Ruch anarchistyczny

Proces 38 anarchistów przed sądem w Poznaniu

Kraj | Represje | Ruch anarchistyczny

1 października przed sądem grodzkim stanie 38 osób oskarżonych z art. 50 kw, tj. nierozejście się na wezwanie funkcjonariusza policji, czego dopuścić się mieli uczestnicy protestu 8 marca 2010 r. na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Wezwania nie było, za to protestujący doskonale pamiętają pałowanie, ciągnięcie za włosy i pobicia w radiowozach. Kilka osób poddało się obdukcji.

Przypomnijmy: 8 marca b.r. na terenie MTP odbywał się Kongres z okazji 20-lecia samorządu terytorialnego, w którym udział wzięło ok. tysiąca wójtów, burmistrzów, prezydentów, starostów i marszałków. Przed jego rozpoczęciem środowiska związane ze skłotem Rozbrat i poznańską Federacją Anarchistyczną zorganizowały pikietę. Protestujący pod hasłami „Miasto to nie firma. Rozbrat zostaje” – zablokowali wjazd, a następnie weszli nie zatrzymani na teren targów. Tam zostali zaatakowani przez siły prewencji policji. Wiele osób zostało dotkliwie pobitych, 38 zatrzymano i przewieziono na komisariat. Policjanci z taką siłą okładali nieuzbrojonych demonstrantów, że niektórym połamały się, wykonane ze specjalnego tworzywa, pałki.

Warszawa: Premiera filmu "Babylon System"

Kraj | Prawa pracownika | Ruch anarchistyczny

 Dyskusja po filmie Babylon System 25 września Związek Syndykalistów Polski zorganizował w klubie Plan B polską premierę filmu "Babylon System" o walce pracowników zrzeszonych w anarcho-syndykalistycznej organizacji FAU o poprawę warunków pracy w berlińskim kinie Babylon Mitte. Film pokazuje metody, które zastosował właściciel „lewicowego” kina, by próbować zniszczyć związek, oraz pokazuje opór stawiany przez pracowników i liczne demonstracje poparcia, które odbyły się m.in. w Polsce.

Kino Babylon w połowie należy do władz miasta i jest finansowane przez lewicowe władze miejskie w kwocie 350 tys. euro rocznie. Pomimo to, pracownicy, którzy pracują w kinie na niepełny etat, zarabiają głodowe stawki o wiele niższe, niż te, które zostały wynegocjowane przez związki zawodowe.

Do zatroskanych czytelników/czek CIA

Blog | Ruch anarchistyczny

Na Indymediach pojawił się wpis zatroskanego czytelnika, który na podstawie faktu, że przez półtora dnia nie było wrzucanych newsów i komentarzy, zawyrokował śmierć CIA (lub brak profesjonalizmu redakcji), czyli portalu uznawanego "niesłusznie, jako głos ruchu anarchistycznego w Polsce".

Spieszę z wyjaśnieniami, CIA nie było przez chwilę aktualizowane, bo redakcja, korzystając z dobrej aury, postanowiła zorganizować sobie spotkanie integracyjne połączone z konkretnymi działaniami na ulicy. I autor ma rację: nie, nie jesteśmy profesjonalistami i nie uważamy się za takich. Nie dostajemy za to kasy (wręcz przeciwnie, utrzymywanie serwerów kosztuje sporo). Profesjonaliści natomiast siedzą w Gazecie Wyborczej i Rzeczpospolitej.

Warto przypomnieć, bo wielu o tym czasem zapomina - Internet to jest zaledwie część rzeczywistości (choć dla niektórych, jeśli czegoś nie ma w Internecie, to nie istnieje) i dla większości redakcji CIA nie jest przestrzenią priorytetową. Zgodnie z zasadami anarchizmu nie dzielimy pracy na intelektualną i fizyczną. Nie oddzielamy teorii od praktyki. Każdy z nas zaangażowany jest w wiele działań w terenie i często po prostu wolimy wstać od kompa i zrobić coś konkretnego, do czego serdecznie zachęcamy wszystkich czytelników i wszystkie czytelniczki, zwłaszcza tych i te, którzy nic poza konsumowaniem treści nie robią. A "zatroskanym" anonimom mówimy nie martwcie się, po niezbędnych inwestycjach w sprzęt CIA nie tylko nie umarło, ale ma się coraz lepiej :-).

The CTC once again betrays Cuban workers

English | Gospodarka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycy

// Joint Communiqué MLC-GALSIC (Cuban Libertarian Movement – Support Group for Libertarians and Independent Sindicalists of Cuba)

On September 13, the newspaper Granma, official voice of the Cuban Communist Party published a communiqué (1) by the Central de Trabajadores de Cuba (CTC - Cuba’s only union) in which the official labor union announces, justifies and defends the labor adjustment measures the Cuban government has implemented, “following the process of modernizing the economic model and the projections for the economy for the 2011-2015 period” which foresees for the coming year “a reduction of over 500,000 workers from the state sector and their transfer to the private sector”.

The reply (not by chance) of Fidel Castro to an American journalist’s question, admitting that “the Cuban model doesn’t work, even in Cuba” and the shameful and cynical pronouncement by the CTC announcing, justifying and defending the firing of half a million Cuban workers – a measure decided unilaterally by the government of President-General Raúl Castro – clearly show that the Castro brothers are saying goodbye to socialism but not to power, and that in order to continue in power they are ready to implement an economic policy of naked capitalism.

Bielsko-Biała: Protesty lokatorskie

Kraj | Lokatorzy | Ruch anarchistyczny

Bezpośrednim powodem poniedziałkowych manifestacji był proces karny Marii Jury, bielszczanki i działaczki Komitetu Lokatorskiego „Pod Bezpiecznym Dachem”, którą prezydent Jacek Krywult pozwał w trybie oskarżenia prywatnego. Oskarżona miała pomówić włodarza o przyjęcie korzyści od pewnego bielskiego biznesmena w zamian za pozytywne załatwienie sprawy w magistracie. Pani Maria twierdzi jednak, że w tym procesie nie chodzi o pomówienie.
– To jest proces pokazowy – oświadczyła Maria Jura, przemawiają wczoraj na manifestacji przed bielskim ratuszem. – Chodzi o to, żeby poprzez ukaranie mnie zamknąć usta wszystkim lokatorom. Żeby nie przychodzili na sesje rady miasta, żeby nie mówili o swoich problemach. Bo my nie jesteśmy podmiotem, jesteśmy przedmiotem polityki władz miasta. Bo, niestety, doszło do tego, że pan prezydent Krywult zafundował nam politykę mieszkaniową, która godzi w poczucie bezpieczeństwa lokatorów – stwierdziła Maria Jura. Punktualnie o 10.00 przed Sądem Rejonowym w Bielsku-Białej przy ul. Bogusławskiego, gdzie miała się odbyć rozprawa Marii Jury, rozpoczęła się w poniedziałek pikieta w obronie oskarżonej.

Iran uwolni anarchistkę, ale za pół miliona dolarów

Świat | Dyskryminacja | Militaryzm | Ruch anarchistyczny

Mimo wcześniejszych zapowiedzi amerykańska anarchistka Sarah Shourd wciąż nie opuściła irańskiego aresztu. Dziś prokurator prowadzący sprawę zapowiedział, że zostanie uwolniona, ale po wpłaceniu pół miliona dolarów kaucji. Procedura jest utrudniona, gdyż Iran i USA nie utrzymują jakichkolwiek stosunków dyplomatycznych - wszelkie negocjacje i transfery pieniężne odbywają się przez ambasadę Szwajcarii. Władze Iranu zapowiadają też, że kobieta nie została zwolniona z zarzutów, ale będzie mogła opuścić kraj mimo dalszego postępowania. Na temat losu dwójki pozostałych anarchistów wciąż nic nie wiadomo.

Za: AP

Strajk czynszowy w 1931 r. w Barcelonie

Lokatorzy | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Strajk czynszowy w Barcelonie z 1931 r. nie tylko pozwolił klasie pracującej obniżyć koszty związane z utrzymaniem mieszkania, ale też był doświadczeniem edukacyjnym w sztuce samoorganizacji dla tysięcy pracowników. Był to jeden z frontów walki społecznej w tamtych czasach, który przyczynił się do najbardziej – jak dotąd - udanej próby obalenia kapitalizmu i wprowadzenia anarchistycznego ustroju.

Slumsy i baraki

W ciągu 15 lat poprzedzających strajk, ludność Barcelony zwiększyła się o 62%. Barcelona była jednym z najszybciej rosnących miast w Europie. Szalała inflacja, przy jednoczesnej stagnacji płac. Czynsze wzrosły nawet o 150%. W tym czasie zbudowano jedynie 2200 domów komunalnych, a miasto przeżywało gigantyczny kryzys mieszkaniowy wraz z rozrostem slumsów na obrzeżach miasta.

W latach 20’tych, CNT działało nielegalnie, a wielu członków organizacji wykazywało się biernością. Najbardziej zdeterminowani działacze toczyli wojny z policją i gangami pistoleros na usługach właścicieli i przedsiębiorców. Po upadku dyktatury Primo de Rivery w 1930 r., powstał nowy rząd, który ogłosił powstanie republiki w 1931 r. CNT wyłoniło się z cienia.

Jako organizacja anarchistyczna, CNT pragnęło poszerzyć bazę związku i utworzyć prawdziwy ruch społeczny oparty na uczestnictwie. Konieczne było zatem poszerzanie wpływów. Jedynym sposobem było stworzenie organizacji masowej i uczestnictwo w walce, która położy fundamenty pod przyszłe społeczeństwo i nauczy ludzi podstawowych umiejętności, które były potrzebne, by osiągnąć ten cel.

Idea

W styczniu 1931 r., gazeta Solidaridad Obrera opublikowała artykuł wzywający do działań w związku z kryzysem mieszkaniowym. W kwietniu tego samego roku, robotnicy budowlani należący do CNT utworzyli Komisję Obrony Ekonomicznej, by zbadać wydatki każdego pracownika w odniesieniu do płac i wysokości czynszów. W dniu 1 maja, Komisja przedstawiła swoje pierwsze podstawowe żądanie: obniżka czynszów o 40%. W krótkim czasie opublikowano na ten temat kolejne trzy artykuły w gazecie Solidaridad Obrera. Oprócz tego postulatu, Komisja domagała się od pracodawców zatrudnienia o 15% więcej pracowników, oraz uzgadniania cen żywności z lokalnymi grupami obrony pracowników, w celu wyplenienia spekulantów.

Po ogłoszeniu tych żądań, rozpoczęły się akcje indywidualne. 4 maja, pracownicy pomogli eksmitowanej rodzinie powrócić do zajmowanego wcześniej mieszkania. Komisja zachęcała do podobnych działań podczas wieców w dzielnicach robotniczych Barcelony i okolicznych miejscowości. Wiece były kontynuowane przez cały czerwiec i lipiec.

W wiecach uczestniczyło wiele kobiet, jako że to one zazwyczaj musiały radzić sobie z płaceniem za czynsz i za rachunki. Rozdano wiele tysięcy ulotek i organizowano masowe demonstracje. W dniu 23 czerwca, eksmitowana rodzina w dzielnicy L’Hospitalet została z powrotem wprowadzona do swojego dawnego mieszkania, co wywołało burzliwe dyskusje w całej dzielnicy.

Podczas masowej demonstracji, która odbyła się 5 lipca, ogłoszono postulaty kampanii:

  • za miesiąc lipiec, lokatorzy odpiszą sobie kaucję wpłaconą właścicielom
  • od kolejnego miesiąca, czynsze będą płacone tylko w wysokości 40% poprzedniej wartości
  • bezrobotni zostają zwolnieni z opłat czynszowych
  • jeśli właściciele nie zgodzą się na przyjęcie zmniejszonych czynszów, nie dostaną niczego i ogłoszony zostanie pełen strajk czynszowy

Nie ma czynszów dla właścicieli

Komisja Obrony Ekonomicznej podawała, że w lipcu było 45 tys. strajkujących, a w sierpniu ich liczba wzrosła do 100 tys. Każdy kwartał dzielnic robotniczych organizował się, tak, że władze nie miały dość policjantów, by zapobiec ponownemu wprowadzaniu się eksmitowanych rodzin.

Od lipca nasiliły się represje wobec strajkujących. Izba Handlowa nakazała aresztowania wszystkich organizatorów strajku. Zakazano demonstracji i akcji ulotkowej planowanej na 27 lipca.

