Dodaj nową odpowiedź

Wojenny Marketing

Publicystyka

WOJENNY MARKETING czyli jak dobrze zareklamować i sprzedać wojnę?

Weryfikacja przebiegu wojen i propagandy wojennej oraz wpływ ekonomii na tę ostatnią.

Odkąd świat stał się jednobiegunowy, konflikty i zbrojne napaście stały się czymś niemal powszednim. Wojna okazała się coraz częstszym narzędziem rozwiązywania sporów politycznych i gospodarczych. Dzięki mediom o oddziaływaniu globalnym: akty politycznego terroru, wywoływanie wojen przybrało charakter tendencyjnych przekazów o charakterze spotów reklamowych.

Na kilka kilkanaście miesięcy wcześniej, każda wojna poprzedzana była w mediach pojawianiem się masowo nieprzychylnych informacji dotyczących państw przeciw, którym przygotowywano militarną agresję. W ciągu ostatnich piętnastu lat kampanie militarne poprzedzane były wielomiesięcznymi kampaniami propagandowymi, akcje zbrojne akcjami reklamowymi mającymi ukazać przyszłe ofiary zaborczego konfliktu i globalistycznego terroryzmu o wymiarze militarnym jako dyktatury, siły antydemokratyczne czy …terrorystów.

Propaganda medialna nie tylko przygotowuje grunt pod wojny jako formę ostatecznego rozwiązania problemów z państwami nie chcącymi ulec hegemonii imperializmu globalnego lub w stosunku do których nie skutkują instrumenty nacisków ekonomicznych.

Propaganda wojenna ma także charakter reklamowy. Przedmiotem reklamy w przypadku prowadzonych wojen jest promocja sprzętu militarnego, a raczej potężnego lobby zachodniego przemysły wojennego.

Propagandę wojenną konstruuje się w oparciu o rozmaite manipulacje socjotechniczne. Znowu można wspominać ksiązki Orwella czy przytaczać cytaty z tak niechlubnych konstruktorów propagandy jak Goebbels. Lecz sądząc po skutkach jakie propaganda tego typu powoduje w umysłowości, trudno nie zauważyć, że gross opinii publicznej ulega wpływom tej właśnie propagandy.

A do weryfikacja informacji wiedzy, globalną publiczność medialną zniechęca się, ukazując przekaz propagandowy jako “jedyną słuszną wersję prawdy”. Dzieje się tak w przeświadczeniu, że największe koncerny medialne są niezależne i mogą być poddane demokratycznej kontroli. Materiał ten nie jest miejscem na obalanie tej wątłej tezy. Na ten temat ukazało się już nie mało rzetelnych materiałów. Warto tylko dodać, że tak uznawane stacje medialne jak CNN, BBC, CBC, NBC są częścią większych karteli w skład których wchodzą największe banki, spółki przemysłu wydobywczego, militarnego, elektronicznego.

Jednocześnie weryfikacja w oparciu o przynajmniej dwa źródła informacji jest jedną z podstawowych metod obnażania kłamstw propagandy.

Opracowanie opiera się na różnych źródłach informacji, tzw. “białym wywiadzie” – czyli informacjach ukazujących się w oficjalnych (najczęściej specjalistycznych) mediach, które często ukazują inny od powszechnego obraz wydarzeń. W końcu o samodzielną weryfikację, w której czasem wystarczy pod niewiadome podstawić dane/informacje rozrzucone w różnych źródłach aby zauważyć, że “ wynik równania “ po podstawieniu tych danych jest inny od oficjalnego. Forma ta została zastosowana zarówno w stosunku do przebiegu ostatnich zaborczych wojen USA i NATO, podawanych strat własnych. Przedstawiono także ocenę skuteczności “najnowocześniejszych technologii” militarnych w konfrontacji z ich zawrotną ceną.

Pozostaje jedynie pytanie czy praca taka jak ta jest do czegokolwiek potrzebna. Wizerunek historii tworzą grupy interesów, które dzierżą władzę. Jesteśmy świadkami gdy wydarzenia nie tylko ostatnich dekad ale danej chwili, dziejących są obok nas, często, w których sami bierzemy udział są tendencyjnie kreowane przez media. Biorąc pod uwagę, że media kształtują zbiorową świadomość, tym samym kształtują obecną historię. Zatem właśnie na naszych oczach wypaczane są fakty, które w przyszłości nazwane zostaną historią. Opracowanie to zatem pewnie nic nie wniesie, lecz niech da raczej naukę tego jak ostrożnie należy podchodzić do tego co dziś nazywamy historią.

I. PROPAGANDA WOJENNA

PRZEBIEG WOJEN

Odkąd znana jest historia wojen, a niestety historia jako przedmiot nauki przedstawiany jest głównie jako splot wojen i rozmaitych dewiacyjnych postaci, znany jest też fakt, że większość stron biorących udział w wojnach stosowało propagandę. Dla własnego społeczeństwa i społeczeństw od siebie zależnych budowano taki obraz wydarzeń, który pozwalał na ukazanie własnych działań jako słusznych, pomniejszanie rozmiarów własnych klęsk i gloryfikację nawet nieznacznych zwycięstw. Taktykę taką stosowali zarówno zaborcy i agresorzy (wszystkie strony II wojny światowej) ale często także strony pokrzywdzone, rozmaici powstańcy, partyzanci i “wyzwoliciele” ( choćby partyzanci na Kubie w 1959). Wyjątkami bywają strony, których system wyznawanych wartości doktrynalnych, a częściej religijnych nie pozwala na kłamstwa. Ale często i wówczas podaje się tylko straty wroga, a własne tylko wówczas gdy są niskie. Ostatnie lata dają z pewnością większe możliwości weryfikowania informacji i ustalania rzeczywistego przebiegu zdarzeń. Z sytuacją taką mieliśmy do czynienia w przypadku wojen Rosji z Czeczenami, Iranu z Irakiem 1980-88, w wojnach Arabów z Izraelem (1973,1982-5). Istnieją także kraje lub grupy badaczy, które starają się rzetelnie opisywać konflikty, w których byli uczestnikami (Rosja w Afganistanie i Czeczenii). Odosobnionym przypadkiem jest Argentyna, która bodaj najobiektywniej przedstawiała straty i przebieg konfliktu na Falklandach w 1982. W odróżnieniu np. do Wielkiej Brytanii, która obok Stanów Zjednoczonych czy Izraela, są przedstawicielami krajów działających w oparciu o propagandę. W których to krajach zatrudnia się rzesze specjalistów od konstruowania propagandy wojennej, zaniżania własnych strat, a zawyżaniu strat przeciwnika.

Z resztą “wysiłek militarny” tych ostatnich krajów jest w ostatnich latach najwidoczniejszy. dzieje się tak z racji powstania tzw. “świata jednobiegunowego”, w którym to świecie elity posiadające władzę wywodzące się z tych krajów mają decydujący wpływ na rozwój wydarzeń na świecie.

CZYM SIĘ RÓŻNI WOJNA W TV OD SPOTÓW REKLAMOWYCH?

W końcu możemy spróbować sobie odpowiedzieć na to pytanie. Niestety nieliczni odbiorcy kultury masowej zdają sobie sprawę z tego, że na co dzień nie stykają się w masmediach tylko z programami informacyjnymi, czy popularnonaukowymi. Świat reklam wyszedł poza ramy określone przez ramówki. Doskonale widać to w rozgłośniach radiowych. Normalnie spoty reklamowe zajmują tam najczęściej 10-15% czasu. Ale reklama to także: muzyczne top listy, play listy - mające na celu promowanie określonych “przebojów” przemysłu popkulturowego. Podobnie sport (jak najbardziej sprywatyzowany), czy przemył filmowy są kolejnym reklamowanym towarem. Przemysł motoryzacyjny wraz z konsumpcyjnym modelem życia promowany jest dzięki programom motoryzacyjnym i filmom. Ciężko w mas mediach nie znaleźć programów, które nie są związane z określonym lobby producentów.

Okazuje się, że można także reklamować przemysł zbrojeniowy. Ostatnie konflikty poczynając właśnie od wojny irackiej w 1991, dzięki odpowiednio sporządzonym i przygotowanym relacjom stały się spotami reklamowymi nowoczesnych technologii militarnej. Podczas wojny w Zatoce Perskiej dziennikarze po raz pierwszy zetknęli się ze specjalnie przygotowanymi (przez wojskowych i agencje public relations) materiałami dotyczącymi działań na froncie. Dziennikarzy (inaczej niż na przykład w Wietnamie) nie dopuszczano na pierwszą linię frontu. Do stacji telewizyjnych dostawały się obrazki ukazujące wojnę jako “czystą rozgrywkę” . Od 1991 roku w telewizjach zachodnich przestały pokazywać: śmierć, cierpienie, strach i ból. Nie powtórzono błędów z wojny wietnamskiej, w której relacje pełne były zabitych i rannych żołnierzy amerykańskich. Gdy telewidz miał przed oczami “czyste” trafienia zachodniej “inteligentnej broni” w anonimowe cele – autorzy propagandy uzyskiwali kilka korzyści.

Przede wszystkim radykalnie zmniejszyła się negatywna reakcja widzów na wojnę. W pełni to widać właśnie w przypadku wojny w Zatoce Perskiej. Opinia publiczna niemal bezrefleksyjnie przełknęła ten nowy rodzaj propagandy. Powszechne stało się określanie wojny mianem “ataków przy pomocy humanitarnej broni” itp sloganów. Dopiero późniejsze o kilka lat relacje i kolejne wojny ujawniły w pełni nowy image propagandy wojennej. Stało się tak dzięki powszechnemu zastosowaniu internetu oraz pojawieniu się stacji alternatywnych w stosunku do zachodnich koncernów medialnych ( podczas wojny z Afganistanem i Irakiem w 2003 katarska Al Jazeera).

II. 3 minuty nienawiści

AFGANISTAN

Jak wiadomo agresja wojska amerykańskich i ich sojuszników na Afganistan nastąpiła w wyniku ukrywania się ibn Ladena na terenie tego kraju. Jako, że Talibowie nie zgodzili się na wydanie Amerykanom ibn Ladena wobec którego do dziś nie przedstawiono dowodów na atak na WTC w 2001 roku – elity amerykańskie postanowiły obalić władzę Talibów w Afganistanie.

Talibowie i Osama ibn Laden o zamachu na WTC.

Od samego początku Osama ibn Laden jak i Talibowie odżegnywali się od tego jakoby mieliby mieć cokolwiek wspólnego z atakiem na WTC i Pentagon.

Już o 18.50 (11.09) przedstawiono fragmenty wypowiedzi Talibow, którzy w niej zaprzeczają swego udziału, i oświadczają, że są tylko biernymi obserwatorami całej sytuacji. Nieco później rzecznik ibn Ladena, oświadczył iż: ...zaprzecza udziału w tym ibn Ladena, i nie wierzy by autorem był ktokolwiek z terenu Bliskiego Wschodu...

14.09 Osama ibn Laden udziela wywiadu, w którym twierdzi: ...USA wskazują na mnie palcem, ale ja tego nie zrobiłem. Przywódcy afgańscy nie pozwalają na takie działania, a ja jestem im wierny... Dzień później po raz kolejny mówi o swojej niewinności i zwraca się do świata islamskiego z prośbą o modlitwę przeciw USA. Po otrzymaniu przez USA ultimatum w sprawie wydania ibn Ladena, Afgańczycy zwracają się do USA o przekazanie na ich ręce dowodów winy , a wówczas sami go osądzą według prawa Szarii.

Następnego dnia w polskiej telewizji wydarzenie to komentuje W. Milewicz:...to tylko gra na czas...to nie ważne... Jednak wszelkie oświadczenia zarówno Afgańczyków jak i ibn Ladena nie są zgodne z propagandową wizją wydarzeń u strony przeciwnej. 11.10.01. CIA żąda by nie puszczać więcej tego typu oświadczeń w żadnej telewizji na świecie, ponieważ...zawierają zakodowane informacje dla terrorystów, lub zawierają przekaz podprogowy... W zachodnich mediach żądanie to zostaje spełnione. W ten sposób ibn Ladenowi ostatecznie zamyka się usta. Zaś w komentarzu tego zdarzenia Max Kolonko, w formie prowadzonej propagandy porównuje ibn Ladena do Goebelsa. Następnie pokazuje reportaż na temat zamożności finansowej ibn Ladena.

Czy Osama ibn Laden kłamie?

W myśl fundamentalnego Islamu, a za takiego uważa go Zachód – Osama ibn Laden nie może kłamać. Może jedynie nic nie powiedzieć. Co więcej w myśl Szarji , nie mógłby także dokonać zamachu na WTC, ponieważ na jednym z pięter znajdowała się tam świątynia muzułmańska.

Istnieją wobec tego dwie możliwości: - Osama ibn Laden nie kłamie bo jest islamskim fundamentalistą lub Osama ibn Laden kłamie i nie jest islamskim fundamentalistą.

Jeśli zaś przyjąć, że nie jest fundamentalistą religijnym, należy postawić pytanie kim jest?

Czy może nadal współpracownikiem CIA ? Jeszcze w lipcu 2000 podczas pobytu w Arabii Saudyjskiej odbył spotkanie z agentem CIA.

Wracając do prawa Szarji ultimatum Stanów Zjednoczonych było dla Talibów nie do spełnienia. Nie mogli oni wydać swojego gościa komuś o wrogich w stosunku do niego zamiarach. Amerykanie znając tę zasadę - ultimatum potraktowali instrumentalnie. Miało ono wyłącznie charakter medialny. Na propozycję wydania przez Talibów ibn Ladena do kraju neutralnego USA nie odpowiedziały. W odpowiedzi pokazano wystąpienie Busha przed Białym Domem, który powiedział:....nie ma mowy o żadnych ustępstwach... Po czym prezydent woła swojego pieska i uśmiechając się wraca do swej siedziby. Cała ta scenka miała pokazać, że prezydent USA jest facetem na luzie. Ale pokazała także, że Stanom Zjednoczonym chodziło o wojnę i obalenie Talibów, nie zaś ibn Ladena.

Tym bardziej, że jest znanych kilka o wiele poważniejszych powodów do obalenia przez Amerykanów Talibów:

przede wszystkim Talibowie byli przeszkodą dla budowy ropociągu znad Morza Kaspijskiego do Europy Zachodniej, po wtóre Talibowie wbrew temu co podają media zniszczyli produkcję narkotyków na swoim terenie a dodatkowo utrudnili przemyt narkotyków z Azji na Zachód. Tym samym zachodni rynek narkotyków utracił 30% dostaw. Ostatnia kwestia – Afganistan pod rządami Talibów był jednym z nielicznych krajów, które trzymały się własnej kultury, odrzucając postępowe dogmaty zachodniej kultury masowej.

Przygotowania do wojny

Jako, że opinii publicznej środki masowego przekazu nie przedstawiły dowodów winy Osamy ibn Ladena czy Talibów ( poza wysadzeniem posągów Buddy i stosowaniem prawa Szarii wobec społeczeństwa afgańskiego – co według mediów zachodnich jest zbrodnicze ), od samego początku starały się tę ważką lukę uzupełnić informacjami przedstawiającymi Afgańczyków, a głównie Talibów i ich potencjalnych sprzymierzeńców w negatywnym świetle. Według nich: napaść militarna na państwo, które skrywa nawet podejrzanego o atak terrorystyczny – jest aktem terroryzmu międzynarodowego. Jest wiele krajów, na terenie których ukrywają się bądź ludzie uznani za terrorystów, bądź ludobójcy, czy osoby odpowiedzialne za morderstwa wieluset lub wielu tysięcy ofiar. Niektóre osoby chronione są rozmaitymi przywilejami ( Pinochet, przywódcy wojskowi Chorwacji, UCK, pomagierzy reżimów Sucharto czy Pol Pota etc.etc. ). Niemniej w stosunku do tych krajów nie organizuje się międzynarodowych akcji niszczenia kraju.

Aby działanie takie w stosunku do Afganistanu - było lepiej postrzegane przez opinię publiczną, zastosowano linię działania mającą na celu ukazanie, że Afganistan, nie jest praworządnym państwem, i że rządzi w nim dyktatura. Skoro więc nie było dowodów, posłużono się leksyką czyli pomówieniami i oszczerstwami.

W mediach polskich Afganistan jako twór państwowy przestano traktować już w połowie września 2001r. Wówczas zaczęto kwestionować rządy Talibów. Następnie już 26.09.01 (w DTV) po raz pierwszy – idąc w ślad za mediami zachodnimi – w stosunku do Afganistanu padło sformułowanie: Taliban. W parę dni potem (30.09.01) użyto słowa: reżim. Od tego czasu używano ich wymiennie, tworząc wrażenie, że celem ataku nie będzie Afganistan, lecz grupka dyktatorów. Obok propagowania nienawiści i pomówień w stosunku do muzułman, zaczęto prezentować materiały mające na celu pokazanie “ nieludzkich rządów Talibów”. Służyły temu pokazywane (i opisywane w gazetach) wciąż te same migawki zdjęć ukazujące szkolenia “fanatyków i terrorystów islamskich”.

Cała akcję rozpoczął W. Milewicz 15.09. w DTV komentujący zdjęcia, iż:

....tak uczy się w Afganistanie dzieci nienawiści.... W relacji z obozów dla uciekających z Afganistanu cywilów (12.10.01) pokazano znane już migawki, a tym razem komentarz brzmiał: ...biednie dzieci w Talibanie zamiast nauki w szkołach uczą się strzelać i zabijać...

W sumie całą wymowę tej medialnej akcji dysharmonizowały jakże podobne wypowiedzi, lecz o dziwnie innej wymowie. 24.10.01 w DTV Piotr Górecki przedstawił materiał ukazujący przygotowania sił “ Sojuszu Północnego” do ofensywy. W materiale pojawiły się także zdjęcia szkolących się 10-12 letnich wyrostków, co reporter telewizji polskiej skomentował z entuzjazmem:... siły sojuszu są doskonale wyszkolone. Tu każdy umie strzelać już od dziecka ...

Indoktrynacja jak się okazało dotyczyła nie tylko dzieci wieku szkolnego. 24.10.01 w DTV W. Milewicz stwierdził tym razem, że ...pranie mózgów u dzieci w szkołach koranicznych zaczyna się już w przedszkolach... Tymczasem parę dni wcześniej (18.10.01) w Teleexpresie i DTV podano informacje o szerzącej się w naszym kraju, wśród dzieci przedszkolnych

psychozie dotyczącej strachu i stresu przed wojną i zamachami. Stwierdzono:

....polskie dzieci w przedszkolach się boją... Ale jak należy przypuszczać nie był to wynik prania mózgów płynącego z wszelkich środków przekazu, polskie dzieci padły raczej ofiarą podprogowych przekazów wysyłanych w przemówieniach ibn Ladena dotyczących jego niewinności.

