Ruch anarchistyczny

Członek Ogólnopolskiego Ruchu Narodowego na liście wyborczej wspieranej przez IP

Kraj | Rasizm/Nacjonalizm | Ruch anarchistyczny

Jak czytamy na stronie Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza "W Kostrzynie nad Odrą i w Nowej Soli działacze Inicjatywy Pracowniczej zainicjowali utworzenie bezpartyjnych, społecznych list kandydatów do rad miasta. Znaleźli się na nich działacze społeczni i związkowi, reprezentanci mniejszości etnicznych i najuboższych warstw społecznych. Głównym celem jest zmiana charakteru debaty publicznej i wprowadzenie do dyskusji postulatów ważnych społecznie i radykalnych politycznie."

Ten w Nowej Soli, gdzie IP od pewnego czasu zajmuje się aktywizacją lokatorów i lokatorek mieszkań socjalnych, nazywa się Nowosolski Ruch Sprawiedliwości Społecznej i posługuje się znanym m.in. z manifestacji obrony Rozbratu hasłem "Miasto to nie firma". Jednym z jego kandydatów jest Roman Weiss, który jak czytamy na stronie Komitetu jest członkiem Inicjatywy Pracowniczej, Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej (założonej przez byłego kandydata na prezydenta RP Piotra Ikonowicza) i Ogólnopolskiego Ruchu Narodowego.

Dzwoniliśmy w tej sprawie do znanego działacza obrony praw pracowniczych Piotra Krzyżaniaka, który jest "rzecznikiem wyborczym" komitetu. Przyznał on, że ów kandydat ma poglądy narodowe. Krzyżaniak zaznaczył jednak, że komitet trzeba było zarejestrować gdyż do spraw lokali socjalnych odwołują się wszyscy kandydaci na urząd prezydenta miasta oraz wszystkie inne komitety. Chodziło zatem o to by w sprawach lokatorów i lokatorek socjalnych mówili oni sami, swoim głosem. Weiss natomiast, który jest zielonoświątkowcem zna to środowisko, które odwiedzał początkowo jako kaznodzieja i wprowadził do niego ludzi z IP. Sprawą lokatorów i lokatorek socjalnych według Krzyżaniaka nie chcieli się zająć zielonogórscy anarchiści, ani lokalni komuniści totalitarni, a jedynie właśnie KSS i ROP. Krzyżaniak powiedział, że w takiej sytuacji IP musi współpracować z nimi i to z nimi stworzyła listę wyborczą, zaś jej członków i członkinie ocenia po słowach i czynach, a nie przynależności. Zaznaczył, że poglądy Weissa są częściowo zbliżone do poglądów lewicy radykalnej oraz akceptuje on niehierarchiczną strukturę IP (brak etatów i wspólność podejmowania decyzji). Dodał także, że ORN "nie ma nic wspólnego z nazistami z ONR".

Stanowisko IP w sprawie wyborów samorządowych: tutaj

Wezwanie do akcji solidarnościowych z białoruskimi aktywistami w dniach 10 - 13 grudnia

Świat | Publicystyka | Represje | Ruch anarchistyczny

Wolność dla Nikołaja Dedka, Aleksandra Frantskevicha i Maksima Vetkina. Wezwanie do międzynarodowych dni akcji solidarności z białoruskimi anarchistami 10-13 grudnia.

W związku z pogarszającą się sytuacją związaną z represjami anarchistów i aktywistów społecznych, my anarchiści, przyjaciele i bliscy represjonowanych, nawołujemy do wzięcia udziału w dniach solidarności z białoruskimi anarchistami i aktywistami społecznymi, które odbędą się 10-13 grudnia 2010 roku. Uważamy, że tylko międzynarodowe protesty przeciwko represjom w stosunku do niezależnych aktywistów, starających się polepszyć sytuację na Białorusi, mogą zmusić Łukaszenkę do zaprzestania masowych aresztowań i zakończenia spraw Dedka, Franckevicha i Vetkina.

W październiku tego roku w Austrii, na Białorusi, na Litwie, w Niemczech, w Polsce, w Rosji, w Serbii i na Ukrainie odbyły się akcje przeciwko represjom w stosunku do aktywistów ruchu anarchistycznego i lewicowego. Dziękujemy za solidarność! Akcje te podniosły na duchu nie tylko znajdujących się w tym czasie za kratkami Nikołaja Dedka i Aleksandra Franckevicha, ale również represjonowanych aktywistów.

Nikołajowi Dedkowi i Aleksandrowi Franckevichowi w październiku zostały postawione zarzuty na podstawie art. 339 część 2 Kodeksu Karnego Republiki Białoruś („Chuligaństwo”, do 6 lat pozbawienia wolności). Nikołajowi termin przebywania w areszcie przedłużono do 6 lutego (na ten moment z chwili zatrzymania upłynie 5 miesięcy). Termin przebywania za kratkami dla Aleksandra 11 listopada został przedłużony jeszcze na miesiąc. Jasnym jest, że celem śledztwa jest zgromadzenie wystarczających dowodów, żeby oskarżeni dostali długie wyroki.

4 listopada w Mińsku został zatrzymany anarchista Maksim Vetkin. Na dany moment Maksim znajduje się w areszcie śledczym na ulicy Volodarskogo, ma postawione zarzuty na postawie art. 339 część 2 (Chuligaństwo). Z powodu zatajenia śledztwa na Białorusi i ograniczenia pełnomocnictwa adwokatów, szczegóły do tej pory nie są znane.
Nikołaj Dedok został oskarżony o organizację antymilitarystycznej manifestacji, podczas której na za ogrodzony teren Generalnego Sztabu Sił Zbrojnych został rzucony granat dymny (wideo: tutaj).

Aleksandera Franckevicha oskarża się o nagrywanie na wideokamerę symbolicznego ataku na komendę w Soligorsku, w czasie którego zostało rozbite okno jednego z kabinetów. Pomieszczenie nie ucierpiało. Jesteśmy pewni co do politycznego charakteru prześladowania Dedka, Franckevicha i Vetkina. Ciężar postawionych im zarzutów w żadnym wypadku nie jest współmierny do tych zdarzeń.Dowiedzieliśmy się, że białoruskie specsłużby blisko współpracują z rosyjskimi, zakładając, że istnieje jednolita sieć „ekstremistów”.

Śledczy zastraszają przyjaciół i znajomych oskarżonych starając się zmusić ich, żeby zeznawali przeciwko Dedkowi i Franckevichowi oraz próbują zwerbować ich do pracy jako donosiciele.Nadal trwają niczym nieumotywowane zatrzymania i przesłuchania anarchistów i aktywistów społecznych. Po akcji solidarności w Bobrujsku, gdzie nieznani sprawcy obrzucili budynek KGB koktajlami Mołotowa, 10 dni w areszcie spędził nasz towarzysz Sergej Sljusar. Nie postawiono mu żadnych zarzutów. Sergej został zatrzymany tylko dlatego, że jest anarchistą i ma takiego pecha, że mieszka w Bobrujsku. 27 października na 3 doby został zatrzymany muzyk, architekt z zawodu Anton Novikov. Nie da się dokładnie określić ile osób zostało poddanych represjom ze strony specsłużb, jednak nie mniej niż 50 osób w siedmiu miastach Białorusi.

Jeszcze dwójka naszych towarzyszy jest zmuszona skrywać się przed białoruskimi specsłużbami. Wydaje nam się, że wraz ze zbliżającymi się wyborami prezydenta Republiki Białoruś, wyznaczonymi na 19 grudnia, aktywność specsłużb wzrośnie, muszą przecież zasłużyć się, aby dostać kolejną gwiazdkę na pagony.

1.W czasie dni solidarności przeprowadźcie w swoich miastach akcje w czasie oficjalnych politycznych i kulturalnych imprez związanych z Białorusią, a także akcje przed ambasadami i konsulatami Republiki Białoruś, domagajcie się spotkania z oficjalnymi przedstawicielami i przekazujcie im petycje. Wszystkie białoruskie kampanie, towary, imprezy są dobrym miejscem do przeprowadzenia akcji.

2.Namówcie miejscowych obrońców praw człowieka do poruszenia kwestii prześladowań na Białorusi.

