaproponowali powrót do przedwojennego prawa, w którym prostytucja i domy publiczne były legalne. Ustawa miałaby "oczyścić" ulice z prostytutek i przy okazji zapewnić im normalną ochronę ze strony kodeksu pracy.
Protestujące wczoraj w Paryżu kobiety utrzymują jednak, że ustawa ogranicza możliwość samodzielnej pracy, wpychając je w ręce alfonsów.
- Jesteśmy pracownikami i chcemy mieć swobodę wyboru swojej pracy - cytują dziś francuskie gazety jedną z prostytutek. - Lekarze mogą pracować w firmach, albo własnych klinikach. Ważne jest, żeby ludzie sami wybierali sposób pracy.
W Senacie odbyła się w tej sprawie wczoraj debata zorganizowana przez Partię Zielonych, ale Chantal Brunel, autorka proponowanej ustawy z UMP, sama nie przyszła. Po jej zakończeniu kobiety, ale i mężczyźni, wyszli na ulicę demonstrując. Skandowali "śpicie z nami, a głosujecie przeciw nam".
Nie będzie śledztwa w sprawie reklamy "Na kolana psie"
Tomasso, Śro, 2010-03-24 14:11 Kraj | Kultura Reklama "Na kolana psie" nie nawoływała do popełnienia przestępstwa, orzekli śledczy. Toruńska prokuratura odmówiła tym samym wszczęcia śledztwa w sprawie kontrowersyjnej reklamy przedstawiającej mężczyznę celującego w głowę klęczącego psiarza. Kontrowersyjna fotografia ukazała się w styczniowo-lutowym wydaniu pisma "Info Magazine Skateboard". W opinii śledczych sprawa kwalifikuje się do oceny tylko w kategoriach etycznych.
Lew Tołstoj: Jak żyć bez Rządu?
marcinsen, Pon, 2010-03-22 16:18 Kultura | PublicystykaPrzyczyną nieszczęśliwych warunków życia jest niewolnictwo. Powodem niewolnictwa jest ustawodawstwo. Ustawodawstwo opiera się na zorganizowanej przemocy.
Wynika z tego, że polepszenie warunków życia ludzi możliwe jest tylko przez zakazanie zorganizowanej przemocy.
„Ale zorganizowaną przemocą jest Rząd. Jak możemy żyć bez niego? Bez Rządu nastąpi chaos, anarchia, zginą wszystkie osiągnięcia cywilizacji i ludzie cofną się do pierwotnego barbarzyństwa.”
Jest czymś normalnym, że zarówno ci, którzy czerpią korzyść z obecnego porządku, jak i ci, którzy są wykorzystywani, nie mogą wyobrazić sobie życia bez przemocy Rządu. Mówią, że nie wolno nam podnieść ręki na istniejący porządek rzeczy. Według nich zniszczenie Rządu będzie początkiem nieszczęść, zamieszek, rabunków i morderstw, a ostatecznie najgorsi z ludzi przejmą władzę i zrobią niewolników z dobrych ludzi. Prawda jest jednak taka, że wszystkie te rzeczy: zamieszki, rabunki, morderstwa, tyrania niegodziwców, niewolnictwo dobrych już się zdarzyło i ciągle ma miejsce, więc założenie, że zakłócenie istniejącego porządku spowoduje chaos, nie jest dowodem, że obecny system jest dobry.
„Dotknij tylko obecnego porządku i stanie się najgorsze.” Dotknij tylko jedną cegłę z tysiąca ułożonych w wąską wieżę, a wszystkie cegły przewrócą się i roztrzaskają! Ale fakt, że usunięcie, czy popchnięcie jednej cegły zniszczy taką wieżę i roztrzaska cegły, udowadnia jedynie, że układanie cegieł w takiej nienaturalnej i niebezpiecznej pozycji nie jest zbyt mądre. Wręcz przeciwnie – wynika z tego, że cegły powinno się ułożyć porządnie, poziomo, żeby można było z nich korzystać bez zniszczenia całej struktury.
Tak samo jest z instytucją Państwa. Państwo jest czymś skrajnie nienaturalnym i sztucznym, i fakt że małe pchnięcie może je zniszczyć, nie tylko nie potwierdza jego konieczności, ale przeciwnie – pokazuje, że choć kiedyś było potrzebne, obecnie jest zbędne, a ponadto szkodliwe i niebezpieczne.
