Tacy są politycy

ME 2012: Ulgi podatkowe dla rekinów biznesu

Kraj | Gospodarka | Tacy są politycy

Ministerstwo Finansów potwierdza gotowość do wprowadzenia ulg podatkowych dla organizatora turnieju Mistrzostw Europy 2012 w Polsce - UEFA. Platini i spółka szantażują Polskę: albo dostaną ulgi, albo zabiorą imprezę.

Gwarancja 11 przewiduje m.in. podjęcie przez rząd wszelkich kroków, aby dokonać maksymalnych zwrotów podatku VAT lub innych podatków na rzecz UEFA, zgodnych z prawem obowiązującym w Polsce i innych krajach członkowskich Unii Europejskiej.

W czwartek w "przyjaznej atmosferze" doszło do spotkania przedstawicieli ministerstw: sportu i finansów oraz UEFA. Projekty rozporządzeń dotyczących gwarancji ulg podatkowych dla UEFA publikowane będą w drugiej połowie roku.

AlterKino.org: Bezpieczna Europa & Food Not Bombs w Poznaniu

Kraj | Świat | Kultura | Lokatorzy | Militaryzm | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycy

Bezpieczna Europa
Dokumentalny esej o europejskich imigracyjnych gettach. Analiza współczesnej nostalgii za homogenicznością i apartheidem, tym razem realizującej się w formie “unijnej polityki migracyjnej”. Zdjęcia z “gett”, unijne dokumenty urzędów granicznych i codzienna przemoc “fortecy Europa” kontrastują z wolnością, dobrobytem i niczym nie zakłóconym spokojem uprzywilejowanych mieszkańców Europy.
http://alterkino.org/bezpieczna-europa

Food Not Bombs w Poznaniu
Jedzenie Zamiast Bomb jest to ogólnoświatowa inicjatywa rozdawania bezpłatnych wegetariańskich posiłków potrzebującym. Oprócz wymiaru praktycznego jakim jest niesienie pomocy, akcja ma wymiar symboliczny. Zwraca uwagę na problem głodu i niedożywienia, które ma miejsce w każdym zakątku Ziemi, nawet w krajach najbogatszych. Problem głodu nie wynika z niedoborów żywności na świecie, a z polityki bogatych państw, które wolą olbrzymie nakłady finansowe przeznaczać na zbrojenie swoich armii. Tymczasem na poprawę sytuacji bytowej najbiedniejszych przeznacza się coraz mniej.
http://alterkino.org/food-not-bombs-w-poznaniu

Jedzenie Zamiast Bomb przyczyną biedy?

Kraj | Represje | Tacy są politycy | Ubóstwo

W niedzielę 18 kwietnia, o godzinie 16.45 na Dworcu Zachodnim w Poznaniu, pojawili się jak co tydzień aktywiści Jedzenie Zamiast Bomb (JZB).

Niedługo po rozpoczęciu rozdawania darmowego jedzenia dla potrzebujących, pojawiła się policja w towarzystwie strażnika ochrony kolei. Policja przystąpiła do rutynowych czynności, czyli: spisywania aktywistów, fotografowania ich i banerów...

Czegóż to można było dowiedzieć się od policjantów: "że to szczytna akcja, ja to rozumiem", "musimy was wylegitymować, bo jak któryś z bezdomnych umrze po waszym jedzeniu to kto będzie winien", "sformalizujcie swoją działalność... gdybyście mieli bar..." i tym podobne.

Pocztówka z przerobionym anarchistycznym graffiti w CIM

Kraj | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycy

W Centrum Informacji Miejskiej w Poznaniu można kupić kartkę pocztową, zatytułowaną „Poznań, na ul. Mostowej...”, autorstwa Zygmunta Gajewskiego. Kosztuje złotówkę. Widać na niej fragment muru ze Starego Miasta, na którym widnieje graffiti z hasłem „Marzysz o czterech kółkach, kup sobie dwa rowery!” oraz postacią zwaną „Anarchikiem”.

Osoby, które widziały to graffiti, po bliższym przyjrzeniu dostrzegą, że wydawca komputerowo przerobił oryginalny mural. W rzeczywistości podpisany jest on symbolem „A” wpisanym w okrąg – używanym przez anarchistów. Również drugi symbol, znajdujący się pod „Anarchikiem”, został niewybrednie przerobiony, gdyż na pocztówce w tym miejscu widać źle wyretuszowaną plamę. Po obu symbolach pozostały same kółka.

Obawa wydawcy przed promowaniem anarchistycznych symboli może tylko bawić. Jednak fakt, że pocztówkę można zakupić w miejskiej placówce, mającej służyć promocji miasta, obnaża hipokryzję władzy. Po pierwsze, większości poznańskich rowerzystów i rowerzystek znany jest fatalny stan dróg rowerowych w mieście, a raczej ich brak, oraz ignorowanie postulatów organizacji rowerowych przez urzędników miejskich (więcej na ten temat).

AlterKino.org: Strumień – z miłości do wody

Świat | Ekologia/Prawa zwierząt | Gospodarka | Protesty | Tacy są politycy | Ubóstwo

 Strumień – z miłości do wodyDokument o wodzie filmem politycznym? Tak, bo jak mówi Leonardo Boff, “kto kontroluje wodę, kontroluje życie, a kto kontroluje życie, ten ma władzę”. Film Strumień: z miłości do wody (Flow: For Love of Water) pokazuje, jak międzynarodowe korporacje do spółki z Bankiem Światowym dążą do jej prywatyzacji i komercjalizacji. Wszak magazyn „Fortune” ogłosił niegdyś, że woda jest „jedną z największych możliwości biznesowych”.