Na początku sierpnia, Komisja Obrony Ekonomicznej opublikowała serię artykułów obnażających oszustwa podatkowe właścicieli kamienic, co pokazało dobitnie, że istnieje inne prawo dla bogatych, a inne dla biednych. Państwo, ze swojej strony, aresztowało 53 członków CNT. Doprowadziło to do zamieszek w więzieniu i do strajku generalnego poza murami więzienia. W październiku, Komisja musiała zejść do podziemia w wyniku ciężkich grzywien, które dotknęły CNT za to, że organizacja odmówiła podania nazwisk organizatorów strajku.

Strajk dobiegał do końca, ale w wielu dzielnicach nigdy się zupełnie nie zakończył. Strajk został złamany, gdy policja zaczęła aresztować lokatorów, gdy wracali do swoich domów. Niektórzy lokatorzy wiązali nadzieje z Dekretem Czynszowym (z grudnia 1931 r.), który miał dawać prawne podstawy do ubiegania się o uczciwy czynsz. Nie było niespodzianką, że dekret okazał się zupełnie bezużyteczny.

Skutki strajku czynszowego

Dopiero masowe represje państwowe położyły kres strajkowi. Jednak było to wartościowe doświadczenie, które przyniosło dalsze owoce. Dla wielu młodych, był to pierwszy kontakt z anarchizmem i akcją bezpośrednią. Dzięki temu, przyłączali się do CNT i w 1936 r. byli już rewolucjonistami. Strajk czynszowy był początkiem wielu kampanii, które wdrożyły anarchistyczne idee i anarchistyczną praktykę w wielu społecznościach. Ludzie nauczyli się odgrywać pierwszoplanową rolę w walce o swoje własne wyzwolenie. Nauczyli się kwestionować zastany porządek rzeczy. Upadły też dzięki temu wszelkie złudzenia i wiara w rząd republikański.

Lekcje masowych działań i samoorganizacji zostały potem wykorzystane przez ludzi, którzy tworzyli historię w 1936 r.

Gdy w 1936 r. w Hiszpanii zorganizowano faszystowski pucz, lewica w Hiszpanii i w innych krajach wezwała państwo do stłumienia faszyzmu. Bardziej radykalne grupy marksistowskie wezwały państwo, by "uzbroiło robotników" (wcześniej słyszano te same postulaty, gdy faszyści przejęli władzę we Włoszech i Niemczech). Zamiast tego, anarchiści z CNT po prostu wyszli na ulice, sami zdobyli broń i bezzwłocznie przystąpili do walki z faszystowskim puczem, która wtedy zakończyła się zwycięstwem.

Dlaczego tak się stało? Anarchizm cieszył się już wtedy dumną tradycją samoorganizacji i masowego udziału społeczeństwa. Anarchiści w Hiszpanii nie błagali rządu, by poskromił faszystów. W 1936 r., dziesiątki tysięcy anarchistów były gotowe, by zdobyć broń i walczyć z faszyzmem. Nie potrzebowali przywódców, nie czekali na działania rządu - po prostu wiedzieli, co należy zrobić i zrobili to.

Ta umiejętność samoorganizacji miała swoje źródła m.in. w dziedzictwie strajku czynszowego z 1931 r.

Dermot Sreenan
http://flag.blackened.net/revolt/rbr/rentrbr2.html

Hiszpania: Zemsta pracodawcy na związkowcach CNT

Świat | Prawa pracownika | Represje | Ruch anarchistyczny | Strajk

W sierpniu odbyła się seria strajków pracowników służby lotniskowej na lotnisku Prat w Barcelonie. Strajk zorganizowali pracownicy zrzeszeni w CNT w firmie Flightcare. Flightcare to jedna z firm, która obsługuje bagaż i fracht na lotnisku.

Podczas dwutygodniowej serii strajków, pracownicy przerywali pracę do 4 godzin dziennie. Firma Flightcare nie chciała negocjować z pracownikami. Związkowcy domagali się lepszych warunków BHP oraz regularnego czasu pracy, w tym uregulowania systemu zmianowego.

Strajk zakończył się 27 sierpnia. Niestety, w tym tygodniu firma zwolniła kilku pracowników będących członkami CNT. Teraz planowane są akcje solidarnościowe. Związek będzie domagać się przywrócenia ich do pracy. Nie wykluczone, że odbędzie się także nowa akcja strajkowa.

Oświadczenie CNT (w jęz. angielskim)

http://huelgaenflightcarebarcelona.blogspot.com
http://cnt-hospi.blogspot.com/
http://seccionsindicalcntflc.blogspot.com

Chile: Rajdy policji na skłoty i mieszkania aktywistów

Świat | Represje | Ruch anarchistyczny

Chilijska policja dokonała fali rajdów przeciwko anarchistom, przeszukano 17 domów, aresztowano 14 ludzi. Rajdy i aresztowania mają związek z serią zamachów bombowych przeciwko instytucjom państwowym. Natychmiastowo rozpoczęto też procesy skazujące zatrzymanych, szczegółowe informacje na temat postępów w procesie znaleźć można (w języku angielskim) tutaj.

Chilijskie służby specjalne badają także wątek niemiecki, ponieważ wysłały one do służb niemieckich prośbę o sprawdzenie czy do chilijskiej grupy nie napływały pieniądze od niemieckich działaczy.

http://fireandflames.blogsport.de

Hiszpania: Konferencja o prekaryzacji i kooperatywach

Świat | Prawa pracownika | Ruch anarchistyczny

13-15 sierpnia w Hiszpanii odbyła się konferencja Międzynarodowego Stowarzyszenia Pracowników poświęcona tematom niepewnego zatrudnienia oraz kooperatyw pracowniczych. Delegaci z 12 sekcji (m.in. Hiszpanii, Portugalii, Wielkiej Brytanii, Francji, Polski, Rosji, Słowacji, Norwegii) oraz goście przedstawili sytuację w swoich krajach, dyskutowali o formach działań i strategii oraz prowadzili debaty na temat strategii anarcho-syndykalistycznej.

W pierwszych dwóch dniach konferencji, sekcje MSP przedstawiały także informacje o swoich kampaniach na rzecz pracowników "sprekaryzowanych" - to znaczy, pracowników pracujących bez umów, lub mających inne formy niepewnego zatrudnienia, w tym imigrantów. Widać było wspólne problemy w organizowaniu się tego typu pracowników (strach przed utratą zatrudnienia, konieczność znalezienia innej pracy nawet jeśli nie uzyskali wynagrodzenia za poprzednią pracę). Rozważono strategie, które umożliwiłyby podjęcie skutecznych działań - przezwyciężając rozpoznane problemy.

Ostatni dzień był poświęcony tematowi kooperatyw. Dyskutowano wady i zalety kooperatyw pracowniczych oraz ich relacji z kapitalistycznym otoczeniem - zwłaszcza w kwestii możliwości przetrwania w postaci autonomicznej pomimo zależności od zewnętrznych systemów dystrybucji i konkurencji. Odbyła się bardzo długa dyskusja na ten temat.

Szwajcaria: Marco Camenisch od 20 lat przebywa w więzieniu

Świat | Ekologia/Prawa zwierząt | Represje | Ruch anarchistyczny

Marco Camenisch jest więźniem politycznym od prawie 20 lat, znanym ze swojej aktywnej roli w ruchu antynuklearnym. W latach 70’tych brał udział w akcjach bezpośrednich przeciwko elektrowniom atomowym, w tym w sabotażach infrastruktury elektrowni. Jako zielony anarchista, aktywnie wspierał radykalne kampanie ekologiczne, zarówno będąc na wolności, jak i w więzieniu. Obecnie przebywa w więzieniu w Pöschwies/Regensdorf niedaleko Zurychu

Za dwa lata ma odbyć się wokanda w sprawie warunkowego zwolnienia z więzienia, które według szwajcarskiego systemu powinno zostać udzielone. Jednak Marco nie jest traktowany jak inni więźniowie. Odmówiono mu czasowego zwolnienia na czas leczenia (jest chory na raka) a leczenie, które otrzymuje w więzieniu nie jest wystarczające. Jednym z powodów odmowy czasowego zwolnienia jest to, że Marco ma zbyt wielu przyjaciół za kratami, którzy mogliby pomóc mu uciec. Jednak paradoksalnie, kryteria zwolnienia wymagają, by więzień miał poza murami do kogo się zwrócić o pomoc.

Historia represji wobec Marco zaczęła się w styczniu 1980 r., gdy został aresztowany wraz z grupą innych ludzi. Szwajcarski sąd uznał go za winnego użycia ładunków wybuchowych, by zniszczyć słup energetyczny i elektrownię w Bad Ragaz. Został za to skazany na 10 lat więzienia. Podczas rozprawy, Marco odmówił współpracy i nie uznał prawomocności sądu. Podczas przemówienia w sądzie oznajmił, że antynuklearne akcje bezpośrednie wiążą się dla niego z walką z całym porządkiem kapitalistycznym.

66 rocznica Powstania Warszawskiego

Kraj | Antyfaszyzm | Ruch anarchistyczny

 Złożenie kwiatów i zniczy Dnia dzisiejszego, jak co roku, przedstawiciele Stowarzyszenia Wolność-Równość-Solidarność oraz Lewicowej Alternatywy złożyli kwiaty i zapalili znicze pod Domem Profesorów - niezdobytym bastionem obrony 104 kompanii Związku Syndykalistów Polskich.

104 Kompania Związku Syndykalistów Polskich była jedną z głównych jednostek powstańczych walczących podczas Powstania Warszawskiego na Starym Mieście. Militarnie podlegała zgrupowaniu AK RÓG, politycznie pozostawała jednak niezależna. Jej żołnierze walczyli pod czarno czerwonym sztandarem i z opaskami takiego koloru, co było jedną z przyczyn konfliktu z dowództwem AK. W walce wsławili się m. in. zajęciem Pałacu Krasińskich oraz Centrali Telefonicznej PAST-y.

Jak przeczytać można na stronie WRS:

„(...) chociaż patrząc z dzisiejszej perspektywy decyzja o rozpoczęciu powstania wydaje się raczej błędna, to w żaden sposób nie może to umniejszać bohaterstwa walczących w nim szeregowych żołnierzy oraz ludności cywilnej.”

Więcej informacji o 104 kompanii ZSP znaleźć można na stronach Internetowej Biblioteki Wolnościowej w tekście Michała Przyborowskiego pt. "Syndykaliści w Powstaniu Warszawskim":
http://ibw.rdl.pl/index.php?q=node/20

Relacja z poprzednich obchodów dostępna jest pod adresem:
http://www.youtube.com/watch?v=DjbI-tzlgNI

Koniec marzeń o polityce

Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Polityczna troska

U podstaw mojej pracy leży niepokój, a nie ciekawość. Nie beztroska, czysto poznawcza aktywność, która często zostaje zaspokojona w samym akcie poznawczym, ale mroczny, zimny niepokój, który traktuje poznanie jedynie jako jeden z elementów aktywności, nie wyczerpując się w myślach i słowach, ale wymagając pewnej praktyki. Niepokój, strach i krzyk, nie uspokajają się w rozpoznaniu, a raczej wynikają z postawy filozoficznej, z pewnej wiedzy. Myśl niespokojna domaga się czynu, a im bardziej poznaje, tym bardziej pragnie praktyki. Coraz częściej apelując, łamiąc normy niezaangażowanego badania, obiektywności pracy naukowej, jej obojętności wobec działania, polityki. Myśl niespokojna niczym uczestnik demonstracji ciska słowa z nadzieją, że przemienia się w czyn obracający w próżnię, unicestwiający źródło niepokoju.

Niepokój ma swoje źródło w codzienności. W powszechnym poczuciu kryzysu ogarniającym wszelkie rejony życia indywidualnego i zbiorowego. Kryzys, w niektórych przejawach jest momentem przejścia, zmiany kulturowej, której doświadczamy, i z którą jeszcze nie potrafimy się pogodzić. W dniu śmierci i narodzin wartości, norm, sposobów egzystencji, instytucji, przechodzenia od forma starych do nowych, niepokój nasila się. Dostrzega w pęknięciach wywoływanych transformacją nie tylko zagrożenie, ale i szansę. Szansę na naprawdę coś nowego. W kryzysie, zarówno subiektywnym jak i obiektywnym, dostrzega się nadzieję na zakończenie stanu wyjątkowego, zagrożenia. I o tej nadziei będę mówił przede wszystkim. Będą mówił z nadzieją, z perspektywy możliwego czynu. Świadomie apelując o ten czyn, zrzucają wygodną szatę zdystansowanego naukowca, stając się politykiem.