Jest szkodliwe i niebezpieczne ponieważ organizacja państwowa nie walczy ze złem istniejącym w społeczeństwie, ale raczej umacnia je. Umacnia je, albo przez znalezienie dla zła usprawiedliwienia i atrakcyjnego kształtu, albo przez ukrycie go.
Wszelkiego rodzaju dobrobyt ludzi, który widzimy w tak zwanym prosperującym Państwie, kierowanym przemocą, jest tylko pozorem, fikcją. Ukrywane jest wszystko, co zepsułoby zewnętrzną fasadę – głodni, chorzy, kryminaliści. Jednak to, że ich nie widzimy, nie znaczy, że nie istnieją. Wręcz przeciwnie – im bardziej się ich ukrywa, tym więcej ich będzie, zwiększy się również okrucieństwo wobec nich z rąk odpowiedzialnych za ich położenie.
To prawda, że zakłócenie, czy tym bardziej powstrzymanie przemocy Państwa, zakłóca zewnętrzne pozory dobrobytu, ale te zakłócenia nie są źródłem nieporządku, ale raczej pomagają zobaczyć to, co już było.
Gdzieś tak do końca dziewiętnastego stulecia, ludzie myśleli, że nie mogą żyć bez Rządu. Ale życie idzie do przodu i koncepcje ludzi zmieniają się. Nie będąc w stanie znieść wysiłków Rządu, żeby utrzymać ich w dziecinnej ignorancji, ludzie, a szczególnie robotnicy, zarówno w Europie, jak i w Rosji, coraz bardziej rozumieją swoje prawdziwe położenie.
„Mówicie, że gdyby nie wy, pokonałyby nas sąsiednie kraje – Japonia, albo Chiny. Ale my czytamy gazety i wiemy, że nikt nie grozi nam atakiem. Tylko wy, którzy nami rządzicie, z jakiejś nieznanej nam przyczyny drażnicie się nawzajem, a później, pod pretekstem obrony obywateli, rujnujecie nas podatkami, z których utrzymujecie flotę, armię, kupujecie broń – wszystko to służy jedynie spełnieniu waszych ambicji i próżności. Następnie wywołujecie wojny, jak właśnie zrobiliście z pokojowymi Chinami. Mówicie, że bronicie ziemi dla naszej korzyści, ale wasza obrona ma następujący skutek: wszystka ziemia przeszła, albo przechodzi pod kontrolę bogatych banków, które nie pracują, podczas gdy my, przeważająca większość ludzi, zostaliśmy pozbawieni ziemi i dostaliśmy się pod kontrolę tych, którzy nie pracują. Wy, z waszymi prawami, nie bronicie prawa własności ziemi, ale zabieracie ją z rąk tych, którzy na niej pracują. Mówicie, że zapewniacie każdemu obywatelowi owoce jego pracy, ale robicie dokładnie na odwrót: dzięki waszej pseudo-ochronie ci, którzy produkują coś wartościowego, znajdują się w takiej pozycji, że nie tylko nie otrzymują wartości swojej produkcji, ale ponadto ich życie znajduje się całkowicie w rękach tych, którzy nie pracują.”
Jest powiedziane, że bez Rządu pozbawieni zostaniemy oświeconych, edukacyjnych i publicznych instytucji, których wszyscy potrzebują.
Dlaczego miałoby tak być? Dlaczego myśleć, że zwykli ludzie nie mogą ułożyć swojego życia lepiej, niż robią to za nich ludzie z Rządu?
Przeciwnie – widzimy, że w najróżniejszych sprawach, ludzie w naszych czasach układają sobie życie nieporównywalnie lepiej, niż próbujące nimi rządzić Państwo. Bez pomocy Rządu, a często pomimo jego ingerencji, ludzie organizują wszelkiego rodzaju społeczne inicjatywy – związki zawodowe, kooperatywy, syndykaty, itp.