Dzięki obrazowi Ireny Saliny możemy się przekonać, jakie są społeczne skutki zamiany tego ogólnodostępnego „daru natury” w towar.

http://alterkino.org/strumien-z-milosci-do-wody

Poznań: Prokuratura odmawia wszczęcia dochodzenia o przekroczenie uprawnień policji podczas pacyfikacji protestu pod MTP

Kraj | Protesty | Represje | Tacy są politycy

 Pacyfikacja anarchistów w PoznaniuProkuratura Rejonowa Poznań-Grunwald odmówiła wszczęcia śledztwa we wszystkich sprawach o przekroczenie uprawnień przez funkcjonariuszy policji podczas pacyfikacji protestu na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich (MTP) 8 marca b.r. Jednak zgodnie z prawem grunwaldzka prokuratura nie powinna zajmować się tą sprawą

8 marca b.r. na terenie MTP odbywał się Kongres 20-lecia Samorządu Terytorialnego, w którym udział wzięło ok. tysiąca wójtów, burmistrzów, prezydentów, starostów i marszałków miast polskich. Przed jego rozpoczęciem środowiska związane ze skłotem Rozbrat i poznańska Federacja Anarchistyczna zorganizowały pikietę. Protestujący pod hasłami „Miasto to nie firma. Rozbrat zostaje” – zablokowali wjazd, a następnie weszli nie zatrzymani na teren targów. Tam zostali zaatakowani przez siły prewencji policji. Wiele osób zostało dotkliwie pobitych, 38 zatrzymano i przewieziono na komisariat. Policjanci z taką siłą okładali nieuzbrojonych demonstrantów, że niektórym połamały się, wykonane ze specjalnego tworzywa, pałki.

Rynkowy urok biedy nie do odparcia, czyli gentryfikacja po Berlińsku i Warszawsku

Kraj | Świat | Lokatorzy | Publicystyka | Tacy są politycy | Ubóstwo

Ci, którzy mogą sobie finansowo pozwolić na świadomy wybór miejsca zamieszkania, zbiorowo chcą się przeprowadzać do "fajnych" dzielnic. "Fajne" czytaj: centrum miasta, krajobraz starych, zapomnianych kamienic, atmosfera ulicznego życia mieszkańców, kwitnąca scena alternatywna ratująca przed mieszczańską nudą. A przy okazji tanio. Fantazje klasy średniej, aby być się tej rzeczywistości częścią, stały się narzędziem społecznego wykluczenia i rujnowania przestrzeni miejskiej.

SZALEŃSTWO KONTROLOWANE

W programie każdego ambitnego turysty odwiedzającego duże europejskie miasto jest "wyprawa do dzielnicy alternatywnej". Przedsięwzięcie to ma na celu dodanie wycieczce nutki szaleństwa i spontaniczności. Okazuje się, że nawet dobrze sytuowane, spokojne rodzinki pragną zachwycić się chaotycznym życiem ulicy, popodglądać mieszkańców, których raczej nie zdarzyłoby się im spotkać w swojej grzecznej, wypucowanej okolicy. Spacerując po nowojorskim Brooklynie, berlińskim Kreuzbergu, czy warszawskiej Pradze, fotografują zapuszczone kamienice i wąskie uliczki, na których ku swej uciesze nie natykają się na kolejny moloch H&M, a na małe sklepiki z lokalnymi produktami dla lokalnych nabywców. Analogiczne motywacje kierują ludźmi, którzy marzą o przeprowadzce do "fajnej dzielnicy". Nie chcą mieszkać z podobnymi do siebie ustabilizowanymi mieszczanami. Pragną uczestniczyć w "alternatywnej rzeczywistości", która wydaje im się ciekawsza, atrakcyjniejsza. Za realizację tego pragnienia są w stanie odpowiednio zapłacić. W ten sposób ściągają na swoją wymarzoną okolicę nieodwracalne zmiany, mniej "fajne" dla lokalnych mieszkańców, którzy mieli być barwną dekoracją w życiu entuzjastycznych nowych lokatorów. Jak pokazuje historia "alternatywnych dzielnic" zachodnich, w pewnym momencie chętnych do podziwiania "lokalnego kolorytu" zaczyna być tak dużo, że znika miejsce dla tych, którzy pierwotnie stanowili o atrakcyjności okolicy.

Części miasta cieszące się taką wyjątkową popularnością to zazwyczaj byłe dzielnice robotnicze, położone w centralnej części miasta. Do zapomnianych i bezwartościowych budynków wprowadzają się ludzie nie mający raczej wiele wspólnego z pieniędzmi i karierą: artyści, środowiska kontrkulturowe, społeczni i polityczni kontestatorzy. W dzielnicy "wykluczonych", prócz tego że tanio, wspólnotowo i bez policji (bo kogo interesuje bezpieczeństwo biedaków?), zaczyna kwitnąć odważna sztuka i polityka. Choć na tym etapie krajobraz dzielnicy poważniej się nie zmienia, a lokalni mieszkańcy - być może poza ewentualną konfuzją - skutków nowych migracji specjalnie nie odczuwają, przemiany te zwiastują przyszłe komplikacje. Wiadomo, że jedną ze sprytniejszych, a zarazem skuteczniejszych strategii kapitalistycznych jest tłumienie buntu przez jego utowarowienie. Bunt jest ładny, modny i generalnie sexy. Na tym można nieźle zarobić, a i przy okazji unieszkodliwić tych, którym nie podoba się obowiązujący system.