3.Starajcie się, aby publikacje na temat sytuacji w Białorusi pojawiły się w mediach.
Możecie również wysłać list z wyrazami solidarności do aresztowanych na nasz adres, a my przekażemy go chłopakom.
Możecie też napisać bezpośrednio na adres aresztu śledczego:
g. Minsk, 220050, ul. Volodarskogo d. 2, SIZO-1, k. 42, Franckevichu Aleksandru
g. Zhodino, Minskaja obl., ul. Covetskaja 22a, tyurma #8, Dedku Nikolaju

ACK Białoruś, przyjaciele i bliscy aresztowanych
Kontakt: minsksolidarity@riseup.net

Faszystowskie państwo – państwo faszystowskie

Antyfaszyzm | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Ruch anarchistyczny

Oczywiście jedynie nazizm doprowadził do paroksyzmu grę między suwerenną władzą zabijania i mechanizmami biowładzy. Ale ta gra jest faktycznie wpisana w funkcjonowanie wszystkich państw.
Michel Foucault

Faszyzm wymaga jednak dogłębnej analizy i powszechnej znajomości nie tyle z uwagi na ruchy jawnie neofaszystowskie, które stanowią raczej tylko margines życia politycznego w Europie. Musimy go poznawać przede wszystkim dlatego, że faszyzm z lat 1919 - 1945 jest genealogią teraźniejszości (…) Powinniśmy go poznawać, albowiem po dziś dzień „klasyczne faszyzmy”Hitlera i Mussoliniego stanowią utajony wzorzec dla niejednego ruchu i systemu państwowego, które się oficjalnie od nich odżegnują.
Jerzy W. Borejsza

Rozpocznę w sposób autobiograficzny. Problemem faszyzmu zainteresowałem się z dwóch powodów, które pojawiły się niemal jednocześnie. Pierwszy, łączy się z politycznymi wydarzeniami, m.in. krótkotrwałą popularnością skrajnej prawicy w Polsce, jak też z ogólnym prawicowym zwrotem i polityczną praktyką, którą niektórzy badacze uznają za faszystowską – w tej sytuacji poszukiwałem narzędzi pozwalających mi prowadzić krytykę takiej polityki i ogólnie samego faszyzmu jako zjawiska i ideologii. To wymagało przyjrzenia się historycznym przejawom tegoż ruchu i tejże idei. Drugim powodem, były zawiłe ścieżki poszukiwań intelektualnych, gry skojarzeń czy odnośniki, zawarte w lekturach myślicieli takich jak Agamben, Bauman, Foucault, którzy traktują faszyzm jako zasadę polityczną nowoczesności. Potem była już tylko fascynacja. Fascynacja fenomenem faszyzmu, która nie wiązała się ze zmianą ideologiczną, ale utwierdzała w radykalnych, antyfaszystowskich perspektywach.

Poniższy tekst nie jest wynikiem szerokich i wyczerpujących badań nad faszyzmem, a raczej propozycją, raportem ze stanu badań, wycinkowym, niepełnym ujęciem. Przy czym autor chce powiedzieć, że nie jest ani historykiem, ani socjologiem, nie jest ekspertem, tylko filozofem, a ten, cytując Lyotarda, nie wie, czego nie wie1. Toteż wszelkie uwagi, wskazówki, wskazania na obszary wymagające przebadania, rozważenia, autor przyjmie z wdzięcznością.

1. Istota państwa socjalnego

Poznań: Policja szykanuje aktywistów Jedzenie Zamiast Bomb

Kraj | Represje | Ruch anarchistyczny | Ubóstwo

 Food Not BombsOkoło godz. 17.30. na cotygodniowym rozdawaniu posiłków dla potrzebujących na Dworcu Zachodnim w ramach Food Not Bombs (Jedzenie Zamiast Bomb) pojawiała się policja i sokiści. Pomimo interwencji kontynuowano rozdawanie jedzenia, po które ustawiła się już długa kolejka chętnych.

Po pewnym czasie pojawiły się dodatkowe siły policyjne, które zatrzymały samochód z aktywistami odjeżdżającymi już z Dworca. Wylegitymowano dwoje z nich. Wszczęty alarm spowodował, że na miejsce stawiła się grupa innych działaczy – razem ponad 10 osób. Zaczęto wznosić okrzyki: „Policja broni bogatych przed biednymi”. Na miejscu pojawiła się też telewizja PTV.

Po godz. 18.00 policja zatrzymała jedną osobę. Pozostali aktywiści udali się na komisariat dworcowy wznosząc okrzyki przeciwko policji i represjom. Pojawiły się oddziały prewencji policji przygotowując się do ataku. Do interwencji jednak nie doszło, a zatrzymanego aktywistę wypuszczono z komisariatu. Po tym fakcie, po godz. 18.30, działacze rozeszli się do swoich domów.

@ktywizm mężczyzn z klas średnich

Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Na początku chciałem zaznaczyć, że należę do organizacji anarchosyndykalistycznej, której sekcja działająca w moim mieście złożona jest właściwie z samych mężczyzn (trudno mi w tej chwili oszacować liczbę naszych członków i członkiń, ale kobiety stanowią nie więcej niż 1/5 jej składu). Wydaję mi się, że ważne jest także to, że średnia wieku naszych aktywnych członkiń jest znacznie niższa niż członków. O ile mi wiadomo w innych miastach jest w miarę podobnie, podobnie jest również w innych organizacjach lewicy radykalnej. Drugą sprawą jest to, że w skład mojej sekcji wchodzą głównie młodzi pracownicy tymczasowi, osoby pracujące na czarno lub na umowy o dzieło, większość zaś się nie uczy ani nie studiuje. O ile mi wiadomo nikt nie ma własnego mieszkania, a dochody nas wszystkich są na tyle niskie, że zebranie choćby 5 złotych miesięcznie składki często jest naprawdę trudne i to nie ze względu na złą wolę członków. Co również symptomatyczne wszyscy nasi członkowie, za wyjątkiem jednego, są bezdzietni i raczej nie tworzą stałych związków, opartych na wspólnym zamieszkaniu i dzieleniu budżetu. Wszyscy niemal wynajmujemy mieszkania na wolnym rynku co sprawia, że ogromna część naszych dochodów zostaje w rękach kamieniczników, żyjemy zaś w przegęszczonych klitkach z niedziałającymi instalacjami.

Moja sytuacja na tym tle jest o tyle dobra, że o ile również mieszkam w mało komfortowym, wynajętym za 60% miesięcznych dochodów, pokoju w studenckim mieszkaniu, w tym samym mieście mieszkają moi rodzice. Rodzice mieszkają w dużym, własnościowym mieszkaniu i mają niezłe dochody, co daje mi (choć staram się tak tego nie traktować) pewne bezpieczeństwo – w wypadku utraty dochodu mogę, choć wcale nie chcę, z nimi zamieszkać. Gdy kończą mi się środki czasami się u nich stołuję, lub pożyczam od nich pieniądze, które rzadko zwracam. Dysponuję także potężnym kapitałem, którego nie posiadają moi koledzy i koleżanki, z organizacji – mianowicie czasem. Otrzymuję nieopodatkowane pieniądze z kieszeni podatników, właściwie za nic. I mimo iż są to pieniądze nie umożliwiające niczego więcej niż wegetacji, zwalniają mnie one z pogoni za najmniejszym choćby groszem. Inaczej niż moi towarzysze i towarzyszki, nie muszę co rano zastanawiać się skąd wziąć na mieszkanie i spokojnie zajmuję się aktywizmem.

Taka sytuacja sprawia, że wraz z innymi osobami mniej obciążonymi walką o byt rozwiązuję najwięcej spraw organizacyjnych, najintensywniej prowadzę korespondencję wewnętrzną z innymi sekcjami, a nawet starcza mi jeszcze czasu żeby coś poczytać o ruchu. Efekt? Powstaje hierarchiczna struktura, oparta na nagromadzeniu doświadczenia i kontaktów. Takie „naturalne liderstwo” jest dla organizacji najgorszą z możliwych rzeczy.