Dlaczego mielibyśmy zakładać, że wolni ludzie, bez żadnych nacisków, nie będą w stanie dobrowolnie zebrać potrzebnych środków, i robić to, co teraz robione jest za pomocą podatków, jeśli tylko konkretne działanie będzie pożyteczne dla wszystkich? Dlaczego zakładać, że nie może być sądów bez przemocy? (…)
Jesteśmy tak zdeprawowani przez długoletnie niewolnictwo, że nie możemy wyobrazić sobie zarządzania bez przemocy. Ale nie musi tak być. Rosyjskie społeczności emigrujące do odległych regionów, gdzie Rząd zostawia ich w spokoju, organizują swoje własne podatki, zarządzanie, sądy i policję, i zawsze kwitną, dopóki przemoc rządowa nie wmiesza się w ich sprawy. Dlatego też nie ma powodów przypuszczać, że ludzie nie mogliby, przez wspólną porozumienie, zdecydować, jak używać ziemię.
Osobiście znałem ludzi – Kozaków z Uralu, którzy żyli, bez uznania prywatnej własności ziemi. Istniał tam taki dobrobyt i porządek, jakiego nie doświadczymy w miejscu, gdzie prawo własności ziemi bronione jest przemocą. (…)
Obrona własności ziemi za pomocą przemocy rządowej, nie tylko, że nie powstrzymuje zmagania się o ziemię, ale przeciwnie – wzmaga konflikt, a niejednokrotnie jest jego przyczyną.
Gdyby nie obrona prawa własności ziemi i wynikający z niej wzrost cen, ludzie nie gnieździliby się na tak małych przestrzeniach, ale rozproszyliby się po wolnej ziemi, której tyle jest na świecie. (…)
Podobnie, jeśli chodzi o rzeczy produkowane przez ludzi. Rzeczy wyprodukowane przez człowieka, rzeczy które potrzebuje – jego własność, są chronione przez zwyczaj, opinię publiczną, poczucie sprawiedliwości i wzajemną pomoc – nie trzeba chronić tego przemocą.
Dziesiątki tysięcy hektarów ziemi należy do jednego właściciela, podczas gdy tysiące ludzi, gnieździ się na małej przestrzeni. Podobnie dzieje się w fabrykach, gdzie kolejne pokolenia robotników są okradane przez kapitalistów. Tysiące ton ziarna jest własnością jednego człowieka, który przetrzymuje je na czas głodu, kiedy będzie mógł kilkakrotnie zwiększyć jego cenę.
Żaden człowiek, jak nikczemny by nie był, poza bogaczami i urzędnikami rządowymi, nie zabrałby plonu komuś, kto z niego żyje, czy krowy, która obdarza jego i jego rodzinę mlekiem, czy pługu, który sam zrobił i używa w polu. Gdyby ludzie znaleźli kogoś, kto jednak odważyłby się na takie bandyctwo, ich gniew nie znałby granic.
Mówi się: „Spróbuj znieść prawa własności ziemi i fabryk, a nikt nie będzie pracował, wiedząc, że nie ma żadnej pewności, że będzie mógł zatrzymać owoc swojej pracy”. Jest dokładnie na odwrót: używanie przemocy dla obrony praw własności zdobytych niemoralnie, co jest obecnie normą, osłabiło wśród ludzi naturalne poczucie sprawiedliwości, jeśli chodzi o własność (…).
Dlatego nie ma żadnego powodu, aby oczekiwać, że ludzie nie będą w stanie ułożyć swego życia bez zorganizowanej przemocy. Oczywiście, można powiedzieć, że konie, czy byki muszą być prowadzone przez silną rękę (przemoc) racjonalnej istoty – człowieka. Dlaczego jednak człowiek miałby być prowadzony nie przez jakąś wyższą istotę, ale ludzi, jak on sam? Dlaczego miałby się podporządkować przemocy tych, którzy akurat są u władzy? Jaki jest dowód, że są oni mądrzejsi od niego?
Fakt, że pozwalają sobie na użycie przemocy wobec poddanych świadczy jedynie, że nie są bardziej, ale raczej mniej mądrzejsi od tych, którzy im podlegają. Jest to prawdą, zarówno jeśli chodzi o władzę dziedziczną, czy wybory w krajach konstytucjonalnych. Władzę zawsze zagarniają ludzie bez sumienia i moralności.
Powiedziane jest: „Jak ludzie mogą żyć bez Rządu i jego przemocy?” Powinno się raczej zapytać: „Jak racjonalni ludzie mogą żyć, wiedząc, że ich życie społeczne podlega przemocy, a nie wzajemnemu porozumieniu?”