NUDNA DZIELNICA NUDNYCH LUDZI

Do dzielnic zdobywających sobie powoli sławę "fajnych" i "alternatywnych" sprowadzają się stopniowo studenci, intelektualiści, osoby dobrze wykształcone - ludzie bądź z przyzwoitą sytuacją materialną, bądź z takiej sytuacji perspektywą. Pieniądze do wydania w kieszeniach nowych lokatorów muszą - zgodnie z obowiązującą "logiką rynku" - pociągać za sobą pojawienie się kreatywnych przedsiębiorców, którzy te pieniądze chętnie zagospodarują. Powstają "przemiłe" (ale jakie drogie!) kawiarenki, otwierane są awangardowe (choć dla mniej "awangardowych" mieszkańców - niedostępne) kluby. Czynsze idą w górę, biedniejsi mieszkańcy lądują na bruku. Nie szkodzi - pojawia się więcej przestrzeni dla coraz bogatszych zainteresowanych. Aby sprostać im oczekiwaniom (już mało mającym do czynienia z "alternatywnym życiem"), budynki są restaurowane, odnawiane, upiększane. Obok kawiarenek zaczynają pojawiać się jeszcze droższe sklepy: z wygodnymi ubraniami, ekologiczną żywnością.

Wieloletni mieszkańcy dzielnicy są w ten sposób eksmitowani: bezpośrednio - przez zaporowe ceny czynszów i usług, pośrednio - przez nowobogacką, snobistyczną estetykę życia. Ulica przestaje być spontanicznym miejscem spotkań, przestrzenią artystycznej i politycznej ekspresji. Priorytetem stają się mieszczańskie fetysze czystości - sterylności i przesadnej kontroli wynikającej z histerycznego strachu przed utratą prywatnego mienia. W "wyglansowanej" dzielnicy nie ma już miejsca na sztukę uliczną, graffiti na murach i budynkach. Pierwotnie stanowiły one atrakcję cieszącą oko odwiedzających. Sympatia grzecznych, dobrze sytuowanych odbiorców okazuje się jednak zgubna dla ulicznej twórczości. Zafascynowani nią nowi lokatorzy nieświadomie przynoszą wraz ze swoją przeprowadzką także swoje potrzeby i przyzwyczajenia estetyczne. Ulice są coraz czystsze, budynki odmalowywane, a graffiti sklasyfikowane zostaje jako wandalizm zakłócający porządek. Nowi mieszkańcy ze zmian się cieszą, a władze jeszcze bardziej: czy można wyobrazić sobie wygodniejszą metodę na bezkonfliktowe usunięcie z głównego deptaka napisu: "MIASTO NIE JEST NA SPRZEDAŻ"?

Nowi lokatorzy wnoszą ze sobą także nowoczesny styl życia: "life style" nastawionego na konsumpcję indywidualisty. Model ten, wykreowany przez współczesny kapitalizm, nietrudno zdemaskować jako kolejną strategię władzy. Skrajna indywidualizacja skutecznie uniemożliwia masowy sprzeciw. Poza tym: człowiek pogrążony we własnej alienacji i samotności raczej nie znajdzie czasu ani energii na samodzielne kształtowanie swojego otoczenia. Jednym słowem: czym słabsza wspólnota, tym silniejsza kontrola polityczno-ekonomicznych macek nad jednostkami. Z nowymi, indywidualistycznie nastawionymi mieszkańcami, rozpadowi ulec muszą stopniowo sąsiedzka wspólnota i zażyłe relacje między pochodzącymi z różnych środowisk współlokatorami.

W efekcie dzielnica przestaje być atrakcyjna już nawet dla nowych lokatorów. Zaczyna coraz bardziej przypominać nudne i drogie miejsca, z których zechcieli się jakiś czas temu wyprowadzić. Miejska przestrzeń przestaje się podobać, staje się zbyt oczywistym wyrazem nowobogackich gustów i potrzeb. A przeglądanie się w krzywym zwierciadle jest dla dobrze usytuowanych lokatorów raczej średnio zabawne.

CO SŁYCHAĆ NA BERLIŃSKIM KREUZBERGU

Berlińska dzielnica Kreuzberg jest sztandarowym przykładem opisanych wyżej procesów. Ponad 30% ludności Kreuzbergu to imigranci: głównie z Turcji, ale także Włoch, Polski, Rosji, byłej Jugosławii. Kreuzberg to tradycyjnie dzielnica robotnicza, dziś zamieszkiwana głównie przez niższą klasę średnią i bezrobotnych. Od lat siedemdziesiątych stopniowo zajmowane były na Kreuzbergu opuszczone, zapomniane przez miasto i właścicieli budynki. Zasiedlały je grupy potrzebujące przestrzeni mieszkalnej, wywodzące się z niższych warstw społecznych. Ceny mieszkań i usług, dopasowane do zarobków mieszkańców, do niedawna były najniższe w Berlinie. Dzielnica słynie z alternatywnej sceny artystycznej i radykalnej polityki. Choć granicząca ze ścisłym centrum, do tej pory skutecznie opierała się prywatyzacji i drożyźnie. Z jednej strony silne tradycje masowego, lewicowego protestu, inicjatywa i sieć anarchistycznych squatów, z drugiej strony - duża część budynków pozostawała przez długi czas w rękach spółdzielni mieszkaniowych, chroniących obywateli przed nadchodzącą falą drożyzny.

Dziś oba punkty oparcia są systematycznie unieszkodliwiane. Ogromna większość kamienic znalazła się w prywatnych rękach, często zagranicznych inwestorów. Odgórnie zaplanowane renowacje stały się powszechną zmorą lokatorów, którzy najpierw zmuszani są do mieszkania na "placu budowy", a potem dostają rachunek za dokonane upiększenia w postaci podwyżki czynszów. W ostatnim czasie opłaty za mieszkania, w przeciwieństwie do zarobków, wzrosły błyskawicznie. Obecnie mieszkańcy Kreuzbergu wydają na czynsz średnio 40-50% swoich dochodów (podczas gdy w Monachium nie więcej niż 20-29%).