GWIAZDA POLSKIE PROPAGANDY

Bohaterem tym był reporter DTV Waldemar Milewicz zdobywca wielu nagród rządowych i serc publiczności, dla wielu z pewnością jest ideał postaci dziennikarza. 15.11.01 odebrał nagrodę Fundacji Pruszyńskich (wcześniej nagrodzeni tą nagrodą to m.in. ks. Tischner, A. Michnik). Z kolei 13.12.01 został ogłoszony polskim dziennikarzem roku - w uznaniu za m.in.: mądrość, wyobraźnię, dociekliwość, poszukiwanie prawdy..

Do tych walorów można by dorzucić co najmniej kilka innych, o których można się przekonać z zestawienia działań reporterskich W. Milewicza choćby z sytuacji w Pakistanie. Oto one:

Epizod pakistański

Jeszcze we wrześniu 2001 w Pakistanie doszło do wrzenia społecznego, w chwili gdy prezydent tego państwa opowiedział się po stronie USA i zezwolił wojskom amerykańskim na korzystanie z pakistańskich baz wojskowych.

28.10.01 Waldemar Milewicz był już na miejscu, jak zwykle pierwszy we wszelkich zapalnych rejonach globu. Oto jak komentuje pierwsze masowe demonstracje antyamerykańskie:

....W Peszawarze rozum dziś umarł, oznacza to, że dla nas wszystkich - w Warszawie czy Nowym Jorku - nie może już być spokoju...

Waldemar Milewicz nie tylko potrafił straszyć z niebiańskim spokojem, kierował się także współczuciem(30.10.01) DTV: ...ten chłopiec uczy się angielskiego. Chce wyjechać do Kanady i żyć jak człowiek...

I znowu o Pakistańczykach i sytuacji we wschodnich prowincjach Pakistanu 05.10. 01 DTV: : ... ci którzy nie chcą robić z siebie idiotów, nie krzyczą na ulicach pakistańskich miast...

: ... cieszą się jak dzieci, bo udało im się spalić kukłę Busha... (z przekąsem o demonstracjach)

Przez cały czas pobytu w Pakistanie “nasz wywiadowca” (jak go 04.10.01 określiła J.Pieńkowska), starał się ukazać protesty uliczne jako działanie marginalnej grupki ekstremistów:

(06.10.01DTV) ...to nie jest reprezentatywna grupa ludzi..., ...kilka ulic dalej rozum powraca na swe miejsce..., ...to była garstka i margines społeczny...

W dniu ataku na Afganistan 07.10.01 ...w Islamabadzie jest całkowity spokój..., ...zanotowano kilka demonstracji, ale to nic szczególnego..., ...zastosowano areszt domowy na opozycjonistę Mułłę Rahmana...

09.10.01 o demonstrantach:...będzie dżihad, będzie przemoc, będzie krew..., ... ale odwagi starcza tylko na 50 metrów (dalej stało wojsko)...

11.10.01 ...dziś było spokojniej, większość społeczeństwa jest za Amerykanami, ale mniejszość tego nie słyszała...., dalej o demonstrantach:...wbrew temu co widać, ci ludzie nie są w stanie zrobić nic więcej..., ...miał być dżihad była bijatyka. Jutro mniejszość da znów o sobie znać. Ale Pakistanowi nie grozi wojna domowa...

Na masowe protesty, w których uczestniczyło setki tysięcy Pakistańczyków (o ich liczebności można się było dowiedzieć ze źródeł arabskich i rosyjskich) 12.10.01 W. Milewicz odpowiada:...dziś są święta, oni mają czas bo nie idą do pracy...

14.10.01 Tym razem pupil polskiej telewizji obiektywnie przedstawiał starcie demonstrantów z wojskiem:...na rozjuszonych demonstrantów ruszyło 300 uzbrojonych po zęby (z podziwem w głosie) żołnierzy...

W tym dniu urwała się reporterska działalność Waldemara Milewicza z Pakistanu, być może dlatego, że dzień później 15.10 w Pakistanie zaczęły się nawoływania do strajku generalnego, a agencje badań opinii publicznych doniosły, że 83% Pakistańczyków popiera Talibów i Osamę ibn Ladena. Informacja ta podana mimochodem tak skutecznie zaburzyła dotychczasową pracę dziennikarską, że zarówno Pakistan jak i Waldemar Milewicz zniknęli z Dziennika TV na okres 6 dni. Po czym “nasz gwiazdor” pojawił się ...w Palestynie, a z powrotem w rejon Afganistanu powrócił dopiero na początku listopada.

W chwili gdy w DTV (15.11.01) przekazywano informację o nagrodzie Prószyńskich dla Milewicza, w tle pokazywano krótkie wycinki z jego dotychczasowej pracy, w różnych częściach świata. Pokazano także fragmencik jego relacji z Pakistanu ze słowami:...w Pakistanie wojna domowa... Niestety redaktorzy Dziennika TV wycieli ciąg dalszy zdania, które brzmiało:...jest niemożliwa... – co rzecz jasna zmienia nieco sens całej wypowiedzi, a także cały mozół pracy Waldemara Milewicza.

Lecz jeśli coś nie zgadza się z założonymi tezami, to pozostają w ostateczności cenzorskie nożyce na stole montażowym. Autorzy Dziennika nie dokonali już tej żonglerki 13.12.01 gdy ogłoszono, że dziennikarzem roku w Polsce został pupil I Pr TVP – Waldemar Milewicz ...oczywiście.

Media telewizyjne w przypadku Pakistanu posługiwały się innymi nie mniej prymitywnymi (jak wycinanie tekstu) technikami prezentacji materiałów. Materiały filmowe z antyamerykańskich demonstracji na ulicach pakistańskich miast odpowiednio kadrowano. Robiono to w taki sposób aby tłum demonstrujących ukazać z jak najbardziej płaskiej perspektywy. Czyli filmowano manifestacje od frontu, na wysokości oczu demonstrantów, przez co w kadrze widać było najwyżej kilkanaście osób. Ta technika daje możliwości “ pomniejszenia” wrażenia ilości osób w tłumie (gdy jest on nawet wielotysięczny), ale także pomnożenia ilości ludzi, w chwili gdy filmowana grupka jest nieliczna, z równoczesnym podaniem treści mówiącej o dużym tłumie (np. zdjęcia z palenia świeczek pod ambasadą USA w Warszawie). O wiele rzadsze były ujęcia boczne, z niedalekiej odległości. W ten sposób także można ukazać demonstrantów jako nieliczną grupę (w takim kadrze mieści się góra kilkaset osób). Gdy chce się zmniejszyć w sposób filmowy liczebność demonstrantów- można ich jeszcze kadrować od frontu (lub ze środka grupy) nieco ponad głowami tłumu. Dla odmiany by sprawić wzrokowe wrażenie wielkiej ilości ludzi, robi się zdjęcia z lotu ptaka, lub w miarę dużej wysokości. Na przykład w relacjach z Pakistanu takich kadrów w ogóle nie było.

Propaganda wojenna.

Polegała nie tylko na uwypuklaniu skuteczności i bohaterstwa “zwycięskiej armii” , ale także na tuszowaniu lub banalizowaniu morderstw, zbrodni i ludobójstwa.

“Przypadkowe trafienia”

Od samego początku bombardowań polskie media za każdym razem podkreślały, że zdarzenia te działy się: “rzekomo” i “ podobno” - ponieważ na miejscu na ma dziennikarzy zachodnich by mogli potwierdzić te zdjęcia i informacje.

16.10.01 Waldemar Milewicz w komentarzu do zdjęć afgańskich dzieci rannych na skutek amerykańskich bombardowań stwierdził:... Talibowie nie mają sił, ani do ataku, ani do obrony. Bronią się tego typu zdjęciami ...

Specjalistyczne pismo militarystyczne “Raport” 11/01 - podało, że:... przeciwnicy (Talibowie) skwapliwie nagłaśniali kilka przypadków trafienia w cele cywilne...

Na owe “kilka trafień” złożyły się m.in. dwa uderzenia w budynki pomocy humanitarnej, zniszczone szpitale w Heracie i Kabulu, trafiony rakietą pełny autobus, zmiecione z powierzchni ziemi dwie wioski i jeden obóz studencki, oraz dziesiątki zniszczonych budynków mieszkalnych i instytucji cywilnych. Pomijając fakt, że podobnie jak w Jugosławii celami militarnymi okazały się elektrownie, fabryki itp. Owych kilka niecelnych trafień do drugiego listopada zaowocowało 1600 zabitymi cywilami.

Drugi listopad był przy okazji ostatnim dniem w polskiej telewizji, gdy mówiono o ofiarach cywilach. Po tej dacie mimo tego, że naloty zwiększyły swą intensywność komentowanie strat cywilnych było skwapliwie unikane. Mimo tego należy przypuszczać, że do końca grudnia w wyniku “ omyłkowych trafień” lotnictwa amerykańskiego zginęło do 6 tysięcy osób cywilnych.

Trudno także mianem “ przypadkiem trafionych” określić tych którzy padli ofiarą dywanowych nalotów lotniczych Kunduzu i Kandaharu. W tego typu nalotach nie stosuje się bomb kierowanych, lecz bombarduje się wszystko jak leci. W obu miastach podczas nalotów znajdowali się cywile, tak więc strona amerykańska musiała się liczyć z niemałymi stratami w ludności cywilnej. Jak się ocenia straty te sięgnęły liczby od kilku do kilkunastu tysięcy zabitych. W myśl konwencji międzynarodowych akt taki określa się mianem ludobójstwa.

JUGOSŁAWIA i masowe groby w Kosowie

Kreowanie propagandy nienawiści w stosunku do Serbów rozpoczęto jeszcze w trakcie wojny w Bośni. Mimo oskarżeń o zbudowanie ponad stu obozów koncentracyjnych, Serbom do dnia dzisiejszego nic nie udowodniono. Jeśli idzie o masowe rzezie udowodniono jedną- dokonaną w Srebrnicy. Taktykę medialnych mistyfikacji zastosowano w sposób zmasowany przed dokonaniem ataku NATO na Jugosławię w 1999 roku. Pierwszym większym “dowodem” ludobójstwa ze strony Serbów w stosunku do Albańczyków miał być masowy mord cywilów e wsi Raćak. Późniejsze badania grup międzynarodowych wykazały, że “mord w Raćaku” był mistyfikacją. Zrealiowana ona została na zlecenie Williama Walkera z CIA.

Głównym dowodem przemawiającym za atak na Jugosławię były “łamanie praw człowieka” przez Serbów, czyli zarzuty mówiące o dokonywaniu przez nich czystek etnicznych w stosunku do Albańczyków. Sekretarz obrony USA William Cohen 16.05.19 99 oskarżył Serbów o realizowanie planów ludobójczych. Wówczas po raz pierwszy posłużono się liczbami ofiar sięgających 100 zamordowanych cywilów. W tym samym czasie w światowych telewizjach pokazywano masowo uchodzących z kosowskich Albańczyków oraz zdjęcia satelitarne masowych grobów, w których miały spoczywać tysiące ofiar serbskiego bestialstwa. Nie próżnowały także polskie media. Już podczas trwania walk Waldemar Milewicz jak zwykle był na miejscu... czyli na drogach, na których tysiącami Albańczycy uciekali z Kosowa. Nie zabrakło przy tej okazji do wywiadów z “:naocznymi świadkami”, którzy mówili o tym jak Serbowie mordowali ludność całych wiosek.

Z biegiem czasu ilość zamordowanych Albańczyków zamiast rosnąć malała. Po zakończeniu bombardowań 25.05.1999 prezydent Clinton poinformował, że dziesiątki tysięcy ludzi zostało zabitych. Z kolei na początku czerwca 1999 brytyjskie ministerstw spraw zagranicznych oświadczyło, że zabitych zostało ok. 10 tys. Albańczyków kosowskich. Jak wiadomo, po wojnie komisje międzynarodowe nie odnalazły żadnych grobów w miejscach fotografowanych przez satelity. Zespoły ekspertów sądowych z 15 państw zachodnich (Międzynarodowego Trybunału Kryminalnego ds. Byłej Jugosławii - MTK) badały miejsca rzekomych masakr. Po intensywnych ekshumacjach i dochodzeniach okazało się, że liczba ofiar była grubo przesadzona. Nie znaleziono śladów okrucieństwa ani ludobójstwa dokonanych przez Serbów. A ofiarami znajdowanymi w grobach (bynajmniej nie masowych) byli nie tylko Albańczycy lecz także Serbowie. Większość masowych grobów okazała się “satelitarną fikcją”. W pozostałych grobach, w których miały znajdować się zwłoki setek ofiar znajdowano pojedyncze ciała, bądź do 5-7 zwłok. Sfabrykowanie tego typu “dowodów” w dobie współczesnej technologii komputerowo medialnej nie powinno sprawić kłopotu nawet średnio zaawansowanemu webmasterowi. Po wojnie do mediów zaczęły za to docierać coraz szerszym strumieniem doniesienia o tym, ze podstawową przyczyną masowych ucieczek ludności cywilnej z Kosowa były NATOwskie bombardowania. Z poufnymi raportami uciekinierów, również można się było zetknąć w przypadku wojny w Jugosławii czy Afganistanie. Tego typu uciekinierzy mówią zazwyczaj wszystko (poufnie co tylko pragną usłyszeć ich “wybawiciele”. Nagrodą może być bochenek chleba (jak w Kosowie), obietnica zaprzestania tortur (jak na Guantanamo) czy choćby karta stałego pobytu w USA.

IRAK

“Irakijczycy nie potrzebują wolności, nie wiedzą co to znaczy” Waldemar Milewicz 25.03.2003 główne wydanie Dziennika TVP 1

Podobnie jak w poprzednich wypadkach, także i w ramach przygotowań do kolejnej amerykańskiej wojennej inwestycji - główny ciężar przygotowań wzięły na siebie media. Wzmogła się częstotliwość pokazywania filmów o treściach antyirackich. Wszelkie wypowiedzi i działania “polityczne” amerykańskich i brytyjskich dyplomatów miały charakter ściśle medialny. Mając na celu przekonanie opinii publicznej o słuszności wywołania kolejnej wojny. Specjalnie przygotowaną akcją propagandową było upublicznienie we wrześniu 2002 roku raportu “służb specjalnych Wlk. Brytanii”. Miał on być dowodem produkcji i posiadania przez Irak broni masowego rażeni. Raport sugerował także, że Irak tego typu broń mógł użyć w ciągu 45 minut. Jak na dokument publikacja była dość nietęga. Ojętości zaledwie kilkudziesięciu stron, z wielkimi marginesami, pisana co najmniej czcionką 14-tką, pełną za to fotografii. Także prezentowane fotografie były dość interesujące, gdyż przedstawiały między innymi zdjęcia rakiet irackich Al Abbas i Al Hussein wykonanych na pokazie broni w Bagdadzie w 1990 roku. Czyli jak na dokument istotnej wagi, materiał ten już na początku wydawał się “nieco archiwalny”. Archiwalność potwierdziła się gdy TV Chanel 4 ogłosiło, że wspomniana publikacja jest kopią dokumentacji napisanej przez doktorantów z Cambridge na temat irackiej broni masowego rażenia z 1991 roku !

Jako, że Brytyjczycy jak i media się nie popisali, trudno byłoby szukać na ten temat sprostowań w światowych środkach masowego przekazu. Za to na początku lutego Amerykanie reprezentowani przez C. Powella dokonali kolejnego ataku propagandowego. Wystąpieniu temu była poświęcona specjalna sesja ONZ. Polityk amerykański przez 2 godziny próbował udowadniać, że Irak posiada, produkuje i magazynuje broń masowego rażenia. W ramach tych dowodów wymieniono co następuje:

* Irak posiada mobilne laboratoria do prac nad bronią biologiczną i chemiczną, dowodem magnetofonowe zapisy rwanych rozmów między wojskowymi irackimi,
* Irak nie rozliczył się przed inspektorami z broni biologicznej
* Irak ukrywa kilkadziesiąt rakiet o zasięgu kilkuset kilometrów
* inspektorzy ONZ-towscy są szpiegowani i kontrolowani
* Irak pracuje nad konstrukcją bezzałogowego samolotu
* Hussein posiada powiązania z Al Kaidą

Powyższe “argumenty” miały popierać wspomniane nagrania magnetofonowe, zdjęcia satelitarne pokazujące konwój ciężarówek wyjeżdżających z zakładów chemicznych Al Kindi, poufne raporty uciekinierów z Iraku. Collin Powell wieńcząc swą wypowiedź spuentował, że ...nie ma dowodów, że Irak zaprzestał badań nad bronią masowego rażenia.. By arkanom sztuki public relation stało się zadość, całe spotkanie zorganizowano w sali, w której ponad 30 lat temu Stevenson oskarżył ZSRR, że buduje na Kubie wyrzutnie rakiet atomowych. I jak się wydaje, tylko to opierało się na faktach ponieważ resztę wystąpienia Powella należy potraktować jako medialne show. Zaczynając od końca nawet media zachodnie do kwestii powiązań Husseina z ibn Ladenem odniosły się mało entuzjastycznie, czy wręcz chłodno uważając taki argument za chybiony. Jak wiadomo żywsze od Husseina kontakty z ibn Ladenem prowadziło CIA (ostatni raz w sierpniu 2000 roku w Jordanii).

Prace nad bezzałogowymi samolotami zupełnie niczego nie dowodzą. Konstrukcje takie opracowuje się i produkuje w co najmniej parędziesięciu krajach. Aparaty te służą przede wszystkim do zwiadu, a tylko Stany Zjednoczone stać na to by projektować bezzałogowe samoloty przeznaczone do zadań bojowych (najnowszy prototyp X-45, X-47A).

Podobnie posiadanie rakiet średniego zasięgu o niczym nie świadczy, rakiety takie posiada spore grono armii, z tego większość to te, które nie posiadają broni masowego rażenia. W tym roku podobne rakiety wycofano z WP.

To czy inspektorzy są szpiegowani czy sami szpiegują to kwestia wysoce dyskusyjna. Z pewnością można założyć iż obie strony szpiegują się na ile mogą, ale z pewnością nie miało to przełożenia na to czy Irak posiada b.m.r. czy też nie. Inspektorzy z ONZ poza swymi “statutowymi” działaniami zapewne realizowali dla armii amerykańskiej program dostarczania danych militarnych na temat Iraku . Trudno nie docenić takiej aktywności na terenie przeciwnika na pięć minut przed wojną. I z pewnością nie chodzi tu o broń chemiczną czy biologiczną, lecz rozmieszczenie jednostek wojskowych, zaawansowanie produkcji rakiet Al Samoud 2 czy Abbabil 100 i to nie ze względu na przenoszenie przez nie głowic z b.r.m. lecz z tego powodu, iż pociski te przenoszą głowice z podpociskami przeciwpancernymi (i to na 100-160 km) i w razie ataku pancernego sił zachodnich mogły być nie lada zagrożeniem. Poświadcza to oświadczenie Amerykanów z 19 lutego, w którym żądają od Iraku zniszczenia tych rakiet pod groźbą ...wszczęcia wojny (!)

