Dodaj nową odpowiedź
Izrael i niezmienna groźba apartheidu cz. 2. Najnowsza historia Izraela i Palestyny według Klein
pankin, Pon, 2009-01-19 16:18 Dyskryminacja | Gospodarka | Militaryzm | Prawa pracownika | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Represje | Tacy są politycy | TechnikaPrezentujemy dalszy ciąg rozdziału książki Naomi Klein poświęconego najnowszej historii Izraela.
Izrael i niezmienna groźba apartheidu
Do 2003 roku sytuacja izraelskiej gospodarki zadziwiająco się poprawiła. W roku 2004 wyglądało na to, że w kraju zdarzył się cud: po katastrofie i załamaniu Izrael wykazywał się lepszymi wynikami niż niemal wszystkie zachodnie gospodarki. Do wzrostu w dużej mierze przyczyniła się trafna ocena własnej sytuacji: Izrael słusznie postrzegał siebie jako coś w rodzaju supermarketu oferującego technologie obronne. Moment był idealny. Władze wielu państw na gwałt zaczęły potrzebować narzędzi do tropienia terrorystów, a także wszelkich informacji na temat świata arabskiego. Pod rządami Likudu Izrael zaczął reklamować się jako wzorzec państwa o zaostrzonej polityce bezpieczeństwa, powołując się przy tym na dziesięciolecia doświadczeń w walce z arabskim i muzułmańskim zagrożeniem. Przekaz dla Ameryki Północnej i Europy był jasny: wojnę z terroryzmem, którą rozpoczynacie, my prowadzimy od chwili narodzin. Pozwólcie naszym przedsiębiorstwom specjalizującym się w nowoczesnych technologiach i agencjom wywiadowczym po kazać wam, jak to się robi.
Odbywa się tam co roku co najmniej pół tuzina większych konferencji poświęconych bezpieczeństwu, gromadzących parlamentarzystów, szefów policji i dyrektorów generalnych z całego świata; liczba konferencji i ich rozmiar zwiększają się z roku na rok. A ponieważ tradycyjna turystyka ucierpiała w związku z obawami o bezpieczeństwo, ta swoista turystyka antyterrorystyczna oficjeli częściowo wypełnia powstałą lukę.
W czasie jednej z takich imprez, reklamowanej jako „wycieczka za kulisy walki z terroryzmem" i zorganizowanej w lutym 2006 roku, przedstawiciele między innymi FBI, Microsoftu oraz singapurskiego wydziału komunikacji publicznej odwiedzili kilka największych atrakcji turystycznych Izraela: Kneset, Wzgórze Świątynne i Ścianę Płaczu. Wszędzie oglądali i podziwiali przypominające fortyfikacje systemy ochrony, żeby zorientować się, które z rozwiązań warto po powrocie wprowadzić u siebie. W maju 2007 roku Izrael gościł dyrektorów kilku ogromnych amerykańskich lotnisk, którzy wzięli udział w warsztatach poświęconych rozpoznawaniu i wyłapywaniu różnych typów agresywnych pasażerów za pomocą metod wykorzystywanych przez Międzynarodowy Port Lotniczy im. Ben Guriona nieopodal Tel Awiwu. Steven Grossman, kierownik lotów na międzynarodowym lotnisku w Oakland w Kalifornii, wyjaśnił, że przyjechał, ponieważ „Izraelczycy w kwestii zabezpieczeń są żywą legendą". Niektóre przedsięwzięcia mają charakter teatralny i zarazem makabryczny: na przykład na Międzynarodowej Konferencji Poświęconej Sprawom Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która odbyła się w 2006 roku, izraelscy wojskowi przedstawili szczegółową „symulację poważnej katastrofy z dużymi stratami w ludziach, która rozpoczęła się w mieście Ness Ziona, a zakończyła w szpitalu Asaf Harofeh".