Tym, co najlepiej opisuje sytuację polityczno-społeczna i co ogniskuje w sobie zarówno obecną transformację jak i obiektywny kryzys, wzajemnie się potęgując, oddziałując na siebie, jest coś co można nazwać prywatyzacją oraz specjalizacja. Zjawiska te są tak istotne, że mogę uchodzić za symbol epoki, za jej hasłowy opis. One też umożliwiają panowanie nowej kultury, czynnie przyczyniają się do ustanowienia nowego porządku, jednocześnie blokując możliwość zmiany innym kierunku, przeskoku do innej krainy. Realizacji idei demokracji i dobra wspólnego. Których sens, jako wartości czy też ideału, wręcz podważają.

Prywatności ustanowiona i jej horyzonty

Co jest złego w prywatności? Co sprawia, że uznaje ją za główny problem obecnych czasów? (A raczej, że zostaje uznana, gdyż stanowisko takie przyjmuje wielu krytycznych badaczy społeczeństwa współczesnego, że wymienię Zygmunta Baumana czy Jean’a Baudrillard’a.) Co jest nie tak z prywatnością, że uznaje się ją za coś negatywnego? Jakie warunki musiały zaistnieć, że indywidualność postawiono przed trybunałem? Że nie jawi się jako gwarancja, ale zagrożenie wolności?

Hannah Arendt na przełomie lat 50-60-tych dostrzegła w ekspansji prywatności źródło destrukcji sfery publicznej, klasycznie rozumianej polityki, co wiązało się z narodzinami totalitaryzmu. To zlanie się strefy gospodarstwa domowego, życia biologicznego, z sferą życia politycznego, z polis, przyczyniło się do powstania dyktatur odnajdujących swoje zwieńczenie w obozach koncentracyjnych. Przestrzeni, które według Arendt były ściśle rozdzielone w starożytnej Grecji. Stały wręcz w jawnej opozycji: zupełnie inne zdolności były potrzebne do politycznej organizacji niż te, które znajdowały zastosowanie w domu[1]. Ustanowienie klasycznej polityki, dziedziny aktywności związanej z mową, jako pewnej specyficznej, wyższej zdolności ludzkiej (bios), polegała na usunięciu w cień, wykluczeniu z publicznej debaty, z przedmiotu publicznego zainteresowania się tego, co stanowi o biologicznym przetrwaniu, całej strefy domowej, ekonomicznej, uznanej za niższą, zwierzęcą (dozē). Tym, co odróżnia sferę gospodarstwa domowego od sfery polis, było według Arendt, to, że pierwsza organizowała się niejako pod naciskiem konieczności, a dynamikę dyktowało samo życie; druga zaś stanowiła strefę wolności. Paweł Śpiewak analizując myśl autorki O rewolucji opisuje powyższą dystynkcję następująco:

"Dom był sferą pre-polityczną, niezbędnym warunkiem bycia obywatelem. Domem rządziła zasada dominacji i siły, polityką (…) zasada mowy i rozumu. Dom opiera się na nierówności, hierarchii, polityka wymaga równości, tak by obywatel ani nie był rządzony, ani nie władał. Wreszcie, sferą domu rządzi zasada konieczności, która służy zachowaniu życia. Dom był siedzibą aktywności ekonomicznej, która z kolei nie miała dostępu do domeny publicznej. Dom w zasadzie nie dawał możliwości ujawnienie się"[2].

Zlanie się tych sfer, które dokonało się w nowożytności, stworzyło strefę społeczną, w której pojęcia polityczne uległy przedefiniowaniu. Stało się tak też z terminem prywatność. Dla starożytnych prywatność miała wydźwięk pejoratywny: żyć życiem prywatnym to żyć życiem niewolnika . Było dla Greków życiem idiotycznym, tymczasowym schronieniem dla Rzymian. Pełne znaczenie prywatność otrzymywała w odniesieniu do obszaru publicznego, prywatność to brak publicznego, pewnej rzeczywistości w której jest się widzialnym, w której można zabierać głos wraz z innymi. To brak ludzi, to „być pozbawionym możliwości osiągnięcia czegoś trwalszego od samego życia. Deprywacyjny charakter prywatności polega na nieobecności innych; jeżeli chodzi o nich, człowiek wiodący życie czysto prywatne nie pojawia się, a zatem jest tak, jakby nie istniał”[3].

Obecnie, stwierdza Arendt w 1957 roku, utożsamiamy prywatność z intymnością, którą stawiamy wyżej niż strefę społeczną. Intymność chronimy przed zakusami społeczeństwa, jest ona naszym najcenniejszym skarbem[4]. Intymność to ucieczka przed strefą społeczną, próba ocalenie siebie, przed tyranią społeczeństwa. Reakcją na utratę przestrzeni publicznej, ale też prywatnej własności rozumianej jako posiadanie własnego miejsca w świecie[5]. Strefa społeczna unieważnia nie tylko strefę publiczną, ale i prywatną. Gdy świat staje się domostwem, jedną rodziną, nikt nie posiada własnego domu i własnej rodzinny. Proces który obserwujemy w czasach nowożytnych polega na wchłonięciu przez okios polis, ale jednocześnie przez polis okios. Państwo poddało kontroli przejawy biologicznego życia obywateli, ich sposobów życia – narodziła się biopolityka. Państwo zabezpieczyło też bogactwu ochronę przed władzą publiczną.

Nie chcę wnikać tutaj w koncepcję Arendt, która nie jest wolna od błędów[6]. To, co mnie interesuje, to ta ucieczka romantyczna, która obecnie, w czasach później nowoczesności jest jak gdyby zarządzana administracyjnie. Późna nowoczesność zdaje się dokonywać ponownego zlania, intymności, z tym co społeczne. Nie ma już rodziny, ale pojedyncze jednostki okupujące samotne wyspy. Spotykające się w poczekalni do terapeuty, mijające obojętnie w drzwiach do gabinetu. O ile w nowożytności mówiło się o bycie wspólnym, wspólnie starano się rozwiązywać problemy (choćby ruch robotniczy), to obecnie nie istnieje nic, co łączy jednostki, nie ma nawet wspólnego interesu, a widocznym stają się jednostki osamotnione w świetle jupiterów, które nie mówią, do których się nie mówi. Nawet o wyzysku mówi się językiem prywatnym. Problemy zawsze dotyczą mnie. Słusznie zauważa Bauman, że opowieść innego o jego problemach, tymczasowej gwiazdy talk show, jedynie utwierdza nas w konieczności samodzielnego radzenia sobie z problemami. Ze zindywidualizowanych opowieści nie tworzy się żadna wspólność[7].

To obecne przesunięcie, nową transformację doskonale ujmuje Baudrillard. W wywiadzie rzecze stwierdza: „’Państwo to ja’, ‘Państwo to my’ zmieniło się niepostrzeżenie w ‘Państwo to ty!’”[8]. Świat obiektywny ukrywa się w jednostce, redukuje do poszczególnego istnienia, które staje się w pełni odpowiedzialne za wydarzenia, jedyną siłą działającą, mogącą coś zmienić. Pojedynczy, osamotniony, i mogący się tylko odnosić do siebie samego. Następuje transfer odpowiedzialności: „przeniesienia wszystkich problemów na tych, którzy z ich powodu cierpią. Parodia ideału wzięcia losu w swoje ręce”[9]. Emancypacji ulega nie jednostka, ale Państwo, Kapitał emancypują się od obywateli, pracowników. Bauman nazywa ten proces w swoich książkach: „indywidualizacją problemów społecznych”, czyli apelowaniem do jednostki, by rozwiązała coś, co z natury swej rzeczy przekracza jednostkę. Przeniesienie odpowiedzialności na jednostkę, uspołecznia się jednocześnie koszta, prywatyzując zyski.

Prywatność zostaje ustanowiona, wytworzona, przez coś zewnętrznego. „Priorytety, pisze Baudrillard, został przyznany sieci, a nie jej abonentom”[10]. Nie jest schronieniem, domem, który zbudowała, intymnością pełną autentycznych treści, wewnętrznym głosem, ale odbiornikiem, miejscem wyznaczonym i wytworzonym przez coś, treścią pochodzącą z zewnątrz. Jest Państwem, jest Kapitałem, w tym znaczeniu, że interioryzuje zasady i normy systemu. Tym samym nie jest czymś osobnym, czymś co mogłoby się przeciwstawić, ale elementem, niejako samym tym systemem, czymś komplementarnym. A już na pewno warunkującym istnienie nowego globalnego nieporządku. Nie stanowi oporu, miejsca rewolty, ale jako taka, osamotniona i biorąca udział w grze, której zasad nie zna, której zasady nieustannie się zmieniają, stara się dostosować do aktualnej rozgrywki – tak by dziś nie przegrać, jak inni. Wolność stanowi jedynie chwyt reklamowy, dyscyplinujący i mistyfikujący.

Powyższy problem zauważa jeden z najwnikliwszych krytyków społeczeństwa późnej nowoczesności, spektaklu rozproszonego, kolega Baudrillarda z czasów Międzynarodówki Sytuacjonistycznej, Guy Debord. Wskazuje on między innymi na stan odosobnienia, wykorzenienia, osamotnienia podmiotu, który nie należy do siebie, ale do tego, co przedstawia go. Do obrazu siebie na ekranie telewizora, kolorowym piśmie. Odosobnienie jednostki jest subiektywnym przejawem sytuacji obiektywnej, wynika ze struktury społecznej, opartej na alienacji pracy, przenoszącej się na inne rejony życia, w tym na konsumpcję, w której niby mamy odnajdować utracona moc twórczą. Nie odnajdujemy jej, stwierdza Debord, a jedynie potęgujemy wyobcowanie, oddzielenie w sferze tak zwanej wolności. „Nie można bowiem odzyskać nawet cząstki działania skradzionego przez pracę, podporządkowując się jej wytworom”[11].

Ekspansja spektaklu w życie prywatne, w intymność, sprawia, że nie można mówić o jednostce w klasycznym, emancypacyjnym znaczeniu. Jak pisze Debord:

„Jako że egzystencja ludzka coraz ściślej podporządkowuje się normom spektakularnym, a więc pozostawia coraz mniej miejsca na doświadczanie autentycznie, dzięki którym wykształcają się indywidualne preferencje, osobowość stopniowo zanika. Jednostka, jeśli tylko zależy jej na zdobyciu uznania w tym społeczeństwie, jest skazana paradoksalnie na stałe wypieranie się samej siebie. Jej egzystencja opiera się bowiem na wierności coraz to nowym przedmiotom, na nieodmiennie rozczarowującym zachłystywaniu się kolejnymi oszukańczymi towarami”[12].

Wytworzona jednostka wywłaszczona z osobowości musi nieustannie zabiegać o dostosowanie do panującego systemu, do mody, lansowanego stylu życia, i bacznie patrzeć kiedy dane tożsamości ulegają przeterminowaniu. Wymóg ten jest kwestią być lub nie być, gdyż, jak zauważa Bauman, kto nie biegnie w miejscu, ten szybko zasila szeregi ludzi zbędnych, ląduje na wysypisku śmieci.

Jednostka jak już powiedziałem zostało ustanowiona w imię zreformowanego systemu kapitalistycznego, który bardziej od producentów z ich solidnymi tożsamościami, ustabilizowanym życiem i pewnością, potrzebuje elastycznych konsumentów zainteresowanych nieustanną konsumpcją. Wolnościowa narracja ujednostkowienie rozbraja jednocześnie opór i wytwarza przestrzeń pozwalającą na uprawianie polityki dostosowanej do nowych warunków. Prywatyzacja nie rozbraja systemu, ale stabilizuje go, czyniąc odpornym, niejako szczepiąc przed rewolucją. Szczepionką tą jest zawężenie horyzontów, transfer odpowiedzialności. Odpowiedzialność za coś, na co się nie ma realnego wpływu.

Oddzielna, samotna jednostka, snująca jedynie prywatne opowieści, nie jest w stanie dostrzec systemowych uwarunkowań własnej sytuacji. Wytworzyć narracji, która ukazywała by całościowe powiązania, przekraczała horyzont danej chwili, danego momentu przydarzającego się akurat jej. Według Urlicha Becka nawet zjawisko bezrobocia nie jest w stanie rozerwać klatki prywatności. W sytuacji gdy wzrasta liczba bezrobocia, gdy staje się realnym zagrożeniem dla każdego z nas niezależnie od zajmowanego stanowiska, wykształcenia, zdolności i znajomości – problemem dotyczącym wszystkich, nawet w takiej sytuacji nie pojawia się kolektywna narracja i praktyka. Jak pisze:

„To jest tak jak w metrze. Jedzie się kilka stacji, potem wysiada. Przy wsiadaniu myśli się już o wysiadaniu. Ludzie spoglądają raczej na siebie nawzajem z zażenowaniem. Wola, aby wysiąść, którą każdy niesie w sobie, podobnie jak to, iż każdy ma na ustach swoją własną historię wejścia do pociągu, nie łączą”[13].