Na pytanie dlaczego w organizacjach lewicy radykalnej tak mało jest kobiet, podczas gdy tak wiele ich jest w sektorze pozarządowym, odpowiedź jest prosta. Kobiety od dość wczesnego wieku obciążone są pracą opiekuńczą w znacznie większym stopniu niż mężczyźni. Chodzi tu nie tylko o dzieci, lecz również o rodziców i dziadków, siostrzeńców, bratanków, wujków i ciocie. Od kobiet generalnie oczekuje się większego zaangażowania w spoistość rodziny (jak chociażby odwiedzin, pomocy przy organizacji świąt) niż od mężczyzn. Kobiety nie mają czasu na pracę nieodpłatną na trzecim etacie. Najbardziej radykalnym przykładem takiego podziału płciowego jest sytuacja gdy na rozpoczynające się o 17:00 spotkanie organizacji przychodzi 5 mężczyzn i 3 kobiety, z czego kobiety wychodzą o 18:30 ze względu na natłok innych obowiązków, a mężczyźni siedzą do 20:00. Nawet jeśli po wyjściu kobiet nie podejmują już wiążących decyzji (wówczas jest to bowiem rażące naruszenie równości w organizacji) tylko prowadzą nieobowiązujące rozmowy, pokazuje to jasno, że w istocie jest to męska organizacja, gdzie przez większość formowania priorytetowych problemów głos kobiet jest niesłyszalny.

Sektor pozarządowy płaci za pracę, lub przynajmniej stawia takie perspektywy. Praca w nim stanowi też jakąś formę zdobywania formalnego doświadczenia zawodowego, patrząc z materialistycznej perspektywy. Kobiety, imigranci, robotnicy utrzymujący rodziny, nie mają czasu zajmować się działalnością tak niepraktyczną jak „rewolucjonizm”. Jak na razie moja diagnoza jest taka, że o ile na lewicy radykalnej jest wprawdzie nieco kobiet oraz całkiem sporo członków klas niższych (mitycznych „robotników” nie ma sensu szukać w sztolniach kopalń, pełno jest ich dookoła) to wyznaczaniem jej celów, organizacją akcji, ustawianiem dyskusji, zajmują się mężczyźni z klas średnich. Znam jeden przykład organizacji anarchistycznej, w której rolę nieformalnej liderki pełni kobieta – to organizacja zrzeszająca właściwie same nastolatki i nastolatków. Ten wiek, wolny jeszcze od praktycznych ograniczeń dorosłości jest ostatnim gdy kobiety znajdują czas na liderowanie w grupie, która nie ma szans wpłynąć na poprawę ich bytu.

Spojrzenie liderów z klas średnich na aktywizm kompletnie wypaczone jest mieszczańską kategorią „humanitaryzmu”. Mimo iż sami dobrze wiemy, że osłony państwa opiekuńczego, 8 godzinny dzień pracy itd. to wyniki twardej walki gdzie nikt nie troszczył się o bliźniego, a po prostu egzekwował brutalnie swoje interesy, nasze podejście do ruchu radykalnego zazwyczaj jest takie same jak do organizacji pozarządowych wysyłających drobne pieniążki do Afryki. Chcemy pomóc. Widzimy siebie w roli pracujących na darmowym etacie organizatorów i liderów ruchu robotniczego. Mając jako tako zapewniony byt robimy to wyłącznie z bezinteresownej miłości do „ludu”. Ta „bezinteresowność” jest oczywiście cechą tak do bólu mieszczańską, że aż zgrzytają zęby. Właśnie my, męscy liderzy z klas średnich chcemy „aktywizować imigrantów”, „wciągać ludzi w akcję”, „pozwalać lokatorom mówić własnym głosem” itd. Słowem nie mając własnych problemów wtrącamy się w cudze, snując jednocześnie wizję rewolucji. Wyobrażamy sobie jak ci ludzie, którym w dobroci serca doradzamy, pomagamy malować transparenty i legalizujemy pikiety, w ramach spłacania długu wdzięczności szturmują komisariat, urzeczywistniając sen rewolucjonisty.

Aktywiści pochodzący z klas średnich zapominają o własnych problemach i obowiązku walki z nimi. Poszukując „podmiotu rewolucji”, który mógłby zastąpić marksowski proletariat zapominamy, że najważniejsza jest praktyka codziennej walki. Słowo samoorganizacja często znaczy dla nas tylko tyle co „organizowanie innych, bez formalnej struktury”. Jesteśmy architektami organizacji imigrantów i imigrantek, lokatorów i lokatorek, pracownic i pracowników budowlanych, projektując je jednak w mieszczański sposób, opierając się na fałszywym założeniu, że każdy posiada tyle samo czasu na bezpłatną działalność rewolucyjną i, że w imię przyszłych korzyści może zrezygnować z gotowania dziś obiadu. Ten sposób organizacji zawsze skutkuje tylko i wyłącznie powstaniem nowych NGO'sów, o nieco bardziej radykalnej retoryce, a zatem hierarchicznych struktur w których zaradni mieszczanie pomagają bezradnym członkom klas ludowych przyjąć mieszczańskie kategorie myślenia. Autentycznie oddolnie inicjatywy klas ludowych zazwyczaj nakierowane są na pomoc w przetrwaniu. To grupy samoobrony, spółdzielnie prowadzące produkcję lub dystrybucję podstawowych towarów, sąsiedzkie grupy pomocy itd. Mieszczańskie kółka dyskusyjne i grupki organizujące pikietę w każdy weekend nie mają z nimi nic wspólnego. Prawdziwie oddolne grupy klas ludowych potrzebują oczywiście współpracy z grupami radykalnych mieszczan zagrożonych degradacją (historia uczy, że o ile zagrożeni wywłaszczeniem drobni kupcy są raczej ostoją ruchów skrajnie prawicowych, to zagrożeni degradacją pracownicy i pracownice umysłowi wchodzili niejednokrotnie w sojusz z radykalnym ruchem robotników i robotnic). Natomiast współpraca, to coś zupełnie innego niż „pomoc”, albo „wsparcie” .

W moim mieście gdzie według szacunków urbanistów brakuje 120 tysięcy mieszkań, dzieciaki z klas średnich, którym głód zagląda w oczy, a sytuacja życiowa coraz bardziej przypomina tę, o której opowiadają koledzy z klas ludowych, powinny na poważnie zająć się skłotingiem, zamiast „pomagać organizować się lokatorom”. Ruch lokatorski będzie naturalnym sojusznikiem ruchu skłoterskiego, a ich wspólnym celem będzie kontrola nad miastem.

Musimy pamiętać, że jednostki o naprawdę wysokich kompetencjach kulturowych (obecnie zwłaszcza informatycznych, designerskich itd.) uciekać będą ze sformalizowanego rynku pracy w stronę wolnych zawodów i w ten sposób ograniczać wyzysk jakiego doświadczają. Ogromna większość jednak sektora produkcji kulturalnej będzie obsługiwana przez mcpracowników i mcpracownice, ogromna część młodych ludzi z klas średnich zaś nie dostanie się do nich i będzie permanentnie zagrożona bezrobociem i degradacją. Musimy sami szukać dobrych sposobów walki z wyzyskiem w tych sektorach, w których sami często pracujemy.

Potrzebujemy również nowych form walki z wyzyskiem w strukturach tworzonych przez system podwykonawczy i franchaising, w małych zakładach pracy, przy wysokiej niepewności zatrudnienia, czyli tam, gdzie nie działają związki zawodowe. Jak pokazują doświadczenia ruchu radykalnego w innych krajach, takie formy walki wymagają ponadzakładowej i ponadbranżowej solidarności pracowniczej, najlepiej na poziomie społeczności lokalnej. Potrzeba bowiem zawsze kilkunastu lub kilkudziesięciu osób spoza zakładu pracy, które są w stanie pomóc w akcjach bojkotu lub sabotażu danej firmy, nie ryzykując jednocześnie zwolnienia. Warto także uderzać w cały sektor (np. we wszystkie łamiące prawa pracownicze restauracje w danej dzielnicy) lub w cały łańcuch podwykonawczy, zamiast w pojedyncze firmy. Nie mogą się tym jednak zajmować „zawodowi rewolucjoniści”, lecz na zasadzie solidarności i pomocy wzajemnej pracownicy i pracownice innych firm, które również u siebie będą liczyć na pomoc pozostałych. Nie chodzi tu bowiem o tworzenie grupy „aktywistów na telefon”, lecz o nacisk na organizację w miejscu pracy, organizację, która będzie gotowa okazać bezwarunkową solidarność z innymi pracownikami i pracownicami, jednak na ich wyraźną prośbę i w sposób wspólnie przez obie strony ustalony.