Umowy z mieszkańcami do niedawna licznych alternatywnych projektów mieszkaniowych są zrywane z byle powodu, jak drzwi na klatce schodowej 1 (rozwiązanie to było konieczne dla realizacji koncepcji domu: połączenie publicznej dostępności i organizacji wydarzeń społeczno-kulturalnych na dolnych piętrach, powierzchnia mieszkalna na wyższych). Squaty i polityczne "Hausprojekte" są systematycznie zastraszane i przeszukiwane przez policję, a mieszkańcy nie raz padają ofiarą policyjnych pałek. To ostatni przypadek ewakuowanego przez nieskromne siły porządkowe (włącznie z helikopterem) projektu Brunnenstrasse 183 oraz bardzo prawdopodobny scenariusz dla takich miejsc jak queerowo-anarchistyczne Liebig 34, czy Rigaer 94.

Do tego dochodzi prywatyzacja przestrzeni publicznej. Projekt Mediaspree - realizowana od lat dziewięćdziesiątych największa berlińska inwestycja, ma na celu zagospodarowanie całego nadrzecznego terenu wzdłuż Szprewy pod ogromne, nowoczesne budynki komunikacyjnych gigantów (między innymi O2, MTV, BASF, Universal Music, Toyota). Budowa nadrzecznych biurowców zagraża ważnym i symbolicznym inicjatywom, takim jak kultowy, reaggowy klub Yaam, czy queerowy Wagenplatz Schwarzer Kanal, organizujący masę wydarzeń kulturalnych i stanowiący schronienie przed wszelkimi formami dyskryminacji. Realizacja Mediaspree wymagała ponadto zniszczenia części East-Side-Gallery, najdłuższego istniejącego kawałka muru berlińskiego, w całości pokrytego graffiti. Budowa kompleksu została po części sfinansowana z publicznych środków: to przecież "projekt społecznego użytku". Obywatelom wystawiono też rachunek za budowę całej infrastruktury koniecznej dla działania Mediaspree (ulice, mosty, oświetlenie). Publicznej przestrzeni zielonej wzdłuż Szprewy powoli można szukać ze świeczką.

Kolejnym sztandarowym przykładem obecnej transformacji Berlina są plany zagospodarowania zamkniętego w październiku 2008, położonego na południe od Kreuzbergu lotniska Tempelhof. Mimo masowego sprzeciwu mieszkańców2 oraz alternatywnych projektów zagospodarowania Tempelhof jako przestrzeni publicznej, teren został sprzedany prywatnym firmom. Te zbudują na terenie gigantyczne, grodzone osiedle luksusowych apartamentów Columbia-Quartier. Na 10,6 hektarach przestrzeni powstanie 1500 "innowacyjnych, ekologicznych apartamentów". Na sąsiadującym na wschodzie z Tempelhof 8,5 hektarach Schillerkiez zbudowane zostanie dalszych 1200 luksusowych mieszkań. W południowej części miasta, na granicy ubogich dzielnic Tempelhof, Neuköln i Kreuzberg powstanie ogromna przestrzeń dla bogaczy, chroniona płotem i kamerami przed obecnością pozostałych mieszkańców dzielnic.

AKUMULACJA - EWAKUACJA

W tekstach odnoszących się do realiów niemieckich, czy brytyjskich traktuje się najczęściej o "pionierach" (osobach które jako pierwsze zasiedlają pustostany i zniszczone budynki, zmieniając dzielnicę twórczą działalnością) oraz "gentryfikatorach", będących konsumentami artystycznej i społecznej działalności tych pierwszych. Ich "wkładem" w okolicę są już głównie pieniądze. Trudno jednak wtłoczyć w wąskie socjologiczne kategorie przykładowo studentów, którzy - być może pierwotnie idealistyczni i bez specjalnych środków do życia, stają się z czasem nobliwymi pracownikami TVP, czy Gazety Wyborczej. Trudno też, aby przez "artystę" automatycznie rozumieć osobę krytyczną społecznie, która zastanawia się nad szerszym kontekstem otwarcia drogiej galerii na warszawskiej Pradze. Jednocześnie, pozostanie na poziomie analizy miejskiej fluktuacji warstw społecznych nie nasuwa jeszcze żadnej konstruktywnej odpowiedzi na pytanie, jak poradzić sobie ze zjawiskiem zwanym gentryfikacją3.

Urbanizacja i transformacja struktury miejskiej jest wyrazem przemiany kapitalizmu i wynika z logiki systemu. Kapitał dąży do wiecznego pomnażania i akumulacji, stosując coraz to nowsze i bardziej kreatywne strategie. Każda faza kapitalizmu niesie ze sobą określone wyobrażenie miasta, w których system produkcji mógłby się idealnie realizować. Począwszy od ciasnego miasta przemysłowego, oferującego małe, brudne klitki robotnicze, miasto przejęło z czasem funkcję manifestacji klasowej władzy, a przy okazji imperialnej potęgi. Slumsy wypierane były stopniowo przez zastępy szerokich ulic zastawionych kamienicami. Ideałem miasta nowoczesnego stała się przestrzeń funkcjonalnie podzielona, w której klasa średnia znajduje dla siebie przytulny kącik na przedmieściach, robotnicy mniej przytulny kącik na blokowiskach, zaś centrum to miejsce poszkodowanych społecznie nieudaczników. To, w jakim kierunku zmieniają się współcześnie zachodnie miasta, związane jest stricte z neoliberalnym stadium kapitalizmu gruntownie przekształcającym społeczeństwa. Śródmieście zajmują nie masy robotnicze, a ludzie parający się szeroko pojętym handlem i usługami. "Od lat siedemdziesiątych rozpoczyna się ruch wsteczny w kierunku centrum, związany z nowym stylem życia opartym na dziale usług."4 Centrum staje się przede wszystkim miejscem handlu i konsumpcji, a zarazem przestrzenną manifestacją społecznego uprzywilejowania. Obok siedzib koncernów, instytucji politycznych i luksusowych sklepów centralna część miasta oferować ma mieszkania dla społecznych elit.