W kwestii nie rozliczenia się Iraku przed inspektorami z broni biologicznej, to przyczyna była prozaicznie prosta ( co wielokrotnie wcześniej i później podkreślał szef komisji ONZ-owskich Blix) - Irak tej broni nie posiadał.. “Materiał dowodowy” również budził nie małe wątpliwości. Podstawą były enigmatycznie brzmiące nagrania, w których w ogóle nie padło żadne słowo dotyczące broni masowego rażenia. W ten sposób przygotowywano wojnę przeciw niezależnemu państwu, opierając ją o materiały, które w sądownictwie kraju napadającego nie byłyby poważnie brane pod uwagę. Zarówno w USA czy choćby w Polsce taśmy magnetofonowe nie są znaczącymi dowodami. Tym samym także atak na WTC do tej pory nie został udowodniony Osamie ibn Ladenowi.

III. ZMIENIANIE HISTORII

PROPAGANDA NA WOJNIE

Jedną z częściej stosowanych metod propagandy jest ukazywanie, że jedyną stroną stosującą propagandę jest przeciwnik. O metodzie tej nie zapomnieli konstruktorzy Dziennika TVP. 25 marca 2003 kilka minut antenowych poświęcono tej kwestii. W tle jako migawki pokazywano rannych Irakijczyków. Jako specjalista od “irackich kłamstw” wystąpił porucznik Artur Gołabski. Powiedział on, że ...Irakijczycy są gotowi wysadzić w powietrze jakiś budynek by mieć zabitych i rannych do pokazywania... Zaraz potem dodano informację pochodzącą z CBS o planowanym przez Irakijczyków ataku chemicznym.

W ten sposób upieczono co najmniej dwie pieczenie na jednym wojenno propagandowym ogniu Po pierwsze “specjalista” dał do zrozumienia, że cywilne straty irackie są wymysłem propagandy Irakijczyków, po wtóre, że wojna ta jest jak najbardziej słuszna, gdyż już za chwilę Irakijczycy udowodnią światu, że posiadają broń masowego rażenia – innymi słowy atak na ten kraj był uzasadniony. Tak podgrzewano na bieżąco emocje odbiorców i manipulowano tzw. opinią publiczną.

Cóż z tego, że Irak nie zaatakował chemicznie a tym samym nie posiadał takiej broni, a co za tym idzie przyczyną wojny nie było bynajmniej posiadanie przez Irak broni masowego rażenia. Cóż z tego, że pan porucznik Gołabski (współpracownik “Polski Zbrojnej”, specjalista od public relation w polskim kontrwywiadzie) zasłynął wywiadem w jednym z numerów “PZ” (kwiecień 36/2001), w którym opowiadał o propagandowym zachodnim majstersztyku w “przeddzień” inwazji na Irak w 1991. Gdy zachodnie agencje public relation sprefabrykowały informacje, o rzekomym wyrzucaniu przez żołnierzy irackich niemowląt z inkubatorów w szpitalu w Kuwait City. Pan porucznik podkreślał w wywiadzie, że działania takie są uzasadnione (nie powiedział czym) i chwalił ich misterność wykonania. Innymi słowy cóż, że w telewizji występują różni spece od produkowania i powielania kłamstw. rezultat jest taki, że to oni odnoszą cały czas sukces, ponieważ ich zamiarem jest utrzymanie w określonej chwili nienawiści, bądź przynajmniej niechęci do określonych państw, sił, społeczeństw. A to, że później wszystko okazuje się nie prawdą...nikt o tym nie pamięta (wszak mówi się o tym “małą czcionką” sprostowania, a nie wielkimi literami kłamstw na pierwszych stronach gazet), bądź nie chce pamiętać, bo cóż za chluba przyznać się, ze dawało się oszukiwać mediom.

SPOSOBY MEDIALNEJ MANIPULACJI

Do akcesoriów wpływania na odbiór spotów informacyjnych przez społeczeństwo należą sposoby oddziaływania leżące poza samą informacja. Polscy spikerzy, komentatorzy w tej mierze starannie naśladują swoich kolegów w fachu z mediów zachodnich. Korzystają przy tym z bogactwa środków socjotechniki polegających nie tylko na stosowaniu odpowiednich form wypowiedzi, ale także na odpowiednim zachowaniu się (mimika, gestykulacja etc.). Do werbalnych środków oddziaływania i manipulacji należy modulowanie głosu spikera. Komentatorzy wypowiadając informacje kładą w nich odpowiednie akcenty (cyniczności, przerażenia czy powagi). Dzięki temu przekazywana (początkowo) neutralna w tonie i treści informacja, nabiera odpowiedniego znaczenia. Stąd nie raz słuchając choćby relacji radiowych można odnieść wrażenie (czego się wszak nie widzi) że spiker przy okazji pewnych komentarzy “mruga do nas okiem”, czy “uśmiecha się z przekąsem”. Pozawerbalne środki manipulacji wspiera (w przypadku mediów telewizyjnych) mimika i (rzadziej) gestykulacja komentatorów. Gestykulację stosuje się sporadycznie (w wyjątkowych przypadkach, na przykład na podkreślenia wyjątkowości, czy dramatyczności informacji), ponieważ normalnie gestykulację spece od public relations uważają za nazbyt nachalny sposób oddziaływania na odbiorców. Sposób, który po pewnym czasie mógłby odnieść odwrotne od zamierzonych skutki. Natomiast gra aktorska komentatorów sprowadza się głównie do wspomnianego oddziaływania głosem, oraz mimiką. Zmarszczenie czoła, podniesiona brew, zwężanie bądź rozszerzanie powiek (w tym kunszcie króluje J. Pieńkowska) to tylko drobna część możliwości komentowania i narzucania interpretacji podawanego przez komentatora tekstu. Wystarczy uzmysłowić sobie na jak wiele sposobów można zinterpretować najprostszą informację. Na przykład proste zdanie o zupełnie neutralnym zabarwieniu emocjonalnym jak: Wojtek ma czerwone spodnie., można przedstawić na szereg różnych sugestywnych i już nie neutralnych interpretacji. Pani Pieńkowska jeśli wypowie tę informację wybałuszając oczy i zaciskając usta – odniesiemy wrażenie, że Wojtek, zrobił coś karygodnego. W chwili gdy nasza ulubiona spikerka pozostanie przy rozwarciu powiek i poda informację lekko tym razem nie domykając ust – odbiorcy stwierdzą, ze sytuacja w jakiej znalazł się Wojtek jest nader dramatyczna. Z kolei Pan Orłoś jeśli znany nam komunikat wypowie z niefrasobliwie podniesiona brwią – podprogowo poinformuje nas, że w postawie Wojtka jest coś frapującego, może nawet bardzo interesującego, jeśli zmarszczy zaś czoło ( Pan Orłoś rzecz jasna a nie Wojtek – to uwaga dla roztrzepanych odbiorców medialnych tego tekstu) i popatrzy lekko spod byka, pomyślimy, że Wojtek nie postąpił nazbyt rozważnie, ale gdy mimika komentatora powróci do podniesionej brwi i lekkiego uśmiechu prawym kącikiem ust – większość widzów uzna “czyn” Wojtka za mało ważki, a sam Wojtek będzie potraktowany jako ktoś niepoważny. Inaczej będzie gdy Maksymilian Kolonko (mówiąc angielską polszczyzną, a może polską angielszczyzną), głosem dramatycznie podniesionym, a jednam zblazowanym ogłosi znaną już nam “prawdę” o Wojtku – w takim tonie komunikat odbierzemy jakby postawa Wojtka była agresywna, ale cała sytuacja pod kontrolą. Jeszcze inaczej przedstawiłby pewnie Wojtka pan Wołoszański. Wyczekująca, niemal zastygła mimika twarzy, zawieszony jak w niedopowiedzeniu głos dałby do zrozumienia, że Wojtek ani chybi coś knuje, a może nawet spiskuje. Przykład Wojtka jest z mojej strony pewną ironią, opartą jednak na technikach manipulacji informacją poprzez grę aktorską. Weźmy ponadto pod uwagę, że w komunikatach medialnych szczególnie tych dotyczących propagandy wojennej nie ma raczej wiadomości neutralnych. Tym samym granie na emocjach odbiorców jest o wiele prostsze.

Osobnym tematem w przypadku mediów telewizyjnych i ich podprogowego oddziaływania na odbiorców są metody działania na zmysł wzroku. Do najprymitywniejszych, aczkolwiek stosowanych równie często jak za czasów PRL-u należą metody komentowania informacji odpowiednim podkładem filmowym (najlepiej z odpowiednio dobraną muzyką). Przykładem mogą być wspomniane zdjęcia dzieci irackich rannych w wyniku nalotów amerykańskich w zestawieniu z podaną informacją, sugerującą, że ranni cywile to wynik wysadzenia domów mieszkalnych dokonanych przez samych Irakijczyków. Inny przykład to pokazanie w TVP po ataku na WTC świętujących na ulicach Palestyńczyków. Całość podano z odpowiednim negatywnym komentarzem Szewacha Weissa. Z tym, że zapomniano jedynie dodać, iż zdjęcia pochodziły owszem z Palestyny, sprzed paru lat. A wiwatujące tłumy rzecz jasna świętowały zgoła coś innego. Innego rodzaju manipulacją filmową są także wspomniane odpowiednie kadrowania (manifestacji w Pakistanie) zdjęć, lub ich wycinanie (atak rakietowy na samobieżne działa amerykańskie – podane jako samozapłon). Do kolejnych możliwości można zaliczyć pokazywanie zdjęć trafień celów czy niszczonego sprzętu (np. przez inteligentne pociski) z poprzednich wojen. Podane tu przypadki to przykłady stosowania prawdziwych zdjęć z fałszywym komentarzem. Kolejną możliwością manipulowania obrazem (bodaj najbardziej spektakularnym ale zarazem najbardziej prymitywnym) jest konstruowanie całych teatralnych zdarzeń. Do realizacji takich należało show pod tytułem: Obalanie pomnika Husseina w Bagdadzie. Przypomnę – zdjęcia z tego wydarzenia obiegły cały świat. Miały one dowieść jak społeczeństwo irackie z radością wita amerykańskich wyzwolicieli i z jaką nienawiścią odnosi się do byłego dyktatora i jego reżimu. Realizacje filmowa i fotograficzna ukazywały tłum (jak liczny? czy ktoś z widzów zadał sobie trud policzenia demonstrantów?:) ) obalający w asyście marines pomnik Husseina. Następnie były tańce i radość zebranych Irakijczyków, po czym znieważanie obalonego pomnika przez kopanie i deptanie głowy postumentu przez irackie dziecko. Ten ostatni fragment był z pewnością dedykowany publiczności islamskiej, ponieważ w tej kulturze położenie nogi na kimś jest wyjątkową zniewagą, a uczynienie tego przez dziecko graniczy już z poczuciem braku dobrego smaku. Tyle światowe media. Jednak w parę tygodni później media niezależne (Indymedia w internecie) i islamskie (Al Jazeera) przedstawiły szersze spojrzenie no owo zdarzenie. Spojrzenie to wystarczyło poszerzyć o kilkusetmetrową perspektywę (co zostało udokumentowane na szeregu zdjęciach), na której można było zobaczyć, opustoszały plac na którym stoi pomnik Husseina otoczony szczelnym kordonem amerykańskich marines w kilkunastu transporterach. Na środku placu pod pomnikiem Husseina grupa około 100 demonstrantów obalających pomnik. Dalsze zbliżenia fotograficzne demonstrujących pokazywały, że są to ludzie z najbliższego otoczenie prozachodniego opozycjonisty Al Chalabiego. Tym samym mieliśmy do czynienia z propagandą polegającą na wyreżyserowaniu zdarzenia, mającego ukazać fałszywy obraz pewnych procesów.

Działanie medialne oparte na bodźcach wzrokowych to także inscenizacja, otoczka wizualna w jakiej podaje się informacje. W grę wchodzi tu wystrój i scenografia studiów telewizyjnych ich kolorystyka (w przypadku programów reporterskich i publicystycznych). W takich okolicznościach z pewnością nie zaszkodzi, a nawet wspomoże duża ilość monitorów, rozstawionych w studiu. To wzbudza poczucie zaufania, opartego na przeświadczeniu, że jest się podłączonym do najważniejszych stacji światowych – czyli daje to poczucie rzetelności. Kolorystyka scenografii, biurka, tła za nim także grają rolę. Kolorami można sugerować niemało jeśli idzie o oddziaływanie podprogowe. Wiedzą to twórcy reklam... a także kreatorzy postaci Jolanty Pieńkowskiej. Pani spikerka TVP1 gdy rozpoczynała się agresja na Irak w wieczornym wydaniu Dziennika, 20.03.2003 wystąpiła w krwiście czerwonym uniformie. Natomiast 24 marca gdy doniesiono o pierwszych ofiarach śmiertelnych wśród żołnierzy amerykańskich, pani Jolanta na znak żałoby (podobnie jak w tym dniu gwiazdy Hoolywood) wystąpiła cała w czerni, i inaczej aniżeli cztery dni wcześniej ani razu promienny uśmiech nie zagościł na jej twarzy.

W całej złożoności środków manipulacji informacją, bądź wręcz tworzeniu zmanipulowanych informacji przerażający nie jest bynajmniej prymitywizm środków, wielkość zaangażowanych sił, czy w końcu sam fakt kłamania w żywe oczy. Wszak wcześniej czy później wszystkie te kłamstwa wychodzą na jaw. Prawda o nich rzadko dociera do przeciętnego odbiorcy, najczęściej krąży w niszowych środowiskach. Przeraża jednak to, że opinia publiczna za każdym razem daje się oszukiwać tym manipulacjom. Co więcej duża część odbiorców zdaje się zapominać jak byli oszukiwani podczas wcześniejszych wojen i przy każdej następnej daje się nabierać w ten sam sposób. Poza tym system obecnie jest tak silny, a społeczeństwa tak bezwładne, iż wychodzenie na jaw kłamstw medialnych nie zmienia bynajmniej ani nastawienia społeczeństw do cywilizacji czy kultury, których media i machina wojenna jest częścią ani nawet nie zmienia samego nastawienia do mediów. Obecnie systemowi propagandy globalnej wystarcza wywołanie zaufania, uwiarygodnienia swoich poczynań w danej chwili (przed potencjalną wojną i w jej trakcie). Wystarcza, że ludzie wierzą w kłamstwa na samym początku, jeśli nawet później kłamstwa zostaną obnażone i tak jest już po fakcie czyli po dokonanej interwencji, obaleniu kolejnego “dyktatora”, zniszczeniu kolejnego “niepokornego państwa”.

Niewygodne informacje można też przemilczeć lub zmniejszyć ich realną wielkość poprzez ograniczenie informacji na ich temat. Najlepszym przykładem są tu zamachy partyzantów irackich na siły wojsk amerykańskich i ich sojuszników. Ze źródeł pism militarnych (“Raport”, “Nowa Technika Wojskowa”, “Polska Zbrojna”, “Komandos”), wiadomo, że dziennie w Iraku dochodzi do 40-90 zamachów. Jest to skala robiąca nie małe wrażenie. Lecz jak wspomniałem do oficjalnych mediów przedostają się informację o jednym, góra dwóch zamach dziennie. Na przykład między 4 marca 2005, a 2 kwietnia 2005 w mediach poinformowano o 40 atakach w wyniku, których miało zginąć 9 żołnierzy amerykańskich i 88 irackich. Jednak tylko według oficjalnych danych sztabu amerykańskiego w tym czasie zginęło 36 żołnierzy amerykańskich. Skutek jest oczywisty – wypaczony obraz okupacji Iraku. Ale w myśl autorytetów reklamy: jeśli o czymś się nie mówi w mediach, to znaczy że tego nie ma.. zatem wojna i okupacja Iraku są na tyle krwawe i dramatyczne na ile się o tym informuje w mediach. Między innymi dowodzą temu wypowiedzi spikerów Radia Zet, mówiących: dziś znowu zamach w Iraku... Mamy tu do czynienia na pozór z prostą informacją, mówiącą o trwającej w Iraku wojnie, lecz treść i forma wypowiedzi w zdecydowany sposób pomniejsza skalę tych zajść. Bowiem wyżej wymieniona informacja sugeruje słuchaczom, że zamachy zdarzają się rzadko skoro dziś znowu był zamach. Komunikat taki sugeruje, że zamachy są co prawda zjawiskiem częstym ale nie codziennym. Tylko jak to zestawić z realiami? W dniu gdy redaktor w Krakowie świadomie lub nie zmniejszył ilość zamachów w Iraku do jednego wydarzenia, na drugim końcu świata w Iraku, w ciągu tego samego dnia dokonano 80-90 zamachów.

KŁAMSTWA WPROST

stosuje się wówczas gdy liczy się na to iż odbiorca nie zada sobie czasem najprostszego trudu weryfikacji danych. Niestety odbiorcy przeważnie nie zadają sobie takiego trudu, a warto ponieważ szereg danych można sprawdzić w oparciu o proste zasady arytmetyki. Tym bardziej, że niektóre kłamstwa ukrywa się właśnie w liczbach, które najczęściej nudzą przeciętnego słuchacza/widza, lecz które mają istotne znaczenie, ponieważ przy ich użyciu można ludziom wmówić że czegoś jest mało mimo, że realnie jest dużo, lub coś jest np. tanie mimo że jest drogie. Jeden z przykładów został już wspomniany w rozdziale “skuteczność” chodzi o kłamstwo, które padło w “Polsce Zbrojnej” dotyczące kosztów rakiet Spike, które zakupiła polska armia. Za inny przykład niech nam posłuży fragment pisma “Skrzydlata Polska” z czerwca 1999 roku. Fragment dotyczący modernizacji amerykańskich bomb do standardu JDAM czyli tzw. “broni inteligentnej”. Z wyżej wspomnianego pisma można się było dowiedzieć, że pierwotnie zestawy (produkowane przez koncern Boening) czyniące z bomby bombę inteligentną miały kosztować 40 tysięcy dolarów za sztukę, ale w wyniku negocjacji i zwiększenia produkcji (skutkiem wojny z Jugosławią) cena spadła do 24.5 tysiąca za sztukę. Po czym dowiadujemy się, że lotnictwo USAF pragnie zmodernizować w ten sposób 72 tysiące bomb za ponad 4 miliardy dolarów. I cóż należy zrobić? Wystarczy 4 miliardy podzielić przez 72 tysiące by się dowiedzieć, że koszt jednostkowy zestawu nie tylko nie zmalał do 14 tysięcy dolarów ale wzrósł do ponad 50 tysięcy. Prawda, że proste? Pozostaje zapytać czy redaktorzy polskich pism nie zadają sobie trudu sprawdzania podawanych przez siebie danych czy też czynią to może celowo?