Nie są to żadne konferencje polityczne, lecz niezwykle dochodowe pokazy handlowe, które mają na celu demonstrację sprawności izraelskich firm z sektora bezpieczeństwa. W efekcie eksport produktów i usług związanych ze zwalczaniem terroryzmu wzrósł w Izraelu w roku 2006 o 15 procent, a zgodnie z prognozami w następnym roku miał zwiększyć się o kolejnych 20 procent, osiągając kwotę 1,2 miliarda dolarów rocznie. Eksport produktów i usług związanych z obronnością osiągnął w 2006 roku rekordową sumę 3,4 miliarda dolarów (w porównaniu z 1,6 miliarda w 1992 roku), co czyni z Izraela czwartego na świecie dostawcę broni, większego niż Wielka Brytania. Ma on też więcej spółek z branży nowoczesnych technologii notowanych na Nasdaq –
wiele z nich jest powiązanych z sektorem bezpieczeństwa - niż jakikolwiek inny kraj, a także więcej patentów technicznych zarejestrowanych w Stanach jednoczonych niż Chiny i Indie razem wzięte. Produkty sektora technologicznego, w większości powiązane z bezpieczeństwem, stanowią dziś 60 procent całego izraelskiego eksportu.
Len Rosen, wpływowy izraelski bankier inwestycyjny, powiedział magazynowi „Fortune": „Bezpieczeństwo liczy się bardziej niż pokój". Za czasów Oslo „ludzie chcieli pokoju, żeby zapewnić wzrost gospodarczy. Teraz chcą bezpieczeństwa, przemoc zatem wcale nie hamuje wzrostu". Mógł pójść znacznie dalej: przedsiębiorstwa zajmujące się zapewnianiem „bezpieczeństwa" - w Izraelu i na świecie - są w znacznej mierze bezpośrednio odpowiedzialne za błyskawiczny rozkwit gospodarczy kraju w ostatnich latach. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że przemysł bazujący na wojnie z terrorem ocalił chwiejąca się izraelską gospodarkę, podobnie jak kompleks kapitalizmu kataklizmowego wspomógł światowe rynki papierów wartościowych.
Oto mała próbka zasięgu jego działania:
– Rozmowy telefoniczne przychodzące do nowojorskiej policji będą nagrywane i analizowane w technologii stworzonej przez izraelską firmę Nice Systems. Nice monitoruje ponadto komunikację policji Los Angeles oraz komunikację koncernu Time Warner, obsługuje system kamer nadzorujących na lotnisku im. Ronalda Reagana i świadczy usługi dziesiątkom innych liczących się klientów.
– Zdjęcia w londyńskim metrze robi system kamer firmy Verint, której właścicielem jest izraelski gigant technologiczny Conwerse. Z urządzeń Verintu do obserwacji korzystają też amerykański Departament Obrony, waszyngtoński Międzynarodowy Port Lotniczy im. Dullesa, Kapitol, a także montrealskie metro. Firma ma klientów na produkty służących monitorowaniu w ponad pięćdziesięciu krajach, pomaga także nadzorować pracowników wielkich korporacji, takich jak Home Depot i Target.
– Pracownicy miejscy w Los Angeles i Columbus (Ohio) zostali wyposażeni w elektroniczne dokumenty tożsamości, których producentem jest izraelska firma SuperCom, mogąca pochwalić się tym, że na czele rady doradców stoi James Woolsey, były dyrektor CIA. Pewien anonimowy kraj europejski wybrał SuperCom do obsługi wszelkich spraw związanych z dowodami osobistymi swoich obywateli, inny upoważnił firmę do wprowadzenia pilotażowego programu „biometrycznych paszportów" - obie decyzje mocno kontrowersyjne.
– Zapory w sieciach komputerowych kilku największych koncernów energetycznych w Stanach Zjednoczonych zostały wyprodukowane przez izraelskiego giganta technologicznego Check Point; mimo to klienci pragną pozostać anonimowi. Jak twierdzi firma, „89 procent firm z listy Fortune 500 korzysta z zabezpieczeń Check Pointu”.