Bezrobocie traktowane jest jako coś co się mi przydarza i z czym ja muszę sobie poradzić. Poprzez kolejne szkolenie, opanowanie kolejnego języka, lepsza prezentację, pozytywne myślenie. To, że nie mam pracy, jest jedynie i wyłącznie moją winą. Nic nie szkodzi, że ostatnia fabrykę zamkniętą, a wszystkie usługi od serwowania jedzenia przez sprzedaż biletów po roznoszenie ulotek zostały obsadzone przez innych zwolnionych. Nic nie szkodzi, że w podobnej sytuacji jest ponad 20 % mieszkańców. Wzrok jednostki jest, jak zauważa Bauman, skierowany do wewnątrz. Krytyka może dotyczyć tylko mnie, nie warunków, które sprawiły że jestem obecnie bez pracy. Winny jestem ja. Tylko ja. I tylko takie myślenie jest uprawnione. „Społeczeństwo nie istnieje”, „Nigdy więcej zbawienia przez społeczeństwo” rozbrzmiewają z autorytarną mocą.

Wyzwolenie jednostki i obdarzenie jej odpowiedzialnością nie byłoby tak destrukcyjne, gdyby obdarzona została narzędziami pozwalającymi zmieniać rzeczywistość, realnie kształtować swoje życie. Tymczasem jednostki zostały tego pozbawione. Są jedynie jednostkami formalnie, mają działać, tak jakby miały wpływ na rzeczywistość, mogły kreować swoje życie. W swojej realnej bezradności mogą jedynie próbować dostosowywać się, utrzymać przy życiu, wszelkimi dostępnymi środkami, które okazują się nieodpowiednie. I odpowiednimi być nie mogą, gdyż wymagałoby to przekroczenie ustanowionej indywidualności. Wykroczenia poza prywatną perspektywę. Jak pisze Bauman:

„Rzecz nie w tym, że rozważania biograficzne wydają mi się uciążliwe i kłopotliwe, lecz w tym, że po prostu nie istnieją żadne biograficzne rozwiązania systemowych sprzeczności, toteż niedostatek rozważań pozostawionych do naszej dyspozycji należy zrekompensować rozwiązaniami iluzorycznymi”[14].

Specjalizacja czyli myślenie na usługach systemu

Ustanowiona przez płynny kapitalizm jednostka opuszcza agorę, występuje jedynie jako gwiazda, tymczasowo wyodrębniona i osamotniona opowiada równie osamotnionym o samotności, intymności. Debaty, o ile się jakieś jeszcze toczą, dotyczą problemów seksualnych pani X, rzucania palenia przez pana Y… Wraz ze śmiercią mamy do czynienia ze śmiercią intelektualisty. Kontestatorzy, rewolucjoniści, buntownicy, wiecznie niezadowoleni, podważający zastany porządek, awanturnicy odeszli do historii zajmując miejsce obok romantycznej figury pirata. Dzieci mogą się w nich jeszcze bawić.

Intelektualista jako postać kontestatora, krytyka ustępuje miejsca specjaliście i ekspertowi. Ta zmiana warty ma doniosłe znaczenie dla życia społeczności, dla politycznej kondycji współczesności. Oznacza ona jakościową zmianę na agorze. Wydaje się, że odejście figury zaangażowanego intelektualisty do muzeum osobliwości potęguje skutki prywatyzacji, indywidualizacji, wspomaga ucieczkę władzy od polityki i utrudnia wyłonienie się krytyki przekraczającej horyzont jednostkowy.

Frank Furedi w swojej głośnej książce zatytułowanej Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?[15] podejmuje między innymi refleksję nad wycofaniem się myślicieli z życia społecznego, nad zanikiem debaty intelektualnej. Wiążąc powyższe zjawisko z ogólnym kryzysem uniwersytetu i upadkiem autorytetu nauki, jak również strukturalnymi przemianami życia społecznego. Analiza jaką dokonuje jest przeprowadzana z pozycji konserwatywnych, z perspektywy kultury, która odeszła do przeszłości, mimo to, zawiera wiele ciekawych uwag. Krytyka Furediego wydaje się być celna, z tą uwagą, że nie jest w stanie wysunąć programu zmiany. Jest zakorzeniona w przeszłości, która już nie nastąpi.

Intelektualista w narracji Furediego nie jest jedynie osobą wykonującą pracę umysłową, ale pewnym stanowiskiem, określoną postawą wobec idei i rzeczywistości społecznej. Cechuje ją dystans wobec panujących zwyczajów i bieżących spraw, przekroczenie partykularnych zainteresowań, zabieranie głosu w sprawach dotyczących dobra wspólnego, niejako przemawianie w imieniu całego rodzaju ludzkiego. Intelektualista żyje dla idea, a nie z idei, co pociąga za sobą konieczność zaangażowania, które oznacza nie tylko umysłowe działanie, ale ściśle polityczne. Życie intelektualisty to nieustanne opowiadanie się za prawdą, i jej obrona. Nawoływanie do reformy, rewolucji, doskonałości.

Figura intelektualisty zdecydowanie różni się od pracownika umysłowego, ale też od pracownika uniwersyteckiego, specjalisty, eksperta, profesjonalisty. Etos intelektualisty nie mieści się w nowo skrojonych szatach. Jak pisze Furedi:

„Działania takie jak krytyka panującego status quo, występowanie w roli sumienia społeczeństwa, dążenie do prawdy bez względu na konsekwencje nie należą do repertuaru zachowań przydatnych w pracy profesjonalisty”[16].

Profesjonalista to specjalista, ekspert od pewnego wycinka rzeczywistości. Jest to myślenie, stosując terminologię Deborda, oddzielone. Sfragmentalizowana analiza dokonywana za zamkniętymi drzwiami nie jest w stanie rozwinąć refleksji przekraczającej, nie jest w stanie nawiązać dialogu, ani też odnieść się do racjonalności materialnej. Myślenie takie strukturalnie zamyka się na zjawiska polityczne, odcina od wszelkiego zaangażowania. Unika wyzwań codzienności społeczno-politycznej.

Działalność intelektualna w wydaniu profesjonalnym, stwierdza Furedi, rezygnuje z zadawania społeczeństwu pytań, z całościowej analizy społeczeństwa, z krytycznego nastawienia wobec palących problemów życia zbiorowego. Profesjonalizacja jako wymóg instytucjonalny, sprawia, że myślenie traci niezależność. Staje się działaniem na rzecz instytucji, pełniąc „funkcję technokratyczną i zarządzającą”.

Instytucją, która umożliwia pracownikom zarabiającym na idei uczestniczyć w życiu społecznym stają się obecnie mas media. To one, jak zauważa Bauman, określają hierarchię myśli, zastępując Uniwersytet. „To medialna wartość wiadomości, a nie ortodoksyjne uniwersyteckie standardy naukowej wagi, określa hierarchię ważności – równie nietrwałą i chwiejną jak wartość medialna komunikatów”[17]. Występowanie poprzez media wymaga niestety zapłacenia wysokiej ceny, to jest wyzbycia się własnego głosu, dostosowania do wymogów tejże instytucji, jej zasad i wartości. Intelektualista w mediach staje się gadającą głową na usługach jakiegoś programu, jak stwierdza Furedi. Bauman przywołuje określenie Régis’a Debray`a opisujące powyższe zjawisko – mediocracy, czyli panowania przeciętności za pomocą mediów.
Istnienie za pomocą mediów nie tylko redukuje rolę myśliciela do zapewniania rozrywki, każe mu rywalizować z niewybrednym humorem seriali komediowych czy charyzmom kolejnej gwiazdy opowiadającej o swoich przeżyciach seksualnych. Intelektualista przekształcony przez instytucję w specjalistę, eksperta nie tylko traci przestrzeń umożliwiającą przekaz przekraczający, rozwinąć krytykę istniejącego stanu rzeczy, ale również przykłada się do destrukcji debaty publicznej, rozkładu klasycznej polityki. Z jednej strony kilkusekundowe slogany mające być zrozumiałe dla pięciolatka, z drugiej rozwijanie języka eksperckiego, jako nie podlegającego dyskusji, fachowej opinii inżyniera, przyczynia się do powstania mikropolityki.

Koniec snu o polityce albo spektakl jako totalitaryzm w kolorowym wydaniu

Mikropolityka według Furediego to polityka mówiąca o sobie językiem odpolitycznionym, językiem zarządzania, technokratycznym. Jak pisze:

„Nastała epoka mikropolityki, która adaptuje język technokracji i prezentuje siebie za pośrednictwem odpolitycznionego języka menedżeryzmu. Upowszechnieniu się menedżerskiego stylu w polityce towarzyszy przesunięcie w stronę czynników osobowych. Nawet ruchu protestacyjne przyswoiły sobie mocno indywidualistyczny i personalistyczny słownik polityczny”[18].

Scena polityczna mikropolityki zostaje zdominowana przez osobiste życie, zarówno obywateli jak władców. To osobowość jest tym, co zostaje zaprezentowane, a nie problemy społeczne czy program polityczny. Problemy zostają odsunięte, wyłączone z pola zainteresowań, z debaty, czy w ogóle z języka. Zamiast o ekonomii mówi się o tożsamości, zaś demokrację sprowadza się do karykatury pustej inkluzji, opartej nie na włączaniu w dyskusję, ale likwidacji dyskusji. Redukuje to co społeczne do wymiaru jednostkowego, a wszelkie reformy, problemy stara się traktować w kategoriach psychologicznych. Nie potrzeba politycznego działania, jedynie terapii.

Mikropolityka odwraca uwagę, rozbraja krytykę nie tworząc dla niej miejsca, ani języka. Tym samym profesjonalizm, ekspertyz, specjalizacja okazuje się pewną formą prywatyzacji, ogólnego trendu indywidualizacji. Elity przyczyniają się tym samym do destrukcji demokracji, klasycznie rozumianej polityki, kładąc fundament pod nowy rodzaj totalitaryzmu, unifikującego i nadzorującego jednostki w klimacie wolnościowym. „Polityka społecznej inkluzji, pisze Furedi, zmierza (…) do ukształtowania powszechnego gustu, ustandaryzowania go i w efekcie do sprawowania nad nim kontroli”[19]. Kontroli przesiąkniętej pogardą dla ludzi, kontrolą, która zakłada, że wie lepiej czego ludziom potrzeba i do czego się nadają. Nastaje coś, co Debord nazywa spektaklem zintegrowanym. Najwyższa i najniebezpieczniejsza forma dyktatury. Jak pisze radykalny myśliciel:

„Społeczeństwo, które w toku swojej modernizacji osiągnęło stadium zintegrowanej spektakularności, charakteryzuje się przede wszystkim pięcioma sprzężonymi cechami: bezustanną innowacją technologiczną, fuzją gospodarki i państwa, powszechną tajnością, fałszem pozostającym bez repliki, wieczną teraźniejszością”[20].

Tajność i fałsz bez repliki wynikają z destrukcji opinii publicznej, od odebrania jej miejsca ekspresji po pozbawienie głosu. Wymarciu agory. W pozornej demokracji zredukowanej do sprzedaży towarów podczas wyborów i osobistych przepychanek medialnych jako rozrywki dla masy podczas kolacji, władza działa poza kontrolę. Nikt jej nawet nie zadaje pytań.

Podobny niepokój zieje ze dzieł Baumana. Dostrzega on, że indywidualizacja we wspomnianym powyżej sensie może stanowić zagrożenie dla demokracji. Jak pisze: „odwrotną stroną indywidualizacji może być korozja i powolny rozpad społeczeństwa obywatelskiego”[21]. Jednostka jako wróg obywatela i indywidualizacja jako destrukcja społeczeństwa obywatelskiego, polityki, stają się takimi zmorami, gdyż zjawiska powyższe wiążą się z kolonizacją sfery publicznej przez prywatne niepokoje i zainteresowania, sferę intymną. Jako jedyni prawomocni lokatorzy, eksmitują wszelką inną narrację. Czynią kwestie społeczne niezrozumiałymi. Tym samym polityka płynnej nowoczesności sprowadza się do żądania wolności dla intymności, ugruntowania prawnego dla wyłączne obecności indywidualności na arenie publicznej oraz postulatu państwa policyjnego. Państwo ma jedynie zapewniać ochronę przed wykluczonymi, zajmować się społeczną eliminacją ludzi nadliczbowych[22].

Powyższe postulaty są zgodne z interesem elit polityczno-ekonomicznych. Czynią cyrkulację kapitału i produkcję ludzi wykluczonych procesem niewidocznym, mającym co najwyżej źródło w samej jednostce, jej nieudacznictwie. Jak również zwalają na rozwijanie aparatu represji umożliwiającego akumulacje kapitału, transfer kosztów na społeczeństwo i eksploatację ludzi. Państwo jako nocny stróż jest faktycznie państwem policyjnym.