Przykładem kampanii, która rozwijała się świetnie, a która nie znalazła kontynuacji, głównie dlatego, że żaden z jej inicjatorów nie miał osobistego interesu w jej kontynuacji, była ta na rzecz darmowego transportu niekasuj.pl. Mimo iż w szczytowym momencie na spotkania organizacyjne przychodziło około 40 osób, mieliśmy zainteresowanie dziennikarzy i dziennikarek lokalnych, a władza nas zauważyła i potraktowała jako poważne zagrożenie, nikomu z organizatorów nie chciało się tego ciągnąć. Najlepszym probierzem tego faktu było to, że sami organizatorzy przez prawie pół roku nie zdołali założyć kasy ubezpieczeniowej na wypadek złapania przez kontrolera, który to pomysł promowaliśmy na stronach. Ja osobiście cały rok jeżdżę na rowerze i traktowałem tę kampanię bardziej jak zabawę i okazję do pokazania naszej grupy szerszej publiczności. Wszyscy zdaje się czuliśmy, że problemy pracowników i pracownic o wysokiej niepewności zatrudnienia bardziej nas dotyczą.

Gdy rozpocząłem studia doktoranckie i za liche stypendium wynająłem mieszkanie, naprawdę się ucieszyłem, gdy okazało się, że samorząd doktorancki toczy bój o podwyżki. Problem polegał na tym, że o ile mi naprawdę zależało na tych 300 zł, które umożliwiłyby mi zbilansowanie budżetu, o tyle większość doktorantek i doktorantów wybiera indywidualne strategie awansu, jak choćby dorabianie na dydaktyce w prywatnych szkołach czy łapanie tak zwanych „fuch”. Sama Rada Doktorantów zajmowała się tym tematem raczej celem zbicia większego kapitału politycznego niż z autentycznej potrzeby podwyżki. Myślę, że moich znajomych i znajome bardziej by zaangażowała kampania na rzecz poprawy warunków zatrudnienia w szkołach, w których dorabiają, ale to byłaby trudna kampania, gdyż pracują tam często na umowach śmieciowych i są uwikłani w dość dziwne, klientelistyczny i nepotyczne układy.

Sam zresztą mam pewien problem z angażowaniem się w akcje na rzecz podnoszenia stypendiów doktoranckich, gdyż ciężko mi traktować studia doktoranckie poważnie. Według mnie cała struktura akademii jest tworem opresyjnym i nie nadaje się jako taka do reformowania. Swój udział w niej traktuję raczej jako płatne wakacje niż rzeczywiście pracę.

Warto priorytetowo traktować zakładanie spółdzielni wytwórczych, kooperatyw spożywców, kas ubezpieczeniowych, banków czasu i innych form ułatwiających przetrwanie. Potrzeba także poważnego przemyślenia pytania, czy wobec ofensywy państwa i kapitału wywołanej znacznymi podwyżkami na rynku nieruchomości poddajemy się i odpuszczamy temat skłotingu. Jeśli nie, musimy przeprowadzić prawdziwe skłoterskie kontruderzenie, by mieć szansę w tej walce. Warto zajmować się swoimi sprawami i być gotowym do okazania solidarności innym. Nie potrzebujemy jednak organizacji, które będąc radykalnymi na papierze są wodzowskimi projektami pojedynczych ludzi, zaś w praktyce ich członkowie i członkinie muszą samotnie walczyć o byt.

Zastanów się poważnie, czy spotkania Twojej organizacji nie trwają za długo, by mogły w nich uczestniczyć osoby poważnie obciążone pracą opiekuńczą i zawodową. Czy nie za często wykorzystujecie elitarne środki komunikacji, jak listy mailingowe, które odbierane są przez tych, którzy pracują z komputerem lub mają czas używać go poza godzinami pracy? Zastanów się, czy Twoi koledzy i koleżanki z pracy znają Twoje poglądy i czy dobrze wykorzystujesz czas wspólnych rozmów w pracy i po pracy - być może zamiast spędzać trzecią godzinę na spotkaniu organizacji radykalnej lepiej porozmawiać z nimi o problemach w waszej firmie, lub w firmie siostrzanej. Zastanów się, czy jeśli podejmujesz zadanie w ramach organizacji, które wymaga wielu godzin pracy, czy akurat w tym przypadku nie ma możliwości podzielenia go na mniejsze czynności, które zaangażowałyby więcej osób, ale w mniejszym zakresie. Niech pomysłem na Twoje akcje będą problemy z jakimi sam się borykasz w życiu. Mówienie cudzym głosem szybko zniechęci i Ciebie i tych, w których imieniu będziesz próbował(a) się wypowiadać.

Austria: Wolność, a nie Białoruś!

Świat | Represje | Ruch anarchistyczny

Dziś w ramach międzynarodowego dnia akcji solidarności z zatrzymanymi na Białosrusi aktywistami odbyła się krótka pikieta pod ambasadą białoruską w Wiedniu. Widoczny był transparent "Stop państwowej przemocy". Wykonano także graffiti w pobliżu placówki dyplomatycznej o treści "Wolność, a nie Białoruś!".

Zatrzymani pod zarzutem ataku na rosyjską ambasadę w Mińsku Nikolaj Dzwadok, Aleksander Frantskewicz i Igor Truhanowicz nadal przebywają w więzieniu. Atak ten miał być wyrazem solidarności z nadal uwięzionymi obrońcami lasu w Chimkach.

Poznań: 38 anarchistów uniewinnionych

Kraj | Represje | Ruch anarchistyczny

W zakończonym dziś procesie sąd uniewinnił 38 poznańskich anarchistów. Chodzi o brutalny atak policji na demonstracje pod MTP. Anarchiści mieli odpowiadać za zakłócenie miru domowego, czyli wdarcie się na teren targów i nieopuszczenie go na wezwanie właściciela. To przestępstwo, dlatego sprawa trafiła do prokuratury. Ta jednak umorzyła śledztwo, bo nie dopatrzyła się złamania prawa. Co innego policja, która twierdzi, że anarchiści nie rozeszli się, gdy wzywali ich do tego funkcjonariusze. Według prawa to wykroczenie, za które grozi grzywna.

- Policja wysłała do sądu wniosek o ukaranie 38 osób. Dostaliśmy wyroki nakazowe: każdy z nas miał zapłacić po 550 zł. Odwołaliśmy się jednak, bo jesteśmy niewinni - tłumaczył Marek Piekarski z Rozbratu. Dlatego anarchiści musieli stanąć przed sądem. Jednak sąd uznał, że policja nie miała racji.

Hiszpania: Pracownik ASM przywrócony do pracy

Świat | Prawa pracownika | Ruch anarchistyczny

W maju, jeden z działaczy związku CNT z Granady w Hiszpanii został zwolniony z firmy kurierskiej ASM. Firma twierdziła, że powodem zwolnienia było zmniejszenie się wydajności pracy, jednak było jasne, że prawdziwym powodem zwolnienia była próba zorganizowania komisji związku zawodowego w firmie. Działacz walczył o przywrócenie do pracy i nie zgodził się na odszkodowanie finansowe.

Po kilku miesiącach procesu, sąd zadecydował, że 18 października zwolniony pracownik ma zostać przywrócony do pracy. Firma już zapowiedziała odwołanie się od wyroku.

www.cnt.es

Przemyślenia przed 11 listopada: część pierwsza – co to znaczy (anty)faszyzm?

Antyfaszyzm | Dyskryminacja | Protesty | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Ruch anarchistyczny

11 listopada znów ONR demonstruje w Warszawie. Przyjdź i pomóż zablokować marsz szowinstycznej prawicy. NO PASARÁN!

To zabawne, ale właściwie zgadzam się z krytyką, jaką co roku próbują forsować w komentarzach na CIA chłopcy z Obozu Narodowo Radykalnego wobec działań antyfaszystów, że „ONR to nie jest organizacją faszystowską”. W rzeczy samej mimo iż ta, podobnie jak inne organizacje szowinistycznej prawicy w Polsce odwołuje się do pewnych tradycji wspólnych dla przedwojennych ruchów prawicowych, w tym włoskiego faszyzmu, tak naprawdę współcześnie słowo faszyzm niewiele znaczy. Uważam, że to właśnie wielkie nieporozumienie wokół tego, o co w tym całym „(anty)faszyzmie” może chodzić sprawia, że wokół daty 11 listopada co roku dzieją się dziwne rzeczy. Bo przecież dziwne jest to, że lewicowych radykałów bierze pod swoje skrzydła dziennik, będący tubą neoliberalnej transformacji ustrojowej.