– W okresie poprzedzającym Super Bowl 2007 [finał mistrzostw w futbolu amerykańskim] wszyscy pracownicy Międzynarodowego Portu Lotniczego w Miami zostali przeszkoleni pod kątem identyfikacji „złych ludzi, a nie tylko złych rzeczy" metodą Behavior Pattern Recognition, opracowaną przez izraelską firmę o nazwie New Age Security Solutions. Dyrektor naczelny firmy jest byłym szefem ochrony lotniska im. Ben Guriona. W minionych latach również inne lotniska - w Bostonie, San Francisco, Glasgow, Atenach, Londynie (Heathrow) i innych miejscach - zatrudniały New Age do szkolenia pracowników w umiejętności tworzenia profilów pasażerskich. Firma trenowała ponadto pracowników portowych w targanej konfliktami delcie Nigru, urzędników w holenderskim Ministerstwie Sprawiedliwości, strażników chroniących Statuę Wolności oraz agentów z Biura Przeciwdziałania Terroryzmowi Policji Miasta Nowy Jork.
– Gdy zamożni mieszkańcy nowoorleańskiego Audubon Place po przejściu huraganu Katrina stwierdzili, że potrzebują własnych sił porządkowych, zatrudnili izraelską prywatną firmę ochroniarską Instinctive Shooting International.
– Pracownicy Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej (kanadyjskiej policji federalnej) przeszli przeszkolenie organizowane przez International Security Instructors, firmę specjalizującą się w szkoleniach dla policji i wojska, mającą siedzibę w Wirginii. Mogący się pochwalić „ciężko zdobytym w Izraelu doświadczeniem" instruktorzy ISI rekrutują się spośród „weteranów jednostek specjalnych [...] izraelskich sił zbrojnych, oddziałów Izraelskiej Policji Antyterrorystycznej [oraz] Służby Bezpieczeństwa Wewnętrznego Szin Beit". Elitarna lista klientów firmy obejmuje FBI, Armię Stanów Zjednoczonych, Korpus Piechoty Morskiej, Siły Specjalne Marynarki Wojennej (SEAL) oraz londyńską policję.
– W kwietniu 2007 roku specjalni agenci imigracyjni z amerykańskiego Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego, pracujący na granicy z Meksykiem, przeszli intensywny ośmiodniowy trening zorganizowany przez Golan Group. Golan Group to firma założona przez byłego oficera izraelskich służb specjalnych, szczycąca się ponad 3500 pracowników w siedmiu krajach. „Zasadniczo staramy się nadać naszym działaniom styl charakterystyczny dla izraelskich służb specjalnych" - tak Thomas Pearson, szef operacyjny firmy, określił szkolenie, które zapewnia wszystko: od nauki walki wręcz, przez ćwiczenia w strzelaniu do celu, po „osiągnięcie prawdziwej sprawności w pracy z SUV-ami". Golan Group - obecnie z siedzibą na Florydzie, wciąż jednak wykorzystująca swoje izraelskie doświadczenie w celach marketingowych - jest również producentem urządzeń prześwietlających, wykrywaczy metalu oraz karabinów. Do grona jej klientów, poza wieloma rządami i sławnymi osobistościami, należą też ExxonMobil, Shell, Texaco, Levi’s, Sony, Citigroup i Pizza Hut.
– Gdy Buckingham paląco potrzebował nowego systemu ochrony, wybrał ten, którego projektantem jest firma Magal, jeden z dwóch głównych twórców izraelskiego „muru bezpieczeństwa".
– Natomiast jednym z głównych partnerów Boeinga przy budowie wycenianego na 2,5 miliarda dolarów „wirtualnego muru" na granicy z Meksykiem i Kanadą - systemu obejmującego elektroniczne czujniki, bezzałogowe samoloty, kamery monitorujące i 1800 wież - będzie firma Elbit. Firma jest drugim czołowym architektem wielce kontrowersyjnego muru bezpieczeństwa, „największego projektu konstrukcyjnego w historii I Izraela", którego koszt również oszacowano na 2,5 miliarda dolarów.