Polityka się skończyła. Pozostały opowieści o problemach osobistych, domowych, ściśle prywatnych, nawet gdy takimi nie są jak wspomniane bezrobocie. Osamotnione jednostki wobec niezrozumiałej rzeczywistości. Jednostki starające się nie stać zbędnymi, chociaż nie posiadają żadnych narzędzi pozwalających im obronić swoje istnienie przed systemem. Nie mają już żadnego schronienie. Prywatność stała się w pewnym sensie państwowa, publiczna, stawką gry. Wrogiem nie przyjacielem. Wyrokiem nie azylem.

Czy to oznacza, że musimy się rozstać z marzeniem o demokracji? Czy jesteśmy skazani na spektakl, a jedyne co możemy zrobić, to wzorem Deborda, zapić się na śmierć w akcie buntu – jednostkowego i jałowego? Czy polityka może już jedynie oznaczać zwierzenia sezonowych gwiazd z ich problemów seksualnych, podczas gdy władza międzynarodowych elit funkcjonować będzie bez wszelkiej kontroli? Czy jedynie pozostaje nam troszczyć się o indywidualne przetrwanie i póki się da unikać wysypiska, stania się zbędnym? Czy mamy, mówiąc krótko, do czynienia z końcem marzeń o demokracji? Czy można wyznaczyć pola bitew o realną emancypację, miejsca z których wyłonić się może prawdziwa partycypacja dotycząca wspólnych problemów? Gdzie i kto podniesie sztandar? Gdzie można znaleźć siły, perspektywy, miejsca z których możliwe stanie się przekroczenie logiki spektaklu, jakaś radykalna praktyka polityczna?

W stronę innej kultury albo obrona nigdy nie istniejącej polityki

Jedno wydaje się pewne: demokracja w swoim liberalnej formie jako system reprezentacji, z partiami jako głównymi podmiotami, przeszła do historii. W spektaklu ukazała swoją istotę oddzielenia, logikę towaru, którą tak na prawdę reprezentuje. Powszechna niechęć do głosowania w wyborach unaocznia, że system parlamentarny stanowi jedynie fasadę, za którą działa niekontrolowana władza. Polityka, o ile ma przetrwać, przybrać musi inną postać. Dostrzega to również Bauman, który stwierdza, że od strony państwa, partii nie ma co oczekiwać nadziei – one nas nie zbawią. Stanowią raczej część problemu. Chociaż sam Bauman nie potrafi przekroczyć horyzontu państwa socjalnego i myślenia w kategoriach reprezentacji, to widzimy, że sam postulat państwa socjalnego brany jest bardziej jako postulat etyczny i ewentualny punkt wyjścia, miejsce odbicia się do dalszego przekształcania w anarchistycznym duchu porządku społecznego. Państwo socjalne wydaje się być postulowanym minimum mającym ochronić demokracje przed totalitaryzmem, a nie punktem dojścia. Jedynie jako gwarant odwagi społecznej do podejmowania wyzwań, nie zwieńczeniem działania. Przy czym podmiotem tworzącym państwo socjalne jest nie partia, a jakiś niesprecyzowany przez Baumana ruch społeczny. Niemniej pojawia się tutaj szczelina, przez którą zaczyna przeświecać inna idea polityki. Polityki poza państwem i reprezentacją. Ale też poza klasycznymi związkami zawodowymi z ich hierarchią i liderami.

Giorgio Agamben formułuje istotę nowej polityki, która może stanowić punkt wyjścia, następująco:

„nowość polityki, która nadchodzi, polega na tym, iż przybierać ona będzie już nie formę walki o przejęcie władzy i kontrolę nad państwem, lecz formę konfliktu między państwem a tym, co niepaństwowe (ludzkością), nieprzezwyciężalnej rozbieżności między jakimkolwiek pojedynczościami a organizacją państwową”[23].

Definicja ta, chociaż wskazuje na przeniesienie ciężkości analizy, zmianę pola teoretycznego, jak również przemianę samej praktyki politycznej, zdaje się odnosić do innych realiów społecznych. Agamben swoją definicję kształtuje na tle wydarzeń w Chinach, brutalnie zdławionej demonstracji. Chiny stanowią jednak bardziej spektakl skoncentrowany, czyli zarządzany przez scentralizowaną instytucję państwa-partii, oficjalną ideologię, niż za pomocą wolności i indywidualizacji. W naszym zintegrowanym spektaklu definicja Agambena wymaga ona przemyślenia, gdyż taka polityka ani nie jest radykalna, ani państwu nie jest w stanie zagrozić. Nie uderza ona i nie może stanowić ratunku. Jest nazbyt negatywna i uderza jedynie w państwo, pomijając sferę gospodarczą. Podnosi jedynie kwestie wolności, pomijając niedostatek bezpieczeństwa. Staje się nijako komplementarna z prywatyzacją. Chociaż wiadomo, że teoretycznie byt jakikolwiek nie jest systemową jednostką. To jednak pewne warunki poza negatywnymi muszą zostać spełnione, o czym Agamben nieśmiało napomina w swoich dziełach postulując zniesienie pracy.

Przemyśleć Agambena, a raczej przemyśleć politykę poza państwem, politykę będącą u swoich korzeni demokratyczną, to myśleć ją nieustannie. Jest to proces z konieczności otwarty i kolektywny. Myślenie takie nabrać musi charakter praktyczno-teoretyczny, znosząc w swoim łonie rozdzielenie. Nie jest więc możliwe powiedzenie ostatniego słowa, stworzenie niezmiennej definicji czy praktyki zawartej w paragrafach. Myślenie takie już niejako istnieje, przejawia się co jakiś czas, i było praktykowane zwłaszcza w ruchu anarchistycznym, od którego dzisiaj wiele się możemy nauczyć. O tym drugim rozumieniu polityki, o którym pisze między innymi Bookchin. Polityki twarzą w twarz, na najniższym stopniu, bezpośredniej, antybiurokratycznej[24].

Nie miejsce tutaj na prezentację anarchistycznej koncepcji polityki, ani na przegląd stanowisk mogących być płodnymi teoretyczno-praktycznie. A już na pewno nie miejsce dla próby krytycznej syntezy – na to chyba jeszcze historycznie za wcześnie. Wskaże jedynie na pewne punkty orientacyjne, które same w sobie nie są też bezproblemowe. Wskażę więc jednocześnie uwagę na problemy.
To, co zanika w analizach między innymi Baumana to ruch społeczny. Władza funkcjonuje bez oporu. Trudno odnaleźć, ja nie odnalazłem, konkretną analizę ruchu protestu wobec obecnego porządku społecznego. To nie uwzględnianie kontr-władzy sprawia, że problem skonstruowania polityki i obrona czy stworzenie demokracji wydają się jedynie problemami nie do rozwiązania. Między postulatem sprawiedliwości a realizacją idei sprawiedliwości pojawia się nieprzekraczalna wyrwa, wynikająca nie tyle ze specyfiki rzeczywistości, co oddzielonego myślenia. Tymczasem, tam gdzie jest władza, tam też pojawia się opór. Analiza winna wychodzić od form jakie przyjmują, praktyk które podejmują zbuntowani. To w walce zdaje się pojawiać zbawienie: przekroczenie prywatyzacji przy zachowaniu swojej jednostkowości. Gdy w wielości, podczas dyskusji wyłaniają się programy przekraczające partykularyzm jednocześnie go uwzględniając. Postulaty nieustannie modyfikowane, doprecyzowywane, komentowane. To zgromadzenia w Argentynie podczas kryzysu, to walka bezrobotnych i chłopów bez ziemi w Ameryce Łacińskiej, to Chiapas, Seattel czy ogólnie ruch alterglobalistyczny. Nie jesteśmy na początku walk, nie żyjemy w czasach pokoju, ale w samym środku wielkiej wojny domowej o zasięgu globalnym.

Analiza tychże oporów, wielu ognisk zapalnych, nieustannych walk w globalnym społeczeństwie, musi brać pod uwagę kontekst, przemiany gospodarcze. Te, z jednej strony sprzyjały indywidualizacji, ale przygotowywały grunt pod powstanie wspólności. Pod społeczną politykę demokratyczną.

Przykładem analizy uwzględniające powyższe postulaty może być refleksja Negriego na temat strajku pracowników komunikacji miejskiej we Francji, a dokładniej w Paryżu w roku 1995. Włoski autonomista zauważa, że protest ten nabrał charakteru powszechnego, przekroczył czystą branżowość, otwierając pole i tworząc język wspólnotowy. W proteście nie brali udziału jedynie sami pracownicy, ale wszyscy mieszkańcy, czynnie się w niego włączając. Połączenie, wyłonienie się przestrzeni wspólnej, nie wynikało z samej woli mieszkańców, ale ze specyficznej sytuacji ogólnej, z warunków w jakich protest się odbywał, mianowicie ze struktury metropolii, która to, tając się miejscem produkcji, jednoczy ludzi. Jak pisze Negri:

„w stadium metropolii, w tym ogromnym zbiorowisku usług istotny jest fakt, że ulega ono metamorfozie, staje się produktywne samo w sobie, a sieć metropolitalną jednoczy komunikacja. Nadanie sensu komunikacji, tworzonym przez nią związkom, jest prawdopodobnie możliwe także z punktu widzenia abstrakcyjnego, telematycznego (…) w metropoliach cielesność jednoczy się z politycznością, że tworzy się całokształt relacji powstałych i świadomie odnawianych w procesie życia we wspólnocie”[25].

Opór rozgrywa się w określonej sytuacji gospodarczo-instytucjonalnej, która prowokuje jego formy, jak też umożliwia ich wyłanianie się. Zaskakując niejednego wnikliwego analityka rzeczywistości, a może samej władzy.

Na koniec warto zauważyć, że jak wskazuje Negri, nowa polityka wspólnościowa, demokratyczna, nie może się już odwoływać do rozdzielonej sfery publicznej i prywatnej, do wyśnionej klasycznej wizji Arendt. Wizji tabuizującej. Wraz ze wspólnością pojawia się też nowy język.

„Koncepcja i definicja wspólności polegają natomiast na przezwyciężeniu zarówno koncepcji sfery prywatnej, jak i publicznej, na sięgnięciu poza te obie kategorie w ramach wspólnego zarządzania” [26].

Oskar Szwabowski

Literatura:
Agamben G., Wspólnota, która nadchodzi, tłum. Sławomir Królak, Warszawa, 2008.
Arendt H., Kondycja ludzka, tłum. Anna Łagodzka, Warszawa, 2000.
Baudrillard J., Przed końcem. Rozmawia Philippe Petit, tłum Renata Lis, Warszawa, 2001.
Bauman Z., Edukacja: wobec, wbrew i na rzecz ponowoczesności [w:] Z. Bauman, Zindywidualizowane społeczeństwo, tłum. Olga i Wojciech Kubińscy, Gdańsk 2008.
Bauman Z., Globalizacja. I co z tego wynika dla ludzi, tłum. Ewa Klekot, Warszawa, 2000.
Bauman Z., Krytyka – sprywatyzowana i rozbrojona [w:] Z. Bauman, Zindywidualizowane…
Bauman Z., Wolność i bezpieczeństwo: niedokończona historia burzliwego związku [w:] Z. Bauman, Zindywidualizowane…
Bauman Z., Życie na przemiał, tłum. Tomasz Kunz, Kraków, 2004.
Beck U., Społeczeństwo ryzyka. W drodze do innej nowoczesności, tłum. Stanisław Cieśla, Warszawa, 2004.
Bookchin M., Toward a New Kind of Political Practice, Newsletter of the Green Program Project 1986, nr 1.
Debord G., Społeczeństwo spektaklu, tłum. Mateusz Kwaterko, Warszawa, 2006.
Furedi F., Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?, tłum. Katarzyna Makaruk, Warszawa, 2008.
Negrii A., Goodbye Mr Socjalizm, tłum. Krzysztof Żaboklicki, Warszawa, 2008.
Śpiewak P., W stronę wspólnego dobra, Warszawa, 1998.