Faszyzm to jak wie każda uczennica i każdy uczeń gimnazjum ruch powstały we Włoszech w okresie międzywojennym. Opowiadał się on za silnym państwem i militaryzacją. Wbrew temu co teraz się niekiedy uważa nigdy nie był brany za ruch przyjazny dla robotników. Wręcz przeciwnie, już w latach 20. robotnicy zrzeszeni w organizacjach anarchistycznych i innych lewicowych walczyli z faszystami z bronią palną w ręku. Na północy Włoch na długo przed II Wojną Światową odbywały się prawdziwe bitwy pomiędzy faszystami, a, no właśnie, można by napisać „antyfaszystami”, ale może lepiej radykalnymi robotnikami, bo słowo antyfaszysta niewiele znaczy.

Faszyzm nie podobał się socjalistom (w tym anarchistom) ponieważ dążył do zwiększenia kontroli państwa nad jednostką, ograniczenia wolności, wojny (na której zawsze zarabiają bogaci, a giną biedni) oraz pod płaszczykiem takich fikcyjnych bytów jak naród, religia, rasa, etniczność, ustanawiał pozorną jedność pomiędzy burżuazją a robotnikami. Na takiej jedności jak wiadomo zawsze burżuazja zarabia, a robotnicy tracą. Nie ma bowiem nic gorszego niż sympatia do swojego pracodawcy.

Słowo faszyzm zrobiło niesamowitą karierę dzięki propagandzie radzieckiej. To właśnie stalinowcy uparcie nazywali swoich byłych sojuszników ze swastykami na rękawach „faszystami”, mimo iż dobrze wiedzieli, że prawdziwi faszyści siedzą kilkaset kilometrów na południe od tamtych i są dużo słabsi militarnie. Bolszewicy słowa faszyzm potrzebowali dlatego, że w określeniu „narodowo-socjalistyczni najeźdźcy” coś im nie grało. „Faszystowscy najeźdźcy” brzmiało dużo zgrabniej. Tak oto faszyzm stał się ucieleśnieniem wszelkiego zła. Można całkiem na serio powiedzieć, że faszyzmem w ZSRR straszono dzieci. Propaganda bolszewicka zaś w czasie wojny wykraczała daleko poza granice ZSRR. Właściwie na całym świecie przyjęło się, że ci dobrzy to alianci, a ci źli to faszyści. To właśnie rozmycie słowa faszyzm, które stopniowo znaczyło coraz więcej, aż właściwie stało się synonimem wroga, skłoniło Umberto Eco, by nazwać je „pojęciem mgławicowym”.

Przyjęło się jednak całą prawicę szowinistyczną, a więc dzielącą ludzi ze względu na naród, etniczność, czy religię nazywać faszystami. Jest to o tyle zabawne, że oczywiście naziści byli dużo bardziej szowinistycznym ruchem od faszystów, choć elementy szowinizmu narodowego były obecne w obu doktrynach. Niby nic w tym złego, słowa zmieniają znaczenie, w końcu jeszcze do niedawna kutasem nazywano po prostu frędzelek przy odzieży, problem jednak w tym, że to przesunięcie pojęciowe zamazało według mnie właściwe linie podziału politycznego. Chcę przez to powiedzieć, że robotnicy, którzy ginęli w latach 20. w walce z prawdziwymi faszystami równie chętnie strzelaliby do zwolenników Gazety Wyborczej, gdyby ci się uzbroili. Ich antyfaszyzm nie polegał wcale na upatrywaniu przyczyn wszelkiego zła w ruchu pod przywództwem Mussoliniego. Wynikał raczej z umiłowania wolności i (słusznej) obawy przed tym, że Mussolini jako dyktator będzie służyć przemysłowcom, a Europa spłynie krwią robotników, dokładnie tak samo, jak miało to miejsce w czasie I Wojny Światowej.

Oczywiście ze współczesną prawicą szowinistyczną jest podobny problem. Problemy jednak należy nazywać po imieniu, by wiedzieć jak im przeciwdziałać. Ferowanie słowem „faszyzm” więcej zaciemnia niż rozjaśnia. ONR, NOP, MW, a także wszelkiej maści przebierańcy w stylu „autonomicznych nacjonalistów” popierają zwiększenie kontroli państwa nad jednostką. Oznacza to dla nas więcej policji, więcej więzień, więcej represji. Te same organizacje (nie licząc może MW, która przeżywała krótki, acz intensywny flirt z liberałami gospodarczymi) przedstawiają pewną, ograniczoną krytykę kapitalizmu. Popierają one oczywiście drobnomieszczańską i małorolną własność prywatną, ale dostrzegają, że kapitalizm w swej współczesnej formie taką własność rujnuje. Zamiast krytykować więc sam kapitalizm (bo opierając się na drobnych posiadaczach nie mogą tego robić), atakują rzekome spiski stojące za jego wypaczeniami. W tym sensie tradycyjny polski antysemityzm jest właściwie tym samym co wulgarny antykapitalizm. Dlatego te dwie postawy tak pięknie się łączą na poziomie praktyki, na przykład w myśleniu o problemie lokatorskim, gdzie antykapitalizm tak płynnie przechodzi w antysemityzm, że nawet najczujniejszy obserwator może na chwilę stracić orientację. Ruch lokatorski dostarcza także pięknych przykładów jak takie powiązanie przełamać, przechodząc do pełnej krytyki kapitalizmu – można powiedzieć zatem, że działalność lokatorska jest obecnie znakomitą formą antyfaszyzmu. Musimy pamiętać, że jako że organizacje prawicy szowinistycznej są odwiecznymi rzecznikami myślenia o kapitalizmie w kontekście kozła ofiarnego, w każdej chwili możemy spodziewać się wzrostu ich popularności... chyba, że wcześniej potencjalni członkowie i członkinie (jak np. lokatorzy i lokatorki) odnajdą rzeczywiste rozwiązanie swoich problemów.

Drugą stroną ograniczonej krytyki antykapitalizmu, obok szukania winnych światowego spisku, który powoduje wywłaszczenie drobnych przedsiębiorców, jest wskazywanie winnych bezrobocia, innego wyraźnego niedociągnięcia kapitalizmu, które ciężko wyjaśnić bez jego gruntownej krytyki. Ponieważ szowiniści tworzą fikcyjną wspólnotę, która rzekomo miałaby sama z siebie żyć w idealnej harmonii (w ramach jednego narodu praca u wyzyskiwacza jest słodka jak miód) znowu winni muszą przychodzić z zewnątrz. Pada więc na imigrantów.

Powiedzmy sobie jasno, że zwalczamy ONRowców za ideę prymatu państwa nad jednostką, przedstawianie niepełnej i fałszywej krytyki kapitalizmu, z tendencją do wskazywania kozłów ofiarnych zamiast prawdziwych rozwiązań i niechęć do imigrantów, do której to listy należy dopisać jeszcze przekonanie, że reprodukcja jest sprawą narodową, więc ciało kobiety jest własnością państwa, a wszystkich form okazywania czułości, które nie prowadzą do poczęcia należy się wstydzić. Widzimy teraz że ONR, NOP, MW itp. nie są jedynymi organizacjami, które należy zwalczać. Powiedzieć, że te założenia są fundamentem myślenia propaństwowego w ogóle, to powiedzieć za mało. Państwa zresztą zawsze mniej lub bardziej otwarcie wspierają prawicę szowinistyczną. Powiedzieć, że na lewicy jest pełno ludzi, którzy podzielają choć niektóre z nich to nie dość. Mogę się założyć, że nawet wśród zdeklarowanych anarchistek i anarchistów znajdą się tacy, którzy choć częściowo je przyjęli.

Nie uważam siebie za antyfaszystę, ponieważ moim celem nie jest zwalczanie marginalnych organizacji politycznych. Trzon ideowy antyfaszyzmu jest bardzo rozmyty, a jego praktyka sprowadza się do wklejania wlepek i fizycznej walki z przeciwnikiem, który jest dość mgliście zdefiniowany. Dla mnie najważniejsze jest to, by każdy człowiek (pisząc to mam na myśli nie tylko wąsatych robotników, czy ubranych na czarno skłotersów, mam na myśli ludzi w każdym wieku, kobiety i mężczyzn, osoby o każdej narodowości, przekonaniach czy preferencjach seksualnych) miał kontrolę nad swoim życiem, swoją pracą, przestrzenią w której żyje. Oczywiście, że dla tej wizji ONR jest zagrożeniem. Ale jest zagrożeniem tylko o tyle, o ile jest psem łańcuchowym autorytarnego i kapitalistycznego państwa. Tylko o tyle o ile osłania go tarczami policja, która szkolona jest z materiałów brzmiących prawie tak samo jak ulotki nacjonalistów.