Ponieważ coraz więcej krajów zamienia się w fortece (mury i supernowoczesne ogrodzenia stają na granicach między Indiami a Kaszmirem, Arabią Saudyjską i Irakiem, Afganistanem i Pakistanem), rynek „barier bezpieczeństwa" może się okazać największym rynkiem kataklizmowego kompleksu. To dlatego Elbit i Magal nie przejmują się niesłabnącą złą opinią, jaką izraelski mur cieszy się na świecie - w istocie krytykę uważają za darmową reklamę. „Ludzie wierzą, że jako jedyni mamy realne doświadczenie w testowaniu sprzętu" - wyjaśnił Jacob Even-Ezra, dyrektor generalny Magala. Akcje obydwu firm, Elbitu i Magala, po 11 września zwiększyły wartość ponad dwukrotnie - nic nadzwyczajnego wśród akcji izraelskich przedsiębiorstw z branży bezpieczeństwa wewnętrznego. Verint, nazywany „dziadkiem nadzoru wideo do czasu ataków terrorystycznych w USA nie przynosił żadnych dochodów, natomiast w latach 2002-2006 cena jego akcji wzrosła ponad trzykrotnie dzięki rozkwitowi rynku usług monitoringowych.
Niezwykłe wyniki izraelskich firm z sektora bezpieczeństwa nie są niczym nowym dla obserwatorów rynku papierów wartościowych, rzadko jednak wskazuje się na nie jako na czynnik odgrywający istotną rolę w polityce regionu. To nie przypadek, że decyzja Izraela, żeby z „przeciwdziałania terroryzmowi" uczynić główny produkt eksportowy, precyzyjnie zbiegła się w czasie z zarzuceniem negocjacji pokojowych i ze staraniami, aby konflikt izraelsko-palestyński przestać rozpatrywać w kategoriach batalii przeciwko ruchowi narodowemu (kwestia ziemi i praw), a zacząć traktować jako część światowej wojny z terrorem - wojny przeciwko irracjonalnej, fanatycznej sile, której jedynym celem jest zniszczenie.
Z całą pewnością kwestie gospodarcze stanowią główną przyczynę eskalacji przemocy w regionie od 2001 roku. Oczywiście po obu stronach nie brak powodów, które ową przemoc podsycają. Jednakże w okolicznościach tak wybitnie niesprzyjających pokojowi gospodarka miewa gdzieniegdzie moc równoważenia i może pchnąć opornych polityków w stronę negocjacji, jak to się działo na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Tymczasem rozkwit rynku bezpieczeństwa wewnętrznego zmienił kierunek działania siły ekonomii i w efekcie powstał kolejny potężny sektor inwestujący w nieprzerwaną przemoc.
Podobnie jak w wypadku innych batalii szkoły chicagowskiej, nagły zryw gospodarczy w Izraelu po 11 września 2001 roku nosił cechę gwałtownego rozwarstwienia społecznego, przepaści dzielącej biednych i bogatych obywateli. Poprawie bezpieczeństwa towarzyszyła fala prywatyzacji oraz cięć wydatków na programy socjalne, która praktycznie zaprzepaściła spuściznę syjonizmu o orientacji socjalistycznej, a także doprowadziła do wybuchu epidemii nierówności, jakiej mieszkańcy Izraela nigdy wcześniej nie zaznali. W 2007 roku 24,4 procent Izraelczyków znajdowało się poniżej granicy ubóstwa, a 35,2 procent wszystkich dzieci żyło w biedzie (dla porównania dwanaście lat wcześniej takich dzieci było 8 procent). Jednak nawet jeśli zyskami płynącymi z gospodarczego rozkwitu nie dzielono się ze wszystkimi, dla wąskiej grupy Izraelczyków były one niezwykle lukratywne - zwłaszcza zaś dla tej jej wpływowej części, która idealnie stopiła się z armią i rządem (z towarzyszeniem wszystkich znanych skądinąd korporacjonistycznych skandali korupcyjnych), tak że znikł decydujący bodziec do zabiegania o pokój.