Przypisy:
[1] Zob. H. Arendt, Kondycja ludzka, tłum. Anna Łagodzka, Warszawa, 2000, s. 29 i inne.
[2] P. Śpiewak, W stronę wspólnego dobra, Warszawa, 1998, s.155.
[3] H. Arendt, Kondycja ludzka, s. 65.
[4] H. Arendt, Kondycja ludzka, s. 44-45 i inne.
[5] tamże, s. 77.
[6] Między innymi Antoni Negri zarzuca Arendt, że uległa presji środowiska, zaciążył na jej teoretycznych dokonaniach klimat zimnej wojny. „Bardzo piękne jest też to, co Arendt pisze o teorii czynu, o etyce, o kategoriach Kanta, ale ogólnie rzecz biorąc, na innych jej pracach silnie zaciążył klimat zimnej wojny”. A. Negrii, Goodbye Mr Socjalizm, tłum. Krzysztof Żaboklicki, s.32. Klimat zimnowojenny widać między innymi w jej podejściu do ruchu robotniczego. Te partie wymagają bez wątpienia krytycznego namysłu. Niewolnictwo w starożytności zepchnięte w strefę prywatną ulegało tabuizacji, było tematem niegodnym polityki.
[7] Z. Bauman, Wolność i bezpieczeństwo: niedokończona historia burzliwego związku, s. 63 [w:] Z. Bauman, Zindywidualizowane społeczeństwo, tłum. Olga i Wojciech Kubińscy, Gdańsk 2008.
[8] J. Baudrillard, Przed końcem. Rozmawia Philippe Petit, tłum Renata Lis, Warszawa, 2001, s.76.
[9] tamże
[10] tamże, s. 69.
[11] G. Debord, Społeczeństwo spektaklu, tłum. Mateusz Kwaterko, Warszawa, 2006, s.42.
[12] tamże, s. 170.
[13] U. Beck, Społeczeństwo ryzyka. W drodze do innej nowoczesności, tłum. Stanisław Cieśla, Warszawa, 2004, s. 139.
[14] Z. Bauman, Krytyka – sprywatyzowana i rozbrojona, s.132 [w:] Z. Bauman, Zindywidualizowane…
[15] F. Furedi, Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?, tłum. Katarzyna Makaruk, Warszawa, 2008.
[16] tamże, s. 45.
[17] Z. Bauman, Edukacja: wobec, wbrew i na rzecz ponowoczesności, s.159 [w:] Z. Bauman, Zindywidualizowane…
[18] F. Furedi, Gdzie się podziali…, s. 89.
[19] tamże, s. 106.
[20] G. Debord, Społeczeństwo spektaklu, s.155.
[21] Z. Bauman, Wolność i bezpieczeństwo…, s.64.
[22] Zob. Z. Bauman, Globalizacja. I co z tego wynika dla ludzi, tłum. Ewa Klekot,Warszawa, 2000 oraz tegoż, Życie na przemiał, tłum. Tomasz Kunz, Kraków, 2004.
[23] G. Agamben, Wspólnota, która nadchodzi, tłum. Sławomir Królak, Warszawa, 2008, s. 90.
[24] M. Bookchin, Toward a New Kind of Political Practice, Newsletter of the Green Program Project 1986, nr 1, [online] dostęp w internecie: http://dwardmac.pitzer.edu/ANARCHIST_ARCHIVES/bookchin/gp/perspectives1.... dostęp: 28.11.2009.
[25] A. Negri, Goodbay…, s.39.
[26] tamże, s. 41

Lekcje czeczeńskiej rewolucji cz. 2

Militaryzm | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Oto druga część tekstu Piotra Afosa, opisująca kampanię antywojenną anarchistów rosyjskich. Pierwszą część opublikowaliśmy w artykule: Anarchiści wobec drugiej wojny czeczeńskiej

To, co wydarzyło się w Czeczenii w latach 1991-1994 stanowi kolejny przykład porażki ideologii wyzwolenia narodowego. Rząd Dudajewa nie był w stanie powstrzymać grabieży i czystek etnicznych przeciw Kozakom znad Tereku, którzy żyli przynajmniej od XVI wieku na ziemiach, które nigdy nie zostały zasiedlone przez Wajnachów (Czeczenów i Inguszów). Wraz z innymi mieszkańcami Republiki, znaleźli się oni w niebezpiecznej sytuacji po upadku sowieckiego systemu administracji. Nie mam zamiaru opisywać tych wydarzeń w kategoriach „ludobójstwa”, gdyż jestem przeciwny nadużyciom semantycznym, którym poddane zostało to słowo w ciągu ostatnich 20 lat. Niemniej jednak jest znanym faktem, iż nikt, kto nie był wspierany przez bardziej archaiczne struktury społeczne (rody, klany, religie) nie mógł czuć się bezpiecznie w Czeczenii.

Byłoby skrajnym uproszczeniem opisywanie zmiany władzy, która dokonała się w Czeczenii w 1991 r. jako „zamachu stanu”. Właściwie, w Czeczenii dokonała się prawdziwa rewolucja, być może najbardziej fundamentalna ze wszystkich, które miały miejsce w dawnym Bloku Wschodnim w latach 1989-1991. W Europie Środkowej, a zwłaszcza w byłym ZSRR, zmiany dokonały się pod kontrolą przedstawicieli nomenklatury, lub opozycyjnej inteligencji. W Czeczenii za to, niższe warstwy społeczne były bardziej aktywne, niż gdziekolwiek indziej. Dudajew i jego najbliżsi współpracownicy wywodzili się z nomenklatury, ale główną siłą sprawczą tej rewolucji nie było niezadowolenie tej właśnie warstwy społecznej, ale niezadowolenie tych najbardziej marginalnych: starzejących się ofiar deportacji z 1944 r., mieszkańców wsi i bezrobotnej młodzieży. Wiązało się to ze specyfiką systemu sowieckiego w Czeczenii. Na najwyższych stanowiskach w Republice dbano o przestrzeganie parytetu narodowościowego, ale stanowiska techniczne wymagające wysokiej specjalizacji były zamknięte przed Czeczenami. Tak więc oprócz nielicznych przedstawicieli nomenklatury i inteligencji, większość Czeczenów pracowała na roli, lub na najniższych stanowiskach w miastach. Było to związane z wysokim wskaźnikiem płodności (który częściowo stanowił kompensację traumy deportacji) i ograniczonych możliwości zarobkowania, a także ze wzrostem – począwszy od lat 80'tych – ekonomii opartej na przestępczości zorganizowanej. Ci ludzie nigdy nie otrzymali niczego od władz sowieckich i mieli wszelkie powody, by darzyć nienawiścią wszystkich tych, którym udało się zintegrować z systemem.

Rok 1991 był czasem odpłaty. Tę okazję chętnie wykorzystano. Z Czeczenii uciekła wówczas ludność przynależąca do innych grup etnicznych, oraz większość inteligencji. Byłoby jedna uproszczeniem mówić, że konflikt był jedynie narodowościowy. Oprócz konfliktu pomiędzy grupami etnicznymi, istniały konflikty pomiędzy proletariatem, a inteligencją i byłą nomenklaturą, oraz konflikt pomiędzy ludnością wsi i miast.

Ponieważ stary system sowiecki nie dał aktorom rewolucji koniecznych narzędzi, by kierować nowoczesnym państwem, to co miało miejsce w Czeczenii można określić procesem „demodernizacji”. Bardziej archaiczne formy społeczne (takie, jak religia i klanowość) zastąpiły bardziej nowoczesne formy organizacji. W zderzeniu z nowoczesnym kapitalizmem, te formy przybrały skorumpowaną i zdeformowaną postać. Przykładowo, w dawnej społeczności górali, niewola (to słowo jest właściwie mylące) była rodzajem ochrony dla ludzi pozbawionych pomocy klanu i rodziny, dzięki czemu mogli zdobyć pożywienie.

Gdy do głosu doszły interesy ekonomiczne, tradycyjnie humanitarna instytucja „niewoli” zmieniła się w bardzo zyskowny handel ludźmi, który w latach 1996-1999 przybrał takie rozmiary, że stał się głównym źródłem dewiz w republice. Według "Nowaja Gazieta", większość przywódców Iczkerii, w tym Dokka Umarow (ale nie Aslan Maschadow), trudniła się tym procederem.

Oczywiście, wojna z 1999 r. nie toczyła się o “wyzwolenie niewolników”, ale o “zachowanie integralności kraju”. Powodem dla wojny z 1999 r. nie były na pewno naturalne bogactwa republiki, gdyż ilość ropy i gazu dostępna w Czeczenii nigdy nie zrekompensuje kosztów wygenerowanych do dnia dzisiejszego przez tę wojnę. Nie można jednak pominąć faktu, że handel ludźmi był jednym z głównych czynników, które zapewniły sympatię rosyjskiej opinii publicznej dla tej wojny. Separatyści tradycyjnie już obwiniają rosyjskie służby specjalne za sprowokowanie konfliktu pomiędzy frakcjami czeczeńskimi i za ich udział w handlu niewolnikami. Istnieją pewne dowody na poparcie tej tezy. Jednak trudno poważnie traktować twierdzenia, że Basajew był agentem FSB. Jest to podobne do teorii spiskowych wokół 11 września. Te teorie negują możliwość, by Muzułmanie mogli sami z siebie stworzyć silny ruch przeciw ambicjom imperialistycznym.

Teorie Abdurachmana Awtorchanowa, najważniejszego naukowca społecznego i pisarza, który mieszkał zagranicą w czasach sowieckich, który wychwalał względnie anty-autorytarną tradycję „demokracji wojowników”, nie miały wystarczającego wpływu, by skierować rewolucję na anty-autorytarne tory. Archaiczny system anty-autorytarny nie może po prostu przetrwać w otoczeniu nowoczesnego kapitalizmu. Nie ma możliwości powrotu do przeszłości. Nikt w sumie nawet nie podejmował takich prób. Dudajew jedynie pragnął stać się małym Jelcynem – tak jak Jelcyn pragnął stać się dużym Dudajewem. Atak na Czeczeński Parlament w 1992 r. został powtórzony przez Jelcyna w Moskwie rok później. Dudajew już w czerwcu 1993 r. ostrzeliwał ratusz w Groznym i wysyłał czołgi na opozycję.

Przykład rewolucji czeczeńskiej jest dobrym argumentem przeciw tym marksistom (a zwłaszcza lewicowym komunistom), którzy wierzą, że jedynie materialne uwarunkowania i struktura klasowa ruchu określają jego przyszłe losy - że komunizm pojawia się niejako samoistnie, jeśli te warunki są spełnione. Ale to nie działa w ten sposób. Emancypacja jest niemożliwa bez przeniknięcia idei anty-autorytarnych do mas społecznych. Idee są niezbędne – obok bazy materialnej. Nie chodzi tu o „zacofanie” Czeczenii. W czasach sowieckich, produkcja w Czeczenii była bardziej rozwinięta, niż w wielu innych republikach. Ale to w sowieckiej Czeczenii rosyjski proletariat był uprzywilejowany względem w większości wiejskiej ludności czeczeńskiej, która też zasilała szeregi lumpenproletariatu.

To jasne, że w latach 1991 – 1994 nie działo się w Czeczenii nic szczególnie strasznego, a na pewno nic, co mogło usprawiedliwić masakrę, która miała nastąpić. Proces dekolonizacji był o wiele bardziej brutalny wobec przedstawicieli dawnych elit w Algierii i Zanzibarze w latach 60’tych. To, co miało miejsce w Czeczenii w latach 1991-1994 powinno przypominać anarchistom, że nie każda rewolucja jest rewolucją anarchistyczną i że nie wystarczy, by była oparta na przemocy, by nie traktowała przynależności etnicznej jako klucza, oraz by była otwarta na najniższe warstwy społeczne. Oprócz wymienionych cech, konieczne jest również, by idee anty-autorytarne podzielała znaczna część społeczeństwa. W przeciwnym wypadku, historia rewolucji w Czeczenii może się powtórzyć. Krwawe konflikty pomiędzy licznymi frakcjami nowej elity i bezkarny bandytyzm i handel niewolnikami, którego ofiarami padali przedstawiciele mniejszości etnicznych (w przypadku Czeczenii, Kozacy znad Tereku, Rosjanie, Nogajowie i inni), a nawet przedstawiciele większości czeczeńskiej.

Opór anarchistów przeciw Drugiej Wojnie Czeczeńskiej

Jest prawdopodobne, że nawet bez eksplozji z 1999 r., ruch antywojenny okazał by się zbyt słaby. Ale po 1999 r. ruch antywojenny prawie nie istniał. Aż 3 miesiące musiały upłynąć od wybuchu wojny, by ruch anty-wojenny zebrał się na odwagę, by wyjść na ulice. Pierwsze demonstracje antywojenne, które odbyły się w Moskwie w grudniu 1999 r. zostały zorganizowane przez anarchistów. Drobne pikiety miały podobno miejsce wcześniej w innych miastach. Niedługo później, pojawiły się inne grupy (liberałowie i trockiści). Wówczas powstał problem współpracy. Ten dylemat rozwiązano inaczej w Moskwie, a inaczej w Petersburgu.