Na co dzień to nie ONRowcy wydają imigrantów z Wietnamu w ręce wietnamskiej bezpieki. Robi to FRONTEX, agencja Unii Europejskiej z siedzibą w Warszawie. To nie ONR prześladuje kobiety chcące usunąć ciążę i to nie ONR pozbawia osoby homoseksualne prawa do dziedziczenia tytułu do mieszkania komunalnego po zmarłym partnerze. Z drugiej strony to właśnie organizacje podobne do naszego ONR państwo rosyjskie wykorzystuje, aby zwalczać radykalne organizacje w Rosji. Te, które upominają się o prawa imigrantów, te protestujące przeciw bezkarności milicji, czy bestialstwu wojennemu. Ale rosyjscy nacjonaliści, którzy zabijają naszych przyjaciół i przyjaciółki są tylko zabawką w rękach aparatu bezpieczeństwa, którym z kolei rządzi koteria oligarchów obłowionych na kradzieżach jakie umożliwił im neoliberalny zwrot w polityce. ONR jest ważny tylko jako potencjalny element aparatu przymusu i tylko jako ewentualny wentyl bezpieczeństwa, który może skierować ludzi w złą stronę – na Żydów zamiast na kamieniczników i na Romów zamiast na pracodawców i decydentów.

Najlepszym antyfaszyzmem jest antykapitalizm. Wspomniałem o sukcesach ruchu lokatorskiego. Wiele z jego członkiń i członków to osoby, które ze względu na profil społeczny i doświadczenia powinny raczej opierać się na Radiu Maryja. A jednak to radykalne aktywistki i aktywiści, którzy nawet jeśli odczuwali antyżydowskie resentymenty, przez wspólne działanie i wymianę opowieści skierowali swój gniew na mafię prawników, urzędników różnych szczebli i biznesmenów, słowem na sojusz państwa i kapitału. Jedna akcja informacyjna, która zwiększy liczebność tego ruchu więcej jest warta niż 100 blokad ONR. To samo tyczy się radykalnych ruchów wszelkiej maści.

Poza tym blokada ONR zorganizowana przez lub przy pomocy ludzi, którzy sami stanowią zagrożenie dla wolności innych, gorsza jest chyba od samego przemarszu. Obecnie władze Warszawy pracują nad nowym Gettem Warszawskim. Przepisy dotyczące budownictwa socjalnego, podobnie jak nazistowskie wytyczne w okupowanej Warszawie, zezwalają na umieszczanie całych rodzin w jednej izbie. Media mówią o tym, że eksmisje są winą samych eksmitowanych, słyszymy o „brudzie”, „niebezpiecznym elemencie”, „środowiskach patologicznych”. Branie tych mediów i środowisk z nimi związanych za sojuszników w walce z ONR nie ma nic wspólnego z antyfaszyzmem, tak jak uczczenie pamięci Zagłady pod flagą zbrodniczego Izraela. Żadnej współpracy z policją, partiami politycznymi, zwolennikami kapitalizmu i komercyjnymi mediami. Gdyby z jednej strony stała taka pikieta „antyfaszystowska” z członkami SLD, czy liberałami w składzie, a z drugiej „faszystowska” wybór między nimi byłby dla mnie wyborem pomiędzy tyfusem a dżumą.

Czy to znaczy, że nie warto w ogóle blokować ONR? Warto. Jeśli mamy poświęcić na to tylko jeden dzień w roku, w dodatku i tak wolny, to to zróbmy. Zróbmy to po swojemu, z jasnym, wolnościowym i antykapitalistycznym przekazem. Warto choćby po to, żeby ONRowcy nie czuli się zbyt swobodnie na ulicach. Oni są taką drugą policją, przykład Rosji pokazuje, że im swobodniej będą się czuć oni tym mniej swobodnie my. Ale nie zapominajmy, że jeśli naprawdę chcemy ostatecznie rozwiązać tę kwestię, musimy po prostu dać ludziom realną nadzieję na obalenie dyktatury kapitału. Najważniejsza jest codzienna praca mobilizacyjna i samokształcenie. Demonstracje ONR rozbijamy w wolnych chwilach.

Rosja: blokada autostrady w geście solidarności z więźniami na Białorusi

Świat | Represje | Ruch anarchistyczny

Wczesnym rankiem 1 października grupa moskiewskich anarchistów zablokowała płonącymi oponami autostradę Moskwa - Mińsk. Był to gest solidarności z Niikolajem Dzwadokiem, Aleksanderem Frantskewiczem i Igorem Truhanowiczem - anarchistami więzionymi na Białorusi. Blokada miała na celu nagłośnienie faktu, że reżim Łukaszenki więzi trzech ludzi, których aresztowano właśnie za okazywanie solidarności z rosyjskimi aktywistami.

Są oni mianowicie oskarżeni o atak na ambasadę Rosji, który to miał miejsce 30 sierpnia i były wyrazem solidarności z dwoma aktywistami aresztowanymi w wyniku bitwy w Chimkach. Nie jest to pierwsza akcja solidarnościowa rosyjskiego ruchu z towarzyszami z Białorusi. Wcześniej już pisaliśmy o okupacji ambasady Białorusi w Petersburgu, gdzie również żądano zwolnienia białoruskiej trójki. Tymczasem aresztowani obrońcy lasu w Chimkach nadal są w więzieniu.

Hiszpania: Akcje CNT podczas strajku generalnego 29 września

Świat | Prawa pracownika | Protesty | Ruch anarchistyczny

Kilkanaście tys. osób wzięło udział 29 września w manifestacjach i akcjach bezpośrednich organizowanych przez anarchosyndykalistczny związek CNT-AIT. Akcje CNT zaczęły się już wcześniej - 25 września odbyły się demonstracje m.in. w Valladolid, Madrycie oraz Sewili. 28 września, poszczególne związki CNT zaczęły akcje związane ze strajkiem. Oto (niekompletny) opis wydarzeń.

Związek pracowników sztuk graficznych z Madrytu zwołał akcję już 28 września, ponieważ inne związki sektora prasowego rozpoczęły wtedy swoje akcje strajkowe. Związkowcy CNT z gazet Marca, El Pais, la Vanguardia i z telewizji RTVE również demonstrowali. Nie zapomnieli o konfliktach innych sekcji CNT i pikietowali przed firmą ASM, która zwolniła związkowca CNT z Granady.

Pomniejsze akcje odbyły się 28 września w innych miastach, m.in. w Kordobie.

W nocy z 28 na 29 września, członkowie z różnych związków CNT z Madrytu zaczęli działania. Odbyły się demonstracje, akcje przeciw łamistrajkom i starcia z policją. Rano, związkowcy pikietowali przed zakładami pracy, gdzie funkcjonują sekcje związku. Po południu, odbyła się wielka demonstracja, w której uczestniczyło prawie 5 tys. osób.

Londyn: Anarchistyczne Targi Książki

Świat | Ruch anarchistyczny
2010-10-23 10:00
2010-10-23 19:00

W sobotę 23 października w Londynie odbędą się coroczne targi książki i prasy anarchistycznej. Te największe w Europie targi, które odbywają się od 1983 roku w Londynie przyciągają corocznie tysiące osób. Na targach oprócz stoisk z książkami i prasą odbywają się dziesiątki wykładów i prelekcji, a także filmów, warsztatów i kabaretów.

W tym roku także organizatorzy nie zawiodą różnorodnością tematyki i poruszanych problemów. Tematem wiodącym tegorocznych targów będą walki pracownicze na świecie w obliczu kryzysu ekonomicznego. Na targach będzie również delegat związku anarcho-syndykalistycznego SAC, który w tym roku związek obchodzi 100 lat swojego istnienia. Opowiadał on będzie o historii związku, jego sukcesach i porażkach. Odbędzie się również spotkanie związkowców z SAC, IWW (UK) i OZZ Inicjatywa Pracownicza na temat koordynacji działań i protestów pracowniczych w Europie i przyszłości anarcho-syndykalizmu jako alternatywy dla biurokratycznych związków zawodowych.

Gościem tegorocznych targów będzie również Michael Albert, który w swoim wykładzie zatytułowanym "Życie po kapitalizmie - wizje i strategie dla rozwoju ekonomii uczestniczącej" będzie przybliżał uczestnikom spotkania idee Pareconu - alternatywnej dla kapitalizmu ekonomii uczestniczącej.