Kluczowym elementem systemu neoliberalnego jest zarazem nowa forma globalnej organizacji pracy. Coraz ważniejszą rolę w produkcji bogactwa odgrywa międzynarodowy rynek finansowy. Miasta muszą konkurować o światowych inwestorów, a przestrzeń miejska jest świadomie kształtowana tak, aby obiecywała pewny zysk.

GDZIE W TYM WSZYSTKIM ROLA PAŃSTWA

Integralnym elementem neoliberalnego systemu kształtującego przestrzeń miejską jest polityka państwa. Akceptując kapitalizm jako taki, trudno oczekiwać radykalnych państwowych instrumentów hamujących procesy urynkawiania przestrzeni miejskiej. Gentryfikacja jest polityką państwową (tyle tylko że zamaskowaną pod pojęciem "rewitalizacji"), a postępujące procesy podwyższania rynkowej wartości centralnie położonych dzielnic przedstawiane są z dumą jako oficjalne sukcesy. "Urzędnicy, politycy i inni od lat próbują sprzedać Pragę jako dzielnicę, która zmienia się, w którą warto inwestować. Obraz rewitalizacji w dokumentach promujących ten pomysł brzmi nieźle: tu będziemy otwierać więcej miejsc kultury, będą inwestycje, będzie więcej miejsc pracy, będziemy remontować kamienice. A kto nie chce, aby jego stara, rozpadająca się kamienica nareszcie została wyremontowana? (...) Ale podstawą muszą być przystępne ceny lokali. Bez tego wielu mieszkańców Pragi nie będzie tu mogło zostać. Tworzy się błędne koło: im więcej atrakcji będzie na Pradze, tym więcej ludzie będą mogli zarobić na spekulacji nieruchomościami, na wynajmie mieszkań itd. Ceny pójdą w górę."5 Warunki mieszkalne się polepszą, ale to nie obecni mieszkańcy są tych zmian adresatem. Ludzie biedni, starsi, bezrobotni, słabo wykształceni stają się przeszkodą na drodze do rentowności i atrakcyjności dzielnicy.

Elementem polityki państwa musi być przystosowywanie się do nowych form zarządzania. Oznacza to masowe prywatyzowanie dóbr publicznych: budynków i spółdzielni mieszkaniowych, transportu, wody, prądu, bezpieczeństwa, edukacji, opieki... Tym samym to do zagranicznych koncernów zaczyna należeć regulowanie wysokości czynszów, decyzje o zagospodarowaniu budynków i wynajmie mieszkań. Prawo chroni właściciela, co pozbawia obywateli udziału w kształtowaniu ich najbliższego otoczenia. Dwa filary kapitalistycznego państwa: świętość prawa i prywatnej własności, stają się batem na gorzej usytuowanych społecznie i ekonomicznie, odbierając im możliwość samostanowienia.

PRAWO DO MIASTA - JAK JE EGZEKWOWAĆ?

Wydaje się, że jakiekolwiek konstruktywne stanowisko w sprawie intratnej dla inwestorów rewitalizacji dzielnic mieszkalnych musi wykroczyć poza paradygmat obecnej polityki państwa socjaldemokratycznego, funkcjonującego w symbiozie z globalnym neoliberalizmem. Wymaga refleksji nad konsekwencjami systemu opartego na logice akumulacji kapitału, asekurowanej przez system prawny. "Gentryfikacja jest możliwa tylko w społeczeństwach, w których zaspokajanie potrzeb mieszkańców i ich udział w podziale dóbr i usług regulowane są przez rynek i mechanizmy konkurencji. W ten sposób elementarna potrzeba mieszkaniowa, związana ze społecznymi relacjami i strukturą miejską, natyka się na logikę finansowego zysku."6 Sztandarowym hasłem ruchu sprzeciwu wobec procesów gentryfikacji na berlińskim Kreuzbergu, czy w St. Pauli w Hamburgu stał się w związku z tym postulat "prawa do miasta". Odgórnemu przekształcaniu miasta pod dyktando kapitalistycznych potrzeb przeciwstawia się demokratyczną kontrolę nad sposobem produkcji i nad dystrybucją zysku czerpanego z przestrzeni miejskiej. Logiczną taktyką wydaje się zarazem minimalizacja zysku (wartości dodatkowej) jako takiego, jednym słowem: antykonsumpcjonizm. Czym większy popyt na drogie kawiarnie i sklepy, tym więcej ich powstaje.