W Petersburgu, wszystkie grupy antywojenne (anarchiści, liberałowie i trockiści) zgodzili się na przeprowadzenie wspólnych pikiet antywojennych, a każda z grup występowała pod własnymi symbolami. W Moskwie, liberałowie nie zgodzili się na obecność symboli politycznych na pikietach, a hasła obecne na cotygodniowej pikiecie (np. „Za negocjacjami między Putinem, a Maschadowem" zamiast „Żadnej wojny, oprócz wojny klasowej”) nadawały liberalny posmak protestom.

Kwestia obecności symboli politycznych ma wiele aspektów. W ciągu ostatnich lat, anarchiści często stawali w obronie idei autonomii protestu przeciw wpływom partii politycznych. W takim przypadku, ma sens domagać się, by nikt nie miał ze sobą symboli politycznych, w tym anarchiści. Jednak różnice dotyczą również proponowanych rozwiązań, które różnią się znacznie, zależnie od zapatrywań ideologicznych. W przypadku konfliktu na Kaukazie, symbole anarchistyczne pomagały podkreślić różnice pomiędzy rozwiązaniami proponowanymi przez anarchistów, a propozycjami innych grup politycznych.

Oddzielne pikiety antywojenne organizowane przez anarchistów wygasły do wiosny 2000 r. Wtedy mała liczba anarchistów zaczęła uczęszczać na pikiety organizowane przez liberałów. Moskiewska Akcja Autonomiczna uznała, że udział w cotygodniowej pikiecie jest jedynie symboliczny, a mała liczba uczestników pikiet nie ma odzwierciedlenia w szeroko rozpowszechnionej w społeczeństwie niechęci do wojny. W pierwszej połowie dekady, niezależne ośrodki badania opinii publicznej wykazywały, że 30%-50% respondentów sprzeciwiało się działaniom Putina na Północnym Kaukazie. Oznacza to, że udział w pikiecie mógł być traktowany bardziej jako "pokazówka" własnej wyższości moralnej względem reszty społeczeństwa, niż jako realna próba zmiany politycznej sytuacji na Północnym Kaukazie.

Z tego powodu, Akcja Autonomiczna w Moskwie postanowiła poszukać innych środków oporu. Z początku, gromadzono pomoc humanitarną i rozlepiano nalepki z adresem strony anarchistów z Kazania, którzy prowadzili poradnię, jak unikać przymusowej służby wojskowej. Później, począwszy od 2005 r., organizowany był “Festiwal Dezertera”.

Ruch antywojenny odżył po raz ostatni na jesieni 2002 r., gdy siły specjalne zaatakowały gazem porywaczy na Dubrowce, co spowodowało śmierć ponad 100 zakładników. Akcja Autonomiczna dołączyła wtedy wraz do Moskiewskiego Komitetu Antywojennego, zdominowanego przez nastawionych pro-zachodnio liberałów. Jednak reaktywacja była krótkotrwała. Tym, co ostatecznie pogrążyło jedność anty-wojennego środowiska było poparcie przez Moskiewski Komitet Anty-Wojoenny kandydatów na prezydenta, takich jak Irina Chakamada. Sentymenty anty-wojenne w Rosji zawsze sięgały poza koła liberalnej inteligencji sympatyzującej z polityką USA i z neoliberalizmem, ale liberałowie nigdy tego nie chcieli zrozumieć. Spowodowało to wycofanie się Akcji Autonomicznej z Komitetu - tym razem na dobre.

Nigdy nie mieliśmy zamiaru współpracować z partiami liberałów, niezależnie od ich decyzji udziału w wyborach, czy bojkotu wyborów. Byliśmy jednak gotowi na współpracę z tymi organizacjami pozarządowymi, które nie są jedynie fasadą partii politycznych. Nawet jeśli ich członkowie byli w większości liberałami. Na nieszczęście dla Moskiewskiego Komitetu Antywojennego, niezależność własnych organizacji nie była dla uczestników komitetu priorytetem.

Festiwal dnia dezertera

Już w 2001 r. w Moskwie, grupa Akcji Autonomicznej rozpoczęła taktyczną walkę przeciw przymusowej służbie wojskowej w ramach kampanii antywojennej. Oczywiście nie oznaczało to, że popieramy armię zawodową. Opowiadaliśmy się raczej za ochotniczą anty-burżuazyjną „czarną gwardią”. Jednak walka z poborem była najłatwiejszym sposobem na znalezienie wspólnego pola do działania dla pracowników rosyjskiego i czeczeńskiego pochodzenia. Nazwa festiwalu, który odbywa się co roku od 2005 r. (a poza Moskwą od 2008 r.) - „Dzień Dezertera” - była rozmyślną prowokacją. Wiadomości o dezercjach pojawiają się w rosyjskich mediach zazwyczaj jedynie wtedy, gdy zdesperowani żołnierze poborowi uciekają z jednostek z karabinem w ręku i zabijają przypadkowych ludzi. Rozumiemy ich desperacje, ale preferujemy bardziej racjonalne formy dezercji. Dezercja sama w sobie, jest jedyną zasadną reakcją na wojnę imperialistyczną.

Nazwę “Dzień dezertera” wybraliśmy w celu wyrażenia naszego stanowiska i zwrócenia uwagi na ślepy zaułek, jakim są reformy zmierzające do utworzenia „armii zawodowej” i zmierzania w kierunku „negocjacji z Maschadowem". Jedynie deklarując tak pryncypialne stanowisko możemy rozwijać autonomiczny anarchistyczny podmiot polityczny w Rosji. W przeciwnym wypadku, roztopilibyśmy się w masie liberałów i „lewicowców” (o dość podejrzanej „lewicowości”).

Dzień Dezertera okazał się dużym sukcesem. Na początku nie chodziło nawet o stworzenie nowej tradycji. Festiwal jednak przyjął się. W 2009 r. piąta edycja festiwalu została zorganizowana w Niżnym Nowogrodzie (w 2008 r. festiwal został zorganizowany po raz pierwszy poza Moskwą, w Kirowie). Dzień Dezertera stał się modelem dla wielu innych wydarzeń anarchistycznych na dużą skalę: Czarnego Piotrogrodu w 2004 r., Wolnościowego Forum w 2006 r., Festiwalu Genderowego w 2008 r. Tego typu spotkania całkowicie zastąpiły konferencje sformalizowanych organizacji anarchistycznych i stały się obowiązującą formą międzymiastowych spotkań ruchu w Rosji. Była to bardzo ważna zmiana w łonie rosyjskiego ruchu anarchistycznego. Po odwiedzeniu Festiwalu Dezertera, ludzie byli o wiele bardziej optymistycznie nastawieni do działania, niż po kolejnej pikiecie anty-wojennej. Z tego punktu widzenia, nowa taktyka okazała się sukcesem.

Pierwszy dzień akcji, który odbył się w 2004 r. i który został potem nazwany „Dniem Dezertera”, został zorganizowany w 60 rocznicę deportacji Czeczenów i Inguszów. Z biegiem czasu, temat antywojenny stał się bardziej elementem tła. Festiwal w Kirowie w 2008 r. był już tylko wydarzeniem antymilitarystycznym. W tym okresie, intensywność konfliktu w Czeczenii spadała od dłuższego czasu. Brak informacji o nowych atakach sprawił, że problem przestał być palący dla społeczeństwa, a także dla anarchistów. Paradoksalnie, klęska antywojennego ruchu anarchistycznego otworzyła drogę do nowych form działania. Konflikt na Północnym Kaukazie zszedł już z czołówek gazet, a anarchiści zajęli się bardziej konstruktywnymi działaniami, niż kampania antywojenna, która od samego początku była uznana za skazaną na porażkę. Przyczyną był brak struktur, który uniemożliwił mniejszości o nastawieniu antywojennym skuteczne stawianie oporu.

Porażka kampanii przeciwko Drugiej Wojnie Czeczeńskiej

Zarówno anarchiści, jak i inne grupy o nastawieniu antywojennym nie miały takich struktur. W czasach Pierestrojki, los ruchu anarchistycznego związał się z losem całego ruchu na rzecz demokratyzacji. Nikt nie był przygotowany na skalę obłudy i arogancji Jelcyna. Należy oddać sprawiedliwość niektórym liberałom, że zdawali oni sobie sprawę z sytuacji o wiele przed rozpoczęciem Pierwszej Wojny w Czeczenii. Ale w ciągu tych wszystkich lat, w których liberałowie budowali poparcie dla części nomenklatury, która chciała uchodzić za demokratyczną, masy popierały nomenklaturę lub stały się całkiem apatyczne i próbowały jedynie przetrwać terapię szokową z początku lat 90’tych.

Potem, było już zbyt późno by zmienić kierunek i anarchiści, "demokratyczna lewica", oraz „liberałowie z sumieniem” zostali bez poparcia społecznego. Stało się to całkiem jasne podczas Pierwszej Wojny w Czeczenii. Pomimo antywojennej propagandy w mass mediach, które znajdowały się jeszcze wtedy w rękach oligarchów (oligarchowie liczyli na to, że będą mogli szantażować Jelcyna opinią publiczną), skala protestów antywojennych była bardzo mała. Właściwie trudno znaleźć w historii przypadki sukcesów w zatrzymaniu wojny imperialistycznej jedynie dzięki aktywności ludności samych krajów imperialistycznych. Gdy ruchy anty-imperialistyczne były górą (jak w przypadku Wietnamu), stało się tak w większości dzięki ofiarom poniesionym przez partyzantki w krajach okupowanych.

W przypadku Czeczenii, od samego początku siły były zbyt nierówne. Zwycięstwo ruchu oporu w pierwszej wojnie było cudem, który nie ma analogii we współczesnej historii. Nie powinno więc dziwić, że cud nie powtórzył się w trakcie drugiej wojny. Przyczyny klęski były już jasne w 1996 r., gdy podczas negocjacji w Chasawjurcie rządowi Iczkerii nie udało się uzyskać uznania niepodległości ze strony Rosji. Pomimo cudu, jakim było zwycięstwo w bitwie o Grozny, w dyplomatycznej walce osiągnięto jedynie remis. Wydaje się, że zarówno Maschadow, jak i Basajew to rozumieli. Jednak tylko Basajew zdecydował się na kontynuację konfliktu, podczas gdy Maschadow rozumiał, że ruch oporu już całkowicie wyczerpał swoje możliwości. Być może, Maschadow liczył na tak głęboki kryzys w Rosji, że ten kraj doznałby tak całkowitej zapaści, że niepodległości Iczkerii de iure zostałaby uznana przez inne kraje. Jednak to nie nastąpiło.

Z powodu skutecznej “lokalizacji" konfliktu, czyli zasileniu oddziałów wojsk przez miejscową ludność, główne straty są po stronie miejscowej ludności i żołnierzy zawodowych. Rzadko się już zdarza, by w konflikcie brali udział mieszkańcy innych regionów, lub żołnierze z poboru, a jeszcze rzadziej któryś z nich ginie. Dzięki zwiększeniu kontroli państwa nad środkami masowego przekazu, wojna praktycznie zniknęła z ekranów telewizji, a dla większości ludności po prostu całkiem przestała istnieć. Obecnie, jedyną szansą dla ruchu oporu jest globalny kryzys, który doprowadziłby do całkowitego rozpadu Rosji i do powstrzymania dopływu pieniędzy z budżetu federalnego do miejscowej elity. Jednak wygląda na to, że obecny kryzys energetyczny jedynie wzmacnia siłę władz federalnych w Rosji, dzięki obecności potężnych rezerw gazu i ropy na terytorium kraju.

Upór anarchistów z Petersburga, którzy prawie bez żadnych przerw, współorganizowali pikiety antywojenne przez 8 lat zasługuje na podziw. Były takie momenty, gdy na pikietach pojawiało się mniej niż 10 osób i wydawało się, że pikiety są jedynie bezsensownym wyrazem masochizmu. Jednak w pewnym momencie, liczba pikietujących wzrosła. W latach 2004 - 2007, w pikietach brały udział tuziny ludzi, w tym 90% anarchistów. Anarchistom z Petersburga udało się odzyskać przestrzeń w mieście i każdy mieszkaniec miasta mógł każdego tygodnia spotkać się z anarchistami i nabyć prasę anarchistyczną. Było to możliwe jedynie dzięki uporowi i wyrzeczeniom. Więcej niż raz zdarzyło się, że pikietujący musieli się bronić, za pomocą pałek, a potem noży. W końcu, jeden z uczestników pikiet musiał na dobre opuścić Rosję, gdy władze zaczęły wykorzystywać przypadek samoobrony, by poddać represji cały ruch.