Zwrot izraelskiego biznesu w stronę polityki był dramatyczny. Wizja, której daje się dziś ponieść telawiwska giełda, nie ma już nic wspólnego z wizją Izraela jako centrum lokalnego handlu; to raczej wizja futurystycznej twierdzy zdolnej oprzeć się zalewowi wroga. Najdobitniejszy wyraz tej nowej orientacji dał izraelski rząd, kiedy latem 2006 roku negocjacje dotyczące wymiany więźniów z Hezbollahem przekształcił w pełnowymiarową wojnę. Największe korporacje w kraju nie ograniczyły się do wsparcia działań wojennych, ale wręcz je sponsorowały. W czasie kiedy Bank Leumi, nowy prywatny izraelski megabank, rozprowadzał naklejki samochodowe z napisami: „Zwyciężymy!" i „Jesteśmy silni", dziennikarz i pisarz Icchak Laor odnotowywał: „Obecna wojna to dla jednej z naszych największych telefonii komórkowych znakomita okazja marketingowa - wykorzystuje ją do prowadzenia gigantycznej kampanii promocyjnej".
Najwyraźniej izraelski biznes nie ma już dłużej powodu obawiać się wojny. W przeciwieństwie do 1993 roku, kiedy konflikt wydawał się przeszkodą na drodze do wzrostu gospodarczego, indeks telawiwskiej giełdy podskoczył w górę w sierpniu 2006 roku, w trakcie niszczycielskiej wojny w Libanie. W ostatnim kwartale tego roku - roku krwawej eskalacji konfliktu na Zachodnim Brzegu i w Gazie po wyborze Hamasu - izraelska gospodarka odnotowała wzrost o niebywałej wysokości 8 procent, trzy razy większy niż gospodarka amerykańska w tym samym i czasie. Równocześnie w gospodarce palestyńskiej nastąpił spadek o 10-15 procent, a poziom biedy zbliżył się do 70 procent.
Miesiąc po tym, jak ONZ ogłosiło zawieszenie broni między Izraelem a Hezbollahem, giełda w Nowym Jorku zorganizowała specjalną konferencję poświęconą inwestycjom w Izraelu. Wzięło w niej udział ponad dwieście izraelskich firm, wiele związanych z sektorem bezpieczeństwa wewnętrznej. W tym samym czasie libańska gospodarka faktycznie tkwiła w martwym punkcie: około 140 fabryk produkujących wszystko, od materiałów budówlanych, przez lekarstwa, aż po przetwory mleczne, usuwało gruzy - pozostawione po izraelskich bombach i pociskach. Nie zważając na skutki wojny, zgromadzeni w Nowym Jorku obwieścili gospodarczy rozkwit. „Izrael stoi otworem dla biznesu, zawsze był otwarty na biznes" - powitał delegatów na kongresu izraelski ambasador przy ONZ Dan Gillerman.
Dziesięć lat wcześniej podobne wojenne podniecenie byłoby nie do po myślenia. To Gillerman jako przewodniczący Izraelskiej Federacji Izb Handlowych wzywał w owym czasie kraj, aby wykorzystał historyczną okazję i został „Singapurem Bliskiego Wschodu". Teraz stał się jednym z najzagorzalszych zwolenników wojny, nakłaniającym do eskalacji konfliktu. W wywiadzie dla CNN powiedział, że „choć stwierdzenie, że wszyscy muzułmanie to terroryści, może być politycznie niepoprawne i mijać się z prawda, bardzo często okazuje się, że niemal wszyscy terroryści są muzułmanami. Dlatego to nie jest tylko wojna Izraela. To jest wojna światowa".
Przepis na niekończącą się wojnę jest tutaj taki sam jak w prospekcie, który I administracja Busha przedstawiła rodzącemu się kompleksowi kapitalizmu kataklizmowego po 11 września 2001 roku. To nie jest wojna, którą jakiś kraj może wygrać. Ale też nie chodzi w niej o zwycięstwo. Chodzi natomiast o to, aby zapewnić „bezpieczeństwo" w obrębie zamienionych w fortece państw, wspieranych przez konflikt tlący się poza ich murami. W pewnym sensie ten sam cel przyświecał prywatnym firmom ochroniarskim w Iraku: chronić granice, osłaniać zleceniodawców. Bagdad, Nowy Orlean i Samb Springs to migawki z przyszłości stworzonej i rządzonej przez kompleks kapitalizmu kataklizmowego. Ale to w Izraelu proces posunął się najdalej: całe państwo zamieniło się w ufortyfikowane strzeżone osiedle, które zamknęło się przed ludźmi żyjącymi na stałe w czerwonej strefie wykluczonych. Oto jak wygląda społeczeństwo, które traci ekonomiczną motywację do za prowadzenia pokoju, inwestuje ciężkie pieniądze w walkę i czerpie zyski z niekończącej się i niemożliwej do wygrania wojny z terrorem - jedna część przypomina Izrael, druga Strefę Gazy.