Wyegzekwowanie prawa do miasta może się powieść jedynie pod warunkiem samoorganizacji i kolektywnego sprzeciwu mieszkańców. Oznacza to świadome przeciwdziałanie tendencjom indywidualizującym i alienacyjnym, zdiagnozowanym wyżej jako ukryta strategia władzy. Pierwszym celem procesów gentryfikacyjnych będą zawsze lewicowe projekty mieszkaniowe, próbujące wypracowywać alternatywną formę kolektywnego życia i działania. Przykładem są trudności, jakie stwarza się projektom we Wrocławiu, Poznaniu, czy Warszawie. Domaganie się demokratycznego kształtowania przestrzeni miejskiej, bojkot konsumpcji i kultu pieniądza, nienadzorowana działalność polityczna, czyli to wszystko, o co chodzi w lewicowych projektach mieszkaniowych, nie może być na rękę polityczno - ekonomicznym elitom. Zachodzi więc mało zaskakująca prawidłowość, że to właśnie pierwotnie bezwartościowe budynki, zagospodarowane pod przestrzenie mieszkalne i zaangażowane społecznie projekty, jako pierwsze okazują się znajdować na obszarze intratnej przebudowy. Za jednym zamachem inwestorzy zarabiają, a polityczne elity neutralizują zbyt ciętego przeciwnika. Dlatego też walka o to, aby alternatywne projekty społeczno - mieszkaniowe nie zniknęły z mapy miasta, leży we wspólnym interesie mieszkańców. W miastach niemieckich walka przeciw gentryfikacji, przybierająca formy demonstracji, społecznych zamieszek, wywierania nacisku na władze miasta, czy squatingu - toczą się od wielu lat. W ten sposób oddolne inicjatywy blokują (lub przynajmniej - manifestując swoje interesy - próbują blokować) samowolę "uatrakcyjniania" dzielnic pod dyktando inwestorów. Póki co, polskie miasta zaliczają powtórkę z rozrywki na Zachodzie, tyle tylko że w przyspieszonym i pod wieloma względami bardziej ekstremalnym wariancie. Można odnieść wrażenie, że tempo i intensywność, z jakimi Polska włączyła się w wolny obieg światowego kapitału, nie pozostawił ani chwili na dynamiczny, oddolny rozwój przestrzeni miejskiej - spontaniczne zagospodarowywanie pustostanów, rozwój inicjatyw społecznych sprzeciwiających się prawu rynkowej opłacalności. Wygrywamy za to światowe konkursy na największe supermarkety i centra handlowe, a grodzone, strzeżone osiedla dla klasy średniej stały się rzadko poddawaną pod rozwagę normą. Najwyższy czas, aby i w Polsce mieszkańcy dopomnieli się o swoje "prawo do miasta". Czas na refleksję, kto steruje procesami przemiany przestrzeni miejskiej i kto czerpie z nich zysk. "Lefebvre miał rację sądząc, że rewolucja będzie albo w pełnym znaczeniu tego słowa miejska, albo nie zdarzy się w ogóle."7 - podsumowuje swój manifest "Prawo do miasta" David Harvey.

Asia Kubiakowska

Przypisy:
1 Przypadek projektu Liebig 14
2 inicjatywy "Tempelhof dla wszystkich" (www.tfa.blogsport), "Zagospodarowanie Tempelhof" (www.nachnutzung-thf.de) i "Czy zesquatowałeś już kiedyś lotnisko" (tempelhof.blogsport.de), - inicjator demonstracji, która 20 czerwca 2009 podjęła stłumioną przez policję próbę symbolicznego zajęcia lotniska.
3 Termin gentryfikacja pochodzi od angielskiego gentry (szlachta). Oznacza proces dążący do nobilitacji miejsca, nadania mu wysokiego statusu, a tym samym podwyższenia jego rynkowej wartości. W praktyce jest to adaptacja starych śródmieść przez nowo powstałą klasę średnią. Naturalnym elementem procesu jest wypieranie mieszkańców gorzej usytuowanych społecznie i ekonomicznie.
4 A. Holm, Die Vergesellschaftung der Stadt na portalu inicjatywy "Wir bleiben alle": wba.blogsport.de
5 Rewitalizacja czy gentryfikacja?, Wolna Praga, No. 6, marzec 2009
6 What the fuck is Gentrification? na portalu inicjatywy "Wir bleiben alle": wba.blogsport.de
7 D. Harvey, The right to the city na portalu inicjatywy "Wir bleiben alle": wba.blogsport.de

Źródła informacji:
Wir bleiben alle!: wba.blogsport.de
A. Holm, Die Vergesellschaftung der Stadt, wba.blogsport.de
D. Harvey, Right to the city, wba.blogsport.de
MieterEcho. Zeitung der Berliner Mietergemeinschaft E.V., nr. 336, październik 2009 i nr. 337, grudzień 2009
Nie chcę się wyprowadzać - czekam na strajk czynszowy, www.lokatorzy.pl

Lud jest zawsze lepszy niż jego władcy. Kilka uwag o żałobie narodowej.

Kraj | Publicystyka | Tacy są politycy

Medialna histeria rozpętana w kontekście katastrofy prezydenckiego samolotu znalazła niewątpliwie odzwierciedlenie w nastrojach znacznej części społeczeństwa. Tysiące ludzi na ulicach, znicze, wzruszenie... Szczery smutek ogarnął szerokie rzesze i sam miałem okazję rozmawiać z osobą, której życie upłynęło na ciężkiej fizycznej pracy, płaczącą przed telewizorem z powodu śmierci prezydenckiej pary. Trudno było powstrzymać mi się przed zadaniem sobie pytania, czy polska elita rządząca, której podobno kwiat zginął w Smoleńsku, w takim samym stopniu przejmuje się losem społeczeństwa, jak owo społeczeństwo losem swoich władców? Czy klasę rządząca obchodzi w jakich warunkach pracujemy i czy jesteśmy w stanie przeżyć za te pieniądze? Czy obchodzi polityków sytuacja osób, które utraciły możliwość zdobywania środków do życia z powodu braku pracy? Czy troszczą się o możliwości leczenia osoby chorej, której nie stać na opłacanie prywatnych lekarzy? Czy przejmują się sytuacją osób, które z powodu wieku nie mogą już pracować? Osób które nie mają gdzie mieszkać i są skazane na powolną śmierć na ulicy? Każdy kto zna chociaż z grubsza sytuację na rynku pracy, kondycję służby zdrowia, wysokość emerytur i dostępność mieszkań łatwo odpowie na te pytania – polską klasę rządzącą nasze życie obchodzi tyle, co władców Kościoła ofiary nadużyć seksualnych księży – tyle co nic.
Warto w tym kontekście przypomnieć sobie, że polskie elity mają tendencję do przedstawiania społeczeństwa jako roszczeniowych egoistów, niezdolnych przejąć się niczym oprócz swojego interesu. Nasuwa się przypuszczenie, że owe elity przypisują cechę, którą same w żenujący sposób manifestują, społeczeństwu zdolnemu bezinteresownie przejąć się tym, co dotyka kogoś z kim obiektywnie nie ma wiele wspólnego. Łatwo też niestety zgadnąć jak elity odpowiedzą społeczeństwu na szlachetne gesty solidarności z jej członkami, którzy zginęli, jak zareagują na łzy i wrażliwość. Odwdzięczą się tym co zwykle – zwolnieniami, eksmisjami, wysyłaniem ludzi na kolejne wojny, kłamstwami, cynizmem, pogardą... Tak już jest.