Przytłacza fakt, że mimo stosunkowo szybkiego odkłamywania propagandy jej cele i tak zostają osiągnięte. Lecz to już nie tyle kwestia stosowania środków propagandowych lecz raczej świadomości i możliwości percepcyjnych jej odbiorców. Pierwsza wojna z Irakiem cieszyła się niemal powszechnym poparciem społecznym. Podobnie wojna z Jugosławią. Mimo oczywistych kłamstw na temat czystek etnicznych w Kosowie do dziś wiele osób wierzy w te bajki. W przypadku wojny z Afganistanem także poparcie społeczeństw było nie małe. Ostatnie wojna w Iraku wywołała masowe protesty na świecie, jednak nie miały one żadnego realnego skutku. Ponadto nie wiadomo czy protestujący protestowali w związku z oczywistymi agresywnymi zamiarami USA czy też tylko dlatego, że przy okazji wprowadzania “demokracji do Iraku” giną cywile.

IV. ODKŁAMYWANIE HISTORII

IRAK 1991

Pisząc o samym Iraku, pragnę temat jeszcze bardziej zawęzić, a historycznie opowieść rozpocząć od krótkiego czasu poprzedzającego poprzednią wojnę z Irakiem w 1991 roku.

Skłania mnie do tego fakt, że zaczęły wówczas dziać się sprawy, które do dziś wydać się mogą niezrozumiałe. Bo oto właśnie na początku sierpnia 1990 roku do Kuwejtu wkraczają wojska wielkiego sprzymierzeńca Zachodu - Saddama Husseina.

Fakt o tyle zaskakujący, gdyż ów iracki dyktator ośmiela się atakować kraj, będący pod kuratelą ekonomiczno-gospodarczego konglomeratu zachodnich koncernów. Tym samym Hussein, który z poręki zachodu zaatakował wcześniej islamski Iran, nagle zaczął działać nie pomyśli swoich plenipotentów. Sprzymierzeniec USA, Francji i Niemiec powinien liczyć się z tym, że atak na Kuwejt przyniesie natychmiastową reakcję państw zachodnich.

Lecz na krótko przed inwazją na Kuwejt Hussein otrzymał ustne zapewnienie ambasadora USA, że do interwencji ze strony Zachodu nie dojdzie. Czy przywódca Iraku okazał się zatem naiwny i to nie tylko w chwili gdy uwierzył w tę deklarację, ale i później w kilka dni po zajęciu Kuwejtu gdy zadeklarował wycofanie wojsk i zorganizowanie specjalnej konferencji bliskowschodniej? Reakcja Stanów Zjednoczonych i krajów NATO była jednoznaczna. Niemal od razu rozpętują oni propagandową wojnę przeciw Irakowi i wywierają naciski na ONZ w celu skonstruowania pod jej auspicjami ataku na Irak. Kompromisowy postulat Husseina pozostaje zupełnie zignorowany. Już wówczas dyktator Iraku powinien zdać sobie sprawę z tego, że czeka go zbrojna konfrontacja z Zachodem. Mimo tego, nie wycofuje się z Kuwejtu, by temu zapobiec. Dlaczego?

Tutaj rodzą się kolejne wątpliwości: jeżeli Hussein’owi zależało na załagodzeniu konfliktu powinien się wycofać z Kuwejtu. Mógł to zrobić niemal w ostatniej chwili, gdy do Arabii Saudyjskiej zaczęły ściągać pierwsze jednostki NATO i gdy poparcie dla nich okazały państwa arabskie. Musiałby wówczas zapłacić kontrybucję na rzecz Kuwejtu, lecz w porównaniu ze stratami jakie Irak poniósł w wyniku wojny - straty kontrybucyjne byłyby raczej nikłe. Jeżeli zaś Hussein nie chciał się wycofać, to świadczyłoby o tym, że świadomie zmierza w stronę konfrontacji zbrojnej.

Ktoś kto przygotowuje się do prowadzenia wojny powinien robić wszystko by tę wojnę wygrać. Hussein mógł zatem zaatakować i zająć Arabię zanim dotarły tam wojska USA i dalej poprowadzić krucjatę przeciw Izraelowi licząc na ludowe rewolucje w państwach arabskich. Mógł też uderzyć na wojska amerykańskie znajdujące się w Arabii, do chwili gdy nie były one dostatecznie silne ( połowa jesieni 1990 r. ). Mógł w końcu wycofać się i przygotowywać do wojny na własnym terenie, co dałoby mu możliwość o wiele skuteczniejszych działań. Może pierwsze dwa pomysły mogą się wydać szalone, lecz o wiele bardziej szalone było to co zrobił Hussein. A od początku robił wszystko by wojnę przegrać.

Linię obrony w Kuwejcie obsadził jednostkami złożonymi w 80% z rezerwistów. Linie obronne rozbudował od czoła, pozostawiając swoje prawe skrzydło zupełnie odsłonięte. Akurat było to te skrzydło, w które “znienacka uderzyły “wojska sprzymierzonych”. Można było i wówczas ratować sytuację wysyłając do kontrnatarcia swoje pancerne odwody z jednostkami Gwardii Republikańskiej na czele. Jednak i tego nie uczyniono. W ogóle wojska irackie w trakcie całej wojny nie wykazały się żadną aktywnością bojową. W niemal 10 lat po wojnie w Zatoce, pomału zaczęły wychodzić na jaw fakty, jak choćby ten, że jednostki Gwardii w ogóle nie weszły do walk (wbrew temu co twierdzili Amerykanie). W powietrzu doszło do raptem kilku walk powietrznych. Zachodnie samoloty strzelały najczęściej do uciekających i nieuzbrojonych samolotów irackich. W momencie natarcia lądowego, iracka obrona nie stawiała niemal zupełnie oporu, ale w sposób zorganizowany się wycofując (z rzadka porzucając sprzęt) lub poddając (ci co nie zdążyli uciec). Amerykanie i ich wojska wasalne, po zajęciu Kuwejtu nie uderzyły jednak na Irak. Zatem nie chciano jak się okazuje obalać dyktatury Husseina. Niemniej to Zachód, a przede wszystkim pogrążające się w kryzysie korporacje przemysłu militarnego wyszły z całej wojny z ogromnym zyskiem.

Po upadku ZSRR i rozwiązaniu Układu Warszawskiego społeczność światowa z pewnością odetchnęła i czekała na dalsze kroki w stronę globalnego rozbrojenia. Niestety życzenia należały do “pobożnych” i naiwnych. Upadek bloku wschodniego oznaczał załamanie się wielu rynków zbytu uzbrojenia i spowodował gwałtowny spadek wydatków na zbrojenia. Kraje zachodnie należące do NATO zostały tym faktem dotknięte w dwójnasób. Spadły wydatki w ich własnych armiach oraz zaczęły kurczyć się zamówienia na uzbrojenie z zagranicy.

Dla szeregu korporacji zbrojeniowych, elektronicznych, ubezpieczeniowych i wydobywczych sytuacja stała się dramatyczna. Ale na Bliskim Wschodzie pojawiło się nagle nowe ognisko zapalne. Przebieg wydarzeń zaskoczył analityków, ponieważ nikt nie spodziewał się, że wyczerpany wojną z Iranem (zakończoną trzy lata wcześniej) Irak dokona mało sensownej agresji na Kuwejt. Posunięcie Saddama Huseina przewodzącego Irakiem było zaskoczeniem z wielu powodów. Oficjalna wersja wydarzeń do dziś głosi, że Husein zdobył się na najazd ze względu na chęć zagarnięcia bogactw Kuwejtu, co miało stanowić zastrzyk dla osłabionego Iraku. Argument taki może zadowoli tych, którzy politykę widzą jako splot irracjonalnych działań indywidualnych jednostek. W rzeczywistości nie tylko jednostki ale całe elity powiązane są z sobą sieciami współzależności i muszą się liczyć z daleko idącymi konsekwencjami swoich kroków. Innymi słowy polityka bardziej przypomina grę w szachy aniżeli kręgle. Hussein był z góry skazany na konieczność liczenia się z interwencją bogatych państw zachodnich posiadających udziały w złożach Kuwejtu. Zważywszy, że parę lat wcześniej USA pokazały że będą się bić o każdą garść ziemi w Somalii, na Grenadzie czy Panamie pod warunkiem, że zagrożone są ich interesy. Krajom Zachodu nic nie przyszłoby z miliardów kuwejckich dolarów zamrożonych w zachodnich bankach. Pieniądze uruchomić mogła tylko interwencja zbrojna.

Tym bardziej nie mógł na nie liczyć Husein. Przechwycenie złóż Kuwejtu przez Irak, nie byłoby na rękę ani Zachodowi ani tym bardziej pozostałym państwom z OPEC. Tym samym Irak z miejsca stał się także wrogiem krajów arabskich, a lansowane przez Husseina hasło:“świętej wojny” medialnie może brzmiało efektownie ale realnie było działaniem naiwnym i niekonsekwentnym.

Czy jakikolwiek polityk postąpiłby w sposób tak ryzykowny nie tylko nie będąc pewny swych potencjalnych sojuszników (Syrii, Jordanii) ale wiedząc, że swoimi posunięciami się ich pozbywa? Hussein znając realia polityczne nie mógł także liczyć na Wspólnotę Niepodległych Państw czyli Gorbaczowa, który właśnie co konsekwentnie doprowadził do rezygnacji z dalszego wyścigu zbrojeń, a tym samym zrezygnował świadomie z istnienia świata dwubiegunowego, na rzecz zrzeczenia się mocarstwowości ZSRR na rzecz USA i NATO.

Zatem wzrost znaczenia Iraku w Zatoce Perskiej nikomu nie był na rękę. Czy Husein tego nie wiedział? Co prawda w przeddzień agresji na Kuwejt, April Glaspie - ambasador USA w Iraku przekazała Husseinowi informację, że Stany Zjednoczone nie mają zdania w kwestii sytuacji kuwejcko irackiej, lecz jeśli nawet Hussein był tak naiwny, że w te zapewnienia uwierzył, to już postawa Stanów Zjednoczonych w następnych dniach stała się jednoznaczna.

WOJNA

Jeśli chodzi o poczynania Husseina przebieg działań militarnych od samego początku zaskakiwał brakiem logiki i znajomości sztuki wojennej zarówno w sferze taktyki jak i strategii. Irak zaatakował Kuwejt doborowymi jednostkami Gwardii Republikańskiej. Armia Kuwejcka nie stawiała oporu. Wbrew doniesieniom medialnym nie była też atakiem zaskoczona, skoro zdołała wycofać swoje jednostki do Arabii. Więc armia ta musiała się wręcz spodziewać ataku Husseina. Po zajęciu Kuwejtu jednostki gwardii zostały wycofane, a w ich miejsce Hussein wprowadził słabo wyszkolone i wyposażone dywizje piechoty rekrutujące się z poborowych i rezerwistów. Okopał się na pustyni i czekał…

Równocześnie im więcej nieracjonalności po stronie zabiegów Husseina, tym reakcja Zachodu, a w szczególności mediów była jednoznaczna i zdecydowana. Po zajęciu Kuwejt City doszło do (opisywanego w prasie niezależnej i specjalistycznej) uderzenia propagandowego agencji public relations działających na zlecenie Kuwejtu i USA. Przygotowano fałszywy materiał o tym jak to żołnierze iraccy po wkroczeniu do Kuwejtu w 1990 mordowali cywilów i wyrzucali niemowlęta z inkubatorów w szpitalach. "Naocznym świadkiem" tego była córka ambasadora Kuwejtu w USA ( która wówczas przebywała kilkanaście tysięcy kilometrów od Kuwejtu). Agencja PR wzięła za to grube miliony, światowa opinia publiczna uwierzyła w wierutną bzdurę, a Amerykanie mieli większe poparcie dla wszczęcia wojny. Mogło im się to wymknąć z rąk, gdyż niemal w tym samym czasie Hussein zaproponował wycofanie się z Kuwejtu i zorganizowanie specjalnej międzynarodowej konferencji na temat Bliskiego Wschodu. O tym jednak media już nie donosiły równie żarliwie. Ze strony Husseina ofertę wycofania się z Kuwejtu przesłano także Stanom Zjednoczonym.

Okopanie się wojsk irackich w Kuwejcie zaraz po jego zajęciu, a jeszcze przed ogłoszeniem przez USA planu “Pustynna Tarcza” świadczyłby za tym, że Hussein spodziewał się militarnej odpowiedzi. Czyli pozostawiając wojska w Kuwejcie zdecydował się na wojnę.

Skoro jednak wybrał rozwiązanie militarne, trudno pod względem wojskowości uzasadnić dalsze jego posunięcia.

Ze strategicznego punktu widzenia jeżeli zdecydował się na walkę i rozpętanie wojny arabsko – izraelsko- amerykańskiej powinien uderzyć pierwszy na teren Arabii jako oswobodziciel spod jarzma amerykańskiego. Co więcej powinien to uczynić w chwili gdy do Arabii zdołano przerzucić 1-2 dywizje amerykańskie. Bowiem uderzając na same siły Arabii stracił by z gruntu walory medialne i propagandowe takiego działania. Idealnym czasem do realizacji takiego uderzenia były pierwsze 2-3 miesiąc trwania akcji “Pustynna Tarcza”. Znajdujące się wówczas w Arabii nieliczne jednostki amerykańskie nie posiadały zabezpieczenia logistycznego. Ale Hussein mógł zaskoczyć Amerykanów i ich sojuszników w jeszcze inny sposób. Wojska irackie mogły zostać wycofane z Kuwejtu jeszcze choćby na początku roku 91. Postawiłoby to USA i ich wasali w trudnej sytuacji, gdy już przerzucono wojska i zainwestowano w wojnę grube miliardy.

Hussein nie uczynił jednak żadnego kroku, przyjął rolę nieruchomej tarczy strzelniczej. I po kilku miesiącach przygotowań z cała bezwzględnością wojska koalicji antyirackiej w tę tarczę uderzyły.

Wojna rozpoczęła się 17 stycznia od zmasowanych nalotów i bombardowań na ugrupowania wojsk irackich. Przez blisko 6 tygodni bombardowano cele wojskowe jak i cywilne. W tym czasie wojska irackie główną aktywność przejawiły w ramach obrony przeciwlotniczej. Z niewiadomych przyczyn doświadczone w bojach lotnictwo tego kraju zamiast masowo stawić czoło najeźdźcy… masowo zostało przerzucono do Iranu. Na 34-37 * (według różnych źródeł) irackich samolotów zniszczonych w powietrzu zdecydowaną większość stanowiły samoloty bez uzbrojenia, lecące do Iranu. Irackie media twierdziły, że także w powietrzu zestrzelono 9 maszyn zachodnich. Amerykanie półgębkiem przyznają się do stracenia 1 F-18 zestrzelonego przez MiGa-25. Opracowania rosyjskie mówią natomiast o dodatkowych: F-16 zestrzelonym przez Miga-23, 2 Tornada oraz EF-111 zestrzelonych przez Migi -29. Podaje się, że ponad to doszło do 3 nie rozstrzygniętych pojedynków powietrznych (wszystkie z udziałem Migów -25). Podobne rozbieżności znajdziemy w przypadku strat samolotów zachodnich zadanych przez obronę przeciwlotniczą. Amerykanie przyznają się do straty 52 samolotów i 23 śmigłowców (z czego 26 samolotów i 22 śmigłowce w wyniku katastrof). Rosjanie mówią o zestrzelonych 95 samolotach i 27 śmigłowcach (nie licząc wypadków). Co ciekawe w polskich źródłach podaje się, jakoby Rosjanie podawali niższe straty* (Pan Jerzy Biniewski “Pustynna Burza” liczył pewnie, że nikt na rosyjskie strony nie zajrzy) – 68 samolotów i 29 śmigłowców.

Tak czy siak Rosjanie twierdzą, że jedną ze strąconych maszyn był niewidzialny

( “debiutujący” podczas tej wojny) F-117. A raczej mają ku temu powody, gdyż szczątki tego samolotu przewieziono z Iraku do Moskiewskiego Muzeum Techniki gdzie je można obejrzeć J . Strona iracka w ostatni dzień wojny donosiła o zestrzeleniu 193 samolotów i śmigłowców napastnika. Choć najpewniej wliczono w to samoloty uszkodzone. W każdym razie wydaje się, że antyiracka koalicja podczas Pustynnej Burzy straciła znacznie więcej sprzętu aniżeli się do tego przyznała.

Osobnym wątkiem były odwetowe ataki irackich Scudów. W sumie ciężko, te ataki zakwalifikować jako działania zaczepne. Biorąc pod uwagę skuteczność tych rakiet i ich możliwości bojowe, miały one raczej wymowę propagandową. Jeśli mowa o Scudach to oczywiście nie można nie wspomnieć o ich rywalach amerykańskich antyrakietach Patriot.

Amerykanie podczas wojny i długo potem (a niektóre mocno proamerykańskie źródła do dziś dzień) twierdzą, że skuteczność tych pocisków wyniosła w zwalczaniu Scudów 85%. W parę lat po wojnie w piśmie “Technika Wojskowa” pojawiła krótka wzmianka, na ostatnich stronach doniosła, że skuteczność była dużo niższa, bo 65% (szerzej o tym w rozdziale “skuteczność”).

Jeśli chodzi o aktywność irackich wojsk lądowych, tylko raz zaatakowały one Amerykanów i to przy udziale niespełna tysiąca żołnierzy. Co jak na fakt zgromadzenia w tym regionie ponad pół milionowej armii wydaje mało znaczącym wątkiem.

Kampania Lądowa pod kryptonimem “Pustynny Miecz” rozpoczęła się 24 lutego.

Według Amerykanów i mediów był to klasyczny blitzkrieg przeprowadzony z porażającą skutecznością. W ciągu 5 dni ofensywy 4300 czołgów, 7100 bojowych wozów piechoty, wspartych 4170 środkami artyleryjskimi i 2200 śmigłowcami miało zmieść osłabione bombardowaniami 44 irackie dywizje w tym 6 doborowych gwardii republikańskiej. Według zachodnich mediów oczywiście do tego doszło. Inaczej uważają analitycy rosyjscy, niektórzy amerykańscy* ((M.Helda “Warhead hit distribution on main battle tanks In the Gulf War”).

) czy źródła irackie. Co więcej jeśli uważnie przeczyta się relacje samych Amerykanów okazuje się, że styczność bojową z siłami irackimi miały nieliczne jednostki, co więcej mimo znikomej irackiej obrony, wojska zachodnie napotykały na spore trudności i ponosiły straty. Przykładowo::

Korpus North (marines i siły arabskie) początkowo miał spore problemy z przejściem pól minowych gdzie dostał się pod ogień irackiej nikłej obrony. Na swej drodze korpus przełamał obronę i wszedł w kontakt bojowy najwyżej z kilkoma batalionami irackimi ( 2-3 brygady z 14,42 i 7 dywizji piechoty Dywizje Piechoty (DP).