Przypadek Izraela to przypadek krańcowy, ale tego typu społeczeństwo nie musi być niczym wyjątkowym. Kompleks kapitalizmu kataklizmowego rozkwita w warunkach niewygasającego konfliktu o niskiej intensywności. Wygląda na to, że taki jest rozwój wydarzeń we wszystkich rejonach katastrof, od Nowego Orleanu po Irak. W kwietniu 2007 roku amerykańscy żołnierze zaczęli wdrażać program mający przekształcić kilka niestabilnych rejonów w Bagdadzie w otoczone siecią punktów kontrolnych i betonowymi murami „zamknięte osiedla", gdzie mieszkańców śledzić się będzie za pomocą technologii biometrycznych. „Będziemy jak Palestyńczycy" - stwierdził jeden z mieszkańców Adhamiji, patrząc, jak jego dzielnica zostaje zamknięta za ogrodzeniem. Gdy stało się jasne, że Bagdad nigdy nie zostanie Dubajem, a Nowy Orlean Disneylandem, przyjęto plan B - wariant nowej Kolumbii czy Nigerii, z niekończącą się nigdy wojną, prowadzoną głównie przez najemników i oddziały paramilitarne, przygasającą na tyle, żeby móc wydobywać bogactwa naturalne, i wspomaganą przez prywatnych ochroniarzy pilnujących naftociągów, platform czy rezerw wody.
Banałem stało się porównanie zmilitaryzowanych gett w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu z betonowymi ścianami, zasiekami pod napięciem i punktami kontrolnymi, do bantustanu w RPA, gdzie czarnoskórych mieszkańców trzymano w rezerwatach i żądano przepustek, kiedy je opuszczali. „Izraelskie prawo i praktyki na terenach okupowanych z całą pewnością mają cechy apartheidu" - stwierdził w lutym 2007 roku południowoafrykański prawnik John Dugard, specjalny sprawozdawca ONZ na terytoriach palestyńskich. Podobieństwa widać wprawdzie gołym okiem, są też jednak różnice. Południowoafrykańskie getta w bantustanie były zasadniczo obozami pracy, służyły kontrolowaniu afrykańskich robotników i utrzymywaniu taniej siły do pracy w kopalniach. System, który stworzył Izrael, ma całkiem inne przeznaczenie: służy utrzymaniu robotników z dala od pracy. To sieć zagród dla milionów ludzi, którzy zostali uznani za zbędnych.
Nie tylko Palestyńczycy znaleźli się w tej kategorii. Na świecie istnieje także wielu innych: miliony Rosjan, uznanych za zbędnych, opuściło swe domy w nadziei na to, że pracę i godne życie znajdą w Izraelu. I choć bantustan w pierwotnej formie przestał istnieć, w nowej, neoliberalnej Republice Południowej Afryki jedna osoba na cztery żyje w szybko rozrastających się slumsach i również należy do kategorii zbędnych obywateli. Wyrzucenie poza nawias od 25 do 60 procent populacji to znak rozpoznawczy krucjaty szkoły chicagowskiej od czasu „wiosek biedy" wyrastających jak grzyby po deszczu w państwach regionu Cono Sur w Ameryce Południowej w latach siedemdziesiątych. W Republice Południowej Afryki, Rosji i Nowym Orleanie bogaci budują wokół siebie mury. Izrael zrobił krok dalej: zbudował mur wokół niebezpiecznych biedaków.
Tłum. Katarzyna Makaruk
Pierwsza część dostępna jest tu