Do ciekawych postaci która weźmie udział w tegorocznych targach na pewno można zaliczyć Johna Bakera - byłego członka partyzantki miejskiej Angry Brigade, skazanego na 10 lat więzienia. John będzie czytać fragmenty swojej książki "Bending the Bars" i odpowiadać na pytania słuchaczy.

Gościem targów będzie również John Pilger- dziennikarz i reżyser filmów dokumentalnych. Pilger był korespondentem wojennym podczas wojny w Wietnamie w 1967 roku i próbował nagłaśniać zbrodnie armii amerykańskiej. Jako dziennikarz zasłynął z krytyki imperialistycznych zapędów USA i ich sojuszników. Pilger podczas targów będzie prezentówał również swoją ostatnią ksiażkę.

Program targów i więcej informacji: www.anarchistbookfair.org.uk

Adres: Queen Mary, University of London, Mile End Road, London, E1 4NS

Bruksela: kolejna demonstracja rozbita przez policję

Świat | Protesty | Represje | Ruch anarchistyczny

Demonstracja planowana na dziś na Gare du Midi w Brukseli przeciwko otwarciu nowego więzienia dla imigrantów właściwie się nie rozpoczęła. Manifestacja nie została zgłoszona policji, ta jednak wiedziała o niej i była licznie obecna na miejscu już dwie godziny przed planowanym na 19 rozpoczęciem. Gliniarze mieli rozkaz aresztować każdą osobę w rejonie stacji przebywającą w grupie powyżej 5 osób. Przeszukiwano przypadkowe młode osoby, a także fotoreporterów. O 19 specjalnie podstawiony autobus był już wypełniony ludźmi z łapanki. W sumie aresztowano około 150 osób w całym mieście, głównie na stacji, ale także po prostu podejrzanych o to, ze dopiero tam idą.

Tymczasem wszyscy aresztowani w poprzednich dniach są już wolni. Jutro o 13 odbywa się ostatnie, w założeniu największe i legalne demo, w ramach obozu antygranicznego. Areszt administracyjny teoretycznie trwa tu 12 godzin, jednak wiadomo, że policja często fałszuje protokoły zatrzymań, by opóźnić wyjście aktywistów, stąd frekwencja na kolejnej manifestacji może być zmniejszona.

Na to obliczone są wszystkie dotykające obóz antygraniczny represje. Wczoraj policja zatrzymała grupę osób po prostu idącą z terenu obozu na pobliski skłot. Rzeczy zatrzymanych, w tym dokumenty tożsamości i dokumenty medyczne wyrzucono do śmieci, ofiarom na nadgarstki założono plastikowe pętle z ząbkami od środka. Jedna z aresztowanych kobiet została na komendzie rozebrana w obecności mężczyzn. Wszystkich zwolniono po 12 godzinach bez żadnych zarzutów.

Represje w Brukseli. Biurokracja związkowa i policja współpracowaly w rozbiciu bloku radykalnego

Świat | Protesty | Represje | Ruch anarchistyczny

 Policja atakuje aktywistów w Brukseli Nasz korespondent w Brukseli poznał więcej szczegółów na temat rozbicia bloku radykalnego podczas demonstracji związkowej dwa dni temu. Policja stosowała masowe aresztowania już przed demonstracją - zatrzymano wówczas bardzo dużo osób, które zmierzały w kierunku demonstracji, a które wydały się im "podejrzane". Aresztowano np. grupę samby, ludzi z nagłośnieniem, a nawet grupę klaunów.

Udział bloku radykalnego, który koordynowany był przez grupę anarchistyczną Precarious United, która zajmuje się organizowaniem pracowników pracujących na umowy śmieciowe, był wcześniej uzgodniony z dużymi związkami zawodowymi. Niestety biurokracja związkowa uznała za stosowne pomóc policji w rozbiciu tego bloku i zakazała szeregowym członkom związków dołączać do niego. Funkcjonariusze związkowi dbali, aby od początku był zachowany odpowiedni odstęp pomiędzy związkowcami a blokiem radykalnym, co nie tylko uniemożliwiało połączenie się pracowników z bloku radykalnego i z bloku "ogólnozwiązkowego", ale i ułatwiło policji rozbicie tego pierwszego. Atak policji był brutalny. Użyto pałek i gazu łzawiącego, kilka osób zostało rannych. Policja pytana dlaczego blok został rozbity, stwierdziła, że z powodu transparentu na którym napisano "Smash capitalism", przy czym litera A była w kółku.

Widmo PO-PiS krąży nad Polską

Kraj | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycy

Pod względem realizowanej polityki PO nie różni się wiele od PiS – dla znawców tematu to oczywista oczywistość. W pewnych sprawach PiS poszedł nawet dalej niż PO (obniżenie podatków dla najbogatszych, likwidacja podatku spadkowego, podpisanie przez Lecha Kaczyńskiego ustawy antylokatorskiej itd.).

Taktyka realizowana przez PO-PiS, to polityka niebezpieczna właśnie z tego względu, że parę milionów ludzi daje się nabrać na propagandę, a nie zwraca wciąż uwagi na działania tych organizacji. Obie partie są de facto partiami sojuszniczymi, są jak bracia syjamscy. Jedna bez drugiej nie mogłaby istnieć. Obie nauczyły się dzielić elektorat żywiąc go strachem przed “tymi drugimi”. PO posługuje się wizją dyktatury Kaczyńskiego, wykorzystując przy tym wady jego charakteru, a nawet usterki urody, co jest zabiegiem dość prymitywnym. Dochodzi do tego, że wśród konserwatywnych zwolenników PO rozpuszczane są plotki, że Jarosław Kaczyński jest homoseksualistą, a żaden prawicowiec nie powinien głosować na “pedała”. Wszystkie chwyty w tej grze są jak widać dozwolone. Mało kto jednak zauważa, że PO rządzona jest przez Tuska równie dyktatorsko co PiS, każdy kto realnie zagrozi we władzy wodzowi, jest wycinany (jak ostatnio Schetyna). Tusk, gdyby miał przyzwolenie społeczne, sam chętnie by wprowadził dyktaturę, zdelegalizował związki zawodowe, a pracowników zapędził do “jeszcze bardziej wydajnej pracy na rzecz wzrostu PKB”. Zagrożenie dyktaturą ze strony PO jest więc podobne, jak ze strony PiS, więc różnicy wielkiej tu nie ma.

Na propagandę PO łatwo chwyta się otumaniona gawiedź z dużych miast, tzw. “wykształceni idioci”, których jedyna znajomość meandrów polityki i gospodarki polega na tym, że są “oczytani” Gazetą Wyborczą i “naoglądani” Faktami TVN. Oczywiście nie dziwię się tym, którzy głosują na PO z powodu swojego interesu klasowego. Dla zamożnych to zupełnie naturalne i z ich punktu widzenia rozsądne głosować na swoją partię, która dba o ich interesy. Jednak do wygrania wyborów nie wystarczą głosy 20 procent tych, którzy są wygrani w tym systemie. Do tego potrzeba wyżej wspomnianych “zaczadzonych” propagandą, którzy będą głosować nawet wbrew swojemu interesowi.

Wielu “oczytanych” wyborców PO, to naturalnie obecni, albo byli studenci, którzy nie mają własnego mieszkania, albo zadłużyli siebie i całą rodzinę na bajońską sumę na 30 lat i do końca swojego zawodowego życia będą niewolnikami banków, żeby mieć swój kąt. Często pracują w urągających człowieczeństwu warunkach, za pensję, która ledwo wystarcza na przeżycie. Albo pracują po butem wszechwładnego szefa, w wiecznym strachu, że szef się zdenerwuje i zwolni delikwenta. Pan doskonale wie, że ten piszczący wykształcony frajer pod jego butem, który naparza w klawiaturę przy komputerze, to jego niewolnik, bo spłaca kredyt mieszkaniowy i panicznie lęka się z tego powodu stracić pracę. Ten, który nie ma kredytu, też się boi spaść do poziomu wiecznie bezrobotnego absolwenta szkoły wyższej, których jest sporo. Od studiów mieszka w swego rodzaju komunie, po kilka osób w jednym mieszkaniu. Szans na założenie rodziny nie ma żadnej. Ale obaj codziennie wytrwale i bezkrytycznie chłoną GW, Politykę, Dziennik lub ich internetowe mutacje, które transmitują im do głów politykę niezgodną z ich interesem klasowym. Media te wmawiają im wbrew faktom, że są klasą średnią, przyszłością narodu, że tylko nieudacznicy nie mają porządnej pracy, że zabezpieczenia socjalne to przeżytek komuny, że Polska to zielona wyspa, a innym jest jeszcze gorzej itd. A nade wszystko media te wzmagają strach i pogardę względem “buraków z PiS”. Jak ci dorwą się do władzy, to Polska stanie się “pośmiewiskiem świata”, tak jakby “świat” bardzo interesowało co się dzieje w Polsce. Zaopatrzeni w taką wiedzę biegną grzecznie głosować na PO ze ślepej, nieodwzajemnionej miłości lub strachu.