XIII Korpus Powietrzno Desantowy atakował z lewego skrzydła. Miał na celu wejść na głębokie tyły wojsk irackich. Na swojej drodze napotkał opór jedynie podczas szturmu lotniska As Salman, które prawdopodobnie broniła brygada z 48 DP. Mimo tego amerykańska 82 Dywizja Powietrzno Desantowa po drodze pogubiła się i wpadła w chaos.

VII Korpus Armijny był najsilniejszym spośród koalicyjnych wojsk. Jednak na swej drodze nie miał wiele do zdziałania. W korpusie tym znajdowała się ponad połowa sił antyirackich, jednak przeciw niemu stało raptem 14% sił Irackich. Wynikało to z faktu, że korpus uderzał nie od frontu lecz od skrzydła. Przełamał obronę irackiego osłonowego batalionu 31 DP, następnie przełamał obronę osłonowych jednostek 48 DP. Do największego starcia doszło w walkach z 2DP, która po ostrej wymianie ognia w większości się poddała.

Bajką jest informacja o zniszczeniu przez Amerykanów jednostek Gwardii Republikańskiej. Według zachodnich mediów całkowicie zniszczono dywizję pancerną Tawalkana, podczas gdy wiadomo ze źródeł rosyjskich, że żadna z dywizji gwardii nie starła się z wojskami koalicji. W myśl tego co podawali Amerykanie VII Korpus miał roznieść w pył 12 dywizji irackich, niszcząc przy tym ponad 1300 czołgów i 1200 transporterów. Doprawdy trudno sobie taki wyczyn wyobrazić zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę, że na linii ataku znajdowało się raptem 6 irackich dywizji z teoretycznie 400 czołgami i 1300 transporterami. Przy czym także opierając się na danych amerykańskich sprzęt ten miał być już wcześniej w połowie zniszczony przez koalicyjne lotnictwo (!). Co więc niszczył na swej drodze VII Korpus ?

Wszystko wskazuje na to, że z chwilą ruszenie lądowej ofensywy wojska irackie były w trakcie wycofywania się. Innymi słowy były dobrze przygotowane do tego manewru, które przeprowadziły nader sprawnie. Podkreślali to sami Amerykanie, nie przyznali się jedynie do tego, że po wejściu na teren Kuwejtu poddały im się nieliczne jednostki. Weszli w kontakt bojowy z kilkoma brygadami. Natomiast 90% sił irackich sprawnie wycofało się z Kuwejtu. Wykonanie manewru oskrzydlającego przy pomocy większości swych sił przy jednoczesnym (mało spiesznym) frontalnym ataku korpusu arabskiego i marines na najsilniejsze zgrupowania wojsk irackich (znajdujących w Kuwejcie) ułatwiło wycofanie się jednostkom irackim. Tak więc zdecydowana większość sił Husseina zdołała się wycofać w sposób w pełni zorganizowany, a jednostki Gwardii Republikańskiej nie weszły do walk. Czy z takiego punktu widzenia posunięcie taktyczne Schwarzkopfa było błyskotliwe i genialne ? W każdym razie takim je okrzyknięto w globalnej prasie.

Weryfikacja strat

Podczas trwania “Pustynnej Burzy” ze strony zachodniej doszło do szeregu dezinformacji o charakterze propagandowym. Poza wspomnianą już skutecznością Patriotów, interesująco z punktu widzenia sił zachodnich przedstawiały się straty wśród irackich czołgów T-72. Biorąc pod uwagę pierwsze dane lotnictwa i wojsk lądowych okazało się bowiem, że wyżej wymienionych czołgów zniszczono więcej aniżeli Irakijczycy posiadali. Przed wojną iracka armia posiadała około 750 tych czołgów. Według pierwszych doniesień zniszczono ich 800, potem liczbę zmniejszono do 400 sztuk. A przed kolejną wojną w 2003, okazało się, że Irak nie importując broni posiada około 700 tych maszyn (!). Te proste zestawienie działające na niekorzyść Amerykanów potwierdzają wspominane już* (M.Helda “Warhead hit distribution on main battle tanks In the Gulf War”). Według powyższego źródła i materiałów rosyjskich zniszczono 14 czołgów T-72. Większość w wyniku ataków lotnictwa. Z kolei rozbite w wyniku ostrzału lądowego miały przestrzeliny boczne i tylne, co wskazuje, że były trafiano podczas wycofywania się, a nie walki. Tak więc gromienie T-72 przez amerykańskie Abramsy należy potraktować jako propagandę. Podobnie do całości strat irackich należy podejść wyjątkowo ostrożnie. Źródła zachodnie twierdzą, że zniszczono od 3700 do 3950 czołgów ( w tym oczywiście owe 400 T-72), 2400-2750 transporterów i bwp, 2500 dział i 117-140 samolotów.

Na lądzie zniszczono i zdobyto (porzucone) jednak najwyżej 300-350 czołgów, 400-500 transporterów i bwp, 500-700 dział. Ile zniszczono z powietrza trudno powiedzieć. Często niszczone były makiety sprzętu. Jako ciekawostkę fotograficzną należy także potraktować zdjęcia jakie ukazały się w wielu pismach specjalistycznych ukazujących masowo zniszczone irackie czołgi T-55. Nie byłoby by w tym nic szczególnego gdyby nie fakt, że zdjęcia przedstawiały porzucone (nie zniszczone) egipskie czołgi w 1973 roku z wojny Yom Kippur. Wysoce prawdopodobne wydaje się, że w wyniku nalotów zniszczono 300-600 czołgów, 200-400 transporterów i bwp oraz 400-600 dział ( w tym przeciwlotniczych).

Aby określić wielkość strat można porównać ilości sprzętu irackiego przed wojną w 1991 i przed 2003. Po uwzględnieniu części wycofanego, przestarzałego sprzętu. W oparciu o to można domniemywać że faktycznie armia iracka mogła stracić 800-1500 czołgów, 1500-2200 transporterów i bwp i 1000-1200 środków artyleryjskich. Jeśli chodzi o samoloty, do tej pory do samolotów zestrzelonych w powietrzu dodaje się rzekomo zniszczone na ziemi od 70 do 240. Według udokumentowanych w pełni źródeł amerykańskich na ziemi zniszczono 1 samolot. Jednak najczęściej do stanu strat dodaje się ilość zniszczonych schronohangarów, w których jednak nie było samolotów. Znowu biorąc pod uwagę wyjściową ilość samolotów irackich przed 1991 rokiem, odejmując te: które wylądowały w Iranie, wycofane w rezultacie wyeksploatowania oraz te które pozostały na stanie przed 2003 okazuje się, że irackie lotnictwo straciło około 40-60 samolotów.

Zawyżone wydają się także straty wśród żołnierzy irackich. Najczęściej podaje się że zginęło 60 - 100 tysięcy żołnierzy, a do niewoli dostało się kolejnych 70-80 tysięcy. Po zweryfikowaniu danych prawdopodobne wydaje się, że zginąć mogło około 30-60 tysięcy, a do niewoli trafiło 22-25 tysięcy żołnierzy irackich.

OPŁAKANA SKUTECZNOŚĆ ALE NIEZŁE, WYMIERNE SKUTKI

Tak by należało określić rezultat wojny dla państw zachodnich. Co prawda szereg systemów uzbrojenia się nie sprawdziło lub wręcz zawiodło, ale dzięki odpowiedniej konstrukcji propagandy czy może raczej informacji reklamowej w USA został zahamowany spadek wydatków na zbrojenia. Zaraz po wojnie w Zatoce Perskiej, do korporacji zachodnich wpłynęły zamówienia na uzbrojenie warte blisko 40 miliardów dolarów. Zamówienia pochodziły głównie z krajów Bliskiego Wschodu i dotyczyły systemów uzbrojenia reklamowanych na wojnie. Takie kraje jak Zjednoczone Emiraty Arabskie ( największy importer nowoczesnego uzbrojenia w regionie) czy Kuwejt szybko dostrzegły wartość sprzętu zachodniego bo po pewnym czasie zaczęły się zaopatrywać w Rosji.

Tak więc przypadkowo czy nie, dzięki wojnie w Zatoce Perskiej zatrzymana została recesja na Zachodzie. Dzięki temu, że Irak zaangażował się w wojnę, którą nie powinien, nie wycofał się przed atakiem, realizował działania militarne w sposób przeciwny do zasad taktyki i strategii i w rezultacie płynnie przegrał wojnę, która opłacała się wszystkim z wyjątkiem społeczeństwa irackiego.

IRAK 2003

Z przebiegiem tej wojny wiąże się jeszcze większa ilość niewyjaśnionych kwestii, pytań i wątpliwości aniżeli w przypadku “Pustynnej Burzy”. Podobnie jak 12 lat wcześniej Hussein i tym razem miał wiele czasu by przygotować się do obrony. I tym razem jednak tego nie uczynił. Nie zaminowano głównych dróg, którymi wiadomo było, że przesuwać się będą natarcia sił anglo-amerykańskich. Nie wysadzono mostów na kluczowych przeprawach. Wydzielono raptem kilka regionów obrony i to bronionych minimalnymi siłami ( najczęściej w sile jednej dywizji). Fakt ten nie dziwi zważywszy na to, że do walki Hussein rzucił raptem 7 dywizji ( na 25 posiadanych) i część oddziałów fedainów. Dziwi za to dlaczego do obrony wystawiono tak małe siły ? Dlaczego blisko trzy czwarte jednostek nie weszło w ogóle do walki ? Dlaczego dysponując wieloma miesiącami czasu nie przeprowadzono powszechnej mobilizacji w wyniku czego mógł powołać pod broń co najmniej dodatkowych 600 tysięcy żołnierzy ( równowartość 40-50 dywizji) ? Obecne nasycenie bronią irackiej partyzantki dowodzi, że uzbrojenie takich rezerw nie stanowiłoby problemu.

Pytania dotyczą także przygotowań wojsk zachodnich. Zastanawia dlaczego do agresji na Irak wydzielono równowartość raptem 5 dywizji. Czyżby Amerykanie spodziewali się słabej obrony ? Można byłoby ten fakt tłumaczyć doskonałą pracą służb wywiadowczych zachodnich armii. Lecz argument taki miałby swe pełne uzasadnienie, gdyby Iraku nie było stać na wystawienie do boju wszystkich jednostek, czy powołania rezerw. Tak jednak nie było. Potwierdzają to zdarzenia wynikłe w trakcie przebiegu działań militarnych. Otóż – sześć irackich dywizji I i IV korpusu w ogóle nie weszło do walki. Pod koniec walk sprzęt ciężki w większości zniszczono, a żołnierze rozeszli się do domów. Podobnie rzecz się miała z 7 i 16 Dywizjami Piechoty (DP) i 1 Dywizją Zmechanizowaną (DZmech) V Korpusu. 34 DP, 6 i 10 Dywizje Pancerne (DPanc) z kolei “rozpłynęły się w powietrzu” – jak to określił wywiad niemiecki czy niektóre media zachodnie. Jeszcze bardziej tajemniczy los spotkał jednostki Gwardii Republikańskiej. Wiadomo, że DPanc “Medina” walczyła pod Kerbala i Nadżaf. Nieliczne źródła pro amerykańskie twierdzą, że wspierała ją dywizja zmotoryzowana

(DZmot) “Nabuchodonozor”. Podobno pod Al Kut walczyła DZmot “Bagdad”, inni reporterzy i wojskowi “widzieli” ją podobno pod Bagdadem. Na pewno w obronie Bagdadu, a właściwie przez pierwsze dwa dni obrony – uczestniczyła DPanc “Al Nida”. Lecz pozostałych pięć dywizji i cztery brygady pancerne Gwardii Republikańskiej nie wzięło udziału w walkach lecz wycofały się w kierunku granicy z Syrią – gdzie ślad i wieść po nich zaginęły.

Przejdźmy jednak do opisu walk według mediów pro amerykańskich oraz próby odtworzenia rzeczywistych wydarzeń. Atak na Irak wbrew przewidywaniom, nie rozpoczął się ani masowymi nalotami, ani też zmasowanych uderzeniem pancernym. Amerykanie rozpoczęli wojnę ograniczonymi atakami lotniczymi na wybrane cele, a konkretnie w miejsca, gdzie jak przypuszczano znajdować się miał Saddam Hussein. Co ciekawe przez pierwszych paręnaście godzin media zachodnie idąc za komunikatami armii amerykańskiej twierdzą- że Hussein zginął w wyniku nalotów. Przez ten czas wstrzymane były działania militarne. Po czym Hussein wystąpił w irackiej telewizji co wzbudziło wyraźnie zdumienie Amerykanów. Dopiero wówczas do boju ruszają ciężkie zachodnie dywizje. Już po pierwszym dniu zagarniając nie bronione spore połacie Iraku. Zachodnie dywizje zatrzymują się dopiero pod An Nassiriya ( bronioną przez 11DP), Basrą (bronioną przez 51 DZmech). Rozpoczęły się walki o miasto Um Quasr bronione przez irackie jednostki specjalne. I już 21.03.03 czyli drugiego dnia wojny Amerykanie ogłaszają zdobycie tego portowego miasta. Komunikat ten ogłaszany jest jeszcze przynajmniej raz dziennie przez następnych kilka dni, przez które marines nie są w stanie obezwładnić obrony Irakijczyków.

22.marca05 świat obiegają zdjęcia jeńców irackich. Według Brytyjczyków i Amerykanów tak poddała się 51 DZmech pod Basrą. Jak się później okazało, o czym telewizje globalne nie doniosły w ten sposób wciągnięto szpice wojsk brytyjskich w pułapkę. Podobnie w An Nassiriyi Amerykanom po opanowaniu mostów udaje się po 3 dniach zdobyć główną arterię komunikacyjną w mieście. Jest on jednak nieustannie atakowana, z pozostałych części miasta. 26.03.03 Amerykanie ogłaszają, że udało im się przebić przez obronę w Nassiriyi jednak wkrótce utykają za miastem. Prawdopodobnie dostają się w pułapkę i zostają odcięci od reszty sił. Z kolei pod Basrą dochodzi do paru pancernych kontrnatarć irackich. Dochodzi do bitwy, w której z jednej strony walczą uważane za zupełnie przestarzałe czołgi T-55 i T-62, a z drugiej brytyjskie “super nowoczesne” Chelenger 2. Kontrnatarcia zostają odrzucone głównie za sprawą lotnictwa, lecz jak podawały źródła arabskie w walkach zostaje zniszczonych kilkadziesiąt brytyjskich czołgów i bojowych wozów piechoty. Fakt ten do dziś nie doczekał się komentarza w zachodnich mediach czy prasie militarystycznej. Przebieg walk wskazywałby na to, że przestarzałe czołgi mogą toczyć ( przy zastosowaniu odpowiedniej taktyki – skryte podejście) równorzędną walkę z high technology w dziedzinie broni pancernej.

W międzyczasie od początku wojny trwają naloty na miasta irackie. Jednak niezbyt skuteczne, a w przypadku użycia Tomahawków najczęściej chybione. Rakiety są masowo zakłócane i nie osiągają celów. 26 marca Amerykanie składają Rosji oficjalną notę z protestem w tej sprawie. Jak twierdzą za zagłuszaniem Tomahawków stoją rosyjscy specjaliści i naukowcy przebywający w Iraku.

Największa bitwa największą tajemnicą

W międzyczasie amerykańska 3 DZmech dociera pod Nadżef i Kerbalę. Tam rozpoczyna się największa bitwa tej wojny. Media przez kilka dni zasypują odbiorców lakonicznymi informacjami: o rzekomej bitwie pancernej, o burzy piaskowej, która udaremnia ataki Amerykanom i w końcu 29 marca podana zostaje informacja, że żołnierze amerykańscy rozbili się obozem i odpoczywają. Sytuacja taka mimo, że podawana w radosnej scenerii, a w polskiej telewizji okraszana silikonowymi uśmiechami Jolanty Pieńkowskiej wzbudzić mogą niepokój. Jeśli wojsko po trzech dniach bitwy zamiast świętować zwycięstwo, okopuje się i “odpoczywa” – to może to świadczyć tylko o jednym. Przyjrzyjmy się jak czas między 24.03.03, a 29.03.03 komentowały oficjalne media.

Pierwszego dnia podano w informacjach że amerykańska 3 DZmech starła się pod Nadżaf z iracką gwardyjską dywizją “Medina”. Następnie podano, że natarcie Amerykanów utrudnia burza piaskowa. Następnego dnia trwają walki o Nadżaf i przeprawy na Tygrysie pod Kerbalą. Nadal trwa burza piaskowa, która jak twierdzą media utrudnia natarcie amerykańskie i pozwala Irakijczykom na przegrupowanie sił. 28 marca oficjalne media podają, że część amerykańskiej 3 Dzmech znajduje się z powrotem po lewej stronie Tygrysu, natomiast pod Nadżafem, odpierane są szaleńcze ataki fedainów, którym Amerykanie zadają ciężkie straty. Po tym jak wiadomo Amerykańska 3 dywizja zaczyna odpoczywać co trwa dwa dni.

Na realny przebieg bitwy może wskazywać analiza krok po kroku działań amerykańskich w oparciu o oficjalne media, niektóre relacje telewizyjne, strzępki informacji publikowanych przez prasę militarystyczną, kilka – kilkanaście miesięcy po wojnie, oraz nieliczne raporty niemieckiego i francuskiego wywiadu publikowane w internecie. Zatem:

24 marca Amerykanie podeszli pod Nadżef, a część dywizji ruszyła w stronę Kerbali. W obu miejscach napotkano na opór Irakijczyków z Dywizji “Medina” wspieranych przez kilka tysięcy fedainów i być może część lub całą dywizję “Nabudonochozor”. Wówczas też Amerykanie natrafili na “burze piaskową utrudniającą natarcie”. Po pewnym czasie okazało się, że burza piaskowa utrudniła atak 40 amerykańskich śmigłowców na kolumny pancerne dywizji “Medina”. Im dalej od wydarzeń z kwietnia 2003 tym szerzej w prasie militarystycznej ukazywały się sprawozdania z tego wydarzenia. Okazuje się, że nie burza piaskowa lecz niezwykle skuteczna obrona przeciwlotnicza irackich kolumn pancernych udaremniła Amerykanom atak. Różne są relacje odnośnie strat amerykańskich w tym ataku, i tym razem im większy dystans od wydarzeń tym straty okazują się wyższe. Początkowo półgębkiem mówiono o jednym utraconym najnowszym Apachu (AH-64D). Później wspominano już o jednym zniszczonym i kilku uszkodzonych maszynach. Latem bieżącego roku pojawiły się komentarze amerykańskiego dowódcy powietrznych sił lądowych o stracie jednego śmigłowca, ciężkim uszkodzeniu kilku, i uszkodzeniu w różnym stopniu wszystkich pozostałych maszyn. Jaka była prawda może dowiemy się z biegiem czasu. W każdym razie straty amerykańskie były zapewne poważne, ponieważ walka trwała aż trzy godziny, a Amerykanom nie udało się zniszczyć żadnego celu. Potyczka ta ukazuje jeszcze jeden aspekt na który, nikt nie zwrócił uwagi – znikoma skuteczność najnowszych wersji Apacha. Według prospektów reklamowych posiada on odmianę rakiet Hellfire, które mogą niszczyć cele odległe nawet o 6-8 kilometrów. Zasięg ognia irackiej obrony nie mógł być większy aniżeli 2-5 kilometry. Podobno obronę stanowiły głównie (30 letnie) zestawy artyleryjskie Szyłka. świadczyłoby o tym, że śmigłowce atakowano z odległości nie większej niż 2 kilometry. Tak więc z tak niewielkiej odległości ani jeden z parudziesięciu najnowocześniejszych śmigłowców, (wartych 35 milionów dolarów sztuka) nie wystrzelił ani jednej celnej rakiety. Co ciekawe teoretycznie Amerykanie mogli odlecieć poza zasięg irackiej obrony i spoza niej użyć rakiet. Jak widać i to nie było możliwe, albo w wyniku paniki, albo co bardziej pewne w wyniku niedoskonałości technologicznej sprzętu, który ma wysokie osiągi ale tylko w prospektach.