Jak żyć bez Rządu?
Lew Tołstoj
z eseju "Niewolnictwo naszych czasów" 1900
Niekomercyjne korzystanie z sieci P2P legalne w Hiszpanii
Tomasso, Wto, 2010-03-16 18:27 Świat | Kultura | Technika Hiszpańska grupa antypiracka SGAE przegrała proces, którego skutkiem mogła być delegalizacja na Półwyspie Iberyjskim witryn z linkami do chronionych prawem autorskim treści. Sąd uznał, że niekomercyjne korzystanie z sieci P2P jest całkowicie zgodne z prawem. Świadome tego, że prawo nie jest do końca po ich stronie hiszpańskie organizacje antypirackie wielokrotnie próbowały zamykać nielegalne ich zdaniem serwisy jeszcze przed rozpoczęciem pełnego procesu sądowego. Tak właśnie było w wypadku elrincondejesus.com, który publikował linki do plików w sieci eDonkey.
W maju 2009 roku właściciel witryny Jesus Guerra otrzymał pismo od SGAE, w którym zarzucono mu łamanie prawa autorskiego. W czerwcu doszło do wstępnego przesłuchania. Organizacja liczyła na szybkie zablokowanie strony. Guerra przekonał jednak sąd argumentując, że jego serwis nie publikuje żadnych reklam. Wniosek o zamknięcie witryny został odrzucony. Wyznaczono też termin pełnego procesu. Ten zakończył się porażką SGAE. Sąd uznał, że publikowanie linków do pirackich treści nie mieści się w definicji dystrybucji nielegalnych filmów i muzyki. Stwierdził też, że elrincondejesus.com i podobne strony działają zgodnie z prawem.
Postawił jednak pewien warunek - niekomercyjny charakter. Guerra spełniał go, bo nie zarabiał na swoim serwisie. Hiszpański sędzia uznał nawet, że pobieranie z sieci P2P chronionych prawem autorskim treści w celach niekomercyjnych także nie narusza prawa.
Ukazal się kolejny numer Skinhead Revolt i pierwszy numer La Rage
Jakub Raszewski, Pią, 2010-03-12 18:34 KulturaW dystrybucji Ravachol.pl już na dniach dostępny będzie nowy i ostatni numer antyfaszystowskiego skinzina Skinhead Revolt, oraz pierwszy numer La Rage, będący kontynucją zina Spirit of ’36.
W La Rage przeczytasz m.in.:
- Wywiad z Robsonem (antyfaszystowskim skinheadem z Wrocławia)
- Wywiad z Comrade Malone (politycznym MC z Londynu)
- Point of no return (hardcore Brazylia)
- Nadzorować i karać (o polityce represji i przyczynach przestępczości)
- Praca tymczasowa (przedstawienie problemu i poradnik dla pracowników)
- Jiddu Krishnamurti (fragment książki)
- Porady prawne dla zatrzymanych
- Absurdy polityki antynarkotykowej
AlterKino.org: Yes-Meni naprawiają świat
Tomasso, Czw, 2010-03-04 20:56 Świat | Gospodarka | Kultura | Prawa pracownika | Protesty | Tacy są politycy | Ubóstwo „Yes Meni naprawiają świat” to dokument z kilkunastomiesięcznej „partyzantki” uprawianej przez Andy’ego Bichlbauma i Mike’a Bonanno. „Yes Meni” z łatwością wkręcają się na konferencje biznesowe. W trakcie jednej z konferencji proponują wymyślony przez siebie „kalkulator strat” pozwalający na zamianę strat w ludziach w kilkucyfrowe zyski (znajduje się kilku zainteresowanych). Innym razem, na spotkaniu przedsiębiorstw branży paliwowej, jako ludzie znanego koncernu Exxon podsuwają rozwiązanie kryzysu paliwowego, czyli szczególną odmianę biopaliwa – świece robione z ludzi. W zniszczonej przez huragan Katrina Luizjanie, jako przedstawiciele rządu USA obiecują naciągniętym przez developerów mieszkańcom Nowego Orleanu czas reform i uczciwych inwestycji, czym wprawiają w osłupienie inwestorów i gubernatora stanu Kathleen Blanco i burmistrza Nowego Orleanu Raya Nagina.