Problemy ruchu antywojennego w Petersburgu okazały się fatalne dla ruchu nie z powodu decyzji taktycznych, ale z powodów światopoglądowych, które doprowadziły do podziału i zaniku najstarszej działającej grupy anarchistycznej w Rosji - Petersburskiej Ligi Anarchistów (PLA). PLA przez lata była najbardziej aktywną sekcją Stowarzyszenia Ruchów Anarchistycznych (ADA), zrzeszonej na poziomie międzynarodowym w IFA (Międzynarodowej Federacji Anarchistycznej).

Na samym początku, pikiety antywojenne w Petersburgu zostały zainicjowane przez "anarchistów niezrzeszonych". Jednak członkowie PLA byli najbardziej widoczni na pikietach. Z biegiem czasu, zyskali pozycję dominującą. PLA głosiło stanowisko poparcia dla ruchu oporu w Czeczenii (krytykując jednocześnie ataki na cywilów). PLA dążyło do zjednoczenia wszystkich sił anty-putinowskich według zasady: „najpierw się ich pozbądźmy, a potem rozwiążemy własne spory”. Moskiewska Akcja Autonomiczna nigdy nie godziła się na tak rozumiany „ekumenizm”. Nasze stanowisko było zawsze takie, że aby uzyskać poparcie, musimy stanowić skuteczną alternatywę dla istniejącego reżimu. Jeśli współpracowaliśmy z innymi inicjatywami anty-wojennymi, to tylko pod warunkiem, że mogliśmy zaprezentować ściśle anarchistyczną alternatywę dla wojen imperialistycznych – czyli zbratanie proletariatu po obu stronach konfliktu – przeciw szefom.

Stanowisko PLA jest częściowo uzasadnione. W końcu, po 1994 r., to siły federalne rozpoczęły masakrę na szeroką skalę. Wewnętrzny konflikt w Czeczenii rozpoczął się o wiele wcześniej, ale Jelcyn eskalował konflikt do niespotykanego wcześniej poziomu. Aby przekonać ludzi, że istnieje alternatywa, musi być sposobność, by ją zaprezentować. Jednak patrząc z boku na „zjednoczony front”, odnosi się wrażenie, że ludzie, którzy biorą w nim udział nie do końca wiedzą, czego chcą. Dziś, cała opozycja w Rosji doznaje zapaści, a jedynie anarchiści rosną w siłę. To znak, że mieliśmy rację, stawiając na podtrzymanie naszych własnych poglądów na wojnę w Czeczenii. Gdybyśmy w 2000 r. połączyli się z jakimś „zjednoczonym frontem” – już by nas dzisiaj nie było.

Klęska nie stanowi końca walki

Choć głównymi winowajcami eskalacji konflikty są władze federalne, Moskiewska Akcja Autonomiczna nigdy nie wspierała nacjonalistycznych, islamskich elementów w czeczeńskim ruchu oporu. Zawsze byliśmy zwolennikami trzeciego rozwiązania: zjednoczenia proletariatu po obu stronach konfliktu, przeciw przywódcom po obu stronach. W praktyce jednak, od początku pierwszej wojny, to "trzecie rozwiązanie" realnie się nie urzeczywistniło. Ludność Czeczenii była zbyt zajęta walką o indywidualne przeżycie, by jeszcze dodatkowo walczyć z rządem. W pewnym sensie, ruch przeciw porwaniom, zdominowany przez nieuzbrojone kobiety, stał się takim „trzecim rozwiązaniem”. (Podobno według norm obowiązujących na Północnym Kaukazie, mężczyzna nie powinien o nic prosić władz bez karabinu w ręce.) Takim rozwiązaniem stał się również ruch mieszkańców Machaczkały (stolicy Dagestanu), którzy budowali barykady na ulicach w zimie 2007-2008, po całkowitej zapaści infrastruktury miejskiej spowodowanej korupcją lokalnych urzędników. Ten ruch był całkiem niezależny od polityków.

Niestety, choć podobne inicjatywy pojawiały się na Północnym Kaukazie od wielu lat, ruch anarchistyczny w Rosji nie był dość silny, by wesprzeć te inicjatywy. Trzecim przykładem jest ruch "Matek z Biesłanu", zorganizowany przez rodziny ofiar porwania i masakry z 2005 r. Z powodu politycznej sytuacji, nie było możliwe ukaranie ludzi, którzy nakazali atak na szkołę z użyciem czołgów i wyrzutni pocisków. Dlatego ten ruch stopniowo zdegenerował w kierunku quasi-rasistowskich i anty-inguskich haseł, które nie były szkodliwe dla władz.

Z braku “trzeciej siły”, stanowisko poparcia dla ruchu oporu jest oczywiście atrakcyjne dla radykałów. Brodacze z karabinami wyglądają przecież bardziej pociągająco, niż starsze panie z fotografiami zaginionych synów. Niektórzy w PLA znaleźli nawet wspólny język z anty-arabskim i anty-rosyjskim rasistą Borysem Stomachinem, który odsiaduje obecnie wyrok 5 lat więzienia za swoje poglądy, m.in. za „upokarzanie osób za ich przynależność narodowościową". Z pewnością dopuścił się on tego przestępstwa, co nie oznacza, że należało go skazać na więzienie (w moim przekonaniu, wystarczyło go pobić).

Antyrosyjskie (lub – jak to się mówi w Rosji – “rusofobiczne”) poglądy są logiczną, jeśli nie nieuniknioną, konsekwencją poparcia dla nacjonalistycznego lub islamskiego ruchu oporu. Tak więc anarchiści w Petersburgu rozeszli się w różne strony, a tradycję pikiet antywojennych przejęli ci, którzy odżegnują się od internacjonalizmu, a obecnie także od anarchizmu. Niektórzy towarzysze z Petersburga skrytykowali nas w Moskwie za to, że "nie przykładaliśmy dostatecznej wagi do tematu antywojennego". Jednak zamiast zrytualizowanych protestów woleliśmy wybrać bardziej kreatywne rozwiązania, które mogły odnieść lepszy skutek. Nigdy nie negowaliśmy znaczenia sprawy czeczeńskiej, jednak nie zamierzaliśmy z jej powodu zmieniać naszych priorytetów. W ostatecznym rachunku, nie da się uznać ani podejścia petersburskiego, ani moskiewskiego, jako udanych. Jednak w Moskwie udało nam się wyrobić pewne formy działania, które okazały się korzystne dla lokalnego ruchu anarchistycznego i pozwoliły osiągnąć wyższy poziom organizacyjny.

Obok podejścia Moskiewskiej Akcji Autonomicznej i Ligi Anarchistów z Petersburga, było jeszcze inne podejście antywojenne. Anarcho-syndykalistyczna organizacja KRAS-AIT drukowała nalepki o tematyce antywojennej i uczestniczyła w wielu akcjach antywojennych, ale nigdy nie koncentrowała się na nich. Woleli zajmować się konfliktami w miejscu pracy, starając się zbudować ruch społeczny stanowiący przeciwwagę dla kapitalizmu, a więc także dla wojen imperialistycznych, które są konsekwencją kapitalizmu. Ma to pewien sens. To jasne, że akcje antywojenne były bardziej symboliczne i miały raczej na celu oczyszczenie sumienia, niż realne powstrzymanie wojny. Z drugiej strony, wojna w Czeczenii jest najbardziej aktualnym problemem na początku nowego wieku. Akcja Autonomiczna w Moskwie uznała, że zbrodnią by było zachować milczenie, nawet jeśli małe były szanse na powstrzymanie wydarzeń.

Dzięki zorganizowanym protestom, przynajmniej udało się nam przełamać kompletną zmowę milczenia i odnaleźć nielicznych ludzi, którzy byli gotowi działać pomimo wszelkich przeciwności. Łatwo być anarchistą w czasach rewolucji, ale heroiczne czyny dawnych anarchistów, którym tak teraz zazdrościmy, wydają się łatwe, gdy wspiera je społeczeństwo. Najprawdziwszymi rewolucjonistami są ci, którzy nie tracą ducha nawet, gdy znajdą się w całkowitej izolacji. My prawie straciliśmy ducha, ale ostatecznie zdaliśmy egzamin.

Pyotr Afos

Artykuł został opublikowany w numerze 30 pisma Avtonom w grudniu 2008 r.
http://avtonom.org/node/9327

Chlupot w butach wiceprezydenta Gdańska

Kraj | Protesty | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycy

Od kilku dni wiceprezydent Gdańska Maciej Lisicki od kilku dni próbuje pozbyć się z centrum miasta handlarzy, polewając ich wodą z hydrantu. Z braku aktów wykonawczych i rozwiązań prawnych chamskie metody wiceprezydenta miały skutecznie wypłoszyć osoby trudniące się drobnym handlem.

Jednak dziś, gdy chwalił się swoim sprytem przed kamerami jednej z telewizji, sam poczuł jak to jest mieć schłodzone stopy i mokro w butach - chodnik pod Lisickim wyczyścili aktywiści Federacji Anarchistycznej. Poniżej prezentujemy ich oświadczenie.

Film z zajścia dostępny będzie w najbliższym czasie.

Dziś rano aktywiści Federacji Anarchistycznej s. Trójmiasto postanowili wesprzeć urzędników i władze miasta Gdańska polewających wodą chodniki. Chcemy pokazać, że władza może współpracować z obywatelami, że los cierpiących na upały nie jest nam również obcy. Dostrzegliśmy niesprawiedliwość w tym, że tylko handlarze są polewani wodą, podczas gdy prezydent Lisicki zmagać się musi bezlitosnym upałem i nikt nie chce zatroszczyć się o komfort jego ciężkiej pracy.

Na szczęście wysiłki FA Trójmiasto pozwoliły przezwyciężyć tą niesprawiedliwość, a spontaniczny czyn społeczny aktywistów pozwolił zaznać uroków schłodzenia prezydentowi Lisickiemu.

Odnosimy jednak wrażenie, że szereg dotychczasowych decyzji mogło być podejmowanych w upale, stąd troska o komfort pracy władz miasta, w tym miłościwie nam panującego prezydenta Adamowicza stanie się odtąd naszym nadrzędnym celem. Schłodzenie rozgrzanych umysłów może doprowadzi władze
miasta Gdańska do prowadzenia polityki, która będzie służyć mieszkańcom, a nie deweloperom i przedstawicielom wielkiego biznesu.

Zimna woda może w końcu skutecznie wybije z głowy prezydenta Adamowicza i jego kliki marzenie o mieście, w którym znajdują się tylko salony telefonii komórkowych i oddziały banków, w którym nie plącze się zbędny element, jak drobni sprzedawcy i nieładnie ubrani mieszkańcy. Może zimna woda wybije z głowy marzenia o mieście w którym nie ma drobnych sklepów spożywczych, doprowadzonych do ruiny podwyżkami czynszów, a ubodzy mieszkańcy mieszkają w kontenerach na przedmieściach.

Rozumiemy, że rozgrzany umysł prezydenta Adamowicza i jego pomocników doprowadził ich do wniosku, że sprzedającą kwiaty staruszkę należy przepędzić polewając wodą. Rozumiemy, że zmęczenie upałem nie pozwala dostrzec, że taki sam handel, z jakim walczą zaciekle miejscy urzędnicy prowadzony jest z błogosławieństwem miasta w ramach Jarmarku św Dominika. W trakcie jego trwania ma miejsce niesamowite przeobrażenie i stragany o podobnym standardzie estetycznym i podobnym asortymencie do tych, z którymi dziś się walczy, stają się z dnia na dzień turystyczną atrakcją.

Ta sama handlarka kwiatami i sprzedawczyni baterii za kilka tygodni przyciągać będzie rzesze turystów pod warunkiem, że zapłaci haracz spółce organizującej Jarmark, haracz który potem zasili miejską
kasę. Tego rodzaju hipokryzję zamierzamy piętnować.

Ponadto, jako że woda w Gdańsku znajduje się w gestii firmy Saur Neptun Gdańsk sponsorującej jubileusze i kampanie prezydenta Adamowicza, dostrzegamy jego troskę o to, żeby jej zużycie było jak największe. Hojne wykorzystywanie wody dla przepędzania handlarzy na pewno zostanie docenione przez donatorów Adamowicza. My również dostrzegamy ten uroczy gest dbałości o czystość miasta i komfort sprzedających, i mimo groźby nadchodzącej suszy, doceniamy, że co jak co, ale władza w Gdańsku potrafi zadbać o komfort obywateli!

Dlatego w podzięce, postanowiliśmy zadbać o komfort pracy władzy. Zimna woda dla wszystkich, nie tylko dla handlarzy!

Kanał XML