25 marca Amerykanom nie udaję się zdobyć przepraw na Tygrysie. Co więcej dochodzi do kontry irackich fedainów. Co ciekawe tego dnia CNN rano podała zdjęcia z frontu pod Kerbalą, pokazujące dwa amerykańskie działa samobieżne ( M-109) na których pokazały się płomyki. Na jednym na środku lufy, na drugim na kadłubie, podobne płomienie pojawiają się także obok dział. Zaraz po tym widać w panice uciekających z wozów, amerykańskich żołnierzy. Komentarz mówi, że w jednym z dział doszło do samozapłonu i wybuchu amunicji. W serwisach południowych i popołudniowych relacja filmowa została okrojona. Pokazywano już tylko jedno działo z rozbłyskiem w okolicach lufy i uciekających żołnierzy. Nasuwa się pytanie co było widać na pierwszych zdjęciach ? Jeśli doszło do samozapłonu w jednym M-109, to skąd rozbłyski na drugim i w ich pobliżu (dopiero po tym następuje eksplozja) ? I w czym pierwsze zdjęcia z rana, były nieodpowiednie skoro je wycięto ?

Najbardziej prawdopodobna odpowiedź brzmi, że drugoliniowe jednostki artylerii amerykańskiej zostały zaatakowane przez irackie taktyczne rakiety z subamunicją. Pocisk taki w swej głowicy bojowej zawiera od kilku do kilkudziesięciu ładunków kumulacyjnych, które z góry uderzają na wybrane cele, znajdujące się nierzadko głęboko za linią frontu. Irakijczycy posiadali taką broń w postaci rakiet Ababeel -100. Już przed wojną niektóre źródła militarne podawały, że przemysł iracki produkował tego rodzaju głowice. I to właśnie tego typu głowic i rakiet obawiali się amerykańscy dowódcy. Stąd też tak skrupulatnie nakazywali Irakijczykom zniszczenie tych rakiet przed wojną. Nacisk na niszczenie rakiet nie wynikał z zagrożenia iracką bronią masowego rażenia, ponieważ Amerykanie wiedzieli, że Irak tej broni nie posiada. Chciano zniszczyć rakiety by ograniczyć możliwości obrony irackiej i wyeliminować jedną ze skuteczniejszych broni.

Niemniej jednak bronią tą jak widać posłużyli się Irakijczycy pod Kerbalą. Ich kontrnatarcie zapewne odrzuciło Amerykanów od przepraw. Źródła irackie donosiły, że Amerykanie nie tylko porzucali w panice działa samobieżne ale także masowo sprzęt bojowy w pobliżu przepraw. Potwierdzenie tych przypuszczeń można odnaleźć w decyzji amerykańskiego sztabu w dniu następnym, by pod Kerbale przerzucić baterię Patriotów. Gdyby wydarzenia przebiegały tak jak opisują to oficjalne media, cóż miałyby antyrakiety robić pod Kerbalą?

Tego samego dnia pod Nadżef natarcie amerykańskie zatrzymało się w wyniku (znowu) burzy piaskowej. Inne źródła mówiły, że w tym dniu doszło do pancernego kontrnatarcia irackiego. Prawdopodobnym wydaje się opcja, że Irakijczycy zbliżyli się pod osłona burzy do Amerykanów i rozpoczęli natarcie.

27 marca donoszono o trwającej bitwie pancernej pod Nadżaf.

Pod Nadżaf kontra musiała być na tyle skuteczna, że odrzuciła Amerykanów, którzy w wyniku poniesionych strat przeszli do obrony, czyli okopali się, lub jak wolały oficjalne media zaczęły odpoczywać w wyniku wyczerpania zapasów i materiałów. Z kolei Stanisław Koziej* ( według NTW: niezależny ekspert w dziedzinie strategii, generał, profesor Akademii Obrony Narodowej prof.dr.hab.) twierdził...”nie można wykluczyć, że zatrzymanie się w tym rejonie ( Amerykanów przyp. R.J.) i upowszechnienie informacji o kryzysie operacji ( informacje o kłopotach logistycznych – braku paliwa unieruchamiającym czołgi, braku amunicji, a nawet żywności) było zręcznym fortelem ze strony aliantów. Pozory słabości sprowokować mogły stronę iracką do podjęcia próby pobicia tych rzekomo osłabionych sił, zanim nadejdą posiłki z głębi... (NTW 5/2003 s.16).

Po tej bitwie i odrzuceniu Amerykanów Irakijczycy nie wykonali jednak żadnego manewru. Po prostu pod osłoną burzy piaskowej wycofali się za Tygrys. Sztab amerykański utrzymuje, że resztki dywizji “Medina” zostały zniszczone z powietrza przez bombowce B-52. Jednak samoloty bombardowały pozycje, na których Irakijczyków już nie było. Potwierdzał to w internecie wywiad niemiecki. Po czterech dniach odpoczynku 3 Dzmech wzmocniona przez brygadę marines i jednostki 101 Dywizji Powietrzno Szturmowej (DPS) zajęły bronione przez nieliczne jednostki fedainów Kerbalę i Nadżaf.

Po dziewiątym dniu wojny obrona iracką osłabła. Na drodze do Bagdadu, pod Samawa i Babilonem jednostki amerykańskie walczyły jedynie z wycofującymi się fedainami.

31.03.03 po kilku godzinach walki zdobyto Al Kut. Sztab amerykański twierdzi że rozbił tam dywizję Gwardii Republikańskiej “Bagdad”. Wydaję się wątpliwe, aby doborową dywizję rozbito w kilka godzin. Nie wzmiankowano nic o jeńcach, zatem najpewniej były to albo tylko fragmenty irackiej dywizji albo bardziej prawdopodobne opóźniający natarcie fedaini pewnie najwyżej w sile kompanii lub batalionu. Także tego dnia Brytyjczycy wdarli się do Basry. 02 marca 03 pada opór w An Nassiriya. 03 marca 03 wojska amerykańskie podchodzą pod stolicę Iraku. I tutaj dochodzi do serii kolejnych zagadkowych wydarzeń. iracka dywizja gwardyjska “Al Nida” skupia się na obronie lotniska. Tam dochodzi do gwałtownych starć z nacierającymi Amerykanami. Walki trwają dwa dni w tym czasie, z Bagdadu wycofują się co najmniej cztery irackie dywizje gwardyjskie. Kierunek odwrotu biegnie prawdopodobnie w stronę granicy syryjskiej. Jeszcze podczas wojny sami Amerykanie twierdzili, że rozbili wszystkie irackie dywizje Gwardii Republikańskiej. Ba! śledząc z mediów bohaterski marsz wojsk amerykańskich można było się dowiedzieć, że niektóre dywizje były rozbijane kilkakrotnie. Spotkało to m.in. dywizję Bagdad (najpierw zniszczoną pod Al Kut, potem zniszczoną przez lotnictwo, następnie zniszczoną w Bagdadzie) podobnie “Medinę” zniszczono pod Nadżaf, następnie pod Bagdadem, dywizję “Al Nida” zniszczono gdy zmierzała z Tikritu do Bagdadu ( przez naloty lotnicze), następnie w zachodnim Bagdadzie, a potem pod lotniskiem. Niemniej już po wojnie sami Amerykanie stwierdzali, że właśnie podczas drugiego dnia obrony bagdadzkiego lotniska ze stolicy wycofały się nienaruszone dywizje irackiej gwardii. Tajemnicą poliszynela jest, że także lotnisko nie zostało zdobyte lecz zajęte, gdy opuściły go ( o poddaniu się nawet w mediach nie wspomniano) siły “Al Nida”. Prawdopodobnie było to wynikiem porozumienia między dowódcami Gwardii Republikańskiej, a siłami Amerykańskimi. To tłumaczy także fakt, iż wśród poszukiwanych najważniejszych Irakijczyków nie było dowódców doborowych jednostek irackiej armii.

Po wycofaniu się Gwardii Republikańskiej, obrona stolicy spadła na garstkę fedainów i nielicznych żołnierzy zagranicznych oraz część uzbrojonych cywilów. Nic dziwnego, że Bagdad został wkrótce zajęty. Podobnie w paru następnych dniach upadła obrona Basry, poddano Mosul i stojącą u jego bram iracką 1DP. Zdławiono także szybko opór nieregularnych sił irackich w Tikricie. Tak zakończyła się wojna z Irakiem, która na sam koniec pozostawiła szereg nie podnoszonych nigdzie odpowiedzi na pytania:

Dlaczego Irakijczycy zaprzestali obrony po 29.04.2003, czyli broniono się tylko 9 dni ? Dlaczego nie broniono Bagdadu? Gdzie się podziały Irackie dywizje Gwardii Republikańskiej ? Gdzie podziało się większość irackiego ciężkiego sprzętu? Nie przejęto ani nie odnaleziono tysięcy sztuk ciężkiego sprzętu dywizji “po których ślad zaginął”(ponad 1500 czołgów, blisko 2000 transporterów, ponad 1000 jednostek artylerii). Po wojnie w “odnawianej” pro amerykańskiej armii irackiej znalazło się raptem niespełna 200 czołgów i transporterów spośród byłych opuszczonych i nie zniszczonych jednostek. Gdzie są irackie samoloty bojowe ? Podczas wojny w powietrzu nie znalazł się ani jeden samolot czy śmigłowiec iracki. Po wojnie w jednej z baz odnaleziono kilkanaście zakopanych w piachu samolotów irackich. Z tym, że były to samoloty niesprawne technicznie. Gdzie jednak “odleciało” ponad 350 samolotów i śmigłowców.

Podczas tej wojny wojska i media zachodnie zastosowały znaną z wojny w 1991 taktykę. Armia – dokonywała szybkie marsze przez nie bronione tereny, a mediach opisywały walki, do których nie doszło. Za to we wszystkich relacjach podkreślano przydatność i skuteczność nowoczesnych środków bojowych od “amunicji inteligentnej” po środki łączności i rozpoznania. Nie przeszkadzało w tym to, że jak podkreślały wojskowe źródła niemieckie i francuskie Amerykanie mieli problemy z określeniem pozycji całych irackich związków taktycznych, a bombardowania odbywały się najczęściej po omacku, na nie zajmowane przez Irakijczyków tereny.

Sumując nie wiadomo dlaczego broniono Iraku tylko drobną częścią wojsk oraz dlaczego szereg jednostek dyslokowano w dużych odległościach od linii frontu. Co więcej na południu kraju, gdzie jak było wiadomo przed inwazją – skierowane zostanie główne uderzenie, skoncentrowano raptem 5 dywizji. Na północy gdzie wiadomo było, że do ataku nie dojdzie znajdowało się 7 dywizji. Inne jednostki często zupełnie bez sensu stacjonowały do końca wojny, na granicy z Iranem, czy na granicy z Syrią. Irakijczycy bronili się i to całkiem skutecznie przez kilka pierwszych dni. Następnie opuścili dogodne pozycje obronne i miasta (al Kut, An Nassirija, Kerbela, Nadżef). Amerykanie miast tych nie zdobyli. Już w parę tygodni po wojnie stało się jasne, że dowódcy Gwardii Republikańskiej wycofali swe jednostki. Lecz czy była to zdrada? Czy cała obrona nie została ustawiona pod atakujących ? Kto za to odpowiada ?

Oczywiście albo dla pozorów, albo dla twardszych warunków negocjacji Irakijczycy przez 9 dni pokazali, że mogą skutecznie stawić opór (Amerykanie nie zatrzymali ofensywy na 4 dni ze względów taktycznych, lecz ze względu na straty). Porzucenie pozycji obronnych jeszcze przed Bagdadem, wycofanie z udziału większości jednostek ( pod koniec walczyli głównie ochotnicy międzynarodowi ), ich absurdalna dyslokacja, nie użycie lotnictwa- świadczyłoby o tym, że przegrana Iraku i tym razem mogła być przygotowana. Z tym, że tym razem doszła kwestia obalenia Husseina. Czy pierwszy lotniczy i rakietowy atak Amerykanów na Irak, nie podkreśla tego, że w planach amerykańskich Hussein miał być już wyeliminowany na początku ? Stało się inaczej.

Bilans strat – próba weryfikacji danych.

Co wiadomo na pewno po wojnie w Iraku. Przede wszystkim wbrew temu co się twierdzi wojska zachodnie zarówno pod kątem technologicznym, jak i taktycznym okazały swoją słabość. Dowodzi tego skuteczna obrona Iraku przez pierwszych 9 dni i rzeczywisty bilans strat wojska zachodnich i irackich.

Co wspomniano wyżej straty wojsk irackich były znikome. Z pewnością nie zniszczono armii irackiej, a nawet nie zniszczono jest znacznej części. Po wojnie z różnych stron napływały rozbieżne informacje na temat strat wśród wojsk irackich i ludności cywilnej. Amerykanie twierdzą, że zabitych zostało 4895-6730 irackich żołnierzy. Wydaje się to zaskakująco niska liczba biorąc pod uwagę ilość całkowicie zniszczonych dywizji. W samym tylko odpartym kontrnatarciu na przeprawie pod Kerbalą twierdzono że zabito 1500 żołnierzy irackich (!). Z kolei organizacje wolnościowe mówią o 50-60 tysiącach zabitych żołnierzy i nie mniejszej ilości zabitych cywilów (iracka organizacja Medact podaje liczbę od 22 do 50 tysięcy zabitych). “Guardian” czy źródła amerykańskie twierdzą, że liczba zabitych cywili od kwietnia 2003 do maja 2005 wyniosła 100 tysięcy osób. Sądzę, że oba źródła podają dane zawyżone. Podczas działań militarnych mogło zginąć od 7-10 tysięcy żołnierzy irackich, do tego należy dodać umarłych od ran i chorób czyli dodatkowe 4-6 tysięcy. Jeśli chodzi o ofiary cywilne minister zdrowia pro amerykańskiego rządu irackiego podaje, że zginęło 3274 cywili. Według danych irackich z czasu trwania działań wojennych wynikałoby, że cywilów zginęło od 6 do 10 tysięcy. O wiele wyższą ilość ofiar przynosi okupacja Iraku.

Znacznie trudniej zweryfikować straty wojsk zachodnich. Rzecz jasna i tym razem trudno opierać się na oficjalnych danych płynących ze sztabów agresorów. Według powyższych armia amerykańska straciła 432 zabitych ( początkowo mówiono o 151). Utracono 7 czołgów, 20 transporterów, zestrzelono 8 samolotów i 5 bezpilotowych statków latających. Śledząc jednak doniesienia z pola walki plus raporty sztabu irackiego, a także doniesienia prasy muzułmańskiej (Al Jazeera, Islam Onet), można za prawdopodobne przytoczyć zachodnie straty: 2200-3000 zabitych, około 140-180 czołgów (z czego ponad 20 brytyjskich Chellengerów, reszta to “doskonałe” amerykańskie Abramsy), 350-400 transporterów i bwp (w tym około 50-60 brytyjskich), około 50-60 samolotów i 80-100 śmigłowców (z czego większość to maszyny szturmowe) *

W publikowanym wiosną piśmie “Raport” w wywiadzie, amerykański generał wojsk lotniczych przyznał, ze po wojnie do kraju nie dotarło 25 maszyn AH-64 Apache. Oficjalnie Stany Zjednoczone przyznają się do utraty w czasie wojny jednej tego typu maszyny. Okazało się także, że były dni, gdy na ćwierć tysiąca używanych maszyn sprawnych było raptem kilka tych śmigłowców. Według tego samego źródła jeszcze większe straty poniosły szturmowce AH-1 Cobra.

OKUPACJA IRAKU 2003-2005

Trwająca już trzeci rok okupacja Iraku w mediach przedstawiana jest inaczej aniżeli przebieg wojny o ten kraj. W większym przybliżeniu możemy określić przebieg działań militarnych. Dzieje się tak dzięki temu, że działania te mają bardziej otwarty charakter. Z jednej strony są to tysiące zamachów i ataków na wyselekcjonowane punkty, a z drugiej strony mamy do czynienia z akcjami pacyfikacyjnymi okupantów. Te ostatnie mają różną skalę, od szeregu aktów terroru w stosunku do mieszkańców Iraku (pacyfikacje, tortury, aresztowania, rewizje) po ofensywie realizowane na szeroką skalę z użyciem wsparcia wojsk pancernych, artylerii i lotnictwa. Podczas tych ostatnich, w tym szturmów na Falludżę, walki w Nadżafie, czy w przypadku ofensyw w pobliżu granicy syryjskiej dochodzi do eksterminacji ludności cywilnej (naloty i ostrzał artyleryjski obiektów cywilnych – nie zajmowanych przez partyzantów), mordowanie mężczyzn, bez względu na potencjalną przynależność do ruchu oporu, rozstrzeliwanie rannych i jeńców. Z oczywistych względów działanie takie okryte są tajemnicą. W konsekwencji tego nie sposób w pełni dokładnie odtworzyć przebiegu działań wojskowych, natomiast podobnie jak podczas wojny trudno określić wielkość strat po obu stronach. Do mediów sporadycznie przedostają się komunikaty irackiej partyzantki, islamskich serwisów prasowych, czy niezależnych dziennikarzy. W przypadku tych ostatnich okupanci stosują terror z morderstwami włącznie. Jednak to oni donoszą o mordowaniu jeńców i cywili (jak choćby podczas zdobycia Falludży w listopadzie 2004) czy odkrywaniu masowych grobów żołnierzy amerykańskich i najemników. Za te ostatnie jak wspomniano dziennikarzom przychodzi płacić najwyższą cenę. Spotkało to między innymi Marena Dawl’a dziennikarza Agencji Reutera .