Żałoba...

Kraj | Publicystyka | Tacy są politycy

To co się wydarzyło w ostatni weekend i dzieje nadal jest szalenie interesujące z punktu widzenia społecznego. Dosyć uważnie przyglądałam się spontanicznej reakcji ludzi na wypadek prezydenckiego samolotu w Rosji, a także na to kto w jaki sposób reaguje. Bliskie mi osoby, wcześniej darzące prezydenta i większość polityków lecących rządowym samolotem szczerą niechęcią, wywiesiły przed domem polską flagę. Zaczęłam się zastanawiać czy za tą wszechobecną, ogarniającą tłumy, schizofreniczną żałobą stoi tylko wspominana tu i ówdzie medialna, czy jakakolwiek inna "paranoja" i tradycja jednoczenia się w bólu?

Słuchając radia zauważyłam, że znaczna część słuchaczy uznała ten wypadek ze największą tragedię w historii polskiego narodu. Tego typu retoryka, obecna od soboty w mediach, jest dużym nadużyciem. Dla polskiego społeczeństwa większą tragedią jest choćby prywatyzacja, w dodatku nieudolna i przeprowadzana za wszelka cenę. W takim razie skąd ten żal...?

Świetnie zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy poddawani ciągłej tresurze, przystosowującej nas do neoliberalnego systemu. Wiemy, że praktycznie od przyjścia na świat, w szkole, w domu, w pracy uczymy się tego jak wygrać wielki wyścig zwany "życiem". Nie jesteśmy przyzwyczajani do życia w grupie, do bezinteresownego pomagania sobie, do odczuwania empatii. Każda grupa ma swojego lidera i kozła ofiarnego. Musimy być silni i dobrze przygotowani do ciągłego konkurowania ze sobą. Według neoliberalnego porządku najsłabsi muszą zostać wyeliminowani z gry. Poczucie prawdziwej wspólnoty rekompensuje ludziom konserwatywny, patriarchalny patriotyzm i ewentualnie kościół, już nie zawsze rodzina. Nie jest żadnym odkryciem, że olbrzymia liczba osób czuje się wyalienowana, samotna i niespełniona w świecie, w którym wszelkie stosunki społeczne są konsekwentnie zamieniane w towar.

Neoliberalny system wymaga od nas, aby każde uczucie, każda ludzka potrzeba ustąpiła racjonalnym, zgodnym z zasadami rynku regulacjom. Wmawia się nam, że nasza schorowana matka lub ojciec nie może być odpowiednio leczona, bo ratowanie jej życia się nie opłaca. Godzimy się na to, bo zazwyczaj nie mamy wyboru, i zostajemy sami w zdominowanej przez rynkowe zasady rzeczywistości.

Tak ekstremalne wydarzenie jakim jest zbiorowa śmierć, na chwilę oderwało ludzi od codzienności, pokazując, że nie jesteśmy do końca wyalienowanymi wrogami, ani bezdusznymi, racjonalnymi maszynami. Najsmutniejsze wydaje się właśnie to, jak bardzo brakuje ludziom poczucia wspólnoty i solidarności, relacji opartych na współdziałaniu, a nie rywalizacji oraz urzeczywistnienia się nadziei, że wszyscy są równi i biorą udział w czymś ważnym. Poza tym nieczęsto zdarza się, że tak wiele osób dookoła płacze i my możemy pozwolić sobie na płacz. Nie dziwi mnie też smutek z powodu śmierci "Pana". Znaczna część ludzi swoją polityczną aktywność przejawia jedynie poprzez głosowanie w wyborach. I teraz ci, którzy są wyrazem ich politycznego zaangażowania nie żyją.

Zginęły osoby, które poprzez media gościły w domach, samochodach i pracy zwykłych Polaków na okrągło, bez względu na to, czy ktoś ich lubił, czy nie. Przeciętni ludzie nie pojawiają się w telewizji z taką intensywnością, a życie coraz liczniejszej części społeczeństwa to samotne wieczory przed telewizorem i godziny spędzane w korkach. To ci, którzy są obecni w mediach, składając w nich nic nie warte obietnice lepszego jutra, są najbliżej nas. To ich los staje się dla nas ważny, a nie setek anonimowch istot, które umierają czy żyją w ubóstwie, przez decyzje tych, których opłakujemy.

Szkoda, że na codzień nie solidaryzujemy się, aby wspierać ludzi, którzy naprawdę tego potrzebują. Szkoda, że nie potrafimy na taką skalę jednoczyć się w trosce o tych, którzy żyją...
M.M.
źródło:www.rozbrat.org

Venezuela: the myth of "Eco-socialism of the XXI Century"

Ekologia/Prawa zwierząt | English | Tacy są politycy | Technika


* This text, which appeared in El Libertario # 58, March-April 2010, critically examines what has been meaning the government of Hugo Chavez from an environmental point of view, highlighting the clear separation between the rhetoric speeches that are emitted from power and the specific facts being promoted and implemented.

[The author is Professor and Researcher at the Simon Bolivar University in Caracas. This contribution is the revised excerpt from a longer article appeared in Spanish in the Journal of Economics and Social Sciences (FACES-UCV) entitled "XXI Century Eco-socialism and Bolivarian Development Model: the myths of environmental sustainability and participatory democracy in Venezuela ", 2009, vol. 15, No. 1, pp.187-223 (Available on http://www.scielo.org.ve/pdf/rvecs/v15n1/art10.pdf), where quoted references are marked with appropriate details. Not included here for space reasons.]