Ale jest i druga strona tego medalu. Sojusznik PO, czyli PiS dba, aby nie stracić agresywnego wizerunku (podczas ostatnich wyborów sztab wyborczy złagodził Kaczyńskiemu wizerunek, ale tenże uznał, że był wtedy “otumaniony lekami po śmierci brata” i że został przez sztabowców wprowadzony w maliny, teraz zostali wycięci w PiS, aby więcej takiego “złagodzenia” już nie było). Dzięki temu zagospodarowuje swój elektorat także strachem przed “liberałami z PO”, którzy chcą wyprzedać Polskę Niemcom i Ruskim. PiS, w sojuszu z biurokracją NSZZ Solidarność, z którą są w towarzyskich związkach od lat, próbuje zagospodarować pokrzywdzonych przez obecny system. Oczywiście PiS, jak pisałem wyżej, realizuje tą samą politykę, co PO – czyli Polski tylko dla bogatych. Niemniej jednak propaganda skierowana jest do innej części elektoratu i stąd inny język jest wykorzystywany. PiS nie mówi biednym z małych miasteczek, że jest dobrze, bo ci nie są już tak zaczadzeni jak “młodzież PO” i w to po prostu nie uwierzą. Trzeba więc użyć innych forteli i haseł. Bardzo pomocny w tym celu jest nacjonalizm oraz religia, które odwracają uwagę ludzi od spraw doczesnych w kierunku abstrakcji.

PiS-owcy mówią, że interes narodowy jest najważniejszy i dlatego lepiej, żeby kapitał był w rękach polskich kapitalistów niż zagranicznych i skoro tak nie jest – mamy kryzys. PiS jest mistrzem również w przekręcaniu na swoją korzyść drugorzędnych dla przeciętnego człowieka wydarzeń, jak np. katastrofa w Smoleńsku i wmawianiu ludziom, że to co się stało jest ważniejsze niż to, że nie mają na chleb, leczenie czy mieszkanie. Bo czyż nasze marne problemy z przeżyciem do pierwszego nie giną w cieniu tak wielkiego wydarzenia jak “wymordowanie naszej elity”? A sugestie, że to był zamach rozpowszechniane są dość szeroko przez PiS-owców i usłużnych wobec nich dziennikarzy. Ludzie zamiast się buntować przeciwko realnym problemom, zajmują się szukaniem spisków i zdrad narodowych.

Dla nas, aktywistów, którzy próbują sprowadzić problemy z nieba na ziemię sytuacja jest wobec powyższego trudna, ale nie beznadziejna. Wielu aktywistów ma do czynienia z oboma przykładami fiksacji: “na PiS” i “na PO”, w zależności od tego w jakich środowiskach aktualnie działają. Jeśli chodzi o środowiska młodych wykształconych pracowników, to tu raczej dominuje propaganda PO-wska. Trzeba tłumaczyć każdemu z osobna, że nie ma co się łudzić, że wbije się do elity (statystyka niestety nie jest dla nich optymistyczna) i że robienie dobrze bogatym, nie służy biednym i średniozamożnym. Tutaj jest o tyle skomplikowana sytuacja, że wiele z tych osób utożsamiło swój interes z interesem klasowym bogatych. Są tego dwa powody: część “wykształciuchów” wierzy, że wkrótce dostanie świetnie płatną posadę i zamiast w Biedronce, czy w fabryce będzie kosić kasę jako top-menedżer w korporacji. Po co więc ma dbać o interes klasowy, skoro jego pozycja jest tylko tymczasowa? Drugi powód to neoliberalny mit utrwalany przez media, że jeśli bogatym jest lepiej, to bogactwo “skapuje” na dół w postaci większej liczby miejsc pracy. Nigdzie na świecie takiego cudu nikt nie zaobserwował, ale wiele osób w to wierzy, podobnie jak w wiele innych neoliberalnych bajek, które “na oko” wydają się mieć ręce i nogi (jak np. to, że jeśli obniżymy podatki bogatym to chętniej będą chcieli je płacić i tym samym większe będą przychody do budżetu).

Ze skrzywieniem “na PiS” mają do czynienia aktywiści, którzy działają wśród tych, którzy nie skończyli studiów, pochodzących z mniejszych miejscowości, albo mieszkańców biedniejszych dzielnic dużych miast oraz wśród ludzi starszych. Tu o tyle sytuacja jest łatwiejsza, że ci ludzie zwykle wiedzą, że sytuacja jest tragiczna i że bogaci nie chcą dobrze dla wszystkich. Na tę podstawową świadomość klasową PiS (razem z klerem) próbują jednak nałożyć “nakładkę” nacjonalistyczno-religijną, która jak pisałem wyżej odciągnie ich myślenie i działania od prawdziwych przyczyn w kierunku urojeń. Winny nie jest system jako taki, ale nieodpowiedni ludzie, którzy aktualnie rządzą, ponieważ albo są agentami Ruskich, czy Niemców, albo służb specjalnych, albo komunistami itd. Trzeba ich wymienić na prawdziwych Polaków-katolików i będzie dobrze.

PiS nie proponuje żadnych sensownych rozwiązań dla biednych i średniozamożnych. Wystarczy posłuchać ich konferencji prasowych, skupiają się wyłącznie na krytyce PO, ale nie przedstawiają żadnych alternatyw – bo ich nie mają. Czasem rzucą becikowym, co w kontekście ogromu potrzeb ludzi jest śmieszne. PiS także powiązany jest z biznesem, ale innego rodzaju niż PO. Np. lansowane przez PiS SKOK-i (Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe), jako alternatywa dla złodziejskich banków, wynika nie z przyczyn ideowych, albo dlatego, że SKOK-i robią dobrze ludziom, ale z powiązań biznesowych. Wiele osób, które miało z niektórymi SKOK-ami do czynienia uważa je za często jeszcze bardziej złodziejskie organizacje finansowe niż banki. Znam takie przypadki, które niewiele różnią się od polityk osławionego Providenta. Ale dla PiS są dobre, bo to “polski kapitał”, co z tego że wyrwany z gardła różnymi sztuczkami biednym za namową aparatczyków PiS i kleru. Nie ma dobrego kapitalizmu, wszystko jedno czy polskiego, czy niemieckiego.

Co wobec tego robić? Doświadczenie ostatnich lat pokazuje, że jedyną dla nas drogą jest po prostu bycie z tymi ludźmi. I to nie zaczynając od mądrych wykładów filozoficznych, co Bakunin sądził na temat państwa, ale działając w konkretnych sprawach pracowniczych czy lokatorskich. Ludzie często trafiają w szpony tej czy innej mafii politycznej (wszystko jedno czy nazywa się PO, PiS, czy PPP) dlatego, że nie widzą alternatywy. Nikt do nich przez lata nie wychodził z żadną propozycją. Nie należy spodziewać się też, że z dnia na dzień wyparują im te czy inne mity z głów, wtłaczane przez lata w szkole, kościele, mediach. Trzeba mieć wiele cierpliwości dla ludzi współpracując z nimi. Ale praktyka pokazuje, że w końcu ludzie się przekonują kto działa wspólnie z nimi na rzecz ich dobra, a kto tylko chce się dorwać do kasy i stołków. Ludzie widzą, np. jak warszawscy PiS-owcy próbują przypisać sobie dorobek organizacji lokatorskich. Np. jeden z kandydatów PiS napisał w swoich materiałach propagandowych, jakoby rzekomo “załatwił kilkaset spraw lokatorskich”, gdy tymczasem jego “załatwienie” polegało na tym, że odsyłał ludzi do Komitetu Obrony Lokatorów, który faktycznie te sprawy rozwiązywał. Ludzie mogą być otumanieni, ale nie są na tyle głupi, żeby nie wiedzieć kto naprawdę dla nich coś zrobił konkretnego.

Kanał XML