Niemal od razu po zajęciu przez Amerykanów i ich sojuszników Iraku rozpoczęła się wojna partyzancka, czy jak to się teraz modnie określa w kręgach wojskowych: wojna asymetryczna. Działania tego typu od początku przybrały charakter głównie partyzantki miejskiej, opartej na rozmaitych formach ataków na patrole, posterunki, konwoje, pojedynczych żołnierzy i dygnitarzy. Aktywność bojowników irackich od samego początku okupacji była spora. Od kwietnia 2003 do jesieni 2005 dziennie w Iraku dokonywało się od 20 do 90 zamachów i partyzanckich akcji zbrojnych. Przy czym od połowy 2004 liczba ataków raczej nie spada poniżej 70-90 dziennie, a w jednym z rekordowych tygodni doszło do 3000 ataków ! Statystyki te są dowodem niesamowitej intensywności prowadzonych działań partyzanckich, która to intensywność przewyższa aktywność polskiej partyzantki podczas II Wojny światowej czy działań w Wietnamie . Trudno jednak śladów tej intensywności szukać w oficjalnych mediach. Przykładowo między 4 marca 2005, a 2 kwietnia przeprowadzono w Iraku około 2500 ataków i zamachów. W tym samym czasie w polskich mediach ( telewizja, internet, radio) wspomniano o raptem 40-45 atakach (czyli 2%). Czy zatem za pomocą mediów dowiedzieliśmy się tylko o największych (z największa ilością ofiar) zamachach? Czy może o tych, w których w ogóle były jakieś ofiary? A może o tych, które służby wojskowe USA pozwoliły nagłośnić?

Pytania te znajdują swoje uzasadnienie jeśli chcemy rzetelnie odnieść się do realnie ponoszonych przez wojska okupantów strat oraz rzeczywistych kosztów wojny. Wydaje się mało prawdopodobne aby tylko w co czterdziestym zamachu czy ataku dochodziło do strat po stronie wojsk okupanckich czy żołnierzy i policjantów reżimu irackiego. Jednak tak właśnie pragnie to przedstawić strona amerykańska, ponieważ tylko spośród tych zamachów liczone są oficjalne straty żołnierzy amerykańskich i pozostałych okupantów. Media najczęściej donoszą o atakach dokonanych przez samochody pułapki lub zamachowców samobójców. Jednak samochody pułapki oraz miny wysadzane zdalnie stanowią blisko 20% wszystkich ataków. Z pewnością ataki te powodują największe straty i największe ilości ofiar, lecz jak widać przy pomocy mediów dowiadujemy się tylko o co dziesiątym z nich. Czy zatem w przypadku pozostałych 90% zamachów przy pomocy bomb pułapek oraz 97.5% pozostałych wszystkich partyzanckich akcji zbrojnych nie dochodzi do żadnych strat po stronie żołnierzy USA, milicjantów i gwardzistów irackich i pozostałych wojsk okupacyjnych?

Tak z pewnością chce propaganda proamerykańska. Można spróbować zweryfikować te informacje. Dokonamy tego głównie w oparciu o doniesienia specjalistycznej prasy wojskowej - czyli źródła, którym najczęściej zależy na utrzymaniu propagandowej opcji informacyjnej.

POSZLAKI WSKAZUJĄCE NA ZANIŻANIE STRAT WŁASNYCH W WOJSKACH OKUPACYJNYCH.

Pierwsza poszlaka dotycząca relacji między ilością ataków, a nie współmiernie małymi stratami już została wspomniana. W myśl jej należałoby przyjąć, że realne straty Amerykanów są kilkukrotnie wyższe niż się podaje. Dodać należy, ze zupełnie sporadycznie podaje się wielkość strat po stronie żołnierzy i milicjantów irackich. Jest to o tyle istotne, że mniej więcej od połowy roku 2004 są oni głównym celem ataków. Także wśród nich dochodzi do największych strat w zabitych i rannych.

Drugą poszlaką o której w kwietniu-czerwcu 2004 rozpisywały się polskie media wojskowe jest ilość zniszczonych w Iraku Hummerów. Ten lekko opancerzony samochód terenowy jest jednym z częstszych celów ze strony bomb pułapek czy ostrzału granatnikowego. Od kwietnia 2003 do maja 2005 w Iraku zniszczono blisko 1000 sztuk tych samochodów! Aby zniszczyć Hummera nie wystarczy go ostrzelać z karabinów. Tak, więc wspomniany tysiąc samochodów terenowych utracono bezpowrotnie - innymi słowy po ataku takowy samochód nie nadawał się do żadnego remontu. Potwierdzają to liczne zdjęcia z Iraku, na których można było zobaczyć futurystycznie poskręcane kupy złomu, które przed atakiem były samochodami terenowymi. Teraz kolej na pytanie: jakie szanse przeżycia ma 3-7 osobowa załoga takiego pojazdu po dokonaniu tego typu ataku? Pytanie to jest zasadne przyjmując założenie, ze partyzanci iraccy wysadzali w powietrze patrolujące, a nie zaparkowane Hummery. Założenie takie jest raczej wysoce prawdopodobne. W takim ujęciu ilu naprawdę mogło zginąć Amerykanów tylko w samych Hummerach ? Najprawdopodobniej jest to liczba przewyższająca sumę 1500 osób, a taką liczbę zabitych żołnierzy amerykańskich (w maju 2005) podawał Departament Obrony USA. A należy pamiętać, że do owego czasu w Iraku miało miejsce około 25 tysięcy partyzanckich ataków, z czego adresatem przynajmniej 50-66% z nich były wojska amerykańskie. Tym samym wynika z tego, że Hummery stanowiły raptem co 15 cel ataku/zamachu.

Kolejny ślad mówiący o zaniżaniu strat amerykańskich dotyczy transporterów opancerzonych najnowszej generacji Stryker. Mimo tego, że o pojeździe tym wspomina się jako o ofierze szeregu ataków, nie wspomina się jednak ilości zniszczonych transporterów. Jeżeli o wspomnianych wyżej Hummerach nie mówi się jako o nie przydatnych mimo wielkości strat rzędu 20-25% ogólnego stanu, to jaki procent Strykerów zniszczono, spośród 200-300 znajdujących się w Iraku, skoro w senacie USA doczekały się one niepochlebnych opinii?

Istnieje kilka tropów, z których wynikałoby, że Amerykanie od pewnego czasu w ogóle nie podają do oficjalnego obiegu informacji o niektórych własnych stratach sprzętu. Prawdopodobnie momentem przełomowym były wiosenne miesiące roku 2004. Od początku owego roku do mediów przedostawały się w miarę regularnie informacje o stratach ciężkiego sprzętu. W styczniu media podały o stracie 5 śmigłowców i 2 czołgów. W marcu w ciągu jednego tygodnia wysadzono w powietrze dwa czołgi M-1 Abrams. Reakcja sztabu wojsk lądowych USA była gwałtowna (donosił o tym “Raport”01/2004). Amerykańscy generałowie zażyczyli sobie, aby więcej o tego typu informacjach nie donoszono prasie, a dziennikarzy postanowiono szczelniej odseparowywać od miejsc zamachów. Prawdopodobnie rozkaz ten został wprowadzony w życie, ponieważ od tamtej chwili w mediach pojawiła się już tylko jedna wzmianka o atakach na amerykańskie czołgi. Niemniej wzmianka o kuriozalnym znaczeniu. Miesiąc później dwa czołgi Abrams zaatakowano nocą, przy pomocy starego granatnika RPG -7 ale z nową głowicą. Skutek był taki, że udało się jednym strzałem przebić boczny pancerz Abramsa. Co ciekawe jak doniosła prasa, czołgiści ostrzeliwali partyzantów po omacku. Tym samym, pod jedną z wiosek irackich nie tylko legł w gruzach mit o "super nowoczesnych pancerzach zachodnich", ale także o nowoczesnym wyposażeniu wojsk w urządzenia termowizyjne, dające możliwości prowadzenia walki w nocy. Jak widać amerykańskie czołgi nie tylko nie miały termowizorów, ale nawet noktowizorów. W każdym razie kwiecień 2004 był ostatnim miesiącem kiedy wspomniano o stratach w sprzęcie pancernym ( poza przestrzelonym Abramsem) tego miesiąca przyznano się do straty 6-9 transporterów M-113. Czy podobną taktykę medialną zastosowano w odniesieniu do sprzętu innych rodzajów wojsk. Także kwiecień 2004 to ostatni miesiąc gdy doniesiono o licznych zestrzeleniach amerykańskich śmigłowców (4-6 sztuk). Od tamtego czasu trudno znaleźć w mediach informację o tego typu stratach, chyba że zestrzelony śmigłowiec czy samolot ewidentnie spada przed oczami reporterów i dziennikarzy. dzieje się tak mimo tego, że intensywność ataków irackich nie maleje. Informacje o spalonych czołgach i strąconych śmigłowcach pochodzili nierzadko z miesięcy (styczeń 2004, marzec 2004) gdy dziennie dochodziło do "raptem" 30-40 zamachów. Poza amerykańskim sprzętem pancernym także sprzęt iracki pada ofiarą ataków. Ale i o nich ciężko szukać wzmianek w oficjalnych mediach. Tylko czasem z drobnych fragmentów prasy wojskowej można się dowiedzieć że np. wojsko irackie w ciągu niespełna roku straciło na minach 4 z 80 transporterów MTLB. Nie wiadomo także dlaczego nawet dane oficjalne podawane w mediach, czy wychodzące ze sztabu USA różnią się od siebie. W różnych miesiącach walk podawane są rozmaite liczby dotyczące zabitych i rannych. Rozbieżności w zabitych nie są zbyt wielkie sięgają czasem od paru do dziesięciu osób. Większe rozbieżności pojawiają się w informacjach na temat ilości rannych. Na przykład w kwietniu 2004 w zależności od źródeł podawano ich liczbę od 500 do 1213 osób. Zastanawia także dlaczego po zestrzeleniu brytyjskiego samolotu transportowego Hercules (styczeń 2005 roku ) w wojskowych źródłach pokazała się notka o 102 ofiarach śmiertelnych, z kolei później Departament Obrony USA liczbę zabitych Brytyjczyków w ciągu całego stycznia, w zestawieniach ujął jako 10 osób.

O podawaniu niepełnych strat przez Amerykanów świadczy konfrontacja ich informacji prasowych z wiadomościami pochodzącymi choćby z Niemiec. A jest to na tyle istotne, że w Landshut w Niemczech znajduje się zespół szpitali wojsk amerykańskich gdzie przewożeni są ciężko ranni żołnierze tego kraju. I tak Amerykanie oficjalnie podają, że do stycznia 2005 roku do szpitali tych trafiło 6210 żołnierzy amerykańskich. W tym samym czasie raport Adrian Harring Domestic Intelligence w oparciu o dane niemieckie podał, że liczba rannych w szpitalach na terenie Niemiec wyniosła do tego czasu 22 tysiące żołnierzy, z czego aż około 7 tysięcy zmarło! Niejasności wokół liczby rannych przewożonych do Landshut widać również w bardziej codziennych relacjach. Po szturmie na Falludżę w listopadzie 2004 roku, sztab amerykański przyznał się do 7 zabitych i 20 rannych (przewiezionych do Niemiec). Lecz dzień później niemieckie agencje doniosły, że do Landshut przewieziono aż 140 ciężko rannych Amerykanów. Dopiero po tym oświadczeniu sztab amerykański poprawił swoją informację.

Co warto dodać, to to, że według oficjalnych danych amerykańskich średnio na jednego zabitego żołnierza amerykańskiego przypada 8 rannych w tym blisko połowa ciężko. Informację tę nie podano w ramach przybliżania czytelnikom wielkości strat w wojskach okupantów, ale za sprawą gloryfikacji skuteczności ochrony indywidualnej (kamizelki kuloodporne, chełmy, maskowanie) żołnierzy amerykańskich. Czyli znowu informacja o charakterze reklamowo marketingowym. Z kolei żołnierze iraccy jako posiadający słabsze wyposażenie w myśl tekstu, mają większą ilość zabitych na podobną ilość rannych. Konkretnie na sześciu trafionych jeden zostaje zabity, z pozostałej reszty, większość zostaje ciężko ranna. .

"ZABICI NIE ZABICI", CZYLI RZECZYWISTE STRATY OKUPANTÓW W IRAKU

Przechwałki przechwałkami ale dzięki tej informacji można silić się na ocenę liczby zabitych żołnierzy amerykańskich w oparciu o liczbę rannych. I tak okazałoby się, że pod Falludżą zginęłoby nie 7, a ponad 30 Amerykanów. Do tego należałoby dodać zmarłych w wyniku odniesionych ran w szpitalach - których to strat Amerykanie nie wliczają do oficjalnych strat, a jest to liczba sięgająca do 1/3 wszystkich ciężko rannych. Tak, więc ogółem pod Falludżą wojska USA straciłyby około 70-80 żołnierzy - czyli dziesięć razy więcej aniżeli głosiły komunikaty.

"Zabici nie zabici" stanowią w armii amerykańskiej stacjonującej w Iraku niemały odsetek. Chodzi nie tyko o nie wliczanych w poczet zabitych - rannych umarłych z ran, ale także do rejestrów tych nie trafiają najemnicy, których liczbę w Iraku ocenia się na około 10-12 tysięcy, oraz żołnierze amerykańscy nie posiadający obywatelstwa amerykańskiego. A od kilkunastu miesięcy do wojsk stacjonujących w Iraku rekrutację organizuje się m.in. wśród Meksykan czy osób nielegalnie przebywających w USA.

Przybliżoną ocenę strat amerykańskich w Iraku można zatem oprzeć na podstawie wyliczeń analogicznych do tych przeprowadzonych powyżej. Do stycznia 2005 ilość ciężko rannych szacowana była na 22 tysiące żołnierzy, z czego umrzeć miało około 7 tysięcy. Jeżeli ciężko ranni ( według samych Amerykanów) stanowią prawie połowę rannych to prawdopodobnie liczba wszystkich rannych sięgałaby około 50 tysięcy żołnierzy. Jak wspomniano na 1 zabitego przypada średnio 8 rannych. Czyli do zabitych należałoby jeszcze dodać około 6 tysięcy żołnierzy. Sumując w Iraku do stycznia 2005 zginęło prawdopodobnie około 13-14 tysięcy żołnierzy amerykańskich. Natomiast liczba ta do listopada tego roku mogła wzrosnąć do wielkości 15-16 tysięcy zabitych i 55-60 tysięcy rannych. Dane ze stycznia potwierdzałyby inne niezależne źródła. Według irańskiego generała majora R. Safaviego do stycznia zginęło 10600-14000 żołnierzy amerykańskich.

Do pełnych strat należy dodać jeszcze zaginionych i dezerterów. Dezercję w chwili obecnej ocenia się na 3-4% liczebności wojska, czyli około 5 tysięcy żołnierzy. Liczba zaginionych jest nie znana. Niemniej łączne straty amerykańskie od początku okupacji mogą sięgać od 75 do 85 tysięcy żołnierzy.

Trudniej ocenić straty w sprzęcie, choćby ze względu na opisane już utajnianie tych danych. Informacje te można oprzeć na kilku przesłankach: danych oficjalnych do chwili gdy informacje takie nie stały się w zupełności cenzurowane, niektórych danych, które między wierszami można znaleźć czasem w prasie militarystycznej.

Na przykład według parokrotnie podawanych danych w polskich pismach wojskowych, Amerykanie do wiosny 2005 utracili blisko 1000 samochodów terenowych Hummer. Według tych samych źródeł w wyniku ataków partyzantów irackich ciężkie straty notowano wśród transporterów i bojowych wozów piechoty, niszczonych z ręcznych granatników i wysadzanych na minach. Ilości te musiały być znaczne skoro zatrwożyły senatorów amerykańskich i samych sztabowców, którzy na gwałt zaczęli doopancerzać pojazdy. W oparciu o powyższe można przyjąć za prawdopodobne, że straty w sprzęcie wojsk okupacyjnych ( od końca wojny do października 2005) wyniosły: 60-70 czołgów, 100-120 bojowych wozów piechoty, 300-350 transporterów, 1300-1500 Hummerów, 60-80 śmigłowców, kilka – kilkanaście samolotów.

Od mniej więcej połowy roku 2004 głównym celem ataków partyzantów stały się wojska proamerykańskiej gwardii i milicji irackiej. Do chwili obecnej ilość ataków na ich jednostki można oceniać na ponad 20 tysięcy zamachów. Co więcej skutki tych ataków są o wiele bardziej krwawe, aniżeli w przypadku zamachów na Amerykanów. Ofiary licznych zamachów na rezerwistów, ochotników idą w tysiące zabitych i rannych. Znane są przypadki szturmów na posterunki i konwoje gwardii czy milicji w których ginęło jednorazowo po kilkudziesięciu proamerykańskich Irakijczyków. Straty w zabitych mogą sięgać do 20-40 tysięcy, rannych 100-150 tysięcy. Zważywszy, że liczebność tych sił waha się między 140-170 tysiącami ludzi, straty takie uznać należy za bardzo wysokie. W jednostkach tych istnieje zatrważająca dezercja. W kwietniu 2004 oceniana była na 83% stanu jednostek, obecnie waha się na 30-50% stanu! Tylko podczas szturmu na Falludżę zdezerterowały 2 bataliony irackiej gwardii. Z planowanych do sformowania 9 dywizji gwardii, w ciągu dwóch lat udało się utworzyć jedynie 3 takie związki. Oficjalnie jeszcze w październiku mówiono o sformowaniu już 120 batalionów wojsk irackich. Donald Rumsfeld skomentował ten fakt, że tylko jeden (!) batalion jest gotowy do samodzielnych działań (bez wsparcia Amerykanów). Nie wiele zmienią ciągłe dostawy uzbrojenia dla tych jednostek, przesyłane z USA, Kataru, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Polski, Węgier, Czech, czy nawet Ukrainy. Wydaje się, że jedynym elementem warunkującym istnienie tych sił jest obecność w Iraku wojsk amerykańskich.