Venezuela is a country of mining and extractive industry economy, whose model development has been based on the exploitation of oil and other non renewable natural resources that causes strong impacts on the environment. More than a decade, some researchers (Garcia Guadilla et al, 1997) strongly questioned the sustainability of development models in the nineties under the presidencies of C. A. Perez and R. Caldera. In the decade 1999-2009 the government has blamed the "savage capitalism and neoliberal policies” and consequently, property and private exploitation of resources for the environmental problems, despite that current exploitation of these resources and the design of economic policies that support the so-called Bolivarian Development Model reproduce these practices labelled as "neoliberal or savage capitalism", causing negative environmental impacts same strong or higher than in the past.

Węgry: Antysemici odnoszą sukces - zasiądą w parlamencie

Świat | Rasizm/Nacjonalizm | Tacy są politycy | Wybory

Posłowie skrajnej prawicy po raz pierwszy od II wojny światowej zasiądą w węgierskim parlamencie. Partia Jobbik odniosła wielki sukces w wyborach parlamentarnych na Węgrzech. Z sondaży wynika, że niedzielne wybory wygrała centroprawicowa partia Fidesz, która zdobyła 57 proc. głosów. Skupiająca działaczy skrajnie prawicowych partia Jobbik może otrzymać od 15 do 17 proc. głosów. Rządzący do tej pory socjaldemokraci zdobędą nie więcej niż 20 proc. głosów.

Przedstawiciele organizacji żydowskich na Węgrzech ostrzegają, że do polityki wkracza partia, która jawnie głosi hasła antysemickie. Jest powiązana z paramilitarnymi organizacjami, które nawiązują do tradycji ugrupowań faszystowskich sprzed kilkudziesięciu lat.

USA: Bush wiedział o niewinnych w Guantanamo

Świat | Tacy są politycy

 USA: Bush wiedział o niewinnych w GuantanamoJak doniósł brytyjski "The Times" powołując się na nieznany dotąd dokument, były prezydent USA - George W. Bush - wiedział, że w obozie w Guantanamo są więzieni również niewinni. Chodzi o deklarację pozytywnie opiniującą wniosek skierowany do sądu przez jednego z więźniów trzymanych w Guantanamo z powodu rzekomej przynależności do Al-Kaidy. Dokument podpisał pułkownik Lawrence Wilkerson, doradca sekretarza stanu USA Colina Powella.

W deklaracji Wilkerson twierdzi, że Biały Dom miał pewność co do tego, iż większość spośród 742 więźniów wysłanych początkowo do Guantanamo w 2002 roku było całkowicie niewinnych. Płk. dodaje, że więźniowie nigdy nie widzieli żołnierza USA, kiedy zostali zatrzymani. W większości zostali "sprzedani" przez Afganistan i Pakistan po 5 000 dolarów za osobę.

Zabili nam kozę...

Blog | Tacy są politycy

"Zabili nam kozę...
Zabili ją na szosie..."
(piosenka robiąca aluzję do śmierci dyktatora Trujillo na Republice Dominikańskiej w 1961)

http://www.youtube.com/watch?v=CBJ4KC3SviY

Mataron al Chivo…
En La Carretera…
mataron al Chivo..
En la Carretera…

Dejenmelo Ver…
Dejenmelo Ver…
Dejenmelo Ver…

Mataron al Chivo…
y no me lo dejaron ver…

El pueblo Celebra…
Con mucho entusiasmo…
La fiesta del chivo…
El 30 de Mayo…

Vamos a reir…
Vamos a cantar…
Vamos a gozar…

Hoy 30 de Mayo dia de la libertad

. . .

Zabili nam kozę...
Zabili ją na szosie...
Zabili nam kozę...
Zabili ją na szosie...

Dajcie mi go zobaczyć...
Dajcie mi go zobaczyć...
Dajcie mi go zobaczyć...

Zabili kozę...
I nie dali mi zobaczyć jej...

Lud świętuje...
Z wielkim entuzjazmem...
Święto kozy...
30. maja...

Będziemy się śmiać...
Będziemy śpiewać...
Będziemy się bawić...

Dziś 30 maja dzień w którym nastała wolność...

;-)

Na co idą pieniądze europejskich podatników

Tacy są politycy

Bank BGŻ otrzymał z Unii Europejskiej (czyli od podatników) dofinansowanie autorskiego projektu szkoleniowego w wysokości ponad 7 mln zł. Środki przyznane zostaną z Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki.

Celem szkolenia jest "budowanie pozycji Banku BGŻ na rynku i wzmacnianie jego przewagi konkurencyjnej poprzez wsparcie pracowników w doskonaleniu kwalifikacji i kompetencji niezbędnych do realizacji strategii biznesowej".

Hiszpania: Wszyscy pobierają nielegalne pliki

Świat | Ironia/Humor | Tacy są politycy

Po tym jak hiszpańskie władze i sądy podjęły agresywny atak na internetową wymianę plików, na światło dzienne wypłynęła "torrentowa afera" na szczytach władzy.

Hiszpańska telewizja VEO 7 ujawniła, że niemal we wszystkich ministerstwach miało miejsce nielegalne pobieranie plików chronionych prawem autorskim. Według raportu, do najbardziej aktywnych użytkowników należą pracownicy ministerstw edukacji i obrony - chętnie korzystali z wszelkiego rodzaju nielegalnych materiałów, od seriali po kalendarze erotyczne. Prócz ministerstw, raport wymienia pracowników rządu oraz Pałac prezydencki, gdzie nielegalnie pobrano grę do ćwiczenia sprawności umysłowej.

Stacja VEO 7, uzyskała materiały od hakera Angela Badia, który postanowił udowodnić jak powszechne jest korzystanie z internetowych technologii wymiany plików.

Za: torrentfreak.com

Kanał XML