Na koniec warto wspomnieć o wielkości ofiar wśród cywili i partyzantów. Cywile podczas okupacji giną głównie w trakcie bezpardonowych ataków wojsk amerykańskich na tereny zajęte przez partyzantów. I tak podczas szturmu na Falludżę w listopadzie 2004, zginęło raptem około 100 partyzantów irackich (z czego dużą część stanowili dobici ranni i rozstrzelani jeńcy) natomiast straty wśród cywili wyniosły aż 1000-1300 zabitych. Nie przeszkodziło to propagandzie amerykańskiej stwierdzić, że wszyscy zabici w Falludży byli partyzantami, cóż z tego, że większość stanowiły kobiety, starcy i dzieci... Straty wśród cywilów to także skutki zamachów bombowych. Pytanie tylko, czy są one wynikiem walk między sunnitami i szyitami ? Czy może skutkami prowokacji? Ta druga sytuacja wydaje się uzasadniona nie tylko realizowaną przez Amerykanów i ich sojuszników polityką typu “dziel i rządź”, ale realiami tego rodzaju jak złapanie (przez irackich gwardzistów) dwóch brytyjskich agentów podczas podkładania bomby w miejscu publicznym. Po czym w stylu brawurowych akcji rodem z filmów holyłódzkich nastąpiło odbicie zatrzymanych przez brytyjski czołg. Z drugiej strony straty podawane przez niektóre agencje zachodnie wydają się zawyżone. Mówią o 100 tysiącach zabitych cywili. Od momentu rozpoczęcia okupacji prawdopodobnie zostało zamordowanych 20-30 tysięcy cywili. Także w przypadku partyzantów dane amerykańskie zdają się być mocno przesadzone. Niedoszacunkowane jeśli chodzi o wielkość ruchu oporu, który ocenia się na 20-40 tysięcy ludzi. Sądząc po intensywności ataków oraz wielkości przez partyzantów opanowanych terenów wydaję się, że w działaniach zbrojnych wraz z ich logistycznym zabezpieczeniem może brać udział nawet do 100 tysięcy ludzi. Straty wśród nich z pewnością są wysokie, choćby ze względu na ilość zamachów samobójczych, jednak z pewnością nie tak duże jak chcieliby tego Amerykanie. Do te pory mogło zginąć około kilku tysięcy partyzantów.

JUGOSŁAWIA 1999

Wojna z Jugosławią była końcowym akcentem siłowego rozerwania Jugosławii na pomniejsze państwa. Było to bezpośrednim skutkiem nie przyjęcia przez ten kraj w 1991 “propozycji nie do odrzucenia” w postaci programu dostowawczego sygnowanego przez Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. W Polsce plan ten nazwano “planem Balcerowicza”. W Jugosławii program dekonstrukcji gospodarki i finansów nie znalazł uznania wśród elit politycznych. O szczegółach historii Jugosławii w ciągu ostatnich parunastu lat opisuje internetowa książka Piotra Beina “ “.

W tym miejscu pragnę skupić się jednak na samym przebiegu działań militarnych NATO wobec Jugosławii, która nie zgodziła się na ultimatum z Rambouillet * (PBein.)

W przypadku Jugosławii zdecydowano się jedynie na uderzenie powietrzne. Stało się tak za sprawą obaw przed dużymi stratami jaki musiałyby ponieść wojska natowskie z chwilą podjęcia ofensywy lądowej i jednocześnie braku pewności co do rezultatu takiej akcji. Armia jugosłowiańska była bardzo dobrze wyszkolona, posiadała też atut w postaci trudnego zalesionego terenu górskiego. Wystarczyło to aby zniechęcić zachodnich generałów do przeprowadzenia ataku lądowego. Tym razem wojska zachodnie nie miałyby przed sobą dyktatora/współpracownika Zachodu, lecz zdecydowanego bronić swego kraju polityka i zdeterminowanej armii. Tym samym zdecydowano się na terrorystyczny atak powietrzny. Dla Amerykanów i ich sojuszników “czysty” gdyż realizowany poza zasięgiem wojsk jugosłowiańskich. Przede wszystkim dzięki, któremu można było przy stosunkowo niskich stratach własnych zadać poważne straty gospodarce i sterroryzować ludność cywilną, siejąc strach, frustrację i niezadowolenie, a o to wszak chodziło.

Fala nalotów ruszyła 23 marca 1999 roku. Wzięło w nich udział 680 natowskich samolotów bojowych. W ciągu 78 dni nalotów wykonano ponad 14 tysięcy ataków lotniczych. I tak jak zaplanowano zniszczono gospodarkę Jugosławii i wywołano panikę wśród ( “omyłkowo bombardowanej) kosowskiej ludności cywilnej.

Jednak sam przebieg tej wojny według zarówno źródeł zachodnich ( w parę lat po wojnie) jak i rosyjskich czy jugosłowiańskich dalece różni się od tego czym karmiły nas media podczas wojny. Przez pierwszych kilka dni samoloty NATO bombardowały przede wszystkim cele wojskowe. Już wówczas okazało się, że ataki te są zupełnie nieskuteczne wobec dobrze ukrytych i przegrupowanych jednostek jugosłowiańskich, które na pastwę lotnictwa zachodniego masowo wystawiło makiety sprzętu bojowego. Po niepowodzeniach nalotów na cele militarne dowództwo natowskie podjęło decyzję o bombardowaniu celów cywilnych.

Jak lotnicy Natowscy strzelali do makiet...

Od samego początku nalotów media oficjalne zgodnie podawały o sukcesach pilotów zachodnich, wielkich stratach Jugosłowian i efektywności broni zachodniej. Broń miała w mediach być przedstawiona nie tylko jako efektywna ale dodatkowo efektowna. W związku z czym agencje wojskowe public relations zadbały o dobór odpowiednich kadrów przedstawiających sukcesy natowskich pilotów i high technology. Najczęściej pokazywano uderzenia tomahawków w puste budynki koszar czy schronów. Szczególnie miło w pamięci utkwił mi moment gdy pod koniec bombardowań rozpromieniona Jolanta Pieńkowska donosiła, że lotnictwo jugosłowiańskie przestało już właściwie istnieć, a na dowód tego pokazano zdjęcia z uderzenia zachodniego pocisku w stojący na lotnisku samolot sił FRJ Bardzo efektowne wrażenie psuł fakt, że trafionym samolotem był jeden z wycofanych kilka lat wcześniej z jugosłowiańskiego lotnictwa MIG-23. Tak właśnie wyglądały sukcesy bojowe lotników natowskich. Niszczone samoloty, czołgi, transportery a nawet całe mosty okazywały się makietami. Nic dziwnego, że sekretarz obrony USA W. Cohen już po 30 dniach nalotów stwierdził, że Amerykanom i ich sojusznikom udało się zniszczyć m.in. 23 samoloty MIG-29. Wyczyn to nie bagatelny zważywszy, że Jugosłowianie przed wojną posiadali raptem 14-16 tych maszyn, a po wojnie około 10-12 (!).

...i jak bronili się Jugosłowianie

Poza makietami Jugosłowianie ustawiali pułapki wabiące rakiety kierowane na podczerwień. Rolę wabików często odgrywało kilka ustawionych obok siebie mikrofalówek itp emiterów domowej konstrukcji. System obrony przeciwlotniczej i łączności działał bez zarzutu mimo bombardowań i zagłuszania. Jugosłowianie wyłączali swoje radiolokatory, by nie stać się łatwym celem dla natowskich rakiet, a samoloty wroga śledzili przy pomocy pasywnych systemów obserwacji. Jak przyznawali sami Amerykanie systemy łączności i dowodzenia Jugosłowian przez cały czas bombardowań pozostawały w pełni sprawne.

Mimo postulowanej “bezwzględnej przewagi w powietrzu” ze strony NATO, pilotom Jugosłowiańskim udawało się nie tylko podjąć walkę (strącając kilka maszyn zachodnich) ale dokonano także dwukrotnie odwetowych nalotów na lotniska natowskie w Albanii. W wyniku czego zniszczono kilkanaście zachodnich samolotów i śmigłowców.

..i co z tego wynikło

Mizerne militarnie skutki nalotów natowskich, nie przeszkodziły konstruowaniu w mediach atmosfery absolutnego zwycięstwa. Zaraz po zakończeniu bombardowań podawano do informacji publicznej, że zniszczono 150 jugosłowiańskich czołgów, ponad 200 transporterów i blisko pół tysiąca dział. W czerwcu 1999 sztab amerykański doniósł, że straty Jugosłowian były nieco mniejsze 120 czołgów, 220 transporterów i 450 dział, i m.in. 36 baterii rakiet KUB (Jugosłowianie posiadali raptem 24 baterie tych wyrzutni). Styczeń 2000 roku przyniósł kolejne pogorszenie bilansu bo informowano o zniszczonych 93 czołgach, 153 transporterach i 389 działach. Jednak w pełni popisano się przed Kongresem USA (w chwili gdy szła walka o zwiększenie wydatków wojskowych), wówczas kongresmenom przedstawiono dane o zniszczeniu 181 czołgów, 317 transporterów i 857 dział.

Nieco inaczej straty w sprzęcie widzieli sami Jugosłowianie i niezależni obserwatorzy. Według nich stracono 13 czołgów, 18 transporterów i 20 dział. Z czego większość w walkach z UCK. Potwierdzałyby to dane agencji World Defence, która straty Jugosłowian w wyniku nalotów określiła na 6 czołgów, 10 transporterów i 7 dział. Innymi słowy na dziesięć i pół tysiąca natowskich nalotów na jugosłowiańskie cele militarne osiągnięto skutek w 58 przypadkach (pozostałe 25 celów to stacje rlok, wyrzutnie opl itp). Daje to nieprawdopodobną wręcz skuteczność rzędu 0,33 %.

Podobnie sytuacja wyglądała jeśli idzie o przedstawienie własnych strat NATO.

Oficjalnie sztab USA przyznał się do straty 3 samolotów w tym 2 w wypadkach. Źródła rosyjskie mówią o strąconych 61 samolotach, 7 śmigłowcach, 30 samolotach bezpilotowych

(bsl) i 164 Tomahawkach. Jugosłowiańskie strony internetowe (parę lat po wojnie) przedstawiają dane o zniszczeniu 143 samolotów, 41 śmigłowców, 37 bsl i 184 Tomahawkach. Zestawienia armii jugosłowiańskiej w dzień zakończenia bombardowań informowały o strąceniu 112 samolotów, 12 śmigłowców, 55 bsl i 280 Tomahawków.

Do najbardziej spektakularnych strat Natowkich należy zaliczyć zestrzelenie niewidzialnych: 4-7 samolotów F-117 i 2 bombowców B-2, oraz 6 konwencjonalnych bombowców B-52.

AFGANISTAN 2001

Wojna z Afganistanem jak wiadomo w myśl oficjalnej teorii była wynikiem ukrywania przez Talibów Osamy ibn Ladena, którego stany Zjednoczone oskarżyły o atak z 11 września 2000 roku. Niemniej jak okazało się w trzy lata po obaleniu Talibów, plany ataku na Afganistan istniały od 1998 roku. Rządy Talibów w Afganistanie nie były na rękę USA, ze względów politycznych (otwarta wrogość), kulturowych (negacja przez Talibów zachodniej kultury masowej), a nade wszystko ekonomicznych. Talibowie wstrzymali przez swój kraj tranzyt narkotyków do Europy Zachodniej, a także stali na przeszkodzie budowy ropociągu ...............

Tym samym napad na Afganistan nie był przypadkowy, odpowiednio przygotowany pod kątem propagandowym i niejasno przedstawianym w trakcie trwania wojny.

Zaskakujące ofensywy Sojuszu Północnego.

Media od początku wojny działania Sojuszu Północnego opisywały w dość znamienny sposób. Był to rodzaj hurraoptymizmu, przeplatany wykluczającymi się nawzajem informacjami.

Według danych wojskowych - na początku wojny siły sojuszu dysponowały blisko 20 tysiącami żołnierzy, wspartych kilkudziesięcioma czołgami. Zajmowali oni do 10% kraju – co mniej więcej odpowiadało stosunkowi ich sił do sił afgańskich, gdzie mówiono o ponad 40 tysiącach bojowników talibańskich 10-15 tysiącach żołnierzy z innych państw islamskich i 200-300 tysiącach żołnierzy z poboru. Już na początku października media twierdziły, że sojusz ma w posiadaniu do 20% kraju. Później informacje te podważano twierdząc, że mają 10%, a następnie liczbę tę zmniejszono do 5% .

Po rozpoczęciu bombardowań przez lotnictwo amerykańskie, 09 października 2001 DTV podał, że sojusz ruszył z ofensywą i zajął kilka procent kraju.10-11 października 2001 mówiono o zajęciu prowincji Gohwr, a 15 października 2001 poinformowano, że sojusz znajduje się 6 kilometrów od Mazar-i-Sharif, natomiast 18 października 2001 - iż toczą się walki o lotnisko pod tym miastem. Po tym fakcie mówiącym wszak o rozpoczęciu ofensywy

(prowadzonej jak widać z rozmachem) - informacje o ofensywie przestały gościć w mediach.

Kolejna informacja z tego rejonu pojawiła się dopiero 23.10. – mówiła ona, że:...ofensywa na Mazar-i-Sharif znajduje się już 60 kilometrów od miasta.... (!!!) Aby nie było wątpliwości cały czas chodziło o tę samą ofensywę, idącą z jednego (północno wschodniego) kierunku.

W potoku zwycięskiej propagandy można się domyśleć dwóch rozwiązań takiej sytuacji. Albo nie było żadnej ofensywy, albo co może bardziej prawdopodobne ofensywa była. Lecz została rozbita, a następnie odrzucona na 60 km od miasta.

Po tym między 25, a 30 października zaczęły się dostawy sprzętu ciężkiego z Rosji dla wojsk Sojuszu Północnego, oraz szkolenie nowych grup żołnierzy (najemników ?).

Tu mamy do czynienia z kolejną niejasnością. USA i Wlk. Brytania przeznaczyła dla Rosji kwotę 167 mln dolarów na wysłanie sprzętu dla wojska sojuszu. Suma to nie duża. Równowartość mniej więcej kilkunastu nowoczesnych czołgów. Lecz Rosjanie mieli przekazać nie nowoczesne, a przestarzałe czołgi T-55, bojowe wozy piechoty, transportery i rakietowy sprzęt artyleryjski. Licząc nawet zniżkowo koszt takiego sprzętu siły sojuszu powinny otrzymać raptem około paruset czołgów i BWP plus parędziesiąt wyrzutni rakiet niekierowanych. Lecz siły te i tak byłyby co najmniej dwukrotnie niższe od sił afgańskich, nie mówiąc o liczebności sił sojuszu – zwłaszcza jeśli doszło do wspomnianej ofensywy i jej załamania (straty wówczas mogły sięgnąć nawet paru tysięcy żołnierzy).

Mimo tego niespełna dwa tygodnie później nastąpił potężna ofensywa Sojuszu Północnego.

Na północ od Kabulu zmiotła ona (lub zamknęła w okrążeniu pod Kunduz) około 30-40 tysięcy żołnierzy afgańskich. Co więcej uderzyła na dwóch kierunkach: na Kabul gdzie wojska pokonały odległość kilkuset kilometrów w półtora dnia oraz na zachód (kierunek Herat ) a następnie na południe, kierując się na Kandahar.

Z militarnego punktu widzenia ofensywa taka jest nie do pomyślenia, jeśli założyć iż siły sojuszu posiadały taką liczebność jaką podawano i były wyposażone w sprzęt równowartości przekazanej pomocy pieniężnej.

Aby dokonać takiej ofensywy potrzeba było nie tylko co najmniej 100-200 tysięcy żołnierzy (czyli 10-15 razy więcej aniżeli sojusz posiadał kilka tygodni wcześniej). Należałoby też posiadać potężne siły pancerne i zmotoryzowane aby móc przełamać obronę (zwłaszcza na wąskich drogach Afganistanu), a przede wszystkim aby poruszać się z prędkością do 20-30 kilometrów na godzinę przez kilkadziesiąt godzin 1000 czołgów i bojowych wozów piechoty i transporterów, oraz wsparcie lotnictwa. Teoretycznie jest to możliwe – wszak Rosjanie mogli przekazać więcej sprzętu (niemal za darmo). Zdjęcia z frontu pokazywały nie tylko przestarzałe czołgi T-55, lecz także nieco nowsze T-62 (bez oznaczeń taktycznych). Lecz niemożliwe jest przeszkolenie tak dużej ilości załóg czołgowych a tym bardziej śmigłowców w ciągu dwóch tygodni. Skąd więc wzięto dziesiątki tysięcy nowych żołnierzy ? Czyżby Rosjanie i żołnierzy mieli na sprzedaż ? Tymczasem w połowie listopada Rosjanie oficjalnie dementowali, że ich SU-27 biorą udział w nalotach na Afganistan.

Odpowiedzi toną w domysłach, w każdym razie Sojusz Północny o własnych siłach nie mógł nawet marzyć o zrealizowaniu takiej ofensywy. Prawdopodobnie w Afganistanie zgromadzono regularne siły USA i sprzymierzeńców (samych jednostek specjalnych typu GROM NATO mogło tam wysłać do 5-6 tysięcy, plus ewentualne wybrane jednostki amerykańskiej piechoty morskiej, sił powietrzno desantowych i piechoty górskiej być może kilka-kilkanaście tysięcy żołnierzy). Nie wyjaśnia to konieczności obsługi masowej ilości sprzętu rosyjskiego. Bardziej prawdopodobnym wydaje się, że siły sojuszu zostały wsparte

(a raczej zdominowane) najemnikami z Uzbekistanu, Tadżykistanu i Rosji, a być może nawet regularnymi jednostkami wojskowymi Uzbekistanu. Wiadomym jest, że jednostki specjalne tego kraju operowały na terenie Afganistanu jeszcze przed wylądowaniem tam sił USA i Wlk. Brytanii. Potwierdzałby to fakt, iż po dokonanej ofensywie, przywódcy Sojuszu zaczęli mocno akcentować, konieczność wycofania obcych wojsk z własnych szeregów. Przy czym media skomentowały to, że chodzi o nieliczne oddziały angielskie i amerykańskie.

Czystki pod nosem, ale nie na oczach zachodnich żołnierzy i dziennikarzy.

Jak wiadomo po ofensywie i zajęciu około 50-70% kraju, w wielu miastach doszło do czystek. Zwycięzcy mordowali jeńców wojennych oraz ludność cywilną opowiadającą się za Talibami.

O ile wcześniej media skarżyły się na brak możliwości weryfikacji danych na temat ofiar w cywilach po stronie afgańskiej ze względu na brak dziennikarzy zachodnich, o tyle teraz mimo przebywania tam owych dziennikarzy zabrakło szczegółowych doniesień na temat tych rzezi. 15 października 2001 DTV podał, że rzeziom nie mogą także zaradzić nieliczni żołnierze amerykańscy. Pomijając fakt, że wówczas żołnierze sojuszu byli zapewne już mniejszością w tych wojskach. W takim razie należy przypuszczać, że czystki wśród pro talibańskich Afgańczyków były w pełni kontrolowane przez wojska USA i przemilczane przez dziennikarzy (o dziwo ginących w tym czasie niczym muchy ).

Tym samym konflikt w Afganistanie przerodził się w krwawą wojnę domową kierowaną z zewnątrz, a trwającą do dziś.

* według Nowej Techniki Wojskowej gdzie opublikował tekst “Kampania iracka, wstępne refleksje” skąd pochodzi cytat - “Niezależny ekspert w dziedzinie strategii. profesor Akademii Narodowej, prof.dr.hab. gen.”

Rafał Jakubowski
2007 Oficyna Wydalnicza "Bractwo Trojka"

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.